Niedawna choroba wyłączyła mnie na kilka dni z wszelakiej twórczej aktywności.Pr zleżałem w łóżku praktycznie się z niego nie ruszając. Jednak jak każda niedogodność tak i ta dała mi możliwość przemyślenia paru spraw i nakierowaniu się na ich rozwiązanie.
Dziwnym trafem przyszło mi do głowy rozmyślenie o alkoholu. A konkretniej, o tym jaką rolę odgrywa alkohol wśród moich rówieśników. Cóż...wnioski są raczej przygnębiające. Od razu uprzedzam,że nie jestem z patologicznej rodziny i mieszkam w zwyczajnej dzielnicy, tzn. z paroma stałymi dresami, grupką maniur i całą masą mniej lub bardziej, przeciętnych dzieciaków. Nikt tu też nie lata z maczetami. A wracając do meritum. Meritum jest takie,że chleją (nie bójmy się użyć tego słowa) wszyscy.
To nie tylko kwestia moich przemyśleń i obserwacji. Sięgnąłem do statystyk i tylko się utwierdziłem w racji. Jako Polacy jesteśmy w czołówce Europy jeśli chodzi o spożycie alkoholu na głowę, także liczba ludzi, którzy mają kontakt z alkoholem i piją w przedziale wiekowym 15-20 lat oscyluje w okolicach 80%, zasadniczo większość osób wokół nas pije.
Czy to źle? Nie ma sensu mówić o skutkach zdrowotnych. One mało kogo przekonują. Zresztą ta argumentacja nie działa także w przypadku innych używek jak papierosy i narkotyki. Ja się skupie na skutkach społecznych, które o wiele bardziej mnie interesują i myślę też,że lepiej przemawiają do wyobraźni.
Generalnie picie zaczyna się w gimnazjum. Powody są różnorakie:ciekawość,chęć zaszpanowania,dopasowania się do grupy,obawa przed utratą statusu osoby towarzyskiej itd. Sam w czasach gimbazy zauważyłem już mocno niszczycielski dla stosunków międzyludzkich i ludzkiej kreatywności rodzący się w tamtym czasie, zwyczaj raczenia się procentami przy praktycznie każdej,KAŻDEJ okazji towarzyskiej w większej grupie. Jest to krzywdzące z 2 powodów:
- nie musisz nawet za lubić czy znać ludzi z którymi przebywasz.Alkohol i tak wprowadzi więcej kolorów do rzeczywistości, da też możliwość rozwiązania języków. Sam też nie musisz być ciekawy jako osoba czy mieć jakoś rozwinięte umiejętności interpersonalne, po prostu procenty dadzą Ci odwagę i uczynią mocnym w gębie.Owszem to często inaczej wygląda,ludzie szybko "padają" czy robią głupie rzeczy. Po prostu możesz wyłączyć myślenie przy spotkaniu z ludźmi, co jest sprzeczne z samą ideą spotkania
- rodzi się nawyk, który promieniuje na nasze społeczeństwo od góry do dołu.Dają przykład rodzice i robią to też dzieci.Właściwie to są dwie rzeczy.Pierwsza to umiejętność wyszukania powodu do "oblania" nawet najbardziej błahej rzeczy.Druga to kiedy jest spotkanie z większą liczbą osób i/lub w ważnej sprawie to bez alkoholu się nie obejdzie. I nie są ważne ilości czy rodzaj. Alkohol ma być i basta!
Te 2 kwestie robią się szczególnie męczące w późniejszym,dojrzalszym życiu. Człowiek przestaje się obracać tylko w kręgu szkolnych/osiedlowych znajomych i poznaje zupełnie nowych ludzi.A tacy ludzie są różni.Są pomiędzy nimi także abstynenci, bądź osoby,które po prostu pić nie lubią za często. I to rodzi problem, bo jak tu się spotkać bez %? Choćby tylko zwyczajny wypad do knajpy na jeden browar? Są osoby dla których nie wchodzi to w grę,a głupio tak pić przy kimś samemu (wszak picie jest czynnością towarzyską). Właśnie tego typu nawyki alkoholowe wyniesione z lat szczenięcych stawiają sztuczne bariery pomiędzy ludzi. Mnie to rzuciło się w oczy na studiach. Grupy osób,które robiły projekty wspólnie i świetnie się dogadywały,niezbyt chciały gdzieś wyjść po zajęciach alkoholizować się.
Owszem jest coś takiego jak asertywność. Ale z drugiej strony człowiek nie jest samotną wyspą i chciałby spędzić czas z ludźmi,których lubi. Naturalnie problem przeze mnie opisywany dotyczy nielicznych, (nie)pijących.Większość nie ma oporu,nawet nie widzi w tym problemu. Ale patrząc z "wyższej perspektywy" to gdybyśmy podliczyli ile razy spotkanie towarzyskie skutkuje tym,że w moim organizmie krąży trucizna, a ile razy takiej sytuacji nie ma, to może zaczęlibyśmy się zastanawiać czy coś z nami nie tak? Może to jakaś zakamuflowana w Polakach, głęboko ukryta depresja, która każe nam się podtruwać ilekroć widzimy się z bliźnim? Samo picie jest czynnością przy, której(tak zaobserwowałem) większość ludzi ma problem, jeśli nie pije w towarzystwie innych pijących.Zawsze to rodzi jakiś kłopot,dyskomfort z jednej, bądź drugiej strony. Pijący będą zachęcać "choćby do małego kieliszka", ale też dopytywać się "a właściwie dla czego nie pijesz?". Nie pijący, może w zależności od towarzystwa się z nimi użerać tłumacząc dlaczego w dawnym momencie nie chce,wściekać się wewnętrznie na natrętów, bądź też czuć nieswojo w miarę odpływu reszty kompani w siną dal nieświadomości. Zawsze rodzi to jakieś mniej lub bardziej niekomfortowe sytuacje.
To zjawisko najbardziej powszechne. Innym towarzyszącym nam, pokoleniu przyszłych alkoholików (tak będzie) jest iluzja. OGROMNA Iluzja wpajana nam przez rodziców, szkołę i popkulturę. Potęga tej iluzji dotyczącej alkoholu opiera się na prostocie. A "prawda" ta brzmi: alkoholik to żul.
Żul.Lump.Pijak.To nam staje przed oczami, kiedy myślimy o tej chorobie, kiedy o tym słyszymy.Nieumyty,śmierdzący z przekrwionymi oczami i czerwoną mordą facet. Bezrobotny, włóczy się bez celu, w domu żona i dzieci głodne,biedne, dodatkowo je jeszcze katuje.
Prawda jest inna. Najłatwiej wskazać ekstremalne przypadki. Ale większość alkoholików taka nie jest i nie będzie. Do ludzkiej świadomości obrazek żula, przebija się gładko. Informacja,że istnieje wiele rodzajów alkoholizmu i to jest tylko jeden z nich, już taka łatwa do zaadaptowania nie jest. Tak samo jak fakt,że alkoholizm to dla człowieka nim dotkniętego jest czymś niezwykle wstydliwym i co będzie wypierał nawet przed sobą, a dopiero co przed otoczeniem. Nie mówi się o tym,że jest coś takiego jak alkoholizm wysoko funkcyjny, gdzie człowiek teoretycznie żyje tak jakby był wolny, ale mimo to jest dalej alkoholikiem.
Mając 20 lat sam ma problem z dostrzeżeniem tej prawdy. Nie mówiąc już o ludziach wokół. Bo zastanówmy się. Czy mając kilkanaście lub 20-parę lat potrafilibyśmy dostrzec alkoholizm u siebie, bądź u przyjaciół,znajomych?
Ja uważam,że w dzisiejszych czasach,nasze pokolenie nie jest wstanie. Dla nas nie ma alkoholików, wśród nas. Są lubiący melanże, towarzyscy, imprezowicze. Są koneserzy danych trunków. Zdarzając się tacy co dla nas ulegają wpływom innych, ale to inni są winni, ten jest niewinny, nic mu się właściwie nie dzieje, tylko ulega sugestii. Ale alkoholików w żadnym wypadku nie ma.
Gdyby porównać alkoholika do owada, to dzisiejsza rzeczywistość dostarcza możliwości niezwykle udanego okresu inkubacyjnego. Zaczynasz się rozwijać w gimbazie, zapuszczasz kokon wlewając w siebie procenty. W szkole średniej kontynuujesz dzieło bez większych przeszkód. Zaś po 5 latach studiów jesteś już "pięknym" alkoholowym motylem. Środowisko naturalne jest doskonałe do rozwoju. Mieszkasz z rodzicami, którzy żywią i dają pieniądze tak potrzebne do nałogu. Nie troszczysz się więc o lokum. Otoczenie wokół nie widzi problemu.Imprezy,pogawędka przy piwie, łiskacz lub browarek do filmu. Nikomu to nie przeszkadza. Tylko,że otoczenie najpewniej też jest uzależnione. Nie zawalasz sprawdzianów,kolosów itd, więc się nikt nie czepia. Masz swoje zainteresowania, może nawet lubisz uprawiać sport. Dziewczyna/chłopak też nic nie widzą.Przeciwnie jesteś przecież fajny, wygadany,towarzyski czasem pójdzie z tobą na impreze. Jak się urwie film to nic złego, kolejny temat do późniejszego śmiechu przy wspominkach.
A potem to wszystko według mnie będzie się sypać. Wyprowadzka od rodziców i zdanie na siebie. Nikt nie posprząta mieszkania, a ty jesteś wciąż na rauszu po kolejnym melanżu. Jak nie będzie dobrej pracy po studiach, to źródło gotówki niezbędnej do picia zacznie się wyczerpywać. Sama praca też będzie trudna. Trzeba wytrwać do weekendu, za wszelką cenę. Bo jak by się wcześniej zaczęło to będzie przypał na następny dzień w robocie. A partner? Dziewczyna/chłopak, którzy wcześniej byli tacy fajny, tacy towarzyscy, zaczną być problemem. Kolejny piątek z rządu ze zgonem. Kolejny sobotni wypad z kumplami. Nagle ta cała "fajność" i "swojskość" zaczyna przeszkadzać i to coraz bardziej natarczywie.
Powstaje pytanie czy ten nakreślony w zarysach scenariusz, będzie za lat 10-15 dla naszego pokolenia powszechny. Czy ograniczymy picie, zupełnie zaprzestaniemy, czy też pójdziemy w ciąg?
11 komentarzy
Rekomendowane komentarze