Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Qn`ik

Sztuki walki

Polecane posty

Jest bardzo przydatne w walkach ulicznych, na prawde.

No nie powiedziałbym, bo judo to przede wszystkim sport, a nie samoobrona. Dla lepszej samoobrony lepsze byłoby wspomniane przez patryka13 jiu-jitsu. w judo - teoretycznie - nie da się zrobić krzywdy, chociaż jak ktoś nie zna podstawowych padów, to taką krzywdę niewątpliwie sobie sam zrobi ^^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm... jiu-jitsu do samoobrony...? Oj... spekulowałbym. Pozwolę sobie tutaj przytoczyć pewną zasłyszaną rozmowę całkiem uznanego w Polsce specjalisty od sztuk walki ze swoim uczniem (rozmowa zasłyszana osobiście - nie traktujcie tego jako jakiegoś cytatu, czy "wyroczni" - po prostu podzielam zdanie). Otóż owa ucząca się osoba rozpoczęła rozmowę na temat przydatności konkretnych sztuk walki w spontanicznych sytuacjach (jak choćby napaść na ulicy). Jako przykład owa osoba podała jiu-jitsu. Na to ów instruktor mówi, iż jiu-jitsu może i byłoby skuteczne, ale gdyby przeciwnik sam się na ziemi położył... :) Ja się uśmiechnąłem pod nosem, ale się nie wtrącałem - wszak nie moja sprawa. Faktem jest przecież, iż współczesne nam jiu-jitsu to przede wszystkim rzuty, chwyty, dźwignie i tak dalej, często też mające charakter jednak bardziej sportowy, niż typowo bojowy. Oczywiście można przyjąć, iż mowa o tradycyjnym jiu-jitsu... tylko czy ktokolwiek w Polsce zna tą sztukę walki w swej pierwotnej formie...? Czy w ogóle na świecie można znaleźć takich ludzi...? W samej Japonii - być może tak - ale to jednak dosyć daleko...

Co do judo - szczerze? W walkach autentycznie ulicznych judoka nie ma prawie żadnych szans. Jeśli zaatakuje nas jeden gość - to nie problem. Ale jeśli będzie ich pięciu? Jeśli zaatakują razem? Jeśli będzie lato i będą bez KOSZULEK!? :D Ironizuję tutaj nieco, ale prawdą jest, że judo to głównie technika sportowa, gdzie na dodatek ważne jest właśnie ubranie - przy wielu (jeśli nie przy wszystkich, choć tego nie wiem) technikach wykorzystuje się do pomocy kimono oponenta. A gdyby zabrakło tego kimona? Nagle zawodnicy mogliby nie mieć pomysłu na wykonanie ataku... Perspektywa walki z bandą "gołych torsów" jest więc tutaj nie tyle cyniczna, co po prostu nie wesoła dla takiego judoki. Samego faktu, że jest to sport pojedynkowy (do walk jeden na jednego) chyba komentować nie muszę...

Moim skromnym zdaniem jako technika realnej samoobrony wystarczająco skuteczny jest boks. Powiem więcej - jest jedną ze skuteczniejszych technik. Ktoś może uznać, iż głoszę herezję... tymczasem doradzałbym niektórym pasjonatom sztuk walki przyjąć za taką sztukę boks właśnie. Można uznać, że jest prymitywny tudzież prostacki (z czym ja sam się nie zgadzam), ale to nie zmienia faktu, że w boksie, choć nieco inaczej, nadal uczą nie sportu, lecz sztuki zabijania. Rękawice bokserskie nie bez powodu ważą tyle, co ważą. Nie bez powodu są odpowiednio miękkie. Nie bez powodu są zakładane do walk.

Profesjonalny bokser całe życie uczy się walczyć. Całe życie (sportowe rzecz jasna...) szkoli refleks, szybkość, siłę i technikę ciosu. Bokser bez rękawic jest zdecydowanie szybszy, a jego cios jest najprawdopodobniej kilkukrotnie bardziej niebezpieczny - miast płaskiej, skórzanej powierzchni mamy bowiem gołą pięść, czyli twardsze od drewna kości uformowane w naturalny, utwardzony jeszcze treningami kastet. Słowem - wykorzystując technikę jednym celnym ciosem pozbawia przeciwnika zdolności do poruszania kończynami (że się tak wyrażę) lub nawet wysyła go prosto do św. Piotra (dlatego te rękawice na ringu noszą właśnie...). Taki człowiek na ulicy to istny "game over" dla bandziora, który go zaatakuje (jeśli mówimy o sytuacjach faktycznej walki, a nie duszenia zza pleców po "cichaczu"...). A dla grupy ludzi... cóż, każdy jeden bokser potrafi się sprawniej poruszać od byle ulicznego łamagi, a przypominając jeszcze fakt, że jednym ciosem potrafi wyłączyć z walki każdego zwykłego człowieka... hmm... wydaje mi się, że taki typowy bokser - nie jakiś uczniak, lecz faktyczny bokser - nie miałby z taką bandą (powiedzmy, że 5 osób) problemu.

Jednakże - jeśli już szukamy czegoś postrzeganego jako bardziej "klasyczny" rodzaj sztuki walki - zawsze aprobowałem w takich sytuacjach aikido. Co by nie powiedzieć - przecież to sztuka walki, gdzie czeka się na atak oponenta! Wystarczy spojrzeć na filmu ze Stevenem Seagalem - jeśli ktoś uważa, że to filmowe sztuczki, to tuż pod ręką jest YouTube gdzie bardzo łatwo mona znaleźć nagrane walki pokazowe Stevena przeciw 4-5 rywali - i to innych aikidoków - NA RAZ! To chyba mówi samo za siebie. Na owych walkach dosyć szybko nasuwa się wniosek, że "na raz" walczyć się z nikim nie da - kluczem do sukcesu jest ustąpienie pola, pozorowana ucieczka oraz "odsiewanie" wrogów w odpowiednim momencie np. kiedy jeden zastępuje drugiemu drogę. Co do samej techniki - aikido to przede wszystkim wytrzymałość (aby przetrzymać naszego wroga, jeśli technicznie jest równie dobry), niebywała szybkość (aby móc uprzedzić każdy atak wroga i obrócić go przeciwko niemu) oraz - jak w każdej tego typu dziedzinie - technika. Więcej mówić chyba nie muszę, bo temat istnieje nie od dziś i z pewnością ktoś już pewnikiem mądrzejszy ode mnie w tej kwestii się wypowiadał.

Podsumowując - judo i jiu-jitsu bym nie polecał, lecz boks czy aikido jak najbardziej. Wspomnę jeszcze tylko, że kluczem do zwycięstwa nie koniecznie są umiejętności oraz nasza sprawność. W tego typu sytuacjach na wierzch wychodzi poniekąd nasza własna natura. Ten, kto ma "zimniejszą" krew, jest bardziej zdecydowany czy zdeterminowany będzie działał zdecydowanie szybciej - nie potrzebny mu będzie czas do namysłu, którego mógł potrzebować wróg. Nie bez przyczyny tego także starają się nas sztuki walki nauczyć - zautomatyzowania i beznamiętności w walce. Myślenie i skrupuły bowiem spowalniają w takich momentach najbardziej.

PS: Dodam jeszcze, że doskonałym zastępnikiem dla boksu są wszelkie jego odmiany. Muay thai, kick-boxing czy sambo (chyba najskuteczniejsza sztuka "mieszanej" walki) również są bardzo skuteczne w błyskawicznej eliminacji zagrożeń.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Veldrash: Zasadniczo zgadzam się z tą częścią Twojego tekstu, która mówi o skuteczności boksu w odniesieniu do innych sztuk walki (choć trochę "popłynąłeś" ;) pisząc o nauce zabijania). Potem, niestety, w mojej opinii nie jest już tak sensownie:

Ale jeśli będzie ich pięciu? Jeśli zaatakują razem?

Wtedy nie pomoże żadna sztuka walki. Żadna!

A dla grupy ludzi... cóż, każdy jeden bokser potrafi się sprawniej poruszać od byle ulicznego łamagi, a przypominając jeszcze fakt, że jednym ciosem potrafi wyłączyć z walki każdego zwykłego człowieka... hmm... wydaje mi się, że taki typowy bokser - nie jakiś uczniak, lecz faktyczny bokser - nie miałby z taką bandą (powiedzmy, że 5 osób) problemu.

Nie bierzesz tu pod uwagę jednej rzeczy - taki opis sprawdza się wtedy, kiedy zaatakują Cię jakieś zaćpane, chude obszczymurki. Jednak standardowy "dres" ma tę zaletę, że w ten pusty łeb dostał wiele razy i nawet, jeżeli jeden cios boksera go wyłączy (co jest wbrew pozorom bardzo, bardzo trudne), to jego kolega wcale nie musi się nagle zastanowić czy warto, bo takie sceny to dla niego codzienność. Walka z 5-cioma osobami, o której piszesz to abstrakcja - ok, sprawdzi się w 2 sytuacjach na 10, przy określonych warunkach, ale w pozostałych ośmiu przypadkach skończy się skopaniem na glebie. W najlepszym wypadku. Bo w najgorszym skończy się nożem w plecach. Chcę tu podkreślić - 5 przeciwników to 10 rąk i 10 nóg - nikt nie jest w stanie ogarnąć tego wszystkiego.

Co by nie powiedzieć - przecież to sztuka walki, gdzie czeka się na atak oponenta! Wystarczy spojrzeć na filmu ze Stevenem Seagalem - jeśli ktoś uważa, że to filmowe sztuczki, to tuż pod ręką jest YouTube gdzie bardzo łatwo mona znaleźć nagrane walki pokazowe Stevena przeciw 4-5 rywali - i to innych aikidoków - NA RAZ!

Powyższy cytat jest nieco oderwany od rzeczywistości. Po pierwsze (jeżeli zostajemy przy absurdalnej sytuacji walki z 5-cioma osobami) czekanie na atak przeciwnika to w tym momencie największa słabość aikido - nawet jeżeli udałoby się obronić (o tym, dlaczego jest to mało prawdopodobne za chwilę), to mamy kolejne cztery osoby walące nas po potylicy. Kłóci się to z tym, co napisałeś wcześniej, bo aikido wymaga dość bliskiego kontaktu z przeciwnikiem przez kilka chwil - te kilka chwil, podczas których atakują nas pozostali. Co do różnej maści filmików ilustrujących obronę przed grupą osób - Steven Seagal jest akurat poza konkurencją, jako wielki mistrz tej sztuki, w dodatku człowiek, który jest ogromny. Natomiast spieszę Ci wyjaśnić, dlaczego reszta tych pokazówek to sztuczki - wynika to z trzech powodów: a) są one z reguły umówione, nawet jeśli nie to: b) zwykle uczniowie atakują na nich swojego trenera, co siłą rzeczy powoduje, że ich ataki nie bedą skuteczne (bo respekt, bo trochę strach itp.); wreszcie: c) tu odniosę się do fragmentu "i to innych aikidoków" - bo właśnie w tym jest problem. Otóż, w aikido, co do zasady, nie ćwiczy się porządnie (a zwykle w ogóle się nie ćwiczy) uderzeń - jaką ma zatem wartość "dydaktyczną" nauka obrony przed kimś, kto nie potrafi uderzać? Zerową. Nie wiem, na ile jesteś doświadczony, ale proszę Cię, przypatrz się tym filmikom i przeanalizuj technikę ataku podczas tych pokazówek - z reguły nie nadaje się ona do niczego.

Wspomnę jeszcze tylko, że kluczem do zwycięstwa nie koniecznie są umiejętności oraz nasza sprawność.

Ten akapit natomiast uważam za bardzo mądry i sensowny.

I jeszcze w kwestii podsumowania, bo pewnie niewiele osób przeczytało ten blok tekstu powyżej. Zajmuję się sztukami walki stosunkowo długo (mniej więcej 12-13 lat) i miałem okazję próbować różnych rzeczy (judo, karate, Muay Thai, BJJ, parę treningów aikido i krav magi) - a podczas treningów wielokrotnie próbowałem walki z kilkoma osobami - dlatego uważam, że wiem o czym piszę, a konkluzja jest taka: nie da się wygrać walki z pięcioma przeciwnikami, niezależnie od doświadczenia! Nie da się. Kropka. End of story. Kiedy przeciwników jest dwóch, trzeba się bardzo poważnie zastanowić nad swoimi możliwościami, kiedy jest trzech, zastanawiać się nie ma nad czym - trzeba się oddalić w szybkim tempie. Fakt, że obrona taka czasem się udaje, nie jest istotny statystycznie.

Aha, na koniec jeszcze jedno - ani Muay Thai, ani Kick-boxing, ani tym bardziej Sambo nie są "odmianami" boksu - pisanie czegoś takiego jest, zwłaszcza w kontekście MT, deprecjonowaniem tej pięknej sztuki walki.

Pozdrawiam,

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No tak... rozumiem, że mam do czynienia z osobą doświadczoną w temacie. Szykuje się zatem porządna dysputa. :)

A'propos boksu raz jeszcze - jestem pisarzem (przynajmniej się za takiego uważam... ;]), więc ubarwiłem całość tekstu w typowo literacki sposób. Tak stylizowana wypowiedź z zasady lepiej oddziałuje na wyobraźnię. Owo "popłynięcie" było zatem jak najbardziej świadome i zamierzone. :) To tak gwoli wyjaśnienia.

Nie zgadzam się, iż żadna sztuka walki nie pomoże... ale o tym na koniec, bo to nieco więcej do omówienia spraw...

Co do ataku na boksera - nie muszą być to zaćpane obszczymurki. Mogą być to "królowie dzielnicy". Dres może i ma tą zaletę, że wiele razy (przypuszczalnie) dostał w głowę, wiele razy walczył i dzięki temu jest znacznie wytrzymalszy. Ale czemu nie patrzysz pod tym kątem na boksera? Bokser też dostał nie raz w głowę i to - nadmieńmy - nie od dresów, ale od równych sobie zawodników tudzież sparring-partnerów. Przyjmował na głowę zatem duuuużo silniejsze ciosy. Sam zresztą też jest silniejszy - mówiliśmy o technice, którą bokser ma, a bandzior nie. O samej sile ciosów nie ma co dyskutować - wszyscy wiemy, za kim przemawia ten "argument". Mówiąc krótko - bokser ma ogromną przewagę w każdym "bitewnym" aspekcie, co naprawdę robi różnicę. Nie jest prawdą, że każdy cios, byle jaki nawet, robi "wrażenie" na człowieku - to czysta bzdura. Dres, który nie ma takiej siły i nie umie uderzać może się srodze zawieść, kiedy trafiając przeciwnika zobaczy tylko wyszczerzone w szyderczym uśmiechu kły. :icon_twisted: O walce nogami można zapomnieć - najszybsza noga nawet na świecie nie może być (IMO) szybsza od najszybszej ręki. Różnica dystansu itd. robi swoje. Gdyby taki drobny cwaniaczek spróbował kopnąć pięściarza, to ten by go "wyprzedził" szybkim prostym, a dodając do tego osłabioną pozycję tego pierwszego (wszak stoi na jednej nodze...) można być niemal pewnym, iż spektakularny lot (bez telemarku) zakończy się uderzeniem głowy o nawierzchnię. Przewaga liczebna jest tutaj znacznie (jeśli nie całkowicie) niwelowana, a przytaczanie faktów na temat rzekomej wytrzymałości dresów jest... hmm... dyskusyjną sprawą - nie wydaje mi się, żeby przeciętny dres często przyjmował na głowę tak wyrafinowane "headshoty". :)

No dobra - powiedzmy, że strach przed trenerem robi swoje i nie potrafią atakować... ale jak to wygląda z drugiej strony? Pozostańmy przy wariancie 5 na 1 - przy czym samotny wilk jest właśnie aikidoką (załóżmy, że tak wybitnym, jak Steaven... tak dla przykładu tylko ;)). Jakkolwiek by nie został zaatakowany, to śmiertelnie skuteczne może okazać się zaskoczenie - nie wydaje mi się, że taki "dream team" będzie się spodziewał JAKIEGOKOLWIEK oporu. Od razu nie zgodzę się też z faktem, iż przy wykonywaniu jakiegoś manewru z jednym przeciwnikiem możemy być atakowani... nic bardziej mylnego. W aikido mnóstwo jest sposobów na bardzo szybkie skierowanie przeciwnika w niemal dowolną stronę (taki rzut niemalże), co pozwala skierować go także w stronę pozostałych rywali. Inny aikidoka może by się uchylił bądź pochwycił "nadlatującego", lecz typowy cwaniak po prostu obali się razem z nim - na żadną inną reakcję nie wystarczy mu czasu (lub pomyślunku). W ten sposób można obalić w sumie trzech ludzi (akurat taki manewr miałem okazję widzieć na żywo... byli zdziwieni... oj, bardzo :D). Ale do rzeczy - wykorzystując efekt zaskoczenia można bardzo szybko zakończyć taką walkę po prostu dezorientując rywali - jeden, dwa lub trzy niespotykane w blokowiskach numery i może (choć nie musi) być po sprawie. Zwróćmy też uwagę właśnie na fakt, iż w walce sparringowej 1 vs. "pack of wolves" (;)) to owa ekipa zna nas i wie mniej więcej czego się spodziewać - ergo, dostosowują swoje zachowanie do sytuacji i starają się wykoncypować odpowiedni sposób na atak. Tymczasem zwykła banda uliczników nie wie nic, mało prawdopodobne żeby byli zorganizowani (co jest bardzo ważne, bo ruszyć do ataku mogą razem, ale na 90% NIE zaatakują razem!) a także sami nie będą umieli jakoś sensownie uderzyć. Podsumowując - raczej by nie wygrali z takim rodzynkiem.

Idąc już kolejnością chronologiczną - dzięki za uznanie akapitu o "zimnokrwistości". Ta wiedza pozyskana jest nie tylko z nauki, lecz z praktyki (jeśli można tak to ująć). Prawdą jest, że taka sprawdzona w praktyce wiedza bardzo mocno zapada w pamięci.

Teraz konkluzja, wzorem Kulika. Mianowicie uważam, że przeciwnika przeważającego liczebnie pokonać można jak najbardziej, choć nie jest to łatwe (choć paradoksalnie tak mogło to zabrzmieć w powyższym tekście) i wymaga odpowiedniego podejścia. Sam sztukami walki tak długą się nie zajmuję - mam dopiero 18 lat - ale mogę chyba powiedzieć, że przekroczyłem już dawno temu próg, gdzie kończy się takie zwykłe zainteresowanie. Osobiście trenowałem jakieś 4 lata kung-fu oraz 2 lata samo tai-chi. To drugie może wydawać się niektórym wręcz śmieszne, tymczasem ten aspekt kung-fu uczy właśnie opanowania ciała i ducha. 2 lata to bardzo mało, nie nauczyłem się wiele z samych technik, ale wyłączyć się od myślenia potrafię, co jest bardzo przydatne czasami (gwoli tej "zimnokrwistości" właśnie). Z kung-fu też wiele (chyba) nie umiem - wiem jak uderzyć mocno (stosunkowo) i gdzie, żeby zabolało. Co innego, że od niespełna 10 lat jako samouk uczę się machać wszelakimi przedmiotami - w ręce wpadały mi noże, nożyczki, kije od szczotek, bambusowe bokkeny lub nawet metalowe pręty. Już o tym gdzieś wspominałem, tutaj powtórzę więc krótko - uważam, że całkiem umiem walczyć bronią białą (ogólnie pojętą), którą zresztą się interesuję. Ktoś spyta, czemu nie uczę się jakiejś sztuki walki od kogoś w tej chwili? Ano odpowiedź jest prosta - brak pieniędzy. Czasu mam mało, ale by jakoś się znalazł. Ale w przyszłości... kto wie? Do rzeczy jednak - sam fakt, iż istnieją style walki dostosowane do walki z grupą ludzi mówi sam za siebie. Wushudoka (tak to się pisało...?) na poziomie 2 dan z liną/łańcuchem może okazać się bardzo przykrym przeciwnikiem dla grupy zdecydowanie większej od 5 ludzi (w przypadku liny bowiem atak można przeprowadzać ze znacznej odległości i razić kilku wrogów na raz). O kiju nawet nie będę wspominać, a miecze wyłączę z oczywistych powodów... ;) Jasne, można to uznać za spekulacje, ale takie jest po prostu moje zdanie. Co innego, że z bandą ludzi może walczyć już raczej autentyczny profesjonalista (poziomem dan nie każdy może się pochwalić...) a nie jakiś kadet, ale to chyba oczywiste. Generalnie style walki "z-czymś-w-zanadrzu" mogą sobie radzić z grupą ludzi sprawniej, niż typowe style "ręczne" IMO (naturalnie ze względu na jeszcze większą przewagę nad pojedynczym oponentem).

Jeszcze tylko wrócę do tego nieszczęsnego boksu - oczywiście zgadam się z Tobą - Muay Thai, sambo czy kick-boxing nie są odmianami boksu. Późna pora była, kiedy to pisałem, więc lekko się pomyliłem - chodziło mi o sztuki walki stosujące tudzież wykorzystujące do pewnego stopnia techniki pięściarskie. Jeszcze raz wybacz przejęzyczenie.

To chyba tyle. Dajcie znać, jeśli coś nadal jest niejasne lub urwałem któryś wątek przypadkowo. ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam pytanie do forumowiczów :

otóż często zauważam, iż moi rówieśnicy zamiast normalnego kopnięcia (np. low kick) kopią z tzw. "partyzanta" jak np. nasz ukochany wujek Leonidas

Jaką obrona jest wtedy najkorzystniejsza? Zbicie, zejście czy może coś innego?

Pozdrawiam, i z góry dziękuje za odpowiedzi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Veldrash:

Co do ataku na boksera - nie muszą być to zaćpane obszczymurki. Mogą być to "królowie dzielnicy". Dres może i ma tą zaletę, że wiele razy (przypuszczalnie) dostał w głowę, wiele razy walczył i dzięki temu jest znacznie wytrzymalszy. Ale czemu nie patrzysz pod tym kątem na boksera? Bokser też dostał nie raz w głowę i to - nadmieńmy - nie od dresów, ale od równych sobie zawodników tudzież sparring-partnerów. Przyjmował na głowę zatem duuuużo silniejsze ciosy.

W pełni się zgadzam. Natomiast chciałbym tu przytoczyć dwie kwestie - po pierwsze, problem jest też taki, że ci "królowie dzielni" niestety często noszą przy sobie jakieś zmyślne zabawki w postaci wspomnianego przez Ciebie wcześniej kastetu, czy noża. Problem jest taki, że niestety przyjmowania ostrza na plecy nie można wyćwiczyć i może się to skończyć tragicznie. Druga kwestia jest taka, że moja wypowiedź była umieszczona w konkretnym kontekście - ludzi, którzy przebywają na tym forum, czyli, powiedzmy generalnie, "śmiertelników". Większość z nas to osoby, które ćwiczą sztuki walki raczej rekreacyjnie/amatorsko (zawodowcy nie mają czasu na granie ;) ). Na moim przykładzie jest podobnie, ćwiczę już od dłuższego czasu, byłem na paru zawodach, ale nigdy nie wyszło to poza obręb rekreacji, zwłaszcza, że teraz już w zasadzie w ogóle nie mam czasu na treningi (ale jeszcze rok studiów i wracam! :) )...

Dlatego też chciałem pozostać w tej sferze - wiadomo, że zawodowy bokser poradziłby sobie w takiej sytuacji. Z tym, że w pierwszej kolejności trzeba sobie uświadomić, że nikt o zdrowych zmysłach nie podszedłby do zawodowego boksera (masa mięśniowa, no i często widać czy ktoś jest bokserem [nos], czy np. zapaśnikiem [kalafiory na uszach] ).

O walce nogami można zapomnieć - najszybsza noga nawet na świecie nie może być (IMO) szybsza od najszybszej ręki. Różnica dystansu itd. robi swoje.

Co do szybkości - zgodzę się. Ale co do dystansu - zdecydowanie nie. Analogicznie - najdłuższa ręka nigdy nie będzie dłuższa od najdłuższej nogi ;) Osobiście zmodyfikowałbym nieco początek Twojego zdania - O walce nogami powyżej pasa można zapomnieć. Uwierz mi, dobrze wykonany lowkick boli. Bardzo boli. Czasem boli tak, że nie można stać na nodze. Tu wychodzi pewna ułomność boksu (której na pewno jesteś świadomy) - osoba, która ćwiczy tylko boks, nie bardzo wie, jak się obronić przed niskim kopnięciem. A obrona przed lowkickiem wcale nie jest oczywista (najskuteczniejsza to albo podniesienie nogi i nadstawienie piszczela - czyli sprawdzenie, czyj piszczel jest twardszy, albo przeniesienie ciężaru właśnie na tę nogę i przyjęcie kopnięcia na napięte udo - wbrew pozorom ból jest wtedy wielokrotnie mniejszy), a większość osób "ucieka" z nogą przekręcając ją, tak, żeby dostać kopnięcie na tylną część uda - pamiętam, kiedy po 9-ciu latach ćwiczenia karate przerzuciłem się na MT, miałem ogromny problem z wyrobieniem sobie nawyku przyjmowania kopnięcia. Dlatego tak ważne jest to (o czym też pisałeś), żeby uzupełniać boks innymi stylami (w sensie - kopanymi).

Bo niestety bolesna prawda jest taka, że ci przeciętni dresiarze już dawno zorientowali się, że wypada pochodzić trochę na jakieś treningi, żeby się lepiej bić na ulicy.

[cały akapit na temat aikido]

W tej kwestii nie dojdziemy raczej do porozumienia, bo ja uważam aikido za sztukę walki laboratoryjną, która (co do zasady - wiadomo, dużo zależy od trenera) nadaje się na pokazy i jako ćwiczenie oddechów. Zaznaczam, jest to moje prywatne zdanie wysnute na podstawie kilku treningów oraz rozmów z autorytetami w innych sztukach walki (czyli z osobami niejako stronniczymi). Jeszcze taka mała anegdota co do specyfiki aikido - podobno O-Sensei Ueshiba, twórca aikido, był człowiekiem o niespotykanej sile, w związku z czym techniki, których był autorem mogły nie uwzględniać tego, że wykonywać je może ktoś o mniejszej sile (ale to znów moja prywatna konkluzja).

Co innego, że od niespełna 10 lat jako samouk uczę się machać wszelakimi przedmiotami - w ręce wpadały mi noże, nożyczki, kije od szczotek, bambusowe bokkeny lub nawet metalowe pręty. Już o tym gdzieś wspominałem, tutaj powtórzę więc krótko - uważam, że całkiem umiem walczyć bronią białą (ogólnie pojętą), którą zresztą się interesuję.

Ja miałem kiedyś 3-4 letni epizod z kobudo (walka tonfami, nunchaku, bo, sai i kamami) i kenjutsu (walka mieczem samurajskim) - i jeżeli jesteś pasjonatem, to zdecydowanie polecam Ci spróbowanie walki tonfami (naturalnie w wydaniu klasycznym - czyli dwie krótkie pałki z drewna, a nie policyjny, długi gumowiec ;) ) - jest to bardzo przyjemne i nie tak trudne do opanowania.

Generalnie style walki "z-czymś-w-zanadrzu" mogą sobie radzić z grupą ludzi sprawniej, niż typowe style "ręczne" IMO (naturalnie ze względu na jeszcze większą przewagę nad pojedynczym oponentem).

Zgadzam się - ale trzeba pamiętać o jednym: jeśli nie jest się pewnym swoich umiejętności walki bronią, lepiej jej nie wyjmować, bo można wkurzyć napastnika i oberwać swoimi własnymi zabawkami. Przytoczyłbym tu historię, jaka kiedyś zdarzyła się mojejmu znajomemu, który pracował jako ochroniarz w kilku warszawskich klubach (tzn. pracował w jednym, ale ponieważ był ten sam właściciel, to czasem jeździli na interwencję do innych) - otóż podczas jednej z interwencji mieli taką sytuację, że było ich kilku (nie pamiętam dokładnie ilu, ale chyba jeden samochód) i mieli ze sobą batony (w sensie pałki teleskopowe ;) ) a ludzi robiących burdę było ze dwa razy więcej. Widząc to, ochroniarze, czyli było nie było, ludzie dużej postury umiejący się bić, jak jeden mąż wyjęli swoje pałki i wrzucili je do studzienki kanalizacyjnej (byli już poza samochodem, a akcja się działa na ulicy), bo było duże prawdopodobieństwo, że tymi pałkami potem dostaną.

Jeszcze tylko wrócę do tego nieszczęsnego boksu (...)

W takim razie wybacz, że na Ciebie naskoczyłem :)

Tym razem bez konkluzji, bo nie wiem, co napisać ;)

Pozdrawiam,

edit:

@RaxusV:

Wiesz, ciężko jest tak jednoznacznie określić, jaka obrona byłaby najlepsza przed front kickiem / mae geri - z jednej strony, kopnięcie to jest wykonane w takiej płaszczyźnie, że zejście wydaje się najlepszym pomysłem, ale z drugiej strony ma to sens, kiedy kopiący włoży dużą siłę (i biodro) - wtedy, po dobrym zejściu, mamy dwie chwile na akcję, zanim przeciwnik się "ogarnie". Kiedy natomiast kopnięcie jest lekkie (karatecy często kopią fronty w celu odwrócenia uwagi), to lepiej przyjąć je na brzuch skracając dystans (tak, żeby przeciwnik nie zdążył wyprostować nogi - wtedy kopnięcie będzie lekkie) i wejść z czymś na głowę. No ale tak jak pisałem, nie ma uniwersalnej recepty - zależy z kim walczysz, jaka jest różnica siły, wagi, a nawet jakie jest podłoże.

Dla przykładu - moją ulubioną obroną jest zejście lekko na zewnątrz kopnięcia i do przodu, tak, żeby prawie stykać się brzuchami/biodrami, z jednoczesnym podgarnięciem nogi kopiącej ręką (czyli wewnętrzna strona mojego łokcia styka się z wewnętrzną stroną kolana kopiącego - noga "wisi" na moim ręku - wtedy można podnieść lekko rękę trzymającą nogę podciąć drugą i wykonać efektowne obalenie. Jest to oczywiście trudne jak cholera i wychodzi rzadko, bo trzeba trafić z tempem idealnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Kulik:

Rozumiemy się zatem bardzo dobrze. Ja po prostu opisywałem sytuację, kiedy wszyscy walczący nie mają żadnych broni, a "lone wolf" to profesjonalny fighter, a nie właśnie ktoś typowo "rekreacyjny". ;) Podeszliśmy do tematu z nieco innego punktu widzenia, to wszystko. :) Zgodzę się też co do problemu doboru oręża - rzeczywistość jest smutna w aspekcie "honorowości" bandytów - noże i kastety nie są czymś, przed czym łatwo się bronić. Blok a unik to zasadnicza różnica...

U mnie z umiejętnościami jest ten problem, że w zasadzie to wszystko obraca się w sferze teorii - nie mam z kim tego ćwiczyć. Samymi "kata" człowiek się nie wyszkoli. Przydałoby się jakieś "kumite". ;) Jak na złość jednak z nikim tego po prostu ćwiczyć nie mogę nawet - jakoś żaden mój "materialny" znajomy, których i tak było bardzo niewielu, nie podzielał mych zainteresowań. Tak więc wymyślam często własne choreografie lub uczę się tego, co widzę w grach/filmach. Ciężko mi jednak stwierdzić, jak zachowałbym się w prawdziwej walce... :/ Mam zatem nadzieję, że jak wybiorę się na studia (jeśli się wybiorę...) to znajdę jakiegoś podobnego zawodnika do mnie, z którym mógłbym zacząć gdzieś uczęszczać. Jak wszyscy wiemy - w kupie siła! :D

Dodajmy też co do owych zdrowych zmysłów drobną notkę - nikt do końca nie będzie nigdy pewien, jak bardzo dresy (dresi...?) są zdrowe (zdrowi...?) na umyśle... ;] To tyle w tym temacie.

Kolejny mój błąd co do tej szybkości - oczywiście miałem na myśli różnicę dystansu względem głowy - ręka szybciej tam "dotrze" niż noga. Za to skuteczności low-kicków komentować nie muszę: absolutnie się z tym zgadzam. Boks w istocie jest tutaj bezradny, stąd i wspomnienie o innych, bardziej "kopiących" stylach. Nie od dziś wiadomo zresztą, że ktoś obeznany w kilku sztukach walki potrafi czasem tworzyć tak zabójcze improwizacje... ale tutaj znowu wchodzę w sfery niedostępne dla zwykłych zjadaczy chleba. :) Mniejsza zatem o to - po prostu warto dodać coś jeszcze do klasycznego boksu, tak na wszelki wypadek. A raz jeszcze wracając do dresów - treningi czasem niewiele pomagają takim matołkom...

Sytuacja z życia wzięta - miałem w liceum, w swojej klasie takiego tragicznego wręcz typa. Dres-bajkopisarz, można powiedzieć, bo historii fantastycznych przez niego opowiadanych nie powstydziłby się nawet Lem. ;] Był postrzegany po prostu za straszliwego pozera. Sprawności fizycznej nikt mu jednak nie mógł odmówić - niewiele ponad 1.60 m i jakieś 60 kg wagi, ale wyżyłowany tak, iż to po prostu się w głowie nie mieściło. Skomasowana siła objawiała się przede wszystkim w bardzo dużej wytrzymałości, rewelacyjnych czasach (jak dla mnie) w bieganiu. Ćwiczył parkour, krav magę i kick-boxing. Wydawałoby się - trudny przeciwnik/rywal. On chyba też tak uważał, bo cham był z niego nie z tej ziemi. Dla wszystkich w sumie. Uważał się za nie wiadomo kogo. Raz musiał jednak przesadzić - w jakimś warszawskim parku, przy stołach pingpongowych zdarzyło mu się zastosować ciętą ripostę wobec jakiejś dziewczyny. Okazało się, że dziewczyna to była nie byle kogo - jakiś miejski Rambo musiał poczuć się urażony honorem. Zemście stać się musiało zadość... I tak, któregoś pięknego, letniego dnia (to było w zeszłym roku) zaraz po przekroczeniu bramy wyjściowej szkoły spotkać się miał z gwiazdami. Pod wejście podjechał jakiś czarny "wózek", wysiadł zeń wielki "koksu" i ni z tego ni z owego po prostu "przylutował" sparaliżowanemu cwaniakowi (strach zrobił swoje...) standardowym, ulicznym "finiszerem". :D Potem coś tam jeszcze do niego powiedział, spakował się do wozu i odjechał. Przez dwa tygodnie kurował "limo" pod okiem. :D Wychowawczyni wyjaśniła nam, że "nasz kolega" nie będzie obecny w szkole z powodów "zdrowotnych" przez jakiś czas. :D Mnie wtedy w szkole akurat nie było (okres chorobowy), ale sporo osób z mojej klasy to widziało przez okna szkoły. Ponoć męska część wręcz położyła się ze śmiechu. :) A jaka z tego puenta? Sztuki walki to nie wszystko, bowiem właśnie mentalność decyduje o wszystkim (takie praktyczne potwierdzenie słów z pierwszego mego posta w tym tygodniu). A współcześnie dla wielu mentalność nic nie znaczy. To błąd, który może wiele kosztować w jednoznacznych sytuacjach tego typu.

Wracając do aikido - spór uczelniany trochę: nie ma możliwości go rozstrzygnięcia wydaje mi się. Seagal też jest silnym człowiekiem, choć z drugiej strony ponoć techniki aikido potrafią niwelować braki w sile... Najlepiej byłoby się spytać takiego Jacka Wysockiego (bowiem najbardziej "dostępny" dla Polaków z wymienianych autorytetów), który być może mógłby coś na ten temat powiedzieć. Byłaby to sugestywna opinia, ale w pełni profesjonalna... Mniejsza - szanuję Twoje zdanie będąc świadomym, że moje słowa to w zasadzie tylko teoria. Jak już powiedziałem - raczej się nie dowiemy, kto jest bliżej prawdy. Trochę szkoda... ;)

Kolejna sprawa - tak, słyszałem, że tonfa tak pojedyncza jak i w wariancie podwójnym jest niesamowicie skuteczna jeśli chodzi o samoobronę. Dodając do tego jeszcze fakt, że dla mnie byłoby to jeszcze bardziej naturalne... nie będę ukrywał, że to całkiem interesujący kierunek nauki. Problemem jednak w takiej samoobronie jest niestety polskie prawo - załóżmy, że napada takiego "pałkarza" 2 chłopków. Ginie jeden z nich. I co? Idziemy do więzienia? To jest chore... Ale to temat na inną rozmowę, w innym miejscu i czasie. Powiedzmy zatem, że tonfa to ciekawy wybór jak dla mnie.

Dla jasności - wiem, co to jest "baton"... Czy nie wspominałem o interesowaniu się bronią białą...? ;)

Rozumiem takie podejście, ale tak szczerze - może to był błąd? Przy walkach "grupowych" każda tego typu broń bardzo skutecznie niweluje przewagę liczebną - już w średniowieczu o tym doskonale wiedzieli. Ale szanuję decyzję Twojego znajomego i wcale jej się nie dziwię w sumie - wszak uderzenie takim "batonem" boli także ochroniarza... Przezorny zawsze ubezpieczony ;]

Nie ma też za co przepraszać - żadne tam naskoczenie, po prostu nieścisłość z mojej strony. Powinienem raczej podziękować za wskazanie mi "luki" i możliwość poprawienia się. :)

A tak już pozostając przy temacie skuteczności samoobrony - ciekaw jestem, czy jest ktoś na forum, kto miał bezpośrednią styczność z Keysi Fighting Method (czyli KFM), która jest dosyć świeżą metodą samoobrony spopularyzowaną skutecznie dość przez dwie nowe odsłony Batmana. Christian Bale na planie filmu poruszał się niebywale skutecznie, muszę to przyznać, ale przecież wszyscy wiemy o fakcie ustalania z góry choreografii walk filmowych... Czy w rzeczywistości owa sztuka byłaby równie skuteczna...? Z tego co zdołałem się dowiedzieć wynika, że sztuka ta należy do kategorii tych bezpardonowych, gdzie skrupuły odkłada się na bok. Walczy się głównie przy wykorzystaniu łokci, kolan i (uwaga!) głowy. Obrona w zasadzie nie istnieje, zastąpiona przez agresywną i bardzo aktywną ofensywę. Wydaje się to skutecznym podejściem... Ciekawym opinii, jeśli są takie (to dotyczy także Ciebie, Kuliku ;)).

@RaxusV:

Podaną przez Kulika metodę jak najbardziej popieram (sam chciałem o czymś takim napisać wczoraj), zatem zasugeruję coś innego. Tak więc: utrzymując dystans zmieniasz tylko nieznacznie pozycję - uchylasz się tak, aby "przyjąć" kopnięcie na biodro. Ważne, by znaleźć się po wewnętrznej stronie nogi oponenta (lewa na prawe biodro, prawa na lewe). Kiedy kopnięcie jest "u szczytu" przytrzymujemy je ręką przy biodrze (można też podebrać pod kolanem, przy łydce) oraz unosimy nieco do góry (jak wspomniał już Kulik - to unieruchamia jeszcze bardziej przeciwnika, osłabiając jego pozycję). W tym samym czasie przeciwną dłonią składamy się jak tylko najlepiej umiemy do sierpowego na szczękę oponenta - pamiętać trzeba o skręcie bioder przy wyprowadzaniu ciosu. Dodatkowo przy wykonywaniu ciosu warto spróbować przerzucić ciężar ciała w przód - to dodatkowo wzmocni uderzenie (wykrok nogi odpowiadającej ręce powinien być wystarczający). Jeśli wszystko odpowiednio zgramy w czasie, to niemal pewny jest knock-down. Możemy się jeszcze wspomóc wyrwaniem trzymanej nogi w górę lub podcięciem zaraz po uderzenie.

Ewentualnie można zastosować jeszcze jeden manewr, ale ten wymaga już większej wprawy. Bodajże w sambo wykonywane jest pewne charakterystyczne kopnięcie (gdzieś słyszałem nazwę "stinger"... ale to być może tylko spekulacja), gdzie klasyczny "partyzant" przybiera formę bardzo mocnego kopnięcia na wysokości brzucha, ze skrętem bioder za atakującą nogą (stopa jest poziomo, nie pionowo) oraz odchyleniem korpusu w bok. Za takie kopnięcia odpowiadają bodajże (ważne tutaj słowo - nie jestem tego pewien) najsilniejsze (nie najwytrzymalsze...) ludzkie mięśnie, czyli mięśnie udowe. Słowem - trafienie takim "żądłem" to kolejny sposób na eliminację zagrożenia. Ustać na nogach nie ma w sumie możliwości, gdyż cała kombinacja przybiera charakter dalekiego kroku w przód - ciężar ciała przerzuca się "samoistnie". Łącząc to jeszcze z lekkim "rozbiegiem" przed atakiem... cóż... nie polecam ćwiczenia tego na domowych drzwiach. :D W każdym razie - przy klasycznym front kicku wykonanym przez oponenta możemy uskoczyć w tył i potraktować go owym "stingerem", kiedy nogę ma jeszcze w powietrzu (wymaga doskonałego wyczucia czasu). Można też zaryzykować trafienie i zacząć wykonywać kopnięcie jak tylko widzimy, że wróg też zamierza kopnąć (jeszcze lepsze zgranie w czasie i refleks...). Jeśli nam się uda, to zbijamy kopnięcie wroga rękoma natychmiast kontrując je kontr-kopnięciem. We wszystkich tych przypadkach obalenie jest w sumie gwarantowane.*

Nadmienię jednakże, iż ten drugi akapit do wykorzystania raczej przez tych pewniejszych siebie, zaznajomionych już z tematem sztuka walki nieco bardziej praktycznie.

To chyba tyle - jak mi się coś przypomni, nie omieszkam o tym napisać. ;)

* - zakładając rzecz jasna, że walczymy z człowiekiem o podobnej wadze. 50 kilogramowy sambista nie dałby chyba rady obalić 150 kilogramowego koszykarza takim atakiem... To dla jasności sytuacji. ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ciekawa wasza polemika, mości Kuliku i Veldrashu. Chcę wreszcie po wakacjach zacząć trenować jakąś sztukę walki (w wakacje nadrabiam braki kondycyjne i zmniejszam objętość zimowego mięśnia piwnego :D), więc uderzam do Was z pytaniem: od czego zacząć? Mieszkam niedaleko Gdańska, więc jeśli dobrze się orientuję, wybór sztuk walki do trenowania mam spory. (Jakkolwiek nie oceniać jego umiejętności sportowych, Pudzian zrobił naprawdę dużo w kwestii popularyzacji sztuk walki w Polsce.) największym problemem, z jakim się borykam, jest astma. Walczę z nią jak tylko się da, staram się być jak najaktywniejszy fizycznie, by płuca były wyćwiczone, ale pewnych rzeczy przeskoczyć się nie da. Zatem co moglibyście polecić? Bardzo ciekawe wydały mi się Aikido i Taek won do, myślicie, że to dobry pomysł?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam widzę iż w temacie wypowiadają się osoby ćwiczące sztuki walki.Otóż mam taki problem, jakiś czas temu nabawiłem się kontuzji kolana a zawsze chcialem ćwiczyć sztuki walki moje pierwsze pytanie to czy z ta kontuzja mogę cokolwiek ćwiczyć i drugie co polecacie do cwiczen wybor mam niestety dosc ubogi poniewaz w mojej okolicy prawie nic niema mam do wyboru Kyokushin albo jujitsu

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To zależy jakiego rodzaju to kontuzja i jak jest poważna, bo jeżeli utrudnia ci na co dzień poruszanie się to słabe szanse. ale jeżeli kolano wyzdrowiało już dawno i możesz bez problemu się poruszać to myśle że nie ma przeszkód, najlepiej jednak zapytać lekarza czy możesz coś trenować, i tak są zresztą wymagane zaświadczenia od lekarzy że możesz ćwiczyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Loviricus: Dzięki za uznanie, ale to naprawdę nic wielkiego - ot taka zwykła wymiana poglądów. Szkoda, że tylko nas dwóch.

Astma to faktycznie trudna do pokonania choroba, aczkolwiek nie jest ona całkiem niezłomna. Astmatycy, którzy weszli na Mount Everest pewnie coś o tym wiedzą... ;) W każdym razie - wydaje mi się, iż Aikido będzie tutaj dobrym wyborem jako początek przygody ze sztukami walki. Nie chodzi już tutaj o samą specyfikę tejże sztuki, ale o fakt, jak duży nacisk jest tam położony na samą kondycję i wydolność organizmu. Dużo biegania będzie raczej gwarantowane, co powinno z czasem przynieść skutki także w kierunku walki z chorobą - wydolność oddechowa powinna się wyraźnie zwiększyć. Prawdopodobnie konieczny byłby nieco bardziej indywidualny trening, dostosowany konkretnie do Ciebie, ale z czasem to też przestało by być problemem. Po dwóch latach regularnych ćwiczeń podejrzewam, że nie byłoby przeszkód (chyba - nie jestem lekarzem, by być pewnym) dla rozpoczęcia bardziej wymagającego treningu charakterystycznego dla "szturmowych" technik walki jak choćby sambo, krav maga czy boks.

Co do samego charakteru wybranej sztuki walki - aikido to technika idealna do obrony ze wskazaniem na pojedynki, choć umiejętnie wykorzystana potrafi być skuteczna i przeciwko dwójce, trójce przeciwników. Zresztą, słów parę napisałem o tym w poprzednich mych postach. Co do taek-won-do wielkiego doświadczenia nie mam, ale tutaj także raczej konieczna jest duża wytrzymałość na zmęczenie - wyrobienie sobie odpowiedniej szybkości nóg zdecydowanie nie jest prostą rzeczą, nie wspominając o bardziej skomplikowanych atakach. No i nie jest to sztuka walki defensywna, jak aikido, lecz raczej stawiająca na rozważny atak z naciskiem na szybkie rozbrojenie oponenta (osobisty wniosek).

@qubson16: W zasadzie Mundus udzielił odpowiedzi - wszystko zależy od rodzaju kontuzji. Zdarcie kolana a zerwanie więzadeł krzyżowych to nie to samo... Skonkretyzuj pojęcie "kontuzja" lub poradź się lekarza tudzież ewentualnego przyszłego nauczyciela. Co do rodzaju nauki - osobiście poleciłbym kyokushin karate. Jiujitsu (tego współczesnego) nie polecałem i nigdy polecać nie będę - obecnie to dla mnie technika sportowa, w zastosowaniach "życiowych" mająca nikłe zastosowanie w porównaniu do innych technik. Kyokushin to przykład tego, iż w prostocie kryje się wielka siła, a trening w istocie czyni mistrza. Nieco ironicznie, lecz prawdziwie - choćby nawet trening wyglądał tak, że przez cały dzień uderzasz pięściami w ścianę, to któregoś dnia przyjdziesz, i zaczynając trening już dwoma pierwszymi uderzeniami zostawisz weń głębokie dziury... Także gwoli ścisłości - zdecydowanie kyokushin jest lepsze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chwilę mnie nie było w związku z upragnionym urlopem, także witam powakacyjnie :)

Ponieważ koledzy się tu ładnie rozpisali to tylko moje małe dodatki:

Co do aikido to już wyrażałem swoją opinię na temat tej sztuki walki, którą uważam za nieskuteczną (w ujęciu generalnym - jeżeli mamy dobrego trenera, to to, co ćwiczymy jest drugorzędne), z powodów wymienionych w poprzednich postach.

Natomiast zgadzam się jak najbardziej z tym, że jest to niezły sposób na rozpoczęcie przygody z SW, zwłaszcza dla ludzi mających problemy takie, jak astma.

Co do taek-won-do: Veldrash to dobrze ujął, trzeba pamiętać, że w tej sztuce kładzie się większy nacisk na nogi, więc (jak podejrzewam - nigdy nie ćwiczyłem, widziałem tylko kilka pokazów) początki mogą być mozolne - m. in. w kwestii dojścia do odpowiedniego rozciągnięcia.

A co do kontuzji kolana (poniższa wypowiedź nie powinna być pod żadnym pozorem traktowana jako porada medyczno-sportowa), to z mojego doświadczenia:

Sam miałem przez długi czas problemy z jednym kolanem w wyniku długoletniego treningu karate i z doświadczenia po ćwiczeniu MT mogę powiedzieć, że te bardziej sportowe i kontaktowe style wbrew pozorom mniej szkodzą kolanom - w bardziej tradycyjnych stylach często technikę ćwiczy się "na sucho", przez co przy kopaniu w powietrze mogą się tworzyć przeprosty, które niekorzystnie działają na stawy. Przy kopaniu w worek/partnera, nie trzeba hamować nogi w powietrzu, przez co energia nie zatrzymuje się na kolanie, tylko przekazywana jest workowi/tarczy. Może się to wydawać dziwne, ale w moim przypadku zmiana sztuki na bardziej kontaktową pomogła uporać się z problemami.

Ale traktujcie to proszę raczej jako dygresję - nie chciałbym mieć na sumieniu czyjegoś stawu.

Pozdrawiam,

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja z innej bani.Przecież wiadomo że każdy będzie ćwiczył to co mu się podoba,więc jest takie głupie mówienie że to jest słaba sztuka walki,lub że jest jak to się mówi nie skuteczna.Skuteczność danej sztuki walki zależy od człowieka i od jego psychiki.Np na SFD są niekiedy posty ludzi mam X cm wzrostu y wagi jak sztuka walki dla mnie?Prosta odpowiedz ćwicz to co Ci się podoba.Mi się spodobała sztuka walki której nigdy nie lubiłem i nigdy bym jej nie ćwiczył gdybym nie zobaczył jaka ona jest fajna.A i Jiu-Jitsu(tradycyjne japońskie) a BJJ(Brasylian Jiu-Jitsu rozsławione przez rodzinę Gracie) to dwie inne inne sprawy.

Jeśli chcecie zobaczyć jedną z lepszych walk Pride FC Don Frye vs Yosihiro Takayama podaję linka.Jeśli chcecie zobaczyć jeszcze kilka fajnych walk do podam linki kiedy indziej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Głupie to jest niezauważanie różnic pomiędzy SW. Oczywiście, że skuteczność danej sztuki walki zależy od danej osoby, ale gdyby tylko to brać pod uwagę, to nie byłoby sensu wprowadzać jakiejkolwiek systematyki. Fakt pozostaje faktem, że bazując na tym, jaki zestaw technik oferowany jest w danej sztuce, można statystycznie stwierdzić, która ma lepsze predyspozycje do samoobrony. Czy statystycznie więcej osób trenujących dwa lata Kyokushin wygrałoby walkę z osobami trenującymi dwa lata aikido? Uważam, że tak. Czy to oznacza, że aikidoka nie pokona karateki? Nie. Czy to sprawia, że Kyokushin jest lepszą sztuką walki od aikido? Nie. Wreszcie, czy to oznacza, że Kyokushin to styl o lepszych predyspozycjach w kwestii nauki samoobrony? Tak (bo bierzemy pod uwagę zakres technik, stopień trudności, występowanie sparingów, to czy przeciwnik umie atakować itd.).

Nie staram się tutaj udowodnić wyższości Bożego Narodzenia nad Wielkanocą, prezentuję tylko swoją opinię, a kiedy ktoś pyta o przydatność danej SW w samoobronie, to odpowiadam zgodnie z moim doświadczeniem.

Jakby mnie ktoś zapytał o sztukę relaksującą i wyciszającą to przecież nie forsowałbym na siłę mojego ukochanego MT.

Sztuki walki należy porównywać pod takim kątem, żeby ludzie wiedzieli mniej więcej, czego się spodziewać - idąc Twoją logiką można stwierdzić, że porównywanie, dajmy na to, pistoletu M9 i karabinu M16 jest bezcelowe, bo i tak wszystko zależy od tego, czy ktoś potrafi strzelać. Generalnie tak, ale zależy jeszcze do czego, i gdzie, strzelamy - dlatego obie bronie znajdują swoich odbiorców i nikomu nie przychodzi do głowy uznanie jednej z nich za definitywnie lepszą (gdyby tak było, wszystkie inne by zniknęły).

Pozdrawiam,

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mógłby mi ktoś polecić jakąś sztukę walki? Miałem samoobronę i karate, ale mi się niespecjalnie podobały. Regularnie uczęszczam na treningi Judo. Myślałem nad Krav Maga i boksem tajskim. Głównie chodzi mi o samoobronę, rekreacje i sparingi (a co, lubię się nawalać z innymi po mordzie), zawody to raczej okazjonalnie, bo te z Judo mi wystarczą. Czekam na jakieś podpowiedzi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

J(ak myslisz o krav maga to polecam poczytac o paradoksie kano. Co do muay thai to z czystym sumieniem polecam kazdemu. Wiadomo, duzo zalezy od trenera, ale na pewno nie bedziesz narzekac na

ilosc sparingow i szybkosc przyswajania wiedzy ;-)

Pozdrawiam,

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

lol

Dzięki, teraz poszukam jakiegoś klubu w Krakowie, w którym treningi nie będą mi kolidować z innymi rzeczami.

A przy okazji wczoraj odbył się XV Międzynarodowy Turniej Judo Zakopane 2011 (czy jakoś tak). Zdobyłem złoto w kategorii młodzicy (NIE ŚMIAĆ SIĘ) do 73 kg. Pierwszą walkę wygrałem w 4 sekundy.

Wszystko fajnie tylko w kategorii, oprócz mnie, była 1 osoba... do tego kiepska.

EDIT

Jak mam 14 lat to raczej nie mogę zapisać się na walki uliczne (street box, combat czy jak to się tam nazywa)?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...