Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

niziołka

[Log] Sesje Online

Polecane posty

W tym dziale będą umieszczone zapiski z sesji prowadzonej przez Gofra, "Żal Online", w której gracze grają tak, żeby było śmiesznie :]

W ramach drobnych porządków i zerowego ruchu pozwoliłem sobie dotychczasowe [Logi] połączyć w jeden temat ;) - Black Shadow

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panie i panowie! Oto jest zapis mojej debiutanckiej sesji online, z dnia 11,09,08r, pod roboczym tytułem "Żal Online - Sesja Gofrowa".

W rolach głównych wystąpili:

Ja, Czyli Gofer - Master of Flamaster - Mistrz.

Greenday - Ethern - Krasnal wojownik.

Siri - Kailinda - Półelf - wojownik/łotrzyk.

Knight Martius vel Martyna, cud dziewczyna - Kardas - Człowiek wojownik.

Barman - Gościnnie wyśmiewał gości x)

P_aul - The_Doctor coś tam se pogadał.

(Kolejność przypadkowa.)

<Master_of_Flamaster> Zima, skraj lasu. Cała wasza trójka siedzi w przydrożnej karczmie. Prócz was i barmana nie ma tam nikogo.

<Master_of_Flamaster> <Grajcie>

<Kardas> Podchodzę do lady i mówię do barmana: - Witam! Poproszę na początek soczyste p... p... sok pomarańczowy!

<Ethren> Barman, piwo.

<Ethren> Ehh, coraz gorsze te barmany, coś nie słuchają...

<Master_of_Flamaster> Barman uwija się i rozdaje zamówienia.

<Kailinda> Siedzę sobie przy stoliku i tak od niechcenia patrzę, komu by tu coś wywinąć...

<Master_of_Flamaster> Nagle drzwi karczmy wpadają do środka i wchodzi 3 mężczyzn w czarnych płaszczach.

<Ethren> <yeah>

<Master_of_Flamaster> <^^>

<Ethren> <no kurfa>

<Kardas> - Hm? - zastanawiam się, przyglądając się tym gościom.

<Ethren> <=c>

<Ethren> Spokojnie sącze piwsko

<Master_of_Flamaster> Pierwszy z nich mówi: To jest napad. Wszycy wyskakiwać z kasy!

<Kailinda> - Nie mam kasy. - od razu mówię, jak gdyby nigdy nic.

<Kardas> - Napad? A po co? - pytam beztrosko.

<Master_of_Flamaster> - Pani może zapłacić w naturze. Reszta wyskakiwać z kasy i ekwpipunku.

<Kardas> <Barman postawił napoje na ladzie?>

<Master_of_Flamaster> - Jak to po co? - Uniósł się zbój - For money!

<Master_of_Flamaster> <tak>

<Kailinda> - Pan sobie żartuje...

<Kardas> - Szpanujesz obcym językiem? No miło tak? Aż ci zazdroszczę! - Wyciągam powoli swój miecz, jednocześnie patrząc co jakiś czas na napoje na ladzie.

<Ethren> Już jo żem wam te głupie pomysły z głów powybijom!

<Master_of_Flamaster> - Chlopcy, weźcie dziewczynę do wozu.

<Master_of_Flamaster> Mężczyzna zagwizdał na palcach i do karczmy weszło jeszcze 4.

<Ethren> Ta dziewoja jest naszo, a jo już żek od dawna nie widzioł dobrej bitki, wiec hejże na łobuza

* Ethren hejaho

<Master_of_Flamaster> - Nie radzę wam stawiać oporu. - Mówi wciąż ten sam.

<Kailinda> A w międzyczasie już miałam mój ukochany sztylecik w łapce... Kogo by tu wykastrować...

<Kardas> Wyciągam miecz już do końca. Trzymając go jednorącz, patrzę na gości i na ladę.

<Ethren> Wyciągam mój topór, podnosże w tarcze gotowości i powolutku idę na wroga

<Master_of_Flamaster> Dwóch mężczyzn podchodzi do Kailindy.

<Master_of_Flamaster> - Chłopcy, brać ich. - Krzyknąl. Po dwóch mężczyzn rzuciło się na każdego z was.

<Kailinda> - Panowie, tak się nie godzi... - mówię, wstając z krzesła. Z tym, że sztylecik tak ustawiłam, żeby w najbliższym czasie kogoś uczynić bezpłodnym...

<Master_of_Flamaster> Kailinda - Panowie rzucają się na ciebię.

<Master_of_Flamaster> <e>

<Master_of_Flamaster> Ethren i Kardas - Każdy z nich wydobył miecz z pochwy i zaatakował was, to z góry, to z boku.

<Kailinda> To w tym momencie jeden zarobił kopa w czułe miejsce, a drugi zaraz utraci męskość, tak bowiem nakierowałam sztylet.

<Kardas> - A, a, a! Can't touch her! - szpanuję obcym językiem, po czym ustawiam miecz, aby się postarać zablokować ew. ataki. Kiedy zaczynają mnie atakować, staram się znaleźć jakiś słaby punkt i w niego uderzyć.

<Master_of_Flamaster> Kailinda - Pierwszy z nich dostał w krocze i obsunął się z piskiem na ziemię.

<Ethren> blokuje jedno uderzenie tarczą, a durgie toporem.

<Master_of_Flamaster> Kardas - Skutecznie blokujesz pierwsze uderzenie, lecz drugie było na tyle silne, że rzuciło cię na stół.

<Master_of_Flamaster> Ethren - blokujesz z powodzeniem.

<Ethren> Szybko wyprowadzam kontratak, uderzając tego bliżej mnie toporem i broniąc się tarczą od ewentualnych ataków tego drugeigo

<Kailinda> To w takim razie robię małą kastrację drugiemu...

<Master_of_Flamaster> Kailinda - Niestety, mężczyzna chwycił twą dłoń i dał Ci z pięści w twarz.

<Kardas> Kiedy jestem przy stole, szybko spoglądam na niego. Po tym biorę szybko zamówione przez kolegę piwo i piję do dna, starając się unikać ataków przeciwnika/-ów.

<Kardas> <Gofer, poprowadzisz mną odpowiednio przez ten czas? Muszę się ulotnić na 5-10 minut. ;]>

<Master_of_Flamaster> Kardas - chwytasz piwo i pijesz do dna. Twoi przeciwnicy stoją i chichoczą.

<Master_of_Flamaster> <hie hie hie... jasne ];->>

<Kardas> <OK, dzięki. :D Z/w.>

<Kailinda> - Szkurr... - troche mnie to odepchnęło, jednak zaraz potem... Dobywam miecza. - A teraz sie pobawimy z dużą zabaweczką... - uśmiecham sie parszywie i atakuję goscia. No cóż, najwyżej go poranię...

<Master_of_Flamaster> Ethren - Udaje ci się rozpruć czaszkę jednego, ale drugi zranił Cię w udo.

<Master_of_Flamaster> Kailinda - Rzucasz się na faceta. Ten mając cię za słabą kobitkę z głupią miną paruję ciosy, ku jego zaskoczeniu, obcięłaś mu lewe ucho.

<Master_of_Flamaster> Kardas po wypiciu piwa zrobił się czerwony i z miną wioskowego kretyna zaczął kręcić młynki biegnąc na przeciwników.

<Ethren> Ignorując ból staram się szybko zabić drugiego przeciwnika. Przecież piwo na mnie czeka.

<Master_of_Flamaster> Udało mu się szybko położyć obu przeciwników.

<Master_of_Flamaster> <mart wypił>

<Kailinda> - Jeszcze się bawimy, taaak? - Cóż, mieczyk ,mieczykiem, ale wykastrować drania muszę...

<Master_of_Flamaster> Etheren - Twój topór leciał wprost na szyję przeciwnika, lecz nagle zastygłeś w bezruchu.

<Master_of_Flamaster> Kailinda - Rzuciłaś się i cięłaś wprost w kroczę mężczyzny, ten pisnął cicho i zemdlał, lecz ty znieruchomiałaś nagle.

<Kailinda> - Co do cholery?! - no to było niespodziewane...

<Master_of_Flamaster> - Dość tej zabawy - Mówi herszt. - Jak widzicie, umiem czarować. Nie chcieliście po dobroci, będzie po złości.

-->| DarekAvenger (~thomas321@ckg144.neoplus.adsl.tpnet.pl) has joined #sesja_rpg

<Barman> Hahaha! Oto DarekAvenger! Mistrz cietej riposty! *Barman tarza sie ze smiechu*

<Master_of_Flamaster> <cześć, grasz?>

<DarekAvenger> <ja tylko popatrzec>

<Master_of_Flamaster> <możesz zagrać, jest miejsce>

<DarekAvenger> <na speckcie posiedze>

<DarekAvenger> < :) >

<Ethren> Co to za sztuczki!!! Już jo wos naucza honorowej walki!

<DarekAvenger> <szukam tatchnienia na postac :/ >

<DarekAvenger> <natchnienia>

<Master_of_Flamaster> <zrób szybko jakiegoś magika, musisz ratować resztę ^^>

<DarekAvenger> <ehhh no nie wiem>

<Kardas> <Jestem. Już czytam.>

<Kailinda> - A, czyli chcesz powiekszyć liczbę dzieci na świecie...? No niech no tylko ci dorwę...

<Master_of_Flamaster> Ku waszemu ździwieniu Kardas ruszył na herszta kręcąc młynki. Mężczyzna strzelał do neigo jakimiś niebieskimi kulkami, lecz nie trafiał. Po chwili stracił rękę.

<Master_of_Flamaster> Możecie się ruszać.

<Master_of_Flamaster> Ethren - Nie miałeś już tarczy i jakiś facet właśnie trzymał twój topór, razem z tobą.

<Ethren> Wierzgam się na boki i próbuję wyrwać topór

<Master_of_Flamaster> Mężczyzna bez ręki wyskoczył z karczmy, po chwili wpadło jeszcze 3 mężczyzn.

<Kailinda> - O... - skoro mogę się ruszać, to chowam bron niewinnie, jakby to nie była moja wina.

<Master_of_Flamaster> Ethren - szarpnąłeś mocno, po czym pchnąłeś, mężczyzna nadział się wprost na ostrze topora.

<Ethren> <bedzie exp rze***>

<Master_of_Flamaster> Kailinda - nic to nie dało, jeden z mężczyzn rzucił się na ciebie z mieczem, ciął od góry mierząc w głowę.

<Master_of_Flamaster> Kardas - Jako że stałeś przy drzwiach, dwóch zbirów zaatakowało właśnie ciebie.

<Ethren> Trzymając za sam koniec rękojęsci topora, wywijam nim najróżniejsze pętle byleby tylko trafić jakiegokolwiek przeciwnika

<Kailinda> Jedyne, co mogłam zrobic, to... uniknąć.

<Master_of_Flamaster> Kailinda - tak też robisz, odskakujesz na lewo, ale facet jest szybki i miecz znów leci w twoją stronę.

<Kailinda> - Panowie! Moze mała pomoc? - pytam, wyciagajac swój własny miecz i bpróbując zablokowac cios.

<Master_of_Flamaster> Erthern - Machasz toporem jak wariat i zdarza ci się mały wypadek, topór wylatuje ci z rąk i trafia wprost w przeciwniki Kailindy.

<Master_of_Flamaster> Kardas - Jeden z nich stara się ciąć po kolanach, drugi atakuje z wyskoku, mierząc w głowę.

<Kardas> - Masz coź do mnie, kufa?! - bełkoczę do facetów. Nie wiedząc zaś, co robię, ciacham dalej.

<Kailinda> - O... Bardzo dziękuję!

<Master_of_Flamaster> Kardas - Podskakujesz, miecz pierwszego przelatuje pod twoimi stopami, drugi dostaje kopa z obu stup, gdy leci w twoją stronę.

<Master_of_Flamaster> <zostali tylko Ci dwaj>

<Kardas> "O, ale fajnie... O, ale efekty... O, a temu chyba ręka odpadnie... O, ktoś kopa dostał...".

<Master_of_Flamaster> Z podwórka słyszycie konie, herszt bez ręki właśnie odjechał.

<Kailinda> - Dobra... Ma ktos kuszunię? Albo cos strzelajacego? Moze byc katapulta!

<DarekAvenger> <dobra czesc wam mam trening w CSa>

<Ethren> Staram się zdobyć jakąkolwiek borń i kontynuować poprzednią taktykę walki.

|<-- DarekAvenger has left irc.ircnet.pl ()

<Master_of_Flamaster> Kardas - szybko wstajesz, tniesz jednego prosto w szyję, drugi właśnie atakował cię od lewej, gdy nagle zza twojej głowy przyleciał bełt i trafił go w głowę.

<Master_of_Flamaster> Barman - Dla ciebie wszystko, piękna!

<Master_of_Flamaster> Ethern - Niestety nic nie znajdujesz.

<Kardas> - Nie jeć bese mnie!!! - krzyczę za dźwiękiem. Widząc zaś bełt w głowie faceta, bełkoczę: - Dziń dubry...

<Kailinda> - O, jak miło! - delikatnie rozczesuje ręką moje piękne, ciemne włosy...

<Master_of_Flamaster> Widzicie, że jeden z tych złych wije się na ziemi, to ten, który dostał kopa w krocze.

<Ethren> Ruszam więc z golymi pięściami na pozostałych wrogów

<Kardas> - Hyp! - idę pod ladę, zataczając kolejne młyńce. A przynajmniej jakoś się staram.

<Kardas> <Pytanie: trzeźwieję powoli? ;]>

<Master_of_Flamaster> Barman - a może by go tak przesłuchać? Ta banda od dawna mnie napada, jeśli złapiecie herszta, dobrze wam zapłacę.

<Master_of_Flamaster> Kardas - upadasz i śpisz.

<Kardas> - Chrrr... Chrrr...

<Master_of_Flamaster> Zbir czołga się w stronę drzwi, trzymając się za krocze. Widocznie coś mu tam pękło...

<Master_of_Flamaster> <kurde, to nie takie proste, jak myślałem ^^>

<Ethren> Ruszam więc z golymi pięściami na pozostałych wrogów

<Kailinda> - A znasz kogoś, kto umie przesłuchiwać?

<Master_of_Flamaster> Barman - posadźcie go na krześle. Nie będzie chciał mówić, to mu coś utniemy, albo czymś go przypalimy.

<Kailinda> - Eee... Ale chyba jemu nie ma co uciąć...

<Master_of_Flamaster> Ethern - Podnosisz faceta, ale widzisz jego męskie cierpienie i robi ci się go żal.

<Kardas> - Jaja... Piękne, pyszne smażone jaja... - mamroczę przez sen.

<Master_of_Flamaster> Barman - Wam, babom, to tylko jedno w głowie. Z tego co widzę, to ma uszy, ma palce...

<Master_of_Flamaster> Zbir - Nie, proszę! Krzyczy facet bardzo piskliwym głosem - Powiem wszystko, ale nie kastrujcie!

<Kailinda> - Ja tu jestem niewinna...

<Kailinda> - Poza tym, wykastruję i tak.

<Master_of_Flamaster> Barman - Wszyscy jesteśmy tak samo winni.

-->| Ookami (~Mcam@ppp-221.lomianki.armasan.eu) has joined #sesja_rpg

<Barman> A wiecie po czym odroznic Ookami od pelnego nocnika? Ten drugi lepiej pach... o, siema, Ookami...

<Master_of_Flamaster> Zbir - Nie błagam, ja pracowałem dla Araziela tylko dlatego, że mam rodzinę na utrzymaniu. Nie kastrujcie, błagam!

<--| Ookami has left #sesja_rpg

<Kailinda> - Rodzina na utrzymaniu... Rany, co za ckliwe historyjki...

<Kardas> - Kastrat! Kastrat! Kastrat!... - mamroczę znowu. - Chrrr...

<Master_of_Flamaster> Barman - To jak, przyjmujecie zlecenia na tego Araziela, czy jak mu tam?

<Master_of_Flamaster> Barman - Dobrze zapłacę. Karczma to tylko hobby, jestem siostrzeńcem pewnego bogatego barona.

<Kardas> - Baleron... Baleron...

<Master_of_Flamaster> Zbir trzyma się za krocze i szamocze w rękach Etherna. - Błagam, zostawicie mnei, błagam!

<Kailinda> - Kopnij go ktos, ja sie brzydzę.

<Master_of_Flamaster> <Mart, ja tak podobno przez sen mówiłem na szkolnej wycieczce xD>

<Kardas> <Aha. :D>

<Master_of_Flamaster> <Baleron, baleron!>

<Master_of_Flamaster> <Ethern, żyjesz?>

<Kardas> <Jest na "zaraz wracam".>

<Master_of_Flamaster> Ethern - Mężczyzna wykorzystuję chwile twojej nieuwagi, daje ci kopa w krocze i wybiega z karczmy.

<Ethren> <zzzap>

<Kardas> - Uuu... Jak miło... - mamroczę dalej.

<Ethren> Gonię go

<Kailinda> Patrzę na tego śpiącego... Zachodzę go od tyłu i biedak dostaje kopa.

<Master_of_Flamaster> Ethern - Udaje Ci się go dopaść, bo biegnie dość wolno.

<Master_of_Flamaster> <w co? ;>>

<Ethren> bije go po mordzie

<Ethren> <jebut>

<Ethren> <jebut>

<Ethren> <jebut>

<Ethren> <jebut>

<Ethren> <;f>

<Master_of_Flamaster> Ethren - Facet dostał dwa razy, gdy nagle przerzucił cię sobie nad głową i wydobył z buta sztylet, rzucił się na ciebie.

<Kardas> - Ała! Nie kop mnie, o pani! - Otwieram oczy i przyglądam się kobiecie. - Eee... Sochozi???... To ty nie jesteś pani...?

<Kardas> <Sorry, Gofer, zagalopowałem się z tym obudzeniem się. ^_^'>

<Master_of_Flamaster> Kardas - Powoli trzeźwiejesz.

<Master_of_Flamaster> <spoko ^^>

<Ethren> Próbuję wprawić nasze ciała w ruch wirowy tak, aby pod koniec turlania się to ja był na górze i kontynuował mordobicie.

<Kailinda> - A nic. Nudziło mi sie.

<Master_of_Flamaster> Ethren - Facet pada na ciebie, lecz jest jakiś taki... Martwy. Z między łopatek wystaje mu bełt.

<Kardas> - Aha... - kręcę głową, aby chociaż spróbować wytrzeźwieć. - Moment! Gdzie są tamci?

<Master_of_Flamaster> Barman - Było się kiedyś zawodowym strzelcem.

* Ethren =C

<Kailinda> - A nie wiem.

<Kardas> - A właśnie... Nie znam cię za bardzo. Jak się nazywasz?

<Kardas> <Właśnie, znamy się skądś wcześniej wszyscy?>

<Master_of_Flamaster> Barman - To jak. Ruszycie wraz ze mną, bo tego Araziela? Dobrze wam zapłacę.

<Master_of_Flamaster> <siedzieliście tam z godzinę, jeśli chcecie, możecie się trochę znać>

<Kardas> - Ale... No, nie rozumiem, o co chodzi z tym Arazielem?

<Kardas> <A, czyli dobrze. ;]>

<Master_of_Flamaster> - Ten Araziel, to herszt tej bandy. Napadał mnie od jakiegoś czasu. Sam nie mam jak dobrać mu się do skóry, lecz z taką kompanią...

<Master_of_Flamaster> Ethern - Wszystko słyszysz, bo już jesteś w środku. Na zewnątrz jest zimno.

<Kailinda> - Tak, pewnie... I niby myslisz, że ci za darmo pomogę, ta?

<Kardas> - OK, się zobaczy. Ile dasz na nagrodę? - Po chwili podchodzę do lady, przypominając sobie o napoju i pijąc go powoli. Ot, tak żeby się nim delektować.

<Master_of_Flamaster> - Dziewczyno, czy ty nei słyszałaś, jak powiedziałem "dobrze wam zapłacę"?

<Kailinda> - Nie, nie słyszałam... Byłam zbyt zajęta szukaniem potencjalnych ofiar...

<Master_of_Flamaster> - Hym... W zależności od tego, jak wam pójdzie to 500-1000... No i darmowe piwo i żarcie... No i kobiety.

<Kailinda> - Kobiety?! Ja nie jestem lewa!

<Kardas> - Stoi! Biorę tę fuchę! Kiedy wyruszamy?

<Master_of_Flamaster> - Dla ciebie ślicznotko, mogę sam zdjąć spodnie. - barman puszcza ci oczko.

<Master_of_Flamaster> - Jutro z samego rana.

<Kailinda> - Błeeee... Jesteś pewien, że masz odpowiedni rozmiar?

<Master_of_Flamaster> - Inne nie narzekały.

<Kardas> - Masz mnie! Tylko załatw mi ze dwie butelki piwa na prowiant, dobrze?

<Master_of_Flamaster> Kailinda - Barman jest dość przystojnym facetem, ok 40.

<Kailinda> - Załatw mi kogos innego. Pewnie jakiegoś syfa roznosisz...

<Kailinda> <tyaaa... czterdziestolatek dla ok. dwudziestolatki xD>

<Master_of_Flamaster> <ale przystojny xD?

<Master_of_Flamaster> - Jak chcesz maleńka, ale w razie czego, wołaj.

<Kardas> <Też bym psioczył. :D>

<Master_of_Flamaster> - Jasne.

<Master_of_Flamaster> - Piwo da sięzałatwić.

<Kailinda> - Z tobą to najwyżej w rozbieranego mogę pograć.

<Kardas> - Świetnie - mówię, popijając sok pomarańczowy.

<Master_of_Flamaster> - Inaczej będziesz śpiewała, jak cię już wychędożę.

<Kailinda> - A potrafisz?

<Master_of_Flamaster> Do sali wchodzi od tyłu jakaś kobieta.

<Master_of_Flamaster> Kobieta - I to jeszcze jak.

<Kailinda> - O, towar z odzysku... Nie biorę.

<Master_of_Flamaster> Wygląda nieźle, wiek ok 30 lat, duże piersi, wcięcie w tali, długie blond włosy i błękitne oczy.

<Kailinda> Nabawiam sie kompleksów...

<Master_of_Flamaster> Barman - To Katrin, jedna z moich najlepszych nałożnic. Zaprowadzi was do pokoi, jeśli chcecie.

<Kardas> W tym momencie szczęka opada mi na glebę... - Jestem na twoje usługi!

<Kailinda> - Phi... - no cóż, nie ma nic gorszego, niz kobiece kompleksy...

<Master_of_Flamaster> Kardas - kobieta mówi do ciebie - Jeśli chcesz tygrysku, możesz spać ze mną. - Puszcza ci oczko.

<Kardas> Uśmiecham się tak szeroko, jak to tylko możliwe

<Master_of_Flamaster> Barman - To jak, podać wam coś jeszcze, czy idziecie do siebie?

<Master_of_Flamaster> <Ethern, śpisz?>

<Kailinda> - Ja sobie chętnie pójdę... - i zabieram sie do wyjścia.

<Master_of_Flamaster> <wyjścia gdzie?>

<Kailinda> <na zewnątrz, a gdzie? ;p>

<Kardas> - Kilka godzin czasu wolnego raz! - po czym powoli podchodzę do Katrin.

<Master_of_Flamaster> <do pokoju? :P>

-->| Drew (~P_aul@dol12.neoplus.adsl.tpnet.pl) has joined #sesja_rpg

<Barman> Hej Drew, pozycz piatke! Pozycz piec zloty! Jak to wydales na kakao w pobliskim barze? A nie nasralo?!

<Master_of_Flamaster> Wychodzisz i widzisz, że twój koń jest martwy. To na pewno wina tego Araziela.

<Master_of_Flamaster> <cześć>

<Kailinda> Fajnie... No cóż, pójdę sobie pieszo...

"<The_Doctor> <jakim cudem ten idiotyczny program uznal, ze moja glowna ksywa to Drew????>

"<The_Doctor> re>

<Kardas> - To jak? Ile czasu mogę ci poświęcić? - pytam Katrin.

<Master_of_Flamaster> - Całą noc tygrysie, chodź za mną. - Puszcza ci oczko i kręcąc tyłkiem wychodzi.

<Kardas> Idę za nią posłusznie.

<Master_of_Flamaster> Kailinda - Nie jest to dobry pomysł. Na dworze jest przeraźliwie zimno, a droga bardzo daleka. Zamarzniesz na śmierć.

"<The_Doctor> <i jedno pytanko - kto do naglebszych czelusci piekielnym, na Prawdziwe Imiona Starszych Bogow i do ciezkiej, naglej, jasnej cholery dal Entowi procenty?>

<Master_of_Flamaster> <lizał dupę, do mu dałem :P>

"<The_Doctor> <macie rowno siedem sekund, by to wyjasnic>

"<The_Doctor> <aha... a bana czasem nie chcesz?>

<Master_of_Flamaster> <to*>

<Kailinda> Otulam się płaszczykiem i idę sobie wolno... Na kobiecy upór moze zaradzic tylko przystojny facet W ZBLIŻONYM WIEKU.

<Master_of_Flamaster> <nie chcę>

<Kardas> Już oczami wyobraźni widzę TO. Staram się wytrzymać nacisk...

"<The_Doctor> <i postaraj sie nie opisywac tu waszych zabaw seksualnych... on ci lize, ty mu dajesz... nie... ide sobie bo mi niedobrze :/>

<Ethren> <zzap>

<Master_of_Flamaster> Kardas - Idziesz z nią i zamykacie się w pokoju. Robicie co tam sobie chcesz... <nie opisuj>

<Ethren> Ide za Kailindom

<Kardas> <Scena ocenzurowana ze względu na to, że na tej sesji grają też nieletni. :P>

<Kailinda> <znaczy się ty>

<Master_of_Flamaster> Kailinda - Idziesz powoli, jest przeraźliwie zimno.

<Ethren> Kallindo, Kallindo!

<Kailinda> Nucę sobie coś pod nosem... I zastanawiam się, na jaką cholerną cholerę mi jest potrzebny facet kolo 40stki...

<Master_of_Flamaster> Kailinda - Słyszysz zza siebie jakiś głos.

<Kailinda> - Czego, do cholery?

<Ethren> Ja... chce.. iść... z tobą.

<Kailinda> - Won.

<Ethren> Zanaczy się

<Ethren> znaczy*

<Ethren> WON Z POWROTEM DO KARCZMY!

<Kardas> "Ciekawe zresztą, jak tam u tamtej dziewczyny...".

<Ethren> bo ci pogruchocze wszystkie kości

<Ethren> ;d

<Kailinda> - Chcesz powiększać przyrost naturalny, prawda?

<Master_of_Flamaster> Barman ubrany w ciepły płaszczyk wychodzi i idzie powoli za wami.

<Master_of_Flamaster> Ethren - Nie możesz, jesteś na śmierć wierny swojej żonie.

<Ethren> Albo, ide z tobą.

<Kailinda> - Powiedziałam won.

<Ethren> A ja idę, lalalalalalala.

<Master_of_Flamaster> Dochodzi do was barman.

<Kardas> "Ja mam szczęście, on nie ma szczęścia... W świecie tak bez wątpienia jest...".

<Kailinda> A ja sobie nucę jakąś melodyjkę... O, a ten tu czego...?

<Master_of_Flamaster> - Moi mili, wracajcie proszę. Nie będę cię o panie więcej dręczył, rozumiem znaczenie słowa nie.

<Kailinda> - To chyba nie zrozumiałes, o co prosiłam...

<Master_of_Flamaster> - Mam syna, lat dwadzieścia. Jeśli chcesz, jest twój, ale proszę was, pomóżcie mi z tym bandytą. Jeśli teraz go nie załatwimy, to on może wrócić i nas wszystkich zabić.

<Kailinda> - No przecież ja idę w takim celu. Im szybciej, tym będę miała wiecej czasu dla siebie, no nie?

<Master_of_Flamaster> - Obawiam się, że nie rozumiem.

<Ethren> Nic dziwnego.

<Kailinda> - No... Im szybciej to załatwimy, tym mniejsze ryzyko, ze wróci, prawda?

<Master_of_Flamaster> - Tak, ale teraz nie możemy ruszyć.

<Master_of_Flamaster> - We troje i bez ekwipunku. Kolega krasnal jest ranny.

<Kailinda> - Ja swój ekwipuneczek mam...

<Ethren> Wyliżę sie z tego... albo ktoś mi pomoże się.. wylizać...

<Ethren> <=D>

<Kailinda> - Na mnie nie licz.

<Master_of_Flamaster> - Sama nie dasz rady, a za jakieś 2 h będzie tędy jechał mój znajomy handlarz bronią. Ja i mój syn weźmiemy sprzęt, zabierzemy waszego trzeciego kolegę i w drogę. Dobrze zapłacę, mówiłem

<Ethren> - Właśnie o tobie myślałem.

<Ethren> <2h>

<Ethren> <xD>

<Kailinda> - No dobrze... Ale naprawdę mi potrzeba kogoś do towarzystwa... Kogoś przystojnego, młodego i wyzszego ode mnie...

<Master_of_Flamaster> Ethren - Przypominasz sobie swoją żonę, niziołkę i jej wielką patelnie, od razu odechciewa ci sięamorów z inną.

<Master_of_Flamaster> - Się znajdzie, mam 3 facetów, ale do bitki się nie nadają... Ale kto wie, do towarzystwa może...

<Master_of_Flamaster> <niziołka jako rasa, żeby nie było xD>

<Kailinda> - A ładni chociaż? I młodzi?

<Master_of_Flamaster> - Mój syn i dwóch pachołków. Zbudowani dobrze, bo dużo dźwigają... Z twarzy też nei są najgorsi.

<Kailinda> - No dobrze, mogę sie zgodzic... A wie pan, gdzie chociaż ta króyjówka tego tam?

<Master_of_Flamaster> - Ten mój znajomy, od broni... Tak, on będzie wiedział. Podobno całą okolicę zaopatruje.

<Kailinda> - No to się zgadzam...

<Master_of_Flamaster> - Wracajmy już, bo zimno.

<Master_of_Flamaster> Barman odwraca się i wraca do budynku.

<Kailinda> No to w tył zwrot i do karczmy...

<Master_of_Flamaster> <zw, idę po herbatkę, bo zimno>

<Master_of_Flamaster> Kailinda - W karczmie spotykasz 3 młodych mężczyzn.

<Master_of_Flamaster> Barman - Wybierz sobie jednego i idź z nim do pokoju, nie będę wam przeszkadzał.

<Kailinda> Wybieram sobie takiego bardzo ładnego i oczywiscie zamykam się z nim w pokoju. Chociaz tu i tak się bardziej konwersacja przydaje...

<Kailinda> <hm>

<Master_of_Flamaster> <jj>

<Master_of_Flamaster> Kailinda - Jestem Drew, miło mi Cię poznać.

<Master_of_Flamaster> <ja myślałem, że ty go chcesz do innych celów ^^>

<Kailinda> <to też ;p>

<Master_of_Flamaster> Ethren - Barman podaje Ci grzańca i siada obok ciebie. Skąd jesteś, przyjacielu?

<Kailinda> - Aha... Mi tez miło - i miło się uśmiecham.

"<The_Doctor> <+b>

<Master_of_Flamaster> <grzanego kubusia chciałem powiedzieć>

<Ethren> Z mroźnych krain Cormyru, zza wielkich gór i potworów. A ty?

"<The_Doctor> <nie za kubusia, tu mozna>

<Master_of_Flamaster> - Stąd... To kiedyś była karczma mojego ojca, jego ojciec, a mój dziad, ją tu zbudował.

"<The_Doctor> <za niezwykle zdolnosci w wymyslaniu oryginalnych imion xD>

<Kardas> <Pytanie: kiedy będzie koniec? Bo brat się powoli kompa domaga. ^_^'>

<Master_of_Flamaster> <od was zależy :P>

"<The_Doctor> <ale swoja droga sianie terroru sprawia mi dzika radosc>

<Master_of_Flamaster> <jeśli chcecie, to można kiedyś dokończyć>

<Kailinda> <nom...>

"<The_Doctor> <co nasuwa m ipewien pomysl...>

"<The_Doctor> <sa jacys chetni do sesyjki, prowadzonej przeze mnie?>

<Master_of_Flamaster> Wszyscy - Jesteście zmęczeni, kto chce, baraszkuje, kto chce, idzie spać

<Master_of_Flamaster> KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ.

Opinie graczy i gości:

<Martius> Sesja jest ciekawa. W każdym razie debiut w sumie bardziej udany od mojego. :P | Nieźle było. ;]

<Siri> było fajnie, tylko moja postać troche za psychiczna xD

<Greenday>(Było fajnie) zwłaszcza że przez połowe sesji robiłem sobie jaja | a przez drugą grałem w burnouta.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziś, tj. dnia 21 września 2008r. odbyła się część druga sesji Żal Online - Sesja Gofrowa.

Niestety coś mi się zrobiło z logiem i poprzestawiały się pfonty ;/ Powoli poprawiam.

Bohaterami sesji byli:

<Kierowca_Odrzutowca> Pilot sesji, zwany Goferm.

<Parsifal> Białowłosy paladyn imieniem Silmaril

<Kailinda> Półelfka, kochanka tajemniczego Esera - Siri

<Elwin> Zły niziołczy mag o czarnych włosach - Boromir_blitz

<Kardas> Pijany mistrz ze złamanym sercem - Martynaka cud dziewczynka, bądź po prostu Knight Martius

No i to tyle, nie ma Greena, bo się nie odzywał, więc wyleciał z sesji.

Miłej zabawy

<Kierowca_Odrzutowca> ŻAL ONLINE PART 2 - GOFRUCHOWYCH IMPROWIZACJI CIĄG DALSZY!

<Kierowca_Odrzutowca> <proszę, żeby wszystkie liczby zapisywać literowo, to mi ułatwi zmianą loga do wklejenia na forum>

<Kierowca_Odrzutowca> Trzecia w nocy, Kailinda, Ethern i Kardas - jesteście w swoich pokojach, kto miał ochotą spać, śpi, kto chciał baraszkować...

<Kierowca_Odrzutowca> Nagle z podwórka słychać głośne - %$@#&!@$ PAN &$@!!!

<Kierowca_Odrzutowca> - ILE RAZY MOŻNA POWTARZAĆ, NIE BĘDĘ ZAŁATWIAŁ KONCESJI I TYM BARDZIEJ PŁACIŁ PODATKÓW!

<Parsifal> -Jakże to mości panie!

<Kailinda> - Bogowie.. Strzelcie w nich czymś... - Mówię półprzytomnie, nie odrywając się od czyjegoś ciała...

<Parsifal> -Koncesja musi być, alkohol chcesz rozprowadzać, wiec może procent jakiś na wdowy i biedne dziatki?

<Kierowca_Odrzutowca> Elwin - Przyglądasz się z zażenowaniem, jak to paladyn, święty rycerz, przekonuje handlarza bronią do załatwienia sobie koncesji.

<Kardas> - Ta... Nie ma to jak hałasy w środku nocy... - mruczę przez sen.

<Parsifal> -

<Parsifal> -Dobry człowieku, tak nie można, broń to narzędzie szatana, i tylko ludzie prawi mogą go używać!

<Elwin> - Na Moc nie krzyczeć tak. Pupilka mi denerwujecie, prostaki...

<Kierowca_Odrzutowca> - Słuchaj pan, ile razy mam powtarzać? Odwal się pan, albo moi chłopcy porachują Ci kości!

<Parsifal> -Może został pacyfistą? Albo pieniądze ze sprzedaży na zbożny cel oddaj

<Kailinda> - Bogowie, co ja mówiłam...?

<Kierowca_Odrzutowca> Kailinda, Kardas i Ethern - nie znacie głosu handlarza, lecz dobrze znany jest wam paladyn

<Kailinda> W tym momencie miałam dość. Wstałam z łóżka, ubrałam się, otworzyłam okno i wydarłam się na tych na podwórku - MORDY W KUBEŁ DO CHOLERY! O, pan zakuty...

<Kierowca_Odrzutowca> To Sir Persifal, chory wojownik światła, który namawiał was do abstynencji, noszenia gaci cnoty i życia w pokoju.

<Kardas> <Mogą napisać, że się budzą, w takim razie?>

<Kierowca_Odrzutowca> <tak xD>

<Parsifal> -Witaj szlachetna pani. Wybacz, że zakłócamy Ci sen, ale to w dobrej sprawie!

<Parsifal> *tu kłania się lekko i ściąga hełm*

<Kailinda> - Do jasnego piernika, możesz zatkać ryja, zakuty łbie?! Spać nie dajesz!

<Kailinda> W tym momencie szukam czegoś ciężkiego...

<Kierowca_Odrzutowca> Znajdujesz doniczką.

<Parsifal> -Jakże to? Waćpanna takim językiem? Z reszta nie ważne, to wynik niewyspania zapewne, no a złość piękności szkodzi tak przy okazji

<Elwin> - No i kolejna, nie lepsza - Mowie głaszcząc pupilka po łebku - Panie rycerz tu trza silnej ręki, a nie silnego słowa.

<Parsifal> *tu zwraca się do handlarza*- Dajmy już temu spokój, jutro porozmawiamy

<Kailinda> Biorę doniczkę i rzucam nią w paladyna.

<Kierowca_Odrzutowca> - Tak będzie najlepiej - rzekł zimno handlarz - idźcie spać mości panie.

<Kierowca_Odrzutowca> Donica rozbija się o zakuty bark rycerza, nic mu nie robi.

<Kardas> Nagle wyrywam się z łóżka, nie uważając specjalnie, czy budzą Kathrin. Podchodzą wtedy do okna i mówię: - Daj ludziom spać, dobra? środek nocy, a ty znowu łapiesz jakąś fazę!

<Kierowca_Odrzutowca> Nagle z karczmy wychodzi barman - Co tu się dzieje do diaska?!

<Parsifal> -Ehh, madam się nie denerwuje *rycerz jest zakłopotany*

<Kardas> Po tym od razu idą z powrotem do łóżka i staram się zasnąć.

<Kailinda> - Szkurde... - Zamykam okno i wracam do łóżka spać dalej.

<Parsifal> -Nic, nic mości panie, już po sprawie.

<Kierowca_Odrzutowca> Kardas: - Nie martw się misiaczku... - Mówi Kathrin i zaciąga Cię do łóżka.

<Parsifal> -Masz może pokoje do wynajęcia? Bom strasznie zmęczony, a i mojemu koniowi trzeba by stajni

<Kierowca_Odrzutowca> - Naturalnie panie...

<Elwin> - Co się tu dzieje, pytasz, pan? A to się dzieje, ze do twego przybytku możny zawitał. Wino najlepsze dać proszę natychmiast.

<Kardas> "I to jest życie...". Dają się spokojnie porwać mojej... Miłości? Tak, chyba tak..

<Parsifal> -Prowadź więc!

<Kardas> <...*>

<Kierowca_Odrzutowca> - Wejdźcie mości panowie, zaraz dołączą.

<Elwin> - I strawę dla pupilka mego! A żywo! - Mowie za karczmarzem i wchodzę do środka, po czym siadam przy najlepszym stoliku.

<Parsifal> -A dziękuję *tu siadam za stołem jem i piją a potem po otrzymaniu pokoiku do spania*

<Kierowca_Odrzutowca> Mówi barman, po czym podchodzi i cicho rozmawia z handlarzem, ten natomiast rozkazuje coś cicho swoim ludziom, którzy wnoszą jakąś skrzynię do stodoły.

<Kierowca_Odrzutowca> Barman wraca - Dziewczęta! - Krzyczy, po czym do sali wbiegają kobiety z winem i jadłem.

<Elwin> Patrzę na nie

<Elwin> 'z góry' - A jużci dla każdej starcze!

<Kierowca_Odrzutowca> - Taurn! Zajmij się końmi szanownych państwa, nakarm je.

<Kagex> <hrhrhr, co mi zrobicie jak będę wam przeszkadzał i chamsko komentował? :>

<Parsifal> -Mości panie(do Elwina) jam jest Parsifal Deepfrost, a waćpan?

<Kierowca_Odrzutowca> <olejemy Cię>

<Kagex> <nie odważysz się marny Gofrze>

<Kierowca_Odrzutowca> <to patrz>

<Elwin> - Hmph. Pytasz o imię możnego w taki sposób? Ale ponieważ widać, żeś prostak, odpowiem. Elwin. Sir Elwin jak dla ciebie.

<Kagex> <zepsuje te sesje jak P_ zepsuł online'ówke Marty! hrhrh!!! X)>

<Parsifal> -ładne i foremne miano, a powiem waćpanowi ze im ja szlachetnie urodzony, tylko ze w walce zapalony i dlatego ogłady czasem brak. Paladynem jestem, a czym się wasza mość trudnisz?

<Kierowca_Odrzutowca> Barman stawia na stole baryłką wina - Na mój koszt panowie!

<Kierowca_Odrzutowca> Mówi, po czym się dosiada.

<Elwin> - Czym się ja trudnię, to moja wyłączna sprawa, waść. A wy powiadacie, żeście paladynem są? Rycerzem 'dobra'? Co was tu sprowadza?

<Kierowca_Odrzutowca> <widzisz Kag, jednak można>

<Kagex> <dlatego ze mi się nie chce nic robić :/>

<Elwin> Spoglądam na karczmarza i daje się napić wina mojemu pupilkowi - Shady, sprawdź, czy nie otruje się jakimś tanim alkoholem...

<Kierowca_Odrzutowca> - Doprawdy panie, nie potrzebnie się tym troskasz.

<Kierowca_Odrzutowca> - Ja potrzebują waszej pomocy, nie zwłok.

<Kailinda> <a co z nami? XD>

<Kierowca_Odrzutowca> <zejdź do nich, nikt Ci nie broni :P>

<Elwin> - Hmph! Nie pouczajcie mnie, karczmarzu. A za pomoc trza zapłacić czymś więcej, niż li tylko winem!

<Elwin> <woli... tego ;p>

<Kierowca_Odrzutowca> - Przedstawię wam sprawą, a ty mi waszą ceną.

<Elwin> - Mówże, pan twój słucha.

<Kierowca_Odrzutowca> - Więc sprawa wygląda następująco, od jakiegoś czasu napada mnie panda bandytów, nawet jeszcze ślady krwi widać - barman pokazuje palcem pokrwawioną podłogę - Ostatnio się im nie poszczęściło, ale udało im się uciec.

<Kierowca_Odrzutowca> - Chcę uderzyć na ich bazę i ostatecznie zniszczyć tych łajdaków, którzy żyć nie dają sporej ilości ludzi.

<Parsifal> -Ehe, mówże dalej! A co do mnie to za darmo pomogę.

<Elwin> Patrzę na niego dziwnie - Panda? - Uciszam dłonią rycerza, żeby mi tu o darmowych przysługach nie gadał...

<Kierowca_Odrzutowca> Kailinda i Kardas - Szum z dołu nie pozwala wam spać i baraszkować, jest zwyczajnie zbyt głośno.

<Kardas> <Właśnie, my nie walczyliśmy z pandą. :D>

<Kierowca_Odrzutowca> - Banda mości panie, to z nerwów.

<Kierowca_Odrzutowca> <:P>

<Kierowca_Odrzutowca> - Czy zechcecie mi pomóc?

<Parsifal> -Tfu tfu, co pan robisz,. weźże ta rękę. No wiec jak mówiłem, mnie płacić nie trzeba.

<Kailinda> - Grrr... Grrr... Grrr... - Znowu się zwlekam z łóżka, mało przytomna. Ubieram się i złażę na dół, ziewając. - Jasna cholera, która godzina...?

<Elwin> - Wybaczam, karczmarzu. Cena za coś takiego będzie jednak wysoka.

<Kardas> Nie mogąc tego znieść, zrywam się z łóżka i schodzę na dół. - Panowie, rozmawiacie za głośno... - Mówię trochę sennie.

<Kailinda> - Ubierz się, na litość bogów!

<Parsifal> -Wybaczcie. Może się dosiądziecie?

<Kardas> - W środku nocy?

<Kierowca_Odrzutowca> - O, witajcie, witajcie. Oto panowie... Przepraszam nie dosłyszałem imienia. W każdym bądź razie pomogą nam w misji.

<Kardas> <To do Kailindy.>

<Parsifal> -jak to bogów? BOGÓW? Waćpanna religijna jest?

<Elwin> - Ot masz. Kolejni prostacy i wrzeszczący.

<Kailinda> Moja mina mówi sama za siebie, a dokładniej to: "Co za idiota..."

<Kardas> - Sameś prostak i wrzeszczak. Ludziom spać nie dajecie.

<Kailinda> - Zgadzam się z przedmówcą.

<Kierowca_Odrzutowca> - Panie Kardas - mówi barman - bądź pan tak miły i ubierz się.

<Elwin> Wstaje z krzesła. - Jam jest Edwin. Potężny czarodziej żywiołów. Wypraszam sobie oskarżenia. Shady nie znosi głośnych dźwięków.

<Kardas> - Dobrze. Chyba już nie mam po co spać... - Zawracam do swojego pokoju i jak najszybciej się ubieram.

<Parsifal> -Witam! Podchodzą do Kardasa i Kalilindy i podaję dłoń. Jestem Parsifal Deepfrost

<Kierowca_Odrzutowca> Kardas - Misiu... Dokąd idziesz? - Mówi zalotnie Kathrin.

<Kailinda> - Rozmawiacie tak głośno, że nawet ja słyszę.

<Elwin> <tfu - ElWin>

<Kardas> - Ubrać się, kochanie.

<Kierowca_Odrzutowca> Znacie go.

<Kierowca_Odrzutowca> Ciebie Kailinda namawiał do noszenia gaci cnoty.

<Kailinda> - łe. - Odsuwam się od paladyna. - Weź mnie nie tykaj, bo mnie czymś zarazisz.

<Kardas> I przy okazji ściskam rękę Parsifalowi.

<Kierowca_Odrzutowca> Kardas, znasz go, namawiał Ciebie, wielkiego pijanego mistrza, do abstynencji.

<Kailinda> - Jeszcze mam traumę po tych twoich gaciach cnoty...

<Kardas> "Zaraz to załatwimy jakoś...".

<Elwin> Zwracam się do karczmarz - A wiec? Czy jesteście gotowi zapłacić CENĘ?

<Parsifal> *paladyn nie zrażając się uprzedzeniami dziewki uśmiecha się szczerze*

<Kardas> Jestem już ubrany

<Kardas> <?*>

<Kierowca_Odrzutowca> <tak>

<Kierowca_Odrzutowca> Elwin - Jaka to cena mości panie?

<Kardas> Ubrany, wracam z powrotem do tamtych. - Kardas. I tylko spróbuj mi zabrać moje ukochane napoje...

<Kailinda> Wymijam paladyna od gaci cnoty i siadam przy stoliku.

<Parsifal> - A propos gaci to mam...*Tu patrzy na wzrok dziewki i rezygnuje*

<Elwin> Uśmiecham się przy tym pytaniu. - Musicie poprzysiadz na swoją krew, iż jesteście mi winni przysługę. I przypieczętować swą krwią odpowiedni cyrograf.

<Kierowca_Odrzutowca> - Niska to cena, krwi mam pod dostatkiem.

<Kierowca_Odrzutowca> - Dajcie no panie ten papier.

<Parsifal> -jak to?

<Kardas> Siadam razem z dziewczyną. - Sok pomarańczowy raz! - Mówię głośno, ale tak, żeby kogoś przypadkiem nie obudzić.

<Parsifal> -krwią? Nie godzi się, toż to śmierdzi szatanem na kilometr!

<Kailinda> - Cyrograf... Bogowie! Dwa razy.

<Kardas> - No co, pić mi się chce od tego - mruczę do dziewczyny.

<Parsifal> -Pan ma chyba konszachty z diabłem! Osobiście doradzam pokutę, np. pielgrzymkę, lub pójście do zakonu

<Elwin> - Muahahhahahaa - Wyjmuję cyrograf i spisuje odpowiednie inkantacje wiążące jego dusze i daje mu do podpisu, podając mu też nóż.

<Kailinda> - Mi też.

<Kierowca_Odrzutowca> - Dziewczęta, dajcie no soku!

<Kardas> - Też chcesz soku pomarańczowego? Mogę postawić.

<Parsifal> -Panie nie czyń tego, dusze zatracisz!

<Elwin> - Panie rycerzu, czyś pan nie przysięgał na swoją krew i honor wierności wierze?

<Kierowca_Odrzutowca> Barman czyta cyrograf.

<Kailinda> - Chcę. Z wódką. Spać mi się chce.

<Parsifal> -Przysięgałem na honor, i bez cyrografów i wiązania duszy drapichruście!

<Kierowca_Odrzutowca> - Jam nie z tych zabobonnych, co to w siły wyższe wierzą. - Mówi i nacina sobie kciuk, po czym przykłada do cyrografu.

<Kardas> - Dobra... Sok pomarańczowy dwa razy i wódka raz! Ja stawiam!

<Elwin> - Hmph! Prawdziwa potęga tkwi w szczegółach, rycerzu - odbieram cyrograf już teraz nieśmiertelnie związany z duszą.

<Kierowca_Odrzutowca> - I wódkę dziewczęta!

<Kailinda> - Ja chciałam drinka, jełopie.

<Elwin> - I mi także! Coś mocnego dla mnie i Shady!

<Kierowca_Odrzutowca> Dziewczyny przynoszą wasze napoje.

<Kardas> - Wybacz. Nadal śpiący się czuje...

<Kardas> <czuję*>

<Kailinda> - Się nie dziwię... Wygodziła ci?

<Kierowca_Odrzutowca> Barman - Pozwólcie państwo, że udam się spać, za trzy godziny ruszamy.

<Kardas> - Jestem wniebowzięty jej towarzystwem.

<Kailinda> - Gadasz jak ten tam od gaci...

<Kierowca_Odrzutowca> - Aha, panienko. Nie wymęcz za bardzo mojego syna.

<Elwin> - A więc, panie rycerzu. Znacie się panie na artefaktach świętych, prawda?

<Kailinda> - Pana syn śpi jak aniołek.

<Kardas> - Tak to już jest, jak się z dziwnymi ludźmi zadaje.

<Parsifal> -Znam się, choć specem nie jestem wielmożny panie.

<Kierowca_Odrzutowca> Barman wychodzi.

<Elwin> - A słyszałeś może coś o 'Kielichu Nieśmiertelności'?

<Kailinda> Niezrażona towarzystwem, robię sobie drinka i urządzam konkurs na jak najwolniejsze wypicie go. Jednoosobowy konkurs.

<Kardas> Na te słowa zwracam nagle oczy w stronę Elwina. - Coś powiedział?

<Parsifal> -Nie słyszałem, ale nie brzmi to jak relikwia, lecz artefakt jakiegoś mrocznego bóstwa

<Elwin> Uśmiecham się - 'Kielich Nieśmiertelności'. Przepotężny artefakt znany tylko najstarszym i najbardziej uczonym. Zapewnia wieczną młodość i życie. I to nie jest zły artefakt. Wasi bracia paladyni, rycerzu, z niego korzystali!

<Kardas> - Eee... Już myślałem, że można go zapełnić, jakby był bez dna...

<Parsifal> -Ehh, no w sumie coś mi się kojarzy. Chyba wiem o czym mowa, ale czemu to waćpana interesuje?

<Elwin> Usmiecham się do Shady. Tylko my wiemy, że to najzwyklejsza bujda...

<Elwin> - A ponieważ jestem wysłannikiem jednego z kościołów, który wreszcie przejrzał na oczy i zobaczył, że tylko magowie mogą pomóc zrozumieć jego naturę.

<Kierowca_Odrzutowca> Nagle wchodzi do sali ubrana tylko w majteczki i szlafrok kobieta, część z was już ją zna, to Kathrin.

<Parsifal> -Wracając do samej informacji, to nawet gdybym wiedział gdzie się znajduje to nie mogę powiedzieć

<Kardas> Biorę szybko jednego łyka soku pomarańczowego... Dwa... Trzy... Po czym stawiam na stole.

<Kailinda> Piję... I piję... Powoli, po łyczku, zastanawiając się, kto tu kogo wymęczył...

<Kardas> Patrzę w stronę Kathrin. Czy będę miał od niej przegwizdane?

<Parsifal> *Paladyn zwiesza wzrok, tak aby nie patrzeć na pannicę, nie uchodzi to mężowi szlachetnemu*

<Elwin> Patrzę na dziewczę. Nie w moim ona typie.

<Kierowca_Odrzutowca> Kobieta siada na kolanach Kardasowi i całuje go namiętnie.

<Elwin> <bo nie wiem, czy wszyscy wiedza, ze gram niziołkiem :]>

<Kailinda> <ja wiem XD>

<Kierowca_Odrzutowca> <zapomniałem powiedzieć ^^" >

<Kardas> "He, he, he... I to się nazywa życie!".

<Parsifal> <grasz niziołkiem?????????????>

<Elwin> <xd>

<Elwin> <brawissimo, Gofr ;p>

<Kardas> <Na ostatniej sesji też nie wiedziałem, że Green gra krasnoludem, ale nevermind. ;]>

<Kierowca_Odrzutowca> <zapomniałem powiedzieć>

<Parsifal> <może powiedz szybko kto kim gra i jak wygląda>

<Parsifal> <tak żeby było jaśniej *paladyni lubią jasność*

<Kierowca_Odrzutowca> Kardas - z przerażeniem patrzysz, jak Kathrin pochłania jedzenie i alkohol.

<Kierowca_Odrzutowca> Rozglądacie się po sobie

<Kierowca_Odrzutowca> i widzicie:

<Kierowca_Odrzutowca> <no i walnijcie opisy>

<Elwin> Niski, blady, czarne, kręcone włosy, zmarszczone w ciągłym gniewie i ignorancji brwi, czarne oczy.

<Elwin> Ubrany w czerwono, czarne szaty z peleryną i kapturem do kompletu.

<Elwin> Uzbrojony w sztylet o zakrzywionym ostrzu i lekką kuszą.

<Elwin> Posiada chowańca - pseudosmoka (latająca istota o wielkości dużego kota) barwy morsko zielonej z mieniącą się łuską.

<Kardas> Kardas: krótkie czarne włosy z łysiną, ciemnoniebieskie oczy, dorosłe rysy twarzy (wygląda na blisko lat). Ubiera się w zbroją skórzaną, a przez szyją na plecach ma przewieszoną pochwą z mieczem półtoraręcznym.

<Kardas> - Kathrin, co ty robisz?!

<Kierowca_Odrzutowca> - Em - Mówi dziewczyna z pełną gębą.

<Elwin> - Używa sobie życia! Tak się robi! Życie tylko jedno, choć wiecznym być może...

<Kardas> - A dobra, pij. Na mój koszt - mówię, uśmiechając się.

<Elwin> Patrzę na wszystkich kolejno - Wiecznym...

<Kierowca_Odrzutowca> <opiszcie się, pogadajcie chwile, ja idą po herbatą ^^">

<Parsifal> Parsifal- Wysoki cm młodzik około letni, ma białe włosy i zielone jasne oczy, jest dobrze budowany i wysportowany jak na palka należy, ma pełny pancerz i płaszcz błękitny.

<Kailinda> ...I widzicie zielonooką, krótkowłosą blondynką w skórzanej ćwiekowanej zbroi, z mieczem i sztyletem przy sobie. Nie ma co się patrzeć na atrybuty, te nie są duże. Prawdopodobnie jest to półłelf. No i dość chuda jest. aczkolwiek nie szkieletor.

<Parsifal> ..na lewym oku ma szramą, chyba po cieciu mieczem lub pazurem

<Parsifal> (chodzi o paladyna)

<Elwin> - Któż że z was chciałby żyć wiecznie? Wiecznie młody i nieśmiertelny? To prawdziwy cud! - Patrzę na tego z dziewczyna - I można się rozkoszą po wsze czasy cieszyć we dwoje...

<Kardas> - Ja chcą kielich bez dna. Tyle mi do szczęścia potrzeba.

<Kardas> "Ale oczywiście wytrzymam do rana z tym wszystkim, prawda?".

<Parsifal> - ja na przykład. Uważam ze życie jest dlatego tak wspaniałe, bo jest krótkie i tylko jedno

<Kardas> - Oczywiście ciebie mi też potrzeba do szczęścia, Kathrin...

<Elwin> - Mój przyjacielu - Zmieniam ton - Dzierżąc Kielich Nieśmiertelności możesz mięć wszystko.

<Parsifal> *ciągnę dalej wypowiedź*- Życie jest jedyne w swoim rodzaju, musimy je przeżyć jak najlepiej

<Kierowca_Odrzutowca> Kathrin uśmiecha się do Ciebie i całuje namiętnie, czujesz smak śledzi z jej ust...

<Kailinda> - A do tego na pewno NIE ZALICZA SIE namawianie ludzi do zakładania gaci cnoty.

<Elwin> Klapie paladyna po plecach... znaczy zbroi - I dobrze mówisz!

<Kardas> - Dzierżąc kielich bez dna, mogę pić, ile tylko zechcę, bez obawy, że mi się picie skończy, kochaniutki - uśmiecham się.

<Elwin> - Alez oczywiscie! Cnota jest cnotliwa, jednak przeczy naturalnemu porządkowi!

<Parsifal> -Dziękuję, choć można też i z Twojej strony, bo można przez wieczność by czynić dobro

<Kardas> - No, ale co racja, to racja - żyć pełnią życia trzeba. Kurde, mówię jak tamten...

<Parsifal> -Co do pani , to te gacie to tylko na krótko, aż Waćpanna mażą nie znajdzie

<Kailinda> - Nie skorzystam. Wolą kochanka.

<Parsifal> -Sromota sromota, tfu tfu, wie pani co ostatnio udało mi się zrobią?

<Elwin> Wspominam czasy młodości, akademie magii i akolitki niziołcze... ech...

<Kierowca_Odrzutowca> Kardas - Zauważasz, że Kathrin opychając się, wciąż patrzy na paladyna.

<Parsifal> -Czarownice co sromotę szczerzyła oddałem na resocjalizacją do zakonu sióstr Willek. Tylko na mnie klątwę rzuciła, i teraz włosy mam białe

<Parsifal> -Ale warto było!

<Parsifal> -Jedna dusza będzie zbawiona znowu!

<Elwin> Krzywie sie. Jak mnie wepchnąć do zakonu będzie chciał, to usmażę...

<Kierowca_Odrzutowca> - Twa sława mości paladynie - mówi Kathrin - aż tutaj dotarła

<Parsifal> -Naprawdę? a o jakimże to czynie mości pan słyszał?

<Kierowca_Odrzutowca> - Opowieść o tym, jak dzięki swej gładkiej mowie smoka żeś pokonał!

<Elwin> Przyglądam się ciekawie najwyraźniej wiszącej w powietrzu zazdrości...

<Kierowca_Odrzutowca> Nagle dziewczyna wstała i usiadła na kolana Persifala.

<Kierowca_Odrzutowca> <mości panna>

<Parsifal> -Heh, ano, udało się, choć nie było łatwo, bo ta zadziora strasznie łasa na dziewice była, ale się udało!

<Kailinda> Cos wisi w powietrzu... Ziewam. - Hej, ty od kielicha... Dasz mi jeszcze soku?

<Kardas> - Eee... A ty dokąd?

<Kardas> Mółwią to do Kathrin.

<Kierowca_Odrzutowca> - Do prawdziwego mężczyzny. - Mówi Kathrin i zaczyna mierzwią włosy paladyna.

<Kailinda> Chichoczą. - Oj, niestała ta twoja miłość...

<Elwin> Spoglądam - Służących znaleźć sobie powinnaś. - Odpieram i skinieniem dłoni polecam jednej z dziewcząt służebnych nalać pani soku.

<Parsifal> -Ehem...*kaszlę* ..Nie uchodzi waćpanna..jakże to* robię się lekko czerwony ale nie zrzucam dziewczyny*

<Kierowca_Odrzutowca> Jedna ze służek posłusznie nalewa sok.

<Kardas> - A tobie chciałem poświęcić resztę swojego życia! - Po chwili macham na to ręką i patrzę po gawiedzi.

<Kardas> <Z/w.>

<Elwin> Przysiadam się do tego zostawionego - Chcesz ja odzyskać, prawda? - Pytam cichutko.

<Kierowca_Odrzutowca> <toż to kurtyzana jest mości panie :P>

<Kailinda> śmieje się cicho z Kardasa. Już nie ma szans, żebym mu tego nie wypominała.

<Kardas> <I proponowałbym zrobią może timeskipa, bo chyba to się nigdy nie skończy. ^_^'>

<Kardas> <Zaraz odpowiem.>

<Kierowca_Odrzutowca> <a Ent chyba nie gra, nie?>

<Parsifal> -W ogóle to ten smok jadł dziewice, to ja mu mówię że dziewic jest mało, i że za chwilę będzie to gatunek zagrożony, jak i same smoki i mówię żeby został wegetarianinem!

<Parsifal> -I nie uwierzycie, zgodził się, śmiał się jak cholera, z pyska mu tryskały ognie, ale zgodził się!

<Elwin> Shady się wykrzywiła dziwnie patrząc na paladyna i piszcząc cichutko. Głaszcze ja.

<Kierowca_Odrzutowca> Nagle do pomieszczenia wchodzi barman - No panowie i panie, szykować się!

<Kierowca_Odrzutowca> - Za pół godziny ruszamy.

<Kailinda> - Ja gotowa, tylko nierozbudzona.

<Kierowca_Odrzutowca> Przez salą przemyka syn barmana, nocny partner Kailindy i za ojcem wychodzi do stodoły.

<Elwin> - Ja gotów jest w każdej chwili mój słu... eeee... karczmarzu...

<Parsifal> -Racja! -Biorę na ręce pannicę po czym odstawiam ją na krzesło, kłaniam się i wychodzę po sprzęt*

<Kailinda> Dopijam do końca drinka i przeciągam się. No cóż, noc była udana, mimo tego darcia...

<Kierowca_Odrzutowca> Trzydzieści minut później spotykacie się wszyscy przed karczmą, wciąż jest ciemno.

<Kardas> A na tamto odzywam się cicho do Elwina: - Oj tam, trudno się mówi. Ja tam jestem optymistycznie nastawiony do życia. Moja prawdziwa miłość jest zresztą inna...

<Kardas> Mam te dwie butelki wódki/piwa, o które prosiłem?

<Kierowca_Odrzutowca> <skąd wiesz, może zginiesz...>

<Kierowca_Odrzutowca> <masz>

<Elwin> - Oj, ale chciałby pan na pewno. Z mocą kielicha... - I tu opowiadam, ze z jego mocą można wszystko. - Wszystko...

<Kierowca_Odrzutowca> <ej, co mam zrobią z greenem?>

<Kardas> <Budzą go włałnie.>

<Kailinda> A ja śmieją się nadal z Kardasa i jego "miłości życia".

<Elwin> <zalał się w trupa i nie wstaje>

<Kierowca_Odrzutowca> <zapytajcie na GG, czy gra?>

<Kierowca_Odrzutowca> <a jak nie, to idź tam Elwin i wyssij mu dusze xD>

<Elwin> <moge?! *_*>

<Kardas> - Powiedziałem coś: z kielichem bez dna będę naprawdę szczęśliwy. Zresztą... Cholera wie, gdzie tamten Kielich Nieśmiertelności się znajduje.

<Kierowca_Odrzutowca> <w sumie, to olał sobie... możesz go wyssać, leży tam pijany>

<Kailinda> - No i cię w konia zrobiła... - śmieje się nadal.

<Parsifal> *wchodzę do sali i chwytam pijaka pod ręce, trzeba go do balii z wodą wrzucić, mruczę przy tym* - Pijaństwo, sromota..

<Elwin> =time travel backward= Kiedy wszyscy wyszli z karczmy wyssałem dusze jakiejś mizernej istoty w rogu pomieszczenia = time skip = - Właśnie dlatego do nas należy jego odnalezienie, panie Kardas...

<Kardas> - Oj tam, niech sobie idzie z paladynem łapiącym sześćdziesiąt faz na minutą - mówią do Kailindy (zasłyszałem wcześniej jakoś jej imię).

<Kierowca_Odrzutowca> Wszyscy - Dobrze moi mili, w stajni czekają na was konie. - Mówi barman odziany w lekką skórzaną zbroją z kuszą na plecach - Wsiadamy i jedziemy na wschód, do gór, a później się zobaczy.

<Kailinda> - Ciekawe, co lądzie, jak jej będzie chciał założyć gacie cnoty...

<Elwin> Podchodzę do polelfiej kobiety - Sadze, że właśnie zrobi sobie mały wyjątek...

<Parsifal> -Idą pod stajnie i przytraczam juki po czym wskakują zwinnie na wierzchowca.

<Ethren> <w sumie, to i tak nie wiem gdzie jak i co się dzieje

<Ethren> >

<Kardas> <...>

<Kierowca_Odrzutowca> Ze stajni wyprowadza konie syn barmana, odziany w wielką błękitną zbroją, na plecach przewieszone ma dwa miecze.

<Kierowca_Odrzutowca> <w sumie, to już nie żyjesz ;/>

<Ethren> <xD>

<Elwin> <*patrzy niewinnie w sufit*>

<Kailinda> Zasłaniam oczy. - Bogowie... Ale to wali po oczach.

<Kardas> - Mój drogi, nasz cel aktualnie jest inny. Jeśli tamto, cokolwiek to jest, istnieje, pewnie odnaleźć się tego nie da. A wolą życie spożytkować inaczej - mówią do Elwina.

<Elwin> - Hmph. Żałować będziesz po stokroć, ale ponieważ łaskaw jestem, dam ci czas na zastanowienie się.

<Kierowca_Odrzutowca> - A tak w ogóle - mówił barman - to nazywam się Tomos, a mol syn Eser.

<Kierowca_Odrzutowca> <xD>

<Elwin> - Kuca mi przyprowadzić, karczmarzu!

<Parsifal> -Witajcie towarzysze broni! A więc do dzieła!

<Kardas> - Oj tam, przeżyją.

<Parsifal> <kto wie>

<Kierowca_Odrzutowca> <wszystkie konie przyprowadził Eser>

<Kardas> - Jednego konia raz!... A nie, już są.

<Kardas> Staram się wsiąść na jednego. O ile wiem, jak to się robi.

<Kailinda> - Jak mnie który nie zrzuci, to dobrze lądzie... - wsiadam sobie na jednego z koników.

<Kierowca_Odrzutowca> <wiesz... jako się tu dostałeś>

<Elwin> Wsiadam na kucyka i sprawdzam, co zwierze potrafi przejeżdżając kilka kolek.

<Kierowca_Odrzutowca> Gdy wszyscy wsiedli na koń, barman krzyknął - Za mną! - I wolno zaczął jechać na wschód.

<Elwin> <a, ok >

<Parsifal> *rusza za nim i zrównuje się z nim prowadząc rozmową o taktyce itp.*

<Kardas> Jadą za nim. Spokojnie, leniwie, podziwiając przyrodą.

<Kailinda> I ruszyłam wolniutko... Za wolno...

<Kierowca_Odrzutowca> <wszyscy jadą wolniutko, zima, pełno śniegu...>

<Elwin> Zrównuje się z Kardasem i mowie cicho - Mi to wszystko śmierdzi. Karczmarz i jego syn takimi wojakami? Cos tu nie tak, przyjacielu...

<Kierowca_Odrzutowca> Podrółż przebiega spokojnie, przyśpieszyliście trochę i góry są już coraz bliżej, lecz wciąż daleko.

<Kardas> - Hm... Jakby się nad tym zastanowią, to może coś w tym być. Ale masz jakieś podstawy? Bo tak to równie ja mogą być jakimś zdrajcą albo kim.

<Kardas> - No i spójrzcie, jesteśmy już bliżej niż dalej.

<Parsifal> -No i ja go z lewej, a on próbował fintą a potem półłpiruetem....*kontynuuje wywód o walce z Sir Gertem*

<Elwin> - Haha, podoba mi się twój sposób myślenia. Jak najbardziej, ale to nie ja się chowam za fartuchem karczmarza...

<Kailinda> - Ale wciąż za daleko... - staram się jako przyśpieszyć.

<Kierowca_Odrzutowca> Eser zrównał się z Persifalem i chątnie słuchał jego wywodu.

<Parsifal> *zwalniam i podjeżdżam do dziewczyny*- Wszystko w porządku o Pani? *pytam szczerze*

<Kardas> - Może jest jako doświadczony? Może i coś wcześniej mówił, że jest bogaty i tak dalej, więc dla mnie miałoby to sens.

<Kailinda> - Za wolno jedziemy... I idź sobie.

<Kardas> - Zresztą trzeba żyć! Jeszcze tyle litrów do zaliczenia!

<Kierowca_Odrzutowca> - Stać! - Zawołał barman. - Pierwsza przeszkoda.

<Kardas> - Hm? - zatrzymują się.

<Parsifal> -Tak jest, na rozkaz *mówię i wracam do karczmarza i jego syna i do dalszej rozmowy*

<Kierowca_Odrzutowca> Widzicie przed sobą przepaść, nad którą wisi niepewnie wyglądający linowy mostek.

<Kailinda> <jak szeroka ta przepaść?>

<Kierowca_Odrzutowca> <że cho cho xD>

<Elwin> - Po czyms takim? Żarty, panie karczmarzu. Nawet mnie takie cos nie udźwignie.

<Kierowca_Odrzutowca> Przepaść ma na oko m.

<Elwin> <*udzwignie>

<Kierowca_Odrzutowca> - Możemy ryzykować jazdą mostem, bądź przeprawą w dół tej przepaści i wyjść po drugiej stronie.

<Kardas> - Przechlapane...

<Kailinda> Patrzą... - Nie, nie przeskoczą... - mówią cicho. Potem podjeżdżam do mostka i puszczam się po nim galopem.

<Kardas> - Może pojedziemy pojedynczo

<Kardas> <?*>

<Kierowca_Odrzutowca> - Ale plotki głoszą, że tamte tereny zamieszkują orki i gobliny.

<Kardas> - Most chyba jednego naraz udźwignie, nie?

<Elwin> - Haha! TO jest duch! Jade na most zaraz, gdy dziewczyna z niego schodzi.

<Kierowca_Odrzutowca> Kailinda - Koń pobiegł kawałek i deska pod nim załamała się, przestraszył się i podskoczył zrzucając cię z siodła.

<Elwin> - Odsuncie sie! Ja się przeprawie! - Mowie, po czym próbuję drugi.

<Kierowca_Odrzutowca> Koń zleciał z rozbujanego mostu, ty zdołałaś utrzyma się liny i wrócić na tą stroną.

<Kardas> - Ech... Cholerne szczęście... żyjesz?

<Parsifal> -Cholera. Zeskakuje z konia, wyciągam linę z juków i rzucam dziewczynie

<Parsifal> <haha, za półźno>

<Kierowca_Odrzutowca> - Więc chyba pojedziemy w dół - mówi barman.

<Kailinda> Szkurde... Szczęściem zdążyłam wrócić. - No i ładnie...

<Parsifal> <nie było tego z liną>

<Kierowca_Odrzutowca> <Elwin, chyba zostałeś, prawda?>

<Parsifal> -Jeźmy dołem

<Elwin> <nie wiem - ty decysuj ;)>

<Elwin> <*decyduj>

<Parsifal> -Jako sobie poradzimy z plugastwem czyhającym w tej dziurze!

<Elwin> <ale na drugi raz pisz odpis w JEDNYM odpisie>

<Elwin> <bo potem nie znamy wszystkich szczegółów>

<Kierowca_Odrzutowca> <jak nie zapomnę, to będę pamiętał>

<Kardas> - Tja, jakbym miał coś lepszego do roboty niż bicie tysiąca goblinów... Co ja jestem? Maszyna do macania mieczem?

<Kierowca_Odrzutowca> Elwin - przejechałeś kawałek, ale dalej była spora dziura, nie ryzykowałbym skoku.

<Kierowca_Odrzutowca> - Pamiętajcie moi mili o nagrodzie!

<Elwin> - A po co mieczem machać, kiedy ma się słu... hmmm... przyjaciół. - Mowie i cofam kuca - Nie da rady

<Parsifal> -Panie barman, to jak? Jedziemy dołem? lepsze to niż upadek z takiej wysokości!

<Kardas> - Dobra, to jedźmy dołem, innego wyjęcia nie ma... Wchodź mi na konia - mówią do Kailindy.

<Parsifal> <hahahahahah>

<Kierowca_Odrzutowca> <ha!>

<Kailinda> - To złaź. - mówią i bezczelnie wpycham się Kardasowi na siodło.

<Kardas> - A jak ja pojadą?

<Kailinda> Pokazują na paladyna.

<Kierowca_Odrzutowca> Pierwszy pojechał w dół syn barmana, za nim barman. Droga w dół byłą dolą stroma, ale za to szeroka, spokojnie jechaliście w dół.

<Kardas> - To siodło zmieści nas dwoje przecież.

<Parsifal> -jade za nimi.

<Kierowca_Odrzutowca> <nie pomagasz damie w opresji? o.o.>

<Elwin> <Gofr - nie lec, kiedy nie ma rozwiązanego jednego wątku ;p>

<Kailinda> - No niech ci lądzie. - sadowię się przed Kardasem. - Kieruj, ja idą pasą.

<Elwin> <bo Kardas chyba pieszo idzie ;p>

<Kierowca_Odrzutowca> <spokojnie, uczą się^^>

<Parsifal> <nie pomaga, bo już jest na koniu, tak to by zaproponował, ale już ma pojazd ;-)>

<Kardas> <Już nie. :)>

<Kardas> - Dobrze... - Jadą po drodze.

<Parsifal> -Ja za barmanem

<Elwin> W międzyczasie przygotowuje więcej cyrografów, tym razem jednak używając run, żeby nie można było ich czytać...

<Kierowca_Odrzutowca> Jedziecie powoli po stromej drodze, półki co nic nie wzbudza waszych podejrzał.

<Kailinda> A ja sobie drzemie...

<Kierowca_Odrzutowca> A Ty sobie drzemiesz.

<Kardas> - Albo znowu za dużo wypiłem, albo zaraz bada miał jakie złe przeczucia...

<Kailinda> I słodko wygladam. <xD>

<Elwin> Unosze dlon, by zamilknal. Teraz jesteśmy na dole. Zasadzka jest pewna.

<Kierowca_Odrzutowca> I słodko wyglądasz, aż się Kardas ślini.

<Kardas> Patrzę z uśmiechem na dziewczynę.

<Parsifal> <mój pajęczy(paladyński) zmysł mnie sotzrega przed niebezpieczełstwem>

<Kierowca_Odrzutowca> Nagle słyszycie jakiłwrzask.

<Kardas> - Nosz kurna, wykrakałem!

<Elwin> Ignoruje wrzask.

<Elwin> -Co nic się nei dzieje przeciez?

<Parsifal> *wyciągam miecz, i łciągam tarczą z pleckółw*

<Kardas> Patrzą za źrółdłem hałasu.

<Kailinda> - Eee...? - Budze się. - Co jest?

<Elwin> - Nikt nas nie atakuje. Nasza sprawa?

<Kierowca_Odrzutowca> Nie minął czas, w któłrym Kathrin zmieniłą sobie ulubiełca, gdy obiegło was stado orkółw i goblinółw.

<Kardas> - Jełli ktoł nas zaatakuje, to pewnie bądzie.

<Elwin> - Te pata... przyjaciele chca chyba trollom do zupy wskakiwac...

<Elwin> tlumacze

<Parsifal> -Do broni towarsysze- Krzyce

<Kardas> - O ja pierniczą... - Rozglądam się po terenie. Dalej jestełmy na tej stromej drodze?

<Kierowca_Odrzutowca> Stwory darły się do was w nieznanym was jązyku, ale nie atakowały was.

<Elwin> - To bron, prosze cie bardzo.

<Kierowca_Odrzutowca> <jestełcie już na dole>

<Kailinda> - Rozumie ktos coł z tego, co one gadaja?

<Kardas> <Aha.>

<Elwin> - Ja chciec mowic z wodza!

<Parsifal> -Poddajcie się pomioty diabła i albo popełnijcie samobółjstwo, albo ans zostawcie, albo zostancie sługami WIELKIEGO OJCA!

<Kardas> - A bo ja wiem?

<Kierowca_Odrzutowca> Barman ucisza was gestem i odpowiada w tym samym jązyku.

<Kardas> Pukam się w czoło dwa razy. "Co za idiota...".

<Kardas> <Mam na myłli paladyna. :D>

<Kierowca_Odrzutowca> <przepraszam, ale Sil mnei rozwalił i musze isc, bo popuszczą, zw>

<Kailinda> No to idą dalej drzemaą.

<Parsifal> <no co? ja tylko odgrywam ekscentrycznego palladyna ;-)>

<Elwin> - Jesli byl tez twoim ojcem, to ja nie chce miec z nim wiele wspolnego... znaczy, madrze prawisz!

<Kierowca_Odrzutowca> <ok, juz>

<Kailinda> <Sil, wszystko przez ciebie... i twoje gacie! xD>

<Kardas> <Ta sesja zasługuje na nazwą "żal Online", szczerze mółwiąc. :D>

<Kierowca_Odrzutowca> <wiem xD>

<Kardas> <I Sil do takowej łwietnie się wczuwa. xD>

<Kierowca_Odrzutowca> Barman krzyczy, orki krzyczą, jestełcie zdezorientowani.

<Parsifal> <hehe,a le te gacie to nie tylko zapobieganie srom,ocie, ale i genialny łrodek antykoncepcyjny!, bo jak można zajłą w ciąże bez sounku?>

<Parsifal> <stosunku*>

<Kierowca_Odrzutowca> Wasze wątpliwołci zostały rozwiane przez dzidą, któłra trafiła w peleryną Elwina.

<Kardas> Staram się wyłapaą chwilą "mniej głołną", po czym pytam barmana: - O co chodzi?

<Elwin> - Ty.... Ty dziadu!!! - Wrzeszcze i unosze dlonie by spopielic orkow kula ognia.

<Kierowca_Odrzutowca> - DO BRONI! - Zakrzyknął barman i skoczył szybko na tyły i zaczął szyą z kuszy do orkółw.

<Parsifal> -ZGINIECIE!! KRWI !! KRWII ORKóW ZA BOGA MIłOłCI I SPRWIEDLIWOSCI

<Elwin> <berrserk.. .to drogie ubrania byly :(>

<Kailinda> Drzemią sobie...

<Kierowca_Odrzutowca> <wstawaj, albo dostaniesz dzidą :P>

<Elwin> Muahahahahahhahhahaaaaaa!!! - Smieje się oblakanczo ciskajac kulami ognia stajac w strzemionach.

<Kardas> A ja opiekują się Kailindą przez ten czas. Przy okazji wyciągam miecz półłtorarączny.

<Kierowca_Odrzutowca> Orki szybko rzuciły się w waszą stroną, cząłą z nich obrywała kulami ognia i bełtami, alr to za mało, były coraz blizej.

<Parsifal> *Rzucam się w pierwszy szereg(ale mi się muza włączyła bitewna) i tną orkółw i gobliny*

<Kierowca_Odrzutowca> Syn barmana szybko zeskoczył z konia i dobył swoich mieczy, któłre są zygzakowate i łwiecą dziwnym, błąkitnym blaskiem.

<Kardas> - Kailinda, wstawaj, one nas zabiją! - krzyczą dziewczynie, po czym trzymam miecz w gotowołci. Patrzą też to na napoje, to na orkółw.

<Elwin> Kiedy jedni orkowie gina w plomieniach wskrzeszam ich i rzucam do walki.

<Kierowca_Odrzutowca> Jestełcie zaskoczeni wyczynami eSeRa, któłry niesamowicie szybko kładzie na ziemią coraz wiąksze ilołci orkółw.

<Kailinda> - Ała, nie do ucha...

<Parsifal> -Na Wielkiego Ojca! Tożto mistrz miecza!

<Kierowca_Odrzutowca> Elwin - Twoje sługi atakują.

<Elwin> - W pewnej chwiliw idzac to, co chlopak wyczynie kieruje pare zywych trupow w jego strone. Zeby przyjrzac się lepiej wyczynom...

<Kierowca_Odrzutowca> Persifal - rzucasz się w stroną orkółw i gromisz je swym mieczem.

<Kardas> - Hm... Chyba nie musimy się do tego wtrącaą - mówią do dziewczyny.

<Kierowca_Odrzutowca> Kailinda - dostałał jakimł komieniem i spadłał z konia.

<Kailinda> - Au! Szkurr...

<Kailinda> Teraz to się delikatnie mółwiac wkurzyłam...

<Parsifal> *rzucam się na pomoc damie, to przeciez najważniejsze*

<Kardas> - Kto to rzucił?! Pokaż się, sukinsynu!

<Kailinda> Tylko, że jakos tak isą powoli podnoszą...

<Kierowca_Odrzutowca> Orki przerażone widokiem swych martwych, płonących braci zacząły się wycofywaą.

<Parsifal> -oni nie mówią we współlnym- mruczee do wojownika

<Kardas> Schodzą energicznie z siodła i kucam przy dziewczynie. - Nic ci nie jest? - pytam.

<Kierowca_Odrzutowca> - ARGH!!! - Usłyszeliłcie nagle straszny wrzask.

<Kailinda> - Ała... Boli.

<Elwin> Odsylam swoje zombie tak, zeby nie bylo sladu.

<Kierowca_Odrzutowca> Kailinda - jesteł cała.

<Kierowca_Odrzutowca> - HU! HU! HU! HU! - Orki zacząły krzyczeą razem.

<Parsifal> <hu hu ha, nasza zima znła>

<Kardas> - Co się dzieje?

<Kierowca_Odrzutowca> Czujecie jak ziemia drży wam pod stopami.

<Kierowca_Odrzutowca> - Mam złe przeczucia - Mółwi barman.

<Elwin> Patrze na plaszcz. Spluwam w storne orkow - Tak koncza ci, co sprzeciwiaja się zywoiolo... osz... co jest?!

<Parsifal> -NIE GODZI się PLUGAWE łMIECIE-krzyczą i rzucam się na wrzeszczacych orkółw, na lewo od estera, broniąc jego flanki*

<Kailinda> - To ja moze się położą, jak się tak trząsie... - ziewam.

<Kierowca_Odrzutowca> Nagle widzicie, jak z ciemnołci wyłania się rozpądzony, ogromny trol, któłry z całeym impetem wbija się w Persifala.

<Kardas> - Nie, kto się tym bawi?!

<Kailinda> Robie wielkie oczy. - O kur...

<Parsifal> *widząc bestie zbieram w sobie odwagą iii, krzyczą do niego*- Stółj pomiocie i poddaj się a nikt nie ucierpi

<Kardas> - Poradzisz sobie? - mówią do dziewczyny.

<Parsifal> * po czym przygotowywują się do odparcia ataku*

<Kierowca_Odrzutowca> Persifal - przeleciałeł jakieł metry i upadłeł na ziemią.

<Kailinda> żałuje, że nie mam btelki z kwasem albo czegos podobnego.

<Parsifal> -O rzesz, bez ostrzerzenia? To nie honorowe!

<Elwin> Posylam smoczka, by obudzil dziewczyne, sam zas rzucam ognista kula w trolla. Trolle boja się ognia.

<Kierowca_Odrzutowca> Barman strzela do bestii z kuszy, ale nic to nie daje.

<Parsifal> *prółbują wstaą a potem podbiec do trola i podciąą mu łciągna w piątach*

<Kardas> "Czas się uciec do broni ostatecznej...". Staram się wyprostowaą i wyciągam jedną z butelek piwa.

<Elwin> - A ty się budz, spiaca krolewno!

<Kierowca_Odrzutowca> Niestety, macie do czynienia z jakimł odważnym trollem, któłry maczugą rozbił ognistą kulą.

<Parsifal> <achillesa>

<Kailinda> - Ma ktos kwas?

<Kardas> - Ona nie łpi, Elwinie! - krzyczą z nerwółw.

<Kierowca_Odrzutowca> Persifal - możesz wstaą.

<Kardas> - Ja nie. Ale za to mam co innego.

<Parsifal> -łpiaca krółlewna?- mółie otumaniony.

<Kierowca_Odrzutowca> Troll kroczy w waszą stroną z płonącą maczugą w rąku.

<Kardas> Odwracam się twarzą w stroną trolla, po czym podchodzą na tyle blisko, żeby nie miał mnie jak z tej pozycji dosięgnąą.

<Elwin> - Ale lezy! - odkrzykuje poczym rzucam sciane ognia pomiedzy ans a trolla

<Parsifal> staram się podejłą trola i podciąą mu łciągna ahcillesa *

<Kardas> Wółwczas odkorkowują butelką i wypijam tyle, ile tylko mogą.

<Kailinda> Jako się prostują do pionu... i ziewam.

<Kierowca_Odrzutowca> Persifal - Nagle przed twoją twarzą pojawia się łciana ognia, troll zatrzymał się.

<Kierowca_Odrzutowca> Kardas - Wypijasz do dna.

<Kailinda> - Ma ktoł butelke z kwasem do cholery?

<Parsifal> -Na W.O!!

<Elwin> Sprawdzam, czy mam jakis kwas w swoich rzeczach, bosz cholera spokoju nie da damulka...

<Kierowca_Odrzutowca> Elwin - Masz butelką kwasu solnego.

<Kardas> - O, ale piąkne efekty specjalne... - Patrzą leniwie na trolla. - MAMO?!

<Elwin> Wyjmuje i podaje dziewczynie - Jedna!

<Parsifal> -WIEM!!- Wyciągam krzyż z jukółw i prubuje przestarszyc modlitwą trola.

<Kierowca_Odrzutowca> Kardas - alkohol zadziałał szybko, poczułeł rządzą krwi, widziałeł w trollu swoją znienawidzoną matką, któłra katowała cią, gdy byłeł mały.

<Kailinda> - No to dobra! - biorą butelką z kwasem od niziołka, odsuwam się i... rzucam butelką w trolla.

<Elwin> <ale hardcore...>

<Kierowca_Odrzutowca> <oj cicho!>

<Parsifal> *jesli to nic nie daje to wskakują na konia, robie nawrółt, podczas jazdy chowam miecz i wyciągam kopią po czym nacieram przeskakujac nad ogniem, moze kopia go zwali z nółg*

<Elwin> - Ale tez mi plan, no gratuluje!

<Elwin> Mowie do dziewczyny.

<Kierowca_Odrzutowca> Kailinda - trafiasz butelką w twarz trolla, ten rozszalały z bółlu przebiega przez ogieł i atakują was na ołlep wielką pałką.

<Kailinda> Na wszelki wypdek chowam się w bezpieczniejszym miejscu.

<Elwin> - OOOooooOOSZ!!! Krzycze i zwiewam trollowi z drogi. Maly jestem, moze nie trafi...?

<Kardas> Uważając na wszelkie "efekty", biegną, zataczając krągi, w stroną trolla. Staram się unikaą jego atakółw i samemu ciąą, ile wlezie.

<Kierowca_Odrzutowca> Kailinda - gdy pałka leciała wprost na ciebie, Eser w ostatnim momencie chycił Cią i odskoczył.

<Parsifal> <jak tam z kopią i kucykiem?>

<Kierowca_Odrzutowca> Kardas - skaczesz w okółł trolla i zadajesz mu niewielkie rany ciąte.

<Kardas> - Czemusz karmiłażeł mią łohydną grochółfką, kufa?!

<Kailinda> - Eee... Dziąki. Ale po cholerą żeł mnie w nocy wymeczył?

<Kierowca_Odrzutowca> Persifal - biegniesz na koniu z kopią w rąku, lecz ten przestraszył się trolla i zatrzymał, ty przeleciałeł mu nad łbem i trafiłeł trolla w udo, kopia wbiła się dołą głąboko.

<Kierowca_Odrzutowca> - Nie martw się - Eser puszcza oko - Niedługo to powtółrzymy.

-->| Peter (~chatzilla@aczn.neoplus.adsl.tpnet.pl) has joined #sesja_rpg

<Parsifal> _No piąknie, cholerny koł-Dre się i wyciągam z pochwy miecz , po czym staram się uciec przed pałką trola i samego go atakowaą w jaja*

=-= Peter is now known as Indyk

<Kailinda> - Tak, jasne... Zajmij się tym trollem.

<Kierowca_Odrzutowca> Eser ruszył do ataku i wraz z Kardasem ciął trolla gdzie się dało. Po chwili wielki płonący stwółr upadł z hukiem na ziemią.

<Kardas> - A maż! A maż! I jeżdże! I jeżdże! Buahahahaha!!! - krzyczą jak pijany, ciachając, gdzie tylko się da.

<Elwin> <a ja się odpisu nie doczekalem, ech>

<Elwin> <skromne narzekanie, któłre proszą zignorowaą ;)>

<Kierowca_Odrzutowca> Elwin - Mały jesteł, nie zauważyłem Cią, a troll nie trafił.

<Kardas> - Isz maż za sfoje! I gto dozdał po bupie, a?!

<Elwin> <;p>

<Kailinda> Ziewam, obserwujac sytuacją.

<Kardas> Patrzą pijany na całą gromadą...

<Kardas> - Ludzie, kocham was!

<Elwin> - A temu co? - Pytam patrzac na Kardasa. Bedzie swietnym pionkiem w mojej grze... tylko alkohol miec przy sobie.

<Parsifal> -Ehh, otrzepują się i jakby co to dobijam niedobitki wrogółw, rzucam się w wir walki.

<Kierowca_Odrzutowca> NIedobitki orkółw przerażone uciekły gdzieł w ciemnołą.

<Parsifal> <haha, zdążyłem>

<Kierowca_Odrzutowca> Persifal - Nie jesteł w stanie ich dogonią.

<Parsifal> <kumam>

<Elwin> - Ach i gratuluje zmarnowania mojej ostatniej fiolki kwasu, spiaca krolewno!

<Kailinda> - Zamknij się, pokurczu.

<Elwin> - Sama zamilknij, ignorantko.

<Parsifal> * Po chwili dają sobie spokółj i podchodzą do konia, wyciągam z uda trola kopią i mocują ja na miejscu, szybko się otrze[uje i wsiadam na komnia*

<Kailinda> - Walnąą ci w ten twółj mikroskopijny instrument?!

|<-- Indyk has left irc.ircnet.pl ()

<Kierowca_Odrzutowca> - Spokółj! - krzyknął Eser - Musimy ruszaą, one mogą wrółcią.

<Elwin> - Ha! Nie zdolasz dosiegnac poniewaz twoj nos jest w chmurach!

<Parsifal> *nagle przypominam sobie o czymł, złaże z konia i kląkam by złożyc modlitwą dziąkczynną za zwyciąstwo*

<Kailinda> - Zreszta, ten kwas by ci go tylko przeżarł...

<Kailinda> - Wiec w sumie zrobiłam dobry uczynek. Jak ja nienawidze robic dobrych uczynkółw.

<Parsifal> -O któłrym instrumencie waąpanna mółwiła?-pytam przymilnie.

<Elwin> - To dla odmiany zrob cos zlego i mi odkup fiolke.

<Kailinda> - O tym, któłrym dzieci płodzisz.

<Kardas> Patrzą na swojego konia, po czym podchodzą do niego z nieprzytomnym słowem: - Uszko...

<Kailinda> - Szkoda mi kasy.

<Kierowca_Odrzutowca> - Na litołą boską! - Zakrzyknął barman, któłry pojawił sięrółwnie niespodziewanie, jak zniknął. - Ruszajmy, nim te pokraki wrółcą.

<Parsifal> -haha, dobry ma madam humor, pogratulowaą. - Wsiadam na konia, czynie łwiąty gest i ruszam dalej czyszcząc broł i zbroją*

<Elwin> - Ha! Wszystkim szkoda! Tylko z Kielichem mozna osiagnac niekonczace się bogactwa!

<Kardas> - Juhu!!!

<Kardas> <Niech mnie ktoł ułpi, proszą. :P>

<Kardas> <Albo niech chociaż wytrzeźwieją. ^_^'>

<Kailinda> - No to kto teraz mnie na konia bierze?

<Kierowca_Odrzutowca> Kardas - koł przestraszył się i dał Ci kopa.

<Elwin> Podjezdzam do Kardasa - Wiesz, co przyjacielu? Moze zechcialbyc zyc wiecznie i miec nieskonczony kielich wodki, hm?

<Kierowca_Odrzutowca> Zemdlałeł.

<Elwin> <bleeeee>

<Kierowca_Odrzutowca> <za półźno ;]>

<Parsifal> -Proponują mojego rumaka siwak.- Zgadza się pani?

<Kardas> - Oła! A od kiedy to uszka kopioooom???

<Kardas> No i zemdlałem.

<Parsifal> *mówią i robie miejsce na koniku*

<Kailinda> - Paladynółw nie przyjmujemy. Poszedł won.

<Kierowca_Odrzutowca> Kardas - barman bierze cią na swojego konia.

<Kardas> <Sorry, nie zauważyłem w porą. ^_^'>

<Elwin> Patrze na dziewczyna - Na kucyka nie biore. Za wielka jestes, spiaca krolewno.

<Kierowca_Odrzutowca> Kailinda - Masz wolnego konia po Kardasie.

<Kailinda> - O, wolny konik... - skoro koł Kardasa jest wolny, to na niego wsiadam.

<Parsifal> -No nic- Nie tracąą humoru mówią- moze jexmy z tad

<Kierowca_Odrzutowca> Eser ruszył przodem, za nim barman.

<Parsifal> *ja za nimi*

<Kailinda> I jadą dalej... Tym razem sobie nie połpie.

<Elwin> A ja z tylu.

<Elwin> Obserwuje tego Esera...

<Elwin> I staram się wuczyc magie.

<Kierowca_Odrzutowca> Słyszycie nagle babi pisk.

<Elwin> <*wyczuc>

<Elwin> - Och, czego znowu!?

<Parsifal> *podjeżdżam do esera iz aczynam rozmową*- Piąkna wojenna sztuka, gdzie się waszmołą skzolił?

<Kailinda> - Paladyn! Sprawdź co to.

<Kierowca_Odrzutowca> Elwin - czujesz od niego dziwną energią, dołą silną.

<Parsifal> -Yes my master!

<Parsifal> <haha, drugi raz>

<Kailinda> - Misstress sie mółwi!

<Kierowca_Odrzutowca> - Pojadą z nim, wy zostałcie tutaj i czekajcie.

<Parsifal> *mówią po czym ajdą na zwiady szybko z bronią w dłoni*

<Parsifal> -AI AI sir!

<Kierowca_Odrzutowca> Persifal - Jedziesz POWOLI z Eserem w stroną, z któłrej dobiega pisk.

<Elwin> - Moze nie wygladasz mu na kobiete, haha!

<Kailinda> - Morda, bo ci założą kaganiec.

<Elwin> - To go spopiele, spiaca krolewno.

<Kierowca_Odrzutowca> <jak myłlicie, skołczyą to w tej, czy robią trzecią cząłą?>

<Parsifal> <ja mam czas>

<Elwin> <ja tez>

<Kailinda> <ja w sumie też>

<Kierowca_Odrzutowca> Persifal - Eser nie odpowiada na twoje pytanie, jedzie w milczeniu.

<Kierowca_Odrzutowca> <ja też, ale idzie o to, czy chcecie kolejną cząłą, czy raczej koniec przygółd :P>

<Kailinda> <mi to obojetne>

<Kierowca_Odrzutowca> WSZYSCY GINIECIE!

<Parsifal> <hmm, a mo kucyk?>

<Kierowca_Odrzutowca> <sry, kartki scenariusza mi się skleiły xD>

<Elwin> Usmiecham się parszywie i mowie do dziewczyny - Polecam sprawdzic, czy nie nabawila się spiaca krolewna brzucha... - Mowie, ale po tym co wyczulem od wojownika nie ufam mu bardziej, niz komukolwiek...

<Kailinda> <xDDDDD>

<Parsifal> <dobre Gofer dobre>

<Kardas> <No, jutro szkoła, ale możemy jeszcze trochą to pociągnąą. ;]>

<Kardas> <Hehehe. :D>

<Elwin> <em...>

<Kailinda> <czytałeł ROTFLpg? XD>

<Kierowca_Odrzutowca> <ta, mółj ulubiony cytat ^^>

<Kierowca_Odrzutowca> Persifal - Nagle zauważacie ognisko.

<Kierowca_Odrzutowca> - Podejdź tam paladynie po cichu i sprawdź, co tam jest. Ja tu zaczekam - powiedział Eser.

<Parsifal> *przygotowywują się do natarcia i powoli podjeżdżam, przyglądam się kto tak piszcał*

<Kailinda> <zw>

<Kierowca_Odrzutowca> <szkloła... przydałoby sięodrobią lekcje>

<Elwin> - Wiesz, na kogo mi wyglada twoj kochas, spiaca krolewno? Na kogos, kto chce cie do czegos wykorzystac. Wiesz, dziwnym mi się wydaje, ze zwykle czlowiek ma takie zdolnosci i kipi od niego amgia - Mowie to wszystko cicho.

<Elwin> <magia*>

<Kierowca_Odrzutowca> Persifal - Widzisz grupą około tuzina goblinółw, któłre jedzą łcierwo konia Kailindy, a w klatce obok widzisz kobietą.

<Parsifal> *Szybko wracam do estera mółwie mu co i jak i proponują szybki atak na te kilka gobasółw*

<Kierowca_Odrzutowca> <hym... na cząłą trzecią się przygotują, nie bądą aż tyle improwizował>

<Kardas> <Czyli jednak kołczymy na razie?>

<Kierowca_Odrzutowca> - Pokaż co potrafisz zacny paladynie, w razie czego, pomogą Ci.

<Kierowca_Odrzutowca> <nie xD>

<Kierowca_Odrzutowca> <skołczymy, jak wam się znudzi. ja mam jeszcze parą koncepcji>

<Kardas> <OK. ^_^'>

<Kardas> <Ja to jestem nieprzytomny, wiąc w sumie nie mam co robią. ;]>

<Elwin> <a ja gadam do sciany>

<Kierowca_Odrzutowca> Eser zsiadając z konia mółwi. - Jestem krok za tobą, pokaż co potrafią słynni rycerze łwiatłołci.

<Kierowca_Odrzutowca> <Kailinda> <zw>

<Parsifal> -Ołłł jee.- Mrucze i ruszam na gobliny. Staram się szybko przejechac po trzech najblizszych a reszte pociąą mieczem

<Elwin> <o, nie zauwazylem>

<Kailinda> - To nie jest mółj kochał. Raczej moja ofiara.

<Elwin> - To pogratulowac. Tak się dac nabrac? Radze udac się do kaplana i wybadac, czy nie przyprawil cie o problem.

<Kierowca_Odrzutowca> Persifal: Gobliny w porą zauważają Cią i odskakują, przejechałeł tylko jednego, reszta chwyciła dzidy. Walka z konia z przeciwnikiem, któłry włada bronią drzewcową nie jest dobrym pomysłem.

<Elwin> - Wiesz, jest kilka istot, od ktorych czuc taka magie. Potezni czarodzieje, demony i smoki.

<Kailinda> Ziewam. - O naprawdą? A któłrym on ci łmierdzi?

<Kailinda> - Wiesz jestem i tak hazardzistka z natury.

<Elwin> - Na pierwszego to on nie wyglada - Mowie z usmiechem

<Kierowca_Odrzutowca> <coł mi tu zapachniało miłosnym wątkiem Siri z TF...>

<Elwin> - Hahaha, to moze wybierzemy się na poszukiwania fortuny? Kielich Niesmiertelnosci jest wiele wart...

<Kailinda> - Z takim pokurczem jak ty? Ty mi nawet nie wygodzisz.

<Kardas> <Tylko że to akurat nie jest wątek miłosny. :D>

<Parsifal> -PODDAJCIE się!! NA KOLANA GOBASY< A MOżE DARUJą WAM żYCIE I TYLKO WYłLą NA PRZYMUSOWą PIELGRZYMKą!!- krzyczą i zeskakuje z bezpiecznejh strony z konia*

<Parsifal> *potem robie da półłpiruety, finte i krajam co popadnie (jesli sioą da)*

<Elwin> - A ty mnie, mniej to na uwadze, spiaca krolewno. Ale zloto otwiera kazde drzwi. Nawet do rozkoszy...

<Kierowca_Odrzutowca> Wszyscy - słyszycie krzyk Persifala.

<Kardas> <Nawet ja? :D>

<Kierowca_Odrzutowca> Persifal - z powodzeniem wycinasz te małe "gobasy"

<Kierowca_Odrzutowca> Kardas - powoli się budzisz, lecz strasznie boli Cią głowa.

<Kierowca_Odrzutowca> <przypominaj o sobie, bo zapomniałem już, że łpisz :P>

<Elwin> - To sobie mlodzian znow uzyl tych ostatnich komorek mozgowych, byle tylko przysporzyc jeszcze wiecej problemow.

<Kardas> - ła... Mółj łeb... Moment. Gdzie my jestełmy? Gdzie chory abstynent?

<Parsifal> *doskonale, tną dalej, a jełli juz się z nimi uporam to podchodze i starm się pomółdz dziewczynie(lub starej babie, nie wiem ile ma lat)*

<Kailinda> - Gdzieł polazł.

<Kardas> - Aha - odpowiadam tonem mało inteligentnym.

<Kierowca_Odrzutowca> Persifal - Otwierasz klatką, widzisz piekną dziewcdzyną, jest po prostu idealna...

<Kardas> - Ktoł mi powie, co się dzieje?

<Kailinda> - Nie.

<Kierowca_Odrzutowca> - Dziąki Ci za ratunek cny rycerzu! Oby twółj pan wynagrodził Ci to w dzieciach.

<Parsifal> *kłąniam się jej lekko i podaje lewą dłoł by pomółc jej wyjsą, uwarazm jednak, bo moze to sukub ;-)*

<Kardas> - Znakomicie... A kto inny?

<Elwin> - Zebys i ty tam polazl i moze im pomogl wyjsc calo? Nie ma mowy...

<Kierowca_Odrzutowca> <nie rółb minek w wiadomołciach z sesji Sil>

<Parsifal> -yyyeee, Dziąkują za błogosławiełstwo. kim jestes Madame?

<Parsifal> <sorki, mółj błąd>

<Kailinda> - Ty patrz, mikrusie, w czymł się zgadzamy.

<Kardas> - łeb mnie boli, nawet nie pamiątam, jak się nazywam. Ja tam teraz nie łażą, mowy nie ma.

<Kierowca_Odrzutowca> - Niech to pozostanie tajemnicą - ułmiechnąła się do Ciebie, ten ułmiech Cią zniewolił, wiedziałął, że nie ma potrzeby o nic pytaą.

-->| Holy_Death (~holy-deat@evdo----.subscribers.sferia.net) has joined #sesja_rpg

<Elwin> Wysylam mojego smoczka na przeszpiegi - Tak, zauwazylem spiaca krolewno. Twoja spostrzgawczosc jest tak wielka, jak twe cialo...

<Kardas> <TERAZ się zaczyna... ;]>

<Parsifal> -Taaaa*łlina leci z ust*-Taaa, tzn tak amdame, jak mogą Ci pomółc? *pytam i pomagam jej wejsą na rumaka*

|<-- Holy_Death has left irc.ircnet.pl ()

<Kierowca_Odrzutowca> Persifal - Wracajmy już do reszty panie paladynie - rzekł Eser - Odwrółcił się i wrółcił do reszty.

<Kardas> - Czy ja o czymł nie wiem? Poważnie pytam.

<Elwin> - GIGANTYCZNA rzeklbym...

<Kailinda> - Nie no, to nic takiego.

<Parsifal> -Oczywiłcie.-Siadam za dziewczyną na koniu i podjeżdżam do reszty.

<Kardas> - O, czełą... Coł mnie ominąło? - pytam tych, co przybyli.

<Elwin> - Napij się, byles wtedy bardziej pomocny.

<Kierowca_Odrzutowca> - Możesz daą mi swoją peleryną, jestem naga...

<Kardas> - Po kiego? Tylko jedna butelka mi została, na czarną godziną się przyda.

<Parsifal> -Osz Ty. Mółj błąd madame*zanim dojedziemy do nich okrywam ją peleryną*

<Kierowca_Odrzutowca> Elwin - poczułeł jakął dziwną energią bijącą od dziewczyny, była ona zupełnie inna od energii syna barmana.

<Parsifal> -Nie jesteł ranna,lub moze głodna spragniona?*pytam gdy juz się oblecze w płaszcz*

<Kierowca_Odrzutowca> - Ruszajmy ku wyjłciu, lepiej szybko stąd wyjechaą - rzekł Eser i cwałem pojechał w stronąwyjłcia.

<Elwin> Usmiecham sie. Patrzac na nia chwilke. Zaczyna się. Kto jest kim? Probuje wyczuc nature energii. Moze zdolam choc moce ciemnosci wyczuc...

<Parsifal> *ruszam za esterem, uważajaą by panna nie spadała*

<Kailinda> No i jadą sobie spokojnie w stroną... wyjłcia? Może. I podłpiewują pod nosem. Strasznie fałszuje.

<Kierowca_Odrzutowca> Elwin - ta energia kojarzy Ci sięz jakimł magicznym stworzeniem, nie pamiątasz jednak jakim.

<Kardas> Też sobie jadą. Nie wiem, o co chodzi, ale jadą.

<Elwin> Zatykam uszy - Na Moc, ucisz się, balgam!

<Kierowca_Odrzutowca> <Eserem>

<Parsifal> < ty jesteł jakimł Jedi??>

<Kierowca_Odrzutowca> <eSeRem>

<Parsifal> < ;-)>

<Elwin> <cicho, w Wiedzmina gram ;p>

<Elwin> <przyjelo mi sie ;p>

<Kailinda> Na złosą pokurczowi, łpiewam sobie głosniej.

<Kierowca_Odrzutowca> Bez przeszkółd wyjeżdżacie z... zabrakło mi słoa... No z tego dołu.

<Parsifal> *jak z tym głodem pragnieniem i ranami tej nimfy? czy rusałki?*

<Elwin> PPosylam smoczka, by usiadl jej na glowie.

<Kardas> - łeb mnie boli, a ty mnie jeszcze katujesz? - mówią kąłliwie do dziewczyny.

<Kierowca_Odrzutowca> <Elwin, komu?>

<Elwin> <spiewajacewj...>

<Elwin> <falszujacej, pardon ;p>

<Kailinda> Przy okazji tak fałszują, że nawet smoczki nie podlecą>

<Kailinda> *.

<Kierowca_Odrzutowca> Persifal - Jest cała i milczy, lecz ty zaczynasz się robią coraz bardziej senny.

<Parsifal> -Towarzysze.- mółie do reszty- Cos mnie zmaga sen, ale taki jakis dziwny.- Chyba się strułem.

<Kierowca_Odrzutowca> Kailinda - Eser podjechał blisko i powiedział - W nocy łpiewałał dużo ładniej, coł się stało?

<Kardas> Klną sobie po cichu: - <cenzura>

<Kailinda> - Spaą mi się chce.

<Elwin> Kiedy moj smoczek z piskiem wraca groze Kailiandzie - Bo ci się pokaze nago...-

<Kardas> - To bądzie najgorszy widok mojego życia... - mówią.

<Kailinda> - I jestem troszeczke zaprawiona.

<Parsifal> -To bądzie raczej kres Twojego życia-łmieją się cicho

<Kardas> - Mółwcie trochą ciszej. Już i tak łeb mi pąka.

<Kierowca_Odrzutowca> Elwin - Już wiesz, że to nie jest zwykła dziewczyna.

<Parsifal> -Może zrółbmy postółj i się przełpijmy, ze strażami, zmiany co godziny.- Kobiety potrzebuja odpoczynku, my też.

<Elwin> Usmiecham się do dziewczyny. I do paladyna tez. Inaczej.

-->| Tur (~lol@nat.skomur.pl) has joined #sesja_rpg

<Kardas> - Tja... Czemu nie?

<Parsifal> *co ten niziołek tak cieszy, coł jest nie tak-myłlą *

<Kierowca_Odrzutowca> Persifal - Jesteł bardzo senny, czujesz, że zaraz spadniesz z konia.

<Elwin> - Moj druchu, paladynie. To prawisz, ze nei znasz niczego o Kielichu Niesmiertelnosci?

<Kardas> - Parsifal? Co ci jest?

<Elwin> - Ozesz... Nasz rycerz chyba odpada...

<Parsifal> *Ostroznie schodzą z konika*-panowie, chyba mdleją, ale to tylko przypuszczenie

<Parsifal> *mówią i zwalam się z nółg*

<Kierowca_Odrzutowca> - Tam się zatrzymamy - mółwi barman, pokazując na jakieł skały, formujące się w coł na kształt jaskini.

=-= Tur is now known as Troll

=-= Troll is now known as Podgladacz

<Kardas> - Coł mi się to kupy nie trzyma - mruczą do Elwina. - Nie sądzisz, że to przez tamtą kobietą?

<Elwin> - Nia? Tosz to zwykly plebs, a co ona moze?

[DCC] Got DCC Chat offer from ``Parsifal'' (...:) [[Accept][Accept this DCC offer][dcc-accept ]] [[Decline][Decline (refuse) this DCC offer][dcc-decline ]].

<Kierowca_Odrzutowca> Persifal - Ostatkami sił dojeżdżasz z resztą do jaskini, po czym padasz w łrodku i zasypiasz.

<Kardas> Oczywiłcie jadą dalej w stroną wskazaną przez barmana.

<Kardas> - Jesteł chyba magiem. Wyczuwasz od niej jakął... energią albo co?

<Elwin> - Nooo... jak od kazdego z was przeciez. Kazdy nosi w sobie czastke Mocy, zwana zyciem, prawda?

<Kardas> - Ta, życiem... Ale mam na myłli jakął specjalną energią.

<Kierowca_Odrzutowca> Dziewczyna usiadła przy paladynie i głaska go po twarzy.

<Kailinda> <te, nalełnik, dojechaliłmy?>

<Elwin> - Sluchaj mnie. Lata spedzilem w akadamii magii. LATA. Jak cos wyczuje, to wam powiem.

<Kardas> - W każdym razie dla mnie to nienaturalne.

<Kierowca_Odrzutowca> <tak, napisałem chyba, nie?>

<Parsifal> -Zamilicz...hrrrr...tak...przymierz je...to rozmiar S, w sam raz...hrrr...dobre gacie waąpanna...rrr

<Parsifal> *mrucze przez sen*

<Kardas> Kiedy już jestełmy na miejscu, zsiadam z konia.

<Kailinda> Dojechaliłmy sobie, wiec zsiadam z konika i siadam pod łcianą jaskini. Ziewam.

<Kierowca_Odrzutowca> Dziewczyna szykuje się do pocałowania Persifala.

<Parsifal> -No przymierz...gacie cnoty...cholerny alfons...musisz byc ukarany..rrr..Tobie też gacie alfonsie...klucz mam ja....rrr

<Elwin> Zsiadam z kuca i przeciagam się nie przejmujac się gruchajacymi.

<Kardas> - Tak od razu? - mówią do tej dziewczyny chcącej pocałowaą Parsifala.

<Kailinda> Już miałam rzucią w nia nożem, ale szkoda mi go...

<Kailinda> Noża, nie paladyna.

<Kierowca_Odrzutowca> Nagle Eser daje dziewczynie kopa w żebra.

<Parsifal> *łpią dalej*-tak.....gacie gacie gacie.... dziewice są gatunkiem zagrożonym wymarciem..rrr.trzeba je chrobią..rr

<Kierowca_Odrzutowca> Ta odlatuje kawałek i pada na ziemią.

<Kardas> - Eser? Wiesz może, co się dzieje? Nie wyrabiam już w ogółle, kurna maą!

<Kierowca_Odrzutowca> - łlepy jesteł, czy jak?

<Elwin> Odwracam się patrzac na wszystko. Usmiecham się pod nosem - No wlasnie Eser. Co się dzieje?

<Kailinda> - Oho, porachunki... Spaaaą...

<Kierowca_Odrzutowca> - Ona chciała wyssaą naszego kolegą paladyna.

<Kardas> - Wiem, że coł tu jest nie tak. Ale wyjałni mi ktoł, co takiego?

<Elwin> - A skad to wiesz, Eser?

<Kardas> - ... - taki mam wyraz twarzy.

<Kierowca_Odrzutowca> Powiedział Eser, po czym wyciągnął miecz i wbił go w głową dziewczyny?

<Elwin> - Nie unikaj odpowiedzi, Eser...

<Elwin> - SKAD to wiesz...

<Kardas> - Hą? Domyłlasz się, kim ona jest? Nic już nie rozumiem kompletnie.

<Kierowca_Odrzutowca> - Skąd wiem... Czytałem trochą o tym, że aura paladyna jest badzo silna i że to idealny cel dla sukkub.

<Parsifal> -wiem...rr..wiem...nie bądzie bolało..rrr...tylko do łl;ubu...dobre gacie

<Kierowca_Odrzutowca> - A ta dziewczyna była zbyt idealna, jak na człowieka.

<Kardas> Robią wielkie oczy.

<Parsifal> <a jednak sukub>

<Kardas> - Ale idiota ze mnie...

<Kailinda> - Ja też jestem zbyt idealna jak na człowieka... - mółwie, po czym znowu ziewam.

<Elwin> - Tak, Eser. bardzo dobrze. Byla... - Mowie nie wierzac w zadne z jego slow

<Kierowca_Odrzutowca> Wszyscy - widzicie, jak zwłoki dziewczyny zaczynają szybko czernieą.

<Elwin> Pstrykam palcami, by spopielic cialo. Nie che, zeby mi tu smierdzialo zgnilizna...

<Kierowca_Odrzutowca> - Kailindo, masz sporo defektółw, któłre eliminują Cią z grona podejrzanych kobiet.

<Kierowca_Odrzutowca> Ciało staje w płomieniach.

<Elwin> <SPOPIELIC>

<Kailinda> - Ty chyba chcesz oberwaą...

<Elwin> <a nie SPALIC ;p>

<Parsifal> <jaki tekst Gofer>

<Parsifal> <hehe sporo defektółw ;-)>

<Kierowca_Odrzutowca> - Tak samo, jak wtedy w nocy? - Eser ułmiechnął się dziwnie.

<Elwin> - Eser. Powiedz mi, jak wyszules taka magie?

<Kierowca_Odrzutowca> Ciało się spopieliło.

<Kailinda> - Nie. Gorzej.

<Kardas> - Ma ktoł miąso? - mówią, patrząc na ogieł. - Możemy coł sobie przyrządzią na tym ogniu.

|<-- Draxgar has left irc.ircnet.pl (Read error: Operation timed out)

<Kierowca_Odrzutowca> - Nie wyczułem, po prostu nagle pełen energii paladyn zemdlał w dołą krółtkim czasie i to akurat po tym, jak odnaleźliłmy dziewczyną. łączą fakty.

-->| Draxgar (Undead@Game.Master) has joined #sesja_rpg

<Kailinda> - Ale czemu ona tak daleko odleciala?

<Parsifal> <łpie dalej czy się budze? bo jak łpie to ide zrobią kolacje szybko>

<Elwin> Draze nieustepliwie. Juz i tak wszyscy wiedza, ze mu nie ufam. Nawet on - Jestes ciekawym indywiduum, Eser. Chcetnie poznam cie lepiej po misji... Poza tym nie wyczules, a wiec mogles się pomylic? I ZABIC NIEWINNA...

<Kierowca_Odrzutowca> Barman nagle rozłożył się z kocem i zaczął przygotowywaą posiłek.

<Kierowca_Odrzutowca> <możesz skoczyą?

<Kierowca_Odrzutowca> - Fakt, mogłem, ale się nie pomysiłem.

<Kierowca_Odrzutowca> <>*>

<Kardas> Siadam sobie pod łcianą jaskini. "Jełli i tak nic z tego nie rozumiem, a łeb mi pąka, to po kiego się wtrącaą?".

<Elwin> - Miesko? Przepraszam, moglem ci usmazyc sukkuba

<Elwin> Patrze znaczaco na 'bohatera'.

<Kierowca_Odrzutowca> - To jak Kailindo, idziemy do jaskini na małe conieco?

<Kailinda> - Idź sobie sam, mi się nie chce.

<Elwin> Usmiecham się - Mam znajomych kaplanow, spiaca krolewno. Skontaktuje cie z nimi.

<Kierowca_Odrzutowca> - Kapłanółw? - Zaciekawił się Eser - Po co wam kapłani?

<Elwin> - Jak to po co? Kochacie się! Przeciez slub wam trzeba wyprawic! - Mowie smiejac się i rozkladajac poslanie.

<Kardas> Zajmują się swoim miejscem do spania.

<Kierowca_Odrzutowca> - To zwykły popąd seksualny, ale dziąki za troską.

<Kailinda> - Włałnie.

<Elwin> - Nie ma za co, Eser - Mowie cieszac się, ze kupil bajke. Kalde się i zamykam oczy. Shady mnie pilnuje podczas snu.

<Kierowca_Odrzutowca> - Mogą zostaą na warcie, wy się przełpijcie - Zaoferował się Eser.

<Parsifal> <jestem jakby co>

<Elwin> - Alez jak najbardziej, Eser - Mowie i zamykam oczy - Jestes najbardziej zaufanym czlonkiem zalogi w koncu.

<Kardas> - Proponują jednak za parą godzin się wymienią wartą - mówią, po czym zamykam oczy i staram się zasnąą.

<Kailinda> Przecieram oczka i odechciewa mi isą spaą.

<Kierowca_Odrzutowca> - Dziąki za ironią kolego.

<Kardas> <Zaraz chyba bądą schodził, bo brat wrółcił. ^_^'>

<Elwin> Nie odpowiadam. Zasypiam ufajac Shady.

<Parsifal> -Kielich..rrrr...hrr kielich...

<Elwin> Smoczek pilnie obserwuje, co się dzieje.

<Parsifal> <e tam , brat, SR>

<Kierowca_Odrzutowca> <ja w sumie też bym coł zjadł, siostra chce usięłą>

<Kierowca_Odrzutowca> <koniec cząłci drugiej?>

<Elwin> <no i mamy akurat okazje do skonczenia>

<Parsifal> <ok>

<Kierowca_Odrzutowca> KONIEC CZęśCI DRUGIEJ!

<Siri> nie ma co, jaja były niezłe :D

<Parsifal> %@#&%$@ jak dla mnie(ale lepiej tego nie wrzucaj(mojej opinii) na forum

<boromir_blitz> hmmm... calkiem fajne, aczkolwiek widac bylo chaos ;p

<Martius> Była dobra jak dla mnie. Parą razy można było się ułmiechnąć. :)

<Parsifal> a etarz juz coł co mozna wrzucią.- Bardzo mi się podobała

<Pink_Unicorn> Dla mnei był to kolejny sukces ^^

<boromir_blitz> Gofr na nowego master MG kanalu? ;p

<Martius> Choą niekiedy nie traktowałeł graczy "rółwno", tj. niektółrzy byli "unieruchomieni" na krółtki czas. Ale nie narzekam.

<Pink_Unicorn> Spoko Mart, ja sięrozkrącam ^^

<boromir_blitz> to racja, ale Gofr raczkuje - dajmy mu zyc ;p

<Parsifal> -Raczkuje i robi w gacie ;-)

<Martius> Nie ma bata, Gofer jest chyba lepszy w prowadzeniu ode mnie. ;)

<Parsifal> -gacie cnoty, przesrany pom ysł

<boromir_blitz> Gofer ma talent

<Martius> Zgadzam się. :)

<boromir_blitz> chetnie zobacze powazna sesje w twoim wykonaniu

<boromir_blitz> powoli zaluje, ze nie wyslalem karty na SW ;p

<Parsifal> mam nadzije że sesja SW, pomimo tego zą na forum bądzie to stanie się rółwnie dobra

P.S - Gacie cnoty, to mój pomysł, nie Sila!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest to zapis trzeciej i ostatniej sesji z serii ŻAL ONLINE, która odbyła się 2008-10-03 i trwała nieco ponad 2h. Jeśli mam być szczery, to jestem z siebie dumny, bo jak na debiut w mistrzowaniu, to wyszło mi naprawdę coś, no ale miałem dobrych nauczycieli <macha do P_aula, Boromira i Martyny>. Tak czy owak, to walnąłem onlajnowego hattricka ^^

Bohaterami dzisiejszego Żalu Online byli:

Mistrz Gofruch w roli Pilota_Serwisu

Siri w roli Kailindy

Boromir_blitz w roli Elwina

Knight Martius w roli Kardasa

Silmaril w roli Parsifala

Miłej zabawy:

<Pilot_serwisu> uroczyście otwieram ŻAL ONLINE 3 - ZEMSTĘ GOFRA

<Pilot_serwisu> Jest noc, wszyscy śpicie w jaskini, na czatach stoi Eser.

<Elwin> <i Shady>

<Pilot_serwisu> I Shady.

<Pilot_serwisu> Parsifal - Śpisz jak kamień, lecz nagle zaczyna Ci się coś śnić...

<Parsifal> <naga kalindia,aaaa koszmar!!>

<Elwin> <gorszy bylby Eser...>

<Pilot_serwisu> To... Nie wiesz kto to, ale czujesz bijącą od niego świętą aurę.

<Parsifal> <albo dwie nagie Kalindy>

<Pilot_serwisu> - Parsifalu! Jam jest twój Pan, wielki Ojciec!

<Kailinda> <albo Kardas...>

<Kagex> </me ginie od kreatywnosci Gofra>

<Pilot_serwisu> <za wyzywanie są osty sesyjne>

<Parsifal> <nagi xxx>

<Pilot_serwisu> <nie przeginaj...>

<Parsifal> <ok, juz się uspokajam>

<Pilot_serwisu> - Gdy tylko się obudzisz, wyruszysz do zakonu, twoi bracia cię potrzebują. Będę nad tobą czuwał, jedź w pokoju.

<Pilot_serwisu> Tak sen się skończył.

<Pilot_serwisu> Parsifal - Do świtu zostało jakieś minut, obudziłeś się i doskonale pamiętałeś swój sen.

<Pilot_serwisu> Widzisz, że wszyscy, poza Eserem i Shady'm(?) śpią.

<Parsifal> -Brrr...-Mrucze pod nosem ale tu zimno.- I ten dziwny sen, moze mi czegoś wczoraj do jedzenia dorzucili? Nie, to na pewno znak od Pana!

<Elwin> <Shady nie posiada plci ;p>

<Pilot_serwisu> <ok>

<Parsifal> -Trzeba mi wracać do zakonu! Hmm..ale mozę jeszcze wyjożystam to że śpią i założe im gacie cnoty! Zbożny to cel, ale tak bez zgody ich, to chyba niezgodne z boskimi nakazmi

<Pilot_serwisu> - Nie krzycz tak, tu ludzie śpią. - Rzekł Eser.

<Parsifal> *podchodze do Elwina i mówię*-Wyjeżdżam, wracam do zakonu, przykro mi ze musze was opuścić.

<Parsifal> -A właśnie, nie chcesz mozę na odchodnym jednej pary gaci?

<Elwin> <budze sie?>

<Pilot_serwisu> <nie>

<Parsifal> *próbuje go dobudzić i powtarzam moje słowa*

<Pilot_serwisu> Elwin, budzisz się.

<Elwin> - Co? Czego chce? Ktora godzina w ogole?

<Kailinda> Śpię sobie słodziutko i niewinnie...

<Pilot_serwisu> - Paladynowi coś odbija - Wtrącił Eser.

<Elwin> - Czemu mnei to nie dziwi. Tylko ty jestes gorszy - odszczekuje i patrze na rycerza - Shady. Jesli on cos zrobi dziwnego, smaz. Jasne?

<Pilot_serwisu> - Z całym szacunkiem panie magu, ale to małe coś może mi co najwyżej mięso podgrzać.

<Elwin> - Mowilem do blaszki, kretynie...

<Elwin> Zly jestem, jak sie mnei budzi bez celu.

<Pilot_serwisu> Podczas kłótni Elwina i Esera, Sir Parsifal wymknął się, dosiadł konia i ruszył do zakonu.

<Kardas> <Coś straciłem?>

<Pilot_serwisu> <nie, nic dla ciebie waznego>

<Kardas> <A, to OK.

<Kardas> <Cholerna Neostrada...>

<Pilot_serwisu> Zaczyna świtać, Eser budzi resztę śpiących towarzyszy, barman krząta się przy ognisku i coś pichci.

<Kailinda> - Spadaj... - mruczę półprzytomna, czujac, że jakaś cholera przerywa mi piekny sen...

<Kardas> - Hm?... - mówię półprzytomny. - To już poranek?

<Elwin> - Spiaca krolewno, wstajemy - mowie z przekasem i siadam przy ognisku - co na sniadanie?

<Pilot_serwisu> Kailinda: - W nocy inaczej mówiłaś kochana. - rzekł Eser.

<Kardas> - Dobra... - wstaję leniwie i siadam niedaleko Elwina przy ognisku.

<Kailinda> - Aaaa, weźcie go, spaaać... - mówie nadal niezbyt przytomnie.

<Pilot_serwisu> - Naleśniki! - Zakrzyknął wesoło barman.

<Pilot_serwisu> Eser wychodzi z jaskini i po chwili wraca z kubkiem wody, który wylewa na twarz Kailindy.

<Kardas> - Naleśniki? Heh, niezły gust! - komplementuję.

<Kailinda> - O ra... AAAAAAAAA! - pisk mi się wyrwał, kiedy poczułam lodowata wodę na twarzy. - Cholera jasna, a delikatniej się nie dało?!

<Elwin> - Wole Gofry... - nazekam, po czym mowie do Kailindy - Wstawaj, bo cie jeszcze Eser pocaluje

<Kailinda> Oczywiscie juz sobie nie pośpię i tylko wycieram twarz z wody.

<Kardas> - Gofry też dobre, ale co się ma, to się lubi.

<Pilot_serwisu> - Myślałem o czymś poważniejszym. - Powiedział Eser i tajemniczo się uśmiechnął.

<Kailinda> - O czym?

<Elwin> - Ale my ci zawadzamy

<Pilot_serwisu> - Nie o tym.

<Kailinda> - Znaczy nie chciałeś mnie obudzic pocałunkiem? Łeee...

<Elwin> - I tak nei wierze - mowie kradnac nalesnika

<Pilot_serwisu> - Chodźcie i jedzcie, póki gorące.

<Kardas> No to jem, bo co innego mi pozostało?

<Pilot_serwisu> - Chciałem Cię wziąć na mojego konia i wieźć dalej, ale woda wystarczyła.

<Kardas> Oczywiście staram się niezbyt łapczywie.

<Elwin> - KAilindo ja cie moge pocalowac. Z jezyczkiem - mowie smiejac sie do dziewczyny

<Kailinda> Nie pozostaje mi nic innego, jak zjeść parę naleśników.

<Kardas> - Nie opowiadaj horrorów, proszę ja cię...

<Kardas> - Bez obrazy - mówię do dziewczyny.

<Pilot_serwisu> Wszyscy szamią naleśniki, poza barmanem, który karmi i poi konie.

<Pilot_serwisu> <OMG! MART! CO TY ROBISZ?!>

<Kardas> <Co się dzieje?>

<Pilot_serwisu> <akademia Naruto na Sesji RPG? o.O to przynajmniej straszne!>

<Elwin> <Gofr ty pisz, a nie czytasz forum!!!>

<Kardas> <Wiesz... Prywatnie o tym pogadajmy. Prowadź dalej. ;]>

<Pilot_serwisu> Wszyscy: - Mamy jakieś 4h drogi i dotrzemy do najbliższej wioski, tam dowiemy się gdzie mamy dalej iść.. Przynajmniej taką mam nadzieję - Rzekł barman.

<Pilot_serwisu> <chciałem wam dać spokojnie zjeść i porozmawiać, ale nie to nie, bez łaski>

<Kardas> - No, to dobrze - uśmiecham się wymuszenie, po czym idę do swojego konia.

<Elwin> - Mhm - Nic wiecej nei mowie.

<Kardas> Oczywiście sprawdzam, czy cały sprzęt mam ze sobą.

<Pilot_serwisu> Gdy wszyscy zjedli, barman zawinął trochę naleśników na drogę, pozbierał wszystkie wasze rzeczy i ruszyliście.

<Pilot_serwisu> Kardas - Wszystko jest na swoim miejscu.

<Pilot_serwisu> <zmień nick>

<Kardas> <Sorry, zapomniałem.>

<Kailinda> No to w sumie moge sie zdrzemnąć... A tak przy okazji, to komu robię za pasażera?

<Pilot_serwisu> Macie jednego konia za mało, więc Eser zaproponował Kailindzie przejażdżkę na swoim koniu.

<Pilot_serwisu> <nawet się nie zdążyłem zaopatrzyć, bo z kościoła szybko do kompa ruszyłem, nawet glanów nie zdjąłem =<>

<Pilot_serwisu> - Jedziesz ze mną?

<Kailinda> - Skoro nikt inny nie chce... - no to się z nim zabieram...

<Pilot_serwisu> Eser odsunął się trochę do tyłu i zrobił Ci miejscę.

<Kailinda> No to wsiadam i mozemy jechać.

<Pilot_serwisu> Ruszyliście w drogę, jechaliście powoli po bezdrożach.

<Kardas> Nucę sobie tak przy okazji. Po cichu.

<Pilot_serwisu> - Nie katuj nas, błagam - zajęczał Eser. - Tego się nei da słuchać.

<Kardas> - Ej, to po cichu było. Ale dobrze... - po czym oglądam krajobrazy.

<Elwin> - Shady usiadz panu na ramieniu i ugryz, jesli zafalszuje - Mowie z usmiechem.

<Kardas> - A idź! - mówię przejaskrawionym tonem, aby zaakcentować, że to ironia.

<Pilot_serwisu> Po jakichś 20 minutach dojechaliście do drogi, która ku waszemu zaskoczeniu była odśnieżona.

<Pilot_serwisu> Przyśpieszyliście trochę.

<Kardas> - Wiecie co? Chętnie bym się czegoś napił...

<Pilot_serwisu> - Mam sok pomarańczowy - zaproponował barman.

<Elwin> - A pij. Ale pamietaj ze ci sie skonczy za to z Kielichem... - zaczynam znow przekonywanie...

<Kardas> - O, poprosiłbym! - mówię do barmana.

<Kailinda> Zaczynam przysypiać...

<Pilot_serwisu> Nagle przed koniem, na którym jechał Eser z Kailindą, wyskoczył postawny facet w futerku na kroczu i ramionach, w rękach trzymał wielki topór.

<Pilot_serwisu> - Stać! - Zakrzyknął.

<Kardas> Zatrzymuję się. - Słucham?

<Elwin> - Czlowieku zamknij jadaczke! Smoka mi straszysz! - krzycze

<Kailinda> Po omacku szukam sztyletu.

<Pilot_serwisu> - Że co proszę?! - Spojrzał oburzony facet na Elwina. - Kultury cię matka nie uczyła?!

<Kardas> - Dobra, inaczej. Powiedz może, o co ci chodzi, albo chociaż daj nam przejechać. Śpieszy się nam trochę!

<Elwin> Staje w strzemionach - To ja tu jestem arystokrata, nie ty! Ale skoro mialo sie za matke orczyce, to czego mozna sie spodziewac. Cholera i ubierz cos na siebie!

<Kailinda> - Jenyyyy! Czego znowu i co zawala drogę?

<Pilot_serwisu> Mężczyzna gwizdnął na palcach i po chwili z lasu wyskoczyło jeszcze 7 innych facetów.

<Kardas> - O kur...

<Kailinda> - Już mam się budzic na dobre?

<Elwin> - Myslicie ze sie was przestrasze?! Mamy prawo podrozowac po tym trakcie! Spadac!

<Pilot_serwisu> - Grubo się mylisz kurduplu.

<Kardas> - Załatwmy to spokojnie, dobra? Mnie się nie widzi podróżowanie z kolejnymi kłopotami, kurna mać!

<Pilot_serwisu> Rzekł facet i sięgnął ręką do tyłu, wyjął jakiś złotawy kawałek metalu.

<Elwin> - Ku... - Moje oczy blyszcza ogniem - Przegiales trollu... - mowie i posylam ognista strzeale pod jego nogi - Pojedynek!

<Kardas> - A to co...?

<Kailinda> Już mogę rzucać sztyletem?

<Pilot_serwisu> Na mężczyźnie nie zrobiło to wrażenia, rzucił w ciebie Elwinie tym złotym czymś.

<Pilot_serwisu> Okazało się to odznaką.

<Elwin> Lapie to cos.

<Kardas> - Co to ma być?

<Elwin> - Zloto cie teraz nie uratuje, barbarzynco!

<Pilot_serwisu> - Jesteśmy ze straży granicznej, a wy właśnie wkroczyliście do królestwa Wschodu.

<Elwin> - Chyba, ze masz wiecej...

<Kardas> - To trza było od razu, a nie! - mówię z lekka zirytowany.

<Pilot_serwisu> - Za obrazę urzędnika państwowego grożą Ci poważne tarapaty cwaniaku.

<Kardas> - Ale dobra... Spokój się, spokój... Możemy tędy przejechać?

<Elwin> - Za obraze Maga Kregu Zywiolow gorzi stryczek poprzedzony lamaniem goleni!

<Pilot_serwisu> - A co to panowie pierwszy raz w tych stronach?

<Kailinda> - Panowie...? Czuję się gorsza.

<Pilot_serwisu> - Groźba?! To Ci nie ujdzie płazem skarlały wypierdku!

<Kardas> - A na to nie wygląda? Oczywiście, że pierwszy.

<Elwin> - OStrzezenie! I sam zaczales, pieprzony urzedasie!

<Pilot_serwisu> - Nie przypominam sobie, żebym powiedział coś niestosownego dziecko.

<Kardas> - A ty, Elwinie, uspokój się na moment, nawet jeśli ci to razi dumę. Ja jestem głupi, ale nie idiota, a co za tym idzie, wolałbym to załatwić pokojowo. Stoi?

<Kailinda> - I to mówi ktoś, kto jak się upije rozwala wszystko wokół...

<Elwin> - Jestem starszy od ciebie, kretynie. Poza tym powiedziales o konsekwencjach obrazy jednego z was. Ja zrobilem to samo. Glupol... - to ostatnie dodaje ciszej

<Kardas> Ignoruję uwagę Kailindy.

<Elwin> Krzyrzuje ramiona obrazony.

<Elwin> I patrze w bok.

<Kardas> Zrezygnowany odwracam się w stronę straży i mówię w miarę spokojnie: - A co się dzieje w tych stronach, powiedzcie mi?

<Pilot_serwisu> - Spokojnie karzełku, zapłacicie mandat za obrazę urzędnika, dewastacje drogi i... I jescze dla mnie coś ekstra i możecie jechać.

<Elwin> Moje oczy znow blysnely - Cos ekstra... spopielenie, czy dezintegracje?

<Pilot_serwisu> - Nic takiego, takie przepisy.

<Pilot_serwisu> - Radzę uważać karzełku, cena rośnie z każdą chwilą.

<Kardas> - Powiedz najpierw, co się dzieje w tych stronach takiego, że tak źle reagujecie na cudzoziemców.

<Pilot_serwisu> - A ja nie mam zamiaru za to płacić - wtrącił barman.

<Elwin> - Pocaluj mojego kucyka pod ogon. Wyzwalem cie juz na pojedynek. Odmawiasz, barbarzynco?

<Pilot_serwisu> - Po pierwsze nie barbarzyńco, jestem wykwalifikowanym urzędnikiem państwowym!

<Kardas> "K****...".

<Elwin> - ale wygladasz, jak zykly dzikus.

<Elwin> - Imiz tez jest wazny do diaska!

<Kailinda> - Rany kopane! Czemu do jasnego diabła stoimy?! - no i juz sie zdenerwowałam...

<Kardas> - Wiecie co? Tak to nigdy w życiu do niczego nie dojdziemy. Pojadę okrężną drogą.

<Kardas> <A jest jakaś?>

<Pilot_serwisu> - Nie ma innego przejścia, ten las jest rezerwatem, nie wolno wam do niego wjechać, a innej drogi nie ma.

<Kardas> - Można powiedzieć, dlaczego nie wolno?

<Pilot_serwisu> - Bo jest to rezerwat dzikiej przyrody, a po takim kurduplu jak ten tutaj, to się można wszystkiego spodziewać.

<Elwin> - Sluchaj mnie, czlowieku. Guzik mnie to wszystko obchodzi. Nie przyjmujac wyzwania sprawiles, ze nie wisimy ci juz NIC. A zatem, usun sie z drogi.

<Kailinda> - A w ogóle, to gdzie my jesteśmy?

<Pilot_serwisu> - Według naszego prawa, winny jesteś mi już 1000 sztuk złota.

<Kardas> - Jeszcze zanim zaczęliście się obrażać nawzajem, też coś byłeś przeciw. Ja chcę wiedzieć.

<Pilot_serwisu> <zadajesdz trudne pytanai Siri>

<Elwin> - Wedlug mojego prawa powinienem cie zamknac w wiezy...

<Elwin> - Ale znaj ma laske istoto prymitywna. I spadaj, albo zrobie z toba co trzeba.

<Pilot_serwisu> - Dobra panowie, obniże wam do 750, płacicie i jedziemy w swoje strony.

<Elwin> - Poza tym mamy diw kobiety w druzynie, idioto!

<Elwin> <*dwie>

<Elwin> Glaszcze Shady.

<Pilot_serwisu> - Jesteś kobietą Elwinie? - Wtrąca Eser.

<Elwin> - Chcesz sie przekonac? - Odgryzam sie

<Kardas> - Ech... Nie ma innego wyjścia chyba... Panie karczmarzu, da radę to spłacić?

<Pilot_serwisu> Nagle usłyszeliście zza siebie strzasny wrzask - RAAAATUNKUUUUUUUU! NA POOOOMOOOOOOC!

<Kardas> Odwracam się nagle twarzą w stronę źródła krzyku.

<Elwin> - Czego znowuuuuu... - odwracam sie

<Pilot_serwisu> Widzicie dość daleko wykolejony wóz i grupkę ludzi.

<Pilot_serwisu> 'Barbarzyńcy' stoją i nic nie robią.

<Kardas> Galopuję w tę stronę, aby poznać szczegóły.

<Elwin> <ilu ich jest?>

<Elwin> <wygladaja na zbrojnych?>

<Pilot_serwisu> Kardas, ruszasz w stronę wozu, za tobą jedzie Eser.

<Kardas> No, ruszam... I co widzę?

<Pilot_serwisu> Grupka ok 7, nie widzicie szczegółów, jesteście zbyt daleko.

<Elwin> Jade tam za reszta.

<Pilot_serwisu> Barman zostaje i rozlicza się z urzędnikami.

<Kailinda> A ja sobie ziewam...

<Pilot_serwisu> Wy widzicie wykolejony wóz, 3 mężczyzn trzyma jakąś kobietę w suknie, 2 buszuje po wozie a 2 pozostałych okłada po jednym facecie na głowę.

<Pilot_serwisu> - POOOOOOOOMOOOOOOOOCYYYYYYYYY! - Drze się kobieta.

<Kardas> - ŻE CO?!!! - Wyciągam miecz i galopuję w stronę tamtych, gotowy do ataku.

<Elwin> Rzucam ogniste strzaly w tych przy kobiecie.

<Pilot_serwisu> Dojeżdżacie na miejsce.

<Elwin> <zaraz, jak jestem w zasiegu>

<Elwin> po czym krzycze - SPIEPRZAC ALBO POZNACIE GNIEW MAGA KREGU!!!

<Pilot_serwisu> Eser zwinnie zeskakuje z galopującego konia i tnie jednego ze zbójów buszujących po wozie, ogniste kule Elwine trzaskają dwóch od kobiety.

<Pilot_serwisu> Kardas, tniesz trzeciego, który nie zdążył nawet puścić kobiety z galopującego konia.

<Pilot_serwisu> Pozostali ze zbójów rozbiegli się w różne strony lasu.

<Kardas> Biorę kobietę na swojego konia. A przynajmniej próbuję. - Nic ci nie jest? - pytam. No i patrzę, w jakim jest stanie.

<Elwin> - Haha! I nie wracac mi tu! - Krzycze za drabami.

<Pilot_serwisu> <nie lepiej do niej zejść? o.O>

<Elwin> <to pijany mistrz- czegos sie spodziewal?>

<Kardas> <Widać, różne wyobraźnie działają różnie. ;]>

<Pilot_serwisu> Wbiegasz do lasu, lecz nic nie widzisz, widać, że umieją sięmaskować.

<Kardas> No to zeskakuję z konia i wykonuję te wszystkie czynności, poczynając od pytania.

<Kardas> <Kurde, znowu źle zinterpretowałem. -_->

<Pilot_serwisu> Kardas: przyglądasz się kobiecie, wygląda w porządku, poza twarzą, która przypomina... gofra

<Elwin> <czy tylko ja nie czaje?>

<Pilot_serwisu> - Ach dziękuję, dziekuję! - krzyczy kobieta i rzuca się na szyje Kardasa.

<Kardas> Jej twarz wygląda na naturalną?

<Pilot_serwisu> Tak, normalna skóra, ale ma wzór jak gofr.

<Kardas> "W sumie... Co mnie to?", myślę, uśmiechając się.

<Pilot_serwisu> - Ach, gdzie moje maniery. - mówi puszczając Kardasa. - Jestem Antonina Gofrowa i dziękuję wam za ratunek.

<Elwin> - Kardas ty to masz powodzenie - Mowie ironicznie, po czym ogladam woz.

<Kardas> <Oryginalne imię i nazwisko, pilocie. :D>

<Pilot_serwisu> - Chłopczyku, dlaczego zwracasz się do ojca po imieniu? - Mówi oburzona kobieta.

<Pilot_serwisu> <tak mnei naszło nagle... to z jednej edycji sesyjnego WLIIA>

<Elwin> Zamieram. - Chlo... PCZYKU?! AJ CI DUPE RATUJE A TY TAK?!?!?!

<Kardas> - No, proszę - uśmiecham się do Antoniny. - Mów mi Kardas.

<Kailinda> - Ale sie drze... - z nudów zaczynam gadać do siebie.

<Pilot_serwisu> - Ale pan sobie wychował synalka... Nie ma co.

<Kardas> - Słucham? Wiesz, my nie jesteśmy spokrewnieni...

<Elwin> - Shady. Smaz wlosy. Juz - Mowie cichutkim szeptem i posylam smoczka w celu podlaplenia fryza laluni

<Pilot_serwisu> - To wszystko wyjaśnia, taki dostojny rycerz i taki niewychowany gówniarz.

<Kardas> Szczerzę się na dźwięk tego zdania. Szczerze.

<Pilot_serwisu> Shady leci do celu, gdy już miał ziać ogniem nagle dostał bokiem miecza od Esera.

<Kardas> - No, ale kim byli tamci?

<Pilot_serwisu> - Jakieś zbóje, pewnie chcieli pieniędzy.

<Pilot_serwisu> - W końcu w całym świecie wiadomo, że bogata ze mnie kobieta.

<Elwin> Zeskakuje z kucyka -SHADY! - Krzycze podbiegajac do malenstwa i biorac je w dlonie - NIC CI NIE JEST?! SHADY! - Krzycze dalej.

<Pilot_serwisu> Nic mu nie jest, dostał tą płaską częścią ostrza i upadł na ziemię.

<Kardas> - A mógłby być jeszcze jakiś powód? Bo chyba nie tylko dla bogactwa by cię napadli. Chyba.

<Elwin> Patrze na Esera nienawistnie. Tego mu nei wybacze. Nigdy...

<Pilot_serwisu> - kto wie, może gwałt... W końcu atrakcyjna ze mnie kobieta. - powiedziała Antonina uśmiechając się.

<Pilot_serwisu> - W ramach podziękowania, zapraszam was na gościnę w moim pałacu.

<Kardas> Wtóruję uśmiech. - Bogactwo, gwałt... Wybacz, że tak męcząco pytam, ale... Zresztą nieważne.

<Kardas> - Będę zaszczycony.

<Pilot_serwisu> - W sumie nie mamy nic przeciwko - Wtrącił Eser.

<Kardas> - Przynajmniej dowiemy się czegoś więcej.

<Elwin> Nic nie mowie. Dla mnie Eser jest juz martwy. To tylko kwestia czasu...

<Pilot_serwisu> - Jeśli tak, to jedźmy - Powiedziała z uśmiechem Antonina.

<Kailinda> Profilaktycznie nic nie mówię...

<Pilot_serwisu> - Ale musicie mi panowie pomóc, postawić wóż na kołach,

<Kardas> Odwzajemniam uśmiech.

<Kardas> - Czemu nie? Można spróbować - po czym przeglądam koła wozu i staram się je jakoś naprawić.

<Pilot_serwisu> Kobieta podbiega do czerwonowłosego mężczyzny i przytula go czule - Nic Ci nie jest Misiu?

<Kardas> - Misiu?

<Kailinda> - Znowu sie naciąłeś... - mówię i chichocze sobie cicho.

<Kardas> - A idź! - syczę jej cicho, także przejaskrawionym głosem.

<Pilot_serwisu> - Tak, to mój narzeczony, Hose Manuel.

<Kardas> - Ach, i wszystko jasne... To ja może się tymi kołami zajmę... Pomoże mi kto?

<Pilot_serwisu> Koła są całe, trzeba tylko postawić na nich wóz.

<Elwin> Zblizam sie do Esera. Spogladam mu w oczy - Po wszystkim. Zapraszam i ja ciebie. Do swojej wiezy. Na kolacje - Glaszcze Shady, ktora patrzy na wojownika tym samym wzrokiem

<Kardas> - A tu już będzie nieco większy problem... Eser? Pomożesz mi postawić wóz?

<Pilot_serwisu> Hose, woźnica, Kardas i Eser złapali się za wóz i nie bez wysiłku go podnieśli.

<Pilot_serwisu> - Bardzo chętnie Elwinie, odpowiada z demonicznym uśmiechem Eser.

<Pilot_serwisu> <-*>

<Elwin> - Nie watpie... - Odpowiadam i wsiadam na kucyka konczac 'rozmowe'

<Kardas> - To ja pojadę po barmana może... - po czym - a to odkrywcze! - jadę po barmana.

<Elwin> Zajmuje sie calkowicie Shady. Przede wszyskim przepraszam ja za moja lekkomyslnosc.

<Pilot_serwisu> Shady jęknęła wybaczająco.

<Elwin> <pisnela, GOfr ;p>

<Pilot_serwisu> Wsiadacie na konie, i jedziecie za wozem w stronę urzędników, którzy dalej stali na drodzę.

<Pilot_serwisu> <e>

<Kardas> No i jadę dalej, spoglądając na wszystkich z osobna.

<Pilot_serwisu> - No kurduplu, wyskakuj z kasy. - Powiedział znów ten sam, jego chłopcy zastawili drogę.

<Elwin> - [beeep]... - Sycze grozniej niz kiedykolwiek - Albo rozpetam tu takie pieklo, ze caly ten pierdolony rezerwat pojdzie z dymem...

<Kardas> Robię sobie plask w czoło.

<Pilot_serwisu> Barman rzucił urzędnikowi 2 mieszki, urzędnicy szybko zabrali je i uciekli.

<Kailinda> - To moze ja sie zajmę obniżaniem sobie samooceny.

<Pilot_serwisu> Pojechaliście dalej drogą.

<Elwin> - I na cholere sie wtraca? - pytam barmana.

<Kardas> - No, wreszcie!!! - krzyczę z ulgą.

<Pilot_serwisu> Kailinda - Co jesteś jakaś taka markotna skarbie? - Zapytał Eser.

<Kardas> Po drodze pytam Kailindy: - Hej, Kailinda... Coś się dzieje?

<Kardas> <Kailindę*>

<Kailinda> - Nie wasza sprawa.

<Pilot_serwisu> Elwin - Bo w przeciwieństwie do ciebie, ja szanuję prawo. - odparł barman.

<Kardas> - Nasza, nasza. Podróżujemy w grupie. Przynajmniej tak mi się wydaje.

<Pilot_serwisu> - A wtedy w nocy, w karczmie, to mówiłaś, że dla mnie to byś wszystko... Ech... Kobieta zmienną jest. - Rzekł zawiedziony Eser.

<Elwin> - Teraz kto inny ma powodzenie. TO juz zal, Kailinda. Naprawde trzeba ci sie upic i zapomniec o paru sprawach - Patrze na Barmana - Mi tez trzeba...

<Kailinda> - Nie tylko się upić. Jeszcze zaćpać...

<Kardas> - Ta, wiem coś o tym... - mówię do Esera.

<Elwin> - Mam jakies grzybki w mieszku chyba. Do mikstur.

<Kailinda> - To może byś zaczął wreszcie zwracać na mnie wiekszą uwagę, co? - warczę do Esera.

<Elwin> <mam? ;p>

<Pilot_serwisu> - Nie martw się Kardas, przecież wszyscy wiedzą, że Katrin to zwykła kurtyzana jest.

<Pilot_serwisu> Znajdujesz je, o ile ich szukałeś.

<Kardas> - Zresztą nie mam się czym przejmować. Miałem - nie mam. Nie ma nad czym tu się rozwodzić.

<Pilot_serwisu> - Dobrze skarbie - odpowiada przytulając Kailindę. - Będę.

<Elwin> - Happy end. I nici z picia. Sam sie upije - Mowie jadac naprzod.

<Kailinda> - Ale i tak idę się upić.

<Pilot_serwisu> Elwin - Zauważasz, że Eser dziwnie uśmiechał się tuląc Kailindę.

<Kardas> Jadę dalej, nie wtrącając się na razie w nic.

<Elwin> <sprecyzuj 'dziwnie'>

<Pilot_serwisu> <dość... doaboliczny>

<Elwin> <ok>

<Elwin> - A Eser z nami? To mnie odlicz - Sycze odwracajac sie do wojownika - Dla niego mam specjalne zaproszenie. Prawda?

<Pilot_serwisu> Po jakimś czasie dojeżdżacie do osady, brama jest otwarta, więc wjeżdżacie. Kierujecie się dalej za wozem.

<Kailinda> - Nie. Bez niego.

<Elwin> - To uwazaj bo potrafie spiewac po pijaku. I tanczyc.

<Kailinda> - Muszę to zobaczyć.

<Pilot_serwisu> - I na tym twoje talenty się kończą - odpowiada zgryźliwie Eser.

<Pilot_serwisu> <to do Elwina>

<Elwin> - Usmiecham sie do Esera - moze, moze. A moze nie? - Znow patrze na Kailinde - Tylko uwazaj, bo cie jeszcze wyrwe do tanca i ci glupio bedzie.

<Kailinda> - Może będę na tyle pijana, ze nie zauważę różnicy.

<Pilot_serwisu> Po chwili dojeżdżacie do sporego budynku, jest on jednak brzydki i niezbyt zadbany. Nad drzwiami wisi szyld w kształcie gofra, na którym jest napisany "Pałac Antoniny gofrowej, najlepsze gofry w tej części kraju"

<Elwin> - Pozyjemy, zobaczymy - odpowiadam na koniec rzucajac jeszcze jedno spojrzenie Eserowi i Kailindzie. Dwa skrajnie rozne.

<Kardas> - Pierwszy! Pierwszy! - mówię głośno, jakbym złapał "fazę".

<Pilot_serwisu> <do kiedy macie czas? bo już będziemy zbliżać się do końca>

<Elwin> - NIe cierpie Gofrow.. - sycze...

<Elwin> <full>

<Pilot_serwisu> <o świcie co innego mówiłeś>

<Elwin> <wiem ;p>

<Kardas> <Ja tam mogę jeszcze z godzinę posiedzieć.>

<Elwin> <ale to sa gofry od gofrowej ;p>

<Pilot_serwisu> Z wozu wysiada Antonina i mówi - No, to tutaj. Prawda, że wspaniały?

<Pilot_serwisu> <ehe>

<Kardas> - Eee... Tak, oczywiście! - odpowiadam dosyć wymuszenie.

<Kailinda> - Mhmmm...

<Elwin> - Rozpadajacy sie dach, zniszczone sciany, sypiacy sie strop... palac jak marzenie!

<Pilot_serwisu> - No oczywiście - odpowiada kobieta. - Zapraszam was na gofry!

<Kardas> <Zresztą kończ sesję, kiedy chcesz. :)>

<Kardas> - A czemu by nie? - pytam retorycznie, po czym wchodzę do pałacu. Oczywiście przepuszczam Antoninę.

<Pilot_serwisu> <po prostu już mi się nie chcę więcej żali prowadzić, chcę czegoś ambitniejszego :P>

<Kardas> <Zmuszać nie trzeba, bo i po co. :)>

<Pilot_serwisu> Wchodzicie do Pałacu. W środku jest jeszcze gorzej niż na zewnątrz, wszystko jest brzydkie, meble są poniszczone, ściany były malowane chyba z lat temu, ale przynajmniej jest ciepło i pachnie goframi.

<Kardas> "No, zawsze jakiś plus...". - Ile można zjeść gofrów? - pytam Antoninę.

<Elwin> - Wino. Albo mocna wodka... - mowie idac szukac tych dobr. I moj wzrok mowi, zeby nikt nie probowal mi zabraniac pic ze wzgledu na wiek...

<Kailinda> Szukam owych dóbr razem z pokurczem.

<Elwin> Jednoczesnie posylam Shady, by sledzila Esera. I miala tez oko na Kailinde. A szczegolnie, gdy sa razem...

<Pilot_serwisu> - Ile tylko chcecie dziubaski, w końcu ocaliliście mi życie.

<Pilot_serwisu> - A co do Ciebie malutki, to co najwyżej soczek.

<Elwin> - Smak sie liczy, czy tylko procent? - pytamKailindy

<Kardas> - No i świetnie!

<Kailinda> - I to i to.

<Pilot_serwisu> Mówi Antonina do Elwina.

<Elwin> Ignoruje babe.

<Elwin> Szukam dalej. Tlumie silna chec podpalenia tego... 'budynku'....

<Kardas> No i biorę sobie parę gofrów. Próbuję najpierw jednego...

<Kailinda> Szukam razem z nim.

<Pilot_serwisu> Antonina zagwizdała na palcach, jak rasowy kowboy. Już po chwili na salę wchodzą 2 kobiety i jedena niziołka<bez skojarzeń, chodzi o określenie płci!> z tacami pełnymi gofrów.

<Pilot_serwisu> Kardas: są wyśmienite.

<Kardas> - Więcej! Więcej!

<Kardas> <Niziołka to powinna wchodzić z PATELNIĄ gofrów IMO. :D>

<Pilot_serwisu> Elwin - Niziołcza kobieta wpada ci w oko, jest dość ładna i w ogóle(nie mam pojęcia jak opisać urodę czegoś takiego).

<Pilot_serwisu> <mart, nie kumam...>

<Kardas> <I dobrze dla nas obu. ;]>

<Pilot_serwisu> - Częstujcie się moi mili - powiedziała Antonina i wyszła.

<Kardas> - No to co? Żr... To znaczy jemy!

<Elwin> - Ladna jestes - Mowie przystajac obok niziolczej dziewczyny, ale nie przerywam poszukiwan. Mam popijawe umowiana. Sam na sam.

<Kardas> - Aha, i bym soku pomarańczowego prosił.

<Elwin> <tzn chwile przystaje i kontynuuje>

<Kailinda> - Ty szukaj napoju bogów, a nie podrywaj... Mamy pić przecież.

<Pilot_serwisu> Jedna z kobiet wychodzi, po czym wraca wpychając wózek z alkoholem i sokami.

<Pilot_serwisu> Elwin - niziołka uśmiechnęłą się do ciebie - Ty też jesteś niczego sobie.

<Pilot_serwisu> <jak to Ciocia przeczyta, to się pożegnam z FA chyba ^^">

<Kardas> - Łiii! - świruję, biorąc sobie sok pomarańczowy. A, no i alkohol na uzupełnienie "ekwipunku".

<Pilot_serwisu> <w dzbankach, nie masz jak wziąć>

<Kardas> <Masz kim się zasłonić. :P>

<Elwin> - Nie podrywam. Zauwazam tylko fakt. I idziemy pic - mowie chwytajac cztery butelki w palce. Dwie mocnej wodki i diwe wina - Ale juz jestem umowiony - Odpowiadam dziewczynie niziolczej i ide do Kailindy

<Kardas> No to tylko soku sobie leję. - Można prosić też o butelkę alkoholu? Wielka być nie musi.

<Pilot_serwisu> Dziewczyna zrobiła oburzoną minę i wyszła.

<Kardas> Aha, i podkreślam lekko "butelkę".

<Elwin> - Hmph. Zeby mnie potem i tak rzucila dla jakiegos Orlando, czy cos. Chodz gdzie indziej, Kailinda. Potopimy smutki.

<Pilot_serwisu> Kardas - kobieta od wózka usiadła ci na kolana i uśmiechnęła ładnie. Niegdy w życiu byś nie pomyślał, ze w takiej spelunie może pracować ktoś tak ładny. Katrin nie dorastała jej do pięt.

<Kailinda> - W cyniźmie i wódce...

<Elwin> - najpierw wino. Wodka potem, jak juz nie bedzie roznicy w smaku...

<Elwin> Mowie to i wychodze do jakiegos pkloju obok, albo cos...

<Elwin> Shady na czatach.

<Pilot_serwisu> Eser stoi z boku i uważnie obserwuje Elwina.

<Kardas> "O ja pierniczę... Farciarz ze mnie normalnie...". I zapominam o tym, o co prosiłem.

<Pilot_serwisu> Elwin: Nigdzie nie widzisz Shady.

<Kailinda> A ja sobie za Elwinem idę... No cóż, może popijemy.

<Elwin> Dopiero teraz to zauwazam... - Kailindo, nie widziales czasem Shady? - pytam. W koncu miala sledzic i ja...

<Pilot_serwisu> Eser siada obok Kardasa i zajada gofry z miłym uśmiechem.

<Pilot_serwisu> Nie widziałaś.

<Kailinda> - No właśnie nie...

<Pilot_serwisu> Elwin i Kailinda: Nie ma gdzie iść, musicie zadowolić się kątem sali odgrodzonym parawanem.

<Pilot_serwisu> Barman też gdzieś zniknął.

<Kardas> A ja po prostu zapominam o wszystkich troskach moich i tego świata...

<Elwin> - Pewnie sie dobrze ukryla - Mowie siadajac gdziestam i otwierajac wino. Nalewam Kailindzie ie sobie w tej kolejnosci. Ale dopiero, keidy upewnieam sie, ze jestesmy sami... w miare... - I co myslisz o naszym woju, droga Kailindo.

<Kailinda> - A co ja mam myśleć? Faceci są zawsze tacy sami...

<Pilot_serwisu> - Masz dzikie powodzenie Kardasie - mówi Eser szamiąc gofra.

<Kardas> - Hm, dzięki... - mówię trochę zauroczony.

<Elwin> - Kobiety takze - mowie unoszac naczynie z winem - Za bycie singlem.

<Pilot_serwisu> Kardas, dziewczyna dalej siedzi ci na kolanach i też szamię gofra, robi to wykwintnie, z odstawionym na bok małym paluszkiem.

<Pilot_serwisu> Kardas: Dziewczyna wstaje, puszcza Ci oczko i wychodzi z Pałacu.

<Pilot_serwisu> - Nie gonisz jej? - Zapytał Eser.

<Kailinda> - Taa... - stukam się z nim naczyniem. - Z nieskończoną ilością partnerów... Bądź partnerek.

<Kardas> Ja też biorę gofra. Delikatnie. No i się uśmiecham w stronę wychodzącej dziewczyny.

<Kardas> I mimowolnie idę powoli za nią.

<Elwin> - Ty wiesz, co, Kailinda? Ten Eser to kawal skurczybyka i tyle - mowie glosno, a zaraz potem dodaje polszeptem - Uwazaj na niego i mowie powaznie - znow unosze glos -Zeby tak uderzyc Shady?! Biedne smoczatko!

<Pilot_serwisu> - Szybciej idioto, nie widzisz, że zabrała ci sakwę? - Powiedział Eser.

<Pilot_serwisu> Rzeczywiście, zauważasz, że nie masz swojej sakwy.

<Kardas> - ŻE CO?!!! - krzyczę oburzony, po czym biegnę za nią.

<Pilot_serwisu> Elwin - Dostałeś w twarz gofrem.

<Pilot_serwisu> - SŁYSZAŁEM TO! - Wydarł się Eser.

<Kailinda> Chichram się.

<Pilot_serwisu> Kardas - wybiegasz, lecz nigdzie jej nie widzisz. <peszek ;]>

<Kardas> - Gdzie jesteś?! - wołam, biegnąc w przewidywanym kierunku.

<Elwin> Nie przejmuje sie - Spadaj, tu sie zabawa rozkreca. No to kolejka, Kailinda - Mowie i popijam lyk - nie chcesz chyba, zebym zostawil cie w tyle, co?

<Pilot_serwisu> Kardas - biegasz w kółko, lecz nigdzie nie widzisz dziewczyny... Cóż, na pewno gdzieś się ukryła, takie twoje szczęście.

<Kailinda> - No cóż... To kolejeczka! - i zaczyna się picie...

<Kardas> "Kurde...". I szukam dalej.

<Elwin> W miedzyczasie sprawdzam, czy z moich obecnych ziol moge rozrobic w alkoholu jakis wywar przeciwko skutkom upojenia...

<Pilot_serwisu> Zauważasz jednak barmana, za którym idzie 2 mężczyzn w białych zbrojach.

<Elwin> A jesli tak, to robie dla dwojga.

<Kardas> <To do mnie czy pozostałej dwójki?>

<Kardas> <Pytam Gofra.>

<Pilot_serwisu> Elwin - możesz, ale starczy ci skłądników na jeden i to dość skromny napar. Przy tej ilości może starczy dla niziołka.

<Pilot_serwisu> <do Ciebie Martynko>

<Kardas> <Aha.>

<Elwin> To robie dla siebie.

<Elwin> Po kilku glebszych zaczynam sie smiac - A ty widzialas wyraz twarzy tej laluni, co to do mnie sie rwala? Haha!

<Kardas> Podbiegam szybko do nich i po drodze patrzę, czy on nie idzie "ujęty" albo jaki.

<Kailinda> - Ty rwałeś się doniej! - a ja zwalniam tempo picia...

<Pilot_serwisu> Barman uśmiecha się na twój widok. - Kardas, witaj. To są paladyni z pobliskiego zakonu, nie wiem jak się nazywają, bo złożyli śluby milczenia. W każdym bądź razie pomogą nam w naszej misji.

<Elwin> - Tylko powiedzialem ze ladna jest. I jest, tylko ze ona zaraz sie obrazila nie rozumiejac, ze bylem umowiony. Ale co mi tam. Zdrowko! - Pije kolejna kolejke - Gdyby nei byla taka obrazalska, to by moze cos z tego bylo. Przeciez na pierwszy rzut oka widac, ze raczej sie kochac ne bedziemy.

<Elwin> <mowie glosno>

<Kardas> - Misja misją. Nie widziałeś tu pewnej kobiety? Bardzo ładna była.

<Kailinda> - Tya. Jakby umiala myślec, to by sie skapnęła. Przeca to ja dwa razy minimalnie większa jestem od ciebie, hłe hłe...

<Pilot_serwisu> Elwin - Znów dostałeś gofrem, lecz tym razem nie było żadnego wrzasku.

<Elwin> Lapie gofra i odrzucam - Tak, piekna jak wyjde stad, to sie umowimy na randke. Zdrowko, Kailinda! - Mowie znow i znow kolejka...

<Pilot_serwisu> Kardas: - Biegła jakaś taka w fartuchu, wsiadła na konia i pognała gdzieś galopem.

<Pilot_serwisu> Kailinda, zaczynasz odpływać.

<Pilot_serwisu> Świat robi się... Taki jak po pijaki, nie wiem jaki, bo nigdy się nie upiłem.

<Kailinda> - Ooo... Ale podłoga falujeee...

<Pilot_serwisu> Elwin - dostałeś jeszcze dwoma.

<Kardas> - Nosz kurna! - mówię zirytowany. - W którą stronę?!

<Pilot_serwisu> Dostałeś, nie złapałeś.

<Elwin> <zlapalem, zaniem spadl na ziemie>

<Elwin> <ale to nieistotne chyba>

<Pilot_serwisu> <źle zrozumiałem :P>

<Elwin> - Nooom... Ladne co, hehe... Ym... jeszcze z jedna kolejkeee... - Mowie i pije po czym wstaje - Tooo jak? Tanczyszzzz?

<Pilot_serwisu> Kardas - Nie wiem, a co? Kolejna nieudana miłość? He he he...

<Kailinda> - Chyba neee...

<Elwin> <ja jeszcze pojany nie jestem?>

<Pilot_serwisu> Kailinda, jesteś tak nawalona, ze nie możesz ustać na nogach. Opadasz na krzesło, po czym zasypiasz.

<Pilot_serwisu> <a nie piłeś tego zioła czasem? :P>

<Kardas> - Sakwę mi gwizdnęła! - mówię zirytowany, po czym, nie czekając na odpowiedź, dorywam się do najbliższego konia i mknę galopem w dal... tj. w domniemywanym kierunku.

<Elwin> <nevermind ;p>

<Pilot_serwisu> <nie dasz spokoju Martuch?>

<Pilot_serwisu> Elwin - znów dostajesz czymś w głowę, nie był to jednak gofr.

<Kardas> Po tym jednak odzyskuję głowę. I już nie szukam konia.

<Elwin> Podchodze do Kilindy - Tancujeeeeem! - Krzycze. Przywoluje tez mysla Shady, bo cos dlugo nie melduje...

<Elwin> Patrze czym dostalem.

<Elwin> I rzucam ognista strzale w agresora.

<Pilot_serwisu> Elwin - ze ździwieniem stwierdzasz, że to ogon Shady.

<Pilot_serwisu> Eser siedzi przy stole z diabolicznym uśmiechem.

<Kardas> Po tym przybity idę z powrotem do pałacu, jedząc gofry. "Więcej nabrać się nie dam...".

<Pilot_serwisu> Kardas - wracasz do pałacu, barman zostaje w mieście.

<Kailinda> Śpie, ale niech no który mnie przez sen dotknie, to mu utnę jaja... Przez sen.

<Elwin> - Sh... - Mowie drzacym glosem. Rozchylam usta, ktore takze drza - Zabije... - Szepcze i patrze na Esera - ZABIJEEE!!! - Wrzeszcze tak, ze obudzilbym pijanego umarlego i przywolujac pelna moc rzucam pociskami w Esera. Niewazne, czy przy tym sam ucierpie...

<Kardas> I jem gofry. Ale jakoś mniej łapczywie niż wcześniej. Nie mam za bardzo ochoty tym razem.

<Pilot_serwisu> Elwin - posłałeś wielki pocisk w Esera, ten jednak blokuje go swymi mieczami. ku twojemu zaskoczeniu, Eser rzuca w ciebie... gofrem.

<Pilot_serwisu> Kailinda - budzi cię wrzask, nie wiesz o co chodzi, bo dalej jesteś nawalona.

<Elwin> Krzycze koncentrujac energie. Nie zatrzyma czegos takiego... posylam ognista fale po podlodze, spalajac wszystko w niewielkim stozku - ZGINIESZ< SKURWIELU! ZGINIESZ!!!!

<Kailinda> - Szszszszkurrrrna... - to jednemu sztyletem w jaja, a drugemu mieczem... Rzucam.

<Kardas> <Widzę lub słyszę to wszystko?>

<Pilot_serwisu> <oczywista, szamiesz tam gofry przeciez>

<Elwin> < ;p >

<Pilot_serwisu> Eser wyskoczył z gracją przez okno.

<Elwin> Biegne za nim pedem. Nie daje mu uciec. Zemszcze sie...

<Kardas> - Dobra... - mówię do wszystkich. - Nie hałasujcie mi tutaj... - Ale jakoś bez entuzjazmu.

<Pilot_serwisu> Elwin - Stało się coś, co bardzo cię zaskoczyło. Na twoim ramienu wylądowała Shady i wyglądała na zdrową, nie brakowało jej też ogona.

<Elwin> - Sh... SHADY?! - Krzycze chwytajac smoczatko w dlonie i przytulajac je. - Shady, nic ci nie jest! Shadyyyy!... - Placze z radosci.

<Pilot_serwisu> Eser widząc to zaczął się śmiać jak szalony.

<Kailinda> <Goferku, a co z tymi moimi rzutami bronią?>

<Pilot_serwisu> <nie zauważyłem, przepraszam :P oczywiście pudło>

<Elwin> PAtrze na skurczybyka - Ty i tak juz jestews martwy... - Mowie. Skladam dlonie w symbole koncentrujac energie do poteznych zaklec.

<Pilot_serwisu> Elwin - Shady patrzy na ciebie, jakbyś zwiariował.

<Kailinda> To idę spać dalej.

<Elwin> - Shady. Uciekaj. To zbyt niebezpieczne - Szepcze. Noi tak, teraz to i cala chalupa moze ucierpiec...

<Pilot_serwisu> Elwin - Nagle dostajesz patelnią od... Antoniny

<Elwin> <znaczy Elwin tak sie czuje ;p>

<Kardas> "No, wreszcie ktoś uspokoił sytuację...".

<Elwin> Otaczam sie kregami ognia, zaby nic mnie nie ruszylo i przy okazji zeby sie baba spazyla dotkliwie...

<Pilot_serwisu> Za późno, wcześniej dostałeś, zdekoncentrowało Cię to i kula ognia poleciała w Pałac.

<Pilot_serwisu> - Zły, zły chłopczyk! Widzisz cośty zrobił! - Wrzeszczy Antonina.

<Elwin> - Shady lec wyprowadzic wszystkich! - Mowie i rzucam zakleciami zarowno w Antonine jak i w Esera.

<Pilot_serwisu> Elwin - spopielasz Antoninę <[*]>, ale Eser ładnie odbił pocisk mieczem, który przefrunął Ci obok głowy.

<Pilot_serwisu> <pocisk, nie miecz. przepraszam, mój błąd>

<Elwin> <co oznacza <[*]>?>

<Pilot_serwisu> Kardas - eksplozja wyrywa cię z żalu, chyba czas uciekać.

<Pilot_serwisu> Kailinda - budzisz się i widzisz, że wszystko płonie

<Pilot_serwisu> <świeca [*] w końcu Antonina to jedna z moich postaci :P>

<Kardas> Zgadza się. Uciekam.

<Kailinda> Chwiejnym krokiem podążam do wyjscia...

<Pilot_serwisu> Eser wbiega do płonącego pałacu, chwyta Kailindę i wybiega.

<Elwin> <nie poczekales na mnie...>

<Elwin> <i caly odpis mi sie w...>

<Pilot_serwisu> <stary, ja.. ten, no, Eser też tu rwie :P>

<Elwin> - Eser! Nie swiec teraz oczkami! Mamy porachunki! - Mowie formujac wieksza kule ognia.

<Pilot_serwisu> Wszyscy - widzicie, że ludzie zaczynają się zbiegać. chyba lepiej się ulotnić.

<Pilot_serwisu> - No dalej, strzelaj - mówi Eser. - Jeśli chcesz spopielić Kailindę, to strzelaj.

<Elwin> Guzik mnie obchodza ludzie. Mierze w Esera kula ognia - Odsun sie, spiaca krolweno...

<Kardas> - Ech... - Staram się zniknąć z oczu gapiów.

<Kailinda> - Zara... rzygnę... chyba...

<Elwin> - Kardas! Wracaj tu i bierz Kailinde!

<Pilot_serwisu> Kailinda - zygasz za plecy Esera, ten jednak dalej Cię trzyma przełożoną przez ramię i spokojnie czeka.

<Elwin> Patrze na Esera - A ty nigdzie nie idziesz... Mnie nie przechytrzysz. I nie daruje uderzenia Shady.

<Pilot_serwisu> <zw, jakaś maks minutka>

<Pilot_serwisu> <j>

52 <Kardas> <I wsio. :)>

<Pilot_serwisu> Kardas - nie możesz, trzyma ją Eser. W drugiej ręce trzyma miecz, niezbyt rozsądne byłoby rzucanie siena niego.

<Elwin> - No po co ci ona tak bardzo, ze chcesz narazic jej bezpieczenstwo, hm?

<Elwin> - Kardas ja wezmie i zabierze a ja ci stad odejsc nie pozwole...

<Pilot_serwisu> - Po prostu nei mam ochoty Cię zabijać.

<Elwin> - To zmien zdanie...

<Elwin> Zakladam ze te miecze tez maja swoja wytrzymalosc.

<Kardas> - Możecie przestać? Już jest beznadziejnie, a wy chcecie to jeszcze kurna pogorszyć...

<Elwin> - I zostaw dziewczyne. Jeszcze nie skonczylismy pic... Kardas, po prostu ja wez. On ci nic nie zrobi... a jesli zrobi to poznamy jego intencje prawda?

<Pilot_serwisu> - Dobrze więc, walczmy jak mężczyźnie, ale nie tutaj. Zniszczymy miasto, zginą niewinni.

<Kardas> Robię to, co mówi niziołek. Nie mam nic lepszego do roboty. Ochoty także.

<Elwin> - Niewinni uciekna. A miastu nic sie nie stanie. Z reszta [beeep] mnie ono obchodzi skoro tak sie tu niziolkow traktuje.

<Pilot_serwisu> Kailinda - Eser delikatnie podaje cię Kardasowi.

<Pilot_serwisu> - Pokaż, co potrafisz.

<Kardas> A ja ją delikatnie obejmuję.

<Kailinda> - Pójdę się pociąć... Nikt mnie nie chce...

<Pilot_serwisu> <zboczuch xP>

<Kardas> - Nie mów, bo ja tego słucham... - mówię bez entuzjazmu.

<Elwin> - Chcialbys, cwaniaku... - mowie po czym rzucam kule ognie w niego. Jednak zaraz przed Eserem sprawiam, ze kula wybucha rozdzielajac sie na wiele pomniejszych, ktore leca w Esera.

<Pilot_serwisu> - Oj tam, dramatyzujesz maleńka. Skończę z tym kurduplem i gdzieś wyskoczymy.

<Kailinda> - Taaa... Wy tylko o jednym...

<Elwin> W miedzyczasie oczywiscie otaczam sie kregiem ognia.

<Elwin> - Widziesz, Kailimndo, milosc nie istnieje! - krzycze - Ot pieprzona rzeczywistosc!

<Pilot_serwisu> Elwin - Jak mówisz, tak ale nagle dzieje się coś dziwnego. Esera otacza dziwna, mroczna aura, na której zatrzymują się twoje kule.

<Elwin> <*Kailindo>

<Elwin> Szukam sposobu na przebicie aury. Do diaska studiowalem magie dluzej niz on! Nie moze miec nieskonczonych ilosci energii.

<Pilot_serwisu> - Dość mam już tej zabawy w kotka i myszkę, dosyć tego - Nagle w Elwina leci ta dziwna aura. - Mamy ten twój [beeep] kielich, klucz do nieśmiertelności bla bla bla.

<Pilot_serwisu> - Ale jest jeden haczyk. Trzeba pić z niego co jakiś czas krew potężnych istot, miałem wypić waszą, ale szkoda zachodu.

<Elwin> USkakuje w bok, probujac uniknac aury - Aha! I widziesz, sliczna Kailindo? Ot masz swojego meza!

<Kailinda> - Idę się pociąć...

<Kardas> - Trzymaj się, Kailindo, trzymaj.

<Elwin> - Kailindo! Po tym zapraszam cie na potezne cpanie! A teraz graj muzyko!!!

<Kailinda> - Żyletek...

<Pilot_serwisu> - Akurat Kailinda maiła być dla mnie, wpadła mi w oko... No i jest zbyt słaba, żeby pozyskać z niej energię.

<Kardas> - Kailindo, trzymaj się, proszę...

<Kailinda> - Szkła i ostrego noża... Czuję sięgorsza.

<Pilot_serwisu> - A istot potężnych nie brakuje, zawsze znajdzie się jakiś mag, paladyn... I sztuczka z bandą zawsze działa... Wszyscy się nabierają.

<Kardas> - Cicho, bo czuję się gorszy razem z tobą...

<Elwin> Smieje sie. Glosno i szczerze. - Kailindo.... ZROB COS WRESZCIE DO JASNEJ CHOLERY A NIE TAK SOBIE SIE NAD SOBA UZALASZ!!!

<Kailinda> - Morda...

<Pilot_serwisu> - A co ona może? Rzuci we mnie nożem? - Eser roześmiał się złowieszczo.

<Elwin> - Nie morduj, tylko rusz zgrabny tylek i zrob cos, a nie! Chcesz byc gorsza od NIZIOLKA?!?!?!

<Pilot_serwisu> Jego zbroja zrobiła się nagle czarna, cera zbladła.

<Kailinda> Daj mi kastratora...

<Kailinda> *-

<Elwin> Rzucam Kailindzie moj noz.

<Pilot_serwisu> Eser wyciąga swoje miecze, ich aura jest teraz nie niebieskawa, lecz purpurowa.

<Kailinda> Łapię. I rzucam w mojego niedoszłego stałego kochanka.

<Elwin> Sprawdzam ile jeszcze mam zapasow energii.

<Pilot_serwisu> Eser uchyla sięz grabnie.

<Elwin> - Do Kontaktu, spiaca krolewno do kontaktu! Chcesz mu chyba patrzec w oczy, kiedy bedziesz go kastrowac, nie?

<Kardas> - Nic z tego nie rozumiem...

<Pilot_serwisu> Elwin - Masz jej dość dużo, kotłująca się w tobie wściekłość przepełnia cię mocą. Ale czy to wystarczy?

<Kailinda> - Na niego trza topora...

<Kardas> - Wystarczy miecz?

<Elwin> - I POMOZCIE MI WRESZCIE!!!

<Kailinda> - Rzucaj w niego nim. W jaja.

<Pilot_serwisu> Nagle z oddali w Esera uderza jaśniejący promień energii, rycerz odlatuje ok 2 metry i upadł.

<Kardas> - Dobrze, ale... Hm?

<Pilot_serwisu> Nadbiegło kilku paladynów.

<Elwin> - ... HEJ?! KTORY TO?! ON JEST NASZ!!!

<Elwin> - Won staaaaad! - Krzycze wbiegajac miedzy palkow a Esera.

<Elwin> - To sprawa osobista! ten no... walka za wiare!!!

<Pilot_serwisu> I to był błąd. Eser chamsko wykorzystał okazję i posłał ci Elwinie kulę energii prosto w plecy.

<Elwin> <co sie ze mna stalo?>

<Pilot_serwisu> Strzał okazał się bardzo słaby.

<Kailinda> - Rzucaj.

<Kardas> Dobywam wtedy miecza. Staram się odpowiednio wycelować w Esera. Kiedy już jestem pewien swojej decyzji, rzucam w niego bronią.

<Pilot_serwisu> - Walczysz, czy nie? - Powiedział Eser dziwnym, demonicznym głosem.

<Elwin> Jesli moge, to odwracam sie i tworzac kilka ognistych jezykow sle je w Esera. Maskuje tym prawdziwy atak. Tworze za nim sciane ognia, ktora ma go otoczyc i zawezic sie maksymalnie.

<Pilot_serwisu> Broń poleciała i zarysowała jego zbroję.

<Pilot_serwisu> Robisz to z powodzeniem, lecz nagle bańka mocy dookoła niego rozparła ogień.

<Elwin> - Kailindo. POwiedz mi. Nie chcesz, nie umiesz, czy tez BOISZ SIE WALCZYC W KONTAKCIE?!?!

<Kailinda> - Nie. Mam. Broni.

<Kardas> Biegnę po swoją broń czym prędzej. "Oby nic się nie stało mojemu mieczowi, oby nic się nie stało mojemu mieczowi...".

<Kailinda> - Poza tym, chyba nie otrzeźwiałam...

<Elwin> - Ruuuusz sieeee! - Krzycze - Znajdz cos! Albo nici z picia! Jak mnie zaboja to ci nie postawie!

<Pilot_serwisu> Jeden z paladynów rzucił się do boju.

<Elwin> - Szlag... Shady, zabieraj mu sztylet! - Mowie wskazujac na szarzujacego rycerzyka.

<Kardas> <Mnie?>

<Elwin> <paladyna>

<Pilot_serwisu> Był to dość stary mężczyzna, ale był niezwykle szybki, Eser rozprawił się z nim niezwykle szybko. Paladyński miecz wbił się tuż przed Kailindą w ziemię.

<Kardas> <Aha.>

<Elwin> <o tez moze byc>

<Pilot_serwisu> Kardas - dobiegasz i chwytasz swój miecz, Eser nawet nie zwrócił na ciebię uwagi.

<Pilot_serwisu> <Siri, już masz miecz ^^>

<Elwin> - No o slodziuchna, twoja kolej! - Krzycze i posylam kule ognia by Esera troche zdekoncentrowac...

<Kailinda> Z racji tego, że Kardas mnie pozostawił na pastę losu, próbuje unieść miecz...

<Kardas> "Dobra... Sprawa wygląda chyba poważnie...". Mając miecz, chwytam butelkę piwa. Ale jeszcze nie piję.

<Pilot_serwisu> Miecz pomimo swych gabarytów okazał się niezwykle lekki.

<Kardas> <Kiedy kończymy? Bo niedługo będę musiał schodzić powoli.>

<Pilot_serwisu> <no właśnie do tego zmierzam, ale działajcie coś ^^>

<Kardas> <OK.>

<Elwin> - Mam sprawic, zebys wytrzezwiala?! Na pewno tego chcesz?! - Pytam krzykiem i ide w strone Kailindy. Lapie ja za fraki i pochylam do siebie, po czym caluje z jezyczkiem - Walcz!

<Kailinda> <kurde!>

<Kailinda> <spierdoliłeś mi cały opis!>

<Pilot_serwisu> <weź... prawie siepozygałem xD>

<Kailinda> <odmawiam współpracy>

<Elwin> <moglo byc gorzej>

<Pilot_serwisu> <a masz ty w ogóle drabinę, żeby wejść na wysokość jej ust?>

<Kailinda> Ble... W tym momencie usuwam sie na bok. Już wolę seks z demonem...

<Elwin> <a czytnij caly moj tekst ;)>

<Kardas> "Muszę coś z tym zrobić, kurna mać!". Natychmiast odkorkowuję butelkę i wypijam do dna.

<Pilot_serwisu> Eser zagotował się na ten widok i w dzikiej furii rzucił na Elwina.

<Pilot_serwisu> Kardas - piwo działa natychmiast, byłeś nawalony.

<Pilot_serwisu> Paladyni stoją i zgodnie z wolą Elwina nie robią nic.

<Elwin> Usmiecham sie - Cudnie... - Szepcze i strawiam przed nim kolejna sciane ognia, po czym ciskam w niego pomniejszymi kulami ognia.

<Kailinda> I korzystając z okazji, przygladam się, jak mężczyźni sie o mnie biją.

<Kardas> "O, ale fajnie... A ten to kto???". I ruszam w stronę Esera, kuśtykając.

<Elwin> - Ach Kailindo, nawet nie mysl, ze to cos znaczylo! Za wielka jestes!

<Pilot_serwisu> Eser otoczył się aurą i przeskoczył przez ścianę ognia, ogniste kule odepchneły go i stracił równowagę.

<Pilot_serwisu> Kardas - dobiegasz do niego.

<Kardas> Ciach! Ciach! Ciach!!!

<Pilot_serwisu> <eee... a co Ty przepraszam robisz?>

<Kardas> <Staram się go ciąć. Pijany jestem, no wiesz. ;]>

<Pilot_serwisu> Kardas - tniesz na oślep, Eser blokuję uderzenia mieczem, ale przez twoją ofensywę nie ma jak wstać.

<Pilot_serwisu> <kurde, nie wiem, kogo zabić... polubiłem Esera ^^>

<Elwin> - Spiaca krolewno. Teraz mozesz rzucac... - Mowie nasycajac miecz dziewczyny ognista aura.

<Kardas> <Zwykle odchodzi ten, kogo najbardziej lubimy. ;]>

<Kailinda> - Oni sie o mnie biją, sialala...

<Pilot_serwisu> Kardas - nagle Eser jakoś się obkręcił i podciął ci nogi, wstał i skoczył na Elwina.

<Kardas> - Nie zazłanijaj siem, kufa!!!

<Pilot_serwisu> <leci od góry i chce cięprzerąbać na pół>

<Kailinda> I w tej chwili ynowu ryucam miecyem w Esera... W koncu ten lekki jest.

<Elwin> - Wszyscy sie o ciebie bija! Cholera!!!! - Staram sie uniknac ataku i uderzyc go kula ognia.

<Elwin> <Siri shift + ctrl>

<Kardas> - Oła! Co siem??? - staram się wstać szybko i próbuję ciąć dalej.

<Kailinda> <rany...>

<Pilot_serwisu> Elwin - udało ci się uskoczyć, miecz Esera wbił się w ziemię.

<Pilot_serwisu> Zyskaliścię chwilę czasu, Eser szarpał się, żeby wyrwać miecz z ziemi.

<Kardas> Ciachać dziada!

<Kailinda> <rzut bronią...<

<Elwin> <Kailinda cos pisala>

<Pilot_serwisu> <szlag, przepraszam ^^">

<Pilot_serwisu> Oślepiony wściekłością Eser nie zauważył nadlatującego miecza Kailindy i w efekcie stracił lewą dłoń.

<Kardas> Ciachać dalej!

<Elwin> Rzucam w niego jeszcze jakies slabe strzaly ognia. Takie, by ne grozily temu, o jest w poblizu. Zaraz potem krzycze _Spiaca krolewno! Masz szanse!

<Elwin> <*->

<Kailinda> Ziewam. Popatrzę sobie.

<Pilot_serwisu> Kardas, atakujesz prosto w głowę, lecz Eser w furii wyrwał miecz z ziemi i wyskoczył wysoko w powietrze, unikając przy okazji ognistych pocisków.

<Elwin> - Len... - Mowie z wyrzutem - A ty gdzie?! - Pytam krzykiem. Musze oszczedzac energie. Czekam, az znow sie zblizy...\

<Elwin> <znaczy *leń>

<Kardas> To co? Staram się kuśtykać tak, żeby mnie nie trafił, no i ciachać go dalej!!!

<Pilot_serwisu> - Giń ty wredna suko! - Zakrzyknął Eser i posłał w Kailindę magiczny pocisk.

<Kailinda> Uskakuję!

<Pilot_serwisu> Z powodzeniem.

<Elwin> A ja staram sie rozproszyc magie.

<Pilot_serwisu> Bez powodzenia.

<Elwin> <wredny Gofr>

<Pilot_serwisu> Eser ląduje i rzuca się na Kailindę, siepiąc mieczem na oślep.

<Kailinda> I w tym czasie on mi wjechał na ambicję. Podbiegam do miecza, biorę go i atakuje mojego niedoszłego stałego kochanka. - NIE BĘDZIESZ MNIE TU OBRAŻAŁ, TY...(proszę dopisać sobie epitety ;P)

<Pilot_serwisu> <to za to, że nie lubisz gofrów!>

<Elwin> <;p>

<Pilot_serwisu> <ja to umiem człeka zmotywować ^^>

<Elwin> Ponownie nasycam miecz Kailindy moca ognia i podsycam ja.

<Kagex> <XD>

<Elwin> <dziwnie wyszlo ;p>

<Elwin> <znaczy moc podsycam>

<Kailinda> <sorki, pisałam na szybkiego, bo musiałam odpisać na smsa koledze xD>

<Pilot_serwisu> Kailinda - bez trudu unikasz ciosów wściekłego Esera, chwytasz miecz i walisz w niego.

<Elwin> Jesli mam jeszcze sily to to samo robie z mieczem Kardasa.

<Pilot_serwisu> Z powodzeniem.

<Kailinda> <z powodzeniem walę?>

<Pilot_serwisu> Widzicie, że Eser opada już z sił, jego ruchy stają się coraz wolniesjze i doskwiera mu brak ręki.

<Kailinda> I w jaja mu!

<Pilot_serwisu> <z powodzeniem Elwin nasyca>

<Kardas> - Aaale efektyyyyy... - bełkoczę, starając się ciąć dalej.

<Elwin> Sam siegam po kusze i strzelam ognistymi beltami, jesli jestem pewien, ze nie trafie tych, co nie trza

<Pilot_serwisu> Eser ledwo unika już ataków mieczem, bełty to już zbyt dużo. Dostał strzała w lewe udo, to wybiło go z rytmu i nie zdążył sparować ciosu Kailindy, która odcięła mu prawą rękę, dzieła dopełnił Kardas, który trafił mieczem w klatkę piersiową.

<Kardas> - Suuuuuuuupeeeeeeerrr... - i patrzę na efekty.

<Pilot_serwisu> <tak płasko, ze mu sie wbiło w całą klatę>

<Elwin> Odetchnalem z ulga padajac na ziemie i dyszac ze zmeczenia przez chwile. Zaraz potem jednak biegne do niego i szukam KEILICHA!

<Kailinda> <jeny, chemiczka się zleje ze śmiechu xD>

<Elwin> <*KIELICHA>

<Elwin> <z powodu? ;)>

<Kailinda> To ja puszczam mieczyk i szukam żyletek.

<Pilot_serwisu> Eser zawył z bólu i nagle potężna fala energii poleciała dookoła niego, niszcząc wszystko w promieniu 20m.

<Kardas> - I maż za sfoje, kufa!!!

<Elwin> <e? znaczy.,.?>

<Kailinda> <z powodu stężenia kwasu siarkowego...>

<Pilot_serwisu> Was odrzuciło na boki, ale nic się wam nie stało.

<Kailinda> <potrzebny nam był kwas o stężeniu 96%, a myśmy używali tego o stężeniu 5,5% xD>

<Elwin> - K... kielich... kieliszku... moj kieliszku... Shady, szukaj! Szukaj kieliszka dla pana! - Krzycze.

<Kailinda> Skoro mnie odrzuciło, to leżę...

<Pilot_serwisu> Elwin - Nie zdążyłeś nawet podbiec do zwłok, gdy chwyciło cię dwóch paladynów.

<Kardas> A ja sobie leżę... i leżę... i leżę... "Jakie ładne chmurki na niebie...".

<Elwin> - Ale bracia! No co wy? Zostalem wyslany, by zbadac kielich! Krag ma umowe z zakonem!

<Pilot_serwisu> - Tak, to dokładnie ten sługa ciemności, który chcę zdobyć duszę każdego kogo spotka. - rzekł znajomy głos. Był to nie kto inny, jak Sir Parsifal.

<Pilot_serwisu> - Zakon nie podpisuje umów ze sługami ciemności! - Zakrzyknął jeden z paladynów.

<Elwin> - Wypraszam sobie! NIkomu duszy nie zabieralem! - sami dawali...

<Kardas> <Gofer, uśpisz mnie może? Muszę kończyć.>

<Pilot_serwisu> - Widzicie? Przyznał się!

<Elwin> <to po myslniku nie bylo powiedizane>

<Pilot_serwisu> <w sumie już koniec, możesz iść>

<Pilot_serwisu> <fakt, przepraszam>

<Kardas> <To napiszę już, OK?>

<Elwin> <ok, ok>

<Pilot_serwisu> <ok>

<Elwin> <tylko uwage zwracam ;)>

<Pilot_serwisu> <napsiz mi na gg co myslisz o sesji, do loga>

<Kardas> I wtedy, jak gdyby nigdy nic, sobie słodko zasypiam...

<Kardas> <Dobra, dzięki za grę. Cześć.>

<Pilot_serwisu> <Cześć.>

<Elwin> <siema>

<Pilot_serwisu> - Bierzcie go panowie i przed sąd z nim! - Krzyknął Parsifal.

<Kailinda> A ja sobie leżę...

<Elwin> - Jaki sad! Mag Kregu podlega pod sad Kregu i tylko pod taki!

<Pilot_serwisu> Kailinda została sama, pośród zgliszczy, a u jej stóp leżał złoty kielich, który przywiała tam magiczna faja uderzeniowa.

<Kailinda> Kielich? A nie żyletki...? Trudno... W takim razie niech ten kielich sobie leży, a ja idę w świat, szukajac nowej broni... I nowego kochanka.

<Pilot_serwisu> - Paladyni sądzą wszystkich według boskiego prawa! - W tym momencie Shady zionęła ogniem w Parsifala, reszta puściła cię na chwilę.

<Pilot_serwisu> <szybko Elwin, zanim się rozmyślę xD>

<Elwin> Wyrywam sie i biegne do kucyka pedem. - Shady, do mnie! Haha! Wio!

<Elwin> - Kailindo a ciebie zapraszam kiedyc na wode, jaks ie spotkamy! Adieu!

<Pilot_serwisu> Odjechałeś, a paladyni pognali za tobą.

<Elwin> Kiedy tylko ich gubie z pomoca magii ognia, ruszam w swiat, by ponownie szukac Kielicha...

<Elwin> ZAPANUJE NAD SWIATEM MUAHAHAHAHA!!!

<Pilot_serwisu> I tak skończyła się przygoda czwórki bohaterów, każdy odszedł w swoją stronę i żyli długo i szczęśliwie.

<Pilot_serwisu> ŻAL END

<Pilot_serwisu> Dobra, jeszcze dajcie opinie.

<Pilot_serwisu> Ja od siebie powiem, że byłą to najsłabsza część.

<Elwin> widac bylo ze sie nie przygotowales

<Pilot_serwisu> Nie mam co do tego wątpliwości.

<Kailinda> się zgodzę

<Elwin> a mowiles, ze bedzie inaczej

<Elwin> b ylo pare fajnych momentow

<Elwin> ale ogolnie czesto w ogole sie nie przygladalem akcji

<Elwin> i wiele nie mialem do nadrabiania w czytaniu

<Pilot_serwisu> Miałem gotową końcówkę, ale się potoczyło inaczej. Całość sesji miała być i była improwizowana.

<Elwin> czyli... nie bylo tragicznie

<Pilot_serwisu> ale było gorzej niż zawsze :P

<Elwin> i tak moje sesje byly gorsze

<Pilot_serwisu> dobra tam, bardziej mnie obchodzi opinia Siri :P

<Pilot_serwisu> i tak większość ludu na nią zawsze patrzy

<Kailinda> tym razem brak siły n opinię

<Kailinda> wiec się muszę przychylic do twojego zdania

<Kailinda> bo i tak wiem, że s******* sprawę, bo mi sięgrać nie chciało

<Pilot_serwisu> Mi się tak średnio chciało prowadzić

<Pilot_serwisu> a i sila wywiało, a jego postać byłą humorystyczną podporą

<Pilot_serwisu> No ale i tak uważam, że wszystkie 3 części jakiś tam poziom trzymały

<Pilot_serwisu> ^^

<Elwin> no ta druga byla naprawde cacy

<Pilot_serwisu> Ta ^^ Moja ulubiona

<Kardas>No to tak: sesja była dobra, choć wydawała mi się słabsza od poprzednich. Tj. mniej humorystyczna. To pewnie dlatego, że Sila zabrakło. No, ale choć w pewnym momencie chęci mnie opuściły, to jednak wyszła z tego nie najgorsza gra. No i przyczepiłbym się trochę do graczy (czasami za bardzo odgrywali IMO), ale ogólnie miłe wrażenia z tego wyniosłem. Jeśli to ostatnia część, to dzięki za grę. W drigiej kampanii, jeśli kiedykolwiek się odbędzie, już pewnie nie wezmę udziału. I wsio.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sesja Extreme Mayhem Online (EMO :D)

Część pierwsza: O piątce pechowców, co znów mają ocalić świat

Termin: 01.07.09 (środa), godz. 16:15-19:45

Hasło przewodnie: ?Smocza sesja? (by boromir_blitz)

Nadszarpanych nerwów użyczyli:

Knight Martius ? Martius, czyli znany i kochany MG =]

Aiden ? Soel; człowiek, elementalista, włada żywiołami ziemi i wody, a do tego przyzwoicie walczy wręcz przy pomocy rękawic

Rankin ? Yslsl lub po prostu Ys; człowiek, techno-derwisz, strzela z karabinu SMG, wali naelektryzowanym na życzenie drągiem, a do tego lubi parkour :)

HeadRox ? Silverhed vel Not?nto?faec; srebrny kot, naginający wolę innych oraz używający mocy tzw. smug srebra do tworzenia kształtów

boromir_blitz ? Erenetial; upadły bóg, potężny, walczący znakomicie pięściami, a do tego władający biczem

Siri ? Leira; diablica z domieszką syreniej krwi, stosuje moce gitary elektrycznej, a nawet swojego własnego głosu do walki

Kagex & Gofer (Goofa) ? gościnnie ;]

Krótko mówiąc, pierwsza część sesji polegającej przede wszystkim na tytułowej ekstremalnej rozwałce. :) Emo jest tutaj tylu, co nic, ale w końcu nie o to chodzi. ;] Z oryginalnego zapisu wyciąłem jedynie część off-topów w ogóle niepasujących do tej sesji. No i to tyle, zapraszam do czytania. :)

Sesja właściwa?

<@Martius> LET'S ROCK!

<+Yslsl> <zdziera koszule z klaty>

<@Martius> Rzecz dzieje się stosunkowo niedaleko miasta zwanego Initial...

<+Erenetial> <czyny ; - Słowa ?>

<@Martius> Soel - szczęścia to ty nie masz. Połasiłeś się na skarb z pewnych ruin, ale gdy przyszło co do czego, to jakiś gość zdążył cię ubiec. Wracasz więc z niczym. Co więcej, jesteś po tej wyprawie z lekka wykończony. Pozostaje więc chyba zajść do najbliższego miasta i zregenerować siły. Odnosisz jednak wrażenie, że ktoś cię obserwuje...

<@Martius> Yslsl - podróżujesz wraz ze stosunkowo niedawno przygarniętym srebrnym kotem... gdzieś. A że teraz chcesz trochę odpocząć, to akurat masz zamiar wstąpić do najbliższego miasta. Droga, którą podążasz, prowadzi przez most. Przed nim zaś znajdują się dwie osoby, które jakby strzegą tego mostu, ale bardziej przypominają jakichś oprychów...

<@Martius> Silverhed - niedawno przygarnął cię do siebie pewien osobnik imieniem Yslsl. Podróżujesz wraz z nim aktualnie - wiesz, że będzie chciał zajść do pewnego miasta w celach odpoczynkowych. Droga prowadzi przez most, a przed nim stoją dwie osoby, które jakby go strzegą, ale nie wyglądają na strażników jako takich.

<@Martius> Erenetial - w obecnej chwili podróżujesz po lesie w poszukiwaniu... przygód? Kogoś, kto by się nadawał ci towarzyszyć? Cóż, los może dać wszystko... Teraz zaś planujesz zajść do najbliższego miasta. Przez kilka ostatnich minut jednak słyszysz co jakiś czas szelest krzaków - jakby ktoś szedł za tobą...

<@Martius> Leira - idziesz sobie normalnie drogą, podróżując... nie wiadomo dokąd. W każdym razie jesteś pewna, że znajdziesz coś w najbliższym mieście - coś, co ci się przyda. W pewnym momencie jednak zastępuje ci drogę jakiś jegomość, który wygląda jak bard. - Witaj! - mówi głośno, acz uprzejmie. Czego może chcieć...?

<@Martius> <Mozecie pisac. :)>

<+Silverhed> Mrrrrrrrr....

<@Martius> <Przypomne. Czynnosci. - Slowa. "Mysli".>

<+Erenetial> <po co oddzielne coś na myśli skoro w 1szej osobie piszemy?>

<+Silverhed> <wła?nie?>

<+Erenetial> <nigdy tego nie rozumiałem...>

<@Martius> <Jak tam chcecie, byleby nikt sie nie pogubil. :)>

<+Silverhed> Siedzę sobie spokojnie na ramieniu Yslsl'a i pochrapuję.

<+Silverhed> <tak?>

<+Yslsl> Przesuwam dlon do mojego SMG tak aby moc go szybko wyciagnac, po czym podchodze do pary i probuje ich zwyczajnie wyminac.

<+Erenetial> Nie chcę podróżować mając kogoś za plecami. Albo przejdzie przede mnie, albo będzie szedł opbok, ale za mną nie. Zatrzymuję się i czekam chwilę.

<+Soel> Idę uważnie rozglądając się po okolicy i myślę "że też tak dałem ciała. Gdybym nie zwlekał z wymarszem, to na pewno bym zdążył

<+Leira> Patrzę na tego kogoś dziwnie. - Co chcesz?

<@Martius> Ys & Silverhed - obaj was zatrzymuja, a nastepnie jeden z nich mowi: - Chwileczke, kolego. Jak chcesz przejsc, musisz nam zaplacic myto.

<+Erenetial> <i ustaw sobie kolejkę odpisywania>

<@Martius> Erenetial - po chwili zza krzakow wylania sie ork, ktory unosi odrobine topor.

<+Silverhed> Chrrrr... Powoli budzi mnie ze snu jaki? paskudny męski głos.. czego on chce? Myto, myto? aaaa Myto!

<+Erenetial> Patrze na neigo z politowaniem. - Precz słabeuszu...

<+Yslsl> - Myto, myto. Nic nie mam - mowie nieco zniecierpliwiony. - Jesli bedziecie nastawac, moze sie to dla was zle skonczyc - wyciagam SMG ale na razie w nikogo nie celuje.

<@Martius> Soel - wciaz masz wrazenie, ze ktos cie obserwuje - ale nikt nie wyskakuje. W koncu slyszysz poruszenie niedaleko kilku drzew, tak po obu bokach.

<+Silverhed> - Daj mi się nimi zaj?ć, Yslsl, ok?

<@Martius> Leira: - Fajna gitara. Skad ja masz?

<+Yslsl> - Moze ich najpierw nastrasz.

<+Leira> - Nie twój interes. Zjeżdżaj. - idę dalej.

<+Silverhed> -Mrrrr, nie mam ochoty, głodny jestem...

<+Soel> Lekko przyśpieszam i rozglądam się czy jest tu coś co mógłbum wykorzystać do walki: skały, piach raeka czy coś takiego

<+Yslsl> Wale dlonia w czolo. Kot...

<@Martius> Ys & Silverhed - oprychy patrza na was z zazenowaniem. - Naprawde tego chcecie? - Nagle widzicie, ze wylaniaja sie kolejne opryszki - zza mostu, zza drzew, zza bedacego niedaleko domku...

<+Silverhed> Staram się wpłyn?ć na psychikę tych istot niższego rzędu. "Precz st?d, będzie całkiem miło, jak zostawicie swoje sakiewki"

<@Martius> Erenetial: - Nie! Ja chciec cie ubic! Ja ci nie dac spokoj!

<+Silverhed> - Mrrrrauuu. Nieciekawie.

<@Martius> Soel - niedaleko sa skaly, ale nic poza tym - znajdujesz sie na terenie trawnym. Po pewnym czasie wyskakuje jakas istota. Wyglada odrobine jak czlowiek, odrobine jak zwierz, no i ma kopyta. Patrzy na ciebie gniewnie.

<+Erenetial> - Że też to nigdy nie skutkuje, jak widzą, że nie mam broni... - idę w jego stronę spokojnie z zamiarem zatrzymania jego ramienia z toporem, a drugą ręką chwycę jego wolne ramię. TO tylko ork... Chcę wykręcić mu ramiona.

<@Martius> Leira: - Alez nie, ja jestem bardem. Tez sie interesuje takimi znajdzkami, a twoja jest dosc... oryginalna. - Tymczasem slyszysz szelest lisci drzew nieopodal. Cos sie swieci..

<@Martius> <...*>

<+Soel> Przyglądam się istocie i czekam na jej ruch. W razie ataku odskakujue i miotam w nią skałą.

<+Yslsl> Odskakuje nieco i strzelam seria po najblizszych bandytach.

<+Leira> - To nie twój problekm - idę i tak sobie od niechcenia zaczynam śpiewać... Tylko, że chcę, żeby te cosie mi dały spokój.

<+Yslsl> - RRARGH! - improwizuje okrzyk bojowy.

<@Martius> Ys & Silverhed - czesc oprychow grzecznie zostawia swoje sakiewki i idzie. Ale niestety, tylko czesc. Z kolei Ys w wyniku wystrzalow kasuje ze dwoch gosci. Reszta wyciaga miecze i naciera.

<+Silverhed> -Szszlag...

<+Silverhed> -Musiałe??

<+Silverhed> Staram się unieszkodliwić niektórych małymi pociskami ze srebra.

<+Yslsl> - Zeskakuj, kocie. - wyciagam drag i biegne przylozyc kilku najblizszym.

<@Martius> Erenetial - ork chce sie wyrwac, ale ciezko mu to idzie. Ale nagle slyszysz za soba jakies orcze okrzyki.

<+Silverhed> Zeskakuję z ramienia Yslsl'a

<@Martius> Soel - istota wciaz ci sie przyglada. Po chwili zas zieje niewielkim ogniem. W pore odskakujesz, a nastepnie trafiasz go glazem. Po chwili jednak wyskakuja jeszcze ze cztery takie.

<+Erenetial> - WWWRRRRRAAAAAHHH! - wykrzykuję starając się złamać rączki orkowi. Jak tylko unieszkodliwę tego, staram się ocenić, ile tych orków.

<+Silverhed> <r?czki? Ork?>

<@Martius> Leira - spiewasz... Po chwili szelesty sa mniej wyrazne niz wczesniej. Ale i tak wyskakuje naprzeciw ciebie niewielka banda goblinow z wloczniami w rekach. Bard chce sie odsunac.

<@Martius> Ys & Silverhed - niektorzy odskakuja po dostaniu pociskami srebra. A Ys wykancza wiekszosc naladowanym dragiem. Zostaje tylko jeden, prawdopodobnie herszt.

<+Leira> - No, to coś dla ciebie... Mi sie nie chce.

<+Soel> Cholera, następni. Rzucam kolejnymi dwoma skałami i ustawiam się w pozycji obronnej.

<+Silverhed> Patrzę na Ys'a. - Ty czy ja?

<+Yslsl> Usmiecham sie zlowieszczo. - Jest twoj, kocie.

<@Martius> Erenetial - wkladasz w to sporo sily, dlatego lamiesz co najmniej jedna reke orka. Po chwili unikasz atakow reszty. Poza tamtym jest ich piec.

<+Silverhed> Korzystaj?c z mojej kociej zręczno?ci staram się wskoczyć na twarz herszta i wyłupić mu oczy.

<@Martius> Soel - jedna skala trafia jednego, ale druga pudluje. Te bydlaki sa zwinne. Dwa, ktore trzymaja przy sobie cos w rodzaju halabardy, rzucaja sie na ciebie, a reszta trzyma sie na dystans.

<+Yslsl> Mimo wszystko ubezpieczam kociaka, na wszelki wypadek.

<+Silverhed> "jak nie powiesz, gdzie tu można znaleĽć smaczny i syty posiłem, to cię wykastruję"

<+Silverhed> Apeluję do rozs?dku herszta.

<+Soel> Staram się dobiec do nich jak najbliżej tak żeby nie mogli użyć halabard i wymierzam kilka szybkich ciosów w okolice głowy.

<@Martius> Leira: - Kpisz sobie?! - krzyczy bard. Jeden z goblinow zas mowi: - Wolnego, kobitko... Nie chcesz nam dac slodkiego haraczu na przejscie tutaj, hm?

<+Erenetial> Dużo... Korzystam z bicza, by spróbować wykonać Juggle na jednym z orków, przyciągając go i posyłając jego ciało w pozostałych ciosem pięści. Jeśli wyjdzie, rzucę się do ucieczki, bo z pięcioma naraz nie dam rady.

<+Leira> - Wy do mnie mówicie, czy do niego? Bo jak do mnie, to mnie nie wkurzajcie.

<@Martius> Ys & Silverhed - herszt unika ataku Silvera. Po chwili dobywa miecza i biegnie bardzo szybko w strone Ysa.

<@Martius> Erenetial - posylasz jednego z nich w strone reszty, a potem udajesz sie pedem w strone miasta. Orkowie cie gonia.

<+Yslsl> Nurkuje i probuje go wybic w powietrze Synem Gromu. Jesli sie uda, podaze Tancem Kota. Jesli nie, bede staral sie ostro blokowac.

<+Yslsl> <znaczy, mocno sie pochylam <_< >

<@Martius> Soel - jednego w ten sposob kasujesz, ale drugi sie zamachuje. Unikasz. Po chwili odskakuje i chce cie zaatakowac ostrzem do przodu.

<+Silverhed> L?duję miękko na czterech łapach, jestem zdumiony? "Jak on się oparł...? Nieważne" Staram się wskoczyć na jego grzbiet. Dopiero potem zauważam, że Yslsl go atakuje.

<+Erenetial> Biegnę <daj mi coś do odegrania>

<+Silverhed> -Mrrrau, wkurzrzasz mnie, człowieku!

<@Martius> Leira: - Do ciebie, a jakze. To ty jestes "kobitka", hm?

<+Soel> Uchylam się lekko w bok i staram sie złapiać ostrze, a następnie mocnym szarpnięciem nabić wroga na uformowany przed nim kolec ze skał.

<@Martius> Ys & Silverhed - Ys wybija goscia w powietrze, a potem go oklada dragiem. Ten sie ledwo broni, a potem upada na ziemie. Probuje wstac.

<+Leira> - Chcesz mnie wkurzyć? Trudno się mówi... - i wydaje sie, że już już siegam po coś dla nich... Ale nie, gitara w ruch i staram sie ich trochę skołować. A przynajmniej zrobic głuchych<WD ;p>

<+Silverhed> -Szszlag!

<@Martius> Erenetial - w pewnym momencie przed soba znajdujesz niedzwiedzia. Orkowie wciaz cie scigaja.

<+Silverhed> Wydrapuję się spod herszta bandy. SSiadam mu na twarzy i prezentuję moje piękne pazurki. "lepiej leż".

<+Yslsl> - To MOJA scena! - rzucam i przydeptuje jego dlon z mieczem. - I co teraz z toba zrobic, hmm?

<+Erenetial> <co masz na myśli poprzez 'znajdujesz niedźwiedzia?'>

<@Martius> Soel - ledwo lapiesz za ostrze, a po chwili wbijasz kolec gleboko w twarz jegomoscia. Krwawiac, upada na ziemie. Zostali dwaj, ktorzy zieja ogniem w twoja strone.

<+Silverhed> "won, Ys. To Moja scena, ja zacz?łem, ja skończę" - Poczekaj, chwilkę, kolego. On jest mój. Mrrau.

<@Martius> Leira - grasz glosno, a gobliny az zatykaja uszy z bolu. W koncu czesc pada, czesc ucieka, a na koncu zostaje tylko herszt.

<+Silverhed> -To jak bedzie z tym posiłkiem? Posiłek albo kastracja, wybieraj...

<+Erenetial> <KM...>

<+Yslsl> Wzdycham. - Jestes samolub, wiesz? - mowie cicho i odchodze na bok.

<@Martius> <Po prostu, znajdujesz. Jeszcze chwila, a pewnie sie toba zainteresuje.>

<+Erenetial> <już lepiej, znaczy mnie nie widzi?>

<@Martius> <Jeszcze nie.>

<+Soel> Jeszcze dwóch. Wyrywam kolec z truchła a następnie rzucam nim w przeciwnika. Biegnę zaraz za kolcem i jeśli trafi, w ostatnim momencie zmieniam kierunek i przykładam drugiemu.

<+Erenetial> <nie każ mi się samemu domyślać takich ważnych rzeczy>

<@Martius> Ys & Silverhed - herszt az zaniemowil. Widzicie jednak, ze w lewej rece cos trzyma. - On... was... dorwie...

<+Silverhed> - Nie, po prostu jestem głodnym kotem, Ys, poczekaj.

<+Erenetial> Wspionam się migiem na drzewo i czekam na orków., Potem biczem niedźwiedzia tak, żeby zwrócił się w ich stronę...

<+Leira> - No dobra, patrz. Jesteś sam, a ja ci wygoniłam bandę... Spadasz, czy mam cie z buta walnać?

<+Silverhed> Przygl?dam się hersztowi " POSIŁEK RAAAAZ proszę" -Ys? Co on trzyma w ręce?

<@Martius> Erenetial - niedzwiedz dostaje biczem. Widzac orkow, ryczy przeciagle, a potem rzuca sie na orkow. Sa teraz tak zajeci, ze droga w sumie wolna.

<+Yslsl> - Bo ja wiem? - ostroznie wyjmuje ten przedmiot i sie mu przygladam uwazniej.

<+Erenetial> Zeskakuję z drzewa pozwalając bestiom się bawić ze sobą. Żeby było ich trzech, to bym sobie dziś pozabijał coś, a tak to muszę się obejść smakiem... ech... Idę szybko do miasta.

<@Martius> Soel - dostajesz odrobine ogniem, ale to nic wielkiego. Jeden z nich dostaje kolcem w prawa reke, tak ze skowyczy z bolu. Drugi zas unika ciosu. Ma przygotowane juz pazury do ataku...

<+Silverhed> Stwierdzam, że dalsze naciskanie tego osobnika nie ma sensu. - Ys? Jak zobaczysz, co to jest, to możesz się nim zaj?ć, jest Twój, tymczasem ja go przeszukam...

<@Martius> Leira: - Ja... ja... Cos ty, nie zwieje! - mowi z wyraznym strachem. - A jak mi nie dasz rady, to na pewno tamten cie dorwie!

<+Silverhed> Przeszukuję osobnika, uprzednio graweruj?c moje inicjały w jego twarzy NNF SH.

<+Leira> Podchodzę bliżej, blisko... - Spadaj, durniu. - idę dalej.

<@Martius> Ys - okazuje sie to byc jakis medalion z wijacym sie wokol wezem jako symbolem.

<+Soel> Staram się złapać go za ręce, obrócić razem z nim tak żeby zasłaniał mnie od drugiego i kopnąć w krocze z całej siły.

* Kagex ((?)) has joined #sesja_rpg

<+Yslsl> - To jakies paskudztwo w stylu zlych kultow - katem oka obserwuje bandyte. - Bierzemy to? Moze sie przydac czy cos.

<@Martius> Silverhed - nie znajdujesz nic ciekawego... poza pewnym niewielkim tatuazem na piersi. Przypomina on odrobine weza. No i przy okazji wypisujesz swoje inicjaly.

<+Silverhed> -Rrrrób co chcesz, Ys. Ja jestem głodny. Miaaau~~

<+Silverhed> -Ys! Zobacz, co on ma na piersi!

<Kagex> <tip: Mart: /mode +m>

<@Martius> Erenetial - w koncu ruszasz spokojnie do miasta. Juz nie wiesz, kto kogo powybijal... I w koncu trafiasz na miejsce. Widzisz przed soba brame prowadzaca do miasta.

* Martius sets mode: +m

<+Silverhed> W tym czasie przeszukuje inne sakiewki... " A ty lepiej się nie ruszaj " do herszta apeluję.

<@Martius> <Dzieki, Kagex. ;]>

<+Yslsl> Chowam medalion za pas. - Zrob co chesz, zjedz mu palec czy cos - usmiecham sie zlosliwie. - Zartowalem - przygladam sie piersi herszta.

<@Martius> Soel - unikasz ataku, no i lapiesz potwora. Dostaje... w krocze. Wije sie z bolu.

* Goofa ((?)) has joined #sesja_rpg

<+Erenetial> Przechodzę przez bramę i idę do pierwszej karczmy, jaką widzę. O ile w ogóle jest wybór.

<+Soel> Uderzam go z całej siły w twarz tak żeby poleciał na drugiego, a następnie miotam w nich skałą.

<@Martius> Leira - goblin nie ma sily, by cie zaatakowac. A ty idziesz dalej... Po chwili obok ciebie znajduje sie tamten upierdliwy bard. - Juz po nich? Och, to dobrze... Potowarzysze ci, dobrze?

<+Leira> - Zjeżdżaj.

<@Martius> Ys & Silverhed - Silver znajduje w sakiewkach jedynie zlote monety. Odrobine tego jest...

<+Yslsl> - Masz szczescie, kotku, za to bedziesz mogl sie najesc - zauwazam.

<+Yslsl> Siadam na piersi bandyty, kolanami blokujac jego ramiona.

<+Silverhed> Oh, nom. Mruczę z zadowolenia - A teraz - do karczmy!

<@Martius> Erenetial - strazy dziwnym trafem nie bylo. W koncu docierasz do karczmy "Pod Dnem". Karczmarz, widzac ciebie wchodzacego, mowi: - A witam, witam, co takiego podac?

<+Yslsl> - Chwila.

<+Silverhed> - Tylko migusiem!

<@Martius> Soel - wszyscy leza na ziemi. Jeden jest nieprzytomny, drugi ledwo dycha. Po chwili zaczyna syczec... jak jakis waz. Ale nikt juz nie stanowi zagrozenia.

<+Silverhed> Siadam obok Ys'a i partzę się w twarz bandyty, podziwiajać moje dzieło.

<+Yslsl> - Co. To. Za. On? - pytam sie, akcentujac kazde slowo. Jesli bedzie sie opieral, bede go okladal po twarzy piesciami.

<+Erenetial> - Pod dnem... - rzut oka na zebranych, po czym podchodzę i siadam przy ladzie - Lekkie piwo, karczmarzu. I informację. Zatrzymał się tu ostatnio jakiś podróżny, wyglądający na mocnego w czynach?

<@Martius> Leira: - Cos ty taka niemila? Choc, pojdziemy razem do miasta, poznamy sie nawzajem... - I tak docierasz do bram miasta Initial.

<+Silverhed> Naginam wolę herszta, aby szybko się poddał przesłuchaniu.

<+Soel> Podchodzę do nich i sprawdzam czy nie mają przy sobie czegoś ciekawego. Następnie skręcam kark temu ledwo żyjącemu.

* Martius sets mode: +o Kagex

<+Silverhed> - MRrrau, szybciej, bo zjem Ci palec!

<+Leira> - Bo nie trzeba mi upierdliwych siusiumajtków, co na widok goblina spadaja, gdzie pieprz rosnie.

* ChanServ sets mode: +r

* ChanServ sets mode: +q Kagex

<@Martius> <Z/w.>

<@Martius> <Jestem.>

<@Martius> <Sorry, ale odrobine zmeczony jestem i ciezko mi sie polapac. ;]>

<+Leira> <afk>

<@Martius> Ys & Silverhed - herszt sie poddaje przesluchaniu. Co chcesz z niego wyciagnac?

<+Yslsl> Pytam sie bandyte, kim jest ow tajemiczy "on".

<@Martius> Erenetial: - Niestety, nie widze takiego. Ale kto wie... Moze ktos sie dzisiaj taki zjawi?

<@Martius> Soel - niczego ciekawego nie maja. Skrecasz tamtemu kark. Nikt nie stanowi zagrozenia teraz.

<+Soel> Zmęczony udaję się w stronę miasta.

<@Martius> Leira - dochodzicie do bram miasta. Przy nich stoi straz. Bard ci nie odpowiedzial.

<+Erenetial> Nie mówię nic więcej i czekam popijając piwo okazjonalnie.

<@Martius> Ys & Silverhed: - Ten "on" to... - Herszt traci przytomnosc.

<@Martius> <Aha, no i droga przez most prowadzi przed Wami otworem. :)>

<+Silverhed> -Dobra, chodĽmy st?d Ys.

<+Yslsl> Krzywie sie i zostawiam go. Ide do miasta, do pierwszej karczmy, jaka sie nawinie.

<+Yslsl> <afk>

<+Silverhed> Siadam na ramieniu Yslsl'a.

<@Martius> Erenetial - popijasz piwo, czekajac... <Musisz teraz poczekac, az ktos z graczy sie zjawi.>

<@Martius> Soel - stoisz przed bramami miasta. No i straznikami.

<+Yslsl> <back>

<+Soel> Przechodzę przez bramę i idę do karczmy, gdzie zamawiam miód pitny.

<@Martius> Ys & Silverhed - przechodzicie przez bramy pozbawione straznikow. Znajdujecie sie teraz w karczmie "Pod Dnem".

<+Silverhed> "zamów co? dobrego i sytego i tłustego dla mnie, ok?" - Ys? zamawiaj. "Odt?d będę do ciebie mówił tak, by nie wzbudzać podejrzeń"

<@Martius> Soel - jestes w karczmie "Pod Dnem". Zamawiasz sobie miod pitny i pijesz...

<+Silverhed> Rozgl?dam się po tłumie.

<@Martius> <Teraz chwilke, bo Siri cos nie ma.>

<+Soel> Delektuję się napitkiem i rozglądam po karczmie.

<+Yslsl> Zajmuje miejsce. - Karczmarz! Wino i pieczeń dla mnie i dla kota! Dzis sobie zasluzylismy, mniej wiecej - koncze raczej do siebie.

<+Erenetial> <jak mniemam to ta sama karczma?>

<+Yslsl> <ta sama>

<@Martius> Karczma jak to karczma - mila, przytulna (na razie...), nikt sie nie wyroznia... zbytnio.

<+Soel> <zapomniałem o jedzeniu:(>

<+Silverhed> Ale moj? uwagę przyci?gaj? przepyszne zapachy z kuchni. Siadam na stole i patrzę się poż?dliwie na karczmarza. "pospiesz się, to dostaniesz co? ekstra, a i myszy znikn?"

<+Erenetial> Patrzę na kocura, który usiadł na stole.

<@Martius> Ys - dostajesz szybko swoje zamowienie.

<@Martius> Silverhed - ty też.

<+Silverhed> Mrrrau!

<@Martius> Erenetial - twoją uwagę przykuwa to, że ten kot ma... srebrna siersc.

<+Soel> Moją uwagę zwrócił srebry kot na jednym ze stołów. Ciekawy kolor i te oczy. Zupełnie jak moje.

<+Yslsl> Zajmuje sie posilkiem, niezbyt interesujac sie reszta.

<@Martius> <No dobra, widzisz go. :D>

<+Soel> <trochę się pośpieszyłem>

<+Silverhed> Wcinam jak szalony swój posiłek. PO chwili ostaj? się kosteczki. Teraz przyszedł czas na sjestę.

<+Silverhed> Patrzę po karczmie i wyszukuję potencjalne ofiary...

<@Martius> Nagle jednak czujecie jakis drobny wstrzas. To chyba nie jest zapowiedz trzesienia ziemi?...

<+Erenetial> Na tyle długo obserwuję śmiertelnych, żeby wiedzieć, że to anomalia. Podchodzę do tego stołu i siadam przed kocurem.

<+Silverhed> <Mart, wybierz jednego :D>

<+Silverhed> <za póĽno>

<@Martius> <Erenetial pierwszy. :P>

<+Yslsl> Przerywam posilek na chwile.

<+Silverhed> "Ys, zostaw go mnie"

<+Silverhed> -Słucham

<+Silverhed> Mówię to na tyle cicho, aby usłyszał mnie tylko ten go?ć przede mna.

<+Silverhed> "nie wygl?da, jakby lubił koty.

<+Silverhed> "

<+Erenetial> - Witam kota.

<@Martius> <Chcecie chwile pogawedzic czy popchnac akcje do przodu?>

<+Soel> Odczuwam jakiś drobny wsztrząs. Ciekawe co się stało?

<+Erenetial> <pijesz do tego, co było przed sesją? ;p>

<+Erenetial> <Siri nie ma>

<+Silverhed> <czekamy>

<+Silverhed> "A, tak, miło mi." Po czym siadam na kolanach tego olbrzyma i czekam aż mnie pogłaszcze.

<@Martius> <To tylko sugestia. ;] Na Siri poczekam, ale predzej czy pozniej bede chcial to popchnac do przodu, wiec zebyscie byli uprzedzeni. ;)>

<+Erenetial> - Nie jestem od pieszczenia kotów. Chyba, że to zapłata za wysłuchanie mnie.

<+Soel> <ta, a ja siedzę taki samotny>

<+Silverhed> "Chętnie"

<+Erenetial> <"to myśli">

<@Martius> Nagle czujecie wiekszy wstrzas.

<+Soel> Staram się wyczuć z którego kierunku nadchodzą wibracje.

<+Erenetial> - Cho... co się dzieje? - rozglądam się zatrzymując dłoń zaraz przed fkocim futrem.

<+Silverhed> "Nie, nieznowu, dopiero co jadłem...."

<@Martius> Soel - odrobine dystansu od karczmy, ale i tak to czujesz.

<+Silverhed> <czy mogę zobaczyć Soel'a?>

<+Soel> <bez apostrofu>

* Goofa ((?)) has left #sesja_rpg

<+Silverhed> "Panie olbrzym, streszczaj się, bo wibracje nadchodz?" mówię, przeczuwaj?c trzęsienia.

<@Martius> Silverhed - spostrzegawczo zauwazasz, ze jakis jegomosc ma oczy tego samego koloru, co twoje.

<+Erenetial> Odstawiam kota na stół i wstaję. Wychodzę na zewnątrz sprawdzić, co się dzieje...

<+Yslsl> <sorry, niespodziewanie musialem przerwac>

<+Silverhed> "Co do licha?" Kieruję moje my?li do tego osobnika "Kim jeste??" Jestem nadnaturalnie zaciekawiony.

<+Yslsl> <zaraz wroce>

<+Soel> Nagle słyszę jakiś głos w swojej głowie. Odpowiadam: -Soel, a ty kto?

<+Leira> <hyh... mówie afk, a ci dalej swoje...>

<+Silverhed> Siadam na kolanach Soela. Ciekawe, on też potrafi mówić my?lami? "Ja? Kot. A dokładniej Silverhed."

<+Silverhed> "masz fajne oczy"

<+Leira> - O, straż... Panowie, moglibyscie go wziąć ode mnie?

<+Soel> A więc to ten kot? Widać nie tylko futro ma niezwykłe. - Ty też.

<+Soel> <ja nie mówię myślami>

<+Silverhed> "A, tak, dziękuję. Nie miałbym nic przeciwko pogłaskaniu, zwłaszcza, że zbliżaj? się trzęsienia"

<+Yslsl> U?miecham się k?tem ust. Ciekawe, co zrobi Silver.

<@Martius> Leira - straz jest zaciekawiona... - Jesli chcecie przejsc, to prosze bardzo. Za wiele juz chyba widzialem... - mowi jeden z nich. A bard nie moze sie odczepic...

<+Silverhed> <a ja mówię i tak i tak.>

<+Erenetial> Przechadzam się przed karczmą i pytam losowe osoby, co to za trzęsienia.

<+Leira> - Ale możecie go wziać jako opłatę za przejście... - i tak wchodzę.

<@Martius> Erenetial - nikt nie wie, o co ci chodzi.

<+Soel> Głaszczę kota i mówię: - wiesz, nie na codzień spotyka się gadające koty.

<+Yslsl> Krztuszę się ze ?miechu.

<@Martius> Leira - idziesz, idziesz... W pewnym momencie natrafiasz na karczmę "Pod Dnem".

<+Erenetial> Ciekawe... czekam przed karczmą, i tak nie lubię piwa.

<+Silverhed> -Serio? A mi to jako? nigdy nie przeszkadzało.

<@Martius> <Bard ciagle nie moze sie odczepic. :P>

<+Erenetial> Patrzę na przechodzących grajków.

<+Silverhed> "Ys, co się ?miejesz? Cicho siedĽ albo się przysi?dĽ"

<+Soel> -Ten człowiek z kijem to twój właściciel?

<+Leira> - Ale nazwa... Jenyyyy! Koleś! Jesteśmyt w mieście! Odczep się wreszcie!

<+Erenetial> Patrzę chwilę i słucham... po czym mówię w stronę barda - Hej, grajek. Chodź, zagraj coś, zapłacę.

<+Silverhed> -Miauu Mruczę z zadowolenia. "Wła?ciciel? Sam jestem swoim wła?cicielem. On mi tylko towarzyszy".

<+Silverhed> "zwie się Trasher"

<+Yslsl> <raczej tego ostatniego nie słyszę?>

<+Silverhed> <raczej nie>

<@Martius> Erenetial & Leira - bard odpowiada Erenetialowi: - Alez owszem, zagram, zagram, prosze sluchac! - Wyciaga lutnie i...

<+Erenetial> <i...?>

<@Martius> W pewnym momencie wszyscy w okolicy czujecie potezny wstrzas. Dokladnie jak trzesienie ziemi.

<+Yslsl> Zrywam się

<+Yslsl> - Co do diabła?!

<+Silverhed> -Szlag, szlag, szlag!

<+Leira> - Kurr... - tracę równowagę i ląduję na...?

<+Erenetial> - Nadal nikt nie wie, o co mi chodzi?! - irytuję się.

<+Soel> To już nie są żarty. Wstaję i wychodzę z karzczmy sprawdzić o co chodzi.

<@Martius> ...ziemi.

<+Silverhed> "Żartowałem, nazwywa się Yslsl"

<+Leira> - Kurrr...

<+Soel> Oglądam się na kota i jego towarzysza. Potem sobie z nimi pogadam.

<+Silverhed> "Ekhm, Soel, wiem, że s? trzęsienia ziemi, ale mógłby? ostrzegać, wiesz?"

<+Erenetial> Podnoszę dziewczynę z ziemi i oddalam się łapiąc też barda. W takich chwilach lepiej stać daleko od budynków.

<+Leira> - A jego zostaw!

<+Silverhed> -Ys, wyno?my się zzzt?d?

<+Yslsl> Wychodzę z budynku, zostawiaj?c napiwek. Mam wrażenie że karczmarzowi będzie potrzebny.

<+Yslsl> - No chodzze juz!

<+Silverhed> Siadam na ramieniu Ys'a.

<@Martius> Ys, Silver i Soel wychodza z karczmy, a Erenetial i Leira juz wczesniej znajdowali sie na zewnatrz. Nagle budynek sie zawala. Tylko czesc zdazyla uciec. Z karczmy zostaly tylko szczatki...

<+Erenetial> - Coś się zaraz zawali... - mówię puszczając ich.

<+Erenetial> - Już...

<+Leira> - Jego mogłeś zostawić...

<+Soel> <jakie wyczucie czasu>

<+Yslsl> ...znaczy jak sie wreszcie dokopie wsrod gruzow.

<+Yslsl> - co u licha?

<@Martius> Trzesienie ziemi nie ustaje. Nagle slyszycie jakis smoczy ryk daleko nad wami. Nie potraficie zidentyfikowac zrodla, ale to na pewno wrozy klopoty. Ale na niebie pojawia sie jakis... symbol weza?

<+Erenetial> - Nie mam taryfy ulgowej dla nieznajomych.

<+Yslsl> - genialnie. Widzisz to?

<+Silverhed> Koci refleks robi swoje. Skaczę z ramienia ys'a i l?duję na ...?

<+Silverhed> "widzę"

<@Martius> Na ziemi.

<+Yslsl> - To chyba przez nas.

<+Soel> Przyglądam się symbolowi.

<+Leira> - Grrrrr...! On sie ode mnie nie chce odczepic, jakbyś go zostawił, miałabym sięty spokój! - biorę zamach... czy trafie tego silnego pana w łeb?

<+Silverhed> <czemy nie na Siri?>

<@Martius> <Bo nie. :P.

<@Martius> >*

<@Martius> Nad wami też coś zaczyna ziać poteznym ogniem. A bard uciekl.

<+Erenetial> <trafiła? ;p>

<+Silverhed> - Panowie. I panie, o przepraszam. Co się mrrraru dzieje do licha?

<+Leira> <te, walnełam go?>

<+Silverhed> "SPOKÓJ" wysyłam silny my?lowy przekaz do wszystkich.

<+Soel> - O ile się nie mylę właśnie zbliża się co.ś bardzo groźnego.

<@Martius> Leira - walnelas tego wysokiego faceta.

<+Erenetial> <boli choć trochę? ;p(mam 6 wytrzymałości)>

<@Martius> Ten jednak nie bardzo chyba to odczul...

<+Leira> <mam szczęście na 6 ;p>

<+Yslsl> - Ho, jak na to wpadłe?? - Rozgl?dam się za kryjówk? i za opcjami kontrataku.

<+Erenetial> - Nie łaskocz. I w nogi - mówię do dziewczyny.

<+Soel> - To elementarne. Spojrzałem do góry.

<+Leira> Ogon się rusza... A ja spadam gdzieś sie schować.

<+Erenetial> - Poza tym koleś uciekł.

<+Erenetial> Biegnę zaraz za nią <skoro ma 6 szczęścia xd>

<@Martius> Zioniecie ogniem sie konczy. Symbol znika.

<+Leira> <to działa tylko na mnie ;p>

<+Yslsl> Nie mam specjalnie wesołej miny. - To będzie wracać. Wręcz czuję to w ko?ciach.

<+Erenetial> <cicho ;p>

<+Silverhed> Wskakuję na jaki? ogon i wdrapuję sie na plecy. - Co jest? A Ty to kto?

<+Soel> - Pewnie tak, w końcu nie przybyło tu poziać siobie ogniem

<+Soel> <*sobie>

<@Martius> Po chwili zauwazacie, jak ktos - albo cos - nagle zaczyna sie niedaleko was materializowac - i to nie jest tylko jeden...

<+Leira> <ej, kot, nie zdążyłeś ;p>

<+Yslsl> - Z deszczu pod rynnę! Ho!

<+Silverhed> <mam 4 łapy i zajefajny refleks. Zd?żyłem>

<+Yslsl> Wyci?gam Wilka.

<+Leira> <ej no, Mart, panuj nad tym kotem!>

<+Soel> Szykuję się do walki i rozglądam czy jest tu coś co móglbym wykorzystać.

<+Silverhed> - Ys! Zostaw mi trochę! < :DD >

<+Erenetial> Chwytam kota i rzucam go naprzód w stronę materializujących się...

<@Martius> <I jeszcze jedno - w takich sytuacjach starajcie sie mozliwie pisac tylko jedna wiadomosc, inaczej ciezko mi sie polapac.>

<+Silverhed> -Mrrrrraaauuu! Zaaaa Cooo??

<+Erenetial> <i tak na 4 łapy spadnie>

<+Soel> < wśrodku grupy wrogów>

<+Erenetial> <kotem się zainteresują?>

<+Leira> - O...

<+Silverhed> "MENDA!" Staram się uciec od epicentrum skacz?c po wrogach

<+Erenetial> <kiedy przed nimi trójmetrowy drab?>

<+Soel> < może rozdepczą?:P>

<@Martius> I akurat kot przyczepia sie do jednego z pomniejszych demonow, ktore sie materializuja. Wszystkie maja skore o roznych kolorach, kopyta, wasze rozmiary, pazury, gniewne spojrzenie, bron. I jest ich od groma.

<+Leira> - O kur... - emm... spadam stamtąd?

<+Erenetial> <'wasze' rozmiary?>

<@Martius> <Jak u przecietnych ludzi. ;]>

<+Silverhed> <wła?nie?>

<+Erenetial> <lepiej ;p>

<+Yslsl> - DIABLI! Dosłownie. - Najpierw jednak próbuję trochę ostudzić ich zapał seri? z SMG.

<@Martius> Leira - nagle jeden z nich zastepuje ci droge.

<+Erenetial> <ile ich jest?>

<@Martius> <Duzo. Ciezko zliczyc.>

<+Silverhed> Wydaję wielkie miauknięcie, staram się szatkować wrogów srebrnymi biczami - YS NIE STRZELAJ!

<@Martius> Ys - ze dwa dostaja seria mocno, ale wiekszosc jakby tak sobie odczula ten atak.

<+Erenetial> Jeden. Staram się go złapać biczem i mocno poturbować Jugglem - Ty się nie odwracaj, tylko walcz! - wołam.

<+Leira> - Kurczę no... Zjeżdżaj koleś! - chwyt za "ręke" i na ziemię go... uda się? <lucky child ;p>

<+Soel> Trochę ich dużo. Rozglądam się za jakimiś obiektami, ktore mógłbym wykorzystać.

<+Erenetial> <jak który się oddziela od reszty, to zawsze korzystam z okazji ;]>

<+Yslsl> - EEoooEEE - krzyczę, wpadaj?c na przeciwników, nieco jednak ostrożniej niż ostatnio.

<@Martius> Silverhed - jednego z nich obiles. Ale i tak wiekszosc idzie na was.

<+Leira> <i wcale nie masz 3 metrów, kłamco!>

<+Erenetial> <prawie ;)>

<+Leira> <masz prawie 2>

<@Martius> <Jeny, ciezko mi sie polapac. ^_^'>

<+Erenetial> <no mówię, prawie 3 ;p>

<+Erenetial> <wizualnie to rośnie kwadratowo ;p>

<+Silverhed> <dajmy chwilkę Mart'owi>

<+Leira> <masz prawie dwa, kłamco jeden!!!>

<+Yslsl> <a ja znow afk >:/ >

<+Erenetial> <KM na przyszłośc unikaj sytuacji, w których wszyscy walczymy w dokłądnie tym samym miejscu>

<@Martius> Erenetial - lapiesz jednego z nich biczem, a potem podrzucasz w nim w gore. Ten jednak szybko sie uwalnia jakims cudem i ma wymierzona kose - leci na ciebie.

<@Martius> Leira - cudem chwytasz go za reke i kladziesz na ziemi. Ten jednak, lezac, probuje cie dzgnac halabarda.

<+Erenetial> Staram się zanurkować pod ostrzem i chwycić drąg kosy. Potem próbuję zrobić diablestwu karuzelę mając nadzieję, że dalej będzie trzymało kosę. Wreszcie puszczę go, żeby poleciał na jakąś ścianę.

<+Leira> Robię unik i spadam stamtąd...

<@Martius> Soel - to miasto. Obiektow, ktore moglbys wykorzystac, jest bardzo malo.

<+Erenetial> <brukowana droga?>

<+Silverhed> <czy ja wiem? cegły z budynków?>

<@Martius> <No dobra... Szczatki karczmy. :P>

<+Erenetial> <;p>

<+Soel> <chyba może być>

<+Soel> <zakładam, że droga jest brukowana>

<@Martius> <No dobra. ;]>

<+Yslsl> <back '< >

<@Martius> Ys - wpadasz miedzy wrogow, kladac pokotem calkiem spora czesc, ale tez dostajesz z raz kosa od jednego z nich.

<+Yslsl> <w co dostaje?>

<+Silverhed> <w nos>

<@Martius> <Silver, pisz, nie gadaj. ;]>

<+Soel> Staram się wyrwać kamienie brukowe z drogi a następnie "ulepić" z nich za pomocą Formowania duży młot, który wysyłam na wrogów.

<+Silverhed> A ja dalej skaczę po twarzach(?) wrogów i trafiam na...?

<@Martius> Erenetial - w ostatniej chwili ci sie udaje. Demon leci na szczatki karczmy. Laduje twardo... W zamian za to dwoch kolejnych mierzy sie na ciebie.

<+Erenetial> <ziemię ;p>

<+Yslsl> Klnę i skupiam się na blokowaniu, z rzadka kontruj?c.

<@Martius> Leira - uciekasz i uciekasz... W pewnym momencie natrafiasz na kolejna trojke.

<+Silverhed> Mrrrrau!

<@Martius> Silverhed - skaczesz na twarz jednego z nich. Probuje sie od ciebie uwolnic.

<+Leira> - Kurczę nooo... - gitara w ruch, i jak mnie ktoś nie zatrzyma, to tych dwóch prąd popieści...

<+Erenetial> Skoro się mierzą, to próbuję ich zaskoczyć... lecąc prosto na nich - RRRRRAAARGH! - krzyczę doskakując do jednego z nich od takiej strony, żeby drugi był za nim. Robię użytek z pięści, by go zamroczyć i kopnąć na tego drugiego.

<@Martius> Soel - z pewnym trudem, ale sie udaje. Czesc z nich z miejsca kladziesz pokotem. Tylko jeden z nich na ciebie naciera.

<+Silverhed> Staram się wydłubać mu oczy i szukam Ys'a lub olbrzyma w tłumie.

<+Soel> Skupiam się na unikach i staram się wykonać kontrę.

<@Martius> Ys - dostales w plecy, ale na szczescie to nic ogromnie groznego. Skupiasz sie na blokowaniu, ale przeciwnicy coraz bardziej dobieraja ci sie do skory...

<@Martius> Silverhed - wydlubujesz mu oczy... a potem znajdujesz w tlumie Ysa, ktory ma wyrazne klopoty.

<+Yslsl> Widzę, że to nic nie daje. Korzystaj?c z mojej zwinno?ci staram się wydostać na bardziej otwart? przestrzeń, prowadz? ostrzał z SMG.

<+Yslsl> <*prowadz?c>

<+Silverhed> Krzyczę - YS schowaj RĘCE! Ręce przy ciele!

<+Yslsl> - słucham Silvera

<+Silverhed> I staram się stworzyć wokół niego małe tornado z ostrzy, szukam olbrzyma dalje.

<+Silverhed> *dalej.

<@Martius> Erenetial - ten pierwszy dostaje, drugi z kolei odskakuje lekko przed twoim kopem. Przymierza sie swoja wlocznia.

<@Martius> Leira - i piesci. Wszyscy trzej dostaja pradem, tak ze zostaja odrzuceni mocno na bok.

<+Leira> - I co wy na to, małpiatki? Ha! - odwracam się i niechcący gram melodie do Spustoszenia...

<@Martius> Soel - unikasz jego ciosow, a nastepnie, szczesliwie wymierzajac, kladziesz przeciwnika ciosem piesci.

<+Erenetial> Tylko się nie nadziać. A żeby się nie nadziać... używam bicza, by mu to cudeńko zabrać, albo porwać go razem z nim. Jeśli to pierwsze, to rzucę tą włóócznią w gościa, jeśli to drugie, to spotka się z moją pięścią...

<@Martius> Ys & Silverhed - wszystkie demony wyrzuca wokolo. A Erenetial jest zajety walka - ale znajduje sie w lepszej sytuacji niz wczesniej Ys...

<+Silverhed> - Ys, pieczeń razy 2 się należy, wiesz?

<+Yslsl> Gdy tylko mogę, idę na odsiecz temu dużemu, nuc?c jaki? stary hymn bojowy. - Ha!

<@Martius> Erenetial - w pore tego uzywasz i ryp go piescia. Upada na ziemie.

<+Silverhed> - Przy okazji, wyrzuć mnie w powietrze, ok? Mam co? specjalnego dla tych istot.

<@Martius> Leira - tworzysz spustoszenie wokol siebie. Ten fragment miasta bardzo dlugo nie postoi...

<+Erenetial> Roglądam się, gdzie mogę jeszcze pomóc.

<+Soel> Idę pomóc temu wielkiemu i staram się zaskoczyć któregoś demona od tyłu.

<+Leira> - Ups... - staram sie to pokierować troche w przód.

<+Leira> <czyli mniej wiecej na walkę ;p>

<+Yslsl> Podrzucam Silvera koncowka draga, oczywiscie nie naladowanego.

<+Silverhed> <jak wysoko?>

<@Martius> I nagle zauwazacie, ze niemal wszystkie demony zostaly polozone pokotem. Ale znikaja, albo zdychaja, albo ledwo dychaja. Tylko jeden zostal zywy.

<@Martius> <Bardzo zywy. :P>

<+Yslsl> <dosc wysoko :P >

<+Silverhed> " ON JEST MÓJ! "

<@Martius> <Albo* znikaja>

<+Soel> Poczekaj może uda nam się coś z niego wyciągnąć.

<+Leira> <czyżby to ja? :D>

<@Martius> Silverhed - doskakujesz do tego ostatniego demona.

<@Martius> <Tez. ;]>

<+Silverhed> Staram się wytworzyć co? w rodzaju ostrza topora i kieruję się na nim do demona!

<+Leira> - Eee... Ups, hehe...

<+Silverhed> <dzięki mart :P

<+Silverhed> >

<+Erenetial> <z/w>

<+Erenetial> <już>

<@Martius> No i Soel teraz nic z niego nie wyciagnie...

<+Soel> Patrzę zirytowany na kota.

<+Silverhed> Wylizuję łapki unurzanę we krwi. "Czego? Naprzykrzył mi się"

<+Yslsl> - Swoja droga, wez sie zastanow zanim palniesz ze chcesz przepytac *demona*

<+Yslsl> Ogladam i jakos opatruje swoje rany.

<+Silverhed> -Mrrrrr.

<+Silverhed> Gdzie jest ta diablica?

<+Yslsl> - Martwa?

<+Erenetial> - Czemu? Każdy mówi. Trzeba tylko odpowiednich argumentów... - mówię pstrykając knykciami.

<+Leira> A ja sobie gram, jak gdyby nigdy nic... Ogonek się rusza...

<@Martius> Nagle materializuja sie kolejne demony.

<+Soel> - I ten tutaj ma rację. Jak właściwie masz na imię?

<+Yslsl> - Ozez, ja cie... - gotuje sie do kolejnej walki.

<+Soel> - Nie no, mam już dość

<+Silverhed> Patrzę jak urzeczony na ogonek, nagle zauważam demony. Mrrrrr. Nie mam ochoty na walkę. Zmykam na najbliższy dach, przyjrzeć się walce.

<+Silverhed> W razie czego, to pomogę, ale jak na razie, zostawiam wam robotę.

<+Soel> Staram się ocenić ich liczbę.

<+Silverhed> I liżę łapki.

<+Erenetial> Patrzę na tego obok, co do mnie mówi - Moje imie jest nieważne. Możecie mówić do mnie Ere. - Staję naprzwciw demonom.

<@Martius> I nagle sami pojawiacie sie... gdzie indziej. W kazdym razie tam, gdzie sie pojawiacie, jest ciemno.

<+Soel> - Co do...?

<+Yslsl> - Kto to zrobil, he?

<+Leira> Prawie ciemno... Co chwila się jakieś wyładowania świecą.

<+Silverhed> <mam tapetum lucidum. Dla mnie ciemno?ci nie s? straszne>

<+Erenetial> - Nie gadajcie, tylko niech mag zapali światło...

<+Soel> - Ja nie jestem magiem

<+Silverhed> <czy srebro ?wieci?>

<+Soel> - A ogień to nie mój żywioł

<@Martius> Nagle slyszycie w ciemnosciach jakis gleboki glos: - Witajcie.

<+Erenetial> - TO niech ktokolwiek zapali światło... ma ktoś pochodnię? - sięgam do kieszeni sprawdzić, czy mam hubkę i krzesiwo.

<+Leira> - Spadaj.

<+Silverhed> -Czego?:

<+Erenetial> - Zapal światło zanim się przywitasz...

<+Soel> - Kto mówi?

<+Yslsl> - Zali wzdy nas sciagnales w te mro- tfu! - cos mi sie udziela.

<+Silverhed> Zauważam brak uwagi tej diablicy. Wskakuję na jej ramię. Staram się utrzymać.

<+Silverhed> "Kieruję do Głosu" "Kim jeste??"

<+Yslsl> <afk na jakis czas>

<@Martius> Nagle zapala sie swiatlo, ukazujac przed wami jakiegos starca. Pomieszczenie zas wyglada na stare. - To ja.

<+Leira> - Tatuś?

<+Soel> Przyglądm się starcowi. Jest w nim coś niezwykłego?

<@Martius> Starzec jak starzec - jedynie czujesz, ze jest jakos uzdolniony magicznie.

<+Erenetial> - Po coś nas tu ściagnął? - ciekawe, czy pozna kim jestem...

<@Martius> - Nie, moje dziecko, absolutnie - usmiecha sie do Leiry. - Tak naprawde to spotykam sie z wami po raz pierwszy.

<+Silverhed> - Serio? No weż nie żartuj.

<@Martius> - Sciagnalem was tu, poniewaz widze, ze wreszcie sie doczekalem.

<+Silverhed> Podchodzę do starca. Ciekaw jestem jego reakcji.

<+Soel> - Na co, jeśli można wiedzieć?

<+Leira> - To nie mów do mnie "moje dziecko", jak nie jesteś moim ojcem... Swoja drogą, kanalia z niego strasza...

<+Silverhed> "Nie da się zaprzeczyć, diablico"

<@Martius> - A ciebie akurat znam, Not'nto'faecu - mowi do Silverheda.

<+Erenetial> Podchodzę do niego i dotykam palcem jego klaty - Słuchaj zacznij gadać bez zaowalania, albo będę zły.

<+Leira> - Te, wielgachny, chodź no tuu... Przytul mnie!

<@Martius> - Walczyliscie z tymi demonami, prawda? I pokonaliscie ich tabun? I wciaz sie nie domyslacie?

<+Erenetial> Odwracam głowę do diablicy.

<+Erenetial> - Co cię napadło?

<+Leira> Uśmiecham sie, jakby mi sie psikus udał.

<+Soel> - Ty je wysłałeś?

<+Yslsl> Otrz?sam się. Co jest? Co...

<+Silverhed> Jestem zaskoczony. Stroszę futro. "A niby sk?d mnie znasz, starcze?"

<+Erenetial> - Słuchaj, jeszcze raz zaowalisz, dostaniesz - porywczość mi została z czasów boskości...

<@Martius> - Nie, alez oczywiscie, ze nie wyslalem ich na was. A ciebie, Not'nto'faecu, znam jako niezwyklego kota. Nie pytaj dlaczego - puszcza oko.

<+Yslsl> - Tajemnice, tajemnice, tajemnice. Mów wprost, szybciej będzie.

<+Silverhed> - Wiesz, co się stało z ostatnim go?ciem, który to powiedział?

<@Martius> - Otoz okazuje sie, ze faktycznie przyszli wybrancy. Niewielu odwazylo sie walczyc z takim tabunem, a jeszcze mniej wygralo.

<+Leira> - Ja nie zawaliłam... Większosć padła dzieki mnie... Chyba też trche z miastem..

<+Erenetial> Doigrał się. Łapię go za fraki i unoszę - Po. Co. Nas. Tu. Wezwałeś. Do. Cholery.

<+Leira> - Te, wielgachny, chodź tu!!

<+Yslsl> "Tak w ogóle to herbatka z melisy jest całkiem dobra na ostudzenie zapału."

<+Silverhed> Staram się wpłyn?ć na Ere "Uspokój się. Gniew jest niepotrzebny"

<+Erenetial> <chce tylko jasnej odpowiedzi, a nie pierniczenia>

<+Soel> - Spokojnie - mówię poirytowany

<@Martius> - Pusc mnie, nie chce przemocy.

<+Erenetial> - Ja też, temu grzecznie pytałem. Ale mylisz się myśląc, że cieszy mnie, że jakiś mag nagle przyzwał mnie nie wiadomo gdzie.

<+Yslsl> Opieram sie o sciane, doszczetnie znudzony, chociaz to raczej poza.

<@Martius> - Sciagnalem was, gdyz demony beda sie materializowac bez konca. Z wieksza armia nie macie sami szans. Jeszcze z tego powodu tu jestecie, poniewaz... to wy okazujecie sie miec moc do walki z tamtymi. Szczegolnie z Jaszczurem.

<+Silverhed> Staram się wskoczyć na ramię olbrzyma i podrapać go w ucho. "spokojnie"

<+Erenetial> - No. - puszczam go - Można było od razu? Ten jaszczur mnie interesuje.

<+Leira> Ziewnęłam bardzo głośno. - Ale bajka. Cos takiego bardzi mogą opowiadać...

<+Soel> - Jakim Jaszczurem? To jego symbol pojawił się na niebie?

<@Martius> - Tak, to ten...

<+Yslsl> - Jaszczurem? - co? w mojej głowie wskakuje na miejsce. Wyci?gam amulet zza pasa. - Tym wężem co to takie swiecidelka rozdaje?

<+Erenetial> - Diablico, byłaś w boskim wymiarze? Bogowie lubią bawić się w takie rzeczy i kierować waszymi poczynaniami poprzez przepowiednie i nadawanie półboskich mocy.

<+Erenetial> - To całkiem niezła zabawa.

<+Soel> - Waszymi? A kim ty niby jesteś?

<@Martius> - Masz jego medalion? Coz, zlodzieje zawsze wezma cos, co nie nalezy do nich... Ale tak, to jego symbol. To przyklad bardzo poteznego i mogacego nam zagrozic smoczego gada.

<+Erenetial> - To nieistotne... - mówię cicho.

<+Soel> - Jak chcesz... Mówię, ale nie tracę podejżliwości

<+Yslsl> - Jej, to brzmi jak przygoda - tego chyba chciałem? Sam nie wiem.

<+Erenetial> - Ten jaszczur to smok, tak?

<+Silverhed> - Znowu? Głodny się robię. A jak Ty masz na imię starcze i gdzie się znajdujemy?

<+Leira> - Wielgachny, mam to gdzies, jakbyś nie zauważył... A teraz spadaj, znudziłeś mi się

<@Martius> - Tak...

<@Martius> - Moje imie nie jest wazne.

<+Erenetial> - Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek był twoją zabawką, diabliczko.

<+Leira> - Teraz już jesteś.

<+Soel> "Uroczy charakterek"

<+Erenetial> - Smok... - uśmiecham się - Mówiłaś, że się znudziłem tobie. Więc nie jestem. - łapię za słowo

<+Silverhed> -ale miejsce i posiłek s? ważne. Prosiłbym... Mówię to, ocieraj?c się o nogi starca.

<+Leira> - Ale byłeś.

<+Erenetial> Podchodzę z uroczym uśmiechem - Wy-da-wa-ło ci się.

<@Martius> - Moglibyscie moze zaprzestac rozmow? - upomina spokojnie starzec Leire i Erenetiala.

<+Soel> - Popieram

<@Martius> - Tak, Not'nto'faecu?

<+Leira> - Oczywiscie, że nie. Słodki jesteś. Hihi - i sie uspokoiłam.

<+Silverhed> - Podrapiesz mnie za uszkiem?

<+Soel> "Niezły tupet ma ten kot"

<+Erenetial> Nie mogę się powstrzymać od weselszego uśmiechu w jej stronę. Następnie zwracam się do starca - Najpierw powiedz, co nam trza zrobić, potem zacznij zaowalać.

<@Martius> - Jak skoncze, Not'nto'faecu, poczekaj chwile.

<+Silverhed> Mrrrrrrr

<@Martius> - Otoz naszemu swiatu, a w szczegolnosci temu kontynentowi, grozi zaglada. Wszelkie demony i potwory wkrotce gotowe beda zabic wszystkich, jesli tylko Jaszczur nie zostanie w pore zabity.

<+Silverhed> "zaczyna się"

<+Yslsl> - To na pewno przygoda. Przeniesiesz nas chociaz w jakies poblize Jaszczura?

<@Martius> - Nie jestem skromny pod wzgledem swoich zdolnosci magicznych, ale i tak jestem zbyt slaby... ale zrobie, co w mojej mocy, aby wam pomoc. Ja zas chce, abyscie podjeli sie tego ryzykownego zadania. Macie moc, aby tego doczynic.

<+Erenetial> - Dziad swoje, baba swoje - wzdycham i krzyżuję ręce na piersi. Słucham, bo nie chcę mi się już go upominać, żeby najpierw powiedział konkrety...

<+Leira> - Uczynić...

<+Yslsl> - Nie mam zamiaru siedziec na zadku. Wchodze w to.

<@Martius> - Niestety, moja magia jest zbyt slaba, aby was tam przeniesc. On jest zbyt potezny jak na mnie.

<+Soel> - Ja tak samo.

<+Soel> - Typowe.

<+Leira> - Na mnie nie patrzcie.

<@Martius> - To naprawde szczesliwy zbieg okolicznosci, ze trafiliscie do miasta Initial... a moze przeznaczenie?

<+Erenetial> - Po co magia, skoro możemy tam pójść?

<+Leira> - A zaniesiesz mnie?

<+Silverhed> Eh. - Mam jaki? wybór? Czyba nie.

<+Erenetial> - A utrzymasz się mi na barana?

<+Yslsl> - Pojsc? A myslisz ze bedzie wolna droga az do smoka?

<+Soel> - Poza tym kto wie jak to daleko.

<@Martius> - Tylko uwazajcie. Jego potwory odznaczaja sie niesamowita potega.

<+Erenetial> - Utorujemy drogę. Jesteście ludźmi do diaska, czy nie? Jersteście silni, czy słabi?

<+Leira> - Eee... Nie lepiej n rękach? Mam spódnicę, jakbyś nie widział...

<+Yslsl> - A bo ja tam wiem. Sila rzecz bardzo wzgledna.

<+Silverhed> - O co to, to nie. Wypraszam sobie.

<@Martius> - Gdy tylko odpoczniecie, przeniose was w odpowiednie miejsce, od ktorego powinniscie zaczac.

<+Erenetial> - Jak mi wejdziesz na barana, to ci nei zajrzę pod nią. Nikt inny też. A jak cię w rękach będę niósł, to już nei waidomo.

<@Martius> - Prosilem o zaprzestanie tych bezsensownych dyskusji - mowi starzec, ale jakby nieco mniej spokojnie niz wczesniej...

<+Soel> Kiedy tylko ysłyszałem "odpoczynek" uświadomiłem sobie jak jestem zmęczony.

<+Silverhed> Argumentuję do Ere "WeĽ j? na ręce, będzie mi się łatwiej umo?cić"

<+Yslsl> - Ciszej tam, nowozency. Jeszcze tego tu wnerwicie.

<+Leira> Ziewnęłam. - Nuuudy...

<+Erenetial> - Mamy różne definicje słowa 'bezsensowne'. Lepiej od razu nas tam przenieś.

<+Silverhed> Przymilam się do starca.

<+Leira> - Ej! Jachcę sie zdrzemnać!

<+Soel> - Ja wolę odpocząć

<@Martius> - A tymczasem... rozgosccie sie u mnie. Chcecie ciasta? Z truskawkami.

<+Soel> - Chętnie.

<+Leira> - A z czekoladą nie ma? Uwielbiam czekoladę...

<+Erenetial> - ... a jest szarlotka?

<+Yslsl> Ja tam niedawno jadlem.

<+Silverhed> - A ja chciałbym rybkę.

<+Erenetial> <koncert życzeń ;p>

<@Martius> Starzec przynosi ciasto z truskawkami, a zaraz potem wyczarowuje ciasto z czekolada, szarlotke i rybke...

<+Silverhed> <lolwut>

<+Yslsl> <:3>

<@Martius> - Prosze was bardzo. Zebyscie byli pelni sil.

<+Erenetial> - Iluzja?

<+Leira> - Czekolada! Mniam! - od razu zabieram to z czekoladą... Nikomu nie dam!

<@Martius> - Nie, w zyciu.

<+Soel> Rzucam się na jedzenie.

<+Silverhed> Wcinam rybkę. "Dzięki. A teraz przoszę o pogłaskanie kotka, tak, jak obiecałe?"

<+Yslsl> Czuje sie troche nieswojo. Rozciagam konczyny... Odezwaly sie swieze rany. Krzywie sie nieco...

<+Erenetial> Patrzę na starca. To wszystko mi się zaczyna wydawać szemrane i to mocno... - Może jednak kto inny skusi się na szarlotkę.

<@Martius> - No chodź, No'nto'faecu... - Starzec glaszcze Silvera z usmiechem.

<+Leira> Zajadam sie czekoladowym, ogonek sie wesoło rusza, a ja sie chyba ubrudziłam...

<@Martius> = Mozesz jesc, Erenetialu. Szarlotka jest dobra.

<+Silverhed> Mruczę dono?nie w takt jakiej? zapomnianej piosenki rajskiego miasta.

<+Erenetial> Ciekawe... przywołał nas, a to nei lada wyczyn. Jest pewnie potężniejszy od większości z nas... mocno podejrzane. Ale wszyscy oczkami świecą widząc jedzenie. - Dziękuję. Przypomniałem sobie, że neidawno jadłem.

<@Martius> - Twoja wola.

<+Soel> Wsłuchuje się w mruczenie kota. To zawsze mnie odpręża.

<@Martius> I tak mijaja wam dwie godziny...

<+Erenetial> A więc ma ich w garści nie nie będą słuchać, że coś mi się tu nei widzi...

<@Martius> Jestescie cali, zdrowi, najedzeni, wypoczeci i ogolnie czujecie sie swietnie.

<+Yslsl> <wut o_O>

<@Martius> <Timeskip. :P>

<+Erenetial> Istnienie mnie nauczyło, że trzeba być nieufnym.

<+Yslsl> <ja do bora ;P>

<+Silverhed> -Miaaaaauuu~~?

<+Silverhed> -Gdzie jest ta kocica, co mi przed chwil? się ?niła? Ładna, mmrrrrr, była.

<@Martius> Silverhed - ale cie podrapala i sen sie skonczyl. :P

<+Leira> Ogonek sie wesoło rusza po zjedzeniu czekolady... - No to w drogę, hihi!

<+Erenetial> - W drogę - potwierdzam.

<@Martius> - Wiec? Gotowi do drogi? - mowi starzec, wchodzac.

<+Yslsl> Rozwazam moje zycie az do tej chwili i stwierdzam ze w zasadzie kompletnie nic mi sie wydarzylo - az do dzis. I niech mnie diabli jesli bardzo chce zeby to cos... - ostatnie slowa wypowiadam nieswiadomie na glos.

<+Yslsl> - Tak, gotow.

<+Soel> - Ja jestem gotowy.

<+Silverhed> -Kto mnie weĽmie na ramię?

<+Soel> - Ja mogę

<+Erenetial> - Żeby to coś...? - Patrzę na mówiącego do siebie.

<+Leira> - Nie ja, ja musze mieć oba wolne...

<@Martius> - Dobrze. A wiec przygotujcie sie psychicznie...

<+Silverhed> Wskakuję na ramię Soela. - Dziekuję.

<+Soel> - Nie ma za co.

<+Yslsl> - Bog z toba, dobry czlowieku, ze zgodziles sie kota zabrac - usmiecham sie tajemniczo.

<+Yslsl> Skupiam sie.

<+Erenetial> - Nie wołaj bogó. Oni to słyszą - pouczam.

<+Erenetial> <*bogów>

<@Martius> Nagle znajdujecie sie w jakims miescie. Na razie nic dziwnego w nim nie ma - ot, typowe miasto...

<+Silverhed> -On nie targa ramieniem tak bardzo jak ty, więc nie muszę używać pazurków.

<@Martius> Jest pozne popoludnie.

<+Erenetial> - Wiemy dokąd iść?

<+Leira> - A kto zabrał mapę?

<+Yslsl> - Ile czasu dajecie zanim wszystko pojdzie w diably - mowie. - Bez urazy - dodaje.

<+Erenetial> - A w ogóle mapa była?

<+Silverhed> Miauknęłem dono?nie. - To co robimy?

<+Soel> -Ja mam mapę, ale chyba się nam nie przyda.

<@Martius> Nagle w waszych glowach slyszycie jakis sygnal... i od razu wiecie, gdzie isc.

<+Leira> - Diabły diabłami... Daję minutę, jak mnie ktos wkurzy.

<+Yslsl> - To tez sie liczy.

<+Erenetial> - Damy radę. W drogę, czas goni.

<+Leira> - Ręce.

<+Soel> - Racja nie ma co zwlekać.

<+Yslsl> Ide w danym kierunku, ostrozny i przygotowany.

<+Silverhed> Przygl?dam się drodze. - Poczekajcie chwilę.

<+Erenetial> - Eh... - biorę diablę na ręce, po czym sadzam ją na barana i utrzymuję srogie tempo marszu.

<+Silverhed> Zeskakuję z ramienia. - Mogę poprowadzić?

<+Erenetial> - A prowadź.

<+Soel> - Jak chcesz.

<@Martius> Po krotkim czasie marszu zauwazacie, ze miasto sie... unowoczesnia. Wciaz budynki przywodza na mysli gotyk, ale przypominaja przy tym drapacze chmur.

<+Leira> - Oooo...

<@Martius> <mysl*>

<+Erenetial> - Tak mieszkają bogacze.

<+Silverhed> -Mrrrr. Ciekawie byłoby się tam wdrapać

<+Soel> Nagle uświadamiam sobie, żę nie wiem jak ma na imię diablica.

<+Yslsl> - To troche jak opowiadanie tego maga co mi dal Wilka - zauważam.

<+Leira> - Wysokie toto...

<+Erenetial> - Diablątku, widać tam na górze coś ciekawego? - pytam idąc dziarsko.

<+Soel> -Rzeczywiście imponujące, chociaż ja wolę góry.

<+Leira> - Nie widzę, ślepa jestem.

<+Yslsl> - Ciekawe ile sie leci na dol. Albo wspina na sama gore - mowie z zadarta glowa.

<+Erenetial> - To pierwsze krócej.

<@Martius> Budynek jest tak wysoki, ze ledwo widzicie, co sie znajduje na szczycie. Przed soba zas widzicie wejscie do budynku.

<+Silverhed> Przygl?dam się uważnie drodze. Mój koci instynkt próbował mnie o czym? ostrzec.

<+Yslsl> - Zalezy kto leci.

<+Silverhed> <*budynkowi się przygl?dałem w takim razie>

<+Erenetial> - Dobra uwaga... tam mamy wejść?

<@Martius> Silverhed - faktycznie, odnosisz wrazenie, ze cos wewnatrz jest nie tak...

<+Silverhed> - Czekajcie. Co? tam jest...

<@Martius> Oczywiscie jest to jeden z tych drapaczy. Tyle ze ten jest najwyzszy. Chyba tam macie isc...

<+Yslsl> <i w tym miejscu musze isc, przynajmniej na pol godziny albo i dluzej. Sorry, guys>

<+Erenetial> - Jeśli 'coś' tam jest, to to 'coś' nas przepuści. Dobrowolnie, lub nie.

<@Martius> <OK. Cos sie zrobi.>

<+Soel> - Jak znam życie to nasz cel jest na szycie.

<+Silverhed> <Hey, miałem Cię wykorzystać wła?nie. :c)

<+Erenetial> - Rymujesz.

<+Soel> <*szczycie>

<+Yslsl> <see ya>

<+Silverhed> <ave!>

<+Erenetial> <siema>

* +Yslsl ((?)) has left #sesja_rpg

<+Soel> <nie zdążyłem>

<+Silverhed> -Soel?

<+Soel> - tak?

<+Silverhed> -Masz jakie? materiały pod ręk??

<+Soel> - Jakie konkretnie materiały?

<+Erenetial> - Nie możemy zwyczajnie wejść na górę?

<+Leira> Ziewam.

<@Martius> Nagle z jednego z okien kierowana jest w was seria, jakby z karabinu maszynowego. A Yslsl gdzies zniknal.

<+Silverhed> - Ale co? ... niedobrego ... siedzi w ?rodk miaU!

<+Erenetial> Szybko stawiam diablę na ziemi i biegnę ciągnąc wszystkich z aosłonę.

<+Silverhed> Daję się złapać olbrzymowi.

<+Soel> Ja też

<+Erenetial> <trzech rąk nie mam ^^">

<+Silverhed> Wydaję okrzyk miażdżonego kota.

<@Martius> <To na barana. :D>

<+Soel> < no to biegnę za tobą>

<+Erenetial> <hehe ;p>

<+Silverhed> - Mówiłem?

<@Martius> Tamten akurat strzela tak, ze trafia pod wasze nogi. Zaraz jednak pewnie sie przestawi.

<+Erenetial> - Nie chciał nas trafić

<+Silverhed> -Ere?

<+Soel> - Pewnie nas ostrzegał

<+Silverhed> -Dasz radę mnie rzucić do wej?cia albo w to okno?

<+Erenetial> - Albo się bawił... czekaj, kocie...

<+Erenetial> <Siri afk chyba>

<@Martius> Erenetial - nagle obok twojego ucha leci kolejna kulka.

<+Silverhed> <zemdlała :D>

<+Leira> - Eee...?

<+Erenetial> <ale jestem za osłoną?>

<+Leira> <nie zemdlała, tylko cos jeść trzeba>

<+Silverhed> - Ere, teraz!

<@Martius> <Lekko wychyleni jestescie.>

<+Leira> Chowam się.

<+Erenetial> Ja też.

<+Soel> I ja

<+Erenetial> - Nie sięgnę go, jak go nie widzę...

<+Silverhed> - to poczekaj, aż przestanie strzelać.

<+Soel> - Mam pomysł

<+Silverhed> -Kiedy? musi przeładować.

<+Silverhed> - Miau~~?

<+Soel> < ulca jest brukowana?>

<@Martius> <Hm... :)>

<@Martius> <Nie.>

<+Erenetial> - Tak, to kto wybiegnie, żeby dać w siebie władować całe pasmo z karabinu maszynowego?

<+Soel> <a są gdzieś jakieś kamienie?>

<+Silverhed> <czyli jest z ubitej ziemi!>

<+Erenetial> - To nie pistolet, że ma siedem kul... pewnie może z minutę strzelać...

<@Martius> <Tak, są, ale drobne.>

<+Silverhed> - Poczekaj, co? wymy?lę.

<+Silverhed> Patrzę na diablicę.

<+Silverhed> Staram się stworzyć jej idealny wizerunek.

<+Silverhed> Albo choć podobny.

<@Martius> Chwile to zajmuje, ale udaje sie stworzyc cos w miare podobnego do Leiry.

<+Erenetial> A ja zagaduję - Wyjdź i walcz!

<+Silverhed> -Diablico, jak się nazywasz?

<+Leira> Cisza.

<@Martius> <Ja bym osobiscie sie zdal na "gabaryty" kota - ale co ja tam wiem... ;]>

<@Martius> Własnie. Cisza.

<+Soel> < ja chciałem "zamurować" okno>

<+Erenetial> <ja też, ale kot jest inteligentny, niech się wykaże ;p>

<+Silverhed> -Nieważne. Mów do mnie, a to, co powiesz, powie Twój sobowtór.

<@Martius> <Mimo ze intelektualnie klon nieco sie rozni, to jednak charakter ma bardzo podobny. :D>

<+Erenetial> <xD>

<+Leira> Popatrzyłam na kota i popukałam sie w czoło. Nici ze współpracy.

<+Silverhed> I wyprowadzam Diablicę2 na widok.

<+Silverhed> - To spadaj.

<+Silverhed> Mrrrrr.

<+Silverhed> -Biegnij, skup na sobie cał? uwagę tego go?cia, kochanieńka.

<@Martius> Diablica poslusznie wychodzi zza oslony. I dostaje serie z karabina maszynowego.

<+Erenetial> - Hejm ty tam, co strzelasz! mówię do ciebie? - zciszam głos - Kocie jak szybko biegasz?

<+Silverhed> Bardzo szybko.

<+Erenetial> - Kim jesteś!? - znów ciszho - chodź, pogłaszczę cię.

<+Silverhed> <To jest srebro, mocno nie oberwała, prawda ...?>

<@Martius> Soel - moglbys je lekko zamurowac, ale niewiele by to dalo w sumie - kamienie sa male, a do tego duzo ich nie jest. Choc widzisz tez jakis piasek nieopoadal...

<+Silverhed> -Dobra. Tylko nie za mocno, ok?

<@Martius> <nieopodal*>

<+Erenetial> Głaszczę kotka - Hej, głuchyś?!

<+Erenetial> <nie odpowie?>

<@Martius> Tamten, co strzela, nie odpowiada. A klon jeszcze na chwilke przyjmie ciosy na klate...

<+Leira> - Poprodukujcie sie troche, poprodukujcie...

<+Silverhed> <na klatę xD>

<@Martius> <Na piersi. Zadowolony? :>>

<+Silverhed> - teraz, Ere!

<+Erenetial> - No to biegnij... - powiedziałem do kotka ze słodkim uśmieszkiem. Rzucam go na widok.

<@Martius> Silverhed laduje akurat obok szyby okna znajdujacego sie niedaleko tego, z ktorego tamten strzela.

<+Silverhed> "Bardziej w okno się nie dało?"

<+Erenetial> - Nie marudź, tylko biegaj!

<+Leira> - Nie wrzeszcz...

<+Soel> - A ty nie marudź

<+Erenetial> Jak się dziad zajmuje kotem, to wybiegam gotując bicz. Jakby co, to go chyba uda mi się capnąć... albo jego karabin.

<+Silverhed> Zbliżam się migiem do okna. I my?lowo do grupki : "słuchajcie, ja, na chwilę zasłonię okno lustrem, biegnijcie!"

<+Leira> - Marudzic to ja dopiero zacznę...

<@Martius> Silver - widzisz, ze ten gosc to czlowiek, ktory wlasnie przestal strzelac swoim karabinkiem - klon sie zniszczyl caly.

<+Erenetial> <ale mamy teamwork>

<+Silverhed> <yay>

<@Martius> <Jak cholera. :P>

<+Silverhed> <prawie jak brothers in arms>

<+Erenetial> <KM ty bluzgasz ^^>

<@Martius> <Cholera to tez taka choroba, nie wiedziales? ;]>

<@Martius> Erenetial - facet zdaza zabrac swoj karabin. Silver jednak moze go dorwac...

<+Silverhed> Gonię drania!

<+Silverhed> I tworzę cieniutk? linię na poziomie jego czoła. Ot, taki potykacz.

<+Erenetial> - A wy do środka - wołam do reszty, czyli maga i diablicy

<+Soel> Biegnę do drzwi.

<@Martius> Silver - doganiasz go i skaczesz nań. Ten probuje sie od ciebie odgonic. Troche strzela seria, ale nie trafia.

<+Leira> A mi isę nie śpieszy...

<+Silverhed> <na jakiej czę?ci jego ciała siedzę?>

<@Martius> Ere, Soel, Leira - dobiegacie wszyscy do wejscia. Wewnatrz zastajecie typowo gotycka architekture.

<@Martius> <Na twarzy.>

<+Erenetial> - Kot sobie poradzi, prawda?

<+Silverhed> <jak my?lisz, co zrobię?>

<+Soel> - Miejmy nadzieję.

<@Martius> <Pisz, co robisz, nie jestem od myslenia. ;]>

<+Silverhed> Staram się wydrapać draniowi oczy, tak, aby wszyscy usłyszeli jego krzyk!

<+Erenetial> - Koty to urodzeni mordercy. Wyposażeni idealnie do zabijania.

<+Leira> - Bezguście...

<+Silverhed> <dajesz Mart, piekna sytuacja>

<@Martius> Silver - zadrapujesz draniowi twarz - moze troche oczy. A on zaczyna krzyczec...

<+Erenetial> Słyszę krzyk - Mówiłem?

<+Silverhed> "a teraz rzuć uzbrojenie i poddaj się, bo będzie gorzej"

<@Martius> Nagle jednak zaczyna sie przed wami materializowac kilka demonow - ale nieco wiekszych niz tamte, z ktorymi walczyliscie.

<+Soel> - Super...

<+Erenetial> <kilka?>

<@Martius> <Dokladnie to cztery.>

<+Leira> - O... - gitara w ruch, mieciemy je od razu. <WD ;p>

<@Martius> <WD?>

<+Silverhed> <przede mna też?>

<@Martius> Leira - zaczynasz grac, ale okazuje sie, ze demony sa bardziej wytrzymale niz tamte. Nie dziwne - muskulature maja nie od parady...

<+Silverhed> <oh nom nom nom>

<+Erenetial> - Odwracajcie ich uwagę. Ja ich ściągnę pojedyńczo... - napinam mięśnie. dźwięk gitary p[ewnie zagłusza mój ryk, kiedy wpadam w szał i rzucam się na pierwszego z demonów z zamiarem rozerwanai go (dosłownie) na strzępy.

<@Martius> <Wszystkie w szeregu. Poki co, tamten cierpi. ;]>

<+Soel> Atakuję następnego, zdaję się na swoją zwinność.

<+Silverhed> <ale, przecież, ja nie jestem z grup?, jestem sam, na tamtym go?ciu>

<+Erenetial> <też mi się tak wydawało>

<+Silverhed> I się nie dowiedziałe, co zroobił w końcu.

<+Silverhed> <*>*

<@Martius> <W sumie racja - ale pewnie i tak zaraz sie uwezmie pewno. :)>

<+Erenetial> <że go nie widzimy>

<@Martius> <Momencik, opisze pomieszczenie, zeby bylo jasne.>

<+Erenetial> <spoko>

<+Silverhed> <jawohl>

<+Soel> <powiedz też czy jest coś dla mnie>

<@Martius> Znajdujecie sie w wielkiej sali, z kranca ktorego Silver zajmuje sie tamtym gosciem od karabinu maszynowego. A przed wami znajduja sie cztery demony. Jeden zas rozglada sie za kims... Moze za Silverem?

<+Leira> <a ogłuszyć to sie nie dąło rady? -.-'>

<+Silverhed> < no i co ten go?cu zrobił?

<+Silverhed> *>

<@Martius> <To sa mocniejsze demony niz tamte, nie zapominaj. ;]>

<+Leira> No nic, gram dalej, ale tym razem prądem popieszczę...

<@Martius> <Dalej sie miota.>

<+Leira> <tylko muskulaturą ;p>

<@Martius> <Juz pisze, juz pisze...>

<@Martius> Ere - demon nie daje sie tak latwo. Widac, ze jest zaskoczony twoja sila, ale ja kontruje swoja. Na razie sie silujecie.

<@Martius> Soel - demon jest silny, ale nie az tak zwinny. Atakuje cie, ale ty unikasz jego atakow.

<+Silverhed> Trudno, włażę na kark tamtemu go?ciowi i tworzę srebrn? garotę <koty to urodzeni mordercy :D> Staram się j? zacisn?ć wokół jego szyi.

<@Martius> Leira - bierzesz nastepnego. Bestia w wyniku pradu jest odrobine ogluszona, ale jedynie kreci glowa, a potem przymierza sie powoli do zaatakowania.

<+Erenetial> - RRRRaaagh! - Ryczę. Spróbuję kopnąć go w kolano łamiąc mu je, potem szybko wykręcić mu łapę w tył i wyrwać ją z jego barku. A potem mu nią jeszcze przypierniczę...

<+Soel> Unikając, rozglądam się po otoczeniu czy jest tu coś co mógłbym wykorzystać <może mają tu fontannę?>.

<@Martius> Silver - gosc przez pewien czas sie dusi, a po pewnym czasie nic nie mowi. Traci przytomnosc.

<+Leira> Przy odrobinie szczęścia moze isę potknie... No nic, pieścimy prądem dalej, tylko, że mocniej.

<+Silverhed> Graweruję inicjały na karku. Ot, tak, aby pamiętać. <został jaki? demon dla mnie?>

<+Soel> <jeden>

<@Martius> <Soel - nie widzisz niczego takiego. Silver - tamten, co sie Toba interesuje. :)>

<+Silverhed> Jak został demon specjalnie dla mnie, to staram się go otumanić srebrnymi lustrami i wykorzystuj?c jego nieuwagę, skoczyć na niego.

<+Soel> Trudno, próbuję wskoczyć mu na kark, zadać kilka ciosów w głowę, a na końcu wydłubać oczy.

<@Martius> Ere - nie tak szybko. Demon czuje bol w kolanie, ale w ostatniej chwili umyka przed proba wykrecenia mu ramienia. Niemniej wystawia sie nieco na atak...

<+Silverhed> <to jest moja technika! plagiator!>

<+Soel> <wiem, ale nie mogłem się powstrzymać :P>

<+Erenetial> Skoro się wystawił, to rzucam się na neigo całą swoją masą, a jak mi się uda go obalić, to wtedy mu przyciosnę szyję kolanem i urwę łeb.

<+Erenetial> Szybko, byle przed końcem szału.

<@Martius> Soel - wskakujesz mu na bark, ale demon juz nie daje sie tak latwo. Po pewnym czasie w lapie cie i rzuca toba o sciane. Czujesz przy okazji, ze uruchamiasz jakas dzwignie... a potem leci z gory woda, napelniajac nia cos w stylu basenu.

<+Leira> <ile ty ważysz?>

<+Erenetial> <pewnei mneij więcej tyle, co one...>

<+Silverhed> <kara boska, Soel>

<+Soel> <trudno, aha dziękuję za wodę>

<+Erenetial> <ale siła to masa x przyśpieszenie, a przyśpieszenie mam spore ;p>

<@Martius> Leira - piescisz go pradem dalej. Coraz bardziej jest ogluszony. Mimo to powoli idzie w twoja strone, probujac sie przymierzyc do ciosu piescia...

<+Leira> Unik i jeszcze raz!

<@Martius> Silver - tworzysz przed demonem lustra, ale w ostatniej chwili sie orientuje, co sie swieci, i cofa sie lekko. Jestes tuz przed nim.

<+Soel> Mimo bólu uśmiecham się w duchu i skupiam. Staram się użyć Gejzeru, tak żeby demon uderzył o sufit, a potem zrzucam na niego Wodospad i naskakuje na niego i okładam po głowie

<+Silverhed> <ma jaki? topór, czy cu??>

<@Martius> <Nie.>

<+Silverhed> Czekam aż zaatakuje mnie z góry, po czym robię unik i staram się wdrapać po jego ręce.

<+Silverhed> <ale pię?ci ma?>

<@Martius> Ere - zaczynasz dusic demona, a nastepnie udaje ci sie z calej sily urwac mu leb. Spod szyi wyplywa mnostwo krwi.

<+Erenetial> Patrzę na sytuację i rzucam łbem bestii w demona, który jest najbardziej oporny w walce z towarzyszami i towarzyszką.

<@Martius> Soel - zaskoczony demon wyplywa w gore przy pomocy gejzeru spod podlogi, a nastepnie zalewasz go wodospadem. Na koniec skaczesz na niego, gdy jest chwilowo zdezorientowany. Okladasz go po glowie szybko, nie dajac sie zrzucic. Zaraz jednak znow cie zlapie...

<@Martius> Leira - unik sie udaje z latwoscia i grasz mu "na nerwach" dalej. W koncu demon zostaje szczesliwie sparalizowany przez elektrycznosc.

<+Soel> Chwytam go za szyję i kręcę z całej siły. Jeśli się nie uda, staram się zeskoczyć i otoczyć go wirem wody aby uniemożliwić mu oddychanie.

<+Leira> - No nareszcie! - znów mu ładuję z dźwięku.. Teraz da rade.

<@Martius> Silver - zwinnie unikasz jego ataku, a potem wdrapujesz mu sie na reke. Demon zaczyna nia machac, chcac cie zrzucic.

<+Silverhed> Używam pazurków, po czym staram się stworzyć z tych luster ostrze skierowane w jego twarz.

<@Martius> Ere - i tym demonem w twoim zasiegu jest Soel. <Zaraz opisze, co dalej...>

<+Silverhed> <jestem obok ?ciany? Niech go tak ładnie przyszpili do niej, proszeęę...>

<@Martius> <Jestes niedaleko.>

<@Martius> Soel & Ere - demon nagle zostaje lekko oszolomiony przez glowe rzucona przez Erenetiala. W wyniku tego Soel skreca mu jego glowe. Demon upada na ziemie i ledwo dycha.

<+Soel> <dycha ze skręconym karkiem?>

<@Martius> Leira - demon syczy wsciekle z bolu... a potem, w wyniku naporu dzwieku, zostaje wysadzony w powietrze. Doslownie.

<@Martius> <Baaardzo ledwo. ;]>

<+Erenetial> <to demon, może może ;p>

<+Leira> - Woooooow... Oklaski poproszę, hihi! - kłaniam się.

<+Erenetial> - Mi też proszę - klaszczę.

<+Soel> Podchodzę i z całej siły kopie go w głowę, może uda mi się ją urwać.

<+Leira> - Tobie co innego.

<@Martius> Silver - tworzysz ostrze z tych luster... w miare. Demon wciaz macha reka.

<+Silverhed> <czy zauwazyłem eksplozję?>

<@Martius> <Jestes zajety walka ze swoim demonem - ale slyszysz odglos jak po eksplozji.>

<@Martius> Soel - i urywasz. Odrobine, ale urywasz. Demon przestal dychac.

<+Erenetial> - Co?

<+Silverhed> Staram się przyszpilić go ostrzem do ?ciany za głowę. I zorientować się, co to za eksplozja.

<+Leira> - To się zobaczy, może ci coś kupię...

<+Erenetial> - Fajnie <nadal się dobrze czuję?>

<@Martius> Silver - demon w pore zaslania sie reka, ktora cie trzyma. Wyje z bolu. Ostrze trafilo wlasnie w nia. A ta eksplozja pochodzi od jednego z demonow.

<@Martius> <Jako tako. ;]>

<+Erenetial> <czyli w porządku?>

<+Silverhed> - Pomóżcie mi ubić tego drania, eh?

<+Erenetial> To staram się unieruchomić drania biczem.

<+Erenetial> Kot go dokończy...

<@Martius> Unieruchamiasz mu korpus.

<+Silverhed> Staram się skoczyć mu na szyję i poderżn?ć gardło.

<+Leira> Jak prosi kocurek... Doładowywuję dźwiękiem.

* Aiden ((?)) has joined #sesja_rpg

<+Silverhed> -MOJE USZY!

* Martius sets mode: +v Aiden

<+Aiden> < coś mi urwało połączenie>

* +Soel ((?)) Quit (Ping timeout: 121 seconds)

* Aiden is now known as Soel

<@Martius> Silver - skaczesz za potwora i podrzynasz mu gardlo. Jeszcze diablica doladowuje mu dzwiekiem. Pada na miejscu.

<+Soel> <działo się coś?>

<+Erenetial> Zwijam bicz. Chyba jeszcze dobrze się czuję...

<+Erenetial> <nic ważnego>

<+Silverhed> To staram się łapać kawałki demona, który wybuchn?ł. "dzięki Diablico!"

<@Martius> <Wszystko Ci juz wysylam.>

<+Soel> <to dobrze,>

<@Martius> <Wlacz GG.>

<+Leira> - Hihi.

<+Silverhed> <co takiego złapałem?>

<+Leira> <przyrodzenie xD>

<+Erenetial> <może ziemię?>

<+Silverhed> <wiedziałem, że tak powiesz...>

<+Erenetial> <skąd przypuszczenie, że demony takowe mają? ;p>

<@Martius> Z tamtego demona zostaly tylko resztki.

<+Leira> <na przykładzie inkubów ;p>

<+Erenetial> <czyt. miazga>

<+Silverhed> Oblizuję łapki unurzane z krwi..

<+Erenetial> <incubussy, to inna bajka ;p>

<+Silverhed> <*w>

<@Martius> Bilans jest nastepujacy - jednemu urwalo glowe, drugi sie rozlecial, trzeci ma poderzniete gardlo, a czwarty ma ukrecony leb.

<+Soel> - Nieźle poszło

<+Erenetial> - Chyba diablica wygrała...

<@Martius> Wszyscy jestescie troche zmeczeni po tej walce.

<+Silverhed> <a ten go?ć z SMG?>

<@Martius> <Zniknal nagle, nie ma go. :P>

<+Erenetial> - Ale byłem blisko.

<+Leira> - I co dostanę w nagrodę? Byle nie kopa.

<+Erenetial> - Całusa. Chcesz?

<+Silverhed> - w nagrodę mogę Ci skoczyć na ramię, bo padnięty jestem...

<+Leira> - Chcę!

<@Martius> Zwloki demonow sie dematerializuja. Zostajecie sami, wraz z nieprzytomnym czlowiekiem, ktory do was strzelal z karabinu.

<+Erenetial> Podchodzę i całuję ją... w czoło. Koło różka (?)

<+Leira> <są dwa ;p>

<+Leira> - Ej... Co to ma być?

<+Soel> - Dobra kto sie nim zajmuje?

<+Leira> - Ty.

<+Silverhed> -Ty.

<+Erenetial> - Całus - chichoczę - Chodźmy na górę - chyba nei rpzypuszczała, że ją pocałuję w usta.

<@Martius> Nagle jednak slyszycie przejmujacy, smoczy ryk.

<+Silverhed> "nieee, ja już odpadam."

<+Leira> - To ma byc całus? Ty sie chyba nigdy nie... Co to było?!

<+Soel> - To chyba ten Jaszczur

<+Erenetial> - Niedobrze... nie, nigdy nie, a teraz uwaga... smok...

<+Leira> - Prawiczek...

<+Erenetial> - Bogowie się nie całują...

<+Soel> - A ty niby nim jesteś?

<+Erenetial> - Nieważne.

<+Leira> - Kiedyś muszą zacząć... Ej, wiejemy?

<@Martius> Nagle w powietrzu materializuje sie kolejna istota. Ale dziwna... Posture ma ludzka, ale poza tym wyglada jak standardowy smok. I ma czerwona luske.

<+Silverhed> -Szlag.

<+Erenetial> <KM!!!>

<+Leira> - Oj... - spadam stamtąd.

<@Martius> <Ja i brak smoka, ew. polsmoka? To nie ja. :P>

<+Erenetial> - Nie jestem wypoczęty... - wycofuję się chwytając kocura.

<+Silverhed> Wrzask miażdżonego kota

<+Soel> Cofam się o pare kroków

<@Martius> - Widze, ze Jaszczur ma do czynienia z kims wyjatkowym... - przemawia spokojnie, acz nieco chrypkowatym glosem. Przyprawia to o dreszcze. - Ale jak tylko zderzycie sie z jego elita, to wasze szczescie sie skonczy...

<+Silverhed> Eh.

<+Silverhed> "Ja wiedziałem, że tak będzie..."

<+Soel> - I ty niby tą elitą jesteś?

<@Martius> - Spostrzegawczys.

<+Leira> Schowałam się gdzieś.

<+Silverhed> -Samojeden?

<+Soel> - A może byś pomogła?

<+Erenetial> - Kogo masz na myślki mówiąc 'kimś wyjątkowym'?

<+Leira> - Cicho...

<+Silverhed> Kryję się gdzie? w okolicahc diablicy.

<+Silverhed> *<ch>

<@Martius> - Niekoniecznie sam... ale niewazne. Te demony to tylko preludium do tego, z czym bedziecie musieli walczyc, marni...

<+Soel> - Zobaczymy kto tu jest marny.

<+Erenetial> - Marny to ty będziesz, jak ci wyrwę jezyczek z paszczęki...

<+Silverhed> "przytulisz kotecka?"

<+Leira> "Ale idioci.ę

<+Leira> *"

<@Martius> - I pospieszcie sie lepiej. Wasz przyjaciel nie wytrzyma dlugo, jesli nie przybedziecie po niego z pomoca.

<+Erenetial> A co mi tam... przytulam koteczka <siła 6 xd>

<+Silverhed> <jestem z diabblic?>

<+Soel> - Czyli zabrali Ysa? Ciekawe kiedy?

<@Martius> - I tacy glupcy beda sie mierzyc z NAMI? Nie obrazajcie mnie...

<+Soel> - A niby dlaczego. Ty zbyt uprzejmy nie njesteś.

<+Silverhed> -Nie musimy, twoia matka musiała dosyć długo szwendać się po lesie, jak widzisz.

<@Martius> - Macie czas przed polnoca! Spotkamy sie jeszcze, smialkowie, zobaczycie, na co stac nasssss...

<+Leira> "Mamusiu... Niech on się udławi, błagam..."

<@Martius> Polsmok sie dematerializuje. Zostaliscie sami.

<+Silverhed> Dławię się kłaczkiem.... _Khmkhjm.

<+Erenetial> - Idziemy - mówię.

<+Leira> <nie ty ;p półsmok ;p>

<+Silverhed> -Khyyyyyyyyyyyy

<+Leira> - Ja się boję...

<+Soel> Ściskam kota

<+Silverhed> <takie szczę?cie>

<+Soel> <tzn. pomagam ci>

<@Martius> Nagle otrzymujecie dwa sygnaly w glowie. Pierwszy: musicie isc na sam szczyt. Drugi: wlasnie slonce zachodzi...

<+Silverhed> -Ekhu!

<+Silverhed> -Dzięki Soel.

<+Soel> - Nie ma za co. A teraz, jest tu jakaś winda?

<+Erenetial> Podchodzę do reszty - Teraz mamy tylko drogę naprzód. Chodźmy. Razem damy radę. Śmiertelni zawsze byli potężniejsi od bestii.

<+Leira> - Boję się...

<+Erenetial> - Nie żartuj - podchodzę do niej.

<+Silverhed> - A ja? Jestem ?miertelny? Mam 9 żyć.

<@Martius> <Windy nie ma, ukradli. :P Trzeba sie przemoc z pojsciem po schodach...>

<+Erenetial> <pewnie jakiś Smok windę świsnął...>

<+Leira> - On jeśt śtlaśny...

<@Martius> <No co Ty? :D>

<+Silverhed> <leira Co? napisz bez polfontów>

<+Erenetial> - Wiesz, że cię potrzebujemy? - obejmuje ją ramieniem - chodź. Razem damy im radę.

<+Leira> - Nie.

<+Soel> - Najwyżej zginiemy.

<+Silverhed> - Ja i tak mam 9 zyć.

<@Martius> Tak tez zaczynacie isc po schodach. A Leira, chcac nie chcac, tez musiala isc...

<+Erenetial> - Drugi raz... heh... wolałbym nie ginąć ponownie. I nie mam zamiaru nawet - patrzę na dziewczynę. Odetchnąłem - Do roboty!

<+Silverhed> Wskakuję Soelowi na ramię.

<@Martius> TO BE CONTINUED.

Po sesji zadałem graczom dwa pytania. Pierwsze: ?Jak się Wam podobała sesja??. Drugie: ?Warto zapis z niej umieścić na forum? ;]?. Otrzymałem następujące odpowiedzi.

Aiden ? ?1.Tak podobało mi się / 2. Tak, warto. / Najlepiej jakby na koniec z tego budynku nic nie zostało?.

Rankin ? nie wypowiedział się, bo zniknął przed końcem sesji.

HeadRox ? ?Mnie się bardzo podobało. / Tak jest, zamie?cić?.

boromir_blitz ? ?1. Początek jak zawsze nie jest twoją dobrą stroną / interakcje były niezłe, ale sama akcja średnia / brawka dla kocura / wiele radości wniósł [HeadRox podziękował :) ? KM] / choć i przeszkadzał czasem / ogólnie najlepszą częścią tej sesji były interakcje / czasem też chyba zapominałeś, kto ma jakie statsy w karcie, ale to uwaga ci się wyrobi z czasem / poza tym improwizacja... jak coś nie idzie pomyślnie wg twojego planu, to wymyslasz i piszesz coś, co nei do końca przemyślisz / 'wyskakuje na was kilak demonów' / 'znajdujesz niedźwiedzia' / no, ale to tylko czepianie się / [Moja odpowiedź na tamto o demonach: ?Z demonami... Musi być jakiś temat przewodni, nie? =]? ? KM] / tak, ale chodzi mki o ilość / skoro kilka, to możemy się doliczyć, nie? / a iunaczej wyglądałaby sprawa, jakby były trzy, a inaczej, jak pięć, a i to i to to kilka / ale mówię, to czepianie się ;p / ja sądzę, że możesz zamieścić, ale utnij offtop / bo sporo go było / no i co tu jeszcze ponarzekać... / nie wiem / może teraz plusy ci powiem / sesja się odbyła / nawet sprawnie poszła / no i tyle ;p / nie, sewrio - grąło się nieźle?.

Siri ? ?sztampaaaaaaaaaaa / i Mart, nie rób tak, że pokonanie wielkiego złego to koniec sesji iii / bo to juz będzie maks sztam[aaaa?.

A moja opinia co do sesji? Hieh, uważam, że pierwsza jej część była raczej średnia, ale później zaczęło się rozkręcać. Było nieźle, ale i tak wypadła poniżej moich oczekiwań. Przede wszystkim dynamika (a raczej ?imitacja dynamiki?, jak nazwałem ten numer) ? udałoby się to, gdyby nie to, że wciąż piszę tak, że nie potrafię uzyskać takiego efektu. ;] No i trochę winny jest fakt, że średnio chciało mi się myśleć nad sesją, jedynie czytałem sobie codziennie wszystkie karty postaci. I w efekcie wyszło na to, że wymyśliłem tak naprawdę tylko początek i ogólny zamysł (a i oba nie do końca), potem już tylko improwizowałem (tak, z fabułą w większości też!). Niemniej mam nad czym pracować. :P

Następna sesja odbędzie się? kiedy się odbędzie. A dokładniej wtedy, gdy wszyscy będą mogli (przynajmniej wśród tych, co będą chcieli?). A to oznacza najwcześniej po 24 lipca. :/

PS Mam nadzieję, Rankin, że nie będziesz mi miał za złe, co zrobiłem z Twoją postacią. Pamiętaj, że ja tam mam pomysł, jak Cię wprowadzić do gry. :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 29-06-2009r. to jest w poniedziałek, wtorek, środę, czwartek, piątek, sobotę lub niedzielę, odbyła się pierwsza Żal sesja drugiej edycji: Żal online Sezon II: Żenada bez granic PART ONE - Żal mi was. W sesji udział wzięli:

Anathema i Majkel(FD) - obserwatorzy.

Ja, czyli Gofer oczywiście w roli <Mastach_Goofa>

Boromir_Blitz jako <Draconius>

Black Shadow jako niezwykle oryginalny <Shadow>

Sirianna w roli kobiety z niezwykle ognistym temperamentem (ctrl+c, ctrl+v) <Shaltirranthe>

Aiden, ostatni, lecz wcale nie najgorszy elf imieniem <Teleren>

Sesja zakończyła się przerwana przez burzę, co jak się potem dowiecie, jest w sumie dość śmieszne. Zapraszam do lektury gadki przedsesyjnej, sesji i posesyjnych pojękiwań!

<Mastach_Goofa> a teraz? żźćł

<Black_Shadow> teraz wyskoczyĹ?y, wczeĹ?niej nie

<Black_Shadow> mi polskie znaki bez problemu wchodzÄ?

<Aiden> teraz ok

<Mastach_Goofa> zmiencie kodowanie na windows-1250

<Black_Shadow> ĹĽe tak siÄ? nieĹ?miaĹ?o zapytam... how? <lol>

<Mastach_Goofa> chatzilla

<Mastach_Goofa> preferances

<Mastach_Goofa> cgaracter encoding

<Mastach_Goofa> czy jakos tak

<Mastach_Goofa> i tam wpisujesz windows-1250

<Black_Shadow> ok, jest / czyli teraz będzie bez polskich znaków?

<Black_Shadow> tzn. jak u was to wygląda? u mnie krzaczków nie ma

<Mastach_Goofa> u mnie tez ok

<Aiden> u mnie tak samo

<Mastach_Goofa> hej, Face

<Majkel> tja?

<Mastach_Goofa> dobra, za 0 min ruszamy

<Mastach_Goofa> idzicie po herbate, koce i kanapki

<Majkel> ludzie Martius bloga założył xD

<Mastach_Goofa> podczas sesji ani slowa

<Mastach_Goofa> bo kick :P

<Black_Shadow> tzn. żadnych OoC albo info z poza sesji? czy tylko w np. <czymś takim> ? :)

<Majkel> gofer sie nie zna ;p

<Mastach_Goofa> można

<Mastach_Goofa> ale nie Face'owi xD

<Majkel> najlepszym elementem sesji zawsze byl offtopic ;p

<Black_Shadow> IMO, emoty na tym IRCu sucks like black hole

<boromir_blitz> gofer to twoj kanal?

<Mastach_Goofa> tak

<boromir_blitz> na potrzeby tej sesji?

<Mastach_Goofa> tak

<boromir_blitz> to na cholere dales go pod wglad publiczny?

<Mastach_Goofa> nie umiem administrować kanału :P

<Mastach_Goofa> a Face przyszedł, bo chciał popatrzeć

<boromir_blitz> n/c

<Mastach_Goofa> dobra, mozecie zmieniac nicki

<Draconius> ustaw jeszcze tryb moderowany i bedzie gitara

<Black_Shadow> cholera, chcę zmienić na Shadow (wiem, oryginalna nazwa mojej postaci)

<Black_Shadow> ale ciągle pisze, że 'Shadow''is already in use

<Draconius> to wpisz #shadow, albo Shadow

<Mastach_Goofa> to daj Shadow_

<Mastach_Goofa> a ja w logu zmienie

<Shadow> ok, jest, thx

<Mastach_Goofa> dobra, to ja przeczytam te karty ^^"

<Draconius> szybki jestes

<Shadow> final countdown

<Mastach_Goofa> Dobra

<Mastach_Goofa> przeczytane

<Shalis> strzałki się nie pusci...

<Mastach_Goofa> Żal online Sezon II: Żenada bez granic PART ONE - Żal mi was uznaje za oficjalnie rozpoczętą

<Draconius> <i tak dopiero sie zaczelo>

<Shadow> <z 4 minutowym opóźnieniem>

<Draconius> <u mnie jest rowno 0>

<Mastach_Goofa> Wszyscy śpią w małej izbie w małym leśnym miasteczku

<Shalis> <btw, Gofruś, mam użyc pełnego imienia? xD>

<Mastach_Goofa> Jeżeli ufać przewodnikom i znakom, znajdujecie się w Las Vegas

<Mastach_Goofa> <jak chcesz>

<Draconius> <gofer jeszcze jedno zapomniales - oznaczenia mysli dialogow itd>

<Shadow> <Vas Lagas! zerżnął z mojej kp ;P >

<Mastach_Goofa> <działania, "myśli", - dialogi>

<Draconius> <a ja mam swojego pelnego uzyc?>

<Mastach_Goofa> Powoli zaczynacie wracać do życia po wczorajszym bankiecie, na który zaprosił was nieznany z imienia dżentelman

<Mastach_Goofa> <jak chcesz, co za różnica?>

<Shadow> <żadna / btw. nie wycinaj offtopu ;D >

<Draconius> <chyba sie nie miesci :/ dobra, koniec dajmy prowadzic gofrowi>

<Mastach_Goofa> Gardła piekły, głowy bolały a organizm domagał się wody

<Mastach_Goofa> Wszystkich was zbudził dźwięk piejącego koguta i otwieranych drzwi

<Mastach_Goofa> Ujrzeliście w nich gospodarza wczorajszej imprezy, starego siwego mężczyzne w czarnym, klasycznym smokingu

<Mastach_Goofa> - Witajcie, kochani! - Zawołał radoście. Głośno tak, że mieliście ochotę go zabić.

<Mastach_Goofa> <już możecie grać :P>

<Shadow> <dla pewności, bo się pogubiłem - fantastyka czy modern? wiesz, smoking to mnie gubi>

<Mastach_Goofa> <fantastyka, ale smokingi strasznie lubie>

<Draconius> Wstaje, w koncu kac to dla mnie nic. - Ciszej... - szepcze

<Mastach_Goofa> <a Las Vegas fajnie brzmi i to hołd dla Twojej karty>

<Mastach_Goofa> - Ha! Męczy was jeszcze gorzałka babuni, prawda?

<Shadow> Chwyta się za głowę od tego ryknięcia karczmarza. "Ała, zatłukę tą mendę"

<Aiden> <widać że mam zmieniony nick? mam ten komunikator od niedawna i trochę nie ogarniam w opcjach>

<Aiden> <czyli nie>

<Mastach_Goofa> <nie widać, musisz wpisac /nick i tutaj nazwę nicku>

<Draconius> <wpisz /nick twojnick>

<Shadow> Prawą ręką szuka ostrza i powoli zwraca swoje oczy w kierunku karczmarza.

<Mastach_Goofa> <shadow, pisz w pierwszej osobie>

<Draconius> <poza tym to niekoniecznie karczmarz jest>

<Shaltirranthe> Miałam ochotę gościa spopielić, ale głowa paskudnie bolała... A podobno nie mam prawa mieć kaca... Komuś sie za to beknie.

<Shadow> - Mam dla ciebie dwa słowa, ZAMKNIJ SIĘ. - mówi na granicy szeptu

<Shadow> <tzw. krzyknięcie szepcąc, znacie to? czy nie?>

<Mastach_Goofa> - Ładnie to tak odzywać się do swojego pracodawcy, ty obdartusie!? - Wykrzyczał - A może jusz nie pamiętaci dlaczego tu jesteście?!

<Draconius> Otwieram okno wpuszczajac do izby swierze powietrze i wychylam sie przez okno. Powietrze dobrze robi na takie dolegliwosci...

<Draconius> - E?

<Shadow> - Pracodawcy? - odpowiada pytaniem z wyrazem WHAT THE FUCK? na twarzy.

<Teleren> Słucham i zastanawiam się: jakiego pracodawcy?

<Shaltirranthe> - Ała... Ciszej, błagam...

<Draconius> - W ogole kim jestescie mosci pany i panno?

<Mastach_Goofa> - Tak to jest, jak się chleje na bankiecie, zamiast słuchać gospodarza - powiedział nieco poirytowany - Przecież sami zgłosiliście się do misji!

<Shadow> - Byliśmy na bankiecie a nie rozmowie kwalifikacyjnej. Przynajmniej to pamietam...

<Shadow> "Misji? Dobrze usłyszałem? Woohoo! Będzie co pociąć!"

<Draconius> - Ze jak prawicie? Jakiejze misji? Jam na pielgrzymce jest... chyba...

<Mastach_Goofa> - W ogłoszeniu jasno stało 'DARMOWA POPIJAWA dla ludzi, którzy znają się na magii i fechtunku'.

<Draconius> - Ja sie na fechtunku nie znam... a moze znam? Nie pamietam...

<Mastach_Goofa> - Co za idiota rozdawałby tak wyśmienity trunek byle obdartusom i to za darmo?

<Shaltirranthe> - A, czyli ja sie kwalifikuję... Kto we mnie tyle wmusił?

<Draconius> Patrze na niego wymownie... - Ty?

<Teleren> - Tylko nie obdartusom

<Shaltirranthe> - Bacz, kogo nazywasz obdartusem... - tylko jeden ruch i bym go... Ależ mi działam na nerwy

<Mastach_Goofa> - O nie koleżko, teraz wszyscy jesteście na moje usługi! Ja mam to na piścmie!

<Teleren> - Mogę je zobaczyć?

<Shadow> Wyraz zdziwienia znika powoli z mojej twarzy. "No, to teraz będzie co robić!"

<Draconius> - Jam nic nie podpisywal, cobys cos mial na pismie. Ale praw, o co chodzi, moze pomoge z dobrej woli.

<Mastach_Goofa> Pokazał wam jakieś cztery dokumenty podpisane iksem, kółkiem, trójkątem i jakimś dziwnym szlaczkiem/

<Mastach_Goofa> Podpisaliście to wczoraj po bankiecie!

<Draconius> - Podrobil moj podpis!!!

<Shadow> Wybucha śmiechem. - No tak, albo wszyscy nie umieją pisać, albo tak byliśmy zchlani...

<Teleren> - Mam wrażenie, że to drugie

<Mastach_Goofa> - Ja mam to na piścmie, nie możecie teraz się wycofać!

<Shaltirranthe> Popatrzyła na szlaczek... - Ej...

<Draconius> - Powiedzialem, praw pan, to moze cos uczynie.

<Shadow> Jednakże ogólne znużenie i stoicyzm powoli do mnie wraca.

<Mastach_Goofa> - Sprawa jest dość prosta. W górach nieopodal zalęgł się smok. Wielki jak dwie stodoły.

<Draconius> <krzak trest - widać krzaki? żźćś>

<Teleren> <nie>

<Mastach_Goofa> <u mnie ok żćłóąśćź>

<Shadow> - Tja, pozwij mnie do sądu... Dobra, koniec żartów. Mam ochotę kogoś zarąbać...

<Shaltirranthe> - Smok? Skąd wiesz, że smok? Jaki smok?

<Draconius> - Smok? A to kiedy wyruszamy?

<Shadow> - O, albo coś... Smok? SMOK?

<Mastach_Goofa> Facet zlekcewarzył wasze słowa i mówił dalej - I smok ten regularnie zjada moje bydło

<Mastach_Goofa> - Tak panocki, smok. Macie zabić gada, a ja wam za to zapłacę.

<Shaltirranthe> - A to nie ja... - powiedziałam bezgłośnie do siebie.

<Teleren> - Myślałem, że smoki jedzą dziewice

<Shadow> "I ta menda jeszcze nas obdartusami nazwała... szczyt bezczelności... wysyła nas na smoka"

<Draconius> - No to się nie godzi mości gospodarzu. Ha, nie bójcie się, bo w waszej izbie rycerz bractwa Smoczych Bójców przebywa.

<Shaltirranthe> - Że czego?!

<Mastach_Goofa> - Wspaniale! Zatem nie będzie problemu z zabiciem besti, brawda?

<Shadow> - Ile? Dużo, bo jak nie to umowę jaką podpisałem możesz użyć do podtarcia się..

<Draconius> - Ano, mości panno, jam jest z osławionego i znznego we wszych stronach Zakonu Smoczych Bójców!

<Mastach_Goofa> - Niestety nie znam - rzekł z głupim wtrazem twarzy.

<Shaltirranthe> - Tego, który istniał tylko tydzień, bo byli na tyle urżnieci, że weszli prosto smokowi w paszczę?

<Shadow> A ja jestem mordownikiem! Znaczy, wojownikiem. Jeśli coś krwawi to można to zabić. - mówi znudzonym głosem.

<Draconius> - Aleśmy bestię przepędzili, ot co!

<Mastach_Goofa> - Szybko zatem, szybko! Porozmawiać możemy w drodze.

<Shadow> - Czego nie znasz? Wartości naszej nagrody... nie kręć nie kręć bo źle na tym wyjdziesz.

<Draconius> - I zdechła nawet chyba od niestrawności!

<Draconius> - Ano, datek zawsze się przyda... no więc ile na Zakon zapłacicie, mości panie?

<Shaltirranthe> - Ja wiem? Ploty szly, że ogień mocniejszy...

<Mastach_Goofa> - Wasza nagroda adekwatna będzie dowykonanej pracy. Zresztą każdy głupi wie, że bestia pilnuje skarbu.

<Shaltirranthe> - Co za bujda...

<Teleren> - Może doprecyzuj "adekwatna"?

<Mastach_Goofa> - Żadna bujda! Sam żem widział!

<Draconius> - Panna nie kłamie! Jam sam widział, jakeśmy podeszli pod smoczą grotę, że tam istne góry ze złota!

<Mastach_Goofa> - Połowa skarbca besti dla mnie i połowa dla was do podziału

<Shaltirranthe> - Za smoka?

<Draconius> Patrze na niego - Dziewięćdziesiąt procent dla nas do podziału, reszta dla ciebie, albo idę sobie.

<Shadow> - Phi, połowa? Jak nie damy rady to figę dostaniesz

<Teleren> -Zgadzam się, zasługujemy na więcej

<Mastach_Goofa> - Dobrze więc, dobrze. 40 procent dla mnie!

<Shadow> - Żeś taki napalony na skarb to czemu sam nie próbujesz? Jeszcze jakbyś zapewnił dodatkowe wyposażenie...

<Mastach_Goofa> <Cześć, Kasiu :)>

<Draconius> - Uczciwie zaproponowałem, pany i panno, prawda? Niech będzie 85 dla nas i idziemy.

<Shadow> - Nie wiem, może eliksiry od tych brodaczy albo co.

<Anathema> <hej^^>

<Shaltirranthe> - O rany... Jak się oni rozgadają... - westchnęłam do siebie.

<Shadow> <o, witamy witamy:)>

<Draconius> <pls bez offtopu i bez taryf ulgowych ok?>

<Mastach_Goofa> - 80% dla was i ani promila więcej!

<Teleren> -Dla mnie może być

<Shadow> - Może być. No to, wesoła kompanio, ruszamy.

<Shaltirranthe> - A skoro mowa o promilach...

<Draconius> - To idę sobie i nie będzie rycerza z Zakonu do walki ze smokiem - idę do drzwi.

<Mastach_Goofa> - Nie możesz, rycerzu! - Krzyknął facet. - Ja mam to na piścmie!

<Draconius> - A mości gospodarzu, se pan WSADŹ to pismo, jeśli się pan kłócisz o 5 procent!

<Shaltirranthe> - A jakiego koloru ten smok?

<Shadow> - Może też złoty... - odmruknąłem do panny.

<Shaltirranthe> - Poważnie się pytam...

<Mastach_Goofa> - 80 procent smoczego skarbu na czworo, o ile przeżyjecie, to i tak na tyle dużo, żebyście do końca życia w stołki pierdzieli!

<Draconius> - I ty chcesz tyle ile my? Zapomnij! Ty tylko informacja rzuciłeś i trunkiem polałeś.

<Mastach_Goofa> - A smok jest czerwony panienko, czerwony jak tyłek siabła.

<Shadow> - Ki diabeł. - odpowiadam. - Nie jestem specem...

<Shaltirranthe> Czerwony? O niedobrze... - Hej, zara... Skad wiesz, jakiego koloru diabły maja tyłki>

<Draconius> - Czerwony? Toż to są dopiero złe bydlęcia!!!

<Mastach_Goofa> - A straty moralne? Nieźle żeś rycerzyku me córki sponiewierał!

<Shadow> - Pewnie ma ognisty charakter...

<Draconius> - Oszczerstwo!

<Mastach_Goofa> - Sama prawda! Wszystkie trzy żeś obrócił!

<Shadow> - Córki? Phi, nawet nie pamiętam czy były tego warte - mruknąłem kolejny raz.

<Shaltirranthe> - Naraz?

<Draconius> - Jeźli obrażać masz mnie panie, to zaprawdę idę! - wychodzę.\

<Mastach_Goofa> Mężczyzna wybiega za Draconiusem i łapie go za rękę.

<Mastach_Goofa> - Dobrze cny rycerzu, niech będzie 85, ale proszę, dopomóż!

<Draconius> Odtrącam to łapsko - Na kolanach przeproszenia szukaj i powiedz syćkim, żem prawy rycerz i nie sponiewierał żadnych neiwiast!

<Shaltirranthe> - Dobra, nie chcę odpowiedzi... To ja sie chyba przejdę... Ale mnie łeb nawala... - wyszłam. Nie kłóciłam sie o cenę, ale jeśli ten smok jest czerwony... O do licha...

<Draconius> Zatrzymuję pannę, zeby też słyszała.

<Mastach_Goofa> - Ogłaszam wszem i w obec, że świadomie rycerz ten córek mych palcem nie tknął!

<Shadow> - No, to wszyscy są zadowoleni? Ruszajmy wreszcie, bo smok sam się nie ubije...

<Shaltirranthe> - Za mało ludzi do oświadczenia... - wyszarpnełam sie spod uścisku rycerza i wyszłam na zewnatrz. O mój łeb...

<Draconius> - No. W takim wypadku za godzinę przy bramie wioski, towarzysze i towarzyszko! - puszczam ją.

<Mastach_Goofa> - Wspaniale, wspanaile! - Wykrzyczał za wami rycerz

<Draconius> - HEj... poza tym ty nie masz córek, gospodarzu! - wykrywam zło.

<Mastach_Goofa> <napiszcie jakies przygotowania, czy cos. macie chwilę free, bo mnie coś rodzice wołają>

<Shadow> - Godzinę? Niech ci będzie... - szuka wyjścia na świeże powietrze. Potem idzie szukać wieśniaka, który sprzedaje wodę...

<Teleren> Wychodzę na zewnątrz i podchodzę do beczki z deszczówką, a następnie zanużam w niej swój łeb

<Teleren> Po chwili wynurzam się i parskając wyjmuje coś do jedzenia

<Shaltirranthe> A ja poszłam polatać... Dosłownie. Chociaż najpierw musiałam wyjść z wioski. No chyba nikt by nie chciał...

<Draconius> Idę do gospody i gaszę pragnienie wodą, po czym poczyniam odpowiednie przygotowania, to jest organizuję zapasy na co najmniej dwudniową podróż. Prowiant i woda. Po tym siodłam konia i prowadzę go do bramy i tam czekam.

<Teleren> Po skończonym posiłku uzupełniam swoje zapasy i idę do bramy.

<Draconius> <może chociaż odrobinę opiszemy swój wygląd? bo nic nie wiemy>

<Shadow> Wieśniaka nie znalazł. Za to była beczka z wodą... "Nikt nie widzi?" Podnosi beczkę i łapczywie bierze kilka haustów wody. "Od razu lepiej". Zbieram jakieś zapasy, o ile jakieś zostały i idę do bramy

<Shadow> < jasna sprawa - Z kronikarskiego obowiązku, 85cm wzrostu, 80kg wagi. Brak lewej brwi, włosów pod pachami i na klacie (dowiecie się dlaczego). Apatyczny i bez emocjonalny wyraz twarzy. Złośliwi twierdzą, że jest spokrewniony z lokajem rodziny Adamsów. Chodzi, a jakże, w czarnej jak d*pa szatana pelerynie z kapturem.>

<Draconius> <proponuję, żeby każdy napisał zdanie o wyglądzie postaci w klamrach>

<Draconius> <Wysoki mąż o czarnych, średnio długich, jednak pozbawionych bujnej grzywki włosach i ciemnych oczach. Gołowąs. Przystojna twarz o męskich rysach i dobrze zbudowane, potężne ciało. Głos inspirujący, dominujący, potrafiący zarówno przekonać bandytę, że atak zakończyłby się dla nich nieprzyjemnie, jak i poprowadzić swych przyjaciół w bój.

<Draconius> Codzienne ubranie, to jasnego koloru spodnie z lnu, oraz lniana koszula, skórzane, wysokie buty oraz pas.

<Draconius> >

<Draconius> <teraz ma mithrylową zbroję, miecz, tarczę i włócznię>

<Shadow> Będąc przy bramie uwala się gdzieś na trawie i trwoni resztę czasu na dalsze wylegiwanie się.

<Mastach_Goofa> <jestem

<Shaltirranthe> <powiem tyle: ładna, ruda(krótkie), z gadzimi żółtymi oczami, w czerwonej szacie, starczy wam ;p>

<Mastach_Goofa> <Shadow, pisz w PIERWSZEJ OSOBIE>

<Teleren> <Wysoki i szczupły elf o zielonych oczach i rudych włosach sięgających za barki. Ubrany w zielono-złote szaty, w rękach trzyma kostur> >

<Shadow> <my bad, cholera, jeszcze się nie przestawiłem>

<Mastach_Goofa> Minęła godzina od opuszczenia posiadłości możnego mocodawcy. Wszyscy czekaliście na tego, który właśnie do was szedł. Ten sam facet co rano, ubrany dokładnie w te same ciuchy.

<Mastach_Goofa> - Witam ponownie.

<Shaltirranthe> No cóż, wprawdzie latanie ją trochę wyleczyło z kaca, ale... - A ty z nami?

<Mastach_Goofa> - Proponuję, abyśmy poznali się wszyscy - zaproponował. - Jeżeli będę znał wasze nazwiska, będę wiedział co wyryć na nagrobnej płycię, jeżeli nie dacie rady.

<Draconius> - Pan prowadź lepiej, bo czasu tracić nie warto. A myśmy się chyba nie przedstawiali sobie.

<Mastach_Goofa> - NIe, co to, to nie. Przyszedłem życzyć wam powodzenia i wręczyć mapę.

<Draconius> - Właśnie. Jam jest Sir Draconius Ar Magni Ar Jason Vica herbu Laurowego Ostrza z zakonu Smoczych Bójców

<Shaltirranthe> - Tego, co trwał tylko tydzień...

<Shadow> - Shadow. Tyle i nic więcej. - przedstawiłem się podnosząc się z trawy.

<Mastach_Goofa> A reszta z was?

<Teleren> - Ja jestem Teleren, mag.

<Draconius> - Aleśmy jednego smoka przepędzili, mości panienko! A panna kimże jest?

<Shaltirranthe> - Mam za długie imię, żeby je wymówić...

<Teleren> - Może chociaż jakiś skrót?

<Draconius> - Dobre! To samo mki mówią!

<Draconius> - Jakoś się zwracać musimy do panny.

<Shadow> - Aha, wojownik lub mordownik. Dla mnie bez różnicy. Ty, Sir Draconius jakiś tam, bierz proszę cię mapę i prowadź.

<Shaltirranthe> - Ech, niech wam będzie... Shalis.

<Shadow> - Chyba masz już jakieś doświadczenie w walce z smokami więc dowodzisz. Jakieś obiekcje?

<Mastach_Goofa> - Wspaniale. A jam jest Philips, dla was pan Philips.

<Mastach_Goofa> - Widzicie tamte góry? - Zapytał wskazując jakieś pagurki palcem.

<Draconius> - A więc panno Shalis i panowie Shadow i Teleren, ruszajmy! A ty Philips się nei pchaj pod kły smoka i idź z tyłu.

<Mastach_Goofa> <ó*>

<Mastach_Goofa> - To nie tamte, wy macie iść do tych obok. A ja nigdzie nie idę, zostaje w domu!

<Draconius> - A to zostan! - znow wykrywam, czy czasem gosc nie jest zly...

<Draconius> Przeszywam go spojrzeniem...

<Shadow> Leniwie spogląda w tamtym kierunku. - Hm, trochę skomplikowane... - mruknąłem do siebie.

<Teleren> - Mamy przynieść jakieś trofeum? Łeb, kły czy coś?

<Shaltirranthe> - To ja może pójdę z tyłu, jak on idzie z przodu... - Ten rycerzyk przyprawia mnie o ciarki... Jak się dowie...

<Mastach_Goofa> - Toż to głupie pytanie - powiedział facet, w którym Draconius nie wykrył nic strasznego. - Przywleczcie truchłio gada

<Shaltirranthe> - Odpada.

<Draconius> - Dobry żart. Macie konie, mości pany i panno?

<Teleren> - Całe, wielkie jak dwie stadoły truchło?

<Shadow> - E tam, przynosić trofeum - gadam od niechcenia. - Zabijemy czerwonego sukinsyna i podpieprzymy cały skarb... w każdym razie tyle ile damy unieść...

<Shadow> - Oho, widzę że ktoś wypił więcej od nas.

<Shaltirranthe> - Ba, dwie stodoły... Czerwone jak są wielkie to ze cztery...

<Mastach_Goofa> - Wiecie - Zalreży jak panienko jesteś majętna.

<Mastach_Goofa> <*-wicie o.o>

<Mastach_Goofa> - Dobrze, starczy sam smoczy łeb.

<Draconius> - Zostawmy już tego szaleńca i chodźmy. Pytałem, czy macie konie, czy pieszo będziemy tam podążać.

<Shadow> Zwracam się do Sir Draconicusa jak mu tam. - Nie mam konia. Nogi do tej pory mi wystarczały...

<Mastach_Goofa> - Ale ruszajcie już, bo jeszcze gadzina zrobi się głodna i znów po moje krowy przyleci.

<Teleren> - Ja nie mam.

<Shaltirranthe> - Ja i koń... Dobre sobie.

<Draconius> - Dobrze, takoże niewiasta może wsiąść na mego, a my pójdziemy przodem.

<Shaltirranthe> - Nie pwoeim, jak to zabrzmiało...

<Mastach_Goofa> <hahaha>

<Draconius> - ... - wymowne milczenie - Znaczy się dosiąść mojego konia... eee, znaczy się... - czerwienie się.

<Mastach_Goofa> - Dobrze więc, opuszczam was i wacam do mych trzech schanbionych córek.

<Draconius> - Które nie istnieją... - odgrażam się. Kłamca.

<Mastach_Goofa> Rzucił mapę i odszedł.

<Shaltirranthe> - Ja sobie pójdę z tyłu moze...

<Shadow> "Jaki dżentelmen". - Mi to pasuje. - wysuwam się na przód czekając aż dobije Draconicus. - Co tak się czerwienisz? - nie załapałem o co im biega.

<Shadow> - Ej, tylko nie zapomnijcie wziąć mapy...

<Shaltirranthe> - Nooo, weźcie mapę...

<Draconius> Zostawiam Gancardiego dla panny i idę przodem nakazując ogierowi być grzecznym. Biorę mapę i idę naprzód.

<Teleren> Podążam za Draconiusem.

<Draconius> - Eeee... nieważne. A z tymi córami to bujda, bym stracił wszelkie moce rycerskie, kioedybym się dopuścił takiego czynu!

<Shadow> - Zaczynamy polowanie wesoła gromado - powiedział do wszystkich. Ruszam za Sir Draconicusem jak mu tam.

<Teleren> - A jakież to moce na przykład?

<Shadow> <powiedziałem>, DAMN IT>

<Shaltirranthe> A ja się trzymam tyłów. Chociaż i tak nie mam na co patrzeć.

<Draconius> - Ano odpędzanie złych istot choćby!

<Mastach_Goofa> W tym momencie z pomiędzy drzew, albowiem wyjście z wioski znajdowało się tóż obok lasu, wyskoczył ochydny goblin.

<Teleren> <wiedziałem>

<Draconius> - A to co za pomiot piekielny?

<Mastach_Goofa> - Wy być moja ofiary! - Krzyczał. - Jam jest zły goblin!

<Teleren> - Możemy się teraz przekonać o prawdziwości twoich słów.

<Shaltirranthe> - Na usługach smoka?

<Mastach_Goofa> - Moja nie znać smoka, moja chcieć waszych pieniędzy!

<Draconius> Patrzę na goblina z politowaniem. Wyczuwam jakieś szło od niego?

<Shadow> Powolny uśmiech gości na mojej twarzy. - O, nawet umie mówić... Szkoda, że nadal jesteś taki głupi aby na nas wyskakiwać...

<Shaltirranthe> - A to masz problem, bo ja nie mam.

<Mastach_Goofa> Nie wyczuwasz od niego zła, wyczuwasz w nim nawet krztynę dobra.

<Draconius> - A po co ci pieniądze, goblinie?

<Mastach_Goofa> - Toja musi mieć! Twoja wyglądać bogato!

<Shaltirranthe> - Że niby ja?

<Mastach_Goofa> - Moja chcieć nakarmić dzieci, moja chcieć kupić jedzenie!

<Shadow> Wyciąga swoje ostrze zza pazuchy i gotuje się do walki. - Wiecie, dla pewności... - przyjmuję postawę bojową.

<Mastach_Goofa> Goblin cofa się o krok.

<Shadow> - Zły adres. Pieniędzy brak.

<Shaltirranthe> - Dajcie mu drobniaka...

<Draconius> Daję mu jedną rację. Dla goblina to sporo...

<Teleren> -Ja mogę mu trochę oddać

<Mastach_Goofa> - Dla moja?! - Ucieszył się, aż oczy mu się zaświeciły.

<Draconius> - I naucz dziecie, coby nie napadali an podróżnych i nie jedli!

<Teleren> - dla twoja, dla twoja- mówię podchodząc do goblina i dając mu rację

<Mastach_Goofa> - Moja dziękować poczciwy rycerz!

<Shadow> "Cholera, okazja aby potrenować przepadła; trudno". Cofam się parę kroków do tyłu i chowam miecz.

<Draconius> - TO będzie plus dwa punkty w stronę charakteru 'dobry'...

<Mastach_Goofa> - Moja mieć w poważaniu rację elfa, elf być zła istota! - Wykrzyczał, zdzielił cię Telerenie pałką i uciekł w las.

<Teleren> -SKUR*****- wrzeszczę

<Shaltirranthe> - Błagam...

<Draconius> - Cóż, nie on jeden niechętny elfom. Nie, żeby ja. A teraz ruszajmy.

<Mastach_Goofa> Z oddali słyszycie jedynie głośny, goblini śmiech.

<Teleren> - Jeśli jescze raz go spotkam...

<Draconius> - To ulżysz urażonej dumie, a teraz chodźmy!

<Mastach_Goofa> Jak powiedzieliście, tak tez uczyniliście.

<Shadow> - I co? Nadal taki dobry... można go było połaskotać. - mówię patrząc na swój miecz. - Racja, idziemy. - ruszam dalej za Draconiusem.

<Teleren> - Ruszam z drużyną.

<Mastach_Goofa> Niebo było bezchmurne a żar lał się z nieba, było w końcu południe, a droga szeroka i nie osłaniały jej drzewa. Parliście jednak powoli naprzód w kierunku wskazanych wam gór.

<Mastach_Goofa> Melodię poruszanych wiatrem liście zaburzyło chrupnięcie łamanej w lesię gałęzi.

<Teleren> Uważniej nasłuchuję i zaczynam się rozglądać

<Mastach_Goofa> Po chwili usłyszelście kolejne chrupnięcie. Jeszcze jedno.

<Shaltirranthe> Czyli mamy kłopoty... Duże.

<Draconius> - Jeśli to zabójca, to bardzo profesjonalny...

<Mastach_Goofa> - To one! One mieć dużo, dużo jedzenia!

<Mastach_Goofa> usłyszeliście znajomy głols goblina.

<Teleren> - No nie...

<Shadow> Kładę prawą rękę na rękojeści miecza. Napinam mięśnie. "O, to ten goblin..."

<Draconius> Staję na przedzie - STAĆ!

<Mastach_Goofa> I nagle otoczyłą was już sporo grupka tychobleśnych stworzeń.

<Shaltirranthe> - Macie.

<Draconius> - Stać, powiedziałem, gobliny. Co z poważaniem dla rycerza?

<Mastach_Goofa> - Nasze chcieć wszystko! - Wykrzyczał ten sam co poprzednio goblin.

<Mastach_Goofa> - Moja w dupie mieć wasze tytuły, nasze chcą waszego jedzenia!

<Shadow> - Teraz dostaniesz za swoje. - rzekłem głośno. Chwyciłem mocno ostrze i czekałem aż któryś z nich ruszy na mnie.

<Shaltirranthe> - O rany... To macie problem.

<Draconius> - Po moim trupie, goblinie - dobywam miecza, który zaczyna świecić - Precz stąd paskudne, czarcie pomioty!!! - ryczę.

<Teleren> Przyjąłem pozycję obronną i szykuję się do użycia magii,

<Shaltirranthe> - O świeci się...

<Draconius> - Potem popatrzysz, panienko.

<Shaltirranthe> - Na co?

<Shadow> - Na pohybel skur***** - mruknąłem. - Draconius, atakujemy czy czekamy?

<Mastach_Goofa> - Atak! - Krzyknął goblin i w tej chwili dwanaście potworków rzuciło się na was z pałami.

<Shaltirranthe> Bez zastanowienia ciskam w nich fireballem.

<Teleren> Używam podmuchu aby przewrócić kilku z nich

<Draconius> - Na mój miecz... PRECZ CHĘDOŻONE ŁAJZY!!! - ruszam do walki z goblinami. Mam zbroję, ale i tak uważam, żeby mnie nie dziabnęły...

<Shadow> - O... - wykonuje kilka cięć na nadbiegające gobliny i odskakuje przed pałkami goblinów.

<Shadow> Potem kontraatakuje wykonując jeszcze kilka cięć próbując dobijać wcześniej przez siebie zaatakowanych.

<Teleren> Strzelam lodową strzałą w jednego z tych powalonych

<Mastach_Goofa> Małe potwory nie okazały się zbyt wymagającymi przeciwnikami. Większość z nich uciekła widząc ognistą kulę.

<Draconius> <ej, nie grajcie za MG x_X>

<Mastach_Goofa> Reszta uciekła widząc wymachujących mieczami rycerzy.

<Shadow> <ej, a ja napisałem jaki efekt przyniósł mój atak? nie>

<Mastach_Goofa> Został tylko jeden, wasz mały, ulubiony kolega.

<Draconius> Podchodzę do niego - Wiesz, za co karze się zdrajców?

<Shaltirranthe> - Popsułam sobie paznokcie... - powiedziałam smętnie, patrząc na swoja dłoń.

<Mastach_Goofa> Zrobił przerażoną minkę. - Moja ma żonę rycerzu, żonę i dzieci!

<Shadow> - Ciekawe czy wrócą... - podchodzę do goblina. - Wciskaj kit komuś innemu. - zawiesza ostrze nad jego głową.

<Teleren> Patrzę ze złością na goblina, ale rozmowę zostawiam rycerzowi.

<Draconius> - Spoglądając na porażkę, jaką uczyniłeś ze swym życiem zastanowią się przed obraniem drogi zła. Prawości musi być zadość!

<Mastach_Goofa> - Niee! - Krzycał i zaczął płakać.

<Shadow> - Draconius, czynisz honory?

<Draconius> - Zdecydowanie, towarzyszu. Niech nie cierpi. Nie, ty to zrób.

<Mastach_Goofa> - Moja prosi, rycerze nie robić krzywd!

<Teleren> Przez moment robi mi się go żal.

<Shaltirranthe> - Powiedział rycerze... Ej, elfus, to cię nei dotyczy.

<Teleren> -A czy ja coś mówiłem?

<Shadow> - Goblinie, zrobiłeś o jeden błąd za dużo... - powiedziałem po czym spuściłem ostrze na jego głowę.

<Mastach_Goofa> Głowa goblina przetoczyła się po drodze.

<Shaltirranthe> -

<Draconius> - Służba sprawedliwości wymaga czasem bezwzględnych poczynków - mówię i składam krótką modlitwę za duszę goblina.

<Shaltirranthe> *- Malowniczy obrazek.

<Teleren> - Tja, cel uświęca środki.

<Draconius> - Nieprawość musi zostać pokarana. Spoczywaj w pokoju, twe winy są ci wybaczone. A my ruszajmy dalej, przyjaciele.

<Mastach_Goofa> Nie tracąc czasu ruszyliście dalej. Wedle niezbyt starannej mapy, której autorką była zapewne jedna z nieistniejących córek Philipsa, wynikało, że za chwilę dodtrzecie do mostu.

<Teleren> <pewnie będzie jakiś trol>

<Draconius> - Czemu zawsze musi być most?

<Mastach_Goofa> I tak też faktycznie się stało, z oddali zauważyliście dość sporych rozmiarów most a przed nim grupę humanoidalnych postaci.

<Draconius> - Chociaż raz mógłby być tunel, prom, albo coś... ale nie, zawsze most.

<Mastach_Goofa> <trol był w pierwszej edycji pod mostem, nie chcę się powtarzać>

<Teleren> <nie wiedziałem>

<Draconius> Idę przodem.

<Shadow> Z uwagą przyglądam się grupie postaci do której z każdym zbliżaliśmy się.

<Shadow> Ruszam zaraz obok Draconiusa jako wsparcie.

<Shaltirranthe> Ja z tyłu...

<Teleren> Zostaję za ich plecami aby wrazie czego pomóc zaklęciami

<Mastach_Goofa> Gdy zbliżyliście się do niego zobaczyliście, że przed mostem stoją rycerze króla Gwidona, pana tego królestwa. Za mostem zaś zauważyliście wejście do tunelu, które również było oznaczone na mapie.

<Teleren> - proszę, masz tunel

<Shadow> - O, jest i tunel. - mruknąłem...

<Shaltirranthe> - O, zakute łby...

<Mastach_Goofa> Zbliżyliście się do rycerzy w srebrnych zbrojach, na których były wściekle błękitne szaty z symbolem różowego słonia.

<Draconius> - Strażnicy zawsze są problematyczni... ale ja z nimi porozmawiam, towarzysze i towarzyszko. Chodźmy dziarsko.

<Shaltirranthe> - MY EYES!! - zaraz zaśłoniłam sobie oczy.

<Draconius> Zasłaniam oczy - Czemu srebrny na wieniec laurowy... nie można kremowy, albo biały?

<Shadow> - Jasna sprawa. - chociaż do polecenia Draconiusa się nie stosuję. Nie umiem dziarsko chodzić. "No cholera, czemu akurat różowy?"

<Teleren> - Ciekawa heraldyka.

<Draconius> - To pewnie ten... no... hłyt... maktedingowy.

<Mastach_Goofa> - W imię króla Gwidona nakazuję wam zawrócić - rzekł jeden z nich, ten, z którego chełmu wystawały dwa spore kły, kły słonia.

<Shadow> Staję w miejscu. Nie mam zamiaru się ruszyć. Czekam na rozwój wypadków.

<Draconius> - W imieniu Bractwa Smoczych Bójców przybywamy, by rozprawić się ze smokiem mieszkającym w górach - wskazuję palcem - nie tych, tylko tych obok.

<Shaltirranthe> - O... Cześć, panowie! Pamietacie mnie, czy pomyliłam hufce?

<Mastach_Goofa> - To niemożliwe - odpowiedział. - Jam jest Sir Lamus, kapitan królewskiej gwardii. mamy rozkaz nikogo nie przepuszczać. A panienki niestety nie znam, ale z chęcią to uczynię.

<Shaltirranthe> - Czyli to nie ten oddział... I dobrze.

<Draconius> - Się nie obijajcie na służbie, żołnierzu! - przywracam go do porządku.

<Mastach_Goofa> - Kimże jesteś rycerzu, żeby zwracać się do mnie tak bezczelnie?

<Draconius> - Podrywów się zachciało? Ja przybywam w imieniu Uświęconego Zakonu Smoczych Bójców i mamy prawo przekroczyć ten most.

<Shadow> "Sir i Sir. A jestem ser pleśniowy, diabli ich nadali". Dalej przyglądam się sytuacji.

<Shaltirranthe> - Chyba nie dopiekę rycerzykowi...

<Draconius> - Co tam prawicie, niewiasto?

<Mastach_Goofa> - Tego zakonu, co to trwał tylko tydzień? - Zapytał ze śmiechem.

<Shaltirranthe> - Ha! Wieści sie szybko rozprzestrzeniają!

<Shadow> Przewracam oczami. "Co mnie to obchodzi?"

<Draconius> - Przepuścisz nas, albo przejdę siłą.

<Shaltirranthe> - I to ma byc pacyfista...

<Mastach_Goofa> - Most ten zamknięty jest z rozkazu króla Gwidona, który właśnie poluje na smoka. Nie możecie przekroczyć rzeki bez odpowiedniego upoważnienia.

<Shadow> - A jestem certyfikowanym wojownikiem gwardii i nie bawię się w dyplomację.

<Shaltirranthe> - Ja mu zaraz pokażę upowaznienie...

<Teleren> <trochę z wiedźmina wziąłeś>

<Shadow> - Poluje na smoka? Czerwonego? Sam? Coś mi się wydaje, że niedługo zabraknie wam króla... chyba, że ma obstawę...

<Draconius> - Poważnie teraz. Idziemy - Skinąłem na towarzyszy.

<Teleren> - Król raczej nigdzie nie codzi sam więc obstawę prawie na pewno ma.

<Shaltirranthe> Jak oni się tak kłócą, to ja sie zastanawiam, który smok sie tu rozstawił...

<Shadow> Odwzajemniam skinienie i kładę rękę na rękojeści. Robię kilka kroków do przodu czekając na reakcję strażników mostu.

<Draconius> Ruszam przodem. Przez most.

<Mastach_Goofa> - Chwila, panowie! Przecież aj mam rozkazy, ja nie mogę was puścić - powiedział nieco zmartwiony.

<Shaltirranthe> - Puść, puść...

<Teleren> - My mamy swoje zlecenie

<Draconius> - Żołnierzu, powiecie, że ja wam rozkazałem, a miałem upoważnienie Zakonne.

<Shadow> - Pieprzyć rozkazy. Kto ma się dowiedzieć? Szpiedzy tutaj grasują? - odparłem. - Właśnie... też mamy coś do zrobienia.

<Shaltirranthe> - Albo powiecie, żeście sie przestraszyli... - gdzieś widziałam ten motyw...

<Teleren> <nie sprawię, ze sosna wybuchnie>

<Mastach_Goofa> - Kiedy ja... Rozkazy... - jąkał się.

<Teleren> <nie ta szkoła magii>

<Shaltirranthe> <hehe :D>

<Shaltirranthe> - Ech... mam was dosyć, wiecie?

<Shadow> - Litości. Nie bądź takim służbistą... - zdecydowanie mam ochotę już stąd iść.

<Mastach_Goofa> - Dobrze, panowie. Ja jestem poczciwym człowiekiem i puszczę was. Sam kiedyś pracowałem dorywczo i ledwo mogłem utrzymać rodzinę. Możecie iść i niech różowy słoń wam błogosławi!

<Draconius> - Idziemy. Dobrego dnia, mości żołnierzu! - mówię i klepię go po ramieniu - Niechaj błogosławi cię Zakon.

<Mastach_Goofa> Po tych łowach rycerze rozstapili się i mogliście przejść.

<Shadow> "No wreszcie, coś przemówiło mu do rozumu..." Czym prędzej ruszyłem przez most nie chcąc trwonić więcej czasu.

<Shaltirranthe> Pojechałam za most, a za mostem zsiadłam z konika.

<Teleren> Idę za grupą, jak zwykle.

<Draconius> Patrzę na niewiastę. - Coś nie tak, panienko?

<Mastach_Goofa> Przeszliście przez most i już czekał was kolejny problem. Nikt z was nie posiadał pochodni, a do przejścia macie ciemny tunel.

<Shaltirranthe> - Mało wygodny.

<Shadow> - Wiecie co - nagle wypalam - Osobiście zatłukę Philipsa gołymi rękami jeśli to król załatwi smoka i zabierze skarb...

<Shaltirranthe> Zapaliłam fireballa w dłoni... Takiego małego. I już było światło.

<Mastach_Goofa> - Philipsa? - Usłyszeliście za plecami.

<Draconius> - Ano. Nie siodło damskie, co Gancardi? - chwytam jego lejce i wyjmuję miecz - Teraz może się panienka przyjżeć ostrzu.

<Draconius> - E? - Oglądam się do tyłu.

<Shadow> Odwracam się. - Proszę?

<Mastach_Goofa> Odwróciliście się i ujrzeliście jednego z rycerzy różowego słonia.

<Draconius> - Co tam o Philipsie rozprawiacie, żołnierzu?

<Mastach_Goofa> - Pracujecie dla Philipsa? - Zapytał poważnym tonem. Był dość postawny, mierzył spokojnie dwa metry,

<Draconius> - Dla sprawiedliwości. Ale mów.

<Teleren> "Ciekawe o co mu chodzi"

<Shadow> Nic nie mówię czekając co dalej się wydarzy.

<Mastach_Goofa> - Toż to całe królestwo wie, a tym bardziej Las Vegas, że Philips to menda szuja i oszust - wyliczał poważnie.

<Shaltirranthe> - Ja nie pracuje. Wrobili mnie.

<Teleren> - O tym tośmy się sami przekonali.

<Shaltirranthe> - Trzy córki.

<Draconius> - Złote słowa, panie Teleren.

<Draconius> - Nie było żadnych córek! - znów się odgrażam.

<Shadow> - O, to mam kolejny powód, żeby sukinkota zatłuc i obedrzeć ze skóry... albo w odwrotnej kolejności.

<Mastach_Goofa> - Upijał towarzystwo, fałszował dokumenty a następnie wysyłał ludzi na samobójcze misje i obserwował z ukrycia jak zdychają.

<Draconius> Milczę.

<Mastach_Goofa> - Córki? Jakie córki? Pewnie kolejne jego oszustwo!

<Shaltirranthe> - Hmm... Mam pięćdziesiąt procent szans, że sie nie uda.

<Teleren> Zaczynam uważnie się rozglądać po okolicy.

<Draconius> - Ha! Mówiłem! Kłamstwo, jak nic!!!

<Shadow> "Pasuje jak ulał... nawet za bardzo"... - Chwila moment.

<Shadow> - Ale smok jest prawdziwy. Sami mówiliście, że poluje na niego król... Jaka jest szansa na istnienie skarbu, którego on strzeże?

<Mastach_Goofa> - Niestety fałszerz z niego dobry i nie można mu udowodnić, że te dokumenty są podrobione. Mój szwagier próbował.

<Draconius> - Ej, zaraz... ale smok jest. No to możem go ubić, ta?

<Teleren> - Gratuluję szwagra

<Draconius> - Ekhem... i co z tym szwagrem?

<Shaltirranthe> A ja sobie idę naprzód...

<Mastach_Goofa> - Pół żołdy wydałem na stypę, wieniec i płytę po tym, jak na śmierć go skazano za fałszywe oskarżenia.

<Mastach_Goofa> - A smok prawdziwy, tak samo jak ja.

<Mastach_Goofa> <*u>

<Draconius> - Czekajcie panienko, bo jeszcze co się panience przytrafi złego w tej grocie!

<Shadow> - Zaraz udowadniać... wpadnę do niego, przerobię mu twarz i rozniosę jego szczątki na cztery strony świata...

<Teleren> "Jaka popędliwa"

<Teleren> "Następny"

<Shaltirranthe> A ja sobie idę...

<Mastach_Goofa> - Niestety to nie takie proste, ten sukinsyn ma brata, królewskiego doradcę.

<Shadow> Mówię coraz ciszej wymyślając coraz to nowsze obelgi na tego dwulicowego, godnego powieszenia skur*****a...

<Draconius> - To źle. Ale co w związku z tym, mości żołnierzu?

<Mastach_Goofa> - Nie wiem, cóż możecie począć. Zapewne jedyny sposób to wykonanie zadania. W tych dokumentach jasno stoi, że jeżeli z zadania się nie wywiążecie, to nabije was chłop na pal.

<Shadow> - Zobaczymy kto kogo by nabił. - mówię głośno i dobitnie.

<Draconius> - No to gadzinę ubijem, a pal wetkniem w zadek draba. Idziem, kompany, bo nam towarzyszka z oczu zniknęła już! - ze świecącym ostrzem wchodzę z Gancardim do tunelu.

<Shadow> - Mi taki plan pasuje... - ruszam za Draconiusem.

<Teleren> Podążam za resztą

<Mastach_Goofa> - Powodzenia - rzekł i wrócił do swoich.

<Mastach_Goofa> Weszliście do tunelu, doganiając szybko swoją towarzyszkę.

<Mastach_Goofa> Tunel, jak to tunel, był ciemny zimny i wilgotny.

<Teleren> <czy jako elf widzę w ciemności?>

<Shadow> - Oszczędzają... - mruknąłem znowu.

<Draconius> - Widzicie towarzysze? - pokazuję runy na mieczu - Krasnoludzkie. Dzięki nim świeci.

<Shaltirranthe> Świecę sobie tym malutkim fireballkiem.

<Teleren> - Oznaczają coś konkrertnego?

<Mastach_Goofa> <a jak pisze w karcie?>

<Draconius> - Nie wiem...

<Draconius> <nic nie pisze ;p>

<Draconius> <tylko, że świecą>

<Mastach_Goofa> <ja mówie do Aidena>

<Teleren> <o tym nic, dlatego pytam>

<Mastach_Goofa> <z tego co wiem, to elfy mogą widzieć lekko lepiej, ale nie jakoś zarąbiście>

<Mastach_Goofa> Szliście powoli, podziwiając miecz rycerza. W oddali było widać już światełko.

<Draconius> - Boski mój oręż, prawda? Iście boski.

<Shadow> - Eh, widziało się lepsze... - rzekłem od niechcenia. Pewnie widać było już wyjście.

<Teleren> - Trzeba sie będzie zapytać jakiegoś krasnoluda, co te runy znaczą.

<Shaltirranthe> - Jaki znowu oręż?

<Draconius> - Gdzie? Ależ mości przyjacielu, ten oręż boski i nie ma lepszych!

<Mastach_Goofa> Gdy doszliście już do końca tunelu, na końcu stała mała, kamienna chatka, a wyjście było zagrodzone przez szlaban.

<Draconius> - No mój oręż, panienko.

<Shaltirranthe> - O...

<Draconius> - No pięknie... - Podchodzę, już chyba tak będzie zawsze, że idę przodem...

<Teleren> Przyglądam się chatce.

<Mastach_Goofa> Z chatki wyszło dwóch krasnoludów.

<Shadow> A ja, jak zwykle, podążam za Sir Draconiusem. "Ciekawe co teraz"...

<Mastach_Goofa> - Czego tu do czorta!? - Wykrzyczał wyższy z nich z czarną, długą brodą.

<Draconius> <i to są różnice w postępowaniu - normalny człowiek najpierw się przyjrzy, a rycerz od raz się pcha ;p>

<Shadow> - O, mówisz masz, krasnoludy - rzekłem.

<Teleren> - Jak na zawołanie. Mamy do was małe pytanie.

<Shaltirranthe> - Dobry, panowie krasnoludy. Sprawę mamy.

<Draconius> - Witajcie, krasnoludy. Potrzeba nam przejść dalej.

<Mastach_Goofa> - Pytanie?! Pytanie to ja mam!? Czego wy do jasnej cholery na terenie budowy szukacie?!

<Draconius> - Smoka- wypalam

<Teleren> - Można wiedzieć co tu budują?

<Shadow> - Ehkem? Jakiej budowy przepraszam bardzo?

<Shaltirranthe> - Te, rycerzyk, pokaż im mieczyk.

<Mastach_Goofa> - Smoka tu nie ma, a budujemy tunel, to jasne chyba, prawda? - Powiedział drugi, niższy i z szarą broda.

<Mastach_Goofa> <poczekajcie chwilę, idę wziąć tabletkę na głowę, bo mi łeb pęka>

<Draconius> - Przepuśćcie mnie na to ostrze, mości krasnoludy i nie będziemy niepokoić. Nam trza w góry.

<Shadow> - Z drugiej strony nie było ogrodzenia więc weszliśmy. Nigdzie nie pisało 'Nie ma przejścia'...

<Teleren> - Moglibyście spojrzeć na miecz tego oto rycerza?

<Shadow> <to ja też afk na sekundę, zaraz wracam>

<Shaltirranthe> <zw>

<Teleren> <ja tak samo>

<Draconius> <jeszcze brakuje, żebym ja se poszedł... to idę, a co! z/w>

<Mastach_Goofa> <. . .>

<Draconius> <żartowałem ;p>

<Teleren> <ok, wróciłem>

<Mastach_Goofa> <kropkuje, bo nie mam tabletek. wrócę za 5 minut, ide sobie okład zrobic, bo mnie to od oczu boli>

<Draconius> <eee... ok>

<Draconius> <no to serio z/w>

<Mastach_Goofa> <astygmatyzm mam ;/>

<Shadow> <sorry za OT, ale important news - nadciąga naprawdę sporych rozmiarów burza, nieźle się błyska>

<Mastach_Goofa> <no to możemy skończyć potem w takim razie>

<Shadow> <więc albo ja się będę musiał ewakuować albo pierdyknie w dom i nie zdążę>

<Mastach_Goofa> <jeżeli Ci to bardzo przeszkadza oczywiście>

<Mastach_Goofa> <to co, przerywamy?>

<Shadow> <na razie jeszcze mogę grać, ale idzie w moją stronę>

<Shadow> <zależy jak wam to pasuje>

<Teleren> <u mnie już jest>

<Mastach_Goofa> <u mnie była dwie h temu :P>

<Draconius> <u mnie była... jak widać kuj-pom zawsze pierwsze>

<Shaltirranthe> <nie dobijajcie mnie>

<Shadow> <a łódzkie teraz oberwie>

<Draconius> <w każdym razie, ja mogę grać, decydujcie, czy gramy>

<Draconius> <niech każdy powie>

<Shaltirranthe> <ja też mogę...>

<Mastach_Goofa> <no to może jutro o skończymy? bo mnie w sumie boli ten łeb dość bardzo, a Cieniowi burza przeszkadza>

<Draconius> <no to przerwa>

<Mastach_Goofa> THE END

<Draconius> <niech się MG wyleczy>

<Shadow> <ale cholera, widok rozbłyskującego nieba robi wrażenie>

<Mastach_Goofa> Mnie tak zawsze, jak sobie posiedzę przy PC

<Anathema> <jasno jak w dzieĹ?, nie?>

<Shadow> <jutro mi pasuje, loga można zachować>

<Teleren> <u mnie wszytsko jest takie żółte>

<Mastach_Goofa> Już nie musicie w <>

<Draconius> no i witam teraz obserwatorow

<Anathema> :)

<Shaltirranthe> dobra... ale uprzedzam, że będę padać na buzię ;p

<Shadow> heh racja, chociaż bardziej kojarzy mi się to z eksplozją pocisków artyleryjskich or smth like that ;P

<Mastach_Goofa> dobra, to ja spadam z PC

<Mastach_Goofa> bo mi łeb pęknie chyba

<Mastach_Goofa> sio z mojego kanału :P

<boromir_blitz> no co ty, nie chcesz opinii?>

<Mastach_Goofa> no dobra, to dajcie opinie

<Black_Shadow> łokej, to widzimy się jutro o 19:00

<Black_Shadow> cya, idę do schronu, opinie? ok

<boromir_blitz> się dałem ci we znaki, ale poprowadziłeś ciekawie

<Siri> tym razem to nie ja tyle gadałam

<Aiden> Ja tam za bardzo nie mogę oceniać, bo to moja piewrwsza sesja.

<Black_Shadow> jak dla mnie to był pierwszy raz i było fajnie chociaż sesja ma Żal w nazwie a frag z egzekucją goblina trochę mroczny był

<Black_Shadow> tak wiem, moja w tym zasługa też, ale poza tym - nie mam do czego się przyczepić ;D fajnie prowadzona sesja

<boromir_blitz> ano bo to nadal rpg

<Mastach_Goofa> ja nie jestem zbyt zadowolony

<Black_Shadow> dobra, gadajcie dalej, ja się zwijam

<boromir_blitz> z powodu?

<boromir_blitz> siema Shadow

<Mastach_Goofa> ale to pewnie dlatego, że w sumie tak nagle wyskoczyła ta sesja i się nie przygotowałem psychicznie

<Black_Shadow> bo zapowiada się niezły hardkor, narazie :)

<Siri> pa pa

<Aiden> Cześć.

<Mastach_Goofa> ciao

<Mastach_Goofa> ma ktoś coś jeszcze do powiedzenia, czy mogę iść?

<boromir_blitz> letam

<boromir_blitz> siema, Gofr

<boromir_blitz> i zdrowiej

<Aiden> Ja idę. Cześć.

<Mastach_Goofa> cześć, Aiden

Jak zwykle nie jestem zadowolony ze swojej sesji, co oznacza że była wyrąbana w trzy kosmosy =D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Osoby dramatu:

P_aul aka The_Doctor - Miszcz Gry

Dracia aka Yui - beastmanka

Rankin aka Adol - włóczęga

Aiden aka Leo - człowiek, kolega Yui

Felessan - widz i komentator od czasu do czasu ;)

Dokładnejsze karty w dyskusjach.

[19:15] <The_Doctor> W roku 117 po Spiralnej Rewolucji galaktyka zwana Droga Mleczna jest zjednoczona pod panowaniem Federacji Ras Spiralnych. Uzycie Spiralnej Energii zostalo bardzo ograniczone i jest ona stosowana tylko jako zrodla zasilania okretow miedzyplanetarnych. Po latach negocjacji, czasem walk, udalo sie wreszcie zazegnac niemal wszystkie konflikty. Drobne spiecia rozwiazywane sa za pomoca sil Federacji zlozonych glownie z okretow klasy Cathedral i oddzialow Grappali. Pokoj zaowocowal jednak stangnacja. Rozwoj technologiczny bardzo spowolnil, istoty roznych ras zyja spokojnie ukontentowane sytuacja. Stagnacja ta, wraz ze zminimalizowanie uzycia Spiralnej Energii spowodowala jednak, ze od ponad piecdziesieciu lat nie urodzil sie nikt, na kogo zareagowalby Core Drill. Lagann, jak i inne pojazdy z poprzedniej epoki powoli odchodza w zapomnienie.

[19:22] <The_Doctor> Na obrzerzach systemu Huakan z Warpu wylonil sie okret. To gigantyczna i potezna jednostka klasy Cathedral. Silniki nie pracuja, tarcze sa opuszczone, mostek niemal doszczetnie zniszczony. Inne czesci okretu rowniez wskazuja na to ze stoczyl walke. I przegral. Niczym duch powoli plynie w kierunku wnetrza systemu...

[19:24] <The_Doctor> tymczasem na planecie Huakan 4...

[19:25] <The_Doctor> Yui i Leo - znacie sie od piaskownicy. Jest cieply dzien, zblizaja sie

wakacje, relaksujecie sie w parku jedzac lody. Sielanka zostala gwaltownie przerwana...

[19:27] <The_Doctor> Adol - Znowu ta sama historia. PRzyblakales sie znikad, latwo zalatwiles sobie dorywcza prace przy obsludze maszyn budowlanych, szybko okazalo sie ze jestes w tym bardzo dobry. Teraz trzech wielkich i wscieklych robotnikow goni cie zarzucajac ci nieuczciwosc, choc chodzi o zwykla zawisc

[19:29] <The_Doctor> Masz dosc doswiadczenia by nie bic sie z nimi na terenie pracy, stad biegniesz przez park szukajac dobrego miejsca, ktore nie byloby zbyt na widoku. Skret drugi, alejka... LUP

[19:30] <The_Doctor> Leo - wlascie opowiadales Yui o nowym serialu i podekscytowany odgrywales mala pantonime gdy nagle ktos na ciebie wpadl...

[19:31] <The_Doctor> Yui - po tym jak Adol wpadl na Leo odbil sie od niego i wyladowal na tobie, rozmazujac lody na swojej twarzy i twojej bluzce

[19:32] <Yui> - Ejj...!

[19:33] <Leo> - Patrz gdzie leziesz! - powiedzialem patrzac na tego kto na mnie wpadl.

[19:33] <Adol> - Ough, wybacz... - patrze na osobe na ktora wpadlem - chlopie, ale mam takich trzech na karku...

[19:34] <The_Doctor> - Mamy cie chloptasiu, teraz juz nie uciekniesz - trzy duze cienie przeslonily slonce...

[19:34] <Yui> Patrzę na bluzkę- Moja bluzka....

[19:35] <Adol> - No, trudno - stwierdzam i kopie najblizszego w klejnoty, zaraz zastawiajac sie laska.

[19:36] <The_Doctor> Adol - koles zwinal sie z bolu , ale drugi zlapal cie od tylu, a trzeci zadal potezny cios w brzuch

[19:37] <Adol> Sycze z bolu i zwijam sie - w miare mozliwosci - ale po chwili wale tylem glowy w tego co mnie trzyma.

[19:38] <Yui> Patrze sie na to wszystko z wielkimi oczami, szepczac cicho-Bluzka... Moja... Bluzka...

[19:38] <Leo> Wacham się chwilę. Niby na nas wpadł i w ogóle, ale jednak ma kłopoty i to poważne. Podchodzę szybko do draba zadajęcego ciosy i uderzam go w tył głowy z całej siły.

[19:38] <Leo> <*waham>

[19:38] <The_Doctor> Adol - poskutkowalo czesciowo, bo ten z tylu puscil cie, niestety zebrales

kolejny cios, tym razem w twarz. Padasz na ziemie i slyszysz nad soba gniwene "[beeep]cie gowniaza"

[19:39] <The_Doctor> Leo - nie osiagnales zadnego efektu

[19:40] <The_Doctor> - A ty co sie wtracasz - mowi robol odwrajac sie do Leo

[19:40] <Adol> Macam w poszukiwaniu laski, jak ja znajde to sie odturlam czy odsune i obnaze

ostrze.

[19:40] <Adol> - Radze wam odejsc. Byle szybko.

[19:40] <Yui> -Dlaczego?

[19:41] <Adol> (slowa kieruje do roboli)

[19:41] <Yui> <..>

[19:41] <The_Doctor> Adol, wstajesz na nogi i powoli wysuwasz ostrze.

[19:41] <The_Doctor> Wszyscy trzej robotnicy odwrocili sie w twoja strone, jeden ciezko dyszy po kopniaku drugi krwawi z nosa. Nie wygladaja na takich, ktorzy chcieliby odejsc

[19:42] <Yui> Spróbuję podejść do jednego z roboli od tyłu i popukać go w ramię.

[19:42] <The_Doctor> Yui - pukany odwraca sie zaskoczony

[19:42] <The_Doctor> - E?

[19:42] <Adol> Reka mi nieco drzy, mimo wszystko wolalbym nie kroic nikogo. Ale tez nie mam zamiaru sie wycofywac.

[19:44] <Yui> Uderzam robola z liścia.

[19:45] <The_Doctor> Yui - koles niemal wylecial z butow... Beastmeni maja jednak duzo wieksza sile niz ludzie...

[19:45] <Yui> <*grin*>

[19:46] <Leo> Natychmiast zastępuję drogę temu dyszącemu na wypadek gdyby chciał podejść do Yui. Staram się też wyczuć najlepszy moment do ataku i szybko kopnąć go gdzieś w okolice żołądka.

[19:46] <The_Doctor> Leo - trafiasz... w jadra. Robol zwija sie z bolu

[19:46] <The_Doctor> - Drugi raz... - mowi piskliwym glosem

[19:47] <Yui> Odwracam się w stronę niedyszącego robotnika. - Panowie, więc jak?

[19:47] <Leo> - Pech.

[19:47] <The_Doctor> Ostatni robotnik najwyrazniej przeanalizowal sytuacje bo zaczal sie wycofywac. W mgnieniu oka pozbieral swoich kumpli po czym wszyscy wyniesli sie zostawiajac za soba tuman kurzu

[19:48] <Adol> - Err... dzieki. Nie docenilem ich chyba - usmiecham sie ostroznie, chowajac ostrze.

[19:49] <Yui> Uśmiecham się lekko, patrzę na swoja bluzkę i uśmiech od razu znika. Odwracam się w stronę Adola - Mógłbyś uważać...

[19:49] <Leo> - I pożądnie przeprosić.

[19:49] <Leo> <*porządnie>

[19:50] <Leo> <kurde, na klawiaturze tracę poczucie ortografii>

[19:50] <Adol> Uklaniam sie, przepraszajac. - Wybaczcie. Nastepnym razem bede uwazal gdzie uciekam przed bandytami.

[19:50] <Yui> -Przeprosiny przyjęte.

[19:50] <Adol> "I postaram sie znow na kogos takiego wpasc" - dodaje w myslach.

[19:50] <Yui> <-.->

[19:51] <Yui> <Na Leo? XD>

[19:51] <Adol> <na kogos kto skopie im tylki ;p>

[19:52] <Leo> - W sumie to nic wielkiego się nie stało. Plama się spierze, a poważniejsze bójki to ja w szkole widziałem.

[19:52] <Yui> Wzdycham. - Owszem, plama się spierze, ale powinnam chyba wrócić do domu... Nie powinnam paradować w zabrudzonej bluzce.

[19:52] <Adol> Przymykam jedno oko. - Obys nie musial - stwierdzam z usmiechem.

[19:53] <Leo> - Odprowadzę Cię jeśli chcesz.

[19:53] <The_Doctor> Leo - twoja komorka zaczela dzwonic

[19:54] <Leo> - Co znowu... - mówię odbierając.

[19:54] <The_Doctor> Leo - to twoj ojciec

[19:54] <The_Doctor> - Czesc synu, co robisz?

[19:55] <Leo> - A nic wielkiego, z Yui na lodach jestem.

[19:56] <The_Doctor> - Chcesz zobaczyc cos ekstra? Wpadnij do mnie do pracy. Mozesz wziac Yui ze soba.

[19:57] <Leo> - OK, spytam się jej czy ma ochotę.

[19:58] <Yui> -Um, coś o mnie?

[19:58] <The_Doctor> - Ok, zobaczymy sie na miejszuc, czekam na was.

[19:58] <The_Doctor> *miejscu

[19:58] <Adol> Sprawdzam czy mocno oberwalem w twarz, ocierajac ja z potu.

[19:59] <The_Doctor> Adol - dzis juz nie ma co wracac na budowe, zreszta zastanawiasz sie czy w ogole jest sens tam wracac

[19:59] <Leo> - To do zobaczenia - mówię i rozłączam się.

[20:00] <Adol> - ...W kazdym razie to tyle jesli chodzi o te zajecie - mowie do siebie, niezbyt glosno.

[20:01] <Leo> - Chcesz wpaść ze mną do ojca? Mówił, że ma coś "ekstra" - mówię do Yui.

[20:01] <The_Doctor> Zwlaszcza, ze dzis rano znalazles inne ciekawe ogloszenie - szukaja pilota do wstpenych testow nowej maszyny bojowej. Co najlepsze nie wymagaja duzego doswiadczenia, jako ze sa to testy tylko podstawowych systemow.

[20:01] <Yui> -Hum, z chęcią, tylko musiałabym wrócić do domu i się przebrać...

[20:02] <Leo> - Nie ma problemu, i tak mamy trochę czasu.

[20:03] <Yui> Wzdycham lekko. - Wspomniałeś coś o odprowadzeniu mnie..

[20:04] <Adol> Pstrykam palcami. "To by było coś. Pilotowanie... Tak.". Zwracam sie do dwojki: - Well, to ja juz znikam. Ponownie dzieki za pomoc. Adol jestem - usmiecham sie i pedze pod adres z ogloszenia, moze jeszcze dzis zdaze na rozmowe wstepna - po drodze postaram sie jakos ogarnac.

[20:04] <Leo> - I tak zrobię - powiedziałem lekko się uśmiechając.

[20:04] <The_Doctor> Kazdy z was ruszyl swoja droga

[20:04] <The_Doctor> Tymczasem w pustce kosmosu...

[20:06] <The_Doctor> Z Warpu wylonila sie grupa pomalowanych na czarno okretow. Szybko zblizyly sie do statku-widma i przez jakis czas go skanowaly. Byly nieco mniejsze niz okret wojenny Federacji, glowna cecha ich wygladu byla ogromna ilosc roznej wielkosci swidrow.

[20:07] <The_Doctor> - Tu'akh, na pokladzie nie ma sladow zycia. Ta bitwa jest wygrana.

[20:08] <The_Doctor> - Ponadto skany pokazuja, ze w tym systemie jest zamieszkana planeta.

[20:08] <The_Doctor> - Skoro juz tu jestesmy, mozemy wlaczyc ja do Imperium Kalonu.

[20:11] <The_Doctor> Okrety przyspieszyly pozostawiajac za soba wrak. Tymczasem jego silniki nagle ozyly. Duzo wolniej niz przeciwnicy, ale ruszyl w kierunku centrum systemu.

[20:12] <The_Doctor> Leo, Yui - Straznik przed wejsciem bardzo dokladnie was skontrolowal.

[20:13] <The_Doctor> Chwile pozniej trafiliscie do biura pana Bernarda, ojca Leo

[20:14] <The_Doctor> - Czesc, dzieciaki. Chodzcie ze mna.

[20:14] <Yui> -Dobrze, proszę pana.

[20:14] <The_Doctor> Zostaliscie zaprowadzeni do duzego hangaru. Jego wnetrze jest ciemne ale po chwili zaczely sie uruchamiac reflektory.

[20:15] <The_Doctor> - Oto final dziesiecioletniej pracy naszego Instytutu.

[20:15] <The_Doctor> Patrzycie na cos, co wyglada jak z ksiazek do historii. Wielka glowa z krotkimi konczynami i gniazdami na ktorych mozna zainstalowac uzbrojenie.

[20:17] <The_Doctor> - Dlugo badalismy klasyczne modele Gunmanow, aby zrozumiec, skad brala sie ich gigantyczna sila. Jesli uwazaliscie na lekcjach historii wiecie, ze mialy one dosc mocy, aby skutecznie walczyc z jednostkami Antyspirala.

[20:17] <Yui> Kiwam głową, wiem to bardzo dobrze.

[20:18] <Leo> - Uważalismy - mówię przyglądając się Gunmanowi.

[20:19] <Yui> -Ten czymś się różni od tamtych?

[20:19] <The_Doctor> - Gunmany to dużo więcej niż tylko hybrydowy Spiralno-elektryczny naped, to od pol wieku maja Grappale. W koncu wycisnelismy z nich wszystkie informacje i zbudowalismy TO.

[20:20] <The_Doctor> - Oczywiscie Yui, przez te sto lat posunelismy sie w wiel dziedzinach znacznie do przodu. Ten prototyp jest potezniejszy niz wspolczesne Grappale.

[20:20] <Yui> -...Potężniejszy? Ale to Gunman-

[20:20] <The_Doctor> - Poczatkowo chcielismy nadac mu humanoidalny wyglad, ale potem stwierdzilismy, ze taki klasyczny bardziej pasuje.

[20:21] <The_Doctor> - Mamy jeden problem... no dwa. Po pierwsze nikt nie chce sie zglosic do testow, ale was sprowadzilem w innym celu. Macie pomysl na imie dla tej maszyny?

[20:22] <Yui> -I..I..Imię?!

[20:22] <Leo> - Imię? Ja nie jestem dobry w wymyślaniu imion. Lepiej ty to zrób Yui.

[20:22] <The_Doctor> - To w zasadzie nowa technologia, wiecej niz Gunamn czy Grappal. Zasluguje na tytul.

[20:28] <The_Doctor> <Proponuje cos podobnego do Gurrena>

[20:29] <The_Doctor> <niebiesko-srebrny>

[20:32] <Yui> -Może Jougen? Kojarzy mi się z nocą...

[20:33] <The_Doctor> - Hmmm... Pasuje. A wiec, oto Jougen, polaczenie technologii Gunmanow, Laganna i Grappali.

[20:34] <Yui> - Co to zmieniło?

[20:36] <The_Doctor> - Nawet pilotowany przez zwykla osobe powinien byc okolo 60% wydajniejszy niz najlepsze dotychczasowe modele. Co wiecej... Jesli za jego sterami zasiadzie ktos obdazony Spiralna Moca... coz, oczywiscie nie potrzebujemy tak poteznej broni no i nie sadze by udalo sie znalezc takiego pilota, ale... wtedy ten pojazd bylby nawet potezniejszy niz legendarny Gurren Lagann

[20:36] <Yui> -...Hmmm...

[20:37] <Yui> -...Ale pilotów nie ma?

[20:37] <The_Doctor> - Panie profesorze? - do pomieszczenia weszla wysoka blondynka o surowej twarzy. Prowadzi kogos za soba.

[20:37] <Leo> - To w ogóle się da być jeszcze silniejszym?

[20:38] <The_Doctor> - Coz Leo, w pewnym sensie Gurren Lagann byl ograniczony tylko moca pilota, czy raczej pilotow. Ale sposob w jaki pobieral i przetwarzal Spiralna Energie byl mocno przestarzaly i niezbyt wydajny.

[20:39] <The_Doctor> - Profesorze, wreszcie ktos sie zglosil. Niejaki Adol, ma doswiadczenie w pilotowaniu maczyn budowlanych, powinien nadac sie do wczesnych testow...

[20:39] <Yui> -TY?

[20:39] <Leo> Usiosłem brwi - No proszę.

[20:39] <The_Doctor> Adol - rozmowa poszla dobrze i zostales poprowadzony do hangaru, w ktorym stoi eksperymentalna maszyna

[20:40] <Adol> - JA - wyszczerzam zęby. - A wy?

[20:40] <The_Doctor> - Znacie sie? - spytal pan Bernard

[20:40] <Leo> - Można tak powiedzieć.

[20:40] <Adol> - W zasadzie od dzisiaj, prosze pana.

[20:41] <Yui> -Umm...Właśnie. Chyba się wtedy nie przedstawiłam. Jestem Yui. - Wyciągam rękę w stronę Adola.

[20:41] <Leo> - Ja Leo - również wyciągam rękę.

[20:42] <Adol> - Jeszcze raz sorry za tamto. - Wymieniam usciski dloni.

[20:42] <Yui> -Spierze się z pewnością...

[20:42] <Yui> Czerwienie się troszkę...

[20:43] <Leo> Lekko się uśmiecham - nic takiego się nie stało, już mówiłem.

[20:44] <The_Doctor> - No, to chyba tyle na dzis, zapraszam was wszystkich na obiad w kafeterii.

[20:44] <Yui> -Um...To chyba dobry pomysł, trochę zgłodniałam...

[20:45] <The_Doctor> Kilka minut pozniej siedzicie w czworke przy stoliku i czekacie na zamowione jedzenie.

[20:45] <The_Doctor> - Adol, bedziemy razem pracowac, wiec moze powiesz mi cos o sobie?

[20:48] <Adol> - Mmm, dobrze, prosze pana. - Cichne na chwile. - Moj ojciec zostal zabity piec lat temu, ta laska to pamiatka po nim... Matka nie chce mnie znac. Od trzech lat podrozuje i wykonuje najrozniejsze prace, ale zawsze komus nieprzyjemnemu przeszkadzam i konczy sie to tak ze

[20:49] <The_Doctor> - Mam nadzieje, ze z nami bedziesz pracowal nieco dluzej...

[20:50] <Adol> - Ja tez mam taka nadzieje, prosze pana, to wyglada bardzo ciekawie.

[20:51] <The_Doctor> - Yui, zaskakujaco duzo wiesz o pojazdach bojowych, to dosc dziwne

zainteresowania.

[20:51] <The_Doctor> - Jak na dziewczyne, oczywiscie

[20:52] <Yui> -Ale mechanika jest ciekawa! Dlaczego wszyscy myślą, że dziewczyna nie może się czymś takim interesować?

[20:53] <The_Doctor> Bernard usmiechnal sie - A wiesz, ze mechanikiem Dai Gurren byla kobieta?

[20:53] <Leo> - Stereotypy, jak zwykle.

[20:54] <Yui> -Oczywiście. Leite. Dlatego właśnie się dziwię temu,że wszyscy tak myślą...

[20:54] <The_Doctor> - Moze kiedys pojdziesz w jej slady?

[20:54] <Yui> Znowu się czerwienię...-Um...Może?

[20:55] <The_Doctor> - A ty synu, wymysliles, co chcesz robic w zyiu, czy odpowiesz jak zwykle?

[20:56] <Leo> - Nie wiem. Może zostanę pilotem Grappala, może bezdomnym. Zobaczymy jak się życie ułoży.

[20:57] <The_Doctor> - ECHHHH...

[20:57] <Yui> Uśmiecham się lekko.

[20:57] <The_Doctor> Pogawedke przerwal wam potezny wybuch

[20:57] <Yui> -C-c-co TO?

[20:57] <Yui> <hieeeh..>

[20:57] <Adol> Zrywam sie na nogi.

[20:57] <The_Doctor> Podbiegacie do okna by zobaczyc strumienie energii spadajace na oddalone o kilometr od instytutu miasto

[20:58] <Leo> - To się dzieje naprawdę?

[20:58] <Yui> -Na..Na to wygląda.

[20:58] <Adol> - ...ostrzał? - na chwile mnie zatkalo. Potem zmarszylem brwi i zacisnalem usta.

[20:59] <Yui> Kręcę głową, nie jestem w stanie do końca uwierzyć..

[20:59] <Adol> W tej chwili mialem ochote po prostu zmasakrowac osobnikow odpowiedzialnych za zniszczenia.

[20:59] <The_Doctor> Niebo nad miatem pociemnialo od dymow, widzicie tez czarne ksztalty spadajace na ziemie... Oraz oddzialy Grappali podrywajace sie do lotu.

[20:59] <The_Doctor> - Co sie do diabla dzieje, kto nas atakuje?!

[21:00] <Yui> -J-j-j-jakbym widziała...

[21:00] <Adol> - Chcialbym to wiedziec - zamruczalem grobowym glosem.

[21:00] <Leo> - Myśałem, że Federacja utrzymuje pokój, z nikim chyba obecnie nie walczymy.

[21:00] <The_Doctor> Na niebie pojawil sie holograficzny obraz

[21:01] <The_Doctor> Przedstawia wielka glowe przypominajaca pajecza.

[21:01] <Yui> -Ugh...A to co?

[21:01] <Leo> - Jakiś pajęczak.

[21:01] <The_Doctor> - Mieszkancy tej planety. Opor jest bezcelowy. Od dzis jestescie czescia Imperium Kalonu.

[21:02] <Adol> Zagryzlem wargi.

[21:02] <Yui> -To jakiś żart, prawda?

[21:03] <The_Doctor> - Panie profesorze - znikad pojawila sie blondynka ktora widzieliscie wczesniej - Prototyp... Jougen... Szaleje. Wszystkie systemy aktywowaly sie same.

[21:03] <Yui> -CO?

[21:03] <The_Doctor> W tym momencie widzicie trzy pojazdy, ktore walczac zblizyly sie do intytutu.

[21:03] <Adol> - Nawet maszyna nie chce byc bezczynna - wyszczerzylem zeby - podoba mi sie to.

[21:04] <Yui> <Dummy plug? :P>

[21:04] <The_Doctor> Dwa z nich to Grappale w kolorach Federacji, trzeci ma osiem konczyn, cztery dolne i cztery gorne jest dziwnie szczuply i jednolicie czarny.

[21:04] <Leo> - Lepiej z tąd chodźmy.

[21:04] <Leo> <*stąd>

[21:05] <The_Doctor> Grappale otoczyly wroga i intensywnie ostrzeliwuja. Nagle jednak gorne konczyny czarnego mecha polaczyly sie i zmienily w dwa gigantyczne swidry przebijajac jednoczesnie oba pojazdy obroncow.

[21:05] <Yui> -Ś-świdry?

[21:06] <Adol> Zaciskam dlonie w piesci. Odwracam sie w strone ojca Leo.

[21:06] <The_Doctor> - To... niemozliwe

[21:06] <Leo> - Spirale... Oni chyba używają Spralnej Energii.

[21:06] <Adol> - Prosze pana... Chcialbym wykonac... lot probny. Po prostu...

[21:07] <Yui> Prycham. - Mimo wszystko wiele ras we wszechświecie jest spiralnych...

[21:07] <The_Doctor> - Co? NIE! Jougen nie jest gotowy do walki!

[21:07] <The_Doctor> - Wiem co kombinujesz...

[21:07] <The_Doctor> Widzicie wiecej czarnych pojazdow lecacych w waszym kierunku.

[21:07] <The_Doctor> - Musimy uciekac.

[21:08] <Yui> Zrywam się do biegu.

[21:08] <Leo> - Zabierajmy się stąd, dokończycie rozmowę w hangarze.

[21:08] <Adol> - Jesli te maszyny tu dotra, Jougen juz nigdy nie poleci.

[21:08] <The_Doctor> Docieracie do hangaru. Oczy Jougena blyszcza jasnym bialym swiatlem.

[21:09] <The_Doctor> - Profesorze, Jougen pobiera skads duze ilosci Spiralnej Energii, ale nie mamy pojecia skad.

[21:10] <Adol> Patrze na Jougena z cichym respektem i determinacja.

[21:10] <Leo> - Może od tamtych? To się zaczęło w momenice, w którym się pojawili.

[21:10] <Yui> -Wysysać Energię Spiralną?-prycham

[21:11] <The_Doctor> - Nie, Spiralne silniki bardzo dobrze zabezpieczaja energie emitowana przez swoich pilotow, ta energia pochodzi z jakiegos innego zrodla...

[21:11] <Adol> - ...od nas.

[21:11] <The_Doctor> - Sluchaj Adol, nie wiem czy moge ci ufac, ale... Masz racje

[21:12] <The_Doctor> - Wrog musial juz wykryc Jougena i za chwile rozpeta sie tu pieklo. Nie wiem skad bierze sie ta energia, ale mozemy ja wykorzystac.

[21:12] <The_Doctor> - Jougen ma systemy maskowania, mamy tez troche broni, ktora miala byc zamontowana do pozniejszych testow.

[21:12] <Adol> Strzelam kostkami palcow.

[21:12] <The_Doctor> - Mam jednak jeden warunek.

[21:13] <Adol> - Tak?

[21:13] <Yui> Słucham uważnie.

[21:14] <The_Doctor> - Nie mozesz walczyc z najezdzca, nikt by tego nie wygral. Chce zebys zabral mojego syna i Yui w bezpieczne miejsce. Uciekaj w kierunku gor i ukryjcie sie tam. Gdy aktywujesz systemy maskowania bedziecie niemal niewykrywalni, Jougen ukryje nawet przeplyw Spiralnej Energii

[21:14] <The_Doctor> - W kokpicie jest dosc mejsca dla trzech osob.

[21:14] <Adol> Kiwam poważnie głową.

[21:15] <Adol> "Na rewanz bedzie czas... potem."

[21:15] <Yui> -Um...A pan?

[21:15] <The_Doctor> - Musimy zniszczyc dane, jesli dostalyby sie w rece nieprzyjaciela...

[21:15] <Leo> - Uciekać... najlepszą bronią jaką mamy. Ehh, ale masz rację tato, nie mamy szans... póki co.

[21:17] <Adol> - Chodźcie - kieruje sie ku maszynie.

[21:17] <Yui> Idę za nim.

[21:18] <Leo> - Uważaj na siebie. Nie chcę... strata matki mi wystarczy - idę za resztą.

[21:18] <The_Doctor> - Zamontowanie uzbrojenia zajmie kilka minut. Adol, bedziesz mial do dyspozycji standardowe dzialko Gx-13, wyrzutnie rakiet nieskonczonego prawdopodobienstwa z piecioma pociskami i strumieniowe dzialo Leerona

[21:18] <Yui> <*grins*>

[21:19] <The_Doctor> - Nic nadzwyczajnego, wiem, ale mam nadzieje ze to wystarczy

[21:19] <Leo> <Wave Motion Gun>

[21:19] <Adol> - To i tak duzo, biorac pod uwage sytuacje - mrucze pod nosem.

[21:21] <The_Doctor> Kokpit rzeczywiscie jest dosc duzy dla trzech osob, ale byl projektowany dla jednej. Jest ciasno. I jedynie Adol siedzi w miare wygodnie.

[21:21] <Yui> <...um.>

[21:21] <Adol> Wykorzystuje te chwile na zaznajmianie sie ze sterowaniem i HUDem.

[21:22] <The_Doctor> - Tu Prototyp-00 - Pojawil sie napis na przednim wyswietlaczu - Wszystkie systemy sprawne.

[21:23] <Adol> - Czy wszystko gotowe? Siedzicie bezpiecznie?

[21:23] <Yui> -Ugh...No, w miarę..Ale ciasno tu.

[21:24] <Leo> - Jak zwykle wygoda pasażera na dalszym planie - mruczę pod nosem.

[21:24] <Yui> -Wiesz, tu powinna być tylko jedna osoba.

[21:25] <Adol> - Wolisz siedziec NA Jougenie? - mowie zartem do Leo.

[21:25] <The_Doctor> - Ok, uzbrojenie zainstalowane, sprobuj odpalic maskowanie, nie testowalismy tego systemu wystarczajaco dlugo... - uslyszeliscie z komunikatora

[21:25] <Yui> -Umm...A jak maskowanie nie zadziała?

[21:25] <Adol> Poslusznie uruchamiam system maskowania.

[21:27] <The_Doctor> Nic sie nie zmienilo, poza tym ze gdzies w glebi pojawilo sie dodatkowe

buczenie. PRzynajmniej dla was, bo z zewnatrz dalo sie slyszec entuzjastyczne okrzyki w stylu "To dziala!" "Jest naprawde niewidzialny!"

[21:27] <Yui> Wzdycham z ulgą.

[21:27] <Adol> - Czyli jest dobrze...

[21:27] <Leo> - Chociaż tyle dobrego.

[21:27] <The_Doctor> - Adol, startuj gdy tylko bedziesz gotowy. Pospiesz sie, wrogowie sa niemal nad naszymi glowami.

[21:29] <Yui> -Startuj!

[21:29] <Adol> "To do dzieła..." Startuje bez dalszego ociagania sie. Ponad baza zatrzymuje sie

tylko na ulamek sekundy, aby spojrzec na nadciagajacych wrogow, po czym jak najszybciej kieruje Jougena ku gorom.

[21:31] <The_Doctor> Adol - pojazd keiruje sie z zadziwiajaca latwosica, niemal jakby odgadywal

twoje rozkazy nim wykonasz ruchy sterami. Spogladasz na duzy wskaznik w ksztalcie spirali. z trzech "obrotow" pierwszy jest niemal wypelniony.

[21:32] <The_Doctor> Obnizyles lot i patrzysz na zblizajace sie szczyty. Nagle wyswietlacze rozmigotaly sie na czerwono.

[21:32] <Adol> - Co u!...

[21:32] <The_Doctor> - Awaria systemu maskowania - pojawil sie napis

[21:32] <Yui> -Oj

[21:32] <Leo> - Za dobrze szło...

[21:32] <Adol> - Zdecydowanie "oj" - patrze, jak daleko od nas sa wrogowie.

[21:33] <The_Doctor> Poki co najwyrazniej nie zauwazyli was bo sa dosc daleko i zaden pojazd nie ruszyl w waszym kierunku

[21:34] <Adol> "To... dobrze. Najpierw musze ich odstawic." - kontynuuje lot ku gorom.

[21:35] <The_Doctor> Jest coraz gorzej. Ktos jednak musial was dostrzec, bo dwa pajakowate pojazdy ruszyly w wasza strone.

[21:36] <The_Doctor> Zblizaja sie szybko

[21:36] <Leo> - Jeszcze tylko brakuje żeby silniki wysiadły... Uciekamy dalej czy walczymy?

[21:36] <Yui> -ZROB COS!

[21:36] <Adol> Odwracam sie, nie zmieniajac kierunku lotu i powoli namierzam blizszego. Kiedy bede pewien strzalu, odpalam dzialo Leerona

[21:37] <The_Doctor> Strumien energii pognal w kierunku przeciwnika, ale ten w ostatniej chwili stworzyl przed soba sprialna tarcze, ktora zatrzymala strzal

[21:38] <Yui> -"Potężniejsze..."

[21:38] <Adol> - Niech cie... - odpalam po rakiecie ku kazdemu z wrogow.

[21:39] <Leo> - To wyoraź sobie co by było gdybyśmy siedzieli w Grappalu.

[21:40] <The_Doctor> Tym razem podzialalo, czesciowo. Rakiety nieskonczonego nieprawdopodobienstwa neguja szanse skutecznej obrony. Tym samym jeden z wrogow zostal zestrzelony, drugi jednak zniszczyl pocisk, nim ten trafil do celu. Wyladowaliscie na przeciw siebie. Pojawil sie komunikat przychodzacy.

[21:40] <The_Doctor> - Zabiles mojego brata.

[21:40] <The_Doctor> - Kim jestes?

[21:40] <The_Doctor> - I co to za dziwna maszyna? Obroncy uzywali innych

[21:40] <Yui> -Myślisz, że ci powiemy?

[21:41] <Adol> - Zabiliscie wielu z nas. Zaplacicie.

[21:41] <The_Doctor> - To wy zaplacicie mi. Nie bede sie z wami bawil.

[21:41] <The_Doctor> Na Jougena spadl grad pociskow.

[21:42] <Yui> <Stało się nam coś?>

[21:42] <The_Doctor> Poki co tarcze trzymaja

[21:42] <Adol> Zmieniam kierunek lotu, szarzuje ku wrogowi nurkujac pod ostrzalem, odpalajac kolejne dwie rakiety i walac z dzialka gx-13.

[21:43] <The_Doctor> Potezny wybuch wzbil chmure dymu

[21:43] <The_Doctor> Po chwili wylonil sie z niej czarny ksztalt

[21:43] <The_Doctor> Wrogi pjazd, nienaruszony

[21:43] <The_Doctor> - Musicie postarac sie bardziej

[21:43] <Yui> -Odpal wszystko, co możesz!

[21:44] <The_Doctor> - Pokaze wam

[21:44] <The_Doctor> - ... Jak walczy Kalon

[21:44] <Yui> -Kalon?

[21:44] <Leo> - A my ci pokażemy jak przegrywa.

[21:45] <Adol> Czuje jak ogarnia mnie wscieklosc. Zagryzam zeby, po czym wylatuje pionowo w powietrze, chcac ostrzelac go z gory wszystkim, co mam. - Kalonie...

[21:45] <Yui> Uśmiecham się szeroko.

[21:45] <The_Doctor> - DARK!... - Gorne konczyny polaczyly sie w dwie... - DRILL... - A potem w

jedna... - OF DESTRUCTION! - Pojazd najezyl sie swidrami, a po cwhili polaczona konczyna zmienila sie w jeden gigantyczny, ktory leci prosto na was

[21:46] <The_Doctor> Nie przejmujac sie zupelnie ostrzalem

[21:46] <Yui> <It's a drill! xD>

[21:46] <Leo> <powiało grozą ;]>

[21:47] <Adol> Robie unik. Jesli sie nie da, probuje go schwycic.

[21:47] <Yui> -Zginiemy!

[21:47] <The_Doctor> <pani, panowie, leci na was lokalna wersja giga drill breaka, co robicie?>

[21:47] <Adol> <chcialem powiedziec NO U, ale to ograny tekst ;]>

[21:48] <Yui> <;]>

[21:48] <Felessan> <pamiętajcie: im bardziej się drzesz, tym mocniejszy atak skręcisz ^^>

[21:49] <Yui> <Calling your attacks FTW>

[21:49] <The_Doctor> Adol, W akcie desperacji lapiesz lecacy swider... i nagle... wskaznik spiralnej energii wpelnil sie, a Jougen pewnie schwycil czarny kztalt

[21:50] <Adol> <jak duzo moge zaimprowizowac? :D>

[21:50] <Yui> -!!

[21:50] <The_Doctor> <ttgl, rob co chcesz>

[21:50] <Leo> - Udało się...

[21:50] <Yui> <:3>

[21:51] <Yui> -Naprawdę...

[21:51] <The_Doctor> <zacytuje rozmowe z Felkiem sprzed chwili "btw. pozwalasz na wlasne swidrowe manewry?" "Nawet wymagam">

[21:51] <Yui> <\m/>

[21:52] <Adol> - Mam cie! A teraz... - zwracam uwage na drugie ramie Jougena... to moze byc... - ARC... - swider! - PIERCER! - swider wydluza sie aby przebic wroga!...

[21:53] <The_Doctor> Po chwili jest po wszystkim. Jougen stoi otoczony szczatkami wroga. Nie do konca wiecie co sie stalo.

[21:53] <Yui> -W-wygraliśmy?

[21:53] <Leo> - Jeszcze żyjemy, więc chyba tak - mówię nieco wstrząśnięty.

[21:54] <Adol> - To... było...

[21:54] <Adol> Podrywam glowe. - Nie ma czasu!... - znow lece w strone gor.

[21:54] <The_Doctor> Ktos probuje sie z wami skontaktowac

[21:54] <Yui> -Patrz!

[21:55] <Adol> - Kto to moglby...

[21:55] <Leo> - Sprawdźmy.

[21:55] <Adol> - Aye. - Otwieram kanał.

[21:56] <The_Doctor> - Tu kszzzzzz z pokladu Caksszz ...rius - ledwno cokolwiek slychac przez

zakocenia. - Do nieznanego pojazdu - polaczenie nieco sie poprawilo. - Kszz orbite, natychszzz, TO ROZKAZ!!!

[21:57] <Yui> - C-co?

[21:57] <Yui> - To do nas?

[21:57] <Adol> - Na ORBITE? - glupio gapie sie w niebo.

[21:57] <The_Doctor> - Powtrzzzzzz, lecciec na kszz....

[21:58] <Yui> -Na pewno do nas?

[21:58] <Adol> Zerkam na dwojke pasazerow.

[21:58] <Leo> - Widzisz tu inne nieznane pojazdy?

[21:58] <Adol> - To chyba do nas. Co wy na to?

[21:59] <Leo> - Nie wiem. To może być pułapka, ale z drugiej strony...

[21:59] <Yui> -Na orbitę? A Jougen to wytrzyma? Przecież nie wiemy, czy jest w stanie-

[22:00] <Leo> - Rozwalił tamtego to z lotem na orbitę chyba sobie poradiz.

[22:00] <The_Doctor> - Prototyp-00 jest zdolny do samodzielnego opuszczenia atmosfery - pojawil sie napis

[22:00] <Yui> - Um...To lećmy

[22:01] <The_Doctor> - System maskowania sprawny - pojawila sie kolejna informacja

[22:01] <Adol> - Leo?

[22:01] <Leo> - Lećmy.

[22:01] <Yui> Patrzę się z zawiścią na pulpit. - Nie mogłeś wcześniej?

[22:02] <Adol> - Widac chcial... Niewazne. A wiec lecimy.

[22:02] <The_Doctor> - Dodatkowa ilosc Spiralnej Energii byla wymagana aby dokonac reaklibracji systemu

[22:02] <Adol> Nie mam doswiadczenia w osiaganiu orbit wiec po prostu lece do gory.

[22:02] <Yui> -Rekalibracji? O co chodzi?

[22:02] <Adol> Unosze brew. Czyzby Jougen... myslal?

[22:03] <The_Doctor> - System maskowania byl niepoprawnie skalibroawny - wyjasnil uzsluznie komputer pokladowy poprzez kolejny napis

[22:03] <Leo> - Dostał trochę energii i się naprawił.

[22:03] <Yui> -Strasznie inteligentne z ciebie AI...

[22:03] <The_Doctor> - Potwierdzam, Prototyp-00 zostal wyposazony w biokomputer trzeciej generacji.

[22:04] <Adol> "To tlumaczy pare rzeczy"

[22:04] <Yui> -Biokomputer? Czyli...na czyimś mózgu?

[22:05] <Leo> - Pierwszy był chyba Lord Genome. O ile pamiętam dobrze z lekcji.

[22:05] <The_Doctor> - Zaprzeczam, "mozg" nie nalezal do "nikogo" zostal specjalnie wychodowany na potrzeby Portotypu

[22:05] <Yui> -Ugh...WYHODOWANY?

[22:05] <Leo> - Jak marchewka?

[22:06] <Yui> - Mdli mnie na samą myśl...

[22:06] <The_Doctor> - Korzystajac z technologii hodowlanej bazujacej na maszynach do klonowania beastmenow

[22:06] <Yui> Milczę.

[22:07] <Yui> -Więc..ugh...lecimy?

[22:07] <The_Doctor> Blekit nieba powoli zmienil sie w czern kosmosu

[22:08] <Adol> - Świetnie. Co teraz? Mamy jakies statki w poblizu? - to ostatnie bylo skierowane do komputera.

[22:08] <The_Doctor> Czujniki wykrywaja piec wielkich okretow, najwyrazniej nalezacych do pajeczakow. Jest tez szosty, duzo dalej, rozpoznany jako okret klasy Cathedral

[22:08] <The_Doctor> Stamtad przyszla komunikacja

[22:09] <Yui> -Lećmy w stronę Cathedrala..I to szybko!

[22:09] <Adol> "Jest daleko..."

[22:09] <Leo> - Uważaj żeby nie ściągnąć ich uwagi - wskazuję na pajęczaki.

[22:09] <Adol> Nic nie mowie, tylko daje pelna predkosc.

[22:09] <The_Doctor> Niestety Kaloni zauwazyli was i kilkanascie czarnych poajzdow ruszylo w waszym kierunku

[22:10] <Yui> -A co z tym maskowaniem?!

[22:10] <The_Doctor> - Maskowanie sprawne - pojawil sie napis

[22:10] <Yui> -...Ale i tak nas widzą. Cu-dnie.

[22:11] <Adol> Oceniam czy zdazymy dotrzec do okretu zanim oni zlapia nas.

[22:11] <Leo> - Może to nie o nas chodzi -powiedziałem i tak znając odpowiedź.

[22:11] <The_Doctor> - Sygnatura Spiralna jest jednak zbyt silna by ukryc ja przed czujnikami

wiekszych okretow, niemniej mniejsze beda musialy walczyc na slepo

[22:11] <Yui> - Czyli musimy najpierw zniszczyć większe...

[22:12] <The_Doctor> <erm... jeden gunmen wersus 5 okretow wielkosci ksiezyca... powodzenia =) >

[22:12] <Adol> <break the unbreakable ;]>

[22:12] <Yui> <Aż tak wielkie? -.- Trzeba było wcześniej.>

[22:12] <Leo> - Pierw te małe, będzie łatwiej, bo nas nie widzą. Zresztą tamci są "trochę" więksi.

[22:13] <The_Doctor> <"niewiele mniejsze niz okret klasy Cathedral" as in "Cathedral Terra" zwany tez "Arc Gurren">

[22:13] <Yui> - Um..Po namyśle..Lećmy w stronę naszych...

[22:14] <Adol> - Strzelanie nas zdradzi od razu. - Sprawdzam czy moge ponownie przyzwac wiertlo, nadal pedzac przede wszystkim ku Cathedralowi.

[22:15] <The_Doctor> W miare jak sie zblizacie, widzicie, ze okret jest w oplakanym stanie

[22:15] <The_Doctor> Zniszczenia sa tak powazne, ze cudem trzyma sie w jednym kawalku

[22:15] <Adol> - To... niezbyt zachecajace.

[22:15] <Yui> - ...wracajmy na ziemię...

[22:15] <Leo> - Wydaje mi się, że nam nie pomoże.

[22:16] <The_Doctor> Niemniej, gdy zblizyliscie sie jeszcze bardziej dziala ozyly i w kilka sekund pozbyly sie poscigu. Chwile pozniej pojaiwl sie sygnal naprowadzajacy was do wnetrza

[22:16] <Yui> - O!

[22:16] <Adol> - Doszlismy az tu. Lecmy dalej.

[22:17] <Leo> - Czyli jednak. Uważaj przy lądowaniu, mocniej stukniesz to się rozleci.

[22:17] <The_Doctor> Adol - czujesz coraz wieksze zmeczenie. Trudy dnia wycisnely swe pietno, ale to cos wiecej. Jestes naprawde wycienczony

[22:18] <Adol> Usmiecham sie mimo woli, podazajac za sygnalem, ale czuje ze sie nieco slaniam w fotelu pilota.

[22:18] <Adol> "Zmeczenie... juz?"

[22:18] <The_Doctor> Nagle tuz kolo was pojawil sie jeden czarny pojazd, ktory jakims cudem uniknal ostrzalu

[22:19] <The_Doctor> - Nie widze cie wielkoglowy, ale wiem ze gdzies tu jestes. Zniszcze cie

[22:19] <The_Doctor> Z ciala czarnego mecha wytrzelily dziesiatki niewielkich swidrow lecace we wszystkie strony

[22:19] <Yui> - Szybko, do Cathedrala! Nie widzi nas...

[22:20] <The_Doctor> JEden z nich przebil lewa noge Jougena

[22:20] <The_Doctor> - Powazne uszkodzenia lewej konczyny - pojawil sie kolejny napis

[22:20] <Yui> - Lećmy dalej!

[22:20] <Adol> "CHOLERA..." Wyciskam wszystko co moge z silnikow aby schowac sie za pancerzem okretu.

[22:20] <Yui> - Naprawimy to zniszczenie później...

[22:20] <The_Doctor> wskaznik spadl do polowy pierwszego obrotu

[22:21] <Adol> - Dluzej nie pociagne... - mowie, sapiac.

[22:21] <Yui> - Ej, Leo, zmień go..

[22:21] <Yui> - Ja um... Nie mogę... wiesz.

[22:21] <Leo> - Dawaj, sam musisz odpocząć - mówię do Adola.

[22:22] <Adol> - ... dobrze. Blokuje chwilowo stery, po czym usuwam sie z fotela.

[22:23] <Adol> Za chwile tez tak robie, w miare dostepnosci miejsca z tylu.

[22:23] <The_Doctor> Pajeczak nadal strzela we wszystkie strony, pociski przelatuja bardzo blisko, zmuszajac Leo do rozpoczaliwych unikow, nim jeszcze nauczyl sie sterowania

[22:24] <The_Doctor> Z drugiej strony okret jest jz tak blisko ze przeslania caly widok

[22:24] <Yui> -SZYBCIEJ!

[22:24] <Adol> "Co za rozmiary..."

[22:25] <Leo> Dalej lecę w stronę statku, unikając w miarę możliwości. - Staram się!

[22:25] <The_Doctor> Wskaznik Spiralnej Energii ani drgnie, mimo zmiany pilota...

[22:25] <Yui> -Jeszcze trochę..

[22:26] <Leo> "Cholera, szybciej, chociaż trochę!".

[22:26] <The_Doctor> Kolejny pocisk trafia

[22:26] <The_Doctor> - HAHA, a teraz tez cie widze!

[22:26] <The_Doctor> - System maskowania uszkdzony

[22:26] <Yui> -CO?

[22:26] <Yui> -Dobra, chyba nie mamy wyboru...

[22:26] <Adol> - Posłuchaj... Leo... Skup sie. Daj mu wszystko. Pomysl ze... to wszystko co musisz zrobic. Skup sie...

[22:26] <Leo> - Dość! - odwracam się i strzelam wszystkim co mam. Lecę też w jego stronę z zamiarem wyrwania mu tych nóżek.

[22:27] <The_Doctor> - Wreszcie zaczynasz walczyc, to bedzie zabwane!! HAHAHA!!!!

[22:27] <The_Doctor> Pajeczak polaczyl swe gorne konczyny w dwa duze swidry i natral na ciebie odbijajac pociski

[22:28] <Yui> Uśmiecham się lekko. - Leo, wierzę w ciebie.

[22:28] <Adol> - Pokaz mu.

[22:28] <The_Doctor> Dziala Cathedrala znow sie odezwaly, ale nie mgoa trafic pojedynczego celu

[22:29] <The_Doctor> Za to czujniki wskazuja, ze duze okrety wroga zauwazyl yco sie dzieje i dwa powoli plyna w waszym kierunku

[22:29] <Yui> -Oj

[22:30] <Leo> Słyszę co do mnie mówią i myślę tylko o tym aby załatwić drania. Lecę w jego

stronę jak szybko się da i w ostatnim monecie robię szybki zwrot aby uniknąć jego świdrów oraz mieć lepsża pozycję do ataku..

[22:31] <The_Doctor> Pajak wykonal dwa blyskawiczne ciosy, ale Jougen minal go unikajac obu wystrzal z dziala Leerona oderwal kawal pancerza, a karabin poznaczyl plecy przeciwnika

[22:31] <Yui> -HA!

[22:32] <The_Doctor> W tym momencie jednak czarny mech zawrocil a jeden ze swidrow wbil sie w ramie Jougena odrywajac lewa reke

[22:32] <Yui> <One są zsynchronizowane z pilotem?>

[22:32] <The_Doctor> <nah, to nie eva ;p>

[22:33] <Adol> - Pokaz mu swider!

[22:33] <The_Doctor> <Kamina sam sobie urwal reke zeby slapnas Simona ;)>

[22:33] <Yui> <Chwilami miałam wrażenie,że są. Ale ok>

[22:33] <Adol> <^^,>

[22:33] <Yui> <A no tak ;]>

[22:33] <Yui> <BITCHSLAP XD>

[22:33] <The_Doctor> <rocket punch w wykonaniu tego animca xD>

[22:33] <Felessan> <pokaż mu świder... perwersy ^^>

[22:35] <Leo> - I to ma mnie powstrzymać? Tym gorzej dla ciebie, zginiesz pokonay przez jednorękiego! - jestem wkurzony i to bardzo. Łapię urwaną rękę i rzucam ją z całej siły we wroga, a następnie lecę na niego strzelając i staram się go przebić, bez żadnych ceregieli.

[22:36] <The_Doctor> Wreszcie wskaznik sie poruszyl i zaczal wypelniac. Druga reka Jougena zmienila sie w swider, ale przeciwnik bez problemow zablokowal cios

[22:37] <Leo> <czekasz na wywrzeszczany atak jak przypuszczam ;]>

[22:37] <The_Doctor> <niekoniecznie >

[22:38] <The_Doctor> <uzalem ze na tej sesji tym potezniejszy atak im bardziej epicki lub goracoglowy>

[22:38] <Yui> <zgodnie z duchem serii! ^^>

[22:38] <Adol> <think EPIC d:D>

[22:39] <Yui> -Przewierć się przez drania!

[22:40] <Leo> Ciągle napieram. Nie ważne, ze blokuje, nie ważne, że świder zaraz się rozleci. Po prostu to robię. Pomogam sobie silnikami ustawiając maksymalny ciąg.

[22:40] <Adol> - DAWAJ!...

[22:40] <The_Doctor> - HAHAHAHAHAHAHAHAHAH... he?

[22:41] <Yui> - Zabawne...Ale nie dal ciebie...

[22:41] <The_Doctor> Nagle swidry wroga rozpadly sie na kawalki, a chwile pozniej bron Jougen wbila w pancerz wroga

[22:41] <Adol> "No..."

[22:42] <Adol> Usmiecham sie blado.

[22:42] <Leo> - A mogłeś uciec... - Wbijam się głebiej i po prostu rozrywam wroga na strzępy.

[22:42] <Yui> -Mocnieeej! - śmieję się, chociaż sama nie walczę. Odwróciło się, teraz to my mamy ubaw.

[22:43] <The_Doctor> Po chwili jest po walce. Jednak nie ma czasu na radosc, pedzicie w kierunku okretu...

[22:44] <The_Doctor> Wlatujecie do srodka

[22:45] <The_Doctor> - Kierujcie sie do przetwornikow superspirlanych, musimy sie stad wynosic - tym razem komunikacja jest juz wyrazna

[22:45] <Yui> - Jesteśmy bezpieczni...Ufff..

[22:45] <Leo> - Póki co.

[22:46] <Adol> - Co teraz...

[22:46] <Leo> - Robimy jak mówią. - kieruję się do tych całych przetworników.

[22:46] <The_Doctor> - Potrzebuje Spiralnej Energii, zeby odpalic znowu naped Warp, podlacz sie do przetwornikow

[22:47] <The_Doctor> - Aby dokonac polaczenia potrzebne beda wszystkie cztery konczyny. Czy mam rozpoczac regeneracje? - spytal komputer pokladowy

[22:48] <Leo> - Tak.

[22:49] <The_Doctor> Wskaznik energii gwaltownie spadl, gdy wyplynela ona z pancerza powoli

nabierajac kształtu i zmieniajac sie w utracona reke oraz naprawiajac noge

[22:49] <The_Doctor> Po chwili wszystkie cztery konczyny zmienily sie w swidry i polaczyly z duzo wiekszymi okretu.

[22:50] <Yui> -Um...Możemy wyjść?

[22:50] <The_Doctor> Zaledwie kilka sekund pozniej ilosc energii spadla do zera. Leo zemdlal, Jougen na chwile przygasl, gdy przelaczyl sie wylacznie na zasilanie elektryczne

[22:51] <The_Doctor> Poczuliscie silne wstrzasy

[22:51] <Yui> -?

[22:51] <The_Doctor> - Strzelaja do nas, robie co moge, ale nie mamy dosc mocy - nadszedl komunikat - Nie macie jakichs rezerw?

[22:51] <Adol> - Leo...

[22:52] <Adol> Przechwytuje stery, gotow dac z siebie absolutnie wszystko.

[22:52] <Yui> -Przestań!

[22:52] <Leo> <będę miał towarzystwo>

[22:52] <Adol> - Nie. Tak trzeba.

[22:53] <Yui> - Trzeba?

[22:53] <The_Doctor> Wskaznik skoczyl na chwile, a potem nagle ciemne dotad pomieszczenie przetwornika rozjazylo sie swiatlem

[22:53] <The_Doctor> Kilka sekund pozniej i nadszedl komunikat:

[22:54] <The_Doctor> - Jestesmy bezpieczni, mozecie wysiasc.

[22:54] <The_Doctor> - I co to do cholery za pojazd?

[22:54] <Yui> - Nareszcie...

[22:54] <Adol> - Pomoz mi z Leo...

[22:54] <Yui> Pomagam Adolowi wynieść Leo.

[22:55] <The_Doctor> Drzwi do pomieszczenia otworzyly sie z sykiem gdy wy powoli kladziecie Leo na ziemi u stop Jougena

[22:55] <The_Doctor> Wreszcie widzicie tajemniczy glos, ktory was tu wezwal.

[22:56] <The_Doctor> Beastmen o drapieznym usmiechu, slomianych wlosach, dziwnych nieproporcjonalnych rekach

[22:56] <Yui> <*.*>

[22:56] <The_Doctor> Beastmen, ktorego zna kazde dziecko w galaktyce

[22:56] <Yui> <*squeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee*>

[22:56] <The_Doctor> Admiral Viral

[22:56] <Adol> <BRACE FOR EPIC>

[22:56] <Leo> <wiedzialłem =D>

[22:57] <Yui> Czerwienię się, dygam... I milczę gapiąc się w podłogę.

[22:57] <Adol> - Co za... zbieg... - po raz kolejny jestem kompletnie zaskoczony.

[22:57] <Yui> <Viraru-sama, idol wszystkich Beastmenskich nastolatek XD>

[22:58] <The_Doctor> Leo odzyskujesz przytomnosc

[22:58] <The_Doctor> Viral patrzy na was z dziwnym wyrazem twarzy

[22:58] <Leo> Powoli otwieram oczy i siadam na ziemi. Wpatruję się w beastmena i nagle uświadamiam sobie, że to ON.

[22:58] <The_Doctor> - Trojka dzieciakow...

[22:59] <The_Doctor> - Trojka cholernych dzieciakow, kiedy Federacje atakuje przeciwnik z innej galaktyki

[22:59] <The_Doctor> Nagle usmiechnal sie szeroko, a ten usmiech w kazdej zywej istocie wywoluje dreszcz strachu

[22:59] <The_Doctor> - A juz myslalem, ze w tym stuleciu tez bede sie nudzil!

[22:59] <Adol> - Tak... bywa - sile sie na slaby usmiech kiedy moj mozg przetrawia czesc o "innej galaktyce"

[23:00] <Yui> -Ummmmmmmmm....

[23:00] <Leo> - Miło, ze dostarczymy Panu rozrywki.

[23:00] <The_Doctor> - Za mna

[23:00] <The_Doctor> Odwrocil sie na piecie i ruszyl w kierunku drzwi przez ktore wszedl

[23:00] <Adol> Podazam poslusznie.

[23:00] <Leo> Bez słowa wstaję i idę za Admirałem.

[23:01] <Yui> Przestaję gapić się w podłogę, poprawiam okulary, wygładzam wszystkie zmarszczki na ubraniu jakie mogę znaleźć i idę.

[23:01] <The_Doctor> Znalezliscie sie na zapasowym mostku. Nie sposob zauwazyc, ze jest pusty. Viral podszedl do jednego ze stanowsik, sprawdzil odczyty, podbiegl do innego i wcisnal kilka guzikow

[23:02] <The_Doctor> - Pewnie zadne z was nie ma pojecia o pilotowaniu takiego okretu?

[23:02] <Leo> - Nie bardzo.

[23:02] <Yui> - Um...Gdzie wszyscy?

[23:02] <Adol> Rozgladam sie cicho.

[23:03] <The_Doctor> - Nie zyja. Byli slabymi idiotami - mimo ze Admiral probuje udawac ze nie obeszlo go to, dostrzegacie przez chwile grymas bolu na jego twarzy

[23:03] <Yui> - Ale jak -

[23:03] <Adol> - Oni.

[23:04] <Yui> - Ale jesteśmy w środku Cathedrala.. JAK?

[23:04] <The_Doctor> - Ten okret to Cathedral Mercurius. Najpotezniejszy jaki kiedykolwiek wyprodukowaly stocznie Ziemi. Oddelegowany wraz z kilkoma mniejszymi okretami do obrony zewnetrznych granic Federacji.

[23:05] <The_Doctor> - Ale gdy zostalismy zaatakowani przez tych sukinsynow... To spiralni

wojownicy, prawdziwi, tacy jakich nie widzialem... od ponad stu lat.

[23:05] <The_Doctor> - Nie mielismy szans.

[23:06] <The_Doctor> - Uszkodzenia byly tak powazne, ze system podtrzymywania zycia przestal dzialac.

[23:06] <The_Doctor> - Dwa dni zajelo mi naprawianie go, a mozecie mi wierzyc, niesmiertelne cialo nadal odczuwa bol oddychania proznia - koncowke powiedzial dziwnie cicho

[23:07] <Yui> - I..I...I co teraz, proszę pana?

[23:07] <The_Doctor> - W ostatniej chwili, na slepo odpalilem Warp i pozostawalem w nim tak dlugo, jak moglem.

[23:08] <Leo> "Samemu sterować takim okrętem. Jednak nie przesadzają opowiadając o nim."

[23:08] <The_Doctor> - Niestety gonili mnie i dorwali. A teraz czas na wasza opowiesc. Co TO jest?

[23:08] <Adol> "...I co teraz?" Podchodze do jednego ze stanowisk i patrze pusto w ekrany. "Co dalej?"

[23:08] <Leo> - To Jougen.

[23:10] <The_Doctor> - To mi wiele nie mowi.

[23:10] <Yui> -Um...To...Taki mocniejszy Gunman...Dużo.

[23:10] <Adol> <:]>

[23:10] <Adol> - Nowa maszyna. Mialem robic loty probne gdy...

[23:11] <The_Doctor> - Rzeczywiscie, wyglada jak Gunamn...

[23:11] <Leo> <mieliście dokończyć ^^'>

[23:12] <Adol> <Adol nie byl na briefingu ;p>

[23:12] <The_Doctor> - Dlaczego wlasciwie wyglada jak Gunman?

[23:12] <Yui> Wzruszam ramionami. - Niektórzy lubią styl retro...

[23:12] <Leo> - Mój ojciec i jednocześnie konstruktor, mówił, że woli klasyczny wygląd. No i opiera się na ich planach.

[23:13] <The_Doctor> - Kto z was go pilotowal?

[23:13] <Yui> Wskazuję na Leo i Adola.

[23:13] <Adol> - Najpierw ja, a potem Leo.

[23:13] <The_Doctor> Viral zmruzyl oczy

[23:13] <The_Doctor> - HA, mowilem tym GLUPCOM.

[23:14] <The_Doctor> - Tlumaczylem.

[23:14] <Yui> -Hm?

[23:14] <The_Doctor> - Ale co stary Beastmen moze wiedziec o Spiralnych istotach, co nie?

[23:14] <Yui> - Co pan tłumaczył?

[23:14] <Adol> Otwieram szerzej oczy z zaciekawieniem.

[23:14] <Leo> Wsłuchuję się uważnie.

[23:15] <The_Doctor> - Jakie jest prawdopodobienstwo, ze dwoch spiralnych wojownikow znajdzie sie w kokpicie maszyny, w ktorej moga wykorzystac swoja moc, w chwili gdy atakuje potezny wrog?

TO BE CONTINUED

I w tym jakże dramatycznym momencie sesja się skończyła, druga część wkrótce...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[18:52] <The_Doctor> Male podsumowanie: trojka dzieciakow laduje w kokpicie

prototypowego mecha -

Jougena gdy ich rodzinna planeta jest atakowana przez nieznanych najezdzcow. Dwoch z nich okazuje

sie byc dosc poteznymi spiralnymi wojownikami, aby walczyc jak rowny z rownym z szeregowcami

przeciwnikow.

[18:53] <The_Doctor> Wreszcie trio trafia na zniszczony Ziemiski okret dowodzony

przez... Adrmiala Virala

[18:53] <The_Doctor> - Jakie jest prawdopodobienstwo, ze dwoch spiralnych wojownikow znajdzie sie

w kokpicie maszyny, w ktorej moga wykorzystac swoja moc, w chwili gdy atakuje potezny wrog?

[18:53] <The_Doctor> <teraz wszyscy ida sobie puscic opening :D>

[18:55] <ADORU> "Szansa... jedna na milion?" - myślę, słuchając z zaciekawieniem.

[18:55] <The_Doctor> Sala dowodzenia byla cicha i zimna. Wszyscy troje patrzycie po sobie

zastanawiajac sie o co chodzi Admiralowi

[18:57] <The_Doctor> - Ziemia w czasach historycznych dala zycie tylko dwojce Spiralnych

Wojownikow - powiedzial cicho Viral

[19:05] <The_Doctor> - Tak przynajmniej mowia ksiazki do historii

[19:05] <ADORU> - To było *wtedy*, prawda?

[19:06] <The_Doctor> - Bo prawda jest taka, ze spiralny wojownik sie nie rodzi... spiralnym

wojownikiem staje sie osoba, ktora w chwili potrzeby ma do dyspozycji srodki i odwage by je

wykorzystac.

[19:06] <The_Doctor> <Rankin - nie, nie naczytalem sie za duzo exalta przed ta sesja ;]>

[19:07] <YUI> <hieh>

[19:07] <ADORU> <bo nie ma czegos takiego jak "za duzo" Exalted, c'nie? ;]>

[19:07] <The_Doctor> <=)>

[19:07] <YUI> <ehm>

[19:08] <The_Doctor> Jakis ekran zaczal migac czerwono. Viral z wyraznym zniecheceniem podszedl

do niego i zaczal uwaznie sie przygladac

[19:09] <YUI> -Stało się coś?

[19:09] <LEO> "Czerwone miganie? Na pewno coś złego." Spoglądam na ekran zza pleców Admirała.

[19:10] <YUI> Też zapuszczam żurawia

[19:10] <The_Doctor> - Dwa okrety wroga przypiete do naszej fali fazowoprzestrzennej. W chwili gdy

wylacze hipernaped zaatakuja

[19:10] <YUI> -Nie musimy się ruszać, prawda?

[19:10] <ADORU> - Co możemy zrobić?

[19:10] <YUI> <Yay! Technobabble!>

[19:11] <The_Doctor> - Musimy w koncu kiedys wrocic do zwyklej przestrzeni.

[19:11] <The_Doctor> - Musimy jakos ostrzec Ziemie i reszte Federacji.

[19:11] <YUI> -Została jeszcze jakaś broń?

[19:12] <The_Doctor> - A najchetniej sam skopalbym im wszystkim tylki, ale ten okret nie jest w

tej chwili w stanie...

[19:12] <LEO> - My przynieśliśmy tutaj najlepszą.

[19:13] <YUI> -Ale jest tylko jeden.

[19:13] <The_Doctor> - Mam troche dzial, ale nic czym moglbym strzelac zanim rozniosa nas na

strzepy

[19:13] <YUI> - I co, będziemy tak czekać na śmierć?

[19:13] <The_Doctor> - MYSLE!

[19:14] <YUI> Kulę się.

[19:14] <ADORU> - czy Jougen nie może wspomóc statku energią, tak jak wtedy?

[19:14] <YUI> -I tak brakuje nam broni, prawda?

[19:14] <The_Doctor> - Czy ktorys z was jest choc w przyblizeniu dosc silny by naladowac caly

statek?

[19:15] <YUI> -Ja na pewno nie, niestety.

[19:15] <ADORU> - Err... Nie mierzono nas nigdy... Ale spróbować chyba możemy, nie?

[19:16] <LEO> - Cały? Można spróbować, ale na cuda lepiej nie liczyć, tym bardziej, że niedawno

walczyliśmy.

[19:16] <The_Doctor> - Dowcip polega na tym, ze nikt kogo mierzono nigdy nie wykazal dosc sily,

by poruszyc Laganna, to wam probuje wytlumaczyc

[19:16] <YUI> -Właśnie, może trochę odpoczniemy? Potrzebujemy i może coś wymyślimy...

[19:17] <The_Doctor> - Nie ma czasu. Co wlasciwie potraficie?

[19:17] <ADORU> "Poruszyć Laganna..."

[19:17] <YUI> - W jakim sensie?

[19:18] <ADORU> - Ja potrafię... pilotować maszyny. W każdym razie nie rozbiłem się dotąd -

uśmiecham się lekko.

[19:18] <The_Doctor> - Dobra, ci dwaj niezle imituja Simona, musze to przyznac, przez chwile...

niewazne... ale musicie miec jakies inne zdolnosci

[19:18] <YUI> -Ummmmm.... Sporo wiem. O maszynach i takich tam..

[19:18] <YUI> Czerwienie się, gapię się w ziemię i tak dalej...

[19:18] <The_Doctor> Yui - Viral spojrzal na ciebie z naglym blyskiem w oku

[19:18] <LEO> - Ja gram na gitarze.

[19:19] <YUI> -T-t-tak?

[19:19] <The_Doctor> - Co wiesz o przetwornikach spiralnych?

[19:19] <The_Doctor> - Albo generatorze fazy Theta?

[19:20] <YUI> <-.->

[19:20] <YUI> <Improwizować?>

[19:20] <The_Doctor> - Albo... widzialas moze kiedykolwiek mierniki temporalne?

[19:20] <The_Doctor> <be my guest>

[19:20] <The_Doctor> <tylko bez przegiec, to wiedza przekraczajaca podstawowke... :D>

[19:22] <The_Doctor> <...>

[19:22] <YUI> - Przetworniki spiralne? Zajmowałam się tylko najproszymi, ale z tego, co mi

wiadomo to wszystkie mocniejsze działają bardzo podobnie... Generatowy fazy Theta. Zwykłej, czy

odwróconej? A co do mierników temporalnych...MASZ TU TAKIE!!??

[19:23] <The_Doctor> - Zartujesz? Za mna!

[19:23] <YUI> -Zawsze chciałam takiego rozkręcić, ale nie są dostępne normalnie na rynku-

[19:23] <ADORU> Słucham cicho i z podziwem, jak żaba na wykładzie o lataniu.

[19:23] <YUI> Poprawiam okulary i podążam...

[19:24] <The_Doctor> - WSZYSCY!

[19:24] <LEO> Idę za Yui i Viralem.

[19:24] <ADORU> Podskakuję i podążam za resztą.

[19:25] <The_Doctor> -Viral niemal biegiem poprowadzil was korytarzami, czasem zmuszajac do

przeciskania przez ledow otwierajace sie drzwi, innym razem omijajac cale skecje gdzie nie dziala

podtrzymywanie zycia

[19:25] <The_Doctor> Wreszcie znalezliscie sie w maszynowni gdzies pod przetwornikami gdzie

podlaczony jest Jougen

[19:25] <The_Doctor> Viral wskazal Yui rzad instalacji

[19:26] <The_Doctor> - Jesli potrafisz zmusic choc dwa do dzialania... bedziemy mogli namierzac

wrogow wzdluz linii czasowych.

[19:34] <YUI> - W jakich okolicznościach przestało działać?

[19:35] <The_Doctor> - Gdzies miedzy wielkim wiertlem wbijajacym sie w burte a nieudana proba

unikniecia okolo setki torped...

[19:35] <YUI> Oglądam urządzenia.

[19:37] <The_Doctor> Sa w kiepskim stanie, ale jedno moze uda sie uratowac, bo najwyrazniej

spalily sie tylko przewody doprowadzajace energie. Drugie wymaga wielu czesci zamiennych i przy

odrobinie szczescia moze ruszyc

[19:38] <The_Doctor> Viral zniknal gdzie sby po chwili wrocic z narzedziami i czesciami

zapasowymi. Oczywiscie jest ich za malo...

[19:38] <YUI> -No dobrze...Zrobię, co mogę...

[19:38] <YUI> Zabieram się do roboty. Zaczynam od wymiany przewodów.

[19:40] <The_Doctor> - Mamy dodatkowy problem, bez komputera pokladowego nie wykonamy potrzebnych

obliczen

[19:40] <The_Doctor> - Głowny i zapasowy sa niestety tylko wpsomnieniem

[19:40] <YUI> -Komputerów niestety nie przywrócę....

[19:40] <ADORU> Podniosłem głowę - a komputer Jougena? Potrafi myśleć..

[19:40] <LEO> - Jougen ma na pokładzie komputer biologiczny.

[19:41] <ADORU> Uśmiecham się.

[19:41] <The_Doctor> Viral usmiechnal sie drapieznie

[19:42] <YUI> -Telepaci się znaleźli..- Wracam do lutowania drutów.

[19:42] <LEO> Zerkam na Adola. "Przynajmniej myślimy podobnie."

[19:42] <The_Doctor> - Naprawie komunikacje na tyle, by Jougen mogl polaczyc sie z urzadzeniami

Cathedrala

[19:42] <ADORU> Pokazuję Leo kciuk w górę.

[19:42] <YUI> - Ja postaram się uratować te urządzenia...

[19:43] <The_Doctor> - Jeden z was musi podladowac nasze zasoby energii, drugi do sterowki,

przejdzie szybki kurs strzelania...

[19:43] <ADORU> - Leo? Niedawno zemdlałeś...

[19:44] <LEO> Uśmiechm się do Adola. - Bez przesady, nie jest tak źle. Ale może masz rację, ja

sobie postrzelam.

[19:45] <The_Doctor> Leo - wracasz na zapasowy mostek.

[19:45] <ADORU> Jeszcze chwilę stoję, po czym ładuję się do Jougena, czekając na sygnał do

rozpoczęcia ładowania.

[19:45] <The_Doctor> - W dawnych czasach wystarczylo entuzjastycznie naciskac ten duzy guzik -

wyjasnil Viral

[19:45] <ADORU> <Attenborough :D>

[19:45] <LEO> <Attenborough xD>

[19:46] <ADORU> <XD>

[19:46] <YUI> <;]>

[19:46] <LEO> <...>

[19:46] <The_Doctor> - JEdnak nie mamy na to energii, obserwuj te dwa wskazniki, tu masz

informacje o namierzaniu, strzelaj tylko gdy bedziesz mial pewnosc, ze mamy drani

[19:47] <YUI> Dalej lutuję..Zostało niewiele.

[19:48] <LEO> Siadam na miejscu i patrzę na wskaźniki. Kładę palce na przycisku aby być gotowym.

[19:48] <The_Doctor> Viral znow gdzies znikl...

[19:48] <ADORU> Ziewam w fotelu, raczej z nudów...

[19:49] <YUI> Skończyłam lutowanie i sprawdzam, czy to coś działa.

[19:49] <The_Doctor> Adoru - Jougen wyswietlil informacje, ze udalo sie dokonac polaczenia z

systemami Cathedrala

[19:50] <The_Doctor> Yui - wydaje sie ze tak

[19:50] <ADORU> "Doskonale." Rozpoczynam ładowanie.

[19:51] <YUI> Oglądam drugą maszynę.

[19:56] <The_Doctor> Wskaznik w Jougenie drgnal, gdy Adoru nieco sie skupil. Wydaje sie to

prostsze niz poprzednim razem

[19:57] <The_Doctor> Yui - oba urzadzenia dzialaja, choc jedno szybko robi sie niebezpiecznie

gorace

[19:57] <The_Doctor> Leo - na ekranie zaczely pojawiac sie nowe informacje

[19:57] <YUI> - Zaraz się nam coś przegrzeje!

[19:58] <LEO> Spoglądam uważnie na ekran i odczytuję dane.

[19:58] <The_Doctor> Jougen najwyrazniej korzystajac ze skrzynek naprawionych przez Yui wylicza

gdzie znajdowali sie i gdzie beda znajdowali sie przeciwnicy na mapie temporalnej

[19:58] <ADORU> - Dużo jeszcze wytrzyma? - pytam się Yui.

[19:58] <The_Doctor> i ustawia dziala by strzelaly dokladnie w te miejsca

[19:58] <YUI> - Nie za długo, jak tego nie schłodzimy!

[19:58] <The_Doctor> po chwili wskazniki rozblysly zielono, gdy jeden z wrogich okretow znalazl

sie w polu razenia

[19:59] <LEO> Natychmiast naciskam przycisk korzystając z okazji.

[20:00] <The_Doctor> Jeden z okretow zniknal

[20:00] <ADORU> "Niech to wszyscy... Lepiej abyśmy zdążyli..."

[20:00] <The_Doctor> Jougen blyskawicznie zabral sie za wyliczanie wspolrzednych drugiego

[20:00] <The_Doctor> do sterowki wpadl Admiral

[20:01] <The_Doctor> - Jak idzie?

[20:01] <LEO> - Jeden zdjęty. Jak coś nie nawali to sobie poradzę.

[20:02] <The_Doctor> Leo - masz drugiego na celowniku ale nie dosc mocy na pelna salwe

[20:02] <The_Doctor> - Musimy przeniesc sie do zwyklej przestrzeni, natychmiast, inaczej... nie

umiem wyjasnic co dokladnie sie z nami stanie

[20:03] <YUI> -Mogę sie na coś przydać?

[20:03] <LEO> Strzelam mimo to, mam nadzieję, że uda się go chociaż poważnie uszkodzić. Nie moze

się zblizyć.

[20:04] <ADORU> - Nie ma dość mocy? Nie ma mowy, musimy zgarnąć tych drani... - przypomniało mi

się, co zrobili z miastem i z naszym światem, zacisnąłem zęby i dłonie na sterach...

[20:04] <The_Doctor> Leo - strzeliles...

[20:05] <The_Doctor> Po chwili Catedral wylonil sie z innej przestrzeni w ktorej sie ukrywal.

Niedaleko pojawil sie niszczyciel Kalonu, plonacy

[20:06] <The_Doctor> Niemniej nie zniszczony. Czujniki wskazuja, ze sam okret jest niezdolny do

walki, ale wypuszcza niewielkie czarne ksztalty...

[20:07] <ADORU> - Znowu te statki?

[20:07] <ADORU> <*ganmeny -.->

[20:07] <LEO> Natychmaist sprawdzam ilość pozostałej mocy i staram się zidentyfikować obiekty.

"No, a teraz drobnica..."

[20:08] <The_Doctor> Yui - na nic wiecej nie przydasz sie na dole, nie masz dosc czasu na

naprawienie czegokolwiek, wiec wrocilas na mostek

[20:08] <The_Doctor> Widzisz, ze Admiral pierwszy raz wyglada naprawde niepewnie

[20:09] <The_Doctor> - Mozemy zapomniec o dzialach, ten ostatni strzal cos nam uszkodzil... cud

ze strzelaly tak dlugo... nie mamy tarcz... nie mamy nic

[20:10] <LEO> - Nic? Mamy jedną sprawną broń.

[20:11] <YUI> - Mogę coś zrobić?

[20:12] <The_Doctor> Wrogowie zblizaja sie z duza szybkoscia

[20:12] <The_Doctor> normalnie ciezko byloby sobie wyobrazic, by drobne pojazdy mogly zagrozic

gigantycznemu okretowi...

[20:13] <The_Doctor> A jednak, za ich sterami siedza spiralni wojownicy. Za chwile zostaniecie

przerobieni na sito

[20:13] <YUI> Patrzę na rosnące sylwetki.

[20:13] <ADORU> Siedzę cicho przez chwilę, szukając w głowie pomysłu, rozwiązania.

[20:15] <LEO> Wstaję i patrzę na wrogów. - Może Jougen... I tak nie mamy za wilekiego wyboru.

[20:15] <ADORU> - Została jeszcze jakaś broń dla ganmenów?

[20:17] <YUI> -Hmmm...

[20:17] <The_Doctor> - Hangar 7, powinny tam byc typowe dzialka, lance swietlne, i snajperki

[20:18] <YUI> -Mogę coś przerobić, jakby co.

[20:18] <LEO> - Lecimy - mówię i idę w stronę rzeczonego hangaru.

[20:19] <ADORU> - Zdążymy coś zamontować? - zapytałem, uwalniając Jougena ze świdrów okrętu.

[20:19] <The_Doctor> - To bron trzymana, nie montowana

[20:20] <ADORU> - Świetnie - skierowałem się do Hangaru 7.

[20:21] <YUI> - Umm...

[20:21] <The_Doctor> - Hej, chyba nnie spytalem, jak wlasciwie sie nazywasz?

[20:22] <YUI> -hm?

[20:22] <The_Doctor> <jedna sprawa, Adol, lecisz sam, czy zbierasz leo po drodze?>

[20:23] <The_Doctor> - Imie, masz chybas jakies, mala.

[20:23] <LEO> Uśmiecham się pod nosem. "Mała

[20:23] <ADORU> <Jougen nie posiada "inventory", nie? Biorę tylko tyle ile utrzymam? || Raczej

nie - a Leo chce lecieć? ;]>

[20:23] <LEO> <Ups>

[20:24] <YUI> <FAIL>

[20:24] <LEO> <a co mam siedzieć na pokładzie? Lecę.>

[20:24] <YUI> <Mówił do niej "Yui", z tego co pamiętam...A teraz o imię pyta :3>

[20:25] <The_Doctor> <nie mowil, ja mowilem -.->

[20:26] <ADORU> <to daj znać in character :) | Imię tylko Leo było wymienione IIRC>

[20:26] <YUI> -Yui, proszę pana...

[20:26] <The_Doctor> - Ladnie... - powiedzial cicho patrzac na zblizajacych sie wrogow.

[20:27] <The_Doctor> Leo & Adoru - obaj jestesciew Jougenie, i dotarliscie do zbrojowni

[20:27] <The_Doctor> Co bierzecie?

[20:28] <ADORU> Łapię lancę świetlną i działko. - Jak myślisz? - mówię ni to do Leo ni to do

siebie.

[20:29] <LEO> - Ok, chyba dobrze. Śpieszmy się, są coraz bliżej. - mówię otwierając kokpit

Jougena.

[20:30] <ADORU> - Wiem, wiem. Zamknij kokpit - startuję i opuszczam okręt.

[20:30] <The_Doctor> Jougen wystrzelil poza okret i wtedy dopiero zrozumieliscie jak bardzo

oplakana jest wasza sytuacja...

[20:30] <YUI> Patrzę, jak lecą.

[20:30] <The_Doctor> kilkadziesiat celow

[20:31] <YUI> Odwracam się w stronę Virala. - I-i-i co teraz?

[20:31] <The_Doctor> - Yui... Nie irytuje cie to?

[20:31] <YUI> -Umm...Co?

[20:31] <LEO> <kurde, zapomniałem, ze jesteśmy w środku...>

[20:31] <The_Doctor> - Ze oni moga walczyc a my... nie

[20:32] <ADORU> <piszę, może chwilę potrwać :)>

[20:33] <The_Doctor> - Wiesz, nie przylecialem tutaj przypadkiem... Ale musialbym cie zostawic

sama na tym okrecie... Na tym niemal martwym wraku. Bo ty nie przezyjesz tego co zamierzam zrobic.

[20:33] <YUI> -A c-co..

[20:34] <The_Doctor> Viral usmiechnal sie, ale w tym usmiechu nie ma zwyklej drapieznosci ani

pewnosci siebie

[20:34] <The_Doctor> - Nie mamy zadnego innego srodka transportu... wiec... bede musial sie

wystrzelic w kosmos.

[20:34] <The_Doctor> - Pomozesz?

[20:35] <YUI> Milczę.

[20:36] <The_Doctor> - Ja to przezyje. Lordgenome dal mi niesmiertelne cialo. Choc, przyznaje,

bedzie troche bolalo...

[20:36] <YUI> Milczę dalej.

[20:37] <The_Doctor> - Chcialbym zeby byl inny sposob, ale tylko tak moge sie dostac do...

zobaczysz...

[20:37] <ADORU> Staję w miejscu i otwieram publiczny kanał komunikacji. - Wy... dranie. WY

DRANIE. Gdy zamknę oczy, widzę wciąż dymy nad miastem, masakrę, zniszczenia. Zabiliście tylu z

nas... ZA NIC. A teraz jesteście tu - ale my się nie cofniemy. NIE MA MOWY, SŁYSZYCIE? -

przygotowuję działko w jednej dłoni, lancę w drugiej.

[20:37] <YUI> -Umm...Pomogę. Ale wrócisz jakby co, prawda?

[20:38] <The_Doctor> Admiral spojrzal na ciebie a potem na jego ustach wyrosl znow drapiezny

usmiech

[20:38] <The_Doctor> - Niczego nie obiecuje, ale...

[20:38] <YUI> -Co mam zrobić?

[20:38] <The_Doctor> - Chodz ze mna...

[20:38] <YUI> Idę.

[20:39] <The_Doctor> L&A - Uslyszeliscie tylko smiechy. I nadmmiar pewnosci siebie u przeciwnikow.

[20:40] <The_Doctor> a po chwili jeden z wrogow ruszyl prosto na was. Widzieliscie to juz

wczesniej, jego konczyny skladaja sie i

[20:40] <The_Doctor> - GIGA

[20:40] <The_Doctor> -]<TFU!>

[20:40] <The_Doctor> - DARK!

[20:40] <The_Doctor> - DRIIILLL

[20:41] <The_Doctor> - of DESTRUCTION!!!!

[20:41] <ADORU> Wytworzyłem na czole świder i zaszarżowałem nim ku atakującemu przeciwnikowi,

wspomagając atak lancą i działkiem - DRILL COUNTER!

[20:42] <The_Doctor> <speachless>

[20:42] <The_Doctor> <to jest stunt na dwie dodatkowe kostki... xD>

[20:42] <YUI> <Whut? Rzucasz?>

[20:42] <ADORU> <ktoś z nas kiedyś zrobi trzykostkowy :)>

[20:43] <The_Doctor> <nah>

[20:43] <YUI> <uuf>

[20:43] <The_Doctor> Wskaznik energii gwaltownie sie wypelnil

[20:43] <The_Doctor> Dwa swidry zdezyly sie i przez chwile zaden nie mial przewagi

[20:44] <The_Doctor> po chwili oba pojazdy zostaly odrzucone od siebie od nadmiaru nagromadzonej

energii

[20:44] <The_Doctor> Jougen wyszedl z tego bez szwanku, ale pajeczy pojazd jest wyraznie

uszkodzony

[20:44] <The_Doctor> to jakby dalo sygnal do ataku calej reszcie...

[20:46] <LEO> Przypominam sobie o tym co się działo na planecie, przyopminam sobie ojca, którego

tam zostawiłem. Jestem wściekły na nich, a słowa Adoru i atak na wroga jeszcze to potęgują. -

Widzisz? Muszą mieć przewagę liczebną aby chociaż pomyśleć o ataku na nas. Rozwal ich!

[20:46] <ADORU> Natychmiast atakuję ponownie, wykańczając świdrem wroga - DRILL IMPALER! - i

dając więcej mocy do silników biorę na cel następnego pajęczaka, lancą osłaniając się przed

ewentualnymi atakami.

[20:46] <YUI> </me czeka, aż wróci się do niej>

[20:46] <The_Doctor> Yui - cala procedura nie byla skomplikowana patrzysz teraz na szybko

oddalajaca sie sylwetke Virala, ktory niczym szmaciana lalka leci przez pustke kosmosu w kierunku

niewielkiej stacji kosmicznej posrodku niczego...

[20:48] <The_Doctor> Adoru - Jest ich zbyt wielu, sama mysla przyzywasz kolejne swidry, ktore

wystrzeliwuja z roznych czesci Jougena i blokuja ciosy wrogow, czasem nawet zdaje ci sie, ze to

nie ty, ale Leo walczy z niektorymi...

[20:48] <The_Doctor> niemniej, jest ich za wielu

[20:49] <YUI> Patrzę za Viralem, co pewien czas odwracając i sprawdzając, co z walką.

[20:50] <ADORU> - Leo - mruknąłem. - Teraz przydałby się dobry plan, pasujący do naszego zapału...

[20:52] <YUI> <;]>

[20:52] <ADORU> - Plan który ukazałby im płomień w sercu mężczyzny!

[20:52] <The_Doctor> <... kombinujcie ;]>

[20:53] <YUI> <XDD>

[20:53] <The_Doctor> <roflmao>

[20:53] <LEO> - Dobry plan... Przed wszystkim nie poddamy się. Nigdy. Po prostu ich rozwal,

atakuj kilku naraz, w rzędzie i grupach. Przydałaby się większa broń...

[20:53] <ADORU> <Kamina mode on ;]>

[20:53] <YUI> <po angielsku lepiej brzmi, co nie?>

[20:53] <The_Doctor> <nie, jest rownie glupie xD>

[20:53] <YUI> <Ale brzmi lepiej!>

[20:53] <The_Doctor> <kocham to anime i ta sesje xD>

[20:54] <YUI> <\m/>

[20:54] <LEO> <jest nas dwóch (m)>

[20:54] <YUI> <Może ja też będę mieć szansę się wykazać ;]>

[20:54] <The_Doctor> <wytrzymaj jeszcze troche...>

[20:54] <The_Doctor> <musialem mocno pokombinowac z fabula by dac ci... zobaczysz ;]>

[20:55] <The_Doctor> Yui - zauwazasz, ze cos wystartowalo z bazy...

[20:55] <ADORU> - Większa broń? - powiększam świder jak bardzo mogę. - A może... - kieruję

energię do działka. Mam nadzieję że zdołam zwiększyć jego moc...

[20:56] <The_Doctor> A & L - jakis cios pozbawil was nogi... wspomnienie o wiekszej broni

przemienilo lance w staff z wielkimi swidrami na obu koncach

[20:56] <The_Doctor> <can I be epic too?>

[20:57] <The_Doctor> <dobra czas na big damn heroes...>

[20:58] <ADORU> - Ho ho ho! Na co komu noga w przestrzeni! To tylko draśnięcie! - zakręciłem

młynka staffem, po czym zaszarżowałem tak, aby nadziać przynajmniej dwóch pajęczaków.

[20:58] <The_Doctor> - Drodzy wrogowie - uslyszeliscie w komunikatorach glos Virala.

[20:58] <LEO> - O to chodziło! Bierzmy się za nich, niegrzecznie jest kazać komuś czekać. Noga i

tak nie była nam potrzebna. - obok złości pojawia się ekscytacja. I determinacja, wiem, że nie

odpuszczę.

[20:58] <The_Doctor> Adoru - wojownicy Kalonu walcza teraz uwazniej, po tym jak wykonczyliscie

kilku, atakuja ze wszystkich stron, mimo to udalo ci sie nabic kolejnego

[20:59] <The_Doctor> - chcialem zaprezentowac wam - kilka decybeli glosniej stwierdzil Viral

[20:59] <The_Doctor> - ... wasza zgube...

[21:00] <ADORU> "Brzmi nieźle."

[21:00] <YUI> <Odpala sobie "Nikopol">

[21:00] <LEO> "Co on kombinuje..."

[21:01] <The_Doctor> Yui - widzisz teraz zblizajacy sie pojazd. Czerwony Gunmen o ludzkich

proporcjach, czarne skrzydla w ksztalcie okularow. Na glowie czesciowo ulamany helm...

[21:01] <YUI> </me twitches>

[21:01] <The_Doctor> - PRzywitajcie prawdziwa potege!

[21:01] <The_Doctor> - GURREN

[21:01] <The_Doctor> - LAGANN!!!

[21:01] <YUI> <Miałam nadzieję na Enkidudu ;]>

[21:02] <YUI> -Skąd go masz?!

[21:02] <The_Doctor> Kilkanascie pojazdow wroga spontanicznie wybuchlo...

[21:02] <ADORU> - To się nazywa kawaleria!

[21:03] <The_Doctor> - Przepraszamy za spoznienie chlopcy - odezwal sie po chwili Viral

odpedzajac jednoczesnie atakujacych was wrogow

[21:04] <LEO> Nie wierzę. Skąd on go wytrzasnął? Ale teraz to nieważne, grunt że przybyły

posiłki. - Nie pozwólmy mu zabrać wszystkiego dla siebie! Do roboty!

[21:04] <The_Doctor> - Mam propozycje, pozycze wam Laganna, zebyscie skonczyli z nimi. Na mnie

czeka pewna dama.

[21:04] <ADORU> - Ha! Leo, co ty na to?

[21:04] <The_Doctor> Gurren Lagann zlapal sie za glowe i po chwili wyrwal malego mecha

[21:04] <LEO> - Jeszcze się pytasz?

[21:04] <The_Doctor> - Lagann... IMPACT!

[21:05] <The_Doctor> - Przygotujcie sie...

[21:05] <ADORU> Trzymam stery z niecierpliwością...

[21:05] <LEO> Patrzę na to co się dzieje z ekscytacją.

[21:06] <The_Doctor> Poczuliscie wstrzas a po chwili do sterowki wbil sie swider, tuz za glowa

Adoru i tuz przed twarza Leo...

[21:06] <The_Doctor> "Synchronizacja silnikow spiralnych"

[21:06] <The_Doctor> "... zakonczona"

[21:06] <The_Doctor> "sygnal transformacji przyjety..."

[21:07] <The_Doctor> Wskaznik energii wypelnil sie, po czym zaczal wypelniac od zera,

blyskawicznie doszedl do maksa i niemal wypelnil po raz trzeci

[21:07] <The_Doctor> <czas na pewien okrzyk panowie...>

[21:07] <YUI> Uśmiecham się ;]

[21:08] <The_Doctor> Jougen najwyrazniej rzeczywiscie jest jednak potezniejszym mechem, bo to

Lagann zmienil kolor na blekitny

[21:09] <ADORU> Uśmiecham się szeroko i z zapałem. - Jougen Lagann... SPIN ON!

[21:09] <The_Doctor> Kaloni ruszyli znow na was...

[21:10] <The_Doctor> Yui - Gurren wyladowal w hangarze niedaleko miejsca, gdzie wystrzelilas

Virala.

[21:11] <LEO> - Chyba zwariowali - uśmiecham się paskudnie - pokaż im z kim mają do czynienia!

[21:12] <YUI> Idę do tego hangaru.

[21:12] <The_Doctor> <brb, piszcie w tym czasie swoje akcje ;p>

[21:12] <ADORU> <hey Leo hey Leo, myślisz że zdołasz się przenieść/wysłać do drugiego kokpitu? :3>

[21:13] <LEO> <tak sobie myślałem, ale z wiertłem w suficie? Ale co tam ;]>

[21:13] <ADORU> <właśnie wiertłem :)>

[21:14] <LEO> Przesiadam się do Laganna i chwytam stery. W końcu im pokażeę. - Gotowy?

[21:14] <The_Doctor> <nah, nie przesiadacie sie na razie ;p>

[21:14] <ADORU> <hej! kombo atak! na przemian części, ok? :D>

[21:15] <ADORU> <ok...>

[21:15] <LEO> < no to poprzedniej linijki nie było>

[21:15] <The_Doctor> Yui - Viral czeka na ciebie w otwartym Gunmenie.

[21:17] <ADORU> - Oto dusza wojowników! DRILL - przemieniam nogi w świdry - BREAKER - staff łamię

wpół i trzymam obie części w dłoniach - DELTA! - daję pełną moc do wszystkich świdrów i atakuję

we wszystkich kierunkach jednocześnie.

[21:18] <YUI> -Umm...

[21:18] <YUI> Patrzę na tego Gurrena i patrzę...

[21:19] <The_Doctor> Adoru - po chwili, gdy pyl opadl... zostal tylko jeden przeciwnik

[21:19] <The_Doctor> Jego pojazd rozni sie wyraznie od pozostalych.

[21:19] <The_Doctor> Dotad trzymal sie na uboczu, teraz tez wydaje sie obserwowac Jougena, ale z

zaciekawieniem raczej niz niepewnoscia

[21:20] <The_Doctor> Yui: Viral skinal glowa

[21:20] <ADORU> Kręcę młynka połówkami Staffa, po czym przybieram pozę do ataku.

[21:20] <The_Doctor> - Udalo mi sie wrocic. Mimo wszystko.

[21:20] <YUI> -M-m-mam wejść?

[21:20] <The_Doctor> - wolisz tu zostac?

[21:21] <The_Doctor> A&L - Z konczyn wrogiego pojazdu wystrzelily dlugie ostrza

[21:22] <YUI> Wskakuję do środka.

[21:22] <LEO> - No proszę, nowe sztuczki.

[21:22] <ADORU> - Co to to nie!... - Zawirowałem w miejscu, chcąc odbić ostrza świdrami.

[21:22] <The_Doctor> Przeciwnik powoli przybral pozycje bojowa

[21:23] <The_Doctor> Adoru - pewnie odbijasz ostrza

[21:23] <The_Doctor> Kalon stworzyl nowe, tym razem lapiac je i przygotowujac jako bron

[21:24] <The_Doctor> - Pokaz, na co cie stac wojowniku - uslyszeliscie gleboki glos w

komunikatorze.

[21:25] <ADORU> - Doskonale!... - Wykonałem szarżę ku przeciwnikowi, Podlatywałem do niego łukiem

od dołu, gdy byłem w zasięgu wykonałem salto, atakując najpierw połówkami staffa, po czym

świdrami u nóg. Zatrzymałem się w pozie do kolejnego ataku.

[21:26] <YUI> <hum>

[21:26] <The_Doctor> Przeciwnik bez wysilku odbil wszystkie ataki, jedno z jego ostrzy

zadzwieczalo o plecy Jougen Laganna... uderzyl plazem

[21:28] <LEO> - To chcesz nas rozwalić czy nie? To równie dobrze mogło nas przeciąć na pół -

krzyczę do wroga zaskoczony jego posunięciem.

[21:28] <The_Doctor> Yui - Viral wystartowal. Po chwili znalezliscie sie na polu bitwy tylko po

to by zobaczyc, ze Leo i Adol walcza z ostatnim przeciwnikiem

[21:28] <ADORU> Westchnąłem. To było ciut za blisko jak na mój gust. Myślałem nad kolejnym

posunięciem, gotów do obrony.

[21:29] <The_Doctor> - Ten pojazd ma dwoch pilotow. Chce poznac wasze imiona nim was zabije.

[21:29] <The_Doctor> <to do A&L...>

[21:29] <ADORU> - Tak brzmi twoje ostatnie życzenie? Jestem Adol!

[21:29] <LEO> - Raczej imiona tych, którzy cię pokonają. Ja jestem Leo.

[21:30] <YUI> -Um...I co teraz?

[21:31] <The_Doctor> - Nie powinnismy im przeszkadzac - stwierdzil Viral. - Zreszta bez Laganna

nie mamy dosc mocy by walczyc ze Spiralnym Wojownikiem... Zaden beastman nie moze sie mierzyc ze

Spiralnym Wojownikiem ktory obudzil swoja moc - dodal po chwili zapatrzony gdzies w dal

[21:32] <YUI> <Zaraz, jakie bronie miał Gurren sam w sobie? Ostrza tylko?>

[21:33] <LEO> <Wiertła i OKULARY>

[21:33] <ADORU> Zacisnąłem dłonie na sterach. "Głupie gierki umysłowe! Nie cofnę się... Nie

cofnieMY się!". Świdry ze staffa połączyłem w jeden, dużo większy. Cofnąłem się odrobinę, aby

mieć dobry rozpęd. - To będzie koniec!

[21:33] <The_Doctor> - Jestem zaszczycony szansa walki z wami Leo, Adol. Poznajcie i moje imie.

Jestem Tu'akh Reiris

[21:33] <ADORU> <lol, co za ironia>

[21:33] <YUI> <....ale po tym, jak dostał odrzut..erm...>

[21:34] <The_Doctor> <wlasciwie to wiertla dawal mu Lagann, wiec tylko ostrza z okularow>

[21:34] <The_Doctor> <czy okulary z ostrzy... whateva...>

[21:35] <YUI> <no, ale potem zostały użyte one do latania, tek?^^" Dobra, zignorujmy ten fakt,

ok? XD>

[21:35] <The_Doctor> <nope, latal na ukradzionym mysliwcu transformowanym by stal sie czescia GL>

[21:36] <The_Doctor> Reiris ruszyl w tym samym momencie

[21:36] <ADORU> Wprawiłem Jougen Laganna w ruch wirowy. - IMPALER: FATALITY! - Niczym tornado

ruszyłem na wroga, w ostatniej chwili wystawiając wiertło ze staffa tak, aby przebić przeciwnika

na wylot.

[21:37] <The_Doctor> Dwa roboty minely sie w przestrzeni

[21:37] <The_Doctor> Wiertlo Jougen Laganna nagle peklo a potem rozpadlo sie w proch

[21:38] <ADORU> "...?"

[21:38] <The_Doctor> Przeciwnik jednak stracil niemal polowe korpusu

[21:38] <LEO> Wpatruję się w wiertło. "Ale jak...?"

[21:39] <The_Doctor> Wstegi czarnej energii otoczyly uszkodzenia a po chwili Reiris teleportowal

sie z pola walki...

[21:39] <YUI> <oook ;]>

[21:39] <YUI> <Fun time>

[21:39] <YUI> -Mogę poprosić stery?

[21:40] <The_Doctor> <wybacz, nie ma juz z czym walczyc, Rank zbyt fajnie wycial wszystkich bym

mogl zostawic cos dla ciebie, do niego pretensje :D>

[21:40] <YUI> <znajdziesz mi cooooś? *puppy eyes*

[21:40] <The_Doctor> <czekaja was jeszzce duzo bardziej epickie pojedynki...>

[21:41] <ADORU> Nabrałem głęboko powietrza i odróciłem się ku Gurrenowi. Uniosłem jedno ramię

wraz ze sterem. - To chyba wszyscy... co teraz, admirale Viral?

[21:41] <ADORU> <woo woo woo woo woo>

[21:41] <LEO> <smaka nam robisz :)>

[21:41] <YUI> -Umm...Chyba ma pan rację ze spiralną mocą..

[21:41] <The_Doctor> <nie moglo sie obyc bez powracajacego honorowego przeciwnika, nie? :D>

[21:42] <LEO> <Viral 2.0 :D>

[21:43] <The_Doctor> - Musimy sie spieszyc. Skoro jeden uciekl to niedlugo bedziemy mieli u bram

cala armie.

[21:43] <ADORU> - Aye!

[21:43] <LEO> - No to lećmy.

[21:43] <The_Doctor> Oba mechy skierowaly sie na stacje

[21:44] <The_Doctor> Po chwili wyladowaliscie.

[21:44] <The_Doctor> Lagann odlaczyl sie od Jougena i z pomoca Gurrena osiadl na plycie hangaru

[21:45] <The_Doctor> <dziwie sie, ze nie zadaliscie jeszcze dwoch kluczowych pytan...>

[21:45] <The_Doctor> <w zasadzie jednego wynikajacego z drugiego>

[21:45] <The_Doctor> Stacja jest bardzo mala i ascetycznie urzadzona

[21:45] <ADORU> Wyskoczyłem z kokpitu i pierwsze co mi przyszło do głowy... - To gdzie my w ogóle

jesteśmy?

[21:45] <The_Doctor> - Witajcie... w moim domu.

[21:46] <YUI> -Hm?

[21:46] <The_Doctor> Stoicie przed pojazdami

[21:46] <The_Doctor> Kokpit Laganna otworzyl sie, ale zdaje sie byc pusty.

[21:46] <LEO> Rozglądam się. "Admirał w takim miejscu? Widać nie lubi wygód".

[21:47] <ADORU> - ...ładnie - chyba zastrzyk adrenaliny przestał już działać.

[21:47] <The_Doctor> - To moje miejsce odosobnienia...

[21:47] <The_Doctor> - Spedzam tu czas gdy nie jestem powolywany do sluzby.

[21:48] <YUI> -...Miłe-uśmiecham się.

[21:48] <The_Doctor> - Ostatnio coraz rzadziej prosza mnie o pomoc. Coz nie dziwie sie. JEstem

przezytkiem minionej epoki, jak wszystko na tej stacji.

[21:48] <The_Doctor> - Lacznie z nim - dodal Viral i podniosl cos z siedzenia Laganna

[21:48] <ADORU> - Czy to...

[21:49] <The_Doctor> Trzyma w rekach niewielka swinke o szarosrebrnej siersci i glaszcze ja

delikatnie

[21:49] <YUI> -Boota? Ten Boota?

[21:49] <The_Doctor> - boo - odezwalo sie slabo zwierze

[21:50] <The_Doctor> - Jest juz bardzo stary, ale i w nim zostalo jeszcze troche ognia. Dosc by

napedzac Laganna... za mnie.

[21:50] <ADORU> - ...

[21:51] <YUI> -Jaki...śliczny...

[21:51] <YUI> -Mogę wziąć go na chwilę?

[21:51] <The_Doctor> Boota wyskoczyl z rak Admirala i powoli wdrapal sie po Yui by wreszcie

polizac ja w policzek

[21:51] <YUI> Głaszczę go- Bieeedny...

[21:52] <LEO> Milczę. Patrzę z podziwem na Bootę. Po tylu latach ciągle żyje i ma dość sił...

[21:52] <The_Doctor> - Czasem mam wrazenie, ze czeka na cos... na kogos...

[21:52] <The_Doctor> - A czasem ze po prostu postanowil dotrzymywac mi towarzystwa tak dlugo jak

da rade

[21:53] <The_Doctor> A&L - nagle uswiadomiliscie sobie. To malenstwo ma powielokroc wiecej

energii niz wy obaj jednoczesnie...

[21:53] <YUI> <zaraaaz, ja mam dekolt? Hmmmm....:3>

[21:53] <ADORU> Nadal nie mogłem uwierzyć. To było jak jakaś... legenda. Coś z podręczników

historii. Głowę miałem pełną pytań, z których żadnego nie potrafiłem wypowiedzieć. A potem

przypomniałem sobie, dlaczego opuściliśmy naszą planetę. Przy Boocie czułem się mimo wszystko

mały...

[21:55] <YUI> <P_, wiesz, o czym myślę, prawda?XD>

[21:55] <The_Doctor> <tia...>

[21:56] <The_Doctor> <be my guest :D>

[21:56] <LEO> Stoję przed dwiem w zasadzie historycznymi postaciami, obie pamiętają bitwę z

Anti-Spiralem. Sam nie wierzę w to co się dzieje. Do tego Boota nawet stary i zmęczony ma więcej

mocy ode mnie.

[21:57] <The_Doctor> - Pwoinniscie odpoczac. Potem zastanowimy sie co dalej.

[21:58] <YUI> Patrzę, jak Boota wpełza mi między piersi...-Ej!-Czerwienię się.

[21:59] <LEO> "Wesołe jest życie staruszka..." myśle i patrzę z uśmiechem na to co robi Boota.

Chwilę potem reflektuję się i gapię gdzieś na ścianę.

[21:59] <ADORU> - T'jest - usilnie staram się nie zaczerwienić i nie gapić na Bootę. Ani na

Virala. Zresztą, byłem po prostu wykończony.

[21:59] <YUI> Łypię na obu groźnie.

[21:59] <The_Doctor> Boota przez chwile moscil sie, po czym zamknal oczy i... zaczal chrapac

[22:00] <YUI> -D'awwwww..-Głaszczę go lekko.

[22:02] <The_Doctor> JAkis czas pozniej...

[22:03] <The_Doctor> Spotkaliscie sie wszyscy w jadalni. Admiral konczyl przygotowywac jakis

prosty posilek

[22:03] <The_Doctor> Poki co wrogowie nie dali znaku zycia, choc musza wiedziec gdzie jestescie i

zdawac sobie sprawe, jak duzym jestescie zagrozeniem.

[22:05] <ADORU> Pojawiłem się z moją nieodłączną laską, wyciągniętą już z kokpitu Jougena. - Hey

yo.

[22:06] <LEO> - Cześć - witam się z Adolem i czekam na posiłek. Od dawno nic już nie jadłem i

jestem strasznie głodny.

[22:07] <YUI> -Hej- uśmiechnęłam się szeroko.- Dobrze jest odpocząć...

[22:09] <The_Doctor> - Tymczasowo udalo nam sie przetrwac, ale nie mozemy caly czas uciekac.

[22:10] <The_Doctor> - Nie jestem w stanie nawiazac polaczenia z zadnymi sprzymierzonymi silami,

a nie mamy pojazdu zdolnego do samodzielnych podrozy z predkosciami nadswietlnymi

[22:11] <The_Doctor> <tak, wiem ze GL mogl, ale tylko z pomoca Cathedral Terra :P>

[22:12] <ADORU> - A okręt? Już do niczego się nie nada?

[22:12] <YUI> -I co teraz? - głaszczę ręką Bootę, który przysiadł mi na ramieniu.

[22:13] <LEO> - Wiemy coś w ogóle o naszch wrogach? Pojawili się tak z nikąd?

[22:13] <The_Doctor> - Bez armii mechanikow? Jest tylko jeden sposob zeby go naprawic

[22:13] <ADORU> - ...to znaczy?

[22:14] <The_Doctor> - Przybyli spoza naszej galaktyki, to pewne. Uderzyli bez ostrzezenia i z

duza stanowczoscia.

[22:14] <The_Doctor> - Sygnal transormacji - odparl Viral na pytanie Adola

[22:15] <ADORU> Pomyślałem chwilę. Potem pomyślałem dłuższą chwilę. "TEJ Transformacji?"

[22:16] <The_Doctor> - Nawet o tym nie mysl, nawet Simon i Boota mieli problem z dostarczeniem

dosc energii zeby przemienic mniejszy okret niz Mercurius

[22:16] <ADORU> - Tego się obawiałem - skrzywiłem się nieco, myśląc i kombinując dalej.

[22:16] <YUI> -Na razie żyjemy, to ważne...

[22:17] <LEO> - Na razie... Posiedzimy tu jeszcze trochę, a na pewno do nas przyjdą.

[22:18] <ADORU> - Piątka to już siła - zauważyłem.

[22:18] <The_Doctor> - Gdy przyjda beda mieli wystarczajaca sile by nas zmiazdzyc, nawet jesli

uzyjemy Jougena, Gurrena i Laganna

[22:20] <ADORU> - Czyli trzeba się ruszyć... - "Tylko jak?"

[22:21] <The_Doctor> - Moglibysmy, z pomoca Booty, dostarczyc dosc energii do Mercuriusa by choc

czesciowo go naprawic. Trzebaby przygotowac zmodyfikowany sygnal transofrmacyjny... Jougen

powinien lepiej sie do tego nadac. Nie sadzilem ze to powiem, ale brakuje me Leerona...

[22:22] <YUI> -Um....Może ja coś wymyślę...

[22:22] <The_Doctor> - Zajmij sie tym po jedzeniu.

[22:22] <ADORU> - Czy mogę... czy możemy jakoś pomóc? - pytam się Virala i Yui.

[22:23] <LEO> - Właśnie. Nie chcialbym tylko stać i się przyglądać.

[22:24] <The_Doctor> - Moglibysmy...

[22:25] <The_Doctor> Viral powoli wyciagnal dlon. Lezy na niej nawleczony na lancuch niewielki

swider.

[22:25] <The_Doctor> - Wyprobowac moja teorie.

[22:26] <ADORU> Patrzę na świder, potem na Virala.

[22:26] <LEO> - Jaką teorię?

[22:27] <The_Doctor> - Wierze, ze jeden z was, albo i obaj, obudzicie Laganna

[22:27] <YUI> -KHE

[22:27] <The_Doctor> - Boota moze go zasilac, ale nie nadaje sie na pilota...

[22:27] <ADORU> Podniosłem dłoń z wyprostowanym palcem wskazującym - ... - powiedziałem.

[22:28] <LEO> Patrzę się nieco zdziwiony na Virala. My mielibyśmy obudzić Laganna? Z drugiej

strony...

[22:28] <ADORU> - ... - dodałem, myśląc o tym co powiedział i spoglądając na Leo.

[22:29] <YUI> -Wyyy?

[22:30] <ADORU> - ...khh - odetkało mnie wreszcie. - Leo...?

[22:30] <LEO> - Jougen działał całkiem nieźle, może Lagann nam też odpowie. Oby - ciągle jestem

nieco wstrząśniety.

[22:32] <ADORU> - Myślę że powinieneś spróbować... - sam nie wiedziałem dlaczego tak

zasugerowałem.

[22:32] <ADORU> <nudge nudge wink wink>

[22:32] <The_Doctor> W miedzyczasie spozyliscie posilek

[22:33] <The_Doctor> Ruszyliscie do hangarow, Yui zajela sie praca choc spoglada z zaciekawieniem

na wynik testu

[22:33] <The_Doctor> Viral z niejakim zaciekawieniem obserwuje wynik testu

[22:34] <The_Doctor> <ekh, powinienem czytac poprzednie zdania, ktore sam napisalem, nie? :D>

[22:34] <LEO> <przydałoby się ;]>

[22:35] <YUI> <;]>

[22:35] <ADORU> "Pokaż co potrafisz, chłopie..."

[22:36] <LEO> "Oby się udało. Oby... nie, na pewno się uda, musi."

[22:37] <ADORU> <desperacko próbuje się oprzeć powtórzeniu TEJ przemowy z wierzeniem w siebie>

[22:38] <The_Doctor> Leo - powoli wsuwasz swider... przekrecasz...

[22:38] <The_Doctor> wskaznik ozyl i wypelnil sie do polowy po czym ustabilizowal.

[22:39] <The_Doctor> Z Laganna wystzrelily krotkie rece i nogi

[22:39] <YUI> -O żesz-

[22:39] <ADORU> - Tak! - wykonałem zadowolny gest.

[22:39] <LEO> Patrzę jak urzeczony. "A jednak!"

[22:41] <The_Doctor> Yui - w tym momencie Jougen wykonal serie obliczen i zaprezentowal (z czyms

co moglabys uznac za ...dume?) wyniki

[22:41] <The_Doctor> Naprawienie Mercuriusa sama spiralna energia jest jak najbardziej mozliwe

[22:41] <YUI> -TAAAAK!

[22:42] <ADORU> - Co to znaczy? - pytam ciekaw.

[22:42] <YUI> -Możemy go naprawić, jeśli będzie nam starczyć energii ^^

[22:43] <LEO> Odrywam wzrok od Laganna. - To co musimy konkretnie zrobić?

[22:43] <ADORU> - Coraz lepiej... - uśmiecham się szerzej.

[22:44] <YUI> -Uda się nam...

[22:44] <The_Doctor> - O tak - powiedzial Viral. - Wracamy do gry. Proponuje przywrocic

Mercuriusa do pelnej sprawnosci i leciec z powrotem do systemu Huakan. Zaczniemy wybijanie tych

sukinsynow od waszej rodzinnej planety

[22:45] <ADORU> - TAJEST! - wyprężyłem się z zapałem.

[22:46] <LEO> Powrót do domu... Ciekawe co tam zastaniemy? Nieważne, grunt, że będziemy mogli

załatwić tych sukinkotów. - Świetnie.

[22:47] <The_Doctor> Viral usmiechnal sie krzywo

[22:48] <ADORU> "Co za... czarujący... uśmiech."

[22:48] <The_Doctor> - Pewnie zniszcza to miejsce... no coz, i tak planowalem zrobic sobie nowa w

bardziej odosobnionym miejscu

[22:48] <The_Doctor> - Do roboty dzieciaki!

[22:48] <YUI> -Nie damy im...-uśmiecham się szeroko i głaszczę łepek Booty

[22:49] <The_Doctor> - Boo Boo! - stweirdzil Boota, ktory wyrwany z drzemki nie wiedzial co sie

dzieje, ale dal sie porwac nastrojowi

[22:49] <ADORU> Uderzyłem pięścią w otwartą dłoń, po czym zabrałem się do wprowadzania planu w

życie.

[22:51] <The_Doctor> - Widze jeszcze jeden problem

[22:51] <ADORU> - Hm?

[22:51] <LEO> - ?

[22:51] <The_Doctor> - Ja bede potrzebny na mostku Mercuriusa, wiec potrzebujemy kogos do

pilotowania Gurrena.

[22:51] <YUI> -Może...ja?

[22:52] <YUI> -Znaczy się, skoro Viraru-sama mógł dawniej...

[22:52] <The_Doctor> - Coz, ostatnio beastmeni maja wylacznosc na ten kokpit...

[22:52] <The_Doctor> CIAG DALSZY NASTAPI

[8:33] <The_Doctor> sytuacja - caly team pakuje sie do gunda... tej... gunmanow

[8:33] <YUI> Więc jak?

[8:33] <YUI> <;]>

[8:33] <The_Doctor> i wraca na wrak Cathedral Mercurius

[8:34] <The_Doctor> Viral zebral kilka rzeczy ktorych szkoda bylo mu zostawic

[8:34] <The_Doctor> Boota zadomowil sie w dekolcie Yui

[8:35] <The_Doctor> i w tym mniej wiecej momencie wracamy do naszej przygody

[8:36] <YUI> <czeka>

[8:36] <The_Doctor> Wrak gigantycznego pojazdu szybko rosnie wypelniajac wasze ekrany

[8:37] <The_Doctor> Gurren, Lagann i Jougen powoli osiadły w hangarze

[8:37] <The_Doctor> Czas brac sie do pracy

[8:39] <The_Doctor> <hehe, mozecie pisac, zezwalam ;]>

[8:40] <YUI> Idę do magazynu broni, zobaczyć, co tam jest.

[8:40] <The_Doctor> <i zacznijcie sami kombinowac nad rozwiazaniami problemow, bo poki co sporo

musialem wam podsuwac/dawac na tacy>

[8:40] <The_Doctor> Masz na mysli bron reczna czy do gunmanow?

[8:40] <YUI> <Oba>

[8:41] <Adol> Wychylam się z kokpitu. - Kto będzie służył za źródło spiralnej energii... I w

czym?

[8:42] <LEO> - Ja bym mógł. W sumie to do wyboru mamy tylko mnie lub ciebie.

[8:43] <The_Doctor> - Tylko ze zaden z was nie jest nawet w przyblizeniu dosc silny. Bedziemy

jeszcze raz potrzebowali pomocy Booty.

[8:43] <YUI> <Więc co tam mam?>

[8:44] <YUI> Odwracam się. -Ale on jest mały, stary i słabiutki....

[8:44] <LEO> - No tak, zapomniałem o nim. Mamy pewność, że to wytrzyma?

[8:45] <Adol> - ...Cool, jak myślę - wyskoczyłem z ganmena i obszedłem go. - Leo, twój ojciec

mówił że Jougen ma być silniejszy od innych. Myślisz że zdołał przerosnąć Gurren-Laganna?

[8:45] <Adol> - W połączeniu, znaczy.

[8:45] <YUI> - Kto wie?

[8:46] <The_Doctor> - Ja sie na tym nie znam...

[8:46] <YUI> -Wyjdzie w praniu.

[8:46] <The_Doctor> - Ale wiem kiedy maszyna potrafi niezle walczyc, a Jougen stanowczo jest

silny.

[8:47] <LEO> - Nie jestem pewien. Trochę za mało widzieliśmy, ale to i tak było imnponujące.

[8:48] <YUI> Idę w końcu szukać broni.

[8:48] <Adol> Podrapałem się po głowie i wzdrygnąłem się. - Eee, nie jestem technikiem, ale

może pora już się podłączyć do okrętu?

[8:48] <The_Doctor> - Staniem i gadaniem nic nie zdzialamy, bierzcie sie do roboty!

[8:48] <YUI> Zatrzymuję się.

[8:49] <YUI> -Panie Viral, czy wszystkie systemy działają poprawnie?

[8:49] <The_Doctor> - Nie dowiemy sie poki ich nie odaplimy

[8:50] <YUI> -Więc jak, sprawdzamy?

[8:50] <Adol> - Dawaj~

[8:50] <LEO> - Yui, ty nam mów co robić, nie znam się z Adolem na tego typu sprawach. I

właśnie, bierzmy się do roboty.

[8:50] <The_Doctor> - Jeden z was musi pomoc Boocie podlaczyc sie do okretu, sprobujcie w

Jougenie.

[8:51] <The_Doctor> - Ja pojde na mostek, Yui do maszynowni

[8:51] <YUI> - Ta-jest!

[8:51] <The_Doctor> - Na mostku tez moze mi sie przydac pomoc

[8:52] <Adol> Rozglądam się. - To ja też idę na mostek...

[8:52] <LEO> - No to ja pomogę Boocie - spoglądam na niego.

[8:53] <The_Doctor> - Boo?

[8:53] <YUI> Pędzę do tegoż mostku.

[8:53] <Adol> <huh? o_O>

[8:53] <The_Doctor> <maszynownia, dear ;p>

[8:53] <LEO> <Boota ciągle "na pozycji" ?>

[8:53] <YUI> <tfu>

[8:54] <YUI> Maszynowni

[8:54] <The_Doctor> <aye ;]>

[8:54] <YUI> <Hmmm...Hilarity ensues?>

[8:54] <YUI> Odbiegam w stronę maszynowni z Bootą w dekolcie :P

[8:55] <LEO> - Ej! A co z Bootą?! - biegnę za nią.

[8:55] <YUI> <:3>

[8:56] <Adol> Po drodze na mostek przy pomocy laski wystukuję rytm różnych melodii...

[8:56] <The_Doctor> <row row fight the powah?>

[8:56] <YUI> <XD>

[8:56] <Adol> <love and rock!>

[8:57] <YUI> <Dobiegam do tej maszynowni?>

[8:58] <The_Doctor> <tak tak>

[8:58] <The_Doctor> Yui - slyszysz krzyki Leo

[8:58] <YUI> Zatrzymuję się i odwracam. - Huh?

[8:59] <LEO> - Wiesz, Boota... będzie mi potrzebny - mówię nieco zakłopotany.

[8:59] <YUI> -Przepraszam?

[9:00] <LEO> - Spójrz w dół...

[9:00] <The_Doctor> - Boo :3 - powiedzial Boota

[9:00] <YUI> -....

[9:01] <YUI> - Gdzie ty mi się gapisz, Leo?

[9:02] <LEO> - Ja się nie gapię, to ty powinnaś zacząć i podać mi go. - mówię natychmiast

odwracjąc wzrok na wszelki wypadek. Niech to się już skończy...

[9:02] <YUI> Wzdycham cicho i delikatnie podaję mu Bootę.

[9:03] <LEO> - Dzięki - mówię, odbieram Bootę i idę do Jougena. Nieco za szybko.

[9:03] <YUI> <:3>

[9:04] <The_Doctor> Zabraliscie sie do roboty

[9:04] <The_Doctor> ...wreszcie

[9:05] <The_Doctor> Jougen podlaczyl sie do przetwornikow a wtedy Boota pokazal na co go stac

[9:05] <The_Doctor> Skoczyl w powietrze i zawisl nad kolanami Leo otoczony zielonkawa poswiata

[9:06] <The_Doctor> Energia zaczela blyskawicznie plynac do silnikow Jougena i dalej

rozprzestrzeniac po calym okrecie

[9:06] <Adol> - Wygląda...

[9:06] <The_Doctor> - Yui, co u ciebie, bo ja mam idiotyczne odczyty

[9:07] <Adol> Z ciekawości zerkam na te wspomniane idiotyczne wskazania.

[9:07] <LEO> Patrzę z podziwem na Bootę. "Ma staruszek ikrę..."

[9:07] <The_Doctor> Adol - gdybys jeszcze cokolwiek rozumial z wykresow i rzedow cyfr na ktore

spoglada Viral

[9:08] <Adol> <wiem, ale ciekawość jest fajna rzecz ;]>

[9:08] <The_Doctor> - Zamiast sie gapic uruchamiaj po kolei konsole

[9:09] <The_Doctor> - JAk ktoras zacznie wyc wciskasz ten guzik

[9:09] <The_Doctor> Admiral pokazal klawisz z przekreslonym glosnikiem

[9:10] <Adol> - Tajest! - zabieram się do roboty, mając nadzieję że obędzie się bez wycia.

<Info - tu nastąpiła przerwa wynikająca z problem z netem i braku herbaty :D >

[9:33] <Adol> - Czy mi się zdaje, czy faktycznie okręt jest w coraz lepszym stanie?

[9:33] <YUI> <Co tam u mnie w maszynowni?>

[9:33] <LEO> <a u mnie w kokpicie?>

[9:33] <The_Doctor> Adol - musiales uciszyc kilka syren, Yui, musialas pobiegac z gasnica po

maszynowni, Leo musiales czuc sie nieco bezuzyeczny..

[9:34] <The_Doctor> ...ale okret zaczyna sie naprawiac

[9:34] <YUI> <^^>

[9:34] <LEO> <dzięki... ;_;>

[9:34] <The_Doctor> Yui - co gorsza kolejna bluzka do wyrzucenia, gdy snop iskier wypalil kilka

efektownych dziur

[9:34] <YUI> <....>

[9:35] <YUI> <Gdzie?>

[9:35] <LEO> <fanserwis?>

[9:35] <The_Doctor> <chlopakom sie spodoba ;]>

[9:35] <YUI> <-.->

[9:35] <Adol> <mmm>

[9:35] <YUI> <*TRZEP*>

[9:35] <The_Doctor> <na brzuchu i boku ;p>

[9:35] <YUI> <Could be worse.>

[9:35] <The_Doctor> <;p>

[9:36] <YUI> Idę poszukać jakiś ubrań, które w całości są.

[9:37] <YUI> <paranoia>

[9:37] <Adol> - Co tam u was? - pytam się reszty.

[9:37] <YUI> <lag?>

[9:38] <The_Doctor> Yui - przemierzasz puste korytarze unikajac sekcji w ktorych nadal nie ma

powietrza

[9:38] <YUI> <jestem pewna, że coś wcięło...-.->

[9:38] <YUI> <nie. Uf>

[9:38] <LEO> - Nic, czekam sobie. Boota odwala całą robotę.

[9:38] <Adol> - Yui?

[9:38] <The_Doctor> W koncu trafiasz do kilku kwater mieszkalnych. Znajdujesz troche rzezy ale

glownie meskich i za duzych.

[9:39] <YUI> I tak się ubieram.

[9:39] <The_Doctor> W koncu trafiasz do jednej kajuty w ktorej jest tylko lozko i niewielka

skrzynka

[9:39] <The_Doctor> Kiedys byla zamknieta na skomplikowany zamek, ale wstrzasy na tyle

uszkodzily wieko, ze da sie ja owtorzyc

[9:39] <Adol> - ...chyba to sprawdzę - mówię do Virala i wybieram się czym prędzej do

maszynowni.

[9:40] <The_Doctor> - Pospiesz sie, ta mala bedzie potrzebna, jestemy niemal gotowi do lotu...

[9:41] <Adol> Po kilku krokach zaczynam biec...

[9:41] <YUI> <Faceci za mną biegają. Niiiiice.>

[9:41] <The_Doctor> <graj nie gadaj>

[9:42] <YUI> <ach>

[9:42] <The_Doctor> <a jak wiecej facetow bedzie za TOBA biegac to im zeby powybijam ;]>

[9:42] <YUI> Zaglądam do skrzynki

[9:42] <YUI> <zawieszkę miałam ^^">

[9:42] <The_Doctor> Yui - widzisz ubrania... i nie tylko

[9:42] <The_Doctor> Drobne przedmioty, zdjecia...

[9:43] <The_Doctor> Rozwijasz jeden z bialych plaszyczy i widzisz na plecach logo

[9:43] <The_Doctor> plomien i czarne okulary

[9:43] <YUI> <*grin*>

[9:43] <YUI> Oglądam zdjęcia

[9:44] <The_Doctor> Adol - Yui nie ma w maszynowni, ale wszystko wydaje sie dzialac...

[9:45] <Adol> Gapię się na pustą halę z zaskoczeniem.

[9:45] <The_Doctor> Yui - jest ich raptem kilka, znasz postacie na nich, choc nie wygladaja tak

jak w ksiazkach

[9:45] <The_Doctor> Lider Simon

[9:45] <The_Doctor> Yoko

[9:45] <Adol> - Yui?!

[9:45] <The_Doctor> znowu Simon, choc tym razem ledwo go poznalas, bo jest duzo starszy.

[9:45] <The_Doctor> Prezydent Rossiu

[9:46] <Adol> "Spokojnie. Bez paniki. Nie ma jej tu to znaczy że jest gdzie indziej, prawda?

Tylko... gdzie?"

[9:46] <The_Doctor> a na koncu zdjecie w bardzo kiepskiej jakosci, jakby zrobione kamera gunmana

[9:46] <The_Doctor> Kamina

[9:47] <YUI> "No proszę, Viral jest sentymentalny. Ale można było się tego spodziewać."

[9:48] <Adol> - Mmm, Leo? Admirale Viral? Yui gdzieś wyszła. Można ją jakoś znaleźć

komputerami? - komunikuję się z resztą.

[9:49] <The_Doctor> - Mam odczyt kogos w kajutach dwa poziomy nad toba, w sekcji 13

[9:49] <LEO> - Wyszła? Na pewno nie ma jej w maszynowni?

[9:49] <YUI> <Dobra, jakie są tam ubrania?>

[9:49] <The_Doctor> Yui - na dnie skrzynki leza dwa ni to noze, ni to tasaki...

[9:50] <The_Doctor> <zgadnij>

[9:50] <Adol> - Idę tam... - wybieram się we wskazane miejsce, nieco spokojniej, aczkolwiek

nadal szybkim krokiem.

[9:50] <The_Doctor> <z kobiecych to tylko po Yoko :D>

[9:50] <YUI> <-.->

[9:50] <YUI> <Srsly?>

[9:50] <The_Doctor> <ale ogolnie plaszcze, spodnie i kamizelki z logo Dai Gurren Dan>

[9:51] <YUI> Biorę jeden z płaszczy.

[9:51] <The_Doctor> - Adol, mamy klopoty... Wykrywam jeszcze jedna forme zycia!

[9:51] <YUI> Zakładam na ramiona i wracam sobie do mostku.

[9:51] <The_Doctor> Yui - uslyszalas cos

[9:51] <Adol> - Tak?

[9:51] <YUI> -Huh?

[9:51] <The_Doctor> Odwracasz sie w strone drzwi i widzisz...

[9:52] <Adol> Znów biegnę...

[9:52] <The_Doctor> Kaloni wygladaja bardzo podobnie do swoich mechow...

[9:52] <The_Doctor> Stoja na czterech odnozach, pozostale cztery zakonczone sa czyms co wyglada

na gruczoly jadowe

[9:53] <YUI> Sięgam po tasaki.

[9:53] <The_Doctor> Lby przypominaja pajecze

[9:53] <Adol> <daleko mam jeszcze? ._.>

[9:53] <LEO> - Coś się dzieje? - pytam sie zaniepokojony i sprawdzam czy mogę wyjść z kokpitu

bez przeszkód.

[9:54] <The_Doctor> Plaszcz ma nieco zbyt dlugie rekawy, ktore opadaja na twoje dlonie, jego dol

wlecze sie po ziemi

[9:54] <The_Doctor> - HIHIHI, mala dziewczynka z nozami...

[9:54] <YUI> Uśmiecham się szeroko.

[9:54] <YUI> Na razie zrzucam płaszcz...

[9:54] <The_Doctor> <ech, no COS TY!>

[9:55] <The_Doctor> - Myslisz, ze mozesz sie ze mna roooownac?

[9:55] <YUI> -Oczywiście.

[9:55] <Adol> W biegu wyciągam ostrze mojej laski...

[9:55] <The_Doctor> Kalon skoczyl w twoim kierunku wykonujac serie atakow gornymi konczynami

[9:55] <Adol> <ohgod, cheese>

[9:56] <YUI> Przykucam

[9:56] <The_Doctor> uniknelas ciosow

[9:56] <YUI> Podnoszę się, jednocześnie atakując go cięciem do góry

[9:57] <The_Doctor> Kalon wywinal sie spod twoich ciosow i uderzyl na odlew w twarz

[9:58] <YUI> -Kobietę bijesz?

[9:58] <The_Doctor> Zatoczylas sie pod sciane

[9:58] <The_Doctor> Kalon rozesmial sie i znow zaatakowal probujac cie uzadlic

[9:58] <YUI> Blokuję cios jednym z tasaków

[9:59] <The_Doctor> Masz coraz mniej przestrzeni do manewru

[9:59] <The_Doctor> Adol - dobiegasz na wlasciwy poziom i slyszysz odglosy walki

[0:00] <Adol> - Mamy intruza!

[0:00] <The_Doctor> - Tego sie spodziewalem

[0:00] <YUI> Atakuję go oboma tasakami na raz, zadając ciosy naszybciej jak umiem.

[0:01] <Adol> Gdy dobiegnę na miejsce, uderzę po skosie, trzymając broń oburącz...

[0:01] <The_Doctor> Raz udalo ci sie go zranic, ale wiekszosc ciosow odbija sie bezsilnie od

pancerza, nie wiesz czy naturalnego, czy sztucznego

[0:02] <YUI> "Ma za mocny pancerz..."

[0:02] <YUI> <Ma gdzieś jakieś widoczne luki?>

[0:02] <The_Doctor> Dostalas kolejny potezny cios, tym razem dosc silny by wyleciec przez drzwi

niemal wprost na Adola

[0:02] <YUI> -Argh..

[0:02] <The_Doctor> Yui - dostrzeglas kilka slabych punktow, ale w trakcie ataku Kalon zbyt

dobrze sie bronil

[0:03] <YUI> Odwracam się w stronę Adola. - Jestem za słaba...

[0:03] <The_Doctor> - Haaa, wiec teraz jest was dwoje... Bedzie zabawniej!!!

[0:03] <The_Doctor> Dostrzegacie slaba zielonkawa aure nad ramionami istoty

[0:04] <Adol> - Poszukaj może jakiejś broni, na wszelki wypadek - mówię, po czym próbuję

zająć... to coś.

[0:04] <YUI> -Do diabła, mam broń!

[0:04] <LEO> <a ja sobie siedzę...>

[0:04] <The_Doctor> <bywa...>

[0:04] <The_Doctor> Adol - zaatakowales, ale natychmiast zostales zepchniety do obrony

[0:05] <The_Doctor> przeciwnik porusza sie niesamowicie szybko, a kazdy jego cios wydaje sie byc

silniejszy od poprzedniego

[0:05] <LEO> <przynajmniej mogę sobie poczytać opisy walki ;]>

[0:05] <Adol> - Nie była skuteczna - komentuję półgębkiem i dodaję głośniej. - Zabójca? -

blokuję kolejny cios. - Kim ty... u diabła... myślisz że jesteś?

[0:05] <YUI> Próbuję jakoś zajść pajęczaka od drugiej strony.

[0:06] <The_Doctor> Yui - udaje ci sie obiec go i masz otwarta flanke

[0:06] <YUI> Atakuję od tyłu, oboma, najmocniej jak potrafię.

[0:07] <The_Doctor> Twoje tasaki nie dosiegnely nawet ciala istoty... potezna sila odrzucila cie

w tyl

[0:07] <YUI> -Co to jest?!

[0:07] <Adol> - Oż...

[0:08] <LEO> <AFK na jakieś 10 minut. Sytuacja mnie zmusza... ale przynajmniej nie jestem

potrzebny ;)>

[0:08] <Adol> "Nie wytrzymam długo. Czas wszystko postawić na jedną kartę..."

[0:08] * Felessan has joined #sesja_rpg

[0:09] <The_Doctor> Adol, Kalon odepchnal cie po czym blyskaicznie schylil sie i uderzyl nizsza

para konczyn w podloge. Ta nagle zmienila sie pod toba w dwa swidry i przebila twoje ramiona

[0:09] <YUI> <o. Lurker>

[0:10] <Adol> - AAARGH!... - wydałem wrzask bardziej złości niż bólu, chociaż ten był straszny.

[0:10] <The_Doctor> Kalon powoli zbliza sie do swej ofiary, najwyrazniej absolutnie pewny

zwyciestwa

[0:10] <The_Doctor> Yui - zbierasz sie z ziemi

[0:11] <YUI> <iii...?>

[0:11] <The_Doctor> <i robcie cos...>

[0:11] <The_Doctor> <daje wam szanse na akcje>

[0:12] <Adol> - Nie... ma... mowy... - mruczę przez zaciśnięte z bólu zęby, wymierzając jak

najmocniejszego kopniaka w "głowę" tego czegoś.

[0:12] <Adol> <mam nadzieję że nie jest ZA wysoko ;]>

[0:14] <YUI> Uderzam w odwłok. To ma odwłok, prawda? I zapieram się stopami. Nie odrzuci mnie.

I PRZEBIJĘ SIĘ!

[0:14] <The_Doctor> Adol - kopiesz wkladajac w to caly swoj gniew... i zauwazasz smuge zielonej

energii za wlasna noga. Kalon polecial kilka metrow w tyl i ciezko uderzyl w sciane

[0:15] <Adol> - Y?...

[0:15] <The_Doctor> Yui - przeciwnik zaskoczony atakiem Adolu nie zdazyl sie skupic i tasaki z

satysfakcjonujacym dzwiekiem wbily sie w jego du... odwlok

[0:16] <YUI> Napieram mocniej.

[0:16] <Adol> Nie tracąc jednak rezonu aplikuję mu kopniak z rozbiegu i wyskoku. "Pozdrów od

nas diabła!"

[0:16] <The_Doctor> Kalon z bolu zamachnal sie bezwladnie koczyna niemal wbijajac cie w stalowa

sciane. Zobaczylas wszystkie gwiazdy.

[0:18] <YUI> ...Przetnę cholerę.

[0:18] <The_Doctor> Adol - pozbawiles przeciwnika przytomnosci. Z rozbitego lba i rozbitego

fragmantu "ust" plynie zielonkawa krew

[0:18] <YUI> Podnoszę się.

[0:18] <YUI> -Ugh..

[0:18] <Adol> Padam na kolana, oddychając ciężko z bólu.

[0:19] <The_Doctor> Yui - czujesz ze kazdy oddech sprawia klujacy bol w piersi

[0:19] <YUI> -Uggghhh..

[0:19] <Adol> - Przyda się bardzo, bardzo duży plaster... dwa...

[0:19] <Adol> - Co z tobą? - pytam Yui

[0:20] <YUI> - Nie za dobrze, coś mnie boli w piersi. Chodźmy lepiej...do innych..

[0:20] <The_Doctor> W tym momencie na miejsce dotart Viral

[0:20] <The_Doctor> Przez chwile patrzy na scene, poczym bez wachania wyrywa jeden z tasakow z

odwloka istoty i rozcina jej leb na dwie czesci

[0:20] <YUI> -Huh?

[0:21] <The_Doctor> Nastepnie powoli, wciaz z ociekajacym zielona krwia tasakiem podchodzi do Yui

[0:21] <Adol> - On... on przyzwał świdry z podłogi - mówię.

[0:21] <YUI> -Erm..

[0:21] <The_Doctor> patrzy na nia przez chwile, z blyskiem wsieklosci w oczach

[0:22] <The_Doctor> Wreszcie odwraca sie, odzyskuje druga bron i powoli odchodzi w kierunku

mostka

[0:22] <YUI> -Um

[0:22] <The_Doctor> - Nigdy wiecej nie ruszaj moich rzeczy - mowi nie odwracajac sie

[0:22] <YUI> Idę po płaszcz.

[0:23] <YUI> Podnoszę płaszcz, składam i chowam do kuferka

[0:23] <Adol> Tamuję krew naprędce zerwanymi kawałkami mojego własnego, steranego płaszcza,

zabieram laskę i udaję się na mostek.

[0:24] <The_Doctor> <Aiden, byc?>

[0:24] <The_Doctor> <...>

[0:25] <The_Doctor> Oboje wracacie na mostek. Admiral rzucil apteczke w kierunku Yui.

[0:25] <The_Doctor> - Wysmarj mu rany Tetramolem-B, bedzie bolalo jak cholera ale z pol godziny

bedzie mial pelnie wladzy w rekach

[0:25] <LEO> <jestem>

[0:26] <YUI> -Ta-jest!

[0:26] <YUI> Wykonuję rozkaz.

[0:27] <The_Doctor> - Leo, chodz na mostek, nie jestes na razie potrzebny w Jougenie

[0:27] <Adol> "Ból... Ból... Znieść ból..." - chyba nieco zbladłem, ale jeszcze się trzymałem.

[0:28] <The_Doctor> - Zrobilem skan, nie mamy wiecej nieproszonych gosci. Co wiecej jestesmy

gotowi do lotu.

[0:28] <LEO> Wychodzę i idę na mostek.

[0:28] <The_Doctor> - Yui, z toba wszystko w pozadku?

[0:28] <YUI> -Coś mnie w piersi kłuje, jestem obolała, ale poza tym dobrze.

[0:29] <LEO> - Co z wami? Mieliśmy intruza?

[0:29] <Adol> - Tak. Kaloni są naprawdę paskudni z bliska.

[0:29] <Adol> Syknąłem cicho gdy nadeszła kolejna fala bólu.

[0:31] <The_Doctor> - Mozesz miec zlamane zebro. Obawiam sie, ze nie mamy na pokladzie zadnej

pielegniarki, ani lekarki, ktora moglaby zalozyc ci usztywnienie

[0:31] <YUI> -...

[0:31] <LEO> Ech, a ja musaiłem tam siedzieć, mogłem wam pomóc - mówię nieco zmartwiony i

zirytowany patrząc na rannych towarzyszy.

[0:32] <The_Doctor> - W ten sposob jestes w tym momencie jedynym pilotem zdolnym do walki.

Wolalbys nie byc?

[0:32] <The_Doctor> - A wracajac do ciebie Yui, to opatrywalem dosc osob by wiedziec, jak to

zrobic dobrze...

[0:32] <LEO> - Może i racja... Po prostu nie lubię siedzieć i czekać.

[0:33] <YUI> -Erm...

[0:33] <Adol> Odciągam Leo na bok, znaczy wskazuję gestem głowy że mam mu coś do powiedzenia.

[0:34] <LEO> Podchodzę do Adola.

[0:35] <Adol> - Wiesz... gdy walczyliśmy z tym pajęczakiem... Dziwna sprawa...

[0:35] <LEO> - ? - robię zaciekawiony wyraz twarzy.

[0:35] <Adol> - Nagle widzę nad nim zieloną poświatę, a chwilę potem wiertła z podłogi

dziurawią mi ramiona.

[0:36] <Adol> - A potem daję mu "z buta", a on leci kilka metrów w tył...

[0:36] <Adol> - To jak w gunmenie, tylko... bez gunmena, rozumiesz?

[0:37] <YUI> Patrzę na Virala.

[0:37] <LEO> - Tak po prostu? Bez gumnena... - nie kryję zdzwienia.

[0:37] <Adol> - W życiu bym nie uwierzył w coś takiego...

[0:37] <Adol> - Może ci... Kaloni... mają jakieś wihajstry do walki poza mechami?

[0:38] <The_Doctor> - Ja wierze, widzialem jedna taka walke - rzucil Viral. - Ale o tym opowiem

wam kiedy indziej, teraz... Yui, wiesz dobrze ze trzeba cie opatrzyc, pojdziemy do jakiegos

innego pomieszczenia

[0:38] <LEO> - Ale ty też coś zrobiłeś. Sam powiedziałeś, że jednym kopniakiem posłałeś bydlaka

naścianę.

[0:38] <YUI> Czerwienię się, mówię "um" i idę.

[0:39] <Adol> Przycichłem na chwilę. Z początku założyłem że dostałem się w jakieś pole Kalona

i to stąd...

[0:40] <The_Doctor> Yui - admiral zaprowadzil cie do jednego z bocznych pomieszczen mostka, w

ktorym z jakiegos powodu jest lozko. Odwrocil sie do sciany i zaczal rozpakowywac kolejna apteczke

[0:40] <Adol> - Żebym ja wiedział... To... - wzruszyłem ramionami i znów syknąłem z bólu. - Tak

jak za sterami, chyba...

[0:41] <YUI> Czerwienię się ciut mocniej.

[0:42] <LEO> - Jak za sterami bez sterów... może jest jakiś sposób na wykorzystywanie tej

energii poruszającej gunmenami bez gunmenów? - mówię cicho.

[0:42] <The_Doctor> - Nie mamy calego dnia - powiedzial cicho Viral nie odwracajac sie

[0:43] <Adol> - Ba, jak będziesz w takiej sytuacji, nie... czekaj na dziury w ciele -

stwierdziłem ni to z grymasem, ni z uśmiechem.

[0:43] <YUI> -Erm..

[0:44] <LEO> Uśmiecham się lekko. - Ciekawe tylko jak on się tu dostał?

[0:45] <The_Doctor> <... czy mozemy juz dokonczyc ta scene?>

[0:45] <YUI> <to do mnie?>

[0:46] <The_Doctor> <a do kogo?>

[0:46] <Adol> Spoważniałem. To ważne pytanie...

[0:46] <YUI> <Ja się płonię tylko i nie wiem co ze sobą zrobić ;]>

[0:46] <The_Doctor> <a jak wyobrazasz sobie zakladanie opatrunku na zebra?

[0:46] <The_Doctor> >

[0:47] <YUI> <hieh. Jej się coś roi, a zakładanie to nie ty winneś opisać? ;]>

[0:47] <The_Doctor> < na ubraniu nie dziala :P>

[0:47] <YUI> <wiem>

[0:48] <The_Doctor> <...>

[0:48] <YUI> <ale na razie jest tak spłatana, że nie, na pewno nic nie ściągnie ;]>

[0:48] <YUI> <brb>

[0:48] <Felessan> <rozbierz się! rozbierz się! skandują? tłumy...

[0:49] <LEO> - Widać było jakiś prom? Wycięcie w kadłubie? No bo chyba się nie teleportował -

mówię przypominając sobie nagle, to jak zniknął ten cały... jak on miał na imię? Coś na "R".

[0:51] <Adol> - A co jeśli... - przebiegły mi ciarki po karku. - Nie, to niemożliwe. Pewnie się

schował wcześniej, gdy docieraliśmy do okrętu jak nas gonili, pamiętasz.

[0:52] <LEO> - Pewnie tak... - mówię nieco niepewnie próbując zagłuszyć złe myśli.

[0:52] <The_Doctor> <grrwrr>

[0:53] <The_Doctor> <co chwile ktos z obsady znika w kluczowych momentach... jak ja mam tu

prowadzic>

[0:53] <Adol> < ._.>

[0:54] * +_YUI has quit IRC (Ping timeout)

[0:54] <Adol> < :|>

[0:54] <LEO> <jeszcze lepiej...>

[0:55] <9Felessan> <miala sie rozebrac i uciekla... kto teraz robi striptiz?>

[0:55] * _YUI has joined #sesja_rpg

[0:55] <YUI> <...>

[0:55] <The_Doctor> <glosuje na Rankina>

[0:55] <YUI> <;_;>

[0:55] <Felessan> <z gory mowie - postronni obserwatorzy nie wchodza w gre ^^>

[0:55] <Adol> < ja mogę, ale nie wiem czy wy to wytrzymacie umysłowo ;]>

[0:56] <LEO> <nie takie rzeczy się widziało ;]>

[0:56] <YUI> <...>

[0:56] <The_Doctor> <Cthulhu nago? to dwa razy wyzszy poziom trudnosci SAN checka :D>

[0:56] <Adol> <okay! okay! jedziemy dalej!>

[0:56] <LEO> <migasz się ;)>

[0:56] <YUI> <Rule 34 na Cthulhu? BRAIN BLEACH!>

[0:57] <YUI> <no, dawajmy>

[0:57] <LEO> <właśnie, dajemy>

[0:57] <The_Doctor> - Na ubranie opatrunku ci nie zaloze dziecko, i uwierz ze dla mnie jest to

rownie dziwna sytuacja jak dla ciebie - powiedzial admiral niezwykle miekko

[0:58] <YUI> Wydawało się wam, że nie mogę się bardziej zaczerwienić? Mogę. Ale zdejmuję tą

koszulę...

[0:59] <The_Doctor> Viral odwrocil sie powoli i wbil wzrok w jakis punkt nad twoja glowa

[1:00] <YUI> "..."

[1:00] <The_Doctor> Podszedl, usiadl na przeciwko ciebie z bandazami w reku.

[1:00] <The_Doctor> Wciaz patrzy na sciane z atoba, ani na sekunde nie spuszczajac wzroku.

[1:01] <The_Doctor> - Obawiam sie, ze stanik tez bedzie przeszkadzal - powiedzial w koncu.

[1:01] <YUI> Łapie mnie nagły atak kaszlu, przez co jeszcze mocniej kłuje mnie w klatce

piersiowej...

[1:01] <YUI> <.....?

[1:01] <Felessan> < Viral FTW!!>

[1:01] <Adol> < toot toot >

[1:01] <YUI> <...>

[1:02] <YUI> <*double TRZEP*>

[1:02] <The_Doctor> - Chyba ze zamierzasz nosic go najblizszy tydzien, zanim bedzie mozna zdjac

bandaze...

[1:02] <LEO> <przypominam, że na kanale są nieletni ;)>

[1:02] <YUI> <Że niby ty?:P>

[1:03] <The_Doctor> Polozyl dlonie na twoich bokach i przycisnal w kilku miejscach raz wywolujac

sykniecie bolu, by dokladnie ustalic ktore zebro jest zlamane

[1:03] <LEO> <w grudniu będzie 16 :/>

[1:03] <YUI> <hieeeh>

[1:03] <YUI> <Nie przesadzajmy...;]>

[1:03] <The_Doctor> <i nigdy nie widzialem kobiecych piersi?>

[1:03] <Felessan> <obnosi się ze sloganem 'NIELETNI ale nie NIEWINNI!>

[1:03] <The_Doctor> <biedak ^^>

[1:03] <LEO> <no bez przesady ;]>

[1:04] <YUI> <<Will someone please think of the children? :P>

[1:04] <LEO> <ale nic więcej nie mówię, może moja matka będzie to oglądać>

[1:04] <The_Doctor> <I'm thinking all the time>

[1:04] <YUI> <...>

[1:04] <YUI> Dobra, zdejmuję.

[1:04] <YUI> <XDDD>

[1:05] <YUI> <Matka? Whut?>

[1:05] <The_Doctor> Admiral szybkimi ruchami zalozyl opatrunek, ani razu nie patrzac na to co

robi. Skonczyl zadziwiajaco szybko, po czym wstal i odszedl w kierunku drzwi.

[1:05] <The_Doctor> - Ubierz sie i zaczekaj tu na mnie... odpocznij chwile - powiedzial.

[1:05] <YUI> Stoję. "...."

[1:05] <LEO> <kto ją tam wie? Nie wiem na jakie strony zagląda, może kiedyś znajdzie loga ;]>

[1:05] <YUI> "..."

[1:06] <YUI> "..."

[1:06] <The_Doctor> <xD>

[1:06] <YUI> <a ty tego w programie nie masz?>

[1:06] <The_Doctor> <wiesz, to wyladuje na FA :D>

[1:06] <YUI> Ubieram się, kładę się na łóżku i gapię się w sufit. "..."

[1:07] <The_Doctor> <i nie mam zamiaru wycinac scen zeby dostac PG 15 czy cos :D>

[1:07] <YUI> <uuuu...Będą mieli panowie ubaw :P>

[1:07] <The_Doctor> Yui - kilka minut pozniej uslyszalas ciche pukanie do drzwi

[1:07] <Adol> Obchodzę spacerowym krokiem konsole na mostku, tupając co jakiś czas do taktu...

[1:07] <YUI> -um?

[1:07] <YUI> <czego tym razem?>

[1:07] <Adol> <ouf>

[1:08] <The_Doctor> - Mozna? - uslyszalas glos admirala

[1:08] <YUI> -M-m-m-można.

[1:08] <Felessan> <wchodzi Viral ubrany w lateks...:P>

[1:09] <YUI> <*TRZEP*>

[1:09] <The_Doctor> Wszedl, w reku trzyma cos bialego. Rzucil to w twoim kierunku. Plaszcz, ten

sam, ktory nie dawno schowalas do jego kufra.

[1:09] <The_Doctor> - Chodz na mostek, czas ruszac.

[1:09] <YUI> -A to-?

[1:09] <The_Doctor> Nie odpowiedzial, ale to chyba jego sposob na powiedzenie "przepraszam"

[1:10] <YUI> Owijam się ciasno płaszczem i wychodzę za nim.

[1:11] <YUI> <A ty, Fel..-.->

[1:11] <The_Doctor> A & L - Oboje wrocili po kilkunastu minutach

[1:11] <Adol> - hm?...

[1:11] <The_Doctor> Yui ma na sobie plaszcz, bialy, z czerwonymi, blekitnymi i zlotymi

wykonczeniami.

[1:12] <Felessan> <Ja? Ja? Ja tylko niewinnie czytam...:P>

[1:12] <The_Doctor> I, gdy minela LEo, ten zauwazyl logo na plecach. Nie, nie zwykle logo. LOGO.

[1:12] <YUI> <grin>

[1:13] <Felessan> <On our backs, in our hearts... Gurren Lagann!!!:P>

[1:13] <LEO> Przyglądam się nowemy strojowi Yui. Wystarczy powiedzieć, że jestem pod wrażeniem.

I ten znak... - Fajny płaszcz...

[1:13] <Adol> <No i Yoko? ;P>

[1:13] <YUI> <hieh>

[1:14] <The_Doctor> <ok... pojedynek bez mechow? Done. Naprawianie okretu? Done.

Straumatyzowanie malej dziewczynki? Done. Lets call it a day... Albo kontynuujmy przygode :D>

[1:14] <YUI> <daleeej!>

[1:14] <Adol> <ja tam czekam na obiecany stunty ;]>

[1:14] <LEO> <jedzieeemy!>

[1:14] <YUI> -Umm...P-p-panie Viral? Lecimy?

[1:15] <Felessan> <a ja dalej czekam az ktos sie rozbierze...>

[1:15] <YUI> <*TRZEP*>

[1:15] <Felessan> <mowilem o Rankinie:P>

[1:15] <The_Doctor> <miales gole cycki, a jak ci wyobraznia nawala to wygladaly mniej wiecej tak

-> (.)(.) :PPPP>

[1:15] <YUI> <Brain bleaaaaach!>

[1:15] <YUI> <P_..... *khem khem*>

[1:15] <Adol> <?_?>

[1:16] <YUI> <*death glare*>

[1:16] <The_Doctor> <mam nowy tytul dla tej sesji - Mega Porno Gurren Lagann xD>

[1:16] <LEO> <to teraz już wiem o czym się gada na kanale w nocy :)>

[1:16] <YUI> <....>

[1:16] <Adol> <okay okay okay go go go>

[1:16] <Adol> <znaczy, kontynuujmy ;]>

[1:17] <LEO> <popieram>

[1:17] <YUI> <Faceci....-.->

[1:17] <LEO> <definitywnie, dziwnie zaczyna się robić ;]>

[1:17] <YUI> <CZADU!>

[1:18] <The_Doctor> Mercurius ropzedzil sie, wykonal skok miedzyprzestrzenny i kilkanascie

sekund pozniej wylonil z powrotem w zwyklej przestrzeni, na skraju systemu Huakan.

[1:18] <The_Doctor> - Ok dzieciaki, gotowosc bojowa!

[1:18] <YUI> -W-w-wrogowie?

[1:18] <Adol> - Aye!

[1:18] <LEO> - Się rozumie.

[1:18] <The_Doctor> - Zgodnie z ustaleniami, ja na mostek, reszta do gunmenow

[1:19] <YUI> <\m/>

[1:19] <Adol> - Leo, czym lecisz? - pytam się po drodze

[1:19] <YUI> Pędzę za nimi, gdzieś po drodze znalazłam szywki, którymi spięłma płaszcz, by mi

się nie plątał pod nogami.

[1:20] <LEO> - Jougenem - odpowiadam idąc w stronę mechów.

[1:20] <Adol> - Sure.

[1:21] <The_Doctor> <tia, lepiej wsadzic dwoje rannych do jednego, nie?>

[1:21] <YUI> <...hieh>

[1:21] <Adol> < :]>

[1:21] <The_Doctor> <swoja droga... Felek przegapil jeden odcinek ;]>

[1:21] <YUI> -Który z was bierze Langanna?

[1:21] <YUI> <FAAAAIL :P>

[1:21] <Adol> - No, yy, ja - odpowiadam.

[1:22] <Adol> <a co tam :P>

[1:22] <YUI> - Czyli mi zostaje Gurren, tak?

[1:22] <The_Doctor> <zgodnie z ustaleniami? :D>

[1:22] <YUI> <:3>

[1:22] <The_Doctor> Dobiegacie do hangaru. Boota drzemie spokojnie w Lagannie

[1:23] <YUI> -Boota!

[1:23] <The_Doctor> - Boo?

[1:23] <YUI> Podbiegam do niego i głaszczę go po łebku. -Dziely świniokrecik...

[1:23] <YUI> *dzielny

[1:24] <Adol> - A, komu się... wbić? - moje uszy się zaczerwieniły gdy do nich dotarły moje

słowa. - Znaczy, połączyć?

[1:24] <The_Doctor> <jeszcze lepsze xD>

[1:24] <YUI> <:P>

[1:24] <The_Doctor> <Gurren sam w sobie jest bardzo slaby w porownaniu z Jougenem, wiec chyba

odpowiedz jest jasna? :D>

[1:25] <YUI> <Jakoś tak dziś...dwuznacznie. *nudge, nudge*>

[1:25] <Felessan> <nie moja wina, ze nie bylo loga do poczytania:P>

[1:25] <Adol> <yes, pytam dla formalności ;]>

[1:25] <The_Doctor> - Boo!!

[1:25] <YUI> <Mówiłam,żebyś dał. :P>

[1:25] <YUI> <^^>

[1:25] <The_Doctor> Boota wskoczyl na swoje ulubione miejsce, przez chwile poslizgnal sie na

bandazach, ktorych najwyrazniej sie nie spodziewal i wreszcie wbil w nie pazurkami

[1:25] <The_Doctor> Najwyrazniej nie planuje zostawac

[1:26] <LEO> - Może Yui? Erm, to znaczy... - czerwienie się i już nic nie mówię.

[1:26] <YUI> Głaszczę go po łebku. Zdąrzyłam się już przyzwyczaić..

[1:26] <YUI> Co ja?

[1:27] <LEO> - Gurren z Lagannem niech się połączą, Jougen chyba poradzi sobie sam.

[1:27] <YUI> -Nie, jak się połączycie to razem będziecie silniejsi. Dużo.

[1:27] <Adol> Wskakuję do kokpitu Laganna, zostawiając rozmyślnie dwuznaczność za sobą.

"Ciaśniej niż Jougenie" - przechodzi mi przez myśl. Biorę drill core, który niewinnie leżał na

siedzeniu, po czym przekręcam go w gnieździe, gotów do akcji.

[1:27] <YUI> -Naprawdę nie potrzebuję pomocy..

[1:28] <LEO> - Na pewno? W razie czego możecie się połączyć w trakcie walki - mówię i otwieram

kokpit Jougena.

[1:29] <YUI> - Na pewno.

[1:29] <The_Doctor> - Grupa zwiadowcza zbliza sie do nas. I nawet nie myslcie o walce osobno!

Ani Gurren ani Lagann nie dadza rady tym ich pojazdom bez polaczenia!

[1:30] <YUI> -Mogę szybko zajrzeć do magazynu? Przydałaby mi się dodatkowa broń..

[1:30] <Adol> - Ya, o tym samym myślałem - rzuciłem. - Bez obrazy, Lagann - dodałem ciszej.

[1:30] <The_Doctor> - 45 sekund do konaktu bojowego

[1:31] <YUI> Sadowię sie wygodnie w kokpicie.

[1:31] <LEO> Siadam na miejscu i chytam za stery. - Właśnie, trzeba się dozbroić. Tylko szybko,

mamy bardzo mało czasu.

[1:31] <YUI> -No cóż, chyba nie będę miała czasu...

[1:31] <Adol> - Ruchy, panowie i panie! - huknąłem w interkom, unosząc się nieco w powietrze.

Po chwili dodałem normalniej: - Gotowa do fuzji?

[1:31] <YUI> -Choć-

[1:31] <YUI> -Ja?

[1:32] <YUI> -Tak.

[1:32] <YUI> <...>

[1:33] <The_Doctor> <ej, mozesz byc uparta i NIE posluchac Virala :D>

[1:33] <YUI> <a dobre>

[1:33] <Adol> <mam przeczucie że to by się źle skończyło ;]>

[1:33] <YUI> Następuje chwila ciszy.

[1:33] <The_Doctor> <na pewno bardziej epicko, gdybyscie najpierw dostali wpierdziel i dopiero

wtedy sie polaczyli :D>

[1:33] <YUI> -Nie..Idź do Jougena.

[1:34] <Adol> - ... Jak chcesz. Leo?

[1:34] <LEO> - Yui... - nie kończę. Przekonywanie jej nie ma sensu - Chodź Adol, nie mamy czasu.

[1:35] <Adol> Czułem się trochę głupio chodząc, czy raczej lecąc od jednego do drugiego, ale po

chwili byłem połączony z Jougenem. - Pilotuj - mówię. - Moje ręce jeszcze... wiesz.

[1:35] <YUI> <Mamy czas się dozbroić?>

[1:35] <The_Doctor> <rozumiem ze cool transformation sequence zostawiacie na pozniej? :D>

[1:35] <The_Doctor> Tak

[1:36] <YUI> <:P>

[1:36] <YUI> <Jakie mamy bronie?>

[1:37] <Adol> <transformation sequence będzie raczej z Gurrenem w odpowiedniej chwili ;]>

[1:37] <The_Doctor> <nic nowego, dzialka, wlocznie itp...>

[1:37] <The_Doctor> <znalazals tez dwa miecze>

[1:37] <YUI> Biorę miecze <grin>

[1:38] <The_Doctor> <to miecze laserowe I should add :D>

[1:38] <Adol> < O: >

[1:38] <YUI> <*jęk* Ale tak też dobrze ;]. Wszystko przetną ;]>

[1:38] <LEO> - Co my bierzemy? Ja proponuję działka i może włócznię. Przynajmniej trochę ich z

odległości nadgryziemy.

[1:39] <The_Doctor> <ta jasne, nadal wierzycie ze przeciwko nim normalne bronie dzialaja? tak

jakby przeciwko GL dzialaly... xD>

[1:40] <YUI> < E tam. Ja będę epicka z mieczami ;]>

[1:40] <Adol> - Weź tylko włócznię, ostatnio działko nic nie dało, pamiętasz?

[1:40] <LEO> <tak dla pozorów :) Trzeba mieć co dramatycznie odrzuicić>

[1:41] <Adol> <to weź snajperkę, potem będziesz mógł nią okładać ;]>

[1:41] <Adol> <jak maczugą ;)>

[1:41] <LEO> - Ok - mówię i biorę włócznię - to co, lecimy?

[1:41] <Adol> - Jaasne.

[1:41] <LEO> <dobra, włóczią da się robić szaszłyki ;]>

[1:42] <The_Doctor> Jougen Lagann wystrzelil pierwszy, Gurren tuz za nim.

[1:42] <The_Doctor> A&L - troche marwticie sie o Yui, zwlaszcza, ze jako jedyna dotad nie

walczyla w gunmanie

[1:42] <The_Doctor> - Ty cholerna idiotko, co ty wyprawiasz?! - uslyszala Yui w komunikatorze

[1:43] <YUI> Milczę.

[1:43] <Adol> Siedziałem w kokpicie ze skrzyżowanymi ramionami, obserwując uważnie akcję. Ręce

mi drżały z niecierpliwości...

[1:44] <LEO> Lecę skupiony i zerkam od czasu do czasu w stronę rodzinnej planety.

[1:44] <The_Doctor> Piec czarnych ksztaltow zbliza sie do was z duza szybkoscia

[1:44] <Adol> Parsknąłem. - Tylko pięć?

[1:44] <LEO> - Coś słabo obrodziło - uśmiecham się paskudnie.

[1:44] <YUI> Prycham.

[1:44] <The_Doctor> - Na pewno juz zaraportowali z czym maja do czynienia i wkrotce bedzie ich

tu wiecej...

[1:45] <YUI> -Najpierw zajmijmy się tymi, dobrze?

[1:46] <YUI> <:3>

[1:46] <Adol> <jakby co, piszę coś w klimacie ;]>

[1:48] <The_Doctor> <a reszta?>

[1:48] <LEO> - Zajmiemy się nimi. Tak, że nie będzie czego zbierać. Przewiercimy się przez nich

jak przez mur stojący nam na drodze. Jak przez przeszkodę na drodze do domu. Pożałują...

[1:48] <YUI> <coś mi ucięło chyba x.X>

[1:48] <YUI> <Czy nie?>

[1:48] <YUI> - O taaak..

[1:49] <The_Doctor> <wiecie, macie prawo atakowac o.0>

[1:49] <Adol> - Do pięciu Kalońskich jednostek - mówię głośno na otwartym kanale. - Skoro

lecicie tu, widać nie wiecie z kim macie do czynienia... A zatem! Przed wami, trójka

niezrównanych wojowników świata Huakan: blond-włosy niszczyciel Leo, wojownicza dziewczyna Yui,

oraz szarobłękitny demon, Adol! Pora umierania nadeszła!

[1:49] <Adol> <gogogo Leo!>

[1:49] <YUI> <\m/>

[1:50] <YUI> -Więc jak>

[1:50] <YUI> *?

[1:51] <Adol> <no, atakujcie, ja nie trzymam sterów >:C>

[1:51] <The_Doctor> <zabraklo tylko Who the hell do you whink we are?! xD>

[1:51] <Adol> <to było wcześniej, ale słuszna uwaga ;]>

[1:51] <The_Doctor> *think>

[1:51] <YUI> <no chciałam, ale nieśmiała jestem ;]>

[1:51] <LEO> - No to lecimy! - na pełnej prędkości lecę w kierunku nabliższego z wrogów

próbując nabić go na włócznię.

[1:51] <LEO> <na razie tyle, czekam na rozwój sytaucji ;]>

[1:52] <YUI> Podlatuję do kolejnego, atakują go oboma mieczami.

[1:52] <The_Doctor> Piatka rozdzielila sie na grupy. Trzy pojazdy ruszyly srodkiem wprost na

Jougen Laganna, dwa pozostale wystrzelily na boki i rozpoczely szeroki manewr oskrzydlajacy,

zapewne aby dopasc Gurrena

[1:53] <Adol> "Baka-o." Kręcę głową, patrząc na nasze nieśmiałe próby ataku.

[1:53] <YUI> Lecę w stronę (hmm...) lewego.

[1:54] <The_Doctor> Leo - twoj cios zostal latwo zablokowany, a dwaj pozostali zadali serie

szybkich ciosow w twoj korpus. Na szczescie tylko porysowali lakier

[1:55] <The_Doctor> Yui - przeciwnik na ktorego lecisz wypuscil kilkanascie dlugich waskich

swidrow <patrz ataki Razengana>

[1:55] <LEO> - Zobaczycie co to znaczy zadrzeć z blond-włosym niszczycielem! - sam nmie wieżę,

że to mówę i staram się przechwycić jeden z ciosów oraz tak chwyconym wrogiem rzucić w drugiego.

[1:56] <LEO> <długo myślałeś nad tą ksywką? ;]>

[1:56] <YUI> Zaczynam wirować wokół własnej osi, wymachując mieczami coraz szybciej i

szybciej...

[1:56] <The_Doctor> Leo - manewr sie powiodl i tymczasowo masz tylko jednego wroga...

[1:56] <The_Doctor> Yui - pocielas swidry i zblizylas sie na bezposredni dystans do przeciwnika

[1:57] <Adol> Przyklasnąłem z zadowoleniem. - To jest dobra robota!

[1:57] <LEO> Lecę na dziada i rzucam w niego włócznią równocześnie zmieniając tor lotu tak abu

wbić mu pięści od góry w głowę.

[1:59] <YUI> -Ahahaa! CROSS...SLASH!- Zamierzam się ukośnie oboma mieczami na Kalońskiego

mecha...<Nah, po nazwie masz tego obraz, prawda?>

[1:59] <The_Doctor> Yui - Dwa swidry przebily twoje rece zatrzymujac atak

[1:59] <The_Doctor> <sorry no bonus for epickness for you :P>

[2:00] <YUI> -Augh.

[2:00] <YUI> <Myślisz,że sie poddam?!>

[2:00] <The_Doctor> <mam nadzieje ze nie ;]>

[2:01] <Adol> Lekko zaniepokojony szukam na ekranie Gurrena...

[2:01] <YUI> Cofam się, wyrywając się ze świdrów.

[2:01] <Felessan> < ja tam ciagle czekam na uwolnienie spiralnej energii u beastmena:P>

[2:01] <The_Doctor> Leo - wlocznia smignela z zadziwiajaca predkoscia w przeciwnika i trafila go

w srodek korpusu. Cios piesci zmiazdzyl mu glowe

[2:01] <YUI> Nurkuję.

[2:01] <The_Doctor> Yui - radar zaczal piszczec ostrzegawczo, drugi przeciwnik jest tuz za

toba...

[2:02] <YUI> Przyspieszam, w pędzie chowam miecze.

[2:02] <The_Doctor> ... i swoimi swidrami omal nie przebil swojego kumpla w wyniku twojego

niespodziewanego manewru

[2:02] <YUI> -Prffff..

[2:02] <The_Doctor> Obaj rzucili sie w pogon

[2:03] <YUI> Sięgam po okulary.

[2:03] <Adol> - Uh, Leo?

[2:03] <LEO> Chwytam cielsko wroga i rzucam je w pozostałych dwóch, którzy jeszcze gdzieś tu są

- MACIE!

[2:03] <YUI> (Gurrena, swoje też przy okazji poprawiam)

[2:03] <The_Doctor> - Boo bo boo!

[2:03] <YUI> Rzucam nimi w jednego z wrogów.

[2:04] <YUI> -Hum?

[2:04] <The_Doctor> Siersc Booty najezyla sie lekko i nagle gurren znacznie przyspieszyl

[2:05] <The_Doctor> Okulary tymczasem unieruchomily jednego z Kalonów

[2:05] <YUI> <i o to chodziło>

[2:05] <The_Doctor> Leo - Jeden z przeciwnikow zrobil unik, drugi (znow) dal sie trafic)

[2:05] <YUI> Celuję, wyciągam jeden z mieczy, wyciągam go przed siebie...I przyspieszam, by

przebić wroga.

[2:06] <The_Doctor> Yui - one down, one to go...

[2:07] <YUI> Zabieram okulary, znowu zakładam na mecha, uśmiecham sie drapieżnie (Gurren takoż)

i rzucam sie na drugiego, po drodze dobywając drugiego miecza.

[2:07] <Adol> Kręcę głową z aprobatą i wracam do obserwowania wyczynów Leo.

[2:07] <LEO> "Ładnie" myślę i szarżuję na dwóch wrogów, tych, któych zderzyłem ze sobą. Staram

sie ich przebić i stratować.

[2:08] <The_Doctor> Yui - Przeciwnik nie probuje unikac, spokojnie czeka na ciebie... nagle z

jego konczyn wystrzeliwuje seria czarnych pociskow ktore jakims cudem przybijaja cie do pustej

przestrzeni

[2:08] <YUI> -Co to?

[2:08] <The_Doctor> Leo - jeden manewr, dwoch zdjetych.

[2:08] <YUI> Usiłuję się wyrwać. Bardzo usiłuję. Wkładam w to całą siłę.

[2:09] <The_Doctor> Yui - PRzeciwnik sklada swoje konczyny i przygotowuje Dark Drill...

[2:09] <The_Doctor> Slyszysz w komunikatorze jego okrutny smiech

[2:09] <YUI> Wyrywam się coraz mocniej.

[2:09] <Adol> - Leo. Yui!...

[2:10] <YUI> <*grin*>

[2:10] <Adol> Próbuję ocenić odległość między nami...

[2:10] <The_Doctor> Yui - obie gorne konczyny Gurrena staly sie bezuzyteczne, ale udalo ci sie

wyrwac i minimalnie uniknac ataku przeciwnika

[2:10] <YUI> -Do diabła...

[2:11] <LEO> Patrzę na Yui i lecę w stornę wroga , który ją przyszpilił. Nie może jej się coś

stać. Nie może... Wystawaim rękę i zmieniam ją w wiertło - PIERCING DRILL!

[2:11] <YUI> "Gdybym mogła tylko naprawić ręce..."

[2:11] <The_Doctor> - Boo!

[2:12] <YUI> -Boota. Dobrze, że tu jesteś. - Głaszczę go po łebku i od razu czuję się jakoś

lepiej.

[2:12] <The_Doctor> Strumien energii poplynal wzdloz konczyn i naprawil je na tyle, by staly sie

zdatne do walki

[2:12] <YUI> Uśmiecham się szeroko. Wróg wciąż gotuje Drilla?

[2:12] <The_Doctor> Leo - przeciwnik przerwal wlasny atak i uniknal twojego. To jednak wystawilo

go plecami do Yui

[2:12] <YUI> Backstab!

[2:13] <The_Doctor> Po chwili ostatni wojownik Kalonu byl tylko wspomnieneim.

[2:14] <The_Doctor> ZAuwazyliscie, ze Mercurius zostawil was nieco z tylu i teraz pedzi w glab

systemu. Potezne dziala okretu odezwaly sie gdy w zasiegu znalazl sie wrog - samotny czarny

niszczyciel

[2:14] <YUI> <Duże toto?>

[2:15] <The_Doctor> Kaloni wysylaja cale chmary niewielkich pojazdow

[2:15] <Adol> - Hohoho, robi się... wesoło.

[2:15] <YUI> -Damn...

[2:15] <YUI> -Ano.

[2:15] <LEO> - Fajnie...

[2:15] <The_Doctor> - Ostatnim razem wykonczyla nas ta drobnica - slyszycie glos Virala. - Nie

mozecie dopuscic ich w poblize Mercuriusa

[2:15] <The_Doctor> - Nad duzym mam wystarczajaca przewage by z nim skonczyc

[2:16] <YUI> - Tajest! - Poprawiam płaszcz na barkach i okulary.

[2:16] <The_Doctor> - Boo!

[2:16] <Adol> - Let's go! Out of control! - sam nie wiem skąd mi się to drugie wzięło.

[2:17] <LEO> Również poprawiam okulary - Już są martwi.

[2:17] <YUI> -Hę? - Adol, widzisz moją uniesioną brew w bocznym monitorze.

[2:18] <The_Doctor> Oba gunmeny smignely w kierunku chmary wrogow. Niestety liczby nie wygladaja

zbyt korzystnie, jest ich okolo setki, kazdy wyszkolony lepiej od was i zdolny do uzywania

spiralnej energii... I tym razem sa naprawde male szanse by nie potraktowali was bardzo serio

[2:18] <Adol> - Nie poddamy się ich kontroli, c'nie? - uśmiecham się. Już prawie nie czuję bólu

w ramionach.

[2:19] <YUI> -Mowy nie ma!

[2:19] <YUI> -Małe toto...

[2:19] <LEO> - My się nigdy nie poddamy!

[2:20] <The_Doctor> niesmiertelne - co robicie?

[2:20] <YUI> Hieh. Ruszam do walki, co innego?

[2:21] <Adol> Chwytam za stery, aczkolwiek jeszcze nie obejmuję kontroli. Obmyślam plan...

[2:21] <LEO> Ja tak samo. W miarę możliwości staram się nimi rzucać w innych.

[2:21] <YUI> <??>

[2:21] <Adol> <nie ma dynamic entry? :C>

[2:22] <The_Doctor> <no bonus ;]>

[2:22] <YUI> <You faiiil>

[2:22] <LEO> <już coś wymyślam, się nie bójcie ;]>

[2:23] <The_Doctor> Yui, kilku przeciwnikow minelo cie i zostawiajac cie za plecami ruszylo na

Mercuriusa, kilku kolejnych zaatakowalo z trzech stron naraz

[2:24] <The_Doctor> A&L - Natychmiast zostaliscie otoczeni przez cala chmare wrogow. Leo wybral

losowo jednego i cisnal w przeciwnikow, ale ta sztuczka najwyrazniej juz nie dziala

[2:24] <The_Doctor> Zaczeli trzymac sie na dystans od Jougen Laganna i atakowac roznymi

dzialkami i swidrowymi pociskami, glownie w plecy

[2:24] <YUI> ...Mawatte, mawatte, mawatte...Mówiąc krótko - sminning time! Wiruję jak

nahszybciej, wyciągając miecze na jak najdalszą odległość.

[2:25] <Adol> - Leo!... Wywinęli się! Pozwolisz? - zginam włócznię na kolanie Jougen-Laganna,

po czym ciskam niczym bumerang. - Deadly curve!

[2:26] <LEO> Nie zadziała? Trudno, mamy inne sposoby. Wytwarzam przy ręce dwa długie świdry -

DRILL - wydłużam je i wbijam w jednego z wrogów - SWING!!! - zaczynam okrecać się razem z wrogiem

okładając nim innych.

[2:26] <The_Doctor> Adol - niespodziewana kontra z miejsca zniszcyzla dwoch wrogow, ale nie

zmienia to faktu, ze nadal 98 macie do zdjecia a Jougen zaczal zglaszac coraz powazniejsze

uszkodzenia

[2:27] <LEO> <pomińmy działanie siły odśrodkowej, dobra? :)>

[2:27] <The_Doctor> Leo - twoj manewr tez byl calkiem skuteczny, kolejnych trzech padlo

[2:28] <The_Doctor> Yui - czarniejsze niz kosmos swidry; wirowanie tak szybkie ze nie wiesz juz

czy to Gurren czy tylko w twojej glowie; wstrzasy; czarne konczyny odlatujace na boki; przerazony

pisk Booty; wszystko zgaslo

[2:29] <YUI> -C-c-c-c-c-c...

[2:29] <The_Doctor> nie wiesz nawet ktory atak cie dosiegnal, ale Gurren po prostu przestal

dzialac...

[2:29] <Adol> - ...Sukinsyny... Leo! Pamiętasz że wiertła możemy stworzyć absolutnie wszędzie?

- chrupnąłem koścmi palców. - Załatwmy to od razu!... Yui?

[2:29] <YUI> Czuję gdzieś Bootę?

[2:30] <The_Doctor> Siedzi na swoim stanowisku

[2:30] <YUI> Głaszczę go lekko.

[2:30] <YUI> -I co teraz? -Szepczę

[2:30] <The_Doctor> - Booo - odparl smutno zapytany

[2:31] <LEO> - YUI! - wiertła? Wszędzie? Się robi. - wytwarzam wiertła na obu rękach i lecę w

rtonę Yui - DRILL CHARGE!!! - staram się do niej dosłownie przebić nie zwracająć na nic uwagi.

[2:31] <YUI> <um...>

[2:31] <YUI> <gotta go..>

[2:31] <Adol> < :C >

[2:31] <YUI> <slowly...>

[2:32] <The_Doctor> Leo - przed toba sciana wrogow, zatrzymuja twoje ataki i odbiajaja zdala od

czerwonego gunmana

[2:32] <Adol> - Lagann impact do Gurrena, raz? - mówię do Leo.

[2:32] <YUI> <ale jeszcze chwilę>

[2:33] <The_Doctor> <ok...>

[2:33] <YUI> -...

[2:33] <LEO> - Się robi! - Wyrywam sobie Laganna - PRZESYŁKA - Lagann wytwarza wiertło - W

DRODZE! - rzucam LAgannem tak aby po spiralnym torze doleciał do Yui i zniszczył przy tym jak

najwięcej wrogów.

[2:34] <Adol> "Zdążę? Muszę!"

[2:34] <The_Doctor> Adol - czujesz tylko lekkie wstrzasy gdy twoje wiertlo przelamuje obrone

kolejnych przeciwnikow... Zblizasz sie do Gurrena, ktorym najwyrazniej przestali sie interesowac

[2:35] <The_Doctor> - PRzydalaby sie mala pomoc! - slyszycie wsciekly glos Virala

[2:36] <YUI> Ciemno, ciemno, ciemno. Głaszczę Bootę.

[2:36] <LEO> - Możemy powiedzieć to samo - odpowiadam i stram się znaleźć okazję do ataku. Mam

nadzieję, że Lagann zdąży polączyć się z Lagannem.

[2:37] <The_Doctor> <mam nadzieje Rankin ze piszesz transormation sequence xD>

[2:37] <Adol> <ano ;]>

[2:37] <LEO> < kurde, Lagann z Gurrenem ^^>

[2:37] <YUI> <....>

[2:38] <LEO> <tak to jest, jak się pisze w pośpiechu>

[2:38] <YUI> <XD>

[2:39] <Adol> - Odwracanie się tyłem nie przystoi wojownikom - mruczę przez zaciśnięte zęby. -

Mamy tu coś do zrobienia! I dokonamy tego! Płomień w sercu spali naszych wrogów na popiół!

Lagann! Gurren! Powrót legendy! - Wbiłem się w cichy korpus Gurrena i wcisnąłem stery do przodu,

przejmując kontrolę, ładując i naprawiając przy pomocy energii spiralnej. - GURREN LAGANN! SPIN

ON - FINAL STAR! - Kolce. Tysiące świdrowych szpikulców we wszystkie strony

[2:40] <YUI> <Hieh.>

[2:40] <Adol> < :3 >

[2:42] <The_Doctor> Leo - Jougen zgasza kolejne uszkodzenia, ae wsrod tych informacji jest jedna

optymistyczna... choc nie do konca ja rozumiesz - "Zakonczono analize modulow temporalnych. Modul

zostal skopiowany".

[2:43] <The_Doctor> Adol - Twoj atak oczyscil ten fragment przestrzeni z Kalonów, ale Mercurius

nadal ma klopoty...

[2:44] <YUI> <A ja?>

[2:45] <The_Doctor> Yui - wnetrze Gurrena rozblyslo kolorami zaledwie sekunde po tym jak swider

wbil sie przez sufit tuz obok twojej glowy

[2:45] <YUI> -Ej!

[2:45] <The_Doctor> - Boo - rzucil Boota radosnie

[2:45] <YUI> -Hehe.

[2:46] <Adol> - Do Merciriusa! - rzucam i sam też kieruję tam Gurren-Laganna.

[2:46] <Adol> <typo :S>

[2:46] <The_Doctor> <mysle ze to dobry moment na przerwe>

[2:47] <The_Doctor> TO BE CONTINUED

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ok, tu gracze mogą wrzucić obiecane streszczenia sesji, która rozegrała się na zjeździe. Info dla postronnych - tak, można komentować ;)

Osoby dramatu:

Olegard

(Sevard)

Krasnolud, 180 cm wzrostu (140 bez hełmu), specjalista od geologii i górnictwa. Oraz od upijania się...

Aspekty:

- miłość do skał

- ulubione powiedzonko - najzabawniejszy dowcip świata (tak, ten o orzeszkach)

- ulubiony hełm

- odkręcane rogi (powyższego)

Vandire

(Holy)

Wojownik-najemnik z dodatkowymi zdolnościami społecznymi (znajomości handlowe, perswazja, targowanie).

Aspekty:

- s***** (hmmm... wredność?)

- honorowy

- realista

(nudne te aspekty...)

Malik Al-Sahir

(Aiden)

Mag. Elementów Ognia. Czyli piroman(ta). Cóż dodać?

Aspekty:

- piroman

- okrzyk - "Płoń!"

- chowaniec - salamandra Iskierka

Hassan El Hald (chyba, nie mogę rozczytać nazwiska =) )

(Black Szadou)

Niby wojownik, ale przede wszystkim ma kamuflaż. Proporcja wygranych walk do udanych przebrań wskazuje, że powinien zastanowić się nad karierą projektanta mody.

Aspekty:

- oburęczność

- powiedzonko - "Pamiętaj, że nigdy nie walczę sam. Moi dwaj przyjaciele mi towarzyszą." (chodzi o miecze)

- przywiązanie do mieczy

Sieg Hart

(Maverick)

Ryzykant. Uciekł z szubienicy. Szuka kłopotów (skutecznie) i śmierci (póki co mniej). Jest łotrzykiem i łotrem. potrafi improwizować, walczyć nieczysto i wkurzać krasnoluda.

Aspekty:

- adrenalina

- szczęście

- ulubiony przedmiot - pętla szubieniczna

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hassan El Halid (tak... moje pismo :P)

Budzę się z takim kac-jammerem jakbym balował przez ostatnie trzy noce w towarzystwie nieznanych mi osób. Konkretnie dwóch ludzi i jednego krasnoluda.

Gdzieś na zewnątrz dogorywają resztki karczmy, mnie boli głowa i próbuję zorientować się w sytuacji, przy okazji domyślając się po cholerę mi woreczek z prochem, gdy nagle na schodach - bo byliśmy na piętrze - słychać kroki. Zaraz potem do pomieszczenia wpada kilku strażników... może pięciu, nie wiem, głowa mnie bolała... którzy byli wyjątkowo zadowoleni ze znaleziska i ewidentnie sugerowali, że zadyma za oknem to nasza sprawka. No to co? Nie damy się dziadom a szczególnie Sied Hart, który uwielbia szukać kłopotów i dawaj na nich! Niestety, samego przebiegu walki za bardzo nie pamiętam poza tym, że Sied rzucił się przez okno, Malik podpalił dom a moja szarża na strażników się nie udało toteż również wyskoczyłem przez okno [wynik 0 - szczęśliwie niczego nie połamałem]. Tymczasem reszta ekipy, choć obstawiam, że krasnolud z 140cm wzrostu bez hełmu był również na zewnątrz, walczy sobie z strażą. Nie wiem już czy tutaj jednym kamieniem Sied zabił trzech czy później, ale... W końcu wybijamy z imprezy gdy 'karczma' sfajcza się do końca, przekonujemy krasnoluda, że nie warto iść szukać gorzały w zgliszczach gdzie kręci się jeszcze więcej straży i uciekamy na pustynię.

ZONK! Nie mamy zapasów a do oazy trochę nam brakuje. Niestety, straż też została zaalarmowana i rozstawiła dodatkowych ludzi na murach oraz bramach. Na cóż genialnego wpada mój wojownik? Kamuflaż [wyrzucam sukces]. Z piasku załatwiam trzem ludziom + krasnoludowi przebranie beduińskich tancerek i alfonsa. Dzięki temu bezpiecznie przebijajmy się do dzielnicy gdzie można spróbować dowiedzieć się czegoś więcej. Załatwiam przebranie jakiś obdartusów... bądź nie, bo nie wiem czy już nie chcieliście odgrywać tancerek ;P... i znów, cholera, mam zanik pamięci, bo jedyne co kojarzę to to, że próbowaliśmy coś zrobić w karczmie, w każdym razie ja, a generalnie potem wpadliśmy w super kłopoty. Jest godzina dwunasta i wszystko jest w porządku! Do środka wbiło pięciu strażników a jako, że byłem sam - reszta zwiewała bądź, jak krasnolud Olegard, oglądała widowisko - & zamiast walczyć chciałem im przemówić do rozsądku jednak zawaliłem. Lecę do paki.

Etap gdzie reszta próbowała walczyć o przeżycie zostawię reszcie. W celi poznałem Vandire'a, ale nie nacieszyłem się w spokoju jego towarzystwem.

Pomijam fakt gdzie mojemu koledze nie udało się wyrzucić odchodów z kubełka na zewnątrz celi i dostał odpryskiem ^^ Ni z tego ni z owego do środka wpadają kulki z gazem halucynogennym. Mnie jakoś udaje się temu oprzeć [sukces w rzucie], koledze niestety nie. Do środka zaraz wpada kilku ninja... dobra, jako że to Bliski Wschód to powiedzmy iż są to asasyni... W każdym razie, wpadają do środka to co mogę zrobić? Zabrali mi miecze, nie ma też zaskoczenia. A co mi tam. Próbuję się zakamuflować zlewając ze ścianą. Udaje się! Wpadają do środka zdziwieni, że im się coś nie zgadza. Jako, że mówią o ratunku decyduję się na wyjście z ukrycia bez atakowania. Powiedzmy, że ich gadka mnie przekonała. Po drodze zabieram swoje kochane miecze, ale nie nacieszyłem się długo, bo dostałem zdradziecki coś w potylicę.

Pustynia. Znowu. Szlag by to. Z całej gromadki, już pięciu osób, tylko ja i Sied Hart nie jesteśmy naćpani. Gdzieś w oddali widać oazę. Mówiąc krasnoludowi, że w tamtym kierunku jest gorzała ruszamy. Między innymi piroman, który miał ciekawe wizje też. Jednak w pewnym momencie przeszkadza nam głos zza pleców i ze zdziwieniem odkrywamy, że to cholerny mag. Co lepsze, ma zamiar nam pomóc. Oczywiście, jak się okazało... nie było to bezinteresowne ^^ W skrócie, miasto najechane przez białych ludzi z Zachodu 57 lat temu nadal boryka się z rebelią i pewne grupy interesów [handlarze ;P] mają z tym problem. My dostajemy zadanie ukrócenia żywota Sallaha ir Szabira [pal licho czy dobrze to napisałem :=)]. Cóż począć? Takiemu gościowi w paradę wejść nie chcieliśmy a zostaliśmy błyskawicznie przeniesieni gdy Sied chciał odłamać nogę od stołu maga. Na miejscu jedziemy standardowo - kamuflaż i zasuwamy szukać informacji.

Pamięć szwankuje, ale wyszło jednak tak, że akcja w karczmie oficerskiej się udało gdy tymczasem spokojnie żebrałem [oferowano mi 'fate pointa', ale nie chciałem ryzykować swoich mieczy]. Dzięki niesamowicie mocnej głowie krasnoluda dowiedzieliśmy się o planowanym rajdzie na magazyn rebelii & zaplanowaliśmy jak tutaj wkraść się w łaski Arabów. Ostatecznie stwierdziliśmy, że część z nas spróbuje wypytać jakiegoś Araba o informacje [oczywiście... kamuflaż z którego zrobiłem z drużyny murzynów ;D] a inna... zrobić coś innego. Nie pamiętam. Przechodząc jednak do znacznie ciekawszej części zadania ustawiamy zasadzkę w magazynie. Wcześniej rebelianci nam uwierzyli więc jest dobrze. Do środka wpada z 25 elitarnych gości (mag się schował) a reszta biega sobie po mieście i zbiera resztę strażników. Wbijają do środka, robi się chaos, mag się ujawnia, my uciekamy. Mag ma niesamowite szczęście albo zbierał tak długo moc, bo zrobił totalnego overkilla jeśli chodzi o magazyny. Cała dzielnica (czyli jakieś 15% miasta poszło w cholerę) i 1/3 całej straży zamieniło się w pył.

Wkrótce potem... bo też generalnie nie pamiętam co się działo... znaleźliśmy się w kanałach gdzie duchowy przywódca rebelii wygłaszał swoje przemówienie [w tej roli niesamowity manieq ;D]. Niestety, jej treści nie mogę przytoczyć w obawie o konsekwencje, ale... Olegard zrobił tunele ewakuacyjne, ja też zrobiłem coś z kamuflażem - chyba - a Sied naszykował prowizoryczne ładunki prochu. Akcja się zaczyna, do środka wpada straż, a ludzie Sallaha robię sobie rzeź. Ledwo się przebijam z resztą a mag ognia oczywiście odpala uber atak roznoszący w pył całą piwnicę i zasypujący, chyba, tunel.

Kończąc walką z głównym złym... 11 elitarnych strażników, których załatwiliśmy na różne sposoby, ze dwa ifryty oraz ożywiona statua plus iluzje. Nie było łatwo, ale ostatecznie zadałem kończący cios, który dał nam radość ze zwycięstwa. [sorry, że na koniec tak ogólnie, ale... słaba pamięć ;P]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Malik Al-Sahir

Streszczenie napisane z perspektywy postaci, miłego czytania :)

Jestem Malik Al-Sahir, mag elementów i uczeń mistrza Zachariasza. No, byłem. Teraz pewnie nie chciałby widzieć mnie na oczy, ale nie dziwię mu się. Wszystko przez grupę tych? ech, od początku.

Obudziłem się w jakiejś ruderze z workiem prochu i lontem. Oprócz mnie był tam jakiś krasnolud z 40-centymetrowym hełmem, facet z blizną na twarzy i stryczkiem owiniętym dookoła ręki oraz łysy wojownik. Przez okno widać było spalone i dogasające szczątki gorzelni, najlepszej i największej w mieście i ogółem po tej stronie kontynentu. Wyobraźcie sobie, przegapiłem coś takiego! Płomienie pożerające konstrukcję, karmiące się oparami spirytusu i wystrzeliwujące pod samego niebo. To musiało być piękne, a ja to przegapiłem. Najwyraźniej rebelianci postanowili zrobić w końcu coś konkretnego w walce z białym najeźdźcą okupującym miasto od ponad 50 lat. Na szczęście chwilę potem do pomieszczenia wpadli strażnicy, którzy worki prochu i lonty natychmiast zinterpretowali w wiadomy sposób. Wkurzony użyłem swej mocy i puściłem z dymem cały budynek rekompensując sobie stratę wcześniejszego widowiska. Wcześniej krasnolud i wojownik też coś walczyli, ale ostatecznie wszyscy wyskoczyli przez okno. Ludzie i reszta straży interesowali się nami nieco za bardzo, więc natychmiast uciekliśmy powstrzymując krasnoluda, najwyraźniej alkoholika, przed wbiegnięciem do zgliszczy gorzelni w poszukiwaniu resztek alkoholu.

Ucieczka skończyła się za murami miasta, gdzie zorientowaliśmy się, że nie mamy zapasów ani wody. Wróciliśmy więc, aby lepiej się przygotować, ale tym razem w przebraniu beduińskich tancerek i ich właściciela. Łysy wojownik, Hassan, okazał się być mistrzem kamuflażu, nie wiem jak ukrył rogi krasnoluda, ani skąd wytrzasnął przebrania. Grunt jednak, że w końcu wylądowaliśmy w karczmie. Tam krasnolud i Sieg, człowiek z blizną, jako obcokrajowcy i ?białe diabły? nie zostali zbyt dobrze przyjęci, ale jakoś udało mi się załagodzić spory i wyjść z karczmy bez bójek, zostawiając Hassana aby zdobył jakieś informacje. Sieg okazał się być idiotą albo uzależnionym od adrenaliny lemingiem, bo wkrótce po tym ściągnął na siebie uwagę straży miejskiej. Udało nam się ich pokonać, ale Hassan został wyprowadzony z karczmy i aresztowany. Razem z krasnoludem Olegardem i Siegiem długo debatowaliśmy w ukrytej melinie nad tym jak go uwolnić, ale w końcu przerwały nam jakieś małe, wlatujące przez okno kuleczki wypełnione gazem, a mnie znokautował różowy królik. Krasnolud też chyba padł, ale wydaje mi się, że będąc na skraju świadomości słyszałem odgłosy długiej, zaciętej i bardzo nierównej walki napastników i Siega, który oparł się gazowi.

Obudziliśmy się, i tu niespodzianka, na pustyni. Wszyscy, Hassan też był z nami razem z jakimś nieznanym nam facetem z dziwnym, brązowym śladem na czole. W zasadzie nie pamiętam co się wtedy działo, najbardziej rzucały się w oczy płonące słonie biegnące po piachu i jeszcze bardziej naćpana niż ja Iskierka, mój chowaniec w postaci salamandry. Hassan wytłumaczył chyba, że z więzienia uwolnili go rebelianci mamiąc obietnicą dołączenia do nich, ale w końcu go ogłuszyli i zabrali razem z kompanem z celi, Vandirem. Na horyzoncie przysłaniana raz po raz przez wspomniane słonie, majaczyła oaza, do której postaraliśmy się udać. Gdzieś tak w jednej czwartej drogi pojawił się jednak mag (chciałem go zauważyć oczami Iskierki, ale przemilczę to co zobaczyłem w jej umyśle męczonym narkotykami), który zaoferował nam ratunek w zamian za współpracę. Nie mając większego wyboru zgodziliśmy się. W swojej siedzibie wytłumaczył nam, że współpracuje z ?ludźmi interesu?, czyli najpewniej wpływowymi miejskimi kupcami, którym zaczyna przeszkadzać już walka rebeliantów z najeźdźcami i kierowaną przez nich strażą miejską. Chcieli oni pozbyć się przywódcy rebelii, która z kolei porwała nas i zaaranżowała ?ucieczkę? z miasta na pustynię, bo zbytnio się z nią kojarzyliśmy i wzmagaliśmy zaciekłość strażników. Innymi słowy zrobili z nas kozłów ofiarnych przy spaleniu gorzelni, a potem się pozbyli. Tak naprawdę nie mieliśmy wyboru, mag i jego sprzymierzeńcy byli potężni i nie warto było robić sobie z nich wrogów.

Po skończeniu posiłku postanowiliśmy działać. Sieg ukradł trochę pieniędzy, Vandire załatwił dzięki nim składniki na trucizny i narkotyki, oraz porządny kostur dla mnie. Na targu zdobył też trochę kontaktów na czarnym rynku, w półświatku i zdobył imię maga, który zlecił nam zadanie. Poznałem je i zorientowałem się, że naprawdę nie warto mu podpadać, był znany w magicznym środowisku i potężny. W tym samym czasie Sieg, Hassan i Olegard znowu udali się do karczmy, tym razem strażników, gdzie zdobyli informacje o najeździe straży na magazyn prochu będący jedną z kryjówek rebeliantów oraz o przemówieniu, którego ma udzielić ich przywódca. Próbowali też chyba zrobić coś ze spitym do nieprzytomności krasnoludem, ale nie chcieli powiedzieć co. W każdym razie wykorzystaliśmy te informacje i ponownie przebrani przez Hassana (nawet moją salamandrę przerobił na kameleona) poszukaliśmy kontaktów u rebelii aby wkupić się w jej łaski. Sieg znowu narobił nam problemów, ale wszystko dobrze się skończyło. Powiadomiliśmy rebeliantów o najeździe na magazyn i powiedzieliśmy, że najlepiej jak się wycofają i pozostawią sprawę nam. Sieg przygotował drogi ucieczki z budynku, a reszta zajęła pozycję. Podczas akcji sporo się działo, ale skończyła się pięknie. Podekscytowany uwolniłem tyle mocy, że płomienie ogarnęły cały magazyn pełen zdezorientowany strażników i ich elitarnych oddziałów. Aha, magazyn prochu i alkoholu. Dość powiedzieć, że obudziłem się z Sige'iem w błocie 500 metrów dalej, straż straciła 1/3 swoich ludzi, a miasto skurczyło się o jedną dzielnicę.

Zdobyliśmy na tyle dużą sławę wśród rebelii, że zostaliśmy zaproszeni na przemówienie przywódcy. Znając lokalizację (kanały, największe ich pomieszczenie) powiadomiliśmy o tym straż, a sami przygotowaliśmy wszystkim niespodziankę. Na miejscu paranoicznie już nastawiony do świata przywódca rebelii wysłał 100 swoich nałożnic dla swoich ludzi zarządzając orgię, a następnie kazał wyrżnąć wszystkich swoim najbardziej zaufanym ludziom. Chwilę potem wpadła straż, a Iskierka zadrapała posmarowanym trucizną szponami kostkę dziada. Przedarliśmy się przez na przemian jęczący z rozkoszy i krzyczący z bólu tłum do komnat przywódcy. Po drodze wysadziłem umieszczone wcześniej przez Siega worki z prochem i dzięki ulatniającemu się metanowi zawaliłem wszystkim na łeb połowę kanałów, tworząc też piękny kanion biegnący przez środek miasta. Chwilę potem stanęliśmy twarzą w twarz z naszym celem. A raczej celami, bo otruliśmy niestety sobowtóra, a przywódca okazał się być sprawnym iluzjonistą, który sprawił, że on i wszyscy z 10 jego elitarnych przybocznych mieli taką samą twarz. Walka była długa i ciężka, główny cel potrafił też przywoływać różne potwory, choćby ifryty i ducha, który opętał jego 10 metrową statuę. Olegard wydawał się być przez nią absolutnie oczarowany i nie chciał jej zniszczyć, choć swoim kilofem zadziwiająco sprawnie radził sobie z innymi wrogami. Ostatecznie jednak kiedy wyczerpany już byłem rzucaniem ognistych zaklęć i spopielaniem wrogów, a przyboczni się skończyli, Hassan zadał ostateczny cios. Przywódca padł, a my wydostaliśmy się z podziemi dzięki kilofowi Olegarda z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Mam teraz tylko nadzieję, że mag nie wścieknie się na rozwalenie części miasta i większości straży. Choć w sumie teraz już nikt raczej nie będzie miał ochoty na walki wewnętrzne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Olegard

Budzę się w jakimś budynku, który wygląda tak, jakby miał się zaraz zawalić - cudowna ludzka architektura, k***a jego mać - z kacem takim, jakbym od co najmniej tygodnia nie pił, a obok mnie leżą bliżej niesprecyzowane osoby. Wszyscy jesteśmy przyozdobieni w jakieś dziwne woreczki z prochem. Za oknem widzę dopalającą się gorzelnię, w której produkowano genialny bimber. Niewiele myśląc rzuciłem zdjąłem hełm i próbowałem rzucić się przez okno, by ratować to, co zostało. Niestety jednak ktoś mi przeszkodził w skoku. Po chwili do pokoju wbiegła zgraja ludzi, którzy śmieli nam zarzucić spowodowanie tej katastrofy! Postanowiłem wziąć dwóch z nich na rogi, jednakże jakby tego wszystekigo było mało jedna z osób leżących obok okazała się być piromanem i postanowiła puścić budynek, w którym byliśmy, z dymem. By się ratować postanowiłem wyskoczyć przez okno, niestety jednak niezbyt dokładnie obliczyłem trajektorię lotu i musiałem zahaczyć rogiem o parapet, by złagodzić upadek. Skoro już znalazłem się na dole, to chciałem pobiec, by ratować zapasy z gorzelni, niestety jednak niecne istoty, z którymi leżałem postanowiły mnie powstrzymać. Na szczęście jednak zawsze trzymam jakieś zapasy spirytusu na czarną godzinę w odkręcanych rogach mojego hełmu. Zostaliśmy zmuszeni do opuszczenia miasta, zapasy te szybko się więc skończyły, trzeba było więc wracać.

Jeden z towarzyszy imieniem Hassan postanowił nas przebrać za beduińskie tancerki wraz z ich alfonsem. Nie wiem jakim cudem udało mu się to zrobić, ale jednak mu się udało. Udaliśmy się do karczmy. Sądząc, że w karczmie można uzupełnić zapasy postanowiłem wypytać się o alkohole wszelakie, co nie zostało zbyt dobrze przyjęte, zostaliśmy więc wyproszeni z karczmy, na co zgodziliśmy sie nie chcąc prowokować bójki. Hassan został w środku, gdyż miał zdobyć informacje. Po wyjściu towarzyszący nam Sieg postanowił wpakować nas w kolejne kłopoty zaczepiając straż. Stwierdziłem, że nie będę stawał w jego obronie, usiadłem sobie na pobliskik murku i przyglądałem się sytuacji, szybko jednak towarzysze zniknęli mi z zasięgu wzroku. Jednak szczęście nie trwało długo, bo zaraz przyczepili się do mnie zaalarmowani strażnicy. Co za pomysł w ogóle, żeby do alarmów używać dzwoneczków? Pouczyłem ich jak należy alarmować innych, odkręciłem róg i zagrałem na nim donośnie, musieli mi uwierzyć, gdyż zostawili mnie w spokoju.

Zaraz po tym postanowiłem sprawdzić jak radzą sobie towarzysze niedoli. Po drodze napotkałem strażników, którzy już chyba to sprawdzili i teraz śpieszyli się do domów na kolację. Zamelinowaliśmy się w jakiejś piwniczce i dyskutowaliśmy o tym jak uwolnić Hassana, który został aresztowany przez straż. Poza tym zaproponowałem również zabicie Siega, który już kilka razy tego wieczora wpakował nas w kłopoty. Debata nie trwała długo, gdyż została przerwana przez kulki, które wleciały nagle do pomieszczenia, ulatniający się z nich gaz sprawił, że odczułem nagłą potrzebę pójścia spać, co też zrobiłem.

Obudziliśmy się na pustyni, pierwsza rzecz, którą zobaczyłem to różnowe słonie chadzające po pustynii. Miały zarąbiste długie kły, które idealnie pasowałyby do mojego hełmu, postanowiłem więc jednego sobie upolować. Niestety jednak i na to nie pozwolili mi towarzysze. Pojawił się również nowy towarzysz niedoli z dziwnym, brązaowy czymś na czole. Pojawił się jakiś mag, który zaoferował nam pomoc w zamian za współpracę, jako iż zaproponował uzupełnienie moich zapasów alkoholu, to chętnie przystałem na jego propozycję.

Przeniósł nas do swojej siedziby. W niej, po krótkich negocjacjach zaoferował mi beczkę spirytusu. Podczas, gdy ja zajmowałem się likwidowaniem nadmiaru krwi w alkoholu towarzysze dyskutowali z nim o jakichś interesach, zabójstwach i innych mało ważnych rzeczach. Jako, że stwierdziłem, że równy z niego gość, to postanowiłem mu pomóc i przekonać do tego towarzyszy.

Po zakończeniu posiedzenia, na koniec którego uzupełniłem rogi zawartością beczki zostaliśmy odesłani do miasta. Sieg sprawił, że kilka monet zmieniło właściciela. Zyskane w ten sposób dobra postanowiliśmy wymienić na dobra pierwszej potrzeby takie jak trucizny, narkotyki i daktyle, z których zamierzaliśmy pędzić bimber. Vandire udał się na targ, a ja, Sieg oraz Hassan udaliśmy się do karczmy celem pozyskania informacji. Ja zająłem się rozwiązywaniem języków bawiącym się strażnikom, gdy skończyłem swoje zadanie, postanawiając resztę imprezy spędzić pod stołem do akcji wkroczyli pozostali. Gdy tak sobie odpoczywałem miałem chory sen, najpierw śniło mi się, że Sieg chciał mnie sprzedać na czarnym rynku, a następnie, że ktoś chciał zawędzić mój hełm, ale stwierdził, że za bardzo wali od niego alkoholem. Sieg i Hassan dowiedzieli się w tym czasie, że strażnicy chcą przejąć magazyn z prochem oraz że wódz rebeliantów planuje w najbliższym czasie wygłosić przemówienie. Hassan ponownie nas trochę przebrał i wtedy zaczęliśmy działać. Poinformowaliśmy rebeliantów o zamiarach strażników, by wkupić się w łaski tych pierwszych. Ci uwierzyli nam i przygotowaliśmy zasadzkę w magazynie. Mag schował się w środku, podczas gdy my mieliśmy obserwować to z sąsiedniego budynku. Do magazynu wpadło jednak tylko 25 strażników, postanowiliśmy więc zebrać posiłki. Jako iż podczas prac geologicznych natrafialiśmy na zwłoki ludzi płci obojga, więc przy okazji zostało mi wyjaśnione jak odróżnić kobietę cnotliwą od trochę mniej cnotliwej. Postanowiłem podzielić się tą wiedzą ze strażnikami, sugerując im, że ich żony należą do tej drugiej rogi i przyprawiają im rogi jeszcze większe niż te, które mam na głowie. Dzięki temu udało mi się zebrać tłum wielbicieli w liczbie ćwierci setki strażników. Oczywiście zaprowadziłem ich do magazynu, po czym udałem się na z góry upatrzone pozycje. Nie wiem ile prochu trzymano w tym magazynie, ale musiało być go dużo. Wybuch rozwalił chyba całą dzielnicę.

Dzięki tej akcji zdobyliśmy zaproszenie na przemówienie szefa rebelii, które odbyć się miało w kanałach. Stwierdziłem, że warto poszukac posiłków i sprawdziłem, czy pod miastem nie ma przypadkiem jaskiń Skavenów, nie udało mi się jednak ich znaleźć. Opracowaliśmy plan działania. Przede wszystkim planowaliśmy zaaplikować truciznę szefowi, ale opracowaliśmy również plan ucieczki. Ja przygotowałem kanały ewakuacyjne. Poza tym przygotowaliśmy materiały wybuchowe. Po zakończeniu przygotowań udaliśmy się do kanałów. Tam podczas przemówienia okazało się, że z przywódcy rebelii jest ludzki człowiek i że ma całkiem rozsądną wizję miasta. Zostałem jednak przekonany, że mag może mi zaoferować więcej. Salamandra zaaplikowała przywódcy środek odurzający, podczas, gdy mag postanowił wysadzić kanały w powietrze. Postanowiłem się ewakuować przez uszykowane kanały. Była to porządna krasnoludzka robota, więc bez problemu wytrzymały. W drodze na zewnątrz zauważyłem jednak w kanałach złoża zarąbistego piaskowca. Stwierdziłem, że nie może on się zmarnować, więc postanowiłem ustalić jak duże są jego pokłady. Kopałem wzdłuż piaskowca, by w końcu całkiem niechcący wykopać się w miejscu, gdzie reszta moich towarzyszy walczyła z jedenastoma takimi samymi łebkami. Przyłączyłem się do walki, przebijając się przez wrogie siły tak, jak na górnika przystało. W pewnym momencie moim oczom ukazała się zadziwiająca figura, która się poruszała. Postanowiłem sprawdzić co to jest, jednak niezbyt dużo się dowiedziałem. Gdy tak przyglądałem się zafascynowany temu dziełu sztuki Malik najwyraźniej chciał ze mnie wydobyć informacje jak tą rzeźbę zniszczyć, ale nie udało mu się to. Jedyne co mi nie pasowało w tej rzeźbie to to, że przedstawiała ona przywódcę rebeliantów, postanowiłem ją więc trochę przerobić, by przypominała mnie. Niestety nie udało mi się to dzieło. W międzyczasie statua niechcący by mnie zdepła, gdyby nie to, że zafascynowany drugą nogą postanowiłem się jej bliżej przyjrzeć i znalazłem się po drugiej stronie stawianej stopy. Jednakże rzeczy piękne nigdy nie trwają długo, jeden ze strażników ściął mi swoim ciosem brodę, co sprawiło, że się nieźle na nich wkurzyłem i postanowiłem najpierw zabić strażników i dopiero potem zająć się rzeczami pięknymi. Walka była zacięta, ale w końcu wygraliśmy. Udało mi się zniszczyć gdzieś połowę miasta, ale dzięki temu będzie je można odbudować już w sposób należyty, bo jak widać ludzkie konstrukcje zbyt wyrzymałe nie są. Ze znalezionego piaskowca będzie można wybudować całkiem porządną siedzibę idealnie zaspokojającą moje potrzeby. Trzeba tylko odnaleźć maga i odebrać nagrodę, na którą sobie zapracowaliśmy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...