Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Lord Nargogh

Olympus Actionus IV

Polecane posty

Wszystko stało się szybko.

Zanim obie boginie starły się w pojedynku mocy, golem połączył się z Chaosem. Jego ciało zaczęło lśnić złotym blaskiem, coraz więcej części poszczególnych bogów odpadło od sklejonego cielska. Setki nadgniłych rąk były wycelowane w złotoustą, na końcach palców zamajaczyła stalowa smuga.

W tym momencie Chyżwar zorientował się, co się dzieje. Z krzykiem rzucił się na golema wyciągając szpony, ale nie zdążył.

Stalowa struga światła uderzyła w łączące się powłoki mocy, okalające obie boginie. W środku, wewnątrz złączonych pól, czyste srebro trafiło w stalowe serce Miki Złotoustej. Jej skóra zawrzała, zabulgotała i poczerwieniała. Bogini nie zdołała nawet krzyknąć, gdy tysiące stalowych drutów wystrzeliło z jej wnętrza, rozrywając ją na sztuki. Jej skóra wybuchła złotem, zamieniając się w kruchy pył, twarz płonęła czarnym blaskiem, a oczy zostały przebite przez stalowe kolce. W jednej sekundzie bogini zniknęła.

.....

Golem przerwał atak. Połowa jego cielska opadła na ziemię, a pozostałość patrzyła tępo w sufit.

........

W momencie, gdy 3-D wbiła miecz w jaźń....

Pomieszczeniem wstrząsnęła fala ciszy. Ściana szarawej mocy przetoczyła się przez cały cielsko Hyperiona. Rozległa się

Chyżwar z rykiem upadł na kolana, jego stalowa maska wgięła się, jakby wewnątrz czaszki otworzyła się czarna dziura. Stal dążyła do środka, zamieniając twarz awatara w zdeformowany kikut. Z wrzaskiem postać zgięła się w pół, jej ciało pokryła korozja, szybko zamieniając Chyżwara w kupkę miedzianego prochu.

Z sufitu zaczął spadać drut kolczasty, kolumny pękły w rdzeniach, wyrzucając z siebie tysiące ostrych odłamków. Na środku, nad ołtarzem pojawiła się błękitna kula mocy. Jej blask powoli potężniał.

.....

Przez przestrzeń przepływał Hyperion. Całą swą potęgą zasłaniał słońca i kruszył planety. Już miał przebić planetę Konishi kolejnym strumieniem purpurowego ognia, gdy wtem jedno z jego oczu przestało lśnić. Zaskoczony niszczyciel wydał z siebie jęk, jego skrzydła załamały się, stalowe kości zaczęły pękać, drugie oko buzowało mocą. Jego sylwetka zdawała się zawijać w kłębek. Przez stalowe mechanizmy prześwitywał błękit.

....

Umarli skrzydlaci bogowie, krążący wokół wieży, w której Konishi ukryła swój lud, nagle wydali z siebie przewlekły jazgot. Postacie spadały z wysoka, ich ciała płonęły. Gdy uderzali w ziemię, wywoływali małe fale mocy, pozostawały po nich jedynie stalowe szkielety. Planeta Konishi była wolna od sił Hyperiona.

.....

Azrael patrzył, jak setki, tysiące stalowych bogów szturmuje jego nekropolię. Część murów upadła, jedynie zachodnia baszta jeszcze się trzymała. Bóg nekromancji strzelał z rąk strumieniami szmaragdowych płomieni. Z uwagą mordował kolejnych atakujących, ale widział, że szturmowcy już się przedostają. Ze smutkiem patrzył na zagładę setek jego nieumarłych. Brama główna padła, Azraelopolis płonęło. Nieumarłe smoki spadały z nieba skowycząc żałośnie. Prosto na Azraela biegł stalowy gigant, chyba były bóg piorunów. Bóg westchnął i złożył znak, zasłaniając się. Agresor zawarczał, podniósł swój młot i ...

Purpura zniknęła z jego oczu. Szkielet boga upadł z hukiem, a razem z nim podniósł się ogłuszający łomot upadających tysięcy martwych bogów. Azrael przetarł oczy i spojrzał na horyzont. Stalowe szkielety zaścielały całe pole bitwy. Ostatnia baszta nie padła.

Bóg oparł się na kosturze i mruknął:

- A niech to...

....

Gigantyczny wybuch i ryk wstrząsnęły wszechświatem. Na sekundę wszystko ogarnął błękitny blask.

.....

3-D i Salvador widzieli potężniejące światło, które wkrótce ich ogarnęło. W tym samym czasie reszta golema rozpadła się. Błękit pochłonął cały wszechświat.

Cisza.

3-D otworzyła oczy.

Zobaczyła ciemny świat z turkusową strugą światła w pobliżu, wystrzelony w niebo. Ze szczeliny, z której się wydobywał nagle wystrzeliło tysiące bladych postaci.

- Dziękujemy...wybawczyni...setki..tysiące...moc....upadło białe miasto...koniec karnawału.. - szeptały głosy.

Unosiły się w powietrzu coraz szybciej i szybciej, tworząc gigantyczny wir, który wchłonął boginię. Znów nastała ciemność.

...

Błękitne niebo z białymi chmurami. Zielona, gęsta trawa, po której chadzały mrówki, biedronki i koniki polne. Bogini leżała na pagórku, patrząc prosto w przestrzeń. U podnóża wzniesienia wił się szemrzący strumyk, obok niego biegła piaszczysta dróżka, znikająca w słonecznym, brzozowym zagajniku. Wiatr przyjemnie owiewał twarz, przed twarzą bogini przeleciał złocisty motyl.

Z zagajnika wyszła jakaś postać. Dość zwalista, wysoka, dobrze umięśniona. Jej ciało okrywał szary płaszcz z ciemnym kapturem. Na plecach niosła pustą pochwę na dwuręczny miecz.

Powolnym krokiem, od którego pył na ścieżce unosił się, nieznajomy wspinał się na szczyt. Wkrótce stanął obok leżącej bogini, która ledwo zwracała uwagę na niego. Spod kaptura rozległo się chrząknięcie:

- Ekhm. Chyba masz coś mojego.

Przybysz odsłonił kaptur, ukazując promienne oblicze pokryte bliznami. Zrzucił z siebie płaszcz, uderzając lśniącym złotym blaskiem pancerza, od pasa w dół miał na sobie płytową zbroję, spiętą szmaragdową klamrą. Na jego widok bogini wstała i roześmiała się. Znów była małą dziewczynką z burzą rudych włosów na głowie. Azrael również się roześmiał, złapał boginię pod pachy i uniósł w powietrze. Zakręcił się z nią kilka razy i ostatecznie przytulił. Na jego policzku pojawiła się łza. Wreszcie postawił ją na ziemi, teraz 3-D była na powrót dorosła. Bóg delikatnym ruchem wyjął złotą klingę z jej palców i wsunął w pochwę na plecach. Nie przestając się uśmiechać ruszył z nią w górę pagórka.

Po chwili ich oczom ukazało się Boskie Osiedle z Latającą Wyspą, unoszącą się nad budynkami.

Byli w domu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dom. 3-D nie pamiętała, by kiedykolwiek czuła się tak dobrze jak teraz. Hyperiona już nie było, Azazel żył, ona żyła. Udało się.

-Jestem żywa - powiedziała nagle. Szeroki uśmiech widniał na jej twarzy. Z oddali dobiegł ryk smoka.

-Jestem żywa! - powtórzyła. Z jej głosu emanowała prawdziwa radość. Zabrzmiała

. Wtem nagła radość została zastąpiona przez smutek.

-Co się stało z resztą? - spytała się.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Azazel nadal patrzył w przestrzeń.

- Z resztą? - powtórzył, po czym odwrócił wzrok - Chaos prawdopodobnie wylądowała na jakimś odległym zakątku wszechświata razem z resztkami jej planety. Znając życie szybko się odbuduje - wybuchnął śmiechem, lecz po chwili posmutniał - Niestety nie mam pewności co do miejsca pobytu Salvadora. Nie znałem go zbyt dobrze, ale podejrzewam, że moc wypchnęła go na którąś planetę, może być nawet tu. - wskazał na Boskie Osiedle. - Reszta uwięzionych bogów powróciła do swoich światów, a wymiar z Białym Miastem uległ zniszczeniu.

Azazel zamilkł, razem ruszyli w dół po żwirowej ścieżce.

- Nie mam pojęcia co się stało z Miką, muszę zauważyć, że była to postać wyjątkowo dziwna... Zupełnie jakby Hyperion traktował ją ze szczególnością. - na chwilę jego oblicze zachmurzyło się. - Pożyjemy zobaczymy.

.....

Gdzieś, w oddali, wiele wymiarów czasowych stąd. Pośród całkowitej pustki unosiło się oko. Jego tęczówka lśniła purpurą, a całe było otoczone stalową obwódką. Białko oka zaskakiwało, ponieważ rzucało złoty blask. Ze środka purpury wysunął się koniuszek drutu kolczastego. Oko zniknęło na tle miliardów białych gwiazd.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Może nawet wiem, dlaczego tak było - mruknęła 3-D. Nie chciała zdradzać, że z Miką łączyły ją więzy pokrewieństwa.

Przynajmniej reszta ofiar Hyperiona zaznała spokoju. 3-D znów rozpromieniła się.

-O Chaos się nie martwię. Trochę pomarudzi i zabierze się do roboty. A jak skończy, z pewnością wróci. Salvador i tak miał sprawy do załatwienia. Czy wróci, czy nie, to jego decyzja. To nawet do niego pasuje, odejść bez pożegnania.

Gdy skończyła mówić, nadleciał Artysta. Smok wydawał się inny niż zwykle. Większy, bardziej lśniący, szczęśliwszy?

"Wieści roznoszą się szybko", oznajmił. "Najprawdziwsza z ciebie Wybawczyni, o 3-D"

-Niech nie przesadzają. Nie jestem bohaterką do tego stopnia, by mi stawiać pomniki.

"Ale już stawiają"

-To się rozlecą. Chaos o to zadba.

"Zadba, zapewne. Witaj, Azazelu", teraz Artysta zwrócił się do Azazela. "Gratuluję powrotu".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Azazel uśmiechnął się krótko, lecz szybko jego twarz zniknęła w cieniu kaptura.

- Dzięki wielkie, lecz nie mnie należą się gratulacje - spojrzał w dal - każdy dorzucił do tego trochę siebie, ale wszakże to moja wina, że 3-D w ogóle trafiła do Białego Miasta... -umilkł i począł przyglądać się oddalonemu Osiedlu.

- Ciekawi mnie tylko to, co powiedzą bogowie, którzy nadal tkwią w Bogopoly? Część planet jest w rozsypce, po wszechświecie pałęta się chaos, a do tego planeta Konishi jest przestrzelona na wylot! Trochę to zaskakujące.

Azazel zerknął na boginię.

- Może i będą cię sławić, ale pamiętaj, że likwidując Hyperiona w pewnej mierze wchłonęłaś część jego jaźni. Powinnaś jak najszybciej się jej pozbyć, bowiem nie jest to dobra moc. - skrzywił się - jeżeli zaczną cię nawiedzać koszmary lub wizje, to zwróć się do mnie. Znam jedno miejsce, gdzie można się oczyścić... o ile nie masz dość podróży ze mną! - roześmiał się szczerze - Wybaczcie, ale muszę odwiedzić znajomego.

Po tych słowach Azazel ukłonił się, rozłożył pozłacane skrzydła i wystrzelił jak pocisk w niebo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Nic nie powiedzą. Zastygli, nie są świadomi niczego, nie wiadomo, czy w ogóle powrócą.

Zamilkła, wpatrzona w Latającą Wyspę.

"Nie smuć się, 3-D", rzekł Artysta.

-Ja się nie smucę. Ja tylko myślę. Rozważę twą propozycję - powiedziała do Azazela. -To... na razie. Żegnaj.

Po tych słowach Azazel odleciał. 3-D chwilę pomachała mu, a gdy już znikł, wróciła jej stara mina.

-Nareszcie koniec tych uśmiechów. Czy ktoś jest na Osiedlu.

"Jeden jedyny medyk"

-W czym się specjalizuje?

"We wszystkim..."

-To dobrze. Wracam do siebie.

To mówiąc, podążyła ku Wyspie. Artysta westchnął, ale podążył za rudzielcem - wolał go pilnować. Minęli Osiedle, dotarli do Wyspy, gdzie 3-D zniknęła w swoim domu, a Artysta ułożył się wygodnie i odpoczywał.

Dom wyglądał w porządku, co ucieszyło boginię. Jedno z nielicznych miejsc, w którym była bezpieczna. Przez większość czasu. Wystarczająco wielkie dla jednej osoby, za małe dla jednego smoka. Po dłuższej chwili zauważyła kopertę na łóżku. Podeszła i wzięła ją. Najpewniej zaraz by ją otworzyła, gdyby nie wypisane na niej ostrzeżenie..

-"OSTRZEŻENIE" - przeczytała - "Zawartość koperty może wprawić w zdumienie, oszpecić twarz, zrobić nową fryzurę, nadać nowych cech osobowości, zmienić kolor tęczówki oka. NIE OTWIERAĆ. Tylko w sytuacji najwyższego ryzyka". Tak, więc po co mi to przysyłaliście?

Rzuciła kopertę w kąt, otworzyła futerał, z którego wyjęła dwie połówki Clinta. Złączyła je i przemieniła w gitarę.

-Ach. Wybacz, Clincie, nie miałam czasu, by zagrać na tobie - pogładziła pieszczotliwie gryf gitary. -Teraz to nadrobię, obiecuję ci.

Chwilę pomyślała, następnie zaczęła grać.

Azazel miał rację. Z planety Konishi zostały ruiny. Teleportacja była niezbędna. Tu pomogły smoki. Tymczasowo przeniosły Konishi z wyznawcami do Ojczyzny i obiecały pomoc w poszukiwaniach nowej planety.

Błękitnowłosa zdołała odnaleźć Pierwszego Pana. W skrócie streścił jej, co się wydarzyło.

-Więc udało jej się... - mruknęła bogini. -Kiedy będzie to "Wielkie Wydarzenie", o którym tak entuzjastycznie mówisz od dłuższego czasu?

-Już niedługo, Konishi. Już niedługo. - Pierwszy Pan uśmiechnął się tajemniczo i odszedł.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tak, przenieście ten wał pod północny mur, zasklepicie tym samym tą wyrwę...

Azrael był wyjątkowo zajęty podnoszeniem na nogi całej metropolii. Straty, uczynione przez Hyperiona nie były przerażające, aczkolwiek pozostawiły po sobie pewien niesmak. Bóg nekromancji stracił ponad 3/4 swoich nieumarłych, połowa miasta legła w gruzach, a kopuła Cytadeli Mroku zapadła się do środka. No i jeszcze cała ta stal na przedpolu miasta...

Piece buchały szmaragdowym płomieniem od przeszło 2 dni. Smród wypalanego boskiego ciała mieszał się z stalowym dymem, unoszącym się nad ulicami. Na miejsce zniszczonych kamienic wznoszono metalowe konstrukcje przeplatane skórzanymi ścianami. W Cytadeli pracowało tysiąc rzemieślników, naprawiających strzaskane kolumny i zniszczony dach. Bóg właśnie kończył naradę z nadwornym architektem - Akrahem, gdy do zaimprowizowanej sali tronowej wpadł dowódca gwardii pałacowej. Grell - bo tak miał na imię - wyglądał na przerażonego, mimo że wiele twarzy mu nie pozostało. Część jego pancerza wyglądała na świeżo stopioną.

- Panie! - krzyknął i wskazał okno.

Wzrok Azraela powędrował we wskazanym kierunku. Przez dziurę w murze bóg nekromancji dostrzegł złotą kometę, pędzącą z ogromną prędkością w stronę miasta.

Bóg nekromancji zaklął, po czym podniósł się z krzesła, chwycił kostur i wyszedł na zewnątrz.

Nad całym Azraelopolis rozległo się wycie. Nieumarli na widok złotej łuny kryli się w kanałach, a ci, których światło dotknęło wyli z bólu, gdy ich skóra spływała kaskadami z ciała. Bóg wyszedł na plac, który przed chwilą pełen był pracujących robotników, teraz porzucone narzędzia walały się na ziemi. Kometa błysnęła jeszcze raz, ostatni i spadła na ziemię wywołując świetlisty podmuch.

Azrael zakręcił kosturem, tworząc niewielki pole siłowe, osłaniające go przed falą światła. Gdy złoty blask opadł na placu stanął Azazel, otrzepując zakurzoną pelerynę.

Azrael skrzywił się na ten widok, nie czynił jednak nic.

W tym samym czasie Azazel wyjął miecz i z mocą natarł na boga nekromancji, ten wyrzucił z siebie kulę mroku, którą bóg światła odbił tworząc z niej plączące się cienie. Wtedy Azazel wbił miecz w kamienną posadzkę i oparł się na rękojeści. Spod kaptura błyszczały dwa złote punkty.

- Nic żeś się nie zmienił! - krzyknął w stronę stojącego nieopodal Azraela - Wydaj go, a stąd odejdę!

Bóg nekromancji parsknął śmiechem.

- Niby kogo? - odkrzyknął - Sam zniszczyłeś połowę mojego miasta, manipulując tym naiwnym rudzielcem.

Azazel poczerwieniał na twarzy, jego skrzydła zaczęły płonąć.

- Nie moją winą jest, żeś zmusił mnie do podróży do Białego Miasta, później nie byłem w stanie oprzeć się mocy...

- Jak zwykle zresztą! - wtrącił złośliwie nekromanta.

- Dość tych sprzeczek, oddawaj Morta! - Odwrzasnął tamten, płonąć gniewem.

Azrael zdziwił się, po co temu klaunowi potrzebny był jego chowaniec?

- Mort nigdzie nie ma zamiaru iść - wrzasnął - Prawda, sługo?

Azrael spojrzał na ziemię, gdzie powinien się pojawić chowaniec. Nic takiego się jednak nie stało.

- Mort? MORT! - Krzyczał bóg, ale nic się nie działo. W tym samym czasie Azazel spojrzał pogardliwie na przeciwnika i wystrzelił w powietrze, opuszczając planetę. Było jasne, że Morta na niej nie było.

Wściekły bóg nekromancji odwrócił się i pobiegł do cytadeli, szukać swojego towarzysza. Ale Morta rzeczywiście na Azraelis nie było.

W półmroku, na latające wyspie, 3-D siedziała grając na gitarze. W pewnym momencie jeden z cieni na ścianie poruszył się. Powietrze zgęstniało i obok stóp bogini pojawił się przyciemniony, zielonkawy szkielet. Był to Mort we własnej osobie. Spojrzał żałośnie na boginię i wyjąkał:

- Schowaj mnie, błagam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ledwo skończyła grać, a tu znów jej spokój został zakłócony. Spojrzała gniewnie na Morta, lecz zaraz gniew zmienił się w zdziwienie. Chowaniec Azraela wyglądał wyjątkowo żałośnie, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie.

Najlepiej byłoby schować Morta w gitarze. Lecz gdy 3-D zwróciła swój wzrok na Clinta, zauważyła karteczkę. Której wcześnie nie było.

Nawet nie próbuj.

3-D zdawało się, iż słyszała warczenie, lecz to szybko ucichło. Więc Clint Eastwood odpada. Rozejrzała się po pokoju. Jej uwagę przyciągnął portret, przedstawiający mężczyznę z groźnymi oczami (dziadek). Pasował idealnie. Rudzielec podszedł, zdjął obraz ze ściany i podszedł z nim do kościeja.

-Właź!

Zmarszczyła brwi, najwyraźniej myśląc. Spojrzała na obraz, robiąc minę, która zrazu ją upodobniła do postaci na obrazie.

-Twój wzrok mnie od zawsze przerażał - rzekła. -Właściwie to nie wiem, po co w ogóle cię trzymam na tej ścianie. Rozumiem, prezent... Wybacz mi, lecz pora cię nieco... przerobić. 20 lat się za to zabieram!

Poszła na górę. Przez dłuższą chwilę słychać było trzaski i dźwięk wybijanego okna. 3-D wróciła. Trudno było uwierzyć, iż tyle hałasu zrobiło tylko zamalowanie oczu czarną farbą.

-Teraz jest dobrze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Arias na czas całej afery z 3-D i Hyperionem w roli głównej zaszył się w swojej cytadeli. O dziwo na cytadele nie przeprowadzona żadnego ataku. Może słudzy Hyperiona uznali, że zaatakowanie twierdzy Ariasa niema znaczenia, albo po prostu wiedzieli co ich tam spotka, i nie mieli odwagi się pojawić u bram czarnej cytadeli. W każdym razie upadły bóg nie miał ochoty zawracać sobie tym głowy. Zresztą sprawa Hyperiona rozwiązała jak na razie.

Lukanie korzystając z chwil spokoju rośli w siłę. Pozostawieni sami sobie wzmocnili swoją pozycję i zaczęli się szykować do wojny, którą mieli niedługo rozpętać. W chwili gdy szpiedzy donieśli o triumfie 3-D, Arias postanowił zarządzić wstrzymanie przygotowań do wojny. Jednocześnie urządzając na zamku ucztę dla uczczenia wypędzenia Hypieriona, którego upadły tak nienawidził. Upadłego nie zniechęcił do tego nawet fakt, że sam nie przyczynił się do pozbycia się Hyperiona.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-A teraz idę! - oznajmiła 3-D, upuszczając obraz na podłogę. -Nie wiem gdzie, ale idę - i wyleciała z domu w ekspresowym tempie. Biegła w stronę zachodzącego słońca.

Mort został w mieszkaniu sam. Panowała cisza. I ciemność. Z podłogi dobiegł dźwięk:

-Cóż to był za błąd, tyle lat temu?...

Rozległy się kroki. W pokoju zjawił się rycerz. Nie był to prawdziwy rycerz, tylko, zapewne, jedno ze starszych dzieł 3-D. Zbroję miał miedziano-tytanową, a hełm ozdobiony wielobarwnym pióropuszem.

Rycerz najpierw podniósł obraz i powiesił go na starym miejscu. Następnie rycerz podszedł do Morta.

-Ach... pamiętam... cudowny błąd, lecz wtedy nie wiedziałem, że to będzie błąd. Prawdę mówiąc, to moje uczucie nie wygasło, tylko ona się zrobiła taka... taka... no, taka. Ach, a ty właź do tej chodzącej zbroi, to cię nikt nie znajdzie. Ja ci nie pomogę, ja jestem tylko z obrazu, nie jestem prawdziwym Sobą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Z miłą chęcią -odrzekł zgryźliwie Mort - ale nie mogę siedzieć w czymkolwiek, co ma z grubsza ludzkie kształty. Teraz muszę się wtopić. - twarz obrazu zastygła nieruchomo - gdybym tylko mógł widzieć wyraźnie.... - westchnął jeszcze.

Azazel pędził przez przestrzeń, nie mógł sobie teraz pozwolić na zwłokę, mimo że powinien jedynie świętować zwycięstwo. Właśnie przelatywał obok rozżarzonej mgławicy. Jego celem była planeta, na której niegdyś znalazł pierwotnego Morta. To miejsce leżało w innym wymiarze (podobnie jak Białe Miasto) i w innym czasie. Bóg światła wskoczył do najbliższej czarnej dziury, skumulował moc i zniknął.

Azrael tymczasem uporczywie przeszukiwał pokoje Cytadeli Mroku. Na zewnątrz całe Azraelopolis wydawało z siebie przeciągłe jęki i zgrzytania. Wiele ulic wymagało przebudowy, część lochów zniknęła zawalona gruzami, również świątynia straciła niemal cały swój mroczny urok. Bóg skończywszy poszukiwania zwołał naradę, na której stawiło się większość ważnych person na Azraelis.

Dyskusja, poza oczywistymi planami rozbudowy i ekspansji pobliskich planet, w pewnym momencie zeszła na chowańca. Jego brak znacząco pomniejszył morale wśród nieumarłych. Azrael nie dowiedział się niczego konkretnego, nikt nie widział, gdzie Mort był w czasie bitwy, dokąd się udał, co robił ostatnio. Prawdę mówiąc stanowiło to zagadkę i dla Azraela. Z grymasem złości bóg opuścił salę tronową i wystrzelił w niebo.

...

Po kilku chwilach wylądował przed zrujnowanym gospodarstwem Bimbrownikusa. Szybkim krokiem wszedł do piwniczki. Jego oczom ukazała się zdemolowana sala, z półek zrzucono większość nektarów, połowa podłogi przedstawiała nadrealistyczny krajobraz po masowych deformacjach. Ktoś tu był i Azrael wiedział czego ten ktoś szukał. Ominął kilka półek, ruszył wzdłuż głównej szafy, zerkając co chwila na szczyt. W pewnym momencie zatrzymał się. Spojrzał w górę i zaklął. Blado-szara buteleczka zniknęła, a razem z nią pobliskie specyfiki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rycerz wzruszył ramionami i odszedł tam, skąd przyszedł (czyli na wieszak). Tymczasem 3-D przerwała szaleńczy bieg. Nigdzie nie pobiegła, nadal znajdowała się na Osiedlu, a dokładniej na płaskiej, zielonej powierzchni. Chwyciła łopatę, leżącą obok na ziemi, i zaczęła kopać.

-No to nie mam pojęcia - odpowiedział Mortowi obraz. -W tym domu jest wiele obrazów, lecz nie polecę ci żadnego, gdyż nie widzę ich. Myślę, że Składniki Szaleństwa nadadzą się na dobrą kryjówkę. To zbiór obrazów wysoce chaotycznych, i tylko 3-D jest w stanie ujrzeć w nich jakąś głębię. Dziwne kobiety, te artystki! - westchnął i zadumał się głęboko.

Kobieta Artystka dokopała się do poszukiwanego przedmiotu. Sięgnęła i wyciągnęła kapsułę. Przyjrzała jej się chwilę, a przystawiwszy ucho, usłyszała tykanie zegara. To było to. Schowała kapsułę do torby i zakopała dół. Ciągnąc za sobą łopatę i nucąc pod nosem, ruszyła w stronę Wyspy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Azrael w chmurze mroku zawisł nad latającą wyspą 3-D. Wiedział doskonale, że dziewczyna się już nieco nabawiła, nawet aż za bardzo przez te jego i Azazelowe zabawy. No i ta utarczka z Hyperionem...

Niestety nie miał innego wyboru, reszta bogów albo była uśpiona, albo znikła na zawsze, pożarta przez diabelną grę Bogopoly. W takim razie tylko ona mogła wiedzieć, gdzie się podział Mort, albo chociaż wskazać jakieś ślady.

Tak myśląc bóg zleciał na podwórze przed dom 3-D i przybrał bardziej ludzką formę. z ostrożnością zastukał czubkiem kostura w drewniane drzwi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy Azrael zapukał do drzwi, 3-D była daleko od Wyspy, ale wystarczająco blisko, by dostrzec nekromantę. Nie miała ochoty rozmawiać z nim, więc wykorzystała możliwości kapsuły. Wpierw uczyniła siebie niewidzialną, a po tym jeszcze raz użyła kapsuły. I uciekła w głąb Osiedla.

Azrael usłyszał, jak ktoś się wspina po linie. Odwróciwszy się, ujrzał najdziwniejszą mężczyznę, jaką kiedykolwiek widział - zapewne dlatego, iż ujrzał męską formę 3-D, palącą coś, co wyglądało jak papieros, ale nie mogło nim być (3-D nie toleruje tytoniu). Wyglądał na zagubionego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Azrael zamrugał kilka razy i zaprzestał stukania w drzwi.

- Ktoś ty? - mruknął, przypatrując się dziwacznemu charakterowi. Niektóre jego cechy były mu znajome, ale w największą konsternacje wprawił go fakt, że to "coś" było niewątpliwie płci męskiej - I gdzie jest właścicielka tej wyspy? - dokończył, kryjąc twarz pod kapturem.

Tymczasem Mort biegał jak szalony po domu, aby znaleźć dla siebie dogodne miejsce na kryjówkę. Próbował też za wszelką cenę ukryć własną aurę, nawet podpiął się pod cuchnącą rozkładem resztkę mocy Klejo, ale i to nie zapewniło mu pełni bezpieczeństwa. Mając na uwadze ostatnie czasy, nieszczęsny chowaniec na siłę starał się wepchnąć do Clinta Eastwooda, ale oręż dzielnie go odpierał, odrzucając kolejnymi falami prądu i ognia.

Azazel z ostrożnością sfrunął na niewielki betonowy kwadrat, stojący pośród zapadłych wież pustynnego miasta Karah-dur, leżącego w 4 wymiarze połowniczej strefy czasowej. Wielka pustynia Beerhera rozciągała się naokoło miasta, zalewając powoli rozpadające się domy falami rudego piasku. Bóg otrzepał skrzydła i złożył je na plecach. Ostrożnie, aby niczego nie poruszyć ruszył w dół po marmurowych, kręconych schodach. Jego celem był pałac imperatorski.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Ktoś ty? - zadał pytanie Azrael. Pytanie zabłądziło w umyśle kopii 3-D i odbijało się echem. A kopia próbowała odpowiedzieć. Była to kopia dosyć nieudolna. 3-D nie włożyła wiele wysiłku w jej stworzenie i przekazała jej niewiele ze swej wiedzy. W głowie mężczyzny, którego, by nie mylić postaci, nazwiemy Fri-Di, siedziało ledwie kilka słów: 3-D, Clint Eastwood, sztuka, pędzel, kredki, Azazel, Salvador, Angus i kwas siarkowodorowy. I jedno ostrzeżenie: "NIE MÓW NIC O MORCIE". Właściwie, żeński rudzielec nie miał się o co obawiać, bo kopia nie wiedziała nawet, kim jest Mort.

Tak więc Fri-Di stał i patrzył na Azraela, a w umyśle natknął się na kilka pomocy dialogowych.

-Jestem kwas siarkowodorowy - wydukał i zaraz pojaśniał na twarzy, szczęśliwy z dokonanego wyczynu. Co z tego, że zwał się inaczej.

-I gdzie jest właścicielka tej wyspy? - to pytanie zamroczyło go znowu.

-Kredki! - odpowiedział w końcu, i znowu pojaśniał.

Wszystkie obrazy obudziły się i obserwowały z zainteresowaniem walkę Morta z gitarą. Obraz "Dama w Szarej Sukience" został komentatorem wydarzenia (dla dziadka, któremu zamalowano oczy). Po jakimś czasie Clint Eastwood stracił cierpliwość.

-Och, ileż można! - ze środka gitary wyłoniła się ręka, która odepchnęła Morta. Po tej czynności wyłoniła się druga ręka. Całe mieszkanie patrzyło oszołomione, jak Clint Eastwood ujawnia swój sekret (no, dziadek nie patrzył, słuchał relacji Damy). Gitara leżała na podłodze, a koło gitary stał mężczyzna i patrzył na zegarek na swojej ręce. Przeniósł swój wzrok na Morta, a ów wzrok miał siłę przenoszenia największych gór i wrzucania ich do oceanów.

-Jak tak można! - podjął z mocą mężczyzna. -Jak śmiesz przerywać mi drzemkę? Nawet ja muszę odpocząć od tego małego rudzielca!

Stał w miejscu, dysząc ciężko, z zamkniętymi oczami. Otworzył je.

-Ale już się obudziłem, więc już nie zasnę. 3-D nie ma? - tu zwrócił się do obrazów. Odpowiedź była negatywna. -No, to muszę powitać gości. Aż dwóch... - mruknął, zerkając przez okno. -Zrobiła się strasznie towarzyska, ta 3-D.

Znów spojrzał na Morta.

-Skoro tak się dobijasz, to właź do środka. Ale wszystko ma być tak, jak było! Wiesz, jak trudno urządzić wygodną klitkę we wnętrzu starej gitary?

Na zewnątrz Fri-Di próbował zagaić rozmowę, lecz niezbyt mu szło. Właściwie, spotkanie z Azraelem miało dla niego wartość edukacyjną, gdyż powiększał zasób swego ubogiego słownictwa. W końcu nauczył się ważnego zdania.

-Jam gospodarz, więc zapraszam. Do. Środka. -wymamrotał i zrazu zalśnił. Azrael otworzył drzwi.

-Dzień dobry - rzekł Clint Eastwood, siedzący w fotelu i popijający benzynę z kieliszka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Azrael natychmiast obrócił się na pięcie i spojrzał prosto w zelektryzowane oczy imitacji 3-D. - Mam nadzieję, że to żart, bo ten, który tam siedzi nie jest, której szukam! - rzucił maszynie prosto w twarz. -Gadaj mi natychmiast gdzie jest twoja pani i jak mogę się z nią skontaktować! - nie zwrócił zupełnej uwagi na postać, siedzącą w fotelu. Nagle Azrael zatrzymał się w pół kroku. Spod jego kaptura błysnęło światło.

- On tu jest! - krzyknął, ponieważ wyczuł delikatne drganie znajomej mu aury. Wszedł głębiej do pokoju i rozejrzał się.

- Gdzie go chowacie? - rzucił siedzącemu prosto w twarz.

Azazel tymczasem skończył swój pochód po schodach. Przechodząc przez kamienny, rozpadający się ze starości portal trafił na plac zawalony zmurszałymi księgami. Rozpadające się w proch stronice leżały dosłownie wszędzie. Bóg nie zwrócił na nie żadnej uwagi, szedł tylko prosto, dążąc do oddalonego, na pół zawalonego pałacu. Niewiele trasy mu pozostało.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Żart - powtórzył Fri-Di. Wyglądał na zdumionego. Nie rozumiał w ogóle pytania.

-Ja. Nie mam pani. - odpowiedział ostrożnie. -Ja... Fri-Di.

-Ty nie 3-D. 3-D jest płci żeńskiej - zaśmiał się Clint. Gdy kopia zastanawiała się nad Clintowymi słowami, ten obserwował działania Azraela.

-Kogo mam chować? - zachichotał. -Wiele osób można tu schować. Ciebie również. Mógłbym cię ogłuszyć i wsadzić... o, do mojej zapalniczki. Jesteś nekromantą, zabarwiłbyś mi ogień na zielono. Od czerwieni idzie oszaleć, a co dopiero od złota... nie, oszaleć idzie od tych wszystkich wspanialców z Ciemnej Strony Mocy. Co z tego, że mówię również o sobie.

Wstał z fotela, wyrzucił kieliszek. Wyprostował się i uderzył głową o sufit, więc znów się zgarbił. Nawet zgarbiony był wyższy od Azraela o około dwie głowy.

-Rudzielec, mówię o tym prawdziwym, polazł gdzieś i zapewne jeszcze przez jakiś czas nie wróci. A na pewno nie wróci, wiedząc, że w jego domu piekli się nekromanta. Nie będzie rozmawiać z tobą...

Domyślam się, kogo szukasz. Powiem prawdę, w tym domu są chodzące żywe kości. Ukryły się. Zabawa w chowanego? Nieważne, co to jest. Ważne, że twój współtowarzysz zabawy nie chce przegrać. Skoro tak bardzo chcesz go znaleźć, to poszukaj go! Ale dom sam wyznaczy granice. Jeśli zajdziesz za daleko, zostaniesz wyrzucony. Zaczynaj! Ja idę. Nie wiem gdzie, ale idę. Skorzystam z okazji i rozruszam się.

Chwycił gitarę i wyszedł z domu, mijając kopię 3-D.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Azrael szybko zabrał się do przeszukiwania domu. Jednak po upływie 15 minut zdał sobie sprawę, że znajoma aura znikła z otoczenia. W ten sposób domyślił się, że nieznajomy zrobił z niego głupka. Z przekleństwem na ustach wybiegł z domu, zatrzaskując z rozmachem za sobą drzwi.

Azazel dotarł do wejścia, którego broniło jedne skrzydło niegdyś bogato zdobionych drzwi. Drugie skrzydło leżało kilka metrów dalej pod ścianą, zupełnie roztrzaskane. Za wrotami rozciągała się wielka sala. Słońce kolorowało szare ściany, na których wisiały rozpadające się purpurowe firany, pod murami rozciągały się setki szkieletów z rdzewiejącą bronią w rękach. Przez całą długość sali ciągnęły się dwa dębowe stoły, na których można było dostrzec resztki lnianego obrusa koloru krwi, trochę popękanych talerzy i powyginanych sztućców. Nie to jednak boga interesowało. Jego wzrok skupił się na przeciwległym kącie sali, tam, gdzie stał wysoki tron z marmuru, bogato zdobiony przez faliste rzeźby. Połowa jego oparcia została niewiadomą siłą ścięta, pozostawiając długi, gładki rys, a odcięta część leżała obok tronu. Na siedzisku spoczywały marne szczątki kogoś, kto niegdyś miał na sobie przepiękną, czarną suknię, która dziwnym trafem wciąż leżała na kościach, nie zdradzając ani jednej oznaki starości.

Azazel wszedł na środek sali, gdy rozpoczęło się TO.

Wpierw wszystkie pozostałe sztućce i halabardy zaczęły stukać o ziemię, wywołując miarowy trzask. Wtenczas część kości uniosła się w powietrze, zbijając się w ciasną chmurę pyłu, pędząc jednocześnie pod zrujnowany sufit. Kości leżące na oparciach tronu poruszyły się. W głowie boga wybuchł głos, a jego kolor był czerwono-złoty.

- JAKIM PRAWEM ŚMIESZ TU WRACAĆ PO TYM WSZYSTKIM? - wydarł się głos, niewątpliwie należący niegdyś do kobiety - CZY NIE DOŚĆ CI BYŁO CIERPIEŃ, KTÓRE MI ZADAŁEŚ? DLACZEGO NIE POZOSTAWISZ MNIE W SWOIM ZAPOMNIENIU, CZEMU WCIĄŻ WRACASZ, W SNACH, w Jawach, w marzeniach, w morderczych wspomnieniach, w umyśle? Dlaczego nie zostawisz tych zmurszałych kości, aby po kres wieczności rozpadały się na nowo w dniu, w którym twoje oczy skierowały się na mnie? Po cóż rozbudzasz ten ogień?!

Azazela pochłonął pierścień ognia, spadający z góry. Wszystkie czaszki zaczęły klekotać swoimi żuchwami, kościotrup na tronie miotał się jak szalony z bólu, przybierając nową formę. Błękitna skóra oblekała jej kości, tworzące się delikatne mięśnie, żyły wspinały się po krwawych, tętniących życiem organach. W oczach zapłonął srebrny blask, a z głowy wystrzelił potok kruczoczarnych włosów.

Przed bogiem znów stał fantom jej - Yggasiais - martwej bogini luster.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odchodząc, Clint Eastwood ledwo powstrzymywał się od zadowolonego rechotu. Koniec końców powstrzymał tą chęć i jedynie uśmiechał się szeroko. Zajrzał na Osiedle i znalazł budkę telefoniczną. Wystukał numer.

-Witaj, matko - rzekł poważnym głosem. Nie wytrzymał dłużej i zaczął się śmiać. -Oczywiście, że żyję! To długa historia... Nie, nie chodzi o Salvadora... Zapewne nie uwierzysz, jak powiem... Och, naprawdę muszę mówić? Dasz mi ojca do telefonu?

Zza rogu najbliższego budynku wyglądała 3-D. Nie rozumiała tego. Co tu robił ten dziwak, dlaczego wyszedł z jej domu i dlaczego zabrał jej gitarę? Dlaczego rozmawia ze swoją matką? Rudzielec nie był już nawet ciekaw, co znowu ma z tym wspólnego Salvador. Gdy zadawał sobie te pytania, Clint zdążył zakończyć rozmowę. Odłożył słuchawkę i spojrzał prosto na 3-D. Nie przejęła się tym, bo przecież była niewidzialna. A jakimś cudem...

-Chodź do Clinta! - zawołał dziwak, wyciągając ramiona. 3-D stała w miejscu i patrzyła na niego, powoli przetrawiając informacje. Nim jednak zdążyła przetrawić, Clint sam podbiegł i chwycił ją. Rudzielec w dorosłej postaci był dość wysoki, ale w porównaniu do Eastwooda zrobił się śmiesznie mały.

-Mała, lecimy do rodziny! - wykrzyknął.

-DO RODZINY? - 3-D myślała, że źle słyszy.

-Ano, ano, do rodziny. Mam portal, bierzemy Morta. -powiedziawszy to, otworzył portal, wrzucił dziewczynę do niego, potem sam wszedł z gitarą, i portal się zamknął.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zbyt późno Azrael wylądował w Boskim Osiedlu. Momentalnie poczuł falę zamkniętego portalu i zdał sobie sprawę z tego, że jego cel uciekł, razem z boginią. Wściekły bóg rozpoczął kreślić znaki w powietrzu w celu zlokalizowania miejsca pobytu 3-D. Pamiętał rodzaj jej aury oraz koloryt. Do tego zza pazuchy wyciągnął złotą kartę jej postaci, którą odnalazł w czasie przeszukiwania domu. W powietrzu lśniły błękitne i zielone okręgi.

Azazel niezbyt się przeląkł fanotmu. Tylko uderzenie mocy powaliło go na kolana, ale dzięki własnej sile zdołał podnieść się na nogi. Koszmarny stukot wciąż rozbrzmiewał w powietrzu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wylądowali przed monstrualną, nieco zniszczoną bramą, nadal jednak na tyle silną, że tylko stary smok mógł ją zniszczyć całkowicie.

Clint spokojnie wylądował, w przeciwieństwie do 3-D, która uderzyła w pobliskie drzewo.

-Jesteśmy na miejscu. Podziwiaj, 3-D, podziwiaj.

Pomógł rudzielcowi wstać, i roześmiał się, obserwując jej reakcję na gigantyczną posiadłość za bramą. Jeśli kogoś nie onieśmielił jej rozmiar, to onieśmielił go jej styl. Była to posiadłość, jakiej nie powstydziłby się najmroczniejszy nekromanta.

-Zabierz mnie stąd - to powiedziała bogini, gdy otrząsnęła się z szoku.

-Nie mogę - odparł w odpowiedzi Eastwood -Na Osiedlu czeka na ciebie Azrael. Tu jesteśmy w miarę bezpieczni. Trudno jest tu się dostać, ojciec jest paranoikiem i tak wszystko pozabezpieczał... trzeba mieć specjalną receptę portalową. Nie oznacza to jednak, że bez recepty dostać się tu nie da, więc całkiem bezpieczni nie jesteśmy. Chodźmy więc.

Poszli, a właściwie to Clint poszedł, ciągnąc za sobą 3-D, która pozostała uparta i przykleiła się do drzewa, Clint również pozostał uparty i drzewo nie przeszkodziło mu w przekroczeniu bramy i w dotarciu do "domu". Zapukał do ogromnych wrót. Nie było reakcji.

-Matko, to ja, twój syn! - krzyknął Eastwood, wyraźnie zniecierpliwiony.

-Który? - dobiegła odpowiedź.

-Nie Salvador! - to wystarczyło, by wrota się otworzyły, ukazując hol. A w holu wyglądająca na młodą kobieta (młoda nie była).

Podbiegła do Clinta i uściskała go.

-A ja to co? - Warknęła 3-D.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Azrael bardzo powoli odkrywał kolejne pasemka kolorowej aury, wiodące do nieznanego mu celu. Między jego palcami błyskały błękitne iskierki, z ust wydobywał się niski pomruk, gdy tajemniczymi gestami przywoływał kolejne pieczęcie. W powietrzu pojawiła się pierwsza część portalu - szmaragdowy owal, kręcący się wokół własnej osi z zabójczą prędkością. Powietrze zaczęło się elektryzować naokoło boga.

Mort z zaciekawieniem obserwował otoczenie, wolał się jednak nie ujawniać zbyt szybko. Siedział więc we wnętrzu futerału, mając nadzieję, że 3-D nie będzie miała nic przeciwko jego obecności w środku. Tymczasem ograniczył się do zerkania na dziwaczny dom i jego mieszkańców.

Bóg zerknął na lustro, prosto na swoją ukochaną. Czarna suknia doskonale podkreślała zmysłową sylwetkę kobiety, czarne, splecione włosy opadały jej na twarz, zakrywając jedno z błękitnych oczu. W obecnej chwili opierała się obiema dłońmi o lustrzaną ścianę, będąc zamkniętą w tym więzieniu. Azrael rozłożył skrzydła i wyrzucił z siebie złotawą falę mocy, która szybko uspokoiła trzeszczące przedmioty w sali. Z sufitu lunął deszcz skruszonych kości i zardzewiałych sztućców. Bóg podszedł do kobiety, patrzącej na niego z pogardą. Wyciągnął dłoń, starając się dosięgnąć policzka bogini.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Babcia (była to babcia) spojrzała na 3-D i oczy jej się zwęziły.

-Mówiłam wyraźnie - powiedziała z pozoru spokojnym głosem - że nie chcę cię więcej widzieć na oczy. Dlaczego ją tu przyprowadziłeś?

Zwróciła się do Clinta. Zerknął zakłopotany na rudzielca (który nadal nie wyrażał chęci puszczenia drzewa).

-... To dziwna sprawa - odpowiedział w końcu -W skrócie, chodzi o nekromantę zwanego Azraelem.

-Azraelem? - babcia zamyśliła się. -Kojarzę skądś to imię. Ech, od razu widać, że to nie nasza krew - spojrzała znacząco na 3-D.

-Nieważne. Wchodźcie już lepiej do środka. WCHODŹCIE, tak więc ty również możesz wejść...

-3-D. Mam na imię 3-D.

-Tak... 3-D. Tak więc, wejdźmy... cóż za okropne miano, jak dla jakiegoś cyborga...

Nosząca Miano Jak Dla Cyborga zignorowała zgryźliwą uwagę. Weszli więc w końcu do środka, przeszli przez gigantyczny hol i ruszyli gigantycznym korytarzem. Przez cały czas babcia mruczała coś pod nosem, Clint milczał, rudzielec również milczał, przetrawiając w głowie informacje, mające go doprowadzić do odkrycia.

-Coś tu pusto - zauważył Clint po jakimś czasie. -Gdzie reszta?

-Wyjechali - odpowiedziała babcia ze smutkiem. -Ważne sprawy.

-Taaa... ważne sprawy - mruknął Eastwood pod nosem. W tym momencie rudzielca olśniło.

-Babciu... - powiedział, chwilowo dodając sobie akcent -Sal... mój ojciec jest trzynasty, tak?

-Tak... trzynasty syn.

-A ja siódmy - dodał Clint z uśmiechem.

3-D zatrzymała się. Powoli zaczynało to do niej dochodzić.

Dziwnym by było, gdyby zdołała nie zemdleć.

-... słaba jest. To zapewne odziedziczone po Praworządnych!

-Matko, nie przesadzaj. Wszystko zwalasz na Praworządnych.

-Bo za bardzo wdała się w swoją matkę. Wystarczy spojrzeć w te oczy... czemu nie mogła mieć ich zielonych? Albo, ogólnie, ciemnych? Nie mogę na nią patrzeć...

-Na Salvadora też nie możesz patrzeć.

-Masz rację. Nigdy nie mogłam patrzeć na niego. Jak był dzieckiem i jak dorósł. Był dziś tu.

-Był? Z własnej woli? Niemożliwe.

-Możliwe. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek widziała go tak wściekłego. Pokręcił się chwilę przed bramą i odszedł.

-Mogłaś od razu tak powiedzieć.

-Babciu - to już powiedziała 3-D, sadowiąc się wygodniej w fotelu, w którym ją ułożono. -Jesteś szalona, wiesz? Jeśli nie wiesz, to już wiesz. Coś muszę mieć z tej rodziny. Opowiedz mi, tajemniczy jegomościu, co robiłeś w mojej gitarze.

Clint Eastwood przełknął ślinę, widząc dwie kobiety wpatrujące się w niego. Odetchnął głęboko.

-Zacznę od faktów nieznanych mojej... bratanicy? W każdym razie, jestem siódmy. Tutaj mamy... inną miarę czasu. Byśmy ukończyli rok, musi minąć 1000 lat. Tak więc... mam 510 lat. Mój instrumentowy żywot zaczął się stosunkowo niedawno. To była kolejna z braterskich kłótni, lecz tym razem przegiąłem z argumentami. Bracia chwycili więc pierwszy lepszy instrument, jaki znalazł się w pobliżu i wrzucili mnie do środka.

-Nie mogłeś wyjść? - zdziwiła się 3-D.

-Nie, zablokowali wszelkie drogi ucieczki. Bracia mieli ubaw, matka płakała, bo myślała, że nie żyję, ojciec... nie wiem, czy nawet się zorientował, że mnie nie ma. Żyłem w gitarze, przyzwyczaiłem się, nawet mi się spodobało. Kilka lat później Salvador, mający wówczas 16 lat, znalazł mnie. Ubłagałem go, by zabrał mnie ze sobą, jak już tylko opuści ten przeklęty dom... wybacz, matko... no i zabrał mnie. Przez te wszystkie lata podróży z Salem szukałem sposobu, by wyjść na zewnątrz, lecz nic nie działało.

Już po upadku Elladrii, na Ziemi, zostałem rzucony w kąt... nie, nie cierpiałem za bardzo. Któregoś dnia znalazłaś mnie. Bawiło mnie to, sama gitara była większa od ciebie. Przyznaję, wymyśliłem, że jestem ożywionym przedmiotem, ale nie mogłem ujawnić prawdy. Polubiłem cię. Zauważyłem, że twoja obecność powoli roztapia bariery. Próbowałem wyjść, gdy nikogo nie było w pobliżu. Mogłem wyjść! Ale tylko w połowie. Nie było wyjścia, czekałem, aż bariery stopią się całkowicie.

-Zaraz, zaraz, nie rozumiem. Niccals połamał gitarrrę na kawałki. Została naprawiona, lecz przestałeś się odzywać. Potem Azrael cię zniszczył i Azazel naprawił. Jakim cudem ty żyjesz?

Mrożący krew w żyłach śmiech zabrzmiał w komnacie.

-To ciekawa sprawa - rzekł Eastwood, gdy już się uspokoił. -Sam nie wiem. Możliwe, że też się połamałem na kawałki, a potem złączyłem... A odzywać to się nie odzywałem, bo zapadłem w coś w rodzaju śpiączki. Po drugim razie budziłem się na 2, 3 sekundy, i znów zasypiałem. A dziś obudziłem się ostatecznie. Wpierw obudziłem się na nieco dłużej niż sekundy, bo pojawiło się zagrożenie w postaci Morta. Musiałem wysłać tobie wiadomość. Jak już wysłałem, wróciłem do swych snów, ale nie na długo, gdyż Mort mnie napastował. Walczyłem dzielnie, i w przerwie pomiędzy atakami zauważyłem, że bariery stopiły się, więc mogłem wyjść. No, to wyszedłem, wpuściłem Morta. Teraz jesteśmy tutaj. Zadowolona? Czy nie? Jeśli nie, to przykro mi, na dziś koniec. Matko, zadowolona? Widzisz, Salvador mnie nie zabił. Zresztą nie wiem, jak mogłaś tak sądzić, skoro on był wtedy dzieckiem. Jesteś szalona!

-Dobrze, wystarczy. Usłyszałam dziś, że jestem szaleńcem o dwa razy za dużo. Mi twoje wyjaśnienie odpowiada.

-W chwili obecnej twa opowieść mnie zadowala - przemówiła powoli 3-D. -Lecz jeśli do głowy wpadnie mi pytanie, będziesz musiał mi na nie odpowiedzieć.

-Przystaję na takie warunki.

Mort, siedzący we wnętrzu gitary, ujrzał wyszczerzoną w uśmiechu twarz Clinta.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Azrael poczuł, że po jego czole spływają kropelki potu. Natrafił na bardzo solidną pułapkę wymiarową, która sprytnie zaplątała trop, mieszając go z wieloma różnymi doznaniami. Bóg szybko przerzucił jedną rękę nad drugą i zaczął kreślić runy ochronne oraz wyrzucać z siebie deszyfranty. W plątaninie kolorowych nici z radością zauważył lśniącą nitkę fioletową, szybko więc ją chwycił, unikając tym samym zagubienia celu. Uśmiechnął się i począł tropić dalej. Do unoszącego się koła dołączyło kolejne - mniejsze, które kręciło się wolniej i w przeciwną stronę.

Mort zorientował się, że ktoś na niego zerka. Jednocześnie zauważył, że z broni zniknęła aura artefaktyczna, szybko więc rozpłynął się po całej gitarze, barwiąc jej struny szmaragdem, a niektóre jej części zastępując wypolerowanymi kośćmi z wtopionymi weń szmaragdami. Złączył się ze strukturą gitary.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...