Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

P_aul

Sesja Naruto: Ninja Story

Polecane posty

Nawet jeszcze za dobrze nie zaczęlismy, a dwóm już puściły nerwy.

- Seiki, uspokój mózg, bo ci eksploduje - zacytowałam sowa Takamo, który zawsze ich używał, kiedy ja sie wkurzałam. - Nawet nie zaczęlismy nadobre, a wy juz skaczecie sobie do gardeł? Aż się mi żal was robi...

Gorsze było to, co Seiki własnie powiedział. Jeszcze wywrzeszczał przeszłość...

- Seiki, jeśli myślałeś, że zacznę ci współczuc, to sie mylisz. Zapewne wszyscy, jak tu stoimy, zostaliśmy potraktowni przez los dosć surowo. - Ngdy nie zapomnę, jak się bałam, kiedy byłam malutkim berbeciem... Ale to tylko ustępowało nauce wspinaczki. - I mam juz drugi argument, przez który zostanieci rzuceni na głeboką wodę przy najbliższej możliwej okazji... Zetsumei, podziekuj ładnie kolegom.

Kazania im prawie, zamiast przygrzać po pysku... Albo mnie znienawidzą, albo ja ich znienawidzę. Optymistycznie załóżmy to pierwsze.

- I jeszcze jedno... Twoja analiza, Zetsumei, jest trafna. Ale tego, ze sie odsłoniłam, nie wkalkulowałam w ryzyko. Mój błąd - uśmiechnęłam się. - Ale zważcie na to, że dostosowałam się do faktu, że jesteście właściwie uczniami akademii, a geninami tylko tymczasowo. Ale to przez ninjutsu oblałam dwukrotnie egzamin... Tak, oblałam dwukrotnie egzamin kończący akademię, mozecie sie z tego śmiać. Nie bronię.

Oj, coś wątpię, żeby się któryś śmiał z tego... Chyba im szczęki poopadają z niedowierzania, że taką "inteligentną" sensei mają.

- I na przyszłość... Zetsumei, komplementy praw mi na osobności, nie toleruję czegoś takiego przy wszystkich. Nawet, jeśli to jest stwierdzenie faktu, inni mogą to odebrać jako lizusostwo. Wszyscy juz powiedzieli, co chcieli? Wspaniale! To idziemy łapać koty, jak to mówi jeden z moich wspóllokatorów, jak ma na myśli jakkolwiek misję.

I poprowadziłam ich do Hokage, kompletnie olewajac drugą drużynę i Edo. jak skonczą, to przyjdą, ale ja mam na głowie "swoje" dzieciaki...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

? Rewanż? A jakże, będzie. Ale pod koniec naszej wspólnej przygody. No a teraz zbierajcie się, musze was odstawić do szpitala, w końcu nieco mnie poniosło. ? Powiedziałem spokojnie, po czym udałem się spacerem w kierunku wioski.

W czasie spaceru postanowiłem omówić egzamin:

- Cóż... Nie poszło wam zbyt dobrze. Popełniliście kilka zasadniczych błędów. Po pierwsze, chodziło o odebranie mi papierosa, a wy walczyliście, jakbyście chcieli mnie zabić. Po drugie, gdy walczycie z przeciwnikiem silniejszym należy pamiętać o dwóch rzeczach. Pierwszą jest plan, którego u was zabrakło. Druga jest banalna, walkę zaczynamy na ćwierć gwizdka, żeby uśpić czujność naszego przeciwnika i gdy ten myśli, że ma do czynienia z ciapciakiem, nagle dostaje baty ? zrobiłem długą przerwę, żeby zebrać myśli. ? Wy natomiast chcieliście mnie przestraszyć waszymi umiejętnościami, które oczywiście wrażenia na mnie nie robią. Prawdę mówiąc, to mam ten kawał blachy w ramieniu nie dlatego, że jesteście tak dobrzy, a dlatego, że dałem się wam trafić. Nie patrzcie tak na mnie, bo taka jest prawda. Myśleliście pewnie, że stary Edo jest cieciem, a tu proszę, w ciągu kilku chwil powaliłem was wszystkich. No, jesteśmy na miejscu ? powiedziałem, patrząc na szpital. ? Idźcie i dajcie się zbadać i poszyć, wrócę po was za dwie godziny i idziemy na misję, nawet, jeśli lekarze nie wyrażą zgody.

Po tych słowach pobiegłem w kierunku swojego mieszkanka.

Na miejscu wywaliłem do śmietnika sweter i koszulkę, zdezynfekowałem ranę i założyłem opatrunek. ?W życiu nie pójdę do lekarza z tak głupią raną..? Umyłem się szybko, po czym włożyłem na siebie białą koszulkę, na którą nałożyłem czarną koszulę, której rękawy podwinąłem do łokci. Na prawą rękę założyłem bransoletkę z kolczugi, a na drugą dziesięć rzędów rastamańskich koralików. Dready związałem w koński ogon, a beret zostawiłem na stole. Wziąłem ze sobą zwykłą, szarą torbę, do której wrzuciłem dwa kartony mleka, jakieś kanapki i dwie paczki papierosów. W spodnie schowałem kolejne dwie paczki. Zgarnąłem też telefon, który zawsze gdzieś zostawiam i słuchawki od niego, które puściłem pod koszulką. Sprawdziłem, czy cały sprzęt bojowy mam przy sobie, po czym ruszyłem do szpitala słuchając reggae.

Po zebraniu batów od doktora i pielęgniarek, prawie siłą zabrałem moich uczniów do Hokagę.

- Dzień dobry, Mistrzu! ? Zawołałem radośnie. ? Melduję, że drużyna świetnie sprawdza się w walce, radzą sobie zarówno solo jak i w drużynie. Jesteśmy gotowi na misję, ale nie jakieś tam łapanie kotów, chcemy czegoś poważnego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślałem że Edo będzie krzyczeć, ale naszczęście tylko powiedział nam co zrobiliśmy źle. Trzeba mu przyznać że miał dużo racji. Przyprowadził nas pod szpital i powiedział żebyśmy się dali zbadać, a sam gdzieś pobiegł. Może boi się lekarzy. Gdy tylko weszliśmy do szpitala pielęgniarka szybko wzięła mnie do doktora. Lekarz zdezynfekował spirytusem kilka moich ran, naszczęście powiedział że nie mam nic złamanego. Pielęgniarka po badaniach odprowadziła mnie pod pokuj i kazała mi tam zostać. W pokoju były trzy łóżka. Żadnego z dwójki moich towarzyszy tam nie było. Po jakiś pięciu minutach mój brat przyniósł mi czyste ubrania. Pogadaliśmy my chwile i poszedł. Ja poszedłem wziąć prysznic(w pokoju była łazienka z prysznicem). I przebrałem się w nowe ciuchy, a stare wyrzuciłem, były zresztą strasznie potargane. Po jakimś czasie przyszedł sensej Edo i wziął naszą trójkę. Po drodze spytałem się go:

- Sensej proponuje abyśmy wybrali jakiegoś dowódcę z pośród nas trzech. Na wypadek gdybyśmy zostali odcięci od ciebie w czasie jakiejś trudnej misji. Proponuje Rio, bo tylko on podczas walki z tobą zachował się rozsądnie. Co ty na to?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-"Ehh..."-Spojrzałem z politowaniem na Seiki?ego.-?Żal.?- Przebiegło mi przez myśl, ale nie było sensu się kłócić, choć strasznie się nad sobą użalał. Mamy prawo myśleć, co chcemy.

Później mój wzrok przeniósł się na Zetsumei?a i Mirai. Oboje mieli sporo racji, tak, trzeba im to przyznać. Nie można z góry zakładać przegranej, to niszczy morale. Lepiej już nic nie mówić niż dołować resztę. Nie pozostaje nic innego jak tylko ruszyć za Sensei, misja przed nami.

-No to na koty!- Powtórzyłem z zapałem powiedzonko.- Zetsumei, dziękuję za wyprowadzenie mnie z błędu.- Uśmiechnąłem się i ruszyłem za Mirai. Nie mogłem już doczekać się końca tego dnia i powrotu do domu...Zwłaszcza, że czekała tam na mnie skrzynia ojca.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To, że słowa sensei Edo pokrywały się z moimi przemyśleniami, niespecjalnie poprawiło mi humor. Od dawna zmagam się z tym problemem: myśleć, ale przed wydarzeniami. Po - to może być już za późno. O całe życie za późno.

Rozstaliśmy się przy szpitalu. Wiedziałem że ze mną wszystko w porządku więc poszedłem prosto do domu. Rodziców akurat nie było, Oboro zresztą też, więc nie marnując czasu zapakowałem do sakwy mój zielnik, zeszyt-notatnik z prostymi ćwiczeniami kontroli czakry - nigdy się w to nie bawiłem ale teraz muszę - oraz dobrałem kunai w miejsce tego, który poleciał gdzieś w powietrze. Pobiegłem do kuchni, zabrałem trochę suchego prowiantu. Pomyślałem chwilkę i wróciłem do mojego pokoju. Wygrzebałem parę paczek z mieszankami ziół - herbata czarna, mięta, herbata zielona, olejek cytrusowy, takie rzeczy. Również wcisnąłem je do sakwy.

Stanąłem przed lustrem. Obiecałem sobie coś zrobić z włosami ale na porządne rozwiązanie nie ma czasu. Skrzywiłem się i za pomocą kunai przyciąłem włosy nieco powyżej karku, zostawiając umyślnie jedynie jedno długie pasemko sięgające nieco za połowę pleców. Obejrzałem moje "dzieło" krytycznym wzrokiem. Poprawi się przy okazji.

Rozejrzałem się po raz ostatni i zostawiłem krótką notkę:

"Jestem na misji. Powiem więcej jak wrócę. Riou."

Wychodząc jednak wpadłem na swoją kuzynkę, Izunę. Skrzywiłem się minimalnie: oni - z "głównej gałęzi" - potrafili być naprawdę dziwaczni.

- O, cześć, Riou! - wydawała się być podejrzanie zadowolona. - Słyszałam o twoim awansie. Wiem że nikogo nie ma - uprzedziła moje słowa. - Powiem im gdzie można cię znaleźć! Fajny bajer z tymi włosami.

Uniosłem brew, po czym wzruszyłem ramionami. Izuna miała 15 lat, więc w zasadzie mogła sobie pozwalać na takie numery. Chyba. Pożegnałem ją neutralnym mruknięciem i poszedłem pod szpital, czekając na resztę, po czym udałem się razem z nimi

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Drużyna Edo ? Nie mówiąc już, czy pytanie Sadoriego było sensowne, czy nie, na odpowiedź nie ma czasu ? zadane zostaje bowiem niedaleko gabinetu Hokage. W końcu, dotarłszy tam, wchodzicie do pomieszczenia, a Edo zwraca się do Szóstego ze swoją prośbą. Rokudaime wówczas unosi lekko głowę, po czym gapi się na was. Trwa to jednak jedynie chwilę, gdyż słyszycie:

- Witajcie, młodzi shinobi i Edo. Edo - bardzo się cieszę, że twoi nowi uczniowie sprawują się dobrze. Poza tym widzę, że ty i panna Mirai podzieliliście geninów między sobą? No, ale wracając do misji: zgadza się, akurat mam dla was jedną poważniejszą niż łapanie kotów. Potrzebuję do tego jednak również?

Wówczas słyszycie skrzypienie otwieranych drzwi?

Wszyscy ? Do gabinetu nagle wchodzi drużyna Mirai: Zetsumei, Seiki, Kaen oraz sama Mirai. Napotyka ona przy okazji drużynę Edo: Ri?, Sadoriego, Eiichiego oraz ich rasta-senseia we własnej osobie. Hokage rozgląda się po zebranych, a potem przemawia:

- Witajcie, młodzi shinobi, panno Mirai. Cieszę się, że akurat przyszliście. Zanim jednak przejdę do rzeczy, chciałbym wiedzieć, panno Mirai, jak sprawują się nowi shinobi oraz jaką masz do mnie sprawę. Choć tego ostatniego to się domyślam?

OFF-TOP

Tak, to nie przypadek, że wiadomość dla wszystkich piszę normalnym, białym kolorem. O ile bowiem drużyna Edo pisze pomarańczowym, a drużyna Mirai fioletowym, o tyle kolorem ogólnym (kiedy jesteście wszyscy razem) jest właśnie biały.

ON-TOP

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy weszlismy do starego dziada, dopiero teraz pozwoliłam sobie na ziewnięcie. Widać te pół kubka kawy nie pomogło.

- Uaaa... Bry. Chyba jesteśmy w samą porę... - tylko, że strasznie mi sie chciało spać... - Co do chłopaków, mogę powiedzieć, ze jest dobrze. I bedzie jeszcze lepiej. A moja prosba, a własciwie raczej meetoda wychowawcza, brzmi: dwóch sobie grabi, wiec za karę chcę ich rzucić na głeboką wodę. Jest cos ciekawego do roboty, czy mamy ganiać za kotami?

Lepiej, żeby coś było. Inaczej idę spać...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy ? Gdy tylko Mirai kończy mówić, Hokage odchrząkuje, a następnie odpowiada:

- Panno Mirai, z nieba mi spadłaś z tym pytaniem. Akurat planowałem waszym drużynom, zarówno twojej, Mirai, jak i twojej, Edo, przydzielić nowe zadanie. To nie byle jaka misja rangi D, chociaż uważam, że młodzi powinni nauczyć się szacunku dla mieszkańców, pomagając im właśnie przez takie niepozorne misje. Ale niestety, z powodu aktualnej dość niebezpiecznej sytuacji musiałem podjąć odpowiednie środki.

Krótkie milczenie.

- Przejdźmy jednak do rzeczy. Jest to misja rangi C, w celu wypełnienia której będziecie musieli przebyć dość daleką podróż - dokładnie to udacie się w głąb terytorium Kraju Ognia. Około 10 kilometrów na południe od siedziby daimyo naszej krainy znajduje się wioska Fei Tsui. Wędrówka powinna wam zabrać w najlepszym razie równy jeden dzień, i to wyłączając krótkie postoje. Zapewne bowiem ci tutaj młodzi shinobi nie mają jeszcze wyrobionej kondycji. Zadanie ma charakter misji rozpoznawczej. Słyszałem o ruchach niezidentyfikowanych ninja w tamtym rejonie, w związku z tym wysłałem tam przed wami grupę ch?ninów. Odbierzecie od nich raport.

Hokage zerka z lekkim uśmiecham na świeżo upieczonych geninów.

- To tyle, Zetsumei, Seiki i Kaen oraz Eiichi, Sadori i Ri?. Jeszcze raz gratuluję wam zdania egzaminu, możecie odejść. Aha, jeszcze jedno: Edo i Mirai, wy zostańcie jeszcze na chwilkę.

Wtedy wszyscy młodzi wychodzą.

Edo & Mirai ?

Gdy dzieci wyszły już z pokoju, mina Hokage przybiera poważny wyraz.

- Edo i Mirai. Dobrze wiecie o ostatnich coraz częstszych ruchach Set?zoi. Dla was mam dodatkowe zadanie W wiosce znajdziecie człowieka imieniem Lee Chung Shao. Rozpoznacie go po wszytym w ubranie metalowym liściu. Jest to jeden z członków ANBU przebranych za chłopa ? zaprowadzi on was na pewne pustkowie. Będziecie musieli przejąć od niego pewien przedmiot, który za nic nie może wpaść w niepowołane ręce. Normalnie wysłałbym tylko was, jednak nie mogę zostawić młodych shinobi bez odpowiedniej opieki. Uczcie ich podczas całej podróży. Kto wie, kiedy dojdzie do większej bitwy? A nie chcę, żeby powtórzyła się tragedia sprzed blisko 20 lat, gdy Akatsuki zaatakowało Konohę. No, co jeszcze? Aha! Byłbym zapomniał. Wasz sygnał rozpoznawczy brzmi: ?Ptaki latają dziś wyjątkowo nisko, aż dziw, że nie rozbijają się o ziemię?. Na tę sentencję powinien zareagować Lee.

Chwila ciszy?

- Tym razem nie dopuszczam zadawania jakichkolwiek pytań. Zadanie musi zostać wykonane. Pokładam w was wielką nadzieję. I uważajcie na młodych shinobi. Nie mogą się o niczym dowiedzieć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za drzwiami korzystam z okazji i przypatruję się uważniej temu trzeciemu, Kaenowi. Mimowolnie unoszę brwi.

Ciekawe... Wybrali nas za umiejętności czy po to aby pozbyć się z klas dziwadeł? Hm... Może jednak ten tutaj jest cokolwiek normalniejszy - jak to mówią - "wewnątrz"... Dobrze że zaufałem przeczuciu i spakowałem coś ekstra. Przerzuciłem na chwilę spojrzenie na Seikiego, a następnie na Eiichiego i humor momentalnie mi się pogorszył. To będzie długa próba cierpliwości... Pokręciłem głową. I jeszcze Sadori z tym dziwnym pomysłem... Wtedy, zanim doszliśmy do siedziby, zdecydowałem się puścić go mimo uszu. Ja - dowódcą! Dobre sobie. Nawet świerszcze rzadko kiedy mnie słuchają. Charyzma worka cegieł...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiwnęłam głową. To prawda, ruchy tej organizacji były znane mi jako jouninowi. Ale zawsze patrzyłam na to dość pobieżnie. Teraz jednak trzeba będzie sie pobawić...

- Ja rozumiem. Postaram się nie zawieść.

Nie mówic niczego dzieciom... Nie będzie to trudne. Chronić ich już gorzej... Czyli trzeba znaleźć jakieś miejsce i ich troche poduczyć zespołowego działania. Bo jednak muszą w tym być perfekcyjni. Nie ma innej drogi na ich obecnym poziomie. Ale muszą sie nauczyc działać, a nie obniżać morale.

- No to ja wracam do swoich. Dobra... Eee... Znaczy do widzenia - znowu się zamotałam.

Wyszłam z gabinetu Hokage do dzieciaków.

- Ej, panowie moi... Chcecie ruszać już teraz, czy chcecie sie dopakować? Skoro dziad mówił, że daleka podróż... To ile dać wam czasu?

No, może zrobię sobie kawkę jeszze... Ale sie bliźniaki zdziwią.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zadanie rangi C, a ja myślałem że przez najbliższy rok będę robił zakupy, wyprowadzał psy i takie tam. Poszczęściło mi się. Mam nadzieje że to nie będzie moja ostatnia misja. Ciekawe co hokage chce od naszych sesejów. Mirai już wyszła i powiedziała do nas:

- Ej, panowie moi... Chcecie ruszać już teraz, czy chcecie sie dopakować? Skoro dziad mówił, że daleka podróż... To ile dać wam czasu?

Miarai chyba nie przepada za hokage jeśli mówi na niego dziad. Już chciałem iść do domu po rzeczy, ale postanowiłem poczekać co powie sensej Edo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po tym, jak Mirai wyszła, postanowiłem pomówić jeszcze z Hokagę.

- Nie sądzę mistrzu, żeby był to dobry pomysł... Przecież jeśli zaatakują nas Set?zoi nie damy rady chronić dzieci i przesyłki... W Sunie taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia...

Odwróciłem się i wyszedłem. Cały szacunek i podziw, jaki żywiłem do tego człowieka uleciał bezpowrotnie. Co za cholerny idiota, w razie ataku stracimy albo uczniów, albo przesyłki, albo nawet wszyscy zginiemy, tylko dlatego, że ten dziad kultywuje jakieś tam stare tradycja...

Lekko poirytowany powiedziałem do uczniów:

- Macie godzinę. Idźcie się szykować, spotykamy się przed biurem.

Po tych słowach wyskoczyłem przez okno i pobiegłem do szpitala. Niby ta rana od młodego nie była zbyt głęboka, ale lepiej powstydzić się za nią teraz, niż stracić życie później.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ej, panowie moi... Chcecie ruszać już teraz, czy chcecie się dopakować? Skoro dziad mówił, że daleka podróż... To ile dać wam czasu?

?Tak, właśnie tego potrzebowałem, choćby 20 minut w ?domu?- Przebiegło mi przez myśl-?Skoro już gdzieś się wybierać na dłużej, to lepiej wziąć ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy i będę mógł sprawdzić skrzynię.? Edo już zwolnił swoją drużynę do domów.

-Mnie wystarczy 45 minut, max godzina, na dotarcie do domu i zabranie potrzebnych mi rzeczy. Nie wiem jak reszta, ale to chyba optymalny czas. Jeśli Sensei wyraziłaby na to zgodę, to tylko pytanie: pod która bramą się spotykamy?- Powiedziałem spokojnie i czekałem na wypowiedź reszty ekipy, niektórzy mogą mieszkać w innej części miasta, wiec będą potrzebowali więcej czasu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mamy więc misję rangi C, tak na dzień dobry? Ciekawe, nie powiem, szczególnie, że na tym poziomie, istnieje już ryzyko śmierci...

Tak, zapowiada się ciekawa wyprawa. A więc... Ile czasu nam potrzeba? Hmm... warto by jednak pożegnać się w domu, spakować kilka rzeczy i lekko zregenerować siły po walkach. Kaen zaproponował 45 minut.

-Proponuje 2 godziny; to jednak nasza pierwsza misja i radzę porządnie się do niej przygotować.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Że współczucia oczekuję? A myślcie sobie co chcecie. Mogę się nic nie odzywać. Może takie wprowadzenie ich w błąd obróci się kiedyś na dobre. Szkoda tylko, że muszę być w drużynie z Kaenem. Gacka da się znieść - głupi nie jest i dobrze, że zna się na genjutsu, ja specjalizuję się w mniej subtelnych metodach.

W siedzibie Hokage dowiedział się, że dostajemy misję rangi C. Rangi C!? Że co do cholery? Geninom i to jeszcze takim co akademii nie ukończyli? Proszę bardzo, niech nas ktoś pochlasta. Przepraszam, ich pochlastają - ja się tak łatwo nie dam. Chociaż mamy tylko odebrać raport, więc może nie powinno być tak ciężko.

Chyba się trochę zamyśliłem. Co to my mamy? A! Godzina czasu na przygotowania do misji. Spokojnie wystarczy. Zapomniałem zabrać ze sobą dwa shurikeny, których użyłem podczas starcia z Gackiem i Mirai-sensei. Mam tyle czasu, że spokojnie wrócę tam i je znajdę. W końcu oszczędność to podstawa, ale kartę wybuchową to już będę musiał dokupić. No i jedzenie - trzy butelki wody i kilka kanapek, jakby zabrakło to się uzupełni.

Jeśli Sensei wyraziłaby na to zgodę, to tylko pytanie: pod która bramą się spotykamy?

Czy on myśli? Cel jest 10km od siedziby daymio, więc powinien się domyślić, pod którą bramą się spotykamy. Ech... szkoda gadać. Niech się pogłówkuje.

Spokojnie wyszedłem drzwiami, aby zrobić to co zaplanowałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gofer wyszedł z gabinetu i powiedział:

- Macie godzinę. Idźcie się szykować, spotykamy się przed biurem.

Na reście odwiedzę mój dom. Pobiegłem jak najszybciej do niego żeby nie tracić czasu. Po pięciu minutach byłem już na miejscu. Gdy wszedłem do domu, mój brat, który akurat jadł obiad, zaczepił mnie:

- Coś ty taki podekscytowany?

- Dostałem misje rangi C, za pół godziny wyruszam.

- Co? Staremu się chyba coś poprzewracało w głowie. Niedługo geninów będzie wysyłam na misje rangi S, a nas jouninów wyśle na misje rangi D. Dobra nie trać czasu, idź się szykuj.

Na początku pobiegłem wziąć prysznic, następnie spakowałem do plecaka prowiant, namiot i śpiwór. Plecak zapieczętowałem w zwoju. Do moich kieszeni wziąłem kilka wybuchowych karteczek oraz sporą liczbę kunai. Pożegnałem się z bratem i wyruszyłem na miejsce spotkania z Edo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sensej Mirai wyszła i rzuciła szybką gatkę do swojej drużyny ale mało zainteresowny wciąż patrzyłem na dżwi do siedziby Hokage. Po jakimś czasie dżwi ponownie się otworzły i znów ujrzałem mojego Senseja który spojrzał na nas i odezwał się szybko:

- Macie godzinę. Idźcie się szykować, spotykamy się przed biurem.

Spojrzałem ponownie na senseja, który nagle wyskoczył przez okno. Nareszcie misja. A na dodatek rangi C. Lepiej być nie mogło, ten Edo to fajny typ jednak.

Nie czekając na nic ruszyłem długim korytarzem do domu, a gdy tylko tam dotarłem wziołem tylko parę ubrań na zmianę i zaopatrzyłem się jeszcze w parę wybuchających karteczek, kunami oraz Shurikenów. Wszytsko wpytchając do plecaka ruszyłem w strone biura.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A Seiki gdzie lazł, jak nawet nie powiedziałam, gdzie sie spotkamy i o której. Oj, oberwie mu się. Poczekałam, aż pójdzie i dopiero potem zaczęłam.

- Jak widzicie, jeden nie chce czekac, wiec poniesie konsekwencje. A wy dwaj za czterdzieści pięć minut pod zachodnia bramą. Niech sobie słucha senseia Edo, jak mu sie tak podoba. Tak przy okazji... Spakujcie sobie jakis prowiant i ciuchy na zmianę. Uważajcie z kasą, jeśli macie i zabierzcie dodatkową bron. Zawsze sie może przydać chociażby do poćwiczenia. To do zobaczenia chłopaki. I nie przyjmuję zażaleń, kogo nie bedzie, ruszam bez niego, a jak ja sie spóźnie, to mi walnijcie. No to pa.

Pobiegłam do domu i ledwo wpadłam jak burza, juz robiłam reorganizacje. Przede wszystkim zaczęłam parzyc kawę i zabrałam bliźniakom termosy. Ich akurat nie było. Spakowałam parę ciuchów i dodatkowy osprzęt. I zrobiłam sobie parę kanapek na drogę... Wlałam kawki do termosów, spakowałam je i wyciagnęłam odtwarzacz. Z zadowoleniem stwierdziłam, że zajęło mi to... pół godziny.

Ze słuchawkami na uszach wyszłam. Dobrze, że bliźniaków nie było. Poszłam pod zachodnią bramę i tam juz mogłam tylko czekać na moich podopiecznych.

A z Seikim policzę sie później.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Przez okno, co? Gdzie się tak spieszy... - mruknąłem pod nosem na widok wyskakującego sensei.

Sam byłem spakowany i gotowy. Nie miałem w zasadzie co robić a wracać do domu też niespecjalnie mi się chciało. Poszedłem na dach sąsiedniego budynku i spacerowałem tam przez chwilę, aby wreszcie usiąść na jego skraju. Nogi bezczynnie wisiały mi w powietrzu...

W pewnej chwili usłyszałem znajome kroki. Tak ciężko stąpała tylko jedna znana mi osoba.

Mój ojciec.

Już był na dachu więc wstałem i podszedłem do niego. W ręku trzymał długi kij.

- Synu! Mam bardzo mało czasu w tej chwili, więc się streszczę. Chwytaj - rzucił mi kij. - To jest b?, konkretnie rokushakub?. Na razie przyzwyczaj się do jego ciężaru, gdy wrócisz, matka zajmie się twoim treningiem. I zrób coś ze sobą, masz podbite oczy.

Za chwilę go nie było. Musiał nieźle się spieszyć... Ja tymczasem przyjrzałem się kijowi. Sześć shaku długości, a więc dłuższy ode mnie. Najgrubszy w centrum, zwężał się ku końcom... Był wykonany z bambusa i okuty w pięciu miejscach: na końcach, w połowie i w trzeciej części długości. Lekki nie był, ale przesadnie ciężki też nie.

I jak ja mam to trzymać?

Po paru minutach prób dałem sobie spokój. Powinienem już był wybrać się na miejsce spotkania, a kij mogę trzymać jak laskę. Niedługo potem czekałem już w wyznaczonym miejscu.

...a o co chodziło z podbitymi oczami?

Przejrzałem się w ochraniaczu. Faktycznie, pod oczami miałem ciemnogranatowe cienie. Może nie całkiem jak podbite, bardziej jak u naprawdę mocno niewyspanego osobnika.

Mógłbym przysiąc że nie było ich wcześniej... Czy to dlatego że użyłem Nekoryu dwukrotnie w krótkich odstępach czasu? Chyba tak...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Jak widzicie, jeden nie chce czekać, wiec poniesie konsekwencje. A wy dwaj za czterdzieści pięć minut pod zachodnia bramą. Niech sobie słucha senseia Edo, jak mu się tak podoba. Tak przy okazji... Spakujcie sobie jakiś prowiant i ciuchy na zmianę. Uważajcie z kasą, jeśli macie i zabierzcie dodatkową bron. Zawsze sie może przydać chociażby do poćwiczenia. To do zobaczenia chłopaki. I nie przyjmuję zażaleń, kogo nie będzie, ruszam bez niego, a jak ja się spóźnię, to mi walnijcie. No to pa.- Szybko powiedziała Mirai i pobiegła w tylko sobie znanym kierunku. Ja natomiast odwróciłem się do Zeta i powiedziałem tylko:

-Do zobaczenia Zet.- Po czym skierowałem się do domu. Po drodze mijałem liczne uliczki i sklepy. Godzina jeszcze młoda, więc mnóstwo ludzi pałętało się po okolicy. Po 10 minutach byłem już w sierocińcu. Wszedłem na pierwsze piętro mijając kilkunastu dzieciaków.-?Dzieciaków? jak to śmiesznie brzmi, przecież sam jestem od nich niewiele starszy.- Uśmiechnąłem się w duchu i po chwili byłem w swoim pokoju. Swoim tzn. moim, Kai?a oraz Suchiru. Co dziwne żadnego z nich nie był, ale to akurat było dobre. Szybkim krokiem podszedłem do łóżka i wyciągnąłem z pod niego ciężką stalową skrzynię, sporych rozmiarów. Na obu jej bocznych ścianach znajdowały się płaskie płytki, coś jakby lustra. Przyłożyłem do nich dłonie....?Tak długo czekałem na tą chwilę?.....Coś stuknęło w środku i wieko lekko się podniosło.-Nareszcie..- Mruknąłem do siebie i zajrzałem do środka. Wewnątrz znajdowało się kilka rzeczy: dwa dziwne, średniej wagi pakunki, duży zwój, protektor z przekreślonym symbolem SunaGakure i dwie koperty, jedna większa druga mniejsza. Pamiątki po ojcu....-?Mogłem je ujrzeć dopiero po zostaniu geninem?- Przeszło mi przez myśl. Rozpakowałem, czym prędzej, pakunki, w pierwszym były shurikeny, w drugim kunai?e, równo po dwadzieścia sztuk. Czuć od nich było chakrę ojca, musiał je wykuć osobiście. Na ich powierzchni widać było liczne zdobienia. Od razu po dziesięć zapakowałem do plecaka i wyjąłem stare. Zwój postanowiłem ominąć, nie miałem czasu na zgłębianie wiedzy. Protektor....-?Przekreślony, a wiec Ojciec naprawdę stał się banitą. Ehh...Kiedyś go spotkam?. Mój wzrok przeniósł się na ostatnie przedmioty. Zacząłem od mniejszej koperty, w środku był sygnet i mały zwitek papieru, a na nim napisane: ?Rodowy sygnet klanu Hagane. Dbaj o Niego.? Rzeczywiście, grawerunek przedstawiał półksiężyc przecinany przez miecz-symbol naszej rodziny.?- Zauważyłem. Na koniec otworzyłem większą zalakowaną kopertę. Drżącymi dłońmi wyciągnąłem z niej list. List od ojca-?Pierwsze słowa od tylu lat.?

?Gratuluję zostania geninem synu, oby tak dalej, a może niedługo uda Ci się odkryć tajemnicę związaną z naszym klanem. Powodzenia.?

To było wszystko. Wściekły zmiąłem list i wrzuciłem go ponownie do skrzyni. Zwojem zajmę się później. Byłem zbyt zdenerwowany by o nim teraz myśleć. Przedmioty w pokoju zaczęły lekko drżeć, wiec powstrzymałem gniew.

-Niech Cię szlag trafi! I Ty śmiesz mnie nazywać synem?! Zwariowałeś od tych poszukiwań!- Wykrzyczałem do siebie i uderzyłem pięścią w podłogę, po czym zamknąłem wieko i wsunąłem kufer na swoje miejsce. Wciąż lekko wkurzony, spakowałem do plecaka dodatkowe ciuchy, paczuszkę kulek prowiantowych i ze skrzepłą krwią, racje żywnościowe i manierkę z wodą. Resztę miałem już ze sobą wcześniej. Jeszcze tylko cztery małe flakoniki od pani Yunai: dwa zawierające leki na gorączkę i zakażenia, oraz dwa z antytoksynami, oraz małe puzderko z maścią na poparzenia. Ubrałem białą kurtę podbitą futrem, potem plecak i wyszedłem z pokoju. Miałem jeszcze 15 minut, wiec spokojnym marszem ruszyłem w kierunku umówionego miejsca zbiórki. Na moim palcu błyszczała rodzinna pamiątka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sytuacja w grupie robiła się ciekawa. Mamy ładną Kunoichi za Sensei,

(Jest w niej? coś podejrzanego. Coś mrocznego, hm? intrygujące.)

Za 3 lata powiem, że to podniecające.

Skąd ja to wiem?

Przecież wiem?

Nie, nie wiem.

Jestem wnikliwym obserwatorem ludzkich zachowań?

No co ja nie powiem?

Jeszcze dużo rzeczy powiem.

mamy chłopaczka, który jest wyjęty jak z obrazka, mamy cynicznego, nabuzowanego emocjami pesymistę. Mamy mnie.

Atmosfera się zagęszcza. Sprawy mogą się potoczyć w końcu tak, że zostawimy Seikiego tutaj. Jego, czysto strukturalny konflikt z Sensei, sprowadzi go jeszcze na manowce.

Mam dzisiaj dobry humor, myślę jak jakiś wzorcowy bohater opery mydlanej.

Niestety, nikt nie zwrócił uwagi na moją prośbę dwu godzinnej przerwy i dostaliśmy tylko 45 minut. Nie chciałem więc tracić więcej czasu i ruszyłem w stronę siedziby mojego klanu. Kaen pożegnał się ze mną, używając skróconej formy mego imienia.

Cóż, widać, że ten osobnik nie respektuje mojej woli. Nie prosiłem go, by jej używał. Jego wola?

Ominąłem ruchliwe centrum, szybko więc doszedłem do pierwszej bramy naszej siedziby. Dwóch wartowników, ubranych w czarne płaszcze, rozpoznało mnie i przepuściło dalej. Widziałem na ich twarzach lekki uśmiech na widok opaski na moim czole. Spokojne i wąskie alejki, ciche, małe zabudowania klanowców, kamienne artefakty i słupy oznaczone symbolami znanymi tylko nam? Tak wyglądał teren naszego klanu. Nie widać było teraz dużego ruchy, nasi ludzie o tej porze głównie odpoczywali lub poświęcali czas rodzinie.

Kolejnej bramy, do głównej alei, (gdzie znajdowała się twierdza i mieszkania mędrców) nie pilnował już nikt. A właściwie tylko się tak wydawało.

Nie każdy bowiem widział ?tych? strażników.

Dwa ogromne, czarne jak smoła psy podniosły się gdy tylko poczuły moją intencję przekroczenia bramy. Nie zawarczały, jednak podniosły bacznie na mnie wzrok.

Szedłem dalej, a one podążały za mną swoimi ślepiami, wielkimi jak filiżanki.

Nagle, psy mi się pokłoniły, korząc się na jednej nodze.

Zatrzymałem się zaskoczony.

-Kentaro? Hentaro? Co wy robicie?

Pies po lewej, prawie niezauważalnie większy od towarzysza, odpowiedział głosem wymuszonym, ledwo artykułowanym i strasznie nieludzkim:

-Jesteś shinobi Konohy, więc jesteś naszym panem, paniczu.

Podbudował moje ego. Niech mu będzie.

-Wydaj rozkaz paniczu.

-Nadal bacznie pilnujcie zamku.

-Tak jest.

Wszedłem przez bramę na główną ulicę. Na jej końcu wznosiła się, niska, lecz majestatyczna siedziba główna klanu. Przed schodami prowadzącymi do głównych drzwi, dwa posągi przedstawiające demoniczne postacie z mieczami uniesionymi w rękach, stały nieruchomo od wieków i bacznie przyglądały się każdemu, kto chciał wejść do posesji. Wrażenie piorunujące dla zwyczajnego człowieka, ja rozumiałem jak nędzą próbę artystyczną, jakiegoś rzeźbiarza.

Nie rzucałem się w oczy, więc szybko znalazłem się w moim pokoju.

Właściwie, zmieniłem tylko szatę na długi czarny płaszcz z podniesionym kołnierzem. Broń i tak przywoływałem, więc nie miałem co przygotowywać.

Poszedłem zatem do kuchni, gdzie skubnąłem jednego, ledwie co usmażonego skorpiona. Mówię wam: dużo białka, węglowodanów i zdrowych tłuszczy. A w smaku: Delicje.

Spotkałem też babcię; starsza, siwa już kobieta w białej szacie gospodyni, z krótkimi włosami zawiniętymi w kok, sprawiała wrażenie pociesznej i niewinnej. Tymczasem, w młodości, była jedną z najlepszych kunoichi naszego klanu. Jej okryte złą sławą techniki przerażały i mordowały, kiedy tylko zdecydowałeś się skończyć swoją wędrówkę na tym świecie, stając przed jej obliczem. Hm? Pysznie.

-Zapieczętuje trochę jedzenia.

-Gdzieś się wybierasz, wnuku mój? ? odpowiedziała ledwo wyraźnym, leniwym głosem. Choć miała grubo ponad 80 lat, to i tak wiedziałem, że to tylko taka zagrywka, by sprawić wrażenie słabej, chorowitej, będącej ledwo nad grobem kobiety.

Tak naprawdę, Babcia mogła mnie zdmuchnąć z tego świata w 3 sekundy.

-Mam misję rangi C. Widzisz moją opaskę?

Babcia wysiliła wzrok i sprawiła, że oczy wyszły jej z orbit (jak miałem z 5 lat, to było to dla mnie strasznie zabawne.)

-A to łajzy, tak wcześnie dawać ci opaskę? Pewnie, za te twoje wspaniałe oceny, co? Kukuku, naprawdę, nie sądziłam, że dożyję czasów, w których stare czasy będą powracać, kukuku.

Nie wiedziałem o czym mówiła babcia i nie miałem ochoty się dowiadywać. Zapieczętowałem tylko wybrane jedzenie i picie, nie używając zwoju a tylko znacząc wszystko własną krwią.

Powoli, zmierzałem w stronę wcześniej ustalonej bramy.

Hera ? san, odprowadziła swojego wnuka wzrokiem poważnym i zasępionym.

W myślach, powiedziała sobie tylko dwa słowa: ?Zaczyna się?.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Edo ? Do szpitala dobiegasz całkiem szybko. Tam też spotykasz się z pielęgniarką, od której otrzymujesz niewielki bandaż oraz porady, co robić z tą raną na pewien czas, aby przesadnie się nie otworzyła. Dziękujesz później za przysługę i ruszasz w stronę siedziby Hokage.

Drużyna Edo ? Godzinę po rozejściu się wszyscy spotykacie się punktualnie pod siedzibą Hokage. Drużyna Mirai pewnie już poszła? No nic, w każdym razie teraz i wy możecie ruszać w drogę.

Mirai, Zetsumei & Kaen ? Czterdzieści pięć minut później spotykacie się wszyscy troje pod zachodnią bramą osady Konoha-Gakure. Seikiego tu nie ma ? zgodnie z przewidywaniami. To już możecie ruszać w drogę, skoro tu jesteście, prawda?

Seiki ? Po spotkaniu szybko docierasz do swojego mieszkania, a potem bierzesz stamtąd to, co wydaje ci się, że się przyda. Po spakowaniu się wychodzisz. Później próbujesz sobie przypomnieć, gdzie się znajduje siedziba daimyo, o której mówił Hokage. Hm? Najbliżej to by było od bramy południowej? Ale co, jeśli sensei Mirai kazała się spotkać gdzie indziej? No nic, raz kozie śmierć, idziesz w końcu pod bramę południową? W końcu tam docierasz. Ku twojemu zaskoczeniu jednak nie zastajesz tam nikogo ze swojej grupy. Z tego, co się domyślasz, jesteś w miarę punktualnie? Czy oni aby nie poszli bez ciebie? A może faktycznie pomyliłeś miejsca zbiórki?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pielęgniarka była bardzo miła i 'naprawiła' moją rękę. Dostałem jeszcze jakieś maści i zalecenia. Podziękowałem uprzejmie i wyszedłem ze szpitala, ze słuchawkami na uszach.

Po dotarciu na miejsce zastałem tam tylko moją drużynę. Podszedłem, ale jeszcze przez 2 minuty nic nie mówiłem, wsłuchując się w moją ulubioną piosenkę. Gdy w końcu się skończyła, zdjąłem z uszu słuchawki i zapytałem:

- Gdzie reszta? Chyba wyraźnie mówiłem, że spotykamy się tu wszyscy za godzinę, prawda?

Ach te baby...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Reszta"...?" Uniosłem brwi. A tak...

- Jeśli chodzi o drugą ekipę to... hm... Sensei Mirai wyznaczyła ich spotkanie na... - kiedy to miało być...? - jakiś kwadrans temu pod bramą... zachodnią. Tak, zachodnią. To było już po tym jak pan wyskoczył z budynku Hokage...

Skrzywiłem się w myślach. Wychodzi na to że nawet drugi, to jest druga sensei wydaje się zadufana w sobie i zdecydowana utrudnić życie innym. Tja...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Piętnaście minut temu przy zachodniej bramie? Przecież najbliżej byłoby z południowej... Kobiecy upór mnie zadziwia. No ale nic, biegnijcie za mną, jesli ktoś się zmęczy, to wołać.

- Ruszyłem biegiem tempem takim, żeby młodzi za mną nadążyji, przez południową bramę wprost do wyznaczonej wioski.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...