Po czym poznać, że "uczony" chrzani
Dziś zajmiemy się pseudonauką oraz tym, jak pseudonaukę rozpoznać. Temat ten jest moim zdaniem szczególnie istotny, gdyż niestety od jakiegoś czasu atakowani jesteśmy przez jej strumienie. Pół biedy, jeśli jest to historia (która jednak stanowi narzędzie propagandy, więc po jakimś czasie może z tego wyrosnąć cała bieda), ale tego typu przekonania serwowane są też w naukach mogących mieć bezpośredni wpływ na nasze zdrowie i życie jak np. medycyna i dietetyka.
Po czym więc poznać, że uczony chrzani?
Wbrew pozorom jest to stosunkowo proste, wystarczy tylko przyjrzeć się argumentom naszego ?uczonego?. Jeśli w jego tekście pojawia się jeden z następujących chwytów, to najpewniej mamy do czynienia nie z ?uczonym? ale ze zwykłym maniakiem:
1) Przełomowe odkrycie, którego nie opublikuję
Pierwszym i najczęstszym argumentem różnego rodzaju pseudonaukowców jest powoływanie się na wyniki badań prowadzonych często przez siebie (a niekiedy przez innych badaczy), których to badań nikt nie widział. ?Uczony? tego typu publikuje daleko idące wnioski, powołując się albo na rzekomo prowadzone badania i ich wyniki, albo też na wyniki innych badaczy, które to wyniki pozostają nieznane, albo na badania, których wynik zna z góry, których przeprowadzenie jest tylko formalnością, ale jacyś źli ludzie uniemożliwiają mu to... W efekcie więc źródła są nieznane, bo ?zaginęły?, ?zostały skonfiskowane przez Niemców?, ?zostały zniszczone? przez jakąś rzekomą katastrofę (pożar, awarię twardego dysku etc.) lub też ?prace nie zostały ukończone? albo autor ?czeka, aż zakończy pracę by nikt nie ukradł mu sławy?.
Na razie jednak snuje swoje fantastyczne wynurzenia i publikuje je w Internecie.
Problem polega na tym, że sam fakt odkrycia jakiegoś, niezwykłego źródła, zabytku lub dokonania przełomowego odkrycia jest powodem do sławy. Prowadzący badania naukowiec ma natomiast obowiązek przed wyciągnięciem wniosków najpierw opublikować wyniki swoich badań lub źródło, na którym się opiera. Robi to po to, by inni naukowcy mogli zweryfikować jego opinię, poprawić błędy oraz wiedzieli, co skłoniło go do takich, a nie innych wniosków.
Jeśli tego nie robi, to niestety nie da się stwierdzić, czy mówi prawdę czy kłamię. W nauce obowiązuje domniemanie winy: jeśli nie udowodnisz, że coś jest prawdą, to uznaje się, że jest to fałszem.
2) Przełomowe odkrycie, którego nikt nie widział
Kilka miesięcy temu oglądałem na Youtube film (stanowiący nawiasem mówiąc główną inspirację dla tego tekstu) pana, który rozwodził się o istniejącym przed wiekami na terenach Polski królestwie (bodajże) Slawii, rządzonej przez nikogo innego, jak króla Popiela. Autor istnienie tego królestwa opierał na tekstach rzymskich, mieszając ?Germanię? Tacyta, relacje o wojnach z Markomanami, Biblię oraz wykopaliska archeologiczne. Naczelnym dowodem jakim się posługiwał była kolekcja monet która weszła w posiadanie jakiegoś badacza na krótko przez II Wojną Światową, a następnie zaginęła gdzieś w wirach historii na długo przed tym, jak badacz ten zdołał ją opisać, sporządzić katalog czy dokumentację fotograficzną.
A ja się pytam: skoro nikt tych monet od 70 lat nie widział, to skąd wiadomo, że były to monety króla Popiela, a nie np. garść Kazimierzowskich szelągów, które należą do jednych z najczęstszych znalezisk numizmatycznych na terenie Polski? Jest to znalezisko tak powszechne, że nie chcą ich nawet kolekcjonerzy (bo monety te pełniły funkcję współczesnej dwuzłotówki, mniej więcej tyle samo kosztują też na Allegro)?
Ano znikąd!
Bo tych monet nikt nie widział! Dokumentacji nie ma! Opisu nie ma! Mogą być więc wszystkim: Kazimierzowskicm szmelcem, monetami króla Popiela, płaciwem Marsjan albo zwykłym zmyśleniem.
Wniosków badawczych na niewidziane formułować jednak nie wolno.
3) Źródło nie potwierdzone / sfałszowane / błędnie interpretowane
Prawdopodobnie odnosi się to też do innych dziedzin, jednak historia jest na to szczególnie wrażliwa. Otóż: specyfika pracy historyka polega na tym, że niestety zajmujemy się działalnością człowieka. A ludzie kłamią. W efekcie czego duża część źródeł jest w mniejszym lub większym stopniu nieprawdziwa: zdarzają się w nich fałszerstwa, konfabulacje, umniejszanie lub powiększanie swoich zasług jak i zwyczajne kłamstwa.
Odpowiadać na pytanie ?dlaczego w dawnych czasach ktoś miałby podrabiać dokumenty? nie wydaje mi się konieczne.
W następstwie tego niestety historycy zmuszeni zostali do opracowania procedur eliminacji źródeł niepewnych, które mogą okazać się podróbkami. Procedury te są bardzo proste. Po pierwsze: źródło musi zostać potwierdzone przez inne źródło. Pojedyncze relacje na temat jakiegoś wydarzenia, które nie znajdują potwierdzenia w znaleziskach archeologicznych, dokumentach czy relacjach z tego samego okresu uważa się za nieprawdziwe. Po drugie: wyżej ceni się dokumenty i znaleziska, niż relacje świadków naocznych, ludzie bowiem kłamią i przekręcają, choćby po to, by stworzyć atmosferę sensacji. Po trzecie: tym źródło cenniejsze im bliższe danemu wydarzeniu. Dlatego też np. opis koronacji Chrobrego u Długosza (pisany 300 lat po fakcie) jest mało wiarygodny.
Sposoby datowania tekstów są dość skomplikowane i wymagają wnikliwej znajomości tematu. Niemniej jednak wykorzystuje się w tym następujące metody:
I ciąg dalszy oczywiście na zewnątrz:
9 komentarzy
Rekomendowane komentarze