Skocz do zawartości

Sesja Dead Rising


niziołka

Polecane posty

Valo Vilhelm

Wstałem, spojrzałem na dotychczasowych towarzyszy przeszukujących pomieszczenie i na Jasona. Może bym go zastrzelił... ale co mi z zabijania. Ma to na co zasłużył a ja nie mam zamiaru zostać tu ani chwili.

Podszedłem do windy i wziąłem to co było moje. Gdzieś na pewno uda mi się jeszcze uzupełnić swoje zapasy. Chwyciłem do ręki karabin, założyłem plecak na jedno ramię i bez słowa wyszedłem.

Gdzieś tutaj na pewno jest inne wyjście.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 411
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Jason próbował coś powiedzieć. Przez moment, ale nie zdążył... zwymiotował kolejny raz krwią a po chwili dostał ataku epileptycznego, który trwał kilkanaście sekund. Z hukiem uderzył zsunął się z krzesła i wyglądał jak ryba wyrzucona na brzeg tyle, że śmiercionośny wirus trafił go od środka a nie brak tlenu. Tyler nie miał wątpliwości, że już nic im nie powie.

- Uwaga, wykryto skażenie. - sztuczny głos odezwał się z interkomu. - Uwaga, wykryto skażenie...

Większość świateł przygasła, alarmowe przyodziały pomieszczenie w pomarańcz.

- Analizuję: skażenie pierwszego stopnia. Lokalizacja: pomieszczenia laboratoryjne... - w tle załączył się przerywany alarm jak podczas ćwiczeń przed atakiem biologicznym. - Alarm: laboratorium o priorytecie Alfa. Alarm: laboratorium o priorytecie Alfa. - po chwili przerwy. - W przypadku pomyłki proszę podać kod autoryzacyjny.

Tyler zauważył jak na ekranie komputera, przy którym siedział Jason wyskoczyło nowe okno proszące o podanie siedmiocyfrowego kodu dostępu. W tym samym momencie kątem oka dostrzegł, że naukowiec się ruszył, lekko otworzył oczy, z których przebijało tylko głód i szaleństwo odziane w metaliczne szaty. Teraz bez skrupułów zarówno on jak i Ann jednocześnie strzelili mu w głowę zostawiając krwawą plamę na podłodze.

W tym samym momencie Annie dopadła wyłączonego laptopa, który leżał w kącie pomieszczenia mając nadzieję, że posiada informacje mogące im pomóc (*1). Jednocześnie alarm przeszedł w ciągłe wycie.

- Zagrożenie: nie wprowadzono kodu dostępu. Automatyczna autoryzacja sekwencji samozniszczenia. - to nigdy nie brzmiało dobrze.

- Znalazłem wyjście! - krzyknął Valo. W istocie odrobinę zakamuflowane drzwi otwierały drogę do słabo oświetlonego tunelu ze schodami pnącymi się ku górze.

- Uwaga: operacja Burza Ogniowa rozpoczęta. Uwaga: operacja Burza Ogniowa rozpoczęta. - w tej samej chwili całym kompleksem wstrząsnęły potężne eksplozje.

Była to najlepsza zachęta, poza powoli osuwającymi się pancernymi wrotami mającymi oddzielić poszczególne sekcje, aby jak najszybciej uciekać z tego miejsca... W tunelu natrafili na schody, po których wbiegli aż pięć pięter - wedle oznaczeń na blado-białej ścianie - nim zorientowali się, że już dawno wydostali się ze strefy zagrożenia. Schody dwie sekcje poniżej były już odcięte metalowymi wrotami.

Ciężko dysząc zdali sobie sprawę, że wydostali się z jednego piekła, ale co dalej? Schody musiały prowadzić na powierzchnię, znak na ścianie głoszący "Wyjście ewakuacyjne Delta" nie zostawiał wątpliwości. Pytaniem pozostawało co, wedle słów Jasona, zastaną na powierzchni? Upadek cywilizacji?

* * *

Kiedy cała adrenalina nagromadzona podczas walki o życie ustępowała ludzie dopiero orientowali się jak bardzo są zmęczeni. Część z nich nie szukała specjalnie miejsca tylko spała tam gdzie usiadła nie zważając na nic innego, reszta wolała się upewnić jak wyglądają barykady a tylko pojedyncze jednostki poruszała się pomiędzy grupami ocalałych sprawdzając ich stan albo szykując prowizoryczne punkty pomocy. Paul, jego koledzy z jednostki, James, Edward a także Davis uwalili się w grupie pod ścianą jednego ze sklepów mając tylko odpoczynek w głowie...

Jakiś czas potem koło nich pojawił się Lodge wraz z dwoma ocalałymi żołnierzami, którzy wyglądali bardziej jak jego ochroniarze. Wojskowi mieli nieodgadniony wyraz twarzy.

- Możemy mieć problem. - rzucił oficer rozglądając się dookoła czy ktoś ich nie podsłuchuje. - Sprawy się... skomplikowały. - mówił cicho acz wyraźnie. - Wirus wydostał się poza obręb Lompoc. To potwierdzone. Słuchajcie, panika to ostatnie czego potrzebujemy i nie chcę abyście rozprzestrzeniali dalej te informacje. Poradziliście sobie tam na zewnątrz więc wierzę, że uda wam się zachować dalej spokój oraz... przetrwać, ale duża grupa osób dostanie tutaj świra jeśli usłyszą to samo. - wojskowy ciężko westchnął. - W każdym razie ledwo udało mi się połączyć z kimś wyżej ode mnie. Mają już potwierdzenia zachorowań w Santa Maria, Los Alamos albo Buellton... jakieś dwadzieścia pięć kilometrów na wschód od nas. Dalsze rozprzestrzenianie się zarazy to tylko kwestia czasu.

Lodge głośno przełknął ślinę.

- Nie wiem co wojsko albo rząd zamierzają dalej zrobić. To mogę powiedzieć wam z pewnością. Czy spopielą całe Zachodnie Wybrzeże czy mają inne super rozwiązanie? Nie wiem... wiem tylko tyle panowie, że będzie najbezpieczniej jeżeli sami będziecie dbać o swoje bezpieczeństwo. Postaram się skontaktować z paroma ludźmi z sił powietrznych, może nam pomogą, ale... kto to wie...

---

1 - na spostrzegawczość +5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Davis Emanuelson

jaka to ulga, choć na chwilę poczuć się bezpiecznym. Choć wiem, że tylko stąd wychodząc po większym lub mniejszym upływie czasu napotkamy zombie. Ale teraz chciałem się skupić na "wypoczynku", zacząłem łazić po sklepach biorąc z półek to, co chciałem i ubierając się w najdroższe ciuchy, na które( nawet przy mojej pensji lekarza), nie było stać. Na chwilę naprawdę oderwałem się od tego całego zgiełku, już wiem co nastolatkowie widzą w centrach handlowych.

Usiadłem na ławce przy fontannie, która stanowiła centralny punkt budynku. Zapaliłem papierosa...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Tyler Rosen

Powoli uspokajałem oddech jako że bieg przez pięć pięter ze sprzętem który miałem na sobie nawet dla mnie był wyczerpujący. Dysząc przyglądałem się innym, udało nam się opuścić laboratorium, ale z tego co mówił Jason to wirus rozprzestrzenił się poza nasze miasto.

- Kur%a..- Pomyślałem. ? Wszystko jak w tych piep*&(ych filmach o zombiakach..

Otarłem pot z czoła i zacząłem myśleć, kalkulowałem jakie szanse mamy na powierzchni jeśli te trupy faktycznie się rozpanoszą..może lepiej?Nie..na takie pomysły jest zdecydowanie za wcześnie. Póki co musimy sprawdzić co znajduje się na zewnątrz, oby moi starzy kumple się mylili i na górze nie czekała ekipa ?powitalna?.

- Dobra ferajna. ? Starałem się nadać głosowi wyluzowany ton, ale w obecnej sytuacji musiało to zabrzmieć cholernie sztucznie. ? Nie ma co tu stać, trzeba zmierzyć się z rzeczywistością, spróbujemy wyjść na górę i zobaczyć co na nas czeka. Tylko ostrożnie i pocichutku, bo istnieje szansa że za drzwiami wpadniemy na pluton żołnierzy. Gdy już będziemy na powierzchni zastanowimy się co dalej. Zgadzacie się?

______________________________________________________________________________

Ekwipunek:

- krótkofalówka,

- dwie małe latarki i paczka(6 sztuk) pałek świetlików zielonych (święcą do 16 godzin),

- paczka baterii,

- dwie pary kajdanek,

- zestaw wytrychów, linki, żyłki, taśma,

- manierka z wodą i racje żywnościowe ? praktycznie zerowe.

- kamizelka kevlarowa z hełmem i kominiarką, oraz czujnikiem ciepła i noktowizorem,

- kluczyki do vana S.W.A.T. ? teraz już zupełnie bezużyteczne,

Uzbrojenie:

- nóż sprężynowy (dł.17 cm.) z kompasem,

- SMG H&K MP5 z dwoma magazynkami i 3 nabojami do granatnika.

- 2 pistolety BERETTA 92 FS z czterema magazynkami (pierwsza broń w kaburze po lewej stronie klatki piersiowej, druga w plecaku),

- Modułowy karabin wyborowy Remington MCR z zapasem 30 naboi, (rozłożony na moduły w plecaku, zajmuje jego większą część),

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Annie Thompson

"I tak nie ma powrotu. Jednak spróbujmy jeszcze przed wyjściem rozejrzeć się, może znajdziemy po drodze coś pomocnego... Nie wiemy, czym może być ta cała "Burza Ogniowa" ale jeśli to jest wyjście ewakuacyjne, to powinno tu być coś, co powinno dać nam większe szanse...".

Pocieram sobie czoło ze zmęczenia, próbując sobie przypomnieć, czy pamiętam coś ze szkolenia dla pracowników państwowych o zagrożeniach. Zwłaszcza o zagrożeniu promieniowaniem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ann Connor

Dawniej miała nadzieję, a teraz... co jej pozostało? Pewność, że jej brat żyje została znacząco zachwiana, a ona sama zderzyła się właśnie z tą koszmarną rzeczywistością

...

- Jak chcesz...- powiedziałam głosem, który wyrażał zrezygnowanie.

Wzięłam moją broń do ręki wyrażając tym samym gotowość do dalszej drogi.

Gdyby ktoś przyjrzał się jej dokładniej, zobaczyłby ogromne zmęczenie, jak i to, że podupadła na duchu od czasu, gdy wyruszali z miasta w poszukiwaniu ratunku. Chcąc nie chcąc nie zapomni wszystkiego tego, co widziała i doświadczyła, jak i pewnie reszta grupy...

Za dużo myślę. Te klaustrofobiczne pomieszczenia źle na mnie działają. Musimy się, jak najszybciej wydostać na zewnątrz... Nie ważne, co się stanie potem.

---

FP:3

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

James "Lucky" Reid

Podsumowując: rząd najprawdopodobniej chce posłać zarazę do piachu razem z nami, a my mamy radzić sobie sami. Skoro na szczerość mu się zebrało, to mógł powiedzieć wprost, żebyśmy sobie palneli w łeb. O przepraszam, ja przecież już nie mam nawet czym się zastrzelić! Są granice wytrzymałości, za którymi nie da się już zachować kamiennej twarzy. Jakkolwiek głupio to zabrzmi, zaczynałem tęsknić do wypełnionych potworami ulic. Paradoksalnie, stając twarzą w twarz z uosobieniem strachu, nie ma się czasu na takie rzeczy, jak strach. Co innego, gdy już po zarzegnaniu pierwszego kryzysu ktoś jak gdyby nigdy nic odziera cię ze wszystkich złudzeń, które kazały ci jak dotąd tak usilnie trzymać się życia. Spojrzałem na pozostałych członków mojej grupki.

-Czy ktoś zna to piekło zwane miastem na tyle dobrze, by wskazać choć jedno z wyjście, które może być ciągle otwarte?

Nie spodziewając się konstruktywnej odpowiedzi podchodzę do mapy budynku.Przecież tutaj MUSI być coś, co się nadaje do obrony! W przypływie natchnienia szukam na niej pomieszczeń ochrony.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Valo Vilhelm

-Przedłużanie tego nie ma już sensu. Mieliście... każdy z nas miał czas na przemyślenia. Za dużo już tego... to zamartwianie tylko jeszcze bardziej przybliża nas do śmierci. - odrzekłem zobojętniałym głosem. Przeszedłem przez drzwi które miały być wyjściem, nie czekając na resztę.

-Nie obchodzi mnie co zostawiam za sobą, nie obchodzi mnie już co czeka u wyjścia. Jeśli to koniec to niech będzie po prostu szybki.- powiedziałem sam do siebie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Edward Stevens

Myśląc na tyle logicznie, na ile się w tym bajzlu da, mamy dwa wyjścia. Jeśli bajeczka o nadlatujących z odsieczą Marines jest choćby w promilu możliwa, to nie ma co liczyc na to, że będą nas szukać. Trzeba się trzymać żołnierzyków, których mamy pod ręką, bo jeśli w ogóle przylecą to właśnie po nich. Druga możliwość, to to, że przylecą nas poczęstować napalmem, w takim wypadku najlepiej byłoby spieprzać jak najdalej od miasta. Nawet jesli ta zaraza się roznosi, to całego stanu czy zachodniego wybrzeża nie dadzą rady wysadzić w powietrze.

Gdybym był w kinie, to pewnie w tym momencie bohaterowie wchodziliby na dach budynku, część z nich, żeby pograć w snajpera z zombiakami, a reszta, żeby obadać ewentualne drogi odwrotu. Może jest w tym szaleństwie jakaś metoda?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Davis Emanuelson

Spaliłem papierosa. Moja strzelba była jeszcze ciepła od wystrzelonych kul. Przypadkowo oparzyłem się w nogę chcąc odłożyć ją na ziemię.

-Nie ma co, trzeba w końcu znaleść jakieś naboje do naszych broni.- powiedziałem to w otoczeniu kompanów, ale o tak wiedziałem, że albo nie słuchają, albo do nich nie dociera.

Na szczęście mam tą zaletę, że potrafię trzeźwo myśleć w krytycznych sytuacjach. A ta sytuacja jest bardzo krytyczna! Brakuje pocisków, nie wiemy co dalej robić, wszędzie są zombiaki...

-Kurw@

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Paul "Joke" Follet

Opowieści o nadciągającym wsparciu wydały mi się raczej wątpliwe. Biorąc pod uwagę straty jakie już dotknęły okolice niespecjalnie było co ratować. Jak na filmach katastroficznych klasy B- prezydent zastanawia się czy sprzątnąć nas atomówką, czy jest jakaś nadzieja. Oby tylko tak jak na filmach znalazł się jakiś pretekst do odroczenia podobnego rozwiązania.

W sumie sam nie mogłem wiele w tej sytuacji zrobić. Postanowiłem poczekać biernie na dalszy rozwój sytuacji. Najzdrowszym sposobem czekania wydała mi się porządna drzemka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dalsze działania musiały poczekać. Ocaleni byli cholernie zmęczeni kilkugodzinnym koszmarem na ogarniętych chaosem ulicach i potrzebowali odpoczynku, wszyscy co do jednego.

Minęło kilka godzin, ludzie zdołali odzyskać odrobinę sił, ale nadal ze szczegółami pamiętali to co przeżyli na zewnątrz, samo Lompoc stało się o wiele cichsze i tylko raz na jakiś czas powietrze rozrywał krzyk zagonionej w kozi róg ofiary. Zgromadzeni w supermarkecie mogli tylko przypuszczać jaka część mieszkańców miasta zdołała się uratować a ilu z nich padło ofiarą śmiertelnie groźnego wirusa. Napięcie wisiało w powietrzu, smutek i przerażenie ustępowały furii, dzikie oczy podążały zwłaszcza za wojskowymi mundurami. Było kwestią czasu nim coś się stanie zwłaszcza gdy James Reid odkrył, że z pokoju ochrony a konkretnie z szafki pancernej zniknęła cała broń wraz z amunicją. Pytaniem pozostawało w czyje ręce się dostała. Część ocalałych próbowała się organizować, pilnować barykad oraz wymyślić rozwiązanie na ich problem, część - z własnej bezsilności - wolała poddać się charyzmie oraz demagogii lokalnego księdza oraz działacza politycznego z czego ten drugi sprawiał wrażenie groźniejszego.

Gość nazywał się Eric Maloney, miał gadane i wierne kółko słuchających, coś chciał ugrać pomimo panującego na zewnątrz chaosu.

- Jak myślicie, skąd spadło na nas to całe nieszczęście? Kto za to odpowiada?! - żywa gestykulacja, głęboki głos, wiedział jak hipnotyzować ludźmi, zwłaszcza zdezorientowanymi. - Rząd Stanów Zjednoczonych, nikt inny! Przez jakieś chore wizje o potędze stworzyli śmierć, która nie przyjdzie tylko po nich, ale do nas wszystkich... porzucili swoich obywateli, swój kraj, uciekają pewnie teraz jak najdalej stąd zastanawiając się czy nie zamienić nas w popiół mimo, że to ich wina. To oni odpowiadają za to wszystko co nas dotknęło. A teraz, jakby tego było mało, chadzają tutaj niedobitki z ich stada wściekłych psów próbując umywać ręce i udawać, że nam pomagają. Armia jest naszym wrogiem ludzie, zawiedli nas a teraz próbują to zatuszować, zamknąć nas, nie dopuścić do tego aby prawda wyszła na jaw...

Grupa ocalałych (*1) przyglądała się temu z boku i oni pierwsi zobaczyli zbliżających się wojskowych, tych samych, z którymi ewakuowali się spod szpitala.

- Co się tutaj dzieje?! - krzyknął prowadzący oddział sierżant. - Czy wasze zgromadzenie dotyczy nasze sytuacji? Jak nie to wy******lać stąd, każdy do swojej nory, może zrobicie coś pożytecznego zamiast słuchać tego politykiera. Złaź z mównicy sku****lu. - wojskowy rzucił ostro. Jego ludzie mogli jeszcze mieć amunicję i mieli czym się bronić.

- Widzicie, widzicie...! - Eric krzyknął z mieszanką gniewu i podniecenia. - O tym mówiłem! Chcą zamknąć nam usta! Mówią, że nie wiedza co się dzieje, ale tak naprawdę nadal wykonują rozkazy swoich mistrzów siedzących bezpiecznie w podziemnych bunkrach... Jakim prawem chcecie słuchać się tych sprzedajnych łajz? Oni nie są lojalni wobec was tylko wobec rządu.

Wrogość tłumu była wyczuwalna. Błysnęły domowe noże, ktoś trzymał kij golfowy, inni metalowe rurki, w czyiś rękach znalazł się Remington 870, najpewniej ze zbrojowni ochrony. Wszystko na moment zamarło w bezruchu, jedna strona czekała na reakcję drugiej a starcie skończyło by się na ofiarach po obu stronach. Całość pachniała masakrą...

* * *

Jedna kwadratowa, metalowa tuba, w którą ktoś wpakował schody. Masę schodów. Po którymś setnym stopniu ocaleli przestali liczyć.

Nie było tutaj nic tylko ciągnąca się klatka schodowa bez żadnych odnóg, pokojów serwisowych lub czegoś w tym rodzaju. Raz czy dwa minęli parę dużych wiatraków wbudowanych w ścianę, które miały pompować świeże powietrze dla całego przejścia ewakuacyjnego, problem w tym, że nie działały. Wreszcie ta przydługa i męcząca podróż, zwłaszcza z całym ekwipunkiem, dobiegła końca... Przechodząc przez otwarte na oścież, pancerne drzwi znaleźli się w niewielkim pomieszczeniu z biurkiem po lewej oraz konsoletą po prawej. Przekazywała obrazy z kamer - teraz zaśnieżonych kiedy baza poszła do diabła - oraz monitorować jej stan. Wszystkie kontrolki paliły się na czerwono, na jeden palił się żółty napis Burza Ogniowa. Biurko było właściwie metalowym stolikiem, przy którym mógł siedzieć jakiś strażnik. Żadnych papierów, tylko jeden telefon - linia była martwa. Nie było ciał ani krwi, nie wyglądało na to aby ktoś tutaj walczył.

Po wciśnięciu czerwonego guzika na ścianie kolejne drzwi - a właściwie wrota - otworzyły się odsłaniając... kontener. Połowicznie zasłaniał przejście, które z zewnątrz było doskonale zakamuflowane unikając problemów z ciekawskimi pracownikami. Krótki obchód pozwolił ustalić, że ocaleni znaleźli się w jakimś cywilnym magazynie, na kontenerach były napisy Celite Corporation. Nie działało oświetlenie i jedynie latarki dawały jakieś rozeznanie, także na zewnątrz z racji panującego mroku. Okolica wyglądała na opustoszałą choć nie wiadomo co mogło kryć się w innych budynkach. Parkingi były puste, jedynie na środku całego kompleksu stał porzucony Hummve...

Chłodny wieczór, żadnej żywej duszy, przejmujący wiatr i cisza (*2).

---

1 - czyli gracze ;), przy okazji na zewnątrz jest już zmrok a nawet noc... ciemno generalnie ;p

2 - patrząc na zdjęcie wyszliście z tego podłużnego, południowego magazynu (tzn. ja przypuszczam, że to jest magazyn :D)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Tyler Rosen

Udało nam się wydostać z przedsionka piekieł. Pytanie tylko czy zamiast przedsionka nie znaleźliśmy się w samym piekle. Okolica wyglądała na opustoszałą, ale wolałem się dokładnie przyjrzeć, czy nie widać nigdzie znaków strzelaniny bądź krwi. Dałem znak pozostałym by zachowali ciszę i najpierw zlustrowałem okolicę czujnikiem ciepła i noktowizorem. Jeśli wszystko będzie w porządku to przekażę reszcie by mnie osłaniali i ruszę ostrożnie z gotową bronią do humvee. Osobiście wydaje mi się że to jakaś przynęta lub zepsuty wóz, bo po chol%$re ktoś zostawiłby tylko jeden sprawny samochód? Ale może i szczęście ponownie się do nas uśmiechnęło i będziemy mieć zdatny do podróży środek transportu. Coś jednak było nie tak. Wypadało tylko dowiedzieć się co? I gdzie są jacyś stróże tej placówki?

Na szczęście nastrój znacznie mi się polepszył, zapewne dzięki powiewom świeżego powietrza i uczuciu wiatru na skórze, po długiej wędrówce pod ziemią. W głowie świtał mi powoli coraz dziwniejszy pomysł.

______________________________________________________________________________

Ekwipunek:

- krótkofalówka,

- dwie małe latarki i paczka(6 sztuk) pałek świetlików zielonych (święcą do 16 godzin),

- paczka baterii,

- dwie pary kajdanek,

- zestaw wytrychów, linki, żyłki, taśma,

- manierka z wodą i racje żywnościowe ? praktycznie zerowe.

- kamizelka kevlarowa z hełmem i kominiarką, oraz czujnikiem ciepła i noktowizorem,

- kluczyki do vana S.W.A.T. ? teraz już zupełnie bezużyteczne,

Uzbrojenie:

- nóż sprężynowy (dł.17 cm.) z kompasem,

- SMG H&K MP5 z dwoma magazynkami i 3 nabojami do granatnika.

- 2 pistolety BERETTA 92 FS z czterema magazynkami (pierwsza broń w kaburze po lewej stronie klatki piersiowej, druga w plecaku),

- Modułowy karabin wyborowy Remington MCR z zapasem 30 naboi, (rozłożony na moduły w plecaku, zajmuje jego większą część),

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

James "Lucky" Reid

Krzykacz. Ale nie wydaje mi się, żeby łgał. Znaczy, wierzy w to co mówi. Tacy są najgorsi, łatwo zyskują popularność. Zupełnie, jakby rzeczywistość chciała przyznać mi rację, w tłumie dostrzegam jakiegoś typka ze strzelbą. Z tego oficera też żaden polityk. Na co on liczy? Że szanowne zgromadzenie się przestraszy i grzecznie rozejdzie? Ukradkiem przemieszczam się do w kierunku najodleglejszego z wyjść i staję tak, by tłumek mnie nie widział. Krzyczę na całe gardło.

-Ludzie! Zarażeni przełażą przez barykadę!!!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Annie Thompson

Trzymając przygotowaną broń, ostrożnie rozglądam się dookoła - na razie nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na to, co ogłosi Tyler po rozeznaniu się za pomocą noktowizora. Trudno mi jednak wyobrazić sobie teraz coś innego, niż postój do rana - bo chociaż przynajmniej nie widać żadnych śladów ogromnej bomby, napalmowego deszczu ani nic, co tłumaczyłoby hasło 'Burza ogniowa', to zbyt wiele rzeczy dalej pozostaje niewiadomą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Paul "Joke" Follet

Sytuacja nie prezentowała się zbyt ciekawie. W całym tym syfie brakowało nam już tylko wewnętrznych konfliktów i chyba właśnie przyszła pora na coś takiego. Wycofałem się ze zbitego tłumu gestem przywołując do siebie swój oddział. Kiedy wróciłem do szpitala po odstawieniu ich na miejsce mieli trochę czasu na odpoczynek, ale mogłem tylko przypuszczać, jak bardzo są zmęczeni. Niemniej chciałem za wszelką cenę uniknąć mieszania się do teoretycznie bardzo możliwej walki. Nawet w tak popapranej sytuacji byłem za tych ludzi odpowiedzialny.

Kiedy stanęliśmy trochę dalej od reszty poszukałem wzrokiem znajomych mi twarzy. Może ktoś jeszcze nie kwapi się do bijatyki. Jeśli tak nie miałbym nic przeciwko powiększeniu naszej grupy.

------------

FP:5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Edward Stevens

Słuchając tyrady pajaca z koloratką i wpatrując się w tłum oddanych mu dusz, zacząłem się zastanawiać, czy byłoby lepszym rozwiązaniem dołączyć się do hordy truposzy. Wydają się być na podobnym poziomie inteligencji co obecni w galerii, ale przynajmniej mieli jakiś pomysł na swoje poczynania.

Stojąc w tłumie tej bandy baranów zauważyłem, jak Paul wraz ze swoją ekipą zaczyna się z wolna odsuwać na ubocze. Z całej tej zgraji, to przy jego twarzy tlił się promk nadzieii, że nie jest skończonym idiotą. Wsunąłem powoli dubeltówkę pod pazuchę kurtki. Lepiej nie epatować w tej chwilii bronią, ale diabeł jeden raczy wiedzieć, czy resztki pocisków nie będę musiał zużyć na tubylców, miast trupiogłowych...

Po cwhili dotarłem do grupy strażaków.

- Koledzy mają jakiś plan, czy tylko wyskakujecie na ciepłe kakao? - rzuciłem do Paula, zerkając na pobliskiego Starbucksa.

Lepiej żeby mieli jakiś pomysł, bo w obecnej chwilii staliśmy pomiędzy tłumem wkurzonych wieśniaków, a głównym wejściem centrum, przed którym można było dostrzec zawodzących łbami półżywych mieszkańców. Chwyciłem pewniej strzelbę, zastanwiając się w którą stronę najpierw będę musiał strzelać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ann Connor

- Chol**a... Wreszcie- powiedziałam w miarę cicho, a potem padłam plackiem na ziemię i nie miałam zamiaru się z niej podnosić przynajmniej na razie.

Jestem na zewnątrz... Przeżyliśmy. Wyszliśmy z tego piekła. Myślałam... myślałam, że zginiemy.

Kładąc się na ziemi dałam im zapewne jasno do zrozumienia, że głosuję za odpoczynkiem. Przynajmniej do rana.

Pomimo, że wypadałoby mi wstać nie zrobię tego. Czemu? Ten beton jest tak przyjemnie zimny...

---

FP:3

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Valo Vilhelm

Minąłem bez słowa resztę towarzyszy, w tym leżąca na ziemi Ann i pomaszerowałem do osamotnionego samochodu. Otworzyłem po kolei wszystkie drzwi pojazdu z karabinem w drugiej ręce gotowym do strzału, na wypadek jakiegoś niepożądanego pasażera. Dam radę go spokojnie uruchomić. Oczywiście jeśli ma paliwo...

-Pakujcie się i zmywamy się stąd. Odpoczniecie w samochodzie. Ta okolica nie wydaje się godna zaufania... - zawołałem do reszty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

David

-Stój-krzyknąłem w ostatniej chwili, gdyż widziałem już spust strzelby ciągniętej przez palec kolegi.

-jak tak dalej pójdzie niektórzy nie wytrzymają psychicznie tego horroru i wszyscy przez nich zginiemy!- pomyślałem w duchu.

-Jesteś pier***nięty, przecież oni nas "zaleją", jest ich około setka- darłem się, aż poczerwieniałem.

-Dosyć tego siedzenia, trzeba się stąd wydostać, ale rzecz jasna nie głównym wyjściem, tylko...może dachem- oznajmiłem.

Wziąłem torbę i zacząłem pakować prowiant, w razie jakby pozostali zgodzili się na moją propozycję.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ludzie! Zarażeni przełażą przez barykadę!

Nikt nie zwrócił uwagi na krzyk Reida (*1). Obie strony były zbyt zajęte wpatrywaniem się w swoich oponentów i podgrzewaniem napięcia, które mogło się skończyć tylko w jeden sposób.

- Powtarzam ostatni raz! - krzyknął wojskowy, teraz bez oporów celujący z karabinu maszynowego w grupkę groźnie pomrukujących i wyglądających cywili. - Rozejść się!

- Bo co nam zrobisz, żołnierzyku?! - odparł prowokująco Eric poparty kilkoma głosami z tłumu. - To Ameryka, kraj ludzi wolnych, nie damy sobą pomiatać a zwłaszcza bandzie kukiełek, która próbuje teraz zamieść wszystko pod dywan...! - parę osób zaczęło wymachiwać w górę co mieli pod ręką przypominając trochę starożytną armię reagująca na przemowę swojego dowódcy. Polityk zwrócił się bardziej do swoich słuchaczy: - Mogę wam obiecać, że oczyścimy nasz dom z wszelkiego plugastwa... pozbędziemy się zarazy szalejącej na zewnątrz, skorumpowanych polityków, którzy za to odpowiadają...

- Morda w kubeł! Ostatnie ostrzeżenie, rozejść się, ale już!

Ktoś wystrzelił. Nikt ze zgromadzenia, nikt z wojskowych. Echo szło od jednego z zabarykadowanych przejść i może przeciwne strony zdołały by usłyszeć następujący po tym krzyk przerażenia, kiedy beczka prochu eksplodowała. Nie można było stwierdzić kto zaczął, po prostu w obie strony zaczęły fruwać dziesiątki pocisków a w kilka chwil pierwsze szeregi zgromadzonych cywili padło natychmiast. Wojskowych ratowało wyszkolenie, wyposażenie i większa siła ognia - pozostali przy życiu widząc, że to wszystko nie ma sensu rozbiegli się zostawiając zabitych i martwych.

Grupa ocalałych nie przyglądała się masakrze do końca tylko usuwając się z drogi pobiegła zobaczyć co dzieje się przy jednej z barykad. Przybyli w samą porę aby zobaczyć jak przez zdewastowane przejście, które wyglądało jakby coś w nie się wbiło, zaczynają przechodzić truposze a kilka z nich dobrało się do nieszczęśników strzegących wejścia... Bóg jeden wiedział ile setek z nich, zwabionych hałasem, mogło w tym momencie oblegać market i próbować dostać się do środka (*2).

* * *

Valo i Tyler, jako pierwsi podchodząc do Hummve, zauważyli nieruchomą sylwetkę w środku. Nie wykazywała oznak życia i Skandynaw osłaniany przez policjanta spróbował ją chwycić i wyjąć - w tym momencie spojrzały na niego przekrwione, metaliczne oczy a chwilę potem zgłodniały truposz rzucił się do jego gardła charcząc wściekle (*3). W świetle latarki grupa dojrzała, że ten był inny, w paru miejscach na ciele miał sporych rozmiarów gule wypełnione ciemnoczerwoną cieczą a jego skóra uległa o wiele większej degradacji. Tyler chciał wystrzelić natychmiast, ale jakiś głos w podświadomości krzyczał, żeby absolutnie tego nie robił (*4) - wygląd tego draństwa przypominał mu coś co ma zaraz eksplodować rozpryskując się dookoła.

Po chwili Valo, napompowany horrendalną ilością adrenaliny, zdołał zrzucić truposza na bok i zerwać się na nogi (*5). Na szczęście nie zdołał go ugryźć.

---

1 - tylko +1 na charyzmę, wyrzuciłeś trzy minusy na kostkach :P; reszta przybrała pozycję neutralną więc sytuacja... rozwinie się w ciekawy sposób ;]

2 - innymi słowy: safehouse breached, bierność nie jest dobrym rozwiązaniem =)

3 - -3 na wytrzymałość, zombiak wziął cię z zaskoczenia; przypomnę także, że kratki regenerują się tylko w safehousach/bezpiecznych miejscach (kiedy takie będą dam znak)

4 - +1 na percepcję

5 - +2 na walkę wręcz

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Ann Connor

Usłyszałam zamieszanie i już wiedziałam, że koszmar niedługo powróci. Czyli jednak nie można przed tym uciec?

Jednak Jason miał rację, infekcja rozprzestrzeniła się poza nasze miasto. Co nam teraz pozostanie?

Usiadłam i kątem oka zobaczyłam, że to ,,coś" jednak było w tym Hummvie.

- Oby tylko w okolicy nie było ich więcej, bo wystrzał na otwartej przestrzeni pewnie będzie słyszalny w całej okolicy- powiedziałam do Annie.

Wzięłam do ręki broń i sprawdziłam stan magazynka, by być pewną, że w razie niebezpieczeństwa nie zostanę zaskoczona nagłym brakiem amunicji.

Gdzie zmierzamy? Tam gdzie są normalni ludzie? Przyszło nam brać udział w jakimś niekończącym się nieludzkim survivalu i nie wiem, czy istnieje jeszcze miejsce, gdzie moglibyśmy się czuć bezpiecznie...

---

FP:3

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Paul "Joke" Follet

- No do ku**y nędzy, znowu?- wyrwało mi się, kiedy dostrzegłem, co dzieje się przy barykadzie. Nie dane nam było jakoś specjalnie długo odpocząć od truposzy- najwyraźniej zaczęło im się nudzić na zewnątrz. Spojrzałem na Edwarda.

- Kakao musi niestety poczekać. Mam nadzieję, że nie zapomniałeś, jak się tym posługiwać?- dodałem jeszcze spoglądając na strzelbę.

Obrzuciłem wzrokiem grupę. Ja, sześciu moich ludzi plus Edward. Ośmiu dobrze zbudowanych facetów, jeden ze strzelbą, reszta wyposażona w siekiery, noże i podobne narzędzia. Gdyby nie piekielne zmęczenie wyglądałoby to całkiem nieźle. Chociaż? Nie wiadomo czego można się spodziewać w walce przeciwko żywym trupom. Rozejrzałem się i dostrzegłem leżącą na ziemi solidną, metalową rurkę(*1) . Po chwili zastanowienia podniosłem ją i wepchnąłem w środek spory kawałek rękojeści siekiery, tak, że teraz była o jakąś połowę dłuższa. Umocowałem ją pasem, którym zwykle spinaliśmy się podczas akcji w zadymionych budynkach, kiedy niemal się nie widzieliśmy i był to jedyny sposób na nie zgubienie drogi. Mając nadzieję, że wytrzyma zamachnąłem się kilka razy na próbę (*2).

- Dobra panowie- odwróciłem się do ekipy.- Ten koleś po mojej prawej to Edward, nasza nowa psiapsiółka, więc grzecznie się przywitajcie i pamiętajcie, że macie go osłaniać, bo ma jedyną sztukę broni palnej w naszej ekipie. Ja idę przodem, mam nadzieję, że to badziewie- potrząsnąłem zaimprowizowaną bronią.- pomoże trzymać mi truposze na dystans. Craig chodź ze mną, masz najdłuższe ręce- wskazałem najroślejszego z moich podkomendnych. Pozostała piątka to George, Steven, Shawn, Harold i Jason.- Jeśli ktoś ma jakieś pomysły to słucham. Jeśli nie? Chodźmy pomóc przy barykadzie.

-----

1- wydaję FP na wyczarowanie solidnej rurki w odpowiednich rozmiarach do mojego zapotrzebowania ;).

2- korzystam z prowizorki.

FP: 4

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

James "Lucky" Reid

Nie zginę tylko dlatego, że dwie gromadki inteligentnych inaczej postanowiły skoczyć sobie do gardeł. Dostrzegam grupę strażaków radośnie biegnących na spotkanie nieumarłej zagładzie. Odwagi im odmówić nie można. Nie sądzę jednak, by ich heroiczne poświęcenie wystarczyło nam na długo. W pierwszej kolejności trzeba powstrzymać napływ chodzących trupów. Tak szybko, jak to tylko możliwe wbiegam do pomieszczeń ochrony i staję przy kontrolkach. Usiłuję wywołać alarm, aby zamknęły się drzwi wejściowe do budynku. Strzały i tak przywabiły do nas już chyba wszystkich zarażonych w promieniu mili. Wycie syren nie powinno zrobić różnicy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widowiskową rzeź, którą zafundowali nam obecni wojskowi do spółki z wieśniakami dowodzonymi przez klechę niestety zakończyła się przedwcześnie, z powodu wpadających przez wschodnie wejście spragnionych towarzystwa zombiaków. Szybko zmieniła się retoryka naczelnego pajaca, który w obliczu kilku żywych truposzy odgryzających kolejne członki ciała jego wyznawców, swoje demagogiczne przemowy zamienił na odczyt psalmów.

Wraz ze strażakami rzuciliśmy się w kierunku drzwi będących źródłem nowego problemu. Chociaż kusiło bardzo, powstrzymywałem się od uzycia swej wiernej dotąd strzelby. Przeciwników było zbyt wielu w obliczu marnej ilości amunicji. Chwyciłem broń za lufę i zacząłem wraz z grupą Paula nokautować pierwszych napotkanych półżywych wrogów. Jedyną szansą było szybkie załatanie powstałego wyłomu. Na tyle szybko, póki wszystkie okoliczne trupy nie połapały się w nadarzającej okazji.

- Zdaje się, że coś się wpieprzyło w zewnętrzną barykadę. Jeśli zdołamy szybko zablokować te obrotowe drzwi, które stanowią wyjście, możemy ich powstrzymać, przynajmniej na kilka minut - krzyknąłem do reszty ekipy.

Omiatając wzrokiem korytarz w poszukiwaniu czegoś na tyle dużego i cięzkiego aby dało radę zablokować tym drzwi, zauważyłem stojącego na pierwszym piętrze Forda F-150. Zawsze mnie zastanawiało jak Ci skubańcy transportują te wozy do środka sklepów. Teraz bardziej mnie głowiło, jak tym [beeep] możnaby stąd wyjechać, ale nie miałem zbyt dużo czasu na takie rozterki.

- Panowie, może te kanapy nadałyby się? - zasugerowałem, zerkając na meble w pobliskim sklep obuwicznym, które to dawały wytchnienie niejednemu facetowi zmuszonemu godzinami zwiedzać ze swoja kobieta kolejne butiki.

Mając nadzieję, że się nadadzą zmuszony byłem słuchać zaintonowanego w tle przez "charyzmatycznego" klechę:

Chociażbym chodził ciemną doliną,

zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.

Twój kij i Twoja laska są tym, co mnie pociesza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...