Skocz do zawartości

Blogowe aTezy

  • wpisy
    318
  • komentarzy
    3426
  • wyświetleń
    544843

Po co nam Bóg?


...AAA...

5128 wyświetleń

Pewnego popołudnia do Sir Isaaca Newtona, przyszedł w odwiedziny jego przyjaciel. Mężczyzna był pod wrażeniem skomplikowanego modelu Układu Słonecznego jaki stał w salonie naukowca. Gdy poruszył korbką planety zaczęły się poruszać wokół metalowego Słońca.

- Kto to stworzył? ? pyta kolega.

- Nikt ? odpowiedział od niechcenia Newton.

- Kto zrobił tę maszynę? ? znajomy ponowił pytanie.

- Już ci powiedziałem, nikt.

Przyjaciel już lekko zirytowany przestał kręcić korbką i zwrócił się do niego:

- Słuchaj Isaac, ta skomplikowana machina musiała zostać przez kogoś złożona. Nie mów mi, że przez nikogo, bo ci nie uwierzę.

Newton przestał pisać, wstał, spojrzał na przyjaciela i stwierdził:

- Czyż to nie dziwne? Mówię ci, że nikt nie zrobił tej prostej zabawki, a ty mi nie wierzysz. Jednocześnie uporczywie twierdzisz, że prawdziwego Układu Słonecznego, wielkiego i nieskończenie skomplikowanego, nikt nie stworzył. Jak mam ci uwierzyć?

pocob.jpg

Boga może nie być

Nie mam pojęcia czy powyższa scena miała naprawdę miejsce, czy wyssano ją z palca. Wydaje się bezspornym faktem, że Isaac Newton, zgodnie z duchem swoich czasów, był osobą religijną a Biblia stanowiła jego ulubioną lekturę. Po 250 latach miejsce Newtona, na stanowisku kierownika katedry Lucasa w Cambridge, zajęła osoba o poglądach zupełnie odmiennych. Stephen Hawking, od początku sceptyczny wobec wiary w Boga, z każdym rokiem swojej pracy naukowej radykalizuje sądy na temat kreacjonizmu. W swojej ostatniej książce naukowiec rzuca wprost - Nauka uczyniła Boga niepotrzebnym. Autor "Krótkiej Historii Czasu" i "Wielkiego Projektu" zajmuje w moim prywatnym rankingu szczególne miejsce. Podobnie jak ja nie uważa się za ateistę ani nie wojuje przeciwko wierzącym. Po prostu zwraca uwagę na fakty. Analizuje świat i wyciąga wnioski. Bóg być może istnieje, ale czy taki jakim go sobie wyobrażamy? Czy musi on przybrać formę Wielkiego Projektanta? Premierowy odcinek programu "Ciekawość" z gościnnym udziałem Stephena Hawkinga oraz wykład "A Universe from Nothing" Lawrence Krauss'a, jeszcze bardziej utrwaliły we mnie przekonanie, że Bóg nie jest niezastąpiony. Nie oznacza to, że ktokolwiek potrafi za pomocą niedoskonałego aparatu poznawczego udowodnić jego nieistnienie. Tego typu tezy to domena nieposkromionego prof. Dawkinsa. Pragnę jedynie przekazać, iż nowe idee oraz ciągle poszerzana wiedza pozwalają ludzkości wytłumaczyć niemal każdy proces bez mieszania w to ingerencji z zewnątrz. Setki lat temu, jako istoty wyposażone w głęboką wyobraźnię snuliśmy mity, opisujące pioruny jako zwiastun gniewu bożego. Dziś nikt zdrowy na umyśle nie zakwestionuje, że to naturalne zjawisko wyładowania elektromagnetycznego. Kiedyś sądziliśmy, iż ciała niebieskie poruszają się wokół Ziemi w sposób uporządkowany przez Wszechmogącego. Obecnie potrafimy samodzielnie ustawić sztuczne satelity na orbicie. Jeszcze niedawno jedyną braną pod uwagę odpowiedzią na pytanie - skąd wziął się świat? - był boski akt stworzenia. Od pół wieku udoskonalana jest teoria wyjaśniająca powstanie wszechrzeczy w całkowicie naturalny, świecki i samodzielny sposób. Stoimy o krok od triumfu nauki.

Krótka historia Wielkiego Wybuchu

Przeczytałem dziesiątki tekstów na temat Wielkiego Wybuchu, ale dopiero ostatnio naprawdę załapałem jak poprawnie rozwiązać kreacjonistyczny błąd. Stale przewijającą się bolączką w dyskusjach o początku wszechrzeczy jest osobliwość. Skąd się wzięła? Czy pierwotna kropka o wielkości Plancka, zawierająca całą energię i przestrzeń, mogła się pojawić znikąd? I tak i nie. Można powiedzieć, że nasz wszechświat jest zaburzeniem nieskończenie wielkiej, ponadczasowej i wielowymiarowej pustki. Choć model Wielkiego Wybuchu jest matematycznie wyboisty, można go sobie wyobrazić w sposób dziecinnie prosty. Pomyślcie o kawałku liny z jednej strony przywiązanym do drzewa, a z drugiej trzymanym przez poruszającego nią człowieka. Lina będzie falować tworząc grzbiety i doliny aż człowiek nie przestanie nią poruszać, a ona sama nie wróci do stanu równowagi. Teraz postawcie w miejscu liny osobliwość. Szczyt fali będzie tu energią*, a doliną przestrzeń. Energię należy więc potraktować jako odwrotność przestrzeni. To jedynie niedoskonała metafora, ale obrazująca szalenie elegancką myśl - w istocie wszechświat = 0. Nie powstał z niczego, bo na swój sposób jest nicością nadal**. Wydaje się to przeczyć instynktom jakie w nas ewoluowały, lecz osobiście uważam tę teorię za jak najbardziej prawdziwą. Ciągle dążymy do unifikacji fizyki, odszukując wzory obrazujące jak coś można przekształcić w co innego. Każdy elektron jest dokładnie taki sam. To tylko określony układ energii, ładunku, pędu i spinu. Zmienimy którąś z tych wartości i przemienimy elektron w inną cząstkę. Z każdą dekadą badań zaciera się definicja materii i energii. Idąc tym tokiem rozumowania, nieunikniony jest wniosek, że wszyscy mamy swój początek w jednolitym miejscu o bliżej nieokreślonych cechach, którego pierwotna symetria została złamana. Nie ważne czy nazwiemy je pustką, tajemniczym apeironem, czy boską papką.

Wielki Wybuch ani Teoria Wszystkiego nie są tematami tego wpisu, więc przejdę do kolejnej kwestii. Co zainicjowało akt stworzenia? Wiemy już, że wszystko co nas otacza jest "niczym", ale na pewno część z Was zastanawia się nad tym co spowodowało rozwarstwienie przestrzeni i energii? Dzisiejszy wszechświat jest duży i przewidywalny, lecz nie zawsze taki był. 13,7 miliarda lat temu skurczony do rozmiarów atomowych, rządził się zwariowanymi zasadami mechaniki kwantowej. Ci, którzy skubnęli nieco tematu wiedzą w czym rzecz (resztę odsyłam aby najpierw ogarnęli kwanty). Osobliwość zawierająca wszystko co znamy, mogła się pojawić ot tak, w przypadkowej fluktuacji. W mechanice kwantowej "coś" i "nic" są pojęciami zbędnymi, gdyż w pustej z pozoru przestrzeni spontanicznie wytwarzają się cząstki wirtualne. Tu pojawia się również niesforna zasada nieoznaczoności, z którą mierzymy się przy każdej próbie obserwacji cząstek elementarnych. Każdy z nas jest przyzwyczajony do nudy cechującej świat makroskopowy. Jeżeli spróbujesz strzelić komuś w głowę i dobrze wycelujesz to możesz być pewny osiągnięcia celu. Sprawdzają się tu drogie sercu każdego naukowca obserwacje i pomiary. Nabój przeleci konkretną trajektorię i z określoną energią przebije czaszkę nieszczęśnika. W świecie subatomowym wszystko działa inaczej. Dokładności pomiaru położenia cząstki i jej pędu są odwrotnie proporcjonalne. Im więcej wiemy o jednej wielkości, tym mniej wiemy o drugiej. Morał jest następujący: w świecie subatomowym nie próbujcie do nikogo strzelać, bo przy dużym pechu kula może znaleźć się w Waszej głowie. Właśnie w tych zasadach mechaniki kwantowej należy upatrywać wielkiego początku. Wszystko to stało się w zgodzie z naturą. Kosmos to jedno wielkie zero, jakie pojawiło się w wyniku przypadkowego zaburzenia.

Bóg tkwi w kwantach

Wielu się pogodziło z faktem, że ludzkość jest na najlepszej drodze do wyjaśnienia początku wszechświata i procesów w nim zachodzących w sposób całkowicie świecki. Niektórzy jednak nadal poszukują w nauce miejsc, mogących być nazwanymi tajemnicami wiary. Taką sferą jest bez wątpienia mechanika kwantowa. Rozważmy raz jeszcze przykład z kwantowym nabojem. Wydaje się, że stare powiedzenie - człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi - nabiera całkiem nowego znaczenia. Wolność i nieprzewidywalny chaos w świecie subatomowym dał nadzieję części osób wierzących. Jeżeli pójdziecie do kasyna i zagracie w ruletkę, Wasz wynik będzie uzależniony od przypadku. Z fizycznego punktu widzenia to tylko pozory. Mając dostateczne dane o siłach działających na koło i kulkę można przewidzieć jaki numer zostanie trafiony. Problem pomiaru jest czysto techniczny. W świecie kwantowym natomiast, jedynym co da się uzyskać to prawdopodobieństwo. Choćbyśmy nie wiem jak się prężyli, nie wyeliminujemy możliwości zaskoczenia. Część wierzących w tej przypadkowości natury szuka koła ratunkowego. No bo, czym tak naprawdę jest prawdopodobieństwo? Co decyduje o tym, że cząstka pojawia się raz z lewej, raz z prawej, a następnie z lewej i prawej na raz? Dla fizyka zajmującego się praktycznym wykorzystaniem mechanik kwantowej interpretacja tego zjawiska nie ma kompletnego znaczenia. Wzory się zgadzają i jesteśmy w stanie je wykorzystać, choćby w elektronice. Problemy pojawiają się na płaszczyźnie filozoficznej czy metafizycznej, i dręczyły uczonych od samego początku. Już w latach '20 ożywioną dyskusję na temat fenomenu dualizmu korpuskularno-falowego oraz zasady nieoznaczoności, toczył Niels Bohr z Albertem Einsteinem***, jednak bez skutku. Na tym cokole dziś wyrasta swoisty teizm kwantowy. Dla entuzjastów tego typu teorii, między zasadą nieoznaczoności a szeroko rozumianym palcem bożym, można w zasadzie postawić znak równości. W konsekwencji Wszechmogący ingeruje w naszą rzeczywistość poprzez manipulacje w świecie kwantów. Kwant tu, kwant tam i woda zmienia się w wino. Brzmi to całkiem interesująco, ale czy nie nazbyt naiwnie? Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że są ludzie, którzy będą widzieć siły nadprzyrodzone w każdym nie do końca zrozumianym procesie, a po jego zbadaniu znajdą sobie nowy cel. Szukanie obecności Boga nie powinno polegać na zatykaniu nim dziur w naszej niewiedzy. Sam teizm kwantowy jest naciągany i stoi pod wielkim znakiem zapytania. Konferencja Kopenhaska uznała, iż cząstka znajduje się w każdej z pozycji na raz, a proces pomiaru losowo wybiera dokładnie jedną z wielu możliwości. Nikt z obecnych tam naukowców nie wspominał o boskich interwencjach w fizyce. Do dziś kwestia interpretacji kopenhaskiej w pewnych kręgach budzi kontrowersje, lecz przez większość świata nauki została zaakceptowana.

"Bóg" tak, teizm nie

Mimo tych wszystkich wątpliwości i całej zdobywanej wiedzy, uczeni nie stronią od używania słowa "Bóg". Sam Albert Einstein lubił powtarzać, że odkrywając prawa natury chce poznać zamysł boży. Do swojego asystenta rzekł kiedyś: Naprawdę mnie interesuje to, czy tworząc wszechświat Bóg miał jakiś wybór. Znowuż innym razem powiedział, iż wierzy w Boga, który przejawia się w uporządkowanej harmonii istnienia, nie zaś w Boga, który zajmuje się losami i działaniami poszczególnych istot ludzkich. Te cytaty płynące z umysłu twórcy teorii względności ukazują pewien trend, szczególnie popularny wśród fizyków. Będąc osobami diabelnie inteligentnymi, ufającymi jedynie twardej logice oraz empirycznym dowodom, uczeni zaadoptowali termin "Boga" dla własnych celów. Nie oznacza on już istoty wyższej, wielkiego projektanta, przedwiecznego zegarmistrza, czy najwyższego sędziego. Bóg w ustach naukowców w ogóle nie oznacza osoby! Nie ma sensu się doń modlić, prosić o wybaczenie i oczekiwać cudów. Wszelkie dogmaty i obrzędy można sobie darować. Nie ma również sensu przypisywać takiemu Bogu nadprzyrodzonych mocy, gdyż to on jest przyrodą. Einstein i jego następcy wykorzystują, religijny do tej pory termin, jako wygodnej metafory, czy raczej synonimu matki natury. Najlepsze jest w tym to, że takiemu "Bogu" nikt nie zaprzeczy. Ciągle doświadczamy działania setek praw fizycznych, które koegzystując wzajemnie, w cudowny sposób zrodziły wszechświat z całą różnorodnością życia. Kiedy sam pomyślę o ogromie kosmosu i całej zawartej w nim harmonii sił, materii i stałych, to mam ochotę klęknąć i podziwiać. Sęk w tym, że nie ma sensu hołdować martwemu i bezosobowemu zbiorowi zasad.

kotyateisci.jpg

Osoba klasycznie wierząca w miłosiernego Ojca może się poczuć niezaspokojona taką koncepcją. Przykładowy Chrześcijanin spodziewa się czego innego. Prawa przyrody decydują o tym jak funkcjonuje rzeczywistość, ale nie podpowiedzą jak w niej żyć. Wierzący chciałby otrzymywać wskazówki, ujrzeć drogowskaz moralny na drodze do zbawienia. To ostatnie zdanie jest bardzo ważne. Ukazuje dualizm potrzeb, jakie dręczą, z jednej strony przeciętnego wierzącego, a z drugiej uczonego. Kościół był skory do uznania teorii ewolucji czy Wielkiego Wybuchu, nie tylko dlatego, iż istnieją potwierdzające je dowody. Nawet duchowni zauważyli brak zapotrzebowania na tłumaczenie budowy czy powstania świata przez ingerencję istoty wyższej. Religia wyrosła już z monopolu na wiedzę, zajmując się tym, czym powinna, czyli moralnością. Nie chcę głębiej zanurzać się w odmętach dylematu, czy dla zachowania szeroko rozumianego dobra konieczna jest religia. Będąc upartym, nawet altruizm można wyjaśnić stosując założenia darwinizmu. Chodzi o to, że pytanie - "Po co nam Bóg?" - odnoszące się do Inteligentnego Stwórcy, jest zupełnie czym innym niż kwestia "Czy Bóg istnieje?" bądź "Czy Bóg jest konieczny dla rozwoju duchowego człowieka?". Bóg dla większości ludzi pozostanie wartościowy, w znaczeniu prawodawcy ustanawiającego kryteria dobra i zła. Natomiast czy nadal mamy potrzebę doszukiwania się w przyrodzie jakiegoś planu? Niektóre stałe fizyczne wydają się wręcz idealnie dopasowane do podtrzymywania życia. Patrząc przez pryzmat zasady antropicznej nie wydaje się to takie dziwne. Wszak gdyby ten wszechświat był niezdatny do życia, nie powstałaby istota potrafiąca stawiać pytania, albo istota ta byłaby zbudowana zupełnie inaczej niż my. Tak więc, nawet w tym temacie możemy z powodzeniem zastosować czyste zasady logiki i zmarginalizować religijny punkt widzenia. Do wyjaśnienia wszystkich zjawisk występujących we wszechświecie wystarczą zaledwie cztery siły podstawowe i dwanaście cząstek materii. Czy zatem nadal potrzebujemy inteligentnego projektanta aby zrozumieć otaczającą nas rzeczywistość?

Te kwestie pozostawiam Wam do rozstrzygnięcia ****.

Na początku było nic.

I rzekł Bóg: ?Niechaj stanie się światłość?,

i dalej nic nie było, tylko teraz można to zobaczyć.

Terry Pratchett

* A więc i tożsamą z nią materię.

** Wiąże się to z modelem płaskiego wszechświata. Bardziej ambitnych odsyłam do wykładu prof. Kraussa i swojego tekstu.

*** Einstein uważał, że Bóg nie gra w kości.

**** Aby nie pozostać posądzonym o stronniczość lub złe intencje w przygotowaniu znajduje się tekst "Po co nam nauka?"

Bibliografia:

Steven Weinberg, Sen o Teorii Ostatecznej, Warszawa 1993

Stephen Hawking, Krótka Historia Czasu, Warszawa 2007

Ciekawość - Kto stworzył wszechświat?, reż. Sheridan Tongue, Discovery Channel 2011

Lawrence Krauss, A Universe From Nothing, wykład dla RDF

Jerry Coyne, tłum. Małgorzata Koraszewska, Bóg, ewolucja i mechanika kwantowa, racjonalista.pl.

22 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Ciekawy artykuł. Mam tylko jedną uwagę (raczej filozoficzną niż naukową):

W świecie kwantowym natomiast, jedynym co da się uzyskać to prawdopodobieństwo. Choćbyśmy nie wiem jak się prężyli, nie wyeliminujemy możliwości zaskoczenia.

Czy na pewno jest to jedynie cecha świata kwantów? Posłużę się tutaj przykładem który podałeś z kulą. W rzeczywistym świecie mierzysz z broni do przeciwnika i masz zamiar nacisnąć spust. Czy na pewno nie ma szans na to, żebyś wylądował z kulką w głowie? A co jeśli na ułamek sekundy przed naciśnięciem spustu kichniesz, zegniesz się w pół i niefortunnie postrzelisz się w głowę? Mało prawdopodobne? Bardzo mało prawdopodobne, ale niewykluczone. Może raz na dziesięć tysięcy wystrzałów ktoś kichnie. Potem może raz na dziesięć tysięcy wystrzałów ktoś z kichających postrzeli siebie. Wreszcie, raz na dziesięć tysięcy 'samopostrzeleńców', ktoś strzeli sobie w głowę. Łącznie przy tym frywolnym przykładzie mamy prawdopodobieństwo 1 do 10^12, że strzelając do kogoś, strzelisz sam sobie w głowę. Ludzi na ziemi jest mniej więcej ~10^9 więc takie zjawisko wydaje się być w naszej skali nierealne, ale ale... jeśli schodzimy do skali cząsteczek, to przypominam że jeden mol substancji wynosi 10^23 czyli zawiera zdecydowanie duuuuużo więcej takich potencjalnych nielogicznych 'samopostrzeleńców'. I dzięki temu naukowcy są w stanie wykorzystywać zjawiska które zachodzą, chociaż klasyczny sposób myślenia wyklucza taką możliwość jak na przykład zjawisko tunelowe i mikroskop STM, który je wykorzystuje.

Reasumując - nie tylko w świecie kwantowym jedyne co da się uzyskać, to prawdopodobieństwo. Problem w tym, że w skali makro obiektów mogących potencjalnie uczestniczyć w określonym zjawisku jest na tyle mało, że prawdopodobieństwo zajścia tego zjawiska jest zwykle równoznaczne z jego nierealnością. W skali mikro mamy tych obiektów tysiące tysięcy tysięcy więcej, a aparatura jaką obecnie posiadamy pozwala zarejestrować nawet pojedyncze z nich.

Link do komentarza

Nauka nie uczyniła Boga niepotrzebnym. Nie w takim rozumieniu. Dała nam po prostu możliwość nazwania danych wydarzeń nazwami grupującymi pojęcia mniej skomplikowane. Istota problematyki pozostaje.

Setki lat temu, jako istoty wyposażone w głęboką wyobraźnię snuliśmy mity, opisujące pioruny jako zwiastun gniewu boży.

Bożego.

Dziś nikt zdrowy na umyśle nie zakwestionuje, że to naturalne zjawisko wyładowania elektromagnetycznego.

A jaka jest istota zjawiska wyładowania elektromagnetycznego? :P

Ludzie częśto wcześniej spłycali zjawiska z różnorakich powodów. Badania i rozważania danych zjawisk trwały jednak cały czas, a chociażby stereotypowo pojmowane średniowiecze wcale nie jechało pełnym gazem na wyjaśnianiu wszystkiego palcem bożym. Owszem, aspekt kulturalny i historyczny pokazywał jednoznacznie - winno się doszukiwać działania Boga w danych zjawiskach, ale poprzestając na tym - nie. Teraz też tego nie róbmy.

Jeszcze wcześniej nie mieli zdolności poznawczych, fizjologicznych aż tak rozwiniętych.

Jeszcze niedawno jedyną braną pod uwagę odpowiedzią na pytanie - skąd wziął się świat? - był boski akt stworzenia. Od pół wieku udoskonalana jest teoria wyjaśniająca powstanie wszechrzeczy w całkowicie naturalny, świecki i samodzielny sposób.

Pod pewnym względem i owszem. Ja jednak (mam nadzieję, że i inni) pragnę się dowiedzieć, czy to jest cały zakres istoty danego zjawiska oraz czy wyjaśnia absolutnie wszystko, od alfy, do omegi... i nie, nie będę w to wtykał Boga.

Można powiedzieć, że nasz wszechświat jest zaburzeniem nieskończenie wielkiej, ponadczasowej i wielowymiarowej pustki.

Bąblem w wannie pełnej wody?

Obraz liny na górze jest natomiast światłem, które dociera do nas z pewnym niezerowym opóźnieniem. W pewnym punkto-momencie czasoprzestrzeni lina się tam znajdowała. Miała po prostu jeszcze jedną cechę - siłę na nią działającą.

Poproszę inny przykład.

Szukanie obecności Boga nie powinno polegać na zatykaniu nim dziur w naszej niewiedzy.

Jo, nie na tym to polega. Bogu Boga, nauce naukę. Problem w tym, że wielu zawłaszcza sobie pełny monopol na prawdę, z obu stron.

Sam zresztą głęboko rozważałem kiedyś zderzenie koncepcji istnienia Boga i kwantowego-wyboru-jednego-z-wielu (lub, jeśli wolisz, tworzenia wielkiej ilości wszechświatów) i na nazwanie wielu z tych myśli musiałbym długo dobierać słowa.

Co do obrazu Boga - w sumie to winien być nieskończony, przejawiać się we wszystkim, całkowitości, ostateczności i doskonałości. Inaczej mówiac - zarówno stanowić... swoisty określać wszystkich obiektywnych zasad moralnych (jeśli takowe istnieją) jak i uzupełniacza zmiennych. Dziecko z bąkami (zabawkami) albo zegarmistrz czy projektant? Nie do końca - jakieś podobieństwa są, ale prócz tego, że określiłem tylko jedno z wielu "imion" ("działek" to nie jest odpowiednie określenie...), to nie On jest jedyną odpowiedzią, która pomaga nam objąć to, co obserwujemy. Owszem, ostatecznie możemy się doszukiwać w nim wszystkiego, niemniej mamy też naukę, która pokazuje, że logiczne zależności realnie opisują otaczającą nas rzeczywistość/przyziemność/część (anty)materialną i opisać to właśnie takim językiem, który jest naukowy. Może nawet nie osobą w naszym rozumieniu.

Koniec końców rozbija się to też o to, czym według nas jest wszystko, jakie są elementy danych bytów i czy akcydensy oraz atrybuty mają opisywać tylko to, co fizyczne. Krócej - czy istnieje tylko to, co rozumiemy jako materialne i, w konkluzji, czy można pojąć wszystko, ograniczając się tylko doń.

Jeśli już mamy próbować pojąć Boga, to nie możemy skupiać się na tym, że jest wielkim projektantem materii, zmiennych fizycznych i oddziaływań. Owszem, to istotne i pozwala uzyskać jedną z możliwych odpowiedzi na pytanie o przyczynę i sens, niemniej kluczowym dla Boga ma być wnętrze człowieka, dusza. Nauka nie stoi w sprzeczności z wiarą czy Bogiem, przynajmniej nie dla mnie.

Natomiast o Bogu będącym tylko naturą i prawami rozmawiałem w "religiach" nie tak dawno temu.

@Edit

Przykład z kulą? HUME! :laugh:

Link do komentarza

Stwierdzam, że to najlepszy wpis filozoficzny (więcej tu widzę filozofii niż nauki) jaki czytałem w blogach. Nie wiem czy najlepszy w ogóle, bo nie mam pamięci do takich rzeczy, a i blogosferę odwiedzam od pół roku, ale bez wahania powiem, że w ścisłej czołówce.

Widać zresztą, że nawet jak piszesz na tematy filozoficzne, to dajesz też porządne zaplecze naukowe. Bardzo dobrze, bo nie chcemy mieć takich kwiatków jak pewien artykuł pt. "Ateiści vs nauka" na joemonster.org. ;)

Jak można nie wiedzieć co to jest obieg wody w przyrodzie? xD

Link do komentarza

Ktoś tam na górze czuwa, aby tego typu wpisy nie dotarły do oczu szerszego gremium. Cały dzień mój internet potwornie muli, przez co ledwie udało mi się go opublikować.

Black Shadow - Wiedziałem, że to będzie strzał w dziesiątkę.

Lord Nargogh - Nie jest to to samo Lordzie. Czynnik ludzki stanowi specyficzny problem, gdyż człowiek obdarzony jest świadomością, która wszystko gmatwa. Patrząc od strony fizycznej myślałem raczej o martwej naturze (że tak to nazwę). Natomiast przykład z kichnięciem jest o tyle niefortunny, że również do przewidzenia. Podobnie jak z przywołaną ruletką, musimy posiadać jedynie odpowiedni zestaw informacji i przyrząd do pomiaru. W świecie kwantów przewidzenie czegokolwiek jest rzeczywiście niemożliwe.

RaxusV - Warto się jednak nad tym zastanowić. Chyba nie jest Ci bez różnicy, czy Bóg jest "wyższym bytem" czy jednak "lepiej rozwiniętą cywilizacyjnie rasą"?

Kruczek11, DracoNared - Miło mi słyszeć pochwały, zwłaszcza w obliczu ostatnich głosów zapowiadających mój koniec ^^ .

behemort - Odniosę się do tego co najważniejsze (zresztą poza tym, nie zauważyłem pytań):

Bąblem w wannie pełnej wody?

Bąble wody są dobrą metaforą dla teorii wieloświatu. Być może.

Obraz liny na górze jest natomiast światłem, które dociera do nas z pewnym niezerowym opóźnieniem. W pewnym punkto-momencie czasoprzestrzeni lina się tam znajdowała. Miała po prostu jeszcze jedną cechę - siłę na nią działającą. Poproszę inny przykład.

Spodziewałem się uderzenia w ten punkt - "Kto porusza liną?" Żaden inny przykład nie będzie doskonalszy z banalnego powodu. Zjawiska kwantowe nie są dla nas bezpośrednio widoczne i nie obserwujemy na co dzień nic przypominającego fluktuacji kwantowych. Hawking podał równie łopatologiczną przenośnię, w której dół wykopany w ziemi stanowi przestrzeń, a usypana z pozostałej ziemi górka - materię.

to nie On jest jedyną odpowiedzią, która pomaga nam objąć to, co obserwujemy. Owszem, ostatecznie możemy się doszukiwać w nim wszystkiego, niemniej mamy też naukę, która pokazuje, że logiczne zależności realnie opisują otaczającą nas rzeczywistość/przyziemność/część (anty)materialną i opisać to właśnie takim językiem, który jest naukowy. Może nawet nie osobą w naszym rozumieniu.

Zgadza się. Pozostaje jednak kwestia wyrażona w tytule tego artykułu. Po co nam Bóg? W czymże będzie on użyteczny, jeżeli uda nam się w przyszłości zbadać wszystkie procesy rządzące wszechświatem? Powstaje wybór - wierzyć, że bezosobowa natura poradziła sobie sama, czy jednak za początkiem stał Bóg, którego jednak na dobrą sprawę mogłoby nie być.

Link do komentarza
Podobnie jak z przywołaną ruletką, musimy posiadać jedynie odpowiedni zestaw informacji i przyrząd do pomiaru. W świecie kwantów przewidzenie czegokolwiek jest rzeczywiście niemożliwe.

No cóż, zaufaj mi, ja miałem do dyspozycji zestawy informacji i przyrządy pomiarowe do zjawisk kwantowych - i fizyka działała. I z zasadą nieoznaczoności to nie jest tak, że materia i energia wykazują skłonności do świadomego unikania ukazania nam pełnej informacji - tu raczej chodzi o to, że uzyskując kompletną informację na temat danej molekuły my niszczymy pozostałe informacje na jej temat. Na przykład starając się określić dokładnie jej pozycję, powodujemy zmiany w jej pędzie, nie jesteśmy zatem w stanie go określić.

Korzystając z tej statystyki (ogólnie to nie używamy jej tylko do kwantów, w przypadku gazów na przykład również) jesteśmy w stanie uzyskać i przewidzieć dokładne informacje. Powołam się po raz kolejny na przykład tego STMu - wiemy dokładnie, jak zmieni się wartość prądu tunelowego w funkcji odległości od próbki. Jest to zdecydowanie zjawisko kwantowe i możemy je wykorzystać do zmierzenia głębokości 'rowków' pomiędzy chmurami elektronowymi atomów, a także odległości pomiędzy nimi i tak dalej.

Dalszy przykład - teleportacja kwantowa i szyfrowanie kwantowe. Ponieważ wiemy dokładnie czego się spodziewać, możemy wykorzystać znane nam zjawiska kwantowe do całkowicie bezpiecznego szyfrowania informacji. W wielkim skrócie - mamy informację zapisaną za pomocą ekstrapozycji stanów. Za pomocą zmiany tych stanów jesteśmy w stanie przesłać w inne miejsce informację na temat zmiany stanów miejsca docelowego w taki sposób, by uzyskać ten sam stan co przy źródle. Efekt - ktokolwiek 'podsłucha' przesył informacji nie dowie się nic, a określone zjawisko kwantowe w miejscu docelowym zajdzie zawsze, dając nam dokładnie ten sam stan co przy źródle.

Link do komentarza

Jeśli chodzi o boga nie projektanta ( wszech stwórcy który nie może być wszech, bo podlega bardzo prostemu paradoksowi, i na którego temat już raz wyraziłem swoją opinię na łamach twego blogu, i której nie zwykłem powtarzać, ani tym bardziej prawić ponownie o owych poglądach z innymi użytkownikami ), to mamy tu do czynienia z dwiema możliwymi koncepcjami, bytu, którego cząstką jesteśmy (swojego typu nad organizm, który na dłuższą metę ma gdzieś, co myślą sobie o nim pojedyncze kwanty jego istoty), oraz "boguf" praczetowskich ( :) ), którzy tak naprawdę nie są bogami. Są tylko trzy możliwe koncepcje boga, i każda z nich tak naprawdę wyklucza jego "boskość", przynajmniej wedle naszych standardów.

Mam również do ciebie pytanie. W jednym z akapitów napisałeś, że wszechświat równy jest zeru... Ale zero, to tak naprawdę coś, zero jest stanem, a stan równy zero równa się stanem równowagi, nie pustki. Czy potrafisz sobie wyobrazić pustkę? Przeprowadź sobie eksperyment myślowy (ostatnio polubiłem tego typu zabawy, bo można dojść do naprawdę ciekawych wniosków, a i nauczyć się nieco o swoim umyśle), spróbuj wyobrazić sobie pustkę...

A czymże jest bóg, i po co powstał, został stworzony? Po co nam religia? Odpowiedź jest bardzo prosta, a co najgorsze prozaiczna...

Link do komentarza

Jeszcze dopowiem conieco - wykorzystując metody kwantowe, jesteśmy w stanie z ogromną dokładnością symulować interakcje pomiędzy molekułami, a także wyznaczać ich rozmiar, kąty pomiędzy wiązaniami i tak dalej. Informacja zadana jest naprawdę szczątkowa (znajomość wzoru strukturalnego i fin), a odpowiednio mocny komputer z odpowiednio dobrym algorytmem jest w stanie poprawnie wysymulować nawet bardzo złożoną molekułę. Ja osobiście symulowałem te prostsze - sam możesz tego spróbować, polecam darmowy program ArgusLab. Uzyskane informacje są niezwykle cenne i istotne i zazwyczaj całkowicie pokrywają się z rzeczywistością. Mam tu na myśli, że najpierw za pomocą tych metod dokonuje się symulacji, a dopiero potem eksperyment je potwierdza. Czyli uzyskujemy konkretne informacje bez pomiarów.

Metody klasyczne oczywiście także istnieją, ale wymagają dokładnej i ogromnej wiedzy na temat molekuły (typ wiązań, hybrydyzacja orbitali, i tak dalej).

Link do komentarza

@...AAA...

Czy materia powstała z pustej przestrzeni (pomijając to, że w dole jest powietrze :P)?

Pozostaje jednak kwestia wyrażona w tytule tego artykułu. Po co nam Bóg?

Do rozwoju, szukania prawdy i odpowiedzi, zrozumienia całości, rozwoju duchowego, zbawienia... Ogólnie dla ducha i arystotelesowskiej filozofii - części praktycznej (no, może trochę też teoretycznej :P).

W czymże będzie on użyteczny, jeżeli uda nam się w przyszłości zbadać wszystkie procesy rządzące wszechświatem? Powstaje wybór - wierzyć, że bezosobowa natura poradziła sobie sama, czy jednak za początkiem stał Bóg, którego jednak na dobrą sprawę mogłoby nie być.

Pytaniem jest, czy jesteśmy w stanie zbadać, zrozumieć i zachować takie ilości danych. Można się odwoływać do przyszłości i tego, że odkryjemy (na pewno?) sposób, by sobie z własnymi ograniczeniami poradzić (przeniesienie świadomości i umysłu do formy elektronicznej albo ewolucja), jednakże to jeszcze nie powód, by odrzucać Boga.

Pytanie postawione przeze mnie na końcu (czy materialna część istnienia to wszystko?) pozwala na wyklarowanie, czego tak naprawdę ludzie próbują się dowiedzieć.

BTW: Paradoksy i linijki Epikura już wyjaśniałem i dawałem na nie odpowiedź. Wcale nie wyklucza to istnienia cech Boga z dość prostego powodu - nie ma konieczności działania.

Link do komentarza
Bóg w ustach naukowców w ogóle nie oznacza osoby! Nie ma sensu się doń modlić, prosić o wybaczenie i oczekiwać cudów.

[...]Przykładowy Chrześcijanin spodziewa się czego innego.

A u ludzi wierzących ktoś uważa, ze jest osobą? Nie trzeba być zagorzałym katolikiem, żeby wiedzieć, że postrzeganie Boga jako osoby jest błędne.

Religia daje nadzieję i często prowadzi do udoskonalenia własnych poglądów. Sam chodzę do szkoły katolickiej (o ironio, a wierzącym nie jestem) i widzę, że jakimś cudem, ludzie wierzący wydają się... lepsi. Może tylko ja tak to odbieram. W końcu jestem inny :P

I nie, raczej się era ...AAA... nie skończy. Przynajmniej Ci tego nie życzę na nowy rok :)

Link do komentarza

Lord Nargogh - Nie do końca się rozumiemy, ponieważ starasz się tłumaczyć mi coś na co zwróciłem uwagę w tekście. Powtórzę: Wzory się zgadzają i jesteśmy w stanie je wykorzystać, choćby w elektronice. Problemy pojawiają się na płaszczyźnie filozoficznej czy metafizycznej. Dla nauki kwantowe dziwy przestały już być czymś zagadkowym, ale odnoszę się do interpretacji grup pokroju New Age, poszukujących weń drugiego, duchowego dna.

I dzięki za polecenie programu - pewnie kiedyś spróbuję go ugryźć.

mrowczak - Chyba masz nieco racji w przyczepieniu się do pustki. Użyłem tego wyrażenia raczej jako synonimu, czy próby zobrazowania tego co było przed Big Bangiem. Stan równowagi równa się zeru, a w potocznym rozumieniu zero łatwo nazwać nicością czy pustką =).

behemort -

Do rozwoju, szukania prawdy i odpowiedzi

W zasadzie mamy podobną odpowiedź na to pytanie.

jednakże to jeszcze nie powód, by odrzucać Boga.

Jaki zatem powód byłby lepszy?

Nesusas - Pisząc o osobie nie miałem na myśli żadnego antropomorficznego przedstawienia Boga. Nie wiem co na ten temat mówi doktryna Kościoła, ale wyraźnie nadajemy Mu jakąś podmiotowość. Przecież jesteśmy stworzeni na Jego podobieństwo. Modlimy się również do Kogoś.

Link do komentarza

Czyli, że teraz dalej jest nic tak jak było, bo każda cząstka ma swoją antycząstkę, z którą przy spotkaniu się anihiluje z powrotem stając się niczym? To tak wspaniałe i matematyczne, że nie mogę w to uwierzyć. (trochę pominąłem kwestię energii, ale ciii...)

Ale zero, to tak naprawdę coś, zero jest stanem, a stan równy zero równa się stanem równowagi,
Jak to "zero to coś"? Dlaczego stan równowagi ma być zerem (przecież stan równowagi po ludzku znaczy brak zmian w czasie)? Z taką nomenklatura się jeszcze nie spotkałem. Mam wrażenie, że łączy się tutaj dwa pojęcia nie mające ze sobą nic wspólnego.

Ach, jak ja nie cierpię tych określeń filozoficznych typu "byt"... Co to, kurczak, jest?

Link do komentarza

@...AAA... oczywiście rozumiem twój tok rozumowania, i to, że większość z nas wyobraża sobie nicość po prostu jako zero, czyli stan równowagi, nie wiedząc w ogóle jak daleko od prawdy są... Po prostu ograniczenie w budowie ludzkiego mózgu na to nie pozwalają, jest on zbyt ograniczony by ogarnąć nieskończoność, nicość jest dla niego niemal niewykonalnym wyczynem.

BTW, jak skończył się dla ciebie eksperyment myślowy, o wykonanie którego cię prosiłem? :)

Link do komentarza

Nie dość, że artykuł jest świetnie napisany, to jeszcze zmusza do dyskusji w komentarzach, którą czyta się równie przyjemnie :) Moja natura każe mi wątpić we wszystko, dlatego nie jestem człowiekiem ani przesadnie wierzącym ani też radykalnie odrzucającym Boga. Po co ludziom Bóg? (pardon za powtórzenie)..... Jak powiedziałeś:

Do wyjaśnienia wszystkich zjawisk występujących we wszechświecie wystarczą zaledwie cztery siły podstawowe i dwanaście cząstek materii.

Lecz cząsteczki nie powiedzą nam czym jest dobro i zło. I właśnie po to nam jakaś Istota Wyższa :P Ludzie zawsze bedą potrzebowali jakiegoś drogowskazu, oparcia...

PS Jedyną rzeczą, w którą całkowicie nie wierzę, jest to, że era ...AAA... się skończy ;p

Link do komentarza

Bóg chrześcijan czy muzułmanów jest nielogiczny, jeśli więc istnieje, wygląda inaczej. Ba, on na pewno nie "wygląda". Stwierdzenie że Bóg jest całym, bezosobowym wszechświatem jest bardzo zgrabne, ale wydaje mi się aż za proste.

Kwestią, która bardziej mnie nurtuje, a która wiąże się z tematem bezpośrednio, jest istnienie duszy. Czy faktycznie gdzieś w nas coś jest, czy jesteśmy po prostu robotami z węgla, a naszymi czynami kierują efekty kwantowe. Jak na nieszczęście sami jesteśmy ludźmi i nie jesteśmy w stanie obserwować się z żadnej innej perspektywy.

Czy jeśli (gdy) zostanie zbudowany teleporter mogący przenosić ludzi - czy przy takiej teleportacji człowiek przeżyje? A co, jeśli podczas przenoszenia zgubione zostanie to 'coś' i zginiemy? I jeśli teleportowana osoba nadal będzie żyła, jak stwierdzimy, czy pacjent przeżył? Będzie posiadała wspomnienia i cechy teleportowanego, więc na 100% powie, że to on, że się udało.

Lecz cząsteczki nie powiedzą nam czym jest dobro i zło

Czemu w takim razie najbogatszy na świecie ateista jest równocześnie jednym z największych filantropów, a najbogatszy katolik nie dał nikomu ani grosza?

Na szczęście mamy jeszcze prawo moralne.

Będąc upartym, nawet altruizm można wyjaśnić stosując założenia darwinizmu

Hmm, a gen samolubstwa?

A tak nawiasem mówiąc o dobrych wpisach zawsze dowiaduję się po ptokach :/

Link do komentarza
Ogólnie uważam , że lepiej jest gdy Bóg istnieje (Pomyślcie tylko co by było gdyby zostało udowodnione nie istnienie Boga. Jedyne skończone pojęcie(nie definiowalne) nie istnieje w tedy spełniły by się obawy/nadzieje egzystencjalistów niema dobra niema zła nie ma miłości nienawiści etc.)

Dlaczego mielibyśmy uzależniać istnienie noumenów (skoro jesteśmy przy Kancie) i uczuć od istnienia bądź nieistnienia Boga. Religia twierdzi, że Bóg jest miłością, jednak to nie musi działać w dwie strony.

... o wiele ciekawsza jednak byłaby dyskusja pod tytułem "Po co nam Szatan?" :chytry:

Zahaczyłem o to rozważanie przy okazji tekstu "Dlaczego Bóg pozwala na zło".

Mrowczak - wykonałem, ale nic interesującego nie odczułem.

artooD2 - Kiedyś nadejdzie kres wszystkiego =).

Sergi

Czemu w takim razie najbogatszy na świecie ateista jest równocześnie jednym z największych filantropów, a najbogatszy katolik nie dał nikomu ani grosza?

Widzisz, tu chodzi raczej o to, jak kto sobie tłumaczy przejawy dobroci. Pewnie nie jeden wierzący powie Ci, że na tego niewierzącego działa laska boża, albo podświadomie chce zapewnić sobie zbawienie. Ważna jest także mentalność ludzka. Wierzący w teorii ma nad sobą bat i jeżeli rzeczywiście wierzy, to nie ma wytłumaczenia dla jego umyślnych grzechów.

Hmm, a gen samolubstwa?

Samolubny gen jest świetną teorią. Jeżeli się kiedyś z nią zapoznasz bliżej (odsyłam to zajmującej lektury Dawkinsa), to niewątpliwie trafisz na rozdział poświęcony altruizmowi w przyrodzie. Nic nie jest przypadkowe, a współpraca i dobroć bywają bardzo korzystne z ewolucyjnego punktu widzenia.

A tak nawiasem mówiąc o dobrych wpisach

Chyba miewałem znacznie lepsze, skoro nie dostał ani jednej nominacji na wpis miesiąca ;). Edit: Jednak dostał.

Link do komentarza

"Ciekawośc" tez obejrzałem.

Wspominasz, że niewiadome w nauce wciąż usiłują wykorzystywać wierzący jako pierwiastek Bozy. Wcale tak nie jest* nawet Kościół naucza, że wiara musi współgrać z rozumem. Wiara bez racjonalnego poznawania też jest niczym wartościowym. Dlatego wciąż staram się uczyć i poznawać.

*No może w Polsce tego nie widac

Link do komentarza

Bardzo ciekawe jest to co napisałeś, jednak skoro świat powstał z wybuchu to co stało za tym wybuchem, a później co za tym co spowodowało ten wybuch, i tak dalej i tak dalej.

W tych tematach można się zagłębiać strasznie głęboko, lecz zawsze powstaje pytanie jak to się stało. Co stało za przyczyną ?. Dlatego człowiek, wymyślił religię i w tym zagłębieniu postawił sobie Osobę (nie musi to być człowiek itp), która była sprawcą tego wszystkiego, to tylko takie moje rozmyślanie (w Poglądy > Religia pisałem).

Umysłom ścisłym jest trudno wierzyć. Ale zaraz czym jest wiara ? Wiara to wierzenie w coś czego się nie widzi, jest to takie "coś", które jest nie pokryte dowodami, i trzeba na słowo uwierzyć. Jednak jeśli są już dowody na istnienie tego czegoś to jak to możemy nazwać ? Wiara potwierdzona ?

Czy Bóg tkwi w kwantach ? Z poglądu mojego chrześcijanina nie dokońca, lecz otacza nas, i widać Go we wszystkim co stworzył, ponieważ w Księdze Rodzaju, czyli stworzenia świat, notorycznie się powtarzają zdania "A wszystko co Pan Bóg stworzył było dobre" Dlatego to co jest dobre to według mnie tkwi w tym cząstka Boga.

Nauka w niczym nie przeszkadza, w odczuciu moim mi wierzyć, o ile nie będzie się ona łączyć ze złem.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...