Riddick > Elysium > Wolverine
Miałem już nie pisać takich potrójnych recenzji, ale pewne porównanie, które zobaczyłem jakiś czas temu na blogu FA skłoniło mnie do popełnienia tego wpisu.
Wszystkie trzy tytuły są filmami akcji/SF, wszystkie wyszły w podobnym okresie i wszystkie są sequelami*, więc naturalnym jest, że będą porównywane. Oto moje (pełne spoilerów!) spojrzenie na całą trójkę.
Riddick
Po tym, jak Riddick zostaje Lordem Marshalem Nekromongerów, zaczyna się nudzić. Przypomina sobie jednak, że chce odnaleźć Furię, wyrusza więc na jej poszukiwania podczas których daje się zrobić jak ostatni fra zostaje zdradzony przez swoich podwładnych i ląduje na zapomnianej przez Boga i ludzi planecie, gdzie musi najpierw walczyć, a potem współpracować z najemnikami. W ogólnym zarysie całość jest mocno podobna do Pitch Black - niebezpieczna planeta, Riddick i pozostali rozbitkowie chcą uciec, ale nie mogą, a w finale biegają po bateryjki w deszczu. Twórcy zresztą niespecjalnie kryją się z tym, że chcieli stworzyć coś, co będzie połączeniem pierwszej i drugiej części. Podkreśleniem tego faktu jest obecność ojca Niebieskookiego (który, gdyby wyżył, byłby mniej więcej w wieku swojego staruszka). Logika kuleje (choć większość można zwalić na Riddicka, który lubi sobie utrudniać życie), klimatycznie jest tylko momentami, a fabuła swoimi zwrotami nie poraża. Pierwsza połowa filmu - mimo niewątpliwych wartości edukacyjnych - jest słaba, ciekawie robi się gdzieś w połowie, a końcówka to otwarta furtka do następnej odsłony.
Elysium
Nieodległa przyszłość i mocno podzielony świat - bogaci żyją na sztucznym satelicie w formie torusa pokrytego od wewnątrz willami, a biedni harują popędzani przez roboty na zanieczyszczonej Ziemi. Max (Damon), wychowanek domu dziecka i były złodziej samochodów haruje w fabryce robotów wyzbywszy się złudzeń, że kiedyś kupi sobie bilet do Elizjum. Ulega jednak wypadkowi i ma pięć dni, aby dostać się na orbitę. Mieszkańcy torusa są bowiem nieśmiertelni - urządzenia zainstalowane w ich domach potrafią wyleczyć każdą chorobę i uraz. Na eskapadę Maxa nakłada się choroba dziecka jego przyjaciółki (Braga) z dzieciństwa i przewrót w Elizjum (Foster chce mordować imigrantów, a Fitchner kierujący fabryką, w której Max miał wypadek, ma jej w tym pomóc). Zaczyna się więc walka - Damon i Braga kontra Foster i Fitchner, której zakończenie dość łatwo przewidzieć. Logika jest omijana szerokim łukiem**, dużo jest walki i strzelaniny okraszonej trzęsącą się kamerą, a widz zachodzi w głowę jak Matt Damon i Jodie Foster dali się w to wkręcić.
Do tego przez cały film doskwierało mi uczucie, że to wszystko już było - społeczeństwo bon vivantów i robotników było już w "Wehikule Czasu" H.G. Wellsa, torus widziałem w Halo i Vanquish, a cały film pachnie Dystryktem 9. (bo i reżyser ten sam). Na dokładkę cyborg ścigający głównych bohaterów, Kruger (bodaj najciekawsza postać z całej galerii) to fajtłapowaty urzędnik z Dystryktu zmieniony w krewetkę.
Dodatkowo na niekorzyść filmu - choć to już w sumie nie jest wina twórców - działają interpretacje fanów, jakoby obraz był genialną analogią naszych czasów (99%/1%). Rzygam już tymi genialnymi metaforami.
Wolverine
Film zaczyna się od sekwencji z WWII***, co daje jakąś nadzieję na kontynuację X-Men Origin: Wolverine, ale już po chwili zostajemy brutalnie sprowadzeni na ziemię - film ciągnie wątek Jean Grey, z której wspomnieniem Logan walczy przez cały czas. Wolverine żyje w lesie na odludziu, ukrywa się jednak słabo, bo zostaje odnaleziony przez mutantkę Yukio. Mimo obiecującego początku, Yukio okazuje kolejną bezbarwną postacią, jakich pełen jest cały film. Nakłania Rosomaka do spełnienia prośby przyjaciela sprzed lat. Potem mamy wyjazd do Japonii, naprzemienne użalanie się nad sobą i rozwałkę. Przez ekran przewija się mnóstwo wojowników ninja i siepaczy Yakuzy, w walce śmigają katany, shirukeny i inne wschodnie wynalazki, ale ogląda się to bez satysfakcji. Twórcy mieli zapewne zamiar oczarować widza egzotyką Wschodu, ale nie wyszedł ten zamysł - wygląda to sztywno i nieciekawie. Starcia i zdolności mutantów wypadają w tej odsłonie blado, przesłanie jest raczej mętne a w działaniach bohaterów brakuje sensu. Całość kończy się oczywiście absurdalnym happy endem i zostawia pole na sequel który, mam nadzieję, nie powstanie.
Z trójki najlepiej wypada - trochę ku mojemu zaskoczeniu - Riddick. Wpada w koleiny poprzednich odsłon, ale jest sprawnie zrealizowany, ma najlepsze dialogi i walka wygląda w nim najlepiej. Nie obraziłbym się, gdyby twórcy postanowili nakręcić kolejną część i pokazali wreszcie, co jest po drugiej stronie.
Po Elysium wiele nie oczekiwałem, więc się nie rozczarowałem. film jest nijaki, losy bohaterów były mi kompletnie obojętne, a oklejone elektroniką kałach i Nissan GTR wzbudzają uśmiech politowania.
Na złotą kupę zasługuje natomiast Wolverine. O ile w przypadku Riddicka można się spierać, która część jest lepsza, a która gorsza, tutaj sprawa jest jasna - Wolverine przegrywa z First Class (duh!), X-Men: Origin i całą trylogią. Gdyby głównemu bohaterowi zabrać ostrza, można by sprzedać ten film jako coś kompletnie innego, tak bardzo jest niepodobny do innych produkcji z Jackmanem.
* - Technicznie rzecz biorąc Elysium nie jest sequelem, ale trudno oprzeć się takiemu wrażeniu.
** -
Po kiego grzyba program przejmujący władzę miał zabić wykonującego?
Skoro istniały promy z kapsułami, to czemu ludzie Spidera wielokrotnie się narażali zamiast ukraść taki statek raz i mieć względny spokój?
Po co Foster walczyła o władzę, skoro nawet na życiu niespecjalnie jej zależało?
*** - Jeśli będziecie kiedyś mieli okazję obejrzeć gdzieś film, to po scenie w studni wyłączcie, potem jest tylko gorzej. Serio.
17 komentarzy
Rekomendowane komentarze