Skocz do zawartości

Mass Effect (seria)


RoZy

Polecane posty

Ave!

Dobra, standardowo zaczynamy od Cytadeli...

Nieustannie za kontrargument podajecie mi, ze przeciez na Keeperach mozna polegac, wiec sprobuje po raz kolejny przedstawic jak to wyglada w praktyce, dla uproszczenia ponownie uzyje porownania do samochodu. Mamy ow super wypasiony samochod, problem z nim sprowadza sie do tego, ze hamulcami zdalnie steruje osoba, o ktorej nic nie wiemy i kontaktujemy sie z nia przez telefon, bo jest w miejscu o ktorym nic nie wiemy i nie mozemy sie tam dostac. Osoba owa jest niezwykle skrupulatna i znakomicie wykonuje swoja robote. Jest tylko jeden szczegol - jezeli kiedys zadzwonimy do niej i w odpowiedzi uslyszymy chrapanie (kazdemu moze sie zdarzyc przeciez), to jestesmy martwi. Sami nie zahamujemy. Jup. Tak wlasnie dziala Cytadela. Rada na to poszla w zadem sposob sie nie zabezpieczajac (i prosze mi tu nie mowic, ze przeciez nie wiemy na pewno - Bio bylo uprzejme zamiescic w grze encyklopedie, wiec skoro w niej nic na ten temat nie pisze, to uznaje ze tego nie ma). Widocznie ktos nie dostrzegl, ze jak cos dziala bez zarzutu przez kilkaset lat, to nie robi to zadnej roznicy - to te ulamki sekund gdy cos zaczyna szwankowac powoduja tragedie. Jakby nie patrzec wiekszosc urzadzen na swiecie (samoloty, samochody) przez dobre 99,9% czasu swego funkcjonowania dzialaja bez zarzutu. Poduszki powietrzne montuje sie na wypadek pozostalych 0,1%. Obcy o swe poduszki nie zadbali. Jezeli sie tak nad tym zastanowie, to jesli w 3 czesci za powod dzialan Reaperow Bio poda, ze ubijaja oni kazda rase na tyle glupia by bez zabezpieczen pakowac sie do Cytadeli, to stwierdze, iz jest to bardzo dobry powod <pu>.

Kolejna kwestia odnosnie gdybania -> sprawe stawiam jasno - jezeli w grze cos nie zostalo wyjasnione tudziez nie dano wskazowek mogacych sensownie naprowadzic na wersje wydarzen (Geth vs Quarianie a polityka rady mimo wszystko jakies tam wskazowki ma), to uznaje ze tego nie ma. Proste. Nie mam zamiaru gdybac w powietrzu bez zadnego oparcia, chyba ze bedziemy sie bawic w tworzenie fanficow. Nadmieniam tutaj, ze wszelkie watki wyjasnione w kolejnych czesciach tej produkcji nie zmienia w zaden sposob mego zdanie o fabule pierwszej czesci. Co najwyzej sprawia, iz stwierdze cos w stylu "coz, jedynka fabularnie jest do kitu, ale cala trylogia prezentuje sie znakomicie". W tym momencie wiec, w kontekscie dyskusji o brakach jedynki w zaden sposob nie obchodzi mnie co tworcy zapowiadaja, ze zrobia (w przypadku jedynki tez bylo duzo zapowiedzi zdaje sie) w czesciach kolejnych - jedynka to zamkniety rozdzial i w mej ocenie idealny przyklad gry ze skopanym potencjalem. Dodatkowo jeszcze uwazam, ze trzeba byc naprawde bezczelnym, by powiedziec graczom cos w stylu "mamy znakomity pomysl na fabule, ale poniewaz chcemy od was wyciagnac jak najwiecej kasy, to podzielimy go na 3 kawalki i za kazdy bedziemy od was liczyc osobno" - bo tym wlasnie jest zapowiadanie z miejsca calych trylogii, ktorych czesci dzieja sie jedna za druga i obejmuja tych samych bohaterow. Zastanawiajace jest, ze ludzie na cos takiego przyklasneli, bo jakos mam wrazenie, ze pare lat temu producent oswiadczajacy cos takiego, mogl sie liczyc z dostaniem kopa od klientow.

Na koniec zas kwestia gatunku - w przeciwienstwie do niektorych nie wyznaje plynnej ewolucji gatunkow - sklaniam sie wrecz ku powstawaniu nowych (sub)gatunkow. W ten sposob mamy dungeon crawlery, rouge-like'i, hack&slash, jRPG, sRPG, aRPG czy w koncu mniej lub bardziej dobre cRPG, ktore moze powinienem zaczac nazywac po prostu komputerowymi grami fabularnymi - czyli takimi, ktore we wzglednie dokladny sposob staraja sie udawac warunki sesji papierowych - lacznie z cechujaca je pewna dowolnoscia w kwestii wyboru sciezek prowadzacych do celu. Biorac pod uwage, ze ME w znakomitej wiekszodci przypadkow oferuje wybory na bardzo prymitywnym poziomie - nie mam zamiaru wrzucac go do tej ostatniej kategorii, miast tego stwierdzam iz jest to po prostu krzyzowka FPS z hack&shashem - ot, taki bardziej rozbudowany Dark Messiah of M&M ubrany we wdzianko pseudo sci-fi. Byc moze dla osob, ktore zwykly traktowac gatunek "ewolucyjnie" nie ma tutaj problemu, ale osobiscie uwazam iz takie podejscie gwarantuje jedynie cala mase nieporozumien (wrzucanie do jednego wora Diablo 2 i Planescape: Torment powinno byc karalne).

C-SEC i rzeznia -> tyle tylko, ze bardziej od Sarena Palin zdaje sie nie lubi takich gosci, ktorzy maja tendencje naduzywac prawa ku wlasnym celom (chyba nawet wlasnie z tego powodu nie lubi on Sarena) - ergo my tez tam podpadamy. Poza tym jedna kwestia - czy ja gdzies pisalem, ze do Palina mielibysmy trafic jako podejrzani? O ile mi sie wydaje (a raczej dobrze mi sie wydaje) to istnieje jeszcze cos takiego jak skladanie zeznan jako swiadek - innymi slowy C-Sec laduje z grupa trupow w barze, a my jestesmy grzecznie proszeni by powiedziec skad sie one tam wziely. Jak juz jestesmy przy trupach zreszta - motyw z Garrusem i pania doktor wzieta za zakladnika - ten pan jest policjantem, C-Sec jest niby bardzo skrupulatny i nie lubi naduzywania regul i wszelakich "ryzykownych" zachowan - nie wiem jak na Cytadeli, ale w Polsce (i jak smiem twierdzic w wiekszosc krajow na tym swiecie) policjant, ktory by zrobil taki numer nie dosc, ze stracilny odznake, to jeszcze by wyladowal przed sadem z oskarzeniem skladajacym sie z co najmniej 3 roznych paragrafow. Garrus sobie po prostu odchodzi, C-Sec mu pozwala i sie nawet nie upomina o niego. Pewnie znowu mieli przerwe na kawe i paczki.

Dziurą byłoby, gdyby dwa fakty stały w ewidentnej sprzeczności ze sobą.

to by sie nazywalo wtedy "sprzecznosc" nazywana potocznie "fabula nie trzymajaca sie kupy". O ile mi sie wydaje "dziury" to sa wlasnie wszelkie niedopowiedzenia i nieumotywowane dzialania, ktorych przyczyn nawet nie mamy jak sie domyslac. Taka definicje przynajmniej dyktuje zdrowy rozsadek. Jezeli zas chcesz sprzecznosc:

Elcor - o ile pamietam w Codexie wyraznie pisze, ze prowadza cos co mozna okreslic jako koczowniczy tryb zycia, z opisow planety mozna bez problemy wnioskowac, iz nie maja zbyt wielkiego poziomu rozwoju technicznego, do tego jako rasa sa raczej samotnikami i nie lubia dalekich podrozy. Znalezli sie na Cytadeli przed ludzmi (ktorzy przez inne rasy sa widziani jako niebezpieczni osobnicy z ADHD). Prawdopoobnie jedna z ich zdolnosci rasowych to teleportacja.

Quarianie i ich tradycja pielgrzymki -> nieustannie Tali nam podkresla, iz zyja na ograniczonych zasobach i doslownie kazdy odpadek jest na wage zlota (nieustannie reperuja nawet statki majace juz ponad 300 lat, bo nie moga pozwolic sobie na ich strate). Mimo to rasa owa stworzyla zwyczaj, polegajacy na opakowaniu kazdego mlodego i niedoswiadczonego osobnika w zaawansowany sprzet i wyslaniu go z misja ktora nie ma zadnych szans na pokrycie swych kosztow (Tali wspomina, iz przyjmuja z powrotem kazdego z byle zlomem, chociaz powrot z byle czym jest zle widziany). Jezeli uwzglednimy, ze czesc tych Quarian ginie po drodze, wiekszosc zapewne wraca ze zlomem nie wartym ich wyslania, a jedynie niewielki ulamek przynosi naprawde cenne znaleziska, to ow rytual wejscia w doroslosc praktykowany przez Quarian majac na uwadze ich ograniczone zasoby jest nie do utrzymania. W takich warunkach nalezaloby sie spodziewac wysylania calych grup badawczych z okreslonymi celami na misje ktore maja spore szanse na pokrycie kosztow ich organizacji, miast wysylac kazdego jednego osobnika rasy na poszukiwania. Zreszta - sam motyw migrujacej floty byl na 100% wrzucony tylko dlatego, ze "bo taka rasa jest cool" i nie byl nawet przez 15 minut analizowany - ciezko wyobrazic mi sobie rase ktora przez kilkaset lat nie zasiedlila innej planety, mimo iz gracz spotyka na kazdym kroku puste planety nadajace sie do zamieszkania.

Volus - rasa kupcow nie posiadajaca jakichs szczegolnych zdolnosci obronnych. Biorac pod uwage wojny z Rachni i Kroganami (czyli rasami, ktore wedlug Codexu sa przyzwyczajone do najgorszych nawet warunkow) to doprawdy nie mam pojecia jakim cudem ta rasa przetrwala i ma sie dobrze. Widac Kroganie woleli najpierw tluc sie z twardymi Turianami, miast podbic slaba rase majaca za to potencjalnie spore zasoby.

Saren nie zniszczył przekaźnika? No przecież chciał, kurczę. Tylko Shepard mu to uniemożliwił

o tej zalosnej probie zniszczenia bazy juz pisalem (5 bomb na widoku z widocznym przyciskiem "off"). W tym momencie mam jedno pytanie - jezeli potencjalnie Beacon mial zostac zniszczony przez ten wybuch, to czy nie mozna go bylp zniszczyc za pomoca Sovereigna? Czemu nie mozna bylo zniszczyc calej stacji przy uzyciu jakiegos ostrzalu z orbity? Wydaje sie to znacznie bardziej skuteczne od zrobienia zwyklego "bum". Czemu w ogole bawil sie przenoszenie Beaconu z Dig Site? Mogl przeciez go odczytac na miejscu, a potem rozwalic wraz z Dig Site?

I to gracz wybiera, jak mają się potoczyć wydarzenia. Czy tamten ma umrzeć, a ten przeżyć, komu się należy ochrzan, a komu ciepłe słowo. Mass Effect w tej kwestii się wywiązuje. Kilkakrotnie podejmowałem decyzje dot. życia i śmierci

wywiazuje sie tk samo sprawnie jak student zaliczajacy egzanim z troja na szynach. Juz wczesniej pisalem, ze wybory jakie oferuje ME naleza do najbardziej prymitywnych jakie mozna spotkac i w gruncie rzeczy stanowie jedynie kiepska probe maskowania tego, ze gra polega na sieczeniu i rabaniu.

Więcej tytułów już mi jednak do głowy nie przychodzi...

Arcanum to akurat jeden z tych tytulow, ktore mozna przejsc chyba bez nawet jednego wystrzalu (chociaz jest to piekielnie trudne - o ile pamietam to by przekonac ostatniego bossa to trzeba miec 20 intelektu, charyzmy i mistrza perswazji).

Poza tym do tej grupki mozna tez w pewnym sensie (tj. sam sposob wykonywania zadan) zaliczyc chyba Deus Ex (zabawa w skradanie sie i ogluszanie wrogow - sam tak przechodzilem gre i dala sporo frajdy) mimo iz jest to w istocie aRPG, a takze wspomnianego Morrowinda (tutaj tez przy odpowiednio sporej dawce kombinowania mozna sie obyc bez walki)- ten ostatni jest zreszta znakomitym przykladem wolnosci typowo systemowej - chodzisz po olbrzymim swiecie i robisz co chcesz. Szkoda, iz pod wzgledem dialogowym prezentuje sie tak sobie (co nalezy rozumiec jako: 5000 stron tekstu w grze co prawdopodobnie stanowi rekord, olbrzymie lore i zupelnie odrzucajacy "system dialogow"). Daggerfalla nie podaje, bo z nim nie mialem przyjemnosci sie zapoznac.

Do tego dochodza gry takie jak Maska Zdrajcy czy KotOR - czyli w zasadzie slashery z ksiazkowym systemem rozwoju postaci, ale siekanie jest na tyle dobrze zamaskowane dostatecznie czestymi wyborami (rozmowa z szefem bandytow: ubicie, puszczenie wolno, zabranie mu pieniedzy, przekonanie by sie nawrocil, przekonanie by od tej pory strzegl niedawno gnebionych przez siebie wiesniakow), ze sprawia wrazenie jakby gra oferowala cos wiecej (co w przypadku NWN2 i Maski Zdrajcy jest pewnym ewenemtem - biorac pod uwage, iz DnD to system polegajacy na ubijaniu kolejnych mobow).

A co jeśli recenzent jest, ogólnie rzecz biorąc, burakiem i dla niego szczytem szczytów w zwrotach fabularnych jest moment, kiedy w Modzie na Sukces okazuje się, że ktoś jest bękartem?

temu pisalem o mozliwosci, iz recenzent nie do konca nadaje sie do wykonywanej przez siebie pracy. Poza tym - osobiscie jestem zdania, ze w CDA nie ma recenzji gier praktycznie w ogole - po prostu jest tam duzo felietonow dotyczacych gier (ktore sie przyjemnie czyta w dodatku).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

o tej zalosnej probie zniszczenia bazy juz pisalem (5 bomb na widoku z widocznym przyciskiem "off"). W tym momencie mam jedno pytanie - jezeli potencjalnie Beacon mial zostac zniszczony przez ten wybuch, to czy nie mozna go bylp zniszczyc za pomoca Sovereigna? Czemu nie mozna bylo zniszczyc calej stacji przy uzyciu jakiegos ostrzalu z orbity? Wydaje sie to znacznie bardziej skuteczne od zrobienia zwyklego "bum". Czemu w ogole bawil sie przenoszenie Beaconu z Dig Site? Mogl przeciez go odczytac na miejscu, a potem rozwalic wraz z Dig Site?
Mogli zapewne tak zrobic, ale twórcy postanowili użyć bomb. Trochę bez sensu prawisz, twoim tokiem myślenia można by zlikwidować wiele misji, co gra zajmowała by wtedy z 10h ? Zgodzę się jedynie z tym, że BioWare mogło się bardziej postarać i ukryć jakoś te bomby, zrobić trudniejsze rozbrajanie i dać np więcej czasu.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejna kwestia odnosnie gdybania -> sprawe stawiam jasno - jezeli w grze cos nie zostalo wyjasnione tudziez nie dano wskazowek mogacych sensownie naprowadzic na wersje wydarzen (Geth vs Quarianie a polityka rady mimo wszystko jakies tam wskazowki ma), to uznaje ze tego nie ma. Proste. Nie mam zamiaru gdybac w powietrzu bez zadnego oparcia, chyba ze bedziemy sie bawic w tworzenie fanficow. Nadmieniam tutaj, ze wszelkie watki wyjasnione w kolejnych czesciach tej produkcji nie zmienia w zaden sposob mego zdanie o fabule pierwszej czesci. Co najwyzej sprawia, iz stwierdze cos w stylu "coz, jedynka fabularnie jest do kitu, ale cala trylogia prezentuje sie znakomicie". W tym momencie wiec, w kontekscie dyskusji o brakach jedynki w zaden sposob nie obchodzi mnie co tworcy zapowiadaja, ze zrobia (w przypadku jedynki tez bylo duzo zapowiedzi zdaje sie) w czesciach kolejnych - jedynka to zamkniety rozdzial i w mej ocenie idealny przyklad gry ze skopanym potencjalem. Dodatkowo jeszcze uwazam, ze trzeba byc naprawde bezczelnym, by powiedziec graczom cos w stylu "mamy znakomity pomysl na fabule, ale poniewaz chcemy od was wyciagnac jak najwiecej kasy, to podzielimy go na 3 kawalki i za kazdy bedziemy od was liczyc osobno" - bo tym wlasnie jest zapowiadanie z miejsca calych trylogii, ktorych czesci dzieja sie jedna za druga i obejmuja tych samych bohaterow. Zastanawiajace jest, ze ludzie na cos takiego przyklasneli, bo jakos mam wrazenie, ze pare lat temu producent oswiadczajacy cos takiego, mogl sie liczyc z dostaniem kopa od klientow.

Przy tym akapicie złapałem się za głowę. Pisząc kompletnie nie bierzesz pod uwagę realiów... Po kolei.

Nie mamy końca lat 90-tych. RPG wyszły z niszy i nie mogą już wyglądać gorzej od innych gatunków. Za czasów rzutu izometrycznego wystarczyły trzy tekstury, cztery ściany, dwa modele postaci i voila - lokacja gotowa. A jeśli dziś się próbuje stosować takie podejście, cóż - kończy się to tragicznie (vide misje poboczne ME). Zdajesz sobie zatem chyba sprawę, że kreacja świata tak olbrzymiego jak, dajmy na to, w BG2 jest w dzisiejszych warunkach niemożliwa. Gigantyczne koszty zjadłyby produkcję w połowie i skończyłaby jak ostatnie projekty Black Isle (The Black Hound i Van Buren aka Fallout 3) - na śmietniku.

Skoro tak, to chyba lepiej, że gra jest podzielona na trylogię, tak, by mogła zrealizować w pełni zamierzoną koncepcję, zamiast upychać wątki na chybcika, bo kasa się kończy, prawda?

Dodajmy, że podział na części pozwala w sequelach usprawnić to, co w pierwszej części było niedopracowane.

Do pisarzy rozumiem też masz pretensje, kiedy planują swoje powieści podzielone na tomy?

Jedyne, z czym się zgadzam, to że takie gdybanie jak miało miejsce powyżej nie ma za wiele sensu.

wywiazuje sie tk samo sprawnie jak student zaliczajacy egzanim z troja na szynach. Juz wczesniej pisalem, ze wybory jakie oferuje ME naleza do najbardziej prymitywnych jakie mozna spotkac i w gruncie rzeczy stanowie jedynie kiepska probe maskowania tego, ze gra polega na sieczeniu i rabaniu.

Tak, znam Twoją opinię. Nie zgadzam się. Dlaczego - wykładałem już 500 razy na paru ostatnich stronach. Moje argumenty nie trafiają do Ciebie, Twoje są nieprzekonujące dla mnie. To, co piszesz teraz, to nihil novi, powtarzasz się, zatem moje kontrargumenty wyglądałyby tak samo jak parę stron wcześniej. I tak w kółko. Dyskusja jest bezproduktywna, więc darujmy sobie.

Na koniec zas kwestia gatunku - w przeciwienstwie do niektorych nie wyznaje plynnej ewolucji gatunkow - sklaniam sie wrecz ku powstawaniu nowych (sub)gatunkow. W ten sposob mamy dungeon crawlery, rouge-like'i, hack&slash, jRPG, sRPG, aRPG czy w koncu mniej lub bardziej dobre cRPG, ktore moze powinienem zaczac nazywac po prostu komputerowymi grami fabularnymi - czyli takimi, ktore we wzglednie dokladny sposob staraja sie udawac warunki sesji papierowych - lacznie z cechujaca je pewna dowolnoscia w kwestii wyboru sciezek prowadzacych do celu. Biorac pod uwage, ze ME w znakomitej wiekszodci przypadkow oferuje wybory na bardzo prymitywnym poziomie - nie mam zamiaru wrzucac go do tej ostatniej kategorii, miast tego stwierdzam iz jest to po prostu krzyzowka FPS z hack&shashem - ot, taki bardziej rozbudowany Dark Messiah of M&M ubrany we wdzianko pseudo sci-fi. Byc moze dla osob, ktore zwykly traktowac gatunek "ewolucyjnie" nie ma tutaj problemu, ale osobiscie uwazam iz takie podejscie gwarantuje jedynie cala mase nieporozumien (wrzucanie do jednego wora Diablo 2 i Planescape: Torment powinno byc karalne).

RPG jest nurtem, w którego skład wchodzą wszystkie w/w podgatunki (cRPG, nazwijmy to, też - chociaż wtedy chyba trzeba by rozwijać skrót jako classic Role Playing Game, bo komputerowe to są wszystkie). W czym problem?

Edytowano przez Fristron
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Maverick undead porównanie Cytadeli do samochodu w 100% chybione. Jeśli już porównywać Cytadelę do samochodu to ja bym zrobił to tak. Masz do wyboru super samochód rodem z serialu nieustraszony, który jest szybszy, zwrotniejszy i w ogóle lepszy w każdym aspekcie od tego jaki możesz zrobić sobie sam. Haczyk polega na tym, że nie wiesz na jakiej zasadzie działają w nim hamulce. Wiesz, że działają bo przez 50 000 lat ani razu się nie zepsuły ale nie potrafisz pojąć jak.

BTW na tej samej zasadzie można by zanegować silnik tj Mass Efect. Skąd wszystkie rasy mogą być pewne, że ME służy tylko do podrózy?! może też mają jakieś ukryte backdoor^^

Quarianie i ich tradycja pielgrzymki -Czyste gdybanie z Twojej strony 'wiekszosc zapewne wraca ze zlomem nie wartym ich wyslania, a jedynie niewielki ulamek przynosi naprawde cenne znaleziska' Ja natomiast gdybając równie dobrze jak Ty mógłbym stwierdzić, że faktycznie większość wraca z niczym. Jednostki jednak wybitne wracają np ze statkiem, lub nową technologią, która wyrównuje straty z nawiązką^^

Misje poboczne w ME są faktycznie dosyć schematyczne i nie za ciekawe[szczególnie te z eksploracją planet].

Edytowano przez kaochen
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Macie racje. Wszyscy. Zgadzam sie z wami calkowicie.

A teraz do rzeczy:

Wczorajszym wieczorem, podczas przegladanie Gametrailers, trafilem na wywiad z Casey Hudsonem, Project Directorem Mass Effect 2, z targow CES. Najwazniesze i najciekawsze info z tego wywadu to to, ze(najprawdopodobniej) bedzie mozna romansowac z Tali i Garrusem. Zastanawie mnie tylko jak 'romans' z Tali(Tali jest, AHA AHA, goraca, AHA AHA!) bedzie wygladac od strony technicznej... Czy Shep specjalnie dla niej zbuduje sterylny pokoj i bedzie pol godziny sie 'odkarzac', czy moze beda tylko namietnie patrzec sobie w oczy, po czym kamera 'odjedzie' na kominek...

Z Garrusem moglo by byc rowniez ciekawie, chociaz tego dopiero dowiem sie pozniej, jako, ze jedyny seve postaci z ME(jescze WIP) to facet. Pani Komandor Shep bedzie musiala poczekac na drugi playthrough.

Edytowano przez TheNatooratx
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Muszę przyznać że Tali najbardziej podobała mi się z dziewcząt z pierwszej części. Nie rozumiem dlaczego wszyscy tak uwielbiali Liarę, ta zachowywała się jak, nie przymierzając, osoba psychiczna. Naprawdę, bałem się tych jej zalotów, natrętny babsztyl. Ucieszłbym się gdyby Tali byłaby opcją romansową, zastanawia mnie tylko punkt techniczny związku Tali/Garrusa z Shephard...

Turians and Humans mix? What about this freaking costume of Tali, aye?

Edytowano przez Sciass
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ave!

Romans z Tali... jup, na to czekalem (serio) - najsensowniejsza postac kobieca z calej grupki i budzaca moja szczera sympatie (co nie przeszkadzalo mi smiac sie przy czytaniu Mock Effect podczas scen gdzie wystepowala). Tym niemniej szereg problemow technicznych, ktore trzeba by przezwyciezyc by mialo to sens sklania do obaw, ze Bioware moze nie podolac.

Ciekawi mnie jak tworcy rozwiaza kwestie poprzedniego partnera/-rki protagonisty, chociaz z drugiej strony - ja robilem sobie romans z Liara, ktora zachowywala sie niemal jak typowy "One Night Stand", wiec i potraktowanie jej w ten sposob nie bedzie niczym dziwnym.

Jesli zas chodzi o kwestie krzyzowek - coz, Bioware wczesniej dlugo bawilo sie grami bazujaqcymi na DnD, a jak wiadomo w tym systemie wszyscy sie krzyzowali ze wszystkimi (szczegolnie ciekawy aspekt tego stanowia Genasi...), wiec moze jakies przyzwyczajenia pozostaly.

W kazdym badz razie ochote na jakas gre akcji mam, wiec pewnie z ME2 sie zapoznam i bedziecie mogli uswiadczyc w dalszym ciagu mego narzekania (z drugiej strony - bardzo bym sie ucieszyl, gdybym odpalil ME2, stwierdzil ze to cRPG co najmniej w takim stopniu jak NWN2 i nie znalazl jakichs szczegolnych powodow do narzekan).

kaochen -> przeanalizujmy fakty - obcy (z wyjatkiem Keeperow) na Cytadeli nie tylko nie wiedza jak dzialaja zamontowane na stacji systemy podtrzymywania zycia, system nawigacyjny czy glowny generator, ale nie maja do nich zadnego dostepu i nie wiedza nawet gdzie sie znajduja. Dlatego bede sie upieral, ze moj przyklad precyzyjniej oddaje sytuacje.

Twoj przyklad z kolei o ile wiem dobrze oddaje zasade dzialania Mass Relays - obcy nie maja zbytniego pojecia jak one dzialaja, ale jak mozna wnioskowac potrafia je obslugiwac i aktywowac.

Quarianie -> nie takie czyste gdybanie - przypominam, ze Tali mowila, iz darem moze byc nawet odrobina paliwa, a sama (jej quest AFAIR) za niezwykle cenne i dajace spory szacunek znalezisko uznala odrobine informacji dotyczacych Geth - ktore to informacje zreszta w zaden sposob nie poprawilyby doraznie zycia na flotylli. Dlatego tez uwazam, ze rozsadniej byloby wysylac jedynie owe jednotki wybitne (bo przeciez Quarianie szkola swoje dzieci w sztuce przetrwania i naukach wszelakich - tak wiec wysylamy jedynie tych najlepszych. Dodatkowym plusem moglaby byc prawdopodobna poprawa wynikow - jezeli pielgrzymka bylaby zaszczytem to wszystkie dzieciaki by zakuwaly niczym Japonczycy byleby sie zakwalifikowac) w ramach grup badawczych - teoretycznie prowadziloby to do maksymalizacji zyskow.

Friston

Podzial na czesci i realia -> raz, ze bardzo bym sie ucieszyl gdyby producenci zaczeli wydawac gry dopiero wtedy, gdy nie bedzie trzeba robic zbyt wiele poprawek w sequelach. Blizzard sobie z tym calkiem niezle radzi. Chociaz zdaje sobie sprawe, ze jest to niemozliwe, tym niemniej takie wpadki jakie mialy miejsce w przypadku ME chociazby - gra dosc masowo miala problemy z procesorami AMD (jup, ME mnie aktywnie zniechecal do siebie od pierwszych minut), ze o cyrkach z Bring Down the Sky nie wspomne (ktos w tym temacie kiedys wklejal maile jakie wymienial z pomoca techniczna producenta i wydawcy - to bylo urocze jak odbijali go niczym pileczke pomiedzy soba).

Jesli zas chodzi o pisarzy - jezeli robia trylogie, ktorej poszczegolne tomy maja po 150 stron, to tak - moga sobie darowac (chyba ze beda poszczegolne tomy sprzedawac za 1/3 ceny typowej ksiazki). Tyle tylko, ze w tomach zwykle wydawane sa sagi pokroju tej Martina - pierwszy tom ma ponad 600 stron, a kazdy kolejny jest obszerniejszy (tom 5 ma zawierac to, co autorowi nie zmiescilo sie w tomie czwartym, jakis czas temu na blogu podobno oswiadczyl, ze ma juz tego 1100 stron i jeszcze dosc sporo mu zostalo do napisania). Innymi slowy - jezeli mam dostac 3 osobne gry dajace mi niewiele zabawy kazda (w przypadku FPSow norma jest ostatnio kilka godzin, w przypadku cRPG - okolo 20 - 40), to uwazam ze mam prawo czuc sie robionym w konia. Takie BG2 o ile pamietam w swych czasach olsniewalo graficznie, a jednak dawalo 60 - 80 godzin zabawy.

sprawa questow - po prostu mam nieco wyzsze wymagania odnosnie owych, efekt manii na punkcie Planescape najwyrazniej. Nawiasem mowiac - na PS3 jest taka fajna gra akcji (chociaz... wybory majace realny wplyw na rozgrywke, rozwoj postaci, zdobywanie kolejnych mocy, pewna epickosc i ogola superbohaterowosc fabuly, fajny zwrot akcji na koniec, sidequesty... jakby dodac jeszcze wiecej mozliwosci wyboru dialogow, to z tego bylny lepszy eRPeG niz z ME <pu>) inFamous, w ktorej tez mamy dosc sporo tego typu wyborow (uzyc cywila jako zywej tarczy albo samemu wziasc na klate wraze ataki; lapac przestepcow albo wysadzic komisariat; zniszczyc przedmiot mogacy zwiekszyc wlasna moc albo poswiecic sporo cywili w zamian za potege itd.) - specyficznie wystepuje tam pewien konkretny wybor odnosnie "uratowania/pozwolenia umrzec", ktory mimo pewnej prostoty bije na glowe wszystkie tego typu wybory w ME.

podzial eRPeGow -> problem lezy w braku precyzji. Moge uwielbiac gry pokroju Diablo, a nie lubic przegadanych. Jezeli jednak obie bedziemy nazywac tak samo (jako cRPGi), to niby jak mam je odroznic? Tak samo kwestia ma sie zreszta w kazdym innym gatunku - podobal mi sie Serious Sam, prosze znajomego by polecil mi jakiegos fajnego FPSa - on rzuca haslem Operation Flashpoint... ups. Pal licho jezeli wiem o czym mniej wiecej jest gra, ale nowe hity z reguly sa zapowiadane jako np. "FPS nowej generacji" - jak sie zastanowic, to mi to nader niewiele mowi i nawet charakteru gry nie okresla. Jezeli juz stworzylismy cala mase owych podgatunkow i skroty owe sie utarly, to milo by bylo zaczac ich w miare dokladnie uzywac.

Skoro zas - nieustannie pod haslem "nalepszy cRPG wszechczasow" slysze albo "Planescape: Torment" albo "Fallout", to uwazam iz mam pewne prawo tego typu gry uznawac za czyste cRPG (chociaz jezeli sie tak zastanowic, to w zasadzie sa one jakimis hybrydami dungeon crawlerow z przygodowkami, z naciskiem na przygodowki... zreszta o ile wiem okreslenie "gry fabularne" pierwotnie wlasnie tyczylo sie przygodowek)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nadmieniam tutaj, ze wszelkie watki wyjasnione w kolejnych czesciach tej produkcji nie zmienia w zaden sposob mego zdanie o fabule pierwszej czesci.

Czyli wg Ciebie Drużyna Pierścienia jest do kitu, bo nijak nie próbuje nawet zakończyć rozpoczętych wątków, Dwie Wieże są o kant tyłka potłuc, bo cośtam się niby wyjaśnia, ale dodanych jest drugie tyle otwartych kwestii... W dodatku zaczyna się w środku opowieści! A najgorzej jest z Powrotem Króla - zaczyna się już gdzieś hen, daleko, w ogóle nie wiadomo o co chodzi, kto z kim i dlaczego walczy, aż do samego końca, gdzie nagle się okazuje, że chodziło o wrzucenie Pierścienia do Orodruiny...

Ale za to Władca Pierścieni - jako całość - to kawał zupełnie dobrej literatury fantasy!

Dobrze zrozumiałem Twoje podejście...?

"mamy znakomity pomysl na fabule, ale poniewaz chcemy od was wyciagnac jak najwiecej kasy, to podzielimy go na 3 kawalki i za kazdy bedziemy od was liczyc osobno"

Rany Boga... Maverick, Ty cholerny materialisto! ; )

Masz takie same pretensje do pisarzy? Np. taki cwaniak - Sapkowski - zamiast machnąć jakieś rozsądne (cenowo) 200 stron Sagi o Wiedźminie natrzaskał ich z 1000, w dodatku podzielone na 5 tomów! I za wszystko trzeba płacić osobno! Przecież to skandal!

A serio - absolutnie obcy mi jest taki tok rozumowania. Faktem jest, że dałoby się rozwinąć niektóre główne wątki ME 1, można by dodać też kilka dodatkowych bajerów do głównej osi fabularnej, ale nie zmienia to faktu, że i tak - idąc po sznurku po głównym zadaniu tylko - mamy jakieś 15-20 godzin gry. Z zadaniami pobocznymi jest tego ok. 50 godzin.

A Ty chcesz, żeby oni zrobili z trylogii jeden tytuł? Dopiero byś miał pożywkę do narzekania, że wątki pourywane, nieprzemyślane, słabo rozwinięte.

Ja tam wolę, żeby producenci mieli miejsce do rozpędzenia się z fabułą.

motyw z Garrusem i pania doktor wzieta za zakladnika - ten pan jest policjantem, C-Sec jest niby bardzo skrupulatny i nie lubi naduzywania regul i wszelakich "ryzykownych" zachowan

Zdaje się, że nie prowadziłeś rozmów z Garrusem po tym, jak już się przyłączył do drużyny, prawda? On tam bardzo dokładnie tłumaczy dlaczego odszedł z C-Sec by przyłączyć się do Sheparda, a jednym z głównych argumentów jest fakt, że C-Sec musi wszystko robić zgodnie z literą prawa, a paragrafy ma na wszystko, podczas gdy Garrus woli czasami nagiąć prawo, byle móc osiągnąć cel.

Owszem - procedury pewnie zakazywały mu oddać taki strzał, ale skoro był dobrym strzelcem i uznał, że trafi, zrobił to. Czy nie miał przez to problemów? O ile dobrze pamiętam, miewał problemy z przełożonymi przez swoje podejście do kwestii przestrzegania prawa.

Jezeli zas chcesz sprzecznosc:

Elcor - o ile pamietam w Codexie wyraznie pisze, ze prowadza cos co mozna okreslic jako koczowniczy tryb zycia, z opisow planety mozna bez problemy wnioskowac, iz nie maja zbyt wielkiego poziomu rozwoju technicznego, (...) Znalezli sie na Cytadeli przed ludzmi (...) Prawdopoobnie jedna z ich zdolnosci rasowych to teleportacja.

Indianie Navarro - w podręcznikach historycznych wyraźnie jest napisane, że prowadzą coś, co można określić jako koczowniczy tryb życia, z opisów ich "państwa" można bez problemu wywnioskować, iż nie mają zbyt wielkiego poziomu rozwoju technologicznego, (...) Znaleźli się na amerykańskich okrętach bojowych* przed Polakami (...) Prawdopodobnie jedną z ich zdolności plemiennych jest teleportacja.

Quarianie i ich tradycja pielgrzymki ->(...) rasa owa stworzyla zwyczaj, polegajacy na opakowaniu kazdego mlodego i niedoswiadczonego osobnika w zaawansowany sprzet

Ten "zaawansowany sprzęt" może być równie dobrze powszechny u nich tak, jak u nas powszechny jest papier toaletowy. Wiemy, że Quarianie są świetnymi technikami, nie mamy pojęcia na jakim poziomie technologicznym stoją ich zbrojownie (jednak - sądząc po technologii Gethów - można przypuszczać, że wcale nie na niskim).

i wyslaniu go z misja ktora nie ma zadnych szans na pokrycie swych kosztow (Tali wspomina, iz przyjmuja z powrotem kazdego z byle zlomem, chociaz powrot z byle czym jest zle widziany)

I na podstawie tego, co mówi Tali wnioskujesz, że każdy wraca z byle złomem, który nie pokrywa kosztów, tak? Nie wiedząc co dla Quarian jest złomem, nie wiedząc jakie są te koszta, etc., etc.

Chyba zbyt dużo zakładasz. Albo inaczej - stworzyłeś sobie własną wizję fabuły, w której główny nacisk położyłeś na babole i próbujesz innych do tego przekonać. To się nie uda, bo nie masz żadnych konkretów za tym stojących (jak powyżej), a jeśli już jakieś się pojawiają, to często (aczkolwiek nie zawsze, zaznaczam) da się je bardzo prosto zbić (vide przykład z Elcorami oraz to co niżej).

Volus - rasa kupcow nie posiadajaca jakichs szczegolnych zdolnosci obronnych. Biorac pod uwage wojny z Rachni i Kroganami (czyli rasami, ktore wedlug Codexu sa przyzwyczajone do najgorszych nawet warunkow) to doprawdy nie mam pojecia jakim cudem ta rasa przetrwala i ma sie dobrze. Widac Kroganie woleli najpierw tluc sie z twardymi Turianami, miast podbic slaba rase majaca za to potencjalnie spore zasoby.

I tu jest właśnie idealny przykład tego, o czym pisałem przed chwilą. Nie wiadomo kompletnie nic o położeniu rodzinnej planety Krogan, tak samo jest w przypadku planety Irune (dom Volan..? Volusów?), poza tym, że:

1) są w jednej galaktyce

2) Volusowie są pod protekcją Turian

a jednak, na podstawie tych dwóch danych i jednej niewiadomej, twierdzisz, że Kroganie postąpili nielogicznie, a istnienie Volus jest bez sensu.

(5 bomb na widoku z widocznym przyciskiem "off")

I znowu... Skąd wiesz, że przycisk "off" był na widoku? Ja, mając dokładnie taką samą ilość danych na temat całej sytuacji co Ty, wysnuwam wniosek, że po prostu Shepard jest świetnym specjalistą od materiałów wybuchowych (co, moim zdaniem, potwierdza fakt, że jako jedyny ma dostęp do granatów). I już robi się logiczniej.

Dalej - "na widoku"? A dla mnie to nie jest "na widoku", tylko "w strategicznych dla zniszczenia stacji punktach". Nie znam planów konstrukcyjnych stacji ani jej słabych punktów, ale moje założenie jest równie dobre co Twoje.

Czemu w ogole bawil sie przenoszenie Beaconu z Dig Site? Mogl przeciez go odczytac na miejscu, a potem rozwalic wraz z Dig Site?

I jeszcze jeden, i jeszcze raz...

Nie wiemy kto przenosił Beacon - może to był Saren, a może naukowcy? Przyjrzyjmy się jednak faktom - kto chciał przenieść artefakt z planety na planetę? Saren, czy Sojusz? Sojusz. Komu, wobec tego, oryginalne położenie Beaconu - w wielkiej dziurze w ziemi - wadziło bardziej? Sarenowi, czy Sojuszowi? No, chyba raczej Sojuszowi.

Kto więc, według Ciebie, "bawił się w przenoszenie Beaconu"? Saren.

Logiczne.

i w gruncie rzeczy stanowie jedynie kiepska probe maskowania tego, ze gra polega na sieczeniu i rabaniu.

Z tym się w zasadzie zgadzam, poza jednym fragmentem - "próbe maskowania". Nikt nigdy nie próbował niczego w ME maskować - od początku miał to być shooter z mocnymi elementami RPG. I jako taki jest świetną produkcją.

Daggerfalla nie podaje, bo z nim nie mialem przyjemnosci sie zapoznac.

Warto się zapoznać, szczególnie jeśli grafika ma dla ciebie drugo(trzecio-czwarto-...)rzędne znaczenie. Ta gra jest GIGANTYCZNA. Pamiętam, że mój brat grał w to chyba z miesiąc, siedząc po 6-7 godzin dziennie przy kompie. Domyślam się, że odwiedził ok. 1% dostępnych lokacji i wykonał ułamek dostępnych questów. Ale główne zadanie zrobił. Przynajmniej jedno z dwóch. : )

Daggerfall - o ile dobrze pamiętam - jest za jakieś niewielkie pieniądze dostępny na gog.com, warto spróbować.

Poza tym - osobiscie jestem zdania, ze w CDA nie ma recenzji gier praktycznie w ogole - po prostu jest tam duzo felietonow dotyczacych gier

Cóż, nie zgodzę się. Co więcej - słownik języka polskiego też się nie zgodzi:

recenzja ?omówienie i ocena dzieła literackiego, spektaklu teatralnego, koncertu itp., zwykle publikowana w prasie?

To, o czym mówisz to byłby raczej, ja wiem, opis? Streszczenie? Rozprawa? Na pewno nie recenzja.

Nie rozumiem dlaczego wszyscy tak uwielbiali Liarę

Ja jej nie znoszę... Głos, jakby za moment miała zemdleć, absolutnie nieatrakcyjny wygląd (już Asari Clone, uwięziona przez Thoriana jest setki razy ładniejsza), choć to kwestia gustu. Tak czy owak - próbowałem się kilka razy zmusić do "sfinalizowania" tego wątku romantycznego, ale za każdym razem się poddawałem. : )

podzial eRPeGow (...)

Racja, racja i jeszcze raz racja.

Ja bym tylko niektóre gry całkiem wywalił z szufladki "(x)RPG", bo z "RPG" mają tyle wspólnego co kot z hipopotamem (też ma cztery kończyny).

Romans z Tali... (...) - najsensowniejsza postac kobieca z calej grupki

E tam - rozlazłe kluski. ; )

Tak, wiem - de gustibus non disputandum est. IMO najseksowniejsza jest Ashley - konkretna, twarda, lalkami się raczej nie bawi, a jak trzeba to i przywalić umie.

* Ciekawostka - USA wzięło ich i wsadziło na pozycje radiotelegrafistów na wszystkie większe okręty wojenne. Powód? Nadawali w swoim własnym języku, dzięki czemu oszczędzono miliardy dolarów na opracowaniu skomplikowanego kodu i aparatury szyfrującej, które i tak - prędzej czy później - jakiś Japończyk by rozszyfrował.

Edytowano przez Alaknar
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale się uczynił hype na kontynuację Mass Effecta. Nawet CD-A jemu uległo i wystawiło maksymalną ocenę (sądząc z zapowiedzi nowego numeru). Ciekaw jestem treści recenzji, mam nadzieję, że będzie merytoryczna (a to ostatnio stanowi problem, jeśli popatrzeć na chociażby recenzję Venetiki) i jej autor czarno na białym wykaże dlaczego TAKA ocena została przyznana.

Edytowano przez Tratata
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

bardzo bym sie ucieszyl, gdybym odpalil ME2, stwierdzil ze to cRPG co najmniej w takim stopniu jak NWN2 i nie znalazl jakichs szczegolnych powodow do narzekan

Od razu mogę ci powiedzieć że się zawiedziesz, twórcy od dawna mówili że ME2 to będzie jeszcze bardziej FPS niż ME1 a skoro tak to widać poszli na łatwiznę :/

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podzial na czesci i realia -> raz, ze bardzo bym sie ucieszyl gdyby producenci zaczeli wydawac gry dopiero wtedy, gdy nie bedzie trzeba robic zbyt wiele poprawek w sequelach. Blizzard sobie z tym calkiem niezle radzi. Chociaz zdaje sobie sprawe, ze jest to niemozliwe, tym niemniej takie wpadki jakie mialy miejsce w przypadku ME chociazby - gra dosc masowo miala problemy z procesorami AMD (jup, ME mnie aktywnie zniechecal do siebie od pierwszych minut), ze o cyrkach z Bring Down the Sky nie wspomne (ktos w tym temacie kiedys wklejal maile jakie wymienial z pomoca techniczna producenta i wydawcy - to bylo urocze jak odbijali go niczym pileczke pomiedzy soba).

Nie chcesz mieć bugów i problemów? Graj rok po premierze i z patchami. Biorąc pod uwagę politykę Blizzarda i jego when it's done - i tak wyjdzie szybciej. I taniej.

Jesli zas chodzi o pisarzy - jezeli robia trylogie, ktorej poszczegolne tomy maja po 150 stron, to tak - moga sobie darowac (chyba ze beda poszczegolne tomy sprzedawac za 1/3 ceny typowej ksiazki). Tyle tylko, ze w tomach zwykle wydawane sa sagi pokroju tej Martina - pierwszy tom ma ponad 600 stron, a kazdy kolejny jest obszerniejszy (tom 5 ma zawierac to, co autorowi nie zmiescilo sie w tomie czwartym, jakis czas temu na blogu podobno oswiadczyl, ze ma juz tego 1100 stron i jeszcze dosc sporo mu zostalo do napisania). Innymi slowy - jezeli mam dostac 3 osobne gry dajace mi niewiele zabawy kazda (w przypadku FPSow norma jest ostatnio kilka godzin, w przypadku cRPG - okolo 20 - 40), to uwazam ze mam prawo czuc sie robionym w konia. Takie BG2 o ile pamietam w swych czasach olsniewalo graficznie, a jednak dawalo 60 - 80 godzin zabawy.

Zatem Mass Effect ma kolejną cechę cRPG - mieści się w "kanonicznych" 20h. Przynajmniej mi za pierwszym przejściem, kiedy side questy realizowałem jak mi pod rękę wpadły (+ ze 2-3 razy poleciałem na puste światy), rozmawiałem ze wszystkimi, którzy się nawinęli, czyli generalnie realizując standard w cRPG (bo bez tych elementów takiego Fallouta można przejść w bodaj 10 minut - tylko co z tego?) gra zajęła mi 20h (poziom normalny). Za drugim razem, realizując dużą część (ale nie wszystkie) zadania poboczne licznik wskazał 30h (poziom trudny, nowa postać). Naturalnie nie wliczają się próby ponownego przejścia, choć w ME akurat tak dużo ich nie było.

sprawa questow - po prostu mam nieco wyzsze wymagania odnosnie owych, efekt manii na punkcie Planescape najwyrazniej. Nawiasem mowiac - na PS3 jest taka fajna gra akcji (chociaz... wybory majace realny wplyw na rozgrywke, rozwoj postaci, zdobywanie kolejnych mocy, pewna epickosc i ogola superbohaterowosc fabuly, fajny zwrot akcji na koniec, sidequesty... jakby dodac jeszcze wiecej mozliwosci wyboru dialogow, to z tego bylny lepszy eRPeG niz z ME <pu>) inFamous, w ktorej tez mamy dosc sporo tego typu wyborow (uzyc cywila jako zywej tarczy albo samemu wziasc na klate wraze ataki; lapac przestepcow albo wysadzic komisariat; zniszczyc przedmiot mogacy zwiekszyc wlasna moc albo poswiecic sporo cywili w zamian za potege itd.) - specyficznie wystepuje tam pewien konkretny wybor odnosnie "uratowania/pozwolenia umrzec", ktory mimo pewnej prostoty bije na glowe wszystkie tego typu wybory w ME.

A ktoś przeżywa większe rozterki moralne grając w GTA (przejechać niewinnego przechodnia czy nie?) niż w Tormenta. Tylko co z tego? Zmierzysz dramaturgię? Policzysz feeling? Wypłynąłeś na głębokie wody absolutnego subiektywizmu, więc to żaden argument w dyskusji.

Co do wszelkich Twoich fabularnych wątpliwości, w dalszym ciągu uważam, że szukasz dziury w całym. Powtórzę bo chyba nie zrozumiałeś wcześniej, skoro pisałeś, że "można próbować": nie da się zrobić kompletnej fabuły. Każda odpowiedź na pytanie, jakie stawia sobie gracz wiąże się z pojawieniem się kilku innych niedopowiedzianych kwestii - zatem im bardziej ktoś stara się stworzyć historię kompletną i niepozostawiającą żadnych wątpliwości, tym bardziej mu to nie wychodzi. Dlatego pretensje do scenarzystów za to, że coś zostało niedopowiedziane uważam za kompletne nieporozumienie. Równie dobrze: dlaczego w Falloucie szef "policji" w Hubie do walki z szefem podziemia zabiera tylko swoją osobę, swego zastępcę i nas, hę? Ma jeszcze sporo innych żołnierzy... Zabawimy się w fantazyjnego ping-ponga w którym na przemian szukamy dziury w całym bądź uzasadniamy coś na siłę zamiast pozostawić to takim, jakim miało być - niedopowiedzianym, bo ma znikomy wpływ na rozgrywkę i całokształt fabuły?

EDIT:

Od razu mogę ci powiedzieć że się zawiedziesz, twórcy od dawna mówili że ME2 to będzie jeszcze bardziej FPS niż ME1 a skoro tak to widać poszli na łatwiznę

Bo przecież cRPG to Najambitniejszy Gatunek, Wzór Cnót Wszelakich i Fabularna Świętość Nieskalana. I bynajmniej w 99% tego typu produkcji rozgrywka nie sprowadza się do tego samego prostego schematu mniej lub bardziej umiejętnie zasłoniętego fabularną otoczką.

Lekko mówiąc, irytuje mnie uznawanie cRPG za jakiś gatunek... bo ja wiem... *wyższy*, ambitniejszy od innych. Owszem, kilka przedstawicieli tego rodzaju ociera się o prawdziwą Sztukę. To samo jednak mógłbym powiedzieć o przygodówkach, czy nawet grach akcji (BG&E!). O shooterach pewnie też mógłbym, gdybym bardziej lubił ten gatunek i zaliczył więcej niż kilka takich pozycji...

Edytowano przez Fristron
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bo przecież cRPG to Najambitniejszy Gatunek, Wzór Cnót Wszelakich i Fabularna Świętość Nieskalana (...) Lekko mówiąc, irytuje mnie uznawanie cRPG za jakiś gatunek... bo ja wiem... *wyższy*, ambitniejszy od innych.

To nie do końca tak. Problemem cRPG są trzy literki w tym skrócie - RPG. Jak się ten skrót rozwija, mam nadzieję, że wszyscy wiemy. A skoro rozwija się tak, a nie inaczej, to chyba mamy prawo (szczególnie ci, którzy grali/grają w "papierowe" RPG) wymagać od tego gatunku pewnych standardów, które mieszczą się w pojęciu "odgrywanie roli".

Mnie irytuje (i to nawet nie "lekko mówiąc") ta cicha aprobata ze strony tak graczy jak i recenzentów (tak jest, CDA, do Was mówię!). Ktoś machnie strategię, w której "żetony" mają imiona i zdobywają XP? No to mamy "strategy RPG". Robimy grę polegającą na siekaniu na lewo i prawo, ale jeśli odpowiednio dużo nasiekamy, rośnie nam skill? No to bach - "action RPG". Zrobił się taki burdel, że chyba brakuje tylko "racing RPG", gdzie XP zdobywałoby się za ładne wiraże i drift.

XP, statystyki, rozwój postaci, klasy, profesje, poziomy doświadczenia - TO NIE JEST RPG!!

Z całą resztą Twojego posta się zgadzam. : )

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na początku chciałbym zaznaczyć, że absolutnie nie patrzyłem na kwestię wymiany maili z ludźmi, którzy nawet nie zadawali sobie trudu, by je przeczytać (co stwierdzam po braku logiki w odpowiedziach oraz plątania) z punktu widzenia piłeczki pingpongowej. Nie czuję się piłeczką pingpongową i obce są mi odczucia piłeczki pingpongowej. Dziękuję.

Masz takie same pretensje do pisarzy? Np. taki cwaniak - Sapkowski - zamiast machnąć jakieś rozsądne (cenowo) 200 stron Sagi o Wiedźminie natrzaskał ich z 1000, w dodatku podzielone na 5 tomów! I za wszystko trzeba płacić osobno! Przecież to skandal!
Albo ja nie rozumiem Mavericka, albo Ty nie rozumiesz Mavericka, albo ja nie rozumiem Ciebie. Nie byłoby problemu, gdybyśmy za cenę części trylogii otrzymywali zawartość fabularną, akcyjną, strzelaną i jaką tam jeszcze podobną do tej, jaką otrzymujemy przy tytule "jednostkowym", stanowiącym zamkniętą histotię albo częścią serii, dajmy na to, Call of Duty, której każda odsłona to nie łączy się z poprzednią (chociaż wydaje mi się, że przewijają się te same postacie). Oczywiście, mówię o, jakby to powiedzieć, natężeniu w/w.

Faktem jest, że dałoby się rozwinąć niektóre główne wątki ME 1, można by dodać też kilka dodatkowych bajerów do głównej osi fabularnej, ale nie zmienia to faktu, że i tak - idąc po sznurku po głównym zadaniu tylko - mamy jakieś 15-20 godzin gry. Z zadaniami pobocznymi jest tego ok. 50 godzin.
Jak zauważyłeś, te 50h (no, u mnie to było ze wszystkimi zadaniami jakieś 29, ale liczymy pierwsze przejście gry) to ok 20h wątku głównego, wspaniała większość zaś pobocznych to eksploracja i eksterminacja na niezbadanych światach. Brakuje mi tych "pierdół", które budują iluzję, nadają realności.

"w strategicznych dla zniszczenia stacji punktach".
Na logikę, ładunki mające zniszczyć kolonię, rozlokowane w takiej odległości od siebie, miałyby zasięg jednego (średnia odległość między nimi << zasięg wybuchu), ich połączona siła, zakładając, że są to ładunki bazujący na efekcie masy, byłaby równa sile jednej, zakładając, że są to "zwykłe" bomby, wykonałyby nieco większy krater. Oczywiście pomijam tu połączoną falę uderzeniową. Widzę tylko jeden powód: chęć zabezpieczenia na wypadek rozbrojenia.

Nie wiemy kto przenosił Beacon
Nadajnik został przeniesiony przez Gethy, z tego co pamiętam, wspominają o tym naukowcy bądź Ashley. Pewnie coś mnie ominęło, ale czy zamiast go niszczyć, nie lepiej byłoby zabrać taki przekaźnik ze sobą?

Co do Indian, zapewne miałeś na myśli Nawaho. Istotnie, zostali oni wykorzystani podczas wojny z Japonią. Po sukcesach Czoktwawów podczas pierwszej wojny światowej, Niemcy, Japonia oraz ZSRR wysłały swoich naukowców w celu zbadania i przyswojenia sobie dialektów Indian. Z tego też powodu (obawa przed wykryciem) nie zostali oni wykorzystani w czasie wojny w Europie. Nawasiem mówiąc, jeden z Nawaho został złapany: pech (jak dla kogo, ofkoz) chciał, że jeden z nielicznych, którzy nie otrzymali przeszkolenia (oprócz języka, stosowano również standardowe szyfry).

Co do dyskusji na temat nomenklatury: pa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie byłoby problemu, gdybyśmy za cenę części trylogii otrzymywali zawartość fabularną, akcyjną, strzelaną i jaką tam jeszcze podobną do tej, jaką otrzymujemy przy tytule "jednostkowym", stanowiącym zamkniętą histotię albo częścią serii

Dobra, pokaż mi jakąkolwiek jedną część książkowej trylogii (od początku do końca planowanej jako trylogia), która jest zamkniętą całością, nie porusza wątków, które rozwijają się dopiero później i nie zostawia żadnych niedomówień.

Co do zawartości - patrz niżej.

Jak zauważyłeś, te 50h (no, u mnie to było ze wszystkimi zadaniami jakieś 29, ale liczymy pierwsze przejście gry) to ok 20h wątku głównego, wspaniała większość zaś pobocznych to eksploracja i eksterminacja na niezbadanych światach. Brakuje mi tych "pierdół", które budują iluzję, nadają realności.

A Baldura ile przechodziłeś? Licząc tylko i wyłącznie wątek główny, bez zadań pobocznych? Bo mi to zajęło właśnie ok. 20 h. OK, nie wiem czy dla Ciebie BG jest "dobrym cRPG", ale dla bardzo wielu osób w tym wątku jest. W związku z tym - co jest nie tak z pierwszą częścią Mass Effect, skoro jej wątek główny trwa tyle samo, ile trwał wątek główny BG...? Czemu wtedy to było OK, a teraz już jest to "wyciąganie kasy"?

Na logikę, ładunki mające zniszczyć kolonię, rozlokowane w takiej odległości od siebie, miałyby zasięg jednego (średnia odległość między nimi << zasięg wybuchu), ich połączona siła, zakładając, że są to ładunki bazujący na efekcie masy, byłaby równa sile jednej, zakładając, że są to "zwykłe" bomby, wykonałyby nieco większy krater.

No jasne! To teraz jeszcze o tym powiedz tym wszystkim matołom, którzy się nazywają "ekspertami od wyburzeń", a którzy - zamiast wpakować do piwnicy budynku jedną, wielką bołdę materiału wybuchowego - układają to niewielkimi dawkami na różnych piętrach i w różnych kondygnacjach. Mnóstwo czasu im w przyszłości oszczędzisz, a i biegać tyle nie będą musieli. : )

Pewnie coś mnie ominęło, ale czy zamiast go niszczyć, nie lepiej byłoby zabrać taki przekaźnik ze sobą?

Może lepiej, może nie lepiej? Kto wie, co miał na myśli Saren wydając taki rozkaz?

Co do Indian, zapewne miałeś na myśli Nawaho

Oczywiście. Zawsze mi się myli ich nazwa z nazwiskiem jakiegoś muzyka. : )

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra, pokaż mi jakąkolwiek jedną część książkowej trylogii (od początku do końca planowanej jako trylogia), która jest zamkniętą całością, nie porusza wątków
A nie pokażę, ponieważ raz, że nie znam takich książek, dwa, że nie do tego nawiązywałem. Miałem na myśli to, że w ME wymienione elementy uległy nieco "rozwodnieniu", m. in. przez niezbadane światy.

A Baldura ile przechodziłeś?
Nie grałem w żadną część Baldur's Gate. Co nie zmiania faktu, że
W związku z tym - co jest nie tak z pierwszą częścią Mass Effect, skoro jej wątek główny trwa tyle samo, ile trwał wątek główny BG...?
wydaje mi dość dziwnym pytaniem.

zamiast wpakować do piwnicy budynku jedną, wielką bołdę materiału wybuchowego - układają to niewielkimi dawkami na różnych piętrach i w różnych kondygnacjach.
Przeczytaj moją wypowiedź raz jeszcze i odpowiedz sobie na pytanie, czym różni się kontrolowane wyburzanie od zwykłej rozwałki. Zacieranie śladów, wedle słów Sarena na początku gry (o ile niczego nie przeinaczyłem) to nic innego jak zniszczenie całej kolonii. Wyjaśniłem, jak ta sprawa wygląda z matematyczno-fizycznego punktu widzenia, tak więc wzmianka o równomiernym rozłożeniu działania na niekorzyść taktyki Złego: powinien był rozmieścić ładunki w kilku różnych miejscach kolonii, co spowodowałoby znacznie większe straty.

edit

http://ea.pl/news/64092/

Cóż...

Edytowano przez Paguł
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W związku z tym - co jest nie tak z pierwszą częścią Mass Effect, skoro jej wątek główny trwa tyle samo, ile trwał wątek główny BG...? Czemu wtedy to było OK, a teraz już jest to "wyciąganie kasy"?

To, że sub questy w BG nie były zupełną stratą czasu. Jak ja grałem to nie robiłem ich tylko w samych Wrotach Baldura, bo miasto pod względem projektu było straszne i łażenie po nim to męczarnia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mi przejście ME i odwiedzenie wszystkich planet (i zrobienie prawie wszystkich zadań) zajęło, z grubsza, coś w przedziale 25-30 godzin. Już nie pamiętam. Musiałbym poszukać swojego posta z przed kilkudziesięciu stron na ten temat którego pisałem na świeżo.

Nie jest to specjalnie wygórowany wynik. ME pod względem planet (i większości sidequestów) jest po prostu żalosny i nie widzę na to żadnego usprawiedliwienia. Co ciekawe, Betheseda robi dokładnie odwrotnie ostatnio. Najpierw walą słownikowy wręcz mainquest a potem dają różne i dużo ciekawsze zadania poboczne. Dlatego prawie nigdy MQ nie robię grając w Obliviona, jest po prostu nudny i sztampowy do granic. W Falloucie 3 było już lepiej, tam MQ przeszedłem do końca nie cierpiąc specjalnie w trakcie procesu (i nie rechocząc pod nosem na temat głupot MQ, jak przy Oblivionie).

Edytowano przez Sciass
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kurczę, patrzcie trochę na kontekst wypowiedzi. Mowa była o fabule ME, jej rozbiciu na trylogię, wadach i zaletach tego rozwiązania. Maverick zarzucał BioWare skok na kasę poprzez rozbijanie gry na trzy części - czemu z imć Alaknarem zaprzeczyliśmy, argumentując, że nie sposób byłoby utrzymać poziom głównego wątku ME przez 3x dłużej (a biorąc pod uwagę, że ME2 ma być bodaj dłuższe i większe od jedynki to i więcej) w jednej produkcji, bo po prostu budżet chyba żadnej singlowej gry na takie przedsięwzięcie nie pozwala. Nie mieszajcie do tego side questów na niezbadanych planetach, co do słabości tego elementu chyba wszyscy się zgadzają (z BioWare włącznie).

I tak z niusów, więcej o DLC do ME2:

http://www.gram.pl//news_8QviG,u7_Nieoficj...s_Effect_2.html

To chyba jedyna gra, przy której poważnie rozważam nabycie takich dodatków. Oczywiście zależy od tego, jakie wrażenie na mnie zrobi dwójka, ale biorąc pod uwagę, że ME1 bardzo (bardzo) mi się podobał, a ME2 ma być po prostu większe, lepsze i ładniejsze...

A na stronie oficjalnej ME kontynuacja kampanii Fight For The Lost - tym razem filmik z samym Shepardem w roli głównej.

Edytowano przez Fristron
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakoś DLC mnie nie są w stanie do siebie przekonać. Jeśli za darmo - gites. Ale miałbym płacić - po przeliczeniu z ? na PLN - nie małą kasę za kilka bonusowych itemów i lokację z questami na dwie godziny? Nie dzięki, poczekam na edytor i mody. : )

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ave!

Na poczatek kwestia ksiazek, zwlaszcza Tolkiena - Wladca Pierscieni zostal napisany jako jedna calosc. Z powodow wydawniczych (poczatkowo niepewnosc, ze sie koszty zwroca, potem ze wzgledu na klopoty z wydawaniem tego jako calosci) wbrew zamierzeniom autora zostal podzielony najpierw na 6 ksiag, a potem na 3 tomy. Przyklad jest w dodatku o tyle chybiony, ze kazdy tom owej trylogii ma jakies 350 - 400 stron, czyli w istocie rozmiary typowej ksiazki.

Jezeli zas chodzi o wieloksiegi zawierajace samodzielne historie - cala seria Swiat Dysku - autor tlucze ksiazka za ksiazka, ktore skladaja sie w jedna calosc (mimo, iz obecne sa jedynie nieliczne nawiazania do poprzednich czesci) ale zawieraja samodzielne historie... samodzielne do tego stopnia, ze na dobra sprawe mozesz je czytac w dowolnej kolejnosci. Jeszcze lepszy przyklad to Trylogia Zimnego Ognia - bohaterowie odbywaja podroz po calej planecie, owa podroz jest kompletna caloscia, ale nie liczac epilogow i prologow bedacych swoistymi "spoiwami", to ksiazki stanowia jedna calosc (chociaz tutaj wskazany juz jest porzadek chronologiczny)... inna sprawa ze Trylogia owa poza ciekawymi relacjami pomiedzy kaplanem, a pewnym czarnym magiem (ktorego religia owego kaplana uznaje za jedno z najwiekszych zrodel zla w swiecie) niewiele wiecej ma do zaoferowania. Jadac dalej - typowe high fantasy w stylu ksiazkowych DnD - czyli elegancka Trylogia Demona (w zasadzie to juz Czteroksiag podobno, ale wyroslem juz z tego typu powiesci) autorstwa imc Salvatore'a - sytuacja cokolwiek podobna jak w przypadku Trylogii Zimnego Ognia (BTW - jedna ksiazka z Trylogii Zimnego Ognia ma jakies 300 stron, jedna ksiazka z Trylogii Salvatore'a ma jakies 600 stron).

Przechodzac na grunt Mass Effect - biorac pod uwage, ze BG2 oferowalo wedlug eleganckich wyliczen jakies 50 - 60 godzin gry - uznaje ze na "ksiazkowe strony" ma ono 500 stron. Pierwszy Mass Effect oferuje 25 - 30 godzin zabawy wraz z wszystkimi questami pobocznymi (no, tych rezerwowanych dla okreslonego gameplayu - vide Renegat - nie zrobilem) - polowe z tego, czyli 250. Innymi slowy ostatnio zapanowala moda na robienie gier o polowe krotszych niz dawniej, za to od razu wydawanie ich w trojpakach... dziekuje, ale z mojego punktu widzenia jest to wciskanie mi towaru w najlepszym razie takiego samego jak uprzednio, za co najmniej dwa razy wyzsza cene. Zdecydowanie mi sie takie praktyki nie podobaja.

Innymi slowy - wole by tworcy na fabule mieli 3 w miare oddzielne pomysly, niz ciachali jeden dluzszy zalepiajac dziury kitem. Zas jezeli juz musza ow jeden pomysl ciachac - to niech na litosc sie tym nie chwala i puszcza scieme, ze w "zwiazku z zaskakujaco wysoka sprzedaza pierwszej czesci postanowilismy stworzyc sequel", a owego kitu niech lepiej daja tyle, by wystarczylo go na jedna pelna produkcje.

Elcor -> sugerujesz, ze zostali podwiezieni przez inna cywilizacje o wyzszym rozwoju technologicznym i bedac takimi "autostopowiczami" zostali uznani za posiadajacy wystarczajaco wysokie wplywy by dostac ambasade? Jezeli zrozumialem opacznie, to mnie popraw.

Quarianie -> z dialogow z Tali wnioskuje sobie, ze kazdy skrawek papieru toaletowego uwazaja za niezwykle cenny - zwroc uwage, ze pod wzgledem zasobow jest u nich na tyle cienko, ze ryzykuja napiecia z innymi nacjami rabujac nalezace do nich systemy z surowcow (skubancy osuszaja wszystko do czysta - co jest zreszta jednym z powodow dla ktorych nie sa zbytnio lubiani. W Codexie byl wpis mowiacy o tym, ze bardzo czesto inne nacje jak sie dowiedza o tym, ze sie zblizaja, to na obrzezach systemu zostawiaja sami surowce, byle tylko Quarianie nie zatrzymywali sie dluzej) - wybacz, ale moim zdaniem rasa majaca sie dobrze (i rozumiem przez to nizsze stany srednie) nie walczy rozpaczliwie o statki majace po kilkaset lat (Tali wspomina jak wielka tragedia jest dla nich koniecznosc opuszczenia nawet jednego statku) i nie pozwala sobie na osuszanie cudzych systemow z surowcow. Po tych zachowaniach (a takze zabawy takie jak kontrola urodzin) smiem twierdzic, iz gospodarka surowcowa Quarian jest w stanie niemal ciaglego kryzysu. Mimo to pozwalaja sobie na na dobra sprawe masowe tworzenie systemow wspomagajacych odpornosc i broni - z czesci, ktore rownie dobrze mogliby wykorzystywac do naprawy statkow. Wciaz twierdze, iz jest to nieracjonalne i specjalizowane grupy badawcze radzilyby sobie lepiej.

Volus -> osobnicy tej rasy spotykani w grze (pan ambasador) maja tendencje narzekac na kazdy detal. Mimo to nie ma nawet wspominki, iz dwukrotnie zostali najechani (co w zwiazku z pozostala litania krzywd i zniewag jakie ow pan wspomina pozwala sadzic, iz nie zostali najechani). W tym momencie zestawmy sobie kwestie - dwukrotnie Galaktyka i wszystkie rasy stanely w obliczu takiego zagrozenia, ze Rada Jedi byla zmuszona uciec sie do sztuczek nieetycznych (wybijanie calych gatunkow) - w obu przypadkach tez jezeli dobrze zrozumialem Codex wszyscy w Galaktyce dostawali bitki dopoki niemal cudem nie ratowali im tylkow Salarianie. Jednoczesnie jeden z najmniej przystosowanych do walki gatunkow (a jednoczesnie taki, ktorego przedstawiciel w ambasadzie ma tendencje wypominac kazda doswiadczona przez nich krzywde) najwyrazniej zostaje fartem ominiety... dwukrotnie. Zwracam po prostu uwage, ze to dosc dziwne moim zdaniem.

Garrus -> problemy miewal w przeszlosci (zreszta jestesmy w grze swiadkami jednej z pogadanek jakie mu urzadza Palin - przy okazji zdawania raportu ze sledztwa w sprawie Sarena). Pozegnal sie z C-Sec jak rozumiem juz po strzelaninie, co oznacza ze owa ryzykowna zagrywke najpewniej odwalil wciaz bedac policjantem. W tym momencie zupelnie naturalnym wydawaloby sie, ze panowie w mundurach sprobuja go postawic przed sadem - co zreszta stanowiloby dobra okazje do pozbycia sie goscia ze zmieniajaca sie twarza (znaczy sie - ratowania kumpla z opalow, chcialem powiedziec). Jak widzimy w grze Garrus nie ponosi zadnej konsekwencji tych dzialan - ergo wnioskuje, ze C-Sec ma permamentna przerwe na kawe (swoja droga zabawne jest to, ze bodaj jedyny motyw w grze, kiedy ktos autentycznie zadaje sobie trud przestrzegac podstawowych procedur bezpieczenstwa - to jest facet z kontroli lotow w Noverii uprzedzajacy, iz tozsamosc nieznanego statku wojennego pojawiajacego sie znikad na terenie, gdzie nie Rada Jedi nie ma zadnego autorytetu, zostanie zbadana - to zostaje on przez tworcow postawiony w swietle "zlego i utrudniajacego misje").

Bomby na Eden Prime -> maja przycisk "off" - wnioskuje po czasie jaki zajmuje ich rozbrojenie. Do uzywania granatow nie potrzeba specjalistycznego szkolenia saperskiego. Nie wiem jakim cudem biotyk mialby owe szkolenie otrzymac. Nie mam pojecia czym tez owe bomby otwieral - bo zeby otworzyc dowolnego satelite czy inny kawalek zlomu za pomoca minigierki to o ile pamietam trzeba miec odpowiedni poziom skilla. Pokrywy tych bomb widac sa montowane na zatrzaskach. Ewentualnie maja widoczny przycisk "off". Samo haslo zreszta pochodzi z fanfica "Mock Effect". Jezeli zas chodzi o ulozenie bomb - nie jestem ekspertem od wyburzen, ale o ile pamietam te bomby lezaly na plaskich powierzchniach z dala od jakihs filarow itp. - konkretnie mi chodzi o to, ze przy takim ulozeniu wiekszosc energii wybuchu poszlaby po prostu w atmosfere miast uszkodzic konstrukcje portu kosmicznego.

"proba maskowania" - odnosi sie to do wszystkich tych hasel pokroju "objawienie gatunku cRPG", przyznawanych nagrod za najlepsze cRPG (byl juz kiedys taki przypadek, ze gra nalezaca do jednego gatunku dostala nagrody w kategorii innego?) czy wywodow fanow za wszelka cene szukajacych w tej grze jakiejs glebi czy powodow do refleksji. Osobiscie na samym poczatku tej dyskusji stwierdzilem, ze gra ta ma niewiele wiecej elementow "cRPG" niz taki Borderlands.

recenzja... jeden z rodzajow recenzji:

Recenzja felieton ? traktuje omówienie tekstu jako punkt wyjścia do skrajnie subiektywnej oceny dzieła i uwag o aktualnych zjawiskach podejmowanych przez utwór lub z nim związanych, posługuje się stylem potocznym.

Liara -> jakbys postanowil sfinalizowac watek romantyczny z ta pania, to moglbys poddac cala gre. Ja sie tam naczytalem o swietnych watkach romantycznych. W przypadku Liary wyglada to tak: laska leci na mnie z miejsca praktycznie (pociag do egzotycznych ras czy jak?), szybciutko dostaje achievementa, pokazuje sie animacja, a potem dialog pomiedzy para kochanka w ktorym pada haslo (wolny przeklad): "bylas wspaniala" (gralem kobieta)... brakowalo mi tylko papierosa. W kazdym badz razie po ujrzeniu tego doszedlem do wniosku, ze jezeli kiedykolwiek ponownie bede sie bawil w te watki, to za partnera wybiore sobie osobnika z mej wlasnej rasy, po czym na Virmire stwierdze, ze jako moj partner powinien radzic sobie sam. Ciekawe czy tworcy przewidzieli w dialogach po misji taki obrot sprawy.

Nie chcesz mieć bugów i problemów? Graj rok po premierze i z patchami. Biorąc pod uwagę politykę Blizzarda i jego when it's done - i tak wyjdzie szybciej. I taniej.

Jezeli zalezy ci na szybkosci wydawania i niskiej cenie, to proponuje zainteresowac sie shooterami od City Interactive. Ja osobiscie wole miec jedna naprawde porzadna gre raz na dwa czy lata, niz dwie srednie na rok. A co by nie mowic o polityce Blizzarda - tej firmie z tego co wiem nie zdarzyla sie kiepska gra. Samo podejscie zreszta bardzo sobie cenie - jezeli nie maja czegos skonczone, to to robia az bedzie doszlifowane, miast wydawac zrobione byle jak "bo terminy gonia", a potem w dwa tygodnie po premierze zaczynac rzucac seriami patchy.

Zatem Mass Effect ma kolejną cechę cRPG - mieści się w "kanonicznych" 20h.

kanoniczne dla tego gatunku to uwazam rozsadna wielkosc okolo 50 godzin na calosc bez powerlevelingu postaci. Owszem - ostatnio jest tendencja skracac gry, nie musi mi sie ona podobac. Gratuluje przy tym osobie, ktora Fallouta jest w stanie przejsc za pierwszym razem w 10 minut - moze sobie moim zdaniem wlasna religie zalozyc (BTW - Morrowinda z tego co wiem da sie przejsc w niecale pol godziny). Sam sobie od czasu do czasu pogrywam w taka np. Disgaea'e 3 (japonskie sRPG) - aktualnie mam nabite bodaj 60 godzin i prawdopodobnie nie mam odblokowanej nawet jednej czwartej klas postaci (a moja najsilniejsza postac ma raptem 2000 lvl z czwartego tiera podstawowej klasy - teoretycznie bede musial ja przecisnac do tiera 6 jakiejs klasy zaawansowanej i wbic jej poziom 10000... pozostalym kilkunastu postaciom takze... mowiac po ludzku - po 60 godzinach zabawy odkrylem moze 10% mozliwosci tej gry) - prawdopodobnie za dwa lata (i kilkaset godzin) dalej nie bede mial odblokowanych wszystkich mozliwosci.

A ktoś przeżywa większe rozterki moralne grając w GTA

czy ja naprawde wyrazam sie az tak nieprecyzyjnie? Uprzednio upierales sie, iz owe wybory moralne (zabic nie zabic) stanowia dowod, iz ME ma wystarczajaco rozbudowane elementy cRPG. W odpowiedzi podalem prktycznie czysta gre akcji, w ktorej mamy zaserwowane identyczne wybory (i nikt nie ma watpliwosci, ze jest to czysta gra akcji). Jezeli dalej uwazasz, iz wybory na takim wrecz elementarnym poziomie czynia z ME cRPGa, to naprawde juz nie wiem co moge podac jako kontrargument.

Szukanie dziury w calym -> na poczatek pragne zauwazyc, iz bledy poprzednikow/konkurencji czy nawet samego Boga Najwyzszego czy innego Cthulhu w zaden, absolutnie zaden sposob nie stanowia usprawiedliwienia dla naszych wlasnych fuszerek. Mowiac dosadniej - nawet jesli cala konkurencja, wszystkie gry jakie kiedykolwiek powstaly, bylyby totalnym crapem, to stworzenie kolejnej kiepskiej produkcji oznaczaloby tylko tyle, ze stworzylibysmy kolejna daremna gre. Tak wiec - mozesz podawac przykladow ile chcesz, w zaden sposob nie zmienia one mego postrzegania ME (zwlaszcza biorac pod uwage ile owych dziur w ME sie znajduje) - co najwyzej zmienia one moje postrzeganie produkcji, z ktorych je wezmiesz. To chyba tyle jesli chodzi o podstawy logiki w tej kwestii.

Kolejna kwestia jest niemoznosc siegniecia idealu - w zaden sposob w mej opinii nie zwalnia ona tworcy od zaprzestania dokonywania prob. Jezeli twierdzisz cos przeciwnego, to de facto calkowicie znosisz zasadnosc wystawiania dowolnej produkcji not za fabule, a idac dalej - takze za kazdy inny element (bo w kategorii grafiki, dzwieku czy grywalnosci tez ideal jest nieosiagalny - z samej zreszta definicji zdaje sie). Jezeli chcesz na to isc, to proponuje w ramach terapii zagrac sobie w kilka kaszanek (Gorasul Dziedzictwo Smoka i haslo pewnego maga, ktory twierdzi ze dzieki dziesiatkom lat rygorystycznych treningow nauczyl sie oddychac w sposob pozwalajacy mu oszczedzac mane... i zareczam, ze powiedzialem to tak, ze nie brzmi to az tak glupio jak w tej grze. Zreszta Gorasul to nie byla nawet az taka zla gra... Korhuun bodaj byl bardziej uroczy - najlepszy element gry to pudelko, albo Blade & Sword jako przyklad "jak nie robic hack&slasha") - pozwola szybko zrewidowac poglady. Wracajac zas do tematu - na dziury w fabule to sobie moze pozwolic gra akcji, ktorej priorytetem jest "byle sie dzialo", gry cRPG zas opieraja sie kolejno na:

1. zbudowaniu wzglednie wiarygodnego i spojnego swiata wraz z mechanika

2. zaludnieniu owego swiata postaciami, ktore kieruja sie zrozumialymi i w miare logicznymi pobudkami (pewna wiarygodnosc postaci, czy nawet wrecz wiarygosnosc charakteru postaci)

3. wprowadzeniu w ow swiat avatara gracza i pozwoleniu graczowi w ow swiat sie zaglebic

innymi slowy - gry akcji i gry cRPG skupiaja sie moim zdaniem na zupelnie innych rodzajach feelingu

Edytowano przez Maverick undead
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jezeli zas chodzi o wieloksiegi zawierajace samodzielne historie - cala seria Swiat Dysku - autor tlucze ksiazka za ksiazka, ktore skladaja sie w jedna calosc (mimo, iz obecne sa jedynie nieliczne nawiazania do poprzednich czesci) ale zawieraja samodzielne historie... samodzielne do tego stopnia, ze na dobra sprawe mozesz je czytac w dowolnej kolejnosci.

A każda z nich ma po 200-300 stron, czyli - wg Twojego kryterium - jest za krótka jak na pełnoprawny, samodzielny tytuł. Czyli wyciąganie kasy.

Co do jednego jednak masz rację - istnieją wieloksięgi, których pojedyncze elementy są całkowicie spójne (choćby Trylogia Sienkiewicza). Faktem jednak też jest, że słownikowe znaczenie słów takich jak "trylogia" czy "tetralogia" nieco odbiegają aktualnie od ich znaczeń potocznych. Słownikowo rzecz biorąc, wszystkie zbeletryzowane książki historyczne opowiadające o II WŚ mogłyby być wieloksięgiem - mają wspólny czas akcji, miejsce akcji, bohaterów...

Natomiast w znaczeniu potocznym - i moim błędem jest, że tego nie zaznaczyłem wcześniej - mianem "trylogii" określa się trzy książki opowiadające jedną historię, której początek znajduje się w pierwszej, a koniec w trzeciej części, a wątki poboczne ciągną się nieraz przez całą serię.

Przechodzac na grunt Mass Effect - biorac pod uwage, ze BG2 oferowalo wedlug eleganckich wyliczen jakies 50 - 60 godzin gry - uznaje ze na "ksiazkowe strony" ma ono 500 stron.

To dziwnie trochę uznajesz, zważywszy na to, że BG2 w swoim czasie był molochem nie do pobicia pod względem rozmiarów - świata, stron tekstu, ilości NPCów, zadań głównych, pobocznych...

Ja bym go raczej przyrównał do ponad 1000 stronicowej "kobyły". A w takim porównaniu z ok. 30 "mass effectowych" godzin robi się, wg mnie, jakieś 400-500 stron. Czyli pozycja zupełnie sensownych rozmiarów.

Elcor -> sugerujesz, ze zostali podwiezieni przez inna cywilizacje o wyzszym rozwoju technologicznym i bedac takimi "autostopowiczami" zostali uznani za posiadajacy wystarczajaco wysokie wplywy by dostac ambasade? Jezeli zrozumialem opacznie, to mnie popraw.

According to their ambassador, the elcor were just making their first forays into space travel when the asari made contact with them. With their help, the elcor discovered the closest mass relay and, within a single lifetime, had established a regular trade route to the Citadel. The elcor quickly became one of the more prominent species in Citadel space, though they still have to share an embassy with the volus.

To chyba wyjaśnia wszystko.

Quarianie -> ponownie, historia zna wiele przypadków mało racjonalnego podejścia do "zasobów ludzkich" i nie tylko. Popatrz na agoge.

Nic nie wiemy o kulturze Quarian z czasów przed wygnaniem, więc ciężko powiedzieć czym umotywowane jest istnienie Migrant Fleet. Nie uważam jednak tej koncepcji za całkowicie absurdalną, jedynie odrobinę naciąganą. Ale kto wie? Może jej istnienie podyktowane jest jedynie jakimś skostniałem tworem administracyjnym, który za punkt honoru postawił sobie podróżowanie do czasu odzyskania ojczystej planety? Do tego indoktrynacja kulturowa i nagle się okazuje, że istnienie Floty jest całkowicie uzasadnione.

Volus -> osobnicy tej rasy spotykani w grze (pan ambasador) maja tendencje narzekac na kazdy detal. Mimo to nie ma nawet wspominki, iz dwukrotnie zostali najechani

Skąd wiadomo, że byli dwukrotnie najechani? Nie pamiętam tego, a na Wiki nie znalazłem do tego odniesień. To gdzieś się w Codexie w grze pojawiało?

dwukrotnie Galaktyka i wszystkie rasy stanely w obliczu takiego zagrozenia, ze Rada Jedi byla zmuszona uciec sie do sztuczek nieetycznych (wybijanie calych gatunkow) - w obu przypadkach tez jezeli dobrze zrozumialem Codex wszyscy w Galaktyce dostawali bitki dopoki niemal cudem nie ratowali im tylkow Salarianie. Jednoczesnie jeden z najmniej przystosowanych do walki gatunkow (...) najwyrazniej zostaje fartem ominiety... dwukrotnie.

Wszystkie rasy...? A to info to skąd się wzięło? A może inwazja tak Rachni jak i Krogan dotyczyła tylko jednego ramienia galaktyki? Co samo w sobie jest obszarem gigantycznym, ale nikt nie powiedział, że znajdują się na nim wszystkie rasy. Przykład? Ludzie jakoś nie odczuli na skórze ani "przekroganienia", ani najazdu Rachni. Farciarze z "nas", nie?

Jak widzimy w grze Garrus nie ponosi zadnej konsekwencji tych dzialan - ergo wnioskuje, ze C-Sec ma permamentna przerwe na kawe

O ile mnie pamięć nie myli, bezpośrednio po tym zdarzeniu Garrus przyłącza się do Sheparda, a niedługo później pomaga mu w zdobyciu dowodów przeciwko Sarenowi. Czasu - teoretycznie - nie ma więc tak dużo by zbiurokratyzowana i powolna w działaniach C-Sec podjęła konkretne działania.

Ponadto - co innego naparzanka na korytarzach stacji, które na pewno są monitorowane, co innego zbrojny atak na knajpę - z której uciekinierzy daliby znać C-Sec w wypadku braku monitoringu na miejscu - a co innego zabicie kilku bandytów w gabinecie lekarskim. Tu już raczej monitoringu mogło nie być, choćby po to, by pacjenci mieli poczucie prywatności, prawda? A że sama pani doktor była wielce wdzięczna za uratowanie skóry, pewnie donosu nie składała. Ten punkt jest więc - IMO - czysty.

Bardziej mnie irytuje brak reakcji C-Sec na nie małą w końcu bitwę w knajpe, czy walkę z zabójcami przed nią.

jedyny motyw w grze, kiedy ktos autentycznie zadaje sobie trud przestrzegac podstawowych procedur bezpieczenstwa - to jest facet z kontroli lotow w Noverii uprzedzajacy, iz tozsamosc nieznanego statku wojennego pojawiajacego sie znikad na terenie, gdzie nie Rada Jedi nie ma zadnego autorytetu, zostanie zbadana - to zostaje on przez tworcow postawiony w swietle "zlego i utrudniajacego misje"

Dziwi Cię to? Kiedy ostatnio byłeś zadowolony z faktu, że jakiś urzędas Cię spowalniał, bo musiał odbębnić swoją robotę papierkową? : )

Do uzywania granatow nie potrzeba specjalistycznego szkolenia saperskiego.

A skąd wiesz, jak to wygląda we Flocie Sojuszu...? Służyłeś tam? : )

Do używania granatów w naszym wojsku jest potrzebne przeszkolenie, bez tego Ci takiego sprzętu do ręki nie dadzą. Być może w tamtym wojsku oprócz takiego szkolenia każdy żołnierz dostaje podstawowe przeszkolenie z dziedziny rozbrajania bomb? No, nie wiadomo jak to jest dokładnie zorganizowane, więc nie czepiałbym się tak strasznie tych biednych ładunków wybuchowych. : )

Zresztą - co do czasu trwania... A nie przeszkadza Ci, że w GTA przejście z jednej strony ulicy na drugą trwa blisko 20 minut...? To są gry komputerowe i jako takie, mają pełne prawo do pewnych uproszczeń. Zauważ, że Shepard może nieprzerwanie biec i 10 godzin jeśli będziesz biegał w kółko - to wg Ciebie też jest błąd i niedopatrzenie? Słowo daję, że wolę ten system uproszczeń, niż silenie się na realizm w stylu - niech będzie znowu - GTA, w którym po jakimś czasie sprintu (choć patrząc na czas w grze, to pewnie będzie ze dwie, trzy godziny) przechodzimy do powolnego truchtu, słysząc sapanie bohatera.

No i wreszcie - nawet na prawdziwej sesji RPG Mistrz Gry nie będzie przez 20 minut opowiadał o rozbrajaniu każdego ładunku pod ogniem nieprzyjaciela - rzucisz kostkami, dostaniesz trwający kilka minut (w najlepszym wypadku) opis tego, co się zdarzyło i tyle.

(byl juz kiedys taki przypadek, ze gra nalezaca do jednego gatunku dostala nagrody w kategorii innego?)

Oczywiście - Diablo 1 w 96 albo 97 dostało nagrodę "Best RPG of the Year". ME z RPG ma przynajmniej jakieś elementy wspólne, podczas gdy D1 to zwykły hack'n'slash...

czy wywodow fanow za wszelka cene szukajacych w tej grze jakiejs glebi czy powodow do refleksji

A co ma piernik do straży ogniowej...? Bardzo głęboko zreflektować się można nad fabułą (ekhm...) GTA IV, które z RPG nawet literek wspólnych nigdzie nie ma.

W tej grze (ME) możesz - jeśli poszukasz - znaleźć mnóstwo głębi, podobnie jak to miało miejsce z pierwszym Matrixem. Ludzie na jego temat pisali prace doktorskie z filozofii, a ostatecznie okazało się, że jego głębia była prawdopodobnie wypadkiem przy pracy.

recenzja... jeden z rodzajow recenzji:

I to jest dokładnie to, co znajduje się w CDA, czyż nie...? Który z wymienionych na Wiki rodzajów recenzji zakłada rozprawy nt. spójności - bądź nie - fabuły danego dzieła, co samo w sobie jest już subiektywną oceną, a w formie przez Ciebie proponowanej, może dodatkowo zdradzać fragmenty tej fabuły?

Po prawdzie, można bezpiecznie założyć, że w KAŻDEJ grze fabuła jest mniej lub bardziej dziurawa - jak odpowiednio długo poszperasz, to coś w końcu wyszperasz. Po co więc o tym jeszcze pisać? W dodatku z punktu widzenia jednej, piszącej artykuł, osoby?

za partnera wybiore sobie osobnika z mej wlasnej rasy, po czym na Virmire stwierdze, ze jako moj partner powinien radzic sobie sam. Ciekawe czy tworcy przewidzieli w dialogach po misji taki obrot sprawy.

Jak rozumiem, jeszcze do tego momentu nie dotarłeś? Cóż, gra może Cię zaskoczyć. Ja się czegoś takiego na pewno nie spodziewałem. Albo inaczej - spodziewałem się, ale... No, nie chcę spoilerować, więc daj znać jak już skończysz tę misję. : )

A ktoś przeżywa większe rozterki moralne grając w GTA

czy ja naprawde wyrazam sie az tak nieprecyzyjnie? Uprzednio upierales sie, iz owe wybory moralne (zabic nie zabic) stanowia dowod, iz ME ma wystarczajaco rozbudowane elementy cRPG.

Jest różnica - zasadnicza - między rozterkami moralnymi, a wyborami moralnymi i proszę mi tego nie wrzucać do jednego wora.

Rozterki moralne możesz mieć grając w Tetrisa ("bo buduje się mur, a mury dzielą!"), ale wyborów moralnych ani w Tetris, ani w GTA (choć też nie do końca) nie uświadczysz.

Czy wybory moralne są wytyczną RPG? A czy na zwykłych sesjach zawsze one występują? Być może tak, choć są nieuświadomione - na pewno zawsze jest możliwość zagrania jako "ten zły", bo ogranicza nas jedynie wyobraźnia. W przypadku cRPG już tak różowo nie jest i wszelkie "wybory moralne" muszą być z góry przygotowane przez twórców.

IMO nie są więc one wytyczną (x)RPG, a jedynie mogą być istotnym elementem składowym.

w zaden sposob nie zmienia one mego postrzegania ME (zwlaszcza biorac pod uwage ile owych dziur w ME sie znajduje)

Problem (problem?) w tym, że te dziury, które podajesz za przykłady, są ledwie małymi otworkami... Że Volus powinni mieć bardziej pod górkę? Że Elcor się nie znają na wyższej fizyce? Że Quarianie działają bez sensu? To wszystko nijak się ma tak do samej rozgrywki, jak i głównej osi fabularnej. Co więcej - w NASZEJ historii masz na pęczki sytuacji właściwie identycznych jak te, które podajesz za "dziury", a jednak (chyba...? : ) ) nie narzekasz, że Życie jest do kitu, bo ma niespójną i nielogiczną fabułę... : )

gry cRPG zas opieraja sie kolejno na:

1. zbudowaniu wzglednie wiarygodnego i spojnego swiata wraz z mechanika

2. zaludnieniu owego swiata postaciami, ktore kieruja sie zrozumialymi i w miare logicznymi pobudkami (pewna wiarygodnosc postaci, czy nawet wrecz wiarygosnosc charakteru postaci)

3. wprowadzeniu w ow swiat avatara gracza i pozwoleniu graczowi w ow swiat sie zaglebic

Ciągnąć dalej przykład z góry - życia w takim razie nie powinieneś zaliczać do RPG, bo:

1. Mnóstwo decyzji politycznych podejmowanych na przestrzeni dziejów było kompletnie niewiarygodnych. Jeśli do tego dorzucić mitologie, legendy i religie, to powstaje absolutnie niemożliwa do logicznego rozbioru breja.

2. Zrozumiałe i w miarę logiczne pobudki...!? Na Ziemi!?!? :D

3. No, OK, niech będzie, że ten punkt pasuje, choć z tym zagłębieniem, to też nie do końca... Ja bym chciał zostać pilotem myśliwca, ale twórcy świata tego nie przewidzieli i uniemożliwili mi taką drogę rozwoju dając mojej postaci słaby wzrok i kręgosłup. Do chrzanu, nie RPG! : )

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Maverick undead

Bomby na Eden Prime -> maja przycisk "off" - wnioskuje po czasie jaki zajmuje ich rozbrojenie
Czyli uważasz, że Shepard powinien stać przy tych bombach kilkanaście-kilkadziesiąt minut bo tak wygląda to w rzeczywistości? No ja Cię proszę to nie jest symulator.

Co do Tali to skąd mamy wiedzieć czy mówi ona nam prawdę? Ja mam wiele wątpliwości skoro jej rasa nie widziała żadnego problemu moralnego z anihilacją całego gatunku :ohmy: i ten jej tekst że to gethy są be bo ich mordują, po prostu spadłem z krzesła jak zobaczyłem jaką moralnością się ona kieruje.

Edytowano przez kaochen
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

OK, ukończyłem grę. I nadal jestem pod wrażeniem, choć już troszkę mniejszym :P

Zawiodłem się na misjach pobocznych, które olałem zupełnie, bo polegały tylko na wystrzelaniu wrogów. Skupiłem się na głównym wątku, który mi się spodobał. Spodobali mi się towarzysze, wkurzała mnie Ash, rozumiałem Wrexa, Tali przypominała mi trochę Mission z KOTORa ;P

Walka też mi się podobała i nie znudziła. Moce biotyczne rządzą. Fabuła nie jest może bardzo dobra, ale na pewno nie jest jednym większym bezsensem... Zresztą, grając skupiałem się na powstrzymaniu Sarena i Żniwiarzy, nie analizowałem każdej linijki tekstu godzinami, żeby znaleźć jakąś lukę czy głupotkę w fabule.

Ogólnie ME to świetny film akcji, który wciągnął mnie od początku do końca - z przerwą na reklamy, czyli dwiema misjami pobocznymi na planetach nie związanych z głównym wątkiem. Podoba mi się historia, główny bohater, podobają mi się obce rasy i podoba mi się udźwiękowienie dialogów, rozmowy itp.

Na pewno dałbym 8/10.

p.s. W zapowiedziach ME2 czytałem, że w jedynce Shepard ginie... W dwójce pojawia się, bo został sklonowany, przywrócony do życia (czy tam inny cud się stał

:P), więc myślałem, że musi zginąć pod koniec gry. Więc byłem zaskoczony, że przeżył :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W zapowiedziach 2 było że może zginąć ale w MASS EFFECT DWA, nie jeden. A to już spora różnica. :) Miało to być zakończenie niekanoniczne. Swoją droga denerwuje mnie to jak Bio ujawania wszystkie sekrety z miną zadowolonego dziecka (które cieszy się że może zespoilerować). Przez to przestałem oglądać making offy, zaczęły mnie denerwować. Marketing, dammit.

Edytowano przez Sciass
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...