Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

niziołka

Sesja Dead Rising

Polecane posty

php73oae7pm.jpg

DEAD RISING


Umiarkowanie ciepły poranek, piątek, 2 maja 2010r, drobne zachmurzenie, brak prognoz dla opadów...
Miasto budzi się do życia...


Ed "Buffalo" Irving - Może i Sunville szczyciło się nazwą "miasta", ale porządnego baru dla motocyklistów było ze święca szukać. Jasne, w centrum kilka przybytków by się znalazło, ale prędzej pasowało do wymoczków, którzy nie wyglądają jak rasowi motocykliści a wnętrze więzienia widzieli tylko ze zdjęć albo wycieczek szkolnych. Niepocieszony wróciłeś na główną drogę wylotową, przy której - na granicy miasta - znajdowała się lekko podniszczona speluna. Od biedy można było uznać jej klimat za godny harleyowca. Nie miałeś okazji wejść do środka, bo koło ciebie zatrzymał się radiowóz lokalnej policji. Z tymi samymi gębami, które śledziły cię w centrum, byłeś tego pewien. Bufony, które za dużo naoglądały się westernów pewne, że z odznaką wolno im o wiele więcej niż zwykłemu śmiertelnikowi.
- Witam szanownego pana - powiedział z ironią posterunkowy Wiliams jak doczytałeś z plakietki. - Jeśli szukał pan jakiejś speluny to źle pan trafił. Chyba, że chcesz się nabawić solidnego przeczyszczenia żołądka. Tak czy inaczej, skoro dotarłeś już tutaj to bez przystanku proponuję wyjechać na autostradę. Bez sprawiania problemów.
Ależ już jeden sprawiłeś. Dla nich sama twoja obecność je sprawiała...
- Jak słyszałeś... - odezwał się grubszy posterunkowy Jester. - To miasto nie lubi problemów.
Gdzieś za tobą parkował samochód.

Piotr Konopnycky - Jechałeś spokojnie do kancelarii położonej jakieś cztery kilometry na południe od centrum z pięknym widokiem na morze. Mimo iż podejrzewałeś, że mecenas Lecter - który był cholernie przeczulony na ksywkę "Hannibal" - obarczy cię kolejnymi sprawami, tym razem z grubej rury to wizyta u rodziny zostawiła miłe wspomnienia. Jak zawsze. Lokalne radio jak i twoje myśli zagłuszył właśnie startujący Air Bus. Bliska obecność lotniska była chyba jedynym minusem. Na skrzyżowaniu zapaliło się zielone światło i ruszyłeś do przodu. Chwilę potem, gdy już pick up wysuwał się na środek, kątem oka dostrzegłeś jak jakiś Jeep nie ma najmniejszego zamiaru hamować. Sunąc na oko, z 80km/h, cudem wyminął pojazdy stojące na lewym pasie i przywalił w przód twojego samochodu. Nie zarejestrowałeś co działo się z nim dalej... Siła "uderzenia z przeciwwagi" była wystarczająca aby cię zamroczyć i rozciąć lewy łuk brwiowy. Czułeś pulsujący ból nie za bardzo orientując się w sytuacji dookoła.

Carl ?Edge? Williams - Siedziałeś przy baraku pilotów w "zewnętrznym pierścieniu bazy" spokojnie popijając kawę po porannej musztrze i dwukilometrowym biegu wraz z innymi rekrutami. Rozejrzałeś się po okolicy. Baza lotnicza była idealnie usytuowana w górach, na granicy Sunville oraz Lompoc. Część, do której miałeś dostęp nie odróżniała się od innych placówek militarnych, ale miejsce przywodziło ci na myśl Centrów Testów Lotniczych w Nevadzie popularnie zwane Strefą 51. Ochrona, szczególnie "zastrzeżonej" części była widoczna - zasieki, solidne mury, reflektory, wykrywacze ruchu... Prawie jak podzielony Berlin. Twoje rozmyślania przerwało przybycia sierżanta z lokalnej żandarmerii. Był spocony i blady jak ściana.
- Ty, ty i ty - skierował palec na ciebie, Davida oraz Normana - pozostałych dwóch rekrutów. - Natychmiast za mną.
Nie wiedziałeś co się dzieje. Sierżant zaprowadził was do biura MP, rozdał przepaski, które założyliście na jego rozkaz i sekundy później wpakowaliście się do Hummera. Sierżant za kierownicą wcisnął gaz do dechy. Wydawał się nienaturalnie spięty.

Matt "Ghost" Kreiss - Tankowałeś właśnie na jednej z stacji BP w południowej części miasta. Dziewczyna, Lara, mieszkała a raczej wynajmowała pokój w jednym z nadmorskich hoteli. Przynajmniej tak powiedziała gdy zadzwoniłeś... Krótki pobyt w mieście pozwolił ci stwierdzić, że Sunville jest tak rutynowym miastem turystycznym jak to tylko możliwe. Nic ciekawego się nie działo... Do czasu. W jednej chwili usłyszałeś pisk hamulców i potężny trzask, który mógł zwiastować tylko wypadek samochodowy. Prawie automatycznie skierowałeś głowę na źródło hałasu w samą porę aby ujrzeć jak Jeep - chyba, z tej odległości nie mogłeś być pewien - ląduje na dachu z impetem ścinając latarnię i ostatecznie zatrzymując się na ścianie budynku. Drugi pojazd został na środku skrzyżowania.

Shaun Bogdanov i James ,,Jim" White - Zaczynał się kolejny dzień w szpitalu. Dla jednego z was - zwyczajna praca, dla drugiego - cenna praktyka. Z racji niewielkiej liczby pacjentów część lekarzy zrobiła sobie w piątek wolne. Szczęśliwie obchód pacjentów nie zajął wam więcej jak piętnaście minut. Siedzieliście teraz w nowej, świetnie wyposażonej karetce wydartej z gardła budżetu miejskiego - czym szczycił się dyrektor Grishaw - doglądając sprzętu. Nagle z budynku wypadł Jack, kierowca z pięcioletnim doświadczeniem oraz Anna, 25-letnia sanitariuszka.
- Pakujcie się. - pogonił was Jim. - Ty też James... przyda się twojej praktyce. - dodał żartobliwie.
Nie zdołaliście usłyszeć szczegółów akcji gdy karetka już pędziła na miejsce zdarzenia...

Ann "Lisica" Connor - Piątek nigdy nie obfitował w paczki. Tak było i tym razem. Budynek kurierski, dla którego wykonywałaś zlecenia znajdował się prawie w ścisłym centrum. Do marketów albo hoteli można było dostać się w kilka minut. Pomagało to w robocie, bo znaczna część zleceń kręciła się wokół tego obszaru.
- Zostały dwie przesyłki... - powiedział Bob, gość ogarniający pracę kurierów, wiecznie zaspanym głosem. - Jakiś list dla dyrektora "Majestica" oraz nie za lekka paczuszka do hotelu "Luxus". - robota na góra trzydzieści minut. Kino było oddalone o rzut beretem. Hotel zdecydowanie bardziej na południe, ale znałaś kilka użytecznych skrótów. - To i jesteś wolna na dziś. Stawka jak zawsze. - mruknął porozumiewawczo.

Amy Cage - Wraz z Charliem, sympatycznym aczkolwiek roztrzepanym 18-letnim chłopakiem mieliście kończyć nocną zmianę. W ramach nowych obowiązków mieliście przypilnować sklepu, bo dyrekcja nie chciała ponosić kosztów zatrudniania ochroniarzy na całą dobę. Pazerne szuje. Nie byłaś zbyt zmęczona, bo przez większą część czasu czuwał Charlie. Gdy zaczęli przychodzić pierwsi pracownicy dziennej zmiany zadzwonił jego telefon. Bynajmniej nie był ucieszony z wyniku rozmowy...
- Tak... ta jest. - rozłączył się. Ciężko westchnął. - Amy, szef kazał kopnąć mi się do Lompoc po dostawę zaopatrzenia mrożonek z ich magazynu. Nie pojechała byś ze mną? Daje nam wolną sobotę jakby co... Nie będzie tych paczek za dużo. Po prostu pomyślałem, że w dwójkę pójdzie nam szybciej... - mówił spokojnie aczkolwiek z lekko zmęczonym tonem.

Valo Vilhelm - Dotychczasowa podróż przez Zachodnie Wybrzeże USA nie napawała optymizmem. Nigdzie nie mogłeś wyczaić okazji do dania popisu na gitarze basowej albo podpięcia się do jakiejś lokalnej kapeli... Właśnie dobijałeś do Sunville licząc na promyk szczęścia. Na dobry początek zahaczyłeś o bar "U Rose", który wyglądem przypominał spelunę. Parkując ujrzałeś jak dwóch policjantów rozmawia z harleyowcem. Byłeś jednak za daleko, żeby cokolwiek usłyszeć... Przy okazji pomyślałeś, że może warto będzie wypytać się kogoś co do lokalnych atrakcji. A nóż trafi się okazja do zarobku.

I na pamięć waszych ojców, pamiętać do ciężkiej cholery o danych personalnych :) Miłej zabawy.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Co, do... ? mruknąłem, kiedy zobaczyłem, co się stało. Czy ten kierowca Jeepa był pijany?

Podbiegłem w stronę auta stojącego na środku jezdni, otworzyłem drzwi i wyciągnąłem stamtąd rannego.

- Wspaniale wyglądasz ? powiedziałem, widząc jego rozcięty łuk brwiowy. Przełożyłem sobie jego ciało przez ramię i ruszyłem w kierunku mojego samochodu, wołając jednocześnie załogę stacji, by mi pomogła. Kiedy jestem już przy aucie, kładę faceta przy oponie a sam otwieram bagażnik i wyjmuję apteczkę. Wyjmuję wodę utlenioną i plaster. Zaraz... A drugie auto? Wrzeszczę na załogę stacji by podeszła i opatrzyła rannego, samemu chcąc ruszyć w stronę Jeep?a.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Valo Vilhelm

- Ech, dobrze że dojechałem do miasta przed południem, w Szwecji zawsze uważałem że te wszystkie bajery jak klimatyzacja i inne głupoty są zbędne. Teraz pewnie bym się usmażył jadąc dalej tą autostradą... - zamruczałem po norwesku pod nosem wyłączając samochód.

Wysiadłem z samochodu i rozprostowałem nogi po długiej jeździe.

- Tobie też należy się odpoczynek - powiedziałem patrząc na rozgrzaną maskę swojego samochodu, po czym zamknąłem kluczem drzwi i poprawiłem swoją ulubioną koszulkę z napisem: TEH TANKZORD.

Dawno nie kontaktowałem się z rodziną, może jakoś spotkam się z Villem i Lukasem. Na pewno mają tutaj gdzieś jakąś kafejkę internetową, pewnie rodzina się zastanawia co ze mną.- pomyślałem po czym ruszyłem w stronę całkiem obiecująco wyglądającego budynku.

Po drugiej stronie parkingu policja chyba wpisywała jakiemuś motocykliście mandat, taka wpadka mogłaby mi dość mocno utrudnić tutejszy pobyt. Odrzuciłem ponure myśli, w końcu czeka mnie tutaj tyle atrakcji! I otworzyłem drzwi prowadzące do środka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ann "Lisica" Connor

- Do zobaczenia- powiedziałam po zapakowaniu paczki i listu do plecaka, a potem opuściłam budynek. Do kina dotarłam bardzo szybko i oddałam list do dyrektora.

A więc została jeszcze ta paczka...

Od razu ruszyłam w stronę hotelu przebiegając przez zakorkowaną samochodami ulicę. Korki samochodowe byłby bardziej przydatne podczas pracy kurierskiej, bo nie trzeba było czekać na przejściach dla pieszych, tylko można było przebiec spokojnie przez ulicę, bez niebezpieczeństwa, że ktoś cię potrąci. Minęłam zatem kolejne skrzyżowanie i skręciłam w boczną uliczkę, która była zablokowana metalową bramą. Jednak nie był, to dla mnie problem, bo wystarczyło mi odbić się od ściany i już byłam po drugiej stronie.

Życie w biegu jest tym co kocham, więc ta praca idealnie pasuje do mojego zainteresowania, jakim jest parkour.

Dostarczę tą paczkę i muszę biec na Walles Street, bo nie chcę by zaczęli zabawę bezemnie.

Odbicie od ściany i wejście po drabinie, a potem przeskok na drugi budynek. Hotel był bardziej oddalony od środka miasta, więc droga była łatwiejsza i zarazem szybsza do przebycia.

Zrobię to w 15 minut...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

James ,,Jim" White

Wreszcie będę mógł się wykazać Pomyślałem próbując skryć uśmiech. Wbiegłem do karetki i wypiłem ostatnie łyki porannej, już zimnej kawy.

-Więc może powiesz nam co się stało? Powiedziałem z uśmiechem na ustach oglądając przy tym wyposażenie nowej, błyszczącej karetki.

-Jacyś ciekawi pacjenci? Spytałem siedzącego obok, wyglądającego sympatycznie lekarza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Amy Cage

-Dobra, wyglądasz na zmęczonego. Pomogę ci. - Mruczę. - Cholerny szef, wolną sobotę da, ale kasy za to nie dostaniemy. Choć muszę przyznać, że tobie ta wolna sobota się przyda.

Wzdycham cicho i wsiadam z nim do ciężarówki. Do diabła, czemu nie zatrudniłam się gdzie indziej? - Jedziemy? - Pytam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shaun Bogdanov


Siedziałem w karetce, oglądając jej nowy wystrój. Spojrzałem na zegarek
"Jeszcze kilka minut posiedze w karetce i trzeba będzie wracać do budynku. Ładne te nowe karetki. Świetnie wyposażone, podobno bardzo szybkie i zwrotne... pewnie dziś się o tym przekonam. Coraz więcej złamań, udarów, podtopień - znak że zbliżają się wakacje. Hmm...zauważyłem że ta nowa pielęgniarka jest całkiem ładna... nawet bardzo... Ma świetne nogi. Chyba ją zaproszę na kawę dziś wieczorem...

Z rozmyślań wyrwał mnie krzyk Jima:
-Pakujcie się. Ty też James, przyda się twojej praktyce
Usłyszałem ryk uruchamianego silnika i karetka ruszyła z miejsca. Spojrzałem na praktykanta o imieniu James... Z zachwytem i uśmiechem oglądał karetkę i było widać jego podniecenie kursem.
"To chyba jego pierwszy kurs karetką, aż morda mu się cieszy... nie tak całkiem dawno też to przeżywałem. Ale już minęło trochę czasu... nie te lata... Cholera co ja wygaduje! Mam dopiero 32 lata!"


-Jacyś ciekawi pacjenci?-zagadał mnie James
-Okaże się na miejscu. To twój pierwszy kurs?
-zapytałem z uśmiechem
Nie czekając na odpowiedź powiedziałem do kierowcy
-To gdzie właściwie jedziemy?
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ed "Buffalo" Irving

Słaby wiatr, dmąc lekkimi falami rozwiewał mi długie po ramiona, czarne włosy. Prostując się przeczesałem je dłonią, splunąłem pod nogi uważając by nie trafić w swój motor i dopiero po tych absorbujących czynnościach raczyłem spojrzeć na dwóch frajerów którzy się przystawili nie wiadomo skąd i nie wiadomo kiedy...

- Nie witam, nieszanownego, a tym bardziej nie pana. - odrzuciłem przekręcając "powitanie" tego chudszego, jak wynikało ze służbowej legitymacji, posterunkowego Wiliamsa. Cholera niech to weźmie... Nie doczytałem imienia tego srającego wyglądem gluta jak mi machnął legitymacją, bo bym się ładniej z nim przywitał, niech by było, Fredzie idź suwać niedźwiedzie. Zachowałem tę myśl dla siebie, a z lekkim ironicznym uśmieszkiem wywołanym owym przemyśleniem rzuciłem do stojących kilka kroków ode mnie stróżów "prawa i moralności": - Czego chcecie? Przecież dopiero k**** mać przyjechałem do tej połyskującej sławą metropolii z moich marzeń sennych. J**** sobie ze dwa piwka, znajdę jakąś panienkę na noc i jutro z rana już mnie tu nie będzie, ale do cholery tak mnie d*** rwie od siodełka, że teraz się stąd nie ruszam, a Wy panowie sprawdźcie czy ktoś krowy nie kradnie, albo jakieś dzieciaki w samochodzie w lesie, się nie... W tym miejscu postanowiłem skończyć, bo zauważyłem że z nadmiaru fioletu jaki wypłynął na twarze moich rozmówców mogą im łby pęknąć. Nie mogłem jednak opanować głupiego uśmiechu irytacji jaki wypłynął w tym momencie na moją twarz, gdy patrzyłem tak na tych wiejskich obwiesi.

Z mojego istnego El Dorado, z mojej osobistej Ciboli, w której chłodnym wnętrzu, popijając zimne piwko przyniesione przez wyuzdaną kelnerkę chciałbym się znaleźć doleciały do moich uszu ostre gitarowe riffy i głos Dickinsona:

"I left alone my mind was blank

I needed time to think to get the memories from my mind

What did I see can I believe that what I saw

That night was real and not just fantasy

Just what I saw in my old dreams

Were they reflections of my warped mind staring back at me..."

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Carl ?Edge? Williams

Nie wiedziałem co się dzieje. Sierżant "wyciskał z samochodu ostatnie soki", pędził jak opętany.

- Dokąd jedziemy, sir ? - Zapytałem. Sierżant wyraźnie unikał odpowiedzi i tylko co jakiś czas zerkał nerwowo na nas.

-Dostanę odpowiedź, czy może mam spróbować zatrzymać ten samochód ?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piotr Konopnycky

Budzi się, ledwo otwiera zamglone oczy i słyszy:

-Haaaaloooo..... Żyjeeeee pan?

-Tak, chyba tak-po czym wymiotuje na asfalt.

-Dobrze <beek>, przepraszam. Co się stało?

-Pan się pyta co się stało?! Miałeś pan czołówkę z jakimś jeep'em i przy okazji trochę skrzyżowania poszło.

-A co z moim Pick-Up'em?

-Eeeee... Czym? Mówi pan o tamtej dymiącej kupce złomu z której ledwo pana wydobyto? Wskazuje palcem jakąś płonącą kupkę metalu.

Dostaje drgawki oka i skurczu warg, ale opanowuje się po chwili-kiedy uświadamia sobie ile wydał na ubezpieczenie...

-no dobrze panowie nie potrzebuję opieki sam sobie poradzę-odgania pracowników stacji i sam się opatruje.

Zerka na siebie, jest lekko ubabrany krwią na twarzy poza tym garnitur cały, lekko pognieciony. Wzdycha.

" Uff! No cóż nie jest źle, ważne że żyję i wina była po stronie tego jeep'a. A właśnie jeep, pójdę zobaczyć co się stało."

Ze stoickim spokojem wstaje, powoli idzie do jeep'a i udaje jakby nic się nie stało.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ed "Buffalo" Irving - Z zadowoleniem ujrzałeś jak grubasowi purpura występuję na twarz a ręka drga przy pasie za, którym miał wetkniętą pałkę policyjną.

- Widziałeś jego agresywne zachowanie, Jester? - powiedziałem z uśmiechem Wiliams cedząc każde słowo. - Pod co to podchodzi? Napaść na funkcjonariusza? Obraza oficera? To co, zamknąć cię s$%^$ na czterdzieści osiem godzin, żebyś trochę ochłonął czy może posłuchasz naszej dobrej rady? Zapamiętaj sobie, to porządne miasto i nie lubimy tutaj takich jak ty. Wskakuj na ten złom i zasuwaj z powrotem. Złapiesz jakiś burdel po drodze albo posiedzisz sobie w celi. Pewnie nie pierwszy raz.

Zobaczyłeś jak jego ręką bezpiecznie spoczywa na kolbie pistoletu a drugą sięga z tyłu spodni. Pewnie po kajdanki.

Piotr Konopnycky - Poprawka. Próba łażenia po miejscu wypadku świeżo po zdarzeniu nie była najlepszym pomysłem. Szybko poczułeś słabość, która ogarniała twoje ciało a umysł zaczął zachodzić mgłą. Chwiejąc się oparłeś się o jakiś murek, akurat z odrobiną cienia gdzie doglądany przez pracowników stacji - choć niezbyt troskliwie - przeczekałeś do przyjazdu karetki. Kilka chwil później usłyszałeś sygnał i utrzymując się przytomnym zobaczyłeś jak pomoc przybija na miejsce...

Matt "Ghost" Kreiss - Kierowca pick-upa nie był w tragicznym stanie, ale stwierdziłeś, że minie trochę czasu nim dojdzie do siebie. Dochodząc do jeepa zauważyłeś, że ludzie z stacji zajęli się innym poszkodowanym a ty spróbowałeś otworzyć drzwi. Nie liczyłeś na sukces, ale jednak... najwidoczniej zamek nie został zbytnio uszkodzony, bo po otwarciu zobaczyłeś "ciało" kierowcy twardo przypięte pasami. Szybkie sprawdzenie pulsu pozwoliło stwierdzić, że jeszcze żyje, ale wyglądał paskudnie... Wszędzie krew. Usłyszałeś sygnał karetki i gdy zwróciłeś głowę w stronę źródła ujrzałeś jak przybywa na miejsce fachowa pomoc.

Shaun Bogdanov i James ,,Jim" White - Jack, nadal skupiając się na prowadzeniu, odparł spokojnie:

- Typowe zgłoszenie. Wypadek na skrzyżowaniu. Dwa samochody, dwóch rannych. Z czego jeden z nich może być w poważnym stanie... Jedno z samochodów dachowało.

W kilka minut, nawet bez sygnału można by się przebić - ruch nie był intensywny - dotarliście na miejsce jako pierwsi. Nie było jeszcze jednostek policji ani straży do zabezpieczenia terenu, ale nie to było ważne. Na środku skrzyżowania stał spalony pick-up a trochę dalej jeep, przy którym - jak zauważyliście - ktoś przebywał. Zaraz obok miejsca wypadku, pod murkiem, siedział inny uczestnik wypadku. Widzieliście, że nie był w idealnym stanie. Jack i Anna wyskoczyli z karetki mówiąc do was szybkim tonem:

- To do roboty ludzie, po to tu jesteśmy.

Carl "Edge" Wiliams - Sierżant nie spojrzał Ci w oczy. Może nie chciał a może skupiał się na drodze... dosyć krętej trzeba przyznać.

- Spróbuj tylko to odstrzelę ci łeb nim się rozbijemy - powiedział, ale w jego głosie nie było nic z hardości. - Kiedy ostatnio widzieliście Charlesa?

To imię coś ci mówiło... Przypomniałeś sobie. Kolejny z rekrutów bazy lotniczej, którego wiele razy widziałeś w pobliżu strefy zastrzeżonej. Nie znałeś go zbyt dobrze, tyle co z widzenia. Pozostała dwójka z którą byłeś podobnie.

- Nie wiem... może wczoraj wieczorem choć nie wiem czy wrócił do baraków. - powiedział z nutą lęku Norman. - Sierżancie, co się stało?

- Módl się młody człowieku, żeby nie, bo inaczej wszyscy wpadliśmy po uszy w g%&%^ - odparł. Był cholernie zdenerwowany. - Tak czy inaczej, mamy go odszukać i przyprowadzić z powrotem do bazy sytuacja naprawdę się sp%^#$%@!. Czy to jasne?

Nie wiedziałeś co o tym myśleć a wjeżdżaliście właśnie w granice miasta Sunville. Czy z poznanych szczegółów układa się "coś'? Może sierżant jeszcze coś powie?

Ann "Lisica" Connor - Po kilkunastu minutach, nie wysilając się zbytnio z parkurowymi sztuczkami, dotarłaś do hotelu "Luxus". Ten jak i inne powstawały głównie w latach 80. i 90. XX wieku, ale starannie utrzymywane zachowały blask do dziś. Bogato zdobione wnętrza, drogie meble, rzadkie potrawy w restauracji - wszystko to czego potrzebuje bogaty turysta gdy przybywa do Sunville. Teraz jednak miałaś jeden drobny kłopot. Adnotacja na paczce domagała się wręczenie do rąk własnych.

- Paczkę proszę zostawić tutaj. Goście na 36 piętrze nie życzą sobie absolutnie żadnego przeszkadzania. - powiedział recepcjonista tonem wyniosłego Anglika. Zastanowiło cię jedno... po co ktoś ładował by kasę na wynajem całego piętra? Czy było to w ogóle dozwolone albo możliwe?

Valo Vilhelm - Teraz byłeś pewien. Czasy największej świetności bar miał dawno za sobą. O ile kiedyś w ogóle takie były... Podniszczone meble, dziury w ścianach, intensywny zapach alkoholu, papierosów i - choć nie byłeś pewien - rzygowin jaki dochodził z łazienki. Wolałeś jednak nie zaglądać aby się upewnić. W środku, poza barmanką, było jeszcze z dwóch klientów o twarzach zatwardziałych alkoholików. Rose, jednocześnie właścicielka, nie napełniła cię optymizmem:

- Tutaj? W tej spelunie? Nie ma szans, żeby coś zagrać... Ja nie mam kasy, żeby komukolwiek zapłacić a klientów jest tyle co kot napłakał. P$^%&$# biznes, który nie chce się rozlecieć raz a porządnie. - trochę ochłonęła. - Nie wiem kochasiu... spróbuj w centrum. Może coś ci się trafi.

Amy Cage - Twarz Charliego rozpromienił uśmiech.

- Naprawdę? Dzięki, kochana jesteś... - po czym wpakowaliście się do ciężarówki dostawczej firmy i wyjechaliście na główną drogę.

Charlie raz majstrował przy radiu, raz próbował z tobą gadać, ale na zależało mu na wybitnej konwersacji. Po prostu chciał się upewnić, że nie zaśnie, bo wtedy albo zabił by siebie a przy okazji ciebie albo utknęłabyś poza miastem bez prawa jazdy. Nie było to zbyt ciekawą perspektywą po ledwie przespanej nocy.

- Co do ciężkiej cholery? - wyrzucił Charlie wciskając pedał hamulca.

Zwróciłaś uwagę na to co działo się przed wami... Barykada wojskowa. Co gorsza, szybko zobaczyłaś, że stojące pojazdy - Hummery? Może tak się nazywały... nigdy nie byłaś specem od wojskowości - ustawione w poprzek miały zamontowaną broń. A przy niej żołnierzy w maskach gazowych. Zaraz skojarzyli ci się z ludźmi z jednostek HAZMAT do radzenia sobie z niebezpiecznymi odpadami. Widziałaś ich może w CNN w akcji. Chyba kilku ludzi próbowało dyskutować z żołnierzami. Więcej szczegółów z tej odległości nie widziałaś... Przed wami stało już parę samochodów.

- Masz pojęcie co się dzieje? Ja żadnego. - szybko powiedział Charlie i zanotowałaś objawy zdenerwowania w jego głosie. - Sprawdzimy o co biega?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Valo Vilhelm

- No nic, dziękuje tak czy inaczej - odpowiedziałem kobiecie, prawdę mówiąc nawet poczułem ulgę że będę mogę teraz opuścić to miejsce. Nawet okazja do zarobku nie przysłoniłaby mi tego smrodu.

Uśmiechnąłem się krzywo do niej i jej klientów po czym pośpiesznie odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z lokalu.

Byłem tam jedynie chwile a wydawało mi się już że nigdy nie ujrzę słonecznego światła ani odetchnę świeżym powietrzem... nawet jeśli jest tak zanieczyszczone spalinami jak to tutaj.

W oddali usłyszałem najprawdopodobniej ambulans jadący na sygnale który zagłuszał policjantów i motocyklistę, mimo to wyraźne było napięcie w rozmowie pomiędzy nimi.

Ach ci buntownicy- zachichotałem cicho i ruszyłem w stronę swojego samochodu.

Po drodze mijałem drogowskaz do centrum oraz stacji benzynowej, przyda się nieco zatankować oraz może coś zjeść. No i najważniejsze to znaleźć kafejkę internetową by skontaktować się z rodziną- wsiadłem do środka i przekręciłem kluczyk w stacyjce.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

James ,,Jim" White

Dobra, idę do jeep'a Pomyślałem gdy zobaczyłem że w środku samochodu ktoś jest.

-Ok, pójdę do faceta w samochodzie powiedziałem reszcie, po czym pobiegłem w stronę jeep'a

Stanąłem przed rozbitym samochodem po czym otworzyłem drzwi od strony kierowcy.

-Halo, czy jest pan przytomny? spytałem mężczyznę ubranego w białą koszulkę pobrudzoną krwią. W odpowiedzi usłyszałem dziwne pojękiwanie, głos podobny do czegoś czego jeszcze nigdy nie słyszałem.

Co to do diabła było? Pomyślałem po czym zawołałem sanitariuszkę która przyjechała ze mną na miejsce wypadku odsuwając się od ciała przestraszony dziwnymi odgłosami rannego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ed "Buffalo" Irving

- Miasto? Do tego porządne? Nigdy bym nie pomyślał o tej zasranej dziurze jako o mieście, ale dzięki Flap za podpowiedź. - Zacząłem odpowiadać dwóm frajerom w mundurach policji. Zauważyłem jak jedna dłoń grubego - nazwanego przeze mnie pieszczotliwie "Flap" - zaciska się na kolbie od rewolweru, zapewne czterdziestka czwórka, a ona rozsmaruje mój p******** mózg ze dwie przecznice dalej, przeleciało mi w myślach, ale na dobrą sprawę nie wiadomo po co. Odpowiedziałem jednak w nadziej na uratowanie mojej głowy, z którą rozstawać się nie chciałem: - Dobra! Dobra! Już się tak nie gorączkujcie, to wy nie szukaliście podobno kłopotów? - Zacząłem odpowiadać dwóm policjantom. - Już mnie tu nie ma. Zresztą w tym zapadłym zadupiu nawet porządnej speluny nie ma, a o burdelu to najwyżej mogę sobie pomarzyć, tak więc Flipciu... - spojrzałem na chudszego z ręką na pałce, a drugą za plecami - ... i Flapciu... - tym razem purpurowy ze złości grubas z pocącą się dłonią na kolbie 0.44 - ... zmiatam stąd jak sobie Panowie życzycie. Tracić czas na gnicie na dołku nie mam zamiaru, tak więc już mnie tu nie zobaczycie. - Przeczesałem po rad drugi w czasie naszej miłej rozmowy dłonią długie włosy, które odgarniając zawiązałem na głowie czarną bandanę, wciąż mając oko na rozgorączkowanych stróżów prawa. Mimowolnie w tym momencie dostrzegłem jakiegoś frajera, który gapił się na mnie i na tych dwóch obwiesi jakby nigdy gównianej konwersacji Panów Władz z Porządnym Obywatelem nie widział. Co tak gały strzępisz dupku? - Miałem już rzucić w jego stronę, ale raczej w mojej obecnej sytuacji wiele by mi to nie pomogło... Zamiast tego zapiąłem do połowy suwaka skórę, wsiadłem na połyskujący chromem w słońcu motor, prawą nogą cofnąłem stopkę i żeby nie stracić tych 48 godzin w zatęchłej celi rzuciłem jeszcze do już trochę bardziej odprężonych 'gringos': -To jak panowie, nie macie nic przeciwko, żebym zniknął z waszych oczu i z tej pięknej metropolii? - Ostatnie słowa mimowolnie cedziłem przez ironiczny uśmiech.

Z baru, którego wnętrza raczej nie zobaczę oraz nie posmakuję nigdy szczyn zwanych piwem jakie tu podają przyniesionych przez wyuzdaną kelnerkę której również nigdy nie zobaczę, doleciały mnie ostatnie pomruki gitar i cichnący głos Bruce'a:

"I'm coming back I will return

And I'll possess your body and I'll make you burn

I have the fire I have the force

I have the power to make my evil take it's course"

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Matt "Ghost" Kreiss


Słysząc sygnał karetki odwróciłem się mimowolnie w jej stronę. Kierowca jeepa był cały we krwi, prawdopodobnie pasy przecięły mu skórę. Sam nie dałbym rady wyciągnąć go stamtąd. Prawdopodobnie krwawił wewnętrznie, chociaż w tym świetle trudno było to ocenić. Na pewno stracił dużo krwi. Za dużo.
- Hej, tutaj! Szybciej! - Zacząłem wrzeszczeć do lekarzy z karetki - on jeszcze żyje! - Zacząłem rozpinać, czy też, próbować rozpiąć pasy, Ręce mi się trzęsły, rzadko się to zdarza - jeszcze... - mruknąłem do siebie.
Zacząłem poganiać lekarzy, ponieważ z każdą sekundą facet miał mniejsze szanse na przeżycie. Nuż to milioner i zapłaci za uratowanie mu życia? Może jechał po pijaku, i sypnie kasą za siedzenia cicho? Jeszcze raz spojrzałem dokładnie na kierowcę. Dzięki Bogu, że pora rzygania na obrzydliwy widok już się skończyła. Spojrzałem na swoją bluzkę, która jeszcze przed chwilą była biała. No, przed kilkoma minutami. Teraz była nasączona krwią. Będę musiał się przebrać zaraz po tym, kiedy ta szopka się skończy. Dzięki Bogu, że mam ciuchy na przebranie, pomyślałem. Znów zacząłem próby rozpięcia pasów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Zwariowałeś? Tam jest wojsko. WOJSKO. Co masz niby zamiar zrobić? Przekraść się obok? Poza tym, jak sądzisz, dlaczego wojsko tu stoi, no? Tam coś się dzieje, prawdopodobnie coś niebezpiecznego. Inaczej byłaby tam tylko policja, a tu mamy cholerne wojsko. Zawracamy i szukamy innej drogi. A jak innej nie będzie, to dajemy sobie spokój. Szefowi jakoś się wytłumaczy. - Łypię na niego spod grzywki. - Choć jak ciebie znam, to pewnie będziesz chciał sprawdzić, co się tam dzieje. Dalej, rób co chcesz, mnie do tego nie mieszaj. -Naburmuszam się i zwijam się na siedzeniu, kładąc głowę na kolanach i gapiąc się ponuro na żołdaków przede mną.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shaun Bogdanov

-Ok, pójdę do faceta w samochodzie - usłyszałem od praktykanta

"Cholera! Tak się pchać przed siebie. Już pobiegł"

-Mary idź z nim, Jim idź do świadka wypadku, nie wygląda na rannego, ale może potrzebować pomocy, ja pójde do tego co leży na stacji"

Pobiegłem biorąc podręczną torbę w stronę stacji. Z daleka można było zobaczyć krew na jego twarzy, oraz resztki "czegoś" na posadzce obok niego

-Co z nim? - zapytałem się obsługi

-Przyniósł go tu jakiś facet. Ten gość - tu wskazał na rannego - nie wygląda najlepiej. Ma trochę rozwalony ryj i się przed chwilą zrzygał mi na posadzkę.

-Otwórz oczy - [i/] powiedziałem do rannego. Zaświeciłem mu w nie latarką. -Podążaj wzrokiem za moim palcem. Skup się!.

"Cholera, wygląda mi to na wstrząśnienie mózgu."

-Ej kolego boli cię coś? - zapytałem się rannego

-Yyyybueeeh! - poszkodowany zwymiotował i stracił przytomność

"Tak to wstrząśnienie mózgu. Dużo mi nie powiedział, trzeba z nim uważać. może mieć głębsze urazy"

-Jim! Weź jednego z pracowników stacji i zanieście go na noszach! Ma wstrząśnienie mózgu, złamany łuk brwiowy, podejrzewam jakiś uraz wewnętrzny!

Tymczasem pobiegłem do Jamesa zobaczyć co jest z kierowcą Jeepa. Stała już przy nim Mary. Poszkodowany wydawał z siebie bardzo dziwne i nieprzyjemne dźwięki.

"Cholera co mu jest?"

Szybko rozciąłem pasy małym nożykiem i z pomocą sanitariusza wyciągnąłem go z samochodu. Usadowiłem rannego przy kole samochodu i zabrałem się za oględziny ran.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ann "Lisica" Connor

- No dobrze, lecz jeśli coś się stanie z tą paczką, to ty masz problem, a nie ja- odpowiedziałam

Ciekawość jednak przezwyciężyła i ruszyłam niby do ubikacji za rogiem, lecz tak naprawdę skierowałam się w kierunku schodów. Wiadomo przecież, że windą się tam nie dostanę skoro nie chcą niespodziewanych gości. Wślizgnęłam się do klatki schodowej i ruszyłam biegiem do góry.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Carl "Edge" Wiliams

Nie zwrócił uwagi na groźbę sierżanta. "Dlaczego szukamy zwykłego rekruta ?" - Pomyślałem - "Przecież nie jesteśmy policją...On musi być ważny. Może ma coś wspólnego z zamkniętym obszarem ? W końcu często się tam kręcił. I dlaczego akurat my ?". Carl'owi przypomniała się pewna sytuacja. Przedwczoraj w nocy zobaczył jak jakiś człowiek wręcza Charlesowi taką samą opaskę jaką oni dostali od sierżanta.

-Dlaczego szukamy zwykłego rekruta, sir ? - Pytam

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<czuję się lepiej>

<udaje naćpanego alkoholika>

<przymusowo haftuje na asfalt>

-Yyyybueeeh!

<udaje że mdleje i pada na trawkę obok murku>

"Dobrze że miałem saszetkę z proszkiem wymiotnym od Eddy'ego, widać przydaje się nie tylko kiedy trzeba się zmyć z nudnej konferencji. Trzeba się będzie odwdzięczyć koledze."

Otwiera lekko oczy i widzi kątem oka jak lekarz, odchodzi i woła o nosze, dla mnie.

Korzystając z chwili nieuwagi i zamieszania szybko przeskoczyłem murek, tak żeby nikt nie widział i schowałem się za stacją.

"Miałem dogodne miejsce do obserwacji, gdyż było wszystko widać przez wyłom w murze, mnie trudno było zauważyć a jak nawet to łatwo było uciec. Tak więc obserwowałem co się dzieje z Jeep'em, a działo się! Jakiś młokos podbiegło do kolesia który mnie uratował i wspólnie próbowali uratować pirata drogowego. Rozjebał mi wóz! Dobra chłopie uspokój się, co się stało to się nie odstanie, jak się jest dżentelmenem to trzeba nawet myśleć kulturalnie. A poza tym myśl o fortunie z ubezpieczenia!"

<Uśmiecha się szeroko i dalej obserwuje co się dzieje

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ed "Buffalo" Irving - Z gasnącym wokalem Bruce'a wpakowałeś się na motor i ruszyłeś na autostradę. Policjanci odprowadzili cię wzrokiem a tobie przez myśl przeszło, że to nie pierwszy raz jak zadzierasz z "władzą"... Cóż, jakoś żyłeś i nie podejrzewałeś, że trzeba zmienić swój charakter aby obecny stan zachować. Nie spodziewałeś się problemów z wyjazdem przez jedyną, sensowną, główną drogę do autostrady, ale jednak... Problemy znów cię złapały. Jakieś pięćdziesiąt metrów przez wjazdem do tunelu musiałeś się zatrzymać wobec sformowanego korku. Było kilka osobówek, ze dwa SUVy, jakiś dostawczak, ale twoją uwagę przykuł wlot. Barykada wojskowa, która była sprawcą całego zamieszania. Co gorsza zauważyłeś, że pojazdy formujące blokadę to Hummve z karabinami maszynowymi skierowanymi w waszą stronę. Chyba wszyscy żołnierze mieli broń gotową do strzału... przynajmniej ci, których dojrzałeś. Poza tym, nosili maski gazowe. Od razu na myśl przyszły ci ćwiczenia przeciw broni biologicznej, ale to - wyglądało o wiele poważniej. Zauważyłeś też jak grupka kierowców próbuje rozmawiać z żołnierzami, ale bez widocznego skutku.

Amy Cage - Charlie spojrzał na ciebie zdziwiony.

- Jeja, spokojnie... nie zamierzam się przekradać. Przecież widać, że mysz się nie prześlizgnie... Po prostu chcę się zapytać co się dzieje. To wszystko.

Powiedział spokojnym tonem i wyszedł na zewnątrz. Obrócił się jeszcze w twoją stronę:

- Na pewno wolisz zostać w środku? Nie martw się, nic nam nie zrobią... w końcu jesteśmy amerykańskimi obywatelami. - uśmiechnął się, ale dostrzegłaś niepewność z jego twarzy.

Ann "Lisica" Connor - Okazało się, że taki hotel jak "Luxus" ma coś więcej niż klatkę schodową i windę. Cały, cholernie dobry, system zabezpieczeń. Gdy dobiegałaś do drzwi zauważyłaś jak 'światełko' na elektronicznym zamku zmienia swoją barwę z zielonego na czerwone. Recepcjonista zareagował bardzo szybko. Rozejrzałaś się po sali i zauważyłaś przynajmniej trzy kamery... Ciężko by było przekraść się niewidocznym dla ochrony. Anglik odchrząknął:

- Czy zamierza pani już opuścić hotel czy mam wezwać ochronę? - podejrzewałaś, że właśnie w tej chwili palec recepcjonisty zawisł nad odpowiednim klawiszem.

Nie zdołałaś odpowiedzieć gdy w tej chwili na zewnątrz dał się słyszeć pisk opon a sekundę potem do środka wleciał gość wyglądający na oficera armii a za nim, choć mniej pewnie, trzech innych. Wojskowi? Możliwe, że są z tej pobliskiej bazy lotniczej w górach...

- Czego panowie tu chcą? - powiedział Anglik podniesionym głosem. Grupa szybko do niego podeszła, ale nie mogłaś nic uszczknąć z rozmowy. Zdałaś sobie jednak sprawę, że atmosfera staje się coraz bardziej gorąca choć nie wiedziałaś dlaczego.

Carl "Edge" Wiliams - Sierżant - teraz doczytałeś się plakietki - Mahone odetchnął głęboko i powiedział:

- Zdrada stanu, kradzież technologii, terroryzm, oskarżenie o współpracę z obcym wywiadem... Każdy typ najgorszego g$%^#$ jakie można zwalić na wojskowego. Wiem tylko tyle, że gościa z wewnątrz, naukowca, już dorwali, ale zdołał przekazać Charlsowi coś...

- Co, sierżancie? - spytał zdenerwowany Norman.

- Skąd mam wiedzieć? Zasłonili się tajemnicą państwową. Tak czy inaczej, siedzimy w tym razem to powiem wam tyle co wiem, ale jeśli wyjdziemy z tego cało i zakablujecie to wkopię wam d^$% między łopatki, jasne? No to dobra... Nie wiem jak, ale namierzyli go w hotelu "Luxus". Mamy użyć siły jeśli to będzie wymagane, ale przede wszystkim chcą go mieć żywego. Nie wiem czemu zwrócili mi na to uwagę. Nie mam zamiaru zabić człowieka z jednostki. Mówili też coś o absolutnym zakazie zbliżania się do wykradzionej "rzeczy". Skąd mamy ją rozpoznać, pewnie zapytacie. C$^& jeden wie. Nie chcieli powiedzieć. - sierżant mówił spokojnie, ale intuicja podpowiedziała ci, że dzieli się tylko częścią prawdy. Sytuacja w każdym razie wyglądała na poważną.

Minęło kilka chwil nim z piskiem opon zatrzymaliście się przed hotelem. Mahone wyskoczył jak z procy i ruszył do holu a wy za nim. Błyskawicznie dopadł do recepcjonisty i zaczęła się szybka, z czasem nerwowa wymiana zdań. Słyszałeś jakieś urywki jak "36 piętro", "zagrożenie atakiem terrorystycznym", "blokada", ale skupiłeś się na otoczeniu. Zauważyłeś jak wskazówka na jednej z wind ruszyła się z liczby "36". W tej chwili miałeś bardzo złe przeczucia... Sierżant również to zauważył.

- Potencjalny kod niebieski, baza, kod niebieski - powiedział szybko do krótkofalówki. - Zablokuj natychmiast cały hotel, rozumiesz?! - prawie, że krzyknął na recepcjonistę. - Zablokuj wszystko, ale już, bo ci łeb odstrzelę! - wymierzył prosto w niego odbezpieczony pistolet.

- Nie mogę! Tylko z pokoju ochrony można zarządzić kwarantannę budynku!

- To się z nimi skontaktuj!

- Mówiłem już, nie mogę! Nie odbierają! Opuść tą broń człowieku!

Teraz już wszyscy wpatrywaliście się w drzwi windy, które już za kilka chwil miały się otworzyć... z pistoletami w kaburach nie wiedząc co się dzieje.

- Kod niebieski, powtarzam, kod niebieski... - byłeś pewien. Mahone wiedział coś więcej.

Piotr Konopnycky* - Zwymiotowałeś jeszcze raz a potem skupiłeś się tylko na pulsującej czaszce, która zdawała się eksplodować za każdym razem. Co ten lekarz mówił? Wstrząs mózgu? Cóż, możliwe... Była by to spora strata w pracy jednak, a za nic pieniędzy nie dostawałeś. Powoli tracąc poczucie czasu zorientowałeś się tylko, że ktoś położył się na noszach a chwilę potem znalazłeś się we wnętrzu karetki. Nad sobą ujrzałeś jakieś nieznane i rozmazujące się twarze...

- Proszę oddychać spokojnie... zawozimy pana do szpitala... - reszta słów zamieniła się w bełkot nim odpłynąłeś całkowicie.

Świadomość wróciła ci już na miejscu. Kilka sekund i byłeś pewien, że trafiłeś do szpitala, ale coś było nie tak. Byłeś przypięty do łóżka pasami rodem jak z psychiatryków a obok dwóch doktorów w pokoju znajdowali się żołnierze pilnujący wejścia oraz... chyba jakiś oficer siedzący w kącie.

- A, pan Piotr Kono... Konopnycky... przepraszam, ale trudne nazwisko do wymówienia. - lekarz uśmiechnął się nerwowo. - Jak pan się czuje? Nic nie dolega? Wszystko w normie?

Czułeś się nieźle - to mogłeś przyznać jak na kogoś po wypadku samochodowym. Możliwe, że ze względu na podane leki albo też na upływający czas... zauważyłeś teraz jak promienie zachodzącego słońca przebijają się do wnętrza sali. Fizycznie. Psychicznie... cóż, nie wiedziałeś co się dzieje.

*Jak się pewnie zorientowaliście zastosowałem dla postaci BigDaddy'ego skok w czasie do przodu. Nic się nie stało... po prostu pewnymi sposobami niedługo wyrównam waszą linię czasową a tymczasem po prostu niech BD skupi się na rozmowie z doktorkiem. Wiele może z niej wyciągnąć :]

Matt "Ghost" Kreeis, Shaun Bogdanov i James ,,Jim" White - Niedługo na miejscu pojawiła się jednostka policji, która zabrała się do przywrócenia ruchu i zabezpieczenia miejsca wypadku oraz druga karetka, którą pojechał drugi, mniej poszkodowany. Teraz wasza trójka zabrała się do wyciągnięcia mocno zakrwawionego kierowcy z przewróconego jeepa... Operacja się udała. Szczęśliwie drzwi nie były zacięte a pasy udało się odpiąć... Bez dodatkowych obrażeń wyciągnęliście go na zewnątrz słysząc jak wydaje z siebie coraz cichsze, ale coraz dziwniejsze jęki. Krwawił z nosa, oczu... zapewne miał też jakieś rozcięcie na brzuchu i sporo obrażeń wewnętrznych. Przy takim uderzeniu nawet poduszka powietrzna na niewiele się zdaje. Zauważyliście też (choć lekarze wpierw), że skóra poszkodowanego przybiera z odcienia trupio bladego kolor zgniłej szarości. Nie mieliście pojęcia co o tym myśleć. Dopadli do was Anna i Jack jako pomoc.

- Cholera, tracimy go... Robimy reanimację. Gotowa?

Oboje nachylili się nad umierającym chcąc przedłużyć jego żywot chociaż o kilka minut... aby zdążył otrzymać fachową pomoc w szpitalu.

Pewnikiem był trupem. Coś wam to mówiło...

... ale w jednej chwili ożył i ujrzeliście scenę rodem z horrorów klasy B.

Nagle otworzył oczy i ujrzeliście, że są krwiście czerwone. Jack zdołał wyszeptać...

- O żesz k$^$%^. - i rzucił się do tyłu. Anna doznała szoku i stała się pierwszą ofiarą... lecz nie wiedzieliście czego.

Głowa poszkodowanego porwała się z ziemi i - co też często widzieliście w horrorach - ujrzeliście jak zęby wgryzają się z niesamowitą siłą w szyję sanitariuszki. Krew trysnęła naokoło a powietrze przeszył przeraźliwy krzyk świdrujący do waszych mózgów. Nie miała siły ani przeklinać ani błagać o pomoc... Po prostu darła się w niebogłosy. A wy? Wy na razie patrzycie na to jak kołki w bliskiej odległości mając chwilową pustkę w głowie...**

**Co znaczy, że już w waszych odpisach pomysłowość jest bardzo wskazana :] I pamiętać o trybie niedokonanym... szczególnie jak szukacie jakieś broni... chociażby łomu. OK?

Valo Vilhelm - Nie minęło sporo czasu jak dotarłeś do centrum miasta wyjeżdżając właśnie z pobliskiej stacji benzynowej. Zatankowany do pełna rozejrzałeś się dookoła po okolicznych hotelach, kinach, teatrach... Widziałeś sporo miejsc do zarobku. Pytanie czy trafi się okazja. Nagle, mimo powstającego powoli zgiełku żyjącego miasta, usłyszałeś przerażający krzyk rozrywający powietrze. Nie wiedziałeś jeszcze skąd dochodzi, ale w życiu nie przepuszczałbyś, że należy on do człowieka...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ann "Lisica" Connor

Puknęłam się w czoło zdając sobie sprawę, że zapomniałam o tak oczywistej rzeczy, jak kamery ochrony. Chwilę potem wbiegli wojskowi i dopadli recepcjonistę. Jeden z nich zaczął na niego krzyczeć.

W tej chwili nie myślałam o tym, co przed chwilą chciałam zrobić, tylko patrzyłam na to, co się działo przedemną.

Lepiej będzie, jak stąd się ulotnię.

Chciałam już ruszyć w kierunku wyjścia, lecz zatrzymał mnie nagły ruch od strony wojskowych.

- Zablokuj wszystko, ale już, bo ci łeb odstrzelę!- powiedział jeden z nich do recepcjonisty

A chwilę potem...

- Kod niebieski, powtarzam, kod niebieski...

Wszyscy wpatrywali się z wyciągniętymi karabinami w windę, która chwilę temu była na 36 piętrze, gdzie miałam zanieść przesyłkę, a teraz zjeżdżała w kierunku parteru. Chciałam się ruszyć, lecz nie mogłam, jakby na chwilę pozbawiono mnie władzy nad ciałem. Stałam i patrzyłam się na drzwi od windy, które lada moment miały się otworzyć.

No rusz, że się!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Matt "Ghost" Kreiss

- Co, do... Zombie? Obudźcie mnie, do cholery... - Ghostowi od krzyku sanitariuszki włosy stanęły dęba, a widok zombie przykleił mu nogi do podłoża. Ale musiał coś zrobić, żeby przeżyć. Zaraz zaczął intensywnie myśleć... Skąd on się tu wziął? Co tu, do cholery, robi Zombie?! Matt poczuł się niczym bohater gore-horroru, który cudem unika śmierci a potem mści się na nieumarłych. Ale, zaraz... Czy on się uratuje? Krew dziewczyny tryskała wszędzie, jego jeszcze-niedawno-biała bluzka teraz zmieniła kolor na krwisto czerwony z domieszką czarnego, a logo NBA zmyło się całkowicie. Nowa bluzka... świetnie. Na szczęście, gdyby miał chwilę wolnego, może się przebrać. Ale, jak miałby mieć przerwę, skoro obok, przed chwilą kobieta została zabita przez ZOMBIE?
Ghost rozejrzał się, odzyskał władze w nogach i czym prędzej rozejrzał się, po czym zaczął szukać jakiejś broni... Jakiejkolwiek. Coby zatłuc zombiaka, albo chociaż spróbować, o choć faza galaretowatych nóg minęła, kto wie, co potrafi ten umarlak? Cholera, że musiało trafić na mnie, pomyślał, rozglądając się za bronią. Ohh, ironio, jak na złość, czas nagli, a on nie może znaleźć niczego!
Wtem, w jego głowie zapaliła się żarówka.
- Oddalcie się od zombie! I szukajcie jakiejś broni, czegokolwiek! Opona, naprawdę, coś, czym moglibyście to powalić!
Samemu przestał szukać broni, tylko pobiegł w kierunku Jacka, chcąc go uratować. Niczym bohater, na na na!
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Valo Vilhelm

-Cholera, kto to tak wyje!? - spojrzałem na samochodowe radio ale to nawet nie było włączone.

W takim razie to musiało być gdzieś tutaj.- pomyślałem skręcając na skrzyżowaniu - No cholera, co to ma być?! Korek a ja nie mam klimatyzacji... - zatrzymałem się za biała furgonetką.

Włączyłem radio i wyjrzałem przez okno - No, a więc jakiś wypadek, to pewnie z tego powodu wszystkie te krzyki, o i jest jeszcze radiowóz ale coś dranie nie kwapią się do puszczenia dalej samochodów.

Wysiadłem z samochodu widząc że z tyłu zastawiła mnie jakaś ciężarówka, a pojazdy z przodu nie zamierzały się ruszyć - No to mam z głowy pewnie parę godzin. - spojrzałem z wyrzutem na kierowce ciężarówki. Ruszyłem w stronę radiowozu mijając paru podirytowanych ludzi w samochodach, gdy nagle zobaczyłem to co działo się przy rozwalonej terenówce. Stanąłem jak wryty obok policyjnego samochodu

widząc całe to krwawe zamieszanie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...