Skocz do zawartości
Cardinal

Recenzje płyt

Polecane posty

Nazwa zespołu - Metallica

Nazwa płyty – St. Anger

Rodzaj metalu – Po prostu Metal

To nie jest Metallica taką jak znamy ją z albumu ‘‘Master Of Puppets’’, czyli melodyjnie i ładnie (a w tle orkiestra syfonijna). Album ’’St. Anger’’ jest równy a może nawet i lepszy od ‘‘Master Of Puppets’’. Tu głosy zawsze będą podzielone Bo i tytułowe utwory jak i albumy są tak od siebie różne, że wręcz nieporównywalne. Ale nie ulega dyskusji, że piosenka St. Anger ma najlepszy początek jaki w ogóle słyszałem w jakimkolwiek utworze metalowym. Teraz Metallica gra dużo Głośniej, Brudniej i dla niektóry lepiej, zawsze chciałem usłyszeć tak grającą Metallice, ale nie znaczy, że zawsze chciałbym, żeby tak grali. Albumu tego słucham już 2 miesiące i ciągle mi się podoba, nie wiem, czy to czary ty gitar, czy tej perkusji. A zapomniał by o największej wadzie tego albumu, mianowicie tekstach, refreny jeszcze ujdą, ale zwrotki to nieporozumienie. Tak monotonnych jeszcze niesłyszałem.

Utwory:

'Frantic'

'St. Anger'

'Some Kind Of Monster'

'Dirty Window'

'Invisible Kid'

'My World'

'Shoot Me Again'

'Sweet Amber'

'Unnamed Feeling'

'Purify'

'All Within My Hands'

Wydaje się mało ale to tylko pozory. Najkrótszy utwór ma trochę ponad 5 minut, a najdłuższy około 9 min. Z tym tytułowy St. Anger ma najlepszy początek jaki dotąd słyszałem. A więc Umarł Król (‘‘Master Of Puppets’’) niech, żeje KRÓL (St. Anger)

10/10 - dla tych co metalike zawsze lubil :D

9/10 - Co jej nigdy nie znali :shock:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A więc Umarł Król (‘‘Master Of Puppets’’) niech, żeje KRÓL (St. Anger)

10/10 - dla tych co metalike zawsze lubil :D

9/10 - Co jej nigdy nie znali :shock:

A 1/10 dla tych, ktorzy lubia metal. Bez "nu"... A porownywanie tej plyty do Puppetsow jest IMO sporym nietaktem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To nie jest Metallica taką jak znamy ją z albumu Master Of Puppets, czyli melodyjnie i ładnie (a w tle orkiestra syfonijna).

Nie wiem czy wiesz ale orkiestra symfonijna nie byla na Master Of Puppets ale na S&M, takie tam 13 lat roznicy miedzy tymi dwoma albumami...

A więc Umarł Król (Master Of Puppets) niech, żeje KRÓL (St. Anger)

Aha :P A to ja moze postoje...

Z tym tytułowy St. Anger ma najlepszy początek jaki dotąd słyszałem.

Pozostajac przy Metallicy, zeby sie nie rozpisywac na temat ogolnie najlepszych poczatkow, to mnie osobiscie sie duuzo bardziej podoba ten z Ride The Lightning i For Whom The Bell Tolls

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale lolowa recenzja :D. Po prostu metal i 10 dla tych co zawsze lubili metallice, buehehehe.. lubilem metallice do 1991. Porownanie st anger do master of puppets.. buehehehehehehhehehehehehhe. Co do wstepu duuuuuzo lepsze ma chocby For Whom the Bell Talls, One, Fade to Black czy The Call of Ktulu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nazwa zespołu: ENSLAVED

Nazwa płyty: MONUMENSION

Rodzaj metalu: tzw. VIKING METAL

Spyta ktoś dlaczego lubię Enslved? Odpowiedź nie jest trudna jeśli kiedykolwiek słyszało się tą norweską kapelę. Ten album jest wyjątkowy. Zresztą czy jest jakiś nie wyjątkowy album Enslaved? Wątpię, ale jednak jest inny niż wszystkie albumy. Dlaczego? Nie wiem tak szczerze mówiąc. Może dlatego, że to mój ulubiony album?

Pierwszy utwór "Convoys To Nothingness" to istny walec. Zaczyna się spokojnie, by w środkowej części rozgnieść wszystko na miazgę. Końcówka również jest spokojna, lecz bas chodzi tak potężnie, że odradzam ustawienie głośników na full (badane laboratoryjnie :-P). No i ten wokal. Cudny growl przemieszany z blackowym skrzekiem. Istny orgazm. "The Voices" rozpoczyna się dźwiękiem gitary prowadzącej. Najpiękniejszej gitary prowadzącej jaką w życiu słyszałem. Taki cudny, szarpany i brudny dźwięk. A co do utworu, to jest zdecydowanie szybszy i zdecydowanie dłuższy. "Vision: Sphere of the Elements - A Monument Part II" jest moim ulubionym kawałkiem z tej płyty. Ostry wstęp, agresywna gra gitar, świetna melodia. Tak lubię. Czwarty na płycie, "Hollow Inside" jest całkowicie inny niż poprzednicy. Jest wolny, posiada dużo partii akustycznych oraz zwykły wokal i jest na swój sposób piękny. Jednak trzeba go przesłuchać przynajmniej 2-3 razy, aby przekonać się do niego. "The Cromlech Gate" podobnie jak "Convoys To Nothingness" zaczyna się spokojnie i równie podobnie przypierdala później swym ciężarem niczym ciężka artyleria. Takie utwory lubię. Oł jeeee :-) Kolejnym utworem na płycie jest "Enemy I". Zaczyna się od agresywnego wokalu i nie mniej agresywnej gitary. Potem jest co raz spokojniej i spokojniej aż do łagodnego zakończenia. "Smirr" ma jeszcze potężniejsze wejście niż utwór poprzedni. Ma też świetne solówki i zwolnienia oraz przyśpieszenia tempa. Ósmym kawałkiem jest "The Sleep : Floating Diversity - A Monument Part III" a dziewiątym jest "Outro : Self - Zero". Opisuję dwa naraz, bo praktycznie nie widać granicy kirdy się kończą. Są dość spokojne co jest dobrym zakończeniem tej płyty. Ale na sam koniec usłyszymy Sigmundskvadet". Utwór ten jest inny, bowiem jest śpiewamy po norwesku i jest raczej folkowy. Wyobraźcie sobie morze i jego taflę, niczym nieporuszoną. Jest potężna mgła, wśród której wyłania się drakkar Wikingów. Wojownicy wiosłują, aby poruszyć potężną łódź, równocześnie śpiewając pieśń, która ma zagrzać ich do zbliżającej się walki. Tak właśnie wyobrażam sobie ten utwór. Jest piękny po prostu.

Cóż mogę dodać w zakończeniu? Enslaved jest boski w każdym aspekcie i daje tej płycie 10/10. Obowiązek dla każdego!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nazwa zespołu:Bruce Dickinson

Nazwa płyty:Chemical Wedding

Rodzaj metalu:Heavy metal

Rok wydania:1998

_____________________________________________________________

Polecałem ten album na starym forum, więc polecę także i teraz.Jest to ostatnia płyta solowa wydana przez Bruca(mówi się, że kolejna w przygotowaniu).Chemical Wedding to bardzo ciężka płyta, nie oczekujcie więc takiego pop-rocka jak na pierwszych płytach Dickinsona(nie mówię, że były one złe).Ten album to ukoronowanie umiejętności Dickinsona.Po prostu arcydzieło.Wokal Bruca jest tutaj inny niż ten w Ironach, chciałoby się rzec bardziej drapieżny.Nagrywając tę płytę Bruce odciął się od swojej kariery w Iron Maiden i od swoich korzeni związanych z NWOBHM, bo ta płyta to czysty heavy metal.Ta płyta to geniusz, najlepsza płyta solowa Dickinsona.Ciężka i mocna ale nie brakuje jej ballad(!)tyle, że one także są ciężkie.Pozostaje mi tylko wystawić ocenę temu dziełu.

OCENA:10/10

to ja chciałem tylko powiedzieć, że masz całkowitą rację!!! www.free4web.pl/3/?68509 to tak jakby ktoś miał jakieś wątpliwości :)

I ja chciałem się dopisać! Oczywiście popieram moich przedmówców - płyta przegenialna!

Co do odejścia Bruce'a z Iron Maiden, a ciężkiego brzmienia tej płyty, to możemy tu wskazać aż dwa paradoksy:

Po pierwsze, Bruce odszedł z Maidenów, gdyż uważał, że zespół się nie rozwija. Zamiast podążać za drogą wytyczoną przez "Seventh Son..." i "Somewhere In Time" (tj. bardziej progresywną), Steve Harris wolał, by zespół wrócił do korzeni - tj. klimatów z "Iron Maiden" i "Killers" (BTW: ten drugi jest moim zdaniem najgorszym z albumów Maidenów). Przyszłe wydarzenia pokażą, że to Bruce miał rację... Tak więc Wokalista (celowo przez duże "W") odszedł, a tu Harris i spółka nagrali płytę... zupełnie odmnienną od poprzednich!!! Aż chce się spytać: gdzie tu logika? Może Bruce wcale nie musiał odchodzić z Maiden, może wystarczyłyby wakacje, by sobie biedaczek odpoczął? No dobra, kończę te gdybania. Poza tym, gdyby on nie odszedł, to pewnie nie powstałyby te jego cudowne solowe utwory!

A po drugie: Bruce odchodząc z Maiden chciał się odciąć od Metalu (celowo pisane dużą literą!), lecz po bodajże 2-3 latach do niego powrócił! I to w jakim stylu! Czyżby przeznaczenie?

Jeszcze na koniec tego długaśnego posta napiszę co nieco o balladach Bruce'a. Ja osobiście nie słuszałem piękniejszych! Często aż łezka kręci mi się w oku, gdy słucham jego ballad. Jak dla mnie numerem jeden jest "Man of Sorrows". Posłuchajcie! Gwarantuję, że się wam spodoba, a jeżeli jesteście dosyć wrażliwi, to być może się i popłaczecie! Na niedalekim drugim miejscu znajdują się ex equo "Tears of the Dragon" i "Jerusalem". Również cudowne! Oczywiście warto też posłuchać pozostałych ballad Bruce'a jak: "Arc of Space" czy "Omega" albo cudownego "Blood Brothers" oraz "Journeyman" z dorobku Iron Maiden.

Mi tam osobiście tylko jedna niespecjalnie przypadła do gustu - "Change of Heart". Oczywiście nie jest ona zła... brzmi jednak odrobinę... popowo, a ja tego gatunku "muzyki" (??? śmiech na sali) po prostu nie trawię. Nie zmienia to jednak faktu, że Bruce Dickinson nie ma w swoim dorobku słabej ballady.

uff... rozpisałem się...

"Was is der lange Rege kurzen Sinn?" (jakiż jest krótki sens tej długiej rozmowy? - F. Schiller). Ano: Bruce Dickinson to wokalista wszechczasów! Rock i metal zna wielu genialnych wokalistów jak: Freddie Mercury, Ozzy Osbourne czy Ronnie James Dio i xxx (tu każdy może wpisać nazwisko swojego faworyta - mój to Hansi Kürsch), ale jak dla mnie to Bruce Dickinson jest najlepszym wokalistą rockowo-metalowym jaki się kiedykolwiek narodził. I niech nam żyje sto lat oraz ubarwia nasze życie swoimi utworami oraz śpiewem!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale lolowa recenzja :D. Po prostu metal i 10 dla tych co zawsze lubili metallice, buehehehe.. lubilem metallice do 1991. Porownanie st anger do master of puppets.. buehehehehehehhehehehehehhe. Co do wstepu duuuuuzo lepsze ma chocby For Whom the Bell Talls, One, Fade to Black czy The Call of Ktulu.

Ja z metalem nie mam wiele do czynienia, rozróżniam tylko parę gatunków, słucham zespołów, które są powszechnie znane z nazwy. A co do St. Angre i Master Of Puppets, napisałem przecież, że są nieporównywalne (chciałem tu zauważyć jak bardzo zespół się zmienia, dla niekumatych)

Co to znaczy lolowa recęzja?

Nie wiem czy wiesz ale orkiestra symfonijna nie byla na Master Of Puppets ale na S&M, takie tam 13 lat roznicy miedzy tymi dwoma albumami...

To miała być taka aluzja, przenośnia, czy jak to tam się nazywa, w każdym razie nie chodzi o to co ty napisałeś.

A co do wstępu mi się podoba i według mnie jest najlepszy to co wy myślicie, wasza sprawa

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bruce Dickinson to wokalista wszechczasów! Rock i metal zna wielu genialnych wokalistów jak: Freddie Mercury, Ozzy Osbourne czy Ronnie James Dio i xxx (tu każdy może wpisać nazwisko swojego faworyta - mój to Hansi Kürsch), ale jak dla mnie to Bruce Dickinson jest najlepszym wokalistą rockowo-metalowym jaki się kiedykolwiek narodził. I niech nam żyje sto lat oraz ubarwia nasze życie swoimi utworami oraz śpiewem!
:cry:

Hehe.. mowiac o wokalu metalowym ciezko brac pod uwage wokal czysty czy tam tez falsetowy, jak niektorzy robili, bo mimo wszystko, to sie baridzej kojarzy z rockiem. Wokale metalowe to np skrzek, growl lub cos pomiedzy nimi i zwyklym glosem /np wokalista Kreatora/. Nie uwazam wiec, by dickinson byl najlepszym wokalista metalowym. A co do muzyki rockowej, to mimo wszystko lepszy glos ma freddie Mercury, jak dla mnie.. kto tam jeszcze.. nie wiem, nie slucham takiej muzyki, ale i king diamond raczej wyprzedza dickinsona.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ale i king diamond raczej wyprzedza dickinsona.

Chyba jak zasuwa na rowerze...

Hehe, chyba jak normalnie spiewa. Wiem, ze lubisz iron maiden i nie mozesz byc w tej sprawie obiektywny, wiec nie musi ciagnac nowej dyskusji na ten temat. Ogolnie to to mi sie i tak taki wokal nie podoba :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hehe, chyba jak normalnie spiewa.

Niestety rzadko mu sie zdarza normalnie spiewac.

Wiem, ze lubisz iron maiden i nie mozesz byc w tej sprawie obiektywny

Akurat Maidenow slucham od dluzszego czasu rzadko. I jakbym mial podac najlepszego moim zdaniem wokaliste, to bym sie dlugo zastanawial. I prawdopodobnie i tak nie wskazalbym Dickinsona. Jak juz, to dostalby pierwsze miejsce ex aequo z kims innym.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nazwa zespołu: VADER

Nazwa płyty: THE BEAST

Rodzaj metalu: DEATH METAL

Rok wydania: 2004

Wydawca: METAL MIND/ METALl BLADE

Strona internetowa: www.vader.pl

I ukazał się najnowszy album legendy polskiego death metalu. Cóż można o nim rzec? Przede wszystkim jest wolniejszy i cięższy niż wcześniejsze dokonania grupy. Ten ciężar jest widoczny w każdym kawałku, przez co brakuje w nich jakiegoś takiego porządnego kopa. Nie mówię, że utwory są złe, bo całkiem miło mi się ich słucha. Po prostu, jak na rasowy, deathowy zespół przystało, oczekuję po Vaderze energii, która wyciśnie ze mnie ostatnie krople potu.

Na nowej produkcji jest wiele zmian tempa ("Out of the Deep"), wiele utworów ma jakieś powiazania z kawałkami ze wcześniejszych płyt ("The Sea Came in at Last" kojarzący mi się z "Carnal"), jest też melodyka. Przejawia się ona głównie, i chyba wyłącznie, w solówkach, które są, prawdę powiedziawszy, niczego sobie. Widać, że Mauser dał z siebie wszystko ;-) Generalnie kawałki są dobre i niektóre z nich na pewno na stałe zagoszczą w repertuarze granym na koncertach (jak choćby wyżej wspomniany "The Sea Came in at Last").

Album nie jest zły. Naprawdę nie jest. Będą na pewno osoby narzekające, że to już nie ten dobry stary Vader. Pytające gdzie ta zadziorność, siła miażdżąca wszystko dookoła. Tego nie da się uniknąć. Mi osobiście "The Beast" podoba się choć niestety nie przebija mojego ulubionego "Litany".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nazwa zespołu: DIES IRAE

Nazwa płyty: SCULPTURE OF STONE

Rodzaj metalu: DEATH METAL

Rok wydania: 2004

Wydawca: METAL MIND

Klon Vadera, naśladowcy za dychę, w dodatku kiepscy. Takie i podobne słowa można usłyszeć z ust wielu ludzi. A wiecie co tym wszystkim osobom powiem? Kupa a nie żaden klon Vadera!

Trzeci długograj w dyskografii Dies Irae rozpoczyna się i kończy identycznie. Dźwiękiem dzwoniących, chińskich dzwoneczków. Muszę przyznać, że w takich klimatach intra i outra nigdy nie słyszałem. Nie mam też co ukrywać, że strasznie podoba mi się ta zagrywka. Nietypowe i jakże klimatyczne. A co z muzyką? Zespół postawił przede wszystkim na ciężar i melodie. W porównaniu z poprzednimi dwoma dokonaniami, jest przez to wolniej. Gitary grają niczym jakaś ciężarówka. Jednym słowem bosko. Z podobną sytuacją spotkaliśmy się na najnowszym albumie Vadera. Jednak nie ma tu mowy o żadnym zgapianiu. Zespół wypracował już sobie własny styl i dziarsko wkracza na drogę do pierwszej ligi death metalowego grania.

Świetny i najbardziej dojrzały album w dyskografii Dies Irae. Mam nadzieję, że zespół przestanie być w końcu postrzegany jako naśladowcy Vadera i zacznie być bardziej doceniany. No cóż, co będzie to będzie. Ja w każdym razie ponownie zapuszczam sobie tą bardzo udaną płytkę :-)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ZESPOL : OPETH

PLYTA : BLACKWATER PARK

Wydawcy: Music For Nations / Metal Mind Productions

Rodzaj : polaczenie death metalu i hard rocka ?

Tej płyty nie polecałbym fanom Slayera, choć jest na niej trochę ciężkiego growlingu i ostrych gitar. Opeth obu tych składników nie nadużywa. Płyta mieści się gdzieś pomiędzy death metalem a art rockiem, lecz mimo to Akerfeldtowi udało się połączyć te odległe od siebie gatunki w spójną całość.

Mikael Akerfeldt to muzyk wszechstronny, co słychać wyraźnie w spokojniejszych fragmentach płyty. Po zapoznaniu się z "Blackwater Park" niejeden wokalista prog-rockowy zrewidowałby swoje poglądy na temat własnych umiejętności wokalnych. Piąte oficjalne wydawnictwo zespołu Opeth to nie tylko znakomity wokal. Wspaniałe są także gitary, bas, perkusja. Ciekawe współbrzmienie gitar tworzy niesamowity klimat tej płyty. Nawet gdy Mikael growluje, gitary są piękne i melodyjne. Nie ma tu typowej dla niektórych deathowych zespołów "rąbanki", do tego bardzo dobrze dopasowuje się sekcja rytmiczna. "Blackwater Park" to piękna opowieść. Nie ma w niej agresji, jest melancholia i zaduma oraz wspaniałe kompozycje i piękne, poetyckie teksty - to kolejna już zasługa Mikaela Akerfeldta. Swoje trzy grosze dołożyli też producenci (muzycy Opeth oraz Steve Wilson, który śpiewa i gra w kilku kawałkach na fortepianie i gitarze). Płyta brzmi wspaniale i soczyście, jest przy tym bardzo przejrzysta, co przy skomplikowanych kompozycjach Mikaela jest konieczne. Zwraca uwagę zwłaszcza "Harvest", który kojarzyć się może z pierwsza płytą Blackmore's Night, a nieco starszym słuchaczom z produkcjami grupy Renaissance. Ktoś mógłby powiedzieć, że "Blackwater Park" to płyta monotonna, że w kolejnych utworach powtarzają się te same motywy. To nieprawda: "Blackwater Park" to w istocie rzeczy jeden utwór, nieco umownie podzielony na osiem fragmentów. Od początku do końca słyszymy przeplatające się ze sobą wspaniałe motywy muzyczne: od ostrego metalu po piękne i melancholijne, spokojne fragmenty.

Jeżeli zaczniecie słuchać tej płyty, pozostanie ona w waszym odtwarzaczu CD na zawsze. "Blackwater Park" zaczaruje was i już nigdy nie będziecie tacy sami.

OCENA 10/10

Opeth to sztandarowcy progresywnego death metalu, ale maja tez elementy doom. Poza tym, ostatnio nagrali jakas z tego co pamietam jakas litowo, rockowa plytke.. no, ale blackwater park to jeszce prog death :) - eRyahXa0S/Darth Wojtex

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A więc Umarł Król (‘‘Master Of Puppets’’) niech, żeje KRÓL (St. Anger)

10/10 - dla tych co metalike zawsze lubil :D

9/10 - Co jej nigdy nie znali :shock:

A 1/10 dla tych, ktorzy lubia metal. Bez "nu"... A porownywanie tej plyty do Puppetsow jest IMO sporym nietaktem.

Nietaktem? Jak dla mnie to CUDO! No, ale dla kazdego cos dobrego, każdy ma swoje gusta.

BTW Świetny pomysł z tymi reckami płyt, jak znajdę czas to sam coś NAPISZĘ. Czekamy na więcej recek 8) :!: :twisted:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Master of Pappets też sluchałem (piszę tak na wszelki wypadek, żeby ktoś mnie nie oskarżył, że nie znam ich dyskografii a wydaję sądy 8) ). A co ci się NAJBARDZIEJ podoba w Master of pappets, że tak ten album wychwalasz? No, musze przyznać, ze jest ot jeden z ich najlepszych, najbardziej znanych itd. ale...płyty się zmieniają :wink:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A co ci się NAJBARDZIEJ podoba w Master of pappets, że tak ten album wychwalasz?

Master of Puppets to byl jeszcze metal. Po prostu. Jest tam kilka doskonalych utworow, niezle solowki, a nie ma za to smiesznych czapeczek i obwislych spodenek. Osobiscie wole Kill'em All i Ride the Lightning. Master of Puppets to dla mnie trzeci z albumow Metalliki, ktory nadaje sie do sluchania. Wszystko co robili potem to juz wieksza albo mniejsza nuda i tandeta. A St. Anger to apogeum tej nudy i tandety. Nie mam jakichs osobistych pretensji do Metalliki, bo nigdy nie nalezeli oni do moich ulubionych kapel. Niech sobie nagrywaja co chca, niech zaczna jezdzic na deskorolkach i rapowac :) Tylko niech nie wciskaja glupot, ze St. Anger to "nawiazanie do starych plyt i powrot do thrashowych korzeni".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(...)"nawiazanie do starych plyt i powrot do thrashowych korzeni".

Moze słuchasz Slayer? Po tych wyraźnie widać jak rozwijają sie...Moze słuchałeś ich pierwsze III albumy. Własciwie to nie jest jakis metal tylko same darcie, ale już w następnych albumach jest lepiej i da się tego słuchać:) Np. ten świetny kawałek Bitter Peace (czy jakos tak) - niesmowite rytmy 8)

BTW Ale już nie będę rozdrapywał tematu albumu St.anger bo jeszcze dostanę bana za nabijanie postów (acz to nie jest mym zamiarem 8) )

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moze słuchasz Slayer?

Nie, za Slejerami nie przepadam, poza kilkoma utworami z roznych plyt.

sluchac metalu , a nie sluchac Slayera to tak jak .. nie wiem , byc czlowiekiem i nie oddychac ;]

Glowka47 - bardzo dobra recenzja , kurcze sam chcialem ta plyte opisac ;] na szczescie sa inne .. Natomiast to ze oni graja prog death to jakas glupota , a ich ostatnia plyta to juz 100 % jazda progresywna ..

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moze słuchasz Slayer?

Nie, za Slejerami nie przepadam, poza kilkoma utworami z roznych plyt.

sluchac metalu , a nie sluchac Slayera to tak jak .. nie wiem , byc czlowiekiem i nie oddychac ;]

Glowka47 - bardzo dobra recenzja , kurcze sam chcialem ta plyte opisac ;] na szczescie sa inne .. Natomiast to ze oni graja prog death to jakas glupota , a ich ostatnia plyta to juz 100 % jazda progresywna ..

Oczywiście, że Opeth ma w swej muzyce elementy rocka progresywnego. Dzieki temu grają taką niesamowitą muzykę.

takie rozmowy to chyba raczej do metal ogolnie. Kolejne tego typu posty w tym fdziale beda wywalane - zapraszam do Metal Ogolnie. - eRyahXa0S/Darth Wojtex

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ZESPOL: Nightwish

ALBUM: Once Platin Edition

Gatunek: Opera Metal

Wydawca: Nuclear Blast

Once PE to rozszerzona wersja wydanego na poczatku tego roku albumu Nightwisha pt. Once. Zespol Nightwish wywodzi sie z Finlandii. Jego zalozycielem jest Tuomas Holopainen, grajacy na instrumentach klawiszowych, autor muzyki i tekstow wiekszosci piosenek. Kolejny czlonek, a moze raczej czlonkini, o ktorym warto wspomniec, to Tarja Turunen. Pelni ona role wokalistki. Natura obdarzyla ja glosem wysokim, bardzo przypominajcym operowe solistki, choc troche zadziornym.

Oprocz tych dwojga mamy takze gitarzyste Emppu Vuorinena, perkusiste Jukke Nevalainena oraz basiste, Marco Hietalę. Dla Marco jest to chyba dopiero druga plyta. Wczesniej gral on w finskiej kapeli Tarot. Na Once wspomaga on czasem Tarje wokalnie i wychodzi mu to bardzo dobrze. Glos ma mocny, zachrypniety, a mimo to spiewa a nie growluje.

Calosc zaczyna sie utworem "Dark Chest of Wonders". Mimo, ze jest to utwor dosyc ciezki jak na Nightiwsha znanego z wczesniejszych plyt, to jednak galopujacy riff, wysoki, operowy glos Tarji i orkiestra Filharmonii Londynskiej robią swoje.

Kolejny utowr to "Wish I Had An Angel". Takze ciezki, choc na pewno latwiejszy w odbierze. Mimo takiego "dyskotekowego" poczatku, rozwija sie bardzo fajnie. Szczegolnie spodobal mi sie chwytliwy refren, spiewwany wspolnie przez Marco i Tarje.

Trzecia piosenka to znany z Singla "Nemo". Ciekawa partia klawiszowa, sam utow dosyc zmienny-szybkie fragmenty przechodza w spokojne, by potem znowu powalic :).

Czwarte dzielo z kolei nosi tytul "Planet Hell". Ciekawa partia choru na poczatku (zreszta ja w ogole lubie chorki :)). Nastepnie wchodzi Marco, by znow zaspiewac, nawet bardziej melodyjnie niz w "Wish I had An Angel". Tym niemniej jednak te ostre kawalki Nightwisha to nie jest to, co lubie najbardziej.

Nastepny utowr to "Creek Mary's Blood". Zaczyna sie bardzo nastrojowo, jakby indianskim motywem. Potem wchodzi gitara akustyczna, delikatne klawisze i głos Tarji... I ja odplywam-naprawde przyjemny utowr. Mam nadzieje, ze bedzie na koncertach i zapalniczki pojda w ruch.

Szosty utwor nosi tytul "The Siren". Mimo fajnego, orkiestrowego wstepu, jakos nie przepadam za tym utworem.

Nastepny jest "Dead Gardens". Ponownie mamy nastrojowy, smyczkowy wstep, ktory potem przeradza sie w dosyc ostre granie. Osobiscie bardziej cenie sobie melodie niz rytm, wiec nie jest to moj ulubiony kawalek. Inna sprawa, ze wokal jest naprawde nastrojowy,

Osmy utwor zdecydowanie przeczy swojemu tytulowi-"Romanticide". Mimo chorkow i ladnego spiewu nie przekonal mnie do siebie, chociaz pewnie gdybym go posluchal jeszcze ze dwadziescia razy, to bysmy sie polubili, bo pewien klimat w nim siedzi.

Dziewiaty utwor-"Ghost Love Score" -nareszcie przypomina nam, jak wyglada Nightwish. Piekny, orkiestrowy wstep, potem chorki. Londynczycy zreszta nie znikaja ani na moment. Graja przez caly utwor, i choc sa niejako w tle, to tworza taki specyficzny nastroj.

Dziesiaty utwor na tej plycie jest spiewany po finsku. Nosi niezrozumialy tytul "Kuolema Tekee Hajteilijan". Jest to kameralna ballada, w ktorej graja w zasadzie tylko filharmonicy. Do tego glos Tarji-rewelacja. Chyba moj ulubiony utwor na plycie.

Ostatnim utworem na normalnym Once bylo "Higher Than Hope". Kolejna ballada i znowu bardzo przyjemna dla ucha. Tym razem gitara akustyczna, basowa, z rzadka perkusja. Poza tym Tarja i chorki. Ale tak wyglada tylko poczatek. Potem mamy przesterowanego elektryka i wiecej perkusji. Przyjemne, nie powiem.

Pierwszy bonusowy utwor nosi tytul "White Night Fantasy". Mimo, ze jest on dosyc ladny, to jednak nie wiem czemu, lecz melodyjnie kojarzyl mi sie z popem :(. Tym niemniej jako przerywnik moze byc.

Drugi bonus, trzynasty utwor na plycie to "Live To Tell The Tale". Poczatek ma troche swiateczny klimat. Caly utwor to lekki, melodyjny metal z doscy chwytliwym refrenem.

Ostatnim bonusem na Platin Edition jest teledysk do "Nemo". Wydaje mi sie, ze mimo, iz jest bardzo ciekawie zrobiony, to jednak nie pasuje do utworu. Tarja tapla sie w blotku, zespol gra na jakiejs skarpie. Mozna objerzec, bo jest interesujacy, ale to jednak nie to :).

Podsumowujac-jezeli ktos lubi Nightwisha, to plyta ta mu sie spodoba. Jezeli ktos nie zna-warto poznac. Jezeli natomiast ktos nie lubi-to i dzieki tej plycie go nie polubi.

OCENA: 7/10

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Reunion jest dla fanów Black Sabbath płytą szczególną, gdyż jest powrotem po latach w oryginalnym składzie w dodatku zawiera wszystkie kutlowe już kompozycje. Jest to płyta z zarejestrowanym 5.12.1997 koncertem w rodzimym dla sabbathów Birmingham. Zawiera wszystkie klasyki zespołu. Rozpoczyna się wyciem syren w "War Pigs", już wiadomo że to będzie wspaniały koncert, później publiczność prawie zagłusza krzykiem Geezera Butlera we wstępie "N.I.B.". Następne piosenki jak np. "Electric Funeral" czy "Sabbath Bloody Sabbath" potwierdzają świetną formę muzyczną zespołu. Zarówno Butler jak i Iommi odgrywają ekstra solówki na swoich instrumentach. Słuchając kompozycji "Black Sabbath" można naprawdę odlecieć!!! No końcowe "Paranoid" to już jazda bez trzymanki. Całość zwienczają dwa utwory studyjne nagrane w tym samym roku. Jeśli chciałbys poznać twórczość Black Sabbath lub mieć ich najlepsze kawałki w koncertowej wersji to album dla Ciebie.

Całkowicie się zgadzam! Wszystkie utwory na tym albumie są genialne, lecz szczególną uwagę (moim zdaniem) należy zwrócić na N.I.B. – najlepsze wykonanie jakie kiedykolwiek słyszałem! Jeszcze tylko zdobyć „The Last Supper” DVD do kompletu…

Kolejny utowr to "Wish I Had An Angel". Takze ciezki, choc na pewno latwiejszy w odbierze. Mimo takiego "dyskotekowego" poczatku, rozwija sie bardzo fajnie. Szczegolnie spodobal mi sie chwytliwy refren, spiewwany wspolnie przez Marco i Tarje.

Ja tam osobiście bardzo nie lubię "Wish I Had An Angel". Zupełnie nie "nightwishowy" utwór. Zaprawdę brzmi zbyt "dyskotekowo" jak dla mnie, nieco zalatuje techno.

Swoją drogą był to pierwszy utwór Nightwisha jaki usłyszałem. Postanowiłem wybadać na czym polega ta magia tegoż zespołu, więc ściągnąłem ten utwór z pewnej stronki i... zupełnie mnie odepchnęło. Nie zrozumiałem czym ci wszyscy ludzie się tak zachwycają, a nawet ten ponoć cudowny śpiew Tarji mi się nie spodobał. Zraziłem się na kilka tygodni, lecz ostatecznie postanowiłem dać Nightwishowi drugą szansę i ściągnąłem "Elvenpath" no i... wpadłem! :) Ten niesamowity klimat, ta magia no i przepiękny głos Tarji... Potem jeszcze ściągnąłem "Sleeping Sun" oraz "She Is My Sin". Słuchałem tych trzech kawałków całymi dniami po czym zacząłem kupować kolejne płytki zespołu. Obecnie mam całą dyskografię + DVD "From Wishes To Eternity"... :)

Dziesiaty utwor na tej plycie jest spiewany po finsku. Nosi niezrozumialy tytul "Kuolema Tekee Hajteilijan". Jest to kameralna ballada, w ktorej graja w zasadzie tylko filharmonicy. Do tego glos Tarji-rewelacja. Chyba moj ulubiony utwor na plycie.

Ten niezrozumiały tytuł znaczy bodajże "Śmierć tworzy artystę". W 2005 roku ma wyjść trzeci singiel z Once "Death makes an artist" zawierający ten właśnie utwór po angielsku. Ja ogólnie przepadam za fińskim śpiewem Tarji - piękny język! Dlatego też oprócz "Kuolema..." bardzo lubię akustyczne "Erämaarärvi"...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Zyraff666

ZESPÓŁ- Illdisposed

TYTUŁ- 1-800 Vindication

ROK WTDANIA-2004

STRONA INTERNETOWA-www.Illdisposed.dk

Zespół powstal jakies 13 lat temu w dani. Chlopaki maja na swoim koncie 8 plyt (przynajmniej o tylu wiem). Zaczeli od plytki "Four Depresive Seson"(rok wydania 1993) - plyta z typowo dethowym brzmieniem, szybkosc nie porywa na niej zbytnio, gdyz chlopaki momentami maja chwilowe zajawki typu My Dying Bride. Dla tego Illdisposed nie należy do najszybszych zespolow swiata ale technicznie czasami maja sie czym pochwalic.

NO i teraz sie zaczelo kolejne plyty tracily na brzmieniu ale dalej mialy w okol siebie dethowa otoczke. taka plyta "There's Something rotten..."(1997)- zupelnie co innego niz "Four...". strasznie melodyjna ale za to wciagajaca jak Diabli :twisted: osobiscie bardzo mi sie podoba.

Na plytce "1-800..." chlopcy polaczyli oba style, z tych dwoch plyt ktore opisalem, wczesniej i wychodzi cos co trzeba samemu posluchac zeby wiedziec o co chodzi. Dochodza, rowniez nowe motywy takie jak klawisze i troszke elektroniki. wokal stal sie bardziej klarowny.

A co mi sie najbardziej w tej plycie podoba, to to ze w pierwszym kawalku kolesie nawiazuja do swojej wczesniejszej tworczosci.

Jezeli komus nie chce sie kupowac plytki lub nie lubi "kupowac kota w worku" (i tak jest ciezko dostac), moze sobie wejsc na srtrone Illdisposed i tam mozna posluchac kawalkow z wszystich plyt.

OSOBISCIE POLECAM CALA ICH TWORCZOSC!!!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...