Nie umrzyj z głodu
Zastanawialiście się kiedyś, jakby wyglądał Minecraft zrobiony przez Tima Burtona? Pewnie nie, ale to nieważne. Teraz można się przekonać osobiście jakby taka gra wyglądała dzięki "Don't Starve".
![250215828.jpg](http://dl.dropbox.com/u/29350958/blog/dont%20starve/250215828.jpg)
Don't Starve jest dziełem Klei Entertainment, twórców Shank i Mark of the Ninja. Z platformówek przerzucili się na sandboxa, i to nie byle jakiego. Chociaż może porównanie z Minecraftem jest trochę przesadzone.
Inaczej niż w MC mamy od razu przy sobie mapę, a śmierć usuwa wszelkie zmiany, jakie wprowadziliśmy do środowiska. Różnic jest zresztą dużo więcej, o tym za chwilę.
Główny bohater DS zostaje rzucony przez demona w środek niebezpiecznej dziczy. Zadaniem gracza jest jak najdłużej przetrwać w tych niegościnnych warunkach. Dzicz jest dwuwymiarowa - gra jest zaprezentowana w rzucie izometrycznym (choć z perspektywą), a prawie wszystkie obiekty są sprite'ami. Ale za to jakimi. Wszystkie obiekty są narysowane z dużym wyczuciem, niby surową, chaotyczną kreską, ale wszystko jest wyraźne i pasuje do siebie. Świetne są też animacje obiektów.
Cała gra stylistycznie nawiązuje do strasznych bajek, parodiując gotyckie powieści grozy. Gra jest przy tym humorystyczna - prawie każda kwestia głównych bohaterów zawiera jakiś dowcip. Zachowanie świni też wywołuje ciągłego banana na twarzy.
![ds1.png](http://dl.dropbox.com/u/29350958/blog/dont%20starve/ds1.png)
My name is Johnny Depp, welcome to Jackass
Jak dzicz, to potwory. Spotkamy m.in. pająki, świnioludzi, tallbirdy (długoptaki?), wilkołaki, ogromne macki czy enty. Moim faworytem jest Chester (skrzyniowiec) - dyniopodobny, rogaty stwór na sprężynujących nogach, który przechowuje w paszczy nasze przedmioty. Część z nich jest niegroźna, inne atakują sprowokowane, a jeszcze inne zawsze dążą do zabicia nas. I niewiele możemy z tym niestety zrobić. Arsenał broni jest ubogi i mało skuteczny, a w nocy ilość potworów jest ogromna, chroni nas tylko ogień (choć i on nie zawsze).
Przetrwanie nocy jest na początku najtrudniejsze. Nie jest ona ciemna, tylko doskonale czarna, nie można nawet wtedy podróżować, bo kursor nie reaguje, a grając strzałkami obijamy się o drzewa. Nie ma możliwości zakopania się czy obudowania ze wszystkich stron jak w grze Mojang. Musimy rozpalić ognisko i dokładać do ognia, bo jak zgaśnie, to po nas. Mamy co prawda do dyspozycji namiot i śpiwór, ale są bardzo drogie i... jednorazowe.
![ds3.png](http://dl.dropbox.com/u/29350958/blog/dont%20starve/ds3.png)
Jakbym nie miał jeszcze dość kłopotów
Kiedy już przetrwamy trwającą 1/4 doby noc, możemy zacząć rozglądać się za jedzeniem. Jego brak lub niska jakość to kolejne zagrożenie. W grze można znaleźc kwiaty, nasiona, owoce, żaby, ptaki, owady, ryby, świnie i jeszcze kilka innych rodzajów jedzenia. Zestaw jest imponujący, ale przeżyć nie jest łatwo. Po pierwsze jedzenie się psuje. Jeśli mamy ognisko, możemy je ugotować i zyskać kilka godzin. Leżące na ziemi bądź w ekwipunku po kilku dniach staje się trujące - syci, ale ubywa nam zdrowia. Równie szkodliwe jest mięso potworów. Ziarna i kwiaty są łatwo dostępne, ale musielibyśmy nie robić nic innego jak tylko zbierać zieleninę, niczym dżelady. Jeszcze inne rośliny doskonale leczą, ale nie zapełniają w ogóle żołądka.
Gdy zdobędziemy już trochę sprzętu, jest łatwiej. Przesadzanie krzewów, by były bliżej ogniska, zakładanie farm i trzymanie ze świniami lub beefallo (wołowinami?) pozwala utrzymać żołądek w dobrym stanie.
![ds2.png](http://dl.dropbox.com/u/29350958/blog/dont%20starve/ds2.png)
Ze sprzętem jest niestety krucho. Narzędzia szybko się zużywają, a do produkcji bardziej wyrafinowanych konstrukcji potrzebne są specjalne, drogie maszyny. Z kolei gdy już założymy bazę, jesteśmy do niej przywiązani, bo bez plantacji i fabryki narzędzi daleko nie zajdziemy. Da się co prawda wypchać plecak najpotrzebniejszymi sprzętami i próbować eksploracji, ale i wtedy daleko nie zajdziemy, bo jedzenie się zepsuje, a wyhodowanie nowego wymaga nawozu i sadzonek. Możemy więc najwyżej odwiedzać miejscowe wioski świnioludzi. Dalekie (acz krótkie) eskapady są możliwe dzięki wormholes*, czyli kanałom błyskawicznie przenoszącym nas w odległe miejsca mapy.
![unnamed.jpg](http://dl.dropbox.com/u/29350958/blog/dont%20starve/unnamed.jpg)
Tylko nie bardzo jest po co. Gra jest obecnie w fazie bety i po kilku dniach (w grze) da się to odczuć. Po przeżyciu dwóch tygodni wyraźnie brakuje celu. Głównie pucujemy więc osadę w czekaniu na nową wersję gry lub powiększamy mapę i znajdujemy kolejne, intrygujące ale bezużyteczne przedmioty. O tym, że to beta, świadczy jeszcze inna rzecz - po godzinie grania mapa rozpasa się do kilkuset megabajtów w pamięci i gra zaczyna regularnie przycinać.
Dodatkowym motorkiem napędowym są na szczęście postacie. Każda rozgrywka daje nam XP, a po przekroczeniu poziomu dostajemy nowego bohatera, np. podpalaczkę, która sama roznieca ogień w ciemności.
Wszystko to składa się na grę, która bardzo dobrze bawi (i frustruje) przez pierwsze dwie godziny, po czym zaczyna nudzić. Na szczęście aktualizacje są częste, a demko dostępne przez Chrome (LINK), więc sprawdźcie ją koniecznie.
* - Jeden z bardziej wyrafinowanych dowcipów w grze: wormhole to dziury w czasoprzestrzeni, tutaj przedstawione dość dosłownie, jako robaki zakopane w ziemi, trochę jak Nydus Canal.
12 komentarzy
Rekomendowane komentarze