DmC: Devil may Cry, czyli nie taki demon zły
Rzadko się zdarza żebym śledził perypetie jakiejś gry przed jej premierą. Z reguły czekam aż gra się ukaże, aż pojawią się pierwsze opinie i recenzje, po czym dopiero rozważam zakup. Z nową częścią DMC (teraz już DmC) było całkiem inaczej, bo serię darzę pewną sympatią (mimo że jakimś wielkim fanem nie jestem, jak np. z RE), a w dodatku produkcji od samego początku towarzyszyły ogromne kontrowersje spowodowane zmianą studia tworzącego i resetem marki razem ze wszystkim co do tej pory z nią kojarzymy. Ale czy obawy były słuszne? Czy gra faktycznie jest jednym wielkim rozczarowaniem, czy może jednak tchnęła w serię nowego ducha?
Wydaje mi się że można już zapomnieć o tych wszystkich perypetiach związanych z produkcją DmC, o niewyparzonym języku przedstawiciela Ninja Theory i o innych kontrowersjach. Pył wojenny opadł, zawiedzeni fani dostali swojego nowego mesjasza pod postacią Metal Gear Rising: Revengeance (którego też planuję opisać w najbliższym czasie, jak już ukończę najwyższy poziom trudności) a sam DmC zaczął już coraz częściej odwiedzać Steamowe wyprzedaże i regały sklepowe zarezerwowane dla tanich serii (pojawił się ostatnio w Premium Games). Jeśli miałbym się odnieść do tego całego zamieszania przed premierą, to nie uważam że samo NT, a dokładnie ich kontakt z klientami był dobry, ale hejt ze strony społeczności był absurdalny, krytykowane było absolutnie wszystko od momentu ukazania się pierwszego trailera. Gra dostawała 0 i 1 na metacritic nie za to jaką była grą, ale za to, że nie była kolejną częścią starego DMC, co było absurdalne. Tyle mojej opinii na ten temat, wolałbym do tego więcej nie wracać i skupić się na samej grze. Ale jak to mówią kolejarze, wszystko po kolei.
Najnowsze DmC to reboot serii, więc i historia musi zostać zrestartowana. W obecnym uniwersum demony już dawno przybyły na ziemię. Na tyle dawno, że praktycznie żaden żyjący człowiek nie pamięta tych wydarzeń. Ba, niewielu ludzi w ogóle wie że demony są na ziemi. A to dlatego że cała ludzka rasa żyje w iluzji stworzonej przez Mundusa, potężnego demona który w pod postacią silnego i wpływowego biznesmena rządzi wszystkim ze swojej wieży w centrum miasta. Mundus przez lata sprawił, że wszyscy ludzie, nawet najwyższej rangi politycy są od niego w stu procentach zależni. Od niego i jego pieniędzy. Władza, media, handel, demony kontrolują każdy aspekt życia społecznego ludzi. Wszyscy którzy wiedzą o istnieniu Limbo i ingerencji demonów w świat ziemski są przedstawiani jako terroryści i kreowani przez media na wrogów publicznych. Niektórzy próbują walczyć z oprawcą, inni mają to głęboko gdzieś. Jedną z takich osób jest Dante, koleś dla którego ostatnią interesującą rzeczą jest ratowanie świata. Zamiast tego woli imprezy, balowanie do rana, opcjonalnie zabijanie demonów które zbliżą się za bardzo do jego przyczepy. Jednak i taka sielanka się zmienia w momencie w którym poznaje Kat, jedną z przedstawicielek grupy wyzwoleńczej The Order, która niejako wymusza na nim pomoc w ratowaniu miasta z kleszczy Mundusa.
Cóż, historia ma bardzo duży potencjał. Jest dość niestandardowa i bardzo mocno odnosi się do czasów dzisiejszych i ogromnych kontrowersji związanych z inwigilacją obywateli i wpływem mediów na tworzenie obrazu świata w oczach społeczeństwa. Mundus to nie typowy boss który rządzi światem poprzez strach i terror, bardziej przez uzależnienie wszystkich od swojej osoby i swoich pieniędzy. Owszem, znajdą się jakieś nielogiczności i dziury fabularne, ale w końcu to tylko slasher. Ale nawet jak na slashery historia jest bardzo fajna. A raczej byłaby, gdyby nie największa wada tej gry: postacie. Słowo daje, tak daremnie stworzonych bohaterów nie widziałem już dawno w żadnej grze. Żadna, absolutnie żadna nie jest wiarygodna i w żaden możliwy sposób ciekawa. Tu nawet nie chodzi o to czy są irytujące czy też nie, są po prostu nijakie. Nowy Dante nie jest nawet cieniem starego zjadacza pizzy, i o ile na początku jeszcze jest na swój sposób wyrazisty (mimo że to palant który ma wszystko gdzieś) to z czasem staje się płytki i pozbawiony emocji. Niby przechodzi jakąś tam przemianę, ale przyczyny tej zmiany są całkowicie obce. Jest po prostu nijaki, manekin pełniący główną rolę w teatrze. Z innymi postaciami jest jeszcze gorzej. Kat, będąca katalizatorem zmiany Dantego jest jeszcze bardziej bezpłciowa i wyprana z emocji niż główny bohater. Patrząc na nią i jej zachowanie jeszcze bardziej niezrozumiałe są motywy Dantego. Każdy jeden demon jest tak samo pusty i nijak się ma do świetnych bossów chociażby z poprzednich DMC. Jedyna w miarę porządna postać to Vergil, ale głównie dlatego że przez całą grę utrzymuje swój image zarozumiałego buca. No i trochę bardziej na zasadzie ?na bezrybiu i rak ryba?, bo dowolna postać z innych gier Capcomu miażdży go w przedbiegach. Za postacie należy się ogromna pała, bo już dawno niczego głupszego nie widziałem. Ale jednocześnie nie da się ukryć że postacie to w slasherze rzecz drugorzędna, można przymknąć oko na wiele rzeczy o ile gra się fajnie. A jak się gra? Jeszcze nie teraz, najpierw warstwa techniczna
Co do grafiki, to wystarczyłyby dwa słowa: Unreal Engine. IMO jeden z najlepszych silników do gier (bo oferuje wysoką jakość grafiki przy jednocześnie niskiej ?zasobożerności?), ale jeden z najbardziej monotonnych. Większość gier na UE3 wygląda bardzo podobnie, i nie licząc bubli pokroju Turoka, to większość jest bardzo ładnych. Tutaj też nie jest inaczej, i gra wygląda świetnie: tekstury nie biją po oczach kantami, postacie poruszają się wiarygodnie i płynnie a ilość efektów pokroju rozmyć czy refleksów w ogóle nie sprawia że gra działa gorzej. Skoro już jestem przy grafice, to warto pochwalić twórców za warstwę artystyczną w DmC. O ile postacie są daremne i zasługują na wieczne męki w najczarniejszych odmętach piekieł, o tyle świat jest stworzony doskonale. Począwszy od Limbo, ze swoimi zmieniającymi się budynkami, przez miasto (równie dobrze wykonane) aż po świat w ?wizjach? Dantego, gdzie widać doskonale że UE3 nie jest aż tak przestarzałym silnikiem jak niektórzy uważają. Jednak na pierwszy plan wysuwa się Limbo, to jak się zmienia i przekształca, ze swoimi zniszczonymi i zarażonymi elementami scenografii, z umęczonymi duszami wychodzącymi ze ścian. Dla mnie majstersztyk, i ogromny plus dla Ninja Theory.
Ciężko jest ocenić muzykę w grach. Jest to rzecz bardzo subiektywna, i w dużej mierze zależy od tego co podoba się nam w normalnym, pozagrowym życiu. Siląc się na obiektywizm, to muzyka jest dobra. Odpowiednio dynamiczna i pasująca do tego co się dzieje na ekranie. Prywatnie? Podkład jest doskonały. Od dawna jestem fanem Combichrist, i zarówno kawałki klasyczne jak i te nowsze, bardziej metalcore?owe są świetne. Podobnie boss theme?y zrobione przez zespół Noisia. Chociaż te drugie są mocno dubstepowe, a ten gatunek bywa bardzo irytujący dla niektórych. Ale jak wspomniałem na początku, odbiór soundtracku to rzecz czysto subiektywna, więc można powiedzieć że się nie podoba, ale że jest nieudany to już niekoniecznie. Dla mnie jest bardzo dobry i od dawna mam go na płycie CD (bardzo fajne, dwupłytowe wydanie).
Historia jest, grafika jest, muzyka jest, więc można w końcu przejść do samej rozgrywki. Przydałoby się ocenić ją dwa razy: raz z perspektywy gracza będącego fanem starszych DMC, i drugi raz, okiem gracza którego DMC mało interesuje, bądź serii nie lubi. Patrząc z tej pierwszej perspektywy to gameplay jest słaby. Zabrano lock-ona, pozmieniano dużo rzeczy w samej mechanice? wszystkiego (od ciosów, przez DT na unikach kończąc), zabrano style i zdaniem niektórych, nie dano nic w zamian. Patrząc na DmC przez pryzmat DMC, to system walki jest po prostu słaby, co jestem w stanie zrozumieć. Jednak co jeśli nie jesteśmy przywiązani do poprzednich gier Capcomu? Wtedy sprawa ma się całkiem inaczej. Lepiej. Brak sztywnego systemu styli który IMO bardzo ograniczał nas w DMC3 (chcę robić uniki, to nie mogę blokować, chcę walczyć mieczem to okraja mi się opcje strzelania itd.) sprawia że gra jest bardziej płynna. Możemy kroić w powietrzu, robić ?tricki? z pistoletami, robić uniki, podwójne uniki (dzięki anielskiej broni), możemy przyciągać wrogów do nas, albo nas do nich, zmieniać bronie ?w biegu?, co ułatwia bardzo robienie przeróżnych kombosów i wiele innych rzeczy. Walka jest bardzo dynamiczna i płynna, wszystko robimy niejako z przyłożenia, i wcale nie trzeba mieć kosmicznych zdolności manualnych żeby walczyć efektywnie i efektownie. Brak lock-ona w ogóle nie przeszkadza, ani trochę. Ukończyłem grę praktycznie na wszystkich poziomach trudności (na najwyższym doszedłem do połowy, ale nie mam obecnie czasu go kończyć) i jego brak doskwierał mi tylko kilka razy, kiedy zamiast wroga w powietrzu łapałem hakiem tego najbliższego. Brak ciosów wykorzystujących lock-on zastąpiono dwoma klawiszami odpowiedzialnymi za atak: silny i słaby. Wszystkie te elementy sprawiają że walka dość szybko staje się bardzo przyjemna i na pewno dużo łatwiejsza w opanowaniu niż w poprzednich grach z Dantem w roli głównej. Mało tego, ostatnio zagrałem z nudów w DMC3 i czułem się wręcz ograniczony tym że nie mogę swobodnie korzystać z wszystkich dostępnych ruchów (style?) czy zrobić tak prostych rzeczy jak wybicie wroga w powietrze bez konieczności lockowania na nim. Nawet brak tak podstawowej rzeczy jak swobodne obracanie kamery (która przy okazji nie wariuje jak ta z np. MGR:R) był bólem na tyłku przez całą grę. Jestem w stanie zrozumieć zawód jeśli ktoś oczekiwał rozwiniętego systemu ze starych DMC, ale sam fakt że jest inny nie znaczy od razu że jest gorszy. Nie ukrywam, ma swoje wady, chociażby występowanie potworów podatnych tylko na ataki odpowiedniego typu broni (nie byłoby to problemem gdyby były to ?moce? połączone z tymi samymi ciosami, jak np. w Castlevanii LoS, ale tu bronie są różne i gra wymusza czasami na mnie granie np. toporem, którym grać nie lubię), system oceniania (który zbyt łatwo daje nam możliwość wbicia najwyższych ocen) czy średnia przydatność niektórych broni, ale ogólnie jednak moim zdaniem nowy system jest lepszy i ma większy potencjał. Można by było go jeszcze rozwinąć w kolejnych częściach, ale ze względu na zbyt niską sprzedaż takie raczej nie powstaną.
Skoro mowa o gameplay?u, to warto też wspomnieć że gra dość sprytnie wplata elementy typowe dla platformówek. Od czasu do czasu przyjdzie nam poskakać pomiędzy zawieszonymi w powietrzu elementami poziomu, wykonać dalekie skoki (jest do tego specjalny ruch) czy pohuśtać się na łańcuchach z naszych broni. Jednocześnie system nie jest jakoś specjalnie nachalny i nie przeszkadza w ogóle w odbiorze gry. Jest miłą odskocznią od ciągłego krojenia przeciwników.
Kończąc tą recenzję przydałoby się postawić dwie oceny. Jedną dla fanów poprzednich części DMC, drugą dla? wszystkich innych graczy. Zatem jeśli lubiłeś poprzednie produkcje Capcomu, tęsknisz za białowłosym Dante, i szukasz wymagającego systemu walki to tego tu nie znajdziesz. Gra zrywa z poprzednikami w praktycznie każdym aspekcie, i raczej nie będzie się podobać osobom które przyciągnął ten japoński klimat i kunszt. Jeśli jednak szukasz fajnego, acz nieskomplikowanego slashera, z całkiem przyjemnym i płynnym systemem walki, świetną oprawą, i przy okazji jesteś w stanie przeboleć daremnych bohaterów to jest szansa że przy DmC będziesz się bawił świetnie. Osobiście mam w grze nabite coś koło 50 godzin i zacząłem kończyć grę na najwyższym poziomie trudności, i na pewno będę do niej wracał jeszcze nieraz. Gdybym miał wystawić produkcji NT ostateczną ocenę to byłoby to 8/10, ale że nie lubię wystawiać ocen, to tego nie zrobię. W każdym razie polecam przynajmniej sprawdzić, bo warto.
- 12
60 komentarzy
Rekomendowane komentarze