Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

niziołka

Sesja Dead Rising

Polecane posty

Shaun Bogdanov

Huk, zapach prochu i ciało leżące w kałuży krwi na dole. Spojrzałem na Ann dzierżącą pistolet. Usiadła pod ścianą i trzęsącymi rękoma odpaliła sobie papierosa. Podchodzę do niej i mówię :

-Lepiej stąd chodźmy. Nie jest bezpiecznie tak tu siedzieć. Spojrzałem na nią z współczuciem. -Chodź Ann. To było zwierze nie człowiek. Musiałaś przecież się bronić. Dzięki tobie żyje, gdyby nie ty oboje już bylibyśmy martwi. Dzięki.

Ostatnie czego się po niej spodziewałem, to to że strzeli do człowieka. Ludzie wariują. W sumie nie dziwię się temu wariatowi, musiał tu już długo sam siedzieć. Musze uważać na innych. Nigdy nie wiadomo.

Trzęsą mi się ręce. Unikam spojrzenia mojej towarzyszki.

Czy ja też będę zmuszony kogoś zabić? Gdyby mi się tak nie trzęsły ręce, zapewne ja bym go trafił. Słodki Jezu, co nas jeszcze czeka?

Tylko uciec z miasta. Wtedy zdobędę szybki wóz, wypłacę wszystkie pieniądze z konta i odlece pierwszym samolotem do Europy. Może Moskwa?

Ekwipunek bez zmian

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zbliżał się już zmrok a emocje po ostatniej walce zdołały opaść nim materiały wybuchowe znalezione w chatce zostały rozłożone przy głównym wejściu do kopalni przez Tylera i gotowe do odpalenia (*1). Co prawda potrzebował odrobiny więcej chwili na zanalizowanie ładunków i miejsca ich rozłożenia tak aby jeszcze bardziej nie zasypać wejścia do kopalni, ale teraz wszystko było gotowe. Reszta pilnując terenu dookoła próbowała dojść co tutaj się stało. Wśród ciał znaleźli zarówno mieszkańców Sunville jak i wojskowych jednakże nikogo znanego im z twarzy. Wyglądało to tak jakby ktoś po fakcie zorientował się o możliwej drogi ucieczki i przybył po tym jak kilka grup zdołało się przedostać wgłąb. Reszta musiała zginąć od kul albo w tym samym czasie w okolicy pojawili się zainfekowani. Wynik jednak był jeden - bezsensowna rzeź, z której pierwotnie cało wyszedł ten jeden snajper. Przynajmniej fizycznie. Minione godziny były tego potwierdzeniem.

Dookoła panowała przejmująca cisza. Gdzieś z oddali dochodziły przytłumione przez szum drzew dźwięki broni maszynowej, krzyki zarażonych, huk eksplozji, przelatujące samoloty... ciężko było je odróżnić z takiej odległości nie mówiąc o tym, że zdawały się być czymś w rodzaju potwora czyhającego na skraju umysłu. Wystarczyło by tylko dojrzeć go kątem oka aby doświadczyć koszmaru. Te dźwięki przypominały co się stało i co może nastąpić w przyszłości.

Gdy ocaleni skryli się za bezpieczną osłoną ładunki poszły.

- Będzie wybuch! - krzyknął Rosen a chwilę potem eksplozja wyrzuciła z siebie masę ognia, dymu i pyłu a także kilka głazów blokujących drogę. Huk był całkiem potężny i minęło parę chwil nim ocalałym przestało piszczeć w uszach.

Stali teraz naprzeciw tunelowi skąpanemu w mroku. Po chwili dało się zauważyć drobną, słabą, zielonkawą poświatę od - najpewniej - świetlika, ale żadnego silnego źródła światła. Odrobina pracy latarką pozwoliła stwierdzić, że tunel wygląda na solidny. Co prawda drewniane bele podpierające strop mogły lekko się zużyć od tego 1950 czy 1960 roku, ale kto w tej sytuacji przejmował by się szczegółami...

Gdy ocaleni ostrożnie zbierali się do wejścia do kopalni zaczął ich dobiegać pewien dziwny dźwięk. Z początku sądzili, że może to pracujący generator gdzieś w głębi tunelu, ale przeczucie kazało spojrzeć się w niebo. Wysoko na niebie, ledwo widoczny czarny kształt zajmował pozycję nad miastem a niedługo potem coś z niego wypadło. Potrzeba było paru minut, żeby w ogóle dojrzeć przedmiot, ale wystarczyło połączyć kilak faktów, żeby zorientować się jaki teraz pakunek leci prosto w centrum miasta.

Odruchowo zaczęli się cofać wgłąb tunelu i w tym momencie otaczająca ich ciemność zniknęła w mgnieniu oka. Ilość światła była wręcz oślepiająca, przynajmniej przez chwilę. Potem zdołali dojrzeć grzyba atomowego a do ich uszu doszedł niewyobrażalny huk... fala uderzeniowa wstrząsnęła górą jednak na szczęście żadne tąpnięcie nie nastąpiło.

Ostateczne rozwiązanie zostało użyte. Sunville dosłownie zostało wymazane z powierzchni ziemi.

---

1 - powiedzmy, że +2 jest wystarczające aby dalej was nie męczyć ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ann "Lisica" Connor

- O cholera- patrzyłam na to z cieniem strachu na twarzy, lecz szybko się opamiętałam- Lepiej ruszajmy dalej, jak najszybciej. Fala uderzeniowa nie była, aż tak wielka, co znaczy, że mogą być inne skutki. A tych wolę uniknąć...

Odwróciłam się i przy pomocy znalezionej latarki oświetliłam wnętrze tunelu do którego wchodziłam. Będziemy postępować według tego, co powiedział nam Tyler i iść tak jak planował.

Na chwilę spojrzałam jeszcze zza plecy... Mam nadzieję, że tobie udało się wydostać, inaczej nie daruję...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tyler Rosen

Udało się odwalić wejście do kopalni, a to duży sukces. Już wkraczaliśmy do czeluście gdy usłyszeliśmy ten dźwięk, a potem wszystko stało się jasne. Broń jądrowa.

- Skurw&%$ny. - Syknąłem cicho, ale ręce trzęsły mi się ze złości. - Unicestwili całe miasto.. Niech no tylko dopadnę tych matkoje&^$w którzy sprawili nam to piekło. Pieprz&%ni naukowcy. - Przekleństwa jak nigdy cisnęły się na usta. Dalszy potok ścieku z moich ust przerwała dziewczyna, która ruszyła w głąb tunelu. Miała racje, czekanie tu może tylko pogorszyć sprawę, opad radioaktywny, fala uderzeniowa i cała reszta tych atomowych następstw. Odkaszlnąłem lekko i powiedziałem idąc za dziewczyną:

- Dobra kompania. Za nami już tylko niezbyt urocze wspomnienia. teraz skupmy się na przyszłości. Postępujemy według wcześniejszych założeń, ja i Annie w pierwszej dwójce. potem następna i reszta. Osłaniamy boki i tyły. I zasada "Krzyczę, daję dwie sekundy i strzelam" jest aktualna. W razie napotkania zainfekowanych bądź szaleńców my z Annie klękamy by i drugiej parze zapewnić czysty strzał. I uważać mi kur%a na boki i tyły! - powtórzyłem dla zasady.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shaun Bogdanov

Po wysadzeniu tunelu udaliśmy się do środka. Zanim tam wszedłem obejrzałem się jeszcze raz na Sunville. Moją uwagę przykuł samolot lecący w stronę centrum miasta. Zrzucił coś, co z tej odległości było niemal niewidoczne. Wszystko to działo się w grobowej ciszy, gdy nagle rozległ się huk, jak gdyby wybuch wulkanu. Przez zamknięte oczy dotarła do mnie jasność tysięcy wybuchających słońc, wszystko wokół się zatrzęsło. Otworzyłem oczy, ukazał mi się straszny a zarazem piękny widok, widok który zapamiętam do końca życia, widok wielkiego słupa dymu i ognia wznoszącego się w miejscu, gdzie kiedyś było miasto. A wszystko to w przejmującej ciszy, a jedynym ruchem było leciutkie drżenie gałązek.

-Gruz i popioły. Tyle zostało z naszego Sunville.

Ekwipunek bez zmian

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Valo Vilhelm

Spojrzałem być może ostatni raz na świat powierzchni po czym z westchnięciem ruszyłem za innymi w głąb tunelu starając się o coś nie potknąć. -Co by tu nie mówić dziwi mnie zaskoczenie co nie których tą bombą. Dziwne że nie zrzucili jej wcześniej... - Będąc mimo wszystko dosyć przybitym nie dokończyłem zdania, może lepiej wsłuchać się czy gdzieś tam, przed nami coś jest. Poprawiłem tylko pas upewniając się że mam nadal przy sobie amunicje i ten, jeden granat.

Ekwipunek bez zmian.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Evan Mcsober

-Ajjjj k**wa, szlag by te bomby atomowe!- zakląłem po combie oślepienia i ogłuszenia, jendak tylko krótki moment zajęło mi dojście do siebie. No i w końcu zrzucili atomówkę, całe miasto poszło. W każdym bądź razie niema się co teraz oglądać, pozostaje tylko iść wgłąb. Bycie na samym końcu może i jest wygodne zważywszy że raczej nic nas od tyłu nie zaatakuje, ale chciałbym się jednak bardziej przydać drużynie... jak na razie tylko zawadzam, przygotuję noktowizor na wypadek kiedy zrobi się za ciemno.... jak ja się w to wszystko w ogóle wpakowałem....

Ekwipunek bez zmian

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Annie Thompson

Staram się opanować trzęsienie dłoni. Widziałam kiedyś w telewizji program o efektach bomby... I prawie zwymiotowałam na myśl, że po takiej temperaturze, skóra zwyczajnie się rozpuszcza... Nie wiedziałam, czy gorsza jest myśl o niezarażonym, który choć na chwilę z tym przeżył, czy o zarażonym - który jeśli przeżył wybuch nawet takiej bomby, będzie ścigał żywych niczym najgorszy koszmar. A już najbardziej starałam się nie myśleć o tym, że wśród ofiar - jakiegokolwiek typu - mógłby być Jose. Oparta o ścianę, wzięłam kilka chrapliwych oddechów - żeby odegnać złe samopoczucie fizyczne i psychiczne.

Najwyższy czas wziąć się w garść.

"Czy ma ktoś taśmę klejącą?" - zdawałam sobie sprawę z tego, jak niesamowicie abstrakcyjnie to brzmi, ale cóż mogłam zrobić? - "Potrzebuję przyczepić latarkę do shotguna. A jeśli nie znajdziecie, to czy ktoś z wolną ręką mógłby pewnie trzymać latarkę? ".

Tak, zajmijmy się latarką i taśmą klejącą, nie myślmy o koszmarze za plecami...

______

Ekwipunek bez zmian

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niedługo potem mrok tuneli rozświetliły świata latarek skaczących od ściany do ściany tunelu w poszukiwaniu zagrożenia. Jedynie noktowizory z czujnikami ciepła posiadane przez Tylera i Evana pokrywały swoim zasięgiem całą szerokość, ale nie dalej jak góra sześćdziesiąt metrów od nich. Niemniej panował względny spokój a cisza była przerywana tylko oddechami i krokami ocalałych z apokalipsy... żadnych truposzy, ale i brak ludzi z miasta choć ci drudzy mogli po prostu dojść już dalej. Niestety, znalezisko, na które grupa trafiła kilkadziesiąt metrów dalej zachwiało tą teorią... krew, mnóstwo krwi. Od nich czerwone szlaki prowadziły głębiej w mrok. Wraz z posuwaniem się naprzód atmosfera stawała się coraz bardzie napięta. Właściwie nie wiadomo co było gorsze: niepewność co do zagrożenia czy nagły ryk szarżującego zainfekowanego. Odrobinę dalej grupa zorientowała się, że tunel jest odcięty. Masa kamieni zasypała dalsze przejście i nawet gdyby posiadali ładunki wybuchowe przebicie się nie wchodziło w grę. Zagadką pozostawało kiedy i z jakiej przyczyny nastąpiło tąpnięcie. Sytuacja mogła by się pogorszyć.

Nagle zza ich pleców doszedł dźwięk stłumionego huku, może nawet wystrzału, tak jakby zza ściany. Cofnięcie się z najwyższa ostrożnością o kolejnych kilkadziesiąt metrów i dokładniejsze zbadanie ścian pozwoliło odkryć odrobinę zardzewiałe, metalowe drzwi, które odsłoniły za sobą sporych rozmiarów, prostokątne pomieszczenie, w którym starczy miejsca dla wszystkich. W środku działało światło i trzeba było paru chwil aby się przyzwyczaiły do takiej dawki jasności, ale pierwszy zadziałał zmysł węchu. Odór rozkładającego się ciała, nawet przy tej temperaturze, która w kopalni nie przekraczała siedemnastu stopni Celsjusza, nie mógł się równać z niczym innym. Zakrwawione ciało żołnierza, w mundurze USMC, spoczywało oparte o przeciwległą ścianę a obok niego leżał Bushmaster ACR, dookoła łuski po wystrzelonych pociskach. Kolejne dwa trupy spoczywało zaraz na lewo od wejścia, bez oznak zainfekowania, za to z masą ran postrzałowych a jednym z nich był Francis poznany w radiostacji. Dopiero po chwili zwrócili uwagę na to jak pomieszczenie wygląda i jedno można było powiedzieć - było używane do tej pory i bynajmniej nie do celów górniczych. Przy prawej ścianie ciągnęła się nowoczesna elektronika, masa światełek, w większości zaśnieżonych ekranów... coś w rodzaju panelu kontrolnego. Przy lewej biurko z rozrzuconymi papierami dookoła a obok dwie, metalowe szafki, takie jakie mają w komisariatach. Pierwsza była wyczyszczona, natomiast w drugiej - zamkniętej na kłódkę - znajdowały się dwa egzemplarze: SPAS-12, P90 oraz SCAR-L wraz z amunicją (na oko z kilkaset sztuk). Dalej na prawo znajdowały się kolejne drzwi z elektronicznym zamkiem oznakowane jako WYJŚCIE EWAKUACYJNE GAMMA. Oprócz tego obok trupa były dwie windy...

... z czego prawa z nich właśnie się otwierała. Perry podtrzymujący Wiliamsa wtoczył się do pomieszczenia ciężko dysząc. Z wysiłkiem podniósł wzrok i widząc Rosena odparł:

- Co tak długo szefie? - westchnął ironicznie upadając na kolana i niemal zrzucając Wiliamsa na podłogę. Z bliska było widać, że ten jest już martwy albo za chwilę będzie, był paskudnie ranny. U Perry'ego dało się zauważyć ślady po ugryzieniach na ramieniu. Poza tym również nie wyglądał za dobrze.

---

OK, traktujcie pomieszczenie jako safe house :) Pora na przydzielenie XPków ;] (szczegóły w dyskusyjnym)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ann "Lisica" Connor

- Ja nie zamierzam brać w tym udziału...- powiedziałam uprzedzając fakty.

Podeszłam do jednego z paneli do obsługi całej elektroniki i zwróciłam się w stronę jeszcze tego żyjącego człowieka, którego i tak trzeba będzie zabić.

- Powiedz mi... Co to ku**a jest? Sztab kryzysowy, o którym nikt nie wie? - zapytałam wkurzona- A ty Tyler wiedziałeś o tym wcześniej?

Kiedy słuchałam ich odpowiedzi podeszłam do szafki z bronią i wyjęłam P90 z tyloma magazynkami ile zdołam unieść.

Narazie się przyda, a po wyjściu z kopalni mogę się pozbyć tego zbędnego ciężaru.

Zamierzałam wyjąć następnego papierosa, jednak zrezygnowałam nie chcąc dymić w zamkniętym pomieszczeniu.

- Czy możesz nam dokładnie wyjaśnić o co w tym wszystkim do chol**y chodzi? I jak się wydostać na drugą stronę z tej przeklętej kopalni?- zapytałam się rannego drugi raz, patrząc przenikliwie w jego stronę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tyler Rosen

Wyglądało na to, że wojsko wiedziało dobrze o tych eksperymentach i wirusie. Wyglądało na to, że jedyną drogą wyjścia jest kopalnia, wyglądało na to, że ktoś już tam na nas czeka. Ta dziewczyna, Ann, chyba sądziła że policja też jest w to wmieszana, w dodatku moi towarzysze..Williams chyba martwy, Perry w fatalnym stanie, pogryziony, jeśli nie jest uodporniony na chorobę to przeje$#ne. Póki co skupiłem się tylko na nich, walić te kontrolki i komputery, muszę pomóc moim kumplom i dowiedzieć się co się stało.

- Nic o tym nie wiedzieliśmy Ann. - Odparłem. - Więc z łaski swojej uspokój się i nie wydzieraj się po moich znajomych. - Po tej krótkiej odpowiedzi zwróciłem się szybko do SWATA.

- Perry, skurczybyku. Co z Williamsem, gdzie pozostali z oddziału i co się tu stało? - Ruszyłem w jego stronę. - Odsuń się od Williamsa, jeśli nieżyje,to zaraz może się przemienić, jeśli żyje to postaram..postaramy..- Dodałem patrząc na medyka z prośbą w oczach. - ..się wam pomóc. Może jesteś uodporniony.

- Shaun..- Mruknąłem do lekarza. - Proszę możesz go opatrzyć? Ja będę pilnował Williamsa i niech ktoś ma baczenie na windy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shaun Bogdanov

"Co to, jakaś kwatera szalonych naukowców? Może jeszcze siedzą tu obcy ze Strefy 51?! Gdy się odwrócimy armia szaraków strzeli nam w plecy z laserowej spluwy, a Obi Wan Kenobi wyskoczy nagle z naprzeciwka?! Co to ma [beeep] znaczyć?!"
Podchodzę do ciał żołnierzy. Brak pulsu. Brak pulsu. Brak pulsu. Wszyscy martwi.
Nagle rozległ się dźwięk otwieranych drzwi, a do pomieszczenia wtoczyło się dwoje ludzi. Jeden z nich był ciężko ranny, drugi miał rozszarpane ramię.
-Ty, ugryziony! - krzyknąłem do człowieka z raną na ręku - odsuń się! Szybko skujcie go! Cokolwiek, w każdej chwili może stać się tym pieprzonym zombiakiem. Nie zamierzam ryzykować.
Podbiegam do umierającego człowieka i przy nim kucam
-Zajmiemy się tobą później - rzekłem do Perry'ego. - Twój kumpel bardziej potrzebuje pomocy.

Szybkie oględziny ciała. Krew, krew, krew. Do mojego nosa dopływa smród umierającego człowieka, pełen strachu, krwi i potu.
-Szybko, podajcie moją torbę!



Ekwipunek bez zmian
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Annie Thompson

Podbiegam do Shauna z jego torbą, od razu zakasując rękawy, aby w razie czego pomóc mu z opatrzeniem ran - i nie zostawić sobie śladów krwi na rękawach, to niesienie za sobą takiej woni w mieście Zainfekowanych mogłoby się dla mnie skończyć co najwyżej nagrodą Darwina. Z drugiej strony... robi mi się trochę żal tego, którego możemy w tej chwili skazać na śmierć za samo to, że może być zainfekowany. No i po wyleczeniu może będzie w stanie nosić broń. Ach, zaraza!

"Perry, słuchaj. Nie możemy ryzykować, ale chyba żadne z nas nie chciałoby profilaktycznie ci strzelać w głowę. Jeżeli więc dasz sobie założyć kajdanki i przypiąć do kraty..." - brodą wskazuję na kratę po pustej szafce na broń - "...i zakneblować, opatrzę cię. A potem się zobaczy".

_____

Ekwipunek bez zmian

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Perry specjalnie nie protestował. Było mu wszystko jedno co się z nim stanie, najprawdopodobniej wszystkie procesy myślowe były przykryte przez eksplozje bólu od poniesionych ran. Ledwie przytomnym wzrokiem wpatrywał się w sytuację dookoła najbardziej próbując wyłapać twarz przyjaciela z oddziału... Shaun nie potrzebował pomocy przy opatrywaniu, można rzec, że pod napięciem i w polowym warunkach dokonał cudu (*1). Tutaj woda utleniona, tutaj bandaże, podane środki przeciwbólowe, to wszystko starczyło aby przytrzymać Perry'ego po tej stronie na jakiś czas, ale bez stołu operacyjnego nie da się uratować jego życia. Zakładając, że wcześniej się nie przemieni.

- Dzięki za fatygę doktorku. - ranny mówił z trudem, oddech płytki choć regularny, brany co kilka słów. - Shaun, tak?...Ale to i tak nic nie da... mam połamane żebra i pewnie przebite płuco, zostało mi w najlepszym wypadku parę minut... Nie wiem od czego zacząć... to... - nie mógł wskazać ręką o co mu chodzi, ale ocaleni domyślili się, że ma na myśli pomieszczenie, w którym są... i pewnie to co czeka ich dalej. -... nie mieliśmy o tym pojęcia. Nikt nie miał... nikt z miasta. Najpierw próbowali... a można było uciekać na wprost... już wyprowadziliśmy ich na zewnątrz... prosto pod światła reflektorów... i na karabiny maszynowe. Wystrzelali nas jak kaczki... wydaje mi się, że padła połowa z nas, uciekliśmy... cudem tutaj, po prostu ktoś zauważył i już. I zginął, wojskowi tutaj jeszcze żyli... nie na długo... - Perry próbował się uśmiechnąć a wyszedł mu tylko wyraz nieopisanego bólu. - Zjechaliśmy windami nie wiedząc co czeka na dole... zainfekowani to inna sprawa, od tych dało się odpędzić... albo zastrzelić, ale tam coś... coś z czym próbowali... jakieś mutacje... cholerne mutanty przez ten pier****ny wirus... ogromna kupa mięsa na dwóch nogach... strzelaliśmy i strzelaliśmy i nic... Boże, co za siła. Cholerny gigant załatwił Williamsa...

Na wspomnienie o nim Shaun sprawdził stan drugiego ze SWAT-owców, ale tutaj nie miał nic do powiedzenia. Pogruchotane ciało, liczne, wielokrotne złamania, rozległy krwotok wewnętrzny. Ciało zdawało się być sprasowane z jednej strony. Oprócz tego nie wykazywało oznak zainfekowania. Jak to powiedział... Jason? Albo inny doktor z Sunville? Wirus nie przywraca martwych?

-...po prostu uderzył go a Wiliams przeleciał przez całą szerokość... korytarza zatrzymując się... - w tym momencie krew trysnęła z ust Perry'ego a ten przez chwilę się krztusił. Wyglądało jakby dogorywał. -... na ścianie... na ścianie... reszta ginęła w hałasie... męczarni, rozszarpani na strzępy... w tym pier****nym laboratorium... śnie szaleńca... Nie mogłem tak zostawić Williamsa... wziąłem go, ledwo dotaszczyłem do windy. Resztę znacie. - Perry podniósł głowę szukając kontaktu wzrokowego z Tylerem. Jego oczy już mieniły się metaliczną żółcią, tak jak u reszty zarażonych. - Tyler... to co Dodge... zrobiłeś to co należało... teraz proszę o to samo. Żyłem jak człowiek i chcę zginąć jak człowiek... a nie... jak bezrozumna bestia... wiesz o co proszę. Proszę...

Resztę wyczytał Tyler z jego ruchu ust. "Zrób to". Oczy Perry'ego zamknęły się, głowa opadła na tors a ciało osunęło się wzdłuż ściany. Jednakże teraz zaczęło się w nim rodzić coś nowego. Groźnego.

---

1 - nie muszę dodawać, że sukces +7 w medycynie całkowicie załatwia sprawę :happy: (na kostkach 3, 3, 3, 5)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ann "Lisica" Connor

Myślę, że Tyler spełni jego prośbę. Odwracam głowę, bo nie chcę się temu przyglądać.

Z słów Perry'ego przewiduję, że tam na dole czai się coś czego lepiej nie wkurzać. Jednak, jak przedziemy przez zawał? Zero ładunków wybuchowych, czy prochu, a wracać się nie zamierzam.

Patrzę na karabin w moich rękach.

Prawdopodobnie do laboratorium są dwa wejścia, zatem drugie jest pewnie po tamtej stronie gdzieś za zawałem. Gdyby udało się nam dosyć szybko przeprawić przez te cholernie niebezpieczne przejście na dole to mielibyśmy szansę wyjść stąd żywi. Im szybciej się zdecydujemy tym lepiej. Nie wiadomo do czego zdolni są zainfekowani i część z nich mogła przeżyć wybuch, a mutanty z dołu mogą chcieć dostać się tutaj do góry. Czy nie lepiej zatem ich uprzedzić?

Ręce mi drżą ze strachu i tym samym zdaję sobie sprawę, że jeśli czymś się nie zajmę to zaraz zwariuję.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tyler Rosen

Jak przez mgłę dochodziły do mnie słowa Perryego i to o co prosił. Jak przez mgłę, widziałem jak w zastraszającym tępię infekcja bierze nad nim górę. Nie mogłem mu pomóc, znowu nie mogłem pomóc moim bliskim. Ręka mimowolnie zniżyła się do kabury w której znajdował się pistolet. Beretta ciążyła w dłoni. Wymierzyłem dokładnie w głowę, jakbym strzelał do tarczy, a nie do przyjaciela.

- Byłeś doskonałym towarzyszem. ? Szepnąłem do Perryego, choć nie wiedziałem czy rozumie cokolwiek z moich słów, po prostu czułem potrzebę by to powiedzieć. - Klik.

Huk wystrzału rozniósł się po pomieszczeniu. Błędnym wzrokiem popatrzyłem po obu SWAT-ach, a raczej po tym co z nich zostało, po czym odszedłem trochę na bok i oparłszy się plecami o ścianę osunąłem się w dół, przysiadając na podłodze i chowając głowę między dłonie i kolana. Targały mną dreszcze i mdłości, dusiłem się, było tu jakoś ciasno, miałem tego dość, całej tej popier$%&*nej sytuacji. Strzelania do zombie i własnych przyjaciół. Niech inni dywagują co należy zrobić.. ja..ja muszę ogarnąć myśli.. faceci nie płaczą Tyler, faceci nie płaczą...- Wmawiałem sobie, walcząc z chęcią ryknięcia przy pozostałych jak małe dziecko.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Annie Thompson

Odwracam wzrok, gdy Tyler ratuje przyjaciela. Nie patrząc w jego stronę - bo spojrzenie mu teraz w twarzy wydaje się prawie bluźnierstwem - przechodzę obok niego ze strzelbą, jakby mimowolnie kładąc mu rękę na ramieniu i lekko ściskając - i dalej nie spoglądając w jego stronę podchodzę do ciała w mundurze USMC. Ciała obok niego nie noszą śladów zainfekowania, jednak warto się upewnić. Z odbezpieczoną strzelbą staję w pobliżu zwłok i staram lekko poturlać albo rzucić w jego stronę jakimś pobliskim przedmiotem - byle tylko nie zbliżyć się na ew. odległość ataku.

Jeśli okazuje się, że to zwyczajny, martwy człowiek - odsuwam się*. I staram się nie myśleć o tym, że jeśli mamy spędzić tutaj jeszcze choć pół godziny - trzeba będzie usunąć ciała, w tym Perry'ego. Czekając, aż wszyscy otrząsną się z sytuacji - w tym ja sama - spoglądam na leżące na stole papiery. Być może odpowiedzi. Przelatuję po nich wzrokiem w nadziei na znalezienie jakichkolwiek informacji, które pomogą nam zrozumieć, co się dzieje. Próbuję też ocenić ich ilość - czy w razie niebezpieczeństwa zdołam je wszystkie schować do plecaka.

_____

Ekwipunek bez zmian

* - jeśli nie - oczywiście strzelam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W pomieszczeniu rozniósł się huk pojedynczego strzału pistoletowego a chwilę potem zapadła cisza, której nikt - głównie ze względu na Tylera - nie chciał przerywać. Niemniej, czekając w wieczności szanse na ratunek malały nie mówiąc tutaj o uzbrojonej po zęby kompanii piechoty z karabinami maszynowymi gotowymi poszatkować wszystko co wychodzi z mroku tunelów. Pozostała nadzieja. Nadzieja, że gdzieś tam po drugiej stronie czeka ratunek z tego stworzonego przez człowieka piekła.

* * *

Annie rzuciła wzrokiem na stertę rozrzuconych papierów z nadzieją na odpowiedzi, ale... w większości okazały się bezużytecznymi rozkazami operacyjnymi używającymi masy ogólników i kompletnie nie wdrażających niepotrzebnych ludzi w temat. Zresztą, co innego można kazać robić żołnierzom na posterunku wykutym w górze? Oficjalnie mieli chronić ściśle tajną, rządową bazę przed niepożądanymi intruzami. Nieoficjalnie pewnie coś tam plotkowali albo próbowali się domyślać między sobą jednak trwali na posterunku. Zdecydowanie ciekawszym znaleziskiem był dziennik sierżanta mającego pieczę nad checkpointem a szczególnie ostatnie wpisy, które sugerowały, że mieli kontakt ze światem zewnętrznym. Do czasu:

1 maj '10, 2300 ZULU

Centrum dowodzenia ogłosiło "Kod Żółty". Brak podanych przyczyn. Wdrożona zwiększona czujność. Sekcja trzecia zajęła pozycję przy wyjściu z tunelu.

2 maj '10, 1300 ZULU

"Kod Niebieski". Ponownie brak przyczyn. Podwojone straże, niemal wszyscy strażnicy wezwani na stanowiska.

2100 ZULU

Urwany kontakt z sekcją podziemną. Znaczna część kamer nie działa. Te, które coś... [część zdania wymazana] musimy się odizolować.

3 maj '10, 0300 ZULU

Nie mamy kontaktu już z nikim. Baza lotnicza zamilkła. Nie wiemy co się dzieje. Do czasu następnego rozkazu zostajemy na stanowisku. Jeszcze jesteśmy bezpieczni.

Dalszych wpisów brak choć powierzchowne oględziny ciał sugerują, że najprawdopodobniej zginęli w czasie "walki" z pierwszymi uciekinierami z miasta czyli jakąś dobę temu z hakiem. Tak czy inaczej, nie było to dobre źródło informacji. Zresztą rzadko zwyczajne pionki były wdrażane w sprawy najwyższej tajności... Dalsze przeszukiwanie szafek pozwoliło odkryć kopertę z czerwonym, bijącym po oczach napisem: "ŚCIŚLE TAJNE DELTA: UKA" a w środku kartka mająca pieczątkę DARPA, Pentagonu, Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego czy cholera wie jakiej agencji jeszcze z lakoniczną informacją: "Uniwersalny Kod Autoryzacyjny na dzień 1 maj 2010r to 8992". Pozostałe znaleziska, o ile jakieś, to bezwartościowe w obecnej sytuacji śmieci.

* * *

- Nie dotykaj tego! - nagły krzyk Evana zerwał wszystkich na nogi. Jego adresatem był harleyowiec, który właśnie zabierał się do majstrowania przy drzwiach.

- Ku**a mać, nie drzyj na mnie mordy idioto. - zripostował Ed.

- Jeżeli mam być idiotą, który ochronił nas przed hordą zombie to proszę bardzo. - odparł Evan. - Nie widziałeś, cholera, tego?! - wskazał palcem na drobny, ale widoczny nad drzwiami czujnik, zapewne podłączony do alarmu, który rozległ by się na terenie całego obiektu. - Naprawdę chciałeś komitet powitalny?

- Eh. - westchnął Ed odsuwając się od drzwi. - Mądrala. - mruknął na odchodne zabierając się za inspekcję windy, którą przybyli - już teraz martwi - SWATowcy. - No pięknie, ku**a, pięknie... - odezwał się zirytowany po chwili. - Ci tutaj mieli pier****a na punkcie bezpieczeństwa. Nawet w windach są elektroniczne zamki...

Proszę pamiętać o napisaniu na końcu posta ilości swoich FP (punktów przeznaczenia), która odpowiada ilości waszych aspektów oraz umiejętności, o ile zamierzacie z jakiś korzystać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ann "Lisica" Connor

- Macie zatem, jakiś dobry pomysł?- zapytałam się towarzyszy i popatrzyłam w stronę Annie- Skoro są zamki elektroniczne to musi być też jakiś kod. Annie znalazłaś coś w tych papierach?

Czekam na odpowiedź i kontynuuje...

- Wiem, że wszyscy wiele przeszli... jednak nie mam zamiaru wracać z powrotem do miasta, które już praktycznie zmieciono z powierzchni ziemii. Możnaby tu zostać, jednak nie ma tu po pierwsze żywności, a po drugie coś mogło na zewnątrz przeżyć i właśnie w tej chwili zmierza w naszą stronę. Na dole spotkamy się z piekłem w czystej postaci, jednak moim zdaniem warto zaryzykować. Przynajmniej ja... jestem gotowa i mogę sama spróbować dostać się na drugą stronę i sprowadzić pomoc, jeśli macie zamiar tu zostać.- powiedziałam.

Co ja mówię? To piep**ne szaleństwo próbować się przebić przez to laboratorium. Będziemy musieli się przedostać przez sam środek tego piekła, aby dotrzeć do windy po drugiej stronie, jeśli takowa się tam w ogóle znajduje. Ledwo to wszystko wytrzymuję...

Wyjmuję jeden nabój z magazynka od pistoletu i przewracam go sobie między palcami, aby do reszty nie zwariować.

- Z tego, co usłyszeliśmy o sytuacji tam na dole...- robię krótką przerwę- Zjeżdżając do laboratorium musimy przebrnąć przez nie, jak najszybciej. Inaczej cienko widzę naszą przyszłość. Ryzyko jest ogromne, więc macie wybór... Tyler... wiesz, że to jedyne wyjście, a ty jedyny masz wystarczające doświadczenie, aby nie pozwolić nam zbyt szybko zginąć. Co zatem proponujesz?

Czekaj na mnie braciszku... Na pewno cię odnajdę i znowu będziemy razem. Do końca...

Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech, który na pewno nie wyrażał zadowolenia, lecz płonne nadzieje.

---

FP: 5

EP: 0

Ekwipunek:

Nowa broń, czyli P90 i tyle magazynków, ile jeszcze postać może unieść.

Reszta tak samo, jak przedtem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shaun Bogdanov

"Cholera. W cośmy się wpakowali. Wciąż nie mogę uwierzyć w zaistniałą sytuację. Przecież te stwory to istny medyczny fenomen! One nie mają prawa żyć. Gdybym tak dorwał jakiegoś żywego i mógłbym go przebadać... och, co by to było!"

-Pakować się w sam środek tego [beeep]? Nie, to zdecydowanie zły pomysł. Trzy, może cztery osoby mają jakieś szersze pojęcie o broni palnej, a reszta? Lepiej by było tutaj się zabarykadować, spuścić żelazne grodzie, i czekać. Skoro to jakaś uber-tajna baza muszą mieć zapasy. Na wszelki wypadek. Po prostu muszą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ann "Lisica" Connor

- Jeśli nie chcesz to możesz zostać, jednak żadnych grodzi tutaj nie widziałam, więc życzę powodzenia, jak coś przyjdzie z zewnątrz. Tak samo jeśli chodzi o pożywnie, które jeśli tu w ogóle było to zostało zabrane lub znajduje się za tym zawałem w tunelu- powiedziałam.

Co on sobie myśli? Jeśli byłaby jakaś szansa przeżycia tutaj to każdy by tu został...

- Przy okazji...- zacisnęłam zęby- Co ty sobie do chol**y wyobrażasz? Myślisz, iż nie wiem, że to jest szaleństwo udać się tam na dół? Przecież nie proponowałabym tego, gdyby nie było innego wyjścia. Każdy z nas ma tego wszystkiego dosyć, jednak ja mam jeszcze po co żyć, dlatego też wolę zaryzykować, niż siedzieć tu na tyłku i postradać zmysły- powiedziałam, a raczej krzyknęłam w jego stronę ze łzami w oczach.

Zacisnęłam kilka razy pięści u rąk i wytarłam łzy, które już zaczęły spływać mi po policzkach.

Przetrwam... przetrwam choćbym miała załatwić wszystkich zainfekowanych gołymi rękami... przetrwam dla ciebie...

---

FP:5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tyler Rosen

- Z tego, co usłyszeliśmy o sytuacji tam na dole... Zjeżdżając do laboratorium musimy przebrnąć przez nie, jak najszybciej. Inaczej cienko widzę naszą przyszłość. Ryzyko jest ogromne, więc macie wybór... Tyler... wiesz, że to jedyne wyjście, a ty jedyny masz wystarczające doświadczenie, aby nie pozwolić nam zbyt szybko zginąć. Co zatem proponujesz?- Usłyszałem gdzieś nad sobą. Mówiła chyba ta Ann. Potem była kłótnia. Krótka ale dość ostra. Tylko co ja jej miałem im cholery odpowiedzieć? Nawet jeśli ułożyłbym plan, to czy mam siły by go wprowadzić w życie? Przetarłem oczy i twarz dłońmi, licząc na to że może uda mi się otrzeźwieć z tego stanu apatii. Znaleźć cel.. znaleźć cel, coś co utrzyma mnie w ryzach, coś co da siłę by iść do przodu. Może tylko dzięki mnie wyjdą stąd, a przynajmniej większość z nich. Powinienem im pomóc lub polec pomagając. Tak by śmierć moich przyjaciół nie poszła na marne. Wstałem z pod ściany i nabrałem ustami powietrza.

- Ehh..jasna cholera. ? Mruknąłem. ? Chyba naprawdę warto spróbować, biorąc pod uwagę że za nami tylko śmierć, a przed nami albo życie albo śmierć. Lepsze to niż tkwienie tu bezczynnie. A ja osobiście mam jeszcze kilka spraw do załatwienia po drugiej stronie tunelu. ? Tu spojrzałem na ciała dawnych kompanów. Błysk i chęć zemsty pojawiły się w moich oczach. ? Taaak..nie daruję skur&$synom. ? Powiedziałem powoli. Zrobiłem małą pauzę i znów zacząłem mówić:

- Jeśli będziemy trzymać się razem powinniśmy przejść przez to piekło, choćby w większości, nie ma co ukrywać. Mamy przewagę nad naszymi poprzednikami: informacje. Wiemy co mniej więcej może nas tam czekać. Jeśli chodzi o tą dziwną nową bestię, może uda się ją obejść bez kontaktu, jeśli się to nie, mam ze sobą jeszcze kilka granatów i naboi do granatnika, którymi mogę ją spowolnić lub nawet zabić. Trudno powiedzieć, muszę zobaczyć do gó&%o na własne oczy..a może lepiej w ogóle się z tym nie spotkać. Tak czy inaczej, taktykę i sposób podróżowania mamy już omówione wcześniej, chyba że ktoś zamierza zrezygnować z dalszej eskapady. Jeśli uda nam się zejść na dół to poruszamy się w kolumnie dwójkami, ja i Annie w pierwszej. Nie strzelamy dopóki nie wydam rozkazu lub jeśli akurat wasze życie od tego zależy. Spróbujemy przejść to cichcem, może się uda. Jeśli nie, wyrżniemy wszystko co jest na dole. Nie damy się, rozumiecie?! ? Zakończyłem twardo. ? Jeśli tylko uda nam się tam zjechać bez uruchamiania alarmów. ? Mówiąc to spojrzałem pytająco na Annie i Evana, albo ona coś znalazła albo jemu uda się obejść zabezpieczenia. ? Ktoś widzi sprawę inaczej? Przypuszczam że potem odwrót będzie co najmniej.. utrudniony.

- Ann, spokojnie. Wiem że sytuacja jest ciężka, ale razem sobie poradzimy. Postaram się o to. ? Teraz to ja byłem pocieszycielem, co za dziwny świat, co za trywialna myśl.

_______________________________

FP: 5

2 - Taktyk/Dowódca

2 ? Perswazja

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Valo Vilhelm

Zrzuciłem plecak na ziemi i rozejrzałem po pomieszczeniu.

-O co właściwie jest ta kłótnia? Miejmy już to za sobą a nie marnujmy czasu i nerwów w tym pomieszczeniu do cholery. Jest tutaj na tyle amunicji że nie sądzę, aby cokolwiek na dole nie zostało zamienione przez nas w krwawą plamę na ścianie.

Byłem już zmęczony, krzyki towarzyszy działały mi już wyjątkowo mocno na nerwy. Szczególnie ta dziewczyna, rozumiem że to dziecko i sytuacja przytłacza ją jeszcze bardziej niż resztę ale jeśli się w końcu nie uciszy chyba to i ja tutaj w końcu oszaleje. Usiadłem pod ścianą i przejrzałem plecak, po za magazynkami amunicji do M16 były tu jeszcze tabletki przeciwbólowe i w jednej z bocznych kieszeni stary odtwarzacz mp3 o którym zupełnie zapomniałem. Od razu się uśmiechnąłem gdy zobaczyłem że bateria się jeszcze nie wyładowała. Włożyłem do uszu słuchawki i odprężyłem się po usłyszeniu intra do Moonchild.

-Może jednak wykorzystam sytuacje i odpocznę choć chwilę aż się naradzicie...- oznajmiłem zgromadzonym po czym zamknąłem oczy by skupić się na samej muzyce.

---

FP:5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Annie Thompson

Próbuję się wczytać w papiery, a kłótnie towarzyszy wcale mi nie pomagają. Staram się użyć jak najmniej zgryźliwego tonu, bo nie chcę prowokować dalszej kłótni, jednak to wszystko zaczyna powoli działać mi na nerwy. "Słuchajcie, może spróbujemy trzeciej opcji - złotego środka? Zdaję sobie sprawę z tego, że nie ma sensu się tutaj zatrzymywać na dłużej, jakkolwiek bezpieczne by się to miejsce nie wydawało " - próbuję przy tym nie patrzeć na zwłoki i plamy krwi w pomieszczeniu - "Ale szarżowanie do przodu nic nie da. Chcę się stąd wydostać. Nawet nie wiecie, jak bardzo. Ale musimy myśleć rozsądnie... Od ilu godzin jesteśmy na nogach? Nie chodzi mi tutaj o mnie - ja się wyspałam za wszystkie czasy" - uśmiecham się krzywo - "Ale nieprzytomni ze zmęczenia nie zdziałamy wiele. Może jednak znajdziemy tu choć trochę racji żywnościowych - mogą się przydać, bo nie wiemy, ile czasu zajmie nam przejście pod ziemią, ile zanim spotkamy kogoś, kto nie będzie chciał nas wysadzić, rozstrzelać lub zjeść. A przy okazji spokojnie sprawdzimy, co jest w sali, jakie mamy drogi zejścia..."

Czuję się, jakbym sobie wbijała nóż w serce. Jose może w tej chwili potrzebować pomocy... Ale jeśli przez brawurę sami zginiemy, nie pomożemy już nikomu...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ann "Lisica" Connor

Odpocząć? Wszystko dzięki adrenalinie... Gdy to przejdzie pewnie padnę ze zmęczenia. Szkoda, że o tym nie pomyślałam wcześniej.

Opieram się o ścianę i powoli zjeżdżam w dół.

- Z trudem, lecz muszę się z tobą zgodzić. Trochę odpoczynku nie zaszkodzi. Jednak więcej niż kilka godzin tu nie zostanę... twoja decyzja Tyler?- powiedziałam wlepiając wzrok w podłogę.

Popatrzyłam na swoje ręce, które teraz trzęsły się bardziej niż przedtem.

Potrzeba mi odpoczynku...

Oparłam się głową o ścianę i zamknęłam oczy. Nie spałam, lecz rozmyślałam i nasłuchiwałam.

Zwariuję... jednak nie teraz. Musimy się wydostać, a potem... się zobaczy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...