Grałem w Call of Duty: Ghosts i było to okropne przeżycie.
Słyszy się ostatnio sporo opinii jakoby seria Battlefield powinna odrzucić tryb dla jednego gracza i skupić się na multiplayerze. Jestem zupełnie innego zdania. W przypadku kolejnych Battlefieldów widać delikatny progres kampanii, rozgrywka wieloosobowa nie cierpi i nawet chciałbym, żeby DICE dodało do gry jeszcze więcej i między innymi przywróciło tryby kooperacji. Dlaczego nikt nie rzuca propozycji zabicia singla w serii Call of Duty? Tam wychodzi to z roku na rok coraz gorzej, zasobów wyraźnie brakuje na rozczarowujący multiplayer, a kolejne odsłony serii to coraz mniej atrakcyjne pakiety. Zagrałem w Ghosts i stwierdzam, że to w singlu najgorszy shooter tego roku, a warto pamiętać, że w ostatnich miesiącach zaszczyciły nas Sniper: Ghost Warrior 2, Dead Space 3 czy Bureau: XCOM Declassified.
Najpierw jednak z innej strony. Lubię co roku grać w kolejne Call of Duty i co roku ta moja opinia spotyka się z dziwną reakcją czy to znajomych graczy, czy zupełnie obcych ludzi na forach. Nie rozumieją oni jaką wartość można wynieść z serii, która wypluwa co roku praktycznie ten sam produkt. Oczywiście, jest masa powodów, dla których można Call of Duty skrytykować, ale tekst "nie jest wystarczająco innowacyjny" nie jest jednym z nich. Gry nie muszą zawsze wprowadzać czegoś nowego, żeby być wartościowymi. Oczywiście jeśli jakaś seria jest oparta na tych samych mechanizmach przez wiele lat, to musi robić to dobrze. Call of Duty grą dobrą nie jest i to jest inna sprawa. Tak czy inaczej samodzielny argument "odrzewanego kotleta" jest dziecinny, śmieszny i żałosny. No. To mam już z głowy. Zatem do rzeczy.
Narracja w Ghosts to nonsens. Opiera się to na spełnieniu amerykańskiej paranoi o latynosach przekraczających granicę. "Federacja", skupiająca wszystkie państwa Ameryki Południowej i Środkowej, nienawidzi USA i chce je zniszczyć. Tutaj nie ma Rosjan czy terrorystów z Bliskiego Wschodu. Ameryka nie działa już globalnie, a największym wrogiem są jej sąsiedzi. Jest też jeden Amerykanin, który się do Federacji dołączył i też chce USA zniszczyć. Ot cała historia. Fabularnie Ghosts nie odwołuje się też do znanych Amerykanom konfliktów. Modern Warfare i Black Ops nie potrzebowały zarysowania kontekstu, bo odbiorca go znał. To powodowało, że były to historyjki raczej proste w odbiorze i nie straszące bezsensem. W Ghosts nic nie ma sensu. Ameryka jest zrównana z ziemią, a jej armia przestaje istnieć. W takim Homefront, który również sensu nie miał, zadano sobie przynajmniej trud zbudowania logicznego tła. Ameryka słabła, a w tym czasie inne państwo - Korea Północna, rosła w siłę. Mocna Korea napadła słabą Amerykę i ją podbiła. Proste i skuteczne. W Ghosts tego nie ma. Absurdów jest więcej. "Federacja" to homogeniczna zła papka bez przywództwa. Brakuje wątków poza wojną w Ameryce. Co się dzieje na innych kontynentach? Gdzie jest NATO? Co na to Rosja? Jest tylko wojna, która nie ma sensu.
Call of Duty nigdy nie opowiadało dobrych historii. Rzecz w tym, że opowiadało historie dobrze. To spora różnica, która wielu ucieka. Można bowiem zarzucać serii zastanie w kwestii pewnych mechanizmów i brak wykorzystywania technologii w celu dostarczenia lepszych doświadczeń, ale akurat w kwestii narracji bardzo fajnie do tej pory eksperymentowano. Głównie poprzez stałą zmianę perspektywy, z której patrzymy na wydarzenia. W Call of Duty nie jesteśmy w próżni. Widzimy wydarzenia z różnych punktów widzenia. Dzięki temu można bez konsekwencji na przykład uśmiercać postacie i właśnie przy pomocy takich zabiegów udała się w Modern Warfare 2 misja "No Russian". To fascynujące, bo twórcy tym samym pokazują jak bardzo ufają odbiorcy. Zakładają bowiem, że gracz szybko odnajdzie się w nowej rzeczywistości i złoży historię w całość. Nie ma dziennika czy rozbudowanych ekspozycji w każdej misji. Już pierwsze gry z serii to robiły chcąc pokazać, że II Wojna Światowa została wygrana nie przez jednego bohatera, a przez niezliczonych i często anonimowych żołnierzy.
Ghosts wyrzuca ten koncept do kosza i chce opowiedzieć osobistą, dramatyczną historię. Przy tym kompromituje się, bo nie da się czegoś takiego zrobić przy założeniu, że gra to ciągła szalona jazda kolejką górską bez wolniejszych momentów wyciszenia i jakiegoś budowania postaci. Ghosts cierpi nie tylko z tego względu. Ciągłe przerzucanie perspektywy w poprzednich Call of Duty budowało połączony i żywy świat pogrążony w konflikcie. Najnowsze Call of Duty to nudny shooter, który tunelowy jest nie tylko ze względu na budowę poziomów, ale również biorąc pod uwagę otoczenie i warstwę fabularną. Historia jest klaustrofobiczna. Czułem się ograniczony nie wiedząc co dzieje się poza danym miejscem akcji. W Modern Warfare 2 takie momenty jak walka w Waszyngtonie budowały też iluzję większego konfliktu. Byliśmy jednym małym trybikiem w wielkiej machinie wojennej. Tutaj nie ma wielkich armii. Tutaj nie ma nawet wojny.
Wtedy przyszło Caracas. To jeden z tych poziomów, które powodują, że mówię "No! Po to gram w Call of Duty!". Caracas to jedyna dobra misja w grze, bo nie polega na ciągłym wystrzeliwaniu sobie drogi przez korytarz. Ma dobre tempo, mądre oskryptowane sekwencje i fantastycznie dawkuje szybsze oraz wolniejsze fragmenty. Caracas ma w grze cel. Nie jest wypełniaczem. Cała reszta jest już niestety nudna. Furorę na internetowych forach zrobił recykling animacji z MW2, ale tak na prawdę ta scenka to nie odosobniony przypadek. To rozczarowało mnie najbardziej. Gra wprowadza nie tylko te same zepsute mechanizmy, ale również te same zmęczone motywy. Wszystko już widziałem. To tak jakbym kupił stare, używane auto i zdrapywał lakier odkrywając kolejne warstwy farby. Ghosts to w zasadzie podsumowanie blisko dekady Call of Duty. Podane niestety w sposób ohydny, leniwy i bez cienia ambicji.
Jest też pies. Robiłem sobie żarty, że to najlepsza rzecz w tej smutnej grze, ale w rzeczywistości Riley jest "fajny" przez pierwsze 10 minut. To bardzo dobrze animowany, pełen detali model. Szybko okazuje się jednak, że to najbardziej wymuszony element gry. Widać doskonale, że pies pochłonął z 10% budżetu, bo został wykorzystany w pierwszej części gry tak mocno, że dostałem mdłości. Gracz jest dosłownie zmuszony do patrzenia na to biedne psisko. Jadąc czołgiem wystawia on łeb przez właz rozglądając się. Gdyby była wigilia i Riley mógł mówić to w tym momencie jego kwestia brzmiałaby "Tyle wielokątów. Tak dobre animacje. Wow". Urgh... Do tego śmiesznie to czasem wygląda, bo doskonały pod względem technologii Riley wyraźnie wyróżnia się na tle kiepsko animowanych i pamiętających czasy PS2 żołnierzy.
Nie traktuję Call of Duty poważnie. Nikt nie traktuje Call of Duty poważnie, nawet Activision. To nie Medal of Honor czy Battlefield, gdzie "prawdziwi" żołnierze wykrzykują "prawdziwe" hasła na "prawdziwych" polach bitwy ponosząc "prawdziwe" ofiary. Call of Duty to głupi film akcji, w którym ważna jest ilość wybuchów na minutę. Takie postawienie sprawy nie usprawiedliwia jednak Infinity Ward. Zrobili oni bowiem najsłabsze Call of Duty jakie kiedykolwiek powstało, gorsze od poprzedników o całą klasę. Największym grzechem Ghosts nie jest to, że jest "odgrzewanym kotletem". Ghosts to bowiem gra, w której znanych z poprzednich części patentów nie zastosowano. Zamiast tego zdecydowano się zrobić parę rzeczy na nowo. Skutki były tragiczne.
W Ghosts grałem świeżo po ukończeniu Battlefielda 4 i Assassin's Creed 4. Niedawno ukończyłem też GTA V, Splinter Cell: Blacklist i Killzone Mercenary. Po tych grach nowe Call of Duty było... przestarzałe. Nie chodzi o oprawę (Ghosts jest na PC całkiem ładne jak się skaluje z 4K do 1080p), ale o rozgrywkę. To archaiczny shooter, który dalej korzysta z tych samych zepsutych mechanizmów nawet u progu nowej generacji konsol. Zawsze to jednak ignorowałem, bo udawało mi się wkręcić w szalony konflikt. W Ghosts było to niemożliwe. Gra jest zła pod prawie każdym względem. To wielka szkoda, bo zawsze lubiłem co roku usiąść na dwa wieczory i nie angażując się popykać headshoty na drugi koniec korytarza. Do tej pory nawet sprawiało mi to przyjemność. W tym roku ciagle się przez te 5 godzin krzywiłem (z krótką przerwą na Caracas), a po zakończeniu gry chyba złapałem jakąś chorobę. Obwiniam Ghosts.
- 16
23 komentarzy
Rekomendowane komentarze