Skocz do zawartości

Olympus Actionus - temat główny, podejście trzecie


Rankin

Polecane posty

<dostaje ognistym podmuchem>

Łał ale fajne! Szkoda,że mnie to nie rusza.

<W stronę najbliższego golema leci kula ognia która to uderza go w pierś. Ten upada na ziemię,a jego ciało roztacza czerwoną poświatę z ciepła. Pymp podbiega i rozbija go uderzeniem z pięści. Rozpalone do czerwoności kawałki rozlatują się po pomieszczeniu przez chwilę nadając mu czerwony kolor.>

To chyba nie jest najlepszy pomysł.

<Pymp spostrzega walczącego Bajcurusa>

Może w końcu coś go dobije,on i tak jest głupce...

<Nie dokończył zdania bo kolejny golem zaatakował go od tyłu. Podniósł on Pympa w górę i zaczął ściskać go w morderczym uścisku,dało się usłyszeć dźwięk trzeszczących kości>

Jak się nie uwolnię to bestia mnie zgniecie

<Pymp łapie za ręce golema i powoli zaczyna je rozwierać,po chwili upada na ziemię i z trudem łapie oddech>

Było blisko, teraz moja kolej

<Łapie golema z głowę i odrywa ją, golem w ostatnich chwilach istnienia trafia w drugiego. Pierwszy upada, drugi zaś rozsypuje się od ciosu pierwszego.>

fajna zabawa

<Rzuca głowę w kierunku walczących kotów z nadzieją,że trafi któregoś z nich>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1,7k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Tytokus oglądał akurat kapsuły, ale że był daleko od reszty, a poza tym był zajęty, nie słyszał słów Markosa, więc atak rzeźb całkowicie go zaskoczył. Ponadto, uderzenie kulą ognia rozproszyło go, kiedy akurat przeładowywał kuszę. Odrzuciło go trochę, ale jednak nic mu się nie stało. Obejrzał się szybko i zauważył, że żaden z Bogów nie odniósł ran, a nawet niektórym się to podobało! Wiedział jednak, że jeżeli komuś się coś stało to na pewno mu powiedzą. Zauważył, że jeden z golemów nie poddał się czarowi Glatryda i zamierzał go uderzyć w plecy. Tytokus szybko przystawił kuszę do twarzy i wystrzelił w golema. Potężny bełt przebił kamiennego golema na wylot, a ten rozleciał się pod wpływem potężnego uderzenia.

- Uważaj!

Stanął plecami do Glatryda i osłaniał go przy pomocy kuszy, cały czas szukając rannych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie no!!! Ja też chcę!

Przywołał większą owcę i rzucił nią, jak kulą do kręgli.

-STRIKE!!!- kilka posągów runęło na ziemię od pędzącej owcy.

Przywołał więcej owiec i rzucał nimi w przeciwników.

- Ja nie mogę! Z wami, to więcej zabawy niż na kolejce górskiej!- powiedział, gdy kolejnym szczęśliwym trafem przewrócił wroga.

Odwołał mniejsze owce, by nie zrobiły sobie więcej krzywdy i przywołał jedną większą.

- ORBITAL STRIKE!!!- rzucił z ogromną siłą wielką owcą.

Ta zaś dosłownie zmiażdżyła i porozrzucała posągi na boki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Duchy ciągle krążyły dookoła zbieraniny bogów i jak na razie nie obrywały, tylko trochę bólu sprawiała im sól. No - może kilka zostało zmienionych w pył przez błyskawice, ale nadal było ich dużo... za dużo...

Za to ze strażnikami było gorzej - większość została zamieniona w miał, a trzech było pod władzą Glatryda... przynajmniej na razie...

- Holzen jak zwykle dał ciała i jego "ochrona" nie powstrzymałaby nawet bandy wpół śmiertelnych przedszkolaków...

Jego urządzenie zabuczało, więc spojrzał na nie i chwilę później szeroko się uśmiechnął.

- It's time!

Wtem jedna ze ścian wyleciała w powietrze i ukazała sąsiednie pomieszczenie, z którego natychmiast wysypały się dziwne istoty. Nie miały raczej pokojowych zamiarów - jeden zamachnął się na Tytokusa, wbijając go w ścianę i zatapiając w niej ostrze tak, że głowa wystawała przez szczelinę, drugi rzucił się prosto na Jane, ale poślizgnął się tak, że podciął jedną z nóg Glatryda, trzeci lekko skonfundowany patrzył się na Casulona, a czwarty akurat nadepnął na kota, z którym walczył Bajcurus... na tyle niefortunnie, że kot został z dziurą w płucu, a ogon został na bucie sługusa Holkasa. Kot dogorywał. Pełzał do Bajcurusa, lecz nie było wiadome w jakim celu - czy by znaleźć ostatnie w życiu ciepło, czy by poprosić o szybszy koniec... A może o uzdrowienie?

W walce raczej mało kto na nich patrzył. Owce po prostu przelatywały przez nowych wrogów, a większy atak mógłby uszkodzić całe pomieszczenie.

Wówczas w podłodze pojawił się mały portal, przez który wypełzły bestie z wymiaru piekieł. Ich kilkuwargowe paszcze zaczęły wydawać głośne i budzące grozę skowyty, a tysiące małych zębów raczej nie nastrajały obserwatorów pozytywnie. Do tego każda z nich miała kilka silnych macek, które mogła użyć w boju (i nie tylko). Jedna (najeżona kościanymi kolcami) leciała właśnie w czerep Lunariona.

Jakby tego było mało, do pomieszczenia wleciał... Interceptor? Nie no, to już zaczyna być absurdalne.

Jane wyjrzała przez wejście do pomieszczenia i zobaczyła, że jakiś wielki statek zaczął wytracać prędkość tuż przed Iglicą Holzena i wypuścił kolejną ósemkę podobnych statków, która pikowała teraz na obszar skoncentrowania bogów, ostrzelając ich pozycję. Jeden z pocisków minął twarz Jane, ale... przypalił jej włosy, przez co wyglądała teraz... co najmniej niesymetrycznie... Jej mina raczej nie należała do tych, które chciałbyś zobaczyć w ciemnej uliczce.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Król Mroku tylko na to czekał.

- ROZWAŁKA! HEEEEEEEEEL YEAH! FALKOOOOOOOOOON PAAAAAAAAAAAAAAAANCZ! - ryknął na cały głos zbierając niesamowitą moc w uderzenie rozrywające powietrze, które posłała prosto w jedną z tych bestii z zamiarem zamienienia jej na atomy. - SZOŁ JA MUS! - spojrzał na resztę bogów licząc, że jego pokaz wzbudzi i u nich chęć do epickiego walenia z prawego prostego.

Nagle kilka Interceptorów ruszyło do ataku na jego metalowość.

Prychnąwszy uskoczył na bok i zebrał się do kontry gitarowej tym razem zapodając kawałek na wsparcie dla całej reszty.

- Skoro mamy się tutaj utrzymać to znam coś idealnego na tą okazję!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Żaden mnie nie zauważył? Cieka...

Nie było sensu kończyć. Bóg dopiero w tym momencie zauważył, że w jego stronę pędzi dwóch strażników i jeszcze kilka innych stworów. Nie mając lepszego planu rzucił się do ucieczki, żeby mieć czas na ułożenie lepszej taktyki. Stwory nie były zbyt bystre, bo goniło go w kółko i dawały cenny czas. Nagle nad jego głową pojawiła się niezapalona żarówka.

-Stop!

Stwory zatrzymały się posłusznie, co było dość dziwnym zjawiskiem. Barto schował do kieszeni wadliwą żarówkę i na jej miejsce wsadził nową. Ta zapaliła się. Żadnemu ze stworów nie trzeba było mówić, że nie muszą już stać. Rzuciły się na niego tak szybko, że nie zdążył zareagować. Pod stertą ciał nie było widać nic, nawet jednego włosa boga. Po chwili spod stworów wytoczyła się mała kulka. Wesoło pikając i podskakując dostała się na wierzch sterty. Bum!

Gdy opadł dym ukazał się dość nieprzyjemny widok. Bóg miał złamaną lewą rękę, a przy pomocy prawej rzucał strażnikiem w pozostałe stwory, które na nim leżały w taki sposób, że wszystkie leżały rozgniecione na ziemi.

-Już ja wam pokarzę!

Uderzył strażnikiem o ziemię i rzucił się na niego. Chwycił jedno z ostrzy i rozpoczął dobijanie stwora w sposób, który byłby bardzo obrzydliwy, gdyby dobijał np. cyklopa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Głowa golema rzucona przez Pympa zmiotła Bajcurusa, zostawiając po nim mokrą plamę.

Po chwili kot złożył się z powrotem.

- Uch! Strata dobrego życia. Pymp mi za to zapłaci.

Spojrzał na połówkę Dachowca.

- Cierp.

I rozpadł się na pojedyncze komórki, zostawiając bogów samym sobie.

Jane tymczasem deczko się wkurzyła. Włosy jednak zaraz jej odrosły - w końcu to półbogini.

Ten statek chyba rzuca mi wyzwanie! Zobaczmy, czy wie, na co się pisze.

Wysłanie krótkiego sygnału, i już na horyzoncie pojawił się Sapphire, myśliwiec Jane. Dziewczyna wypadła z Iglicy, rozpędziła się i wskoczyła prosto na dach Sapphire.

- Ognia! - krzyknęła, a myśliwiec wystrzelił kilka rakiet w tarczę plazmową Carriera (bo tak zwał się ów wielki statek).

Rakiety zrobiły niewielką dziurkę, przez którą przeleciał Sapphire, kierując się w stronę półtorakilometrowego Carriera.

- Rób beczkę! - rozkazała Jane, gdy zauważyła, że w stronę myśliwca lecą rakiety. Gdy maszyna zaczęła się okręcać, Jane puściła się, i złapała jedną z rakiet. Nieco nią huśtnęła, i puściła tuż przed kolizją z drugą rakietą.

- Do mnie!

Myśliwiec zawrócił i podleciał pod spadającą Jane.

- A teraz na silnik tego wielkiego!

Gdy tylko Sapphire znalazł się w pobliżu silnika Carriera, Jane wskoczyła na silnik, i mechaniczną ręką wyrąbała sobie drogę do środka.

Znalazła się w środku jednego z ty. Podłożyła swoją ostatnią bombę semteksową, i wyskoczyła przez dziurę.

Tam czekał już na nią myśliwiec. Wskoczyła na dach.

*KABOOOM*

Silnik numer jeden przestał działać, a wielka część spadła gdzieś na Iglicę.

- Jazda na ten wielki generator!

I Jane poleciała w stronę generatora tarczy. Carrier postanowił przestać się patyczkować, i wycelował w Sapphire olbrzymie działo główne.

- O kurczę. W dół!

Nie zdążyła uniknąć pocisku, utworzyła więc wielką barierę z Mocy. Ogromna kula skoncentrowanej plazmy lekko zwolniła, ale nie całkowicie.

Jane przekrzywiła nieco tor lotu pocisku, który zamiast w nią uderzył w prawe skrzydło Sapphire. Myśliwiec zaczął robić beczki, i to wbrew woli dziewczyny, którą wyrzuciło gdzieś do tyłu. Zaczęła spadać, a kolizja z tarczą plazmową mogła być tragiczna w skutkach.

Na ratunek przyszły jej... rakiety samonaprowadzające. Złapała się jednej i skierowała ją w górę, co bardzo spowolniło jej spadanie. Po chwili przyleciała druga, która również została złapana.

- No to jazda!

Jane poleciała prosto na generator tarczy, i tuż przed kolizją rakiet z nim puściła się. Rakiety rozwaliły generator, a Jane spadła na Sapphire, który zdołał nieco ustabilizować swój lot.

Odsunęła się trochę od wielkiego Carriera.

- Dość tego dobrego!

Skupiła się, i chwyciła CAŁY statek Mocą.

- Zapraszamy na dół!

Z całej siły pociągnęła w dół. Carrier ledwo drgnął... Ledwo, ale jednak.

- No, dalej!

Włożyła w to jeszcze więcej Mocy. Wielki statek zaczął powoli obniżać się, a pozostałe silniki wypluły czarną parę, starając się utrzymać statek w powietrzu.

- Jeszcze..... trochę... ugh....

Jane słabła, ale nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Wzięła głęboki oddech, i włożyła w Grip całą Moc.

Gigantyczny Carrier spadał. Silniki przegrzały się i odmówiły posłuszeństwa, a załoga ewakuowała się. Ogromny Statek wrył się w ziemię, a pół kadłuba zostało zmiażdżone uderzeniem. Drugie pół eksplodowało.

Jane osłabła, i nie mogła ustać. Upadła na Sapphire, i omdlała. Statek zaniósł ją z powrotem do Iglicy, czekając, aż ktoś jej pomoże.

______________

Ciekawe, czy ktoś to przeczyta... Dla tych, co nie wytrwają- rozwaliłem Wielki Statek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Markos strzelał ołówkami w kamienne mumie, co jednak nie dawało żadnego rezultatu - wszystkie się odbijały. Skupił więc w sobie moc wiatru i dmuchnął w dwóch tak, że uderzając w ścianę, nie tylko sami zamienili się w pył, ale owa ściana także. Nie było najlepiej. Bard wiedział, że nie muszą pokonywać wszystkich wrogów, tylko utrzymać się do czasu, gdy klepsydra się przeleje do końca. Ponieważ jednak rozwalił jedną ze ścian, całą budowlą nieco wstrząsnęło, ze dwie kolumny od razu się zawaliły - jedna przeniknęła przez ducha, druga poleciała na Luckera, - a z sufitu co moment odpadały większe lub mniejsze betonowe bloki. Traf chciał, że jeden spadł prosto na gitarę Jego Metalowości, a inny runął na boga, który udawał, że walczy z cyklopem. Markos zauważył, że właśnie wróciła Jane, oczekując pomocy, spojrzał więc na Tytokusa od razu i gdy już miał zacząć go wołać, zauważył, że z nim też nie jest najlepiej. Wyliczanka pokazała Markosowi, że musi pomóc Jane, więc pobiegł w jej kierunku i zaczął odpędzać duchy, jednocześnie starając się jej jakoś pomóc. Zastosował wszystkie metody, których nauczył się na kursie pierwszej pomocy, ale raczej średnio to pomogło.

- Zaczekaj chwilę, wytrzymaj. Zaraz wrócę!

Utworzył mały wir powietrzny wokół półbogini, więc gdyby jakiś duch chciał dobrać się do niej, zacząłby się kręcić. Nie było to jednak żadną obroną przed tymi dziwnymi istotami, dlatego wiedział, że szybko musi uratować Tytokusa. Zaczął biec w jego kierunku, ale potknął się na jednym z odłamków z kolumny czy sufitu i wpadł na Luckera, przewracając go razem ze sobą na Lunariona.

Jane musi jeszcze trochę poczekać...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Konishi spojrzała na Dachowca. Coś ją zachęcało, by mu pomóc... A coś tego nie chciało.

"Lucky na pewno by mu zaśpiewała Pieśń Pocieszenia... A Heaven?"

Jednak bogini nie mogła spokojnie myśleć, bo zaatakowało ją kilka potworków. Szybko oślepiła je i wróciła do rozmyślań.

"A Lord? Hmm... On się przyzwyczaił do ratowania Lucky, nie zwierząt... A elfy?"

Jednak potworki, wcześniej oślepione stłoczyły się wokół niej ciasno i zaczęły ją bić...

Niestety, potworki nie wiedziały, co się dzieje, gdy Konishi się wyprowadzi z równowagi...

-DO JASNEJ <BEEEEEEEP>, CZY NIE MOŻECIE DAĆ MI SPOKOJU???!!!!!!!

Wrzasnęła Konishi i utworzyła w ręce kulę z Białej Magii i rzuciła ją na oślep... Wszystkie potworki w zasięgu kuli(5 metrów)zostały silnie oślepione oraz ich kończyny nagle zaczęły latać w tą i z powrotem... krótko mówiąc, odmówiły posłuszeństwa.

-Ech...

Konishi zmieniła się w Wodną Wróżkę i poleciała wysoko pod sufit.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszytko się sypało. Bajcurus zaczął olewać sprawę, a Jane była w nieprzyjemnej sytuacji - właśnie dobiegały do niej Bestie w ilości pięciu.

Z Tytokusem też było nie najlepiej - uwięziony przy ścianie widział, jak kilka Ostrzy zbliża się, by przeprowadzić egzekucję. Jednak jedno z Ostrzy potknęło się i przełamało się na pół. Dolna cześć odmówiła współpracy, a górna mogła tylko pełzać. Szansa na wyjście z nieciekawej sytuacji?

Konishi mogła sobie fruwać jako wodna wróżka... niezbyt długo. Nim zdołała magią wyczarować jakąkolwiek ochronę, oberwała jedną z macek, które były częścią jednej z sześciu oślepionych Bestii. Z plaskiem wleciała prosto w jedną ze ścian, zostawiając w niej swój ślad. Kropla drąży skałę, co nie? Niestety, oślepione Bestie wpadły na siebie i leciały prosto na nią.

Ostrza zdawały się być nieczułe na oślepianie i zobaczyły (pozornie?) łatwy cel w postaci leżących na ziemi Lunariona, Markosa i Luckera.

Duchy tymczasem zainteresowały się Bartem, który właśnie skończył eksterminację ostatnich Kamiennych Strażników. Przelatywały one przez niego, za każdym razem uderzając podmuchem ognia i gorąca w jego plecy.

Tymczasem Pymp i Abyssal nie byli niepokojeni. Ani przez Bestie, ani przez Duchy. Natomiast reszta Ostrz stworzyła formację i połączyła się w coś na kształt wielkiej machiny opartej na ostrzach - nogi, ręce i reszta ciała stanowiły długie i ostre jak brzytwa ostrza, zdolne przeciąć nawet diamenty na pół.

Oczywiście urósł na tyle, by wypchnąć tę dwójkę na zewnątrz i samemu wyjść bez trudu na powierzchnię. Kilkunastometrowy gigant mógł w miarę skutecznie zmniejszyć swoją grubość chowając ręce i nogi do pustej przestrzeni pomiędzy częściami tułowia.

Gdy już wyszedł, zaczął się atak na Pympa i Abyssala... Na tyle niefortunnie, że jedna z Bestii atakujących Jane została nadziana na jego nogę. Niemiły widok, szczerze mówiąc. Bogowie akurat uskoczyli, gdy ostrze przeszło bokiem, mając za zamiar przeciąć ich w poprzek.

________________________________________________________________

Powalczcie sobie jeszcze - naturalnie możecie mieszać przeciwników, tworzyć swoich, przeciwnicy mogą wpadać na siebie, wykorzystywać elementy otoczenia etc.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Konishi leżała w ścianie.

-Kurka, to nie było zbyt przyjemne...

Jednak nie miała czasu na rozmyślanie, gdyż w końcu zorientowała się, że grozi jej niebezpieczeństwo. Z gracją zeskoczyła na ziemię, tym samym unikając oślepionych potworków.

-Hmm...

Szybko otoczyła siebie i innych Niebiańską Aurą, po czym zaczęła strzelać z pistoletów do przeciwników.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Uch... Dzięki, Markosie, ale pierwsza pomoc na nic się nie zda - powiedziała Jane, odzyskując przytomność. - Po prostu wyczerpałam zbyt dużo Mocy, i to mnie osłabiło...

Jedna z bestii zaatakowała Sapphire, na którym leżała Jane.

- Kurczę. Do góry!

Myśliwiec od razu poderwał się do lotu, urywając Bestii mackę. Niestety, na 'górze' był sufit.

- Nie! Stop, w dół!

Nie zdążyła. Musiała wyskoczyć na bok, a Sapphire przebił sufit i poleciał gdzieś w głąb Iglicy.

Dziewczyna w locie wyjęła maczetę, i spadła na jedną z Bestii.

- Spokojnie!

Potwór szamotał się, chcąc zrzucić nieproszonego gościa, ale nie udało się mu to. W końcu poszedł po rozum do głowy, i sięgnął po Jane jedną z macek.

Oberwał jednak po niej maczetą.

- Niegrzeczny chłopiec. Rozwal tą drugą Bestię!

Potwór zdawał się rozumieć, ale na pewno nie miał zamiaru posłuchać. Zaczął skakać i strząsać Jane, po czym tłuc mackami we wszystko wokół. Zawsze jednak gdy macka zbliżała się do Jane, obrywała maczetą.

W końcu dziewczyna wkurzyła się, i ciachnęła Bestię maczetą w głowę

- Powiedziałam - Do ataku! Nie będę się powtarzać.

Potwór skapitulował i rzucił się na pobratymca.

- Tak lepiej.

Tymczasem Bajcurus zastanawiał się, za którą stroną się opowiedzieć.

Jeśli pomogę tym potworkom, to zaraz znikną, a ja będę miał z wszystkimi na pieńku. Natomiast gdy zaatakuję potwory, to... Nic mi z tego nie przyjdzie. A tak to moze uda mi się okaleczyć Solariona albo Pympa.

Bajcurus utworzył się z komórek, i wyszedł na zewnątrz, podziwiając potwora z Ostrz.

- Powiedz do widzenia, Abyssalku! Buechecheche!

Wyciągnął zakrzywiony sztylet Otchłaniowy i zamachnął się na Abyssala.

Nie zadał jednak ciosu.

- Ugh... Zapomniałem...

Kot wyraźnie osłabł, i upuścił sztylet na ziemię. Słaniał się na nogach, i wywrócił się na ziemię.

Jego ręce drżały i skutecznie utrudniały mu wyciągnięcie czegoś zza pazuchy. W końcu mu się udało - przedmiotem tym okazała się fiolka z widocznym gołym okiem, trzycentymetrowym robalem. Bajcurus zamaszystym ruchem rozbił fiolkę, i wypuścił robala na rękę. Ten wżał się w skórę, i wszedł pod nią.

Bajcurus po chwili odzyskał siłę, i wstał.

- Uch, na czym stanęliśmy...

Podniósł sztylet, i ruszył na Abyssala.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cień z niedowierzaniem spojrzał na swój instrument, który po uderzeniu kolumny lekko się roztroiło. Zdołał dograć kawałek do końca wspomagając swoich towarzyszy, ale teraz musiał z pustym wzrokiem wpatrywał się w przedmiot, który nigdy go nie zawiódł.

- ZAPŁACICIE... MI... ZA... TOOOOOOOOOOO! RRAAAAAAAAAAAAAAA! - ogromny strumień metalowej energii eksplodował wokół Shadowa a ten zaczął bez przerwy growlować na najwyższych tonach niszczących wszelkie narządy słuchu i wpadając prosto na kolejną, sporych rozmiarów bestię.

- BERSERK MODE ACTIVATED! - zrobiwszy w animcowym stylu salto w powietrzu wylądował nogami na gębie bydlaka odrzucając go do tyłu a najpewniej wbijając mu zęby w mózg. Wykonując kolejne akrobacje w powietrzu zapodał mega potężną fangę w nos kolejnym dwóm paskudnym zbiorowiskom mięcha i macek.

Cień porzucił wszelką normalność atakując jednego wroga za drugim w szale bojowym do momentu aż skończy się ten etap last man standing.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Złamana ręka utrudniała walkę, która i tak nie należała do najlżejszych. Ataki duchów sprawiły, że plecy boga można było przyprawić i czekać, aż nabiorą odpowiedniego koloru. "No... to teraz muszę coś wymyślić" Cofał się, cofał i cofał. Nagle tuż przed nim spadł betonowy blok. "Mam! Nic prostsze... Nie! To byłoby proste, gdybym miał to zrobić na początku walki, a teraz będzie... nieprzyjemne." Przyjął bojową pozycję i zaczął się kręcić z dużą prędkością. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie potknął się o jakiś kamień. Upadł na oparzone plecy i wydarł się na całe gardło.

-Ałł!!!(i tak jeszcze chwilę) &^%$# &^@$!% *@%!!!

Duchy nie traciły czasu i atakowały jeszcze mocniej. "To moja, oczywiście teraz, jedyna szansa!" Szybko wstał i znów zaczął się kręcić. Tym razem nie potknął się. Dość szybko osiągnął prędkość dzięki, której ataki duchów nie trafiały w niego. "Ale tu ciepło..."

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tytokus odzyskał świadomość, po tym jak uderzyło nim o ścianę. Otrząsnął się szybko, a widząc leżące przed nim Ostrze, chciał wystrzelić w je kuszą, ale nie miał jej w ręce. Została ona w miejscu, gdzie akurat swój Berserker Rage odprawiał Shadow, więc odzyskanie jej było niemożliwe. Postanowił zatem wrócić do bardziej praktycznych metod i po prostu zmiażdżył górną część, silnym kopnięciem, swoich wojskowych butów, które zabrał na wyprawę. Górna część jednak nie chciała się zniszczyć mimo silnych kopnięć, więc Tytokus wezwał kilka bojowych pomarańczy, które zniszczyły jeszcze niedawno niebezpieczne Ostrze. Tytokus wezwał jeszcze kilka, i nakazał im ruszyć do walki. Zagwizdał głośno na palcach, ale jego Pomarańczowy Ptak go nie słyszał, prawdopodobnie latał właśnie gdzieś wysoko nad osiedlem. Medyk przerzucił, więc torbę medyczną przez ramię, tak aby nie przeszkadzała mu podczas biegu. Zaczął biec przez pobojowisko w stronę 'upadłej' trójki - Markosa, Lunariona i Shakera. Pierwszych dwóch, którzy tylko upadli podniósł i pomógł im wrócić do walki, natomiast Shakera postanowił, że odciągnie, gdyż został w końcu prawie zmiażdżony przez kolumnę. Chwycił go więc pod pachami i zaczął ciągnąć w stronę jednego z miejsc najmniej ogarniętych walką. Kiedy w końcu udało im się tam dotrzeć, poprzez ruiny Iglicy medyk szybkim ruchem wyjął z torby jakąś szklaną fiolkę, którą otworzył i wlał Shakerowi do ust, pozwalając mu pić. Był to pewien płyn, który miał rozbudzić rannego Boga. Tytokus zauważył jeszcze, że ma lekko ranne lewe ramię, więc wyjął gazę i bandaże, i zabandażował ranę. Po tym, przykucnął w kącie, wezwał jeszcze kilka pomarańczy i rozglądał się, czy ktoś jeszcze nie potrzebuje pomocy. Jane chyba nie potrzebowała - śmigała na bestii, aż miło.

--------------

Przepraszam za delikatną manipulację. Jakby coś było nie okej, to piszcie. :wink:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozgląda się, starając się ogarnąć całą sytuację.

- Więcej was być nie mogło, co nie?!

Zauważa lekko otępiałe Ostrze. Macha do niego, żeby sprawdzić jego reakcję. Nic... Bóg nie zastanawia się długo i stara się uderzyć. Gdy pięść jest tuż przed torsem wroga, na Casula spada spora część sklepienia. Łyżkowaty tuż przed upadkiem zdąrza jedynie pociągnąć za sobą kukiełkę Holkasa.

- Na cały panteon! Znowu będę musiał wyklepać zbroję!

Przygnieciony stuka kilka razy w podłogę. Podłoże pęka i na powierzchnię wydobywa się chmara zombie. Trupy otaczają stwórcę i pomagają mu powstać. Casulono podbiega do Ostrza, które próbował zniszczyć, urywa mu ręce, po czym przerywa łańcuch, pozostawiając go na pastwę losu. Bóg wygląda teraz co najmniej groteskowo z rękoma dotykającymi ziemi. Ważne jednak, że teraz ma zwiększony zasięg. Zaczyna obracać się wokół własnej osi i rani macki jednej z bestii.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Eee? - Zdziwił się Glatryd, czując iż odrywa się od ziemi. Szybko zdał sobie sprawę, że został podcięty przez jedno z Ostrzy które się poślizgnęło i teraz znajdowało się dokładnie pod nim. Na twarzy szklanego golema zakwitł paskudny uśmiech. Na jego plecach błyskawicznie uformowały się twarde i ostre szklane wypustki przypominające nieco ćwieki. Resztę roboty wykonała grawitacja i Ostrze zostało z jękiem wyginanego metalu przez niego przygniecione. Bóg natychmiast przetoczył się na brzuch unikając ciosu identycznego przeciwnika. Kontratakował natychmiast, miażdżąc w swym potężnym uścisku korpus stwora. Dopiero teraz wstał i rozejrzał się po całym zamieszaniu. Nie mógł pomóc wszystkim, ale nadal miał trzy golemy.

- Eeee... Hyzio i Dyzio osłaniać pomarańczę! Zyzio, wybij zęby wszystkim paskudom jakie napotkasz na swojej drodze... Znaczy oprócz Shadowa.

Posągi rozbiegły się wykonywać rozkazy, a Glatryd zatarł z zadowoleniem swoje masywne dłonie i wbił się we wrogów miażdżąc wszystkie bestie i ostrza jakie dostały się w jego zasięg.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Abyssal zajęty był walką z duchami. Pokonał wiele z nich, ale potem został zaatakowany przez konstrukt ostrzy. Na dodatek Bajcurus znowu próbował zdradzić.

- A ten znowu... - warknął Abyssal. Chwycił kota za rękę i rzucił nim w pozostający fragment sufitu, prosto w żarłoczną czarną maź. Następnie obrócił się w stronę machiny wojennej. Machnął dłonią i ostrza tworzące przeciwnika zaczęły szybko rdzewieć. Po paru sekundach konstrukt zaczął się rozsypywać. Abyssal wrócił do eksterminacji duchów, które niewiele mogły zdziałać przeciw duszostali.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dzięki Tytokusie.

Markos spojrzał na klepsydrę. Jeszcze tylko kilka kropli! Zamachnął się ołówkiem i przeciął parę razy powietrze, nie czyniąc na duchach żadnego wrażenia. Gdy ostatnia kropla się przelała, bard wykrzyczał "Gotowe! Wszyscy do komór!", ale wtedy od tyłu zaszedł go jeden z Ostrzy. Popatrzyli chwilę na siebie i gdy inni przebiegali przez portal Markos wbił przeciwnikowi ołówek w oko i pobiegł za resztą. Wszyscy stali przed komorami, które się otworzyły (chyba, że któryś z bogów otworzył ją wcześniej).

- WCHODZIĆ DO ŚRODKA!

Przez ramię zobaczył, że Bajcurus znowu szaleje...

- Moglibyście nie walczyć ze sobą! Jesteśmy po tej samej stronie! Wybraliście sobie moment!

Sam wskoczył do jednej z komór i zamknął wieko. Bestie próbowała je otworzyć, ale zamieniła się w proch.

JAK TO ZROBIŁEŚ?!

Tajemnica...

Co, dałeś się zaskoczyć przez tego słabiaka?

Zamknij się i podziwiaj, co się z nimi teraz będzie działo!

Widać było, że żaden z oponentów nie może zaatakować bogów zamkniętych w komorach.

Selena tymczasem z tylko sobie znanych względów (a może nie?) zaczęła się unosić i odlatywać... Patrzyła ze smutnym wzrokiem i machała, ale była już za daleko, by jej głos został usłyszany. Gdzie leciała - tego nikt nie wie.

Konstrukt natomiast zaczął się rozsypywać powoli, jednak to go nie zatrzymywało. Sproszkowana rdza została zastąpiona przez ostrza z jego wnętrza i... dodatkowe pojawiały się w jego wnętrzu. Nie wyglądało to zachęcająco, zwłaszcza że jego drugi cios zostawił wyrwę w ziemi jak po przesuwaniu się płyt tektonicznych. Wyrwał też resztki jednej z połów Iglicy i rzucił ją na ziemię. Ta zaczęła się toczyć prosto na Abyssala i to z taką prędkością, że raczej nie zdążyłaby się rozpaść przed bliskim kontaktem z bogiem.

_______________________________________________

Wbijajcie do środka i jedziemy z tym koksem, jak tylko policzymy tych, którzy nie dali ciała i grali tak jak obiecali.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bajcurus uformował się przed jadną komór.

- Wskakuj do tych grobów, Abyssalku... Tam należysz! Już niedługo zostaniesz w jednym na stałe, muahahaha!

I wskoczył do środka.

Jane zeskoczyła z bestii.

- Dzięki za przejażdżkę. A teraz odejdź w pokoju, to nie odstrzelę ci łba - rzekła, i wskoczyła do trumny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wirował bardzo szybko, gdy zrobiło mu się niedobrze. "Nie wytrzymam..." Nagle usłyszał, że mogą wejść do komór.

-Wreszcie!

Przerwał obronę i ruszył do komory. Efekty uboczne obrony dały o sobie znać w widoczny sposób. Bóg biegł slalomem, kilkukrotnie prawie przewracając się. Duchy próbowały usmażyć go, ale nie mogły trafić. "Chociaż tyle pożytku z tego wirowania. Teraz tylko dojść do celu!" Przebiegł jeszcze kilka metrów i otworzył komorę.

Duchy nie dawały za wygraną i zaatakowały boga. Płomienie buchnęły, a Barto zasyczał z bólu.

-O wy *@#$%^&*$^!!!

Obolały wpadł do środka i przypadkiem zamknął komorę. "Wreszcie! Ałł! Moje plecy, moja ręka!" Ból był potworny. Nie wiedział jak długo wytrzyma, jeśli ktoś go nie opatrzy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Glatryd zmuszony do defensywy pod naporem dużej ilości wrogów zaczął już poważnie rozważać taktyczny odwrót, gdy usłyszał krzyk Markosa. Czując jak wstępuje w niego nowa energia chwycił jedną ręką jedno z Ostrzy i z rozmachem rzucił nim w pozostałe i kończąc sprawę zrzuceniem na bezładną masę przeciwników wielkiej szklanej kostki. Nie tracąc czasu na podziwianie swego dzieła rzucił się do najbliższej z kapsuł i zamknął w niej z krzykiem.

- Ostatni gasi światło!

Zaraz... Co te kapsuły właściwie z nami zrobią?

- Maaaaaaaarkooooos!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lucker ziewnął i otworzył oczy.

- Zasnąłem?- zapytał się Tytokusa i zauważył bandaż na ręce- Naprawdę nie trzeba było, jednak dziękuję za pomoc- powiedział.

Wstał na równe nogi i rozprostował palce.

- Ka----Kao!!!- sekundę później wielka fala tsunami z gorącego kakao sunęła w ich kierunku.

Chyba trochę przesadziłem... Bez większego zastanowienia wskoczył do najbliższej kapsuły.

-Owca chodź!!!- nie mógł zostawić chowańca samego, więc jak tylko Owca się zmniejszyła włożył ją do kieszeni i zamknął kapsułę zanim Tsunami do niego dotarło.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Abyssal przerwał walkę i potężnym uderzeniem pięści rozbił lecącą na niego połę Iglicy, która rozprysła się w chmarę małych kamyczków, bezsilnie odbijających się od jego zbroi. Następnie pobiegł do kapsuły, taranując po drodze kilka Ostrzy i Bestii. Z rozbiegu niemalże wskoczył do trumny i zamknął za sobą pokrywę, ledwo unikając oblania wrzącym kakao.

Cóż może nas czekać po drugiej stronie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...