Skocz do zawartości

Olympus Actionus - temat główny, podejście trzecie


Rankin

Polecane posty

Wszystko działo się szybko. Ledwie rozpoczął poszukiwania, a już musiał ruszać dalej. Zobaczył jak Pymp i Jane rozmawiają z jakimś chłopcem. Już chciał do nich dołączyć, gdy ręka zaczęła boleć niemiłosiernie. Upadł na ziemię. Przeleżał tak chwilę, a po minucie ból ustąpił. Wstał i rozejrzał się. Jego towarzysze ruszyli w dalszą drogę i byli już daleko.

-Zaczekajcie!

"Chyba nie usłyszeli." Pobiegł za nimi. Dogonił ich dopiero w domu Znachorki. Wszedł wolno do środka i pierwszą rzeczą jaką zauważył był chleb. "Mam ochotę zjeść konia z kopytami od kiedy tu jesteśmy. W sumie właścicielki i tak tu nie ma." Podszedł do stołu, żeby zabrać kawałek, gdy zauważył kartkę.

-"Ten trzeci poszedł za wodospad." Idziemy? Kto ostatni... Nie! Musimy szybko się stąd wydostać, bo zaczyna mi odbijać! W każdym razie bardziej niż zawsze.

Chciał wyjść, ale ręka znów dała o sobie znać. Oparł się o stół i czekał, aż ból minie. Minął szybciej niż ostatni, ale był też silniejszy. Bez słowa wyszedł z budynku i ruszył w kierunku wodospadu.

---------------

Barto idzie do 4.

Dzisiaj nie miałem czasu, a jutro prawie na pewno nie będę miał dostępu do komputera, więc będę wdzięczny za manipulacje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1,7k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

- Graj - powiedział Lunarion poprawiając krawat. - Ja pójdę do tamtych dżentelmenów ze wchodu, widać próbują czegoś bardziej ryzykownego. Życzcie mi szczęścia.

Idąc w stronę grającego towarzystwa Lunarion dodał sobie kilka centymetrów i masy mięśniowej, żeby za bardzo się nie wyróżniać. Poza tym opaska na oku (nawet ona była dopasowana do garnituru i elegancka) i wystająca spod niej blizna raczej wskazywały, że nie jest księgowym.

- Witam - powiedział z odpowiednim akcentem, - widzę, że panowie się dobrze bawią. Można się dołączyć? Chyba jest wolne miejsce - stuknął lekko nogą o trupa pechowca.

Spojrzeli się na niego ciężko i kiwnęli głowami. Niezbyt gadatliwi, jakoś to Lunariona nie zdziwiło.

- Świetnie, czyja kolej?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bajcurus podniósł się.

- Tytokus... GRRRH, granat rozerwał mi pół pleców i za chwilę padnę wykrwawiony. Mógłbyś więc coś z tą raną zrobić, zanim zdechnę? Tylko szybko, bo jakieś chłystki chyba do nas zaczynają. A sam se nie poradzisz. A tak w ogóle, to uratowałem ci życie, i masz wobec mnie dług, muahahaha!

-------------

Jane przeczytała kartkę.

- Pympie, ta kartka nie jest tu bez powodu. Force sense mówi mi, że ona ma wielkie powiązanie z obecnym zadaniem. Musimy odnaleźć Shadowa, i to prędko... mam złe przeczucia.

Wręczyła kartkę Pympowi, i ruszyła w stronę wodospadu.

___________

Jane idzie do 4 (za wodospad).

BTW: To Bajcurus stracił życie, czy Holkuś se to wyśnił? Pytam aby się upewnić, bo i tak zostało mu 7 żyć, a za chwilę padnie z wykrwawienia, bo Tytok rusza się jak medyk w smole ;q

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Cóż... Kto powiedział, że artysta nie może być hazardzistą? Jeżeli to ma pomóc nam w uratowaniu Holzena, to jestem gotów!- szybko przypomniał sobie wszystkie układy kart w pokerze i z kartką i długopisem podszedł (po odebraniu żetonów) do stołu z Texas Hold'emem - Można? - Krupier kiwnął głową, akurat zaczynała się partia. Bard dostał dwie karty. Ukradkiem je sprawdził. K i 9. Słabo... Postanowił blefować i postawił sto baksów. Wyłożono trzy karty: 3, 5, A. Bardzo źle... Trzech graczy zrezygnowało, został sam Markos z jakimś diabłem. Diabeł postawił dwieście dolców. A co mi tam, blefuję! i przebił. Wyłożono czwartą kartę: 10. Przeciwnik barda wyłożył jeszcze dwieście, Markos wyrównał. Odkryto ostatnią kartę: 4. Na stole leżały więc 3 4 5 10 A , a w dłoni elfa znajdowały się K i 9. Nie miał nawet pary. Mimo wszystko postawił wszystko co miał i sprawdził oponenta. Ten miał asa i damę, Markos zaś wyłożył swoje... 2 i 6! Zgarnął całą kasę!

Dobrze jest używać boskich mocy do zamiany kart... Uśmiechnął się, odszedł od stołu wpychając żetony do wszystkich kieszeni i poszedł szukać punktu ich wymiany na pieniądze... to znaczy szukać towarzyszy.

Powiedzmy, że stało się to przed tym, jak Lucker zasiadł do stołu, bo jak pisałem ten post, on już opublikował swój, w którym gra w Texas Hold'em.

Po drodze zauważył stół z ruletką. On czeka na mnie! Zasiadł się, postawił połowę żetonów na czerwone, połowę na siódemkę i używając swoich mocy zdmuchnął kulkę na odpowiednie pole, zgarniając jeszcze większą kwotę. Od stołu odchodził już z workiem wypełnionym tymi plastikowymi krążkami. Kątem elfickiego, bystrego oka wypatrzył Lunariona i podszedł do niego, by z niezbyt dużej odległości obserwować grę. W końcu pacnął się w ten głupi łeb i krzyknął do niego:

- Nie rób tego! To zbyt wielkie ryzyko!

Pomyślał chwilę i doszedł do wniosku, że on też ma boskie moce, więc pewnie przeżyje. Sam poszedł do kasy i wymienił żetony, po czym stanął opodal wyjścia i czekał na kolegów.

Tymczasem wschodnioeuropejscy gracze popatrzyli po sobie i ten po lewej od Lunariona dostał broń. Zacisnął zęby i przyłożył ją sobie do skroni. Powoli nacisnął spust.

(behemort rzuca kością w domu)

Odgłos uderzenia o pustą komorę. Głośne westchnięcie ulgi i dostaje on 1/6 tego, co jest na stole.

Rewolwer wędruje do Lunariona.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podchodzę do zapraszającego nas sprzedawcy. Wszyscy się na nas patrzą. Wygląda na to, że to miasto jest jak poprawnie nakręcony zegarek - wszystko w nim ma swoją rolę, którą wypełnia od początku do końca i powtarza przez wieczność. Nasze przybycie najwyraźniej to zaburzyło. Tyle dobrego, że nikt nie okazuje otwartej agresji. Póki co...

Trzeba być ostrożnym. Zagaduję do sklepikarza możliwie uprzejmym, spokojnym i monotonnym głosem:

- Witam. Jesteśmy w tym mieście od niedawna. Przybyliśmy dość nieoczekiwanie w sposób, który nie jest całkowicie jasny nawet dla nas samych i martwimy się, czy w jakiś sposób nie szkodzimy pojawiając się tak po prostu. Czy są jakieś procedury, którym powinni poddać się nowi w tym miejscu? Bylibyśmy wdzięczni za odpowiedź. I jeszcze jedna sprawa: rozumiem, że to jest Targ Złomu? Pytam, bo tak się składa, że przypadkowo weszliśmy w posiadanie pewnej ilości środka płatniczego i nie bardzo wiemy, co z tym zrobić. Co możemy kupić?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lecz wyprodukowanie nawet bezużytecznej jednostki pochłania określoną ilość materiałów. A materiały mają swoją cenę. Naprawa jednostki zajmuje mniej czasu oraz wymaga mniej surowców. - przypomina sobie cykl, który jeszcze przed chwilą miał tu miejsce - Jesteśmy tu prawdopodobnie jedynymi przybyszami i zakłóciliśmy ich działania. To może znaczyć, że te roboty nie wykazują własnej woli przez znakomitą większość czasu i im jest po prostu nie potrzebna waluta. A i tak wraki można przenieść bezpośrednio do stwórcy, by odzyskać część zasobów.

Przysłuchuje się Abyssalowi. Nie wcina się w rozmowę.

Na cały panteon! Bycie zrównoważonym jest dobre, ale jak można być aż tak wypranym z emocji?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mówiłem byś mnie tu nie zostawiała! Naprawdę wolałbym zostać sam w jakimś piekielnym wymiarze z niewyobrażalnie strasznymi potworami* Przynajmniej wiem czego się spodziewać.

<Biegnie za Jane do wodospadu>

Czy nie moglibyśmy uznać zniknięcia staruszki za szczęśliwe zakończenie? Nic nas nie zaatakowało,nikt nas nie próbuje zabić i jesteśmy zdrowi.

<Przypomina sobie o "Problemie" Jane>

No prawie zdrowi i prawie wszyscy.

<Dochodzi do wodospadu i przez niewyobrażalny przypadek (Czytaj poślizgnął się na kamieniu) wpada do ukrytej za wodospadem jaskini>

Jest tu kto?

<Słyszy czyjeś kroki, po chwili spotyka Shadowa>

Myślałem,że spotkam tu coś strasznego

<Myśli o jego muzyce>

Choć szczerze mogłem tez trafić lepiej.

----------------------

*Wiecie jaki jest problem z takimi potworami? Strasznie łatwo jest sobie je wyobrazić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tytokus, lekko przytłoczony natłokiem działań w końcu załapał mniej więcej, że są na skraju śmierci. Ogarnia go lekka panika, widząc jeszcze straszną ranę Bajcarusa, ale stara się zachować zimną krew.

- No, może się nie wykrwawisz. Ewentualnie zrobimy Ci transfuzję krwi od jakiegoś dachowca i na pewno poczujesz się lepiej.

Bierze się za opatrywanie 'zniszczonej' części Kota, co idzie mu dość niemrawo, ale jednak udaje mu się zatamować krwawienie i posmarować plecy (grzbiet?) maścią, która spowoduje odbudowę tkanki. Wyciera ręce w szmatkę, którą wrzuca do lawy.

- Tak po prawdzie, to nie mam długu, bo ja teraz Ci uratowałem życie, bo mogłeś się wykrwawić i jesteśmy kwita. Muehehe.

Dopiero teraz zauważa, że ogarnął się już w nowej komnacie. Zobaczył także kilka istot, które zaczęły się świecić i rozciągać i nie wyglądały przyjaźnie. Tytokus wyjął tylko, już wyrobionym odruchem, kuszę, chociaż wiedział, że za dużo nie zdziała. Czekał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Najwyżej bym się wykrwawił. To w końcu tylko jedno życie. Zresztą, mógłbyś przynajmniej podziękować - rzekł Bajcurus, ale zaraz spostrzegł że potwory gotują się do ataku. - Zatrzymam ich, a ty stąd wiej. Znajdź jakieś wyjście. Tylko mnie tu nie zostaw, wisisz mi życie, czy ci się to podoba, czy nie, muehehehe!

Wyciągnął Otchłaniowy sztylet, i rzucił się w sam środek przeciwników, tnąc sztyletem na prawo i lewo. Poruszał się bardzo szybko, a jak jakiś przeciwnik próbował go zaatakować, Bajcurus rozpadał się na pojedyncze komórki i w mgnieniu oka teleportował się za plecy atakującego.

No, chyba że nie widział, jak wróg atakuje, np. gdy tłukli go zza pleców. Wtedy obrywał. Mocno.

- Na co czekasz?! Ruchy! - wrzasnął do Tytokusa.

-----

Jane weszła za Pympem.

- Rozumiem, że poślizgnąłeś się zupełnie przypadkiem? - westchnęła, a gdy zobaczyła Shadowa, dodała: - Cień, myślę, że od teraz powinniśmy się trzymać razem. Gdy ciebie nie było dostałam od jakiegoś dziwnego dzieciaka-ducha pewien dziwny kryształ.

Wyjęła kryształ, i dała go Shadowowi.

- Mówi ci to coś? Zresztą, lepiej, żebyś ty to przechował. Ja czuję się... niestabilnie.

Była cała mokra, i niezbyt jej się to podobało. W tej chwili miała całkiem pesymistyczny pogląd na tą całą sprawę.

A infekcja właśnie zajęła ją całą.

Jane zachwiała się.

- Ugh... Coś się... dzieje...

Upuściła snajperkę i zatoczyła się. Zaczęła cała pokrywać się sierścią, a jej oczy zmieniły się. Wyglądały... groźnie. To nie był koniec przemiany. mechaniczna ręka odłączyła się i upadła na ziemię, a zamiast niej pojawiła się wilcza łapa. Cały szkielet Jane zgarbił się, a jej twarz się wydłużyła, a z wilczej paszczy zaczęły wystawać ostre kły.

Wilkołak z nienawiścią w oczach spojrzał na Pympa, a potem na Shadowa, i zawarczał, po czym.... Zamarł w bezruchu. Widać, że w jego umyśle toczyła się walka. Wilk cofnął się, i zawył.

Pokręcił głową.

- Ej, ta forma jest... fajna! - rzekł. - Tylko trochę niewygodna. Nie macie się czego bać, nic wam nie zrobię... No chyba, że do mnie zaczniecie. Łoo, patrzcie na te pazury!

Popatrzyła na swoje łapy, ale zaraz potem opanowała się.

- Kurczę, jak się to cofa?

Skupiła się, i rozpoczęła odwrotną przemianę. Po chwili zamiast wilka stała normalna Jane. Podniosła swoją mechaniczną rękę i przytwierdziła sobie ją do kości.

- Mam dość takich atrakcji jak na jeden dzień. Hmm... Łał, czuję zapachy! I to dużo!

Rozejrzała się.

- Ktoś tu jadł boczek na śniadanie!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Lucker

Karty zostały rozłożone. Patrzysz - widzisz dwa asy. No po prostu pięknie!

Rozgrywka dalej się toczy, zgarniasz najbliższe dwie pule. Czujesz, że szczęście Ci sprzyja - jak zwykle.

Coś Ci jednak mówi, że coś jest nie tak... Nagle czujesz lekki ciężar w kieszeni, lecz gdy odwracasz się, to nikt się nie rusza - nie widać nawet śladu, by ktoś podszedł do Ciebie... Po chwili jednak...

Tak jak czułeś - podniesienie za ramiona przed dwójkę goryli na pewno nie oznacza niczego dobrego. Niosą Cię kawałek i sadzają na wysokim krześle gdzieś na uboczu. Przelatują po twoich spodniach magnesem i wypada z niego kilka żetonów. Goryle nie wyglądają na zadowolonych.

- No gnojku, doigrałeś się! Nie widzieliśmy Cię tu wcześniej, więc zapewne jesteś nowym dostawcą, co, kurna?! Żetonów fałszować Ci się zachciało?!

Jeden z nich odchodzi i dzwoni po kierownika kasyna.

- Szefie, mamy dostawcę... Tak... Nowego, taki kozak z gołą klatą i spodniami jak jakiś Montana.

Odstawia słuchawkę i podchodzi do Ciebie.

- No to masz, krótko mówiąc, przerąbane, chłopcze. Szef tu idzie, a jego pytania i metody są... Uhuhu... Gorące!

Zaczynają się śmiać. Nagle otwierają się drzwi z naprzeciwka i podchodzi do was wielki, lecz szczupły diabeł z szarą brodą i spiczastymi brwiami, z cygarem w garści. Uśmiecha się złośliwie, gdy patrzy na Ciebie i wydmuchuje w Ciebie jeden opar tytoniowy.

- No, to wpadłeś koleżko... Chyba, że chcesz mi wmówić, żeś niewinny?

Ochroniarze znowu się śmieją. Szef patrzy po Tobie.

- Coś mi mówi, że jednak byś tak twierdził... Wybornie, przejdziemy więc do próby uwięzienia kłamców. Zechce Pan?

Ochroniarze odchodzą, a ty ciągle siedzisz na krześle, które telepatycznie unosi się za diabłem. Wchodzicie do bocznego pomieszczenia i odzyskujesz władzę w członkach.

- Siedź spokojnie, bo jeszcze Cię zaboli.

Zaczął przygotowywać jakieś mikstury i pociągać różnorakie dźwignie. Co robisz? Przecież nic nie podwędziłeś.

@Barto, Jane, Shadow & Pympos

Jane uległa przemianie... Doprawdy widowiskowe (zwłaszcza, że po przemianie w wilkołaka zazwyczaj ubranie zostaje rozerwane na strzępy, no, ale że mogą to czytać nieletni uznajmy, że zostało tylko poszarpane tu i ówdzie ^^) i może się przydać...

Wówczas słyszycie gong i widzicie, że fiolki napełniły się różnorakimi substancjami. Również tekst na kartce skończył się pojawiać. Zaczęliście wszyscy czytać:

Witaj śmiałku, co tę skrytkę odnalazł,

Albowiem weń znajdziesz to, co ktoś wynalazł.

Dziesięć mikstur stoi, wielkiego fachu,

Lecz wielu nie sięgnie po nie ze strachu.

Jedna z trucizną śmiertelną dla boga.

Sześć co odsyła do domu, gdzie prosta droga.

Jedna zawiera moc szarej mazi.

Jedna sok zawiera z młodej bazi.

I ostatnia co pozwoli dostrzec koniec wroga,

Z którym walczy ta oto dzielna załoga.

Oto wskażówek kilka, byś ślepo nie błądził,

I niepotrzebnych mikstur niepotrzebnie nie trącił:

Jeśli chcesz zostać - nie tykaj ni ostatniej, ni ośmej, ni trzeciej - w jednej jest trucizna!

Dwie pierwsze Cię nie zabiją.

Po obu stronach trucizny są odsyłania.

Po prawej od mocy mazi znajduje się wizji mikstura.

Trucizna bliżej prawego końca znajduje się niźli lewego.

Druga i dziewiąta podobny użytek mają.

Pierwsza i ostatnia mocy nie dają.

Potęgę otrzymasz, gdy jedną z czterech mikstur na środku wypijesz.

Wśród ostatnich czterech są trzy, które odsyłają.

Och - zapomniałbym - odsyłanie na lewo od mocy, na lewo!

Pamiętaj, że więcej niż dwóch odsyłań obok siebie nie ma.

Rozwiąż to lub odejdź. Użycie przymusu wypicia grozi natychmiastowym banem.

Jedna mikstura na boga - blokada!

Dziesięć mikstur i zagadka. Czy ją rozwiążecie? Co potem? Jak wykorzystacie mikstury? Może zmusicie kogoś z was, by wypił truciznę?

Zapach boczku rozbiega się po całej jaskini. Widać gdzieś niedaleko znajduje się jakieś pieczyste czy rożen.

@Lunarion

Dostajesz pistolet. Rosjanie zaczynają powoli wstawać i sięgać po coś, bo zdaje im się, że chcesz ich wykiwać. Sięgasz więc po broń i... cholera, spust sam się pociąga, gdy ledwo przykładasz broń do czoła!

Hmm... Nie powinienem się tak bawić nową mocą wyrosłą z mojej nowej części...

Robił kilka ruchów palcem wskazującym, jakby trzymał w ręce broń.

... bo jeszcze kogoś zabiję, muahaha!

(behemort kula... nie wypada komora z kulą)

Na szczęście komora była pusta, a więcej nieprzewidzianych wypadków nie ma miejsca. Odkładasz z ulgą broń, towarzysze gry klaszczą i zgarniasz 1/5 tego, co jest na stole (złoto, (w)ruble, zegarek, złotą manierkę, srebrne ozdóbki, sygnet). Teraz szansa na trafienie na komorę wynosi 1/4, a graczy poza Tobą jest akurat czterech. Grasz dalej?

@Markos

Wygrana pozwoliła wyrobić jakieś zdanie o Tobie u graczy. Masz trochę wartościowych żetonów, ale się tym nie przejmujesz i idziesz szukać towarzyszy. Widzisz, że Lucker ma kłopoty, ale zdajesz się na jego potęgę. Jakby coś się działo, to przed oberwaniem zrobiłby zapewne taki raban, że cała zbrojownia spadająca na ziemię nie zrobiłaby większego.

Spoglądasz i widzisz, że Lunarion właśnie odkłada rewolwer. Podchodzisz szybko i przypatrujesz się zegarkowi...

- Ej, tu jest napisane... Złyj Macio... NO BEZ TAKICH!

Wschodnioeuropejscy gracze zaczynają się śmiać i pociągają kielicha.

A właśnie, co z drinkami? Widziałem fajny barek po drodze.

Idąc w jego kierunku dostrzegasz nagle wielkie drzwi do sejfu. Podchodzisz, lecz możesz rozglądać się z bliska, gdyż oddziela Cię odeń system zabezpieczeń i jakiś pancerny materiał przypominający półprzeźroczystą ścianę. Tam to dopiero musi być majątek, zresztą jak w każdym kasynie.

@Tytokus & Bajcurus

Rany jakie zadaje Bajcurus są wystarczające, by pokonać dwóch z ośmiu wrogów. Gorzej z Jego wzrokiem, bo nie dostrzegł, że z jaskini nie ma jak na razie wyjścia. Pozostałe istoty ustawiły się w mały mur, zasłaniając wejście. Jeżeli Tytokus lubi przekopywać się przez tony skał, to może zrobić podkop... Jednak to zbyt żmudne zajęcie, i Bajcurus mógłby mieć przez to problemy.

Cóż to? Istoty nagle promieniują silnym światłem. Gdy słabnie okazuje się, że... Patrzycie sobie w oczy. Trzech Tytokusów i trzech Bajcurusów stoi przed wami. Wszystkie są trochę ułomną kopią wytworzoną przez każdego z sobowtórów, jednak prócz tego, że każdemu brakuje jednego oka czy ogona oraz w oczach widać czerwone ogniki, bardzo was przypominają. Jeden z Sobowtórokotusów ląduje prosto na oryginale, łapiąc go za kark i drapiąc mu twarz. Pozostałe dwa robią sobie z twojego tułowia poduszeczkę na igły... W bardzo bolesny sposób.

Tymczasem na Tytokusa lecą dwa bełty z kusz. Oba wyraźnie lecą po obu Twoich bokach, jednak nagle zauważasz, że trzeci, z wyjątkowo szpetną twarzą, nie do końca przekształconą, wystrzeliwuje kolejnego prosto w Twoje serce. Masz około półtorej sekundy na reakcję.

(macie śmiało swobodę w walce)

@Abyssal & Casulono

Szum wydobywa się przez chwilę z miejsca, w którym powinny znajdować się struny głosowe każdej wyprostowanej istoty. Później sprzedawca dostraja swój głos do odbiorcy.

- Witam w... mym punkcie handlowym. Kalkuluję, że jesteście... spoza układu... Zresztą nieważne, wiedzcie, że wasze pieniądze, jakkolwiek wartościowe u was, u nas są cokolwiek... tępione... To po prostu niedoskonała i ograniczająca forma... wiary i przyziemności organistów.

Spogląda na Casulona i widzi, że coś wystaje z Jego zbroi.

- Sensory me odebrały informację, że macie pożądany ostatnio towar. Jakiś... intruz z zewnątrz... niszczyciel wszechporządku, zdrajca całego rozumy, niech go organella pochłoną, zniszczył część topniaków. Musimy zniszczyć niedoskonałe elementy, by być doskonalszymi, by nie ustawać w atakach z zewnątrz, w podszeptach... pff... natury... phi!

Spogląda raz jeszcze na obu bogów.

- Procedury startowe... Szukam... Nie znaleziono koniecznych do wgrania... Podejrzewana przyczyna - autoaktualizacja generalna.

Uśmiecha się trochę diabelsko, ale szybko się ogarnia, jeśli można tak powiedzieć o robocie.

- Lepniaki zapewne spaliliby was na obiekcie ognistym z palem... Prymitywne hominidy... Przypomnienie o zapytaniu o towar... Szukam... Oferta prezentacyjna: nowe oleje smarowe, po których nie wraca ochota na zaciągi obrzydliwe... nowa rozciągliwa stal do konstrukcji ideum wspaniałości i tworzenia komórek wszechładu.

Spogląda na was i widzi, że raczej niezbyt wam się to przyda.

- Znaleziono... Jeden obiekt, zakłady specjalne, informacje o przeznaczeniu niepełne, sugerowane odnalezienie sześcianu prawdy. Koszt jedna sztuka złomu.

Coś nagle dzieje się ze sprzedawcą - łuki energetyczne chodzą po jego ciele i nagle przemawia w miarę przystępnym głosem.

- Warto, naprawdę warto, odkryć prawdę, wyzwolić się z kłamstwa i powszedniości... Mówili kiedyś, że to może pomóc osiągnąć nawet większy ideał, niż mamy tutaj - miejsce, do którego tylko jeden w historii miał dostęp, lecz zapomniałem jego imienia. Pewien wysoki jegomość śmierdzący serami kiedyś próbował się tam dostać, więcej go nie widz...

Znowu łuki energetyczne. Znowu istota wydaje się zwykłym mechanizmem.

- Likwidacja przełączenia obwodowego... Powracam do transakcji. Proponowany towar jest najbardziej dla Was odpowiedni. Akurat kosztuje tyle, ile warte jest wasz powrót.

Wskazuje na Casulona... Zapewne ma na myśli ten zło, co w nim tkwi.

Z głośników na Targu dobiega komunikat.

Przewidziany czas zakończenia sesji giełdy - dwie minuty. Ostatnie aktualizacje przewidziane w czasie... 66 sekund.

Sprzedawca jest trochę zaskoczony:

- Dziwne, nigdy nie zakończono procedur tak prędko... Muszę pobrać nowy terminarz, ale to po wypełnieniu transakcji. Akceptacja?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Bez obaw, drogi panie. Walczyć umiem, ale... to dość nieciekawa sytuacja.

Jej wzrok przykuł wielki grobowiec.

-Spróbuję się przedostać do tego grobowca...

Otworzyła torbę i wyjęła dwie karty: Anioła i Gnolla. Rzuciła je w górę. Obydwie karty zaświeciły się i po chwili obok bogini stał Anioł i Gnoll.

Konishi uniosła dłoń w górę i rzuciła na siebie i na przywołane bestie różne błogosławieństwa: Niebiańską Aurę, Błogosławieństwo Księżyca, Błogosławieństwo Białego Słońca, Błogosławieństwo Białego Smoka...

-Dobrze. Niech któreś z was zajmie uwagę tych zombie. Ja w tym czasie spróbuję dotrzeć do grobowca.

Po usłyszeniu tych słów Gnoll pobiegł prosto w największe zbiorowisko zombie: był niezwykle wytrzymały oraz umiał doskonale blokował ciosy tarczą, co dawało mu większą szansę przeżycia niż Aniołowi.

-A ty?

Konishi spojrzała na Anioła i pomyślała chwilę.

-Będziesz w razie czego ogłuszać lub, w gorszych przypadkach, walczyć.

Anioł kiwnął głową. Konishi odwróciła się do grabarza.

-Dziękuję za pańską pomoc.

I razem z Aniołem pobiegła w stronę grobowca. Zombie ruszyły na nią, ale bogini wyjęła małą kulkę i rzuciła ją w ziemię. Nagle cały cmentarz zatonął w gęstym dymie, przez który tylko Konishi i jej dwie bestie mogły coś dostrzec.

-Teraz!

Bogini i Anioł szybko pobiegły do grobowca.

-------

Konishi idzie do grobowca(3).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Podczas przemiany Jane ma minę karpika>

To była jedna z najdziwniejszych rzeczy jaki widziałem,a widziałem naprawdę dużo. Powiedz boli to?

<Czyta zagadkę i patrzy na mikstury>

Wspaniale! Teraz źle wybierzemy i wracamy do domu sami,albo w plastikowym worku.

<W tym momencie wyciąga kartkę i rozwiązuje zagadkę. B-sok z Bazi, D-odsyłacz, M-moc, W-wizja, T-trucizna>

Chyba wiem, ale nie jestem pewien. Więc patrząc od lewej:*

B-D-D-M-W-D-D-T-D-D

Ale głowy nie dam sobie uciąć,szczególnie w kwestii wizji bo,może ona być jeden dalej. Ktoś chętny spróbować? Serio się pytam,wolę nie ryzykować własnym życiem.

Shadow wyglądasz na spragnionego,może się napijesz? Chyba mi ufasz?

-----------------------

*Robiłem to na kartce i tak mi wyszło.

2. Jak źle zrobiłem to odpadam z kłesta i wracam do domu/wracam w worku?

===========

HAHA Matrix uwierzyłeś w coś co robiłem z rana przed szkoła? Jednak jesteś dziwny. A tak serio chyba dobrze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jaką taktykę wybrać? Na ignoranta? awanturnika? adwokata diabła...e to nie pasuje.

- Ej ty! Dopiero co tu przyszedłem, a wy mnie już tak traktujecie niemiło? Chciałem sobie kulturalnie pograć w pokera, a ktoś mi podrzucił żetony do kieszeni i jak tu nie czuć się oszukanym? Co to jest kasyno, czy przydomek dla ubogich? Klientów należy traktować z szacunkiem, a nie ich oskarżać bezpodstawnie- powiedział Lucker.

To chyba nie zadziała...A może zamienię się w kakao i po prostu sobie odpłynę?

- Mam nawet adwokata!- przywołał owcę z plakietką ,,Adwokat z biura ,,Owijamy w (ba)wełnę" ".

- Meeee Meeeee- wyjaśniła owca.

- Widzisz zatem, że nie masz prawa mnie tak traktować- powiedział Lucker.

W przeciwnym razie się to kasyno wysadzi...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

pokiereszowany Bajcurus odbił się od jednej z jego kopii, i uderzył fireballem w stronę lecącego na medyka bełtu, co nieco zbiło go z trasy. Teraz trafi w ramię, a nie serce.

- Tytokusie, mam pomysł. Tylko tego nie zawal.

Odbezpieczył swój ostatni granat i rzucił w podróbki Tytokusów, po czym zmienił się w kota. To samo zrobiły Bajcurusowe kopie.

- Rozwal ich. Z kilkoma kotkami sobie chyba poradzisz? Tylko... szybko! - krzyknął, gdy kolejna replika zwaliła Bajcurusa z nóg i zaczęła go gryźć i drapać. Kot wkurzył się, i walnął ogniowym atakiem obszarowym, chcąc spopielić wszystkie te marne podróbki.

Jane skupiła Force Sense, ale mówiło jej tylko "Sama se to rozwiązuj".

Spojrzała na Pympa.

- Jesteś pewien, że tak ma być? Bo po tobie można się wszystkiego spodziewać. Ale właściwie... raz kozie śmierć.

Podeszła do mikstur, i wzięła czwartą, po czym wypiła duszkiem.

- Coś się zmieniło? - spytała niepewnie.

__________

Jane wychlała tą czwartą, wg. opisu Syskola " M " =p

Zaczynam się bać, ze kropnę ;q

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zauroczenie Glatryda tym dziwnym miastem prysło niczym bańka, gdy tylko uświadomił sobie że właśnie utknął w tłumie diabelskich robotów ze skłonnościami do fanatyzmu. Mimo, że większość sięgała mu nieco powyżej pasa w tak licznej grupie mogły stanowić dla osamotnionego boga śmiertelne niebezpieczeństwo, toteż starał się poruszać bardzo powoli i ostrożnie kierował się ku najbliższemu wyjściu z placu.

- Na wszystkie dwuścienne kostki, to potrwa wieki! - Mruknął spoglądając na wznoszącą okrzyki szarą masę. Nie wyglądali na takich, którym wykrzykiwanie chwytliwych sloganów szybko się nudzi.

- Chwała, chwała, chwała lordowi, chwała braku korupcji, chwała, chwała... - Spróbował włączyć się w chór by nie odstawać, jednak dość szybko zrezygnował i zgrzytnął zębami. Co to ma być, ziemiańskie ZSRR? Nie mogąc przesunąć się dalej i nie mając nic do roboy bóg szkła zdecydował się lekko szturchnąć jednego z diabłów.

- Ehm... Przepraszam, nazywam się Glatryd... No i jestem tak jakby bogiem. No... Sprawa jest taka, że jestem tu właściwie przejazdem i nie za bardzo wiem kim jest ten stwórca idealny. SŁYSZY MNIE PAN? - Unosi nieco głos by przekrzyczeć zebrany tłum.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Póki co żyję, więc jest dobrze. Zostało jeszcze 4 graczy poza mną, szansa na strzelenie sobie w łeb to 1/4. Hmm, gramy dalej. Najwyżej pomogę sobie trochę, w końcu jestem bogiem, równie dobrze mógłbym grać w rosyjską ruletkę z AK-47. Zgarniam więc co wygrałem i rozglądam się nieco czekając na ruch następnego gracza. Luckera nigdzie nie ma, chyba kątem oka widziałem jak go zgarniają. No tak, pewnie chciał nieco "pomóc szczęściu". Ech, moment... staram się z nim telepatycznie skontaktować, coś takiego nie powinno leżeć poza boskimi możliwościami, szczególnie na niewielkim zasięgu.

- Lucker, słyszysz mnie? W coś ty się wpakował?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O Lunarion! Jak ci się powodzi? Bo ja obecnie jestem uwięziony za to, iż ktoś mi podrzucił żetony do kieszeni i uznali, że są podrobione. Dla mnie to absurd, bo jak bóg szczęścia miałby oszukiwać? Przecież mi to niepotrzebne! Do tego jakiś diabeł z cygarem chce mnie poczęstować tajemniczymi miksturami i zrobić kuku. Ale jakoś żyję...

- Ej ty słuchasz mnie czy ignorujesz? Jestem bogiem szczęścia, więc to po drugie przemawia za moją niewinnością. Po co miałbym oszukiwać! Pomyśl.- krzyknął do diabła.

Spróbuję sam się z tego wydostać, jednak jeśli nie wypali to nie ręczę za siebie i radzę wtedy wyjść z kasyna. Chyba że chcesz mi pomóc i załatwić to kompromisowo =D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niby jestem bogiem i mógłbym mieć tyle pieniędzy ile bym chciał mieć, ale to nie leży w moich patronatach... A co ja bym za to kupił Selenie! Toż to nasze dzieci mogłyby spokojnie żyć przez następne kilkanaście miliardów lat, nie martwiąc się o nic!

I tak jak zawsze dobre chęci prowadzą do zła. Jak Anakin Skywalker dla zachowania przy życiu przeszedł na Złą Stronę Mocy, tak Markos, dla dostatku (niezałożonej jeszcze) rodziny postanowił obrobić sejf. Luckera gdzieś wcięło, ale wiedział, że z owcami sobie poradzi, a Lunarion też był zasypany zegarkami i jakimiś bransoletami, więc liczyć mógł ino na siebie.

Samo obrabowanie sejfu trudne nie będzie, ale trza to zrobić tak, by nikt tego nie zauważył.

Bard wyjął kartkę i ołówkiem napisał kilkunastostronicowy plan, gdy nad jego głową zapaliła się żarówka. Wtedy wpadło mu do głowy, że odwracanie uwagi strażników pożarem nie będzie konieczne, gdyż on sam włada mocą czasu!

Wahadło Dziejów przestało się kołysać i świat przyjął czarno-białe barwy, z sekundy na sekundę zastygając w bezruchu. Markos spokojnym krokiem ruszył w kierunku sejfu i uderzył głową o przezroczystą, pancerną szybę, na którą nie pomógł cały magazynek ołówków. W końcu dmuchnął wiatrem z taką siłą, że wszystkie zabezpieczenia przestały działać (ziarenka kurzu i pyłku wpadają w szczeliny urządzeń i uszkadzają lasery itp.), a sama szyba się stłukła. W tym wszystkim bard spokojnie "wydmuchnął" drzwi do sejfu i - wchodząc do niego - dumał nad tym, na co tę całą kasę wyda. Papiery wartościowe nie mieściły mu się już w teczce, a wszystkie żetony zostawił na rzecz złota. Szybko wybiegł z kasyna i zauroczony pieniędzmi nie wiedział co czynić. Wtedy przestał kontrolować czas i w oczu uderzyło go czerwone światło latarni, w kierunku których zaczął zmierzać...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A walić to... - mruknął Cień, który jakoś dziwnie zrobił się zmęczony a w głowie szalały mu słowa typu "studia studia ŁOLABOGA!" i tylko jeszcze raz albo dwa zerknąwszy na zagadkę oraz potencjalne rozwiązanie sporządzone przez Syskola chwycił pewnie fiolkę numer 5 patrząc od lewej i rzekłszy: - Do dna! - opróżnił ją duszkiem będąc już w tej sztuce wielce wprawion. - Jeśli jednak miałbym kopnąć w kalendarz to z odpowiednim ^%$^%$#$^! Hua! Dr. Stein!
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Niech będzie. - wyjmuję złom z Casulona i płacę. Cokolwiek to jest, może się przydać.

Dziwne było to, co działo się ze sprzedawcą w trakcie rozmowy. Czyżby ktoś kontrolował te roboty albo wpływał na nie w jakiś inny sposób? I ten jegomość pachnący serami... trzeba będzie to sprawdzić. Póki co, dopełniam transakcji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tytokus wezwał bojowe pomarańcze, przed wszystkie trzy bełty. Pomarańcze zostały przebite, ale zatrzymał w swoim twardym, pomarańczowym ciele bełty. To było jedyne, co zdążył zrobić Tytokus przed rzuceniem granatu. Kiedy opadł już kurz, zobaczył, że jedna jego kopia została zniszczona, ale za to Kot, mimo ataku obszarowego dostawał trochę bęcki! Wpadł, więc na genialny pomysł, zakrzywił lekko czasoprzestrzeń i na 0,5 sekundy zyskał moc panowania nad mlekiem, którego miseczkę stworzył przed jednym z sobowtórów. Zyskując troszkę kocie nawyki, kopia, zatrzymała się i zaczęła pić mleko. Tytokus wystrzelił w nieruchomy cel z kuszy i nie miał problemów z trafieniem.

- Ha! Cat down, cat down!

Zaczął wzywać kolejne bojowe pomarańcze, żeby zaczęły gnębić jego kopie. Zrobił to jednak za późno i zanim bojowe pomarańcze zaczęły zjadać kopie, dostał bełtem w nogę i upadł.

- Mam nadzieję, że to nie platyna...

Zaczął badać ranę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Konishi

Nagle na anioła wyleciał wielki lepki język. Jakiś zmutowany truposz próbował go złapać, jednak aury ochronne odbiły jego atak... Jednak zdezorientowany tym atakiem anioł stracił na chwilę orientację i przewrócił się. Rzucił się na niego z tuzin zombie... Zanim wszystkie zginęły pod naporem niszczącej ich aury, zdołały one kilkukrotnie użreć oponenta i zranić go w obie ręce. Dość nieprzyjemny widok.

Odwracasz się i przez mgłę widzisz, że grabarza nie ma już na jego poprzednim miejscu - jest tam tylko chmara truposzy, która układa sobie nowe groby. Dość osobliwy widok.

Patrzysz na anioła - oczy zaczynają mu się powoli zamykać. Widać, że doznał jakichś stałych obrażeń z powodu ataku zombie. Oddycha coraz głębiej i patrzy na Ciebie ze smutkiem i zamyka oczy.

Chwilę później wielki czerw z hukiem przebija się przez ziemię i odgryza dolną część tułowia. Wnętrzności wyciekają, a ta piękna istota mdleje. Zaraz potem z wielkiego cielska wypełzają małe glizdy, które zabierają resztę, która zostaje wchłonięta do głównego organizmu. Ciekawy utylitaryzm, jednak anioła szkoda.

Masz przeczucie, że lepiej nie stać na otwartej przestrzeni zbyt długo. Na szczęście grobowiec jest tuż, tuż, więc czym prędzej do niego wbiegasz. Dość powoli przekraczasz łuk wejściowy. O dziwo całość jest utrzymana w dobrym stanie. Przeglądasz ściany i widzisz gołe szkielety wiszące na krawędziach swoich trumien. Ślady wskazują na zbezczeszczenie lub kradzież. Wchodzisz głębiej mimo ponurego świstu wiatru wpuszczonego do środka. Na swojej drodze widzisz posągi pokazujące zarówno piękne istoty dość podobne do elfów, jednak z większymi głowami i oczami. Dalej widzisz obrazy, jak szkielety zdzierają z siebie resztki skóry i tkanek, by stanąć przed jakimś stworem ukrywającym się w mroku, trzymającym coś na kształt berła.

Nagle zamyka się za tobą wielka, wysuwana z góry kamienna płyta. Jesteś odcięta i słyszysz, że coś zaczyna się w oddali ruszać. Gdy wytężasz wzrok, widzisz, że zbliżają się do Ciebie jakieś dwa krwistoczerwone ogniki. Chwilę później widzisz nadchodzący szkielet, jednak porusza się on z gracją i doniosłością. Coś utrzymuje jego ruchy w naturalnych, charakterystycznych dla żywych istot, torach. Jest odziany w piękną zbroję, z wielkim rumakiem wybitym na jej środku. W jednej ręku ma miecz, w drugim berło.

Po chwili orientujesz się, że po twoich obu bokach znajdują się kolejne groby i wychodzą z nich kolejne kościotrupy... Czy to Licze? Możliwe, jednak nie jest to pewne.

Oba posiadają wyraźne kobiece cechy - większe miednice, inny kształt czaszek i klatek piersiowych. Jedna odziana w piękną, ale brudną, lecz ciągle złotą suknię wraz z koroną królowej. Druga ma długą białą suknię i welon na głowie... czaszce. Jesteś otoczona.

Cała trójka zaczyna krzyczeć z ogłuszającą głośnością niczym Banshee. Trwa to tylko chwilę, lecz szum w Twojej głowie pozostaje. Ci zbliżają się.

- Przyszyłaś tutaj, by nas dalej ograbiać na zlecenie tego zwyrodnialca?! Czuć od Ciebie jego smród! Jak śmiesz mu pomagać?!

Trzeci z liczy... płacze, a drugi go obejmuje? Gdzieś ty trafiła?! Przecież licze zazwyczaj rzucają zarazy, niszczą miasta i mordują dla przyjemności. Co tu się dzieje?

@Bajcurus & Tytokus

Ognisty atak obszarowy okazał się natomiast mało skuteczny. Kopie Bajcurusa co prawda wleciały w ścianę, ale z racji budowy spadły na cztery łapy i już szykowały kontratak. Złapały się nawzajem ogonami, zaczęły się kręcić i wyjęły wszystkie pazury. Stworzyło się coś na kształt ognistego tornada z żyletkami, które właśnie leciało w waszą stronę, robiąc z napotkanych po drodze skał miał.

Tymczasem kopie Tytokusa nadal bezczelnie pastwiły się nad oryginałem coraz częstszym atakiem kuszniczym. Zdrowie z pewnością im dopisywało, bo nie czuli zmęczenia z powodu ciągłego napinania mechanizmów. Obszar, który zająłeś za Bajcurusem jest dość dogodny, ponieważ ogień bełtów do tego miejsca nie dolatuje, jednak jeśli czegoś nie zrobicie, to zostanie z was tatar.

Ważne, że bojowe pomarańcze się sprawdzały i mimo to, że część leżała, przebita bełtami, to jedna z kopii została wtranżolona. Druga zaczęła się cofać i szukać osłony przy obracającym się bąku z dwóch kopii Bajcurusa.

@Jane

Czujesz, jak po twoim ciele zaczyna roznosić się po twoim ciele. Zaczyna cię lekko boleć ciało... Zginasz się instynktownie z bólu lekko sycząc. Czujesz, że cała siła idzie do Twojej mechanicznej ręki. Czujesz, że zaczyna z niej wyrastać jakieś dziwne, dodatkowe urządzenie... Coś jak działko z Portala...

Z Twojej mechanicznej ręki wystaje teraz spory moduł z jakimś nieznany przeznaczeniem. Przez przypadek zostaje wystrzelona mała porcja ładunku prosto w jakieś porastające ścianę jaskini pnącze. Po chwili zajmuje się jakąś szarą substancją i zostaje przez nią... wchłonięta...

Moc szarej mazi należy do Ciebie.

@Glatryd

Tłum zaczyna lekko cichnąć. Orientujesz się, że znowu zakłóciłeś jakiś zaplanowany cykl. Na szczęście tylko najbliższe Ci mechaniczne diabły ucichły. Nagle ktoś z tłumu zaczyna mówić:

- Ej ty, Błękitny, za czym jesteś?!

- Przyznaj się, za prawem czy za nieporządkiem?!

Sytuacja staje się mało ciekawa. Strażnicy zaczynają wstawać ze swoich posterunków.

@Lunarion

Rewolwer wędruje do gracza w po twojej prawicy... Widzisz, że coś kombinuje. Gdy się najmniej spodziewasz, celuje w Ciebie i pociąga za spust... Nic się nie dzieje, komora jest pusta. Zza stołu wstają rozzłoszczeni gracze i rzucają się na niego, piorąc go na kwaśne jabłko. Ty się odsuwasz i widzisz, jak strażnicy biegną do bandy i ją rozdzielają, a ten, który liczył na łut szczęścia wkrótce ląduje na zewnątrz i zostaje zabrany przez gości w czarnej Wołdze...

Gra jest skończona i w ramach rekompensaty dostajesz połowę tego, co było na stole... Poza złotem, srebrem i kamieniami szlachetnymi oraz cennymi ozdobami jest tutaj coś ciekawego... Zakłócacz sygnału elektronicznego.

Gracze się rozchodzą. Orientujesz się, że Markos wyszedł.

@Lucker

Diabeł tylko się uśmiecha na każde Twe słowa. Właśnie skończył przygotowania.

- Właściwie powinieneś mi dziękować, że robię ten test... Gdyby nie to, to inni postąpiliby zwyczajowo z Tobą, a zapewniam, że samosądy u nas to niemiła sprawa. Jeśli naprawdę jesteś niewinny, nic Ci się nie stanie... Raczej.

Pociąga za dźwignię. Wokół krzesła wyrastają dziwne elektroniczne pręty. Wkrótce zaczyna przez nie przepływać prąd, a nad tobą otwiera się jakby początek słupa ognia.

@Markos

Goście kasyna jakby nic nie zauważyli... Zabawne - najciemniej jest pod latarnią - strażnicy są tak zainteresowani gośćmi i pilnowaniem, czy aby nie oszukują, że nie zauważyli i nie usłyszeli uderzenia wejścia do sejfu z powodu ogólnego hałasu, śmiechów wygranych i jęków przegranych. Alarm również nie zadziałał, bo cała moc poszła na załadowanie maszyny do testu używanej właśnie na Luckerze.

Idziesz dalej i czerwony budynek staje się coraz wyraźniejszy. Coś mówi Ci, że raczej nieletnich tu nie wpuszczają... Może to te skąpe ubrania na plakacie?

@Casulono & Abyssal

Sprzedawca daje wam stare koło zębate... Ale nie jakieś zwykłe, tylko specyficzne - w zależności od kąta patrzenia ma inny wygląd, kształt, kolor...

Złom z diabła wędruje taśmociągiem prosto do wszechhuty. Jeśli biedak żył, chociaż to wątpliwe, bo już rdzewiał, to teraz posłuży za przetopiony korpus dla nowej jednostki.

Gdy przedmiot znajduje się już w waszych rękach widzicie jakiś błysk w jednym z zaułków. Coś jakby... szkło?

Na całym Targu było słychać odgłosy zamykanych sklepików i chowających towar handlarzy. Wyszliście tą samą drogą, którą weszliście. Nagle dostrzegacie, że jakiś kształt zaczyna przed wami uciekać. Tak! To ten sam, który mignął wam przed chwilą... Wygląda na to, że ktoś was śledzi... Jest jeszcze blisko, ale oddala się.

@Shadow

Nagle zaczynają latać Ci mroczki przed oczami. Nagle błysk - i jesteś w ciemności, w zupełnej pustce. Z daleka widzisz, że zbliża się kształt... Jakaś wielka budowla, a na jej placu trzy martwe postacie... Wszyscy to bogowie... Jeden z nich jest trochę podobny do... Holzena? Dwóch pozostałych nie umiesz rozpoznać - nie widać ich twarzy.

Łapiesz się za głowę - kolejne obrazki pojawiają Ci się przed oczami. Zdrada, śmiech Holkasa, krew na jego rękach, okrutny wyraz zadowolenia...

Przez chwilę widzisz też swoich towarzyszy i ich dotychczasowe działania. Wizja się kończy. Budzisz się i widzisz, że siedzisz z podkurczonymi nogami przy ścianie, a bogowie na Ciebie patrzą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szczerze Lunarionie to mam coraz większy problem. Dookoła mnie są jakieś pręty i przepływa przez nie prąd, a do tego mam przed sobą słup ognia albo raczej jego początek. Masz jakiś pomysł?

- Chamstwo! Raczej to możesz se wsadzić w nie powiem co- powiedział Lucker.

Błagam o pomysł, bo nie chce mi się wzywać fali tsunami z kakao, które zmiecie pół okolicy razem z nami! Chyba, że wezwę Armageddon owiec... Nie. To też będzie zbyt drastyczne! Dla okolicy...Kurde! Przydałby mi się patronat elektryczności w tej chwili.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Hmm...

Nie dość, że Anioł został zabity, to jeszcze otaczały ją jakieś Licze, które krzyczą, że przyszła ograbiać ten grobowiec...

Ale o Anioła nie martwiła się zbyt długo. Poczuła, jak w jej torbie pojawia się jego karta, a w niej zdrowy, bez żadnych ran Anioł. Jej bestie odradzały się po śmierci. Nikt nie wiedział, jak to było możliwe, nawet sama Konishi tego nie wiedziała...

Ale, no cóż, trzeba się teraz martwić o te Licze...

-Wcale nie przyszłam was ograbiać...

Założyła Maskę Syreniej Pieśni.

-Tak się składa, że znalazłam się na cmentarzu niespodziewanie, na dodatek powieszona... Grabarz zdradził mi sposób na uwolnienie. Udało się, ale musiałam uciekać przed nieumarłymi... A jedyne miejsce, jakie widziałam, był to właśnie ten grobowiec...I było najmniej nieumarłych na drodze do niego. Więc tu przybyłam, ale gdy obejrzałam się na chwilę, grabarza już nie było.

Spojrzała na pozostałe Licze.

-I wcale mu nie pomagam. Nic mi nie mówił... nie mówił rzeczy typu "Słuchaj, widzisz ten grobowiec? Ograb go dla mnie, a coś ci dam...". Ale z tego co usłyszałam od was wynika, że ograbia ten grobowiec.

Koło Konishi stanął Gnoll.

-Nie martwcie się nim, nic tu nie zrobi.

-----

Gnoll zniszczył wielką kamienną płytę, by się przedostać do Konishi, ale poza tym żadnych innych szkód nie wyrządził.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...