Od czasu prezentacji Splinter Cell Blacklist na ostatnich targach E3 minął już niemalże rok, a premiera zbliża się wielkimi krokami. Przez ten czas wokół gry zdążyło już nagromadzić się trochę ciekawych informacji. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu niektóre z nich okazały się całkiem pozytywne. Dziesiątą część cyklu poświecę więc wróżeniu z fusów i poszukiwaniu promyczka nadziei.
Nie wiem czy kiedyś jakiś developer rozczarował mnie bardziej niż Ubisoft Toronto na ubiegłorocznym E3. Z pewną dozą naiwności wyczekiwałem targów i zapowiedzi kolejnego "Splintera", miałem nadzieję na poprawę po kiepskim Conviction oraz chociaż częściowy powrót do korzeni gatunku i serii. Zamiast tego na pierwszym zwiastunie otrzymałem serie porażek i absurdalnych decyzji. Już od pierwszych sekund było widać gdzie to zmierza, bowiem gameplay rozpoczynał się w najbardziej nadużywanej ostatnio w grach scenerii: jasno oświetlonej i typowej dla bliskiego wschodu wiosce z kupy i namiotów - Fisher niczym Hitman wkrada się do namiotu, ładuje w bardzo efektowny sposób dwie zabójczo celne kulki w głowy dwóch turbanów, trzeciego natomiast podobno przesłuchuje, łamie mu rękę i wbija nóż w gardło. W tym momencie zauważyłem również, że nasz bohater nie mówi już głosem Michaela Ironside'a i nagle odmłodniał o jakieś 10 lat, prequel? Skądże znowu. Dalej to już totalna równia pochyła - jeszcze więcej efektowych zabójstw w biegu, które twórcy przedstawiali jako innowację. Później odbył się festiwal bombardowań, wspinania jeszcze szybsza niż w Assassin's Creed, kretyńskich założeń fabularnych i całej reszty bzdur, które ciężko łyknąć. W skrócie wyglądało to tak:
Jeśli dla fana serii Conviction było jak wymierzony mu policzek, to Blacklist musiało być jak cios łopatą, kilkukrotny. Ewidentnie było widać, że Splinter Cell ma być teraz taką grą jak wszystkie inne i ma trafić do absolutnie wszystkich - od napalonych nastolatków po kury domowe oraz ludzi z poważnym upośledzeniem umysłowym. Kilka godzin później Ubisoft zaprezentował światu Watch Dogs, więc mało kogo już interesował Assasin of Splinter Duty Stealth tpp. Skoro jednak jestem jeszcze przy narzekaniu...
Ostatnio piękna Jade Raymond - szefowa Ubisoft Toronto w wywiadzie dla Eurogamera zaprezentowała teorię według której SC stracił na popularności przez to, że jest zbyt skomplikowany dla współczesnego gracza. Ciekawostka w tym jest taka, że Conviction, przystosowany dla "każuala" sprzedał się najgorzej z całej serii. Zastanawiam się też czy obecny odbiorca jest tak durny, żeby dawać mu systemy pokroju mark & execute, dzięki którym zdolny jest wybić całe pomieszczenie za pomocą jednego przycisku? I dlaczego traktuje się klienta jak krowę, która łyknie wszystko, jednocześnie zabijając jakąkolwiek różnorodność gatunkową. Pominę litościwie fakt, że seria zmieniła realistyczne podejście na to znane z absolutnie każdego hollywoodzkiego filmu akcji. Ciężko też nazwać skradanki gatunkiem skomplikowanym. Fakt, że wymagają innego podejścia niż wszystkie spunkgargleweewee* na rynku nie oznacza, że są skomplikowane. Warto odnieść się jeszcze do popularnego w niektórych gimna...kręgach Rocka i jego materiału opublikowanego niedługo po targach E3, dotyczącego oczywiście SC: Blacklist. Twierdzi w nim, że poprzednie części wymagały zbyt wiele czasu i ostrożnego działania. Przeciętny Splinter Cell nie zajmował graczowi więcej niż maksymalnie 10-11 godzin. Widocznie więc człowiek obecnie nie usiedzi na tyłku więcej niż dwie minuty bez rozwalenia komuś czaszki lub wysadzenia czegoś w powietrze, a grę trwającą zaledwie 4-5 godzin dłużej będzie męczył przez następne dwa lata. Czy to takie złe, że niektóre gry mają wyglądać inaczej niż pozostałe i czy na pewno chcemy w każdej grze oglądać tę samą afgańską wiochę?
Porządny tryb multiplayer daje częściową nadzieję na powrót do korzeni serii.
Na szczęście gdzieś w cieniu innych niezwykle istotnych informacji o grach cały czas pojawiały się krótkie materiały twórców najnowszego Splintera. Po zapowiedzi takiej jak ta z E3 z początku ciężko było traktować ich wypowiedzi dotyczące powrotu do korzeni serii na poważnie. Dosyć szybko jednak pojawił się gameplay z targów wzbogacony o podejście odpowiadające poniekąd założeniom gatunku. Dodane zostały ogłuszenia, pokazane alternatywne ścieżki dzięki, którym można ominąć przeciwników, pojawiła się możliwość przenoszenia ciał, a do tego zrezygnowano nawet z absurdalnego bombardowania w trakcie - podobno - tajnej operacji. Pojawiły się wreszcie pamiętniki developera, które pokazały misje odbywające się w nocy, czy
"We brought back the purest hardcore version, which is, you want to ghost through the level and get through it without killing a single person. Every single thing you want to do you can do in a non-lethal way. That requires the most planning and being the most strategic.
Od długiego czasu powtarzam, że skradanki są o tyle ciekawym gatunkiem, że można bez problemu połączyć dwie potencjalne grupy odbiorców jeśli odpowiednio zaimplementuje się takie elementy jak wspomniany cytacie poziom dla największych fanów serii. Nie pojawi się więc sytuacja z Conviction, który według niektórych mógł być rozgrywany całkowicie po cichu to w pewnych momentach bardzo zachęcał, a w innych wręcz wymagał rozwalenia kilku gości za "rewolucyjnego" systemu mark & execute. W Blacklist takie sytuacje mają podobno nie już mieć miejsca.
Najświeższą informacją, a zarazem potwierdzeniem częściowego powrotu do korzeni jest powrót trybu Spies vs. Mercs - jednego z najbardziej lubianych trybów obecnych w Splinter Cell Pandora Tomorrow oraz Chaos Theory, w trybie tym szpiedzy będą mieli określone zadanie, a najemnicy będą mieli za zadanie ich powstrzymać. Nie zabraknie oczywiście tego co było już obecne, czyli gadżetów, dużo cienia i zabójczo ciekawej rozgrywki różniącej się mocno od wielu współczesnych trybów multiplayer. Do dyspozycji graczy ma zostać oddany tryb klasyczny, będący niemal kropka w kropkę przeniesionym z poprzednich części przygotowany dla fanów serii. Mamy więc rozgrywkę 2 vs. 2, nieuzbrojonych szpiegów i znacznie mniej gadżetów. Wersja ''Blacklist" ma natomiast oferować znacznie bardziej dynamiczną rozgrywkę z większą ilością gadżetów, w której zmierzą się czteroosobowe drużyny. Obie grupy są zadowolone. Można? Można.
[media=]
Ciężko mi teraz powiedzieć czy najnowsza gra z Samem Fisherem zadowoli fanów skradanek. Od zeszłorocznych targów pojawiło się wiele informacji niemalże kompletnie mogących zmienić postrzeganie całej gry, dalej jednak nie zmieniły się kretyńskie założenia fabularne, magiczny sonar jakiego nie powstydziłby się Batman i ogólne podejście zbyt mocno hołdujące wymyślonej przez Raymond teorii jakby skradanki były zbyt skomplikowane. Blacklist stoi obecnie w zbyt dużym rozkroku między docelowymi grupami odbiorców. Jestem jednak niemalże pewien iż będzie to najlepszy Splinter Cell od lat. Na pewno lepszy od Conviction i prawdopodobnie również od Double Agenta. Na pewno nie zakupie gry w dzień premiery, ale będę bacznie obserwował recenzje i opinie fanów i być może kupie dla samego trybu multiplayer.
(*) Termin wymyślony przez Bena "Yahtzeego" Croshawa, mający szydzić i jednocześnie określić przynależność gatunkową niemal wszystkich obecnych generic shooterów.
8 komentarzy
Rekomendowane komentarze