Kreskówki z przedwczoraj #6
Tęskniliście za tym cyklem? No już dobra, dobra, nie poprawiajcie mi tak bardzo humoru, jeszcze zacznę w siebie wierzyć!
Kolejny zapomniany serial Disneya, "odprysk" z Kaczych Opowieści, parodia historyjek o superbohaterach, zwłaszcza Batmana, Bonda oraz Green Horneta. Drake Mallard, z pozoru zwykły kaczor mieszkającym na przedmieściach St. Canard, samotnie wychowuje małą Gosalyn i walczy z własnym pragnieniem sławy oraz uznania (czy my tego skądś nie znamy?). Kiedy jednak przechodzi zew, staje się Dzielnym Agentem, superbohaterem z naręczem gadżetów, własnym latającym pojazdem oraz pomocnikiem, Śmigaczem McKwakiem. Ciekawe, że cały serial miał zamknięte uniwersum oraz własny zbiór postaci (nie było udziałów np. Donalda czy jego siostrzeńców). Mały klasyk, który warto pamiętać.
Kreskówka tak klasyczna, że aż strach cokolwiek pisać bez zakładania peleryny Kapitana Oczywistości. Łącznie z tym, że jego nowa wersja nadaje się jedynie do wykładaniu psu w budzie. (A zapomniany pełnometrażowy film zmarnował potencjał straszliwie...)
Ciekawy show, zarówno w produkcji, jak i pomyśle wyjściowym. Mały Bobby (mało nie napisałem "Booby" - trzeba przestać spędzać tyle czas w necie...), chłopiec ze zdecydowanie zbyt żywą wyobraźnią (Calvin, anybody?) zamienia dzięki swej pomysłowości najnudniejsze prace domowe i wydarzenia w wielkie przygody. Twórcą show oraz jego żywym uczestnikiem jest kanadyjski komik Howie Mandel, który na początku i końcu każdego odcinka "rozmawiał" z widzami o fabule odcinka, swoim dzieciństwie etc., nierzadko przy współudziale jak najbardziej animowanego Bobby'ego.
Stara (1965) i dość marnie wyprodukowana kreskówka, wyśmiewająca patriotyczne zadęcie ówczesnych bohaterów komiksów. Roger Odrzutowiec to nienajbystrzejszy superbohater, stojący na czele Szwadronu Amerykańskich Orłów (który składa się z dzieci, przy okazji...) ratuje świat od coraz to kolejnych szpiegów i złoczyńców - najczęściej wpadając w najbardziej oczywiste pułapki z dziecięcą naiwnością, przez co musi być ratowany przez swych pomocników. W oryginalnej wersji językowej nagminnie parodiowano rozmaite postacie literatury klasycznej i sensacyjnej.
...i co ja mam, biedny, napisać? Poza tym, że czołówki z trzeciego i czwartego sezonu wymiatają?
Krótko żyjąca (ledwo 13 odcinków) kreskówka o nadambitnym piracie-nieudaczniku. Całość zdecydowanie zbyt mocno opierała się na klasycznym brytyjskim sitcomie "Czarna Żmija", łącznie z "pożyczanymi" kwestiami.
Zamerykanizowane anime o kosmicznych kowbojach (ale namieszali). W zasadzie to klasyka westernu, jeno przeniesiona w realia kosmicznych statków i laserów, ale przyjemnie się oglądało.
Na pewno było to na kasetach, ale czy w TV? Anyway, ekranizacja (czy też raczej serializacja) popularnego komiksu w formie 13 odcinków. Zielony królik oraz jego zwierząca drużyna (gdzieniegdzie zmutowana - vide Deadeye Joe, czteroręka kaczka, więcej jak podobna w aparycji do Duffy'ego) walczą o odbicie swej rodzimej planety z łap przebrzydłego imperium żab. Kreskówka była tylko jedną z form promocji komiksu, obok figurek oraz dwóch bardzo udanych gier od Konami - na automaty (czterech graczy na raz!) oraz NESa:
Bardzo "kanadyska" kreskówka o życiu tytułowych szopów (ze wskazaniem na zidiociałego, ale dobrodusznego Berta) i ich odwiecznym konflikcie z różowym (!) mrównikiem Cyrylem, który dla pieniędzy zrobi wszystko - nawet sprzeda macierzysty las. Całość jest dziś kultowa w Kanadzie (dziwne, nie?), Wielkiej Brytanii i Rosji.
Sam nie oglądałem, ale ktoś mi zwrócił na ten serial uwagę, a zwłaszcza na zatrważającą ilość dwuznacznych dowcipów, nieraz bardzo ponurego humoru oraz ogólnej "dorosłości" serialu. Kangur (a w zasadzie to... "wallaby"???) Rocko próbuje sobie ułożyć życie w świecie, który można nazwać jedynie okrutnym i cynicznym. Sam nasz bohater jest raczej niewinnym zwierzątkiem, które na co dzień styka się ogólną miernotą otoczenia, które stanowi podłoże dla kolejnych gagów. Mała próbka:
Serial jest otoczony absolutnym kultem na świecie, potęgowanym przez ingerencje cenzury w powtórki odcinków oraz bardzo długą niedostępność animki w mediach "nietelewizyjnych" (pierwsze zbiorcze DVD zaczęły się ukazywać dopiero w 2008 r.)
(hey you, nazi t-rex!)
http://www.youtube.com/watch?v=vXo9OBXM2P0
Nareszcie jakiś europejski przedstawiciel na tej liście! Ekranizacja klasycznego francusko-belgisjkiego komiksu pod tym samym tytułem o dwójce dziennikarzy, którzy w poszukiwaniu sensacyjnego materiału nie cofną się przed niczym - a już zwłaszcza, gdy zapowiada się na niezwykłą przygodę. Serial bardzo dobrze (moim zdaniem) odwzorował ducha komiksu, utrzymanego w konwencji klasycznych powieści przygodowych (wiecie, szaleni naukowcy, dzika Afryka, pustynie, wynalazki na parę etc.) Dla koneserów europejskiej szkoły komiksu i animacji - mus!
Klasyk od Hanna-Barbery, dalece ciekawszy od ich tasiemców, od Flinstonów począwszy (zawsze dla mnie atrakcyjniejsi byli Jetsonowie). Gromada kompletnych odwiertów i popaprańców startuje w wyścigu... i to wszystko. Absolutnie liniowy sposób prowadzenia "story" każdego odcinka, stylizowany na relację z danego odcinka wyścigu był dosyć oryginalnym pomysłem, a dodawszy do tego pomysłowość uczestników (na czele z "arcyzłym" Dickiem Dastardly - de facto głównym bohaterem) - Wacky Races zdecydowanie się wyróżniało od pozostałych kreskówek.
Trochę ryzykowny pomysł Braci Warner, by jednej z najciekawszych swych postaci nie będącej Bugsem dać własny serial. Taz jest tu ukazany jako członek rodziny diabłów tasmańskich i zróżnicowanej społeczności zamieszkującej tą wyspę. Wszystko pięknie, ale często Taz był przyćmiewany przez, zdecydowanie za duży (można nawet się w czołówce pogubić) drugi plan, gdzie scenarzysta chciał chyba umieścić każdy możliwy kreskówkowy stereotyp - myśliwy-nieudacznik, wynalazcy z Bożej Łaski, cwana zwierzyna łowna... Ale się oglądało.
Najnowsza z opisywanych przeze mnie animacji (2000 rok!), ale jako jedna z niewielu nowości przykuła mą uwagę. Kanadyjsko-niemiecko-francuski (uaaa!) serial na podstawie niemieckiej książki dla dzieci "Der satanarchäolügenialkohöllische Wunschpunsch" (aaaaaargh!) o wiedźmie Tyrani i magu Zarazku, którzy chcą za wszelkę cenę udowodnić swoją wartość jako złoczyńców - i rzucają w każdym odcinku czar na miasto Megalopolis, który ma tą paskudną cechę (czar, nie miasto) że po upływie siedmiu godzin się utrwala. Ponieważ nie wszystkim taka sytuacja jest po drodze, zwierzaki należące do ww. parki - kot Maurycy i kruk Jakub - za każdym razem w ostatniej chwili deaktywują czar. Show bardzo mi się spodobał dzięki utrzymaniu konwencji "magii we współczesności" i nastawieniu na komizm i sprytne rozwiązania problemów. No i ta piosenka w czołówce to niezawodny earworm...
Próba Hanna-Barbery wejścia na teren kreskówek "dla starszych" (czyt: większa ilość potworów i eksplozji + okazyjne przekomarzanki towarzyskie). Jakoś mi się nigdy nie podobało...
SKELETON WARRIORS
Zakładam, że scenariusz do tej kreskówki oparto bezpośrednio na tekstach utworów Judas Priest.
Dwa słowa: CYBER MUMIE.
Kolejna późna animacja studia Hanna-Barbera (była nadawana już po zakodowaniu CN w Polsce) i śmiem twierdzić, że należy do ścisłej czołówki.
I pozostaje mi zakończyć ten zdecydowanie za długi przegląd bajek z naszego kolektywnego dzieciństwa. Kurna, czy ja naprawdę zacząłem pisać ten cykl na początku lipca zeszłego roku? Nieważne. Mam jednak nadzieję, że dostarczyłem Wam dużo nostalgii i wspomnień z wcale nie tak odległych - zdawało się - czasów. Wasz feedback dużo mi pomógł i motywował mnie do pisania oraz do wyszukiwania kolejnych zapomnianych animacji, wynajdując rozmaite perełki, którymi mogłem się potem z Wami podzielić.
Warto pielęgnować wspomnienia z lat dziecięcych, oranżadą płynących...
Wasz retrosnob na zawołanie,
Ramzes XIII
29 komentarzy
Rekomendowane komentarze