Skocz do zawartości

Olympus Actionus - temat główny, podejście trzecie


Rankin

Polecane posty

Wróciwszy do siebie Cygnus rzucił się na łóżko. Westchnął ciężko. Leżąc tak nie odbiegał myślą od swojego brata. Przemyślenia przerwała seria wybuchów. Cygnus szybko podbiegł do okna. Nad pierwszym domem unosiła się smuga czarnego, ciężkiego dymu. "O Moderatusie! Spraw by to przeżył!" pomyślał. Wtem na horyzoncie pojawiła się grupka "strudzonych wędrowców", jak to kiedyś określą kronikarze. Już z daleka było widać ich twarze, pełne smutku i żalu. Gdzieniegdzie tkwiła jeszcze nadzieja na lepszy los, lecz... Kto to wiedział? Cygnus natychmiast poderwał się do lotu. Widać było że byli u kresu sił, dlatego czym prędzej pośpieszył z pomocą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1,7k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

- Witaj. Zapewne nie słyszysz tego często, tak jak i my nie widzimy często istot takich jak ty. Zapewne wiesz więcej od nas o tym miejscu. Wiedz natomiast, że opuścić tego miejsca ani nie chcemy, ani nie możemy...

Mam nadzieję, że wypowiadam się za wszystkich albo chociaż za większość...

- W każdym razie TAM czeka nas zagrożenie, którego najwyraźniej chciał uniknąć ten, który stworzył to miejsce. Szukamy go, gdyż chciał nas ostrzec przed zagrożeniem, a skoro bóg i pan tego miejsca tak się obawiał, to to zagrożenie i temu miejscu zagraża... Mimo jego potęgi... strażniku?

Próbował zmienić swoje dłonie w normalny kształt, ale zamiast tego z piesków zrobiły mu się grabie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Medyk otrząsnął się i zobaczył przed sobie pięknie wyglądająca kobietę, zachęcająco kłapiącą szczękami. Chwila, co to ma znaczyć?

- Cześć, mam na imię Tytokus i jestem medykiem...

Nagle kobieta rzuciła się na niego i zobaczył, że kobieta okazała się pająkiem. Śmieszna sprawa, szczególnie dla takiego arachnofoba jak Tytokus. Potknął się o złośliwie rzuconą skórkę od banana (chyba był tu Markos... on lubił katować Pomarańczowego!) i wywalił na ziemię, która, okazała się być podłogą.

- Mrr, ogrzewane panele.

Pająk nie mógł zbytnio docenić podgrzewanych paneli, bo uderzył o ścianę, w której się zablokował (to była ściana, przez którą da się przebić, Tytokus szybko sprawdził w Brainiacu). Bóg Pomarańczy chwycił pająka za nogę i zaczął go wyciągać, krzycząc:

- Nie bój się, biedne zwierzę, uratuje cię!

Niestety, noga okazała się bardzo niestabilna i Tytokus ją wyrwał, wywracając się na podgrzewane panele. Poleżał chwilę, ciesząc się ciepłem, po czym okazało się, że pająk też ogląda Brainiaca, i przebił w końcu ścianę. Tytokus zmaterializował w swoim ręku długopis chichocąc głupio (Markos się chyba nie obrazi, że zabrał mu NAJPIĘKNIEJSZY okaz z jego kolekcji - słodka zemsta za banana) i zaczął taktycznie oglądać sytuację. Zauważył, że wyrwana noga, powoduje, że najłatwiej uderzyć pająka od prawej strony, to oznaczało, że Tytokus musi uderzyć od lewej bo inaczej nie byłby sobą. Rzucił się z bojowym okrzykiem i pięknym długopisem w dłoni na pająka, który zmarł na zawał, widząc długopis. Tytokus szybko zerknął na to narzędzie do pisania, a tam uśmiechała się do niego Hannah Montana!

- I to jest to cudo Markosa?! Wolne żarty!

Medyk zaczął się histerycznie śmiać, co spowodowało nieprawdopodobne i niewytłumaczalne ożywienie pająka, który ugryzł go w rękę. Tytokus był arachnofobem, ale stanął naprzeciw swojemu wrogowi i zaczął go okładać długopisem z HM, krzycząc:

- Gdzie jest normalny długopis?! Hańba!

Pająk postanowił umrzeć, w sam raz, bo Tytokusowi kończył się tusz. Szybko chwycił jeden z eliksirów i wylał na ranę, by ją oczyścić. Potem szybko zawinął w łapę w bandaż i wyjął ciemne okulary, które założył.

W tle dało się usłyszeć ciche 'YEAH!'. Okulary spadły z nosa, nieporadnemu bogowi i 'Yeah' się skończyło. Tytokus ruszył w przód, albo przynajmniej tam gdzie mógł.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez chwilę zamyślony humanoid przyglądał się grabiom, po czym jego rysy wygłądziły się nieco i opuścił włócznię.

- To miejsce istniało od kiedy tylko powstały pierwsze odbicia w strumieniach i jeziorach. Było jednak znacznie bardziej dzikie... Dopiero około 600 lat temu tą płaszczyzną zaopiekował się jeden z młodych bogów i uczynił z niej swą domenę z kórej może czerpać moc. Glatryd odgrodził nieokiełznane obszary od tych należących do nas prosząc w zamian tylko o pilnowanie kilku otwartych przejść i informowanie o ważnych sprawach. Jest cennym sojusznikiem i wiele mu zawdzięczamy, Holzenie, nie dziw się więc widząc tak agresywne powitanie. Z Mistrzem Zwierciadeł jest coś nie tak, pękły wszystkie bariery i droga do dzikich obszarów stoi otworem. Musieliśmy zredukować warty i zająć się obroną własnych siedzib. Nie możemy nawet wyruszyć na jego poszukiwania, bo może się okazać to dla nas zbyt niebezpieczne. Jednak z przyjemnością poprowadzę was i pomogę jak to tylko możliwe. Powiedz tylko, co się wydarzyło?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A więc...

Holender, przecież nie zaczyna się tak zdań!

- No więc...

Kurde no!

- Takoż więc słuchaj, nowo poznany - to był długi słoneczny dzień, każdy zajmował się swoimi sprawami - dezintegracja planet, snucie planów o kontroli wszechświata, próba kontroli naszych umysłów, zabawy czarną magią i sadzenie marchwi - jak zazwyczaj. Bodajże po południu widziałem bodaj jedną z największych ulew po tej części galaktyki, a później sporą cześć planety zalało wielokilometrowe faliska, zostawiając jeno gruzy. Wziąwszy pod uwagę także to, że ktoś nasłał na nas beholdery i jakieś malutkie żabostwory, które zalały nas w bilionowych ilościach, wiele się nie ostało - sam musiałem zamienić swoje ziemie w magmę by się tych skubańców pozbyć... Jak to się wszystko skończy, a temu kto to zrobił nogi z... znaczy się odwdzięczę mu się pięknym za nadobne, to będę miał kupę roboty, bo teraz całość przypomina kulkę z błota z ruinami...

Tymczasem w podziemnym, szczelnie zamkniętym labiryncie...

- Te małe żabinsyny są zbyt głupie, by zrozumieć, że te ściany się nie rozlecą.

Owszem, część warst ścian się rozleciała, ale żaboludy, ich kwas i czary nie dawały rady przebić się przez wzmocnione jonową powłoką, polem elektromagnetycznym i polem antymagicznym tytanowej warstwy, a każdy, który jej dotknął, został natychmiast upieczony przez uranową powłokę znajdującą się bezpośrednio za nią.

Nagle do dowódcy podbiegł magazynier.

- Uff... Puff... Sze...fie...!

- Czego?!

- Mam... złe wieści...

- Mówże!

- Gorzała się... skończyła...

- WSZYSCY ZGINIEMY!

- I felt a great disturbance in the Force... as if millions of voices suddenly cried out in terror... and were NOT suddenly silenced... W każdym razie Glatryd w międzyczasie dał nam wiadomość, że jako jedyny zna zagrożenie i w momencie, kiedy miał to ujawnić, został bodaj zestrzelony, a z jego Huty zostało... No cóż - większość została w miarę w jednym kawałku, ale całość nadaje się do generalnego remontu. Ten tutaj...

Wskazał na Kogera, którego cały czas niósł rannego i nieprzytomnego na ramieniu.

- ... powiedział, gdzie udał się Glatryd po bliskim spotkaniu z ziemią...

Po drodze trafiliśmy na takich trzech chojraków... w tym piekielnika imieniem Mroczexix.

- Mrokas?

- Mrokas, przepraszam, wiedziałem, że niezbyt szerokie. I jeszcze taki grubas Gahrerubalix i... Spedelix . Albo może Szybkolix...

Chwilę się zastanowił

- A ten mały miał takie komiksowe imię... Spiderix? W każdym razie szybko pozbyliśmy się tych przykurczów, jakoś specjalnie trudno nie było, ale ten wielki miał moc magnetyczną, a ten mały zachrzaniał jak szary zając na sterydach! Dotarliśmy jednak tutaj i trafiliśmy na Ciebie i te snejki tutaj...

Zapanowała cisza.

- Teraz już wiesz, co się stało... Co proponujesz?

________________________________________________________________

Nawiązanie do filmu Asterix i Obelix: Misja Kleopatra ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W pierwszej chwili Król Mroku miał ochotę zagrowlować ze zdziwienia na widok tejże istoty, ale po chwili się opanował...

- Wielka bitwa się działa! #$#$^%@# taka, że większej na koncercie metalowym nie widziałem! YEAAAAAAAAAAAAAAAAH! Potem serfowaliśmy na fali tsunami i zrobiliśmy mega %^%$^#$^%& w pałacu Tytoka broniąc się od wielkiej fali żaboludów... czy co tam było! Ważne, że była zadyma! HELL YEEEEEEEEEEEAAAAAAAAAAH! - Cień zaczął machać głową a właściwie to czupryną na niej przy okazji puszczając potok bluzgów niczym duet od ćwierćfuntera z serem.

- Gurrrrhhh?! - zwykł ciszej niż zwykle Ormageddon.

- Co tam wierna bestio?

- Gyrryryryryrh... - pupilek był wyraźnie czymś niepocieszony. Jakby mu coś ciążyło na wątrobie...

- Ale chyba nie wczorajsza impreza?! - zaśmiał się Shadow.

- GRAH! - ta zniewaga zdecydowanie nie spodobała się bestii.

- Zjedz grahamka a nie "Grahuj" mi tu nad uchem bydlaku! O co ci w końcu chodzi? O tych emo-padaków?

- Gyh... - cicho potwierdził Ormageddon.

- W takim razie... - Cień nagle znalazł się nad grupą emo i zbierając się na jeden potężny zamach o sile huraanu krzyknął. - PASZOŁ WON %$^&%$&!!!

Gdy rozniósł ich na strzępy, otrzepał się tylko z kawałków kości i rzucił do humanoida.

- Prowadź nas do wodza, Szara Mordo!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nereida błyskawicznie obudziła się. Rozejrzała się.

-Co to za miejsce?

Spojrzała w najbliższe lustro, które przewróciło się na ziemię.

-Ej no!

Na te dwa słowa lustra w zasięgu 3 metrów roztrzaskały się.

-Ty masz dziwne talenty...

Nereida nie zwróciła na te słowa uwagi, tylko chwiejnie wstała. Próbując nie upaść na ziemię, wysłuchała tego, co mówił humanoid.

-Ciekawa opowieść.

-Nereida!

-Co?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Żabostwory? To znaczy, że walczycie z Admirałami? Poważna sprawa... - zamyślił się zaniepokojony - Już raz pomagaliśmy Glatrydowi z nimi walczyć. Wtedy pokazaliśmy mu sposób na zaskoczenie i zniszczenie ich siedziby. Walka była wtedy naprawdę ciężka... - urwał i rozejrzał się zaniepokojony. Wydał z siebie cichy syk wabiąc półprzezroczyste węże bliżej siebie. Gdy podpełzły bliżej wydał z siebie kilka krótkich syczących dźwięków. - Nie ma czasu, musimy ruszać natychmiast! Tędy! - Powiedział i ruszył w korytarz, który jeszcze przed chwilą wydawał się lustrem.

- Uważajcie na złudzenia optyczne.

Rozpoczęliście długą wędrówkę, obserwowani przez dziesiątki, a nawet tysiące swych odbić kluczyliście za szarym przewodnikiem przez ostro skręcające korytarze nieskończonego ciągu luster. Po coraz dziwniejszych odbiciach poznaliście, że jesteście już w dzikiej części wymiaru. Wasze własne wizerunki patrzyły na was złośliwie i mrużyły oczy. Jednocześnie przejście stawało się coraz węższe.

Nagle tuż za wami usłyszeliście huk...

Boski Medyk błąkał się po ruinach Niebiańskiej Huty nasłuchując podejrzanych dźwięków mogących oznaczać kolejne pająki. Nagle usłyszał z wąskiego korytarza po swojej lewej stronie szelest. Odwrócił się natychmiast gotów do ataku, lecz nie zauważył kupki gruzów. Potknął się i wylądował na jednym z luster które zleciało ze ścian w czasie wstrżasów. Ku swojemu zdziwieniu, przeleciał przez nie...

Bogowie słysząc uderzenie odwrócili się, gotowi do walki, jednak rozluźnili się wyraźnie widząc iż sprawcą zamieszania jest Tytokus który zmaterializował się tuż nad Casulonem.

Jednak na taki moment nieuwagi czekały tylko odbicia, które natychmiast wyskoczyły na zaskoczonych bogów.

- Uwaaaaga! - Wrzasnął szary mieszkaniec Wymiaru Luster, było już jednak za późno. Wrogowie natarli.

---------------------------------------

Atakują was wasze odbicia - są od was słabsze, jednak znakomicie przewidują wasze ruchy - w końcu są prawie wami. Każdego atakują 2 z nich. Miłej zabawy :wink:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-No, no...

Mruknęła Nereida, rozglądając się. Po chwili spokojnie odwróciła się i zobaczyła siebie. A raczej dwie "siebie". Zbliżały się powoli, z typowym uśmiechem(czyt. z ulubionym uśmiechem Nereidy), i szły normalnie-widać, że ich "Ręce" je podtrzymywały.

-O, witam. Po co przyszłyście?

Odbicia stanęły.

-Jak to po co?

Powiedziało jedno z nich ze zdziwioną miną. Oryginał(prawdziwa Nereida)uśmiechnął się.

-Czyli od razu da się rozpoznać, że jesteście kopiami. Czas rozpocząć zabawę!

Cerber zawarczał, po czym z hukiem ruszył na jedną kopię, a Nereida ruszyła ku drugiej. "Ręce" powoli, bezszelestnie ruszyły, by powalić drugą kopię.

Meadow przetarła oczy i rozejrzała się. Dziwny widok jej się ukazał: dwie Konishi, dwie Meadow i dwa Lordy. Nagle nad głową prawdziwej Meadow zapaliła się żarówka.

-A ja wiem, co zrobić!

Po czym utworzyła Wielką Wodną Kulę, i rzuciła nią w prawdziwego Lorda. Efektem był całkowicie przemoczony centaur, na dodatek wokół którego utworzyły się wodne kule, które ciągle go pryskały. Lord podniósł jedną brew(czego nikt nie zauważył).

---------

Mała manipulacja jedną kopią Nereidy, ale mała^^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przed Holzenem nagle pojawiły się dwa odbicia - jeden wielki, kamienny olbrzym i drugi metaliczny.

- Ekhm... Hi guys...?

Został pochwycony przez kamiennego olbrzyma. Zanim został rzucony o ścianę ujrzał, że w obu przypadkach ma do czynienia z zaczerwienionymi ognikami w oczach.

Zmienił przód z tyłem i teraz opierał się o ścianę.

Wreszcie jakieś wyzwanie!

Przygotował się do walki. Osłabiony bo osłabiony oczekiwał na przyjęcie taranującej szarży kamiennego odbicie, ale w tej chwili zamieniła się ona w metal i oplotła go, a za nim, niestety, biegła prawdziwa kamienna kopia, taranując dwa kształty płynnego metalu, gdyż oryginalny Holzen zdołał się upłynnić. Przedtem rzucił z w miarę odpowiednim kątem nieprzytomnym Kogerem gdzieś w dal, by nie oberwał.

Od zderzenia polecieli w jedną ze ścian luster, od której się odbili - Holzen i metaliczna kopia - w śmiertelnym odcisku.

Holzen prężył się (jak na płynny metal), by pokonać nowe zagrożenie, jednak wyczuł, że coś jest nie tak... Spojrzał po metalicznej kopii i jednym okiem po drugiej, by ujrzeć, że są to kopie ułomne - pozbawione artefaktów.

Odepchnął z całej siły oponenta i ustalił swoją pozycję. Stał się na powrót stały i tym razem on ruszył do ataku - wiedział, że wystarczy chwycić w uścisk jednego z nich w odpowiedniej chwili, a większa siła będzie jego - w końcu miał kryształy mocy.

Rzucił się na kamiennego giganta i zaczął wysysać z niego energię, podczas gdy skonfundowana nagłym zderzeniem z zimnym lustrem metaliczna kopia dopiero co się ogarniała. Gigant chwilę się szarpał, potem zaczął syczeć z bólu, ale zaraz się uśmiechnął.

- Hę?

Nie wypowiadając ani słowa, oderwał obie ręce Holzena, a ten nie mógł nic na to poradzić - znowu ograniczenie mocy na niewiele się zdało.

- O ty sku...

I leżał przygnieciony wielką stopą do podłoża.

Tak nie... dam... się zabić...

Skupił się ze wszystkich sił i wyciągnął długi język z niewielką dłonią na końcu. Sięgnął po pudło z kryształami, jednak w tej chwili jego język został chwycony przez metaliczną kopię, która z sadystycznym uśmiechem zaczęła go rwać na strzępy.

- Aaaa!

Żebym tak mógł zrobić coś więcej...

Nagle go olśniło - przypomniał sobie, że na kolanie ma wyrytą runę odrzucenia.

Mam nadzieję, że wystarczy.

Z całej siły kopnął kopię kamienną w tył pleców, a ta, niczego się nie spodziewając, poleciała prosto na sufit. Była już bardzo wysoko, gdy w coś przydzwoniła i zaczęła spadać, po czym zaryła centralnie głową w posadzkę, przebijając ją na wylot i wierzgając niezdarnie.

Holzen podniósł się i ponownie doszło do konfrontacji płynnych metali. Trochę się poturlawszy, dotarli w miejsce, gdzie leżały oderwane ręce Holzena, które on przyswoił z powrotem i tym razem zaczął wysysać energię z metalicznej kopii.

Kamienna kopia nadal nieporadnie próbowała się wydostać, lecz w końcu jej się udało. Widząc walczące dwie metaliczne masy, postanowiła, że czas sięgnąć po moc kryształów. O dziwo, też miała pudło z kryształami i sięgnąwszy doń, wyjęła mały, niebieski i przeźroczysty kryształ i rzuciła go w stronę walczących.

- O szla...!

Obie utkwiły w pułapkach statycznych, po czym druga została uwolniona. Stały teraz obie naprzeciw Holzena i śmiały się z jego nieporadności.

Co za wstyd, co za upokorzenie... Muszę chociaż spróbować.

Wówczas obie kopie zaczęły atakować go jak bezradną kukłę.

- Ugh!

Bity zaczął sinieć. Jego broda natomiast się wydłużyła i rozproszyła pole statyczne. Holzen znów stał na swoich nogach, lecz trzymał się bardzo niepewnie. Odbicia śmiały się i zbliżały się do niego.

Jest... jedna szansa...

Przełączył wolą jeden z klejnotów mocy na opcję wysyłania energii. Chwycił nim kamienną kopię za ramię, a tym wysysającym energię kopię metaliczną. Obie zaczęły go jeszcze mocniej okładać, przez co zaczął się coraz bardziej słaniać na nogach, lecz procesu nie przerwał.

Metaliczna kopia zorientowała się, że traci coraz więcej energii i zaczęła szturchać coraz mocniej kamienną kopię, ale ta wpadła w jakiś dziki szał i zaczęła rwać Holzena na strzępy. Metaliczna kopia zaczęła krzyczeć i rwać się, ale nie mogła się wyrwać z walki. Pozbawiona całej energii padła na ziemię i rozbryzgała się na metaliczna kałużę czarnego metalu.

Wówczas Holzen wyrwał się z uścisku (a została mu głowa, prawa część tułowia i obie ręce) i resztką sił postarał się upłynnić. Udało mu się i padł na podłogę, upodabniając się do niej tak, że kamienne odbicie zaczęło w dalszym szale deptać na ślepo i uderzać wielkim młotem natchnionym runiczną mocą.

Holzen podpłynął cicho do swoich szczątków, które walały się po całej hali, wśród walczących ze swoimi odbiciami towarzyszy. Wchłonął i przyswoił je z powrotem do siebie i wkrótce cały, chociaż zmęczony, stanął przed kamiennym odbiciem, patrząc ostro w górę.

- Nie boję się Ciebie...

To zaryczało i uderzyło w niego młotem, który rozbryzgał Holzena w kilku kierunkach. Jednak Holzen złapał metaliczną masą młot oponenta i rzucił go gdzieś na bok. Jego twarz była bardzo posępna i niesamowicie chłodna.

- Teraz czeka Cię nędzny los, za to, że śmiałeś mnie zaatakować...

Odbicie zaczęło machać energicznie pięściami i sięgać po kryształy, ale to już Holzena nie obchodziło - wpełzł przez jego usta do jego wnętrza. Odbicie zaczęło energicznie się szamotać, próbując pozbyć się oponenta.

Adieu!

Zainicjował zmianę z kamiennego olbrzyma. Odbicie zaczęło wrzeszczeć z bólu i chwilę później zakończyło żywot w eksplozji ciśnieniowej, która rozerwała jego kamienne szczątki na cały korytarz.

Udało... się...

I padnięty przysiadł chwilę na podłożu, zaraz obok nadal nieprzytomnego Kogera.

_____________________________________

Gzymsie, no zróbże coś z tym Kogerem, bo go tacham już kilka postów, a szkoda by było, by padł.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mrokas się widocznie oburzył:

- Galaretowate?! A niech cię Piekło pochłonie i to dziewięć razy! - chwilę jednak pomyślał i spokojnie już, jak zawsze się wywyższając, dodał - Ponieważ jednak twa wiara w me umiejętności była wielka, udało ci się odkupić tę zniewagę. Nigdy jednak - podniósł głos tak, że było słychać w nim niemal całą jego potęgę - Nigdy nie wspominaj o żadnej galaretowatej ręce! Myślałem o czymś takim... - wskazał naprędce narysowany obrazek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Pojedynczo $^$%$%#$! - ryknął Shadow. - Starczy mnie dla wszystkich!

Perspektywa walki z samym sobą mocno go cieszyła. Pokaże swojemu wewnętrznemu "fuj", że na zewnątrz jest jeszcze bardziej krwiożerczy od obuchowego w rzeźni, metalowy od Gwiazdy Śmierci i satanistyczny od samego Szatana. Machając energicznie głową zbliżyłem się do swoich odbić, które również wykonywały ten metalowy rytuał.

- AVE - zagrowlował pierwszy.

- EVA - zrobił to samo drugi.

- Jaka znowu #%^#$^ Ewa? - Shadow się zdziwił.

- Zignoruj go. Ten debil jest z odwróconego lustra... mówi wszystko od tyłu...

- APAGE SATANA! - Cień wydarł się drugi raz. Cała ich rozmowa wygląda na razie jak intelektualna rozgrzewka dwóch mięśniaków. A właściwie trzech...

- ANATAS EGAPA! - odparł odwrócony klon.

- Co za... - nie zdążył dokończyć drugi klon gdy Shadow ruszył do ataku zasadzając potężne działo gitarą zmienioną w młot bojowy w jego pustą łepetynę. Odleciał jak szmaciana lalka przebiwszy kilka luster. - Co to miało być?! Atak z zaskoczenia?

- GYYRAAAAAAAAAAAH! - odezwał się Ormageddon strzeliwszy łapą odwróconego klona.

- GRAJCIE ALBO GIŃCIE GŁUPCY! JAM JEST JEDYNY KRÓL MROKU I WŁADCA METALU! - wydarł się na całe gardło godne najgłębszych czeluści piekielnych już zasuwając palcami z prędkością światła po gitarze przeplatając ze sobą kilkadziesiąt najostrzejszych kawałków metalowych jakie kiedykolwiek zrodziły się w chorych głowach demonicznych szaleńców. - Może i jestem słabszy w tym wymiarze, ale nie moja muzyka! METAL ŻYJE WIECZNIE!

Shadow już znalazł się w momencie w którym normalna mowa była dla niego nieosiągalna. Wznosiwszy się na coraz wyższe partie różno tonowanego wycia wytrenowane przez tysiące lat odwiedzania barów - i tysięcy toalet - już dawno porzucił strefę komunikowania się czymś co ludzie nazywają rozmową. Nie, Cień czuł jak strumień mrocznej energii wylewa się z jego gęby szybciej niż przetrawione żarcie po struciu i daje mu moc do grania.

- W końcu, THERE CAN BE ONLY ONE! YEEEAAHHHH!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wykończony walką z samym sobą Holzen kątem oka dostrzegł jak ciało Kogera powoli przesuwa się coraz dalej od niego. Zaskoczony dojrzał dwa identyczne koboldy ciągnące go za nogi w stronę jednego z luster. Koger wybrał akurat ten moment na ocknięcie się i ku swojemu przerażeniu odkrył że właśnie sam siebie porywa. Wydał z siebie nieartykułowany gulgot przerażenia przyciągając uwagę pozostałych dwóch Kogerów, którzy spojrzeli na siebie znacząco, po czym jeden rzucił się ku leżącemu i zaczął energicznie po nim skakać. Drugi także miał zamiar kopnięcia leżącego, lecz został błyskawicznie odepchnięty i wciągnięty w walkę wręcz z szarym mieszkańcem wymiaru, który błyskawicznie pozbył się agresywnej kopii. Jednak gdy zamierzał pozbyć się drugiej, obaj Kogerzy kotłowali się na podłodze okładając pięściami i bulgotając wściekle.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Holzen popatrzył niemrawym wzrokiem na mocujące się oba koboldy. Walka przypominała tę znaną z Punishera, tylko w mniejszej skali.

Westchnął i spróbował rozdzielić swoje ramię na pół. Udało się. Potem każdą z połówek dłoni na klatkę. Ponownie się udało.

Płynnym ramieniem sięgnął, nie ruszając się nawet z siedzącej pozycji, w stronę walczących koboldów, a płynna materia wpłynęła między walczących i dookoła nich, zamieniając się tuż potem w twardy metal. Oba koboldy w osobnych klatkach oddychały głośno po walce i łypały na siebie spod łbów.

Holzen przyciągnął klatki powoli do siebie.

- Dobra, bo nie patrzyłem, który jest prawdziwy?

Chyba ten, bo ma guza na czole.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jesteście martwi bardziej niż rock! - krzyknął Cień do klonów przed właściwą częścią bijatyki.

- Twoja stara zadawała się z kransoludem! - odparł klon.

- A ein z ąrdnamalasa? - spytał odwrócony.

- Właśnie! Słyszałem, że ty zadawałeś się z salamandrą! - wybuchnął śmiechem Shadow.

- Co ty, ^%*@#$#&@?! - zdążył odpowiedzieć pierwszy klon nim ponownie mocarna łapa Ormageddona wylądowała na jego twarzy i sprawiła, że ten przeleciał kilkadziesiąt metrów dalej zatrzymując się na wyjątkowo twardym lustrze.

- Yt *%^&$! - zabluzgał odwrócony co zabrzmiało jak można się spodziewać.

- NIENAWIDZĘ SIĘ POWTARZAĆ! GRAJCIE BĄDŹ GIŃCIE! JAM JEST WŁADCA METALU! - wrzasnął niczym grom Shadow wywijając jednocześnie głową uprawiając typowy headbanging oraz zasuwając palcami tak szybko, że nie było nawet słychać kolejnych nut wydobywając się z strun mocarnej gitary. - Może i tutaj jestem słabszy, ale do waszej wiadomości podróby! METAL WIECZNIE JEST POTĘŻNY! Ooooooo! - Cień rozpoczął wchodzenie na wyższe tonacje głowy w jednym kakofonicznym wyciu.

- Bierz go! - klony przeczuwając co się dzieje skoczyły w kierunku Shadowa tylko po to, żeby natknąć się na rogi Ormageddona, które wykonały nimi szybki ruch a te z prędkością podświetlną trafiły podróby odsyłając je wysoko w powietrze.

- ENOUGH IS ENOUGH! I'VE SEEN #^#^$&%^$%@ SNAKES ON &%$#$@#$!@#% PLANE! AND NOW LET'S END THIS %^$%$^&! ŁUOOOOOO! - wokół Shadowa, który teraz wyglądał niesamowicie badassowo zaczęły się zbierać strumienie muzycznej energii i oplatać go niczym wąż dając moc do zakończenia tej głupiej utarczki. Cień wygrywając riffy stopami na grzbiecie pupila wzniósł wysoko ręce i sformował niesamowitą kulę energii.

- Niedoczekanie! - ryknął klon ruszając do ataku.

- INFINITY METAL CANNONBALL! - wrzasnął Król Mroku i pchnął kulę najmocniej jak potrafił a klonom nie zostało nic innego jak obserwować zbliżającą się do nich ciemność, która w nanosekundy pochłonęła ich marne żywoty rozczepiając w nicość i popychając do otchłani. - HELL YEAH!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaskoczony Casul padł po uderzeniu Tytokusem i tym samym uniknął pierwszych ciosów.

- O! Patrzcie! Sok pomarańczowy!

Bóg zrzuca balast i przyjmuje kolejne razy od kopii.

- Co do... Biję sam siebie? To znaczy, że... To jest mój umysł i alterega. Weeeeee! - rozgląda się ignorując ciosy - Zawsze myślałem, że "ja od środka". Moglibyście przestać?!

Bóg wyprowadza serię ciosów, która jest błyskawicznie kontrowana przez klony. Casul jest zszokowany tym, że nie może nawet zadrasnąć oponentów. Rozjaśnia mu się w głowie, szaleństwo przemija.

- Na cały panteon!

Odskakuje od odbić. Kuca, szybko obraca się wokół własnej osi, przy okazji rysuje krąg. Przykłada do niego dłonie i rzuca klątwę głupoty na przeciwników. Plan Luster jednak osłabia działanie klątwy, a przeciwnicy zaczynają jedynie lekko bełkotać. Uderzyli jednocześnie, Casul przebija się przez kilka luster, by zatrzymać się na grubym zwierciadle.

- Nie dam się byle kopiom!

Bóg wzywa Włócznię i rzuca nią. Jedna z kopii czyni podobnie. Broń zderza się ze sobą i leci w różnych kierunkach. Drugi klon posyła falę trupów. Casul uderza w ziemię, do której spadają nieumarli.

- Hmm... Mają moją broń i moce, ale mam coś czego nie mogą skontrować.

Łyżkowaty materializuje ze swoich przybocznych dusz Prometeusza. Odbicia spoglądają na siebie znacząco, po czym zostają odparowane przez pocisk z broni.

- Taaa... Wróciłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdecydowanie dalej od reszty bogów zaciekłe boje staczała grupa bogini Heaven - z niezrozumiałej kotłowaniny pełnej pryskającej wody, krzyków i latających dookoła ze świstem "rąk" pozostali mogli się tylko domyślać przebiegu walki. Pozostali nieco posiniaczeni pozbyli się swoich kopii i odciągnęli od nieprzytomnego Tytokusa jego własne odbicia. Holzen, Shadow i Casulono odetchnęli i nie zwracając chwilowo uwagi na szamotaninę za nimi spojrzeli na dwa koboldy w klatkach. Oba identyczne, nie licząc guza który posiadał jeden z nich i podbitego oka drugiego. Ich szary przewodnik pokręcił z zakłopotaniem głową.

- Odbicie rzeczywiste. Idealnie identyczne, rozróżnienie ich bez konieczności zabicia wydaje się niemożliwe... Na razie proponuje odłożyć problem na później, nie mamy czasu. Duży wysiłek sprawia ci utrzymywanie tych klatek? - Spytał Holzena.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wysiłek? Skąd! Mówisz, że odbicia idealne i o cokolwiek spytam, to odpowiedzą tak samo? No to jest mały problem... Chociaż zauważyłem, że odbicia są od nas słabsze, więc na rękę powinien zwyciężyć prawdziwy...

Uniósł klatki do góry, wytwarzając jeszcze dno.

- Chociaż prawdziwy oberwał jeszcze raz przedtem, także to nie ma zbytniego sensu... Dobra...

Wytworzył sobie trzecią rękę, a tą, która była z klatkami przesunął na plecy i wchłonął, zostawiając sobie na plecach dwie klatki z koboldami, a nowo wytworzoną rękę przesunął na właściwe miejsce. Potem wstał powoli, łapiąc równowagę i odzyskując siły.

- No chyba, że ma ktoś wykrywacz kłamstw? Enybody?

Rozejrzał się po walczących - ekipa Heaven, Tytokus i Markos mieli zajęcie... Oparł się więc bokiem o ścianę patrząc na przewodnika.

- Powiedz... Odbicie nie może funkcjonować w realnym świecie razem z rzeczywistym osobnikiem?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lustrzanin podrapał się po głowie i chrzaknął niepewnie.

- O ile mi wiadomo przypadki wyjścia odbić na Plan Materialny są niezwykle rzadkie. Pilnujemy, by do czegoś takiego nie dochodziło. A gdy już się to zdarza, kopia zawsze eliminuje swój pierwowzór by nie wzbudzać podejrzeń. One nie są raczej wrogo nastawione, tylko bardzo pragną się stąd wydostać wszelkimi możliwymi sposobami. Hmm... Przypuszczam że mogą bez przeszkód wydostać się z tego świata i istnieć wraz z oryginałem po drugiej stronie. To, że nie ma takich udokumentowanych przypadków z pewnością jest zasługą ich niezwykłej skrupulatności przy podszywaniu się pod prawdziwą osobę...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wpatruje się w walki pozostałych.

- Nie są wrogo nastawione? W takim razie ja nie param się nekromancją, tylko czasem zdarzy mi się wysługiwać nieumarłymi. Powiedz mi, Strażniku, czy nie lepiej byłoby zlikwidować te wszystkie odbicia i zająć się czymś bardziej konstruktywnym od ciągłego ich pilnowania?

Powoli osuwa się na ziemię.

- Czemu mam wielką ochotę na przytulenie Glatryda albo kogokolwiek innego?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zlikwidować? - Plastyczna twarz strażnika wyrażała dogłębne i szczere zdumienie - Przecież one cały czas się tworzą! Za każdym razem gdy ktoś minie spokojną taflę wody, lustro czy wypolerowany metal powstaje kolejne odbicie. W ciągu jednej sekundy pojawiają się ich czasem miliardy! Zniszczenie ich jest niemożliwe. A poza tym, zwykle nie stanowią zagrożenia. Ta część wymiaru większość czasu otoczona jest barierą stworzopną przez samego Glatryda, a luster przez które odbicia mogą się dostać na świat Materialny i na odwrót jest naprawdę niewiele...

Nad głową świsnęła mu kula wody i plusnęła o zwierciadło tuż za nim. Po chwili ze zwierciadła wyleciała identyczna kula wody i plusnęła w miejsce, gdzie spadła oryginalna.

- Tu chyba nie jest zbyt bezpiecznie, powinniśmy jak najszybciej się zbierać. Chyba jesteśmy już blisko, czuję ogromne nagromadzenie sił za tamtą siecią zakrętów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Gdzie? TAM?

Zagrowlował Shadow wskazując rogasiami kierunek o którym prawdopodobnie mówiła Szara Morda, tak potulnie przez niego nazwana.

- Nie ma co czekać!

W Cieniu obudziła się a właściwie zyskała kolejnego power upa moc kolumny pancernej zdobyta podczas tysięcy koncertów jakie dawał w galaktykach stojąc samotnie między dwoma ścianami śmierci. Jego twarz przybrała jeszcze dzikszy wyraz po czym wydarł się okrzykiem bojowym i ruszył wymachując gitarą w powietrzu.

- WAAAAAL OF DEEEEEEEEEEAAAAAAAAAATHHHHHHHH!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Biegnąc za Shadowem wymachującym na przedzie gitarą, bogowie wpadli do rozległej lustrzanej komnaty, która już na pierwszy rzut oka była inna od wszystkich wcześniejszych. W tysiącach luster będących ścianami tego miejsca widniały tylko i wyłącznie odbicia Glatryda, zaś przy podłodze unosiłą się dziwnie gęsta, błękitna i lekko błyszcząca mgła. Nagle, zupełnie bez ostrzeżenia jedno ze zwierciadeł z odbiciem Szklanego Boga pękło, a jego tysiące odłamków wisiało przez chwilę w powietrzu, po czym z niesamowitą szybkością pomknęły ku dziwnej stercie szkła wystającej lekko sponad mgły pośrodku komnaty. Strażnik wziął głęboki oddech i zaczął powoli iść przez mgłę, jednak nagły trzask sprawił że gwałtownie cofnął się z powrotem do stojących w wejściu bogów.

- Lustra pękają pod ciężarem. Zupełnie jak lód...

Kolejne odbicie Pana Zwierciadeł pękło i pomknęło ku środkowi komnaty by z dziwnie organicznym trzaskiem dołączyć do leżącej tam sterty. Nagle, salę przeszył dziwny, dudniący wstrząs. Dwa kolejne lustra pękły i dołączyły do pagórka, który powoli zaczął się poruszać, wzbudzając drżenie podłogi i ścian.

Nieco nieporadnie i chwiejnie Glatryd podniósł się na nogi wspierając na jedynej pozostałej mu ręce. Jego lewa część ciała, od pasa wzwyż łącznie z głową była zupełnie odłupana, a krawędzie osmalone. Kolejne lustra pękły i pomknęły ku tej dziwnej postaci wnikając w rany z chrzęstem. Oba koboldy wyglądające z klatek na plecach Holzena westchnęły widząc makabryczny widok ich boga z którego zostały tylko nogi, część torsu i prawa ręka. Z ran spokojnym strumieniem lała się błękitna mgła.

- Nic... Wam nie jest... - Głos szklanego boga wydobywał się gdzieś znad okaleczonego ciała które teraz z wysiłkiem zwróciło się przodem w stronę bogów.

- Tak... Się cieszę... Bałem się... Że nie dotrzecie... Powiem... Od razu... Portal jest... Tam... - wskazał ręką lustro tuż obok bogów. Znajdujące się tam jeszcze przed chwilą odbicie zniknęło - Tearenie... Wiesz co... Robić... Zniszczyć...

- Oczywiście. Nie zawiodę - wyszeptała Szara Morda i zwróciła się do bogów - Tym lustrem dostniemy się wprost do siedziby Admirałów. Gdy tam będziemy, wy odwrócicie ich uwagę, a ja znajdę mechanizm autodestrukcji który zawsze umieszczają by zatrzeć za sobą ślady. Kiedyś już to zrobiłem, więc i teraz powinno nam się udać... Ruszamy?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dywersja? DYWERSJA?! KOCHAM DYWERSJE!

Shadow wydobył z siebie dźwięk ultymatywnego growlu, który z gardła śmiertelnika nie dał by rady się wydostać, bo pchnąłbym biedaka w otchłanie ciemności i zapuściwszy riffa rodem z starego, egipskiego przysłowia - coś w stylu riffa na pełnej %$#@&*# i z pełnym *&^$@!$^&*#$%^ daje 100% Szatana - ruszył z nieopisaną furią na twarzy wprost w paszczę wroga po drodze wykrzykując znane motto człowieka, który stał się kolumną pancerną.

- WAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAL OF DEEEEEEEEEEAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAATH!

Nie musiał czekać na żadne zaproszenie. Impreza czekała!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...