Kreskówki z (przed)wczoraj #1
Każdy urodzony na przełomie dekad, chcąc nie chcąc, był po części wychowywany przez telewizję i kreskówki w niej emitowane. W epoce, gdzie o DVD nikt nie śnił, a korzystanie z wideoteki było przywilejem, młody człowiek musiał oglądać to, co było w TV i nie było Agrobiznesem. Zanim doszło do pojawienia się (również w naszym kraju) Cartoon Network, mieliśmy do oglądania kablówkę i pasma z kreskówkami na tych niewielu atrakcyjnych (dla 6-latka) kanałach: Polsat, WOT (tłumaczę - regionalny kanał telewizyjny, w moim przypadku był to Warszawski Okręg Telewizyjny - nadawane były przez kilka godzin dziennie programy zorientowane na Mazowsze) i - fanfary! - RTL7.
RTL7 miał to co powinien mieć dobry kanał w kablówce - miał piątkowe "mega kino akcji" z filmami, o których nikt nie słyszał i hitami rodem ze wspomnianych wideotek, miał absolutnie nostalgiczne, niewinne i nie nadające się dla dzisiejszego odbiorcy seriale komediowe typu "Trzecia planeta od słońca", "Alf", "Różowe lata 70-te" i dziesiątki innych oraz - bohaterów dzisiejszego wpisu - kreskówki, które nie były do wyrzygania poprawnym wychowawczo "Bolkiem i Lolkiem" czy innym "Reksiem". Dziś ideę kontynuuje po części TV4 i TVN7, ale żadne z nich nie ma już tych bajek, które ja i setki tysięcy szczawi oglądało z nabożnym skupieniem. Nie przedłużam zatem - oto one:
SAMURAJE Z PIZZA KOT (Cat Ninja Legend Teyandee / Samurai Pizza Cats)
Już z samej czołówki można wywnioskować, o czym jest to anime (tak, to japońska produkcja) - mamy zatem trzy koty, pracujące w pizzerii i okazyjnie (czytaj: co odcinek) ratujące swoją mieścinę przed zapędami chciwego na władzę Seymoura Cheese (obecny imperator Little Tokyo - o wdzięcznym imieniu Fred - już dawno pożegnał się z rozumem i spędza większość czasu wynajdując sobie nowe dziecięce zabawy). Co poza tym? Przegląd tego, co dzieciaki z wczesnych '90 uwielbiały - ninja, roboty (nasi bohaterowie mają własne battle-suity, mogą przyzwać znajomków - też zrobotyzowane zwierzaki, a kiedy jest naprawdę gorąco - Supreme Catatonic saves the day), zwierzęce "teamy bojowe" na modłę Żółwi Ninja i masę nawiązań do klasycznych patentów z anime. Rzecz jasna, całość dziś nie powala jakąś niezwykłą jakością, ale SPC ładnie skupia w sobie wszystkie elementy dawnych kreskówek.
MOTO MYSZY Z MARSA (Biker Mice From Mars)
http://www.youtube.com/watch?v=Bt-aib0zqDY
Ooo, to było radass. Bezczelny klon Żółwi Ninja, ze zmutowanymi myszami jeżdżącymi na motorach po Chicago, mające własną atrakcyjną panią mechanik (znów, identycznie jak żółwie) i psujące spiski pewnego zwariowanego biznesmena-mutanta i podległego mu profesorka. Absolutnie NIC nie było w tym oryginalnego, całość padła po trzech sezonach, a dziś oglądając na YT fragmenty odcinków spostrzegłem nieraz biedną animację, ale wtedy oglądało się to ciągiem.
REKINY ULICY (???) (Street Sharks)
W zasadzie kopiuj-wklej Żółwi, tyle że z rekinami i większym naciskiem na rozmaite pro-środowiskowe tematy. Nie było to specjalnie często u nas nadawane.
GANG DINOZAURÓW (Extreme Dinosaurs)
Khem... kończą mi się pomysły, co mam pisać...
DENVER, OSTATNI DINOZAUR (Denver, the Last Dinosaur)
http://www.youtube.com/watch?v=w7xBt-W3ZHQ
Wiesz, że to lata '90, kiedy dinozaur gra na różowej gitarze.
I wszystko jasne. Kto nie zna piosenki z tej bajki, NIE ZNA ŻYCIA i NIE MIAŁ DZIECIŃSTWA oraz NAWET MU NIE WSPÓŁCZUJĘ. Jedna z niewielu bajek stale nadawanych przez Telewizję Polską. Francusko-amerykańska koprodukcja, sympatyczna jak cholera, pomimo ubranego w rękawice bokserskie przekazu ekologicznego. Co prawda, Denver porozumiewał się ze światem pojedynczymi wyrazami, a całość była stworzona by wkupić się w "dinozaur-manię" (wiecie, Park Jurajski, te sprawy) ale i tak kupił wszystkie polskie dzieciaki.
SUPER PIES (Underdog)
Kiedy RTL7 nie nadawał kreskówek o zwierzętach kopiących tyłki wszystkiemu, serwował stare kreskówki z lat '60, które, o dziwo, chętnie oglądali... moi rodzice. Super Pies, to obok Rocky'ego i Łosia Superktosia jeden z tych specyficznych starych seriali animowanych, z prostą kreską, parodystyczną wymową (w Super Psie, rzecz jasna, darto łacha z superbohaterów Złotego Wieku komiksów) i czasem zaskakującym humorze, niezrozumiałym dla młodszej widowni. Co ciekawe, nasz potężny Pies zawsze mówił rymowanymi dykteryjkami (np. "Kiedy raz się nie powiedzie - spróbuj po obiedzie") i często udawało mu się uratować sytuację czystym przypadkiem. Dość specyficzne show, ale i tak nie ma pod tym względem startu do...
ROCKY I ŁOŚ SUPERKTOŚ (The Rocky and Bullwinkle Show)
Oooo ludzie. To był dopiero odjazd, prawdziwy Monty Python dla młodszej widowni. Od czego tu zacząć? Może od tego, o czym najłatwiej się wypowiedzieć - animacja i rysunek są w tej bajce po prostu brzydkie i trzeba naprawdę dużo samozaparcia, by dostrzec jej niełatwy urok. Tak po prawdzie, wiele osób nazywało to (w USA) ilustrowanym słuchowiskiem radiowym... i w tym cała rzecz. W dialogach, scenariuszu i ogólnym "feelingu", nie przypominającym niczego co było wcześniej, ani potem. Latająca wiewiórka Rocky i jego najlepszy przyjaciel, Łoś Superktoś mieszkają w fikcyjnym miasteczku i co i rusz napotykają na spiski złej parki szpiegów - Borysa i Nataszy, kierowanych przez Nieustraszonego Przywódcę. Nie muszę dodawać, że całość powstawała i była emitowana podczas Zimnej Wojny? Rocky był chyba pierwszą kreskówką, gdzie wydarzenia z "prawdziwego świata" znajdowały odbicie na ekranie, do tego stopnia, że np. bohaterowie wyśmiewali cykl Walta Disneya "Wonderful World of Color" (następowała jego emisja po zakończeniu Rocky'ego). Pewnego razu Łoś zaproponował dzieciom, by po obejrzeniu programu... wyjęły wtyczkę z telewizora, "abyśmy mieli pewność, że zobaczymy się za tydzień". Sieć emitująca kreskówkę otrzymała skargi od 20,000 rodziców, narzekających że dzieci rozłączyły telewizory z prądu. Reakcja autorów? Łoś polecił dzieciom żeby włożyły wtyczki z powrotem i zakleiły je klejem "by trzymały się dobrze". Wyobrażacie sobie taki numer dzisiaj?
Show Rocky'ego i Łosia miały w sobie różne pomniejsze kreskówki i seriale, "wywiady" z ich bohaterami, fragment z czytaniem "listów od widzów" (zmyślonych i odpowiednio absurdalnych) i wiele, wiele innych skeczy, gagów i dowcipów. Całość przypominała surrealistyczną, nieprzewidywalną, animowaną karuzelę. Niestety, show został uśmiercony w 1964, po 163 odcinkach, a różne próby jego wskrzeszenia nie doszły do skutku, a filmowy "Rocky i Łoś Superktoś" okazał się być potworną finansową porażką. Szkoda...
KAPITAN PLANETA (Captain Planet and the Planeteers)
Kolejna pro-ekologiczna kreskówka, skupiona wokół grupki "hip" szczawi (ciekawe - była też reprezentantka Związku Radzieckiego - ale całość była produkowana w trakcie pierestrojki), z hoplem na punkcie ratowania środowiska. Wspierał ich w tym Kapitan Planeta - wojownik przyzywany przez połączenie Pierścieni Żywiołów - który ratował regularnie świat (lub okoliczny rezerwat przyrody) przed niszczycielskimi działaniami "złych", nazwanych "Eco-Villains", którzy każdą wolną od snu chwilę spędzali na niszczeniu wszystkiego, co zielone. Ciekawostka: jeden z tych "złych" nazywał się... Duke Nukem. Ciekawostka #2: każdy ze "złych" reprezentował inny "grzech" przeciwko środowisku - nadkonsumpcję, drapieżny kapitalizm (sic!), zanieczyszczenie ściekami, rozwój technologiczny (sic!!!) czy energię nuklearną.
Holy [beeep], a ja to oglądałem.
Dziś raczej tak "radykalna" kreskówka by nie przeszła, ale w latach '90 - to co innego. Sam osobiście miałem komiks z Super Manem, poświęcony w całości ochronie środowiska.
Na dziś starczy. Jutro ciąg dalszy. A co Wy oglądaliście te -naście lat temu?
25 komentarzy
Rekomendowane komentarze