"Wielka Polska" i inne nacjonalistyczne brednie
Okres okołowyborczy to czas aktywacji wszelkiego rodzaju politycznego tałatajstwa, nie tylko z tzw. "mainstreamu", ale też odpadów z bocznicy ideowej, które na nieszczęście trzymają się jakoś przy życiu i do tej pory znajdują dostateczną ilość motłochu dającego się przekonać ich "ideologii".

Głównym celem ich istnienia jest tworzenie fikcyjnej rzeczywistości, w której to Polacy są narodem wybranym otoczonym z każdej strony przez wrogów. Nie ma znaczenia, że idee które głoszą odnoszą się do zupełnie innej sytuacji społeczno-politycznej niż ta, którą mamy w tej chwili. Nie ma znaczenia, że powielają wiele stereotypów i w statucie mają zapisane krzywdzenie innych podpierane frazesami o chrześcijaństwie. Nie ma to znaczenia, ponieważ rozczarownych frustratów nie brakuje tak samo teraz, jak i wtedy, kiedy powstawały te organizacje (lata 20 - 30 jeśli mowa o choćby ONR). I o ile wtedy ich istnienie można było usprawiedliwiać jako odpowiedź (głupia, bo głupia) na realną sytuację polityczną, tak dzisiaj te organizacje karmią się zaszłościami i próbują forsować pomysły karmiące najniższe instynkty i promujące prymitywizm.
"Szlachetne" tradycje
Wystarczy kilka chwil, by zorientować się, że mimo głośno podkreślanej różnicy między nacjonalizmem a nazizmem, te różnice nie są aż tak wielkie. Co to znaczy? Spójrzmy na statuty ONRu i NSDAP:
1. "Młode pokolenie Polek i Polaków zrzeszone w ONR i przekonane o słuszności obranej drogi ku Wielkiej Polsce(...)"
2. "Żądamy zjednoczenia wszystkich Niemców i powstania Wielkich Niemiec"
1. "Opowiedzenie się za koncepcją Narodu organicznego"
2. "Tylko członkowie narodu mogą być obywatelami państwa"
1. "Sprzeciw wobec narzucenia przez rządy panujące na terenie Unii Europejskiej i jej członków modelu społeczeństw multikulturowych"
2. "Ten, kto nie jest obywatelem państwa może mieszkać w Niemczech jedynie w charakterze gościa"
I tak dalej, i tym podobne, brednie ciągną się jedna za drugą, a duch nazizmu powiewa nad tym wszystkim i trzeba być chyba półślepym i półgłuchym, żeby nie widzieć analogii. Dochodzą do tego mniej wyraziste apele o dyskryminację innych wyznań ("Chrześcijaństwo jako religia objawiona"), mniejszości ("absurdalne roszczenia tzw. dyskryminowanych mniejszości") i potępienie homoseksualizmu. Swoją drogą, narodowcy spośród setek różnych problemów, które mogliby sobie wziąć na cel i które są społecznie szkodliwe, zawsze wybierają ten - raz, że to problem tylko dla prymitywów (ha, może o to chodzi...) a dwa, że nikt do tej pory ni wymyślił, dlaczego w ogóle to miałby być problem. No cóż, głupia tłuszcza reaguje na to hasło, więc trzeba jej powtarzać aż do znudzenia. Przecież nie na darmo Goebbels mówił, że "kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą", a wiemy jaką estymą cieszył się wśród nascjonalistów (i cieszy do dziś, nie czarujmy się...).
Do czego zmierzam?
Ano do tego, moi Drodzy, że cholernie łatwo wpaść jest w pułapkę takiego pół-myślenia, jakie proponują nam wszelkie organizacje narodowe. Żerują one na naiwności i korzystają bezwstydnie z tego, że ktoś czuje się patriotą, ale jest zagubiony w XXI-wiecznej rzeczywistości, gdzie dużo trudniej jest operować prostymi pojęciami i jasnymi definicjami. Podczas gdy świat dąży do dialogu i zgody (po grudzie bo po grudzie) tworzy się masa sprzeczności i trudności, które trzeba pogodzić. Nowoczesny świat zmienia się pomału i próbuje stawać się gościnny i tolerancyjny. Próbuje z różnym skutkiem i często staje się przez to trudny w odbiorze. Zmusza do samodzielnego myślenia i rozszerzania horyzontów, by zmieścił się w nich tygiel różnorodności, jaką prezentują ludzie na całym świecie. Dążenie do wielokulturowych społeczeństw jest więc przesycone atmosferą podejrzliwości i przełamywania barier.
Dla niektórych to za trudne. Niektórych to nie interesuje. Niektórzy wolą swąd swojego podwórka i nie mają ochoty kontaktować się z innymi. Ich prawo, ich autyzm. Jednak wielu uważa, że ich podejście jest tym jedynie słusznym, które naprawi kraj. Nawołują do jedności, honoru, sprawiedliwości i innych zacnych idei, ale droga jaką chcą te ideały osiągać zaprzecza ich podstawowemu znaczeniu!
Co to za honor, gdy dyskryminuje się słabszych?
Co to za sprawiedliwość, gdy tylko nasza racja jest brana pod uwagę?
Co to za chrześcijaństwo, które pluje na inne wyznania?
Co to za moralność, gdy nawołuje się do agresji wobec innych orientacji?
Zaściankowość, prymitywizm, nietolerancja, szowinizm i nacjonalizm to pojęcia z jednej półki. Trzeba o tym pamiętać, bo w czasach przemian (ha, a kiedy nie jest czas przemian...) dużo łatwiej jest stać się "narodowowyzwoleńczym" zombie, które pędzi zachęcone wizją "wielkiego i zjednoczonego narodu", którego bronić ma (tak! Bronić! Bohaterstwo!) przed wyimaginowanym wrogiem (ONR twierdzi, że to Niemcy, ja się pytam: "dlaczego?". Ale to wołanie na puszczy) i niemoralnością, której źródło ZAWSZE na zewnątrz, nigdy w nas. To triki, które opisuje się już w podręcznikach psychologicznych (zwłaszcza idea "wroga" jako niezbędne narzędzie tworzenia strachu i jednoczenia w nim). Nie dajmy się oszukiwać...
Pamiętajmy, że hasła narodowców nie mają NIC wspólnego z rzeczywistością - dużo bardziej złożoną i wymagającą samodzielnego myślenia, czyli wysiłku.

Nie bójmy się go podejmować. Świat jest zbyt piękny, by marnować czas na narodowo-szowinistyczne idee. Patriotyzm nie na tym polega.
Chwilami przerażony
Krzych
20 Comments
Recommended Comments