Skocz do zawartości

Śmietnik w głowie.

  • wpisy
    17
  • komentarzy
    404
  • wyświetleń
    14819

Kucykowa sesja RPG - prolog


Klekotsan

2519 wyświetleń

Kurdę, za dużo was :P Udręka napisać tyle historii. Więc jak komuś się nie podoba to z chęcią oddam stanowisko :) Zresztą, to mój pierwszy raz w tej roli, więc nie jest mi łatwo :P Chcę tu również podziękować Argarisowi za pomoc :)

Jest ciepły jesienny dzień w Ponyville. Nadszedł sezon Jabłkozbijania i niedługo odbędzie się Bieg Liści. Oznacza to pracowity okres dla mieszkańców Equestrii.

Fire String

Opuściłeś dom rodzinny szukając inspiracji i bratnich dusz. Nie mając pieniędzy na podróż zaciągnąłeś się do pracy u Applejack. Musisz zastąpić Big Macintosha, który złamał sobie nogę. Budzisz się rano w stodole na Sweet Apple Acres. Czujesz ogromny ból głowy i mdłości. W kącie na sianie leży twoja gitara lekko przywalona butelkami. Wychodzisz na zewnątrz. Osłaniając oczy przed słońcem wleczesz się do studni by doprowadzić się do jako takiego porządku. Dopadasz jej i zaczynasz łapczywie pić wodę, jednak w połowie wiadra słyszysz nad sobą karcący głos:

-Co, cukiereczku, znów kokietowałeś klaczki na potańcówce?

Unosisz głowę i zauważasz stojącą nad tobą Applejack. Trzyma ona na grzbiecie kilka pustych wiader.

-Jesteś w stanie pracować? Chodź, musisz mi pomóc zebrać jabłka z tamtej części sadu- rzuciła z uśmiechem.

Steamy

Siedzisz w swoim zagraconym warsztacie. Wszędzie dookoła walają się śrubki, koła zębate, schematy. Na podłodze leży skrzynka z narzędziami. W kącie można zauważyć stalową rzeźbę Alicorna, nad którą wczoraj pracowałaś.

Właśnie kończysz remont ściennego zegara dla burmistrz miasta kiedy do warsztatu wchodzi Twilight.

-Cześć Steamy, co porabiasz?- rzekła w progu, po czym weszła i zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu.

-Pracuje. Potrzebujesz czegoś, Twi?- odpowiadasz spokojnie, lekko nieobecnym tonem.

Twilight, mimo bycia molem książkowym, wykazywała bardzo duże zainteresowanie twoją pracą. Często po godzinach udzielałaś jej lekcji i pomagałaś konstruować jakieś proste mechanizmy. W zamian ona pożyczała ci książki o technice i pomagała ci się zaaklimatyzować w Ponyville.

-Nic konkretne... Oooo, a co to takiego? Nie widziałam tego do tej pory!- krzyknęła Twilight wskazując na stalowego Alicorna.

-Nic takiego, Twi. Zwykła rzeźba, ot co.- odpowiedziałaś, ukradkiem ocierając pojedynczą łzę.

Ty i twój ojciec. Wasze wspólne marzenie, które pchnęło cię do podróży.

Stworzyć sztuczne życie.

Twilight zauważyła, że wdepnęła na grząski grunt. Z wymuszonym uśmiechem rzuciła niedbałe pożegnanie i szybko wyszła z warsztatu.

Znowu jesteś sama.

Quaver

Siedzisz w swoim pokoju w domostwie mecenasa Golden Hearta. Stoisz przed lustrem, poprawiając sobie grzywę.

Dziś wieczorem masz swój pierwszy, wielki występ. Masz wystąpić na koncercie, w którym na widowni ma być Księżniczka Luna.

Z nerwów w nocy nie mogłaś zasnąć, więc w tej chwili słaniasz się na nogach. Po chwili wszedł kamerdyner z tacą i postawiwszy ją na stoliku rzekł:

-Kawa dla panienki. Aha, Lady Octavia czeka na pannę w ogrodzie.

Grzecznie podziękowałaś i ruszyłaś do ogrodu z kubkiem w zębach.

Czekała tam na ciebie twoja przyjaciółka i mentorka, Octavia. Widząc twoją zaspaną minę uśmiechnęła się i rzekła:

-Kochana, co robiłaś dziś w nocy? Twoja grzywa to istna tragedia! Dziś twój wielki dzień, nie możesz go zepsuć niechlujną fryzurą! Chodź, pomogę ci.

Tak więc wypiłaś kubek kawy i spożyłaś lekkie śniadanie przyniesione ci przez służbę, podczas gdy Octavia dwoiła się i troiła, by przemienić cię z czupiradła w kuca wyższych sfer. W końcu zadowolona z efektu swojej pracy rzekła:

-No, tak dużo lepiej! Kochana, idź weź swoje skrzypce. Spotkamy się w filharmonii na próbie generalnej. Tylko nie zaśnij!-mrugnęła.

Trailer

Nowy dzień, nowe miasto.

Budzisz się w swojej przyczepie. Klaustrofobiczne wnętrze jest wypełnione masą gratów. Na podłodze walają się stare zdjęcia.

Glassy...

Wstajesz i podchodzisz do lustra. Widzisz swoją wychudzoną, przedwcześnie postarzałą twarz. Poprawiasz zmierzwioną grzywę i łykasz stertę pigułek.

Ciekawe co mnie zabije szybciej-wątroba czy rak...

Wkładasz dwie sporę obrączki-pamiątki twojej nieszczęśliwej miłości. Nigdy nie przestaniesz szukać tych bydlaków, którzy jej to zrobili...

Wychodzisz z przyczepy. Zaparkowałeś na wzgórzu, przez co teraz podziwiasz piękną panoramę Ponyville. Doszły cię słuchy, że mieszka tu utalentowany jednorożec-mechanik. Dobrze się składa, twoja stara przyczepa potrzebuje remontu. Schodzisz w kierunku miasteczka.

Moith

Znów ten bunkier... Alarm. Awaria systemu. To białe światło... Cholera, a miało być tak łatwo...

-Moith? Moith, proszę cię, wstawaj...

Otwierasz powoli oczy. Znajdujesz się w ogrodzie twojej sąsiadki. Stoi ona teraz nad twoją głową i przygląda ci się z lekkim niepokojem.

-Coś ci się stało, Moith? Zemdlałeś? Uderzyłeś się w głowę? Ojej, już lecę po pomoc!

-Spokojnie, Fluttershy- uśmiechnąłeś się zawadiacko -Po prostu się zdrzemnąłem, to wszystko.

Żółty pegaz wyraźnie się uspokoił. Z niepewnym uśmiechem na twarzy podeszła do ciebie i zaczęła oglądać ze wszystkich stron.

-Jesteś pewien? Bo wiesz, chciałam żebyś mi pomógł dziś karmić kurczaki, ale jak się źle czujesz...

-Daj spokój! Chodź, nakarmmy te bestie!- krzyknąłeś.

Na dźwięk słowa "bestia" Fluttershy lekko się wzdrygnęła, ale po chwili uśmiechnęła się z ulgą.

Uwielbiasz jej pomagać. W twoim świecie nie było tylu stworzeń, takiego spokoju. Ponadto spokojny, choć lekko neurotyczny charakter Fluttershy przyjemnie kontrastował z tymi wszystkimi wariatami i mutantami z pustkowi.

Kolejny leniwy dzień w raju przed tobą.

Sheya'trith

Obudziłaś się po kolejnym, tajemniczym śnie. Od kilku dni dręczy cie wizja świata, gdzie ogień spada z nieba zamiast deszczu, a rzeki zamieniły się w potoki lawy.

Nie pozwoliłaś myślom krążyć wokół tej sprawy. Założyłaś swój czarny płaszcz i zjadłaś śniadanie przed zabraniem się za zaklęcie siedzące w twojej głowie już pewien czas.

W domu było zdecydowanie za jasno i trzeba było zmienić kolorystykę na bardziej ciemną. W porównaniu do niektórych sytuacji z przeszłości, ten czar był pestką.

Po kilku chwilach twoje oczy mogły odpocząć, jednak nie na długo.

Właśnie wybierałaś się do Twilight Sparkle, aby pożyczyć nieco książek i porozmawiać z jednorożcem o podobnych zainteresowaniach.

Wychodząc z domu twoje oczy znowu musiały przystosować się do światła słonecznego. "Tak krótki czas pobytu tutaj już pozbawił mnie szybkiego przystosowania się do zmiany oświetlenia? Chyba za bardzo się rozleniwiłam" - Pomyślałaś i skierowałaś się do domu Uczennicy Celestii.

Chidori

Miałeś właśnie piękny sen, który mógłbyś wręcz oddać za własne życie. Problem w tym, że właśnie ono nadeszło. Wizja idealnego życia prysła, pozostawiając jedynie kawałki niejasnych wspomnień.

"Czyżbym znowu zapomniał zasłonić okien?". Faktycznie przez okna wpadały promienie słoneczne, które były powodem przerwania połączenia ze światem marzeń.

Zasłoniłeś okna i położyłeś się na innym materacu. "Może zdążę zobaczyć koniec?" - Pomyślałeś i próbowałeś ponownie zasnąć. Udałoby ci się, gdyby nie pukanie do drzwi.

Rezygnując z próby ponownego zaśnięcia wstałeś i otworzyłeś wejście do domu. Przed tobą stała Pinkie Pie, jednak po chwili radosnego podskakiwania wskoczyła do środka.

-Cześć! Mogę wejść? Dzięki. Wiesz, zawsze zastanawiałam się jak się urządziłeś. Zresztą te myśli zawsze mnie nachodzą, jak ktoś nowy zjawia się w Ponyville. Jeejuu. Ile poduszek! Ile materacy! Robisz piżama party? Czekaj czekaj! Nic nie mów, sama zgadnę. Wiem! Uwielbiasz skakać po łóżkach i innych miejscach do spania. A żeby nie spać na brudnym, to skaczesz po jednym, a śpisz na drugim. Genialne! Ja też mogę poskakać? Mogę, mogę? Przypomniało mi się jak kiedyś uwielbiałam skakać po wszystkim. Zabawa jest tym większa, im bardziej brudne masz kopytka.

Stwierdziłeś, że to będzie długi dzień i próbowałeś opanować entuzjazm Mistrzyni Imprez.

Lignator

Od rana siedzisz w lesie Everfree i rąbiesz drewno na opał. Idzie zima więc spodziewasz się masy kucyków chętnych na gotowe drwa do kominka. Po kilku godzinach pracy decydujesz się zrobić sobie przerwę. Jesteś w trakcie spożywania kanapki z kończyną, kiedy zauważasz tajemniczego jednorożca stojącego w głębi lasu. Ubrany jest on w czarny, długi płaszcz ozdobiony napisami w nieznanym języku. Nieznajomy uniósł głowę w górę i rzekł:

-To już dziś

Czujesz, jak przechodzą ci ciarki po plecach. Nieznajomy odwrócił się w twoją stronę.

-Och, nie zauważyłem pana. Wie pan, może pan odłożyć tą siekierę. To i tak bez sensu. Świat się zmieni, a my razem z nim. Radzę się spakować i opuścić Ponyville. Najlepiej zaraz.

Po tych słowach odwrócił się w przeciwnym kierunku i rzucił:

-Miłego dnia życze. Tak się chyba tu pozdrawiacie, czyż nie?

Nieznajomy ruszył w głąb lasu. Pobiegłeś kawałek za nim, jednak nie udało ci się go znaleźć.

Flaming Ink

Właśnie skończyłaś tatuować jakąś młodą klaczkę, kiedy do salonu wpadła Rainbow Dash.

-Siema Inkie!- rzuciła w progu.

-Cześć Dash! Co cie do mnie sprowadza?- odpowiedziałaś z uśmiechem.

Rainbow była regularnym bywalcem twojego studia tatuażu. Fascynowała ją twoja praca i lubiła wysłuchiwać twoich opowiadań z czasów, jak wędrowałaś po Equestrii. Od pewnego czasu nawet starała się tobie pomagać w pracy, jednak wyraźnie brakowało jej talentu.

-Wiesz co? Zdecydowałam sobie w końcu walnąć dziarę!- rzekła z uśmiechem

Zaskoczyła cię tym stwierdzeniem. Większość twoich klientów należała do kręgów artystycznych.

-No to wskakuj na fotel. Jakiś konkretny wzór na myśli?

-Niestety żaden. Zdam się na twoją intuicję. Aha, to leżało przed domem- podała ci kopertę.

Obejrzałaś ją szybko. Wyraźnie adresowana do ciebie, jednak nie było adresu zwrotnego. Kto to może być?

Odstawiłaś list na szafkę i zajęłaś się swoją klientką.

Bravehoof

Siedzisz w pociągu do Canterlot. Wczoraj dostałeś od Spika oficjalną depeszę od Celestii, która pilnie wezwała cię do zamku na konsultację.

Czegoż Księżniczka może ode mnie chcieć? Obiecałem sobie, że już nie postawię kopyta na dworze...

Mimo, że upłynęło kilka lat od tego tragicznego wydarzenia, to ciągle nie pozbyłeś się koszmarów. Zresztą, silne bóle twej cudem uratowanej nogi nie pozwalały ci o tym wszystkim zapomnieć.

Złożyłeś list od księżniczki i włożyłeś go do kieszeni. Po kilku chwilach dojechałeś na dworzec w Canterlot. Czekał tam na ciebie biały pegaz w garniturze.

-Sir Bravehoof? Witam, jestem agent BS0700,- przedstawił się. Z zadowoleniem zauważyłes, że tradycje tajnych służb po twoim odejściu się nie zmieniły. Jak zwykle anonimowi, enigmatyczni, gotowi na wszystko.

Elita elit. Najlepsi w Equestrii

-Księżniczka już na Pana czeka. Prosze wsiąść do karocy.- oznajmił.

89 komentarzy


Rekomendowane komentarze



Heh szkoda,że nie mam czasu na zabawę..może w następnej sesji:)Jednak będę z interesowaniem obserwował dalszy bieg wydarzeń :wink:

Prosiłem: NIE TUTAJ! Tutaj tylko odpisy! :icon_evil: Klekot

Link do komentarza

Przyglądam się uważnie błękitnej sierści Dash.

- Jak myślisz? - Pytam klacz, rozglądającą się ciekawie po moim studiu. - Wzór na szyi, gdzieś na nodze czy może większy tatuaż na boku lub grzbiecie?

- Emm... - Uwagę Rainbow przyciąga siedzący obok kosmaty ogier, którego pęcinę pokrywa skomplikowana spirala. - Może na nodze, ale... tak nisko.

Kiwam głową i za pomocą mojej magii podnoszę grubą księgę z wzorami. Wspólnie zaczynamy ją przeglądać, szukając właściwego.

- Co powiesz na małe skrzydło? - Wskazuję kopytem na jedną ze stronic. - Z piórami w barwach twojej grzywy?

Pegaz intensywnie kiwa głową i uśmiecha się szeroko.

- Dajesz!

- Najpierw zrobię kontury - tłumaczę - potem wypełnię je kolorem. Ale pomiędzy jednym a drugim muszę zrobić przewę. A - robienie tatuażu nie jest przyjemne. Może cię troszkę zaboleć.

Dashie strzepuje jedno ze skrzydeł.

- Nie ma sprawy, jakoś wytrzymam.

(Krótko, ale prolog to prolog, specjalnego materiału wyjściowego nie mam ;))

Link do komentarza

- Moith mógłbyś mi powiedzieć jak było w tym miejscu z którego przybyłeś?

- Szaro, brudno, smutno i niebezpiecznie. Jestem pewien, że by ci się tam nie podobało, wyobraź sobie potwory z Everfree tylko dużo większe i straszniejsze, wszystkie chciały jednego - ciebie.

<Ze strachem w głosie>

- To musiało byś przerażające.

- Po pewnym czasie się przyzwyczaiłem, wystarczyło się pilnować i uważać. Tutaj jesteśmy bezpieczni i nic nam nie grozi

*Ta pewnie, ale nie mogę jej powiedzieć, że zagłada będzie w dużej mierze z jej winy*

Wróćmy do karmienia, a ty zapomnij o tej rozmowie.

<Po przyjemnościach, zawsze przychodzi pora na pracę. Moith udał się do centrum Ponyville w którym to miał swój warsztat>

*Kto by pomyślał, że umiejętność naprawy sprzętu domowego pozwoli mi zarobić tyle kasy, miła odmiana po zarabianiu przez narażanie się na śmierć. Miłe kucyki, wysoka kultura i prosta praca, czego chcieć więcej?

Przy moim szczęściu pewnie szybko skończy się ta sielanka i znowu będzie syf, jestem tego prawie pewien. Zawsze gdy ma stać się coś złego mam to samo denerwujące uczucie, jakby mały głosik w głowie mówił "uważaj"

Dobra koniec myślenia o głupotach, znowu zaczynam się nakręcać, mam ważniejsze rzeczy do roboty*

Link do komentarza

-Jasne AJ, zaraz rozprawimy się z tymi jabłkami.

Rodzina Apple musiała tego dnia zacząć zbiory wcześniej niż zwykle. Kuce krzątały się po całej farmie. Przy stodole stały już 3 wozy wypełnione jabłkami.

Przez tydzień zdążyliśmy zebrać prawie jedną trzecią sadu. Szczerze mówiąc, to nigdy specjalnie nie lubiłem tej roboty ? to dla mnie zbyt monotonne. Uderz-zbierz-zanieś, uderz-zbierz-zanieś, uderz-zbierz-zanieś. I tak od świtu do nocy. Nie przywykłem do ciężkiej, fizycznej pracy. W Canterlot nigdy się tak nie przemęczaliśmy. Wiele trudnych robót wykonuje się tam za pomocą magii. Czasem trzeba poświęcić czas na dopracowanie konkretnego czaru, ale to zupełnie inny wysiłek. Można usiąść w ciepłym domku i myśleć nad stertą książek i kubkiem herbaty. Tu nie było tak lekko.

Gdy wspomniałem Apple Jack o moim sposobie rozwiązywania takich problemów prychnęła tylko i odpowiedziała:

-Złotko, była u nas taka jedna, która próbowała magii do pomocy w naszym sadzie. Powiem Ci, że nie wyszło jej to najlepiej.

Jedyne co mnie tutaj trzyma to towarzystwo. Z Apple Jack zbieranie jabłek przychodziło łatwiej. Zawsze była zawzięta a podczas pracy nie szczędziła języka. Często opowiadała mi ciekawe historie o PonyVille. Większości z nich nie znałem, bo patrząc z Canterlot to kolejne małe, malownicze miasteczko na pozór nie różniące się od innych. Ona jednak zmieniła moje spojrzenie na tą okolicę. Poza tym na potańcówkach mieli tu naprawdę ładne klaczki i świetny cydr. Nigdy wcześniej nie piłem tak wspaniałego napoju. Niestety po raz kolejny okazał się on być tak dobry tylko w dzień jego spożywania. Następnego dnia zawsze było gorzej.

Odsunąłem się od studni. Ziemia nadal zdawała się wirować. ?Dobrze, że mam cztery kopyta? ? pomyślałem. Spróbowałem biec. Nie wyszło mi to o dziwo najgorzej, przynajmniej z mojej perspektywy. AJ czekała na mnie w drugiej części sadu. Stała oparta o jabłoń z uśmiechniętą miną. W jej oczach widać było zapał do pracy. ?Jak jej to może sprawiać przyjemność? Chyba nigdy tego nie zrozumiem.?

Rzuciła mi wiadro na grzbiet. Stanęła tyłem do drzewa i mocno kopnęła w nie swymi silnymi kopytami. Posypał się deszcz czerwonych jabłek. Jak zwykle nie udało mi się złapać wszystkich w porę. AJ się nie zraziła i wrzuciła pozostałe owoce do pojemnika.

Około południa przyszła do nas Apple Bloom z zimnym sokiem jabłkowym. Przełknąłem szybko swoją szklankę nadal czując wstręt do napoju o owym smaku. Uprzedzenie na wieczór mijało by pojawić się po kolejnej nocy kiedy to wypijałem morze cydru? o, ironio. O zmierzchu zanieśliśmy ostatnie wiadra jabłek. Byłem strasznie zmęczony. Apple Jack nie znikał uśmiech z twarzy. Nie chciałem pytać wprost, dlaczego dzisiaj jest w tak dobrym humorze. Zawsze była pogodna, jednak zazwyczaj nawet ją pod koniec dnia praca nużyła.

Udałem się do stodoły. Spałem w niej gdy wracałem nad ranem z PonyVille i pracowałem po zbiorach jabłek. Nie było jeszcze tak późno, by przeszkadzać innym więc chwyciłem gitarę. Z daleka nie było jej widać. ?Zatopiona w butelkach po cydrze, zupełnie jak ja.? ? pomyślałem. Miałem jeszcze resztki mocy, by za pomocą magii pociągać za struny. Zresztą na to zawsze starczało mi sił. Tak było zawsze. Po całodniowej podróży z Canterlot, zbiorze owoców w Sweet Apple Acres czy nocy spędzonej nie wiadomo gdzie. Gitara zawsze dawała mi wytchnienie, pozwalała się oderwać od tak nudnej, otaczającej mnie rzeczywistości. Wiele razy byłem za to wyrzucane z przeróżnych lokali, bo nikt nie potrafił docenić mojej pasji.

Z nadzieję, że to wszystko się jutro zmieni, chwyciłem za gryf.

Fire%20String%20SM_4f83577cc830c.png

Link do komentarza

Nie wiedziałem ile jeszcze wytrzymam z Pinkie skaczącą po całym domu i wypowiadającą 1000 słów na sekundę. Byłem tak zdesperowany by się jej pozbyć i pójść znów spać, że powiedziałem coś baaardzo głupiego:

-Pinkie teraz jestem bardzo zapracowany, muszę wykonać dzisiaj 3 komplety zbroi dla strażników księżniczki Luny-skłamałem.

-Ale twój dom jest super, widziałeś kiedyś coś tak superanckiego, oczywiście, że widziałeś, bo tu mieszkasz, chciałbym by każdy mógł zobaczyć coś tak super....

-Tak, dzięki, ale teraz nie mam czasu na przyjmowanie gości a poza tym....

-O nie bądź taki- wszyscy w Ponyville na pewno chcieli by tu zajrzeć, poskakać, bawić się...

-W takim razie niech przyjdą wieczorem.

Pinkie pożegnała się i wyszła, a ja wróciłem spać. Przespałem kilka godzin i wstałem, by zrobić dzisiaj choć jedną zbroję (nie żeby dobrze się sprzedawały, ale coś robić trzeba). Nagle doznałem olśnienia- pozwoliłem Pinkie urządzić imprezę w moim domu! Przecież ona zaprosi wszystkich! Dosłownie wszystkich.

Zastanawiałem się czy nie uciec z miasta, ale postanowiłem stawić temu czoła ( i tak nie chciałoby mi się uciekać).

Schowałem rękopis mojej książki i przygotowałem się psychicznie na nadejście zmroku kiedy to pewnie nadejdzie najgorsze.

Impreza Pinkie... mój biedny dom....

Link do komentarza

Przechodzę przez miasteczko. Kolorowe, jasne otoczenie było dla mych oczu widokiem gorszym niż otchłanie piekła. Obok mnie przechadzają się inne kucyki - wesołe, roześmiane, których największym zmartwieniem było to, jaka jutro będzie pogoda.

Cholera, nie pasuję tu...

Przewróciłem się. Rozpędzony, mały jednorożec mnie popchnął. Nawet się gówniarz nie pofatygował, żeby powiedzieć "przepraszam", czy coś w tym stylu. Dalej biegnie. I wciąż jest szczęśliwy.

-A może ty spróbujesz szczęścia? - usłyszałem nieznajomy głos.

Obojętnie obróciłem się za siebie. Ujrzałem jakiegoś wędrownego naciągacza stojącego przy drewnianej ławce. Na niej rozłożone były karty.

-No, dalej! Czerwony przegrywa, czarny wygrywa. Zwariowałem! Rozdaję kasę i to za darmo!

Spojrzałem na niego spode łba. Ten wciąż trwał w sztucznym uśmiechu.

Na ławce leżało pięć odwróconych kart. Każda z nich miała na spodzie narysowanego niebieskiego gryfa.

-Daj sobie spokój - westchnąłem i odwróciłem się z zamiarem odejścia.

-Nawet nie wiesz, ile kucyków zbiło majątek dzięki mojej grze... chociaż muszę przyznać, że wielu też go straciło. Ale to zależy tylko i wyłącznie od ciebie... No jak, chcesz tej kasy, czy nie? Niech stracę, pierwsza rundka na mój koszt.

Po krótkiej przerwie odpowiedziałem:

-Ciekawy akcent. Appaloosa, czyż nie? To dosyć daleko. A dokoła nieskończona pustynia... Jedyna droga to kolej. Ale, wnioskując po stanie twojego ubioru, raczej nie zdecydowałeś się na tak kosztowną podróż? Poszedłeś na pieszo... i zahaczyłeś o Poricity. Nie wiem, kogo zabiłeś, albo kogo okradłeś, ale zdobyłeś karty używane tylko i wyłącznie w tamtejszym kasynie. Na pracę tam ktoś z twoim pochodzeniem nie mógł liczyć, więc pewnie też próbowałeś naciągać innych na ulicy? Nie wiem, ile jeszcze miast zwiedziłeś, ale chyba niedużo. Teraz próbujesz naciągać kucyki w... no cóż niezbyt bogatej mieścinie. I jeśli chcesz mi wmówić, że masz kasę na opłacenie wygranych, to... to lepiej się porządnie zastanów. Powtarzam jeszcze raz: daj sobie spokój.

Totalnie go zamurowało. Zastygł z otwartymi ustami. Odwróciłem się z uczuciem triumfu.

-Wiesz, nie wszyscy są nieuczciwi.

Odwróciłem się, spojrzałem mu prosto w oczy.

-Są.

Odszedłem i skierowałem się do mechanika. Ku mojej radości, na niebie pojawiło się trochę chmur.

Popchnąłem drzwi, na których widniała tabliczka: "warsztat". A więc od teraz warsztatem nazywamy ciasną kanciapę śmierdzącą papierochami. Super.

-Witam szanownego pana - usłyszałem - Ja jestem Reppry i... jestem do pana dyspozycji! - wykrzyknął i wyciągnął kopyto w moją stronę.

-Fajnie. Zaprowadzę cię do mojej przyczepy, bo ledwo się trzyma. Nie wiem, co się konkretnie stało, ale od razu uprzedzam, że nie dostaniesz więcej niż pięć dych.

Pokiwał głową, wziął skrzynkę z narzędziami i powiedział:

-W takim razie idziemy.

Wyszedłem z ciasnego, brudnego warsztatu. Słońce znów świeciło oślepiającym blaskiem.

Rany, nienawidzę tego miejsca...

Link do komentarza

-Nie zawiedziesz się na mnie. - cicho odpowiedziała Quaver. Kawa jeszcze nie zaczęła działać, a nieprzespana noc dawała się we znaki. Zmęczenie nie jest jednak żadną wymówką od zachowywania się jak dama, tak więc Ósemka osobiście odprowadziła Octavię do drzwi posesji. Po wtórym pożegnaniu z przyjaciółką, udała się do domu gdzie poprosiła kamerdynera o przyniesienie muszki, ale tej z niebieską kokardą. Sama zaś sięgnęła po swoje skrzypce elektryczne i jeszcze raz sprawdziła ich strój, oraz zabrała się za przećwiczenie kilku utworów. Po tej próbie pożegnała się z mecenasem oraz służącym, spakowala swój ulubiony czarny smyczek, zapakowała do futerału skrzypce, a na koniec ubrała muszkę. Tak przygotowana teoretycznie mogłaby udać się od razu na miejsce spotkania z Octavią, jednak wcześniej postanowiła przejść się do parku. W gruncie rzeczy pomysł był całkiem dobry, bo kilka wdechów świerzego powietrza na pewno poprawi jej przyszły występ. Po drodze słyszała jak grupki kucyków dyskutują na jej temat - "To ta młoda dama, która będzie grać dla księżniczki Luny?" - i tym podobne. Ostatecznie Quaver dotarła przed budynek filharmonii.

Link do komentarza

Idąc do domu Twilight Sparkle, Sheya'trith znowu wróciła myślami do jej snu. Pojawiał się prawie codziennie od tygodnia. Co dziwne, mimo jego mało przyjaznego klimatu, nie był to koszmar, po którym diablica nagle budziła się ze strachem w oczach i ze zmęczeniem, jak po nieprzespanej nocy. Wizja piekielnego świata, była tak jakby, zwykłym snem. Nigdy nie śniła o tym samym kilka razy z rzędu. To nie było normalne.

Z zamyślenia wyrwał ją znajomy widok biblioteki, którą zajmowała Twilight. Poprzedziła swoje wejście pukaniem.

Uczennica Celestii zaproponowała wspólne śniadanie. Czarna klacz nie mogła odmówić, po tak szybkim wyjściu z domu.

- Jak Ci idzie zadomawianie się w Ponyville? Mam nadzieje, że Pinkie nie sprawia Ci zbyt dużo problemów. Widziałam, że niezbyt za nią przepadasz.

- Może dlatego, że po kilku zdaniach w jednym, zapominam co w ogóle mówiła. Nie wiem jak można się z nią dogadać. Miałam dziś szczęście jej nie widzieć. Może poszła dręczyć kogoś innego. Chociaż, ja jestem z innego świata. Mówię tak w żartach, lecz czasem różnice między mną, a resztą kucyków są tak ogromne, że ciężko tak nie mówić.

- Świat byłby nudny, gdyby każdy był taki sam. - Twilight próbowała ją pocieszyć. Fakt, wizja armii kucyko-klonów nie była fascynująca.

- Muszę pamiętać, po co tu przyszłam. - Sheya'trith postanowiła zmienić temat. - Zakładam, że masz jakieś księgi o magii. Mogłabyś mi pożyczyć chociaż jedną. Zależy mi na tych dla bardziej zaawansowanych.

- Twoja prośba wcale mnie nie zaskoczyła. Jednak, czy nie lepiej najpierw wziąć się za coś mniej wymagającego? Szczególnie, że do tej pory nie byłaś edukowana w tej dziedzinie.

- Litości Twilight. Wszystkiego, co teraz umiem, nauczyłam się sama, bez pomocy książek, czy nauczycieli. Wszystko było improwizacją. Gdyby nie to, nie byłoby mnie tu. - Demoniczny kuc roześmiał się i poszedł za uczennicą Celestii w stronę półek z książkami.

Link do komentarza

-Miłego dnia! - krzyknąłem w kierunku w którym pobiegł nieznajomy, ale nic nie wskazywało na to żeby ktoś miał odpowiedzieć.

Hmph

Pojawia się z nikąd, przerywa mi drugie śniadanie i znika. Co za kuc... I do tego mówi mi, że moja praca jest bez sensu. Co niby ma się zmienić? I dlaczego miałbym opuszczać Ponyville?

Nie miałem zamiaru słuchać rad jakiegoś opętanego kuca. W czasie mojego życia około pięć razy zapowiadano jakieś końce świata i jak widać nadal żyję. A pozatym nie na rozmyślania teraz czas, ja tam swoje wiem, a przynajmniej tyle, że drewno samo się nie narąbie.

Gdy próbowałem dokończyć posiłek, zobaczyłem idącą w moim kierunku Pikie Pie.

-Witam, co cię sprowadza? Potrzebujesz czegoś?

-Cześć! Nie, nic mi nie trzeba. Chciałam zaprosić cię na imprezę u Chidoriego. Jego dom jest świetny!

Nie miałem nic przeciwko, jeden wieczór nie zrobi wielkiej róznicy,a przyda mi się chwila odpoczynku.

-Mogę przyjść.

-Dobra, bądź o 19 przed Kącikiem Kostki Cukru.

-Zgoda, do widzenia.

-Cześć!

Hmm, do 19 jeszcze dużo czasu, więc zabieram się do pracy, ale najpierw dokończę moją kanapkę...

Link do komentarza

Podróż karocą trwała dość krótko. Już po chwili stałem na pałacowym dziedzińcu. Wolnym, lecz zdecydowanym krokiem ruszyłem do komnaty księżniczki. Lokaj otworzył mi drzwi i znalazłem się wewnątrz wielkiego pomieszczenia. Od razu ujrzałem Celestię, wyraźnie czymś poddenerwowaną. Zobaczywszy mnie wyraźnie się ucieszyła.

-Bravehoof! Dobrze, że już jesteś- powiedziała na powitanie.- Proszę wejdź, rozgość się.

-Przybyłem najszybciej jak to tylko było możliwe.

Księżniczka postawiła przede mną filiżankę z herbatą. Uprzejmie podziękowałem.

-Do rzeczy, wezwałam cię ponieważ mam złe przeczucie. Coś wisi w powietrzu, czuję to.

Zamurowało mnie. Wiedziałem, że Celestia miała jakiś powód, aby po mnie posłać, ale żeby przypuszczenie?!?

-Rozumiem, ale nie za bardzo wiem czego, wobec tego, ode mnie oczekujesz.

-Rozesłałam mnóstwo agentów po całej Eqestrii. Chcę żebyś wrócił do Ponyville i uważnie obserwował otoczenie. Po prostu mniej oczy otwarte i informuj mnie o wszystkich odstępstwach od normy.

W sumie spodziewałem się czegoś trudniejszego, po prostu mam wrócić do domu i zachować czujność. Bułka z masłem.

-A już się bałem, że każesz mi znaleźć przyjaciół.- zażartowałem.

-To doskonały pomysł!

-Ja tylko...

-Za tydzień przyjadę sprawdzić jak ci poszło.- przerwała mi w połowie zdania i wyszła z komnaty w wyraźnie lepszym nastroju, dając mi znać, że rozmowa skończona.

No pięknie... Tylko tego brakowało, (biiip) Trolestia! Ale cóż, wrócę teraz do Ponyville i rozejrzę się. Może spotkam przy okazji jakieś podobne do mnie kuce. Chyba wpadnę dziś wieczorem na jakaś impreza czy coś w tym stylu.

Link do komentarza

Fire String

Naglę rozległ się wrzask nad twoim uchem.

-IIIIIMMPREEEZKA!!!!

Wzdrygnąłeś się i spojrzałeś za siebie.

Pinkie... Kopyto mać...

-Wiesz, dziś jest imprezka u Chidoriego, wiesz kto to jest? Na pewno wiesz! No i...- różowy kuc gadał jak nakręcony.

Westchnąłeś i włożyłeś gitarę do futerału. Mieszkałeś tu dopiero parę dni, jednak jedną rzecz już wiedziałeś-jak Pinkie coś od ciebie chciała, to nie było przed nią ucieczki.

-Dobrze, zjawię się-odpowiedziałeś.

-Przysięga Pinkie?

Odprawiłeś cały rytuał i wyszedłeś ze stodoły. Zbliżała się noc.

Chidori

Leżysz na łóżku i chlipiesz w poduszkę.

Impreza.

U ciebie w domu.

No cóż, gorsze rzeczy przeżyłem w trakcie podróży.

Podszedłeś do lustra i poprawiłeś sobie grzywę. Stay classy...

Sprawdziłeś jeszcze raz, czy pochowałeś wszystkie co cenniejsze rzeczy i wstrzymałeś oddech.

Dzwonek do drzwi...

Trailer

-No cóż, dziwię się, że pan tu w ogóle dojechał...

Reppry obejrzał przyczepę z każdej strony i gwizdnął.

-No cóż, linka hamulcowa przetarta, olej wycieka... Niestety, muszę zabrać to cudo do warsztatu na pare dni.

Zmroziło cię. Znaczyło to mniej więcej tyle, że zostałeś uziemiony. Bez domu.

-A nie dałoby się...?

-Nie, muszę się dokładniej przyjrzeć pańskiej przyczepie. Zajmie mi to co najmniej dwa-trzy dni.

Quaver

Czujesz, jak wewnątrz zaczyna cię zżerać trema.

Idziesz w kierunku sceny.

Zaczynacie próbę. Występ macie za około 2h.

Grasz jak natchniona. Tylko ty i skrzypce.

Nagle przychodzi blady dyrektor filharmonii. Na jego twarzy widać kompletną panikę.

-Odwołujemy występ... Księżniczka Celestia...- wybuchł płaczem.

Sheya'trith

Razem z Twilight zaczęłaś przeglądać książki poświęcone magii.

-Może to? Podręcznik do magii autorstwa...

-Daj spokój, Twi. To dla klaczek- zaśmiałaś się.

Naglę dopadł cię ból głowy. Silny, rozsadzający ból.

Spadasz w ciemność.

Stoisz przed tajemniczą postacią. Emanuje z niej tajemnicza siła, która sprawia, że padasz na kolana i dyszysz z wysiłkiem.

Już niedługo, córciu. Odegraj godnie swoją rolę, dobrze?

Obudziłaś się na łóżku Twilight. Obok znajdowała się karteczka.

Przepraszam, że mnie tu nie ma, ale byłaś nieprzytomna przez długi czas, a tymczasem zostałam pilnie wezwana do Canterlot. Jak czegoś chcesz poproś Spika, OK?

Flaming Ink

Po odprawieniu Rainbow chwyciłaś kopertę i otworzyłaś ją jednym sprawnym ruchem.

W środku znajdowała się pojedyncza kartka kartka papieru

Droga córko

Przepraszam ciebie za wszystko. Wiem, że nie miałaś łatwego życia, wędrując z miejsca na miejsce. Bez rodziny.

Znalazłam cię, ale nie możemy teraz się spotkać. Nadchodzi kataklizm, a ty odegrasz wielką rolę.

Jesteś światłem jaśniejącym w mroku.

Błagam cię, nie zgaśnij.

Obiecuje ci, zobaczymy się niedługo i wszystko ci wyjaśnie.

Zawsze cię kochałam

Twoja matka

Lignator

Zmęczony pracą postanowiłeś odpocząć nieco przed imprezą.

Ciężko dobrze się bawić tuż po takim wysiłku, chociaż wolałeś tego nie mówić głośno. Może nie znałeś Pinkie zbyt długo, ale wiedziałeś, że kłóciłaby się z tobą na temat czasu imprez. Według niej dobry czas na imprezkę jest zawsze.

Dochodziła już godzina "zero", ruszyłeś wolnym krokiem w stronę miejsca imprezy.

Jake Sheaf

Ściemniło się. Zobaczyłeś duże skupisko świateł w dosyć niewielkiej odległości. Źródłem światła było Ponyville. Uradowany przyśpieszyłeś kroku.

Wchodząc do miasteczka ktoś na ciebie wpadł. Kucyk, nawet w tak słabym oświetleniu, emanował wręcz różowym kolorem.

Chciałeś przeprosić, jednak zdziwiła cię przerażona mina kuca, z którym się zderzyłeś. Nieznajomy zaczął, mówiąc w zastraszającym tempie:

- Cześć! Jestem Pinkie Pie, kim ty jesteś? Pierwszy raz w Ponyville prawda? Musisz być pierwszy raz, bo znam tutaj każdego. A skoro jesteś nowy, to znaczy, że nikogo tu nie znasz, a skoro nikogo nie znasz, to musisz poznać, a to akurat prowadzi do mojego ulubionego: Imprezy! Nic tak nie pomaga w poznaniu paru nowych kucy, jak impreza Pinkie. Akurat wcześniej jedną zorganizowałam, właśnie na nią idę.

Też powinieneś przyjść! Im więcej gości tym lepiej!

Oszołomiony przez potok słów odpowiedziałeś z wahaniem:

Moith

Wróciwszy do warsztatu zacząłeś pracować nad repliką karabinu, który niegdyś widziałeś na pustkowiach. Praca mijała ci przyjemnie, jednak ciągle nie mogłeś się pozbyć złych myśli.

Nie każdy kuc wiedział skąd pochodzisz. Większość tego typu pytań zbywałeś jakimś kłamstwem lub dowcipem. Jednak nie potrafiłeś ukryć braku znaczka. Większość kucy uważała cię za kogoś gorszego, wybrakowany model, wieczne blank flank

Ignoranci.

Kończyłeś pracę, kiedy naglę zacząłeś słyszeć ogromny hałas. Wyjrzawszy z warsztatu zauważyłeś, że tabun kucyków gromadzi się przed wejściem do jakiegoś domu.

Bravehoof

Po wyjściu z sali zagłębiłeś się w myślach. O Celestii można było wiele powiedzieć. Jest enigmatyczna, ma dziwne poczucie humoru itp.

Ale na pewno nie martwi się na zapas.

Na końcu korytarza dostrzegłeś znajomego kuca. Był to twój kolega z dywizji, Quickshot. Uściskaliście się, po czym zapytałeś się:

-I ciebie też wezwano?

-No ba! Podobno Jej Wysokość obudziła śpiochów w każdym zakątku Equestrii. Sytuacja nr.1...-mruknął

Nr. 1? Nawet w trakcie największej aktywności tych świrów z NLR nie dobiliście do jedynki...

Zza drzwi rozległy się strzały...

Link do komentarza

Jeszcze tylko załatwię sobie diamenty, a kopia AER-9 będzie w pełni sprawna. Widziałem białą klacz która jako znaczek miała diamenciki, może ona będzie mi mogła pomóc.

<Słyszy hałas z domu obok>

Tam co się dzieje? Jakieś zamieszki czy co?

<Wybiega z warsztatu by zobaczyć co się dzieje. Zapomina, ze u jego boku dalej jest przypięty karabin>

Impreza! Coś dla mnie, w schronie nie było często takich atrakcji.

<Widzi zdziwione twarze innych kucyków i uświadamia sobie, że zapomniał zostawić karabin>

IGNORE ME!

Teraz to dopiero będzie mi ciężko się wytłumaczyć, nie dość, że nikt prócz Twilight nie rozumie czym jest mój Pipbuck i jak działa, a tera jeszcze ten karabin. Oczywiście nie mogę zapomnieć o fakcie, że sporo kucyków uważa mnie za jakiegoś mutanta i głupca, dlaczego nie mogą zrozumieć, że Cutie Mark wcale nie jest ważny. On tylko utrudnia, życie i nie pozwala nam być kim chcemy.

<Odkłada karabin i wraca przed dom Chidori`ego>

Pinkie robi imprezę wiec mogę czuć się zaproszony, może poznam kogoś nowego kto nie będzie się wywyższał z powodu posiadania znaczka. Tak impreza dobrze mi zrobi, może pozbędę się tego głupiego uczucia zagrożenia, to wspaniała kraina i nic złego nie może się stać. Przecież nikt nie zabije księżniczki i nie wywoła tym chaosu, kto byłby na tyle szalony?

<Wchodzi do środka i przebija się w kierunku ciastek>

Link do komentarza

Oszołomiona, aż siadam na zadzie, potrącając stolik i rozrzucając narzędzia. Mama? Ona... Żyje?! Ale jak...? Dlaczego...?

Potrząsam głową, grzywa opada mi na oczy. "Jesteś światłem jaśniejącym w mroku..."? Katastrofa grożąca Equestrii? Co to za bzdury?

Pośpiesznie sprzątam bałagan i układam wszystko na miejscu, gdy z oddali dobiega mnie głuchy, rytmiczny huk - jakbym znów siedziała w naszym wozie, podczas gdy ogiery dawały czadu na odległej scenie... Uśmiecham się do wspomnień, wywijam ogonem i wychodzę, zamknąwszy za sobą lokal. Dostrzegam kłębiący się w oddali tłum kucyków, śmiejących się i bawiących przed jednym z domów.

Dziwny list, rzekomo od matki, wylatuje mi z pamięci, gdy powoli zmierzam w stronę imprezy.

Link do komentarza

Mój dom...moje materace...poduszki...książki...

Pukanie- zaczyna się. Zdenerwowany otwieram drzwi. Jak torpeda wpada Pinkie Pie rozbijając się o ściany i sufit(?!). Za nią wchodzi Lyra, Rainbow Dash, dr. Whooves i wiele innych z których nie wszystkich znałem. Wszystko jakoś się trzymało kupy- niesamowite...czego ja się obawiałem?

Po chwili złośliwy los pokazał mi czego powinienem się obawiać- Derpy "wbiła" na imprezę. Wbiła wybijając przy okazji okno! Spokojnie Chidori, spokojnie.

Poznałem kilka nowych kuców- Lignatora, Flaming Ink, Fire String, ale nie miałem czasu by z nimi lepiej pogadać. W pewnym momencie wydawało mi się nawet, że widziałem dorosłego kuca bez CM, ale to mógł być tylko efekt specjalnego ponczu Pinkie. Ech impreza trwa... może jednak przeżyję tę noc?

Link do komentarza

- Dzięki, ale nie.

- Ale dlaczego, przecież wszyscy lu...

- Pinkie... Tak?

Pinkie skinęła głową.

- Słuchaj Pinkie, nikogo tu nie znam, ledwo przybyłem do miasta, nie mam nawet miejsca do spania, a jestem zmęczony drogą. Może jutro? Naprawdę doceniam chęci, ale dzięki. A teraz przepraszam.

Jake minął wesolutką i szczebioczącą Pinkie, docierając na główny plac miasta. Było dość wcześnie, kawiarnia była jeszcze otwarta, a ze stacji odchodził ostatni pociąg. Ciepły, letni wieczór... Taak... Ten wietrzyk lekko burzący kołtuny na grzywie... Ten zapach roślin, ziół... I maciejki. Na farmie też tak było. Siadało się na werandzie, na bujanym fotelu... I się było, trwało w ciepłym letnim wieczorze, wdychając zapach zboża... Nic więcej nie było potrzebne do szczęścia... Otrząsnął się. Ciszę, ciepło i spokój wieczoru zakłócił powiew zimniejszego wiatru. Sheaf zdał sobie sprawę, że cały czas stał na środku placu. Dobrze że nikt tego nie zobaczył. Jake szybko pokłusował w boczną drogę po drodze mijając znak głoszący całemu światu, że tą oto drogą dojdzie się do farmy rodziny Apple, zwaną inaczej Akrami Słodkich Jabłek. "Może tam znajdę nocleg?" pomyślał kuc i przyspieszył kroku. Idąc pośród wielkiego sadu wreszcie zobaczył budynki farmy. Na uboczu dostrzegł większą komórkę, dość zaniedbaną ale w sam raz by zdrożony kuc nie mający dachu nad głową mógł odpocząć po wędrówce. Otworzył drzwi które zaskrzypiały głośno. Komórka była ciemna, ale sprawiała wrażenie pustej. Dlatego chwilę potem Jake syknął z bólu kładąc się na widły. Odłożył na bok wszystko co mogło zagrozić nienaruszalności jego skóry, po czym ułożył się wygodnie. Zasnął. Znowu był na farmie rodziców. Biegł właśnie przez pole do domu, żegnając się z ostatnimi pracownikami folwarku udającymi się do domów po ciężkim dniu pracy. Głos mamy przypomniał mu, że za chwilę będzie kolacja i warto się śpieszyć, bo będzie koniczyna w frytkach siennych. Burrr... A on zaraz przyjdzie, tylko kopyta umyje. Burrr. Nie może czekać, jest strasznie głodny. Burrrr. Nie jadł czegoś porządnego od tygodnia. Burrrrrrr...

Jake zasnął z nadzieją, że jutro dostanie coś do jedzenia. A potem? Jeśli nie znajdzie pracy, to pójdzie dalej, jak zwykle... A mógł pójść na imprezę, przynajmniej najadłby się... Tyle że tak nie wolno. Nie powinno się. Burr...

"Było gorzej..."

Link do komentarza

Ból roztrzaskiwał głowę Sheya?trith. Ten ?sen? był najbardziej realistyczną wizją, jaką do tej pory miała. Każdy szczegół pozostał w pamięci, gotów, by przywołać go z otchłani umysłu.

Moc emanująca od tajemniczego kuca była tak wielka, że zmusiła diablicę do położenia się na ziemi, jakby była tylko nic nieznaczącym robakiem, w porównaniu do kucyka będącego źródłem gigantycznej mocy. ?Córko?? Co to miało znaczyć? Rodzice porzucili ją w wieku, który nie pozwalał na zatrzymanie żadnych wspomnień z tamtego okresu.

Jeżeli miała chociaż jedno, było ono dla niej niedostępne, zapomniane.

Dokuczliwość zniknęła po chwili zamyślenia. Pozwalała wędrować swoim myślom w głąb zagadkowej jaskini, jaką stworzył ten sen, a która musiała zostać zbadana. Nigdy nie zdarzyło jej się zemdleć w ten sposób, ani śnić o rodzicach.

?To nie może być przypadek. Co jeśli rodzina po mnie wróciła i nie jest jak reszta kucy?? ? Pomyślała, jednak po chwili odezwała się jej druga strona, która lubiła obracać marzenia i niezwykłe myśli w pył, oraz ściągać diablicę na ziemię ? ?Co jest? Od kiedy sny są częścią realnego świata? Za bardzo się przejmujesz koszmarami. Każdemu zdarza się je mieć.?.

Nie wiedziała, której siebie posłuchać.

Rozejrzała się. Za oknem panowały ciemności, gdzieniegdzie rozwiewane przez miejskie latarnie. Zeszła z łóżka i założyła swój czarny płaszcz, z którym nigdy się nie rozstawała. Zeszła na parter i zobaczyła Spike?a krzątającego się po domu. Kursował między półkami z książkami, a kuchnią i kilkoma innymi, przypadkowymi miejscami, gdzie akurat trzeba było coś przygotować, przestawić, posprzątać.

- Hej! Obudziłaś się w odpowiedniej chwili. Za chwilę zacznie się impreza u Chidori?ego. ? Zaczął asystent uczennicy Celestii.

- Wiesz coś więcej o nagłym wyjeździe Twilight? I kto to jest Chidori?

- Niestety nic. Wszystkiego się dowiem dopiero po jej powrocie. Pewnie jakieś nowe zadanie od Celestii, czy coś. A Chidori to jeden z nowych kucyków w mieście. Wprowadził się mniej więcej wtedy, co Ty. Naprawdę powinnaś tam pójść i poznać kogoś więcej, niż Lyrę, BonBon i Twilight.

Na te słowa Sheya?trith wyraziła swoją dezaprobatę. Spike odpowiedział śmiechem, a gdy już się nieco uspokoił dodał:

- Twilight tak samo zareagowała, gdy dostała misje od Celestii.

- W takim razie dobrze, że jej nie podlegam. ? Skomentowała i wyszła.

Przechadzała się po mieście, jak zwykle, odłączona od świata, zamknięta w odmętach własnego umysłu, rozmyślając nad ostatnimi wydarzeniami. Jedna myśl nie mogła jej dać spokoju. Tajemniczy kuc, który podawał się za matkę diablicy i mówiący coś o ?roli?. To nie był zwykły sen, była tego pewna. A jeśli miała rację, to wszystko wyjaśni się niedługo. Cokolwiek ma zrobić, nic o tym nie wie, a to oznacza, że będzie musiało to zostać powiedziane. Nie wybrała żadnej konkretnej drogi, ani celu, tak więc po prostu szła przed siebie, aż zobaczyła Sweet Apple Acres. Jakiś kuc przebiegł przez farmę. Wydawało jej się, że nigdy nie widziała go w Ponyville. Każdego znała z widzenia i miała dobrą pamięć. To pewnie przez tą ciemność. Nie zastanawiała się nad tym dłużej i ruszyła dalej. Dotarła na polanę. Było bezchmurne niebo, dzięki czemu cały majestat gwiazd był dziś dobrze widoczny. Nocny widok sklepienia niebieskiego całkowicie pochłonął jej uwagę i znów zanurzyła się w fantazjach, oraz rozmyślaniach. Oczywiście gdzieś musiała się pojawić myśl o Nightmare Moon, której ciężko było uniknąć, będąc tak zainteresowaną tym wątkiem.

Jakiś hałas ściągnął diablicę na ziemię. Rozejrzała się, by namierzyć jego źródło. No tak? Chatka Chidori?ego. W tym mieście chwila spokoju jest chyba czymś niemożliwym do osiągnięcia. Uświadomiła sobie, że ostatnie co zjadła, to śniadanie u Twilight, a był już wieczór. Nie wierząc w to, co robi, zaczęła iść w stronę miejsca imprezy. Po kilku chwilach była przy drzwiach. Zapukała, a moment później otworzył jej nie kto inny, jak Pinkie Pie.

- Ooooo? Cześć! Nie miałam nawet okazji powiedzieć Ci o imprezie, a Ty i tak jesteś! Imprezy Pinkie są tak świetnie, że nikt nie potrzebuje na nie zaproszeń!

- Można powiedzieć, że emanujecie energią, która nie może pozostać niezauważona? A raczej usłyszana.

- Nie stój w drzwiach. Wejdź Sahe?Sha?Shy?. ? Chyba nie każde imię było taką łatwizną dla Mistrzyni Imprez. Albo to przez nadmiar nowych kucyków w mieście.

- Sheya?trith. ? Przypomniała jej czarna klacz.

- Jejku! Nie mogłaś wymyślić sobie jakiegoś skrótu lub innej, bardziej czadowej wersji? Twoje imię brzmi jak z jakiejś starej legendy z półki Twilight. Bez obrazy. Co powiesz na?

- Mam nadzieję, że zostało jeszcze trochę tortu i pączu? ? Przerwała różowemu kucykowi szaleństwa, zanim wymyśliłby coś, co by się jeszcze przyjęło wśród reszty miasta. Na szczęście udało się ją odciągnąć od tych rozmyślań. Weszła, zagadując bardziej Pinkie, aby ta nie powróciła już myślami do wątku poruszonego przez nią przed minutą.

Link do komentarza

Miasto powoli ogarniała ciemność.

Nie było śladu po straganach, które stawały w centrum PonyVille co dzień. Gdyby nie grupka młodych kucy rozmawiających przy fontannie miasteczko mogłoby uchodzić za opuszczone.

Szedłem środkiem deptaku. Słyszałem jedynie stukot moich kopyt. Wieczór wydawał się nadejść szybciej niż ostatnio. Może Celsetia pogoniła wcześniej Lunę - pomyślałem. W głębi duszy lubiłem noce w małych miasteczkach. Zawsze można było znaleźć przytulny Pub gdzie właściciel nie wyganiał cię późną nocą a i sam nie spieszył się rano do swojej drugiej pracy bo jej zwyczajnie nie miał. Tu wszystko działo się wolniej niż w dużych aglomeracji. Nie dostrzegało się pośpiechu i pogoni za karierą. Wszystko toczyło się swoim rytmem.

PonyVille nie było inne w tej sprawie za wyjątkiem... Pinkie Pie.

Nie, żebym nie lubił tej klaczy. Na początku bardzo mnie bawiła. Wcześniej nigdy nie spotkałem podobnego kuca. Wydaje się, że na niczym nie potrafi skupić swojej uwagi. Starasz się rozmawiać z nią o jednym a ona ot tak, zmienia nagle temat na zupełnie inny. Spędziłem z nią nieco czasu i nadal nie wiem, jak ona to robi. Oczywiście czasem to bywa irytujące. Byłem na nią zły, gdy na urodzinach jednej z jej koleżanek wypiłem troszkę za dużo "ponczu w stylu Pinkie". No, może nie troszkę. Kolejnego dnia dane mi było się obudzić w pokoju różowej klaczy. Tego poranka nie zapomnę chyba nigdy. Głowa nie tyle bolała mnie z nadmiaru wypitego poprzedniego dnia napitku, ile z natłoku informacji, które próbowała mi przekazać Pinkie. To było po prostu straszne.

Dom Chidoriego rozpoznałem od razu. Nasza wspólna znajoma udekorowała go obficie różnokolorowymi balonami. Dwie ulice wcześniej słychać było muzykę oraz śmiech. Tak potrafił się śmiać tylko jeden kucyk w tym miasteczku. Poprawiłem grzywę i zapukałem do drzwi.

Fire%20String%20SM_4f83577cc830c.png

Link do komentarza

Quaver niespacjalnie przejęta bełkotem dyrektora (nadal pod wpływem tremy, która cudownie nie wpłynęła na jej grę) stwierdziła - "Z tego co pamiętam występ był koncert dla księżniczki Luny." - jej twarz pokrył grymas. Oczywiście nie spodobało się to zarządzającemu filharmonią i kilku rojalistom. Ostatecznie, skoro występ odwołano spakowała swoje rzeczy i ruszyła powolnym krokiem do domu, myśląc różnorakie rzeczy na temat "ograniczonych snobów".

Wieczór mimo wszystko był miły, chłodząca bryza powietrza rozwiewała grzywę Quaver. Okolica wyglądała tak niewinnie, że trudno było uwierzyć w to, iż gdzieś tam w wyższych sferach dzieje się coś niedobrego.

"Szkoda, " powiedziała do siebie Ósemka "że nie zostałam w filharmonii na dłużej żeby wysłuchać co się stało z miłościwie nam panującą Celestią." - ale tak na dobrą sprawę, nie interesował jej los rządzącej, a raczej to co się stanie z koncertem. Czy będzie jeszcze okazja by zagrać dla księżniczki Luny?

Tak rozmyślając dotarła do drzwi willi Golden Hearta, mając nadzieję, że on będzie wiedział co się stało z klaczą słońca. Przynajmniej będzie wiedziała, czy może liczyć na szansę zagrania dla Luny w przyszłości.

Link do komentarza

Dochodząc do miejsca przeznaczenia z daleka zobaczyłem grupe około 30 kuców idących w jednym kierunku. Zgadując, że idą na tąsamą imprezę co ja, dołączyłem się do nich. Doszliśmy do domu Chidoriego, pomyślałem, że to zwyczajna chatka jakich w miescie wiele, ale po wejściu do środka zobaczyłem, że się myliłem. Całe wnętrze było wypełnione materacami i poduszkami! Jak można

tu wogóle mieszkać?! Po wejściu Przywitałem się z gospodarzem, poznałem pare kuców, z innymi tylko wymeiniłem spojrzenia. Jak przystało na imprezę Pinki było wiele gier i zabaw, dużo jedzenia oraz pyszny poncz.

Był juz środek nocy, a ja wiedziałem, że to dopiero połowa tego przedsięwzięcia, więc postanowiłem wyjść, zresztą tak jak praktycznie zawsze, lubię przychodzić na imprezy, ale nie na zbyt długo, aby uniknąc bólu głowy, zmęczenia i spania cały następny dzień. Aby nie zwracaćniczyjej uwagi, w momencie gdy wszyscy się odwrócili, po cichu otworzyłem drzwi i poszedłem w strone domu. Zbliżając się do lasu, zobaczyłem ogień, pobiegłem w stronę lasu. Biegnąc w stronę domu, słyszałem wybuchy. Kiedy byłem około 15 merów od mojego miejsca zamieszkania zobaczyłem eksplozję obok mojego domu i zobaczyłem odchodzącego z tego miejsca kuca. Szybko zmniejszyłem dystans między nami, on widząc mnie przestraszył się i zaczął uciekać. Był to młody zielony kuc z czerwoną grzywą. Wyjąłem siekierę z pieńka i zaczałem go gonić. Był wolniejszy, więc przegoniłem go i wykorzystójąc jego prędkość uderzyłem tempą stroną siekiery w jego nogi. Wywrócił się. Kuśtykając próbował dalej uciekać. Chciałem do niego dojść i go zatrzymać, ale nagle drogę zagrodziły mi 3 kolejne kuce. Podszedłem do nich, ale one tylko patrzyły i uśmiechały się. Nagle poczułem silne uderzenie w tył głowy, topór wypadł mi z ust, odwróciłem się i zobaczyłem kolejnego kuca, tym razem większego i dużo starszego od tamtych, trzymał duży kawał drewna. Użył go drugi raz tym razem zadając cios w moje tylne kończyny w skutek czego upadłem. Młodzi widząc, że nie mogę już dużo zrobić, kopneli mnie pare razy i wszyscy 4 wraz kuśtykającym kolegą pobiegli w głąb lasu. Naszczęście najwidoczniej nie mieli dużo czasu i nie uszkodzili mnie bardzo mocno. Wtedy doszło do mnie, że wszystko wokół płonie, a dym dostaje mi się do płuc. Próbowałem wstać, ale moje tylnie nogi odmówiły posłuszeństwa. Resztkami sił doczołgałem się na bezpieczną odległość od pożaru. Łzawiącymi oczami zobaczyłem jeszcze tylko moją płonącą chatkę po czym wyczerpany, z lekkimi oparzeniami i podduszony dymem zemdlałem.

Link do komentarza

Szedłem przez miasto. Robiłem chyba już trzecią rundkę przez Ponyville. Czy w tym cholernym mieście nie można zjeść niczego normalnego? To znaczy czegoś, co nie składałoby się wyłącznie z cukru i czekolady?

Poczułem uderzenie.

-Przepraszam - usłyszałem. Powiedział to mały kucyk z rozczochraną, długą grzywą. Był trochę brudny i sprawiał wrażenie zaniedbanego.

Zamknąłem oczy i wycedziłem:

-Następnym razem patrz, jak chodzisz.

-To mogłoby być dosyć trudne... - mruknął pod nosem i dodał - może mi pan powiedzieć, gdzie jesteśmy?

-Co?

-No, wie pan. Gdzie jesteśmy. Co to za ulica?

-Skąd mam wiedzieć? Daj mi spokój.

-Dlaczego?

-Nie mam czasu - skłamałem. W rzeczywistości miałem. I to cholernie dużo czasu.

-Dlaczego?

"Bo inaczej cię zabiję" - przemknęło mi przez głowę. Jednak z mych ust wydobyło mi się coś w stylu "wracaj do domu". To, co usłyszałem, zadziwiło mnie. I... miało na moje życie pewien wpływ.

-Nie potrafię. Jestem niewidomy. Ślepy znaczy.

W tym momencie coś mnie tknęło. Dzieciak, którego gotów byłbym jeszcze paręnaście sekund temu zabić za wścibstwo, nagle się zmienił. Stał się kimś bliższym, kimś bardziej znaczącym. Tak to jest, gdy spotykamy osobę z jakąś ułomnością: natychmiast przybieramy do niego inny stosunek. Tak też było tym razem.

-Gdzie mieszkasz? Zaprowadzę cię.

Dzieciak opisał mi, gdzie mniej więcej mieszka. Poszedłem za jego radami i mym oczom ukazał się mały, spadzisty budynek. Wyglądał bardzo biednie i zaniedbanie. Zupełnie, jak ten on.

Wziąłem głęboki oddech i pchnąłem drzwi.

Link do komentarza

Przez ułamek sekundy patrzyliśmy na siebie z przerażeniem, po czym wyważywszy drzwi znaleźliśmy się w komnacie książęcej. To co ujrzałem przeszło moje najgorsze przeczucia. Na przeciwko mnie leżał strażnik z poderżniętym gardłem. Pod kolumną następny- on z kolei miał dziurę po pocisku (na oko 9mm) dokładnie między oczyma i dwie w klatce piersiowej. Nawet nie zdążył wyciągnąć broni. Na posadce było mnóstwo krwi i potłuczonego szkła. Nie mogłem wydusić z siebie słowa, w głowie kłębiły mi się różne myśli: 'Co się stało?', 'Kim są napastnicy?' i najważniejsze- 'Gdzie jest Celestia?'. W tejże chwili usłyszałem przytłumiony kaszel. gwałtownie odwróciłem się. Quickshot również to usłyszał, bo teraz patrzył w tym samym kierunku co ja. Tam, w kałuży krwi, znajdował się oparty o ścianę lokaj, który zaledwie 5 minut temu otwierał mi drzwi. Był podziurawiony kulami. Ostatkiem sił uniósł przed siebie kopyto, wskazując wschód- przypadek? Śmiem wątpić- i krztusząc się wyszeptał coś w stylu "God Save the Princess", po czym skonał. Quickshot podjął jeszcze pozbawioną sensu próbę udzielenia mu pomocy, ja tymczasem wyjrzałem przez ogromne okno, w którym wcześniej znajdował się witraż. W oddali ujrzałem czarny powóz. Pościg nie miał najmniejszych szans powodzenia, ale...

-Wezwij kawalerię powietrzną, niech śledzą tamten wóz jadący prawdopodobnie w kierunku Stalliongradu.- rzuciłem do Quickshota- Pod żadnym pozorem nie wolno im otwierać ognia, w środku znajduje się księżniczka Celestia. Możliwe, że jest ranna. Na razie pegazy mają jedynie określić jej położenie. Za pół godziny ma się odbyć nadzwyczajne posiedzenie rządu... I niech ktoś uprzątnie ten bałagan, do cholery.

Link do komentarza

Bravehoof

Zacząłeś nerwowo maszerować po pomieszczeniu. Nagle odezwało się radio

-Tu kawaleria powietrzna, przechwyciliśmy karocę! Wchodzimy do środka...

Usłyszałeś nagle wrzaski przerażenia. Po drugiej stronie słuchawki wybuchł chaos.

-Sytuacja zero! Powtarzam, sytuacja zero! Księżniczka nie żyje!!! Na Equestrie, co jej zrobili...

Transmisja się urwała wraz z wybuchem płaczu po drugiej stronie.

Quaver

Po dotarciu do Willi zastajesz tam istny kocioł. Służba pakuje wszystko co możliwe do toreb i walizek, a mecenas Golden Heart uwija się jak w ukropie. Na twoje pytanie "Co się dzieje" odpowiedział:

-Jeszcze nie słyszałaś?! Zamach stanu, kipisz! Istny chaos! Nie zamierzam tu siedzieć w Canterlot, kiedy lada dzień może wybuchnąć wojna. Uciekamy do mojej posiadłości w okolicach Trottingham.

Odpalił sobie cygaro, wypuścił obłoczek dymu i spokojniejszym tonem powiedział

-Pakuj się, wyjeżdżamy za godzinę.

Tymczasem w Ponyville zapadł już zmierzch. Lokalne kucyki, nieświadome wydarzeń jakie zaszły w Canterlot, kończą dzisiejszą działalność lub biorą udział w imprezie Pinkie.

Chidori/Faming Ink/Fire String/Moith/Sheya'trith

Bierzecie udział w imprezie, każdy na swój sposób. Chidori siedzi skulony w kącie i jęczy za każdym razem, kiedy jakiś kucyk ociera się o któryś z mebli. Moith i Seya'trith stoją pod ścianą i spokojnie sączą poncz obserwując pozostałych gości.

Flaming Ink tańczy na środku parkietu a w przerwie między kolejnymi pląsami opowiada komuś anegdoty za swoich podróży. Fire String zaś przebywa na wyższym piętrze, gdzie będąc pod wpływem cydru gra rzewne nuty na gitarze i uśmiecha się do kokietujących go klaczy.

Trailer

Wszedłeś do domostwa. Wszędzie było pełno brudu, przedmioty walały się po podłodze. Część mebli była poprzewracana, tak jakby dzieciak regularnie się o nie obijał.

Rozglądałeś się dookoła, lecz nie widziałeś nikogo innego poza twym niewidomym towarzyszem.

-Hej, mały. Gdzie są twoi opiekunowie? Rodzice?

-Nie żyją. Mama zmarła przy porodzie a tata był ciężko chory. Mówią, że arytmie miał.

Zrobiło ci się żal tego biednego, rozczochranego malca. Byliście tacy sami. Samotni.

-Jak cie zwą, mały?

-Caecus

Jake Sheaf

Obudziłeś się. Głód wykręcał ci jelita na drugą stronę. Wyszedłeś z komórki i jak zahipnotyzowany ruszyłeś w kierunku sadu. Zerwałeś kilka jabłek

To tylko kilka jabłek. Nic takiego...

Nagle ujrzałeś tajemniczą sylwetkę. Stała na dachu stodoły i patrzyła się w księżyc. Po chwili odwróciła głowę w twoją stronę i... zniknęła. '

-Ładnie to tak podglądać?

Szybko spojrzałeś za siebie. Ten sam kuc, który stał na stodole właśnie znajdował się za twoimi plecami.

-Teraz patrz i obserwuj! Nadszedł czas!

Lignator

Obudziłeś się. Twój dom zamienił się w stertę niedopalonych brewion. Nie było co ratować. Jesteś cały poparzony, a płuca cie pieką jak szalone.

-Wstałeś?

Obróciłeś delikatnie głowę. Za tobą stał Alicorn. Miał on czarną sierść, czerwoną grzywę i lotki piór, a jego oczy były dziwnie zwężone.

Uniósł on róg. Po chwili nieprzyjemne symptomy ustąpiły, a po oparzeniach nie było śladu.

-Kim jesteś?- spytałeś

-Nie mamy na to czasu, Lignatorze. Pędź do wioski i ratuj co się da!- rzekł alicorn z wyraźnym trudem.

-Mój czas tu się kończy, muszę wracać...- wydyszał, po czym rozpłynął się.

Nad Ponyville zebrała się ogromna, czarna chmura. Rozpadła się na kilkadziesiąt części, a każda z nich opadła na ziemie.

Plamy ciemności zaczęły się rozlewać po całej wiosce. Każdy dotknięty obiekt czy kuc był natychmiast wchłaniany do środka.

Mrok pochłaniał wioskę. Kuce widzące to zjawisko zaczeły panikować, wiele z nich padało ofiarą ciemności.

Plamy podchodziły pod dom Chidoriego, gdzie nieświadome kucyki dalej się bawiły...

Jake Sheaf

Narastało w tobie przerażenie. Chciałeś się rzucić na pomoc mieszkańcom, jednak byłeś sparaliżowany przez strach.

-I jak się podoba, niewierny?

Odwróciłeś się. Tajemniczy kuc stał się jednością z rozlewającym się mrokiem. Przypominał wielką plamę ciemności, która przybrała kształt przypominający alicorna. Z niego pączkowały kolejne mroczne sylwetki o niezidentyfikowanych kształtach.

Link do komentarza

Przemyślałem to co właśnie usłyszałem i zobaczyłem. Spróbowałem wstać... i udało mi się! Po za piekącymi płucami było ze mną dobrze, znikneło zmęczenie i ból nóg, co było dziwne, ponieważ był wczesny poranek co oznacza, że długo tu nie leżałem. Tym razem nie miałem zamiaru ignorować groźby. Poszedłem do spalonego domu poszukać klucza od piwnicy za domem i niedługo pózniej znalazłem go. Włożyłem klucz do dziury w blaszanym, kwadratowym włazie, przekręciłem go i otworzyłem piwnicę. Wszedłem do środka, zszedłem po drewnianych stopniach na dól. Znalazłem tam to, co szukałem czyli pas z torbami bo bokach i 2 splecjalnych miejscach na narzędzia. Torby były już spakowane (chyba głównie pamiątkami rodzinnymi, ale sam do końca nie pamiętam co w nich jest, kiedyś spakowałem tam wszystkie rzeczy z piwnicy). Założyłem pas, w 1 miejsce włożyłem starą, ale nadal bardzo ostrą, srebrną siekierę dziadka (znajdowała się teraz na moich plecach). Na miejscu obok siekiery umiejscowiłem dubeltówkę ojca, z półki wziąłem paczkę amunicji (na opakowaniu pisało, że jest w niej 20 pocisków) i wrzuciłem ją do torby. Szybko wyszedłem z piwnicy i pobiegłem w stronę miasta.

Dobiegłem do domu Chidoriego, otworzyłem drzwi strzeliłem w sufit i kazałem wszystkim uciekać, po czym odsunąłem się od drzwi, aby nie zostać stratowanym przez panikujące kuce i zacząłem uciekać na wschód, gdyż nie chciałem zostać wchłonięty do tej dziwnej plamy ciemności.

Link do komentarza

<Obserwuje bawiące się kucyki>

*Naprawdę miła odmiana po masakrach i mutantach, takie beztroskie życie jest bardzo me gusta*

<Słyszy, że wskaźnik promieniowania magicznego na jego pipbuck`u zaczyna klikać, a z każdą chwilą dźwięk przybiera na sile>

*To nie powinno mieć miejsca, skąd tu niby promieniowanie i to w takiej ilości?*

<Przepycha się w kierunku drzwi, słyszy za plecami złośliwe komentarze i uwagi typu Blank Flank". Na zewnątrz zauważa powili sunącą plamę ciemności>

Wiedziałem, że jest zbyt przyjemnie, zawsze musi się coś zepsuć! To pewnie wina zebr, zawsze coś muszą zepsuć. Gdyby nie ona pewnie wiódłbym miłe i spokojne zycie

<Widzi biegnącego w kierunku domu kucyka, po chwili słyszy strzały i radę by uciekać>

Oczywiście, bo nawet 10min spokoju nie mogę mieć.

<Moith biegnie do swojego warsztatu, porywa karabin laserowy i częściowo naładowane diamenty służące jako zasilanie. Po wyjściu widzi uciskające w panice kuce, te które były zbyt wolne znikały w chmurze ciemności>

Miło była ale pora też uciekać, szkoda fajnego miasteczka.

<Ucieka z miasta w jedynym możliwym kierunku, prosto do Sweet Apple Acres>

Link do komentarza

Suchy trzask wystrzału przerwał mi w pół słowa.

- Uciekać! - Wrzasnął ktoś i wszystko ogarnął chaos. Przerażone kuce usiłowały wybiec z domu, przepychały się i tratowały, cisnęły w drzwiach.

Spłoszona i zdezorientowana, spojrzałam w stronę okna i zadygotałam z przerażenia. Na zewnątrz kłębiła się dziwna ciemność, falująca i kłębiąca się szaleńczo. Z wolna tworzyła kolejne sylwetki, wielkie jak sama Księżniczka Celestia... I jakby doń podobne.

Zaklęłam cichutko, powtarzając jedno z powiedzonek naszego basisty, przepchnęłam się przez tłum i szybkim wierzgnięciem wybiłam szybę. Obróciłam się, wyskoczyłam przez najeżoną szkłem ramę, padłam, przetoczyłam po mokrej od rosy trawie.

Jeden z potwornych alicornów zwrócił się w moją stronę, ja jednak poderwałam się i pocwałowałam przez rosnącą obok rabatkę z kwiatami, byle dotrzeć do Spirali i zabrać choćby ułamek mojego dobytku. Barwne rośliny wzlatywały dookoła jak konające motyle.

Przebiegłam obok spalonych ruin czyjegoś domu, unikając rozpaczliwie mrocznych stworzeń, ich straszliwego wzroku wwiercającego się we mnie jak śruba, jakby sięgającego głębi duszy. Niektóre zdawały się podrywać do biegu, jakby chciały mnie ścigać - jednak żaden nie ruszył w pogoń.

Nagle rozległ się rozpaczliwy krzyk. Zatrzymałam się i zobaczyłam, jak ciemność pochłania małego źrebaka, wraz z ratującym go szarym pegazem. Maleństwo wierzgało rozpaczliwie, piszcząc rozdzierająco, młody ogier otwierał tylko szerzej oczy, piękne fiołkowe oczy pełne łez. A mrok wciągał ich do środka, pożerał jak nienasycona bestia z morskich głębin.

Otworzyłam pyszczek, czując jakby moje serce miało pęknąć na kawałki. Stałam tak, zmrożona strachem, aż jaśniejące klejnoty, oczy tamtego pegaza... zgasły...

Nie pomogłam mu. Nie zrobiłam nic. Stałam jak głupia, a wokół mnie szalały spanikowane kuce.

W tym samym momencie coś musnęło moją pęcinę. Wrzasnęłam dziko i popędziłam, nawet się nie oglądając, byle dalej, byle uciec...

W końcu, wyczerpana ciągłym cwałem, padłam na kolana, dysząc ciężko. Gdy złapałam oddech i uniosłam głowę, odkryłam, że szczęśliwym trafem dotarłam do swojego studia. Otworzyłam zamki i wpadłam do środka jak burza, w pośpiechu zbierając potrzebne drobiazgi. Wrzuciłam wszystko do niedużej torby podróżnej, zarzuciłam na grzbiet i już miałam wybiec, gdy coś zaszeleściło i spłynęło mi pod kopyta. Spojrzałam pod nogi. Tajemniczy list, rzekomo od mojej matki, spoczywał na posadzce, jakby prosił: weź mnie, weź mnie... Jęknęłam głucho, złapałam go w zęby, zarzuciłam torbę na grzbiet, spakowałam jeszcze odrobinę żywności (trochę siana, kilka soczystych jabłek z farmy rodziny Apple, butelka wody) i popędziłam chyżo, pozostawiając za sobą cały mój majątek, moją ukochaną Spiralę.

Mój dom w Ponyville.

A chwilę później i samo miasteczko, pogrążone w żyjącej ciemności.

Byle dalej. Byle uciec.

Kilka godzin później, chwiejąc się na zbolałych nogach, dojrzałam w oddali postać... Czyżby ktoś jeszcze zdołał zbiec z miasteczka? Słaba iskierka nadziei zajaśniała gdzieś w moim sercu. Ostatkiem sił popędziłam za ciemną sylwetką.

- Heeej...! - Krzyknęłam, czując ostry ból w piersi. - Heeej... Zaczekaj...!

Kuc, o dziwo, zatrzymał się i obejrzał. Słabe światło księżyca zalśniło na ostrzu przytroczonej do grzbietu siekiery.

<Beneblade, obrazisz się za drobną interakcję? ;)>

<@down - czekamy na reakcję drugiego pana ;)>

Link do komentarza

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...