Krytyka Metakrytyka
To nie zemsta tylko sprawiedliwość ludowa jak mówi towarzysz Dzierżyński*.
Dzisiaj na ruszt bierzemy - co za niespodzianka! - Metacritic. Serwis, w mojej opinii, będący źródłem największego hejtu jaki może spaść na niczego nie spodziewające się wydawnictwa, gry, książki albo nawet modyfikowaną genetycznie żywność. Serwis będący domem dla dziesiątek jak nie setek tysięcy całego wachlarza trolli, pieniaczy, neokidów i innego tałatajstwa jakie - w ostatecznym rozrachunku - negatywnie wpływają na m.in. branżę wirtualnej rozrywki, w której siedzimy wszyscy. Każdy kto śledził ostatnie zamieszanie związane z Diablo 3 i niesławnym "Error 37" albo absolutny kataklizm jaki dział się w związku z zakończeniem Mass Effect 3 zna lub chociażby usłyszał o tym serwisie. Czym on jest, kiedy powstał, z czyjej inicjatywy? Moim zamiarem nie jest przybliżenie historii MC, więc tutaj muszę łaskawie poprosić o poszukiwania we własnym zakresie u cioci Wikipedii albo wujka Google
Ktoś mądry powiedział, że w polskim sejmie nie ma największego stężenia wariatów w skali całego kraju tylko ich najlepiej widać. Z Metacritic jest podobnie. Jak Internet długi i szeroki, wszędzie trafią się hejterzy, flamewar'y począwszy od oficjalnych stron poświęconej grze poprzez małe serwisy internetowe albo fora wielotematyczne (jak np. Forum Actionum ^_^) kończąc na jednostkach z Facebooka bądź Twittera. W MC jednak, przez jego popularność, najlepiej widać skalę zjawiska prezentowaną w ocenach użytkowników. Zera bądź jedynki wystawiane jeszcze przed światową premierą? Tysiące negatywnych ocen otrzymanych tylko dlatego, że jeden element zawiódł? Znajdziecie to właśnie tutaj. Choćby wspomniane wcześniej Diablo 3. Rozumiem, że mogło zawieść fanów. Rozumiem także, że skala oczekiwań po dwunastu latach było ogromna i zdaję sobie sprawę, że w momencie, w którym produkt za jaki wyłożyliśmy dwieście, ciężko zarobionych, złotych nie chce się odpalić przez przeciążenie sieci, można się wściec. Niemniej nie usprawiedliwia to skrajnej nierzetelności oraz braku konstruktywizmu i wystawiania najniższych not tylko za "Error 37" nie liznąwszy nawet właściwej gry. Aby była jasność - nie powiedziałbym złego słowa o osobie, która wystawiłaby chociażby 4 na 10, ale w swojej recenzji byłaby w stanie wypunktować wszelkie elementy jakie wedle jej zdania są niedorobione, zwyczajnie ją irytują albo czegoś w danej produkcji brakuje. Nie mylmy jednak subiektywności z rzetelnością. Żyjemy w wolnym kraju, mamy prawo do wyrażania własnych opinii, ale trzeba się jeszcze postarać, żeby nasze zdanie nie brzmiało jak pisarski chłam sklecony w pięć minut na kolanie w przerwie na kawę.
W skrócie pozostaje mi to skwitować meme'm:
Inna kwestia to już zauważalny wpływ serwisu na branżę co wyraża się chociażby w niedawnym newsie - był także na stronie głównej CDA - gdzie jednym z wymagań na przyjęcie stanowiska było posiadania w swym portfolio chociażby jednej gry jaka osiągnęła średnią 85 na Metacriticu**. Zaraz... że co? O tym czy dostanę posadę w wymarzonej firmie/branży ma decydować głos anonimowych, skorych do skrajnych opinii, przeciwnych zmianom ludzi? Olewa się całkowicie jednostkę, jej doświadczenie, możliwości, osobowość w imię opinii kolektywu? Co jest? Wracamy do czasów "krasnej rewolucji"? Nie wiem co zrobiłbym na miejscu człowieka, którego dotknęła by przykrość odejścia z kwitkiem z tak totalnie poronionego powodu, ale nie byłoby to nic cichego ani spokojnego.
Nie bez powodu wspomniałem także o zmianach a raczej ich braku i za przykład można wziąć sprawę twórców Fallout: New Vegas, którzy nie otrzymali premii w ich wynagrodzeniach, ponieważ ich gra nie przekroczyła progu 85 punktów/procent/łotewer. W jaki sposób się to łączy? Załóżmy, że na pustyni jednakowości, powielania schematów i braku innowacji pojawia się ambitne studio gotowe na pokazaniu światu czegoś Nowego. Ba, znajdują nawet wydawcę, powiedzmy, że jednego z powszechnie hejtowanych gigantów, który zgadza się na wydanie gry, ale przy okazji stawia warunek - jeśli produkcja przebije próg 85 punktów studio otrzyma dodatkowe fundusze na kontynuowanie swej działalności i tworzenia kolejnych, eksperymentalnych gier. Przychodzi premiera. Co się okazuje? Pomijając wyniki sprzedaży gra nie zyskała wystarczającego uznania recenzentów ani zwykłych użytkowników Metacritica jacy w większości wolą ten sam odgrzewany kotlet, ale w innym sosie czyli Call of Duty. Przykładowo. Jak podejrzewacie, jaką lekcję może wyciągnąć z tego ambitne, lecz skrzywdzone studio? Nie próbujemy wprowadzać nowości, ludzie wolą stare i sprawdzone rzeczy a słupki na MC nie spadają o kilka punktów. Tym samym branża nie tylko będzie stała w miejscu, ale w ogóle nie postawi kroku do przodu ze strachu. Wydawcy, w tej paranoi, kręcą bat na własny los. Prędzej bądź później go ukręcą.
Chcąc czy nie chcąc, Metacritic stał się znanym w Internecie i w pewnym sensie wpływowym miejscem, który zaczął generować wokół siebie wspomniane, negatywne zjawiska. Mam przeczucie graniczące z pewnością, że kiedyś odbiją się nam czkawką. Kto wie, może już niedługo.
---
*cytat znaleziony w odmętach Internetu, ale za ChRL nie wiem z jakiego filmu pochodzi
**nie pamiętam tylko czy miała to być średnia z profesjonalnych recenzji czy z ocen użytkowników
17 komentarzy
Rekomendowane komentarze