Z roku na rok
Rok 1994 był słodko- gorzką mieszanką. Umarł Rysiu, Cobain się zabił, a na koncercie Golden Live wybuchł pożar. Z drugiej strony przyszedłem na świat. Co prawda jako różowy berbeć z bujnymi, czarnymi włosami, ale za to wyposażony w niebieskie oczy, które rozczulały wszystkich dookoła. Istne uprzedmiotowienie ochów i achów.
W 1995 nasza złotówka zyskała na wartości. Ja spadłem, bo kruczoczarne włosięta mi spłowiały, a oczy zamiast barwy niebieskiej zyskały bliżej niezidentyfikowaną, którą chyba mam do dzisiaj. Poza tym byłem grubym dzieckiem. Tak to wygląda na zdjęciach. Pulpecik mały. Oczywiście i tak wszyscy skakali wokół mnie. Ja bym upiekł. Mięsa na pięć lat by było. Moja mama miała coś z hipiski, to też puszczała muzykę z Woodstocku, którego pierwszy przystanek zawitał w Polsce. Ojciec raczej Cure i Eltona Johna puszczał.
1996 jest mi wyjątkowo bliski. Co prawda kumałem tyle, co martwa kijanka, ale to w tym roku, a dokładnie 1 kwietnia (paradoks...) zawitał pod strzechy CD-Action który jest bardzo ważnym elementem mojego życia. W którymś albumie jest fotka, na której mały Knockersik jeszcze Knockersem nie będąc przeglądał pierwszy numer. Gdyby tak wiedział, jak w przyszłości pokocha tą zbitkę lśniących stron... CD-Action było kupione dla płyty, jednej z pierwszych w nowym komputerze.
Dla mnie, Wrocławiaka 1997 minął pod znakiem powodzi, która wstrząsnęła Polską. Ja pamiętam wyłącznie helikoptery i pana od ważnych wiadomości. Już od tego momentu chciałem zostać dziennikarzem. Cóż, mały byłem, więc wiele więcej nie pamiętam. W tym samym roku poszedłem do kochanego przedszkola nr. 48. Pochodziłem tydzień, po czym rozpocząłem wagary. Wróciłem po miesiącu. Ostro musiałem zabalować.
Co takiego działo się w 1998? Może to, że awansowałem na wyższy poziom samodzielności całkowicie sam przemierzając w autobusie trasę z Polski do Włoch. Co prawda tam już odebrał mnie ojciec, ale przyznajcie, że wysyłanie takiego chłopczyka było głupotą. I to taki kawał, po przez pół Europy. Tego roku wystartowali Złotopolscy, najnudniejszy serial, jaki znam. Oczywiście większości takowych kwiatków unikam.
1999 oznacza dla mnie tylko Harry'ego Pottera. Serię, którą darzę największym sentymentem. Historia o chłopcu, który przeżył urzekła mnie pod każdym względem. Harry później dorastał wraz ze mną. Kamień Filozoficzny wspominam bardzo miło, jak każdy inny początek czegoś wspaniałego z resztą.
2000... Zaszczytem było żyć u schyłku tysiąclecia i na początkach nowego. Zauważcie, jakiego macie farta, że przeżyliście coś tak wspaniałego. Kto przeżył, to przeżył... W roku tym odnotowano falę samobójstw. Podobna, czarna wizja szykuje się za dwa lata, ale chyba nie na taką skalę.
Ja chodziłem kompletnie podjarany Małyszem. Grałem w "Małysza", bawiłem się w Małysza... Nawet jeździłem trochę na nartkach.
O tragizmie roku 2001 pisałem w ostatnim tekście na łamach bloga zamieszczonym. Wtedy to również rozpocząłem naukę w szkole. Szlaczki, Ala ma Kota i politycznie niepoprawna Akademia Pana Kleksa... Nagle zdaję sobie sprawę, jak przepadam za trygonometrią, dysocjacjami i uczeniem się nurtów filozoficznych.
Rok 2002... Pierwsza Komunia i nowy komputer od nieżyjącego już niestety wujka. Służył mi dzielnie przez sporo lat, długo odpalając najnowsze hity. Wtedy też na dobre pokochałem gry komputerowe. Pamiętam, że nie lubiłem strzelanek. Nie wyobrażałem sobie, jak można do cholery grać z widoku oczu bohatera. Moją pierwszą strzelanką, w jaką grałem trochę dłużej była Daikatana z CD-Action. I tak jej nie przeszedłem, bo mi się nie podobała. Wówczas największym powodzeniem cieszyły się u mnie Spye, Kapitan Pazur, Kangurek Kao, Croc, Hercules i Harry Potter. Później do panteonu gigantów dołączył Tony Hawk's Pro Skater, którego kolejne części spędzały mi sen z powiek i zapewniły na długo serii miano mojej ulubionej. Nie trwało to wiecznie, ale to inna historia.
W 2003, a właściwie przed rozpoczęciem tegorocznego roku szkolnego przeprowadziłem się do innego miasta. Brutalne zerwanie z dotychczasową rzeczywistością okazało się na dłuższą metę wartościowym doświadczeniem. Nauczyłem się wtedy bardzo wielu rzeczy i odkryłem, jak bardzo miasta pokroju Wrocławia różnią się od tych mniejszych, nazewnictwa swego niegodnych.
Roku 2004 z niczym nie mogę połączyć. Ot był i się zbył. A nie! W tamtym roku zostałem ministrantem. Właściwie, to w 2003, ale pasowanie odbyło się dopiero w tamtym. Ogólnie niebezpiecznie dużo czasu spędzałem w kościele. Zdaje się codziennie uczestniczyłem we mszy i chodziłem na wszystkie obrządki pokroju majówki, czerwcówki, różańca itd. Wiem, "żal"- powiecie. Gorzki żal.
Anno Domini 2005 zmarł Jan Paweł II. Jak wiecie byłem wtedy ogarnięty kościołem, także śmierć naszego Papierza* bardzo mnie dotknęła. Czuwałem przed śmiercią. Czuwałem po śmierci. Chwilę śmierci przegapiłem, srałem.
2006 upłynął częściowo pod znakiem kolejnej katastrofy. Tym razem hali, w której odbyły się targi gołębi. Olałem trochę sprawę, bo zagrywałem się w GTA i Fifę 2006, które to zawojowały moje serce. 2006 to również mundial, którego wszystkie mecze gorąco śledziłem. Miałem nawet wuwuzelę, czapeczkę kibica, a nawet licencjonowaną replikę mundialówki! Nigdy dotąd tak nie interesowałem się piłką nożną. I nigdy po tym z resztą też... Taki rok totalnego odpału.
Rok 2007 to czas pożegnania się z podstawówką i pójście do gimnazjum. Pamiętam, że pierwszy rok w nowej szkole był dla mnie bardzo szary i wyczerpujący. Chyba tylko muzyka dawała mi siłę, żeby wszystko przetrwać. W tym roku zacząłem interesować się polityką. Mroczne czasy Ataku Klonów zakończyły się wraz z przyspieszonym odejściem PiSowskiego rządu i wstąpienie na jego miejsce PO, który jest tam po dziś dzień. Niestety wtedy dało o sobie znać nieporozumienie między prezydentem, a rządem. Paranoja.
Na samym początku 2008 została wydana w naszym języku ostatnia część Harry'ego Pottera. Tego również roku wybuchnął światowy kryzys. A ja? Ja byłem w podobnym stanie, jak w roku poprzednim. Co prawda pierwszy rok szkolny w gimnazjum zakończyłem ze swoją rekordową średnią, ale i to nie dawało mi satysfakcji. Szukałem miejsca, w którym mógłbym zacząć pisać.
Takie miejsce znalazłem dopiero w roku 2009 tworząc tu bloga. Nabrałem trochę optymizmu i patrzyłem na wszystko troszkę inaczej, ale wciąż byłem raczej posępny. Miałem nauczyć się grać na gitarze, ale guzik z tego wyszedł. Widać to nie moje powołanie. Wiedziałem dobrze, kim jestem. To dość skomplikowane. Był to rok postanowień. Polska radowała się ze szczytowania w zestawieniach krajów najlepiej radzących sobie z kryzysem nie zdając sobie sprawy, że nikt Wojtkowi jabłek nie zabierze jak Wojtek nie ma jabłonki.
I tak docieramy do teraz, a konkretnie dnia moich urodzin. Zatoczyliśmy właśnie parabolę przez moje życie. Nie pisałem o wszystkim, bo to nie miejsce na zwierzenia.
____________
*- tak, wiem, Papieża... ale to taka tradycja w blogu jest
26 komentarzy
Rekomendowane komentarze