Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

P_aul

[Fate] Sesja błyskawiczna

Polecane posty

Walka jest wygrana, ale żaden z nas nie odczuwa radości. Koldar jest na nas wściekły i ma do tego dobry powód. Zawiedliśmy. Byliśmy zbyt wolni, zbyt słabi. Kawarzy ponieśli ciężkie straty, a zdrajca uciekł bezkarny. W innych okolicznościach błagałbym o zasłużoną karę, ale teraz nie ma na to czasu. Jestem otoczony konającymi i rannymi, którym trzeba pomóc.

- Udało nam się odnaleźć kryształ, ale Rakshas nas zdradził. Aszan i Lisim są jedynym powodem, dlaczego wciąż żyjemy. Moi towarzysze objaśnią wszystko lepiej, ja mam pracę do wykonania.

Dołączam do żołnierzy gromadzących i próbujących pomóc swoim rannym przyjaciołom. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by wyrwać jak najwięcej osób z objęć śmierci. Tyle jestem im winien. Moje życie jest warte tyle, na ile mogę w jego trakcie wspomóc innych.

-----------------------------------------

PP: 3

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jest tak jak powiedział Rir. Udało nam się znaleźć to czego szukaliśmy, potężny artefakt z dawnych czasów. Był w jaskiniach pod wzgórzami. Problem w tym, że Rakshas zdradził, przejął moc artefaktu i uciekł. Udało nam się tutaj dotrzeć tak szybko wyłącznie dzięki pomocy Lisima i Aszana, naszych nowych znajomych - tutaj wskazuję na zainteresowanych.

Kończę mówić i rozglądam się uważnie. Naprawdę, naprawdę źle. Ta cała walka wcale nie trwała tak długo, na pewno nie więcej niż kilkanaście minut. Mimo tego gdzie nie spojrzysz trup, krew albo zniszczone namioty. Trudno uwierzyć, jaką przewagę zdobył Rakshas tylko dzięki kryształowi. Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym mniej jestem pewien, czy damy sobie radę, jeśli dojdzie między nami do bezpośredniego starcia. Na szczęście ciągle mamy sojuszników...

- Wybacz - stwierdzam krótko do Koldara. - Powinniśmy jakoś się z wami skontaktować, wysłać wam ostrzeżenie. Mogliśmy powstrzymać Rakshasa wcześniej. Nie twierdzę, że to nasza wina, bo byliśmy tak samo zdziwieni jak wszyscy inni, ale mogliśmy zrobić więcej. Dużo więcej.

Na przykład nie dać sobie odebrać ostatniej nadziei, ale mniejsza z tym.

----------------------

PP: 3

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zmęczony walką podszedłem z widocznym trudem do dowódcy i wbiłem rapier w nasiąkniętą krwią ziemię, po czym zdjąłem rękawice. Potrzebowałem odpoczynku, ale na razie musiałem coś zrobić. Z tego co zrozumiałem, ten tutaj miał jakąś władzę. W moich planach zaś władza zajmowała przydatną rolę.

- Jestem Elentern Sigismund... Podróżnik z Góry. Z powodu moich interesów i pewnego wypadku dołączyłem do nich- wskazuję na towarzyszy- i postanowiłem pomóc im w ekspedycji. Przybyłem trochę przed zdradą Rakshasa. Przykro mi, że nie udało nam się więcej zrobić. Przysięgam, dorwę go.

______

FP:3

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widziałem już niejedną klęskę w swoim życiu, a ta zaliczała się definitywnie do tych gorszych. Podczas tej niezbyt długiej walki zginęło mnóstwo osób, a pewnie drugie tyle umiera właśnie w tej chwili. Jakby tego było mało, najwyraźniej dowódca tego obozu właśnie nas oskarża o wszystko, co tu się stało - doprawdy, wspaniały wyraz wdzięczności za nasze próby przyjścia z ratunkiem. Nie zaprzątałem sobie jednak tym głowy za długo, pozwalając moim towarzyszom wyjaśnić wszystko. Widząc, jak Rir rusza pomagać potrzebującym, bez chwili wahania ruszyłem za nim. Mimo mojego zmęczenia na pewno będę w stanie udzielić pomocy tu i ówdzie, a z całym jego talentem, bałem się, że ten lekkomyślny chłopak nie będzie w stanie pomóc im wszystkim i tylko zabije się próbując.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Porządkowanie obozu, grzebanie zmarłych oraz uleczanie rannych trwało prawie cały dzień, Słońce chyliło się ku zachodowi gdy Koldar zwołał wszystkich Podróżników na naradę przed swoim namiotem.

- Może i mógłbym obwiniać was za dzisiejsze zdarzenia... - zaczął chłodnym tonem. - Mógłbym. Niemniej zostaliście tutaj próbując pomagać komu się da i za to, zwłaszcza za ratunek dla mego ojca (*1), wam dziękuję. To jednak nie kończy wszystkiego.

Na prowizorycznym stole rozłożył mapę, już znaną Podróżnikom, rejonu oraz różnego rodzaju spisane raporty jakie dochodziły do niego przez cały dzień. Nie można było powiedzieć, że marnował czas.

- Ogółem straciliśmy prawie połowę wszystkich żołnierzy stacjonujących w obozie, w dodatku z tych, którzy przeżyli nie więcej jak ćwiartka nadaje się do walki. W takiej sytuacji byle rewolta pobliskich wieśniaków powoduje dla nas śmiertelne zagrożenie nie mówiąc o sytuacji, kiedy wieści o naszej klęsce dojdą do naszych wrogów a jestem pewien, że dojdą... prędzej bądź później. - dodał ponuro. - Decyzja jeszcze nie zapadła, ale Kawarowie najpewniej opuszczą te tereny, grozi nam zbyt wiele, żeby mógł to zwyczajnie zignorować i nie poświęcę ani jednego człowieka więcej. Wiem co to oznacza także dla was, ale nie mam wyboru. Najlepiej byłoby się nam przebić przez góry i zajętą twierdzę, ale obawiam się, że bez pomocy nie damy rady.

Aszan wyglądał na mocno zamyślonego, czasami zerkał na resztę zgromadzonych i ich reakcje na słowa Koldara. Niemniej zarówno on jak i Lisim na razie zachowywali ciszę.

- Jest także inny problem. Lady Aria zniknęła, wasz walczący światłem towarzysz także, nigdzie nie możemy znaleźć dwóch oficerów i obawiam się, że nie śmierć ich spotkała. - spojrzał po wszystkich ciężkim wzrokiem. - Nie jest dobrze.

---

1 - +4 na magię kapłańską (eh, nie pamiętam czy taka była relacja rodzinna między nimi a teraz średnio mi się chce sprawdzać ostatnich kilkanaście stron :P; jeśli się pomyliłem to sorry ;])

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wpatruję się w pokryty raportami i mapami stół, rozmyślając nad słowami Koldara. Sytuacja jest tak zła, jak to sobie wyobrażałem. Nie ma mowy, by Kawarowie zdołali wnieść swoje plany w życie bez naszej pomocy, a i w takim przypadku nasze szanse wyglądają bardzo ponuro. Moglibyśmy po prostu pójść swoją drogą do twierdzy Zakonu, ale krzywię się na samą myśl o opuszczeniu naszych sojuszników. Nie pomogliśmy im tylko po to, żeby zaraz po tym zostawić ich na pastwę losu. Jednego towarzysza już zostawiliśmy za sobą. Belarian dołączył do innych osób na moim sumieniu.

- Kim jest Lady Aria?

Pytaniem staram się zamaskować swoją zwłokę. Potrzebuję jeszcze kilku chwil do namysłu. Dobrze byłoby zobaczyć, co inni myślą na ten temat.

-----------------------------

PP: 3

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wpatruję się uważnie w mapę pobliskich terenów, starając się zapamiętać jak najwięcej. Rozważam problemy, jakie sprawi proponowana przez dowódcę wyprawa. Bębnię palcami po stole, wyraźnie zakłopotany.

- Czy rozumiesz, jakie małe mamy szanse objuczeni taką ilością rannych? Trzech na jednego zdolnego do walki? I, jak rozumiem, wroga twierdza po drodze? I ciężki, górzysty teren? Naprawdę, bardziej prawdopodobne, że wyhodujemy wszyscy skrzy...- zachłysnąłem się-...dła.

Spojrzałem na Saella, Lisima i ducha nekromanty, Vicosa, który teraz wszedł do namiotu, przysłuchując się naradzie. Czy możliwe jest, by przestał mnie nawiedzać?

- Rozumiecie, o co mi chodzi, pobratymcy? Lisim, czy jest jakaś szansa, bym spełnił się w zawodzie kapitana? Bardzo by to pomogło w tej sytuacji.

_____

FP:3

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chociaż pozwolono mi na udział w tej naradzie, to z każdą chwilą żałowałem coraz bardziej, że tu jestem. Od początku domyślałem się, w którym kierunku dążą słowa Koldara i nie podobało mi się to w najmniejszym stopniu. Wyprawa o której mówił, tylko oddalała mnie od mojego prawdziwego celu, o którym wciąż moja wiedza była mglista i niepełna. Niczego bardziej w tej chwili nie pragnąłem niż odwiedzić tę bibliotekę i być może znaleźć odpowiedzi na dręczące mnie pytania.

Czy jednak mogłem pozostawić tych ludzi na pastwę losu? Pozostać ślepym na sprawy innych i bezmyślnie przeć przed siebie niczym dzikie zwierzę? Powoli zaczynałem zdawać sobie sprawę, że ta wyprawa to coś więcej niż z początku sobie wyobrażałem. Kto wie, może w którymś momencie okaże się, że moja misja i te zdarzenia dziejące się wokół są ze sobą powiązane i koniec końców spełnię swe zadanie.

Rozejrzałem się po moich towarzyszach, zainteresowany ich ostateczną decyzją, ale wydawali się jeszcze wahać. Do momentu w którym głosu nie zabrał Elentern z jakimś enigmatycznym pytaniem odnośnie zostania kapitanem - jeśli to było to, co podejrzewałem to już mi się robiło niedobrze. W próbie uratowania swoich zdrowych zmysłów, szybko dorzuciłem swój własny komentarz:

- Nie wiem jak ma się sytuacja z tą twierdzą o której mówicie, ale marsz przez góry nie powinien być tak trudny jak długo byście trzymali się blisko mnie. Potrafię rozmawiać z górami i jeśli tylko istnieje tam bezpieczna trasa to ją znajdę, jeśli nie - to mogę taką stworzyć.*

___

FP 2

* Mówię tu ofc o kombinacji Magia Ziemi i Znajdowanie Dróg, jakby ktoś nie załapał. ;P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie pamiętasz Arii? - ja pamiętałem ją doskonale, bardzo wryła mi się w... pamięć. - Była tutaj w obozie. Tutejsza Wiedząca. Rakshas na pewno zwrócił na nią uwagę.

Ciekawi mnie tylko, czy zabił ją, czy może udało jej się obronić i jakoś ukryć. Tylko wtedy raczej zdążyłaby się już ujawnić. Martwi mnie też Belarian... Tyle się ostatnio działo, że właściwie o nim zapomniałem. Przydałby nam się u boku.

- ...Bardzo by nam to pomogło w w tej sytuacji - stwierdził Elentern.

- Czy ja dobrze rozumiem? Skąd chcesz wziąć niby statek pośrodku niczego? Zbudowanie takiego jest czasochłonne i drogie, nawet zakładając, że pamiętałbym dokładnie wszystkie potrzebne rytuały. Głupota. No chyba, że ktoś tu chowa jakiś za pazuchą, ale wtedy szkoda, że wcześniej się tym z nami nie podzielił.

Pff, równie dobrze mógłbym zasugerować, żebyśmy naprawdę wyhodowali sobie skrzydła. Gdybym lepiej znał się na Księżycu, to nawet nie byłby taki problem.

- Skupmy się może na tym, co możemy zrobić. Po pierwsze może uda mi się namierzyć zaginionych. Potrzebuję tylko czegokolwiek z nimi związanego. Jakiś przedmiot, pukiel włosów, trochę krwi... cokolwiek. Po drugie jeśli mamy wyruszyć przez góry na twierdzę, to wypadałoby rozpoznać teren. Jesteśmy wam coś winni, więc możecie na nas liczyć.

Spoglądam na resztę, sprawdzając, czy ktoś ma coś przeciwko. Może i nam się spieszy, ale nie możemy porzucać każdego sojusznika.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Lady Aria. - powtórzył Koldar. - Widząca. Tak przynajmniej twierdziła, nigdy nie sprawdzałem czym się zajmuje i jakie sztuczki ma w zanadrzu... może nawet władała magią choć nie pochodzi z waszych stron.

Nadal z kamienną twarzą wpatrywał się w mapę albo na zgromadzonych, ale powoli przestawało się czuć gniew jaki płynął w stronę Podróżników.

- Po kolei. - zaczął. - Priorytetem jest ewakuacja naszego obozu. Poszukiwaniami zaginionych, choć jak dla mnie nie mającymi szansy na powodzenie, możecie zająć się sami, kiedy już przebrniemy przez twierdzę a stamtąd czeka nas w miarę bezpieczna droga do granic Imperium. Możecie rozejrzeć się po obozie, a właściwie jego resztkach, w poszukiwaniu jakiś poszlak, ale nie skupiajcie się na tym. Co do samej podróży... - spojrzał na Elenterna gdy ten mówił o byciu kapitanem a potem na odpowiedź Saella. - Nie rozumiem o czym dokładnie mówicie. Drogę przez góry znamy doskonale. Jest tam widoczny, szeroki szlak wytyczony przez pierwsze ekspedycje. Musimy tylko zdecydować jak postąpić z zajętą twierdzą. Nie znamy tych ludzi, nie wiemy kim oni są, komu służą, jeśli w ogóle, oraz jakie mają wobec nas zamiary. - zacisnął pięść. - Najchętniej odzyskałbym siłą własność Kawarów, ale nie mam do tego możliwości. Niestety obecna sytuacja na to nie pozwala.

- Nawet mając nas za wsparcie... - zaczął Lisim. - Odbicie twierdzy może okazać się niemożliwe a nawet jeśli się uda to zajmie za dużo czasu i sił... Może jednak da się z nimi porozmawiać?

- Mówiąc szczerze - odpowiedział Koldar. - Na to właśnie liczę... że zadziałacie jako dyplomaci i spróbujecie chociaż zapewnić nam przejście przez twierdzę.

- Jest taka możliwość. - odparł poważnie Aszan. - Wiedźcie jednak, że Rakshas i ten komu służy nie zamierzają czekać zbyt długo. Teraz może zbiera siły i knuje, ale gdy uderzy musimy być gotowi. Patrząc na mapę czekają nas przynajmniej dwa lub trzy dni samej drogi, na szczęście Lisim może naszykować nam szybszą ścieżkę w drodze powrotnej, będzie potrzebował jednak trochę czasu aby naszykować krąg i upewnić się, że trafimy w odpowiednie miejsce.

Koldar nie udawał, że rozumie o jakiej metodzie jest mowa. Miał teraz inne zmartwienia.

- Jeżeli jesteście gotowi nam pomóc jutro rano to co zostało z naszego garnizonu ruszy w drogę. Możemy dać wam konie, trochę żywności na drogę... chciałbym żebyście ruszyli jak najszybciej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spojrzałem lekko poirytowany na Saella. Przecież pytanie kierowałem głównie do Lisima, który pewnie wiedział, czy Zakon jakiegoś statku nie posiada. Machnąłem zniecierpliwiony ręką.

- Dobrze, zatem dacie radę przejść przez góry, a jedyną przeszkodą jest ta twierdza. Postaramy się zrobić, co tylko możemy. Wracając do tematu naszego zdrajcy i jego planów... Możliwe, że każdy mężczyzna zdolny do walki niedługo się przyda, pomoc im leży w naszym interesie, zresztą kto wie, co nas czeka w twierdzy? Dalsze plany możemy ustalić w drodze.

Spoglądam na mapę, zastanawiając się nad kilkoma rzeczami. Oczywiście.

- Powinniśmy ustalić jakieś hasła i odzewy, przygotowując się na najgorszą ewentualność. Zbliżając się do twierdzy, za, powiedzmy, pięć dni, wyślij najlepszych zwiadowców, by w ukryciu czekali w pewnej odległości od twierdzy. Niech na ścieżce położą jakiś sztylet(na znak jakichś kłopotów), albo miecz, czyli znak, że jest dobrze. Jeden z nas, który wyjdzie wam naprzeciw i zobaczy broń, będzie do was wołał i krzyczał. Ważne będzie jednak tylko początek. Jeśli zacznie od "Kawarzy!", wszystko jest w porządku. Jeśli zażąda spotkania z tobą, to oznacza, że poszło źle, reszta jest pojmana jako zakładnicy, a wy macie wejść w pułapkę. Wycofajcie się wtedy albo spróbujcie zabić śledzących go ludzi. "Posłuchajcie!" będzie sygnałem, że mamy zgodę na przejście, ale sprawa wygląda podejrzanie.

Spoglądam po słuchaczach. Czyżby trochę dziwnie na mnie patrzyli?

- No co? Lubię być przygotowany na wszystko. Poza tym z łatwością podróżuję niebem, ale... nie umiem jeździć konno.

______

FP: 3

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odpowiedź Koldara była mało satysfakcjonująca. Wiedziałem już, że Wiedzące, kimkolwiek by one dokładnie nie były, posiadają jakieś szczególne zdolności, ale nikt nie potrafi powiedzieć jakie. Mimo wszystko decyduję nie ciągnąć tematu. Koldar jest już wystarczająco rozdrażniony. Trudno mu się dziwić...

Jest już właściwie postanowione, że im pomożemy, więc nie mam nic więcej do dodania. Chciałbym tylko dowiedzieć się, co stało się z Wiedzącą, ale nikt z nas nie ma pojęcia, czego w ogóle szukać. Przeszukiwanie obozu byłoby jak wsadzenie ręki w stóg siania w nadziei, że nadziejesz się na igłę.

----------------------------

PP: 3

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Rób jak uważasz, Elentern. A co do konia... cóż, mam nadzieję, że szybko się uczysz.

Jestem już poważnie zmęczony całą sytuacją. Właśnie, kiedy ostatnio miałem okazję położyć się i spokojnie zasnąć, nie martwiąc się, jakie kolejne porażki i trudności przyniesie jutro? Dawno temu i domyślam się, że kolejna taka okazja nie przytrafi się zbyt szybko. Wzdycham lekko i wychodzę z namiotu, po czym kieruję się do miejsca, gdzie swoją siedzibę miała Widząca. Z tego co pamiętam, to bardzo blisko. Może uda mi się znaleźć tam cokolwiek. Potem mogę poszukać jakichś śladów Belariana. Niech Koldar mówi sobie co chce, ja nie zamierzam czekać. Im szybciej zaczniemy szukać, tym lepiej. Poza tym może uda mi się zdobyć w namiocie Arii coś związanego z naszym wspólnym znajomym.

--------------

PP: 3

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Konie?" - wpatrywałem się w pozostałych tępo. Oczywiście, słyszałem już wcześniej o takich zwierzętach, ale jedyne co było mi o nich wiadome pochodziło z przekazów i domysłów. Wiedziałem, że ludzie używali tych zwierząt w różnych celach, między innymi jako wierzchowców, ale sam z nimi styczności nie miałem nigdy. A teraz, jeśli dobrze zrozumiałem, będę miał dosiadać jednego z tych zwierząt? Co to to nie!

- Jeśli chcecie podróżować na grzbietach koni, proszę was bardzo, ale ja jestem już za stary na takie rzeczy. Może lepiej więc będzie, jeśli po prostu sami załatwicie swoje sprawy, a ja zostanę z pozostałymi. Albo pójdę swoją drogą. Bo na grzbiet konia absolutnie żadna siła nie zdoła mnie wdrapać.

W zasadzie nie chciałem się rozstawać z pozostałymi już teraz, ale sama perspektywa takiej podróży nie tylko mnie przerażała, ale też zdawałem sobie sprawę, że na dłuższą mętę byłbym dla reszty tylko ciężarem. Tu na miejscu mogłem o wiele bardziej się przydać.

___

Sorry, że utrudniam, ale jeśli mam pozostać wierny swojej postaci to muszę odpowiednio reagować na takie sytuacje. Jakakolwiek inna reakcja odbiegałaby od mojego wyobrażenia postaci za daleko. :P

FP: 2

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie zapominaj z kim rozmawiasz. - odparł Koldar na cały wywód Elenterna. - Może i dzisiaj przegraliśmy, ale wiemy doskonale jak poradzić sobie i działać w obecnej sytuacji. A teraz, skoro już omówiliśmy wszystkie istotne kwestie, muszę was opuścić. Trzeba naszykować żołnierzy na jutrzejsza wyprawę. Pamiętajcie jednak, że... - zwrócił się do wszystkich. -... nie ruszymy przed wami.

* * *

Namiot Lady Arii mógł poszczycić się jedną cechą. Pośród całego pobojowiska jakie zostało z obozu był niemalże nietknięty. Wnętrze było takie jakim zapamiętał je ostatnim razem, może tylko różnorakie zapachy nie działały na Saella tak pobudzająco, ale oprócz tego nie widział żadnych oznak walki ani potencjalnych śladów mogących wyjaśnić co się stało. Oczywiście w powietrzu czuć było magię jednakże to nic dziwnego skoro obóz Kawarów znajdował się pod kopułą Rakshasa. Z podobnym brakiem skutków zakończyło się poszukiwanie Beliara a właściwie poszlak mogących podpowiedzieć jaki los go spotkał. Oboje po prostu przepadli, zniknęli w mroku.

Może czas da odpowiedź.

* * *

Nad ranem, w miarę wypoczęci Podróżnicy, zebrali się w pobliżu bramy głównej gdzie były już naszykowane konie z paroma przewieszonymi torbami. Wyglądały na zdrowe i wytrzymałe okazy.

- Wydaje się, że macie wszystko co potrzebne. - rzucił na powitanie Koldar. - Zapasy prowiantu powinny wystarczyć na drogę w obie strony, bo z tego co zrozumiałem zamierzacie tutaj wracać.

- Nie inaczej. - odparł Aszan, który także był gotów do drogi. Zresztą nie tylko on. Prawie cały obóz, poza palisadami, został rozłożony na części i spakowany.

Wedle ustaleń, Bizgur z Lisimem mieli zostać na miejscu aby naszykować błyskawiczną metodę podróży wprost do twierdzy Zakonu. Co prawda stary Dolny nie miał za bardzo pojęcia o magii, którą używał jego jedyny towarzysz na kilka najbliższych dni, ale słyszał zapewnienia, że na pewno do czegoś się przyda.

- Planujecie ruszać natychmiast? - spytał obecny dowódca Kawarów.

---

*wiem, że nic specjalnego, ale w końcu chciałem po tym przestoju odpisać

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie ma powody, by dalej zwlekać.

Poszukiwania spełzły na niczym, tak jak się spodziewałem Wygląda na to, że możemy jedynie mieć nadzieję, że na zaginionych po prostu kiedyś wpadniemy, o ile jeszcze żyją. Jeśli jednak są w rękach Rakshasa, to obawiam się, że śmierć może być najlepszą rzeczą, która może ich spotkać.

---------------------------------------------

PP: 3

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyprowadzone konie oglądałem zarówno z wielkim podziwem jak i ulgą, że jednak nie będę musiał się na nic takiego wdrapywać. Za stary już byłem na naukę jeździectwa, bez dwóch zdań. Myśl, co by inni bomarzy pomyśleli o takiej bestii, napełniła mnie nieoczekiwanym smutkiem - tyle ciekawych rzeczy widziałem już przez ledwie kilka dni na powierzchni, a o żadnej z nich nie zdołam nigdy opowiedzieć swym pobratymcom. Jednak przyjąłem tę misję na swoje barki dobrowolnie i nie ma szans bym się teraz zatrzymał.

Z moimi dotychczasowymi towarzyszami żegnałem się bez ciężkiego serca. Wszelkie oznaki wskazywały, że jeszcze się spotkamy, a teraz i tak bardziej interesowały mnie Lisim i jego czary oraz perspektywa biblioteki w której mogły się kryć wskazówki odnośnie mojej własnej misji. Czas mijał nieubłaganie, a ja nie wiedziałem nawet, ile mi go w ogóle zostało. Mogłem mieć tylko nadzieję, że wystarczająco dużo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podchodzę do Bizgura. Przez te kilka dni zdążyłem polubić tego staruszka.

- Trzymaj się i nie daj się zabić. Powodzenia z tą magią.

Uśmiecham się i spoglądam na konie. Czasami widywałem te zwierzęta na Powierzchni, lecz nie myślałem nigdy o tym, by je ujeżdżać. Na szczęście zdążyłem przez kilka godzin opanować absolutne podstawy, aby dać radę w czasie drogi.Tyle wystarczy, nie mam zamiaru szaleć. Z trudem wskakuję na wierzchowca.

- Panowie, czas nam w drogę.

_____

PP:3

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tak, tak, ruszajmy już.

Brzmię pewnie na nieco zniecierpliwionego, ale tak właśnie jest. Nie znalazłem nic, co naprowadziłoby nas na trop zaginionych, a to wcale nie poprawiło mi samopoczucia. Mam tylko nadzieję, że cała ta misja z twierdzą pójdzie lepiej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zbliżał się mrok, kiedy Lisim powoli kończył układać jeden z magicznych kręgów z ogromną ostrożnością i dokładnością. Minęło kilka godzin od odejścia Kawarów a wcześniej towarzyszy Bizgura w stronę zajętej twierdzy.

- Połowa pracy za nami. - westchnął kończąc układanie zebranych z okolicy kamieni jakie teraz tworzyły krąg o średnicy prawie pięciu metrów. - Ta bardziej przyjemna połowa...

Obecny towarzysz starca nie miał zbyt wielu przeciwwskazań aby podzielić się informacjami na temat swej magii.

- Samo zaklęcie przeniesienia nie wymaga celebracji jaką tutaj odbywamy, ale jeżeli będziemy chcieli błyskawicznie pojawić się już w twierdzy Zakonu bez żadnych perturbacji to moje obecnie działanie jest całkowicie wskazane. - rzucił z zamyśloną twarzą, kiedy zaczął grawerować skomplikowane i niewielkie symbole. - W nich tkwi prawdziwy diabeł. Jeden błąd i zamiast twierdzy Zakonu ujrzymy legowisko jakieś bestii, która rozerwie nas na strzępy albo mając wyjątkowo pecha trawimy prosto w armie Szału. Choć może nie... - parsknął śmiechem. - Nigdy nie zdarzyło mi się pomylić, ale nie jestem skory aby próbować właśnie teraz. Co jeszcze... - Lisim przerwał swoją pracę i z niepokojem spojrzał na powoli zasiedlane przez gwiazdy niebo.

Bizgur poczuł to po chwili. Przejmujący chłodem, niewielki wiatr wzmógł się w okolicy i przez moment miał wrażenie jakoby czuł magię Rakshasa. Czy czasem okolica nie zrobiła się jakby ciemniejsza? A może to wzrok płatał mu figle? Nawet jeśli nie to po co zdrajca przybywałby tu kolejny raz? Aby ich zabić? Nie zrobił tego przy wczorajszym spotkaniu. Mimo woli wzrok Bizgura nagle przeniósł się w stronę wioski spowitej w ciszy i słabo oświetlanej przez pochodnie. Zaraz, czy czasem parę z nich nie zgasło? Starzec zaczął się zastanawiać kiedy ostatni raz widział kogoś w wioski. Dwójka ludzi z samego rana przyglądała się wyjściu Kawarów, lecz poza tym... nikogo.

* * *

Prawie trzy dni później, w oddalonym od wioski kawałku świata, wśród porannej mgły wyłoniły się cztery wierzchowce powoli sunące w stronę ledwie widocznej twierdzy,

Kawarowie wiedzieli gdzie zbudować swoje gniazdko a przede wszystkim jak - twierdza wyglądała na solidną i zdolną do wytrzymania kilkutygodniowego oblężenia parotysięcznej armii a w dodatku znajdowała się na właściwie jedynej drodze handlowej. Oczywiście istniały mniejsze ścieżki albo ciężko dostępne szlaki dla wytrwałych, ale nie były to trasy, po których można było przeprowadzić kilkaset osób z całym sprzętem co rodziło dosyć poważny problem. Do tej pory okolica była cicha i wiejąca pustką, najwidoczniej żaden zwierz nie zapuszczał się w te wyżyny. Albo wszystkie zostały upolowane na potrzeby załogi twierdzy. W momencie, w którym okolica zaczęła się przejaśniać nagle kilka strzał wbiło się z brzdękiem w ziemię a z murów budowli dało się słyszeć donośny głos:

- Ani kroku dalej chyba, że chcecie skończyć marnie! Kto wy i co tutaj robicie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A więc jesteśmy. Nie znam się na twierdzach, ale łatwo stwierdzić, że ta tutaj jest solidna i znakomicie umiejscowiona. Nie wiem, jak liczna jest załoga, ale gdybyśmy byli zmuszeni do walki, na pewno nie obyłoby się bez dużych strat, a przecież Kawarowie i tak już mocno oberwali. Nie możemy zawieść.

Póki co, pozwolę moim towarzyszom mówić. Mam nadzieję, że przynajmniej zostaniemy wpuszczeni do środka na rozmowy. Niezręcznie byłoby negocjować, przekrzykując się nad murami.

----------------------------------------

PP: 3

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zatrzymaliśmy się jak tylko strzały wbiły się przed nami w ziemię. To raczej zrozumiały przez, że rzeczywiście nie pozwolą nam się tędy przetoczyć setką ludzi. Spoglądam na swoich towarzyszy, a jako, że nikt nie przejmuje inicjatywy (w przypadku Rira może to i lepiej), sam odpowiadam:

- Jesteśmy posłami przysłanymi przez Kawarów! Nie mamy złych zamiarów, przybyliśmy negocjować!

Nie wiem, kto siedzi w twierdzy, ale mam nadzieję, że odpowiedzią nie będą kolejne strzały.

-------------------------

PP: 3

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zatrzymuję konia i podnoszę do góry prawą rękę, dłonią w kierunku załogi fortu, na znak pokojowych zamiarów.

- Przybywamy w pokojowych zamiarach tak jak powiedział mój towarzysz. Zaprowadźcie nas do waszego dowódcy, mamy ważne wiadomości.

Mam nadzieję, że nie odezwałem się zbyt aroganckim tonem. Uważnie wpatruję się w twierdzę, szukając ewentualnych śladów obecności Rakshasa. Drżę na myśl, co mógłby tu zrobić w kilka dni.

____

PP:3

Percepcja

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Noc powoli zapadała, kiedy Lisim kończył swoją pracę przy budowie kręgu. Przy tym, rzecz jasna, nie wahał się wyjaśniać co bardziej subtelnych faktów odnośnie swoich czarów. Cicho przyglądałem się jego pracy, kiedy atmosfera wokół nas zaczęła gęstnieć. Lisim z niepokojem wpatrywał się w rozgwieżdżone niebo, a mi po plecach przeszło dreszcze - bynajmniej nie z powodu zimna, które wydawało się nasilać wraz z mrokiem. Czy to wszystko była sprawka Rakshasa? Czego mógł on tutaj szukać? Jak zahipnotyzowany skupiłem swój wzrok na wiosce, o której już wcześniej słyszałem od moich nieobecnych tymczasowo towarzyszy. Czy było to możliwe, żeby Rakshas miał tam jakieś porachunki do wyrównania? Podobnie jak z Kawarami? Światła dochodzące stamtąd wydawały się zagasać jedno po drugim. Podjąwszy szybką decyzję skierowałem swój wzrok na Lisima:

- Pójdę sprawdzić co się dzieje tam w wiosce. Dasz sobie radę samemu w razie czego?

Niezależnie od odpowiedzi byłem zdecydowany tam się skierować. Co prawda nikomu przysługi nie robię wystawiając się na takie ryzyko, ale ufałem Ojcu Skał, że nie pozwoli mi zginąć póki odpowiedni czas nie nadejdzie. Powoli poszedłem w kierunku wioski, zważając baczną uwagę na moje otoczenie. Nie ważne co się tutaj działo - nie miałem zamiaru dać się zaskoczyć.

______

Rzucam na instynkt w razie potrzeby, żeby się nie dać czasem czymś zaskoczyć. :P

FP: 2, jeśli dobrze pamiętam, jakby co proszę poprawić mnie :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Przysłani przez Kawarów? I nie mają złych zamiarów?! - człowiek z twierdzy zaśmiał się gorzko. - Sprzeczny rzeczy prawicie, posłańcy (*1). Niech jednak stracę, możecie podjechać pod bramy naszej twierdzy, nie mam zamiaru zdzierać sobie gardła!

Dochodząc do głównej bramy grupa mogła już bez problemu rozpoznać każdy szczegół budowli a przede wszystkim zauważyć szereg łbów zakutych w skórzane bądź stalowe hełmy wystających zza muru. Ich wrogość oraz nieufność były niemalże wyczuwalne. Zresztą kilku kuszników i łuczników rozstawionych na całej szerokości potwierdzało groźbę rozmówcy. Bez problemu Podróżnicy zdawali sobie sprawę, że zrobią jeden niewłaściwy ruch i zostaną podziurawieni jak sito a Kawarzy nigdy nie będą w stanie przebić się na drugą stronę.

- Pamiętajcie, jeden niewłaściwy ruch i jesteście martwi. Dowódca jest zajęty, poza tym chyba jesteście szaleni, że zgodziłby się na spotkanie z nieznajomymi i to jeszcze wysłanymi przez Kawarów. Pomówicie ze mną, przed bramą. - rzucił pewnie a chwilę potem wejście do twierdzy otworzyło się w akompaniamencie skrzypiącej maszynerii. Przed grupą stanął prawie dwumetrowy, barczysty człowiek w sile wieku mający długą, bujną, srebrną brodę oraz niemalże równie długie srebrne włosy. Nosił skórzany pancerz a na plecach miał sporych rozmiarów topór bojowy. - Jestem Forgan, dumny członek plemienia Wędrujących Wilków. Powtórzę pytanie, co z was za jedni, po co tutaj przybyliście i dlaczego akurat w imieniu Kawarów?

* * *

Będąc coraz bliżej wioski Bizgur nie mógł odpędzić się od wrażenia, że jednocześnie nic nie czyha aby go zabić z zimną krwią a z drugiej ciągle miał wrażenie jakoby coś ruszało się tuż obok niego, za jego plecami, na skraju widoczności. Lisim raczej sobie poradzi bez jego pomocy, ale w drugą stronę nie byłby zbyt obrażony gdyby jednak członek Zakonu do niego przyszedł. Wiatr ustał, przejmujący chłód jednak nie. Był jakiś... inny. Bizgur nie zdawał się zamarzać a na pewno nie jego ciało tylko jakby coś wyciągało paskudne, zimne łapy a ich właściciel szeptał cichym głosem do ich serc. Może to tylko jego wyobraźnia płatała figle a może nie... Poza jego oddechem panowała idealna cisza i ciemność, wszystkie pochodnie zgasły jak za dotknięciem ręki.

Nikt nie wydał umierającego krzyku, nikt nie wzywał pomocy, wyglądało jakby wioska była spowita snem a mimo wszystko... coś się działo. Starzec nie wiedział jeszcze tylko co (*2).

---

1 - na dyplomację +2

2 - jakby co nie było żadnych rzutów, nie widziałem potrzeby wink_prosty.gif

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...