Skocz do zawartości

Wzgórza pełne glutów

  • wpisy
    38
  • komentarzy
    162
  • wyświetleń
    20797

O fabule uczuciowo


Dawid2207

1264 wyświetleń

Często obejrzawszy jakiś film z hollywoodzkim happy endem mówię do siebie, że "artystycznie" całość wypadłaby dużo lepiej, gdyby reżyser jednak odszedł od schematu i zdecydował się na coś o nieco bardziej gorzkim wydźwięku. Mam nadzieję, że to nie zabrzmi bezdusznie, ale nawet, gdy mam do czynienia ze złym zakończeniem, istnieje we mnie taka świadomość, iż dobrze się stało. Bo tego wymaga "artystyczna" strona filmu. Prawdziwe arcydzieło rozpoznaję po tym, gdy z całego serca pragnę szczęśliwego zakończenia. I do ostatniej chwili żyję taką nadzieją, nawet gdy wiem, że los bohaterów jest już przesądzony.

zielona_milA.jpg

Może jakimś cudem skończy się szczęśliwie...

Nie tyczy się to zresztą tylko filmów: również książki potrafią wzbudzić takie uczucia, co nie jest zbyt zaskakujące. Nigdy jednak nie spodziewałbym się, że podobne emocje mogą złapać mnie w swoje sidła po... zagraniu w grę.

Youtube Video -> Oryginalne wideo

Umilcie sobie czytanie tych wypocin

Nawet przy moich ulubionych grach nigdy nie miałem ochoty zmieniać zakończenia na happy end pod wpływem osobistych uczuć, tych pochodzących od serca. Tak jak mówiłem: zwracam głównie uwagę na to, czy dramatyczne wydarzenia wpasowują się w całość produkcji, czy pasują swoim stylem, są naturalne i dobrze się je ogląda (cholera, to brzmi snobistycznie, ale tak to czuję). Dla przykładu: IMO najlepsze zakończenie trylogii Mass Effect to...

zastrzelenie dzieciaka i zwycięstwo Żniwiarzy. Dlaczego? Bo pasuje do całej gry, do poczucia dążenia do nieuchronnej zagłady, które przez cały czas trylogia sobą reprezentowała.

Nie zdarzyło się jeszcze, bym tak zaangażował się w dany tytuł, jak w najlepsze książki czy gry. Nie zdarzyło mi się jeszcze, by jakakolwiek gra pozostawiła po sobie "kaca moralnego" - to przecież domena "dojrzalszych" mediów, tak?

Nie zrozumcie mnie źle: nie mam na myśli tego, że nigdy się nie zaangażowałem w żadną grę. Kopiąc tyłki Żniwiarzom wraz z Garrusem i Tali czułem się prawie tak, jakbym naprawdę bronił Ziemi. Odpierając ataki antilionów i zasłaniając Alyx własnym ciałem czułem się prawie tak, jakbym bronił prawdziwej przyjaciółki. Słysząc w domu okrzyki o ciałach upadłych aniołów od naćpanych bandytów czułem się prawie tak, jakby mi zależało na wirtualnych bliskich Maxa, w którego się wcieliłem. Zawsze jest to prawie.

Alyx_gun_outland.jpg

Dlaczego to grom najtrudniej wzbudzić prawdziwe uczucia? To jest paradoksalne, ponieważ w przypadku lektury lub seansu jesteśmy jedynie biernymi widzami, a jeśli chodzi o gry - aktywnymi uczestnikami wydarzeń, wszystko rozgrywa się na naszych oczach. A jednak mało kto uronił kiedyś łzę nad grą.

A czemu to nie działa tak, jak powinno?

Może temu, że zazwyczaj tym, co odciąga nas od prawdziwie artystycznej strony danego dzieła jest... sama gra. Trudno nam rozważać moralność głównego bohatera, rozgryzać dylematy, jakie stawia przed nami produkcja, gdy armia orków/pół Wermachtu/dywizjon Rosjan czekają na wybicie. Ten dysonans nigdzie nie był tak widoczny, jak w najnowszym Tomb Raiderze. Nie mam czasu współczuć martwemu kumplowi Lary - mam batalion do wybicia!

thumbnail_2_fdc84458_v2.jpg

Oto i Lara Croft, która 2 godziny wcześniej płakała, zabijając jelenia.

A może dlatego, iż głównym celem rozgrywki ma być zabawa, a nie refleksja. Nie oczekujmy, że ktoś kupi Call of Duty dla rozterek filozoficznych. Niekiedy do gier dodawane są poważne, skłaniające do myślenia motywy - ale nigdy nie są one na pierwszym miejscu. Można powiedzieć: nie ma się czemu dziwić, to rozgrywka dla masowego odbiorcy. OK, ale kino też. Dlaczego więc mamy zatrzęsienie lepszych lub gorszych dramatów, a gier o podobnej tematyce - jak na lekarstwo? Dlaczego kupujemy xx część Call of Duty, a na półkach sklepowych obecnie ze świecą szukać czegoś ambitniejszego od Maxa Payne'a 3? Może to przez nas stereotypowe wyobrażenie o graczu to nerd połykający kolejną odgrzewaną, ale lekkostrawną papkę od EA/Activision/etc.?

Przyjrzyjmy się na sekundę grom, w których to wszystko "działa" mniej więcej, jak powinno. Gdy myślę o ambitnej grze, pierwszy tytuł, który przychodzi mi do głowy, to "Syberia". Niezwykła produkcja, jednak moim zdaniem miała jedną wadę: zagadki... czyli praktycznie cały gameplay. Ponownie gra odciągała mnie od fabuły, a głupie układanki pod koniec "dwójki" po prostu denerwowały. Ale bynajmniej nie dlatego, bo są źle zrealizowane - wprost przeciwnie, są świetne. Jednak odrywają mnie od historii i nie pozwalają się na niej skupić: ledwo się zaangażuję, już mi coś umyka. Nie wiem, czy też tak macie, ale bardzo często nachodzą mnie takie myśli, że dużo lepiej by się stało, gdyby niektóre gry były filmami.

5.jpg

Zaciekawiła cię fabuła? To odpowiedni moment, żeby otwierać drzwi przez dwie godziny.

I teraz wreszcie przejdę do sprawy, którą chciałem opisać na samym początku. Chciałem, ale koniec końców wyszło mi coś w rodzaju felietonu o fabule ogólnie, więc by was nie zanudzać, bez większych ceregieli...

To-the-Moon_2012-08-23_04-51-10-e1347234437642-620x348.png

To the Moon, gra z ostatniego CDA. Gra, w której wszystko działa jak powinno, wzbudza odpowiednie uczucia, wszystko, co zamierzyli sobie twórcy, zostało spełnione. Oryginalna historia o staruszku, który pragnie wyruszyć na księżyc. Naszym zadaniem jest zanurkować w przeszłość (dosłownie) i dowiedzieć się, dlaczego akurat tego pragnie. I, jeśli będzie to w naszej mocy, zbudować w jego wspomnieniach obraz tego marzenia. Od początku jednak wiemy, że staruszkowi pozostało kilkanaście-kilkadziesiąt godzin życia. I nawet, jeśli nam się uda... to nie będzie miało żadnego znaczenia, bo co się stało, to się nie odstanie i nie przywrócimy zmarłej żony do życia, a Johnny nie umrze na Księżycu, tylko w swoim łóżku...

Tak więc wszystko jest pięknie, niesamowicie smutno i romantycznie. Ale... to też bardziej książka/film niż gra. Nie robimy tu właściwie nic typowo "growego". I chyba dlatego to działa, podobnie jak w przypadku bardzo popularnej ostatnio "The Walking Dead". I obawiam się, że to jedyna droga do wzbudzenia w odbiorcy takich uczuć. Nie udało się to w "Tomb Raiderze", nie udało się w Maxie Paynie, udało się w produkcji stworzonej w RPG-makerze....

Czy to wszystko oznacza, że nie ma dla fabuły w grach nadziei? Że zawsze, gdy najdzie nas ochota aby się "odchamić", będziemy zmuszeni sięgnąć po książkę, film czy sztukę, ale nie po grę? Mam nadzieję, że nie. Najbliżej ideału był Half-life 2, świetnie prezentowały się także Bioshock czy Alan Wake... ale co z tego, skoro to wszystko dalej sprowadza się do Call of Duty xx?

Oczywiście wszystko powyżej jest skrajnie subiektywnym odczuciem; może tylko ja tak mam, że nie potrafię jakoś specjalnie przeżywać gier komputerowych? Może, ale tak to odbieram, tak to spisałem, deal with it.

15 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Kopiąc tyłki Żniwiarzom wraz z Garrusem i Tali czułem się prawie tak, jakbym naprawdę bronił Ziemi. Odpierając ataki antilionów i zasłaniając Alyx własnym ciałem czułem się prawie tak, jakbym bronił prawdziwej przyjaciółki.

Przez takie podejście ludzie popełniają samobójstwo, bo dochodzą do wniosku, że życie wirtualne jest lepsze od tego prawdziwego ;_; Keep up the good work.

Nie wiem, czy też tak macie, ale bardzo często nachodzą mnie takie myśli, że dużo lepiej by się stało, gdyby niektóre gry były filmami.

Rak branży. Blogosfera już wie pod który dom wysłać czołgi. Serio, nie rozumiem. Chcesz obejrzeć film to włączasz film.

świetnie prezentowały się także Bioshock czy Alan Wake... ale co z tego, skoro to wszystko dalej sprowadza się do Call of Duty xx?

Oczywiście nie mówisz o tym nowym Bioshocku, nie? No bo ten nowy to takie Call of Duty łamane przez niby coś tam gdzieś tam z fabułą.

Link do komentarza

Ubiegłeś mnie towarzyszu - sam chciałem popełnić na ten temat wpis. ;) Co fakt to fakt - trudno o gry przywiązujące szczególną wagę do fabuły, a gdy już tak się dzieje to przeważnie nie chwytają za serce tak jak filmy, czy książki. Od siebie mogę dorzucić dwoma exami z konsol:

Fable II oraz Heavy Rain.

Według mnie w obu tytułach odpowiednią immersję dało się uzyskać przez interakcję ze światem gry. Paradoksalnie na dłuższą mete powodowało to znużenie, a i sama mechanika sprawiała pewne odgórnie narzucone ograniczenia.

W zwiazku z tym uważam że, rozsądny balans da się uzyskać przeważnie w stosunkowo prostych produkcjach(Hotline, Podróż).

Link do komentarza

Cytuj

No bo ten nowy to takie Call of Duty łamane przez niby coś tam gdzieś tam z fabułą.

WHAT?!

Byłbym zapomniał kiepski troll - prawie się dałem złapać... wink_prosty.gif

W sumie to się dałeś :trollface:

Jeszcze tematem wpisu dodam, że już chyba wole być kojarzony ze stereotypowym pryszczatym nerdem bijącym levele w MMO 24/7, niż tym całym emoszjonal gajming i płakać przy Mass Effect, czy Heavy Rain. Albo czuć, że ratuje właśnie swoją pikselową przyjaciółkę. Jedyną, bo innych przyjaciół nie posiadam (zakładam, że gdyby ta postać była prawdziwa to też by mnie nie lubiła), a koledzy w szkole mnie biją, Bogu dzięki są wakacje. Gdzie te gry, a gdzie np. Zielona Mila. Ale to pewnie dlatego, że boje się wyrażać swoje emocje, a np. taki Rojo się popłakał przy To The Moon.

Link do komentarza
ale co z tego, skoro to wszystko dalej sprowadza się do Call of Duty xx?

A branża filmowa/książkowa nie sprowadza się do popularnych i łatwych do przełknięcia Supermanów/Startreków/Zmierzchów/Potterów? To najbardziej oczywista oczywistość, że lekkostrawna papka zdobędzie większą popularność niż wielce ambitne i emocjonalne produkcje. Gry i Call of Duty nie stanowią wyjątku.

Ludzie nie chcą się cały czas emocjonować i rozkminiać życia. Igrzyska i chleb - tego nam trzeba od zawsze.

Ten wpis:

Het%20Feel.png

Hotline

Ta "immersja" w Hotline. Much feels bro.

When I think of it:

Zauważyłem, że przez ostatnie lata znienawidziłem słowo "immersja" jest dla mnie cholernie irytujące i kojarzy się z pretensjonalnymi Rojami z jubutów czy innych shithole'ów którzy lubią filozofować o byle czym.

Immersja aranżacji tego tytułu sprawiła, że poczułem się ukontentowany contentem tej interaktywnej porcji rozgrywki :eyes:

Link do komentarza

Co jest takiego złego w czystej rozrywce? Dlaczego choćby taki Street Fighter ma być gorszy od ME? Dlatego, że nie wzbudza uczuć? Jest czas na to, żeby płakać i zastanawiać się nad swoim życiem, ale jest też pora na czystą zabawę i fun. Irytują mnie ludzie, którzy wyśmiewają osoby nie szukające w różnych mediach "głębokich przeżyć", i które czują się od takowych lepsi. Lubię obejrzeć prosty film o Superbohaterach, napakowany efektami, przeczytać zabawną książkę, pełen walk komiks Superhero czy zagrać w grę, w której chodzi głównie o zabijanie i czystą rozpierduchę. W mediach wszelkiego rodzaju szukam głównie przyjemności i odstresowania. Oczywiście, czasem należy zrobić małe "odchamianie".

Robię to z prostej przyczyny, jakiekolwiek by te "głębokie przeżycia" nie były, w znacznej większości wypadków będzie to "prawie". Uczucia mam w realu i mi wystarczą.

Link do komentarza
Co jest takiego złego w czystej rozrywce? Dlaczego choćby taki Street Fighter ma być gorszy od ME? Dlatego, że nie wzbudza uczuć?

Niestety, chociaż nie chcę, muszę to napisać: wszystko jak zwykle rozbija się o prywatne gusta. Dla mnie owszem, ME bije SF na głowę (po pierwsze nie lubię SF, w bijatykach istnieje dla mnie tylko MK i Tekken, po drugie gry wywołujące emocje zawsze lądują wysoko w moim rankingu najlepszych gier), ale dla kogoś innego może być całkiem na odwrót.

OK, gry to zawsze była rozrywka, lecz jeżeli wciąż będziemy sprowadzać ją do najprostrzego (strzelaj, zbieraj punkty) szybko stanie się ona bardzo dziecinna i nie lepsza niż gierki z telefonu.

Czy twórcy nie widzą, iż takie gry odnoszą sukces? Dodatkowo, jest to coraz bardziej widoczne?

Link do komentarza

Niestety, chociaż nie chcę, muszę to napisać: wszystko jak zwykle rozbija się o prywatne gusta. Dla mnie owszem, ME bije SF na głowę (po pierwsze nie lubię SF, w bijatykach istnieje dla mnie tylko MK i Tekken, po drugie gry wywołujące emocje zawsze lądują wysoko w moim rankingu najlepszych gier), ale dla kogoś innego może być całkiem na odwrót.

Tutaj chodziło jedynie o posłużenie się SF jako przykładem gry, w której mamy niemalże wyłącznie rozgrywkę. :P

OK, gry to zawsze była rozrywka, lecz jeżeli wciąż będziemy sprowadzać ją do najprostrzego (strzelaj, zbieraj punkty) szybko stanie się ona bardzo dziecinna i nie lepsza niż gierki z telefonu.

Czy twórcy nie widzą, iż takie gry odnoszą sukces? Dodatkowo, jest to coraz bardziej widoczne?

Nie próbujcie robić z gier jako ogółu nie wiadomo czego. Powstały one jako coś co służyło do zabawy i w dużej mierze wciąż tym są. W znacznej części gier fabuła jest tylko pretekstem do rozgrywki. Oczywiście są od tego wyjątki (głównie gry RPG).

Otwarcie przyznaję, że tego rodzaju produkcjom poświęcam czas niemalże tylko dla przyjemności, a nie dla prawie głębokich doznań. Sam grając w pierwsze ME wczuwałem się w jego klimat, a epickość fabuły sprawiała, że czas spędzony przy tytule był jeszcze lepiej spożytkowany. Nie zmienia to jednak faktu, że dla mnie to wciąż jedynie świetna przygoda. :P

Link do komentarza
Nie próbujcie robić z gier jako ogółu nie wiadomo czego. Powstały one jako coś co służyło do zabawy i w dużej mierze wciąż tym są. W znacznej części gier fabuła jest tylko pretekstem do rozgrywki. Oczywiście są od tego wyjątki (głównie gry RPG).

Podobnie można podejść do wszystkiego, a mimo to są produkcje - filmy, gry, komiksy - które stoją na wyższym poziomie niż tylko rozrywkowym.

Link do komentarza

Podobnie można podejść do wszystkiego, a mimo to są produkcje - filmy, gry, komiksy - które stoją na wyższym poziomie niż tylko rozrywkowym.

Tak, wspomniane przeze mnie wyjątki.

Link do komentarza

Co dowodzi, że gry wcale nie muszą być "tylko rozrywką". Swoją drogą, śmieszą mnie ludzie którzy uważają książki za rozrywkę wyższego rzędu niż książki czy komiksy i twierdzą, że te ostatnie są dla dzieci.

Link do komentarza

Myślę, że niedobór gier wzbudzających silne emocje wynika bardziej ze specyfiki rynku. Branża growa jest ciągle młoda i mała w porównaniu do filmowej. Gracze też powoli dorastają, o ile nasi dziadkowie raczej rzadko są graczami to myślę, że wielu z nas zostanie nimi jeszcze przez kilkadziesiąt lat. Już za kilkanaście lat powinno być trochę inne zapotrzebowanie rynku, może zacznie wychodzić więcej produkcji, których oczekujesz ;)

Link do komentarza

Coś co wywołuje silne emocje zawsze będzie lepsze od swojego odpowiednika, który daje tylko rozrywkę. I też przyznam, że To the Moon wypadł najlepiej pod względem immersji jeśli chodzi o gry.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...