Street art - Wandalizm czy sztuka?
Postawione w tytule pytanie jest tematem, który przewija się w dyskusji publicznej od dłuższego już czasu. Mimo to, widząc wybitnie negatywne przedstawienie tej formy przekazu jak i artystów ulicznych używających sprayów, przez FollFa, który w swoim wpisie o subkulturach, nie zostawił na nich suchej nitki, postawiłem także napisać parę słów o tej tematyce.
Walka polityczna, czyli początki sztuki
"Mazanie po murach" jest zajęciem mogącym pochwalić się daleko sięgającą historią. Pierwsze wzmianki o napisach umieszczonych na ścianach murów lub budynków pochodzą z antyku. Już wtedy starożytni grecy i rzymianie wyrażali swoje poglądy polityczne bądź uwielbienie dla artystów i sportowców tak by widzieli je przechodnie. Także i w Polsce napisy naścienne mają dosyć długą historię wykorzystywania ich w walce politycznej. Pierwszymi, o których mamy w miarę pewne źródła były napisy wyrażające skrajnie nieprzychylne hasła dotyczące Rosji, pochodzące z początków XIX wieku, a więc czasów rozbiorów. Później informacje dotyczące naściennych haseł pojawiają się dosyć często. Warte wzmianki są tu chociażby wszystkim znane z okupowanej Warszawy takie malunki, jak znak walczącej Polski czy "Polaku pracuj powoli".
Rozwój malarstwa ulicznego i szczególnie szeroko znanej jego odmiany grafitti przypada na lata 70te XX wieku. Wtedy własnie do powszechnego użytku weszły wodoodporne flamastry. Ludzie masowo zaczęli podpisywać się na murach, tworzyć hasła polityczne, lub też często po prostu wulgarne. Szybko jednak niektórzy zaczęli coraz bardziej udoskonalać swój styl podpisów graffiti, inni zaś poszli w kierunku mniej lub bardziej udanych malunków postaci, zwierząt czy bliżej trudnych do zdefiniowania pomysłów, którymi chcieli wyrazić swój stosunek do świata i jego elementów na czele z kulturą.
Już wtedy street art i graffiti budziły spore kontrowersje. Jedni nazywali ich autorów wandalami, i obwiniali o wysokie koszta jakie szły na odmalowywanie budynków czy szczególnie ukochanych przez graficiarzy wagonów metra. Inni zaczęli dostrzegać w tym sztukę, promować najlepsze prace (jednym z pierwszych było New York Magazine, które przyznawało nagrodę TAKI'ego - jednego z najpopularniejszych w tamtych czasach autorów grafitti), a nawet prezentować je w galeriach sztuki.
Idą, idą wandale...
Wiele osób dziś dalej uznaje tę formę przekazu za wandalizm. Trudno zresztą im się dziwić. Wystarczy przejść się po przeciętnym osiedlu, by na ścianach budynków zobaczyć nieudolne próby graficiarzy, które szpecą raczej niż ozdabiają. Gdy dodać do tego jeszcze ogromną liczbę wypisanych markerami na ścianach napisów w stylu "Legia PANY", "Widzew ****" trudno jest nie zakląć pod nosem na czym świat stoi. Zwłaszcza wtedy gdy napisy takie pojawiają się na nowo malowanych ścianach czy ładnie wyglądających osiedlach.
Oczywiście napisy takie podpadają pod niszczenie mienia, za które grozi grzywna, przymus odpracowania szkód lub nawet kary więzienia w zawieszeniu, jednak zwykle sprawcy są nieuchwytni.
Trudno zapałać miłością do tak "wybitnych dzieł"
Street Art Sweetheart
Każdy kij ma jednak dwa końce. Tak jak gracze oburzają się, gdy ktoś wyszukuje jedynie negatywne argumenty w dyskusji o grach komputerowych, tak i wszystkich autorów naściennych malunków nie można wrzucać do jednego worka. Przede wszystkim należy zaznaczyć, że część z nich robi to zupełnie legalnie! Coraz więcej jest osób, które zyskują na to pozwolenie miasta, bądź właścicieli budynków. Coraz popularniejsze jest też tzw. Clean grafitti, które polega nie na malowaniu na czystych ścianach, a na czyszczeniu tych zabrudzonych w taki sposób by czyste i brudne powierzchnie utworzyły jakiś obraz.
Nawet jeśli jednak ominiemy te całkowicie legalne dzieła i przejdziemy do tych wykonywanych pod osłoną nocy - czy naprawdę można potępiać wszystkich, którzy malują nielegalnie? Mimo teoretycznego podpadania pod wandalizm, prace wielu ulicznych artystów (np. Banksy'ego) są naprawdę wyjątkowo przyjemne dla oka, a często zawierają także sporą dawkę humoru lub podtekst polityczny czy społeczny. Nie wiem jak wy, ale ja widząc dobrze wykonany malunek na starej nieremontowanej od lat ścianie jakiegoś bloku, albo chociaż zwykłą dziurę w tynku, przerobioną na jakieś zwierze za pomocą flamastra, uśmiecham się pod nosem. A niektóre z prac takich jak te przedstawione poniżej, przemawiaja do mnie bardziej, niż niejedno wiele warte dzieło z galerii sztuki nowoczesnej.
A jaka jest wasza opinia?
21 komentarzy
Rekomendowane komentarze