Skocz do zawartości

Olympus Actionus - temat główny, podejście trzecie


Rankin

Polecane posty

Podbiegła do Blade'a.

-K@%^*! Nie mamy tu żadnego medyka, a ja bez sztyletu nic nie zrobię... Chyba.

Odeszła trochę dalej i zaczęła analizować stan swojej krwi.

Nie czekała na nikogo. Po prostu od razu wyszła z baru i poszła w stronę Wodospadu Przeznaczenia.

"Wodospad Przeznaczenia? Dziwna nazwa... A może coś pod nią się kryje?"

Tak myśląc, w końcu dotarła do owego wodospadu.

"Najpierw trzeba się trochę wokół niego rozejrzeć, bo w końcu mogą być jakieś ukryte pułapki..."

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1,7k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Vanasayo wyruszyła razem z innymi, którzy poszli szukać metalu. Wkrótce razem stanęli przed Firmamentem. Miał on postać monumentalnego odłamka metalu, sięgającego niebios, jednak sporo niższego od największej zabudowy Miasta. Na pierwszy rzut oka nie wyróżniał się niczym szczególnym, ale po bliższych oględzinach okazało się, że Firmament jest ciepły w dotyku i zdaje się oddychać. Materiał z którego był wykonany również był nieznany bogom. Była to kwintesencja wszelkich metali, ich uosobienie. 100% metali w metalu.

-Dobrze, teraz musimy jakoś z nim porozmawiać. Ekhem... Halo?

Olbrzymi kształt milczał. Po kilku nieudanych próbach Vanasayo kopnęła go. Ciągle nic.

-Wygląda na to, że nas nie zauważa. Jesteśmy po prostu zbyt mali i nieistotni by coś tak potężnego i starego zwróciło na nas uwagę. Musimy jakoś go zainteresować, a potem przekonać do oddania duszy. To wbrew pozorom raczej nie będzie trudne. Dając się przekuć na sztabę Wszechmetalu przyczyni się do wymazania wielkiego zła z oblicza Wszechświata. Przynajmniej się do czegoś przyda. Prawdopodobnie jest świadom, że w tej chwili nie ma nic do roboty, a zawsze chciał zrobić wszytko, by pomóc Uniwersum. Ale najpierw trzeba go zbudzić. Tylko pamiętajcie, że jest kawałkiem narzędzia Moderatusa. Uszkodzenie go nie leży ani w naszej, ani w czyjejkolwiek mocy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Holzen budzi się, słysząc wcześniej dość niewyraźne rozmowy...

- Ka... <kaszle> Kamień po kamieniu, Lunarionie... Heh...

Głos mu słabnie. Rozgląda się.

- Kotołak zwiał, Blade dostał to co ja... Co się na mnie patrzycie?! Mu pomóżcie...

Wstaje z ledwością. Patrzy na wielką szramę w miejscu brzucha. Widzi również doraźne opatrunki.

- Rana jest paskudna... Jeśli jej nie zamknę - zginę. Tyś Casulonie mi pomógł. Dziękuję. Nawet jeśli to tylko zbieżność chwilowych interesów, to i tak bym nie odmówił...

Uśmiecha się blado... I zdejmuje koszulę więzienną.

- Najlepiej nie patrzcie, co teraz będę robił... Nie umrę... Ale znowu odlecę... Przynajmniej tortury fizyczne łatwiej przetrzymam... Cholerny, zielonowłosy kocur...

Chwyta obiema rękami zakrzywione kawałki swojego ciała. Zaczyna głęboko oddychać...

Nagle zaczyna ciągnąć za oba krańce szramy. Wrzeszczy przy tym niemiłosiernie. Kamienne łzy lecą z jego czerwonych oczu, a piana z ust się sączy.

Trwa to krótko, ale w końcu udaje się połączyć dwa krańce w jeden, a krew, mimo że wcześniej leciała co najwyżej jak krew z nosa, przestaje ulatywać.

Twarz Holzena wygląda jakby właśnie utracił wszystkich tych, na których mu zależy i rzucił się z szałem na tych, którzy to uczynili. Na twarzy pojawiły mu się głębokie wklęśnięcia, z oczów poczęła lecieć czerwona ciecz (może to krew), z ust powoli przestała lecieć piana, a zaczęły pękać dziąsła. Odgłosy wydawał jak gotowy do rzezi wilkołak.

- Za... płaci mi za to! ZAPŁACISZ, GDZIEKOLWIEK ZNIKNĄŁEŚ!

Osuwa się na ziemię i mówi wyraźnym szeptem...

- Nie umrę... Nie...umrę... Nie zostawię... was...

Ostatnia myśl przeleciała mu przez umysł.

- Miłuję... ją... Nie, moment... Ej, co to za szczypta dramatyzmu w takiej chwili? Nie ma takiego bicia!

I pada na ziemię jakby bez życia.

- Andrzeju... Nie będziesz mógł wejść do kopalni... Po prostu się nie zmieścisz...

- Nie martw się... Mogę się zmniejszać.

Zmniejsza się do rozmiaru breloczkowego słonika i wskakuje gdzieś pomiędzy kryształy Visera.

- Jeśli będziesz mnie potrzebować, po prostu powiedz.

- Ok.

Odwraca się do towarzyszy.

- Im szybciej tam pójdziemy, tym szybciej otrzymamy to czego szukamy...

Zaczął trząść się lekko, wydają przy tym piękne dźwięki łączące się w gładkie uderzania między sobą kryształów.

Jest wyraźnie niespokojny i gotowy na wyzwanie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siedział zamknięty w sobie i wkurzony jak szpak w kącie i na razie na nic nie zwracał uwagi. Zajmował się rozmyślaniem o rzeczach wkurzających go w tej sytuacji. Denerwowało go to, że zabrano mu jego kamizelkę, ubrano w wstrętne ubrania, obudzono, wyrwano z łóżka i wsadzono na jakimś zakuprzu. Dodatkowo denerwowała go myśl, że za uratowanie wszechświata tak się odwdzięczają. Po kilku minutach siedzenia i biernego obserwowania przebiegających wydarzeń wstał i podszedł do leżącego Holzena.

-Wstawaj leniu!

Mówiąc to trzasnął go z plaskacza w pysk.

Tiarchus oraz Iten widząc, że są sami dzięki szczątkom mocy herosa odszukali innych i dostali się do baru Luckera.

-O, Lucker! I Edori! Kopę lat. Dawno was nie widziałem. Wyczuwam pewne kłopoty i problemy z bogami. Co się stało i jest coś do zrobienia?

Powiedział Iten, a Tiarchus (Markonis) usiadł koło niego nic nie mówiąc.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczy same mi się zamykały... Jak we śnie... Ale to nie było uczucie, którego doznałem podczas umierania. Jest jakieś... inne. Ból był mniejszy... I wszystko takie normalne... Widzę... Widzę twarz Lunariona. Próbowałem powiedzieć jego imię. Lunarion. Ale nie mogłem. To bylo... dziwne, jakby paraliż. Postanowiłem nie ruszać się, tylko skupić. Dlaczego tak się czuję? Z trudem przeniosłem wzrok na lewe kolano. Myślałem że jest strzaskane kulą, a okazało się, że to tylko draśnięcie. To samo z drugim kolanem. Mógłbym zerwać się i biec... Ale nie mogę. Miałem ranę w brzuchu... Kula przeszła na wylot. Moje życie nie jest zagrożone. Może... może kot chce nam pomóc? Pomóc nie ujawniając się? Nie pomyślałem o tym...

Ale dlaczego nie mogę się ruszać?

Hm, chwila... Przez ułamek sekundy dostrzegałem w pistolecie Kota pojemnik z trucizną. Środek zwiotczający i usypiający! Nic dziwnego, że nie mogę się ruszać. No, cwaniak z tego Bajcurusa...

Zrelaksowałem się. Zamknąłem oczy. Chciałem walczyć ze snem, ale... Po co? I tak nic im nie powiem, nie pokażę że wszystko w porządku. Odpłynąłem więc, i zasnąłem.

----

Bajcurus w postaci Neo pojawił się w swoim gabinecie w otchłani, i padł na kolana.

- Dlaczego, dlaczego mnie nie zabiłeś?! - wrzasnął targany rozpaczą. - Mogłeś to skończyć, nie musiałbym tego wszystkiego robić...

Łzy spływały mu po policzkach chyba pierwszy raz w życiu. Chciał tam pójść, i przeprosić Holzena, Blade'a i Lunariona. Powiedzieć im, że nie chciał tego robić.

Ale nie mógł.

Wsparł się na nogach, i wstał. Musiał udawać że bawi się nimi przed zabójstwem, udawać zdradę. Żeby pomóc. A potem do nich pójdzie, wyjaśni wszystko, i przyjmie ciosy.

Zmienił formę na ohydnego i złowieszczo uśmiechniętego się klauna, i wrócił do Więzienia.

- Nno to może zagrajmy w krokieta? buecheche!

Złapał duży młot kowalski, wyskoczył w powietrze, i spadł na Casula z zamiarem porządnego wygięcia mu zbroi młotem, i prędkiego zniknięcia.

Nie chciał tego robić; Ale gdyby Dante zauważył, że Bajcurus otwarcie bogom pomaga, wszystko stracone. A tak, kot może pomóc bogom wyzwolić się, ukierunkować herosów, wskazać drogę... Moze powstrzymać wrogie oddziały i zginąć. Nikt po nim nie zapłacze, nawet jego własny pan.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bogowie

Dante był w pokoju strażników i zobaczył taki średniej wielkości przycisk, gdzie po jakimś języku było wypisane ostrzeżenie. Nie przyjrzał mu się dobrze i nacisnął.

Nagle w jednej ze ścian otworzyło się wejście i w ciszy można było usłyszeć kroki. Powoli, ale miarowo robiły się coraz głośniejsze. W tym świetle lamp postać małej dziewczynki, która wyszła z tego ciemnego tunelu była wręcz przerażająca. Powolnym krokiem ruszyła w kierunku bogów, a przejście za nią się zamknęło.

- O kurdę, to Alma... Wiedziałem, że ją tu trzymają, jednak myślałem, iż została przeniesiona. A co mi tam, im więcej horroru tym lepiej... Mam nadzieję, że ich nie zabije- uśmiechnął się do siebie.

Herosi/Chowańce

Lucker przywitał Itena i herosa, który z nim przybył i wytłumaczył mu wszystko dokładnie. Potem poszedł razem z Vanasayo pod Firmament.

- Jeszcze śpi?- zapytał się patrząc na wyczyny heroski- Daj ja to zrobię.

Walnął z całej siły w Firmament, lecz ten ani drgnął.

- Twardy skubaniec... A może boska krew go obudzi- naciął palec i przyłożył do niego swoją rękę.

( Wymyśliłeś Cruadinie, to przemów za Firmament xD Bo ja nie chcę zepsuć mowy ;])

Hisa i Czarny Wódz znaleźli się przed Wodospadem Przeznaczenia. Jednak jedynym sposobem na zyskanie z niego trochę wody jest, to że trzeba wejść do wody(poziom wody do kolan), która się znajduje pod nim. Do tego aby, uzyskać jedną ze spadających kropel(tylko one są specialne w czasie gdy spadają), trzeba przejść jedną próbę, którą ustala dusza-strażnik wodospadu.

---------

Alma, to maszyna do zabijania, jak każdy z was wie. Nie pójdzie na umowy, czy coś tam jeszcze...

Jest to przeciwnik z pozoru trudny, jednak da się ją łatwo podejść, o ile się wie jak...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Hmm... ALMA?! Pomyślmy... Bogowie bez mocy, z siłą normalnego człowieka, bez artefaktów... Kontra maszyna do zabijania. Oj, kłopoty... Gdybym tylko miała chociażby swoją nieograniczoną siłę, to by poszło łatwo, ale jest źle..."

"Ej, ej, ej! ZAPOMNIAŁAŚ O MNIE?! Ten Dante, czy jak mu tam było, może ci zabrał wszystko i zablokował moc, ale... JA NIE JESTEM MOCĄ. Zresztą..."

"Won! Nie zamierzam narazić innych na śmierć z powodu twoich głupich zachcianek. Myślisz, że nie pamiętam, jak za pomocą zwykłego ołówka zabiłaś Nel?!"

"Jak chcesz. Ale pożałujesz, że nie chciałaś przyjąć tej kuszącej propozycji."

Głos umilkł, a Heaven spojrzała na Almę.

-To nie będzie łatwy przeciwnik. Na pewno. Ale na pewno jest sposób, by ją pokonać. Tylko jaki?

Pomyślała chwilę.

-Chyba wiem. Trzeba chyba dać jej żyletkę. Z tego co wiem, emo, a ta Alma na emo wygląda, tną się żyletką. Może to odwróci jej uwagę. Ale jestem na 100% pewna, że się nie uda. Ale spróbować można.

Rozejrzała się i dostrzegła żyletkę. Wzięła ją i rzuciła Almie.

-Tnij się, tnij!

Weszła powoli do wody, aż po kolana. Woda była zimna, przerażająco, ale czego się nie zrobi, by odnaleźć swojego boga.

-No właśnie. A co teraz?

----------

Shaker, jeśli możesz, to opisz reakcję Almy. Ja jej nie znam, niestety, więc nie wiem, czy żyletka to dobry pomysł...

PS. Ten głos. NIE DA SIĘ GO WYDRZEĆ Z HEAVEN. Mówię na wszelki wypadek.

Zdania w cudzysłowach to myśli oczywiście.

Heros dopisany.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Casulono

Dziękuję... Nie pamiętam, kiedy mi ktoś ostatnio podziękował. Dobra, nie czas na kolejne odpłynięcie do rozmyślań.

Przygląda się Stilowi cucącemu Holzena i Lunarionowi ratującemu Blade'a. Nagle wyskakuje kocur-klaun z młotem, który mówi coś o krokiecie.

Chyba coś rzuciło mu się na głowę.

- Ok, Bajcurusie. Zagramy futrzaną kulką.

Na cały panteon... Zebrało mi się na słowne utarczki...

Unika młota. Robi przewrót przez ramię. Trochę niezgrabnie, ale jednak. Łapie równowagę.

- Czy to nie jest dziwne? Kot-klaun zdegradowany do roli służącego próbuje dotkliwie uszkodzić boga kowala bez mocy przy pomocy narzędzia jego fachu. Coś takiego nie śniło mi się nawet w najgłupszych snach. Będzie o czym opowiadać przyszłym pokoleniom.

Wybija się w stronę napastnika, by porządnie grzmotnąć go w głowę blaszaną pięścią. W najlepszym wypadku dłoń będzie powyginana. W locie zauważa małą dziewczynkę.

- Kapitalnie...

Trzeba odciągnąć jej uwagę. Inni podejdą ją od tyłu i załatwią.

- Alma, Alma, odbija ci palma!

Co by tu jeszcze?

- Masz zeza wielkiego jak stąd do Spooni'ego

Mało rozważne, ale wyliżę się z tego. Prawda?

Aksuki

Właśnie dociera do wodospadu. Widzi, że są już tam Hisa i Czarnoksiężnik.

- W dwójkę poradzą sobie.

Odwraca się i idzie do wulkanu na horyzoncie. Wsiada do taksówki.

- Do tamtego wulkanu. Za kurs zapłaci Lucker z "7th Heaven".

- OK, ale ostrzegam, panienko, że wulkan ostatnio daje o sobie znać.

- Nie takie rzeczy przeżyłam.

Po kilkudziesięciu minutach są na miejscu.

- Poczekaj tu.

Heroska zaczyna wchodzić na szczyt ognistej góry.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bogowie

Spojrzała tylko na żyletkę, a potem usłyszała obelgi w stosunku do swojej osoby i ruszyła dalej przed siebie, a pręty od cel, które mijała, gięły się i zgniatały.

Nagle nieznana siła rzuciła bogami na ścianę, uderzyli w nią i upadli na ziemię, a Alma cały czas szła w ich kierunku, a dokładniej Casula, który ją wkurzył.

--------

Kim oprócz morderczyni jest Alma? W tym kryje się sposób jej pokonania. Nie chodzi o Emo...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Zaraz, zaraz! Żyletka nie działa, więc... No ja! Przecież to DZIECKO! a dzieci lubią zabawki i inne idiotyzmy... Coś się da zrobić! Chyba."

Wzięła lalkę, która wzięła się niewiadomo skąd, i pomachała nią Almie.

-Alma, chcesz lalkę?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wybuchass

- Rozpalić włosy powiadasz...chwila. Muszę znaleźć jakieś źródło energii...Wiem.- woła do Casula- Ej, wujek, właśnie niedawno Jane wynajęła mnie do sprawy o ALIMENTY! Potrzebuje mnóstwo tego, smaru i farby na rdzę! To chyba twoja robota!

Złapał iskierkę strachu typu "Ale jak, przecież..." i skupił moc. Po chwili jego głowa płonęła znowu niebieskim płomieniem. Złapał go i rzucił do Lunara.

- Łap, ja się zajmę Almą!

Podchodzi do przeciwniczki.

- Witaj, jak okropnie dziś wyglądasz. Wiesz, naprawdę chciałem cię o to zapytać...Jak robisz te wizje na członkach tego oddziału? Są niesamowite. Naprawdę podziwiam twój styl, to coś...Mocne. A jako, iż sam się tym interesuję, doceniam porządną robotę. Ty jesteś taka inna, lepsza nawet od tej babki z "Ringa". Wiesz, mówiłem ci, jak za pierwszym razem ich spotkałem, to mieli walczyć z milionową armią...I na przykład ten- wskazuje na Lunariona- zauważył, jak rozpada się Księżyc i zaczął wrzeszczeć!

Czeka na reakcję.

No co, nie umowy, podryw. :P

Czarnoskiężnik

Mroczny Wódz wchodzi do wody.

- Niech postacie z chińskich pornobajek trzymają się z daleka. Mam częściową alergię. Apsik! Hejj, Strażnik, wyłaź, nam trzeba pomoooocy!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bogowie

Wybuchass został spowrotem rzucony o ścianę, a do tego zyskał wielką ranę przecinającą jego klatkę piersiową, na szczęście nie była głęboka( o ile można to powiedzieć o ranie, która przeciełaby nawet żebra).

Popatrzyła na Heaven, a ta trzymała lalkę. Nagle wszystko ucichło, a z ponurej dziewczynki pozostał, tylko cień. Podbiegła do Heaven i wzięła lalkę. Usiadła na ziemi i zaczęła się nią bawić.

Hisa i Czarny Wódz

Na przeciwko was wychodzą, jakieś postacie z pod wodospadu i o dziwo wyglądają tak, jak wy.

- Coś taki smutny pobawimy się?- powiedział duplikat Czarnego Wodza, różniło go zaś to, że był uśmiechnięty i promieniał radością.

- Czemu chcesz ją ratować, a wogóle jej nie potrzebujesz, bezsens...- powiedział duplikat Hisy, różniło ją to, że czuć było od niej mroczną aurę i wyglądała straszniej.

- A oto wasze najbardziej skrywane... Nie wiem, jak to nazwać... Po prostu musicie się z nimi zmierzyć, a dostaniecie kroplę- powiedział głos znikąd

-----

Podryw nie działa na małe dziewczynki, to nie Alma z Fear 2 xD Lecz lalka tak... Tak to już jest, że każdy ma swój czuły punkt...

A motyw z wodospadem zaczerpnięty z mangi mojej ulubionej serii

Naruto

.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wybuchass

- Moje żeeebra! Cholercia, nie zauważyłem, że to dzieciak. Czuję się jak Pedobear...Damn. Ale wstyd...Ej...Możecie mi jakoś pomóc? Albo ty, Dante? Ej, Dante, sukinkocie! Jeśli teraz zdechnę, to pożegnasz się z moją Iskrą! Kurczę Blade!(blade:P) Em, może jakaś propozycja? Czy jest na seli Pomarańcza? Lekarz? Szaleniec z defibrylatorem? Spokojnie, oddychać...Zaraz zasnę...

Po chwili śpi, a z rany sączy się krew.

Tutaj dopisuje!

Czarnoksięznik

- Mamy się bawić, moja radośniejsza wersjo, tak? NIe wiem, co preferujesz. Ja lubię berka ze wściekłymi rottwailerami, chowanego na polu minowym a także "Simon mówi" przed plutonem egzekucyjnym strzelającym w wypadku błędu. Albo walka na buławy. Wybieraj.

Przygotowuje się do walki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<walnął o ścianę>

-Ałaa

<po chwili zobaczył Almę bawiącą się lalką>

-Hahahaha, maszyna do zabijania a lalką się bawi ale no cóż to tylko dziecko.

<tymczasem Vafel ruszył w kierunku wulkanu, słyszał gdzieś po drodze, że wulkan ostatnio nieźle daję czadu, ale to go nie zniechęciło ciągle powtarzał sobie>

-Pomogę mu, a co jeśli dostanie napadu szału tylko ja mogę go wtedy powstrzymać. Ale cóż to bogowie więc powinni dać sobie radę.

<tak rozmyślając dotarł do wulkanu i zobaczył Aksuki>

-O cześć wiesz może jak trzeba zdobyć to coś o czym mówił Lucker bo jakoś nie słuchałem.

<uśmiechnął się głupio>

-------

Haha wiedziałem wkońcu Shaker jest fanem mang z tego co wywnioskowałem.

A motyw z okiem to coś ala Tsukuyomi zgadłem?? ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Przyznaję, zaatakowanie pana kowalstwa młotem kowalskim było głupie.

ŁŁUP

Na zbroi Casula odcisnęła się cudowna facjata klauna-Bajcurusa, którym rzuciło o ścianę. Oczywiście, takie coś go nie powstrzymało. Wstał, wyprostował się, i zniknął,

zostawiając młot bogom, żeby pomóc z Almą. Oczywiście, takie narzędzie nie poradzi sobie z rozwaleniem ścian więzienia.

- Hmm... Szaleniec z defibrylatorem, raz raz! Buecheche!

Trzech oszołomów wbiegło na salę, nawzajem porażając się prądem i śmiejąc głupawo.

- Musicie być bardzo głodni! W takim razie zaserwuję wam pół buki.

Na 'arenę' zstąpiła również górna część buki.

- Miłej walki, haha! Hm, trzeba coś zrobić... Wiem!

Zeskoczył, i dał Naoko z liścia w twarz.

- Berek! Buecheche!

Nagle Naoko poczuła, że miejsce, w którym oberwałą od Bajcurusa, zaczyna palić ją żywym ogniem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ej, to gorące!

Przerzucając płomień z jednej ręki do drugiej podchodzi do Blade'a i zrywa jego szatę z miejsc, w które został trafiony. Na szczęście jest nieprzytomny. Dla pewności wsadza mu do ust knebel ze szmaty, niech sobie zębów nie pokruszy. Następnie przykłada płomień po kolei do każdej rany wypalając ją. Bolesne, ale przynajmniej nie będzie krwawić, zakażenie też się raczej nie wda.

- Ok, teraz tylko musimy poczekać aż się obudzi. Może w końcu zrobimy coś więcej niż siedzenie tutaj? No nie, kolejny...

Ostentacyjnie ignorował kota i jego wydurnianie się z tymi wszystkimi rekwizytami. Nie, to nie był Bajcurus jakiego znał. Tamten nie dałby sobą manipulować jak jakąś żałosną marionetką. Alma też nie zaprzątała jego uwagi, już sobie z nią poradzili. Podszedł do Wybuchassa, który tracił krew i właśnie zemdlał. Rozpruł rękaw uzyskując tym samym kawał materiału i nić. Za igłę posłużyła znaleziona nieopodal drzazga. Oczyścił ranę, prowizorycznie ją zszył i obwiązał dookoła szmatę.

- Blizna będzie, ale przynajmniej przeżyje. A w każdym razie powinien.

Allimir ruszył w stronę góry i po jakimś czasie znalazł się razem z resztą u jej podnóży. Budynki były tutaj niższe, brudniejsze i w większości służące przemysłowi. Przed nimi znajdowała się kopalnia, której tunele sięgały głęboko ku korzeniom góry. Przed szczelnie zapieczętowanym wejściem stali strażnicy i pilnowali aby nikt nie wszedł do środka. W takim samym stopniu chronili okolicę przed zawartością.

- Panowie, ja i moi przyjaciele musimy wejść do środka. Zdajemy sobie sprawę co się tam znajduje i mamy zamiar pozbyć się problemu. Jesteśmy herosami bogów OA, to chyba wystarczające kwalifikacje. Można?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bogowie

Dante wciska inny przycisk i więzienie dosłownie zamienia się w ruchomy labirynt, tak że co 10 minut zmienia się położenie korytarzy( oczywiście nie jest losowe xD). Otwiera się przejście dla bogów w wielkiej sali, tak żeby mogli podążyć nieświadomie do serca więzienia. Chyba, że wolą zostać, jednak sufit zaczyna im opadać na głowę, tzn. zsuwać się. Także Bajcurus jest zagrożony.

Chowańce/Herosi

Aksuki i Vafel

Weszliście na sam szczyt wulkanu i spoglądając w dół można było zobaczyć wybuchającą czasami do góry lawę, a na samym środku jakieś kilka kilometrów w dół( boski wulkan przecież) był mały kawałek ziemi z ołtarzem. Znajdował się tam materialny ogień od którego dało się oderwać kawałek, lecz jak zejść tak daleko i nie spaść do lawy?

Czarnoksiężnik

- Nie myśl, że będzie tak łatwo...- powiedział- Możemy zagrać w... łapki!!! Jestem w tym mistrzem!( oboje jesteście, a przy okazji żeby wygrać nie trzeba wcale wygrać, chociaż przegrana też nic nie da, wiem zawiłe o_O)

Allimir i inni

- A właźcie, tylko nie naróbcie za dużo bałaganu, bo znowu nam się dostanie, a sami nie chcemy tam z wami chodzić, by tego przypilnować. Warta tutaj jest już wystarczająco męcząca. Mam nadzieję, że wam się uda. Proszę przejdźcie.- odpowiedział strażnik

----------

Ostatni post na dziś...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wybuchass

Pan Strachu wstaje i trzymając się za ranę zmierza w głąb labiryntu. Nagle zawraca i podchodzi bo Blade'a.

- Do cholery! Pomóżcie mi z nim, nie dam rady go wynieść! Sufit się wali!

Czarnoskiężnik

"Cholera, chyba wiem, jak się do tego zabrać. Skoro on jets mną, a ja nim, to gdy przegram, to on wygra, ale ja i tak przegram, ale jeśli on przegra, to ja wygram, lecz jednocześnie przegram. Zremisuję. Wiem, że mnie słyszysz, ty wodospadzie!"

Tak też próbuje zrobić.

Pokręcony tok myślenia, nie ma co.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Damirastus podbiegł do Wybuchasa i pomógł mu z Bladem>

-Lepiej się nie rozdzielać kto wie co się może stać i co tu się jeszcze czai.

<widzi wielką przepaść i ołtarz>

-Mam pomysł możemy tam dolecieć na moim budyniu, ale nie wiem jak zadziała na niego ta temperatura. Chyba, że masz jakiś lepszy pomysł??

<czeka na odpowiedz Aksuki>

---------

@orzełek nie zapominaj, że Vafel to z lekka nadpobudliwe dziecko xD więc jego pomysły bywają dziwne ;] (chociaż po założeniu budyniowej maski ma nad nim kontrolę)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Casulono

Zerka na odciśniętą twarz Bajcurusa.

- Wolałbym poddać się torturom niż chodzić z tym CZYMŚ.

Chwyta pozostawiony młot i jednym młynkiem powala czubów z defibrylatorami. Doskakuje do Holzena. Zaczepia młot o gumę w spodniach, aby nie wypadł.

- Za coś takiego powinienem dostać odznaczenie.

Z trudem bierze Kamiennego na barki i z jeszcze większym idzie ku tunelowi. Ignoruje pałętającego się wokół Bajcurusa (są rzeczy ważne i mniej ważne), karykaturę Buki i nieświadomą Almę. Mija bratanka.

- Taa... Alimenty... Idź to powiedz swojej Almie.

Jest już blisko przejścia.

Aksuki

- Witaj, zawsze przyda się pomoc.

Podchodzi do krawędzi krateru i patrzy w dół.

- Mam podobny pomysł, ale raczej skończyłoby się to rozbiciem, rachunkiem dla Luckera i brakiem powrotu na górę. Myślałam nad kupieniem taksówki od tamtego na dole, rozpędzeniu się i trafieniu w ten skrawek litej skały. W najgorszym wypadku zażylibyśmy kąpieli w magmie. Chyba twój jest lepszy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Crean prowadził zmarłą dwójkę przej długi czas, w końcu jednak zatrzymał się. Przed obliczem bogów stanął dość... nietypowy widok. W nicości pojawił się budynek, ni to powstały z mgły niczym fatamorgana. Anioł Śmierci zaprowadził ich do wnętrza. Przechodząc wąskim korytarzem, przyozdobionym w dość przyjemny sposób, zatrzymał się przy drzwiach>

-Wejść mogą tylko sądzeni, nie mam prawa wam dalej towarzyszyć. Musicie mi wybaczyć. Powodzenia.

<Chłopak oddalił się szybkim krokiem nawet się nie żegnając>

Tytokus chwycił Selene za rękę, czując, że ona także lęka się tego wielkiego Boskiego Sądu. Pchnął drzwi i weszli razem na salę rozpraw. Na miejscu sędzi siedział Starzec z białą brodą i o dobrotliwym spojrzeniu. Po jego prawej i lewej ręce siedzieli tacy sami, wręcz wyglądający na plastikowych, aniołowie. Za prokuratora robił jakiś surowo i niemile wyglądający bóg w czerwono-czarnej szacie. Tytokus spojrzał na miejsce, gdzie mieli siedzieć. Nie mieli adwokata. Przez jego ciało przeleciał dreszcz strachu, mocniej ścisnął rękę Seleny. Szepnął jej do ucha:

- Damy radę...

-Ta... jasne...

<Powiedziała zrezygnowana>

-Proszę o ciszę! Zajmijcie swoje miejsca.

<Powiedział Starzec, a echo rozeszło się po calusieńkiej sali rozpraw. Selena poczuła ciarki, kiedy rozpoznała sędziego, który zawyrokował jej wygnanie lata temu. Bogini mimo tego bardzo przepadała za tym staruszkiem, pamięta jak uczestniczył w ucztach wyprawianych przez jej rodziców gdy była słabym bożkiem. Dziewczyna pociągnęła Tytokusa za sobą, do ławy oskarżonych>

Ruszył za ciągnącą go ręką Seleny. Siada w ławie oskarżonych.

- Seleno Way i Tytokusie Medyku, zostaliście oskarżeni o umyślną śmierć i dostanie się do Zaświatów, z których poprzednim razem uciekliście bez rozmowy z boskim sądem. Z powodu waszej śmierci, zostaliście postawieni przed oblicze sądu, który zadecyduje o tym czy macie tu pozostać, czy też mimo popełnionych czynów powrócić do Boskiego świata. Panie prokuratorze, proszę o zabranie głosu...

Wstał człowiek w czarno-czerwonej szacie. Wziął jakiś dokument ze stołu i zaczął czytać...

- Akt Oskarżenia dla Seleny Way, bogini mądrych książek, natury, uwodzenia, krwawego spojrzenia i iluzji, przedstawicielki Aurorian. Oskarża się boginię o umyślne wydanie się na śmierć, ucieczkę z zaświatów, konszachty z aniołami śmierci, niedopełnienie wyroku wygnania, oraz różne drobniejsze przewinienia, których wymieniać nie ma potrzeby. Proszę dla tej oskarżonej o karę śmierci wiecznej.

Po sali rozległo się ogólne 'Ooo.' Taka ogromna kara, była niewyobrażalna dla nikogo. Głos zabrał sędzia:

- Czy oskarżona ma coś na swoją obronę?

<Bogini wstała i zwróciła się do sędziego>

-Wysoki sądzie, pragnę zacząć od tego iż nie wiedziałam że umrę. To nie było zamierzone. Ma ucieczka z zaświatów była... w 100% legalna. Dlaczego? Zostałam z tego świata wyrwana siłą, przez obłąkane dusze spoczywające w boskim kwiecie kehete, znajdującym się w świecie śmiertelnych. To nie była ucieczka, a jako że nikt po mnie nie przyszedł, uznałam że ma śmierć została eee... anulowana? Co do wygnania... nie mam nic więcej do dodania.

Sędzia pokiwał głową na jej wytłumaczenie, na twarzy prokuratora pojawił się bardzo złośliwy grymas. Wyciągnął on drugą teczkę, otworzył i zaczął czytać:

- Tytokusie Medyku, oskarża się ciebie o świadome podpisanie paktu z zarządcą piekieł, na mocy którego miałeś trafić do piekieł. Jakiekolwiek pieczętowanie swojego zaświatowego losu podczas egzystencji jest surowo zabronione. Ponadto uciekłeś ostatnio z Zaświatów, bez zgody sędziego i ludu. Dlatego dla ciebie także wnoszę o karę śmierci wiecznej.

Rozległo się drugie 'Ooo!' Dwie tak okrutne kary w ciągu jednego dnia. Rozległ się głos Sędziego:

- Czy oskarżony ma coś na swoją obronę?

Tytokus wstał z ławy.

- Mogę tylko powiedzieć, że nic nie wiedziałem o treści tej umowy, gdyż pan piekieł, któremu ufałem, okazał się perfidnym zdrajcą i niewytłumaczył mi jej tak jak powinien. Natomiast co do ucieczki, wcale nikt nie mówił, że będzie jakiś Sąd, a skoro miałem szansę po prostu wyjść. Tyle.

Sędzia kiwnął głową i powiedział:

- Sąd uda się teraz na naradę. Proszę czekać.

Sędzia i dwa plastikowe anioły wyszli, a Tytokus, który przez cała rozprawę trzymał rękę Seleny ścisnął ją jeszcze bardziej.

<Bogini zauważyła że medyk się coraz bardziej denerwuje, co zdradził mocny uścisk jego dłoni>

-Spokojnie Tyt, poszło nam lepiej niż sądziłam. Świetnie się spisałeś, naprawdę.

- Dziękuje, ty także. Pokazałaś temu prokuratorowi.

Rozległ się głos pana Dudzika, Strażnika Sądu Ostatecznego:

- Proszę wstać, sąd idzie.

Wchodzi brodaty sędzia i plastikowe anioły. Siadają. Reszta bogów na sali stoi. Rozlega się jego surowy głos:

- Wyrok w imieniu Rzeczpospolitej Boskiej. Oskarżonych Selenę Way i Tytokusa Medyka skazuje się na powrócenie do świata bosko-ludzkiego bez posiadania mocy, które dzięki pokucie i dobremu zachowaniu mają szansę odzyskać. To wszystko, proszę o opuszczenie sali. Oskarżeni mogą udać się do portalu światów.

Sędzia uderza młotkiem. Sala rozchodzi się. Tytokus rozradowany ściska Selenę.

- Udało nam się!

<Selena nie wyglądała na szczęśliwą. Wręcz przeciwnie. Pamiętała czasy gdy była śmiertelna, nie podobało jej się to. Słabość, bezradność...>

-Musimy już wracać.

<Powiedziała i szybko opuściła salę. Przy wejściu stał Crean gwiżdżąc jakiś kawałek>

-Przykro mi. Naprawdę. Posłuchaj, to chcesz ten płaszcz? Jak wrócisz do swoich, będzie ci potrzebny.

<Wyjął nie wiadomo skąd szary płaszcz z kapturem i wręczył go dziewczynie która się szybko przyodziała>

-Oj, nie martw się, jeszcze nic nie widać, rozchmurz się.

<Kiedy Anioł Śmierci doprowadził zdegradowanych bogów na granicę, Selena jak gdyby nigdy nic się o nią potknęła. Zanim wpadła na drugą stronę zobaczyła tylko znikające czarne skrzydło jej brata. Kiedy natomiast znalazła się po drugiej stronie zobaczyła jak jej skóra blednie, włosy natomiast zmieniają kolor na kasztanowy (tak, tyle że ma zielone oczy) Siedząc na ziemi, dziewczyna założyła kaptur. Nie mogła wstać gdyż przez jej nogę przeszedł ostry ból>

Za Seleną z portalu wyszedł Medyk. Pomarańczowość jego szaty bardzo wybledła, jego kusza zniknęła, a z torby medycznej zaczęły wystrzeliwać różnorakie przedmioty, gdyż straciła swoją pojemność. Tuż obok pary bogów pojawiły się nosze, kroplówka, stół operacyjny, zaśmierdziała kanapka, stół alchemiczny, biurko i jakiś taboret. Reszta przedmiotów, czyli kilka bandaży, eliksiry i strzykawka zdołały przystosować się do normalnych rozmiarów torby. Mimo wręcz śmierdzącego przy nich niefartu, żaden z przedmiotów ich nie uderzył. Zmian w wyglądzie widać nie było. Tytokus uklęknął obok Seleny. Zdjął jej but, nie mając czasu oglądać jej przemiany. Zawinął jej kostkę w bandaż, nałożył jej z powrotem but, i patrząc na nią, westchnął z cicha. Dopiero teraz zauważył zmianę.

- Masz skręconą kostkę, sama nie dasz rady iść. Chodź, pomogę ci.

Podnosi Boginię z ziemi i opiera ją na swoim ramieniu. W takiej pozycji, Selena może iść, nie męcząc skręconej kostki.

-Nie chciałam by tak się stało. Powróciłam do dawnego życia, tego którego nie chciałam pamiętać.

<Mimo wszystko uśmiechnęła się przyjacielsko, jej zielone oczy zalśniły. W sumie dziewczyna nie straciła swego uroku, jej uśmiech nadal potrafił cieszyć oko. Mocniej przytrzymała się przyjaciela>

-No i dziękuję za pomoc, doceniam to.

- Nie ma sprawy.

Tytokus spojrzał na nią i na jej piękny uśmiech. Mocniej przycisnął ją do ramienia, poczuł, że ona robi to samo. Szedł w stronę światło, chociaż zwykle nie było to zalecane.

- Dasz radę tak iść?

-Jasne. Razem możemy wszystko.

<W tej właśnie chwili wszystko się zaczęło. Bogowie zostali porwani, nie mieli jakichkolwiek szan na ucieczkę, obronę, po prostu nic. Selena obudziła się (tu post Shakera), przysiadając przypominała sobie samo porwanie, nie zwracając na nic uwagi>

Tytokus podtrzymując Selene, chcąc czy nie chcąc, został porwany razem z nią. Wyrył plecami o ścianę, prawie tracąc przytomność. Coś zakuło go w łańcuchy. Zaczął masować głowę, która sporo ucierpiała podczas uderzenia, niestety łańcuchy bardzo ograniczały jego mobliność.

- No co jest do cholery?!

Splunął krwią na podłogę. Szarpał się w okowach.

<W tym samym czasie Crean siedząc w barze Luckera pijąc piwo poczuł, że stracił kontakt z Seleną. Chłopak znacząco się zmienił. Przez cały ten czas udawał spokojnego, miłego, wrażliwego i posłusznego aby przypodobać się bogini. W jego świecie minęły 3 lata, dla bogów była to chwila. W sumie skończył 20 lat. Jedyne widoczne zmiany to blizna pod lewym okiem w kształcie spirali oraz improwizowany bandaż na prawym ręku. Dopiero teraz zauważył zebranie herosów. Wsłuchując się w rozmowy dopił trunku rozmyślając nad tym co mogło się stać.>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kroczy zieloną doliną, ogólnie żyć nie umierać, aż nagle przed bogiem ląduje statek i wychodzi z niego robot.

- Łat da fa...

- Witamy! Wygrał Pan nowy krążownik gwiezdny! I dodatkowo jego załogę stanowią miłe istoty płci niemęskiej!

Uśmiecha się i wbiega na pokład. Nagle z sufitu spada snop wysokiego napięcia i razi Holzena. Ten nic sobie z tego nie robi i idzie dalej pokładem. Drugi raz i...

<Powrót do rzeczywistości>

Jeszcze z zamkniętymi oczami zaczyna się wiercić...

- Leniu?! JA CI DAM LENIU, TY TRZONOWCU! TY SIE...

... aż w końcu kilkumetrowy olbrzym upada na ziemię.

- Ałłła... Bliskie spotkanie z posadzką... Jak miło...

Patrzy na swoją ranę, która się już zabliźniła.

- No, chociaż tu mam spokój...

Patrzy na "noszowego".

- I po raz drugi Ci dziękuję... Jak Ci się poszczęści, to będzie do trzech razy sztuka!

Patrzy na Almę.

- Pocieszna mała istota... A ja mam chyba nawet pomysł, jak ją zając na dłużej.

Wstaje, schyla się i zaczyna coś wyskrobywać na posadzce. powoli zaczyna to przypominać prostokąt podzielony kilkoma liniami. Po chwili dorysowuje liczby w każdym czworokącie i wyprostowuje się zadowolony.

- No! To teraz może też grać w klasy, czy jak to się tam nazywało...

Sufit się powoli osuwa.

- Dobra, to my spadamy!

Wskakuje do tunelu. Jakoś bo jakoś, ale się przeciska dalej.

Viser wchodzi wraz z Allimirem i resztą ekipy do kopalni. Przechodzą przez futrynę wielkich zapieczętowanych wrót, i dostrzegają, że głębie są praktycznie całkowicie zaciemniałe i wydziela się z nich ohydny odór.

Viser chowa swój nos głębiej w kryształowe ciało.

- Przydatne, nie powiem. Poczekajcie, a światło rozjaśni nam drogę...

Zaczyna się szybko obracać, kryształy zaczynają lekko wibrować i obracając się, przekształcają się w nowy ich rodzaj... Wydzielają jasne, lekko fioletowe światło.

Viser patrzy w głąb siebie i widzi, że Andrzej bezpiecznie drzyma.

- W porządku.

Rozgląda się i dostrzega obraz okropności. Dookoła widać same gnijące ciała wielu istot różnych gatunków. Część została częściowo nadgryziona, a część spalona na popiół. Odór, który początkowo wzięto za siarkę z głębin okazał się... zapachem rozkładających się ciał.

- ... Uważajmy!

Wtem wrota się za nimi zamykają bardzo szczelnie, a zza nich słychać odgłosy kładzenia różnorakich rzeczy tuż przy drzwiach.

Viser zaczyna je z całej siły pchać, niestety te ani drgną...

- Super! Banda pijaków i karłowatych strażników od siedmiu boleści! Jak tylko ich dorwę w swoje łapska, zrobię z nich gulasz i przymuszę ich rodziny, żeby go zjadły!

Zdaje sobie sprawę, że mówi od rzeczy.

- Albo po prostu ich należycie ukarzę.

________________________

Jakby co, to Holzen na razie przeciska się przez tunel.

I powiedziałby kto, kto poza Allimirem znajduje się w teamie?

Reszta uzgodniona z MG-sem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vanasayo

Po zetknięciu z boską krwią Firmament lekko drgnął. Choć nie miał czegokolwiek, co przypominałoby oczy, Vanasayo miała pewność, że patrzy właśnie na nią. W powietrzu rozległ się powolny, zamyślony głos przywodzący na myśl wibrujące metalowe struny, brzęczące, mosiężne dzwony i zgrzytanie stali o stal.

-Kto... wprowadza zakłócenia... we Wszechświecie... we mnie...?

-Herosi. Wybrane dusze. Namaszczeni. Czempioni i słudzy. Przeznaczeni do wielkości. - wyrecytowała Vanasayo. Przypominała teraz swojego Pana: wyprostowana, dumna, spokojna, beznamiętna, o poważnym, smutnym spojrzeniu. Wszelkie ślady nieśmiałości i braku pewności siebie wyparowały.

-Wichrzyciele... Awanturnicy... Niszczący porządek... Dysonans... Zakłócenia... Czego chcecie? - głos przybrał karcący ton.

-Twojej duszy. Twojej istoty, obdartej z tego, co stoi przed nami. Potrzebujemy ciebie, aby wymazać ranę Wszechświata. W nieznanym, zapomnianym przez Moce miejscu, zamknięci są bogowie, torturowani, by wznieść innego ponad to, czym jest. Musisz nam pomóc w dostaniu się tam i zapobiegnięciu powstania zakłócenia.

Odpowiedzią był gniewny pomruk.

-Nie... Uniwersum jest silne... Wzmocnione przeze mnie... Wytrwa... To wy jesteście zagrożeniem... Wszechświat jest zbudowany z wielu rzeczy... Jak stop z różnych metali... Miejsce dla dobra i zła... Utrata paru bogów zrównoważona przez wyniesienie innego... Echa, wibracje rozchodzące się po Wszechświecie nie strzaskają go... Wy i tak zbyt potężni... Nie pomogę... Aby zachować porządek...

-Ty naprawdę w to wierzysz, Podstawo Wszystkiego, Nieporuszony Firmamencie? Jesteś zbędny. Mówisz o równowadze i porządku, wibracjach i echach, które rozchodzą się po Wszechświecie, zagrożeniach płynących ze skupiania mocy, źródła owych zakłóceń, w jednym miejscu, ale co z tym robisz? Nic. Patrzysz i widzisz, ale nie jesteś w stanie nic zrobić. A nawet gdybyś mógł, to i tak byś jedynie czekał, ufny w swoją moc. A ta jest ograniczona. Jesteś jedynie odłamkiem czegoś niewyobrażalnie wspanialszego, czegoś, co już nigdy nie może zostać użyte dla zachowania porządku właśnie.

Firmament milczał.

-Równowaga nie jest stała jak dawniej. Teraz, aby zachować balans trzeba stale się zmieniać, równoważyć jedną Siłę drugą, przyłożoną w odpowiednim miejscu, a nie uparcie dążyć do stania w jednym miejscu. Kiedy Wszechświat dopiero się tworzył, to się sprawdzało, bo jeszcze nie było tylu bogów i innych istot. Teraz ten, kto nie potrafi się dostosowywać do zmian jest bezużyteczny. Tak jak ty.

Cisza.

-Twoja się skończyła. Więc przysłuż się Wszechświatowi ostatni raz i pomóż nam powstrzymać Dantego przed zaburzeniem Porządku Rzeczy.

-Dobrze... Mówisz słusznie... Jak masz na imię...?

-Vanasayo.

-Vanasayo... Jest w tobie jakaś słabość, skazy spowodowane przez brak doświadczenia... Ale twój umysł i dusza są ze stali...

Firmament zadrżał i nagle zaczął rdzewieć i pękać. Po chwili kawałek metalu odpadł od niego i powietrzu zamienił się w szary obłok. Vanasayo chwyciła.

-A więc to jest jego dusza. Jest... inna. Stała i twarda. Iście nie do ruszenia. Zimna, surowa i doskonała. Idę do kuźni. Kiedy skończę ją przekuwać na sztabę, wrócę do baru. Dziękuję za pomoc.

Abyssal

Wybiega z sali, uciekając przed obniżającym się sufitem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Selena i Tytokus

Ruszył do pokoju gościnnego. Selena usłyszała szczęk zamka i do środka wszedł odmieniony Dante i zamknął za sobą drzwi.

- Witaj moja droga... A ty tu skąd?- spojrzał w stronę Tytokusa odwracając się od Seleny.

Popatrzył, że jest ściśnięty łańcuchem.

- Widać, że podczepiłeś się do Seleny.... Jednak do rzeczy- klasnął w dłonie i z szerokiego blatu wysunęła się konsola, do tego przed nimi pojawił się monitor, gdzie można było zobaczyć poczynania bogów- Ich życie zależy od ciebie Seleno, który przycisk wybierasz?

Usiadł sobie na jakimś fotelu i kontynuował.

- A więc sąd pozbawił was mocy... Doprawdy niefortunnie, a w takim razie te kolczyki, które macie w uszach nic nie dają...- miał też z sobą tacę z jedzeniem i do tego z nożem. Podszedł do Seleny i podał jej tackę, nie oddalił się tylko dalej mówił.

- Od czego by tu zacząć... Ano porwałem was wszystkich, by wydobyć z was ,, Iskry" i trochę was pomęczyć ale widzę, że ty już trochę przeszłaś, więc masz lrzejsze zadanie. Jeśli masz pytanie, co do Iskier, to zapewne Tytokus ci odpowie, bo mi się zbytnio nie chce. A więc...- uśmiechnął się- Zadecyduj, co spotka bogów, wybierając co jakiś czas jeden z przycisków, albo pozwól, żebym to zrobił ja, a wtedy obiecuję ci, że spotka ich coś o wiele straszniejszego...

Patrzył prosto w jej zdziwioną obecną sytułacją twarz. Selena zauważyła połyskujący na tacy ostry nóż, sugestia?

--------

Ostatni na dziś.... Naprawdę...

Po szkole, dopiszę do tego odpowiedzi, co do innych bogów i herosów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lunarion zwiał z sali pomagając Wybuchassowi zabrać ze sobą nieprzytomnego Blade'a. Teraz idzie za resztą korytarzem i czeka, aż zza rogu wyskoczy coś, co oczywiście będzie chciało ich mentalnie zgwałcić, zjeść i przejąć dusze.

***

Allimir razem z Viserem schodzi coraz głębiej tunelami. Nie ma co dobijać się do drzwi, teraz ich nie wypuszczą. Im głębiej tym straszniej. Gnijące lub spalone zwłoki, kości, plamy krwi, jakieś dziwne ślady na podłożu. Kopalnia zdaje się być częścią jakiegoś większego kompleksu, chyba mieszkalnego. Widać żyły tutaj krasnoludy, one lubią mieszkać i pracować właściwie w jednym miejscu. Minęli trochę pomieszczeń pełnych połamanych sprzętów i w końcu dotarli do czegoś co wyglądało na spory gabinet połączony z biblioteką. Mnóstwo papierów oraz zwojów, większość zapełniona rachunkami, bilansem zysków i ogółem takim tam księgowym bełkotem. Na biurku leżała jednak spora książka, wyglądała na dziennik zarządcy. Allimir zaczął go czytać:

4 dzień Granitu.

No to zaczynamy. Poprzednia ekipa sporo zdążyła zrobić, ale wszyscy potruli się jakimś nieświeżym serem czy czymś i musimy ich teraz zastąpić. Nasz kucharz pracuje z nami od 60 lat, taka wpadka raczej mu się nie zdarzy.

6 dzień Granitu.

Co my tu mieliśmy właściwie wydobywać? Zaraz sprawdzę w papierach... a, złoto, żelazo, węgiel, malachit i diamenty. Standard, żadnego orychalku czy meteorytowej stali. Już rozpoczęliśmy hodowlę grzybów jaskiniowych i tego zielska co się z niego włókna robi. Chłopcy bez co najmniej kufla dziennie świrują, a z tych purpurowych grzybków całkiem niezłe wino da się upędzić. Niby mamy wodę, ale kto przy zdrowych zmysłach by to pił?

Dalej wpisy traktują o dość przyziemnych sprawach jak np. postępy w drążeniu nowych tuneli, jakieś drobne potyczki z koboldami, znalezienie jeziorka lawy, kłopoty z żywnością itd. W końcu jednak Allimir natrafia na coś ciekawego.

23 dzień Opalu.

Wszystko pięknie się kręci, a ostatnio nasi górnicy natrafili na coś ciekawego. Geolog jeszcze to sprawdza, ale do diabła, jeśli to to co myślę to będziemy bogaci! Adamant, najprawdziwszy. Jeśli mnie pamięć nie myli, to często występuje obok czystego żywiołu ziemi, tym lepiej. Na nim też da się nieźle zarobić.

3 dzień Obsydianu.

Jesteśmy w d****. W cholernej, ciemnej i pełnej demonów d****. A mówili w szkole, nie kop zbyt głęboko, patrz jak ci z Morii skończyli. Wszyscy górnicy nie żyją, w ogóle mało kto trzyma się na nogach. Jedno zamachnięcie się kilofem, pada ściana tunelu, a za nią hordy powykręcanych potworów, macki, kły, pazury i czułki, wszystko zrobione z ognia, dymu, soli, brudu i bogowie wiedzą czego jeszcze. Wypełzają stamtąd, masakrują co się da. Wrota od razu się zamknęły, procedury bezpieczeństwa. Jesteśmy tu zamknięci razem z tymi potworami. Zostało nas kilku, ledwo ich odpieramy. Ostatnie barykady padają, słyszę, jak Urist wrzeszczy, że mu urwało nogi. Chyba pora się pożegnać. No cóż, żegnam w takim razie. Topór jest bok mnie, tyle dobrego, że łatwo mnie nie wezmą. <dalej widać tylko czyste kartki>

- Chyba już wiadomo co się tu stało. Typowe, daj krasnoludowi kilof i wpuść go do kopalni, a masz pewność, że prędzej czy później wypuści z wnętrza ziemi coś, co powinno sobie tam leżeć przez wieczność. Mamy szczęście, potwory po zmasakrowaniu załogi pewnie wróciły do swego leża. Coś musi im przewodzić, jakiś wielki bydlak. Załatwmy go, to będziemy mieli łatwiej ze zdobyciem tego, po co tu przyszliśmy.

---------------------------------

Jak ktoś grał w Dwarf Fortress to pewnie załapał do czego to nawiązuje :) Taka mała adnotacja jeszcze: w DF te znaczniejsze potwory potrafią być naprawdę dziwne. Zbudowana z soli bezkształtna kula? Nie ma problemu. Szafirowy wilk ze skrzydłami i ognistym oddechem? Się robi. Trochę inwencji jak będziecie pisać o starciach :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...