Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Turambar

[Free] The Survivors - dyskusje

Polecane posty

@James

Nie musisz znać polskiego, żeby dogadać się z innymi. Vinewood zna angielski, Michał zna angielski, Adam też trochę liznął. Jakbyśmy się spotkali to moglibyśmy się dogadać. Sama karta zauważalnie lepsza od poprzedniej, ale historia jest trochę zbyt "sucha", bez emocji. Bardziej spis wydarzeń niż historia. Ogólnie jednak nie jest jakoś tragicznie, poprawisz to i owo i będzie przyzwoicie. Widać, że idzie ci coraz lepiej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj Kaguś, uno to "Dżejms" a nie jakiś "potforek Żames", a po drugie, Ty i tak nie zrozumiesz mojej pokrętnej psychiki, ale ta kiepska karta dała mi dużo doświadczenia(głownie w tym jak nie pisać kart) ;)

A co to mojej nowej karty, napisze jakąś git historyjkę(bardziej uczuciową) i będzie dobrze? Podstawy postaci i ekwipunek może zostać(i wywalić polski wiem ;)), jakoś w tym tygodniu zrobię jakiś opis, tym razem w pierwszej osobie, bo w trzeciej uczuciowo sie zbytnio nie da(przynajmniej nie umiem ;))

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm... Jako fan Left 4 Dead jestem poniekąd zmuszony zainteresować się tą sesją, jednak najpierw musiałbym poczytać to i owo o jej założeniach. Póki, co nie czekajcie na mnie. Jakby, co to wyślę kartę już po rozpoczęciu, to tedy zagłosujecie nad jej przyjęciem. Wydaje mi się, że ma to być poniekąd sesja w klimatach właśnie "leftfordedowych", tylko miejsce akcji dzieje się w Polsce?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Imię i nazwisko: John Fredher

Wiek: 30

Zawód: Biznesmen

Wygląd: Jak zwykle u mnie: wysoki, szczupły, czarnowłosy, z bokobrodami. Brak śladów szczególnych.

Charakter: Dość odważny, zahartowany gość, miły, sympatyczny, inteligentny. Ambitny.

Umiejętności: Dobry handlowiec, kierownik zespołu, organizator pracy. I do tego wyśmienity negocjator. Z czasów studiów w Oxfordzie ma niezłą kondycję i nieźle biega.

Wady: Nie zna się na walce, inżynierii.

Ekwipunek: Plecak, w nim prowiant na trzy- cztery dni(konserwy, chleb, woda), mapy, śpiwór, kilka noży, kuchenka gazowa, kilka książek. Audi A6 z pełnym bakiem.

Znane języki: Angielski(bardzo dobrze) i francuski( dobrze)

Historia:

John to rodowity Anglik z Londynu. Pochodzi z zamożnej rodziny i jest przyzwyczajony do luksusów, jednakże wychowano go, by nie był od nich zależny. Kiedyś był skautem. Bardzo dobrze się uczył i osiągał dobre wyniki w sporcie. Potem poszedł do Oxfordu, pod koniec miał tam 5 wynik na całą uczelnię. Po skończeniu nauki zaczął robić karierę w firmie ojca. Wspinał się po szczeblach kariery jak każdy. Udało mu się tylko dzięki własnej pracy osiągnąć wysoką pozycję w firmie. Jednocześnie kwitło życie osobiste, miał narzeczoną?Ale w 27 stycznia wyjechał do Paryża na ważne rozmowy.

Siedzący w fotelu osobnik powiedział coś po francusku do przechodzącej obok stewardessy. Ta uśmiechnęła się i po chwili przyniosła mu szklankę wody. Podziękował, napił się, po czym otworzył pulpit i położył na nim teczkę, z której wyjął dokumenty. Po chwili zagłębił się w lekturę. Boeing 707 linii KLM, którym leciał, parę minut później znalazł się nad Francją. I wtedy dała o sobie znać choroba. Pierwszy pilot zemdlał. Drugi zdołał przejąć stery, lecz naprawdę, nie dopisywał im dziś los. Mechanik dokonujący przeglądu też był zarażony i miał spore kłopoty ze sprawdzeniem samolotu. Po chwili wysiadł lewy silnik. Czekało ich awaryjne lądowanie.

Otworzył oczy. Widział płomienie. Przerażony spojrzał w drugą stronę. Zauważył światła. Straż pożarna, pogotowie. Namacał ręką nosze. A więc już go wyciągnęli. Zemdlał.

Otworzył oczy. Leżał na szpitalnym łóżku, wokół było cicho i pusto. Rozejrzał się, po czym wyjął wenflon i odłączył się od aparatury. Był zdrowy. I wtedy?Poczuł smród ciał. Wziął pierwszą lepszą szmatę i wyszedł na korytarz. To, co zobaczył, przeraziło go i zmroziło mu serce. Trupy. Dziesiątki trupów. Wybiegł na ulicę. Wszędzie martwi ludzie. Boże!! Podszedł do kosza na śmieci i wyciągnął gazetę. ?Epidemia!!?. Przerażony zaczął czytać, nie zważając na zimny wiatr. Gdy skończył, zdał sobie sprawę, że jest w jakimś małym mieście. Podszedł do pierwszego sklepu odzieżowego, który zobaczył. Wybił szybę i wszedł do środka. Wyszedł ubrany w czerwoną, zimową kurtkę, ciężkie buty z cholewami, grube spodnie, szalik i czapkę uszatkę. Wyruszył na szaber po sklepach. Później znalazł agencję wynajmu samochodów. Odjechał w kierunku Paryża Audi A6. Zaczął padać śnieg.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

brylant - muszę przyznać, że podoba mi się ta karta. Postać jest dość ciekawa, nie jest przesadnie wydumana, po prostu dobra. Ładnie wybrnąłeś z konieczności przedstawiania uczuć postaci w czasie epidemii. Choć kojarzy mi się, że podobny motyw był chyba w "28 dni później". Ale cóż - jeśli ściągać to tylko od najlepszych. Podsumowując - zwięźle ale ciekawie i dość klimatycznie. Masz moje TAK.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Choć kojarzy mi się, że podobny motyw był chyba w "28 dni później"
To jest dokładnie taki sam motyw :happy: Główny bohater budzi się w pustym szpitalu. To tylko dla informacji. Ja tam nic przeciwko temu nie mam.

Zastanawiam się nad oceną, bo karta nie jest taka zła - powiedziałbym średnio-dobra. Co prawda, mam ochotę coś ci zrobić za ten fragment z samolotem, bo o podobnej scenie myślałem w kontekście umieszczenia tego w historii swojej postaci. Drobne zgrzyty językowe np. powtórzenia; drobne pytanie - skąd zna francuski?; szkoda, że nie dopisałeś paru zdań o narzeczonej po przebudzeniu... Czy o niej nie myślał? A tak to wydaje mi się, że tylko trochę ryzykuję dając ci TAK ^^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Karta niezła. Nie jest jakoś szczególnie dobra, ale też nie ma się czego czepić. Jak już zauważył Felessan, zgrabnie wymigałeś się od konieczności przedstawienia przeżyć postaci podczas wybuchu epidemii. Sama postać też poprawna, bez udziwnień. Historia krótka, ale klimatyczna i bez błędów. Ogólnie żadnych zastrzeżeń nie mam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra, wrzucam kartę. Zobaczymy, co powiecie.

Imię: Vijay Lekshumpathi Khan

Wiek: 27 lat

narodowość: Hindus

Wygląd: Śniada karnacja, typowa dla Hindusów, krótkie ciemne włosy, średniego wzrostu, zielone oczy, mały nos.

Umiejętności: Studiował informatykę, ekspert od spraw komputerowych; roztrzepany, często działa pod wpływem chwili, raptowny; trudny do akceptacji w pracy, bo nad dyscypliną i działaniem według ustalonego planu woli chaos i improwizację; dobre umiejętności we władaniu nożem.

Ekwipunek: Wszędzie łazi ze swoim podręcznym laptopem, który trzyma w zakładanej na ramię czarnej, podróżnej torbie.

Historia:

Vijay urodził się w Bombaju i już na początku miał pod górkę. Co, prawda nie mieszkał w slumsach, ale rodzinie się nie przelewało i często nie było, co do garnka włożyć. Miał brata i dwie siostry, a jako najstarszy z rodzeństwa już za młodu musiał łapać się jakichś dorywczych, mało opłacalnych prac(np. na budowie). Będąc wśród rówieśników też nie dawał sobie w kaszę dmuchać. Często spotykał się ze starszymi chłopakami, którzy chcieli zabrać jakieś pieniądze, albo jedzenie... lub po prostu dać mniejszemu w kość. Dlatego nauczył władać się nożem, tak aby móc poradzić sobie w takich sytuacjach. Na szczęście ojciec robił wszystko, żeby zapewnić swoim dzieciom lepszy byt. Udało mu się posłać syna do szkoły, gdzie odkryto jego niebanalne umiejętności. Wraz z grupą kolegów udało mu się nadesłać projekt, który wygrał konkurs zorganizowany przez indyjskie ministerstwo edukacji. Dzięki temu awansował do lepszych szkół, aż wygrywając międzynarodowy konkurs zyskał uznanie i możliwość aplikacji do każdej uczelni na świecie. Postanowił studiować w Anglii, dawnej stolicy imperium kolonialnego, dlatego udał się do Londynu. Tam zakończył studia na Uniwersytecie Cambridge, ale nagle coś zaczęło się psuć. Vijay nie potrafił się przystosować do panujących tam warunków, określonego reżimu panującego w pracy. Dlatego spadał coraz niżej w hierarchii, aż w końcu został zwykłym kasjerem w supermarkecie. Pewnego dnia, gdy przyszedł do pracy i obsługiwał kolejnych klientów stało się coś dziwnego. Wszyscy nagle zaczęli wymiotować krwią i padli na ziemię. Vijay szybko upadł na ziemię z krzykiem, myśląc że to jakiś zamach terrorystyczny. Wstał i zobaczył potworny widok. Wszyscy, którzy byli w tym czasie w sklepie leżeli martwi. Wielce się tym zmartwił i przez kilkanaście minut siedział przestraszony zastanawiając się co zrobić. W końcu ciekawość zwyciężyła. Postanowił zbadać, co stoi za śmiercią tych ludzi. Chwycił jakąś torbę i zapakował trochę prowiantu, po czym wrócił do domu. Postanowił wziąć ze sobą laptopa, tak na wszelki wypadek. Ubrany w jeansy, biały podkoszulek i czarną, skórzaną kurtkę ruszył ulicami Londynu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

One: pomyliłeś charakter z umiejętnościami chyba.

Two: Historia nawet dobra, ale...

Three: Kiedy to się stało, to z marketem? Bo jeśli przed 12 II, to narażasz postać na zamieszki.

Four: Czy to naturalne, że nie przeraził się i nie zamknął w domu? Wziął laptopa, żywność i wio, na parumilionowe miasto?

BTW: Nie oglądałem "28 dni...".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co prawda nie mam jeszcze prawa do oceniania cudzych kart, ani nie twierdzę, że moja będzie lepsza. Ale okazja do wytykania błędów Naczelnemu Marudzie zdarza się zdecydowanie zbyt rzadko, by z niej nie skorzystać ;). Poza tym, nikt mi nie zabroni wyrażać własne zdanie.

Wszystko ok, dopóki nie docieramy do marketu. Może coś ze mną nie tak, ale nie sądzę aby wszyscy NA RAZ się wzieli i umarli.

Jedziemy dalej i trafiamy na takiego potworka: "Wielce się tym zmartwił". Takie wyprane z uczuć stwierdzenie, pasujące bardziej do bajki dla dzieci (Kubuś Puchatek wielce się zmartwił, ponieważ skończył mu się miodek).

Na koniec dowiadujemy się, że "postanowił zbadać, co stoi za śmiercią tych ludzi". Każdy zdrowy na umyśle człowiek na taki widok wpadł by w panikę. Ale twój kasjer, jak widzę już nie z takimi na wesela chodził, więc tylko "wielce się zmartwił". Jednak skoro postanowił się dowiedzieć, co im się stało, to dlaczego wyszedł na zewnątrz? I dlaczego nie znalazł tam następnych trupów?

Skończyłem :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Postać niezła, a historia poprawna... do fragmentu z supermarketem. Jednoczesna śmierć klientów jest co najmniej dziwna. Wybuch epidemii i wyludnienie miasta powinno potrwać przynajmniej kilka dni, a u ciebie w jednej chwili wszyscy są cali i zdrowi, a w drugiej leżą martwi. Bez zamieszek, paniki i chaosu, wszystko potrwało kilka chwil. Poza tym "wielce się zmartwił" to trochę nieodpowiednie określenie na odczucia osoby, na której oczach wszyscy zginęli.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poczekałem, żeby zobaczyć jak inni zareagują na tą kartę i czy to, że wydaje mi się pod pewnymi względami słaba to nie tylko moje widzimisię. Poczytałem i trochę się dziwię - wszyscy reagują tylko na fragment z supermarketem, podczas gdy mi przeszkadza również część samej historii.

Jak już pisałem Face'owi na gygy - nie przekonuje mnie ta postać.

- chłopak wychowany w biedzie, który musiał pracować dorywczo już od młodych lat, dostaje szansę na lepsze życie, pieniądze, karierę. I nagle ni stąd ni zowąd nie potrafi się przystosować. W karcie nie ma podane, czy choćby przejął się utratami pracy. Ot, tak sobie tracił kolejne prace i w końcu trafił do supermarketu. Geniusz komputerowy, przypominam. Osoba, która w obecnym skomputeryzowanym świecie ma teoretycznie największe możliwości. Poza tym potrafił jakoś poradzić sobie ze studiami na Cambridge, które jak podejrzewam zbyt łaskawe dla osób nie potrafiących stale i ciężko się uczyć nie są. Przez te wszystkie lata szkoły nie nauczył się choć tyle poszanowania obowiązków, żeby nie mógł poradzić sobie w pracy? Jasne, że odpowiedzieć można łatwo i przyjemnie, mówiąc po prostu "Nie, nie nauczył się" ale taki skrót mnie nie przekonuje.

- jego zachowanie w supermarkecie przypomina wypranego z wyższych uczuć robota. Zobaczył jak na jego oczach umierają w kilka chwil wszyscy ludzie w supermarkecie (nielogiczność tego założenia wspomnieli poprzednicy). Co robi Vijay? Nic. Ot "wielce się zmartwił", posiedział chwilę przestraszony na podłodze po czym wstał i ruszył niczym niezrażony na miasto. Atak terrorystyczny, jakaś bomba, broń chemiczna? Zero zastanawiania się, po prostu zebrał kilka gratów i poszedł w świat.

- bohater zachowuje się tak, jakby nigdy wcześniej nie słyszał o epidemii, żadnych informacji z neta itp. W sumie można to uznać, ale tylko pod warunkiem, że znajdujesz się właśnie w początkowym dniu epidemii, czyli całe 2 tygodnie za nami. Z tym, że wtedy wychodzi na to, że część Londynu gdzie twoja postać się znajduje wymarła cała w ciągu kilku chwil - w końcu nie ma opisanych żadnych innych osób, zero paniki itp. Czyżby epidemia zaszalała tylko w jednym jedynym supermarkecie i nikt inny nic nie zauważył?

To tyle na tą chwilę. Jak już Ci pisałem na gg wg mnie ta karta jest cienka. Pisana na chybcika, trafia się kilka nielogiczności a postać w niej wydaje się zupełnie bez charakteru. W obecnym jej stanie jestem na NIE.

Kolejna sprawa, już do wszystkich. Chodzi dokładnie o epidemię. Tak wczoraj myśląc doszedłem do wniosku, że samo przetrwanie i odszukanie się to trochę mało jak na dłuższe granie. Bo ileż można plądrować markety i unikać grup przestępczych, które z pewnością się pojawią? Przynajmniej bez ciągłego powtarzania pewnych rzeczy. Dlatego chciałem spytać, czy uznajemy że epidemia to jakiś wirus, który powstał samoistnie, dopuszczamy błąd jakiegoś laboratorium (albo czegoś w tym stylu) lub może celowe stworzenie go w różnych niecnych celach? To ostatnie dawałoby nam po pewnym czasie spore możliwości. Ot, nagle wynika na ten przykład, że za stworzenie wirusa odpowiedzialna jest jakaś Bardzo Zua&Mhroczna organizacja, która wypuściła go w celu pozbycia się ludzkości. Dlaczego? Tu już cele mogłyby być różne różniste - bo byli jak Greenpeace i nie lubili cywilizacji i kierunku w jakim zmierzała, bo są uodpornieni na wirusa i przygotowani do rządzenia światem itp itd. To oczywiście tylko jakiś zalążek pomysłu, ale warto rozważyć dodanie czegoś w tym stylu już w czasie trwania sesji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatni wariant (ten z celowym wypuszczeniem wirusa) podoba mi się chyba najbardziej. Kiedy już się odnajdziemy i urządzimy, to można by rozwinąć taki wątek. No bo racja, mimo wszystko potrzebny jest jakiś cel poza przetrwaniem. Unikanie mniej przyjaznych ocalałych i zbieranie potrzebnych do życia rzeczy w końcu się znudzi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyznać się muszę, że w żadnego Residenta nie grałem ^^ Zua Organizacja to po prostu oklepany ale wciąż dobry i sprawdzający się schemat. Nie musimy zaraz tworzyć zombie, bo chyba nie taki był cel powstania sesji, ale ogólny poważniejszy wątek by się przydał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No właśnie, w sprawie zombie i innych potworków. Jak dotąd zgodziliśmy się, że nie powinno ich być, przynajmniej na początku. Ale później, kiedy Zua Organizacja odkryje, że ktoś próbuje pokrzyżować im plany, może wyślą za nami jakiegoś Nemesisa albo coś w tym stylu? Nie znających trzeciego Residenta uświadamiam: wygląda mniej więcej tak, jest niezwykle wytrzymały, silny, regeneruje się i bez chwili wytchnienia ściga bohaterkę przez całą grę. Inteligentny, bezlitosny, chodzący czołg, który może wyskoczyć zza rogu w najmniej oczekiwanym momencie... jeśli na tej sesji ma być jakiś potwór, to właśnie taki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie dlatego piszę, że to całkowicie opcjonalne. Zresztą, brak broni palnej tylko sprawiłby, że takie starcie byłoby bardziej interesujące. Zamiast go nawalać trzeba by uciekać i wykorzystywać otoczenie. Ale to tylko plany, jeszcze nie ma żadnej pewności, że będziemy w ogóle walczyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra odpowiadam tutaj wszystkim malkontentom poza Felessanem, dokładnie to chodzi mi tutaj o moment w supermarkecie. Trochę się z wami tutaj zabawiłem określając sytuację mianem "wielce się zmartwił", to był taki mały żarcik. Mówiąc prościej, to Vijay widząc śmierć tych ludzi skulił się na ziemi i zszokowany siedział tak przez kilkanaście minut spanikowany zastanawiając się co robić. Dopiero po jakimś czasie doszedł do siebie i postanowił działać. To eliminowałoby zarzut, że jest wypranym z uczuć robotem. Po drugie sam fakt zgonu. W przeciwieństwie do niektórych, którzy wymigiwali się od pokazania momentu śmierci wszystkich ludzi, nie obudziłem się i zobaczyłem jak już wszyscuy nie żyją, ale byłem świadkiem tej epidemii. Z wcześniejszych postów, które wyczytałem w temacie, to wywnioskowałem, że objawia się ona wymiotowaniem krwią i szybką śmiercią. Jeśli epidemia wygląda inaczej to prosiłbym o jakieś klarowne wypowiedzenie się w tej kwestii przez ogół, który jak rozumiem przyjął już jakąś wersję. Jakby co mogę poprawić kilka fragmentów, które nie są dość rozpisane, po prostu nie chciałem zanudzać was zbyt szczegółową kartą.

- bohater zachowuje się tak, jakby nigdy wcześniej nie słyszał o epidemii, żadnych informacji z neta itp. W sumie można to uznać, ale tylko pod warunkiem, że znajdujesz się właśnie w początkowym dniu epidemii, czyli całe 2 tygodnie za nami.

Dobra, proszę nie robić mi takich zarzutów. Jedna osoba najpierw pisze, że epidemia powinna trwać kilka dni, teraz ty wyskakujesz z dwoma tygodniami. Skąd mam niby wiedzieć, która wersja została przyjęta?

Zero zastanawiania się, po prostu zebrał kilka gratów i poszedł w świat.

Jak zero zastanawiania? Najpierw przesiedział dość długo w tym supermarkecie. Potem jeszcze szybko wrócił do domu, gdzie mógł wszystko lepiej przemyśleć, więc nie ma tak, że wszystko zrobił nagle, w pięć minut wyruszył w świat.

To tyle na tą chwilę. Jak już Ci pisałem na gg wg mnie ta karta jest cienka. Pisana na chybcika, trafia się kilka nielogiczności a postać w niej wydaje się zupełnie bez charakteru. W obecnym jej stanie jestem na NIE.

Ojej. Chyba ogół nie podzielił twojego zdania, ku twojemu wielkiemu zdziwieniu :laugh:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z zarazą jest taki problem, że jej przebieg jest dość niejasny. Ogólnie jednak przyjęliśmy, że przez jakiś czas po zarażeniu nic się nie dzieje, a potem zaczyna się dziwna bladość, wymiotowanie krwią, utrata przytomności i w końcu śmierć. W dotychczasowych kartach opustoszenie miasta z życia trwało od kilku dni do dwóch tygodni. Śmierć wszystkich naraz, w jednej chwili jest co najmniej dziwna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra odpowiadam tutaj wszystkim malkontentom poza Felessanem, dokładnie to chodzi mi tutaj o moment w supermarkecie. Trochę się z wami tutaj zabawiłem określając sytuację mianem "wielce się zmartwił", to był taki mały żarcik. Mówiąc prościej, to Vijay widząc śmierć tych ludzi skulił się na ziemi i zszokowany siedział tak przez kilkanaście minut spanikowany zastanawiając się co robić.

Taaak? A to ci dopiero... Wczoraj na gg jakoś nie pisałeś o tym jak o żarciku, tylko wyjaśniłeś to mniej więcej tak jak teraz - szok i siedzenie na ziemi. A co do dalszych wyjaśnień to również mój zarzut z wczoraj - za dużo tu trzeba wyjaśniać. Dopowiadać. Dlaczego tak a nie inaczej. Uważasz, że tak powinno być przy dobrej karcie?

Jakby co mogę poprawić kilka fragmentów, które nie są dość rozpisane, po prostu nie chciałem zanudzać was zbyt szczegółową kartą.

A może po prostu nie chciało ci się pisać bardziej szczegółowej/lepiej wyjaśniającej zachowania karty uznając, że i tak Cię przyjmiemy bez marudzenia? ^^

Dobra, proszę nie robić mi takich zarzutów. Jedna osoba najpierw pisze, że epidemia powinna trwać kilka dni, teraz ty wyskakujesz z dwoma tygodniami. Skąd mam niby wiedzieć, która wersja została przyjęta?

Epidemia w 2 tygodnie objęła cały świat i w tym czasie zginęła większość ludzkości. Samo trwanie choroby nie zostało dokładnie określone czasowo, jednak z tego co było pisane, można się domyślić, że trwa co najmniej kilka godzin. Jak pisał Cruadin: na początku brak objawów, potem bladość, złe samopoczucie, zaczynają się wymioty krwią, które są już blisko ostatecznego efektu - utraty przytomności i krótko potem śmierci. Przynajmniej ja tak to widzę i dlatego na ulicach leżą ciała. Dopóki nie zaczną się wymioty ciężko określić, czy to epidemia czy tylko jakieś osłabienie. Krótko po wymiotach następuje utrata przytomności, zbyt szybko by zareagować.

Jak zero zastanawiania? Najpierw przesiedział dość długo w tym supermarkecie. Potem jeszcze szybko wrócił do domu, gdzie mógł wszystko lepiej przemyśleć, więc nie ma tak, że wszystko zrobił nagle, w pięć minut wyruszył w świat.

Tak, wiem. "Wielce się zmartwił" siedząc kilkanaście minut, zebrał zapasy i poszedł do domu. A potem zamiast w nim zostać i sprawdzić jakieś informacje, spróbować się z kimś skontaktować czy chociaż w jakikolwiek sposób dowiedzieć co się dzieje - po prostu zebrał się i wyszedł z domu. Tiaa...

Ojej. Chyba ogół nie podzielił twojego zdania, ku twojemu wielkiemu zdziwieniu :laugh:

Chyba jednak po części podziela. Przynajmniej mi w oko żadna akceptacja nie wpadła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nemezisowi przyklaskuję. Skoro dopuszczamy możliwość istnienia ZUEJ organizacji, to dlaczego nie ZUEGO potwora? Tak w ramach urozmaicenia. Ale sądzę, że przed wprowadzeniem jednego i drugiego, będzie trzeba na dyskusji dokładnie przemyśleć szczegóły.

Myślałem, ze zamieszczę kartę jutro, udało się dzisiaj.

***

Imię: Krzysztof Luft

Płeć: Mężczyzna

Wiek: 25 lat

Narodowość: Polska

Zawód: Strażak (w stopniu sekcyjnego)

Wygląd: Młody, dobrze zbudowany mężczyzna, 1.87 wzrostu. Czarne bardzo krótko (na tzw. ?jeża?) ostrzyżone włosy, niebieskie oczy, niczym nie wyróżniająca się twarz. Nosi na sobie standardowy kombinezon ochronny straży pożarnej , najczęściej rozpięty.

Historia

Alarm milionami malutkich igiełek wbija mi się w czaszkę. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się. Wypadek samochodowy. Jakiś van uderzył w wóz strażacki. ?Miałem wypadek? Oh? Moja głowa?. Dotknąłem czoła. Najpierw zauważyłem, że dłoń chroni mi rękawica. Potem dostrzegłem na tej rękawicy krew. Wstałem, przeszedłem parę kroków. I przewróciłem się. ?Co to było??. Zerknąłem za siebie. I zwymiotowałem. Bo to o co się przewróciłem, to był trup.

?Co do? Co jest? Co tu się stało?? Szybkimi, panicznymi ruchami starałem się jak najszybciej odsunąć od zwłok. Podniosłem się po raz wtóry, nie odrywając wzroku od trupa. Oparłem się o maskę samochodu. Obejrzałem się i zamarłem. Cała kabina była we krwi.

-Hej! Jest tu kto? Pomocy!

Nikt nie odpowiedział. ?Gdzie są wszyscy?? Odbiegłem od miejsca wypadku. I poznałem odpowiedź. Cała ulica była usłana trupami.

Nie wiem, ile czasu biegłem przed siebie. Chciałem się po prostu oddalić, nie patrzeć na tę masakrę. Nie udało się. Zwłoki były wszędzie. Dosłownie wszędzie. ?Do domu? wrócić do domu??. To co sobie wtedy uświadomiłem było dla mnie nie większym szokiem, niż widok tego wszystkiego. ? Nie pamiętam??. Usiadłem na ziemi i spróbowałem sobie przypomnieć cokolwiek. I udało się. ?Pierwsza pomoc? Zasady poruszania się po płonącym budynku?? Uderzyłem pięścią o ziemię. ?Niech to! Wiem takie rzeczy, a własnego imienia nie mogę sobie przypomnieć!?. Wstałem i ruszyłem dalej, tylko po to, aby znów się potknąć. Nie chciałem nawet patrzeć o co. Odwróciłem głowę w kierunku najbliższej sklepowej witryny. W odbiciu zobaczyłem młodego strażaka. ?Przynajmniej znam już swój zawód? Gdybym przynajmniej miał przy sobie jakieś? Dokumenty!? Szybko przeszukałem wszystkie kieszenie. ?Portfel! Zobaczmy? Krzysztof Luft? Adres? ?. Rozejrzałem się w poszukiwaniu jakiejś tabliczki z nazwą ulicy. Znalazłem. ?Plac Kaszubski? Dobrze? teraz wrócić do domu? tylko gdzie on jest??.

Ekwipunek: Pełny strój ochronny Straży Pożarnej, topór zawieszony u pasa.

Charakter:

-Skryty. Najważniejsze jest dla niego odkrycie własnej tożsamości, jest w stanie poświęcić bardzo wiele, jeżeli tylko szansa na to się pojawi.

-Wykonywanie czegokolwiek pozwala mu zapomnieć o otaczającym świecie, dlatego też woli możliwie szybko przejść do rozwiązywania problemu, często nie wiedząc nawet, co DOKŁADNIE należy zrobić.

-W sytuacji bezpośredniego zagrożenia jest spokojny, czego zresztą wymagał od niego zawód. Jednak w momencie, gdy to zagrożenie przemija, lub gdy dopiero go oczekuje, łatwo wpada w panikę.

Znane języki: Polski, angielski, łamany francuski

Zalety: Sprawny fizycznie, zna się na szeroko pojętym ratownictwie (zasady zachowania się po terenie sprawiającym zagrożenie, jak i postępowania z rannymi, pierwsza pomoc).

Wady: Częściowy zanik pamięci, niechęć do długiego, dokładnego planowania

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...