Skocz do zawartości

Olympus Actionus - temat główny, podejście trzecie


Rankin

Polecane posty

- Spokojnie... nie ma się czy martwić... wszystko będzie dobrze.

No nie, nie mogę jej tu tak zostawić. Nie wiem na co liczyłem wchodząc tutaj, ale na pewno nie na to. Lucker wysyła tez jakieś wiadomości. Zamieniony w kamień? Żaden problem, zmiana formy to moja specjalność w końcu. Tylko teraz muszę coś zrobić z tą tutaj. Dobra, mam chyba pomysł. Swoją drogą czuję się, jakby obserwowały mnie kamery...

- Słuchaj, mam chyba sposób. Dasz zamienić się w mysz? Albo jakieś inne małe zwierzę? Tylko na moment, tak, żebym mógł cię stąd wynieść. Jest tu jeszcze ktoś, kogo mógłbym uratować? Jestem w tym całkiem niezły.

--------------------

Nie wiedzieć czemu cała scena kojarzy mi się z pewnym odcinkiem Klanu ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1,7k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

- Idę. - powiedziałem na wołanie.

Poszedłem za Casulonem, przez chwilę oglądając się za siebie. Ciekawa figura. Jednakże nie mamy na to czasu.

Ludzi wychodzących ze ścian, by wysępić chipsy zignorowałem. Bogowie widują dziwniejsze rzeczy. Wreszcie stanąłem razem z Casuonem przed przejściem. Otworzyłem drzwi.

Mym oczom ukazały się... drugie drzwi. Również białe, ale wyglądające znacznie bardziej zwyczajnie. Pospolite drzwi, które znajdziesz w każdym normalnym budynku. Wyróżniały się jedynie wizjerem, który zapewne można było zasłonić od drugiej strony. W tej chwili jednak był odsłonięty, a przez otwór patrzyła na nas para nieruchomych, zimnych oczu. Przez parę sekund trwało napięte milczenie. Wreszcie się odezwałem, ale tajemnicza postać nie odpowiadała. Chwyciłem za klamkę i zdecydowanym ruchem ją pociągnąłem.

Pozbawiony podpory człowiek przechylił się do przodu, po czym upadł na twarz. Głowa była jedyną nienaruszoną częścią jego ciała, cała reszta została bestialsko zmasakrowana. Nie zrobiło to na mnie zbyt wielkiego wrażenia, jednak nie mogłem pozbyć się poczucia, że coś jest nie tak...

Po chwili zorientowałem się, co. Ten człowiek nie miałby prawa żyć nawet, gdyby był nietknięty. Nie miał żadnych mięśni, kości albo organów, same krwawe mięso. Szybko odsunąłem się od zwłok, pociągając za sobą Casula.

Okazało się to być dobrym posunięciem. Ciało nagle drgnęło i wydało z siebie przeszywający, niesamowicie głośny wrzask. Szczęki stwora zaczęły się rozszerzać, aż w końcu dosłownie rozerwały jego twarz na strzępy, odsłaniając rzędy ostrych jak brzytwa zębów. Potwór poruszył się i popełznął w naszą stronę.

Na szczęście okazał się być znacznie mniej groźny, niż wyglądał. Jedno cięcie mieczem pozbawiło go głowy. Spojrzałem do pokoju, z którego wylazł. Od razu zauważyłem nóż wbity w ścianę, z której sączyła się krew.

- Muszę przyznać, że to jest... odrobinę niepokojące.

Biesy, Niebianie, Pustka... To wszystko część uniwersum. Nawet nieumarli, którzy na pierwszy rzut oka są zaprzeczeniem wszystkich naturalnych praw, w pewien sposób wpisują się nie. Pewne rzeczy jednak nie są. Patronat zapomnianej magii przyjąłem właśnie po to, by nie trafił w ręce kogoś nieodpowiedzialnego. I ten stwór przypomniał mi o tym. Nie wiem, co to za miejsce, ale na pewno nie jest wytworem jakiegoś matematyka albo grupki robotów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chwycił pewnie zyskany miecz i domyślając się jego przeznaczenia (a także dzięki okrzykom Kota) wyskoczył do przodu, uderzając przez twarz. Nigdy nie walczył mieczem dobrze, ale ten, jakoś tak 'uczył go' walki. Obrócił się i ciachnął w brzuch. Odskoczył czekając na efekt. Nie zastanawiał się nad tym, skąd miecz się wziął, chociaż wiedział, że powinien. Raczej nie chciałby go oddać.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Hej, umiesz mówić? - zapytał się Cygnus dziwnej istoty - Powiedz mi, o co ci chodzi? Albo napisz... Prowadź do kasyna! Jestem Cygnus! - rzekł lew podając łapę na znak przywitania się. Następnie wyszeptał do Markosa: "Ty tu zostań, najwyraźniej coś mu zrobiłeś"
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Glatryd

Znowu te przeklęte białe pentagramy. Wyszło z nich jeszcze więcej odzianych w togi diabłów.

- Wszyscy sprawcy zostaną zatrzymani... Koniec tego zamieszania!

Świetlista kula wyleciała prosto w Ciebie... Nic się nie stało.

- Ta istota włada ogromną mocą! Musimy ją szybko unieszkodliwić!

Dziesięć kul poleciało prosto w Ciebie... Tym razem coś się działo, bo widziałeś, jak otacza Cię kilka ścian. Wylatujesz w powietrze, ale przestajesz cokolwiek widzieć...

Oślepiające światło prosto w Twoją twarz.

- Obiekt 20-1B4, zarejestrowany wcześniej, we własnym ciele czy też powinienem powiedzieć w swojej skorupie. Pozwoliłem sobie doprowadzić do procesu natychmiastowego...

Wysuwa się ekran - ukazuje obraz z kamer monitoringu miejskiego. Widać ruch ust Glatryda i diabłów i awanturę oraz atak ze strony Glatryda.

Zza biurka staje diabeł z czarną togą i łańcuchem przedstawiającym dwie połączone zębatki.

- A więc obiekt 20-1B4 dopuścił się agresji na członkach organizacji porządkowych i zabiciu znacznej rzeszy naszych obywateli... Za te czyny zesłan zostaje z chwilą obecną do zakładu upraworządowienia i izolacji... Na dobę... Zabrać go!

Znowu podlatują do Ciebie kule i znowu gdzieś się unosisz...

Lądujesz w celi... Całkiem obszernej... W okolicy nie ma żywej (ani nieżywej) duszy... Ani odgłosu, ani ruchu...

Cela jest zamknięta... Niewielka i zwyczajna żelazna krata z zardzewiałą kłódką, to jedyne, co dzieli cię od korytarza, którego drzwi oddzielają od zewnętrznego świata...

Ale cóż to? Krew? Na jednej ze ścian? Jest tak zaschła jakoby była tutaj już kilka lat... Nie wzbudzałaby większego zainteresowania, gdyby nie to, że jej ślady układały się w litery...

@Black Shadow & Barto (nim zdołałeś odejść na większą odległość) & Pympus

Znachorka machnęła rękami i na torze jej lotu wytworzyła się fioletowa pajęczyna, w którą wleciała. Wystarczyło to, by zahamować prędkość i skierować się z powrotem na miejsce, z którego wyleciała...

- Jak śmiecie kopać mnie, staruszkę, która i tak doznała tyle cierpienia...

*chlipa*

-... ale rozumiem, że macie wątpliwości... Wiedzcie, że nie miałam wtedy takiej mocy... To było lata temu, nawet z polepszaniem wyglądu nie mogłabym wyglądać tak jak w zamierzchłej przeszłości...

- KŁAMLIWA ŻMIJA! ZAWSZE MIAŁA TAKĄ MOC!

-... On też umie czarować, na pewno coś planuje, chce zniszczyć to miasto, te dzieci, tę radość...

- POWIEDZIAŁEM ZAMILCZ!

Uderzył ją prosto w twarz, tak, że się zakręciła i upadła.

@Casulono & Abyssal

Poza ciałem potwora niewiele w tej komorze było do oglądania. Kolejne obrazki przedstawiające diagramy matematyczne, ale... było coś jeszcze. Kolejne obrazy historii.

Ludzie z tej dzielnicy zdecydowali się na zmianę form na trwalsze, mogące wydłużyć im żywoty, uniezależnić się od natury i w pełni poświęcić się rozwojowi i wykorzystywaniu nauki... Jednak nie wszyscy przyjęli nowy system... Oburzenie wzrosło, gdy zmiana form stała się obowiązkiem... Podziemie walczyło z tym, ale nawet ono nie dało rady, gdyż wszyscy zostali bezlitośnie wytępieni lub zmuszono ich do zmiany ciał. Wkrótce wizja unifikacji i stworzenia nowej rasy i nowego społeczeństwa zaczęła się ziszczać... Jednak emocje nadal nie pozwalały w pełni poświęcić się rozwojowi...

Usłyszeliście ponowny ruch komór... I coś jakby tykanie zegarka...

Komora zajaśniała i zobaczyliście, jak z jednej ze ścian zaczęły wyrastać dziwne kryształy. Wydawały odgłosy jak pękający lód, ale z pewnością nim nie były. Wyraźnie wibrowały i zarysowywały powierzchnie. Zaczęły delikatnie pękać, a odłamki mijały was o włos, wbijając się bez problemu w ściany.

@Bajcurus & Tytokus

Cięcie miecza zupełnie zaskoczyło strażnika. Ten atak okazał się skuteczny, ponieważ zadana rana nie zasklepiła się, a strażnik syknął z bólu. Już się odwracał w kierunku ataku, gdy błękitne światło zaczęło go obejmować. Zdołał tylko wydać z siebie kilka obelg w języku orków i wyrazów bólu zanim niemalże wybuchł od środka, a na jego miejscu pozostała tylko laska, kości i trochę mięśni.

@Konishi

Przebiłaś się bez trudu przez wrota... Kawałek dalej był spadek, ale na tyle łagodny, że szło się utrzymywać na nogach. Gdy już byłaś na krawędzi przepaści zobaczyłaś, Bajcurusa i Tytokusa. Podmuch powietrza dmuchnął Cię akurat obok nich i kupki szczątków, które zostały po strażniku. No... prawie, bo twoje ramie zahaczyło o miecz Tytokusa... Wyraźnie było słychać odgłos przecinania materiału, ale... skóra była nietknięta. Co więcej - wydawała się bardziej jędrna i zdrowsza.

Droga przed wami czekała otworem, ale najwyraźniej jedyną była ta, skąd właśnie przypłynęłaś.

@Jane

Z daleka widziałaś zamieszanie nad jeziorem. Była tam reszta, więc instynktownie było tam pójść, zwłaszcza, że pogoda diametralnie się zmieniła, a ciśnienie powietrza było takie, że ogarniało ogólne zniechęcenie. Kilka chwil później byłaś już na miejscu.

Tymczasem w lesie, który udało Ci się w końcu opuścić, leżały dziesiątki ciał wilkołaków... Ziemia byłą czerwona od krwi...

Nagle zajaśniało światło i z wilkołaków zeszła iluzja... Okazali się... Zwykłymi ludźmi? Zarżniętymi, zmuszonymi do walki...

Klątwa została przebita - z lasu wyjść można było, ale sama iluzja też była elementem klątwy... i to jak realnej!

___________________________________________________________

Cygnusem, Lunarionem, Sobą i Luckerem zajmuje się Markos...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tytokus spojrzał na Konishi, która wzięła się znikąd. Popatrzył też na jej 'rozcięte' ramię. Spojrzał jeszcze raz na miecz, na strażnika, na ramię Konishi i w końcu krzyknął.

- Eureka!

Chwycił miecz, oparł o jedną ze skał, naparł na niego i... złamał go! W pół!

- Ten miecz leczył zamiast ranić! Czyli ten stwór był odporny na ranienie, czyli...

Spojrzał na nędzą połówkę miecza, którą trzymał w dłoni.

- Czyli jestem idiotą.

Zrobił facepalm, po czym wymachem w tył wyrzucił resztkę miecza jak najdalej od siebie. Wolał o nim zapomnieć. Chociaż może to lepiej? W wirze walki mógłby nagle wpaść we wrogów i uleczyć ich w decydującej fazie... Albo przypadkiem dźgnąć kogoś z boskiej brygady, kto zbytnio nie przepada za leczeniem, niesionym przez miecz? 'Wielka moc to wielka odpowiedzialność...'

- Sorry mieczu, nie jestem odpowiedzialny. - krzyknął, za wyrzuconą połówką miecza.

Uświadomił sobie, że to wyglądało idiotycznie. Poprawił, więc swoją torbę na ramieniu, podreptał troszkę nóżkami, po czym zapytał towarzyszy:

- Idziemy? No, przed siebie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Popatrzyła na swoje ramię. Po chwili odwróciła wzrok na Tytokusa, na resztki miecza i na Bajcurusa.

Po usłyszeniu pytania Tytokusa...

-A po <beeep> mamy tu stać? Ale jeszcze chwila...

Nie minęła chwila, a zjawiły się Anioł i Ifrit.

-Atakują tylko wrogów. Radzę ich nie ranić, szczególnie Ifrita, bo niezbyt mile zareagują.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Patrzy na kłótnię dwójki "mutantów" i ich argumenty. Bawi się broszką>

Więc wiedźmo (wiedziałem,że jest wiedźmą) mówisz,ze jesteś taka biedna,bezsilna i bezbronna,a jednak byłaś w stanie wytworzyć to pole i jeszcze mi wmawiasz,że jesteś słaba?

No bez jaj! Druga sprawa ten potwór <wskazuje utopca> chce zniszczyć to miejsce,dzieci i radość? Dziękuje tym mnie przekonałaś.

To miejsce nie jest normalne,szalone króliki agresywne i silne jak potwory,dzieci jak z horroru zresztą jak cała okolica. Radość,sielanka i bezmózgie zombi w roli dzieci. Pewnie są pot twoją kontrolą.

<Zwraca się do utopca>

Nawet jak umiesz czarować jesteś dla mnie dużo mniej straszny od tej baby. Wolałbym walczyć z tobą nawet gdybyś miał boską moc,niż z tą wiedźmą. Więc masz!

<Podaje mu broszkę>

Ale jak nas zaatakujesz masz przechlapane.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bajcurus zrobił facepalm... Tytokusowi. Bardziej to było face-fist, ale nazewnictwo raczej nie jest ważne. Bardziej skutki (czyli -oby- siniak).

- Niekompetentny głupcze, ten miecz mógłby ocalić nam życie! Co teraz zrobisz, jak przyjdzie więcej tych orków, co?!

Rzucił okiem na Konishi.

- Zresztą, wolałbym już tabun orków niż ją. WRRH, nieszczęścia chyba chodzą parami... A Tytokus i Konishi byliby świetną parą.

Nie czekając na resztę, ruszył w stronę miejsca, którego strzegł ork, chcąc odnaleźć Holkasa.

------------

Jane nie czuła się dobrze. Straciła dużo krwi i była osłabiona, a do tego wszystko dwoiło jej się w oczach. Mimo tego szła. Wreszcie dowlokła się do jeziora i mniej więcej ogarnęła sytuację, po czym zwróciła się do utopca.

- Pymp ma rację. Mam kompletnie dość tego miejsca, i nic nie poprawi mi humoru tak bardzo, jak widok płonących chat. No i wiedźm na stosie - rzekła, patrząc na znachorkę. - I nie próbuj nas oszukać ani nic w tym stylu. Miałam dziś okropny dzień.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Co za durnie, ci twoi znajomi. Pewnie zdążę zniszczyć kilkaset galaktyk zanim tu przyjdą. Hahahaha!

- Oni są dużo mądrzejsi od ciebie! Znaczy nie wszyscy, ale większość!

- Milcz, głupcze! Niedługo zginą na twoich oczach, a potem i ty podzielisz ich los!

Skinieniem ręki przywołał Hrabiego Manteufela - niegdyś sługę Mrokasa, teraz swojego.

- Pójdź, trzeba nam plany czynić. Rzeź sama się nie zrobi!

- Doigrasz się!

- Szczerze wątpię. A ciebie, za pyskowanie, czeka gorsza kara od śmierci i zapomnienia! Gdy tylko twoi przyjaciele-nieudacznicy tu przyjdą, zobaczysz, jak osobiście wypruwam im flaki i karmię nimi diabły. By potem kazać im pozabijać się nawzajem, buachachacha!!!

- Grr...

Holkas pojawił się w odbudowywanym - z rozkazu Mrokasa - Niebie (tej części, która należała do niego). Popatrzył dokoła, powstrzymując odruch wymiotny, gdy patrzył na te obłoczki, chmurki itp.

- Wy! Przestańcie remontować, chcę tu mieć jeden wielki bu... Bałagan! Zniszczcie to, zniszczcie CAŁE Niebo!

Gdy diabły wykonały owo polecenie, rzekł:

- A teraz, w tych ruinach, się pozabijajcie! Ostatni żywy przegrywa i ginie z mojej ręki! Ty Manteufelu też się z nimi zabaw!

- Słucham?

- Idź tam i giń, głupcze!!!

Pół godziny później całe Niebo było zrujnowane, zalane krwią i zasypane truchłami diabłów, pośród których z trudem na nogach stał Hrabia Manteufel. Spojrzał na Holkasa, który podszedł do niego i wystawił dwie zaciśnięte pięści. Wskazał na lewą.

- Znaczy, że ja jestem... pragnienie?

- Tak, pragnienie nie ma szans!

Wtedy Holkas

złapał Hrabiego za szyję i pociągnął ją ku górze, drugą ręką przytrzymując resztę jego ciała. Ciągnąc tak wyrwał mu głowę razem z częścią kręgosłupa, łamiąc go w połowie. Holkasa zalała wypływająca krew. Gdy ten spostrzegł, że oczy Hrabiego jeszcze mrugają zrzucił jego głowę gdzieś hen daleko w dół. W tors zaś wbił szponiastą dłoń, następnie uniósł całe ciało i wbił drugą rękę, a wtedy rozszarpał owe bezgłowe truchło pionowo na pół. Obie połowy wylądowały na innych martwych diabłach.

Po wyżyciu się Holkas teleportował się z powrotem.

- I jak ci się ta rzeź podobała?

- Gdybym mógł, naplułbym ci w twarz...

- A jak oceniasz - udawał, że tego nie słyszał - fatality na Manteufelu?

- Choć jedno dobre, że tylu złych zginęło. Obyś i ty do nich dołączył i podzielił los Hrabiego!

- Dość, nie mam już ochoty ciebie słuchać! Powiedz słowo, a nie doczekasz do przybycia twoich przyjaciół! - Klasnął i na swojej 1000-calowej plazmie zaczął oglądać program "100 najlepszych rzezi wszechświata", wybuchając co chwilę demonicznym śmiechem.

Markos postanowił jednak się nie oddzielać od grupy w tym nieprzyjaznym miejscu i dogonił Lunariona. Ten wyjaśnił bardowi sytuację z Luckerem.

- To dobry pomysł jest. Jak go zamienisz przez kamień w mysz i rozłupiemy od góry tę kamienną warstwę, to będziemy mogli go stamtąd wyciągnąć. Chodźmy, potem wymyślimy co robić dalej.

Tymczasem Cygnus podążał za dziwną istotą. Początkowo zdawało się, że zmierza w kierunku kasyna, jednak prowadziła boga-lwa na około w kierunku północnym. Tam Hyoga rozglądając się po okolicy zagapił się i... stracił stworzenie z oczu. Był pewien, że chciało go zaprowadzić gdzieś niedaleko. Cygnusowi nawet przez myśl nie przyszło, by się kontaktować mentalnie z towarzyszami. Zastanawiał się, czy ta dziwna istota poszła do 5, 7, 8, czy 9. W którymś miejscu była na pewno...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po usłyszeniu niezbyt miłej uwagi Bajcurusa, Konishi podniosła brew. Jedną.

-Cóż, przykro mi, że ode mnie wolisz cały tabun orków, ale musisz znieść to rozczarowanie.

Zerknęła na Tytokusa, a po chwili na Anioła.

-I nie życzę sobie słów w stylu "byłaby z nich świetna para". Takie rzeczy to możesz mówić Aniołowi, nie mnie.

Anioł zachichotał. Był specjalistą w łamaniu męskich serc, ale jednego serca nigdy nie miał okazji złamać. Boskiego. Jednak Ifrit zgromił Anioła spojrzeniem, przez co ten ucichł.

-No cóż, trzeba ruszać.

Ruszyła szybkim krokiem za Bajcurusem, a za nią zachwycony Ifrit i smętny Anioł.

Wspomnienia powróciły...

Ta uwaga Bajcurusa przypomniała bogini jej ukochanego. Ukochanego, który znikł nagle i nie wrócił...

Po Konishi nie było tego widać, ale miała złamane serce. Wprawdzie to złamane serce było głęboko w jej duszy, ale teraz przypomniało o sobie...

Dość boleśnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- OHHHHHHH FUUUUUUUU~~~~~~~~~~~~~~~~!!!

K ryczał Cień spadając z ogromną prędkością w dół i w dół aż w końcu ujrzał zbliżająca się ziemię i niczym meteoryt wbił się w sam środek dysputy.

- WOAH! Co się w ogóle kurde dzieje?! Spokój mi tu! Zaraz przeprowadzę dochodzenie! Z mocą muzyki! - zaczął przygrywać jakiś dynamiczny kawałek. - Dobra, a wy... - zwrócił się do resztki bogów. - Wyjaśnijcie mi się co się tutaj dzieje... czy już Brook wie, że jest własnym ojcem?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odsunął się w ostatniej chwili z toru lotu boga metalu. Lekko zdezorientowany zaczął odpowiadać na jego pytania.

-Znachorka i utopiec chcą broszę. Oboje umieją czarować i wiedźma pokazała Nam wizję, w której jeszcze żywy potwór okłada ją, a ona chwilę później zabija go z zaskoczenia. Trzy głosy po stronie tego stwora, zero po stronie wiedźmy. Brook nie wie, że jest własnym ojcem, ale podejrzewa, że jej mąż jest kuzynem wnuczki jej bezdzietnych dziadków. Chcesz jej o tym powiedzieć?

Przypomniał sobie, o co właściwie chodziło w jego wypowiedzi.

-Mam dwa pytania. Co z Nimi zrobimy i kiedy zaczynamy demolkę?

Na jego twarzy pojawił się mhroczny uśmiech. Niezauważalnie sięgnął do kieszeni i wyciągnął kilka min.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Odwrót.

Uciekam w stronę drzwi, które według ustaleń Casula powinny prowadzić nas do celu. Odłamki zarysowują moją zbroję. Imponujące osiągnięcie jak na coś, co nie zostało stworzone ręką boga. Ciekawe, co to za materiał?

Dowiedzieliśmy się więcej na temat mechanicznego miasta. Uniezależnienie się od natury, dobre sobie. Przeznaczeniem żyjących istot jest cierpieć i cierpieć one będą. Odcięcie się od tego zostawia ich okaleczonymi i niepełnymi. Pustymi, lecz nie doskonałymi. Dążenie do perfekcji jest bezsensowne, gdyż tylko Pustka jest doskonała. Ból istnienia można załagodzić, ale nie całkowicie zniszczyć, gdyż jest on częścią życia. Czy ludzie nie mogliby po prostu żyć skromnie i umierać godnie, a nie ogłupiać się własnymi ułudami?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Cóż, trudno. Najwyraźniej los wskaże mi drogę... Entliczek - pentliczek, lodowy stoliczek, na którą wypadnie, tej coś tam odpadnie.

<Wybór: 9>

- Drogę którą nie pójdę. Jeszcze raz. Entliczek - pentliczek, lodowy stoliczek, na którą wypadnie, tej coś tam odpadnie.

<Wybór: 8>

- Eee tam, jakoś takoś bruk zerwany... Nieprzyjemne. Jeszcze raz. Entliczek - pentliczek, lodowy stoliczek, na którą wypadnie, tej coś tam odpadnie.

<Wybór: 5>

- Nie wiem, nie wiem... Może... Jeszcze raz. Entliczek - pentliczek, lodowy stoliczek, na którą wypadnie, tej coś tam odpadnie.

<Wybór: 7>

- Nno, to rozumiem! Idziemy! Czemu ja gadam do siebie? Dziwne...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Na cały panteon... Czemu zawsze mamy pecha?

Uchyla się przed odłamkiem lecącym w stronę głowy. Bóg rzuca się do przodu, ku następnym drzwiom Kryształki wbijają się w pancerz. Gdy Casul jest już prawie bezpieczny, jeden z fragmentów kryształu rysuje powierzchnię zbroi. Nieczujący, o dziwo, wydał z siebie syk bólu. Zamyka za Abyssalem przejście. Rozgląda się. Najwyraźniej ta sala jest bezpieczna. Projektant nie przewidział, iż ktoś będzie żył po spotkaniu z tamtą materią. Pewnie w sąsiednich salach nie jest wesoło.

- Dwa w górę, jeden w tył. - idzie na środek pomieszczenia - Podsadzę cię.

Dowód na to, że nie różnimy się od nich aż tak bardzo. Łączy nas chęć bycia coraz silniejszymi, mądrzejszymi, piękniejszymi, itd. Tak... To może być prawdą... Moderatus stworzył wszystko, w tym śmiertelnych - jego zabawki. Oni widzieli jego wielkość. My, bogowie, jesteśmy udoskonalonymi zabawkami i zarazem aspektami Moderatusa - boga bogów, bo on widział co się święci. W sumie całkiem logiczne, prawda? Hmm... Ten sześcian dziwnie na mnie działa. Zadaję sobie pytania i oczekuję odpowiedzi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cygnusie, idziesz do 7. Widzisz jakiegoś przeklinającego dziada, ubranego w łachmany. W pobliżu jest jakiś pomnik (8 ) i drugi żebrak (9). W promieniu dwudziestu metrów czuć smród. Dziad podnosi głowę, by napić się jakiegoś taniego i dobrego soczku malinowego i wtedy spostrzega ciebie. Krzywo spogląda na twoją lwią postać, rzuca kilka przekleństw pod nosem, bierze kolejny łyk, beka, czka i spuszcza głowę. Widzisz, że ma bose stopy, a noc dziś jest chłodna. Wokół nie widać innych ludzi poza tymi dwoma biedakami. Drugi żebrak wpatruje się w ciebie. Gdy się zbliżasz do przeklinającego dziada ten, jakby tracąc nadzieję na bochen chleba, przysuwa do siebie wystawiony kapelusz z paroma groszakami. Gdy tylko spoglądasz w jego stronę, zrywa się i sięga po owe nadzienie głowy, wyszczerzając w krzywym uśmiechu brudne zęby. Nad tymi dwoma żebrakami stoi pomnik jakiegoś rycerza. Co robisz?

Tymczasem w pewnym, mrocznym miejscu.

- Oto pański krwisty szejk.

- Już go nie chcę! Wynoś się stąd, zanim zrobię krwisty szejk z ciebie!!! - sługa-bies wychodzi. Holkas wstaje i spogląda w dół, obserwując poczynania bogów. - Szybciej, tracę cierpliwość! Nudzi mi się! Trza się czymś zająć...

Teleportował się gdzieś i po chwili wrócił. W dłoni trzymał za włosy głowę Hrabiego Manteufela. Zwołał kowala i wydał mu pewne polecenie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Co robić? Gonić za Istotą, bo zdaje się że gościa widziałem, czy pomóc im? Chyba wiem.

<Podchodzi do dziada>

- Kupić ci coś ciepłego? Twe stopy zsiniały z zimna, a uwierz mi, mrozy już za pasem. Chodź. Mimo że lestem bogiem lodu, serca zlodowaciałego nie mam.

<Następnie podchodzi do żebraka>

- Na co zbierasz? Widzę że przydałby ci się dentysta, ogólnie, opieka lekarska! Żeby tu był Tytokus! Chodźcie, na rynku widziałem bar, sklep z odzieżą, Godronkę i szpital. Interesuje mnie też ten pomnik, ale wy jesteście ważniejsi niż ta kupa kamieni.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Glatryd długi czas stał gapiąc się na zaschniętą na ścianie krew i cicho czytając coś, co z braku lepszego określenia można nazwać pamiętnikiem. Gdy w końcu dotarło do niego, gdzie jest, co się dzieje i co czyta, zacisnął swoje wielkie szklane ręce, wydając przy tym dźwięk rysowanego szkła, którym wszystkim żywym istotom natychmiast zjeżyłby włosy. Ale żywych tu nie ma... Zostali...

- Ghrah! - warknął jednym ciosem wyłamując pordzewiałe drzwi z takim impetem, że utknęły w przeciwległej ścianie.

- Ghrah! - Było jedynym dźwiękiem jaki wydał z siebie gdy wąskim korytarzem nadbiegła spora grupka uzbrojonych robotów. Ignorujących ich ruszył przed siebie, tratując wszystko co stanęło mu na drodze.

- Ghrah? - Zapytał, gdy opadła nieco mgła niekontrolowanej boskiej wściekłości. Przeszedł już kilka kilometrów szarymi, identycznie wyglądającymi korytarzami tratując po drodze conajmniej setkę strażników i zaczął odczuwać zmęczenie i powstałe w wyniku ataków otarcia. Rozejrzał się uważnie po korytarzu. Korytarzu śmierdzącym dawną, lecz wcale nie zapomnianą śmiercią.

Zza rogu wyszła kolejna grupa robotów, lecz tym razem Glatryd się kontrolował. Ostatni sprawny robot bezpiecznie spoczywał w jego żelaznym uścisku, podniesiony teraz tak, by bóg mógł patrzeć wprost w jego oczy.

- A teraz - powiedział głosem przyjemnym jak przesuwanie widelcem po talerzu - Powiesz mi co tu się dzieje, dlaczego tak się dzieje i gdzie jest ten który jest za to odpowiedzialny - ostatnie słowa niemal wypluł diabłu w twarz - A potem wskażesz mi do niego drogę. A on mi wskaże drogę do Holzena.

Przepraszam za duży zastój z mojej strony

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tytokus bardzo się zdenerwował na kota, ale nic nie powiedział. W końcu przyda mu się głupiec, który będzie się za niego tłukł. Pomasował tylko lekko obolałą twarz i już obmyślał zemstę.

-...

Tyle mniej więcej powiedział Konishi. Nie spojrzał nawet w jej stronę. Nie miał teraz ochoty nikogo pocieszać, ani mówić, jak bardzo mu przykro. W sumie to nie byłoby mu przykro. Taki dzieciaczek jak kot musiał w końcu odreagować stresik.

Tytokus zachichotał. Uznał, że to też wyglądało idiotycznie. Przybycie chowańców bogini specjalnie go nie zajęło, postanowił sobie solennie, że musi je uderzyć i zobaczyć reakcje. Skoro Konishi zabroniła to musi być epicka. Nie robił już facepalmów, tylko poprawił torbę medyczną i ruszył. Nie oglądał się na kompanów, którzy zdecydowanie chcieli go ośmieszyć. Zamruczał tylko pod nosem:

- Świetna kompania mi się trafiła...

Wyjął z kieszeni latarkę i zaczął pomarańczowym światłem rozświetlać pomieszczenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stary dziad, co przeklinał ciągle pod nosem, na propozycję Cygnusa pójścia gdziekolwiek zwyzywał go tylko i to jeszcze tak, że się opluł. Zdawało się, że nie chciał pomocy, albo, że był przekonany, iż nie może jej dostać. Za to drugi żebrak, na myśl o barze zerwał się na proste nogi, uśmiechnął się obnażając żółto-brązowe zęby i podszedł do Cygnusa, trzymając przed sobą kapelusz z kartką "1000 k gold plx". Gdy obaj weszli do baru, Hyoga zamówił coś do jedzenia dla żebraka i patrzył chwilę na niego. Ten jadł aż mu się uszy trzęsły. Gdy opróżnił cały talerz, oblizał go i głośno beknął, robiąc niemały obciach boskiej istocie. Gdy ta patrzyła na niego, ten wytarł ręką usta, a ową rękę o spodnie i powiedział.

- Dobry pan jest. Jak opowiem panu historyjkę dorzuci pan mi coś do kapelusza?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Barto & Shadow & Jane & Pympol

- TAAAK! DALIŚCIE MI BROSZĘ... A ONA...

Wskazuje palcem na znachorkę, która zaczyna się krztusić. Jej kończyny odmawiają posłuszeństwa i wkrótce topi się we własnej krwi, a oczy eksplodują, po czym upada na ziemię.

- ...już zapłaciła za to, co mi uczyniła... HA HA HUUUUA!

Przeciągający się śmiech odbija się jeszcze chwilę echem po najbliższych ziemiach.

- ZABAWNE... TAK ŁATWO WYDALIŚCIE OSĄD, JAK DOPIERO CO SIĘ POJAWIŁEM... Zresztą nieważne!

Zagrzmiało.

- POZBYLIŚCIE SIĘ MOJEGO NAJWIĘKSZEGO WROGA PO TYM, JAK POPROSIŁ WAS O POMOC. Co za charakter!

Wyciągnął rękę z broszą ku niebu.

- MIMO ŻE MIAŁEM JĄ W SWYCH RĘKACH, NIE MOGŁEM JEJ UŻYĆ... Musiała jej dotknąć istota potężniejsza ode mnie.

Żółte światło zaczęło go otaczać.

- DZIĘKI WAM POWRÓCĘ NA NALEŻNE MIEJSCE... Bez tej baby, która nie była mnie godna... Tak ciężko było się zgodzić na odejście ode mnie?!

A teraz... Żegnajcie...

Ścisnął dłoń na broszy i zostaliście przeniesieni do dziwnego miejsca...

Wylądowaliście w środku jakiegoś okręgu... Dookoła jak okiem sięgnąć labirynt... Obok was znajduje się jakiś tajemniczy okrąg.*

@Tytokus & Bajcurus & Konishi

Poszliście jeden za drugim prosto do miejsca, z którego dostała się tutaj Konishi (tyle, że innym przejściem). Dość osobliwy widok widzieć nad sobą krew, która opiera się grawitacji i trzyma gładki kształt.

Innej drogi na razie brak, musicie przeto przepłynąć przez to... Chyba, że macie inny pomysł.

Tymczasem po drugiej stronie drzwi w końcu się otworzyły (z wyjątkowo głośnym piskiem) i było możliwe wyjście z tego kompleksu... Przed wejściem natomiast pojawiły się nie-aż-tak-starzy znajomi bogini.

@Casulono & Abyssal

Na ścianach widzieliście dalszy ciąg obliczeń matematycznych... Wyglądały na coś, co pozwala powoli dojść do koordynat poznanych wcześniej, ale jest tu tyle symboli, że nawet godipedia by się wysypała na próbie ich odczytania.

Co bardziej intrygujące - podany został dalszy ciąg historii miasta.

Gdy wszyscy posiedli nowe ciała, nie było już problemu starości... Nadal jednak pozostał problem materiałów. Nawet trwałe metale nie wytrzymywały ostatecznie czasu, a emocje... Dawały o sobie znać. Nawet wyzbycie się struktury białkowej, narządów i organów na rzecz mechanizmu nie wyeliminowało ich... Widać trwały w świadomości...

Przyzwyczajenia również - widać było, jak roboty spotykają się, piją olej, rozmawiają... Władze sprzeciwiają się temu ostro i wprowadzają patrole doskonałości, gdzie wszelkie skierowania przeciwko linii oficjalnej (i doskonałej) mają być eliminowane. Mechanizm nadal nie jest doskonały, a eliminacja powoduje utraty wielu zasobów...

Stworzono więc... to. Urządzenie czerpiące energię z bólu, tkanek, wątpliwości i emocji istot w nim zawartych. Ktokolwiek tutaj wszedł, nie był więcej widziany... Chociaż winno powiedzieć - cokolwiek, gdyż imiona już zniknęły... Pozostały numery, przynależności, dane...

Zniknęła większość emocji, radości, wątpliwości. Zniknęły choroby, ograniczenia ciał... To już nawet nie było życie, bo kto "żył", był tutaj prędzej czy później umieszczany. Reszta przeszła... w formy działań ustalonych, zapisywanych, wydawanych każdego dnia... "Prawo" w wersji najgorszej z możliwych. Społeczeństwo idealne to takie, w którym nikt nie umie siebie nazwać i nie umie określić kim jest... no i nie zadaje pytań ani o cel, ani o egzystencję. Normalnie raj...

A my sami do tego doprowadziliśmy...

Cichy i ostry dźwięk ocierania metalu o metal dobiegł do waszych uszu... Coś tutaj jest, ale... Gdzie?

@Glatryd

Mechaniczny diabeł po prostu rozpadł się na kawałki. Nie trzeba było wielkiego ścisku, tylko jego wola.

To chyba wszyscy, którzy tu byli... W środku nie ma kamer, nie ma wizjerów, nie ma inwigilacji... Zabawne - najciemniej jest pod latarnią.

Akurat masz drzwi na zewnątrz obok siebie. Przechodząc przez nie widzisz, że jesteś na zewnątrz i raczej nie ma wszczętego alarmu na całe miasto, które posyła za tobą ostatnie rezerwy...

*tup*

*tup*

*tup*

Ktoś chyba biegnie... Ale przecież roboty nie używają trzewików, ani nie mają mięsistych stóp. Tam jest ktoś żywy! Rozglądając się w kierunku, z którego dochodzi dźwięk widzisz, jak jakaś sylwetka żywej istoty się oddala od Ciebie w kierunku 4.

___________________________________________________________

*Macie znaleźć cztery płyty. Każdej z nich pilnują odpowiednie żywiołaki (do wyboru - możecie sobie wybrać). Są umieszczone w odpowiednich numerach. Znajdujecie się w 1.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Niewdzięcznik.

Jane zbliżyła się do tajemniczego okręgu.

- Wygląda na to, że trzeba tu wsadzić cztery... yyy... Kawałki czegoś, to stanie się... Coś.

Uruchomiła Force Sense, i dotknęła okręgu.

- Czuję, że... Wyczuwam obecność pierwszego kawałka. Chodźcie za mną.

Wyciągnęła rękę do przodu, i mając zamknięte oczy zaczęła kluczyć po labiryncie. O dziwo nie zderzyła się z żadną ze ścian, ani nie weszła w ślepy zaułek. Force Sense dobrze ją prowadził... Jak na razie.

----

- Użycie Konishi jako deski surfingowej odpada... Zmuszenie Tytokusa do wypicie całej tej krwi chyba też - głośno myślał Bajcurus. - Hmm, a gdyby tak...

Zbliżył się do towarzyszy.

- Chce ktoś trochę popływać? Nie bójcie się - zaczął, i złapał Konishi za rękę. - Panie przodem :trollface:

_________________________

Jane idzie do 3. Nie wiem, co tam będzie i jakie żywiołaki są dostępne, więc zdaję się na Behemorta...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cień rozejrzał się po okolicy z mocnym wrażeniem, ze coś go ominęło.

- Dobra, kto z was teraz żałuje, że ten cholerny topielec?... czy co to było wziął tą broszkę? - odparł z niesmakiem.

Nie było co dłużej zostawać albo stać w miejscu. Najwyraźniej Jane już zwęszyła trop tak więc grzecznie Cień ustawił się w szeregu choć strasznie go korciło aby WALL OF DEATH! przebić ściany labiryntu. Problemem było to, że nie orientował się w położeniu.

- Panie przodem...

Rusza za Jane.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przygląda się napisom.

Ble... Pozbyć się emocji? Nie pochwalam tego pomysłu, mimo że sam chciałem coś takiego zrobić. Jednak dążenie do doskonałości jest w porządku. Ale zbłądzili i zrobili oni z siebie warzywa. Na dodatek wkręcili się w cykl, przez co są prawie niezdolni do samodzielnego podejmowania decyzji. - zerka na towarzysza - Cóż za zbieg okoliczności. Oto bóg, który porzucił mięso oraz stoik siedzą w konstrukcji rasy, która łączy obie cechy. - zaczyna się śmiać ze swojego położenia. Nagle słyszy

.

- Co?

Bóg zauważa, że od dłuższego czasu stoi otoczony niezwykle cienkimi drutami. Abyssal znajduje się w identycznej sytuacji Te zaczynają się powoli obracać. Bóg nie czeka na rozwój wydarzeń i wyskakuje z kręgu, który nagle zaciska się.

- Szybko! Wyskakuj!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...