W smoczej jaskini, zdobytym mieście i w stepie szerokim
Spróbujmy czegoś nowego
No cóż, od dawna myślałem by zacząć pisać o czymś więcej niż tylko komiksach, szukając pomysłu na materiał natknąłem się niedaleko kieleckiego rynku sklep z grami karcianymi, planszowymi (nie mówię tu o Chińczyku), figurkowymi i papierowymi grami rpg. Po przekroczeniu progu tego przybytku gier spotkałem się z bardzo miłym przyjęciem. Norbert (sprzedawca) z dużą dozą cierpliwości tłumaczył mi pochodzenie figurek, sposób ich wykonania, czy choćby systemy w jakich funkcjonują. Zachęcony więc życzliwością sprzedającego postanowiłem, że spróbuje napisać mały mini-wywiad, po prostu rozmowa o całym figurkowym świecie znawcy i laika. Myślałem więc, że sklepik uda mi się opuścić z całkiem dobrym materiałem, nie przypuszczałem jednak, że był to dopiero wstęp. Zostałem zainspirowany na tyle mocno, że chciałbym lepiej poznać rzeczywistość gier ,,bez prądu", a moje kolejne poczynania i obserwacje zapisywać na blogu zachęcając do wsiąknięcia w ten cudowny świat wszystkich innych i rozśmieszać moją niewiedzą znawców tematu. Niemniej pierwszy z felietonów opisujących moje przygody w zminiaturyzowanym świecie, chciałby poświęcić właśnie niepozornemu sklepikowi, skupić się na ludziach którzy tam przebywają i zdarzeniach które swój początek mają właśnie niedaleko kieleckiego rynku...
Ludzie i pasja
To właśnie to niepozorne miejsce, działające bardziej jako punkt spotkań fanów, chęć ukazania go wam jest podyktowana zachwytem jego klimatem i zachęceniu większej ilości ludzi z Kielc i okolic (ale nie tylko), do zabawy bez prądu, lub choćby zainteresowania się tym bardzo ciekawym punktem, gdzie krzyżuje się wiele nerdowskich dróg... Istniejący od sześciu lat sklep prowadzi pasjonat wspomniany już Norbert , dla niego praca tutaj to coś więcej niż sposób zarabiania pieniędzy. Za darmo szkoli nowych graczy, udziela wskazówek, werbuje do grupy rekonstrukcyjnej (Regiment Piechoty Najemnej), a także współtworzy polskiego bitewniaka Ogniem i Mieczem. Chętnie mówił o ludziach przychodzących do W****, swoim podejściu do gier, oraz historii wspomnianego OiM, jak również o wielu ciekawych i ważnych dla polskiej sceny gier towarzyskich postaciach. Niby zapisywałem to wszystko, ale często zbyt zasłuchany zapominałem o notatkach niemniej jednak kilka chyba najistotniejszych rzeczy odnośnie samych grających Kielczan udało mi się wyłapać.
Co mnie nieco zaskoczyło, to fakt że już na wstępie Norbert zbił w moich oczach mit nerda-figurkowca, nie oszukujmy się to hobby do tanich nie należy niemniej prócz samych graczy również ich otoczenie - dziewczyny, żony a zwłaszcza dzieci w bardzo pozytywny sposób odbierają te formę spędzania wolnego czasu. Niejednokrotnie jest tak, że wychowani na kserowanych podręcznikach ojcowie przyprowadzają swoje pociechy aby pokazać im alternatywę do gnicia przed kompem, faktem jest jednak i to że zdarzają się i odwrotne sytuacje. Jak twierdzi Norbert to świetna forma rodzinnego spędzania czasu, ojcowie i synowie nie raz ślęczą nad jedną makietą, dzięki czemu spędzają razem długie godziny. ,,Kiedy ktoś mówi, że to sporo kosztuje mam ochotę powiedzieć mu że jest niesprawiedliwy (...)" mówi mi prowadzący sklep, a zaraz potem dodaje, że Warhamer czy OiM to inwestycja, która się opłaca, daje każdemu frajdę, czy jak w wypadku Norberta wspólny język z synem ( 8-mio latek jeżdżący na turnieje), a także sposób na życie i zarabianie pieniędzy.
Co ciekawe jest on związany z grupami rekonstrukcyjnymi i twórcami OiM (tak więc znajomość strategii i broni z XVII w opisana w katalogu bitewniaka to nie czcze przechwałki. Zaciekawiła mnie historia twórcy firmy Konrada Sosińskiego, który porzucił praktykę adwokacką w jednej z najlepszych polskich kancelarii i poświęcił się swojej pasji, jak widać przyniosło to owoce. Ogniem i mieczem, projekt kilku zapaleńców stał się pełnowartościową grą, ale nie od razu i nie tak jak by chcieli tego twórcy, przecieranie szlaków pierwszej polskiej grze figurkowej, to zadanie więcej niż trudne ,,Nam zajęło to 4 lata(...)" mówi Norbert. Warto pisać o tych ludziach choćby dla tego, że poświęcili się swojej pasji, ale też dla tego że zarażają nią innych, fakt można mówić, że to zabieg marketingowy, ale chyba nie o zysk chodzi w prezentowaniu figurek w domach kultury i szkołach, a także uczeniu innych grać za free.
Styropian, plastik i metal
Dobra kończę się rozwodzić nad inspirującym wpływem, małego i klimatycznego pomieszczenia, teraz pomówmy trochę o samych systemach. Od razu ostrzegam, że jest to opis kompletnego laika, jednak fana fantasy i kultury sarmackiej, tak więc o samych postaciach mogę nieco powiedzieć, o mechanizmach gry wręcz przeciwnie... Trzy systemy które najbardziej zapadły mi w pamięć to oczywiście Ogniem i Mieczem, Warhammer, ale też mniej znane Infinity.
Pierwszy z nich najbardziej wyrył mi się w mózgu z kilku powodów. Po pierwsze tematyka! Mamy tu Polskę XVII z jej ówczesnymi oponentami, swojski klimat Trylogii Sienkiewicza i Hoffmana, no i husarie z rozwianymi w pędzie proporcami. Po drugie skala, każda figurka ma 15 mm, na podstawce mieszczą się średnio trzy, każda jest wykonana z połyskującego metalu, każda osobno, każda niepomalowana, a teraz spójrzcie na zdjęcie powyżej. Tak wyglądają 1,5 centymetrowe, srebrzyste postacie po pomalowaniu, piękne i czasochłonne, ale gdy widzi się je na stole do gry, w śród umocnień, lub miniaturowej kozackiej wioski, cudnie skomponowane dziesiątki jednostek, aż dech zapiera. Czarniecki stojący na styropianowym wzgórzu, albo kozacki tabor broniący się przed szarżą polskich kawalerzystów po prostu mnie zaczarowały i skłoniły do tego by odkładać na OiM. O samym systemie gry nie powiem za wiele, wszystko opiera się na przeliczeniach i rzutach kostką K10, a każda jednostka odpowiada konkretnej liczbie ludzi. Prowadząc potyczkę przeliczamy szarże, ostrzały, czy ruchy wojsk, kierując Rzeczpospolitą Obojga Narodów, Kozaczyzną, Szwecją, Turcją , Chanatem Krymskim i Księstwem Moskiewskim. Ogólnie bardziej oczarowała mnie tematyka i wizualna strona gry, ale kiedy ogarnę więcej informacji, napiszę obszerniejszy artykuł na ten temat.
Drugim z pokazywanych mi systemów był Warhammer zarówno ten klasyczny, jak i w opcji 40 000. Tutaj miałem do czynienia z większymi postaciami, wykonanymi z równą pieczołowitością w nieco większej skali. Figurki były całkiem niezłe, bardzo różnorodne (miałem okazje przyjrzeć się stojącym na wystawie Orkom i elfickiej kawalerii) ale o tym systemie wiem jeszcze mniej niż w przypadku OiM, a służąca zwykle za uzupełnienie wiedzy Wikipedia niespecjalnie mi pomogła, po prostu nad zasadami tej najpopularniejszej gry trzeba posiedzieć dłużej, na co i kiedyś przyjdzie pora. Warhammera kojarzy chyba każdy, ale na dobrą sprawę niewielu miało z nim większą styczność, mimo to Norbert porównuje świadomość Polaków o tej grze, do świadomości Ukraińców (często podróżuje w te strony) o McDonaldzie, każdy wie, że istnieje, ale niewielu z niego korzystało...
Trzeci, ale też najbardziej widowiskowym zestaw do gry to Infinity, post apokaliptyczne sf, które Norbert chwali za dynamizm i artyzm wykonania, bije się w pierś, gdyż nie zauważyłem jej od razu, ale dopiero po przekartkowaniu broszury na temat gry. Świetnie wyglądający i sprawiający wrażenie niezbyt skomplikowanego (tak mi się wydaje...) system naprawdę może się podobać fanom Fallouta czy Mass Effecta, ale też Ghost in the Sell. Królują tu przeróżne cyborgi i laski wymachujące katanami i nowoczesną (ale nie futurystyczną) bronią w sceneriach zrujnowanych miast, baz wojskowych itp. Naprawdę genialnie to wygląda i ma świetny klimat, a mówi to człowiek bardzo wybredny pod względem sf.
Poza figurkowymi grami mogłem nieco posłuchać o grze karcianej Veto, również nawiązującej do klimatów sarmackich. Co więcej byłem świadkiem zakupu nowej talii przez klienta sklepu . Nie wiąże się to z zapłaceniem i opuszczeniem sklepu, Norbert skłonił świeżo upieczonego właściciela talii, do otwarcia decu, poradził mu jak grać. Niby nic, ale jak dla mnie to jednak dość fajne, że zaciera się tam granica między sprzedawcą, a kupujących. To nie sklep, to punkt szkoleń, rekrutacji i wymiany... Dane mi było również porozmawiać coś nie coś o Magicu, jedynej karciance o której miałem blade pojęcie (grałem kiedyś na turnieju w Londynie, co było z resztą zbiegiem okoliczności...). Nie będę się nawet rozwodził nad licznymi poradnikami, podręcznikami i zestawami których nie potrafię nazwać, dla mnie to był prawdziwy sklep z zabawkami i mam tam zamiar zostawić parę groszy po wypłacie.
Na zakończenie...
To było by na tyle moich zachwytów, wkroczyłem w kolejny już w moim życiu cudowny świat i mam zamiar zostać w nim na dłużej. Z chęci napisania małego wywiadu powstał felieton, z wypadu na chwilę do fajnego sklepu, spotkanie ze świetnymi ludźmi, jeśli gdzieś istnieje magia, to objawia się właśnie w takich miejscach i antykwariatach. Naprawdę zafascynował mnie ten świat i będę chciał wciągnąć w niego jak najwięcej osób. To gra warta świeczki, kielczan zapraszam na rynek, ze znalezieniem drogi sobie poradzicie, mieszkańców innych miast zachęcam do szukania, nie zawiedziecie się. Jak tylko zorganizuje trochę kasy na figurki, lub jeśli będzie działo się coś ciekawego zarówno w Kielcach, jak i innych miejscach w Polsce będę to opisywał właśnie tutaj. Zaczynam nowy rozdział w życiu geeka, próbuje czegoś nowego i mam wrażenie, że na długo przy ty zostanę. Bardzo chce ściągnąć do tego cudownego świata więcej ludzi, którzy może nawet nie zdają sobie sprawy z istnienia miejsc takich jak to. Zapraszam was do zabawy, wychodźcie z domu, bawcie się z innymi, a nie pożałujecie, a ja wkrótce dodaje kolejny wpis! Najprawdopodobniej będzie o nauce gry w OiM.
Dziękuje ludziom którzy pomogli mi przy tym wpisie:
przede wszystkim Norbertowi, który cierpliwie wszytko mi tłumaczył
Jankowi za uchylenia rąbka tajemnicy, życia fana gier rpg
Sławkowi za wypożyczenie materiałów, aż żal że muszę je oddać...
19 komentarzy
Rekomendowane komentarze