Nie chcesz - nie kupuj?
Mikropłatności stają się powoli normą. Z rzadko spotykanego rozwiązania rozrosły się i pojawiają się w prawie każdym gatunku (shootery, moba, wyścigi, simy, strategie, symulatory) i na każdej platformie (PC, komórki, FB, konsole). Wydawcy stosujący takie "ulepszenia" liczą kasę i twierdzą, że gracze lubią tak płacić. Przepraszam, "klienci". Ci ostatni są podzieleni - jednych oburza astronomiczny wzrost faktycznego kosztu gier, inni nie widzą problemu.
Nie kupuj!
"Głosuj portfelem", "Nie chcesz - nie kupuj" - Te dwa hasła dominują we wszystkich dyskusjach na temat gier, które kosztują przez cały czas grania. I tylko pozornie takie pomysły wyglądają na faktycznie rozwiązania czy argumenty.
Lubicie czekoladę, kawę albo herbatę? Wybierzcie dowolny smakołyk, który zjadacie w dużych ilościach i wyobraźcie sobie, że każda kostka/torebka/papieros kosztuje 5 złotych, a pomiędzy kupnem kolejnych musicie odczekać 24H. Oczywiście to tzw. dobra luksusowe, więc można się bez nich spokojnie obejść. Tylko czy niekorzystanie z danego dobra w jakikolwiek sposób poprawia jego jakość/dostępność/cenę albo nasze samopoczucie? To tylko powrót do punktu wyjścia.
A pozostali?
Powiedzmy, że wykazałem się silną wolą i tej gry nie kupiłem. Jaki to będzie miało efekt (poza tym że w nią nie zagram) ? Mam w garażu maszynę kwantową, i sprawdziłem co się stało w alternatywnym świecie, gdzie uległem i kupiłem grę.
Oto wyniki sprzedaży, gdy grę kupiłem:
A te, gdy jej nie kupiłem:
Dla firmy sprzedającej rocznie 100 milionów gier nie jestem nawet pikselem. Jeden gracz nie ma żadnego wpływu na politykę firmy. Nawet utrata zysków z takiego kraju jak Polska nie spowoduje zmiany kierunku firmy o 180 stopni.
Są jeszcze inni
Teoretycznie na wolnym rynku jakim są gry wideo, działa niewidzialna ręka, i firma która oferuje lepszy lub tańszy produkt wygrywa z tą wyciągającą od klientów więcej pieniędzy. Teoretycznie, bo w praktyce firmy (a właściwie gry) konkurują tylko w pewnym stopniu. Oczywiście, tytuły wydane w tym samym okresie konkurują o klienta, ale duże marki, z wyrobioną renomą są na substytuty uodpornione - Ktoś, kto czeka dwa lata na nowego Battlefield nie kupi nagle Call of Duty, bo BF np. każe płacić za pojazdy. Zagryzie zęby i kupi grę mimo to.
Rozwiązanie
Niestety, nie ma uniwersalnego rozwiązania, a problem nie jest na tyle prosty, by można było rozwiązać go jednym zdaniem - "kupuj labo nie kupuj". Ale Bleszinski ma po części rację - tylko to nam pozostaje. Możemy bawić się z producentami na takich warunkach, albo nie bawić się w ogóle.
Obiecuję, że to ostatni taki pesymistyczny wpis. Przynajmniej na jakiś czas
16 komentarzy
Rekomendowane komentarze