...Podręcznikowo
Jako, że niestety wciąż jestem na łasce i niełasce przygotowanego niewątpliwie z troską o młodego człowieka systemu nauczania, pozwoliłem sobie na kilka refleksji dotyczących podręczników szkolnych. Nie tracąc czasu na zbędne wstępy, mające za zadanie wydłużyć i tak krótkie wypociny, przejdźmy do rzeczy...
Umieściłem tu zdjęcie tego zielonego podręcznika, gdyż uznałem, iż jest on najbardziej interesujący spośród przeznaczonych mi materiałów edukacyjnych. Od razu zaznaczę, iż nie jestem nie wiadomo jakim przeciwnikiem tychże, jednak jest wiele rzeczy, na które trzeba zwrócić uwagę.
Jeśli chodzi o przedmioty takie, jak biologia czy geografia - sprawa przedstawia się... śmiesznie. Bo jak tu się nie śmiać, czytając takie kwiatki (nie przygotowałem ich wcześniej - teraz otwieram podręcznik na losowej stronie i czytam losowy akapit...):
Czasem chcesz przekazać komuś ważną wiadomość, ale nie możesz się z nim skontaktować. Wtedy prosisz o pomoc znajomego, który dostarcza informację właściwej osobie. Rolę podobnego łącznika w Twoim organizmie odgrywają...
albo:
Po całym dniu nauki możesz sobie pozwolić na odpoczynek. Niestety, twoje serce nie ma takiej możliwości.
Powiem wam, że te wstępy mnie rozwalają i gdyby wrodzone lenistwo nie zakazywałoby mi podświadomie poświęcenia na ten wpis więcej niż kilkanaście minut, znalazłbym jeszcze fajniejsze rzeczy. Najbardziej utkwił mi w pamięci wstęp z podręcznika od geografii, dział o wulkanach. Coś w stylu: "Groźne. Nieustępliwe. Niebezpieczne. <jeszcze dłuuuga lista epitetów>". To naprawdę potrafi rozbawić.
Jeśli chodzi o poziom wiedzy zawartej w tekście to, najogólniej rzecz biorąc, jest bardzo ogólnie. Nigdy nie zagłębiamy się w nic dokładnie, jedziemy po łebkach i zamiast porządnie zrealizować jeden dział, upychamy do jednej książeczki całą masę pobieżnie opracowanych tematów.
Język polski to dla mnie jeden z najważniejszych przedmiotów i... nie jest zrealizowany aż tak tragicznie. Jasne, masa tekstów to fragmenty artykułów nikomu nieznanych felietonistów, ale - hej - w końcu to, co powinno być jest... tak ze 3 akapity. Ponownie, zamiast zrealizować jakiś dział porządnie, autorzy serwują nam masę ogólników.
Indoktrynacja młodych umysłów nie ma za bardzo miejsca w tym podręczniku, aczkolwiek daje się zauważyć, iż wiele poleceń nie zaczyna się od słowa "czy", lecz "dlaczego"... Jeśli wiecie, o co mi chodzi.
Podręcznik od historii, mimo świetnej okładki, okazale się również nie prezentuje. Książka grubości "Chatki Puchatka" - oczywiście - nie powala zawartością. Zgadliście! Same ogólniki...
Trzeba jednak przyznać - mimo wad tychże materiałów dydaktycznych, wiedzę (co prawda szczątkową, ale zawsze) przyswaja się z nich dosyć łatwo. Każde zdanie jest tutaj źródłem kolejnych informacji, niemal wszystko jest bardzo skondensowane, nie ma miejsca na nawet najmniejsze dygresje ze strony autorów... Co mi osobiście przeszkadza.
Teraz pytanie - jakie w takim razie powinny być podręczniki? Odpowiedzi wiele lat temu udzielił nam pan Terry Deary...
Ten pan jest autorem świetnej serii książek "Strrraszna historia" wydawanej przez Egmont. Ich zawartość można określić jako nadającą się dla 12-latka. Ale nie typowego, przeciętnego 12-latka, który właśnie zdobył 500. wioskę w "Plemionach" i awansował swojego Surę na 99 poziom w Metinie. Dla inteligentnego, ciekawego dziecka, dla którego wiedza jest skarbem, a książki przyszłością.
Książki są świetne - aż pęcznieją od różnych ciekawostek i naprawdę interesujących informacji oraz - co za każdym razem autor podkreśla na wstępie - przekazują prawdziwą, niefałszowaną, brutalną prawdę, a nie te strzępki informacji z podręczników zaakceptowanych przez MEN. Ponadto seria ta ma klimat, który sprawia, że nieustannie do niej wracam.
Warto wspomnieć o Michaelu Coxie, który odpowiadał za niektóre z książek. Ponadto również kilku autorów z nadwiślańskiego kraju dołożyło swą cegiełkę do "Strrrasznej historii", tworząc książki m.in. o Piastach, czy Jagiellonach. Warto także zapoznać się z bliźniaczą serią książek - "Monstrualną erudycją", czyli niemal tym samym, tylko z mniejszym polotem.
Nie wiem, czy mogę mówić już o moim dzieciństwie - mam 15 lat i tak naprawdę nie mam pojęcia, kiedy się skończyło - ale jeśli mogę, to właśnie ta seria stanowi jego część.
7 komentarzy
Rekomendowane komentarze