Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

niziołka

Sesja Forgotten Realms

Polecane posty

W tym temacie będzie prowadzona sesja w świecie Forgotten Realms. Mistrzem Gry jest Greenday. Wszystkie zasady objaśnione są w Niezbędniku.

Sesja Forgotten Realms

Mistrz Gry: MJanek

Gracze: POLIPOLIK, Gofer, Facedancer, Felessan, MNP Niziołka, k0nrad, Turambar

Miejsca wolne: Brak

Opis: RPG oparte na świecie Forgotten Realms - a więc standardowy świat fantasy pełną gębą.

Regulamin:

1. Regulamin FA oraz działu "Sesja RPG" są instancją nadrzędną. Ich nieprzestrzeganie może skończyć się ostrzeżeniem sesyjnym lub forumowym. Proszę też o stosowanie się do zasad netykiety.

2. Zgromadzenie czterech ostrzeżeń sesyjnych jest równoznaczne ze śmiercią postaci i usunięciem gracza z sesji. Jeśli jednak MG zauważy poprawę zachowania, które spowodowało wystawienie ostrzeżenia, może ono zostać cofnięte.

2a. Legenda ostrzeżeń sesyjnych (Zapożyczona z regulaminu Knight Martiusa :tongue:):

Pierwsze ostrzeżenie

Drugie ostrzeżenie

Trzecie ostrzeżenie

Czwarte ostrzeżenie - śmierć postaci i usunięcie gracza z sesji

3. Mistrz gry ma na sesji władzę najwyższą, niepodważalną i całkowitą, co nie zwalnia go z przestrzegania regulaminu.

4. Czas na wykonanie i wysłanie odpisu wynosi dwa tygodnie od ostatniego posta MG. Staramy się odpisywać regularnie. Jeśli ktoś nie będzie w stanie odpisać w terminie, niech napisze do mnie na PW/GG, a wtedy zastanowimy się nad ewentualnym rozwiązaniem.

5. Nie ma ograniczenia co do ilości wysyłanych postów dziennie, jednak odpisujemy jedynie po postach MG lub innych graczy, które oddziałują bezpośrednio na naszą postać (rozmowy, ataki itp.).

6. Poza wyjątkowymi sytuacjami, odpis MG posuwający akcję do przodu pojawi się najpóźniej dwa tygodnie po poście ostatniego z graczy. Jeśli nie będę w stanie odpisać w terminie, poinformuję o tym w ?Dyskusjach...? lub przez PW/GG.

7. W celu ujednolicenia ? akcje opisujemy normalnie, myśli kursywą, a wypowiadane kwestie od myślników.

8. Chociaż byłoby miło, gdyby gracze połączyli się w jedną drużynę (mniej pracy dla MG :P), to nic nie stoi na przeszkodzie, aby każdy podążał własną drogą.

9. Nie lubię i nie przewiduję zabijania postaci na sesji. Pewna doza brawury nie zaszkodzi ( w końcu to heroic fantasy), ale lepiej nie przekraczajcie tej cienkiej granicy między epickością a głupotą

10. Jeśli zajdzie taka konieczność, regulamin może zostać zmieniony/uzupełniony. Informacja o tym zostanie zamieszczona w ?Dyskusjach...?.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jabal (MJanek) - Znudzonym krokiem włóczysz się od wielu dni po lasach, duktach i miastach. Nigdy nie byłeś w tych okolicach, jednak nie masz już zupełnie siły na rozglądanie się. Jesteś bardzo znudzony ostatnimi dniami, bez przerwy tylko idziesz za karawaną, nie masz żadnych innych zajęć. Normalnie droga do Waterdeep nie jest aż tak długa, lecz przytłaczająca cię nuda wydłuża czas podróży. W karawanie jadzie 6 wozóz wypełnionych po brzegi towarami kupieckimi- aż dziw że nikt nie zdecydował się jeszcze na zaatakowanie karawany... Widzisz, że konie si zatrzymują. Przed tobą rozciąga się dość rwąca rzeka, jednak jest wąska. Jako że karawana znajduje się na drodze w środku lasu w żaden sposób nie możecie jej objechać. Zdaje ci się, że słyszysz szelest dochodzący z krzaków...

Jon (Poli) - Idziesz za karawaną zmierzającą do miasta przygód, Waterdeep. Znalazłeś się w niej w sumie przypadkiem, ponieważ po bliższym spotkaniu z bandą goblinów uciekałeś szaleńczo przez las po czym wpadłeś na nich i podałeś się za pracownika... Cóż, więcej złota nigdy nie zaszkodzi. Do tego na pewno coś ciekawego się zdarzy, a więc żyć nie umierać dla kogoś takiego jak ty.

Sara (Gofer ^^) - Twój Krąg właśnie ciebie wybrał do tej misji. Lasy Waterdeep od dłuższego czasu są nękane przez jakąś plagę. Poskręcane drzewa, zabite zwierzęta... To jest okropne. I nie wygląda na to, żeby była to jakaś czasowa anomalia... Musisz szybko wybadać co się dzieje, albo sytuacja stanie się niebezpieczna nie tylko dla przyrody... W tym celu wyruszyłaś do gildii druidów w Waterdeep, aby uzyskać jakąś radę lub pomoc. Powoli zaczynasz widzieć na horyzoncie mury miasta.

Banning (Tur) - Twoja droga w kierunku Waterdeep została nagle przerwana. Kontynuujesz swoją podróż piechotą. Po krótkiej chwili przypomina ci się, że chodziły nie tak dawno pogłoski, że coś niepokoi lasy Waterdeep. Nie wiesz jednak czy problem ten został rozwiązany, Powinieneś udać się do gildii druidów Waterdeep. Tylko jak... Na szczęście na horyzoncie majaczy ci karawana. Dołączasz do niej.

Alandro (Face) - Zmierzasz spokojnym krokiem w stroę Waterdeep. Chodzą pogłoski że zaniedługo dotrze tam olbrzymia karawana z dużą ilością towarów... Czyli w sam raz by nawiązać nowe znajomości w interesach. Wchodzisz przez główna bramę do środka. Onieśmiela cię gigantyzm miasta- jednak nie jesteś tu po to by iść na zwiedzanie. Wchodzisz to gospody która szczęśliwie jest już na głównej ulicy, i siadasz sobie przy barze.

Talin (KM) - Waterdeep. Jeśli początkujący grajek chce gdzieś zabłysnąć swoimi umiejętnościami, to nie ma lepszego miejsca. Tak się składa, że napotkałeś karawanę która zmierza akurat w tym kierunku. Siedzisz więc sobie spokojnie na wozie i ku uciesze najemników trenujesz te utwory które już znasz i komponujesz nowe. Nagle karawana się zatrzymuje... Jesteś na sto procent pewien że słyszałeś coś w krzakach.

Frey (Felessan) - Po twoich ostatnich przygodach w okolicach Calimportu musiałeś wycofać się na z góry upatrzone pozycję. Wsiadłeś na (ukradzionego) konia i pognałeś hen daleko, gdzie cie szlaki poniosły... czyli do Waterdeep. Wszedłeś do gospody, i dopiero teraz do ciebie doszło że poznasz nowych ludzi, nowe miejsca... Nowe przygody. Czujesz się jak w niebie, do tego przez małe, brudne okienko widzisz klasztor, w ktorym mógłbyś potrenować swoje umiejętności. Żyć, nie umierać.

Talin & Jabal & Jon & Banning - Zza drzew wylatuje płonąca strzała i wbija się w ziemię. Wybucha panika.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

?Panie i panowie! Niniejszym mistrz Talin ma zaszczyt przedstawić swój najnowszy wytwór nieskończonej wyobraźni, który bez wątpienia podbije wasze serca! Jego tytuł brzmi??.

Właśnie, jak brzmi? Ech, znowu się rozmarzyłem? Siedząc w karawanie, nie mam za bardzo co robić. Mógłbym popodziwiać drzewa, ale nudziłbym się niemiłosiernie. Mógłbym z kimś pogadać, ale na jaki temat? Hm? Więc co w takim razie mógłby porobić publiczny grajek? I to jest kluczowe pytanie, na które każdy szanujący się bard musi odpowiedzieć jedno ? poćwiczyć! Te znane wymagają mistrzowskiego szlifu, a do tego będę musiał potrenować nowy repertuar. I co z tego, że nie wiem, co tak do końca zagrać? Walić to, wena mi przyjdzie podczas grania! Zagram byle co! Niech zabrzmi lutnia!

Jeżdżąc pośród dzikiej natury,

Natrafiłem na widok bury?

Myślałem, że przyjdzie mi umrzeć,

Ale świat może wówczas zubożeć!

I tak dalej, i tym podobne? Zresztą, jak widzę, najemnikom z karawany te moje przyśpiewki się podobają. No to co? Śpiewać, dopóki tchu mi nie zabraknie, a co! Dla publiczności wszystko! Tylko przy komponowaniu ew. nowych utworów co jakiś czas przerywałem? A bo dźwięk nie ten, a bo rym kiepski, a bo słowo nie pasuje. Trzeba się jednak uczyć na błędach, kochaniutki Talinie!

No i sobie grałem, śpiewałem? Jak to powiedział ktoś mądry ? żyć, nie umierać. Przewidzieć jednak nie udało mi się jednego: że ktoś nas będzie chciał zaatakować. No bo po jaką cholerę atakować coś, co jest pilnie chronione przez specjalnie do tego wybranych najemników? A gawiedź z Waterdeep mnie potrzebuje? No, ale karawana nagle się zatrzymuje. O co chodzi? Moment, moment? Słychać coś w krzakach. Przysłuchuję się bardziej? A to tylko po to, żeby z drzew ze strony, gdzie są krzaki, wyleciała jakaś płonąca strzała i wbiła się w ziemię!

- C? co się dzieje?! ? pytam z niedowierzaniem i paniką w głosie. Chwilę później szybko chowam lutnię i staram się ukryć w okolicy karawany tak, żeby przypadkiem ktoś mnie nie dziabnął kolejną strzałą. Przy okazji rozglądam się w poszukiwaniu rozbójników, którzy normalnie teraz siedzieliby za krzakami albo gdzie. Sięgam też ręką w stronę lewej nogi?

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wygląd postaci

Talin pod względem wyglądu nie wyróżnia się niczym specjalnym. No, może poza tym, że jest całkiem urodziwy, niemalże ?piękny jak elf?, chciałoby się rzec. Już po twarzy można rozpoznać w nim całkiem sympatycznie wyglądającego młodzieńca. Włosy ma czarne, krótko strzyżone, a oczy niemal ciemnoniebieskie. Nosi się obecnie na różne odcienie zieleni. Ma na sobie długie, jasnozielone, lekko podniszczone skórzane spodnie, ciemny podkoszulek, a na nim brązową już kurtkę skórzaną. Zakłada także zwyczajne buty, które jeszcze bez problemu się trzymają, ale wkrótce mogą się rozlecieć?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Prr prrr, szalony koniu, bestio niewdzięczna.Stój, mówię!"

Z tymi słowami na ustach niezbyt zgrabnie wyhamowałem przed bramą główną, prowadzącą prosto do Waterdeep. "Pożyczony" koń zatrzymał się, zrzucając mnie jednocześnie z grzbietu. Podniosłem się niezgrabnie na nogi, otrzepałem szatę, poprawiając przy okazji brodę i włosy. Pierwszym co zobaczyłem był mój narowisty wierzchowiec, pędzący drogą, którą przed chwilą przybyłem.

"Ty przebrzydły koński trollu, opiekowałem się tobą lepiej niż twój poprzedni pan!" Krzyknąłem za nim w udawanej złości. W sumie to dobrze, niezbyt miło się czułem jadąc na kradzionym koniu, jednak cóż zrobić, potrzeba to potrzeba, musisz mi wybaczyć, Lathanderze.

"No, czas w końcu znaleźć jakąś porządną gospodę i rozłożyć swoje zbolałe kości przy ciepłym ogniu. Moje brzuszysko zaczyna się buntować przeciw suszonemu mięsu." Śmiejąc się pod nosem ruszyłem przez wielką bramę miasta. Po drodze zaczepiłem jakiegoś groźnie wyglądającego strażnika z pytaniem o miejsce, w którym podają dobre piwo i tłuściutkie kawałeczki wieprzowinki. Na samą myśl o tym z lekkim sapnięciem przyspieszyłem kroku, torując sobie drogę w tłumie swoim słusznej postury ciałem.

"Khem, co mówił ten strażnik? Koło zielonego budynku w lewo, potem prosto a przy kuźni w prawo...". Starając się nie zabądzić kluczyłem zgodnie ze wskazówkami strażnika w poszukiwaniu "Kulawego kozła". Chociaż nazwa nie była zbyt zachęcająca postanowiłem zaufać miejscowemu, który przekonywał, że podają w niej najlepszą pieczoną wieprzowinę w okolicy. Cóż, sprawdzimy jaki gust mają obrońcy tego miasta.

W końcu, po pół godziny poszukiwań i zapytaniu kilku wystawiających swoje towary kupców udało mi się odnaleźć gospodę. Był to okazały dwupiętrowy budynek, niezbyt bogaty i posiadający niezbyt czyste szyby, jednak przyjemny dla oka. Nad wejściem wisiał szyld, na którym całkiem udanie namalowano kuśtykajacego koziołka. Na myśl o jedzeniu poprawiłem linę przy pasie, worek na plecach i z nadzieją na dobrą kolację, udałem się do środka. Po otwarciu dobrze naoliwionych drzwi moim oczom ukazał się dobrze znany widok. Przy kilkunastu ławach, stołach i czymkolwiek, na czym dało się spocząć siedzieli rozbawieni klienci. Obok kominka, w którym wesoło buzował ogień stał jakiś bard, zabawiający gości za kilka miedziaków i parę kufli piwa. Śpiewał znaną piosnkę o "Dziewce, która 50 kochanków miała". Rozbawieni i wstawieni goście z pijacką wesołością wtórowali bardowi. "Trafiłem w dobre miejsce" pomyślałem i znalazłszy wolne miejsce rozsiadłem się swobodnie na ławie niedaleko okna, rozglądając się za jakąś wesołą karczmareczką. Przywołałem dziewczę gestem do siebie, z radością zauważywszy, że jest niepośledniej urody.

"Witaj, piękna dzierlatko" powiedziałem z szerokim uśmiechem. "Czym możecie uraczyć zmęczonego podróżą wędrowca? Byle było dużo, smacznie i wieprzowo".

"Mogę podać michę pieczonego boczku z jajkami" odpowiedziało dziewczę, unikając mojego wzroku.

"Wspaniale, skowroneczku, wspaniale, tylko przynieś mi dwa talerze tego specjału i spory kufel ale, byleby niezbyt zakrapianego wodą. Do tego kilka pajd chleba... Tak to chyba wystarczy na porządną przystawkę". To powiedziawszy roześmiałem się rubasznie, mrugając okiem do dziewki. Po kilku minutach dostałem zamówione potrawy i z werwą zabrałem się za pałaszowanie, dorzucając do zapłaty kilka miedziaków dla dziewki, nie zaprzepaściwszy szansy by przy okazji podszczypnąć jej krągłe kształty. Zarumienione dziewczę, oglądając się co trochę za siebie odeszło obsłużyć resztę twarzystwa. Ja natomiast, zajadając się boczkiem i popijając galonami piwa z radością dołączyłem swój głęboki głos do ogólnej przyśpiewki o "Hożym niedźwiedziu i elfce". Kątem oka, przez brudne okienko dostrzegłem chyba zarys klasztoru, postanawiając sobie odwiedzić go jutro. Może przeor rzuci ubogiemu braciszkowi kilka sztuk srebra? Z tą radosną myślą zamówiłem kolejną porcję strawy i dwa razy wiecej piwa. Po kilku godzinach, gdy gospoda zaczęła powoli pustoszeć zebrałem swoje szczęsliwie najedzone i napite ciało z ławy, i uzgodniwszy z karczmarzem cenę za pokój udałem się na górę. Kątem oka dostrzegłem przygladającą mi się zza framugi drzwi dziewkę, która mnie obsługiwała. Uśmiechnąłem się do niej zachęcająco, na co dzierlatka oblała się ślicznym rumieńcem. "Całkiem niczego sobie, jeśli Lathander okaże się łaskawy może odwiedzi mnie dziś w nocy i ogrzeje łoże". Z takimi niezbyt uduchowionymi myślami udałem się do swojego pokoju, planując mimochodem jak by tu jutro przekonać przeora do wspomożenia gościa.

-----------------------------------------------------

Frey jest postawnym, wysokim mężczyzną o znacznej tuszy. Dosć długie czarne włosy nosi zwiazane z tyłu w kitę, ma także zapuszczoną starannie pielęgnowaną bródkę. Ubrany jest w prostą brązową szatę sięgającą do kolan, przepasaną liną oraz proste sandały.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To Waterdeep jest naprawdę duuuuże... - myślę sobie w duchu podziwiając wysokie budynki. Rozglądam się trochę niepewnie. Nie wiem czy gnomy są tu lubiane. Mam nadzieję, że obejdzie się bez żadnych kłopotów. Zostawiam kuca przywiązanego przed karczmą i wchodzę do środka. Panuje tu wielki gwar i muszę uważać, omijając niektórych, mocno już podchmielonych gości. Podchodzę do baru, ale niestety ponad ladę wystaje tylko moja spiczasta czapka, a oberżysta przez cały ten harmider mnie chyba nie zauważył. Biorę więc swoją długą drewnianą laskę i stukam go delikatnie po plecach:

- Jestem Alandro Quashdale i chciałbym coś zamówić. - zagaduje uprzejmie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Jak długo będziemy jeszcze jechać!? Nawet pustynne żółwie są szybsze od tej karawany. ON zapewnie jest w Waterdeep już od kilku dni. Na pewno zatrzymał się w jakimś bogatym zajeździe i właśnie teraz... Dość! Takie myśli w niczym mi nie pomogą, a jedynie odwracają uwagę czyniąc mnie łatwym celem.."

Podnoszę głowę i widzę, że karawana na końcu której jadę zatrzymała się. "Jeśli znowu któryś z wozów złamał koło, to nie będę czekał aż to naprawią, tylko samemu ruszę do miasta..." Myślę ze złością i poganiam konia aby sprawdzić, co jest przyczyną postoju. Na szczęście jest to "tylko" rzeka przecinająca trakt. Już mam zapytać przewodnika, jak ma zamiar pokonać tę nieoczekiwaną przeszkodę, kiedy naglę słyszę jakiś szelest w krzakach. "Pewnie to tylko wiewiórka" W następnej sekundzie zza drzew wylatuje płonąca strzała i wbija się w grunt przede mną. "Z drugiej strony wiewiórki nie strzelają z łuku?" Szybkim ruchem zeskakuje z konia, zdejmuję łuk z pleców i posyłam strzałę w miejsce, z którego wyleciała ta wbita w ziemię. Następnie staram się ukryć za którymś z wozów.

- Jeszcze mi tu tylko bandytów brakowało - syczę przez zaciśnięte zęby.

-----------------------------------------------------

Jabal jest ubrany w zielone płócienne spodnie i koszulę. Na to ma założoną ćwiekowaną skórę, a na nogach mocne, skórzane buty. Na głowie ma . Śniada cera sugeruje mieszkańca południa, zaś zawiązany na głowie turban z białej chusty opadającej mu na kark, którą w razie potrzeby może również zasłonić twarz, upewnia nas w tym podejrzeniu. Jabal ma krótkie, czarne włosy, zaś jego gładko ogolona twarz jest naznaczona niejedną zmarszczką, co nadaje mu wygląd mężczyzny grubo po 40. Wrażenie to podkreślają jego brązowe oczy, w których głębi tli się jakiś ogromny smutek, który jednak w czasie bitwy zamienia się w zimną furię. Całość obrazu dopełnia łuk przewieszony przez plecy oraz dwie pochwy po prawej i lewej stronie pasa. Prawie nigdy się nie uśmiecha.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W lesie Waterdeep dzieje się coś bardzo dziwnego. Martwe zwierzęta, poskręcane drzewa... Trzeba to natychmiast sprawdzić i to właśnie mi Krąg zlecił to zadanie. Mam udać się do Waterdeep i odnaleźć gildię druidów. Szybko zabrałam całe wyposażenie i ruszyłam do miasta. Ze mną szedł mój wierny, biały wilk - Gwynbleidd. Gdy byłam niedaleko murów, zwróciłam się do mojego pieska:

- Gwynbleidd, zostań w lesie, przy bramie. W razie czego, zagwiżdżę.

Ucałowałam go w nos na pożegnanie i ruszyłam do karczmy. Trafiłam bez większych trudności, bo już tu kiedyś byłam. Od razu zwróciłam się do karczmarza:

- Dzień dobry! Poproszę o... Kompot i o informację na temat druidów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niektórzy rozbiegli się po lesie, machając opętańczo rękami oraz innymi członkami, inni ukryli się za wozami. Nieliczni odważyli się na spontaniczną obronę karawany... Mówiąc wprost: panika. Panika wywołana niespodziewanym atakiem.

Aargh. Czemu zawsze mnie to musi spotykać?

Bez namysłu ruszam biegiem w kierunku, z którego nadleciała płonąca strzała, jednocześnie ściągając z pleców olbrzymi topór dwuręczny. Czuję, że gubię po drodze elementy ekwipunku, ale w tej chwili to bardzo mało istotne. Wspierany oszczędnym ostrzałem któregoś z kompanów, wpadam w kępę krzaków, z których moim zdaniem nadleciała strzała, i tnę szeroko. Na oślep, acz potężnie.

- GRRRHHRRHHRHR!!! - wykrzykuję jednocześnie, aby dodać sobie animuszu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Karawana jechała sobie spokojnie i bez przeszkód. Nagle, gdy szykowaliśmy się do przeprawy przez niezbyt szeroką rzekę, z gąszczu krzaków wyłoniła się płonąca strzała. Zakreśliła wydłużony łuk i wbiła się w ziemię dokłanie na naszej drodze. Wśród kupców i innych osób podążających z karawaną wybuchła panika. Niektórzy podróżni zachowali jednak resztki zimnej krwi i tak: jeden z nich zaczął szyć z łuku a drugi, totalny szaleniec, poleciał w krzaki z których wyleciała strzała.

Postanowiłem oddalić się na strategiczną pozycję za jednym z wozów. "Powstrzymam się, żeby zobaczyć z kim mamy do czynienia. Nie potrzebuję nadmiernego ryzyka" - pomyślałem ukrywając się za najbliższym pojazdem załadowanym towarami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jabal - Przeturlałeś się za pierwszy lepszy wóz, jaki był w twoim zasięgu. Oddajesz strzał w miejsce skąd nadleciała pierwsza strzała, lecz bezskutecznie. Koło siebie masz barda, który wyciąga coś ze spodni.* Z ilości oraz częstotliwości nadlatujących strzał wnioskujesz, że masz przed sobą 3-4 wrogów. Rozglądając się po polu bitwy, zdajesz sobie sprawę, że po tej stronie karawany walczycie tylko wy, więc jeśli uciekniecie, czeka wszystkich pewna śmierć.

Jon - Biegniesz z potężnym okrzykiem bojowym w krzaki. Uderzasz. Przez krótką chwilę nie wiesz co się stało, jednak po chwili obserwujesz wrogę głowę turlającą się po podłożu. Jesteś bardzo zadowolony ze swojego wkładu w walkę, jednak 10 metrów od ciebie, w drugiej linii roślinności, stoi kolejnych 4 łuczników, którzy szybko zmieniają cel na ciebie. Musisz szybko coś zrobić, albo będzie kiepsko...

Sara - "Druidzi..." - zaczyna barman - "Dziwne typki. Cały czas czczą te drzewa, i w ogóle.. Ale wydaje mi się, że to już wiesz. Ich sied..." - przerywa, ponieważ jakieś mały gnom stuka go drewnianą laską, i coś tam zamawia. Barman szybkim ruchem napełnia kufel piwem, i efektownym ślizgiem podaje go zamawiającemu. Odwraca się ponownie do ciebie - "Tak więc, ich siedziba znajduje się w tym dużym białym domu, porośniętym różnymi zielskami. Tylko pamiętaj, że lepiej im nie podpadać..."

Banning - Szybko kryjesz się za wozem. Zdajesz się być w miejscu otoczonym przez mniejsze walki, więc jesteś w miarę bezpieczny. Widzisz jednak, że bandyci sukcesywnie otaczają ochroniarzy karawany. Musisz coś zrobić, i to jak najszybciej...

Alandro - Barman podaje ci piwo, po czym wraca do rozmowy z jakąś urodziwą kobietą.

Talin - Udało ci się ukryć za jakimś wozem, akurat w dobrym czasie, by zobaczyć jak wbijają się w niego z drugiej strony 3 strzały. Sięgasz w kierunku swojej broni. Po swojej prawej stronie widzisz mężczyznę z łukiem. Strzela on w kierunku nadlatujących strzał.

Frey - Budzisz się, rześki i wypoczęty. Dziś masz zamiar iść do zakonu, i poprosić o możliwość pobierania w nim nauk.

*- =D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I wtedy dobyłem nagiego i zacząłem czekać. A kolejne strzały lecą? ?Kurde no, co robić? Tu szyją, tam szyją, wychylenie się może sprawić, że mnie zaszyją? Branie lutni jest zbyt ryzykowne, bo gdyby jakiś idiota by mi ją rozwalił??. Ściskając nagiego, rozglądam się po terenie, ażeby być w lepszej gotowości w razie kolejnych ataków i w związku z tym postarać się ukryć jeszcze lepiej. Bo jak mnie jakaś strzała dziabnie, to świat faktycznie stanie się uboższy.

?O tak? Pięknie mi jest ze sztyletem przy sobie, ale jeszcze piękniej ? ze sztyletem w dłoni?. Uśmiecham się z ironią na tę jakże błyskotliwą myśl.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odcięcie głowy wrogowi, którego nawet nie widziałem, straszliwie mnie zdziwiło. Jednak radość nie jest aż tak wielka, żebym nie zdołał dostrzec trzech czy czterech innych łuczników, obierających mnie sobie za cel. Natychmiast, bez namysłu nurkuję za najbliższe drzewo, aby przynajmniej zejść z drogi strzałom i zająć jak najlepszą w takich warunkach pozycję do zaatakowania przeciwnika, jeśli znajdzie się w zasięgu topora. Ufam, że łucznicy z karawany spostrzegli moich oponentów i postarają się ich zestrzelić lub przynajmniej zająć ich uwagę, w przeciwnym bowiem wypadku mam marne szanse na przeżycie... Cholera!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Opieram się plecami o wóz i szybko lustruję las po tej stronie. Jeśli dostrzegam jakiegoś wroga, lub choćby ruch w krzakach, zaczynam strzelać w tamtą stronę. Jeśli nic nie zwróci mojej uwagi, odwracam się w stronę tego wystraszonego knypka i mówię:

- Obserwuj las i wołaj, jeśli coś zauważysz.

Po czym wykorzystując wóz jako osłonę staram się wypatrzyć łuczników, w stronę których pobiegł wojownik z toporem, i wspomóc go swoimi strzałami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No nie... - patrzę z zażenowaniem jak barman zamiast mnie obsłużyć rozmawia z jakąś dziewką. Widząc podany przezeń kufel zdejmuję go z lady i z obrzydzeniem stwierdzam obecność złocistego płynu. Piwo... To już przechodzi gnomie pojęcie. - zaczynam ponownie pukać w plecy gaworzącego gospodarza. - Przepraszam bardzo! - mówię zdenerwowany - Toż to jakieś nieporozumienie! Może "wy" ludzie pijecie piwo, ale ja tego świństwa nie zamawiałem. Po proszę dzban przedniego jabłecznika. - na samą myśl uspokajam się i robi mi się cieplej. Ileż biedny Alandro musi się namęczyć, żeby spełnić rodzinne obowiązki...
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A może mi pan powiedzieć w której... - Nie skończyłam mówić ,bo w słowo wszedł mi gnom.

- Przepraszam bardzo! - powiedział zdenerwowany - Toż to jakieś nieporozumienie! Może "wy" ludzie pijecie piwo, ale ja tego świństwa nie zamawiałem. Po proszę dzban przedniego jabłecznika.

"Może on mi pomoże?"

- Przepraszam panie gnomie, potrzebuje przewodnika po mieście. Czy mógłby mi pan pomóc?

Mam nadzieję, że mi pomoże. Czas nagli, a szukanie ich siedziby w mieście zajmie mi zbyt dużo czasu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wstałem rano, w końcu wyspany. Przez ostatni tydzień nie pamiętam czy chociaż jednej nocy porządnie wypocząłem. Po prostu nienawidzę spać nie w łóżku. Zacząłem się ubierać, z zamiarem przejścia się do widzianej wczoraj przez okienko karczmy siedziby zakonu. Wziąłem swój ekwipunek i wszystko co ze sobą miałem po czym wyszedłem z pokoju. Zszedłem na dół i skierowałem się od razu do baru. W końcu wypada się pożegnać z karczmarzem, takie znajomości zawsze się przydają a i gardło by sie przydało przepłukać jakimś ale. Gdy się zblizyłem zobaczyłem kilka osób już stojących przy barze.

- Dobry karczmarzy, czy mógłbyś mi nalać kufel dobrego ale? - krzyknąłem w stronę właściciela karczmy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Obserwuj las i wołaj, jeśli coś zauważysz ? zwraca się do mnie łucznik z najemników z karawany. Chyba nie muszę mówić, że wtedy ?nieco? się bulwersuję?

- Żeby potem świat doznał straty, bo mnie jakiś delikwent dziabnie? Mowy nie ma! ? odpowiadam mu zgodnie z tym, co o tym myślę. ?Pfff? Jakby był nie wiadomo kim? Bard jest od grania, a nie dostawania strzałami!? Właśnie, od grania?. Chowam sztylet i staram się szybko wypatrzeć swoją lutnię. Patrzę, patrzę? ?Jest! I to na wyciągnięcie ręki i cała! Hah, ty to masz fart, Talinie!?. Biorę szybko lutnię w ręce i staram się pomyśleć na szybko, nie zwracając uwagi na ewentualne hałasy. ?Hm? Co by tu zagrać? Coś pokrzepiającego? Coś łagodzącego? A może coś dręczącego? Nie wiem? Nosz kurde, muszę im jakoś pomóc, bo siedząc tutaj i patrząc na stertę strzał, na nic się nie przydam! Ale już na pewno nie wyjdę spod karawany! Hm? Już wiem!?. Postanawiam zagrać jakąś przyjemną, acz pokrzepiającą do walki melodię. Mam tylko nadzieję, że ta akurat będzie dobra? W każdym bądź razie zaczynam grać. Dobieram jak najodpowiedniejszy rytm i nuty, a do tego jeszcze dokładam śpiew. W moim odczuciu to powinno sprawić, że ci najemnicy bardziej się zagrzeją do walki.

?Czy mi się wydaje, czy chwilę wcześniej myślałem inaczej o lutni? Dobra, walić to, liczy się teraz. Jeśli jednak to towarzyszom nie pomoże, to skoczę z mostu, przysięgam!?.

To, że lutnię miałem na wyciągnięcie ręki, skonsultowałem z Greendayem. ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Żeby potem świat doznał straty, bo mnie jakiś delikwent dziabnie? Mowy nie ma! ? Rzekł młodzian, po czym w środku bitwy schował swój sztylet, a zamiast niego wziął do ręki lutnię i zaczął coś brzdąkać oraz podśpiewywać. Wzdycham ciężko, po czym łapię łuk prawą ręką, a lewą wyciągam miecz i umieszczam jego koniec parę centymetrów od twarzy barda, aby zwrócić jego uwagę. Następnie mówię cicho i spokojnie:

- Naprawdę nie mam na to czasu. Jeśli w porę zauważysz zagrożenie, nic się nam nie stanie. Ale jeśli zamiast tego będziesz dalej brzdąkał na tej lutni, to ja najprawdopodobniej dostanę strzałą w plecy, zaś ty umrzesz zaraz po mnie. I to nie od strzału z łuku... ? Po czym chowam miecz i ponownie koncentrując się na krzakach, w które wbiegł barbarzyńca dodaję. - Dlatego proszę, obserwuj las za moimi plecami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy tylko tamten kończy, zastanawiam się, jak się od tego wykręcić. Myślę chwilę, myślę? I na myśl mi tylko przychodzi: "Kurde, co jak co, ale tutaj tym razem nie mam żadnej wymówki. Tak więc racja, niech go licho, jednak leży po jego stronie. Innymi słowy...".

- Niech ci będzie, pójdę - odpowiadam od niechcenia, wstając, po czym odkładam lutnię na, mam nadzieję, bezpieczne miejsce. - Jeśli jednak coś się stanie mojej ukochanej lutni, nie żyjesz!

Po chwili ze spodni ponownie wyciągam sztylet i idę w kierunku, do którego ten facet stoi plecami. Rozglądam się przy okazji za łucznikami czy innymi zbójami. Jeśli jakichś zauważę - wołam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sytuacja zaczynała wyglądać nieciekawie. Atakujący otoczyli nas ze wszystkich stron. Postanowiłem pomóc podróżującym ze mną. Bandyci nie doprowadziliby mnie do miasta, z karawaną mam taką szansę. Rozejrzałem się. Otaczały mnie mniejsze starcia. Zastanowiłem się, jakie działanie byłoby najlepsze. Po chwili namysłu wyciągnąłem moją torbę i przygotowałem do użycia wszystkie zioła lecznicze, jakie miałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alandro - Przepraszam bardzo! - powiedział zdenerwowany - Toż to jakieś nieporozumienie! Może "wy" ludzie pijecie piwo, ale ja tego świństwa nie zamawiałem. Po proszę dzban przedniego jabłecznika. - powiedziałeś zdenerwowany. Barman, nie chcąc stracić klienta, szybko zaczął naprawiać swój błąd. Po chwili zagadała do ciebie całkiem ładna dziewczyna:

- Przepraszam panie gnomie, potrzebuje przewodnika po mieście. Czy mógłby mi pan pomóc?

Sara - Czekasz na odpowiedź gnoma, którego dopiero co spotkałaś w barze.

Talin - Odwracasz się plecami do twojego strzelającego towarzysza. Ukazuje ci się prawie cały obraz pola bitwy- walczący wojownicy, stanowiska strzeleckie łuczników. Zdaje ci się, że na początku wasza liczebność była większa, jednak przez to, że przeciwnicy was okrążyli i mają dobrą osłonę wydaje się być na odwrót. Po chwili dostrzegasz kilku kryjących się w krzakach obok wrogów.

Banning - Na polu bitwy leży wielu rannych i konających, jednak podejście do niektórych z nich zdaje się być bardzo ryzykowne. Lepszym wyjściem byłoby zdecydowanie skoncentrować się na jak najszybszym zniszczeniu przeciwników, niż niwelowaniu strat własnych.

Frey - - Dobry karczmarzy, czy mógłbyś mi nalać kufel dobrego ale? - krzyczysz w kierunku Karczmarza. Ten odpowiada ci

- Dobrzy, możemy ci nalać kufyl dobrygo Ale, ale za to bydzie zapłata. - Widzisz, że mimo tego kim jest zdaje się być inteligentny. W końcu podaje ci trunek. Wokół ciebie jest mało ludzi, ponieważ większość mieszczuchów śpi jeszcze o tej godzinie.

Jabal- Strzelasz w kierunku krzaków, w które wbiegł barbarzyńca. Zatrzymują one jednak większą część twoich strzał. Wydaje się, że walka na odległość w takich warunkach nie ma dla ciebie większego sensu. Co prawda odebrałeś życie paru wrogom, jednak starcia weszły głębiej w las i dalsze strzelanie będzie bezproduktywne.

Jon - Taktyka, którą obrałeś okazała się perfekcyjna dla danej sytuacji. Zniknąłeś z pola widzenia łuczników, którzy zostali zajęci przez tu i tam latające strzały. Po chwili wypadłeś z lasu i szybkim uderzeniem pozbawiłeś jednego z nich życia. Zanim pozostali się obrócili, został z nich tylko jeden... Który uznał, że najlepszym wyjściem będzie ucieczka. Póki co jesteś chyba najwydajniejszym wojownikiem na polu bitwy.

Jon, Jabal, Banning, Talin - Widzicie, że pomimo znacznej przewagi terenu przeciwników, brak im jakiegokolwiek planu, przez co powinniście wygrać to starcie. Mimo wszystko, trzeba by się pośpieszyć, by zminimalizować straty własne...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

?Ach, ta bitwa? Ta piękna walka dwóch racji? Idealny temat do ballady! Nie ma co, później to sobie zapiszę! Nie, jak nietrzeźwy myślę? W końcu co w tych bataliach, gdzie pełno krwi i gwałtów, jest pięknego, hm??.

Powyższe myśli przychodzą mi do głowy, kiedy patrzę na obraz bitwy. Ale dobra, trzeba się rozejrzeć za przeciwnikiem? To cóż robię? Idę sobie w stronę lasu. Rozglądam się uważnie po bokach? No i w pewnym momencie odnoszę wrażenie, jakoby w krzakach obok coś zaszeleściło. Patrzę w ich stronę. I dostrzegam tam na szybko? wrogów? No, a jak to wrogowie, to gwiżdżąc raz, a głośno, biegnę w stronę tamtego, co mnie posłał, a wtenczas wołam:

- Hej! Coś w tamtych krzakach zauważyłem!

Przy okazji wskazuję palcem te krzaki, ażeby on i ewentualni zainteresowani wiedzieli, jakie konkretnie mam na myśli.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dobry humor dopisuje, jak mniemam - mówię ze śmiechem i wypijam kufel piwa, po czym zamaszystym ruchem ocieram usta i brodę z piany - Dobry humor i dobre ale to podstawa dobrego dnia - uśmiecham się zadowolony kładąc na ladzie zapłatę. "Co by dziś tu...". Nagle ogarnia mnie jakieś dziwne uczucie, jakby delikatna nadprzyrodzona sugestia, że powinienem zajść do widzianego wczoraj klasztoru i spytać o możliwość pobierania w nim nauk. "Lathanderze, czy to delikatny przytyk co do mojego lenistwa? No ale skoro tak to chyba nie mam wyjścia". Zabieram swoje rzeczy i krzycząc gromkie "Bywajcie karczmarzu" udaję się niespiesznym krokiem do klasztoru.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Próbowałem podejść do jednego z leżących rannych, ale nad moją głową świsnęła strzała, więc czym prędzej się wycofałem.

Ukryty pod wozem zastanowiłem się, co należy zrobić aby odeprzeć tych barbarzyńców. Zauważyłem, że atak przeprowadzają nieskładnie. Trochę organizacji i być może uda nam się ich pokonać. Wylazłem spod wozu i na całe gardło krzyknąłem:

- Zbierzmy się w jednym miejscu! Nie ma sensu ścigać ich po chaszczach, skoro wozy stanowią dla nas wystarczającą ochronę!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Przepraszam, młoda damo. - powiedziałem najuprzejmiej jak mogłem, mimo, że cała sytuacja zaczynała mnie już niecierpliwić. - Jednak sam jestem tu tylko przejazdem i to ja raczej potrzebowałbym przewodnika. W tak wielkim mieście mały gnom nie czuje się zbyt pewnie. - dodałem z nutą autoironii. Odwróciłem się z powrotem w stronę szynkwasu.

- Dostanę wreszcie tego jabłecznika? - zwróciłem się z wyrzutem do barmana. Nie ma tu innych karczm? To zaczyna być frustrujące...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...