Skocz do zawartości
niziołka

Studia

Polecane posty

Nowy system stypendialny faktycznie niespecjalnie mnie mobilizuje do ciężkiej pracy :) Dlatego też tegomiesięczny przelewik z uczelni bedzie ostatnim skierowanym pod mój adres w naszej bankowej komunikacji.

Sesja u mnie też już należy do historii. Zakończona została spektakularnym 4.5 z egzaminu na który poszedłem pooglądać pytania jakie będą na poprawce :)

@Margrabia

A skąd Ci wiadomo o takich faktach? Typowe sianie defetyzmu rodem z artykułów na Wyborczej. Co to w ogóle znaczy, że nie ma pracy? Bawią mnie te obrazki biednych młodych wykształconych z wielkich miast, którzy siedzą na garnuszku rodziców, bo nie ma pracy po politologii czy innym zarządzaniu. No jasne, że nie ma, skoro tylko siedzisz na czterech literach i przeglądasz w poniedziałek ogłoszenia w jednym dzienniku, to prędzej znajdziesz e-cole w polskim ogórku niż robotę.

Rób co lubisz i bądź w tym dobry - przepis prosty i skuteczny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I czy studiowanie na nim moze poniszczyc mi kariere? tongue_prosty.gif

Jak ktoś się martwi o swoją karierę, to powinien wziąć się w garść i zabrać do nauki, a nie opierać wszystkiego na wyborze kierunku.

Zaufaj mi - osoby wybierające kierunek pod kątem plotek, po których studiach jest praca i kasa kończą bardzo źle. Są niezadowolone, nieszczęśliwe i przede wszystkim - niekompetentne, bo ich własna dziedzina ich nie interesuje. I potem nie znajdą pracy w swojej dziedzinie.

Wiesz co? Madrze prawisz :D, uwazam, ze to prawda. No ale ze wszystkich kierunkow scislych jedyne co mnie moze zainteresowac to infa. Tam z kolei sie moge nie dostac no bo a AGH trzeba miec te ponad 800pkt ( ja mam 520) dostalbym sie na infe stosowana tylko ze na wydziale metalurgii (niski prog) no i wlasnie mysle. Albo ta infa stosowana na metalurgii (ktora mnie moze zainteresowac), no albo mechanika i budowa maszyn ( prog 300pkt). Hakarem nie jestem ale zawsze jezeli chodzi o ciagotki to mam je raczej do informatyki niz do mechaniki ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Margrabia

A skąd Ci wiadomo o takich faktach? Typowe sianie defetyzmu rodem z artykułów na Wyborczej. Co to w ogóle znaczy, że nie ma pracy? Bawią mnie te obrazki biednych młodych wykształconych z wielkich miast, którzy siedzą na garnuszku rodziców, bo nie ma pracy po politologii czy innym zarządzaniu. No jasne, że nie ma, skoro tylko siedzisz na czterech literach i przeglądasz w poniedziałek ogłoszenia w jednym dzienniku, to prędzej znajdziesz e-cole w polskim ogórku niż robotę.

Rób co lubisz i bądź w tym dobry - przepis prosty i skuteczny.

Jestem tegorocznym maturzystą i się trochę tym interesowałem. Więc jak sam widzisz, że mam tylko wiedzę teoretyczną. Więc nie jestem znów wielkim znawcą, ale jeśli na ten kierunek statystycznie na jedno miejsce jest ok 10-12 osób to samo z siebie wynika, że konkurencja o miejsce pracy może być duża

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja jednak raczej zgodziłbym się w tej kwestii z Hrabulą. Najbardziej liczy się to, czy coś Cię pasjonuje. Bo zawsze możesz popatrzeć z drugiej strony - duża popularność kierunku oznacza wielu ludzi z przypadku - czyli ludzi nad którymi pasjonat zawsze będzie mieć przewagę. Oczywiście, w przypadku takich kierunków bardzo liczy się świadome planowanie kariery - niestety, to nie kierunki techniczne, po których co do zasady ma się właściwie 'fach w ręku'. Dla przykładu, ja od początku 4-ego semestru (matko, 2,5 roku! kiedy to minęło?! o_O) studiów łączę studiowanie dzienne z pracą związaną z moim kierunkiem (zarządzanie, także nawet jeszcze bardziej popularne, niż FiR). OK, często jest naprawdę ciężko, ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że dzięki temu jestem bardziej konkurencyjny na rynku. Podobnie robi kilkanaście innych osób, które znam i wiem, że śpią nieco spokojniej. Rynek jest w tym przypadku bardzo nasycony, ale (powiedzmy) 80% ludzi nie do końca wie, co chce robić w życiu - kiedy patrzę na niektóre osoby, z którymi studiuję, to dochodzę do wniosku, że nie stanowią one zbyt dużej konkurencji dla ludzi o większym doświadczeniu.

Także generalnie, na jakimkolwiek kierunku, najważniejsza jest 'zajawka' i świadome planowanie ścieżki zawodowej - nie wiem, czy to definitywny klucz do sukcesu (ustosunkuję się do tego postu za 5 lat ;) ), ale jestem pewien, że to dobry początek :)

Pozdrawiam,

edit: (co do pierwszego zdania) oczywiście, z Lordem Hrabulą - błagam o wybaczenie, milordzie (doskonały strzał) ;)

Edytowano przez Kulik
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zresztą, pozwolę sobie dodać, pamiętajcie, że na tych kierunkach są zdający i są "zdający" :) Jeden od drugiego różni się tym, że jak mu zależy to zamiast imprezować i olewać sprawę bierze się ostro do nauki przez cały semestr i więcej zachowuje na przyszłość a taki, który prześlizguje się po kolejnych semestrach... szczerze, sądzicie, że cokolwiek ze studiów zapamięta? ^_^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem tegorocznym maturzystą i się trochę tym interesowałem. Więc jak sam widzisz, że mam tylko wiedzę teoretyczną. Więc nie jestem znów wielkim znawcą, ale jeśli na ten kierunek statystycznie na jedno miejsce jest ok 10-12 osób to samo z siebie wynika, że konkurencja o miejsce pracy może być duża

Spoko też byłem kiedyś po maturze i też miałem podobne rozterki, tyle, że ja się bardziej wahałem co do uczelni, bo kierunek miałem w sumie obrany już sporo wcześniej. To, że jest 10-12 osób na miejsce wcale nie implikuje większego "zapchania" rynku pracy. Jeśli na socjologii jest 200 miejsc i 10-12 osób na jedno, a na takim powiedzmy Górnictwie również będzie 200 miejsc i 1 osoba na miejsce, no to przecież magistrów jeśli wszyscy zaliczą wyjdzie tylu samo :) Chodziło mi o to, że raczej ulegasz ogólnej panice sianej w mediach nt. kierunków humanistycznych vs. technicznych. Praca jest w każdej dziedzinie tylko, że jesli liczysz, że dostaniesz ją z miejsca za sam papier magistra i to jeszcze na świetnych warunkach, to możesz przeżyć niemałe kuku. Jesli jesteś w czymś dobry i umiesz zawalczyć o swoje to znajdziesz robotę nawet po tej socjologii czy dziennikarstwie, które obecnie są chyba najpopularniejsze, ale trzeba w to włożyć sporo pracy już podczas studiów. Sama wiedza akademicko-podręcznikowa to dzisiaj na każdym kierunku za mało.

Bo zawsze możesz popatrzeć z drugiej strony - duża popularność kierunku oznacza wielu ludzi z przypadku - czyli ludzi nad którymi pasjonat zawsze będzie mieć przewagę.

Ja bym się posunął krok dalej i stwierdził, że zależnie od kierunku 25-50% ludzi w ogóle nie powinno tam istnieć. Obecny poziom studiów leci na pysk i zamienia się w publiczne fabryki dyplomów. Nawet przesiewy po pierwszym roku są znacząco słabsze, bo student = kasa dla uczelni, dlatego nikt z radością nikogo nie wywala i standardem są przypadki przepuszczania ludzi masowo nawet jeśli na to nie zasługują. Tutaj jedyne co zweryfikuje umiejętności takich magistrów to właśnie rynek pracy. I nie koniecznie dlatego, że rynek pracy po danych kierunkach będzie zapchany. Po prostu gro ludzi się na studia nie nadawało i są z nich specjaliści jak z koziej życi. Studiowanie sie przeradza w kontynuację liceum, a zawodówki które powinny kształcić niezbędnych rzemieślników zamieniają się w "debilówy", bo powszechnie się uważa, że trafiją tam niudacznicy, co jest chyba największą bolączką obecnego systemu.

Oczywiście, w przypadku takich kierunków bardzo liczy się świadome planowanie kariery - niestety, to nie kierunki techniczne, po których co do zasady ma się właściwie 'fach w ręku'.

Tutaj paradoksalnie najbardziej widać wady systemowe. Faktycznie zgodzę się z tym, że rynek pracy np. informatyków jest obecnie bardzo chłonny. Z tego powodu na te "mniej prestiżowe" miejsca pracy konkurencja jest bardzo mała i biją się o nie Ci absolwenci, którzy nie mają większego pojęcia w temacie IT. Niski poziom studiów i ten "fach w reku" psują nasz rynek IT. Znam ludzi, którzy pracują z dyplomem inż. oprogramowania za 5zł/h. Taka kwota jest wręcz uwłaczająca, ale niestety ich praca nie jest wiele więcej warta.

edit: (co do pierwszego zdania) oczywiście, z Lordem Hrabulą - błagam o wybaczenie, milordzie (doskonały strzał) ;)

Możesz odpuścić Lorda i będziemy mieli zaległy bruderszaft Tymbarkiem do nadrobienia ;)

Edytowano przez Lord Hrabula
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nawet przesiewy po pierwszym roku są znacząco słabsze, bo student = kasa dla uczelni, dlatego nikt z radością nikogo nie wywala i standardem są przypadki przepuszczania ludzi masowo nawet jeśli na to nie zasługują.

To prawda - i jakkolwiek jeszcze dzienne jakoś sobie radzą (choć coraz gorzej, jak patrzę na wymagania wobec obecnych pierwszoroczniaków), to w przypadku zaocznych to jest prawdziwy dramat. U nas np. jest ponad 2x więcej osób na zaocznych (ok. 600!), co wiąże się z ogromnym przepływem pieniędzy. Na dodatek nikt się specjalnie nie kryje z tym, że jest duża różnica poziomów (niby wszyscy to wiedzą, ale jak się to mówi w żywe oczy to wkurza bardziej). Przykładowo, ostatnio nie mogłem napisać jednego z egzaminów w pierwszym terminie, więc pisałem, razem z kilkoma innymi osobami, na doczepkę z zaocznymi. Pisaliśmy więc o połowę czasu dłużej (bo mieliśmy zadania, w których trzeba było pomyśleć i policzyć), niż większość... Poza tym, wśród społeczeństwa panuje (nieuzasadnione) przekonanie, że "nie umiem liczyć, to pójdę na marketing (który jest także moją specjalizacją, z tą różnicą, że mnie to naprawdę bardzo ciekawi)". Najgorsze, że to się de facto sprawdza w tym trybie studiów i w istocie nie trzeba liczyć... (na egzaminie w naszej wersji brakowało jednej danej do zadania i jak zapytałem, jaki mamy przyjąć koszt kapitału, a reszta dziennych potwierdziła problem, to zaoczni popatrzyli na nas jak na kosmitów...). Taka patologia dziwi mnie o tyle, że generalnie wydaje mi się, że na zaocznych jest więcej ludzi, którzy wiedzą co chcą robić w życiu (bo np. szybko rozpoczęli pracę i nie mają czasu na studia dzienne).

Dodatkowo, wyjątkowo mocno irytuje mnie fakt, że dyplomy różnią się jednym słowem w polu "tryb studiów" i nie wszycy na to patrzą...

Pozdrawiam,

Edytowano przez Kulik
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie chodzi mi o to, żeby nie studiować kierunku który Cię interesuje. Chodzi mi o to, że jeśli będzei się miało świadomość o tym, że mogą być problemy z pracą to uchroni to przed frustracją.

@Kulik

Masz rację, że pasjonat ma większe szanse od ludzi, którzy myślą "w końcu trzeba coś studiować i nie ważne co"

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za wyjątkiem kilku kierunków (czyli dla większości studiujących) studia mają bardzo niewielką korelację z karierą zawodową. W gruncie rzeczy trzeba głównie patrzeć na to, by studia uczyły czegoś praktycznego i hmmm... namacalnego. Dalece nie wszystkie kierunki coś takiego gwarantują. No, chyba, że komuś się po prostu marzy kariera naukowca.

Poza tym większość ludzi wydaje się zapominać, że przed wyborem studiów/szkoły policealnej czy też jej braku należy zdecydować nie tylko co chcemy robić, ale też gdzie. O ile naturalnie nie jest się człowiekiem dla którego aktualne miejsce zamieszkana ma bardzo nikłe znaczenie:)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(bo np. szybko rozpoczęli pracę i nie mają czasu na studia dzienne).
Nie zawsze, bo obok osób pracujących - np. rodzicielka skończyła niedawno studia pomostowe - są też takie co nie dostały się na dzienne a najwyraźniej wyszły z założenia, że na jakieś studia trzeba iść :P Zresztą pamiętam, że dyskusja o zaocznych czy tam wieczornych kiedyś tu się odbywała, ale w sumie można rzec, że studia (bo uniwersytety dostają kasę) swoje a życie swoje i czasami można się ostro przejechać ;]
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wlasnie tak gadacie o tym zeby studiowac to co sie chce i tak sobie zaczynam myslec. Mialem isc na AGH na Mechanike i Budowe maszyn no ale problem tkwi w tym, ze kumpel ktory to studjuje opowiadal mi o tym i to jest cos nie dla mnie. Wiec zdecydowanie wole Automatyke i Robotyke no ale na AGH sie nie dostane na ten kierunek. Wiec zostaje Polibuda Swietokrzyska ( mieszkam w swietokrzyskim) Gdzie raczej mnie przyjma na Automatyke i Robotyke. Tylko boli mnie jedno czyli to, ze na polibudzie swietokrzyskiej moge miec problemy z robota potem. No bo wiadomo mniejsze miasto itd. No a AGH ma wspolprace z firmami i moze dac staz.

Edytowano przez ^M@TRIX^
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@up - "dać staż"? Nie słyszałem, żeby jakakolwiek uczelnia "załatwiała" staż swoim studentom. Musisz sobie sam poszukać, przebrnąć rekrutację itp. Jedyna pomoc, jaka spotyka Cię ze strony uczelni, to to, że właśnie tam reklamują się potencjalni pracodawcy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chodzi o te stypendia (a raczej ich brak), to cała sprawa jest śmieszna i żałosna. Przede wszystkim semestr semestrowi nierówny, u nas na pierwszym roku WSTYD jest mieć mniejszą średnią niż 4.5 (oczywiście taki wynik osiągły tylko trzy osoby u mnie na roku, ale to raczej bardzo źle świadczy o pozostałych, niż dobrze o nas), natomiast po drugim roku zdobycie średniej powyżej 4.0 graniczy z cudem. Po prostu z semestru na semestr robi się bardzo trudno, a i ocenianie wykładowców przestaje być sprawiedliwe i zaczyna być na chybił trafił.

Tak samo potem po podziale na specjalności - Nanotechologie mają DUŻO niższe średnie niż Symulacje komputerowe i Techniki Laserowe, bo tamte dwie specjalności dostają niemal ZA DARMO i Z ZAŁOŻENIA same piątki od swoich wykładowców za seminarium dyplomowe i przedmiot specjalistyczny. (które stanowią więcej niż połowę ECTSów za semestr) Nie jest to tylko nieszczęśliwe odczucie rozgoryczonego nanotechnologa, bo usłyszałem o tym właśnie z ust osób znajdujących się na tych specjalnościach.

Ale jaki to ma związek z 10% obdarowanych stypendiami studentów? Ano taki, że ktokolwiek będący na studiach na późniejszym niż 1. roku u nas jest z automatu pozbawiony szans na stypendium.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@t3tris: No mi tak ktos powiedzial ale nie ukrywam, ze jestem zielony w tej kwestii dlatego pytam. Czyli studiowanie na AGH znowu nie jest az tak lepsze pod wzgledem pozniejszej przewagi na rynku pracy niz np. na polibudzie Swietokrzyskiej? (wykluczajac czynnik prestizu uczelni)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przewagę na rynku pracy może dać Ci jedynie większa wiedza, więcej umiejętności, większe doświadczenie.

Teraz zaś popatrz - progi na AGH są dość wyśrubowane (przynajmniej na wydziale "samogłosek"), przez co trafia tam głównie młodzież zdolna. W towarzystwie takich ludzi masz większe szanse zdobyć wiedzę potrzebną Ci potem do pracy. Więc nie jest też tak, że zupełnie tak samo się studiuje na PŚ jak i na AGH.

Ciężko mi mówić o automatyce i robotyce, jako że sam tego nie studiuję, ale jeśli chodzi o informatyków, to liczą się Twoje umiejętności, a nie to jakiej polibudy czy uniwerku masz papier.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh, przynajmniej jedna, bardzo pozytywna rzecz zdarzyła mi się na studiach co sprawia, że nie muszę dłużej siedzieć na obecnym, ciekawym choć beznadziejnym jeśli chodzi o plany na przyszłość kierunku filozofii a przerzucić się na coś co - jak wszystko inne tylko przypomnę ;] - nie daje pewnej pracy, ale jest zdecydowanie bliżej mojego celu i zainteresowań. Nie wiem czy dobrze zrobiłem wybierając z dwóch politologię zamiast stosunków międzynarodowych, ale najwyżej nie będzie to pierwszy i nie ostatni błąd jaki popełniłem (czemu nie zarejestrowałem się na to rok temu? Do tej pory nie wiem ;p), ale w końcu wszystko można przezwyciężyć ciężka pracą, aye?! ^_^ W każdym razie wraz z dopełnieniem biurokratycznych formalności mogę oddać się urokowi wakacji całkowicie olewając sesję wrześniową optymistycznie patrząc na nowy rok, bo patrząc szybko po twarzach to ludzie, którzy teraz przyszli wydają się generalnie spoko. Niemniej to potem. Teraz szykuje się wyjazd na wypoczynek :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sprawa jest priorytetowa. Skończyłem TiR w jednej z uczelni prywatnych. Oczywiście chciałbym studiować dalej, ale branża turystyczna nie interesuje mnie na tyle, bym poświęcił całe życie do pracy w niej. Co nie znaczy, że to był zły wybór.

Czy jest możliwie studiowanie innego kierunku na studiach magisterskich po tym, co ukończyłem? Wiem, że wtedy trzeba pisać egzaminy, ale jak już mówiłem, turystyki kontynuować nie chcę, a rozpoczynanie od nowa licencjata na innym kierunku w moim mniemaniu mija się z celem i chyba dla mnie trochę już za późno na takie wieczne studiowanie.

Jasne - w pierwszej kolejności należy kierować się pracą (coby znaleźć coś po studiach), ale z przedmiotów ścisłych jestem średni, a to teraz się głównie liczy.

[uPDATE] - zorientuję się z tymi przelicznikami. ;) Poza tym zawsze można porobić parę przydatnych kursów i rozbudowywać swoje CV.

Edytowano przez Vantage
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jedna z niewielu zalet studiów bolońskich. Jeśli skończyłeś studia I stopnia, to II stopień można realizować na innym kierunku. Przy rekrutacji znaczenia nie mają wyniki maturalne, tylko ocena na dyplomie w połączeniu ze średnią studiów (tu słyszałem, że te przeliczniki zależą od uczelni).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Khubas

Może w końcu ktoś mi powie jak to jest ze studiami prawniczymi, bo mam potworny mętlik w głowie. Jestem w klasie humanistycznej, za rok matura i do tej pory byłem niemal pewien, że chcę iść na prawo na UG. Tylko, że pewna znajoma (magister prawa od kilku dni) mówi, że to strasznie ciężkie studia (challenge accepted), a bez aplikacji papierek można rozbić o kant odwłoku. Jak to wygląda? Czy naprawdę bez zrobienia aplikacji przeciętny absolwent prawa zasili szeregi Biedronki czy KFC? :D

Alternatywą byłaby historia (też na UG), tylko po historii zostaje jedynie uczenie w szkole, a jako, że 3/4 rodziny pełni tę wątpliwej przyjemności slużbę publiczną... Cóż więc pozostaje? Politologia? Jestem w totalnej kropce a przedmioty maturalne do wyboru za kilka tygodni....

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zastanawiałeś się nad filologiami? Jesteś w klasie humanistycznej, a więc masz rozszerzony język polski, historię, i zapewne - jakiś język obcy, najprawdobodobniej angielski. Z takim pakietem bez problemu (o ile będziesz mieć wynik, który pozwoli Ci się dostać na daną uczelnię) dostaniesz się na filologię norweską, czy arabistykę/japonistykę. A z takim papierkiem w kieszeni możliwości są naprawdę duże.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alternatywą byłaby historia (też na UG), tylko po historii zostaje jedynie uczenie w szkole, a jako, że 3/4 rodziny pełni tę wątpliwej przyjemności slużbę publiczną... Cóż więc pozostaje? Politologia? Jestem w totalnej kropce a przedmioty maturalne do wyboru za kilka tygodni....
Nic bardziej mylnego! :) Wystarczy pójść na historię na dobrą uczelnię, gdzie będą do wyboru specjalizacje. Sama studiuję historię na UWr i mogę po niej: pracować w archiwach publicznych i prywatnych (o ile wiem, każda firma powinna zatrudniać jakiegoś do zarządzania dokumentacją), a także zajmować się ochroną zabytków... lepiej, niż studenci historii sztuki (mamy zajęcia z ich ochrony). Mogę także pójść na studia doktoranckie i pracować w przyszłości naukowo. Inna specjalizacja [regionalistyka] (każdy u nas wybiera 2 z 3)* umożliwia bycie przewodnikiem, pracę w promocji miasta i tak dalej (z tych najbardziej podstawowych 'prac' do wyboru). Do tego każda specjalizacja oferuje praktyki.

Do tego: po historii możesz się zajmować prawie każdym humanistycznym zawodem: np. dziennikarz nie może zostać historykiem bez studiów, ale historyk może sobie świetnie poradzić jako dziennikarz.

Nie boję się o pracę po skończeniu historii. Jeszcze przed IV semestrem miałam 3 propozycje pracy (jedna z archiwum, w którym robiłam praktyki, jedna 'dziennikarska' i jedna związana z korektą tekstów), a to przecież dopiero początek. Ważne jest to, żeby się naprawdę przykładać do studiów, bo nie znam ani jednej osoby, która byłaby pilnym studentem, a potem miała problem ze znalezieniem pracy.

I jeśli nie przeszkadzają ci trudne, wymagające studia - to polecam historię. Jasne, że czasem można się skręcić, jak dostaje się 2,5 tysiąca stron na kolokwium, ale mimo to te studia nie wymagają kucia formułek, tylko zrozumienia. I kiedy wreszcie ma się czas wyspać, można je uznać za naprawdę fascynujące i rozwijające. Jeśli chodzi o prawo - mam jedną znajomą, która strasznie narzekała właśnie na bierne wkuwanie, na to, że studia są nudne (nie to, co historia, gdzie wykładowcy prześcigają się w rzucaniu ciekawostek! :D ), a do tego ustawa wymagana np. na egzamin może ci się zmienić na kilka dni przed kolokwium. Do tego - rzeczywiście, wiele osób na prawie sobie 'podstawia nogi' albo chociaż odmawia pomocy. Może ja trafiłam na fajną grupę, ale w mojej jeszcze nigdy się nie zdarzyło, żeby ktokolwiek odmówił innym pomocy.

Jeśli będzie cię coś interesowało w związku ze studiami, to daj znać, chętnie się rozpiszę :)

* - tak naprawdę to trochę bardziej skomplikowane, ale jak się zainteresujesz, to ci rozpiszę :) Ale są też 2 nauczycielskie (historia+WOS i historia+ angielski) i amerykanistyka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Trymus
Wystarczy pójść na historię na dobrą uczelnię, gdzie będą do wyboru specjalizacje. Sama studiuję historię na UWr i mogę po niej: pracować w archiwach publicznych i prywatnych (o ile wiem, każda firma powinna zatrudniać jakiegoś do zarządzania dokumentacją), a także zajmować się ochroną zabytków... lepiej, niż studenci historii sztuki (mamy zajęcia z ich ochrony). Mogę także pójść na studia doktoranckie i pracować w przyszłości naukowo. Inna specjalizacja [regionalistyka] (każdy u nas wybiera 2 z 3)* umożliwia bycie przewodnikiem, pracę w promocji miasta i tak dalej (z tych najbardziej podstawowych 'prac' do wyboru). Do tego każda specjalizacja oferuje praktyki.

Jakbym czytał informator sprzed 5 lat. Wszystko pięknie, ale jest niezwykła nadprodukcja historyków- mój rocznik to blisko 100 magistrów. Większość ma po 2-3 specjalizacje. Ilu znajdzie pracę w zawodzie? Sądzę, że najwyżej 5-10%. Studia doktoranckie i kariera naukowa? Dziś szanse na zostanie na uczelni są bliskie zeru. Niedługo czeka je dotkliwa redukcja etatów, a funkcjonuje tam wielu profesorów i doktorów habilitowanych, którym trzeba dać zajęcie. Jeszcze 5 lat temu na historię zapisywało się blisko 150 maturzystów, dziś 30-40 (na mojej uczelni). Niż i zmiana programu w szkołach powszechnych praktycznie uniemożliwia angaż w charakterze nauczyciela. Ochrona zabytków? Praca dla wybranych w wybranych miastach. Przewodnik i archiwista? Warto się zorientować w panującej w tych zawodach konkurencji. Może zostanę posądzony o czarnowidztwo albo nieumiejętność radzenia sobie, ale takie są realia- poczytajcie fora historyczne i wypowiedzi absolwentów. A zatem jeśli nie masz całkowitego bzika na punkcie historii, trzymaj się od niej z daleka.

Do tego: po historii możesz się zajmować prawie każdym humanistycznym zawodem: np. dziennikarz nie może zostać historykiem bez studiów, ale historyk może sobie świetnie poradzić jako dziennikarz.

Humanistyczny zawód- no właśnie, czy nie mamy przypadkiem wysypy humanistów? I bez przesady, historia to nie medycyna. Było wielu legendarnych historyków, którzy nigdy nie studiowali historii. Ot, chociażby słynny Huizinga nie skończył w praktyce systematycznego studium historii. O jego pozycji świadczy ukucie słynnego terminu "Jesień średniowiecza" :laugh:

I jeśli nie przeszkadzają ci trudne, wymagające studia - to polecam historię. Jasne, że czasem można się skręcić, jak dostaje się 2,5 tysiąca stron na kolokwium, ale mimo to te studia nie wymagają kucia formułek, tylko zrozumienia.

Nie określiłbym studiów historycznych jako wymagające- da się prześlizgnąć praktycznie bez większego problemu. Przy prawie, medycynie, studiach technicznych to pikuś oparty na czytaniu ze zrozumieniem dość prostych tekstów. I kto na Boga robił wam kolokwia po 2,5 tys stron i z czego? Troszkę tu przesadzasz, chyba, że chodzi o kolokwia z lektur, ale one są najczęściej powierzchowne, a same lektury można wybrać. Miałem kiedyś kolokwium z 15 lektur na koniec semestru. Pytania były banalne, bowiem inne być nie mogły.

Inne spojrzenie dla równowagi. Które "prawdziwsze" pewnie żadne, ale myślę, że trzeba wziąć pod uwagę oba.

@Down- nie napisałem nigdzie o trudności "czytania prawa". :smile:

Edytowano przez Trymus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...