Standardowo, jak co roku dzielę się swoją listą najlepszych i najgorszych gier minionego roku. Tym razem tytułów było na tyle sporo, że zarówno zaskoczenia, jak i rozczarowania doczekały się listy złożonej z dziesięciu pozycji (druga połowa wkrótce).
TOP 10
1. Metal Gear Solid V: Phantom Pain (GRA ROKU)
Ironia jak jasny gwint - firma, która wyłożyła pieniądze na najlepszą grę 2015 roku, rozważa wycofanie się z rynku gier AAA. Szkoda też całego zamieszania związanego z Hideo Kojimą, który pokazał, że cały czas pozostaje developerem niezwykle wręcz kreatywnym, zdolnym do tworzenia gier naprawdę innowacyjnych - i za taką właśnie Phantom Pain uważam. Ta "innowacja" jest właśnie tym, co pozwoliło wyprzedzić grze Wiedźmina 3 w moim rankingu. Produkcja od CDP robi wrażenie skalą i klimatem, ale wyznacza schemat dla gatunku na bazie tego, co już znamy z innych gier. Phantom Pain to oprócz otwartego świata i niespotykanej wolności prowadzenia rozgrywki również masa niespotykanych dotychczas mechanik, zmieniających oblicze gry. Całość przypomina pudełko czekoladek, w którym najsmaczniejsze są zabezpieczone tajnym szyfrem - jeżeli pogrzebiecie w opcjach, odkryjecie tu niezliczone morze mechanizmów, o których nikt w samouczkach nie wspomina...
2. Wiedźmin 3 (RPG ROKU)
Zacznijmy od tego, że Wiedźmin 3 nieco mnie zawiódł... ale raczej na zasadzie "liczyłem, że będzie gra na dychę, dostałem "jedynie" coś na dziewiątkę". Po czasie spędzonym w Białym Sadzie napisałem hurraoptymistyczne pierwsze wrażenie i byłem pewien, że 100 godzin później dalej będę przekonany o tym, że warto dać Dzikiemu Gonowi dyszkę. Nie udał się niestety system walki, fabuła lawirowała pomiędzy wątkami świetnymi oraz takimi kompletnie z czapy, a słynne pytajniki po kilkunastu godzinach ich odkrywania zaczynały w końcu nużyć. Wiedźmina 3 ratuje jednak gigantyczna skala, ta masa świetnych wątków i fakt, że poza samą walką oferuje jeszcze bardzo dużo. Ilość zalet jest tak ogromna, że mógłby spokojnie być grą roku, gdyby nie to, że parę miesięcy później ukazało się Phantom Pain...
3. Batman: Arkham Knight (SINGLEPLAYER ROKU)
Szkoda, że ktoś pozwolił, żeby Batman: Arkham Knight ukazał się w tak tragicznym stanie, bo jeżeli zapomnimy o wszelkich przycięciach, jest to gra, która uderzyła z mocą pierwszej części. Poważnie już zmęczony wałkowaną w kółko formułą pierwszych trzech gier z cyklu, do Rycerza Arkham siadłem już w zasadzie z rozpędu... i miło się zdziwiłem. Batmobil, którego przed premierą uważałem za niepasujący do cyklu dodatek okazał się jedną z lepszych składowych gry, a scenariusz - pomijając pewną dozę standardowego dla komiksowych fabuł absurdu - naprawdę zaintrygował. Co by też nie mówić o optymalizacji, na bardzo mocnej maszynie tytuł wygląda po prostu obłędnie.
4. Call of Duty: Black Ops III (MULTIPLAYER ROKU)
Prawdopodobnie ta gra nie trafiłaby do mojego topu, gdybym co roku sięgał po kolejne Call of Duty. Tak się jednak składa, że po premierze Modern Warfare 3, poważnie już zmęczony powtarzającą się rokrocznie formułą, zrobiłem sobie urlop od cyklu - aż do premiery Black Ops 3. Może właśnie z tego względu nie rozumiem rozpraw o tym, że CoD się nie zmienia - nawet, jeżeli silnik graficzny ma jeszcze cokolwiek wspólnego z tym napędzającym Quake 3, absolutnie tego nie widać. Nie widać też dawnej liniowości i budowania wszystkiego na skryptach. Jasne, kampania to nie sandboks, a dalej zamknięte lokacje, ale częstokroć tak rozbudowane, że się tego nie czuje. Do tego mamy także wiele świetnych gadżetów jak plecaki odrzutowe, wspinaczki po ścianach, dodatkowe moce - i są to sztuczki na tyle przydatne, że jeżeli tak jak ja nie widzieliście Advanced Warfare, w pierwszych godzinach zabawy w multi sporo się naginiecie. Znakomita gra.
5. Star Wars: Battlefront (OPRAWA GRAFICZNA ROKU)
Star Wars: Battlefront trafiło w moje ręce przypadkiem. Nieco je już skreśliłem na ze swojej listy oczekiwań, czytając opinie, że to taki Battlefield, ale stworzony dla graczy, którzy bardziej interesują się Gwiezdnymi Wojnami, niż graniem. Ostatecznie rzecz trafiła w moje ręce jako gratis do nowego monitora ultrapanoramicznego - i zakochałem się. Tytułu najlepszego multi roku nie udało się, zgodnie z oczekiwaniami, Black Ops III odebrać, na pewno jest jednak dużo lepiej, niż w Battlefield Hardline - drugiej sieciowej propozycji EA w tym roku. Jest przede wszystkim obsesyjni wiernie w stosunku do oryginalnych Star Warsów, a choć gra nie grzeszy zawartością, oferuje naprawdę interesujący zestaw trybów troszkę jednak innych, niż mają standardowe strzelanki sieciowe. W bardzo udany sposób wplata też we wszystko najsłynniejszych bohaterów Gwiezdnej Sagi.
6. Crypt of Necrodancer
Absolutnie fantastyczny miks gatunków - roguelika z hack 'n' slashem i grą rytmiczną. Kolejne lochy musimy pokonywać w rytm muzyki, a walka odbywa się poprzez wejście na pole z przeciwnikiem. Kryterium "kto straci życie" jest przy tym kolejność zajmowania pola przez postaci. Gra oferuje masę różnorodnych herosów, każdym gra się trochę inaczej - najprostsza sama wyznacza rytm, inna po zgubieniu go traci tylko bonus, a dla najbardziej hardkorowych fanów jest też heros wyposażony w pół serduszka, które traci po jednorazowym minięciu się z rytmem. Wymiękłem, jako że nie zostałem obdarzony przez naturę zbyt czułym zmysłem słuchu - niemniej doceniam i szanuję. Świetna gra, w sam raz na środek topu.
7. Grim Fandango: Remastered
Pytanie, którego przy remasterze Grim Fandango uniknąć się nie da - co bardziej brać pod uwagę przy ocenie. Z jednej strony mamy znakomitą grę z prześwietną fabułą, z drugiej dość słabą reedycję, która zmienia przede wszystkim modele postaci na nowsze (ale bez przerysowania teł), a do tego sprawia, że grę nareszcie można legalnie kupić bez babrania się w aukcje i martwienie o zbyt nowoczesny config. Cóż, wielkiego wyboru i tak nie ma. Jeżeli ktoś chciałby zderzyć się z, prawdopodobnie, najbardziej niedocenioną grą w dziejach branży i nie chce polować na używki, będzie się przy tym bawić znakomicie. O ile tylko nie macie alergii na stare i archaiczne gry.
8. Guild of Dungeoneering (NAJLEPSZY MOTYW MUZYCZNY ROKU)
To dla mnie potężne, pozytywne zaskoczenie, które przybyło na mój dysk twardy tylko dzięki temu, że nikt inny w redakcji, dla której piszę, nie zgłosił się do jej recenzowania. W okresie wakacyjnej posuchy dostałem bardzo sympatyczne połączenie roguelika z karcianką i grą turową. Wcielamy się tu w mistrza sesji RPG, którego zadaniem jest dobudowywanie kompletnych lochów do podanych na tacy fragmentów, tak by bohater miał gdzie podbić poziom doświadczenia i doszedł do celu. Mogłoby być miejsce wyższe, gdyby gra nie miewała tendencji do chamskiego, jawnego oszukiwania i stawiania nas przed potyczkami nie do wygrania, wymuszając tym metodę prób i błędów. Chociaż po ostatnim patchu jest z tym dużo, dużo lepiej...
9. Grow Home
Grow Home jest dla mnie największą tegoroczną niespodzianką, bo pokazało mi, że indyki mogą być naprawdę ciekawymi grami. Odbiłem się od tego rynku za sprawą kolejnych wynaturzeń pseudoartystów, którzy chyba nie mają pojęcia jak bardzo nieudolnie próbują podążać za prawdziwą sztuką. Grow Home tworzy swoją "sztukę" wyłącznie z rozgrywki. To opowieść o robocie, który musi odżywiać wielką roślinę, by ta wypuściła w górę kolejne pędy i zabrała go do domu. Chociaż gra jest dostępna na PC, jej obsługiwanie bez pada to masochizm. Jeżeli kontroler posiadacie, warto wziąć - nie jest za droga, a dwie godzinki przy niej zlecą bardzo szybko!
10. Wolfenstein: The Old Blood
Wolfenstein: The Old Blood okazało się bardzo pozytywnym zaskoczeniem po podstawowym The New Order. Rzeczywiście jest bardziej w starym stylu - mniej silenia się na niezwykle głęboką opowieść i udawanie skradanki, więcej bardzo przyjemnie zrealizowanego skradania. Fabularnie to dwie mniejsze kampanie, łączące się jednak ostatecznie w spójną całość. Do tego są zombie, ładna grafika, dużo broni i całkiem zróżnicowane misje. Mogłoby być nieco trudniej, bo Uber sprawił mi problemy może przy dwóch wredniejszych sekwencjach...
10. Magicka 2
Top zamyka kontynuacja Magicki 2, która okazała się grą bardzo dobrą, ale jakby trochę za mocno jednak inspirowaną oryginałem. Świeżych pomysłów tu raczej nie uświadczymy, przyjemnie za to strzela się czarami i pokonuje kolejne etapy w trybie kooperacji, obserwując z radością złożoność systemu walki. To, poza genialnie przerobionym stylem graficznym, po prostu więcej tego samego - i nie czuję się z tego powodu szczególnie zmartwiony. Nie podoba mi się za to złośliwy poziom trudności, zaprojektowany tak, by samotne przejście niektórych sekwencji graniczyło wręcz z niemożliwością - ale chętnych do gry nie brakuje, więc nie jest to nie wiadomo jaka tragedia.
13 komentarzy
Rekomendowane komentarze