Perwersyjne jedzenie
68 użytkowników zagłosowało
-
1. Uwielbiam sobie zjeść:
-
Kaszankę35
-
Wątróbkę27
-
Flaczki23
-
Parówki46
-
Kurze łapy4
-
Po tym wpisie już nigdy nic nie wezmę do ust.8
-
- Zaloguj się lub zarejestruj, aby zagłosować w ankiecie.
Ktoś kiedyś powiedział, że parówki to boskie mięso - bo Bóg jeden wie, co w nich w zasadzie jest.
Zdecydowałem się ujawnić światu straszliwą prawdę i przyznać, co lubię sobie w wolnych chwilach podjeść. Na początek muszę ostrzec ludzi o lekkich nerwach i delikatnych żołądkach - to nie jest wpis dla Was.
Hannibal Lecter to przy mnie pikuś, o czym sami za chwilę się przekonacie.
Zacznijmy delikatnie - opróżnimy Wam żołądki później.
Lubię sobie zjeść od czasu do czasu nieco ugotowanych parówek.
Wbrew obiegowej opinii, folię należy zdjąć przed rozpoczęciem gotowania, a nie po zakończeniu tego procesu. Chociaż szczerze mówiąc to preferuję parówki w naturalnym 'flaku', z których nie trzeba zdejmować folii. Parówki są dobre na wszystko - na śniadanie, kolację, obiad, przeziębienie, grypę, przedłużenie erekcji - dosłownie wszystko. Trzeba jednak uważać przy ich kupnie - widziałem kiedyś takie pewnej znanej firmy (jakiś Sokołów czy inny Krakus), które zawierały 4% mięsa (!) i miały na opakowaniu zalecenie, by ich nie poddawać obróbce termicznej. Podejrzewam że groziło to ich anihilacją.
Krok dalej - wspomniałem o żołądkach - i tak się składa, że lubię sobie także wszamać conieco takowych. Oczywiście nie ludzkich - drobiowe, wieprzowe i wołowe w pełni mnie satysfakcjonują. Póki co.
Żołądki drobiowe doskonale smakują po ugotowaniu w rosole, świetnie też nadają się jako dodatek do gulaszu. W ostateczności można z nich sporządzić flaczki drobiowe, aczkolwiek dużo lepiej w tej roli sprawdzają się żołądki wołowe i wieprzowe.
O tak, Lord uwielbia flaczki - i żeby Was dobić dodam, że zwykle je konsumuję z makaronem. Zanim mnie za to spalicie na stosie, to spróbujcie sami jak smakuje takie połączenie, a gwarantuję że pokochacie je równie mocno, co ja.
Skoro już jesteśmy przy narządach wewnętrznych (podrobach), to nie byłbym sobą, jakbym nie wspomniał o mojej wielkiej miłości do wątróbki.
Wątroby uwielbiam wprost pałaszować, o ile są ugotowane w dobrym rosole bądź wysmażone z cebulką. W ostateczności doskonale smakują mi także w wątrobiance, zwanej potocznie pasztetem (nawet nie wiedzieliście, że z tego robią pasztet, nie?).
Macie dość? Ale to jeszcze nie koniec!
Jak mógłbym bowiem zapomnieć o mojej ukochanej kaszance.
Doskonałe podroby wymieszane z mięsem, krwią i kaszą. Istnieje w wielu gatunkach i odmianach - osobiście uwielbiam odmianę klasyczną, kaszankę gajowego i krupnioki. Można ją wcinać na surowo, z grilla, podsmażoną z cebulką, z dżemem - co tylko dusza zapragnie!
Życie bez kaszanki byłoby dużo gorsze.
Na sam koniec dobiję wszystkich, którzy jeszcze ostali się na nogach i nie opróżnili swoich żołądków ze wszelkiej zawartości. Uwielbiam jeszcze wcinać kurze łapy gotowane w rosole, z którego następnie przygotowuję specjalną galaretę, która nie wymaga żadnej żelatyny.
Ale w tym przypadku nie będzie żadnych zdjęć. W końcu mogły tu trafić przypadkiem jakieś dzieci.
A Wy co wcinacie? Czy jesteście w stanie przebić mój gust kulinarny i wywołać odruch wymiotny nawet we mnie?
PS: Specjalnie czekałem z publikacją do tak późnej godziny, żeby trochę osób zdążyło to przeczytać zanim służby specjalne RP zamkną tego bloga.
EDIT: No dobra, macie mnie. Dwóch śmiałków znalazło danie, które nawet mi nie smakuje (chociaż ośmieliłem się go skosztować!). Mianowicie chodzi o Czerninę, zupę z kaczej krwi. (A wspominanie o niej w obecnej przedwyborczej atmosferze jest... zabawne )
63 komentarzy
Rekomendowane komentarze