Skocz do zawartości

[Free] Free Sesja


Gość Radyan

Polecane posty

Z czuwania wyrwał mnie służący - wyszedł nabrać wodę do wiadra, i rozejrzał się w poszukiwaniu mnie - podeszłam do niego -od razu odwórcił się i powiedział:

-dwóch ludzi wyglądających na dzianych właśnie zbiera się do wyjścia z karczmy... tylko uważaj, bo jeden wygląda magicznie, a drugi jest krasnoludem...

-będę.

Od razu odwróciłam się od niego i stanęłam w miejscu, które dawało mi dobry widok na drzwi od karczmy- i rzeczywiście, po chwili wyszli stamtąd dwaj mężczyźni - vysoki i niski... W tym wyższym od razu rozpoznałam mężczyznę, którego sakiewkę próbowałam zdobyć, i który mnie oparzył - z jeden strony wiedziałam, jak niebezpieczne było zbliżanie się do niego - z drugiej jednak strony pamiętałam, że jego sakiewka była przepełniona kasą... Poza tym we śnie wszyscy są równie słabi - a skoro wynajął sobie tego krasnoluda, musi obawiać się śmierci - a zabójcy przecież nie zabierają skarbów ofiary... może naprawdę warto? Przynajmniej to, że za nimi pójdę da mi zapomnieć o głodzie...

Po drodze zauważyłam, że zgarnęli kilku Naszych i dali im pieniądze - zaniepokoiło mnie to, że ci malcy zaczęli coś paplać o Domu, co było zabrionione! Po drodze złapałam Timiego, najmłodszego:

-za co?

-za słowa- wyjąkał malec, nie chcąc jednak mówić zbyt wiele - prawo ulicy każe zawsze mówić jak najmniej pozostałym szczurom

-gadałeś im o Domu-mów, bo powiem Starszym. -zrobiłam groźną minę

-za... nekro... za to, gdzie jest... daj mi zarobić!-

-dam. ale powiedz reszcie, żeby się na to spuścili, ja to biorę.-

puściłam malca, niech pobiegnie- przynajmniej za tego miedziaka coś zje...

Zastanowiło mnie mocno to, czego oni chcą - widziałam, ile dostali... ale ja jestem lepsza, dowiem się więcej! I więcej dostanę... Poszłam tylko kilka kroków w stronę rynku, kiedy nagle usłyszałam czyjś krzyk -

-"- LUDZIEEE!!! NEKROMANTA UCIEKŁ!!! "

Szybko wcisnęłam się w ścianę, wiedząc jaki tłum nadbiegnie-gdy odrobinę się uspokoiło zobaczyłam jakiegoś rycerza, który chyłkiem uciekał niosąc trumnę na plecach. Ułożyłam Plan i popatrzyłam tylko, którędy pójdzie- do lewej bramy. Szybko pobiegłam na miejsce, gdzie czekali dwaj z pieniędzmi, poluzowując sztylety w ubraniu. W końcu zauważyłam ich, gdy próbowali wypatrzyć chłopców wśród przesuwającego się tłumu. Stanęłam za nimi i powiedziałam na głos:

"wiem gdzie. zapłaćcie, zaprowadzę"-po czym stanęłam z rękoma skrzyżowanymi na piersi, przy okazji trzymając w nich gotowe noże.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1,2k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Bardzo ciekawa historia panie, na pewno, przez swoje chwalebne czyny zostaniesz zapamiętany przez ludzi na długie, długie lata...-bla bla bla i takie tam. Mówił to dokładnie każdemu, robił to oczywiście z grzeczności, bo trudno w tej karczmie o naprawdę wyróżniające się osoby. Zrobił kilka krótkich notatek na swoim pergaminie, a ja spokojnie dopijałem swój kufel niezłego piwa. Nagle, usłyszałem przerażający krzyk dochodzący z rynku miejskiego:

LUDZIEEE!!! NEKROMANTA UCIEKŁ!!!-wrzask wyrwał mnie ze stanu upojenia i zacząłem gorączkowo myśleć co robić? Wtedy, troche niespodziewanie ujrzałem delikatny uśmieszek na twarzy barda, który rzekł:

Niech bogowie Ci błogosławią panie. Teraz nadszedł mój czas.-szepnął cicho, po czym najszybciej jak mógł dobiegł do okna, żeby zobaczyć co się dzieje na zewnątrz. Był wyraźnie podniecony, szybko notował co tylko zobaczył i usłyszał. Ja powoli się uspokajałem, tłumacząc sobie, że na łowach z gorszymi kreaturami miałem doczynienia. Inny bywalcy w karczmie zaczęli chaotycznie barykadować drzwi krzesłami i stołami, jakby trwała teraz inwazja goblinów albo orków. Z minuty na minutę sytuacja poprawiała się, było coraz mniej krzyków, a gdy pozostali zobaczyli biegnący patrol straży, to ustawiali na nowo stoły i krzesła na swoje miejsca. Po chwili, z kluczem do swojego pokoju w kieszenii, wybiegłem na ulice, na których walało się sporo śmieci. Najgorszym widokiem były stratowane ciała, zabite przez nogi przerażonego motłochu. Starając się jak najmniej rzucać się w oczy podążyłem za patrolem straży...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Schowaj te noże, mała. Chcesz pieniądze? A skąd mam niby wiedzieć, że nie próbujesz mnie wykołować? Dostaniesz trzy miedziaki - a jak się sprawdzisz, to może jeszcze sztukę srebra... albo dwie. Tylko trzymaj łapki z daleka od mojej sakiewki - dodaję z uśmiechem. Podoba mi się ta dziewczyna, coraz bardziej.

Dziewczę przyjęło trzy miedziane monety, po czym zaczęło nas wieść uliczkami w kierunku jednej z bram. Fala ludzi cignęła nas ze sobą, trudno było utrzymać kierunek. Wypadliśmy w końcu przez bramę i puśliliśmy się pędem dookoła murów. Miasto może nie jest wielkie, ale zajęło nam to trochę czasu, żeby dotrzeć do bramy, w której spodziewaliśmy się zobaczyć uciekiniera.

W końcu pokazał się, ścigany przez strzały i bełty. Kilka grotów utkwiło już w deskach trumny, którą niósł na plecach. Jesz cze kilka kroków i byliśmy tuż za nim.

Ściągneliśmy go w krzaki. Padł na ziemię, nie miał ani siły, ani oddechu, aby stawiać opór.

Wypadłem z powrotem na drogę, zwróciłem twrz w kierunku, w którym dotychczas uciekał. Dysząc ciężko czekałem na patrol paladynów.

Kiedy wreszcie nadeszli - spojrzałem znacząco przed siebie, opierając ręce na kolanach.

- U... ciekł... tam...

Jak te cięzkie zbroje mieszają im w głowach. Kapitan podzielił siły - kilku poszło przeczesywać krzaki kilkaset kroków od miejsca w ktorym stałem, kilku wróciło do miasta - prawdopodobnie po rozkazy. Kilku pognało dalej drogą.

Nikt nie zadawał pytań, nikt nie drążył. Udało się nam. Skinąłem na grupkę, żeby poruszali się najciszej, jak można, równolegle do drogi - w kierunku miasta. Tam nie będą szukać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z opoznieniem dobieglem do barda i tego... hmmm... elf twierdzil ze to dziewczyna. Ciezko dysze. Natura, bogowie, czy ktos jeszcze inny jakos nie obdarowal mnie ani dlugimi nogami, ani mocnymi plucami. Na dodatek mocno poobijal mnie tlum. Jakos nikt nie przejmuje sie kims, kto ma nieco ponad metr wzrostu. Szczeze mowiac, gdybym teraz mial skrzyzowac z kims miecz poleglbym w kilka sekund. Gdyby to byl paladyn nie potrzebowalby nawet tyle... Na szczescie moj towazysz wmowil w nich zly kierunek. Elf kiloma gestami pokazal, abysmy podkradli sie w kierunku miasta. Ruchem glowy zaprzeczylem, wskazalem na jego instrument. Zdjalem z plecow dlugi miecz, odpialem od pasa sztylet oraz pozbylem sie nozy, zostawiajac tylko jeden. Potem zanurzylem sie w krzaki. Coz, trening wsrod elfow nie ograniczyl sie tylko do szermierki. A moj wzrost i wyrobiona przez lata zrecznosc ulatwiaja podchody. Szkoda tylk oze nigdy nie opanowalem sztuki czytania sladow.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dyszałem mocno. Ta cholerna zbroja uwierała mnie coraz bardziej. Trumna ciążyła coraz bardziej. A wiek dawał się we znaki coraz bardziej.

Nagle z nóg zwaliła mnie seria bełtów, krzyknołem. Strzał był oddany z na tyle bliska, żeby mnie powalić na glebe...cholera wykrwawie się. Zaraz umre...dlaczego mnie nic nie boli? To trumna...wszystkie bełty weszły w trumne...no i pięknie, po nekromancie. Krzyk należał do niego. Szybko wstałem i zaczołem znowu biec. Jeszcze troche, jeszcze tylko troche i dobiegne do mego konia...ktoś mocno mnie pociągnoł w bok, przewróciłem się. Wylądowałem w krzakach.

Ujrzałem krasnoluda, jakiegoś obdartusa i postawnego elfa. Oczy zaszły mi mgłą, ale życie bylo mi na tyle drogie, że nie mam zamiaru oddawać go nikomu. Szybko wstałem na nogi.

- Z drogi kmiotki. Nie mam czasu na cackanie się ze zbójcami. Jeśli nie chcecie mieć 20 kilogramów żelaza w trzewiach, to lepiej się odsuńcie.

Przyjołem postawę bojową, po czym...wylądowałem na ziemi z hukiem. Padłem ze zmęczenia i wysiłku.

- Jak tylko ciebie wskrzesze Zen, to poszukamy razem eliksiru młodości, dobrze?... - mruknołem, po czym z piekielnym wysiłkiem wstałem znów na nogi. Płóca mnie kłuły, rozpaczliwie walczyłem o każdy wdech świeżego powietrza.

Po chwili ten wysoki wrócił i kazał iść cicho...wyglądają na pokojowo nastawionych, może wciągneli mnie tutaj nie dla rabunku, a aby uratować mnie...ale po co? Będę musiał dla własnego bezpieczeństwa towarzyszyć im chociaż przez chwile.

Po jakimś czasie drogi w kompletnej ciszy...nie licząc chrzęstu mojej zbroi i dyszenia mojego i krasnoluda oraz jęczenia dobywającego się z trumny, przystaneliśmy. Otworzyłem wieko trumny. Nekromanta jeszcze żył, wszystkie bełty trafiły w Zena, ale przebiły warstwy drewna i trupa i dobrały się jeszcze do nekromanty. Zen wyglądał teraz jak sito.

- Przyjacielu...wyglądasz teraz jak ten fanatyk, tkórego rozrąbałeś mieczem na kawałki w Dornheimie.

Oczom mej duszy ukazał się jego pogodny uśmiech. Jego twarz była cała we krwi kultysty, którego szczątki leżały u jego stóp.

Warto uciekać jak pies dla osiągnięcia swego celu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten koleś jest walnięty... ja się umieram, a on gada... do trupa?

Przez mój umysł przemknęła myśl o zadaniu, którego nie wypełniłem.

- Nie... - szepnąłem prawie niesłyszalnie. - To się... tak... niee skończy...

Chwiejącą się ręką zacząłem rysować run leczenia pomimo bólu wywoływanego przez tkwiące we mnie dwa bełty; w brzuchu i lewym ramieniu. Wszystko wirowało, moje zamglone oczy ledwo widziały kontury runu, gdy zatrzymałem palec poczułem się pusty jak skorupa. Czar się nie udał, czułem mdłości - wydawało mi się jakby, nagle krew krążąca w moim ciało zaczęła palić. Nie... przekleństwo i zaraza... zaklęcie... trucizna... ból... Porażony nową dawką cierpienia popadłem w omdlenie, ostatnią rzeczą jaką widziałem był rycerz który rozmawiał z Zenem. Potem mój umysł ogarnęła nieprzenikniona ciemność, w odległym zakątku świadomości czułem piekący ból trucizny, którą - o ironio, sam sobie wlałem w żyły.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Coraz ciekawiej, dawno nie widzialem takiej paniki. -Myslalem stojac w zaulku obok glownej ulicy i obserwujac przebiegajacy tlum, ktory juz zdazyl sie przerzedzic i uspokoic. Na placu zjawili sie paladyni, ktorzy jednak bardziej szukali nekromanty niz pomagali rannym. A przyznac trzeba, ze rannych i zabitych bylo sporo.

Stojac na jakiejs duzej skrzyni obserwowałem bardzo dokladnie cale zajscie i widzialem debowa trumne ktora niczym pletwa rekina sunela po morzu ludzkich glow w kierunku wyjscia. Czulem z tej trumny zarowno strach jak i smierc i nie mialem pojecia jakie stworzenie moze jednoczesnie bac sie i niezyc, oczywiscie procz przedstawicieli mej rasy. Zaintrygowal mnie ten osobnik. Poczekalem az tłum sie uspokoi i juz mialem podazyc w slad za uciekinierem kiedy spostrzeglem kilkunastu paladynow przy glownej bramie, ktorzy nie przepuszcali nikogo. Swiety wojownik wyczuje kim jestem jesli tylko wystarczajaco blisko zblizy sie do mojej osoby. Co gorsza, wlasnie z zamku wyjechala chyba cala konnica zakonu! Kilkuset jeźdców! Szybko ustawili sie w szyk i ruszyli ku glownym wrotą miasta. W ślad za nimi z zamku maszeruja piechurzy. Ten nekromanta wybrał sobie poteznych wrogow. Co jednak nie zmienia faktu, ze w miescie nie jestem juz bezpieczny. Tylko jak sie stad wydostac, jednoczesnie zyskujac troche czasu dla tego goscia z trumną... Moj wzrok spostrzegl lezacego trzy metry odemnie stratowanego muła i wtedy mnie olsniło. Szybko rozejrzałem sie po całym rynku szacujac ile jest ludzkich i zwierzecych zwłok. Mam duzo sił, wiec chyba powinno sie udac... Hehe, zdaje sie za cale zajscie obarcza tego ludzkiego nekromante Skupilem cała swa moc. Mialem co prawda spory zapas sił, lecz to zaklecie nie nalezalo do najprostrzych.

Mineła chwila zanim wreszcie To poczułem. Przyjemne uczucie wypelnilo kazdy skrawek mojego koscistego ciala. Przez te jedyna sekunde czulem sie tak jakbym mogl miec wszystko... i nic. Pozwoliłem magii rozproszyc sie po całym rynku. Kazdy paladyn to poczuł. Kazdy z paladynow wiedzial kto dysponuje takimi czarami i kogo beda winic za cale zajscie. Ja tylko szeptałem, WSTAŃCIE. ROZKAZUJE WAM WSTAC I MI SLUZYC!!! I słowo stało sie ciałem. Wszystkie zwłoki czy to człowieka, czy to zwierzecia niemrawo poruszyły sie, lecz tego nikt nie zauwazyl. Zaczeły jeczec, lecz tego nikt nie uslyszal, az wkoncu zaczely grysc, drapac i zabijac i dopiero wtedy wszyscy przejzeli na oczy. Trupy zmartwychwstawały wszedzie gdzie okiem siegac, nie bylo gdzie uciekac.

I wtedy... moja ukochana mnie zawiodła i pozwoliła by słabosc dopadła moja dusze. Wszystko wymknelo sie spod kontroli! Ghule juz mnie nie słuchały! Zamiast atakowac paladynow jak planowalem, zaczeły atakowac wszytkich dookoła. Bezbronni ludzie byli zywcem rozszarpywani, zolnierze cieli nieumarłych lecz zwykla stal niczego im zlego nie robila i szybko gineli pod natłokiem zywych trupow. Tylko poswiecona bron paladynow lub magia byly w stanie zgladzic to mieso armatnie.

Lecz mimo wszystko cel został osiagniety... choc jakim kosztem. Straznicy bramy opuscili swoje pozycje i ruszyli na wroga. Moglem wreszcie dokustykac (siły znow mnie poczely opuszcac) do bram. Na zewnatrz przy krzakach zauwazylem tego elfa co byl z krasnoludem, dziwne, ze byl teraz sam. Nie zastanawiajac sie juz dluzej zgarbilem swoja posture i zaczelem kustykac do niego wolajac:

-NIEUMARLI ATAKUJĄ!!!! POMOCY!! -wrzeszcałem, mam nadzieje przekonujaco. Podkustykalem blizej.

-Prosze elfie, pomoz staremu czlowiekowi a obiecuje, ze wielka nagroda cie nie minie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ten co jeszcze? Jakbym miał mało na głowie...

- Czy ja wyglądam na paladyna? I jak ktoś jak ty mógłby mnie spłacić? Musiałbym chyba wezwać wszystkie ... Ależ taak! W pojedynkę wypędzić nieumarłych z całego miasta! Tak! Sława mnie nie minie.

Przysiadłem na wielkim kamieniu tuż obok, wziąłem ręce swoją lutnię. Chwilia koncentracji. Magiczna pieśń zaczęła płynąć, obijając się srebrnym echem o wszystkie drzewa w lesie. Delikatne, aksamitne dźwięki opływały przestrzeń dokoła, a ja czułem euforię. Byłem już zmęczony, całą moją energię spożytkowałem na to zaklęcie.

Zaklęcie wypędzenia to jeden z najbardziej kompleksowych czarów, jakie kiedykolwiek dotąd rzucałem. Jest tym trudniejsze, im więcej istot chce się wypędzić.

Kilkadziesiąt żywych trupów w rynku zamieniło się w wysuszone ścierwo, i upadło na ziemię. Inne powoli rozsypywały się w proch. Z horroru, który wypełniał całe miasto zostało może kilka, kilkanaście ghuli.

Osunąłem się na ziemię, kompletnie wyczerpany. Potrzebowałem teraz chwili odpoczynku, żeby w ogóle móc iść, moje ręce i nogi drżały niczym struny lutni podczas gry, niezdolne, aby wykonywać przez pewien czas jakikolwiek ruch. W oczach mi się czerniło. Wydatek, który poczyniłem, był zbyt duży. To przejdzie, za chwilę znów będę mógł się normalnie poruszać, a pierwszy łyk wina zwróci mi możliwość rzucania czarów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powoli biegnąc za patrolem straży w pewnym momencie pojawił się elf z lutnią oraz krasnolud w zbroi dzierżącego hmmm... miecz w ręce. Paladyni przystali i porozmawiali chwilę z obcymi, po czym obie grupy się rozbiegły, ale zadna grupa wydawała się nie kierować konkretnie w stronę miasta, mimo to podążyłem za dwójką obcych. Podążałem za nimi przez chwilę, kiedy to przyczaili się w krzakach, najwyraźniej czekając(albo polując) na kogoś. Pojawiła się trzecia osoba niosąca coś sporego na plecach i padła na ziemię. Tamci do niego podeszli, podnieśli i ruszyli dalej w stronę miasta. Byli już wyraźnie zmęczeni, gdy podbiegł wrzeszczący starzec:

NIEUMARLI ATAKUJĄ!!!! POMOCY!!

Jeden z nich, chyba elf przysiadł na kamieniu i zaczął wygrywać łagodną, miłą dla ucha melodie, magiczną. Czułem się wspaniale, żywszy i szczęśliwszy. Niestety bard osunął się na ziemię, a muzyka ucichła. Chyba już czas się ujawnić i jak najciszej posuwałem się do nich do momentu, gdy stałem jedynie kilkanaście metrów od obcych, wszyscy wygldali na naprawdę wycieńczonych. Tu mogli mnie już zobaczyć.

Witam, Aeron Morieth, do usług.-zwróciłem się do nichMam nadzieję, że nie będziecie mieli mi tego za złe, ale śledziłem was od jakiegoś czasu, zaintrygowaliscie mnie. Poczekajcie chwilę-zakończyłem i poszukałem przez chwilę wzmacniającego zioła Zdrowego Chwastu. Szczęśliwie znalazłem kilka i starając się nie wyrywać korzeni, wyrwałem.

Weźcie to i szybko rozcierajcie pod nosem, poczujecie się lepiej-podałem kilka porcji zioła i uśmiechnąłem się zachęcająco.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podnioslem sie z pozycji kleczacej w jakiej sie przed chwila znalazlem. Cale szczescie, ze rozpoznalem melodie grana przez tego barda i zdazylem wymowic odpowiednie zaklecie ochronne. Tym niemniej czar był potezny i mimo mych czarow zdołał zwalic mnie na kolana Spojrzałem na elfa ktory zdazyl juz zemdlec. Co gorsza siły i mnie opuszczały. Wyjscie było tylko jedno. Schowałem prawą reke w poły peleryny i szybko wysypałem część zawartosci mieszka na dlon. Odrazu przybylo mi sił. Niestety nie bylo czasu na delektowanie sie tym. Paladyni szybko sobie poradza z ta resztka ghuli i zaczna nas szukac. Podbieglem do omdlalego elfa. Z miejsca gdzie on lezal dostrzeglem reszte jego druzyny: jakies brudne dziecko, krasnoluda i o zgrozo trzy najdziwniejsze rzeczy paladyna, ludzkiego naekromante i zwłoki. Przeżyc dosc jak na dzisiaj, lecz moja milosc lubi miec ostatnie slowo, bo podbiegl jakis czlowiek i rzekł:

-Witam, Aeron Morieth, do usług. Mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi tego za złe, ale śledziłem was od jakiegoś czasu, zaintrygowaliscie mnie. Poczekajcie chwilę-zakończył i poszedl do lasu, po chili wrucił z jakims chwastem i powiedzial:

-Weźcie to i szybko rozcierajcie pod nosem, poczujecie się lepiej.

Oni moze tak, ale nie ja, wiec uprzejmie podziekowalem i schowalem zielsko do kieszeni peleryny. Czas naglił wiec trzeba bylo dzialac niezwazajac na uprzedzenia jakie zywiłem i do tego paladyna i do tego nekromnty (on chyba byl ranny.)

-Ty! -powiedzialem do nowo przybylego łowcy (poznałem po wygladzie) -Bierz tego paladyna na plecy i chodz za mną -zawachałem sie przed wypowiedzeniem glosno nastepnego zaklecia. Jezykiem moich inkantacji był moj ojczysty jezyk ktory dla ludzi, elfów i krasnoludow brzmi jak cichy krzyk i zupelnie nic nie mowi. Zrozumieć mą mowe mogl tylko ten paladyn (na szczescie wydawał sie byc nieprzytomny) lub osoby ktore zmierzyly sie z magami Ciemnego Imperium i tu mam nadzieje, ze nikt z zebranych nie mial sposobnosci walczyc z moimi imteligentnymi pobratyncami. Zreszta, na takie rozwazania przyjdzie czas pozniej. Skupilem uwage na wszystkich osobach ktore lezaly nieprzytomne i na trumnie ze zwlokami po czym wypowiedzialem prosta formułke, ktora przetłumaczona na ludzki jezyk brzmiała by "piurkospadanie." Łowca nie miał problemu z udzwignieciem paladyna w płytowej zbroi, gdyz wazyl on teraz osiem razy mniej niz zwykle. Ja wziełem lezacego elfa (przewiesilem go przez lewe ramie) i jego lutnie poczym wskoczylem w krzaki. Na drugie ramie dzwignełem trumne.

-Wy dwaj! -powiedzialem do dziecka i krasnoluda. -Bierzcie tego nekromante i za mna!

Nie miałem pojecia gdzie biegłem. Wiedzialem tylko ze zblizam sie do serca puszczy. Po drodze łowca przy pomocy swoich ziół wyleczył troche rannego nekromante, tak ze juz nie krwawił. Reszta druzyny nie ustepowala nam kroku. Wszystkie postacie objete czarem byly lekkie niczym puch i dzwiganie ich nie nastreczalo trudnosci nawet temu dziecku. Zatrzymalismy sie dopiero wtedy kiedy mielismy pewnosc, ze paladyni z zamku nie znajda nas.

Z niewielkiej skały wypływał mały strumyczek, to przy nim zatrzymalismy sie. Wieczór sie zblizal. Robilo sie coraz ciemniej i zimniej. W przeciwienstwie do reszty, mnie odpowiadała ciemnosc i chłod. Wreszcie moglismy odpoczac. Ciekawe jak długo...

Dziekuje ci moja miłosci za wszystko co dzisiaj dla mnie zrobiłaś

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Blady promień słońca raził moje oczy. Nastał świt. Jak zwykle zabrałem swoją torbę, zapakowałem do niej przedmioty, które miałem sprzedać na targu. Idzie mi coraz lepiej. Do zasługa formy do odlewania sztyletów, którą kupiłem za cały swój dotychczasowy dobytek: 100 sztuk srebra! Ale mam nadzieję, że te sztylety sprzedam za jakieś 5-6 srebrników od sztuki. Mam ich 7, czyli... starczy mi na kupno sporego kawałka miedzi! Tak rozmyślając doszedłem do bram miasta. Był bardzo wcześnie. Nieco zaspani strażnicy wpuścili mnie bez problemu. Z resztą - codziennie tędy przechodziłem, a ich na szczęście nie obchodził mój wiecznie nałożony kaptur. I dobrze! Na targ mógłbym trafić z zamkniętymi oczami. Dziś jednak pojawił się jakiś krasnolud, który prezentował swoje sztuczki. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że włada on też elfickim mieczem. Każdy orze, jak mu się uda... czy jakoś tak - pomrukiwałem pod nosem, po czym objętnie poszedłem na targowisko. Już od samego rana było tu dużp kupców z wozami, straganów, oraz samych klientów. 16 stragan w lewym rzędzie od strony południowej bramy, kupiec imieniem Waldo - handluje niezłymi figurkami, głównie z miedzi. Gdy do niego podeszłem od razu ciepło mnie powitał: - I oto mój stały klient! On jest chyba kolekcjonerem moich arcydzieł! Ludzie! Oto Solus Ipse! - kupiec w podeszłym wieku krzyczał na cały głos. - Daruj to sobie. Przecież wiesz po co do Ciebie przychodzę. - Odparłem ponurym tonem. Waldo bez słowa poprowadził mnie za swój wóz. Całe szczęście znajdywał się on tuż pod murami zachodniej strony miasta. Co masz dziś? - zapytał... jak zwykle... Dziś, chcesz zobaczyć? To popatrz. - wyciągnąłem z torby 5 miedzianych sztyletów. Były bardzo ostre, jednak w pewnych miejscach ostrze wyraźnie nie miało jednolitego kształtu - forma do odlewania była już naprawdę stara, ale warto było ją kupić. No, no. Robisz postępy chłopcze - masz tu 40 sztuk srebra i 20 miedziaków na zachętę. Następnym razem zapłacę nieco więcej, ale wiedz, że moi klienci zajmują się już poważniejszymi sprawami. Chodziło oczywiście o bandę rabusiów. Korzystają oni z moich wyrobów, ale wioski, ktore napadali nie stawiały żadnego oporu. Teraz zachciało im się atakować mniejsze miasteczka i karawany. Mnie to z resztą nie obchodzi. Liczą się tylko pieniądze.

Utarg się udał. Mogę nieco sobie wydać. Ruszyłem w kierunku tawerny. Ale wtem słyszę donośny głos: LUDZIEEE! NEKROMATA UCIEKŁ!!! Nekromata? A mieli jakiegoś spalić? Nie miałem czasu na zastanawianie się. Ogromny tłum ludzi zmierzał w kierunku bramy. Słyszałem o krawych zemstach nekromatów, ale skoro on stąd ucieka i w dodatku będzie go ściagał regiment paladynów, to chyba niby człowieka, niby orka oszczędzi? Zaszyłem się w ustronnym miejscu. Wielu ludzi zostało stratowanych przez innych. Było ich bardzo dużo na placu, ale co to? Oni powstają zmartwych! Nie było czasu do stracenia - wyjąłem spod płaszczu średniej wielkości topór i ruszyłem do walki z ghulami. Pierwszy padł po ciosie w plecy. Potężny cios powalił go. Szczęściem rozpłatałem głowę drugiemu. Ale co to?? One są nieśmiertlene! Tylko poświęcone miecze paladynó zdołają ich zgładzić! Biegiem ruszyłem w stronę grupy dzielnych obrońców światłości. Pomagałem każdemu, mimo, że mój topór nie był zbytnio jeszcze naostrzony. Wtem jakaś dziwna magia sprawiła, że całe to dziadostwo poszło w cholerę. Widać jakiś mag zlitował się na rycerzami i zwykłymi obywatelami.

Dzielnie wlaczyłeś. Jak ci na imię? - Zapytał mnie chyba dowódca garnizonu. - Solus Ipse, ale dziękuję za wszystko, pójdę już sobie. Jak sobie życzysz, ale jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował naszej pomocy - jesteśmy gotowi cie jej udzielić. A teraz weź to i żegnaj! Niech Światłość będzie z tobą! Sierżant dał mi skórzaną zbroję bez rękawów. bardzo mi się ona przyda. Zapakowałem ją do torby i ruszyłem boczną ścieżką do domu, jakby nigdy nic - było, minłęo - czas biegnie dalej!

Już było ciemno, szedłem obok strumuka. Nagle oczom moim ukazały się zarysy kilu sylwetek. Niektórzy leżeli odpoczywając, a inni... nie, nie umiem powiedzieć. Ciekawość moja posunęła się do tego stopnia, iż podeszłem bliżej. Założyłem pod płaszcz darowaną mi skórzaną zbroję i pochwiciłem po raz kolejny swój topór. Zobaczymy, co to za jedni. Na kupców nie wyglądają, więc teraz zachowam ostrożność. Jeden przeciwko sześciu... Klan Czarnej Stali liczy więcej członków. Możliwe, że będzie to pierwszy, poważny sprawdzian mych umiejętności...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ile jeszcze mam czekać na zapłatę? Nie chcę być w żaden sposób kojarzona ze zniknięciem nekromanty... Im dłużej będę zwlekała, tym więcej Chłopców może to skojarzyć... cholera... W pewnym momencie poczułam, że jest mi tak jakoś dużo lżej - i pozwoliło mi to biec szybciej. Czy ja aż tak bardzo się boję?

Po niedługim czasie w końcu się zatrzymaliśmy, żeby odpocząć - chociaż ja, przyzwyczajona do ucieczek chyba trzymałam się najlepiej. Już chciałam poruszyć kwestię mojej zapłaty - znacznie większej, niż mi na początku obiecywali - kiedy nagle poczułam, że jesteśmy obserwowani. Spróbowałam zwrócić na siebie uwagę krasnoluda(ponieważ elf był nieprzytomny, a to ta dwójka mnie wynajęła) i przekazać mu na migi, co się dzieje- oczywiście, nawet kiedy w końcu na mnie spojrzał z całkowitym niezrozumieniem obserwował moje gesty. Po chwili więc zrezygnowana opuściłam ręce i ledwo wydając jakikolwiek dźwięk wyszeptałam 'ktoś patrzy.poszukam, zostańcie', po czym wstałam i poprawiając paski, do których przymocowany miałam sprzęt, weszłam w krzaki gęste z zupełnie innej strony, niż wyczuwałam obecność - żeby nie spłoszyć tamtej osoby, a grupie przekazać, że nie wypada pójść za mną.

Gdy już byłam pewna, że mnie nie widzą, ciągle trzymałam się za drzewami, szukając istoty, która nas szukała- jednocześnie cały czas mając w zasięgu wzroku grupę. Po jakimś czasie mozolnego, cichego skradania się zauważyłam jakiegoś dużego gościa w skórze i z toporem, który zza drzew przyglądał się grupie. Bez problemów udało mi się go okrążyć i schować w krzakach niedaleko za jego plecami, przy okazji wyciągając jeden z moich noży do rzucania.

Czekając aż coś zrobi, dla zajęcia sobie czasu szukałam wszystkich miejsc, które po rzucie nożem od razu spowodują śmierć...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ha! Tylko 3 osoby stoją na nogach. A w dodatku jedną z nich jest mała dziewczynka! Nie mają ze mną żadnych szans. Zauważam, że mała osóbka rusza w przeciwną stronę co do mojego położenia. Ale po co? Wykorzystuję sytuację, gdy dwójka pozostałych patrzy na małą osóbkę. Podkradam się jak najbliżej. Teraz widzę dokładnie: 3 osoby są chyba ni przytomne, dwie siedzą na ziemi odpoczywając. Nie widzę jednak niczego wartościowego. Chowam topór między płaszczem a zbroją i ostrożnie cofam się na drogę do domu.

Gdy już jestem przy tamtej skale, słyszę cichutki szlest wśród drzew i krzaków. Ktoś tam jest! Po raz kolejny wyciągam broń uważnie patrząc w tamtą stronę...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do wszystkich demonow otchlani. Nigdy wiecej nie dam sie wplatac w cos takiego. Zreszta w co ja sie na cienie najnizszych poziomow wpakowalem? W ciagu paru lat podrozy mialem najrozniejsze przygody i roznych towarzyszy, ale nekromanta? I czego wlasciwie oczekiwal ten bard? JEzeli zacznie spiewac piesni o ucieczce nekromanty, Paladyni dorwa go i zabija. A jezeli bedzie chcial opowiedziec o pojmaniu... coz, wtedy prawdopodobnie sam trafi do wiezienia. I to na bardzo krotko. Podobnie jak reszta. Lacznie ze mna... Och na zbrukany mlot Maladina... Podobno nad glupcami piecze sprawuje sama Wielka Bogini. No to chyba nasza grupa zajmuje caly jej czas... Te niewesole mysli zostaly przerwane seria gestow wykonywanych przez dziewczyne, ktora pomogla nam znalezc uciekinierow. Gdybym jeszcze wiedzial o co jej chodzi...

- Ktos patrzy. Poszukam. Zostancie - slowa cichsze niz szept wiatru, a mimo to zrozumiale. Wypakowuje z plecaka zestaw do ostrzenia broni. Wyciagam miecz i zaczynam powoli badac ostrze szukajac wszelkich niedoskonalosci. W razie gdyby zrobilo sie goraco nie bede tracil cennego czasu. A tajemniczy obserwator niczego nie powinien sie domyslic. Z drugiej strony ledwo stoje na nogach, a rece odmawiaja posluszenstwa, zwlaszcza ze musialem kawal drogi dziwgac rannego... Po chwili namyslu ukladam miecz pod nogami i zaczynam ostrzyc sztylet. Jezeli to zwykli rabusie, powinien wystarczyc. Jezeli nie, wszyscy mamy powazne tarapaty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nareszcie chwila odpoczynku. Mimo wszystko po tej calej eskapadzie bylem troche zmeczony i nawet nie wiedzialem po co sie narazam dla tych ludzi. Bez ceregieli usiadlem na trumnie ktora przed chwila nioslem. Bliskosc zwłok dodawała mi sił, szkoda tylko, ze to byly zwloki paladyna. A propos paladynow tu spojrzalem na nieprzytomnego wiekowego swietego meza ktory dzwigal trumne razem ze zwłokami. Ciekawe po co to wogole robi? Jak kolwiek nie patrzec to jest to beszczeszczenie zwłok, czyli jest sprzeczne z etyką rycerską. Ciekawe czy by mi odsprzedał te zwłoki... Z zamyslenia wyrwał mnie moj instynkt wojownika, ktory zawsze mnie ostrzegał o mozliwym zagrozeniu. Rozejrzałem sie dookoła az moj wzrok padł na osobnika chowajacego sie w krzakach. Nie bylo sensu jednak nic robic bo to dziecko... (auć :wink: ) ta młoda elfka wzieła sprawy w swoje rece i obeszla przeciwnika od tyłu. Magiczny wzrok jakim dysponowałem doskonale widzial w otaczajacym nas polmroku wiec zapowiadało sie ciekawe widowisko. Ciekawe kto wygra to starcie, osobiscie wolałbym aby przezyla elfka, lecz jesli jej przeznaczeniem bylo polec z reki tego... czlowieka? to nic nie moge na to poradzic i najlepiej zrobie jak nie bede ingerował.

Dziekuje ci moja miłosci za wszystko co dla mnie zrobilas i za zycie jakie dzisiaj darowalas tym smiertelniką"

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzę, ze mężczyzna, którego śledziłam zauważył mnie - i nie wiem, jak to się mogło stać! A myślałam, że nic gorszego niż to, jak zostałam przyłapana na braniu sakiewki tego elfa się nie wydarzy... A jednak...

Rozważam możliwości, które mi zostały-

Mogę krzyknąć do tamtej grupy, zawołać o pomoc - ale po pierwsze, nie jestem tak naiwna, żeby wierzyć, że przyjdą(zwłaszcza, że są mi winni pieniądze), a po drugie wtedy od razu ten osobnik dowiedziałby się kim - i gdzie jestem - a na to sobie pozwolić nie mogę.

Kolejną możliwością jest zabić tego mężczyznę- ale z drugiej strony jest niewielka szansa, że mi się to nie uda, i wtedy on będzie znał moje położenie - i na to też pozwolić nie mogę. Nie wspominając już nawet o tym, że wtedy pozostawimy po sobie kolejny ślad, który może jeszcze wzmocnić pogoń, jeśli to ktoś z miasta...

Ostatnią możliwością wydaje się dalsze chowanie... a poza tym - może uda mi się go zajść od tyłu... I wtedy ogłuszyć. To jest chyba najlepsze rozwiązanie - zwłaszcza zważając na to, że nie ma żadnego hełmu ani niczego tego typu na głowę...

Starając się mieć cały czas nóż w pogotowiu i robiąc kilka cichych niezauważalnych kroków do tyłu, żeby się ukryć, wyciągam schowaną pałkę i okrążam mężczyznę, wznosząc ją do ciosu, i po uderzeniu od razu odskakuję kilka kroków, patrząc na efekty i przy okazji wyciągając nóż - na wypadek, gdyby cios okazał się zbyt mało skuteczny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Elf, który się nierusza, wygląda na nieprzytomnego elfa. A ja byłem tylko osłabiony. Brak energii nie pozbawił mnie świadomości.

Przeniesiony kilkaset kroków w głąb lasu leżałem na miękkich mchach. Zapach ściółki leśnej działał kojąco i relaxująco. Powoli wracała możliwość ruchu.

Panowało dość duże poruszenie, ktoś czaił się chyba w krzakach.

W tym pprzypadku chyba leżenie na ziemi i udawanie nieprzytomnego... nie - nie udawanie - po prostu podtrzymywanie ich nieświadomości... będzie najlepszą taktyką.

Poczekam jeszcze chwilę na rozwój wydarzeń.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój nekromanta także był troche podziurawiony.

- Nie ruszaj się...poszczypie tylko trochę.

Wymodliłem krótką sentencję. Była to magiczna inkantacja, ale była popularnie zwana modlitwą. Przyłożyłem dłonie do ran nekromanty. Rana zaczeła strasznie śmierdzieć, unosił się z niej dym. Nekromanta przestał krwawić, ale zasklepienie ran zależało już tylko od jego organizmu. Nadal nie będzie mógł poruszać się zbyt sprawnie.

- Dopomogłem trochę twojemu organizmowi, ale resztą będzie musiał zająć się sam. Nie jestem w stanie zneutralizować tej paskudnej trucizny. Lada dzień rany szczernieją, wda się zakażenie, będziesz miał wymioty. W końcu wyrzygasz swoje własne płuca. Nie mam pojęcie, dlaczego paladyni zaczeli używać trucizn. Przecież to wbrew kodeksowi. Wroga zabija się na ubitej ziemi. Nigdy nie atakuje się z ukrycia, od tyłu, a tym bardziej trucizną...ciekawe...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stoję nieruchomo. Słyszę bicie mojego serca... Nóż Ta myśl strzeliła mi do głowy. Jeśli go rzucę mogę wywabić intruza z krzaków, lub go zabić... jeśli trafię. Schylam się ku ziemi, by delikatnie położyć topór... I to była ostatnia rzecz, jaką pamiętam - widocznie ktoś uderzył mnię w głowę... Tracę przytomność...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spojrzałem na palladyna leczącego nekromantę. Jestem ciekaw dlaczego ten święty rycerz podróżuje w towarzystwie swojego całkowitego przeciwieństwa, pozbawionego serca, nurzającego się w śmierci i zgniliźnie, mrocznego awatara zła, wskrzesiciela umarłych. Co ich łączy? Może mag jest jego więźniem, który musi dożyć procesu sądowego i publicznej egzekucji? Jeśli nawet to dlaczego wydaje się uciekac? Może nie jest tak święty, za jakiego go uważam... Podróżowałem z nimi przez las od kilku godzin, ale dopiero teraz zacząłem się zastanawiać nad sensem wędrówki. Jestem łowcą a moim atrybutem jest łuk, strzały, narzędzia, których używałem prawie codziennie. Bez nich jestem prawie bezużyteczny...

Nie wiem jeszcze kim jesteście i co zamierzacie zrobić, ale mogę zaoferować swoją pomoc tylko do bezpiecznego wprowadzeniu was z boru, potem raczej wracam do Kharndris. Jestem łowcą, potrzebują łuku, strzał i swoich narzędzi. Bez nich będę tylko tragarzem i kiepskim zielarzem. Naszym jedynym wyjściem jest jak najszybsze dotarcie do miasta, przede wszystkim, ze względu na rany nekromanty...-zwracam się głównie do krasnoluda i palladyna,...no chyba, że chcecie jego śmierci. Dla niego było by to szczególnie interesujące "wrażenie"-dodaje sarkastycznie.

Nagle słyszę cichy odłog łamanych gałązek i szelest i po chwili upadek czegoś ciężkiego na ziemię, jakby kogoś żywego...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Powrot do miasta jest głupotą. -Głosno wyrazilem swoja opinie wstajac z kamienia na ktorym sie rozsiadlem (ze wzgledu na prosbe spella uznajmy, ze na trumnie nie siedzialem tylko na zwyklym glazie)

-A nekromanta sam jest sobie winien. Mogl wybrac inna dziedzine magii niz nekromancja, lecz skoro wybral te droge to nic dziwnego, ze spartolil sprawe. -Nie ukrywałem swoje niecheci do ludzkich nekromantow. POdeszłem do lezacego elfa i lekkim kopnieciem w noge spawdzilem czy jest przytomny. Niestety nie był. Spojrzalem jeszcze tylko na krasnoluda i lowce (oraz chylkiem na paladyna) Ciekawe czy sie domysli... poczym poszedlem w strone elfki i jej ofiary.

Dopiero z bliska rozpoznalem, ze nie byl to zwykly czlowiek. Silne dziewcze - pomyslalem oceniajac sile fizyczna "Bogini ulicy".( :D )

-Moze pomoc ci go niesc? -spytałem

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widać - tam skąd pochodzi nie wiedzą, że nie kopie się leżącego - myślę, kiedy mój piszczel przeszywa ostry ból. Poleżę jeszcze trochę.

Chcą iść do miasta? No ba! Ktoś się musi dowiedzieć o wypędzeniu tych wszystkich ghuli. Czyja to sprawka, jeśli nie moja? Nagroda nie może mnie minąć...

Czuję się niemal kompletnie na siłach, chociaż nogi mam 'ciężkie jak z waty', czy jakoś tak, nigdy nie byłem dobry w tych śmiesznych powiedzonkach we Wspólnym.

Powoli siadam, otwieram oczy. Stwierdzam, że ten głuchy łoskot chwilę temu był odgłosem upadku ciała dość sporego człowieka... człowieka?

- Myślę, że jednak powinniśmy iść do miasta - tak najłatwiej będzie zmylić pościg. Pod latarnią jest najciemniej, czyż nie?

No nie wiem, czy nie za szybko 'doszedłem do siebie'... ale niech to, pewnie i tak nie skojarzą...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Myślę, że jednak powinniśmy iść do miasta - tak najłatwiej będzie zmylić pościg. Pod latarnią jest najciemniej, czyż nie?

- Tez jestem 'za'. Bynajmniej nie aby odbierac nagrode czy cos... no chyba ze chcesz zgarnac nagrode za nekromante bardzie - nie wiem czy to najlepszy pomysl mowic o tym glosno, ale co tam. - Dochodzimy tu do podstawowej kwestii - po jaki bezwartosciowy odprysk kwarcu mysmy sie tu pchali? Najpierw chciales ratowac nekromante, potem go znalezc... Zalatw wiec co masz do zalatwienia, bo szkoda mi cie zostawiac samego z... nimi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przynajmniej tyle mi się udało- uśmiecham się patrząc na dobrze wykonaną robotę. Upewniam się jeszcze czy gość jest rzeczywiście martwy, przykładając mu szybko sztylet do gardła(bo każdy, kto nawet udaje w takim momencie próbuje się odsunac) - jednak dalej się nie rusza. Najciszej jak mogę wychodzę zza krzaków zapamiętując położenie ciała i gdy jestem już na granicy bycia zauważoną odzywam się głośniej "ten ktoś leży tam" - wskazuję go kciukiem z uśmiechem przepełnionym satysfakcją.

""Tez jestem 'za'. Bynajmniej nie aby odbierać nagrodę czy cos... no chyba ze chcesz zgarnąć nagrodę za nekromantę.

-Tylko ten fragment mowy krasnoluda mnie zaciekawił - resztę puściłam mimo uszu; czasem lepiej wiedzieć jak najmniej. Skrzyżowałam ręce na piersi po czym odezwałam się:

"Skoro gadka o nagrodach- zapłaćcie mi. Dużo więcej, niż miało być-więcej zrobiłam."

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

OFF

Wiem, ze z tym kowalstwem i mowa ludzi Hawk nie przypadł ci do gustu ale nie musialas odrazu go zabijac ^_^ Umowmy sie, ze jest nieprzytomny :wink:

ONTOPIC

-Skoro gadka o nagrodach. Zapłaćcie mi. Dużo więcej, niż miało być zrobiłam. -Prychnelem na odzywke dziewczyny. Ja jej nic nie jestem winny, niech gada z tamtymi, ktorzy ja najeli. Podszedlem do nieprzytomnego polorka i jednym ruchem przewiesilem go sobie przez ramie w druga reke biorac jego topor. Przenioslem go na srodek naszego malego obozu i zucilem obok ogniska, tak aby wszyscy go widzieli (powiedzmy ze ktos sie ruszyl i ognikso rozpalił pamietajcie ze juz jest prawie noc) poczym usiadlem na kamieniu z ktorego przed chwila wstalem.

-Wiekszosc uwaza, ze powinnismy isc do miasta wiec zrobmy tak jutro z samego rana. A tymczasem co zrobimy z tym półorkiem?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...