Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Lord Nargogh

Olympus Actionus IV

Polecane posty

-Proszę cię, nie uciekaj - rzekł już normalnym głosem zrezygnowany aktor, gdy 3-D po raz kolejny wpadła do kanału. Prawdę mówiąc, tylko po zaroście dało się rozpoznać, że jest mężczyzną; we wszystkim innym przypominał kobietę.

-Wierz mi, to normalne... - wyciągnął boginię z kanału -... że mężczyźni grają kobiety.

-Normalne było dawno temu, w Grecji - odpowiedziało dziewczę oskarżycielskim tonem. - Dziś mężczyźni grają mężczyzn, a kobiety kobiety. Powinieneś to wiedzieć - otrzepała się z kurzu. To miejsce było straszliwie zakurzone. Najwidoczniej od dawna nie wystawiano tu sztuk. Spojrzała pogardliwym wzrokiem na aktorzynę. -Jak masz mi się na coś przydać, to powiedz mi, jak mam się stąd wydostać. Czas nagli, muszę znaleźć Siebie.

-I po to tu jesteś - spokojnie odpowiedział aktor.

3-D spojrzała na niego jak na wariata.

-Bardzo przepraszam - powiedziała spokojnym głosem - ale w czym ma mi pomóc siedzenie tutaj? Mam założyć tandetną kieckę i śpiewać z tobą arie? Och, przepraszam - ja zapewne będę zmuszona przywdziać zbroję, by odegrać rolę mężnego rycerza, ratującego damę swego serca. A na koniec rycerz pocałuje namiętnie damę, nieprawdaż? NEIN! - i wpadła do kanału.

Aktorzyna postanowił nie wyciągać jej. Zniknął za sceną. Po jakimś czasie zajrzał do kanału. Był ubrany w przydługie spodnie i workowatą bluzę. Włosy wyprostował i związał w kitkę. Teraz wyglądał jak w miarę normalny młodzieniec. Co nie zmieniło grymasu na twarzy rudzielca, uwięzionego w kanale.

-Nie będzie żadnych sztuk ani żadnych pocałunków - rzekł młodzian. -Tu nie ma czegoś takiego jak miłość, jest podział na tragedię i komedię. To świat ukształtowany przez Ciebie, jest zgodny z twoją wizją... co, zapewne, jeszcze ci się uprzykrzy w podróży.

3-D przybrała obojętny wyraz twarzy, ale w środku poczuła ciekawość. Tragedia i komedia? Tak niegdyś nazwał ją i Angusa Salvador. Ona była komedią, brat tragedią. "A może odwrotnie?" zastanawiał się Sal, szczerząc złośliwie kły.

-Zegar tyka - oznajmił aktor i rzeczywiście, w tymże momencie rudzielec usłyszał tykanie. -Jesteś tu. Jest tu też to, czego szukasz. Jest też jednak twoje nowe Ja. Czyha na to, czego szukasz. Twoje istnienie jest zagrożone.

Mówiąc zrozumiale. Złapałaś cząstkę pod postacią gołębia. Ów gołąb dał ci możliwość stworzenia obrazu. Ten obraz nie tylko jest piękny, w nim ukrywa się reszta Ciebie. Problem w tym, że narodziła się nowa Ty, która chce zająć miejsce tej uciekinierki. Jeśli Nowa zajmie miejsce Uciekinierki, ucierpisz na tym. Ostra agonia, dopóki nie zmienisz się całkowicie. Nie będziesz już 3-D, będziesz kimś innym.

Musisz znaleźć Uciekinierkę, nim zrobi to Nowa. Pomogę ci, ale nie gwarantuję, że długo będę twoim towarzyszem. To, co się tu dzieje, to chaos w najczystszej postaci...

-Jestem powierniczką Chaosu - przypomniała chłodnym tonem 3-D.

-Racja. Za długo już tu rozmawiamy. Musimy ruszać. Swoją drogą, jestem Adil.

Adil ruszył za scenę.

-A może byś mnie stąd wyciągnął?! - dobiegł głos z kanału.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Łatwo poszło - Zaśmiał się Arias materializując w dłoni kryształ z duszami radnych. - Bez tego łotra mam chwilę, aby pochwycić też duszę Zesastiana. Licząc na to, że Sal go już wykończył.

Kryształ w dłoni upadłego znowu zaczął mienić się potęgą barw rozjaśniając okolice. Po kilku sekundach w oddali błysnął biały promyk, który z ogromną prędkością zaczął zmierzać w kierunku Ariasa. Nim upadły zdążył się spostrzec białe światło uderzyło w klejnot.

- Witaj resztko Zesastiana. - Mruknął zadowolony z siebie mroczny bóg. - Teraz mam pewność, że ta dusza nie zdąży uciec i mogę kontynuować me dzieło.

Upadły zdematerializował ponownie kryształ z szyderczym uśmiechem na ustach.

- Azazelu łatwo Cię oszukać. - Roześmiał się w pełni Arias telepatycznie przekazując swoim Legionom wieść o kontynuacji ataku. Wkrótce potem bóg rozpłynął się w powietrzu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za sceną znajdowało się mnóstwo zakurzonych skrzyń, luster, wieszaków i dekoracji. Adil otworzył jedną skrzynię, pogrzebał w niej chwilę i wyciągnął maskę.

-Załóż - podał ją 3-D. Maska była biała, prosta linia dzieliła ją na dwie części. Jedna przedstawiała wesołą minę, druga - raczej niewesołą.

-Mam swoją - oznajmił rudzielec, oddając maskę Adilowi.

-Nie, tu musisz mieć tą - aktor nie przyjął maski. - Pozwoli sprawdzać postępy.

3-D wzruszyła ramionami, zdjęła maskę i założyła humorzastą. Poczuła jednak smutek, na myśl o zostawieniu swojego pierwszego dzieła w tym okropnym miejscu. Zdecydowała się więc wziąć maskę ze sobą.

-A nuż się przyda - wytłumaczyła aktorzynie. Podniósł brwi, ale nic nie powiedział. Zaprowadził ją do największej skrzyni. Otworzył ją, wzbijając tumany kurzu. Gdy dziewczę przestało kaszleć i wyjęło z włosów nietoperza, zajrzało do środka. W środku nic nie było.

-No i po co to zr... - nim dokończyła, coś ją pchnęło i wpadła do środka. Skrzynia nie była pusta. W środku znajdowała się przepaść. Rudzielec spadał, spadał... dopóki nie zrobiło się ciemno.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez dobrą chwilę Azazel stał przed kryształem dusz, patrząc na niego uważnie. Coś było nie tak, zaledwie kilka dusz odbijało się od ścianek, uporczywie stukając w środku. Cóż, to mogło im chwilę potrwać, ale spodziewał się tu minimum 50-osobowej rady. Pozostało tylko jedno do zrobienia. Bóg dotknął kryształu w kilka szczególnych punktów, sprawiając, że ten zmniejszył się kilkukrotnie. Teraz Azazel wziął go do ręki i podszedł do pobliskiej maszyny, napędzanej parą. Umieścił kryształ na piedestale i uruchomił tryby, wprawiając maszynerię w ruch. Przez chwilę przeglądał poszczególne dusze, aż wreszcie znalazł tą, której szukał.

Pociągnął za czerwoną dźwignię, rozpoczynając procedurę.

Po kilku chwilach grzechotu i stalowych warknięć przed bogiem stanął przygarbiony starzec z niedługą, krzaczastą brodą w kolorze pobrudzonej bieli. Bóg klepnął go potężnie pomiędzy skrzydła, pomagając staruszkowi odkaszlnąć.

- Na siedem piekieł, Azazelu! Ty stary rozpustniku, co tu porabiasz? - wykrzyknął praworządny, szarpiąc się za poskręcaną brodę. Azazel uśmiechnął się

- Ratuje twoje parchate dupsko, koźle, a czego się spodziewałeś? - stwierdził, poprawiając miecz w pasie.

Radny, któremu na imię było Kresones z ulgą opadł na stojący w pobliżu skórzany fotel - Wiedziałem, że trzeba przeprowadzić ponowne szkolenia w gwardii, to już...

- Dwudziesty pierwszy - wtrącił Azazel

- ...raz w tym milenium. Skąd się biorą ci furiaci?

- Nie mnie o to pytać, ja ich tylko eliminuję. - bóg wzruszył ramionami - za odpowiednią cenę, oczywiście - dorzucił z uśmiechem.

Kresones spochmurniał na chwilę i zaczął tarmosić togę. Zza pazuchy wyciągnął kilkanaście białych płytek i rzucił je Azazelowi.

- Masz, to za rozpoczęcie procesu oczyszczania miasta z tego pomiotu. Udało Ci się uratować Ze...

- Akurat on jakoś nigdy mnie nie tolerował - stwierdził bóg - I zalegał z nagrodami, więc...

Radny zmrużył oczy.

- Rozumiem, nie mam żalu, stary baran był z niego. Teraz... masz zamiar pozbyć się tego młodziaka, czy zostawisz to mi?

Azazel sam usiadł na jednym z foteli

- Cóż, dał się złapać w pułapkę, gdyż wiem teraz, że szybko się odnawia. Mam jego krew. - W tym momencie sięgnął po miecz i wyjął z rękojeści jedną fiolkę pełną kolorowej cieczy. Rzucił ją radnemu.

- Świetnie, świetnie! To nam pozwoli uruchomić niszczyciela cząstek, ale najpierw formalności. - Przed Kresonesem pojawił się papier i pióro. Praworządny pokreślił trochę, podpisał i podał go Azazelowi. Bóg rozwinął rulon.

POSZUKIWANY

Żywy lub spętany

ARIAS Upadły

Za agresję na niebiańskie miasto i próby inwazji.

Nagroda: 20 000 białych agrali

Bóg zwinął papier i schował go do pasa. Uśmiechnął się do starca i rzekł:

- Potrzebuję trochę sprzętu, czy mógłbyś...

Tamten tylko kiwnął głową, po czym oboje zniknęli.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3-D spodziewała się głuchego upadku, w efekcie którego wypluje wszystkie żebra i złamie głowę na pół. Poczuła jednak coś zupełnie przeciwnego; uczucie, jakby wylądowała na miękkiej poduszce. Otworzywszy oczy, zdała sobie sprawę, że tak właśnie było. Wylądowała na ogromnej białej poduszce.

I to bez żadnych szkód. Adila nie było w pobliżu. Rudzielec wstał i odwrócił się.

Stanął oko w oko z gigantycznym błękitnym wężem.

Pierwszą reakcją było skamienienie ze strachu. Wyimaginowane kamienie szybko jednak runęły. Wąż spał. Długi jęzor wystawał mu z pyska i wyczyniał rozmaite akrobacje w powietrzu. Bogini odetchnęła z ulgą. Po dokładniejszym zbadaniu otoczenia dostrzegła na krawędzi poduszki drogowskaz.

Gdy dotarła do niego, ujrzała trzy tabliczki. Jedna była skierowana w lewą stronę, druga w prawą, trzecia pokazywała na środek.

Napisy były następujące:

Lewa tabliczka - "Impreza u Charliego - 600 km"

Środkowa tabliczka - "Gołębnik - 2 km"

Prawa tabliczka - "Teksas Południowy - 10 km"

3-D rozejrzała się jeszcze raz, by się upewnić, że Adila na pewno nie ma w pobliżu. Nie było.

-No to lecim na tę imprezkę! - zawołała, zapominając o wężu, i zeskoczyła z poduszki. Wylądowała na zielonej trawie, w której kwitły białe kwiaty. Udała się w lewą stronę, podśpiewując pod nosem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Upady wrócił do swej Cytadeli, aby poinstruować swojego podopiecznego co do ochrony kryształu. W czas gdy Arias przebywał w Cytadeli nie mieszając się w sprawy innych bogów, zdołał obdarzyć boską mocą kilku Lykan. Tworząc nowych upadłych bezgranicznie oddanych swemu panu Ariasowi. Ta sztuka jest możliwa tylko dzięki pozyskaniu krwi innych bóstw. A mroczny bóg wchłonął taką przy starciu z praworządnym Ishim, który wkrótce później zaginął. Krwi praworządnego starczyło tylko na stworzenie kilku pomniejszych upadły w tym Agraela, któremu to Arias oddał pieczę nad kryształem dusz.

- Agraelu zabierz kryształ głęboko do podziemi Cytadeli i ukryj go dokładnie. - Rozkazał stanowczo Arias spotykając młodego upadłego w jednej z komnat zamku.

- Jak rozkażesz panie. - Mruknął Agrael ruszając w stronę lochów.

Agrael wyglądał dokładnie tak jak przeciętny Lykański żołnierz odziany w ciężko płytową zbroję z bordowymi zdobieniami. Był on jednak potężnie zbudowanym mężczyzną sięgającym około 225 cm wzrostu. Włosy miał długie kruczoczarne zaplecione w koński ogon sięgające do pasa. Oczy czarne jak węgiel tak jak wszyscy upadli pochodzący z cytadeli. Jednak jego cera niebyła trupio blada, lecz typowo ariańska.

Strażnik pieczęci według rozkazu zaszył się wraz z klejnotem dusz Arias głęboko w katakumbach Cytadeli. Od teraz sensem jego życia stało się pilnowanie dusz praworządnych dla jego twórcy. Agrael tak jak reszta młodych upadłych był do reszty oddany i wierny władcy cytadeli. W końcu to dzięki niemu ze zwykłego Lykanina przemienił się w istotę bliższą bogom, nie był on jednak nią do końca. W starciu z innymi bogami nie miał większych szans, lecz był w stanie stawić im zaciekły opór. A nawet przy odrobinie szczęścia i drobnej pomocy mógłby pokonać któregoś z nich.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zaszła daleko, usłyszała bowiem dziwny dźwięk. Zatrzymała się. Czuła ruch. Powoli odwróciła się i stanęła przed licem węża - które, nawiasem mówiąc, nie było zbytnio zadowolone.

-Dobry wieczór - powiedziała 3-D bez śladu lęku. Prawdę mówiąc, nie wiedziała za bardzo, co zrobić. Nie miała za dużo do czynienia z wężami, nie licząc jednego przypadku, gdy takowy wypełznął jej bratu z oczodołu. Zaskakujące, że większy strach wzbudził u niej śpiący gad.

Niestety, źle zrobiła. Wąż ten był próżny i fakt, że dziewczę się go nie boi, jeszcze bardziej go rozwścieczył. A poza tym o tej porze winno się mówić "Dzień dobry". Na tym punkcie gad miał wręcz obsesję. Decyzja została podjęta natychmiastowo: połknie tą dziecinkę. I tak był głodny. Co prawda, taka chudzina nie stanowi godnego posiłku, ale na przekąskę się jeszcze nada.

Otworzył pysk i z kłów wystrzelił mu jad. Na rudzielcu nie zrobiło to większego wrażenia.

-Tfu! Pluj gdzie indziej, a nie na mnie! - w tymże momencie wewnętrzy głos zagrzmiał i 3-D zrozumiała, że musi uciekać. Wzięła więc nogi za pas, a wąż pomknął za nią.

Gdyby nie stojąca na drodze przeszkoda, źle by się to skończyło dla dziewczyny. Był to łoś. Gigantyczny łoś z wielkimi, nieświadomymi oczyma. I z wielkimi porożami. Dziewczę skoczyło w górę, a wąż za nim... i owinął się na porożu.

Łoś i tak niczego nie zauważył. 3-D wskoczyła na jego grzbiet, oddychając ciężko. Wąż syczał, lecz nie wiedzieć czemu, nie mógł się odwinąć. Zagrożenia więc nie było. Na razie. Tymczasem do głowy chudej osoby na grzbiecie zwierzęcia wpadł pomysł.

-Tej! Łoś! - nie zareagował. Odchrząknęła.

-Szanowny Panie Łosiu - przemówiła głosem Murdoca Niccalsa. -Czy mógłby Pan się odwrócić i zaprowadzić mnie do niejakiego Charliego, urządzającego balety?

Głos ten obudził zwierzę z transu. Odwrócił się i ruszył w stronę "do Charliego".

-A więc to ty! - ucieszyła się 3-D, już swoim głosem. -Wiedziałam, że skądś cię kojarzę. Cieszę się z twojego widoku. Więcej nie oddam cię na pastwę tej starej gadziny. Wielkiego pirata niby - parsknęła.

Spojrzała przed siebie. Teraz dopiero zauważyła, że wszystko wokół było białe jak mleko. W istocie, po bliższym przyjrzeniu się zauważyła, że otoczenie jest zbudowane z mleka, spływającego kaskadami gdzieś z góry.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siły Lykan zdobywały kolejne złote miasta jedno po drugim bezlitośnie zabijając wyznawców światła. Legiony Upadłego Ariasa wkrótce zdobyły lub zniszczyły wszystkie miasta w wymiarze światła poza stolicą, która stawiała zaciekły opór. Mimo iż Lykanie przebili się przez mury i wdarli się na ulice miasta to los bitwy wciąż nie był przesądzony.

Arias szybko powrócił z cytadeli na front. Upadły pojawił się w jednej z płonących dzielnic w której jeszcze praworządni stawiali opór. Walki na ulicach były zaciekłe, trup ścielił się gęsto po obu stronach konfliktu. Ulice zapełniały się zwłokami Arian i Lykan a echo roznosiło krzyki pełne bólu. Upadły był w swoim żywiole idąc spacerkiem po placu boju i zamieniając każdego sługę światła w popiół. Arias idąc spokojnie przed siebie i ciskając kulami ognia pomagał swoim wojskom przebijać się w głąb miasta. Opór sług światła nie miał najmniejszego sensu. Żaden z nich nie był wstanie zbliżyć się do boga wystarczająco blisko, aby móc go zaatakować. W wyniku czego oddziały pod dowództwem Ariasa szerzyły ogromne spustoszenie w stolicy wymiaru światła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nad boskim osiedlem wstawał świt. Pierwsze promienie przebijały się przez chmury dymu, który ostatnio zaskakująco często wisiał nad osiedlem, co było dość irytujące. Znużony Azrael przewrócił kolejnego pająka, który wpełzł mu na kostur, szukając zapewne jakiegoś schronienia. Dość zaskakujący był fakt, że w całym Boskim Pałacu nie rozbrzmiewał żaden dźwięk, no, może poza ustawicznym pochrapywaniem, gdzieś z głębi sali bogów. Wtem ciszę rozdarł świst wystrzeliwanego pocisku. Bóg ciemności z zaciekawieniem śledził złoty ogon komety, która wyleciała z jednej z wież.

Azazel zapalił kolejne cygaro, siadając na gałęzi jednego z błękitnych drzew. Centurion świetlistych legionów spojrzał na niego niechętnie i splunął na ziemię, a właściwie na chmurę. W dole rozciągała się piękna panorama wymiaru światła, w tym i ciemnych nitek wojsk upadłego. Bóg-łowca nagród jedynie się uśmiechnął, po czym mruknął jakby do siebie:

- Czy on w ogóle ma pojęcie...?

- Nie wydaje mi się. - odburknął dowódca, poprawiając napierśnik. - Ponoć tu kiedyś był wcześniej, a jakoś o tym zapomniał.

Azazel spojrzał lekceważąco w dół, patrząc na mrowiące się wojska.

- Taaaak, dosyć nieumiejętnie z jego strony. I zupełnie nie zdziwił go brak ochrony w Cytadeli?

- Nie - odrzekł dowódca, patrząc prosto na swój miecz - Pewnie myślał, że to łut szczęścia, Białe miasto już dawno myślało o restrukturyzacji, więc wysłało tych osłów na dół, a on się nacieszył. Zwłaszcza po tym, gdy Hyperion pokazał się w okolicy, tamten miał już na pieńku z zarządem. - zamilkł, sięgając po osełkę. Z tyłu, gdzieś daleko krzyknął gryf.

Bóg pomyślał jeszcze trochę, po czym znów zwrócił się do dowódcy:

- Niech się tam bawi dalej, a ja spróbuję go uwięzić. Przesłaliście już Kreonesa do warsztatów?

Centurion skinął głową.

Azazel znów się uśmiechnął, poprawił rękawicę, na której jaśniały srebrne pazury, rozłożył skrzydła i sfrunął w dół. Za nim chmury zasłoniły niebiańską armię.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Łoś był szybki. Reszta drogi przeszła w milczeniu. Na końcówce drogi zwierzę stanęło przed wielką bramą z tablicą z napisem "PODAJ HASŁO".

-Holender, nie znam hasła - mruknęła 3-D do siebie. Postanowiła strzelać.

-Sezamie, otwórz się! - brak reakcji. Pomyślała.

-Chleb! - brak reakcji.

-Melonowy chleb! - brak reakcji.

-Mam łosia i nie zawaham się go użyć! - brak reakcji.

-Jestem gołębiem! - brak reakcji.

-A ty nie! - brak reakcji.

3-D zmarszczyła brwi. Próbowała jeszcze kilka razy, bez skutku. W końcu wyjęła z kieszonki w otoczeniu sześciopak i zamachała nim, mówiąc ponurym głosem...

-Mam piwo...

Brama zazgrzytała i poczęła się otwierać. Rudzielec nadal był na siebie zły za zmarnowanie czasu, gdy łoś przebiegł do miejsca skrywanego za furtą.

Ukazało im się pobojowisko. Zawalone domy, zniszczone samochody, wszędzie walały się butelki po piwie i whisky. I śpiący ludzie. Gdzieniegdzie dawało się usłyszeć nikłe chichoty, poza tym jednak oznak przytomności brak.

-Spóźniliśmy się - stwierdziła dziewczyna i zeskoczyła z łosiowego grzbietu. Wylądowała na stojącym jeszcze samochodzie z powybijanymi szybami. Rozglądając się, otworzyła puszkę i zaczęła pić.

-Hej! To moja maska! - nim się zorientowała, ktoś wyrwał jej maskę, którą trzymała w dłoni. Odwróciwszy się, zdążyła ujrzeć młodego mężczyznę ze specyficznymi czarnymi włosami, nim ten założył maskę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siły Ariasa po krótkich starciach uporały się z wojskami światła na ziemi. Sam upadły zabił ostatniego sługę praworządnych płynnym cięciem ścinając głowę nieszczęśnika.

- Teraz. - Warknął głośno upadły dając swoim Legionom znak do wytoczenia z portali dział.

Ciężki sprzęt wyjeżdżał bardzo powoli wystrzeliwując kolejne salwy wysoko w górę ponad chmury, gdzie według przewidywań Ariasa mogły znajdować oddziały praworządnych. Olbrzymie bestie odrywały fragmenty budynków i wspomagały działa ciskając odłamki w górę. Z czasem zaczęły spadać z nieba trafione jednostki, które dokładnie nakierowały chaotyczny ostrzał Lykan.

- Największą siłę ognia skierujcie tam! - Ryknął Arias dokładnie namierzając wojska przeciwnika.

Gdy siła ognia skoncentrowała się w wyznaczonym przez boga miejscu z nieba zaczęły spadać już setki ciał gwardzistów światła. W krótkim czasie udało się Lykanom zdziesiątkować armie wroga.

- Azazelu gdzie się podziewasz. Wiem, że po mnie idziesz. - Mruczał Upadły wypatrując na niebie śladu praworządnego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie musiał długo czekać. Na niebie pokazała się błękitno-złota smuga, w mig przelatująca nad wojskami upadłego, wzbudzając strach i panikę. Jednak po chwili zniknęła, pozostawiając po sobie tylko deszcz, który zaczął padać z nagromadzonych chmur. Ulewa szybko przybrała na sile, zalewając ziemię potokiem wody i krwi. Arias stał na pagórku, obserwując wojska. Działa ucichły, gdyż widoczność była żadna.

Upadły usłyszał ciężki kroki kogoś, kto brnął pod górę w błocie. Szaruga spotężniała, zasłaniając wszystko. W tej szarej ścianie wody rozbłysła czerwona plamka zapalanego cygara. Ktoś stał tuż przed Ariasem, po chwili ten niewidoczny rzekł.

- Aż mi Cię szkoda. - Po czym szum spadającej wody zagłuszył grzmot pioruna, pędzącego po niebie. Siódmy wymiar wyrażał swą zgodę na walkę. Blask oświetlił na moment przemoczonego Azazela, z cygarem w ustach, kapturem na twarzy, zmoczonymi skrzydłami i mokrą zbroją. Gdy strzeliła druga błyskawica bóg wyciągnął w sekundę miecz i natarł na Ariasa, przebijając się przez strugi deszczu. Nie mogąc go zranić zepchnął go z wzniesienia, razem z nim tocząc się w błocie na dół pagórka.

- Nie byłeś zbyt dobrze poinformowany - stwierdził Azazel wypluwając z ust błoto - Wojna o ten wymiar toczyła się zawsze i będzie się toczyć, dopóki bogowie jak ty i ja jesteśmy na tym wszechświecie - Z rozmachem ciął mieczem prosto i w poprzek, krzesząc iskry o zbroję przeciwnika - To przekleństwo. MY! Sprawiło, że stworzono iluzję. - Bóg odrzucił miecz. Obaj teraz starli się w bitwie na pięści. - Idealny niebiański świat, lecz bez życia! - W tym momencie Azazel źle podniósł gardę i otrzymał mocny cios w szczękę, splunął błękitną krwią. - Ciągle zdobywałeś sztuczne miasta i zabijałeś iluzję praworządnych, którzy są poziom wyżej, tak jak i wsparcie! - mówiąc ostatnie słowo uderzył kolanem w żołądek Ariasa, odpychając go w błoto. Deszcz przestał lać, a Azazel przycisnął płytowym butem pierś Upadłego do ziemi. - Zobacz sam!

Chmury zniknęły, a razem z nimi burza. Z nieba strzeliły jasne, palące promienie słońca, a razem z nimi ruszyły do walki prawdziwe legion praworządnych. Setki tysięcy uskrzydlonych wojaków spadło z góry na wojska Ariasa, siejąc zamęt i spustoszenie. Gryfy w zielonych zbrojach rozdzierały atakujących na sztuki, rydwany z gatlingami przemierzały niebo, zrzucając na piechotę deszcz złotych kul, przebijających zbroję i wypalających w ciele dziury. Trąby i organy niosły pieśń zwycięstwa, niszcząc doszczętnie wojska Ariasa, zostawiając jedynie krwawą masę.

Azazel zerknął od niechcenia do rzeź dookoła. Przycisnął guzik na rękawicy, co sprawiło, że wysunęły się z niej srebrne pazury, zakończone szklanymi haczykami. Szklane końcówki zabarwiły się krwią Ariasa, którą zdobył wcześniej bóg.

- To twoja ostatnia szansa. - wyrzekł ze znudzeniem - Ta broń to pradawny artefakt, który jest w stanie Cię uwięzić w boskim Limbo na nieokreślony czas. Ja mogę zrezygnować z nagrody, o ile znikniesz stąd i przestaniesz niepokoić wyższe siły. Lepiej pobaw się z innymi bogami, na przykład z Azraelem, który również bawi się w podbój kosmosu swoją nieumarłą zarazą. - Westchnął - Niedawno cierpieliśmy od Hyperiona, teraz ty próbujesz znów mieszać. Odejdź, a ja odwołam kontrakt na Ciebie. O ile spełnisz warunki praworządnych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Większość atakujących Lykan zginęła a Arias był przyciśnięty przez Azazela nie mając jak się ruszyć. Jednak upadły i tak nie miał zamiaru przystać na ofertę złożoną przez praworządnego.

- Nie powiedziałbym, że to ostatnia szansa. - Odparł Arias ciskając w stronę przeciwnika kolumnę ognia. Trafiony Azazel został poniesiony falą ognia kilka metrów dalej. Praworządny będąc jeszcze blisko upadłego próbował zahaczyć bronią przeciwnika, lecz do pełnego trafienia brakło mu zaledwie kilku centymetrów. Szpony tylko drasnęły ramię Ariasa rozcinając naramiennik i skórę.

Po kilku chwilach obaj bogowie zerwali się na równe nogi gotowi do starcia. Jednak Upadły wiedząc, że niema szans postanowił się wycofać.

- Nie ostatnia szansa, ale jedna z wielu. - Wymamrotał Arias przenosząc się do swej Cytadeli opuszczając pole przegranej bitwy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Artysta podniósł łeb.

Wyczuł boga.

Nie było to złudzenie. W jednej z chmur płynących leniwie po niebie otworzyły się drzwi. Wyszedł z nich Salvador, który podszedł do złotego smoka.

Nie odzywał się. Przez dłuższą chwilę patrzyli sobie w oczy.

Czego chcesz? - zapytał się w końcu Artysta, nie starając się ukryć chłodu płynącego od tego pytania. Jego niechęć do Salvadora nie minęła - wręcz przeciwnie, nabrała na sile. Jako smok 3-D Artysta miał dostęp do jej wspomnień. Wiedział więc doskonale, dlaczego jego towarzyszka nie przepada za swoim ojcem. I podzielał jej zdanie.

-Dlaczego nie ma cię nigdy, gdy 3-D cię potrzebuje? - odezwał się Sal. Postanowił nie ujawniać od razu swoich zamiarów... tylko postarać się poprowadzić rozmowę na odpowiedni tor.

W Artyście zahuczało. Z jego nozdrzy buchnął dym. Ślepia zaświeciły się złowrogo. Zbliżył się do boga, lecz ten, nawet jeśli poczuł strach, nie okazał tego po sobie.

Nigdy? NIGDY? Czy ty wiesz, co mówisz? Staram się być przy niej, lecz okoliczności nie pozwalają. Nie mogłem z nią wejść do wnętrza Hyperiona. Nie mogłem być przy niej w Białym Mieście...

-Jesteś słaby. Nie ma co mówić. Pisklak, uważający się za mądrego, bo już parę szeregów żołnierzy przetrzebił.

Smok ryknął. Wstał gwałtownie i zamachnął się pazurami.

Cel zniknął. I wtedy Artysta poczuł, że Salvador siedzi mu na grzbiecie.

Czego chcesz? - powtórzył pytanie.

-Jesteś mi potrzebny.

Do czego? Oczekujesz, że pomogę ci? Dlaczego miałbym to zrobić?

Cisza.

-W chwili, gdy ta ruda istota pozbyła się Hyperiona, jego ofiary wróciły do swoich światów.

Cisza.

-Wśród nich była moja żona. Ona również musiała wrócić. Tylko gdzie jest?

Znajdź ją.

-To nie jest takie proste. Ilekroć wydaje mi się, że jestem już blisko, to w ostatniej chwili trop urywa się. Ale teraz... teraz wydaje mi się... że wiem. Wiem, gdzie ona jest. Lecz do tego miejsca nie dostanę się sam. Jesteś mi potrzebny.

Cisza... A pomyślałeś o takiej możliwości, że ona ucieka? Być może nawet przed tobą?

Znów cisza.

-Dlaczego miałaby uciekać przede mną?

Może ma coś do ukrycia?

-Co miałaby ukrywać? Nieważne. Czas nagli. Czy zgadzasz się mi towarzyszyć?

A czy 3-D pozwoliłaby na to?

-3-D, mój drogi Złotołuski, ma ważniejsze sprawy na głowie niż pożyczka smoka. Jesteś mi potrzebny tylko w tej sprawie, potem rozejdziemy się. Zgoda?

Cisza.

Zgoda.

Sal bez słowa chwycił włócznię i wbił ją w smoczą szyję. Artysta nie czuł bólu. Nic mu się nie stało. Poczuł tylko, jak wypełnia go zimna energia.

-W drogę. Wiesz gdzie.

Smok rozłożył skrzydła i wystartował.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Kolejna przegrana to niemożliwe! - Krzyczał wściekły Arias demolując całą swoją komnatę, osadzoną w najwyższej wieży Cytadeli.

Wszystkie meble w pomieszczaniu leżały powywracane. Na środku sali leżały podarte papiery a w kącie stało rozbite lustro. Na odłamkach szkła nadal widniała czarno-bordowa krew.

Upadły stał oparty o biurko a po jego oczach było widać, że bóg aż kipi ze złości.

- Niech cię piekło pochłonie Azazelu. - Warknął głośno Arias podnosząc biurko i wyrzucając je przez okno rozbijając szybę.

- Jeszcze się zemszczę. - Wycharczał bóg ciskając kulę ognia w pobliskie krzesło, które niemalże od razu zamieniło w stertę popiołu.

Mroczny bóg ze wściekłością wyszedł z sali udając się w nieznanym sobie kierunku. Upadły czuł, że ktoś go wzywa i koniecznie musi się z nim spotkać. Jednak nawet Arias nie miał pojęcia na czyje wezwanie opuszcza swoją siedzibę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Ktoś ty? - spytała się 3-D jegomościa, podając mu nietkniętą puszkę.

-Muzyk - odparł, otwierając puszkę i naraz upijając połowę zawartości.

-Chodzi o imię i nazwisko.

-Matthew.

-Ach - powiedział rudzielec. Wszystko jasne.

-Co tu się stało? - pokazała na otoczenie.

-Impreza się skończyła - odpowiedział Matthew. Spoglądał gdzieś w dal i nucił coś pod nosem.

Artysta zastanawiał się, dlaczego zgodził się. Nie powinien. To 3-D ma prawo z nim podróżować. Swoją drogą, co znów się z nią stało?

Zajrzał do jej umysłu. Zmroziło go to, co zobaczył.

Wyglądało to tak: z jednej strony normalny umysł, a z drugiej czarna dziura - przez którą gdzieś w górze przeświecało słabe światło. Po obu stronach stała 3-D. Na normalnej stronie wyglądała tak jak zwykle. Po ciemnej stronie nie było jej.

Coś go w tymże momencie wypędziło z umysłu rudzielca.

Ona naprawdę potrzebuje mojej pomocy, zasyczał do Salvadora.

-Poradzi sobie - odparł krótko, i znalazłszy w kieszeni cygaro, zapalił je.

Tego Artysta również nie mógł zrozumieć. Czy Sal w ogóle miał uczucia? To było głupie pytanie. Musiał mieć.

Smok, myśląc nad tym wcześniej i analizując dostępne wspomnienia, doszedł do wniosku, że Sal musi mieć rozdwojenie jaźni. To było możliwe. Tłumaczyłoby jego nagłe zmiany charakteru i rozmowy ze samym sobą.

Ale Angus niegdyś powiedział 3-D (czy też raczej napisał), że ich ojciec kiedyś nie był taki. Co się stało? Musiało to mieć związek z tym, co się stało po bitwie o Elladrię...

-Ląduj - usłyszał Salvadora. Więc wylądował.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy Arias zniknął, a niedobitki jego armii uciekały w popłochu przez czarne portale, Azazel schował pazury i otrzepał skrzydła z wszędobylskiego błota. Nieco się zmęczył, gdyż tamten bóg miał swoją krzepę i potrafił walnąć boleśnie, pozbawiając łowcę tchu. Azazel pomasował obolałą szczękę, wypluł dogasające cygaro i wzbił się w powietrze. Oczekiwali na niego u góry, a on pragnął odebrać swoją nagrodę. Czuł jednak, że umknęło mu coś ważnego.

Azrael podążał za przedziwnym chrapaniem, trochę brzmiącym jak rżenie. Dziwny odgłos wydobywał się z sali bogów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Upadły w ciągu zaledwie kilku chwil pojawił się w sali tronowej. Wszędzie leżeli martwi Lykanie, ale nie było ani jednego śladu po przeciwniku. Wyglądało to tak jakby jakaś niewidzialna siła bezlitośnie zmasakrowała nieszczęsnych ludzi Ariasa.

- Co jest granę? - Warknął cicho bóg bezszelestnie chwytając jeden z mieczy i ruszając powoli przed siebie.

Bóg ciemności stawiał dość nie pewnie krok za krokiem uważnie rozglądając się we wszystkie strony. Arias miał nadzieję, że coś winne śmierci jego sług nadal tu jest, i że uda mu się pomścić zabitych Lykan.

- Czuję twoją obecność! Wyjdź tchórzu! - Rzucił upadły obserwują uważnie wszystkie zakamarki pomieszczenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Mogę porozmawiać z gospodarzem?

-Raczej nie - odparł Matthew po krótkim namyśle. 3-D kiwnęła głową. Nie było więc sensu dłużej tu przebywać. Pora ruszać. Tylko gdzie? Adil ulotnił się, a wokół nie było żadnego drogowskazu. Poza tym, łoś robił się niecierpliwy. Prychał i patrzył podejrzliwie na faceta w masce.

-Znasz mniej więcej tereny poza tą okolicą?

Matthew zamyślił się.

-Rzadko bywam gdzie indziej - odpowiedział w końcu. -Zasada jest taka: jest impreza, kończy się, ludzie dochodzą do siebie, a potem wszystko zaczyna się od nowa. Ja gram na perkusji.

Stąd odchodzi kilka dróg. Większość prowadzi do ciemnych zaułków. Zaufać można dwóm największym. Jedna prowadzi do rozległej, dzikiej puszczy. Druga do wielkiego miasta, słynącego ze sprzedaży pereł wielkości ziarnek grochu, hodowanych przez ważące 10 ton małże. Jednakże nie byłem w żadnym z tych miejsc. Ponoć w dżungli mieszka stara baba hodująca koty, które karmi wątróbką, a w mieście z kolei jest samozwańczy jego obrońca.

-Lubię koty.

-Po co mi to mówisz?

-Żebyś wiedział. Pora iść stąd. Dziękuję za pomoc. Trzymaj resztę, mi nie będzie potrzebne - wyciągnęła w jego stronę pozostałości z czteropaku.

I w tymże momencie ją ujrzała.

Nowa wyglądała zza stojącej niedaleko latarni. Nosiła zdecydowanie za duże ubrania w granatowym kolorze, skórę miała szmaragdową. Rude włosy z różowymi końcówka nosiła niedbale spięte w koński ogon. Oczy skrywała pod okularami przeciwsłonecznymi. Nie miała połowy nosa i górnej wargi. W uszach miała tunele.

Uśmiechnęła się szeroko, odsłaniając lśniąco białe zęby, a po tym odwróciła się i poszła w długą.

-Którędy droga prowadzi do tej szalonej kociary?

Matthew wskazał.

-To do widzenia - wskoczyła na łosia i ruszyli tą drogą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nagle z cienistych zakamarków sali zaczęły wyłaniać się dwie postacie. Napastnicy nosili na sobie złociste zbroje takie jakie niegdyś nosił Arias. Praworządni bacznie obserwowali każdy ruch upadłego nerwowo reagując na choćby skinienie mrocznego boga. Obaj słudzy światła ściskali swe miecze w napięciu i gotowości do starcia.

Upadły wyprostował swą postawę mierząc swych przeciwników wzrokiem i rzucił.

- Po nagrodę za moją głowę?

Jeden z praworządnych skinął głową.

- A wysoka? - Zaśmiał się bóg chowając za sobą wolną lewą rękę, w której upadły zaczął ukradkiem tworzyć ognisty pocisk.

Świetliści słudzy nawet nie spostrzegli manewru Ariasa i niechętnie wymamrotali.

- 20 000 białych agrali. Stosowna nagroda za twoją głowę zdrajco.

- Zdrajco? Kolejny raz to słyszę w tak krótkim czasie i znudziło mi się tłumaczenie że nim nie jestem. - Odpowiedział podirytowany upadły nadal szykując kule ognia za plecami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miejsce, w którym wylądowali, było ponurym bagnem. Sal musiał uważać na stawiane kroki.

Nie planował żadnych postojów w drodze do celu, ale tu coś go zainteresowało. Musiało być żywe. Co prawda, sam osobiście nie znam nikogo, kto mieszka na bagnie, albo pragnąłby zamieszkać na bagnie. Salvador znał tą żywą tajemnicę i nie zdziwiła go jej obecność na bagnach,

Istotnie, to bardzo lubiło przebywać na bagnach.

Przedarł się przez kilkumetrowe chaszcze i ujrzał ogromne drzewo. Drzewo nie miało liści, kory również nie miało, za to całe obrosło ohydnie wyglądającym, zielonym klejem.

Największe skupisko kleju zgromadziło się na jednej z wyższych gałęzi. Z tej samej gałęzi wyrastał olbrzymi, zgniłozielony kokon, z którego kapała podejrzana maź.

Widok ten był w stanie wywoływać wymioty. Dziecięca trauma. Jednakże rudy mężczyzna już nie był dzieckiem. I w pewnym sensie miał przewagę nad zawartością kokonu.

Gdy podszedł do niego, nic nie ujrzał w środku. Zapukał. Ukazały się oczy. Na dole.

-Dobry wieczór - rzekł Salvador do osłupiałych oczu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nieco weselszy oraz bogatszy o kilkaset białych sztabek Azazel sfrunął do portalu wyjściowego. O dziwo biurokraci się postarali, szyko wydając mu należną nagrodę za przegonienie kolejnego najeźdźcy. Tym raem dodali mu przydomek "mściciel banitów" czy coś w podobnym stylu. Niestety nie udało mu się wynegocjować odwołania nałożonej na głowę Ariasa nagrody, gdyż zgodnie z procedurą musi ona trwać minimum dwie epoki światła, by zostać skasowana. Tego Azazel nie wiedział, ale niezbyt już go to obchodziło. Zwrócił szklany artefakt konstruktorowi i pożegnał się z nim, miał bowiem teraz nowe zadanie - niejaka Bianka, związana z wymiarem światła służka trafiła pod opiekę jego znajomej - 3D i od dawna nie było o niej żadnych wieści. Zarząd ustawił nagrodę za informacje, co pasowało Azazelowi, gdyż miał dość walki... na razie. Skinął głową na opancerzonych strażników i przeszedł przez portal.

O kamieniu dusz przypomniał swobie stanowczo za późno.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szybko wylecieli poza teren posiadłości. Droga do dżungli była na początku całkiem przyjemna. Potem zaczęły się pojawiać kilkumetrowe chwasty, wśród których wyrastały jeszcze większe kwiaty, ogromne drzewa, ogromne drzewa leżące na ziemi, strumyki wielkości rzek i rzeki wielkości mórz. Łoś dzielnie pokonywał przeszkody, a 3-D wypatrywała innej, szybkiej, ze szmaragdową skórą. Jednakże Nowa albo musiała się dobrze ukrywać, albo jej nie było, gdyż rudzielec jej nie zobaczył. Miał nadzieję, że z tych dwóch opcji prawdziwa okaże się ta druga.

Ile czasu to już minęło? Sporo.

Wystarczająco sporo, by Horambar dorósł i Bianca ukończyła uniwersytet.

Za mało, by Cinnabar zmądrzał.

Profesja Łowcy Światła była bardzo ciekawa. Zasada była prosta: łapać światło, które uciekało od swojego punktu. Bianca była najlepsza w tym zawodzie. Przyczyniał się do tego sam fakt, iż była powierniczką mocy światła, przez co to łaknęło do niej.

Zamieszkała w dogodnym miejscu. Takim, z którego mogła kontrolować jasność i Cinnabara. Cinnabar kończył ostatni rok nauki na Uniwersytecie Marvarrka. Cudem zdał egzaminy końcowe. Cudem był sam fakt, iż zdał wszystkie egzaminy w ciągu tych 5 lat nauki. Bez poprawek. Nie uczył się w ogóle. Zdumiewało to Biancę.

Ten dzień miała wyjątkowo wolny. Siedziała przed domem i piła herbatę. Wysoko na niebie widoczne były dwa kształty: biały i czerwony. Horambar wyrósł na majestatycznego smoka... i na chodzącą powagę. To nie mogło być możliwe, biorąc pod uwagę, czyim był on smokiem. Ale Artysta również nie był wesołkiem, a jego towarzyszką była ruda wariatka.

Uriel za to była piękną smoczycą, mądrą, ale jednocześnie niesamowicie próżną. Całe ranki spędzała na czyszczeniu łusek.

W pewnym momencie Bianca poczuła dziwną energię.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Arias skinął głową i po chwili cisnął z zaskoczenia kulą ognia, którą chował za plecami. Praworządny, który stanowił cel pocisku odskoczył w prawo minimalnie mijając atak. Gdy tylko sługa światła zerwał się na równe nogi, zaczął przygotowywać, że wspólnikiem synchronizowany atak. Kropka w kropkę powtarzając jego ruchy.

- Bliźniacy czy jak? - Warknął upadły obserwując swoich rywali, którzy w jednym czasie zerwali się do biegu w jego kierunku.

Arias tylko sięgnął po drugi miecz i w ostatniej chwili osłonił się przed oboma atakami. Miecze całej trójki się skrzyżowały i wszyscy zaczęli się nerwowo siłować. Praworządni mieli w tym starciu przewagę i zaczęli jednocześnie naciskać na upadłego, który musiał się cofać do tyłu.

- Teraaz... moja kolej. - Mruknął upadły podbijając broń rywali do góry, tym samym ich odsłaniając.

Arias błyskawicznie wykorzystał okazje i wbił obu przeciwnikom miecze dokładnie w sploty słoneczne. Dwaj słudzy światła po chwili osunęli się martwi na ziemie. Lecz upadły wyczuwał, że to nie koniec zagrożenia.

- Wyłazić. - Wrzasnął przeraźliwe głośno Arias.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Azrael z uwagą spojrzał na drżącą klamkę wrót, prowadzących do sali bogów. Ktoś tam chrapał i to naprawdę porządnie. Do tego brzmiało to też trochę jak... rżenie? Po chwili niepewności bóg otworzył wrota, a przed jego oczami ukazał się chrapiący pomnik boga z pomnikiem konia, też chrapiąco-rżącego.

- Czyżby kolejny bóg się uaktywnił? - pomyślał Azrael, po czym postanowił podejść nieco bliżej do statuy.

Azazel przed bardzo długi czas klął na siebie w myślach, że zapomniał odebrać Ariasowi kamień, w którym ów schował kilka dusz niewinnych starców. Teraz starał się naprawić ten błąd, pędząc do siedziby upadłego. Po chwili był już nad jego twierdzą. PRzez szklany witraż zobaczył kilku świetlistych, czających się za potężnymi kolumnami. Szybko skojarzył ich z nagrodą za głowę boga.

- Konkurencja - pomyślał z pogardą, rozpędził się, wpadł przez szkło do środka i przybił jednego ze świetlistych mieczem do kolumny.

- Dzięki - rzucił do plującego krwią łowcy głów, zabierając mu z pasa sakwę na zlecenia, przy okazji chwytając woreczek ze sztabkami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...