Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość

Filmy

Polecane posty

Parę dni temu po raz pierwszy obejrzałem genialny, super fantastyczny i po prostu same achy i ochy : film HERO.

Wcześniej ten film mnie nie interesował ze względu na postać Jet Li - jakoś byłem przyzwyczajony, że filmy z jego udziałem to typowe: ręka, noga, mózg na ścianie. Już pierwsze minuty filmu pokazały, jak bardzo się myliłem.

Przejście Bezimiennego przez plac do pałacu Cesarza mnie zaskoczył - mimo że nie było to nic nadzwyczajnego, to jednak miało w sobie to coś. Początkowo fabuła jest niejasna - kim jest Bezimienny? Co robi w pałacu? O co chodzi z tym Broken Sword i Flying Snow. W momencie gdy już myślałem, że wszystko jest jasne, okazało się, że nie mam racji. W filmie fabuła zmienia się trzy czy nawet cztery razy. To co na początku wydaje się proste - w krótkim czasie zmienia się w bardziej skomplikowaną sprawę.

Teraz przejde do głównej części -- walki. Hyh Chim miał okazję odczuć moją podnietę parenaście sekund po filmie - to było coś. Matrix ma efekty? Buhahaha - bullshit. Jak zobaczyłem walkę Bezimiennego ze Sky, to już poczułem, że im dalej, tym ciekawiej. Spowolnienie akcji już nie robi takiego wrażenia w filmach - ale tutaj bieg Bezimiennego poprzez kropelki deszczu to dzieło sztuki. Kolejna walka Moon/Luny [różnie tłumaczyli] z Flying Snow w lesie pośród jesiennych liści.... i moja szczęka zaryła w podłogę - balet przy tym, to połamaniec. Piękno samo w sobie. Podobnie jak walka Bezimiennego z Broken Sword'em - to odbijanie kropelek, walka na jeziorze - po prostu brak słów! innego określenia nie ma.

Nie chcę mówić o fabule, gdyż boję się, że zdradzę zakończenie, które jest prawdziwym wyciskaczem łez [broken Sword i Flying Snow na skale]. Ten film po prostu trzeba zobaczyć!! Kino amerykańskie nie może się równać z tym cudownym dziełem.

Z niecierpliwością czekam na nowy film twórców HERO, czyli - Dom Latających Sztyletów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Popieram opinie poprzednika :D dla mnie Hero to film genialny. Jezeli chodzi o fabule to polecam tez "Old Boy'a" fabula tego filmu jest rownie dobra i zmienia sie czesto jednak jest to film, ktory mozna obejrzec tylko raz no ewentualnie wtedy gdy sie zapomnialo. Jednak po tym pierwszym razie jest sie troche oszolomionym(w pozytywnym znaczeniu tego slowa). Ja osobiscie czekam na "Les fils du vent" (pol. Wielkie wyzwanie lub Synowie wiatru(doslowane tlumaczenie)). Film ten mozna nazwac kontynuacja przeboju Luca Bessona pt. "Yamakasi". Niemalze ta sama obsada, zobaczymy wszystkich aktorow, ktorzy w filmie Yamakasi byli czlonkami tej grupy uprawiajacej Parkour. Ostatnio obejrzalem "Banlieue 13" (pol. 13 Dzielnica) film podobny do Yamakasi ale w nim gra osoba, ktora stworzyla sport Parkour tzn David Belle film ten nie posiada prawie w ogole fabuly ale za to jest przepelniony akcja polecam szczegolnie dla zobczenia co potrafia Cyril Raffaelli i David Belle :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, "Hero" to bardzo ciekawy film. Szkoda, że dominuje opinia "film piękny, ale fabuła...", bo mnie w "Hero" najbardziej wciągnęła fabuła. Doskonale pokazuje kruchość ludzikich emocji, a jednocześnie ich moc. Piękny film o wzajemnych relacjach i trudnościach z nimi związanych. Do tego przepiękne zdjęcia no i te walki w sumie tyż :wink: Przyznam, że pojedynki nad drzewami, bez grawitacji robią wrażenie, ale w paru miejscach Zhnag Yimou przegiął...(przykładowo motyw łapania filiżanki kawy mieczem...LOL). Co do walk w "Hero" a w "Matrix". Mimo wszystko wolę te z Matrixa. Za ten mroczny klimat, dozę fantastyki.... Osobiście z Matrixa także najbardziej cenię scenariusz, ale walka "Coat Checker" czy "Cheatau" mnie powaliły. Wracając do Hero i Zhanga Yimou. Już wyszedł jego nowy film "Dom latających sztyletów" któy ponoć jest jeszcze lepszy. Czekam ze zniecierpliwieniem!! :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyznam, że pojedynki nad drzewami, bez grawitacji robią wrażenie, ale w paru miejscach Zhnag Yimou przegiął...(przykładowo motyw łapania filiżanki kawy mieczem...LOL).

Przegiął? Poczytaj o kulturze dalekowschodniej - oni inaczej tych walk nie mogą pokazać. To tak jakbyś nakręcił film, gdzie jezus nie zginął na krzyżu, tylko został rozstrzelany...

Europejczyków walki w tych filmach mogą śmieszyć - jednak po przeczytaniu parunastu artykułów i książek człowiek ma całkowicie odmienne spojrzenie - i odnajduje czyste piękno i kunszt.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyznam, że pojedynki nad drzewami, bez grawitacji robią wrażenie, ale w paru miejscach Zhnag Yimou przegiął...(przykładowo motyw łapania filiżanki kawy mieczem...LOL).

Europejczyków walki w tych filmach mogą śmieszyć - jednak po przeczytaniu parunastu artykułów i książek człowiek ma całkowicie odmienne spojrzenie - i odnajduje czyste piękno i kunszt.

Wiesz ...Piękno, kunszt, artyzm. To jedno. Przeginanie i robienie rzeczy po prostu ..nie chcę powiedzieć głupich... może trochę śmiesznych to drugie. Zauważ że film mi się bardzo poodbał jako całość. Zastrzeżenia mam zaledwie do paru momentów w których Yimou moim zdaniem trochę nagiął linie fantazji i bajki, a wkroczył do krainy autoparodii.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość PinkFloyd

Chim - potrzebuje Cię do dyskusji. My dwaj krytycy filmowi...hehe. No tak zapominam się.

Przeprowadziłem się..i zaraz obok mam wypożyczalnie DVD. Wreszcie odświeżyłem sobie kilka tytułów. Jedziemy:

Przed Zachodem Słońca >> 2 ludzi, którzy w wieku 23 lat (około) spotkała się w Wiedniu i przeżyła ze sobą upojny romans (jednodniowy) spotyka się prawie przypadkiem ponownie po 9 latach w Paryżu, na promocji ksiązki głównego bohatera, która btw opowiada o tamtym spotkaniu sprzed 9 lat (notabene o nim opowiada film Przed Wschodem Słońca, którego poszukuje - wyszedł na DVD?) Nie byłoby w tym nic niezwykłego (chcociaż ja lubie takie historie) gdyby nie aktorstwo Ethana Hawke'a i July Delpy (zagadka dla Chima - w jakich innych filmach grała ta boska Pani <smile> ?) i to że film odgrywany jest w czsie rzeczywistym, czy raczej tak był kręcony. Nie ma żadnych przeskoków akcji. Spotykają sie, zaczynają rozmawiać i w pewnym momencie film się po prostu kończy...żadnych wyciętych kadrów etc. Dosyć krótki 71 minut czy coś koło tego...ale naprawde przykuwający wzrok (tylko tych którzy zrozumieją o co im chodzi). Poza tym jest całkowicie otwarty na końcu...Czekam na kolejną część - chociaż to chyba nie byłoby już to. Szczerze polecam miłośnikom Paryża i takich historii.

Drobne cwaniaczki >> hehe, klasyka. Woody Allen w typowej dla siebie komedii. Nie wiem dlaczego niektórych to po prostu nie bawi. Dla mnie to esencja tego typu humoru. Poza tym mam sentyment do tego pana, jego gry aktorskiej i reżyserii. Coż mogę rzec komuś kto nie widział. Hmm..historia nieudacznika i jego żony, którzy chcą obrobić bank robiąc podkop ze sklepu własnie przez nich otworzonego do skarbca tegóz to banku. Problem w tym że Woody i jego kumple nigdy nie kopali tuneli, a prowadzona na górze (jako przykrywka do wszystkiego) ciastkarnia jego żony zaczyna sciągać coraz więcej głodnych <smile> ludzi...Jaki będzie finał zobaczcie sami.

Jerry Maguire >> ogólnie to nie jestem zwolennikiem Toma Cruise'a, ale w tym filmie jakoś zawsze mi się podobał. Poza tym jest jeszcze zdobywca Oscara - Cuba Gooding Jr. i Renee Zellweger. Hmm, film opowiada o agencie sportowym, który wskutek własnych poczynań (słusznych- nie będę zdradzał jakich) zostaje na lodzie. Jego ostatni klient (Gooding Jr) znany lecz niedoceniany gracz footballu amerykańskiego staję się jedyną nadzieją na polepszenie statusu w branży agentów sportowych. Niestety Jerry musi wypromować swego klienta i nakłonić władze jakiegoś klubu do podpisania kontraktu...etc etc. Hmm, mnie osobiście zawsze podobała się rozmowa Renee z Tomem prawie na końcu filmu i piosenka Springsteena - Secret Garden jako jeden z motywów przewodnich filmu. Taki typowy film na wieczór, jak to można wywalczyć sobie wszystko w życiu prywatnym i zawodowym jesli tylko człowiek jest konsekwentny. Polecam.

Old Boy >> nie pamietam obsady ani reżysera - bo kino japońskie to nie mój konik. Jedno co warto powiedzieć to zdanie na pudełku DVD sygnowane przez samego Tarantino - "ten film jest bardziej tarantinowski od wszystkiego co zrobiłem" Święta prawda! Film powala. Fabuła jak i to - w jaki sposób główny bohater odtworzył postać człowieka trzymanego 15 lat w jednym pokoju - to mistrzostwo samo w sobie. Ktoś tam się wypowiadał powyżej że jest dużo zwrotów akcji - czy ja wiem - film na pewno nie jest przewidywalny. Byłem na samym końcu zaskoczony tym jak się to wszystko potoczyło. Po oglądnięciu jednak w człowieku coś się łamie...i więcej tego dnia filmów nie ogląda. Myśli. 15 lat w zamknięciu i 5 dni na zemstę. To po prostu trzeba zobaczyć.

Apartament>> film mnie zaskoczył. Z okładki i recenzji miałem o nim całkowicie inne wyborażenie. Historia niby banalna ale jednak urzekająca. Chłopak widząc na ulicy dziewczyne, idzię za nią i trafia do szkoły tańca. Potem po kilku takich perypetiach (jego śledzenia) poznają się i zakochuja w sobie. W pewnym momenci dziewczyna znika. Znika na 2 lata. Chłopak wszędzie jej szuka (nie wymienili się numerami telefonów ani nawet adresami, nazwisk też własnych nie znali). W między czasie wiąże się z inną - nawet prosi ją o ręke. Pewnego dnia jednak na spotkaniu biznesowym wydaje mu się że słyszy głos swej poprzedniej miłości. Historia poszukiwania zaczyna się na nowo - trafia do apartamentu hotelowego...i na wskutek kilku kolejnych zdarzeń poznaję inną dziewczynę. Czy pomoże mu ona odnaleźć dawną miłość? Tego już nie zdradze. Zobaczcie sami. Mogę tylko powiedzieć, że mnóstwo tu retrospekcji i pewnego rodzaju zwrotów akcji. Jedna wielka układanka...którą widz układa oglądając kolejne sceny. Wspaniała D. Kruger i taki sobie J. Harnett oraz muzyka do filmu, to kolejne atuty. Polecam.

Uff...już mi się nie chce <smile> Reszta kiedy indziej. Przymierzam się do Nocy z reżyserkimi Władcami Pierścieni we Wrocku...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chim - potrzebuje Cię do dyskusji. My dwaj krytycy filmowi...hehe. No tak zapominam się.

A i owszem. Wcale sie nie zapominasz. Ja nieskromnie uwazam sie za czlowieka ktory tutaj duzo o filmach roznych pisze i robie to za kazdym razem gdy widze jakikolwiek film, albo ktos mowi o filmi ktory widzialem.

Old Boy

Nie bede cytowal calej twojej wypowiedzi bo i po co. Oldboya widzialem. Swietny film. Tyle ze chyba nie jest japonski a z innego azjatyckiego kraju, ale nie powiem ci bo nie pamietam. A film ma zagwozdke fabularna, nie ma co gadac. Na koncu jest totalny hardkor. Nie chce tego za bardzo opisywac, bo zakonczenie jest zaskakujace - ale zgadzam sie w calej rozciaglosci - film jest swietny.

Pozostalych nie widzialem niestety. Ostatnio siedze tylko w horrorach i thrillerach, wiec nie sledze kazdego gatunku kina. A, o Woodym Allenie moge tylko powiedziec - nie znosze faceta. I nie rozumiem zachwycania sie nad jego pomyslami, humorem czy gra aktorska. Po prostu taki juz jestem.

NEC: 41

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Old Boy >> nie pamietam obsady ani reżysera - bo kino japońskie to nie mój konik. Jedno co warto powiedzieć to zdanie na pudełku DVD sygnowane przez samego Tarantino - "ten film jest bardziej tarantinowski od wszystkiego co zrobiłem" Święta prawda! Film powala. Fabuła jak i to - w jaki sposób główny bohater odtworzył postać człowieka trzymanego 15 lat w jednym pokoju - to mistrzostwo samo w sobie. Ktoś tam się wypowiadał powyżej że jest dużo zwrotów akcji - czy ja wiem - film na pewno nie jest przewidywalny. Byłem na samym końcu zaskoczony tym jak się to wszystko potoczyło. Po oglądnięciu jednak w człowieku coś się łamie...i więcej tego dnia filmów nie ogląda. Myśli. 15 lat w zamknięciu i 5 dni na zemstę. To po prostu trzeba zobaczyć.

Podpisuję się pod tym wszystkimi kończynami. Film kopie zadek i tyle. Przyznam, ze film jest dosyć brutalny, ale nie odbieram tego jako bezsensowane epatowanie przemocą, a raczej jako element filmu i jego klimatu . "Old Boy" bez tej przemocy i przede wszystkim kontrowersyjności byłby dużo słabszy... A co sądzicie o Kill Bill vol.2 będąc przy takich klimatach? Czy Wam też bardziej podobała się pierwsza część?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A co sądzicie o Kill Bill vol.2 będąc przy takich klimatach? Czy Wam też bardziej podobała się pierwsza część?

Mnie sie bardziej druga czesc podobala - glownie przez postac tego azjatyckiego mistrza - swietna rola i w ogole swietny koncept. A Jedynka to taka rzeznia dla mnie i tyle. Zreszta mnie w ogole, jako caloksztalt, Kill Bill nie zachwycil. Ot, film i tyle...Zreszta ja juz mam dosc takich klimatow. Wole posiedziec na moim poletku filmowym...

NEC: 42

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A mi się "Kill Bill" bardzo podoba. Film oceniam trochę w ten sposób - siedzisz oglądasz Allena, Kieślowskiego, Felliniego, Ozona...I czasem ma się ochotę na zwykłą, pospolitą sieczkę. Szczególnie gdy za wszystko weźmie się Tarantino, weźmie wszystko w ironiczny nawias i podleje się to jeszcze zapożyczaniem z innych filmów. Gorzej zaczyna być gdy film prosty, łatwy i śmieszny zmienia się w moralizatorskie brednie, a film zdecydowanie straci tempo i sens - mowa o Kill Bill vol2. Osobiście tez preferuję kino "ambitne" i najbardziej je sobie cenię, ale nie można dać się zwariować :) Jestem człowiekiem i lubię też rozrywkę - szczególnie powiązaną z absurdem i ironią. Dlatego Kill Billvol1 mi się tak spodobał ...:]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najlepsze filmy jakie dotąd widziałem ,i warto o nich wspomnieć to "PI" (rewelka,film polecam nawet wrogom), "Wściekłe psy"(Tarantino-nic dodać nic ując), oraz "Black hawk down"... No i jeszcze Czas Apokalipsy (I cant get no... satisfaction, czy jakoś tak :twisted: -kultowa scena)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hero --> niektóre rzeczy rzeczywiście moga się wydawać śmieszne, ale tylko wtedy, jak się nie rozumie pewnych spraw. Tu nie chodzi o wymyślanie nowych efekciarskich walk. One maja jednak pewne znaczenie symboliczne, w odróżneniu do tych z Matrixa (chociaż :)).

Dom latających sztyletów widziałem. Mam mieszane uczucia. Zaczne może od negatywnych odczuć. Banał przeświecał z tego. Chodzi oczywiście o miłość. Niektóre scenki naprawdę potrafią zaskoczyć pewną niedorzecznością. Z drugiej strony można się zastanowić, czy po sieczce z USA nie najprostsza, najczystsza forma miłości nie stała się dla nas kategorią zbanalizowaną. To pewnie nasza ułomność i dlatego (jak stwierdził Sztur) dzisiejsi ludzie nie potrafią wyrazić pewnych fundalmentalnych uczuć, bo boją się ośmieszenia. A reszta? Reszta filmu jest oczywiście doskonała. Świetnie wykonana technicznie. Ten film jest w kwestii techniki ponadczasowy. Warto się udać, ale trzeba się przygotować na marudzenia i śmiechy mądralów, którzy mają tak ograniczony umysł, że najprostsze idee są niedostępne ich pojmowaniu i dlatego próbują je w akcie desperacji ośmieszać :? . Jeżeli się człowiek otworzy, to warto naprawdę pójść, bo film urzeka. I nawet zaskoczył mnie w jednym momencie czy nawet dwóch :).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A o czym jest ten "Pi"?Bo widze że kilku kolegów wypowiada się pozytywnie na temat tego filmu.

"Pi" Aronofsky'ego to opowiesc o matematyku (zdolnym do mnozenia i dzielenia w pamieci niebotycznych liczb), ktory pracuje nad prawidlowoscia liczba PI i w pewnym momencie, droga przypadku, odnajduje w niej ciag 216 cyfr, ktory pozwala przewidywac notowania gieldowe, jest jednoczesnie imieniem Boga (na liczbe ta poluje =chyba= Chasydzka sekta zydowska) i paroma innymi rzeczami. Generalnie film jest hmm o Absolucie i o konsekwencjach pewnych czynow z dazeniem do Absolutu zwiazanych. Polecam goraco, bo film jest genialny.

"Gdy bylem maly mama mowila mi zebym nie patrzyl w slonce. Ale gdy mialem szesc lat, to spojrzalem."

I to wszystko tlumaczy.

NEC: 49

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja wczoraj widziałem po raz drugi w życiu klasykę kina - Requiem dla snu. Oglądałem drugi raz i drugi raz film dał mi do myślenia. Po obejrzeniu tego filmu trzeba sobie siąść i pomyśleć. Piękna sprawa - film znakomity. Widziałem też inny film - jakże inny... Właściwie to dwa. The Ring I i II w wersji japońskiej. Średnio mi się podobały. Jeśli traktować je jako dramat - są przyzwoite. Jako horror - nudne. Wszystko zależy od nastawienia. Ja się troszkę nastawiłem na horror i na to, że się poboję, a tu niestety rozczarowanie... Dobrze, że reżyser wsadził do filmu ciekawe przesłanie, bo inaczej film byłby dla mnie totlana porażką. Ogólnie oceniam te filmy :

Requiem dla snu --> 9/10

The Ring (jpn) --> 5+/10

The Ring II(jpn) --> 4/10

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jerry Maguire >> ogólnie to nie jestem zwolennikiem Toma Cruise'a, ale w tym filmie jakoś zawsze mi się podobał. Poza tym jest jeszcze zdobywca Oscara - Cuba Gooding Jr. i Renee Zellweger. Hmm, film opowiada o agencie sportowym, który wskutek własnych poczynań (słusznych- nie będę zdradzał jakich) zostaje na lodzie. Jego ostatni klient (Gooding Jr) znany lecz niedoceniany gracz footballu amerykańskiego staję się jedyną nadzieją na polepszenie statusu w branży agentów sportowych. Niestety Jerry musi wypromować swego klienta i nakłonić władze jakiegoś klubu do podpisania kontraktu...etc etc. Hmm, mnie osobiście zawsze podobała się rozmowa Renee z Tomem prawie na końcu filmu i piosenka Springsteena - Secret Garden jako jeden z motywów przewodnich filmu. Taki typowy film na wieczór, jak to można wywalczyć sobie wszystko w życiu prywatnym i zawodowym jesli tylko człowiek jest konsekwentny. Polecam.

Hmm, ja dość długo na ten film czekałem i trochę inaczej mi go opowiedziano (tzn. inaczej niż było naprawdę). I trochę się zawiodłem, bo w wersji przeze mnie słyszanej gościu zginął... to by dopiero był płacz :wink: . Ale ogólnie spoko. Co do piosenki, sama w sobie może nie jest taka super, ale w wersji z fragmentami filmu po prostu wymiata 9puszczał kiedyś Kaczor parę razy).

Apartament>> film mnie zaskoczył. Z okładki i recenzji miałem o nim całkowicie inne wyborażenie. Historia niby banalna ale jednak urzekająca. Chłopak widząc na ulicy dziewczyne, idzię za nią i trafia do szkoły tańca. Potem po kilku takich perypetiach (jego śledzenia) poznają się i zakochuja w sobie. W pewnym momenci dziewczyna znika. Znika na 2 lata. Chłopak wszędzie jej szuka (nie wymienili się numerami telefonów ani nawet adresami, nazwisk też własnych nie znali). W między czasie wiąże się z inną - nawet prosi ją o ręke. Pewnego dnia jednak na spotkaniu biznesowym wydaje mu się że słyszy głos swej poprzedniej miłości. Historia poszukiwania zaczyna się na nowo - trafia do apartamentu hotelowego...i na wskutek kilku kolejnych zdarzeń poznaję inną dziewczynę. Czy pomoże mu ona odnaleźć dawną miłość? Tego już nie zdradze. Zobaczcie sami. Mogę tylko powiedzieć, że mnóstwo tu retrospekcji i pewnego rodzaju zwrotów akcji. Jedna wielka układanka...którą widz układa oglądając kolejne sceny. Wspaniała D. Kruger i taki sobie J. Harnett oraz muzyka do filmu, to kolejne atuty. Polecam.

A ja odradzam. Film jest tragiczny. W zeszłym roku nie widziałem gorszego. W połowie miałem ochotę wywalić go z kompa, tylko zostałem przegłosowany przez dziewczyny.

Poza ładnymi buziami nie ma w tym filmie nic ciekawego. Chociaż lubię historie opowiadane "nie po kolei", to tym razem goście przegięli. Scenariusz jest banalny, a chyba nie wiedzieli co zrobić, żeby ludzi zachęcić i dlatego tak dziwnie zmontowali :twisted: . Prezez 2/3 filmu nie wiemy o co chodzi, a jak już się dowaiadujemy, to się okazuje, że nie było nad czym łamać głowy, bo to nic ciekawego.

Jedyne co mogę pochwalić, to świetna ścieżka dźwiękowa. Aż dzienw, że takie fajne, alternatywne, rozmantyczne kawałki dołaćzyli do takiej mało oryginalnej historii.

Ocena (skala 1-6): 3 (z tego 0,5 punkta za muzykę)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Korzystając z chwili czasu wreszcie udało mi się oglądnąć Saw. Ponieważ przez głupotę niektórych ludzi (wielkie dzięki Allanon :? ) zostałem pozbawiony szoku, który staje się pod koniec udziałem wszystkich, skupiłem się raczej na szukaniu dziury w całym... I zawiodłem się. Co prawda scenariusz ma dziury wielkie jak te na polskich drogach po zimie, to jednak jest to nic w porównaniu z gęściutkim klimatem, jaki panuje przez cały film... Autentycznie podczas scen łazienkowych (hehe) czułem się jakbym znowu grał w SH2. Rys psychologiczny postaci może nie jest najlepszy, ale przynajmniej są wiarygodne... a jakości przerzucania podejrzeń z wyjaśnieniem mogłaby scenarzystom pozazdrościć sama Agatha Christie. Ogólnie rzecz biorąc bardzo dobry thriller. W sumie jego losy przypominają nieco te będące udziałem Blair Witch Project.

Swoją drogą pamiętając co mówili niektórzy krytycy ('jedyną dobrą sceną z filmu jest śmierć jednego ze scenarzystów') stwierdzam z całym przekonaniem, że przeciętny krytyk nie umiałby stwierdzić, że jakiś film jest dobry nawet w przypadku, gdyby sam go nakręcił...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja wczoraj widziałem po raz drugi w życiu klasykę kina - Requiem dla snu. Oglądałem drugi raz i drugi raz film dał mi do myślenia. Po obejrzeniu tego filmu trzeba sobie siąść i pomyśleć. Piękna sprawa - film znakomity.

Gratuluje nerwow. Ja przy koncowce wylem jak pies i tyle powiem. Film znakomity - tak samo jak debiut Aronofsky'ego - PI. O "Reqiuem" pisalem pare razy wiec nie chce sie powtarzac. Dla mnie arcydzielo, nie tylko w swoim gatunku. A przy tym fenomenalna muzyka Kronos Quartet, mniam.

The Ring I i II w wersji japońskiej. Średnio mi się podobały. Jeśli traktować je jako dramat - są przyzwoite. Jako horror - nudne. Wszystko zależy od nastawienia. Ja się troszkę nastawiłem na horror i na to, że się poboję, a tu niestety rozczarowanie...

Bogowie wybaczcie mu, bo nie wie co mowi i czyni. Faktem jest ze Ringu to polaczenie dramatu i horroru, ale zrozum czlowieku - to jest horror japonski, azjatycki, z zupelnie innego kulturowo kraju. Czesto spotykam sie z opinia ze japonskie Ringu jest kiepskie, nudne i tralala. Ale moim zdaniem Japonczykom doskonale udaje sie budowac klimat urban horroru, miejskich legend, tej hmm...zawiesiny w powietrzu, gdy ogladamy taki film. Jak dla mnie te japonskie horrory (pospolu z doskonalym - ale dla ciebie zapewne jeszcze bardziej nudnym - Darkwater) to doskonaly pokaz rzemiosla w temacie nie tylko straszenia, ale przede wszystkim budowania totalnie zeschizowanego klimatu i ciezkiej atmosfery.

Ale moze ja jestem zboczencem i lubie wszystko co azjatyckie (z mlodymi Japonkami uczennicami na czele).

to jednak jest to nic w porównaniu z gęściutkim klimatem, jaki panuje przez cały film... Autentycznie podczas scen łazienkowych (hehe) czułem się jakbym znowu grał w SH2.

Dokladnie. Tam sie ten caly brud i smrod kibla czuje na wlasnej skorze. Dobra, ale ja juz nic nie mowie, bo SAW kocham ponad zycie, hehe.

A hihi...Jak ci sie podobalo swego rodzaju przeslanie tego filmu? Facet, ktory robil scenariusz swego czasu byl bardzo chory i dlatego taki a nie inny pomysl powstal w jego glowie (to on nie zyje?!?).

"I hate people who don't appreciate their blessing".

Dobry film dla potencjalnych samobojcow...

NEC: 52

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bogowie wybaczcie mu, bo nie wie co mowi i czyni. Faktem jest ze Ringu to polaczenie dramatu i horroru, ale zrozum czlowieku - to jest horror japonski, azjatycki, z zupelnie innego kulturowo kraju.Czesto spotykam sie z opinia ze japonskie Ringu jest kiepskie, nudne i tralala. Ale moim zdaniem Japonczykom doskonale udaje sie budowac klimat urban horroru, miejskich legend, tej hmm...zawiesiny w powietrzu, gdy ogladamy taki film. Jak dla mnie te japonskie horrory (pospolu z doskonalym - ale dla ciebie zapewne jeszcze bardziej nudnym - Darkwater) to doskonaly pokaz rzemiosla w temacie nie tylko straszenia, ale przede wszystkim budowania totalnie zeschizowanego klimatu i ciezkiej atmosfery.

--> Właśnie to mnie w The Ring rozczarowało! Doskonale wiem,że to inny rodzaj horroru niż te amerykańskie czy europejskie - to całkiem coś innego. Japończycy zawsze kręcili filmy inaczej i za to ich filmy sobie tak cenię! Ale w The Ring włąsnie klimatu jak dla mnie zabrakło! Film jest jakiś wyprany z emocji, tej atmosfery i klimatu filmu jakoś nie poczułem. Dla mnie dobry horror to nie latające flaki - dla mnie horror musi mieć klimat i nastrój grozy. I tego paradoksalnie mi w THE RING brakło. Chim, dziwne, że dwoje ludzi na tą samą rzecz patrzy tak skrajnie inaczej :) Zawsze mnie to fascynowało ;)

Ale moze ja jestem zboczencem i lubie wszystko co azjatyckie (z mlodymi Japonkami uczennicami na czele).

--> Tez uwielbiam twórczość azjatycką, ale te filmy mnie akurat zawiodły... Pozdrawiam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Korzystając z chwili czasu wreszcie udało mi się oglądnąć Saw.

To na świecie są jeszcze osoby, które tego filmu nie widziały?

A owszem, choćby ja :D Zbieram się i zebrać się nie mogę. Colidor.

Ponieważ przez głupotę niektórych ludzi (wielkie dzięki Allanon Confused )

Cała obrzydliwa wredota po mojej stronie....

Co do japońskich horrorów, to jest to całkiem inny klimat niż szity amerykańskie. Amerykanie straszą nas komputerowymi badziewiamy, a japończycy potrafią zrobić ze wszystkiego horror. Sam mam jeden, gdzie straszy.... płyta kompaktowa. Inny klimat tych filmów, to już całkiem inna bajka - nie każdy lubi kino azjatyckie - jest ono po prostu ciężej przyswajalne niż amerykańskie.

Ale moze ja jestem zboczencem i lubie wszystko co azjatyckie (z mlodymi Japonkami uczennicami na czele).

Zapewniam Cię - wszystko z Tobą w porządku - ja już zbieram na bilet do Japonii - wezmę Cię jako mojego pieska hyhy

"I hate people who don't appreciate their blessing".

Dobry film dla potencjalnych samobojcow...

Bueheh - film w sam raz dla mnie i dla Ciebie - nie ma co...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na Piłę się wybierałem. Byłem ciekaw, bo słyszałem kompletnie różne opinie. Tu na forum, że film jest świetny i w ogóle. A w recenzjach przewijało sie stwierdzenie naiwnego potraktowania pewnych treści i w ogóle totalne zbesztanie. Ale w końcu się nie wybrałem. Przez jakiś czas żałowałem, aż do casu, gdy obejrzałem "Lśnienie". I tak jakoś popatrzyłem na ten wielkie hicior, klasyka horrorów itp. i wolałem zobaczyć, co mam w skrzynce na onecie :? . Film próbował budować klimat, pokazał okrwawione dziewczynki. Babka z wanny wywołał niesmak i zrozumiałem, że ja już się chyba do horrorów nie nadaję. Kubrick epatował ohydą i takimi jakoś mało przekonywającymi chwytami. Tego ojczulka kompletnie się nie bałem. Przez chwilę bałem się, że taki ze mnie kamień emocjonalny, ale przecież ja płaczę na filmach Disneya :). Straciłem kompletnie ochotę na jakiekolwiek horrory. Do tej pory nic innego nie oferowały tylko katowanie ludzkiego ciała. Jedynie niektóre klasyki mi się podobają. "Coś" to jest dobry film. I to głównie z ogólnego pomysłu na film. Przy teście na krew klimat gęstniał. No i dwie pierwsze części serii "Żywe Trupy". Trzecia to już była jakaś komedia i już nie trzymała klasy. Za to pierwsza... Trafiłem na nią przez przypadek, z nudów przeglądając kanały (mam trzy :)) w któryś czwartek późno w nocy, no i na dwójce zobaczyłem wielki wschodzący księżyc. To mnie zahipnotyzowało :twisted: . A tak w sumie, to czemu te trupy powstały???

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zapewniam Cię - wszystko z Tobą w porządku - ja już zbieram na bilet do Japonii - wezmę Cię jako mojego pieska hyhy

Spoko - ale musimy odwiedzic wszystkie fetyszystyczne kluby w Japonii jakie napotkamy.

Na Piłę się wybierałem. Byłem ciekaw, bo słyszałem kompletnie różne opinie. Tu na forum, że film jest świetny i w ogóle. A w recenzjach przewijało sie stwierdzenie naiwnego potraktowania pewnych treści i w ogóle totalne zbesztanie.

Ech, ilez to razy ja pisalem o krytykach filmowych...Ludzie ktorym zabierano grabki i lopatki z piaskownicy w dziecinstwie, teraz bluzgaja na co tylko moga. I takie trzeba miec o nich zdanie. Zreszta Cardi dobrze to wczeniej ujal tez...Pila to film bardzo dobry i warto go zobaczyc. Nawet, a zwlaszcza, jesli sie nie jest fanem thrilleru.

Przez jakiś czas żałowałem, aż do casu, gdy obejrzałem "Lśnienie". I tak jakoś popatrzyłem na ten wielkie hicior, klasyka horrorów itp. i wolałem zobaczyć, co mam w skrzynce na onecie Confused . Film próbował budować klimat, pokazał okrwawione dziewczynki.

Nie bluznij. Lsnienie Kubricka to klasyk klasykow i tyle. Jest zbudowany na specyficznym koncepcie i tyle. Dziewczynki pokazuja sie raptem dwa lub trzy razy (dokladnie nie pamietam) i to w krociutkich ujeciach.

Babka z wanny wywołał niesmak i zrozumiałem, że ja już się chyba do horrorów nie nadaję.

Ja ta scene ogladalem o 4 nad ranem. Ciemno, cichutko i nagle ten DZWIEK, a potem kobieta w wannie...Masakra. Chyba najlepsza scena w filmie. Po prostu go wylaczylem wtedy. A to oznacza bardzo wiele w mojej skali jak dobry jest horror.

Aha - zgadzam sie z toba - nie nadajesz sie do horrorow.

Kubrick epatował ohydą i takimi jakoś mało przekonywającymi chwytami. Tego ojczulka kompletnie się nie bałem.

Bo on nie byl od "bania sie" tylko od psycholskosci. Trzeba rozroznic te dwie rzeczy. A co do chwytow...Film ma swoje lata i moim zdaniem jest to po prostu operowanie pewnymi konwencjami. Caly film jest zbudowany bardzo scisle - poczawszy od doskonalych ujec przy poczatkowych napisach, skonczywszy na scenie w labiryncie. None, let's face it - horrory to nie twoja dzialka, hihihi.

Straciłem kompletnie ochotę na jakiekolwiek horrory. Do tej pory nic innego nie oferowały tylko katowanie ludzkiego ciała.

E tam, to jeszcze katowania nie widziales chyba hihihi.

Jedynie niektóre klasyki mi się podobają. "Coś" to jest dobry film. I to głównie z ogólnego pomysłu na film. Przy teście na krew klimat gęstniał.

Oj, przeczysz sam sobie chyba, albo stosujesz skrot myslowy, a ja zle interpretuje twoje slowa. Przeciez "COS" ma momentami obrzydliwie obrzydliwe sceny. Przemiany obcych, wylazenie z pieska...Masakra i ohyda. (dla mnie to jest akurat ok).

A tak w sumie, to czemu te trupy powstały???

To jest nierelewantne, ze sie tak szpanersko wyraze. Pierwszy film - z 68 roku, Noc Zywych Trupow, to przeciez metafora i to bardzo dobra. To tak na dobra sprawe film nieco hmm polityczny i spoleczny ze tak powiem. Ilustruje reakcje na nagly atak zombie (czyli komuchow hehehe). Nie chce sie o tym rozpisywac, bo nie lubie tak rozpatrywac filmow. Ale kazdy widzi jasna analogie do aktualnych (wtedy) czasow.

NEC: 60

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tym "Cosiem" to rzeczywiście się wyraziłem niejasno. Wiem, że tam ostro dają z tymi kosmitami. W ogóle to chyba po to tych zielonych wymyślili by było jak najobrzydliwiej. Mnie chodziło właśnie o otoczkę, atmosferkę itd. Za każdym razem znoszę (a raczej mi nie praszkadzają) sceny z mięchem, bo potem mam właśnie testowanie krwi, szalonych doktorków i inne świtne sytuację w filmie. W nim nie stawiano głównie na ohydę, zostaje jeszcze ostre granie na napiętych do granic nerwach bohaterów. I to jest dobre :twisted:.

Ale kazdy widzi jasna analogie do aktualnych (wtedy) czasow
Dzieci kwiaty??? ;) Ale z "Porankiem..." to się rzeczywiście wpasowali we współczesność. Ten supermaket :). Pewnie był to komentarz do złego traktowania kasjerek :).

Z "Lśnieniem" to myślałem podobnie jak ty. Chyba za dużo się naoglądałem nawiązań w kiepskich filmach i pewne zagrywki trohcę są już dla mnie zbyt ograne. Ale sorry, ojczulka należało się bać, tu mi nie wmówisz. Wystarczy spojrzeć na pracę kamery, gdy żonka poczytała jego powieść wierszem :twisted:. Przyznaję, że Kubrick tak nie epatował ohydą, jak współczesne horrory. Ale damulka z wanny trochę mnie śmieszyła, kiedy strzelała tymi swoimi minami :). Przypomniał mi się taki film o zmutowanych szczurach, tam to się dopiero uśmiałem.

E tam, to jeszcze katowania nie widziales chyba hihihi.

Sorry, widziałem "Pasję" :P. No dobra, wyobrażam sobie, że to na tobie nie robi wrażenia :). Ale na Pasji też się trochę podśmiewywałem, czym gorszyłem panie obok. No cóż, te dewoty ostatni film, jaki oglądały, to pewnie "Zakazane piosenki", więc nic dziwnego, że film Gibsona był taki poruszajacy :?.

To, że horrory to nie mój teren, to już sam sobie uświadomiłem :). Patrz "Lśnienie". Film ładny, ale fabułka jakaś taka... oj dobra, już nie bluźnię. Hitchcock (dżizus, nie gwarantuję poprawnej ortografii :?) robił świetne filmy, ale nie wiem, czy je się już mierzy skalą horrorów. Przy "Oknie na podwórze" (to nie horror) spadałem z krzesła. Ha, i tam zero krwi było. Jak zobaczyłem same chowane noże, albo pieska :), to już musiałem wziąć głębszy oddech. "Psychoza" (chyba horror), "Ptaki" (no dobra, tu już było więcej mięcha i to już raczej wciąż horror), "Lęk wysokości" (?). Alfred dał czadu. Filmy z pomysłem i świetną realizacją.

A tak ogólnie, to horrory mi nie odpowiadają, bo co w końcu z nich wynika? Ok. zażynają się, odcinają sobie różne części ciała różnymi przyrządami (w jednym filmie facet miał widły :)). Horror jest wg mnie dla estetów (swego rodzaju :)) i tylko może ofiarować klimat. Fabuła frunie na sam koniec hierarchii ważności. Chociaż mogę się mylić. Jestem ciekaw opinii ekspertów. :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...