W ramach małego odpoczynku od tematyki pustkowi, dzisiaj chciałbym opowiedzieć o pierwszej strategii czasu rzeczywistego, która wciągnęła mnie bez reszty i przekonała do gatunku.
Age of Empires. Gra, w której demko przegrałem więcej godzin, niż niejednego pełniaka współczesnej produkcji. Zagrywałem się w dwie (i zawsze te same) misje, w których kierować mieliśmy nic mi nie mówiącą (nawet dzisiaj) nacją Hittite.
Niezwykle podobało mi się kierowanie cywilizacją od etapu, na którym maczuga stanowiła szczyt technologii militarnej. Mam pewien sentyment do tego okresu dziejów ludzkości. Wzajemne obrzucanie się swoimi odchodami ma moim zdaniem nieco więcej klasy niż dzisiejsza debata publiczna.
Oczywiście, budynki były mniejsze od ludzi, a nasze państwo mogło liczyć najwyżej 50 obywateli (w trybie single player). Jednak to wszystko miało w sobie pewien urok. Z satysfakcją przyglądałem się pracującym w pocie czoła robotnikom. Bawiło mnie, gdy nieśli wielkie kawały mięsa zdarte ze świeżo zabitego słonia.
Niezwykle podobała mi się grafika. W tamtym czasie wydawała mi się niemal fotorealistyczna. W gruncie rzeczy myślę, że nie zestarzała się do dzisiaj - przyjemniej patrzy mi się na klasyczną, dwuwymiarową grafikę AoE 1 niż wypicowaną najnowszymi technologiami grafę 3D z najnowszych produkcji.
Nacji było całkiem sporo, ale różnice pomiędzy nimi nie były kolosalne. Mieliśmy kilka typów budowli w zależności od rejonu świata, z którego wywodziła się dana nacja, a także pewne różnice w możliwościach nacji (na przykład cywilizacja A mogła budować wytrzymalsze mury, ale nie miała dostępu do legionistów). Za nieco rozczarowujący uznaję fakt, iż wszystkie jednostki wyglądają identycznie niezależnie od wybranej nacji - zaniedbanie, które jest powtórzone także w drugiej części serii. Bolało mnie to choćby z tego względu, że widząc starcie dwóch armii, nie bylibyśmy w stanie odróżnić na przykład Choson (Chińczyków?) od Egipcjan.
Nie zmienia to jednak faktu, iż gra była wyborna i po dziś dzień moim pierwszym skojarzeniem z gatunkiem RTS jest właśnie Age of Empires. Rozwiązania, które stosowane były w kolejnych strategiach w które miałem przyjemność zagrać wydawały mi się podobne do właśnie tej gry. W związku z tym po oswojeniu się z AoE, grając w kolejne RTSy czułem się jak w domu.
Bardzo ciekawym pomysłem było wprowadzenie epok rozwoju dla cywilizacji. Grę (standardowo) zaczynaliśmy w Epoce Kamienia, a kończyliśmy w Epoce Żelaza. Z każdą epoką wiązały się różne poziomy zaawansowania technologicznego i dostęp do kolejnych jednostek. Gracz znajdujący się epokę wyżej od pozostałych miał nad nimi znaczną przewagę, więc trzeba było pilnować, aby nasza nacja nie została w tyle.
Było parę gier, które podchwyciły ideę Age of Empires i nawet rozwinęły ją nieco bardziej (z różnym skutkiem) - na przykład seria Empire Earth. Jednak nie zmienia to faktu, ze grafika EE była brzydka już w dniu premiery, a AoE podoba mi się do dzisiaj. Dużo bardziej do gustu przypadł mi Tzar, o którym napiszę może kiedy indziej, a który jest niezwykle podobny do AoE pod wieloma względami.
Na zakończenie zapytam ewentualnych czytelników: Jaka była Wasza ulubiona nacja w AoE? Ja największym sentymentem darzę Babilon.
PS: Jakby ktoś wiedział, jak po polsku mówi się na cywilizację Hittite, to byłbym wdzięczny za tą informację. Może w końcu po tych wszystkich latach skojarzę ich z jakąś istniejącą w świecie rzeczywistym nacją.
7 komentarzy
Rekomendowane komentarze