007: Skyfall - recenzja
Wczoraj wieczorem wróciłem sobie z długiego i jakże ciekawego seansu najnowszego 007, już części 23, zatytułowanej "Skyfall". Czego sama nazwa się tyczy... znajdziecie poniżej. Relacja i recenzja za chwilę. Wybaczcie, że nie utrzymałem stałego terminu "soboty" co do postu, ale niestety zmęczenie (taaa, jasne... %%%) nie pozwalało mi na trafienie w odpowiednie przyciski na klawiaturze. Osobiście Bond mnie za bardzo jakoś nie fascynuje, gdyż nie przepadam za filmami szpiegowskimi, lecz muszę przyznać, że ostatnie dwie części, jakie dano mi zobaczyć, czyli Skyfall i Quantum of Solace naprawdę trochę wykraczają poza granice tego "peerelowskiego" Bonda (proszę nie mylić z Borewiczem i 0,7 ), wnosząc zarys dobrej akcji, strzelaniny jak i nowoczesności, gdzie główny bohater posługuje się nie tylko tym, co miał do dyspozycji 20 lat temu. To pozwala mi na oglądanie tych dwóch części z pewnością, że bardziej tego zepsuć nie można.
Co ciekawe, wyczytałem na W., iż budżet najnowszej części wyniósł zaledwie 150 milionów dolarów. Piszę zaledwie, gdyż poprzednik przekroczył wartość 224 milionów dolarów. Ale zmierzam do tego, że rozmach w "Skyfall'u" jest znaczeni większy, akcja potężniejsza, a długość całej produkcji jest odczuwalnie dłuższa (skok ze 106 na 145 minut). Lokacje same w sobie nie są jakieś szczególne ? Bond tym razem przeniesie nas do Turcji, by jednak znów za chwilę chronić "M." w Londyńskiej bazie MI6. Oczywiście baza ta ulegnie zamachowi terrorystycznemu (przez kogo ? nie zdradzę) i cała agencja będzie musiała znaleźć nową kryjówkę. Za tą będą robiły, jeszcze z czasów XVIII wieku, angielskie podziemia, w których w czasie wojny ukrywać się miał sam (chyba) Winston Churchill, lecz o wiele bardziej wyposażone i nie do poznania. 007 po długim okresie, przez który uważano, że nie żyje, powrócił, by znów stanąć do walki i odnaleźć zamachowca. I tak lokacje zmieniają się bardzo odmiennie ? przez pewien okres jesteśmy w Szanghaju, by po chwili znaleźć się w Szkockim Skyfall ? miejscowości, gdzie Bond miał swój rodzinny dom. Okazuje się, że "powrót w czasie" na stare ziemie jest jedyną możliwą ucieczką od zamachowca i jedyną możliwością, aby go przechytrzyć i pokonać.
Powiem Wam szczerze, że jak na Bonda ta część zrobiła na mnie duże wrażenie. Nie jest to jednak to samo, co cztery lata temu, gdyż momentami Bond cofa się do klasyki (zamiast P99 jest PPK/S, zamiast Audi czy innego luksusowego wozu wywiadu najzwyklejszy Aston Martin DB5 z lat 60., stara willa w Skyfall z okresu wojen kontrreformacji... ) ? przez to zawiewa trochę tą ostrością, lecz w połączeniu z całą reszta filmu wydaje się to zachować umiar. Reżyser lubi się widocznie cofać w czasie, podobnie jak ja
Zabijcie mnie, ale nie pamiętam, ile dokładnie wydałem na niego w Cinema. Ale chyba coś koło 23 złociszy będzie. W każdym razie ? warto! Dla fanów Bonda poleca się niezwłocznie udać się do kin, dla fanów filmów akcji niekoniecznie ? lecz na pewno się nie zawiodą!
7 komentarzy
Rekomendowane komentarze