Skocz do zawartości

nirvilaef

Forumowicze
  • Zawartość

    20
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wpisy blogu napisane przez nirvilaef

  1. nirvilaef
    Będąc dzieckiem za przygodówkami niespecjalnie przepadałam. Zawsze utykałam w którymś momencie gry i za cholerę nie mogłam ruszyć dalej, co skutkowało tym, że gra lądowała w kącie. Albo w koszu. Albo gdzieś, gdzie potem nie mogłam jej znaleźć. Bo najzwyczajniej w świecie nie chciało mi się zaglądać do poradnika, który - jakby nie patrzeć - popsułby całą frajdę. Patrząc na to wszystko z perspektywy czasu mój słomiany zapał mógł być spowodowany wiekiem i...
    Rzeczywiście był Przygodówki na ogół wymagają dojrzałego podejścia. Tam, gdzie siła i precyzja kul (bądź opcjonalnie: innego śmiercionośnego i daleko-lotnego przedmiotu) zawodzi, odrobina pomyślunku przynieść może pożądany sukces. Dodać do tego skomplikowaną fabułę pełną zwrotów akcji i już można cieszyć się miodną grą.
    Dlatego ostatnio moje podejście do tego typu gier radykalnie się zmieniło i w wolnych chwilach chwytam się przeróżnych (choć głównie starszych) produkcji, z uporem maniaka zagłębiając się w fabułę i wynajdując przy tym różne smaczki. Pomaga mi w tym ScummVM - darmowy program, dzięki któremu odpalimy stare przygodówki na przeróżnych systemach (m.in. Windows, Linux, MacOS), platformach (Nintendo DS, PSP, Atari/FreeMiNT), konsolach (PS2, Xbox, Dreamcast, Wii), a także na urządzeniach przenośnych (Symbian, Motorola, PalmOS). Tutaj natomiast jest lista kompatybilnych gier.
    ScummVM jest stosunkowo prosty w obsłudze. Wystarczy wskazać folder, w którym znajduje się gra i już możemy się nią cieszyć. Przydatnym klawiszem podczas gry może okazać się F5, który po uprzednim wciśnięciu odsyła nas do opcji, w których możemy zapisać grę lub pogrzebać w ustawieniach. Dla bardziej dociekliwych istnieje również funkcja "Edit game", w której znaleźć możemy szczegółową konfigurację i zmieniać ją wedle własnego uznania.
    Niestety więcej na temat ScummVM napisać nie mogę, gdyż nie miałam okazji lepiej poznać jego specyfiki. Z pewnością wiele przydatnych informacji uzyskać można na oficjalnej stronie programu.
    Pozdrawiam.
  2. nirvilaef
    Ostatnio zachciało mi się przetestować Windows 7. A z racji rychło nadchodzącej potrzeby formata i reinstalki systemu, owa chęć tylko się wzmogła. Zaciekawiona możliwościami kolejnego shitu Microsoftu (o Viście na lapku wspominać już nie będę, bo słów szkoda i zdrowia), pobrałam go sobie w ramach MSDN AA. Rozsiadłam się wygodnie z kubkiem kawy w krześle, odpaliłam instalke i... Zaledwie po kilku-kilkunastu minutach Win 7 przeszedł moje najśmielsze oczekiwania!
    Tylu nerwów i zmarnowanych godzin, takiej irytacji i zgrzytania zębami nad przegenialnym produktem Microsoftu, a może Microshitu to się w całym swoim życiu nie nabawiłam. I co, niezbyt, zaskakujące - nie tylko ja. Nie pomogło nagranie obrazu z najmniejszą prędkością, wyjęcie kości pamięci i grzebanie w biosie.
    Zrezygnowana powróciłam do starego XP'ka. Jednak format i ponowna instalacja systemu wymagała również wgrania sterowników. I w tym właśnie momencie z pomocą przyszedł mi pewien program, który dziś chciałabym Wam przedstawić. O ile, rzecz jasna, jeszcze go nie znacie. Mowa mianowicie o Driver Genius Professional - programie, dzięki któremu możemy pobawić się z naszymi sterownikami. Oprócz funkcji przywracania sterowników i robienia ich kopii zapasowej, najważniejszą z nich jest... Ich aktualizacja. Wystarczy wygodnie rozsiąść się przed naszym blaszakiem i poczekać chwilę, a DGP wskaże, które sterowniki są przestarzałe i odszuka dla nas ich nowsze wersje. Ale to nie wszystko. Program ten jest w stanie pobrać je i zainstalować. Jednak ta ostatnia funkcja jest kosztowna, gdyż posiadają ją jedynie opłacone i zarejestrowane wersje programu.
    Z pewnością istnieje masa programów do wyszukiwania i aktualizowania sterowników, jednak nie miałam przyjemności przetestować ich działania. Wszelkie porady będą mile widziane
    Pozdrawiam i dobrej nocy.
  3. nirvilaef
    Jakiś czas temu zachciało mi się wrócić do starych, poczciwych rpg. Baldur's Gate i Icewind Dale w jakiś sposób przejadły mi się, choć niezaprzeczalnie ten pierwszy zyskał miano kultowego. Do ID na dłuższą metę nie mogłam się przekonać i po kilku godzinach katowania się, rzucałam grę w kąt. Nie ma co ukrywać, że fabuła Wrót na pozór wypada bardzo płytko, ale wystarczy poświęcić jej odrobinę czasu i chęci na eksplorację świata oraz zagłębienia się w poboczne questy, a może nas całkowicie pochłonąć. Ale na dłuższą metę BG brak mrocznej strony AD&D, którą wręcz Planescape Torment ocieka.
    I właśnie ten detal stanowi o atrakcyjności PT, który rok po roku wciąż przyciąga moją uwagę. A poza mrocznym klimatem z kostnicą w tle i zombie w roli głównej, PT różni się od swoich rpg'owych poprzedniczek faktem, że latanie z wielką kosą i zabijanie wszystkich wokół nie jest głównym sposobem przejścia gry, natomiast ciekawe pogadanki jak najbardziej. I powiedzcie mi, że w mroczno-dragon-age'owej-dobie PT to shit, a uduszę!
    Obecnie każdy gracz, posiadający dobry sprzęt i uwielbiający PT może borykać się z pewnymi trudnościami. A to grafika nie działa tak jak potrzeba, a to gra się wiesza i wywala do windowsa, a to cholera wie, co jeszcze. Jeśli macie właśnie takie problemy i to czytacie to polecam odwiedzenie tej strony, na której macie opisane krok po kroku jak poradzić sobie z tego typu niedogodnościami i móc spokojnie grać. Mi - póki co - pomogło
    PS. Taka moja drobna sugestia - jeśli chcecie w pełni cieszyć się grą w PT, zwłaszcza w ostatnich rozdziałach to polecam przy rozdzielaniu współczynników na początku gry ustawić:
    Siła 12
    Inteligencja 15
    Mądrość 15
    Zręczność 15
    Charyzma 9
  4. nirvilaef
    Kultura wielu graczy na serwerach okazuje się... Być nie lada cudem, a gracz, który ją posiada to wręcz gatunek wymierający. A może raczej powinnam użyć określenia kÓltÓra?
    Otóż niedawno miałam okazję przekonać się o tym na własnej skórze po raz n-ty. Wiedziona pokusą zagrania w coś nowego i przeznaczonego wyłącznie do rozgrywki multi, zaopatrzyłam się w egzemplarz Left 4 Dead 2. Pierwsza część zrobiła na mnie dobre wrażenie (zwłaszcza, że nawet ja, zagorzała fanka baldurowo-torentowo-massowo-i-dragon-age'owo-podobnych gier lubię od czasu do czasu odmóżdżyć się i zrelaksować przy jakimś fps'ie), więc czemu by nie zakupić nowszej, wzbogaconej części L4D? Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę i zapewne przez najbliższe kilka miesięcy będą mnie prześladować hordy zombiaków. Albo raczej ja ich Ale wróćmy do tematu...
    Większość serwerów, na których okazję miałam grać, okazuje się być przepełniona zakompleksionymi idiotami (bądź idiotkami, chociaż akurat z takimi przypadkami nie spotkałam się - jeszcze), którzy upodobali sobie nadzwyczaj sport zwany rzucaniem mięchem w innych i przechwalaniem się, jacy to oni nie są "pr0". Jeśli gramy w przeciwnej drużynie to najlepiej takiego delikwenta olać ciepłym moczem i zignorować, bo prędzej czy później natnie się. Jeśli nie na nas, to na kogoś innego. Ale co, jeśli kopnie nas zaszczyt współdziałania z takim bydłem? Cóż... Chociażby w takim L4D2 banda truposzów jest bardziej pomocna.
    I ja się pytam - gdzie się podziali dojrzali gracze, skorzy do współpracy, pomocy i bezstresowego, przyjemnego grania?
    Ale dość tego. Zapomnijmy na moment o tym wszystkim i wróćmy pamięcią do pewnej turowej strategii firmy Sir-tech Software, z 1995 roku, której wątpię, by poza "dwójką" cokolwiek było w stanie dorównać.




    Naprawdę wątpię, by nikt (a przynajmniej szanujący się gracz) nie kojarzył tej produkcji. Dlatego postanowiłam, że odpuszczę sobie opisywanie jej, a osoby spragnione przypomnienia sobie coś-niecoś o niej odsyłam na oficjalną stronę. Oczywiście skłamałabym, pisząc, że naprawdę nie ma żadnej gry, która byłaby w stanie dorównać JA. Na myśl przychodzi mi kultowy X-Com (szczególnie X-Com 2: Terror From The Deep), w którym to mogliśmy spróbować swoich sił w walce z ufokami.
    Zaś osoby zainteresowane wspomnianym bezstresowym i miłym graniem w L4D2 zapraszam do rozgrywek
    Pozdrawiam i dobrej nocy.
  5. nirvilaef
    Był kosmiczny symulator, były klasyczne platformówki, a nawet jedna z logicznymi elementami. Dziś za to nadszedł czas na coś zdałoby się poważniejszego - symulator bycia lekarzem. Dla jednych już na wstępie brzmi ciekawie, dla innych wydać się to może nudne jak flaki z olejem. Ale jak jest naprawdę? Przekonajcie się o tym sami
    Dawno, dawno temu, bo aż w roku 1988 panowie z Software Toolworks wypuścili grę Life and Death, w której to gracz miał przyjemność kierować poczynaniami chirurga.


    Jest to jeden z najbardziej realistycznych symulatorów, jakie kiedykolwiek ujrzały światło dzienne w growym biznesie. Oprócz wywiadów z pacjentem, zlecania szeregu mniej lub bardziej specjalistycznych badań, do zadań gracza należało również - a może przede wszystkim - przeprowadzanie operacji. Nie ulega wątpliwości, iż to ostatnie było czynnością nader skomplikowaną, gdyż jeden fałszywy ruch skalpelem, bądź użycie w złej kolejności danego narzędzia kończyło się tzw. "game over". I choć owe dwa, jakże irytujące słowa nie pojawiały się na ekranie - a świeżo upieczony chirurg lądował "na dywaniku", a następnie z powrotem na początku - to można się było nieźle wkurzyć. Gra skupiała się przykładowo wokół takich przypadłości jak chociażby zapalenie wyrostka robaczkowego, tętniak aorty, kamica nerkowa czy też zwyczajny ból głowy.
    Co ciekawsze, zaledwie dwa lata po narodzinach Life and Death Software Toolworks wydało drugą część, wymownie zatytułowaną Life and Death II: The Brain.


    "Dwójka" poruszała głównie tematy związane z neurologią, miała lepszą grafikę, większy realizm i grywalność.


    Schemat gry pozostał niemal ten sam. Zmianom uległa lista chorób i sposób przeprowadzania operacji, który stał się jeszcze bardziej skomplikowany i niektórych zapewne byłby w stanie doprowadzić do szewskiej pasji (w tym doprowadził mnie, choć nie ukrywam, że nie odpuszczę, dopóki nie rozgryzę wszystkiego ).
    Ale takie właśnie miały być Life and Death w zamierzeniu panów z Software Toolworks. Trudne. I przede wszystkim realistyczne.
    Luźniejsze podejście do tematu miała firma Bullfrog - matka gry Theme Hospital, wydanej w 1997 roku. Był to symulator polegający na zarządzaniu szpitalem i nieziemsko odbiegał od tego, co mogliśmy uświadczyć w Life and Death. Co nie zmienia faktu, iż gra była sympatyczna i wręcz idealnie nadawała się na nudne, deszczowe popołudnia
    Na dokładkę taki mini-konkurs: Czy ktoś z Was pamięta jeszcze tę grę?

    Pozdrawiam i życzę dobrej nocy.
  6. nirvilaef
    I oto nadszedł czas na kolejny wpis. Długo zastanawiałam się nad wstępem, który mógłby Was w jakiś sposób zainteresować. Nie mam tu rzecz jasna na myśli żadnych kontrowersji, choć przyznam, że byłoby to niezłe preludium do ciekawej dyskusji
    Ale do rzeczy.
    Cofnijmy się w czasie do roku 1994, kiedy to Blizzard Entertainment stworzyło legendarną - a przynajmniej taką będącą w moim odczuciu - grę Blackthorne. Większość z Was miała z pewnością styczność z kultową grą - i jak najbardziej zasługującą na ten tytuł - Prince of Persia, która niejednego gracza przyprawiła o palpitacje serca, płacz, krew, pot i zgrzytanie zębami (ych, do dziś pamiętam jak wraz z sąsiadem zagrywaliśmy się w to cudeńko, kombinując jakby tu dotrzeć do końca w zaledwie godzinę... ). A co, gdyby tak ktoś bohatera klasycznej platformówki zamienił na długowłosego twardziela z shotgun'em, dodał do tego mroczny, ciężki klimat, hordy przeciwników o aparycji typowych orków i realia średniowiecznego zamku? Cóż... Odpowiedź nasuwa się sama





    A
    macie prawie 10 minutowy gameplay. Być może zaciekawi co poniektórych, a już zwłaszcza tych, którym nie straszny dos i 8-bitowa grafika Dodam, tak ja poprzednio, że grę legalnie można nabyć w sieci i większość stron o tematyce abandonware z pewnością ją posiada, jak chociażby Abandonia. Dla nieobeznanych w temacie starych gier i dla tych, którzy chcieliby je odpalić na dzisiejszym sprzęcie polecam prosty w obsłudze program DOSBox.
    O kolejnym hicie Blizzard'u rozpisywać się chyba nie muszę, gdyż prawie każdemu jest znany. Mowa tu o Warcraft: Orcs and Humans. Chciałabym natomiast zwrócić uwagę na bardzo interesującą logiczną platformówkę The Lost Vikings, liczącą obecnie już 18 lat W grze mamy okazję wcielić się w trzech - muszę nadmienić, że przesympatycznych i posiadających unikatowe zdolności - wikingów, którzy zostali uprowadzeni przez kosmitę Tomatora. W połączeniu z przyjemną dla oka grafiką, dość dobrą muzyką i wyważonym poziomem trudności to ciekawa odskocznia dla wszystkich tych, którzy chcą odsapnąć od dzisiejszych fps'ów






    możecie przekonać się jak hula. I to by było tyle na dzisiaj.
    Pozdrawiam i życzę dobrej nocy
  7. nirvilaef
    Czołem!
    Nie tak dawno - bo właśnie dziś - naszła mnie ochota, by poprowadzić bloga nie do końca kobiecego, bo traktującego głównie o grach. Ale zaraz, zaraz... Jak kobieta może pisać o grach, skoro pewnie jedyną styczność z nimi miała poprzez Świnsy, tak bardzo przez wszystkich "lubiane"? Odpowiedź brzmi - otóż i zwana przez Was "płeć piękna" pojęcie o grach mieć może. Tych mniej i bardziej znanych. Nowszych i tych pamiętających jeszcze czasy Amigi czy też Commodore 64. Niemożliwe? A jednak!
    Tak więc jeśli jesteście ciekawi co mogą mieć do powiedzenia prawdziwe, zagorzałe graczki (a uwierzcie mi na słowo, istnieją takie) to zapraszam do czytania
    A tymczasem na dobry początek cofnijmy się do roku '95, by przypomnieć sobie sequel znakomitej gry Frontier Elite II. Czy ktoś z Was ją jeszcze pamięta?

    Jeśli nie, a jesteście fanami kosmicznych symulatorów i chcecie nadrobić zaległości, to zapraszam na stronę poświęconą FFE. Znajdziecie na niej masę przydatnych informacji. Gra ma status abandonware, tak więc jest ogólnie dostępna w sieci. I nie przerażajcie się grafiką, gdyż grywalności i klimatu pozazdrościć mogłaby jej dziś nie jedna gra.
    Pozdrawiam i życzę dobrej nocy
×
×
  • Utwórz nowe...