Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

P_aul

Sesja Naruto: Ninja Story

Polecane posty

Wylądowałem i przetoczyłem się do przodu, amortyzując przyspieszenie. Uśmiechnąłem się. Sprawdzona technika na powitanie tych mniej przyjaznych znów udowodniła swoją skuteczność... Chwila... Uniosłem brwi. Co on - dostał i nie reaguje... czy on sobie w kulki leci...

Rozgrzałem się szybkim wejściem i nie miałem zamiaru przegapić okazji, ale skoro przeciwnik nadal nie zdradził swoich zamiarów, przyda mi się ekstra refleks. Wykonałem wyćwiczony ruch dłońmi i aktywowałem Nekoryu.

Wszystko zwolniło odrobinę. Barwy i kształty nabrały ostrości. Zdałem sobie sprawę że nie stałem całkiem stabilnie.

Doskoczyłem do Keizu i wyprowadziłem podwójny kopniak z obrotu: podskok, obrót, długi łuk prawą nogą, za którą zaraz podążyła lewa. Starałem się jak najdłużej mieć Keizu w zasięgu wzroku aby zareagować na jego ruch.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeciwnik jest szybki, skoro natychmiastowo zastosował Kawarami w takiej sytuacji. Czuję jednak, (strach jest w powietrzu) że nie do końca udało mu się wywinąć się z mojej techniki...

Oddalone o kilka metrów krzaki zaszeleściły w dwóch miejscach naraz, zdradzając pozycję wroga. Prawdopodobnie, krótko chwilowe dygotanie jest echem mojego, nomen omen, nieudanego zagrania; Seiki był jednak na siłach by spróbować ogłupić mnie chybionym shurikenem, który wbił się przed chwilą w ziemię. Ewentualnie, urządza jeszcze jakąś niespodziankę.

Niedocenienie wroga jest pierwszym krokiem ku klęsce.

Zagramy więc w otwarte karty, nie mam zamiaru tego przeciągać; strasznie nie lubię walki pozycyjnej. Ponowne użycie Strachu, może być tylko marnotrawstwem chakry, rozegramy więc to inaczej:

Spod płacht mojej tuniki, momentalnie wyłoniły się obie ręce, wyrzucając w oba podejrzane miejsca po 3 kunaie. Dziesiętną sekundy po rzucie, zaczynam biec półkolem w kierunku krzaków, starając się je oflankować. Podczas biegu wystawiam swoją prawą rękę w bok, zdając się chwytać coś, czego nie ma. Chwilę potem, w oparach dymu, wyłoniła się katana zamknięta w pochwie. Wyjąłem ostrze i pozostawiłem je w okaleczonej, trupio bladej prawej dłoni, pochwę przekładając do lewej.

Pochyliłem się ku ziemi, standardowo pozostawiając ręce w tyle. Długie ostrze miecza niemal dotykało ziemi, gotowe w każdej chwili do ataku.

Na mojej twarzy zagościł szczery uśmiech... Seiki.

Pokaż na co cię stać... naprawdę!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kurczę, chybiłem, a było tak blisko. No trudno muszę próbować.- pomyślałem. Powtórzyłem technikę Bunshin no Jutsu i zrobiłem 4 klonów. Następnie zrobiłem Chakra no Mensu(moje dłonie otoczyła niebieska poświata) i ruszyłem na mojego przeciwnika ile sił w nogach, mój wróg jest (chyba) trochę zdezorientowany więc powinno się udać. Niestety odczuwałem już letkie zmęczenie, które spowodowały używane przeze mnie techniki. Szkoda że moje klony to iluzje, jeśli były by prawdziwe to już po nim. Wystarczy że go dotknę dłońmi, a połamie mu kości. Prawą rękę miałem wysuniętą do przodu gotowa do ataku a,(tak jak moje klony, które biegły tak samo obok mnie) moja lewa ręka była przygotowana do obrony. Byłem jakieś dwa metry od mojego przeciwnika, wtedy krzyknąłem razem z klonami:

-Orientuj się, jeśli nie wiesz, który z nas jest prawdziwy to po tobie.

Ja z moimi klonami rzuciliśmy się na niego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A to bydlak. Jest szybki, chyba za szybki... Jest niewiele możliwości ruchu. Pomyślmy. Nie mogę się cofnąć w tamte krzaki, bo wpadnę we własne sidła. Kunaie lecące w moją stronę nie powinny trafić. Nie mam też najmniejszego zamiaru używać jutsu, bo jeszcze wydam całe pieniądze na sejf. Nie wykonam również uniku w inną stronę, chyba że chcę zapoznać głowę z jego scyzorykiem. Sytuacja jest beznadziejna ogólnie. Zaraz! Może kunaie lecące w drugi krzak aktywują pułapkę. Gdybym tylko posłał go tam. Raz się żyje.

Wyciągam sztylet tanto z pod spodni i szykuję się do kontrataku. Staram się zablokować ostrze Zetsumeia. Potem wystarczy tylko podciąć mu nogi, złapać za ciuchy i pchnąć w krzak-pułapkę. Nawet jeśli on sam nie aktywuje karty, to powinny to zrobić kunaie. Powinno. Mogą nie trafić. Dobrze będzie rzucić shurikena w kolesia, być może sprowokuje go do odpowiedniego ruchu. Niestety będę musiał zrobić to lewą ręką, bo w prawej mam sztylet. Niech się rozproszy:

-Gdzie z tą zabawką wampirku?

Post napisany po konsultacji z Knight Martiusem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Partnerzy spojrzeli na niego zdziwieni.

- to zapewne tylko wszczepiona w coś chakra dawnych bestii. Lepiej uważajmy.

Na te słowa drzwi zadzwoniły jakby ktoś w nie uderzył, a ich uszy przeszył ryk...

Spojrzeli po sobie a drzwi zadzwoniły jeszcze raz, łańcuch powoli ustępował, jedno z przerdzewiałych koluszek z dawna nadkruszone pękło, ale jeszcze trzymało. Troje Setuzoi stanęło w wytrenowanej pozycji: Hiro wysunął się na przód, Misuki i Kiosuke stanęli za nim przygotowując ręce do formowania pieczęci. Na chwilę wszelkie dźwięki ustały, przez kilka długich sekund zza drzwi nie dochodził najdrobniejszy odgłos. W ciemnej podziemnej komnacie słychać było tylko nierówne oddechy trójki. Wtedy drzwi rozwarły się i uderzył w nich potężny wiatr. Hiro szybko wykonał kilka pieczęci i wystawił ręce przed siebie. Nie pojawiła się żadna tarcza, zdawało się, ze nic się nie zmieniło. Aihara i Ichimaru zmrużyli oczy próbując utrzymać się na nogach, skupili odrobinę chakry przy stopach aby w ten sposób sobie pomóc. Hiro wciąż stał z przymkniętymi oczami i wyciągniętymi rękami. Ostry wiatr przeciął jego bluzkę, jakiś mały kawałek piasku przeleciał po twarzy ninjy zostawiając cienką ranę z której zaraz wyleciała krew. W tym momencie Hiro otworzył oczy i wziął długi i głęboki wdech. Zdawało się, że zaczął wsysać wiatr przez usta. Nawet oko bez byakugana mogło dostrzec cieniutkie strumienie chakry w które przekształcał wiatr. Po chwili było po wszystkim, Hiro odbiło się nieładnie.

- Przepraszam - rzekł odwracając się z uśmiechem do dwójki, która miała po tym niewyraźne miny - zawsze to się tak kończy... - urwał bo w tym momencie przeszyły go dwa lodowe sople

...

- Przepraszam - rzekł odwracając się z uśmiechem do dwójki, która miała po tym niewyraźne miny - zawsze to się tak kończy... co do cholery! - urwał i upadł na ziemie podcięty przez Ichimaru, dwa lodowe sople przeszły tuż nad nim, jeden lekko raniąc jego lewe ramie, które zostało wyżej podczas upadania.

- Misuka! - krzyknął Ichimaru

- Nie musisz mi przypominać - warknęła Misuka, która w tym momencie już była zajęta wykonywaniem pieczęci - Katon: Karyu Endan

Wielki ognista kula w kształcie smoka wyleciała z ust kobiety w stronę z której nadleciał wiatr, rozświetlając ogniowym światłem całą salę, nim owy promień zdążył dotrzeć do drzwi z drugiej strony dał się słyszeć głęboki głos:

Futon: daikimitachi!

Taki sam wiatr jak wcześniej uderzył w ognistą kulę i... odepchnął ją z powrotem w stronę kobiety. Cała trójka uskoczyła na bok

- Wać! Przecież to niemożliwe, wiatr jest słabszy - ryknęła wkurzona Misuki.

Z głębi było słychać tylko śmiech, wreszcie postać wyszła z cienia. Był to wysoki mężczyzna, charakterystyki nie dało się zidentyfikować z powodu biało-niebieskiej poświaty i pięciu ogonów powiewających dookoła niego.

Ichimaru westchnął.

- No to masz już odpowiedź - mruknął chłopak i wstał powoli - to drugi powód dla którego tu jesteśmy. Pozostałości po działalności Akatsuki. Chakra bestii wypędzonych zebrana i wszczepiona innym nosicielom. Bodajże pierwszy był niejaki Sora z kraju ognia. Ci pozostali nosiciele nie dorastają tamtemu do pięt.. jednak wciąż są przeciwnikiem, którego nie można lekceważyć. Hiro.. ty biegnij po zwój, lada chwila pojawią się Ci z wioski. Ja i Misuki zajmiemy się tym tu.

Chłopak złozył kilka pieczęci i ryknał: - Ike (biegnij!)

Hiro zaczął biec w stronę nosiciela, ten tylko się uśmiechnął i przygotował do uderzenia biegnącego mężczyzny.

...

Kiedy się zorientował Hiro był już daleko za nim a w jego stronę leciała kolejna ognista kula. Nie zdążył uskoczyć, kula poparzyła go nieco, wydał z siebie nieludzki okrzyk i wściekle ruszył w stronę kobiety. Drogę zastąpiły mu liczne klony Kiosuke, wdał się z nimi w walkę wręcz. Walczyły nieźle atakując szybko jednak nie mogły się mierzyć z jego mocą po kolei poradził sobie z każdym. Jednak Aihara nie traciła czasu, gdy padł ostatni z klonów Ichimaru ta już biegła w stronę nosiciela z wielką czerwoną kulą w ręku:

- Katon: kazanrasengan!

Uderzyła z taką szybkością, że mężczyzna nawet nie zdążył się obrócić. Na chwile energia zawirowała między nimi, a wraz z nią płomienie ognistego rasengana, nosiciel wyleciał z prędkością pocisku i uderzył w filar łamiąc go na pół.

Scenerie przysłonił dym i kurz.

- No i po nim - uśmiechnęła się Misuki.

- Niestety - mruknął Ichimaru słysząc ciche pomrukiwanie - to dopiero początek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Drrrrrrrrrryńńńńń!

Ten brutalny dźwięk wdzierał się w moją ukochana świadomość, przerywajac miła błogość, jakiej doswiadczałam, będąc w uspieniu.

Drrrrrrrrrrryńńńńńń!

- Mamo, jeszcze pieć minut... - mruknęłam, przewracając się na drugi bok.

Drrrrryńńńńńńńń!

- Dwie minutki...?

Drrrrrrryńńńńń!

- A niech cię, durny złomie... - wymamrotałam, zrywajac sie z łóżka. W końcu się zorientowałam, co tak naprawde wydawało te wkurzajace dźwięki. Budzik na moim kochanym ledwo uprzatnietym biureczku, które chyba niedługo znów zacznie przypominać poligon. - Uaaaa... Witamy w rzeczywistosci... - powiedziałam do siebie, wyłaczajac to denerwujace urządzenie.

Dlaczego ludzie wymyślili budziki? Tylko budzą z tego słodkiego snu po imprezie... Własnie... Impreza. I to w dodatku wczorajsza, u jakiegoś kolegi siostry szwagra bliźniaków kuzyna... Nawet nie pamietam, u kogo. Ale chłopaki ostro sobie popili, ostro... Dobrze, że chociaż nie trzeba ich było pacyfikować i jakoś dotarliśmy bez utrudnień do domu...

A własnie, bliźniaki! Przeciagnęłam się i poszłam do ich pokoju, sprawdzic, czy budzik ich wyrwał ze snu. Kai chrapał jak niedźwiedź, a Takamo rozwalił sie tak, że nogą był już poza łózkiem. Czyli śpią grzecznie. Jak nawalone aniołki. Oj, będą mieć kaca...

Postanowiłam ich nie budzić i sama wrócic do spania. Przecież nie mogę zachowywać sie jak trup, juz pomijajac kwestie wyglądu!

Miałam już się położyć... Ale się okazało, że nie moge, bo własnie jakiś ptak usiadł sobie na parapecie.

- Nie próbuj nawet narobić... - ostrzegłam ptaszka lojalnie... ale moje oko dojrzało już jakąś karteczkę. Chyba to było do mnie.

Nawet nie mślałam za wiele, tylko karteczkę odwiazałam. Ptaszek odleciał, a ja sprawdziłam, czy nie zabrudził parapetu... Uff, nie zrobił tego... Ale co ja... A tak, karteczka. Mały, niewinny rulonik, który trzeba było rozwinąć...

I w jednej chwii moje plany obijania się przepadły z kretesem. Bo tego, co zdążyłam się wyczytać, Hokage mnie do sibie wzywał w pilnej sprawie... Juz ja znam te jego pilne sprawy, pewnie znowu posprzątać bałagan po jakiejs większej rozróbie... Ale iść było trzeba, może sie zacznie co dziać, bo misji ostatnio tyle, co kot napłakał.

A tak a propos kotów... Ledwo weszłam do łazienki, juz jakis zaczął mauczeć. Ani chybi chłopaków obudzi... Albo przynajmniej Kaia, bo ten na takie dźwięki czuły...

Nie pomyliłam się. Ledwo wyszłam z łazienki, po letnim prysznicu i doprowadzeniu sie do porządku, zobaczyłam Kaia, jak siedział przy stole w kuchni i popijał sobie jogurt z miną męczennika.

- Kacorek? - zapytałam z uśmiechem. No tak, ja jednak mam umiar w piciu. Po ostatnim wypadku lepiej się ograniczać...

- Ciszej, Fiołeczku, bo myszy tupią pod podłogą... - powiedział cicho. - Chyba to ściagnęło tego cholernego kota...

Wniosek? Takamo jeszcze śpi.

- Ej, Fiołeczku, a ty co taka odstrzelona, jak szczur na otwarcie kanałów? - zapytał jeszcze chrapiący w nocy rudzielec, starając się nie mówic za głośno.

- Jak to mówią... Czas ucieka, służba czeka - powiedziałam, wzruszajac ramionami. - Hokage mnie wzywa.

W tym momencie mogłam przysiac, że Kai był o krok od wrzasku, a hamował sie z uwagi na śpiacego brata i swojego kaca.

- To ja idę, a wy tu bądźcie grzeczni. Oby to nie było żadne sprzątanie bałaganu... - powiedziałam na pozegnanie, ignorując cierpiętniczą minę jednego z bliźniaków(oj, jogurcik chyba nie pomaga...) i, zabrawszy wszystkie niezbędne rzeczy, wyszłam, tym razem cichutko zamykajac drzwi. Cóż, kac, nie radość...

Muzyczka sobie płynęła, a ja szłam przez wioseczke do biura Hokage, zastanawiajac sie, czego ten dziad może ode mnie chcieć. Chyba nie tego, żebym kupiła mu gazetę...

Ale w końcu do tej siedziby dotarłam. Zignorowałam asystentów, którzy chyba też byli wczoraj na tej imprezie i weszłam bez pukania do biura najwiekszej szychy w wiosce. Ciekawe, czego tym razem chciał...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ehh... Zasłonił się. Dobra czas na kolejny ruch, zerkam jeszcze raz na przeciwnika i...Zauważam nawet czterech! Na dodatek każdy z nich rzuca we mnie shurikenami, od razu zauważyłem, że parę było tylko marną iluzją. Nagle koło mnie przelatuje czarna gwiazdka shinobi. Jedynie łut szczęścia uratował mnie przed szybkim shurikenem, który wbił się obok mojej szyji. Kiedy znów z zdenerwowaniem spojrzałem w stronę wroga dostrzegłem, że biegnie on na mnie razem z czterema klonami .Co! Frontowy atak, jednak miałem racje to kompletny kretyn. Hmm.. A to co? Jego ręce oplata niebieska czakra! O cholera, może być niebezpiecznie.Zauważyłem, iż każdy z widzianych przede mną przeciwników ma ręce w czakrze. Nagle krzyk Sadoriego przywrócił mi świadomość.

-Orientuj się, jeśli nie wiesz, który z nas jest prawdziwy, to po tobie.

Ostatni raz patrzę z poważną miną na przeciwnika, po czym rzucam w środkowego wroga moimi wcześniej przygotowanymi Kunaiami. Nie patrząc na efekt "Chowam " się. Uśmiechając się sam do siebie, i wyczekując na jego kolejny ruch. Kiedy już prawie nie było mnie widać, krzyknąłem złośliwie do wroga

-Dobra! Koniec rozgrzewki, zacznijmy prawdziwą walkę!

Ostatnie, co robie to patrzę głęboko w ciemne oczy Senseja Edo z dumnym uśmiechem. Po czym zaczołem szykować pieczęć na prawdziwy atak.

Teraz to się zdziwi chłopaczyna. Hi hi hi...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kaen (Silmaril) ? Poranek. Spokojny, beztroski poranek. I to do tego stopnia beztroski, że?

?zaraz się spóźnisz do szkoły!!!

Jest to twój pierwszy dzień w akademii ninjutsu w nowym roku akademickim. I już na samym początku najprawdopodobniej dostanie ci się nagana? Ech, takie twoje szczęście? No, ale jesteś już prawie na miejscu. Wchodzisz do budynku. Docierasz do nowej sali. Otwierasz drzwi? I widzisz tam całą swoją, powoli wychodzącą klasę. Wtedy też sensei prosi cię do siebie. Zaraz, zaraz? PROSI?! No, na to jednak wychodzi?

- Słuchaj, Kaen ? zaczyna sensei Kazuma. ? Normalnie to ja powinienem ci wstawić uwagę za spóźnienie albo w ogóle wywalić ze szkoły. Ale nie zrobię tego. Chcę ci bowiem powiedzieć, że jak wiesz, co roku w ostatnim roczniku akademickim wybierani są uczniowie na tymczasowych geninów. I wśród tych uczniów wybieram ciebie. Nie ufam bowiem jednemu z nich ? dokładnie to Keizu Nedojiemu. Po prostu idź do Hokage dowiedzieć się szczegółów ? on wie, że jesteś wymiennikiem tamtego. No, a teraz leć.

No to idziesz? i w końcu dochodzisz do gabinetu Hokage. Zanim jednak wywiązuje się jakaś rozmowa, nagle otwierają się drzwi?

Mirai & Kaen ? Do gabinetu Hokage wchodzi młoda kobieta (Mirai). Jest ona średniego wzrostu oraz dość szczupła. Ma proporcjonalną, lekko owalną twarz. Jej oczy są szare, przypominające wręcz płynne srebro ? mimo to są one ciepłe i nawet zapraszające do rozmowy. Jej włosy, związane w koński ogon na czubku głowy, z dwoma krótszymi pasmami opadającymi niesymetrycznie wzdłuż jej twarzy, mają barwę ciemnego fioletu. Dziewczyna nosi czarną bluzkę bez rękawów, czarne, krótkie spodenki i sandały na niskim obcasie. Opaskę Konohy nosi jako pasek. Do tego ma przy sobie: czarną torbę, srebrne kolczyki w kształcie kółek i różową apaszkę, zawiązaną na szyi na wzór poluzowanego krawata. Dziewczyna ta na miejscu zastaje jeszcze jakiegoś chłopaka w wieku akademickim (Kaen).

Wtedy oboje słyszycie od Hokage:

- Witaj, Mirai, witaj, Kaen. Wezwałem was tutaj oboje, gdyż, jak wiecie, co roku spośród najstarszego rocznika akademii wybieramy kilku uczniów na tymczasowych młodych shinobi. Akurat tak się składa, że wybraliśmy już szóstkę uczniów oraz jednego senseia dla nich, ale? No właśnie. Przemyślałem tę sprawę i wychodzi na to, że nie dość, że jeden sensei to za mało, to jeszcze jeden z tych uczniów się po prostu nie nadaje ? z tego względu, że jest on ?spadochroniarzem?. Nazywa się on Keizu Nedoji. I chcę, żeby Kaen zajął miejsce. A ty, droga Mirai? Chcę, abyś współtowarzyszyła Edo - bo to on jest tym senseiem - gdyż zajęcie się szóstką młodych shinobi to bardzo trudne zadanie. Powinni być wszyscy na polanie w pobliskim lesie. Jak macie jakieś pytania, to chętnie wysłucham. A tymczasem? Aha, jeszcze jedno. ? Hokage uśmiecha się. ? Przyjmuję każde pytanie, nie licząc ?dlaczego ja?.

Edo ? Tak patrzysz, a dzieciaki nadal walczą? Jednego z twoich klonów jednak zainteresowała para składająca się Ri? i bezimiennego. Okazuje się bowiem, że ów ?bezimienny?? nic nie robi w czasie walki.

Ri? ? Wyprowadzasz kopniak przeciw Keizu. Udaje się. Wyprowadzasz kolejny. Udaje się. Wyprowadzasz jeszcze kolejny, tak na wszelki wypadek. Udaje się!!! Okazuje się, że Keizu nie próbuje W OGÓLE się bronić! Nic a nic! I tak oto Keizu opada na ziemię skopany i nadal podchodzący beztrosko do sprawy?

Zetsumei & Seiki ? Seiki blokuje swoim sztyletem katanę Zetsumeia. Gdy ten drugi próbuje tego pierwszego zaatakować końcem ostrza, zostaje nagle podcięty. Jednakże, upadając, drewnianą pochwą w drugiej ręce uderza Seikiego w twarz. Ból nie jest wcale taki słaby. Tymczasem zaś to, co się znajduje w tamtych krzakach, wybucha. Najprawdopodobniej jeden z kunaiów rzuconych przez Zetsumeia uaktywnił pułapkę zastawioną przez Seikiego?

Sadori & Eiichi ? Gdy tylko Sadori razem ze swoimi klonami biegnie w stronę przeciwnika, zauważa, że Eiichi najpierw wyrzuca kunaie w jego stronę, a potem samemu zapada się pod ziemię. Jednakże problem stanowi teraz tamta broń. Okazuje się bowiem, że w kunaie? zawinięte zostały karteczki wybuchowe. Sadori stara się ich unikać, ale to się dzieje tak gwałtownie, że nie daje rady jednocześnie kontrolować swoich klonów. Dzięki temu w końcu broń wybucha, a iluzje do tego się rozpływają, czy to pod wpływem wybuchu, czy to braku kontroli. No, mimo to jeszcze trochę czakry zostało chłopakowi. Teraz tylko trzeba rozkminić, gdzie dokładnie się znajduje Eiichi?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spoglądam na zegarek. "O Jah! Zmarnowałem tutaj jakąś minutę życia patrząc na te dziecięce akrobacje!" Nie widzę tu nic ciekawego, generalnie dzieciaki sobie radzą, po następnej minucie będzie po wszystkim. Poza tą jedną parą, Ri? i ten bez imienia. Nadzorujący walkę 'ja' podszedł do leżącego na ziemi ucznia:

- Nie postarałeś się mały, wracaj do akademii. Nie patrz tak na mnie, boisz się walczyć ze swoim kolegą, a my mamy rozgramiać wrogie wioski. Przykro mi - klon spojrzał na Ri?. - A ty przechodzisz do następnego etapu.

Klon znikł. Ja i drugi klon powiedzieliśmy:

- No dobra ludzie, przyśpieszcie trochę.

Po tym obaj napiliśmy się mleka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prawie mnie dorwał. Kiedy on zdążył zawinąć te karteczki na kunaiach. Na dodatek rozpłynął się w powietrzu. Wpadłem w pułapkę. Po mojej prawej i lewej stronie są krzaki, na pewno ukrył się za jednym z nich. Wskakuje do tych co są po mojej prawej stronie. Rozglądam się na boki. Nie ma go. Mój przeciwnik wie gdzie jestem, ale krzaki mnie zasłaniają. Dobra sprowokuje go do wyjścia. Robię kilka pieczęci i obok mnie pojawia się klon mnie. Moja kopia biegnie w drugie krzaki. Gdy mój przeciwnik go zaatakuję poznam jego kryjówkę. Wyjmuje kunaia i owijam dookoła niego wybuchową karteczkę. Też tak umiem. - pomyślałem

Moja kopia już jest metr od krzaków. Za chwile poznam dokładne miejsce przebywania mojego przeciwnika.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już?... Tak po prostu?...

W stanie nielekkiego zaskoczenia poszedłem po moją sakwę. Nekoryu nie było już mi potrzebne.

Niech to licho... Miałem już przygotowaną odzywkę na okazję zarówno zwycięstwa jak i przegranej... A tak? Wygrałem walkowerem, a to ani wygrana, ani przegrana. Pokazałem część swoich umiejętności i zostałem wykiwany. Pfft...

Po chwili smętnych rozmyślań wyjąłem opaskę shinobi i owinąłem ją wokół lewego ramienia. Na razie tak - a co będzie potem, nie wie nikt... Przynajmniej mam parę rzeczy do przemyślenia. Po pierwsze - ta opaska oznacza koniec obijania się.

Koniec z pracą na ćwierć gwizdka.

Cholera. Wakacje o rok krótsze.

Tak więc na początek muszę coś zrobić z włosami - odgarnąłem po raz kolejny włosy do tyłu. - Hm... Tak po prostu ścinać trochę szkoda...

Rozejrzałem się.

I co teraz? Zwolniony jeszcze nie jestem. Nie ma dalszych rozkazów. Popatrzę może na walki innych.

Uśmiechnąłem się do swoich myśli.

Ciekawy widok: oni jeszcze się męczą, a ja nonszalancko, niespecjalnie zmęczony, przypatruję się ich wysiłkom. Może powinienem uśmiechać się z wyższością dla lepszego efektu?...

Eee, nie ma z czego być dumnym.

Wspiąłem się na drzewo i z gałęzi zacząłem obserwować wysiłki Zetsumei i Seikiego.

...Katana? Kto daje uczniom katany?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Było tak blisko. Gdyby nie ten cios... boli! Mam nadzieję, że nie wybił żadnego zęba. Przynajmniej jestem w lepszej sytuacji niż przed chwilą. Zobaczmy co się zmieniło. Pułapki już nie ma, Gacek stracił równowagę, mógł zostać rozkojarzony wybuchem... Dalej boli. Zaraz, co to ja...? A, rozkojarzenie wybuchem, jest zbyt blisko, abym mógł użyć swojej techniki, nie rzucę się na niego ze sztyletem, bo będzie gorzej niż jest. Najlepszymi rozwiązaniami często są te najprostsze, ale z Gackiem trzeba się trochę napracować. Zwykłe kopnięcie powinno dać mi czas na schowanie sztyletu do kabury z shurikenami. Koleś będzie myślał, że rozpocznę walczyć na pięści. Najpewniej uzna mnie za idiotę skoro on ma miecz, a ja chowam tanto. Zanim zdąży się otrząsnąć ja wykonam pieczęcie i wciągnę go pod ziemię za pomocą Doton: Shinju Zanshu no Jutsu. Na koniec wyciągnę sztylet i przyłożę mu do gardła - to powinno zakończyć walkę. Jeśli się poszczęści nie będę musiał nawet zdradzać swoich umiejętności.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wspaniała akcja. Po prostu wspaniała.

Nie mogłem wymarzyć sobie lepszego przeciwnika! W końcu prawdziwa walka, a nie żaden trening z moim zakręconym (co prawda pozytywnie) dziadkiem. W końcu ktoś, kto nie boi się Ostrza Jęku. W końcu ktoś, kto może mnie pokonać!

Adrenalina buzowała w moich żyłach, szaleńczy uśmiech wypełniał moją twarz a równie szalone oczy mogły by pewnie przestraszyć człowieka o słabszych nerwach. Dobre podłoże dla nauki morderczego instynktu... pomyślałem i zarechotałem, gdy podnosiłem się z ziemi.

Rozejrzałem się i trochę z rozczarowaniem spojrzałem na mojego przeciwnika, który dopiero teraz starał się podnieść. No cóż, nie każdy był tam gdzie ja... pomyślałem i momentalnie wystartowałem w jego stronę z kataną w prawej ręce. Metr przed jego ciałem (teraz już na czworakach), wyskoczyłem lekko w powietrze i zrobiłem salto poziome (obrót ciała, ustawionego w poziomie, wokół własnej osi o 360 stopni) z wystawioną kataną. Celowałem dokładnie w plecy, nie by zabić (nie spotkało by się to zapewne z aprobatą senseia) ale by zostawić ładną pamiątkę po walce.

Seiki... Oby to nie był koniec tej cudnej zabawy!

Post konsultowany oczywiście z MG.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

?Mmmm?, Ale przecudny wybuch? Uśmiecham się złośliwie sam do siebie, po czym zaczynam wykonywać pieczęć a w myślach zastanawiam się, jaką minę może mieć teraz Sadori. Po chwili rozmyślań zauważam, iż moje ręce zaczyna oplatać jasno niebieska chakra a leżący niedaleko mnie kolega zaczyna się ?ogarniać?. Udało mi się usłyszeć jak wstaje na równe nogi po czym zaczyna biegać jak kompletny pacan! Po krótkim bezsensownym bieganiu zatrzymał się w miejscu . Nareszcie się nie rusza? Ciekawe czy wciąż myśli, że mnie pokona. Heh. Dobra czas na zabawę. Zacząłem się powoli zbliżać do miejsca gdzie stoi Sadori. Wyciągnąłem ręce przed siebie tak, aby chwycić go za kostki, po czym jak najszybciej potrafię wynurzyłem się z ziemi i mocno chwyciłem kolegę za nogi.

,(Jeśli się udało): Po czym ciągnę go w dół ze wszystkich sił tak, aby wystawała mu tylko głowa. Zaczynam odczuwać jak moja technika działa na resztkę Chakry przeciwnika. Nie puszczam go od razu. Chwile go przytrzymuję, po czym uderzam go w żołądek i kładę mu rękę na klatce piersiowej wysysając resztki czakry. Kiedy można było już poczuć, że jest mocno wypompowany skaczę na górę odpychając się od jego ramienia wylatując na powierzchnie. Kopie go lekko w twarz lekceważąco po czym patrzę prosto w oczy Senseja.

(Jeśli się nie udało); Chowam się jeszcze chwile pod ziemią wyjmując trzy kunaie ze schowka. Po czym wyskakuje na powierzchnie i zaczynam biec na przeciwnika wyrzucając w niego dwa nożyki Ninja.

*Post konsultowany z KM

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety, ledwo weszłam, zastałam jakiegoś dzieciaka. Czyli dziad był lekko zajęty... szybko jednak okazało się, że się myliłam. A tamten dzieciak nie dość, ze okazał się być jednym z tych, co ich Kazuma robi przedwczesnymi tymczasowymi geninami, to jeszcze JA mam być sensei. Tragedia. Po prostu tragedia! Przymusowy odpoczynek od częstych imprez i niańczenie kolejnych dzieciaków... Już mi dwóch wystarczy! W dodatku dostałam jakieś papiery... Chyba nazwiska tych osób... I chyba ?spadochroniarze? się już zaufaniem nie cieszą... Za moich czasów...

- Dziękuję za wyróżnienie i zaufanie. Co do pytania, to chciałbym wiedzieć czy senseiem który będzie mnie uczył zostanie pan Edo, czy pani Mirai. ? O, dzieciak zwrócił na siebie uwagę. Moją też. Swoją drogą, jakby był starszy... ? Kaen Hagane ? przedstawił mi się z ukłonem.

Nie mogłam się powstrzymać od zlustrowania go wzrokiem i ocenienia go na podstawie wyglądu. Niezły był, to musiałam przyznać. Gdyby tylko był starszy o jakieś dziesięć lat...

- Tatsuo Mirai, dla bezpieczeństwa mów mi Mirai-sensei. ? Ja nie bawiłam się w kurtuazję, tylko skinęłam głową. Gdyby tylko ten dziad uznał pytanie o powody wyboru, to byłabym najszczęśliwszą dziewczyną na świecie! Ale jeszcze trzeba było chłopakowi odpowiedzieć. - Myślę, że jakoś się dobierzemy sami, może lepiej chodź, im szybciej stąd wyjdę, tym szybciej się przyzwyczaję do myśli, że mam niańczyć kolejne dzieciaki?

Tak, to był jawny sygnał, ze chcę już tam iść. I wreszcie mieć takie głupoty za sobą.

- Tak jest, Mirai-sensei. ? O, słucha mnie. Już dobrze jest...

A ja tylko na to czekałam. Pa-pa, stary dziadzie, pomyślałam, wyciągając chłopaka z tej jamy zła i zepsucia, jaką było jest i będzie biuro Hokage. Im dalej się od niego znajdę, tym lepiej. I może młody się nie skazi tym złem...

Ledwo wyszliśmy z biura, mój język musiał cos chlapnąć. Zresztą, ciekawa byłam, czy już chce o coś zapytać.

- No to? Od czego zaczniemy? ? Przodkowie, mam tremę! I to przed dzieciakiem! ? Wolisz pogadać, czy poczekamy, aż dojdziemy do tamtych?

No dobra, pierwsze koty za płoty... Przynajmniej z nim. Może zdobędę jakieś punkty na starcie.

- Możemy porozmawiać, Mirai-sensei.

Co on, będzie tak co każde zdanie do mnie mówił?! Ratunku! Muszę jakoś temu zapobiec.

- Dobra, zacznijmy od tego, że jak już, to nie zwracaj się tak do mnie co każde zdanie ? zaczęłam. No bo od czegoś musiałam, jeśli mam przeżyć to psychicznie. ? A po drugie... Masz jakieś pytania?

Jest dobrze... Przy odrobinie szczęścia trema mi zniknie, a wtedy reszta dzieciaków się pożegna ze szczęśliwym światem.

- Cieszy mnie to ? uśmiechnął się. Dobrze, że jest za młody, w innym wypadku miałby spory ze mną problem.. - I pytania, tak mam, oczywiście. Czy juz na pewno dostane się do tej grupy, czy muszę przejść jakiś test?

Pytania na temat obecnej sytuacji, ok., jakoś to przeżyję. Dobrze, że mnie nie pyta o życie prywatne.

- Skoro masz być na zastępstwo, to jest pewne, że się dostaniesz. Sześciu na dwójkę to po trzech dla każdego - uśmiechnęłam się. - A test... Myślę, że jakiś test będzie, ale chyba tylko dlatego, żeby poznać, czy macie w sobie najważniejszy element, potrzebny do bycia geninami.

Zobaczymy, jak bardzo są do niczego... Ha! Już mi lepiej! Drżyjcie, dzieciaki!

- Rozumiem. A czy Pani ma do mnie jakieś pytania? I w jaki sposób wybierze sensei kto będzie pod jej opieką?

Pytania, pytania... Trzeba wybrnąć.

- Ja? Najważniejsze rzeczy będziesz musiał i tak powiedzieć, kiedy tamten... Edo chyba mu było... będzie chciał od ciebie takich informacji, typu co lubisz, czego nie lubisz... Takie integracyjne. ? Lepiej niech wie, co go czeka. Jak będzie geninem, to też będzie tak miał. - A co do wyboru... Myślę, że pójdzie w grę tak zwane... pierwsze wrażenie. ? Kaen, idziesz do mojej drużyny, nie ma co. Skoro i tak przyszedłeś ze mną...

- He, he, kto ładniejszy. ? O, już widać, że chłopak ma poczucie humoru. Biorę! ? To chyba wszystko, co chciałem wiedzieć, jak na razie. W dodatku chyba dochodzimy na miejsce.

Jak ten czas szybko leci! A ja nawet nie mam mowy powitalnej.

- Tak mi się też coś wy... ? urwałam. W tym momencie zobaczyłam, co się tam dzieje. Dzieciaki się najzwyczajniej w świecie ze sobą prały!

Moja dłoń spotkała się z moim czołem i najbliższa okolica mogła usłyszeć plaśnięcie.

- O przodkowie! ? wyrwało mi się. Nie, tak być nie może. ? Co za idiota wymyślił pojedynki?

Właśnie... To pytanie mnie będzie nurtować, dopóki go nie poznam. W dodatku młody się chyba jeszcze ze mnie śmieje. I jeszcze cos mruknął, ale co, to już nie wiem. Byłam zbyt zajęta obmyślaniem tego, co zrobię temu całemu Edo.

- Jak ja dorwę tego palanta, to mu chyba nogi z korzeniami powyrywam. - mruknęłam jeszcze tak, żeby Kaen usłyszał. Będzie wiedział, co go czeka, jak do mnie trafi i będzie za bardzo pyskował. Swoja drogą, ciekawe, czy któryś uwielbia pyskówki. Może będę miała kogo zgasić.

Jednak wszystko, co dobre, szybko się kończy. Ja i Kaen dotarliśmy do polanki. Tylko, ze tamci nie zwracali na nas uwagi, więc musiałam wziąć głęboki oddech i wznieść swój głos o kilka tonów.

- ZBIÓRKA DO SZEREGU! Drugi sensei i wymiennik przyszli! ? wydarłam się na całe gardło.

Kaen już stanął grzecznie. Przynajmniej on mnie słucha. A teraz tylko czekać, aż reszta to spełni i pokaże się tamten palant...

I pozostaje jeszcze kwestia, kogo sobie wezmę. Nawet nie miałam czasu spojrzeć po nazwiskach. Ale trudno, jakoś się ich wybierze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cała sytuacja wydała mi się, co najmniej dziwna, ale jednocześnie bardzo się ucieszyłem. Jeśli zostanę Geninem, to zrobię kolejny krok w stronę ojca. Przemyślałem wszystko, co powiedział Hokage i odpowiedziałem:

-Dziękuję za wyróżnienie i zaufanie. Co do pytania, to chciałbym wiedzieć czy sensei'em, który będzie mnie uczył zostanie pan Edo, czy pani Mirai?- Tu ukłoniłem się przed Jouninem i przedstawiłem z miłym uśmiechem.- Kaen Hagane. Ona też się uśmiechęła.

- Tatsuo Mirai, dla bezpieczeństwa mów mi Mirai-sensei.- Powiedziała, po czym dokończyła.- Myślę, że jakoś się dobierzemy sami, może lepiej chodź, im szybciej stąd wyjdę, tym szybciej się przyzwyczaję do myśli, że mam niańczyć kolejne dzieciaki...

-Niańczyć?- Przebiegło mi przez myśl.- Mnie nie trzeba niańczyć, zawsze radziłem sobie sam, sierociniec to nie miejsce dla maminsynków.-Myślałem ze złością, ale po chwili mi przeszło, kobieta na pewno się ze mną droczyła, tata mówił, że takie już są, Shan taka jest. Uśmiechnąłem się w duchu i dodałem:

-Tak jest Mirai-sensei.- Po czym ukłoniłem się Hokage i wyszedłem za nią.

- No to... Od czego zaczniemy? Wolisz pogadać, czy poczekamy, aż dojdziemy do tamtych?

-Możemy porozmawiać Mirai-sensei.- Głupio brzmiało ciągle się powtarzać, ale nie wypada się spoufalać z wyższymi rangą.

- Dobra, zacznijmy od tego, że jak już, to nie zwracaj się tak do mnie, co każde zdanie. A po drugie... Masz jakieś pytania?

-?Czyżby czytała w myślach? Nie, niemożliwe. Ale miło, że zauważyła, co mnie gryzie.?

-Cieszy mnie to.- Odpowiedziałem już na głos i uśmiechnąłem się promiennie.- I pytania, tak mam oczywiście. Czy już na pewno dostanę się do tej grupy, czy muszę przejść jakiś test?

- Skoro masz być na zastępstwo, to jest pewne, że się dostaniesz. Sześciu na dwójkę to po trzech dla każdego ? Kolejny uśmiech. - A test... Myślę, że jakiś test będzie, ale chyba tylko, dlatego, żeby poznać, czy macie w sobie najważniejszy element, potrzebny do bycia geninami.

-Rozumiem. A czy Pani ma do mnie jakieś pytania? I w jaki sposób wybierze Sensei, kto będzie pod jej opieką?

- Ja? Najważniejsze rzeczy będziesz musiał i tak powiedzieć, kiedy tamten... Edo chyba mu było... Będzie chciał od ciebie takich informacji, typu, co lubisz, czego nie lubisz... Takie integracyjne. A co do wyboru... Myślę, że pójdzie w grę tak zwane... Pierwsze wrażenie.

-Hehe, kto ładniejszy.- Zaśmiałem się.-To chyba wszystko, co chciałem wiedzieć, jak na razie. W dodatku chyba dochodzimy na miejsce.- Dopowiedziałem widząc polanę i ludzi walczących na niej ludzi.

- Tak mi się też coś wy... O przodkowie! Co za idiota wymyślił pojedynki?

-Haha.- No przy takiej sensei nie można się było nie uśmiać. Chyba będzie z nią dużo zabawy.- Szkoda ze Kai'a tu nie ma, spodobałoby mu się to.-Mruknąłem ciągle krocząc z kobietą. Chwile potem nabrała oddechu i krzyknęła:

- ZBIÓRKA DO SZEREGU! Drugi sensei i wymiennik przyszli!

-Ale ostra z niej babka.-Pomyślałem i na stanąłem obok niej w normalnej pozie, lekko na baczność, w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń.

________________________________________________________________________________

____________________________

Kaen jest wysokim i wysportowanym chłopcem, o jasnej, a nawet bladej karnacji. Raczej przystojny, jeśli można w ogóle mówić o przystojnym trzynastolatku. Ma wyjątkowo rzucające się w oczy, średniej długości rozczochrane białe włosy, których pióra opadają także na czoło oraz roześmiane tęczówki barwy morza, pełne ciepła i spokoju. Na prawym ramieniu nosi tatuaż symbolizujący przynależność do swojego klanu, czyli Półksiężyc przecinany przez miecz. Ubiera się dość modnie, czarna bluza, z krótkimi rękawami, o szarych wykończeniach i białych wstawkach. Długie spodnie, o podobnym do bluzy kroju i barwie oraz pasek ze srebrną klamrą. Na szyi ma zawieszony wisiorek w kształcie trzech pierścieni. Co ciekawe nie nosi sandałów, zamiast tego woli zwykłe jasne adidasy. Na dłoniach zaś skórzane rękawiczki ?bez palców? ze stalowymi płytkami po zewnętrznej stronie. W zimne dni zakłada do tego białą kurtkę z kapturem podbitą futrem. W dłoni podobnie jak jego ojciec zawsze gości, kunai, którym chłopak notorycznie się bawi. Na plecach sporej wielkości plecak.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... nosiciel wyleciał z prędkością pocisku i uderzył w filar łamiąc go na pół.

Scenerie przysłonił dym i kurz.

- No i po nim - uśmiechnęła się Misuki.

- Niestety - mruknął Ichimaru słysząc ciche pomrukiwanie - to dopiero początek. Włożył kunai do ust, sięgnął szybkim ruchem po dwa zwoje, które nosił przypięte do paska za plecami, rozwinął je przed sobą, szybko wykonał kilkanaście pieczęci, przeciął kunaiem przegub dłoni (od jego wierzchniej strony) i przelał trochę swojej krwi na owe zwoje.

-Kichiouse no jutsu: Moku Kangoku - wypowiedział wypluwając kunai z ust i stając prawą nogą na jednym zwoju, i lewą na drugim. - Misuki nie dopuść mnie do niego, jeżeli przesunę się choć o cal, całe jutsu szlag trafi - dodał po chwili widząc jak nosiciel wstaje pośród dymu i kurzu.

Skoncentrował się. Ze zwojów wyszło dziesięć totemów z drewna, na każdym namalowana była twarz jakiegoś potwora. Przeciwnik, nie czekał na dalszy rozwój wydarzeń, rzucił się do przodu w stronę totemów i człowieka, który je przyzwał.

Misuki w mgnieniu oka zastąpiła mu drogę.

- Fuuton: Mugen - mruknęła dziewczyna i zablokowała pazury przemienionego ninjy przy pomocy zmaterializowanego z chakry ostrza, po czym sama zaatakowała, zostawiając paskudną ranę na lewym ramieniu przeciwnika. Kolejne ciosy odbiły się od chakary jaka powlekała potwora. Wywołało to wściekłość u Misuki, z trudem uniknęła potężnego uderzenia łapą, znalazła się za plecami przeciwnika i wypuściłą w niego ogniste pociski:

- Katon: Hosenka no Jutsu

Aby ich uniknąć ninja skoczył tyłem w prost w pułapkę przygotowaną przez Ichimaru. - Kai - wymruczał chłopak, jak na rozkaz wszystkie totemy zaatakowały bestię. Osiem z nich przytrzymały i owinęły się wokoło bestii a ostatni odpowiadający symbolem zaatakował od góry. Nosiciel próbował się wyrywać, kiedy ostatni z totemów dosłownie wsysał powłokę z chakry. Ninja wielkim wysiłkiem złożył dłonie w pieczęć, nastąpił wybuch, który odrzucił Misuki i Ichimaru do tyłu. Totemy wróciły do zwojów, a przed bohaterami stał dyszący, otoczony porwaną w strzępy aurą bestii ninja.

Ichimaru przeklął głośno wiedząc co się zaraz stanie, cała chakra którą wyssały totemy zaczęła wchodzić do niego wszelkimi otworami. Skurczył się przy ziemi i zaczął trząść, po kilku chwilach zemdlał.

Misuki wstała powoli i pomasowała szyję, coś strzyknęło.

- Teraz jesteś już tylko mój - mrugnęła do zmęczonego i oparzonego przeciwnika. Włosy zaczęły jej powiewać zasłaniając twarz, jakby wiatr wiał jej w plecy - Katon.... (chwila ciszy, uśmiech podczas wykonywania pieczęci) Jigoku!

Całą salę ogarnęły płomienie.

- Fuuton: Mugen Irokaze! - kolejne jutsu przywołało pojedyncze ostrza z wiatru wokoło przeciwnika. Zapalały się one od ognia i kolejno spadały na rozpaczliwie się broniącego ninje. Woda jaką się otoczył szybko się zagotowała, gotując go żywcem, ostrza gasły jednak wciąż siekały wodę raniąc przeciwnika aż ten padł martwy. Płomienie dogasały, kobieta przyklęknęła wycieńczona próbując złapać oddech.

Z wnętrza korytarza było słychać kroki. To Hiro wracał ze zwojami, do przytomności wrócił też Ichimaru, który na kolanach plując krwią, za jej pomocą malował krąg. Stańcie tutaj i wynosimy się... następny przystanek... Konoha!

Stanęli plecami do siebie na wyrysowanym kręgu złożyli ręce w pieczęć i zniknęli.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piłem powoli mleko i uśmiechałem się w duchu. Wymyśliłem dobry test. Oni się zabawią, polubią mnie, bo w końcu każdy lubi powalczyć. A ja już wiem o nich wystarczająco dużo. Schowałem mleko i zapaliłem papieroska, gdy nagle dobiegł mnie kobiecy, chyba, wrzask:

- ZBIÓRKA DO SZEREGU! Drugi sensei i wymiennik przyszli!

"O Jah! Dali mi babę do drużyny?" Pomyślałem nieco poirytowany. "Na dodatek lubi się rządzić... Już jeden fajny związek się przez to rozpadł."

- Walczcie dalej chłopcy - powiedziałem.

Wytworzyłem jeszcze jednego klona, który zastąpił prawdziwego mnie, sam podszedłem do mojej współpracowniczki.

Gdy byłem już dość blisko zatkało mnie z wrażenia, a papieros wypadł mi z ust... JA JĄ ZNAM! Tańczyła tydzień temu na imprezce jak szalona.

- Dobra... Jak mam rozumieć, ty jesteś tym cieciem, tak? Wspaniale... Może tak sam byś z nimi powalczył, zamiast siedzieć? - Powiedziała... Mirai? Jakoś tak.

- Cieciu?! I my mamy współpracować, tak? Przecież zamiast ich czegoś nauczyć, będziesz ich zabierała na jakieś chore imprezy - powiedziałem oburzony. - A nie walczę, bo to jest test.

Westchnęła, a w jej oczach ukazała się żądza mordu:

- Test?! To się na test nie nadaje... - roześmiała się. - Widać od razu, ze się nie znasz na rzeczy. Nawet nie sprawdziłeś najważniejszej predyspozycji na genina. I tak, zarzucam ci niekompetencję.

- Jak ja niby mam się znać na rzeczy?! Zawsze pracowałem w terenie, nie mam pojęcia dlaczego właśnie ja mam ich uczyć, skoro nigdy nie pracowałem z młodzieżą - powiedziałem ze złością. - I niby jaka predyspozycja na genina? Jeśli nie będzie umiał walczyć, to nigdy nie będzie geninem, to chyba oczywiste? - Baba mnie poucza... Zaraz mnie złość rozsadzi.

- Ja też nie mam pojęcia, jak uczyć dzieciaki, ale w końcu coś pamiętam z okresu, jak byłam geninem... - uśmiechnęłam się. - Niby jaka? A co z umiejętnością współpracy? Bo przy takich testach wyrosną ci ciecie, a nie genini.

- Test na współpracę miał być później - wybąkałem, po czym zapaliłem papieroska. - Chciałem ich wziąć na boisko, żeby zagrali w piłkę nożną, czy w kosza.

- To teraz masz problem. Bo najwyraźniej oni potraktowali to jako rzeczywisty test... A nie mogłeś zrobić dwa w jednym? A nie, sorki, głupie pytanie... - Wyjęła termos z torby. Odkręciła kubeczek, korek, nalałam sobie resztek kawki i pociągnęła łyczka. - Kawy?

Ręce mi opadły. W końcu to jest prawdziwy test. No ale za to kawki nie odmówię:

- Poproszę, ale pół kubeczka. Piję tylko z mlekiem - wziąłem od niej kubeczek, dolałem mleka i napiłem się. - Dobra. Chcesz mleka?

- Nie, dzięki, wolę kawkę. Ta i tak nie jest zbyt mocna. - zakręciła termos i schowała do torby. - A tak przy okazji, nie, ja nie chcę ich niańczyć, ale pech tak chciał.

- Nie los, tylko nadzorca niewolników zwany Hokage - w tej chwili spojrzałem na stojącego obok dzieciaka. - Nie powtarzaj co słyszałeś młody - zwróciłem się znów do Mirai. - Więc skoro mój test jest... Dla cieci? Tak to określiłaś? Nieważne, więc co proponujesz?

- Coś podobnego, ale za to wezmę trzy w jednym - powiedziała z uśmiechem. - Ale do tego potrzebuję tamtych, bo nie wezmę całej szóstki.

- Ok, już ich wołam - powiedziałem i odwzajemniłem uśmiech. Moje klony powiedziały do młodych. - Ej, nie słychać jak pani wołała? - Po czym zniknęły. - No to jaki podział i test proponujesz?

Uprzejmie zapytałem i usiadłem pod drzewkiem.

- No cóż, typowo w trójki, jak to powinno być zrobione. A kogo ja wezmę, to się dowiesz... Pozwolisz, ze wybiorę pierwsza?

- Wpadłem na to, ze dzielimy się po połowie - odpowiedziałem z głupim uśmiechem. - I tak, proszę. Możesz wybierać.

Gdy młodzi się zebrali, pani profesor rozpoczęła selekcję:

- No to tak... Jestem Tatsuo Mirai, dla bezpieczeństwa panów młodszych proszę o mówienie mi Mirai-sensei, ale nie co każde zdanie. Panów szanownych witam i od razu poproszę o wystąpienie takich osób jak... Hagane Kaen... Ishida Seiki i... Sure-Kai Zetsumei. Panowie lądują u mnie na tymczasowych wychowawstwie.

- A reszta zostaje ze mną - powiedziałem beznamiętnie. - Tak, ja też jestem piekielnie niezadowolony, że z ładną panią sensei nie idę, no ale cóż... Takie życie - myślałem, że już skończyłem, kiedy coś mi się przypomniało. - Aha, macie opaski - dałem je tym, którzy ich nie mieli. - Noście je z godnością, bla, bla, bla. Ale pamiętajcie o jednym. Szanujcie mnie i panią Mirai, bo uwierzcie mi, mogę wam załatwić gorszą opiekę.

Myślałem, że to będzie szybka i łatwa, solowa robota. A tu proszę, szykuje się dość długa przygoda...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pomiędzy moimi uszami przeleciał wrzask jakiejś kobiety. Okręcałem się z prędkością ponad 100 km/h, więc wydawał się wielce nieartykułowany, choć zrozumiałem, że mamy się zatrzymać...

Fajnie.

Jak ja, do cholery, mam się zatrzymać? (Pomijając nieistotny fakt, że nie chcę.) Choć rozmyślam w przeciągach tych setnych sekundy, zrozumiałem, że są trzy wyjścia:

a ) Nikt nic nie zrobi; Seiki dostanie przez plecy, zawdzięczając mi ból kręgosłupa do śmierci. (Doznałem wizji, przelotnego obrazu: Ja i Seiki gramy na emeryturze w GO, kiedy przegrywa wypomina mi, że to przez ten przeklęty ból w plecach...)

b ) Sensei jakimś cudem mnie powstrzyma.

i c ) (opcja najbardziej mi odpowiadająca.) - Seiki coś wykombinuje.

Stanie co ma się stać, tak czy siak, ostrze już praktycznie dotykało jego pleców...

Wszytko się jednak zatrzymało. Zatrzymał się czas, zatrzymała się przestrzeń. Ostrze rozdzielało już materiał ubrania Seikiego, już docierało do ciała.

Jęk dzieliło od człowieka granica liczona w milimetrach.

Ciemność. Strach. Ból.

Ciemność. Strach. Ból. Ciemność. Strach. Ból. Ciemność. Strach. Ból. Ciemność. Strach. Ból. Ciemność! Strach! Ból!

Ciemność!!! Strach!!! Ból!!!

Nie biły jednak tylko ze mnie...

Biły także z niego. Jednak moje i jego było inne. Były równe, ale różniły się czymś nieuchwytnym, czymś ważnym, a jednak tak ziemskim...

W tej jednej krótkiej (wiecznej) chwili poczułem, że jesteśmy braćmi.

Braćmi w Ciemności. Braćmi w Bólu. Braćmi w Strachu.

Pieczęcie, mnóstwo pieczęci, setki znaków...

Ostrze zniknęło, zostało deportowane. Bez intonacji, bez pieczęci, bez użycia chakry; po prostu zniknęło, w momencie, w którym już dotykało skóry Seikiego.

Przeleciałem nad jego ciałem; brutalnie upadłem na twarz.

Kiedy automatycznie podnosiłem się i zmierzałem w stronę romawiajacych ludzi, nie patrzyłem na nich.

Patrzyłem na podnoszącego się... kogoś bliskiego.

Edit by Mr. Blue and Game Master

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siedzę sobie przyczajony w krzakach, a tu nagle jakaś baba się wydziera. Sensej mówi żebyśmy dalej walczyli. Co jest grane?- pomyślałem. Po chwili sensej mówi żebyśmy przerwali walkę i podeszli do niego. Schowałem kunaie i zrobiłem to co chciał. Nasza nowa nauczycielka podzieliła nas na grupy, naszczęście moim sensei jest Edo. Miarai-senseij musi być ostra, lepiej z nią nie zadzierać. Podszedłem do mojego przeciwnika i powiedziałem:

- Eiichi dobry jesteś, dzięki za walkę, mam nadzieje że dobrze będzie nam się współpracowało w grupie.

Potem poszedłem przywitać się z naszym nowym towarzyszem. Przyszedł z Miarai.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten chory śmiech sprawił, iż zwątpiłem w zdrowe zmysły Zetsumeia. Jego jutsu sprawiło we mnie uczucie strachu, chociaż małe, ale ten śmiech mnie sparaliżował. Co to za koleś? Coś mi to przypomina, gdzieś już o tym czytałem... Wiem! W jednym z historycznych zwojów było o świrze z Akatsuki - Hidan. Facet był nieśmiertelny, bardzo lubił zadawać ból, a do tego kretyńsko się śmiał. Do złudzenia przypomina Gacka. A jeśli Gacek jest nieśmiertelny? Czy jest sens walczyć? W sumie, to równie dobrze mogę się mylić. Przynajmniej jest ciekawy pojedynek, a jak to mówią - "nie ma ryzyka, nie ma zabawy". Dawaj Gacek!

- ZBIÓRKA DO SZEREGU! Drugi sensei i wymiennik przyszli!

Co? Dopiero co walka miała naprawdę rozgorzeć, ja odzyskałem pewność siebie, a tu jakaś baba każe przerwać! To już szczyt złośliwości losu. Jeszcze mnie kretynka rozproszyła... O w mordę! Dzięki, że tu przyszła! Gdybym się nie odwrócił w porę, Zetsumei rozpłatałby mnie na pół. Zostało niewiele czasu. Muszę szybko zareagować. Najlepszym wyjściem powinno być Kawarimi no Jutsu.

Zrobiłem dopiero jedną pieczęć, kiedy poczułem, jak ostrze przecina bluzę. Jeśli będę miał szczęście szybko umrę i nie będę skazany do końca życia na wózek. Cóż za ironia... nie zabili mnie zamachowcy, a zrobi to jakiś Gacek, co to nawet akademii nie ukończył. Mam nadzieję, że dokończy dzieła, bo zanim dostanę ten durny wózek, to prędzej popełnię samobójstwo ze wstydu.

Nagle ostrze zniknęło, tak po prostu. On go nie cofnął, poczułbym to, a tak nie wiedzieć czemu zniknęło. Jak kawałek metalu mógł się zdematerializować?! Zetsumei wylądował przede mną twarzą w ziemi. Moja mina wskazywała przerażenie, a po czole ściekała stróżka potu. Powoli wstałem i udałem się na miejsce zbiórki, nawet nie spojrzałem na Gacka.

Byłem o cal od śmierci... tak jak kiedyś. To wspomnienie przywróciło na moje usta pewny siebie uśmieszek. Jeszcze dokończymy tą walkę Zetsumei Sure-Kai, ale następnym razem nie odwrócę się do ciebie plecami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powoli zbliżałem się do Sadoriego. Wyciągnąłem ręce do przodu, tak aby móc złapać go szybko za nogi. Kiedy nagle wyleciałem do przodu i chwyciłem go za kostki, usłyszałem ostry kobiecy wrzask (niedało się tego nazwać krzykiem).

- ZBIÓRKA DO SZEREGU! Drugi sensei i wymiennik przyszli!

Wciąż trzymając kostki kolegi w rękach wynurzyłem głowę z ziemi i rozejrzałem się skąd dobiegł ten jazgot.

Patrząc w prawo, ujrzałem jedynie klona mojego kolegi biegnącego na kłębek krzaków, lecz kiedy mało zainteresowany spojrzałem w swoją lewą strone ujrzałem dosyć ładną kobietę była ona średniego wzrostu oraz dość szczupła miała piękne srebrne oczy i orginalną sylwetke ( w pozytywnym znaczeniu tego słowa). Teraz zauważyłem, iż ona patrzy na mnie, choć musiało to wyglądać przekomicznie ( chłopak bawiący się kunaiem oraz przystojniak trzymający go za kostki).

Wow! Jeśli to jest niebo to chce umrzeć

Lekko zirytowany puszczam Sadoriego i wychodze z ziemi. Wstałem po czym otrzepałem ubranie ominąłem bredzącego kolegę i ruszyłem w strone pięknej kobiety. Od razu podbiegłem i ustawiłem się w szeregu przed nowym Sensej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taaak... Słyszałem ich kroki: dwie (najpewniej) osoby. Ale całkiem nie spodziewałem się że to drugi (druga) sensei i tajemniczy "wymiennik". Dlatego też zdecydowałem się najpierw ich poobserwować, wisząc głową w dół na gałęzi, której trzymałem się na zagięciach kolan. Przysłuchiwałem się rozmowie sensei Edo z tajemniczą parą przybyszów - wydawał się chyba ją rozpoznawać? - a w głowie, jak rzadko kiedy, kołatało mi się jedynie parę myśli. Przede wszystkim zaś - cicha modlitwa że jeśli to jest faktycznie drugi sensei to żebym nie trafił do jej drużyny. Przy moim charakterze miałbym pewnie przeróżne problemy. Po drugie, "wymiennik"? Czyj wymiennik? Dlaczego? Patrzę na niego i widzę - kolejnego rówieśnika i jego białe włosy. Dokładniej - białe włosy i kolejnego rówieśnika. Rzadka cecha? Nawet fiolet i róż widziałem już parę razy. Chyba.

Drugi sensei wygląda natomiast - zmrużyłem oczy - na niewyspaną? zmęczoną? Czasem fajnie mieć w żyłach krew Kurije. Wzrok pozwalajacy na liczenie piegów na twarzy osoby odległej o kilkanaście metrów przydaje się i w innych sytuacjach.

Sensei Edo również nas przywołał więc już bez specjalnego ociągania się, chwyciłem gałąź rękoma, uwolniłem nogi i zeskoczyłem na ziemię, po czym zająłem miejsce w szeregu.

Post, hm, konsultowany.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- No to tak... Jestem Tatsuo Mirai, dla bezpieczeństwa panów młodszych proszę o mówienie mi Mirai-sensei, ale nie, co każde zdanie. Panów szanownych witam i od razu poproszę o wystąpienie takich osób jak... Hagane Kaen... Ishida Seiki i... Sure-Kai Zetsumei. Panowie lądują u mnie na tymczasowych wychowawstwie.

- A reszta zostaje ze mną ? Dodał drugi z Jouninów. - Tak, ja też jestem piekielnie niezadowolony, że z ładną panią sensei nie idę, no, ale cóż... Takie życie.- Aha, macie opaski. Noście je z godnością, bla, bla, bla. Ale pamiętajcie o jednym. Szanujcie mnie i panią Mirai, bo uwierzcie mi, mogę wam załatwić gorszą opiekę.

Nareszcie dostałem protektor, jestem, więc Geninem. Szybko zawiązałem go sobie luźno wokół szyi. Chyba pasował.

-Mirai wybrała mnie do swojej drużyny, ciekawe, dlaczego?- Zadałem sobie pytanie.- Hehe, może jestem ładny?- Zaśmiałem się.- Tak czy siak, wypadałoby się przywitać z innymi.

W naszą stronę zmierzali powoli Genini. Miałem być z Ishidą Seiki i Sure-Kai Zetsumei?em. Wypadałoby się, więc z nimi przywitać:-?Tylko którzy to?..No nic, poczekam aż sami się przedstawią.? Tymczasem przyglądnąłem się im i Jouninowi. Zwłaszcza Jouniowi. Moje białe włosy to nic przy tym jak on wyglądał.

Był wysoki, dość dobrze zbudowany i...tu kończył się normalny wygląd, od razu rzucały się w oczy jego szare tęczówki. Na nogach glany, czarne dzwony, do tego koszula i sweter, w dodatku większość miała metalowe dodatki. ??Stal.?- Przeszło mi przez myśl. Włosy wyglądały jak makaron spagetti, polany blond-rudym sosem. Całość uzupełniał beret.

-?Tak, ten gość na pewno był bardziej wyluzowany od Sensei Mirai. Ale dobrze, że trafiłem pod skrzydła tej pierwszej, przynajmniej będę miał możliwość się czegoś nauczyć. Choć kto wie, przecież ten rastamen nie został Jouninem za wygląd, lecz za umiejętności.?- Dokończyłem swój wywód na temat Sensei?a Edo i postanowiłem nie zaczynać oceniać reszty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Banda dzieciaków. Jeden wygląda, jakby go jakimś zmutowanym żarciem karmili, drugi zachowuje sie jak mroczny gość, jeszcze inny się na mnie gapi z serduszkami w oczach... Tragedia.

- Panowie, bądźmy poważni chociaż przez pięć sekund. Moze byscie sie zainteresowali, co sie do was mówi? Koniec powagi. - Chyba wyszło mi mniej, niż pięć sekund... Nieważne!

Westchnęłam. i spojrzałam po wszystkich uczniach. Oprócz Kaena na pewno mogłam rozpoznać tego w czarnej szacie. Oczy mi mówiły, że to musiał być właśnie Zetsumei Sure-Kai. Bliźniaki mówili, że Sure-Kai maja dosć mroczna przeszłość, ale nadal sie babrzą w jakichś podejrzanych praktykach. No dobra, tylko który jest ten Seiki... Ale odpowiedź poznam za chwilkę.

- No dobra, panowie, czas przejsć do rzeczy. Nie wiem, co potraficie, więc muszę sie przekonać. W związku z tym moja drużyna... zainteresowanym i tym, którzy mnie wcześniej nie słuchali, przypominam, że to są Hagane Kaen, Ishida Seiki i Sure-Kai Zetsumei... idą za mną.

No i sie okazało, który to był Seiki. To ten, co go zmutowanym żarciem karmili... Przeszliśmy gęściej w las, będzie trudniejsze pole do manewru. Nawet nie kazałam im isę potem ustawiać, tylko od razu odłożyłam torbę.

- No dobra. Po pierwsze, nie będę was traktować w zależności od pochodzenia - powiedziałam, wyciągajac swoje uzbrojene, czyli kunaie i shurikeny. - Po drugie, nie spodziewajcie się trudnych zadań na początku - dodałam, zapinajac kaburę na udzie i bawiac sie kunaiami. - I po trzecie... Pewnie chcecie wiedzieć o co chodzi. To wam powiem. W niektórych typach misji cel zaginiony wcale nie chce dać sie odnaleźć i będzie sie ostro bronił. Tak jest w przypadku pewnych osób, bądź... zaginionych kotów. A te drapia jak cholera, wiec ostrzegam na przyszłość: przy zadaniach z kotami grube rękawice do łokci! I coś na twarz. Ale wracajac do tematu... Takie cele należy unieruchomić i często też ROZBROIC! Cel zadania? Macie mnie rozbroic i unieruchomic. Nie wiem, któremu sie uda. Nieważne to jest na chwilę obecną, ale któr mnie rozbroi, będzie mógł samodzielnie wykonać misję. Dam wam fory i nie będę używać technik. No chyba, że mnie któryś mocno wkurzy - uśmiechnęłam się śłodko. - Czas? Piętnaście minut, licząc od teraz. No to jedziemy!

Zacisnęłam mocno dłonie na rękojeściach kunai i natarłam na Seikiego. Szybko. Zamachnęłam sie kunai, chcąc go zmusić do obronienia się. Celowałam w pierś, co w sumie dla mnie nie było trudne, był niewiele tylko wyższy. Specjalnie teżdałam drugą rękę za plecy. W razie ataku reszty mogę sie obrócić i obronić. Albo uskoczyć.

Ciekawe tylko, czy skapną się, o co tak właściwie mi chodzi...

post konsultowany

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...