Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Hebron

Marcin Przybyłek

Polecane posty

Panie Marcinie (nie wiem jak się mam zwracać, wiec lepiej będę pisał per 'Pan' ;) ), poruszyła mnie jedna rzecz. Otóż, wcześniej nie znałem zbytnio Pana sylwetki ani twórczości, więc szybko przeczytałem co o Panu pisze Wikipedia. Spotkał mnie...szok, okazuje się, że pochodzi Pan z miasta w którym mieszkam. Uczęszczam tam do różnych szkół ponad 10 lat, a ani razu nikt nie wspomniał o tym, że w naszej zapadłej mieścinie urodził się (i podejrzewam, że wychowywał) ktoś taki.

Strasznie mnie irytuje, że w liceum mamy czas na omawianie po raz 847 jak to powstawał grecki teatr, a o pochodzących z naszych stron pisarzach (jak widzę znanych i szanowanych) nie mówi się nic.

Mam kilka pytań (myślę, że Generał się nie obrazi :rolleyes: )

Czy bywa Pan w Pułtusku? Jeśli tak to jak często?

Czy w dzieciństwie mieszkał Pan w Pułtusku, czy może 'tylko' w jego okolicach?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy w dzieciństwie mieszkał Pan w Pułtusku, czy może 'tylko' w jego okolicach?

Hebron, oczywiście mów do mnie "Marcin", jesteśmy na forum, a tu obowiązują pewne normy społeczne ;). Słuchaj, chętnie odpowiem na wszystkie Twoje pytania, ale może... nie tu, bo to jest wątek generalski :). Tu sobie na tematy andrzejowe będziemy rozmawiać, a na moje (o ile ktoś będzie zainteresowany), gdzieś indziej. Może zaryzykuję i otworzę temat w "Rozrywce", może tak być? Tam przeniosę Twoją wypowiedź i odpowiem.

...

Uuups, nie mam uprawnień, żeby założyć temat, więc odpowiem tutaj (wybacz, Generale).

okazuje się, że pochodzi Pan z miasta w którym mieszkam. Uczęszczam tam do różnych szkół ponad 10 lat, a ani razu nikt nie wspomniał o tym, że w naszej zapadłej mieścinie urodził się (i podejrzewam, że wychowywał) ktoś taki.

Ano tak. Nigdy nie będziesz prorokiem we własnym mieście :). A zdawało mi się, że jest inaczej w moim Pułtusku. Powinienem był zweryfikować ten pogląd podczas spotkania autorskiego w Bibliotece Miejskiej, na którym owszem, było dużo ludzi, ale pokolenia moich rodziców...

Strasznie mnie irytuje, że w liceum mamy czas na omawianie po raz 847 jak to powstawał grecki teatr, a o pochodzących z naszych stron pisarzach (jak widzę znanych i szanowanych) nie mówi się nic.

A tak. Z tego, co wiem, prób zorganizowania spotkania autorskiego w pułtuskim Liceum było kilka, ale wszystkie spełzły na niczym. Grono pedagogiczne jest albo zazdrosne, albo boi się, że powiem kilka słów o tym czy owym nauczycielu...

Czy bywa Pan w Pułtusku? Jeśli tak to jak często?

Tak. Raz, czasami dwa razy w miesiącu.

Czy w dzieciństwie mieszkał Pan w Pułtusku, czy może 'tylko' w jego okolicach?

Urodziłem się w Pułtusku, chodziłem do przedszkola nr 1 (drewniaka), potem szkoły podstawowej nr 3 (wtedy na boisku rosły piękne topole), aż w końcu trafiłem do ogólniaka. Uwielbiam to miasto i jego folklor, łaziłem na plażę nad Narew i na "żwirownię", jeździłem na łyżwach, grałem w piłkę (i często uciekałem z meczów goniony przez straszliwego Timumiego, zwanego też Mundkiem, straszliwego króla futbolu, który decydował, kto przeżyje, a kto padnie martwy w polu. A uciekałem, bo dziwnym zrządzeniem losu, mimo, że Mundek strasznie faulował, gdy zderzał się ze mną - o połowę od niego mniejszym człowiekiem, to ja faulowałem jego. Tego Timumi nie mógł zdzierżyć i oczywiście usiłował mnie zabić. Wtedy uciekałem do księgarni (teraz tam jest chyba sklep obuwniczy). Nawet zimą. W T-shircie i szortach. Oczywiście zawsze zadawałem to samo pytanie: "Dzień dobry, jest coś z fantastyki?". Mundek nie był tak rezolutny jak ja, poza tym z pewnością nie miał dostatecznie sprytnego planu, jak pozbawić mnie życia pośród wielu klientów, więc czekał czas jakiś pod przybytkiem, po czym, nieco zawstydzony - w końcu widok skąpo odzianego sportsmena zimową porą nie jest zbyt częsty - odchodził). Tak, tak, Pułtusk zawiera mnóstwo słodkich wspomnień...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Okej, jest topic! Droga Moderacjo, przyjmij dzięki! Czy ja dobrze widzę? W dodatku jak na razie jest to jedyny temat w dziale "Goście redakcji"?! Jestem naprawdę wdzięczny. Dziękuję jeszcze raz i ściskam sprawcom prawicę.

Widzę, że nie odpowiedziałem na jeszcze jedno pytanie Hebrona. Tak, mieszkałem w samym Pułtusku, na ulicy kiedyś Traugutta, teraz Kombatantów, w bloku nr 10. Jest to jednoklatkowy stary budynek, pożółkły i niezbyt piękny. Żyłem na trzecim piętrze razem z dwójką rodziców, siostrą, dwoma psami (suczkami, więc często były szczeniaki) na szalonej powierzchni 30 metrów kwadratowych. Uczyłem się wyłącznie ze słuchawkami na uszach (to był jedyny sposób, by nie slyszeć domowników), a jak robiłem pompki (zawsze dbałem o ciało ;)), nogi wystawały mi do "dużego" pokoju.

Moja żona Ania, też jest z Pułtuska. Mieszkała na alei Tysiąclecia, w domu jednorodzinnym (tej to się powodziło) na prawo od powstałej niedawno pizzerii Da Grasso (czy jakoś tak). Gdy, gnany miłosnymi uniesieniami, chciałem się z nią zobaczyć (nasz romans rozpoczął się w liceum), przebiegałem dystans dzielący nasze domy rączym galopem nie przystając nawet na chwilę. Jak się człowiek rozpędził, nie było sensu zwalniać, bo wkrótce był na miejscu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W zasadzie mam jedno duże pytanie. Dlaczego tak długo?

Pamiętam, że przeczytałem "Sprzedawcę ...", potem zerknąłem na stronkę internetowa Gamedeca. I widzę tytuł następnej książki, ba, nawet gotową okładkę, więc oczekiwałem, że kolejny tom to w zasadzie sprawa kilku miesięcy. A tu masz babo placek. Czekam, czekam i nic. Teraz też poczekam, nie lubię czytać czegoś w połowie. Zwłaszcza, że i tak mam kilka stosów po kilkanaście książek czekających aż znajdę czas aby po nie sięgnąć. Więc z Gamedekiem poczekam aż będą dostępne oba tomy trzeciej części i dopiero wtedy je przeczytam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W zasadzie mam jedno duże pytanie. Dlaczego tak długo?

Pamiętam, że przeczytałem "Sprzedawcę ...", potem zerknąłem na stronkę internetowa Gamedeca. I widzę tytuł następnej książki, ba, nawet gotową okładkę, więc oczekiwałem, że kolejny tom to w zasadzie sprawa kilku miesięcy. A tu masz babo placek. Czekam, czekam i nic.

Ba. Tekst (całe "Zabaweczki") oddałem do redakcji jakoś w październiku'2007. Zanim redaktorka, pani Danuta Górska wzięła się za czytanie upłynęło ładnych parę miesięcy. Dłuuugo to trwało. W sierpniu otrzymałem do przeczytania pierwszą księgę (wydawnictwo postanowiło podzielić tom zgodnie z wewnętrznym podziałem), już złamaną. Przeczytałem, poprawiłem, oddałem. Druga księga mogła także być wydrukowana, bo też była po składzie. Dostałem ją jakoś pod koniec września. Przeczytałem, wszcząłem boje (kilka fragmentów, moim zdaniem, ważnych, wycięto), udało mi się wydawców przekonać, dostałem drugi wydruk w zeszły piątek (17 października). Teraz czytam, poprawiam, potem SuperNOWA zrobi kalki, jeszcze jedna osoba je przeczyta i ksiażka będzie gotowa. Na moje oko - za miesiąc. Ale i tak tom pojawi się na półkach w styczniu, bo Empik zażądał za promocję na półkach trzykrotnie wyższą stawkę od normalnej (okres świąteczny). Też żałuję, że tyle to trwa, ale może musi. Doświadczenie pokazuje, że im dłużej książkę "się robi", tym lepiej potem wychodzi :).

Teraz też poczekam, nie lubię czytać czegoś w połowie. Zwłaszcza, że i tak mam kilka stosów po kilkanaście książek czekających aż znajdę czas aby po nie sięgnąć. Więc z Gamedekiem poczekam aż będą dostępne oba tomy trzeciej części i dopiero wtedy je przeczytam.

Bardzo słusznie. "Zabaweczki" były pomyślane jako jedna, integralna całość. Intryga jest złożona, więc nie warto teraz czytać i zapomnieć o kluczowych wydarzeniach zanim wyjdzie druga księga. W sumie może dobrze się złożyło, że zawitałem tu dopiero teraz. Pierwsza opowieść o gamedeku zostanie zamknięta w styczniu i dopiero wtedy będzie można fajnie podyskutować na tym, o czym w ogóle ta saga jest :).

Druga opowieść, nad którą koncepcyjnie już pracuję, będzie się rozgrywać 100 lat po wydarzeniach opisanych w "Zabaweczkach" :).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O Dostojny!

Czy nie sądzisz, Marcinie, że gry komputerowe mogą się rozwinąć kiedyś do tego stopnia, że np. zaczną dostarczać miejsc pracy? Że np. tak jak teraz media powszechnego rażenia kreują rozmaitych bohaterów, którzy potrafią gracko wywijać nogami i przerzucać partnerki pod genitaliami, może już w niedalekiej przyszłości telewizja będzie robić sprawozdania typu: "Turniej Masters Warcraft! Przeżyj z bohaterami przygodę, która nawet nieboszczyka skłoniłaby do defekacji! Śledź z nami poczynania..." - i tu nick jakiegoś Pogromcy Orków, którego telewidzowie ukochają najbardziej. Kamera podąża za nim w głąb odpowiednio efektownie wykreowanego świata... On tnie Mieczem Sprawiedliwości, czy Toporem Thora rozmaitych niemilców, przeżywa przygody w domach o ZŁEJ sławie... ściera się z innymi awatarami rozmaitych graczy...

A telewidzów emocje wciskają w fotele...

Czy to według Ciebie realne?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Andrzejku, wiesz, że według mnie to realne :). Opisuję to choćby w opowiadaniu "Zawodowiec", gdzie profesjonalny gracz, Peter "Crash" Kytes, champion Bezbolesnych, zwycięzkiej drużyny w grze Goodabads prosi Torkila, żeby zastąpił go w ostatnim meczu.

Wystarczy się przyjrzeć dzisiejszym czasom medialnym, że się tak niezręcznie wyrażę: mamy erę doskonałej formy. Z bilboardów, z trailerów filmowych spoglądają na nas idealni bohaterowie / idealne bohaterki ulokowani / ulokowane we wspaniałych krajobrazach. W porównaniu z tymi fajerwerkami wygląd prawdziwych sportowców i otoczenie olimpiad to brzydota pierwszej wody. Ludzie powoli przyzwyczają się do nierealnego piękna i jego będą oczekiwać. Wraz z rozwojem gier piękno i przygody zostaną dostarczone przez elektroniczną rozrywkę, która przyciągnie widzów, reklamy i pieniądze. Jest to prostsze niż się wydaje. W dzisiejszych czasach naturalną rzeczą jest popularność koszykówki (głównie amerykańskiej). Popularność ta została sztucznie stworzona. Chodziło o zagospodarowanie setek krytych boisk. Nie wiadomo było, co z nimi zrobić, jak na nich zarobić. Stworzono więc NBA i całą otoczkę :).

Tak więc, Andrzeju, oczywiście będzie można zarabiać nie tylko na grach (to robi się dzisiaj), ale w grach (i to też robi sę dzisiaj, ale na mniejszą skalę). Powstaną zawody typu "statysta" (odgrywający role enpeców w MMORPG'ach), "trzecioplanowiec", "drugoplanowiec", ewentualnie "epic monster" ;). W grach będą sklepy, banki, filie firm ubezpieczeniowych (już są w Second Life). Ilość potencjalnych merkantylnych zastosowań gier oszałamia. Czekamy po prostu na tych pierwszych, którzy je wykorzystają... (obyśmy byli to my ;)).

Pisałeś o tym, że interesujesz się grami komputerowymi. Jakimi dokładnie??

Jesteś pisarzem fantasy, kto był twoim guru literackim, czy jak byłeś dzieckiem to czytając książki jakiegoś autora myślałeś, że będziesz tak znany jak on??

Interesuję się wszystkimi grami oprócz sportowych. Idąc od początku (albo od końca), gram w ścigałki i poważne symulatory samochodowe (Coliny, GP, Need for Speed; oczywiście posiadam kierownicę momo ;)), lubię symulatory lotnicze (Il-2 Sturmovik, gry Microsoftu; mam joystick z force feedbackiem :)) i symulatory kosmiczne (Freelancery, Wing Commandery, X'y). Też nietypowe symulatory (Mechwarriory). Lubię RPG'i fantasy i s-f (moim ulubionym jest System Shock 2, to z s-f, a jeśli chodzi o fantasy, to wciąż króluje Torment, ale miło wspominam Morrowindy, Obliviony, oczywiście Gothiki). Uwielbiam przygodówki (co przebije grę "Gabriel Knight. Blood of the damned, blood of the sacred"?). Nie gardzę strzelankami (Doom 3, piękna gra :), Qaki też są miłe, a Max Payne? Klasyka!), skradankami (Thief), RTS'ami (Dawn of War, kocham ją, Company of Heroes też piękna), grami ekonomicznymi / turówkami (Civilisation oczywiście), hybrydami strategicznymi (Imperium Galactica), spędziłem morze czasu przy sieciówkach (Tribes 2, Battlefield 2, Battlefield 2142), gram nawet w Simy (z córką), Lego Star Warsy i Spore... Starczy :).

Jestem pisarzem bardziej science fiction niż fantasy (Gamedec to w zasadzie cyberpunk), ale napisałem też książkę "Sprzedaż albo śmierć. Antyporadnik", traktującą o zakłamaniu i głupotach panujących we współczesnych korporacjach.

W dzieciństwie czytałem Lema, więc chyba najbardziej utożsamiałem się z jego sławą :). Ale pamiętam też Collina (Formy Chaosu), nie pamiętam już czyje "Zapomnij o Ziemi", "Miasto i gwiazdy" Clarke'a... Mimo wszystko chyba najbardziej Lem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, masz rację z tą potrzebą piękna. Przypomnij sobie wygląd pierwszych idolów niemego kina. Douglas Fairbanks z tym swoim fryzjerskim wąsikiem i nieźle wypuczonym brzusiem dziś wywołałby na widowni ryk śmiechu, który zmiótłby go z ekranu. Teraz aktor musi mieć klatę jak trzydrzwiowa szafa i ze dwa kluneje urody. Owszem, zdarzają się tacy aktorzy, jakim był John Candy, ale oni trafiają chyba na ekran na zasadzie procentowej poprawności politycznej. Tylko w Polsce tacy panowie jak Piotr F. (niewątpliwie kiedyś znakomity aktor) mogą sobie pozwolić na tak fatalne sflaczenie sylwetki i zakola łysiny sięgające karku. Willis, na przykład, jak zaczął łysieć, to zgolił łeb i kwita - żeby nie wywoływać uśmiechów politowania...

A co spec potrafi zrobić ze zużytego już mocno aktora, widzieliśmy w filmie Terminator III...

A wracając do gier... Grając w rozmaite MMORPG-i masz okazję komunikowania się z innymi graczami, prawda? Jak sądzisz, kiedy rozmaici mafiosi wpadną na pomysł, że zamiast spotykać się w realu, gdzie policja może namierzyć, zmierzyć i uderzyć, można się spotykać w jakiejś grze? Planować rozmaite rzeczy, omawiać warunki dostaw dragów... I kiedy na ten trop wpadną policjanci? Jak będą wtedy tropić niemilców?

A "Zapomnij o Ziemi" napisał chyba niejaki Mek Cap (MacApp) :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz aktor musi mieć klatę jak trzydrzwiowa szafa i ze dwa kluneje urody.

Widziałem film dokumentalny, w którym pokazano pierwsze figurki do Star Warsów. Luke wyglądał normalnie - naturalnie zbudowany mężczyzna. Potem pokazano współczesne figurki, w tym Luke'a. Tym razem wyglądał jak kulturysta. Zmieniły się oczekiwania co do wyglądu aktorów / bohaterów gier.

A wracając do gier... Grając w rozmaite MMORPG-i masz okazję komunikowania się z innymi graczami, prawda? Jak sądzisz, kiedy rozmaici mafiosi wpadną na pomysł, że zamiast spotykać się w realu, gdzie policja może namierzyć, zmierzyć i uderzyć, można się spotykać w jakiejś grze? Planować rozmaite rzeczy, omawiać warunki dostaw dragów... I kiedy na ten trop wpadną policjanci? Jak będą wtedy tropić niemilców?

:). Fajny pomysł. Kto wie, może to się już dzieje? W sumie łatwiej i bezpieczniej pogadać grypsem w WoW'ie z kolegą spod ciemnej gwiazdy, który aktualnie znajduje się na antypodach, niż przez telefon komórkowy...

Słyszałem o czymś innym jeszcze: coraz więcej szpiegów różnych firm wchodzi na fora i do gier (chyba). Tam w rozmowy wsączają odpowiednie przekaziki... Na przykład, żeby... no, nie wiem co. Ubezpieczać się w Commercial Union na przykład? Autentycznie plotkę taką słyszałem - jest firma, która ma sieć cichociemnych na forach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Druga księga mogła także być wydrukowana, bo też była po składzie. Dostałem ją jakoś pod koniec września. Przeczytałem, wszcząłem boje (kilka fragmentów, moim zdaniem, ważnych, wycięto)

No nie mów, że w SuperNovej panują takie barbarzyńskie obyczaje wycinania z książek czegokolwiek, tym bardziej całych fragmentów, i to już po składzie? :blink: A gdzie współpraca między autorem i redaktorem jeszcze na etapie redakcji (przed korektami i składami)??? Tak po prostu dostałeś złożony tekst pozbawiony kilku fragmentów?

BTW, witaj, Marcinie (i Andrzeju) :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hie hie hie... A pracował Pan kiedyś w zawodzie? Albo czy zamierza Pan?

Choc majac do wyboru:

1) bycie znanym pisarzem; robienie tego o czym sie marzylo (bo podejrzewam, ze nikt Pana do tego nie zmusza :))

2) pracowanie na 3 etaty i zostanie kolejnym anonimowym strajkujacym w kitlu

to sam bym sie gleboko zastanawial :]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy uczeszczajac do liceum miales "przyjemnosc" byc uczniem Mr.Pienkosa? Czy on juz wtedy tam uczyl? Jezeli tak to chyba ma ze sto lat... ;)

Chcialbym uslyszec (jezeli to nie bedzie problem) cos o tym i owym nauczycielu... No coz... Ciekawski jestem po prostu :D

Uczen II klasy LO

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panie Marcinie, czy Pana następna książka będzie opowiadać o dalszych losach Torkila? W końcu mógłby on przecież wykorzystać infigen lub bezmózgi, by żyć i za 100 lat. Jeśli nie, to może Torkil wystąpi w tej książce jako postać drugoplanowa. W takim przypadku ciekawe by było przeżycie, gdyby jakaś postać nagle okazała się być Torkilem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No nie mów, że w SuperNovej panują takie barbarzyńskie obyczaje wycinania z książek czegokolwiek, tym bardziej całych fragmentów, i to już po składzie? :blink: A gdzie współpraca między autorem i redaktorem jeszcze na etapie redakcji (przed korektami i składami)??? Tak po prostu dostałeś złożony tekst pozbawiony kilku fragmentów?

BTW, witaj, Marcinie (i Andrzeju) :D

Cześć Dabliu! Jak miło widzieć życzliwą twarz znaną z innych miejsc! Nie wypada mówić źle o swoim wydawnictwie, któremu winien jestem wdzięczność dozgonną i to bez żartów, więc powiem krótko: tak, bez konsultacji wycięto, ale potem włożono, już z konsultacjami i jest cacy. Na obronę wydawnictwa powiem, że osoba robiąca pierwszą redakcję w zasadzie tam nie pracuje tylko przyjmuje zlecenia. Gdy teraz poprawiam ten tekst, widzę, że dobrze się stało, że uprosiłem Mirka Kowalskiego o ponowny wydruk, bo poprawek jest sporo, chociaż to już czwarta moja redakcja.

Hie hie hie... A pracował Pan kiedyś w zawodzie? Albo czy zamierza Pan?

Po sześciu latach studiów jest rok stażu, po którym uzyskuje się prawa wykonywania zawodu. Odbyłem ten staż i można powiedzieć, że wtedy pracowałem, chociaż de facto było to raczej obijanie się, siedzenie w szpitalach. Nie bardzo nawet zamierzone, po prostu stażyści tak "pracują" (oprócz tych, którzy czują powołanie, oczywiście).

Zrezygnowałem z wizji bycia lekarzem z prostej przyczyny: nie interesowała mnie medycyna. Tak, wiem, że to dziwne, dlaczego w takim razie wybrałem ten kierunek studiów? Nie wybrałem. Został wybrany za mnie, a ja byłem zbyt niedojrzały, by podjąć decyzję sam. Gdyby jednak mi to umożliwiono, pewnie byłbym teraz (być może marnym) aktorem, (być może marnym) malarzem, (jak w poprzednich nawiasach) fizykiem, (tak samo) filozofem.

Choc majac do wyboru:

1) bycie znanym pisarzem; robienie tego o czym sie marzylo (bo podejrzewam, ze nikt Pana do tego nie zmusza :))

2) pracowanie na 3 etaty i zostanie kolejnym anonimowym strajkujacym w kitlu

to sam bym sie gleboko zastanawial :]

Aaa, Feliksie, tutaj troszkę upraszczasz ;). Tak, ja chcę być znanym pisarzem, ale gdy stawiasz pierwsze litery, nie ma gwarancji, że takim kimś się staniesz. Stoisz przed lasem i widzisz pierwszych kilkanaście metrów. Dalej cień i niewiadoma, więc wybór nie był taki oczywisty.

Poza tym zarabiam robiąc szkolenia komunikacyjne dla biznesmenów. Jak to się stało, że na tym się znam? Miałem być psychiatrą.

Czy uczeszczajac do liceum miales "przyjemnosc" byc uczniem Mr.Pienkosa? Czy on juz wtedy tam uczyl? Jezeli tak to chyba ma ze sto lat... ;)

Chcialbym uslyszec (jezeli to nie bedzie problem) cos o tym i owym nauczycielu... No coz... Ciekawski jestem po prostu :D

Oczywiście. Uczył nas historii. O, to były przeżycia. Wchodzi pan profesor, cisza w klasie absolutna, jakby ktoś powietrze wyssał. Belfer błyska oprawką okularów, podchodzi do siedziska, siada, ciągle cisza. Otwiera dziennik i bez dzień dobry, bez niczego (może witał się cicho jak wchodził, nie pamiętam dokładnie), zaczyna czytać listę. A potem znowu cisza. I nagle: wyrok. Przybyłek do tablicy ;). Było wesoło z panem Pieńkosem. Wyglądał groźnie, ale znaleźliśmy na niego sposób. Przestaliśmy się go bać. Jest taki eksperyment w psychologii społecznej, który pokazuje, że druga osoba staje się taka, jaką ją widzisz. Jeśli chcesz z kogoś zrobić potwora, nic prostszego: zacznij się go bać. Zaczęliśmy go podpytywać o życie prywatne, o dzieciństwo, po prostu się nim zainteresowaliśmy. Zareagował i opowiadał trochę o sobie. I jakoś po tej lekcji przestał być Darthem Vaderem.

Potem mój przyjaciel, Jarek Bralski, zaczął mierzyć czas odpowiedzi na lekcjach. Tego feralnego dnia nie byłem przygotowany i zostałem wywołany do deski. Przez pana Pieńkosa. Trzy razy mówiłem, że nie ma sensu, bo nie umiem. A on trzy razy nie ustępował i mnie zachęcał. Wreszcie podszedłem do mapy i zacząłem tworzyć alternatywną historię trzynasto - czy czternastowiecznej Europy. Zacząłem sklecać znane mi fakty, analizować sytuację geograficzną, polityczną, coś tam mi się przypominało, i tak rzeźbiłem, rzeźbiłem, aż skończyłem (klasa miała przy tym niezły ubaw). Pan profesor dłuuugo na mnie patrzył, po czym oznajmił: "No tak. Logiczne. Ale to nie tak było. Ucz się, chłopie, bo marnie z tobą będzie" i postawił mi trójkę. Gdy doszedłem do ławki, Jarek powiedział, że odpowiadałem 35 minut. Wszyscy byli zachwyceni, bo w tej sytuacji nikt więcej skazany być nie mógł.

Nie pierwsza była to wypowiedź na temat mi nieznany. Często na języku polskim, u pani profesor Luśtyk, analizowałem wiersze czy poematy, których nie widziałem na oczy. Miałem fantazję, nie powiem...

O kim mam Ci jeszcze opowiedzieć?

Panie Marcinie, czy Pana następna książka będzie opowiadać o dalszych losach Torkila? W końcu mógłby on przecież wykorzystać infigen lub bezmózgi, by żyć i za 100 lat. Jeśli nie, to może Torkil wystąpi w tej książce jako postać drugoplanowa. W takim przypadku ciekawe by było przeżycie, gdyby jakaś postać nagle okazała się być Torkilem.

jot23, miej ufność, jakże bym mógł pisać o kimkolwiek innym? Oczywiście, że o Torkilu. Cały smak tego, że się tak niezręcznie wyrażę, "projektu" polega na tym, by śledzić głównego bohatera na przestrzeni dziejów. By razem z nim patrzeć wstecz i zadawać dramatyczne pytanie: "jak do tego doszło?" itd.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pan Pienkos jest juz "niestety" na ostatniej prostej do emerytury. Uczyl mnie w pierwszej klasie, ale teraz zostawil sobie tylko dwie klasy... Dla mnie przez pierwsze polrocze byl takim Vaderem, kiedy to wraz z polowa klasy zagrozeni bylismy jedynkami, ale w drugim przestalem sie juz bac, a zaczalem uczyc i ostatecznie wyciagnalem sie na ta trojke :D

Ja niestety takiej fantazji jak Ty nie mialem i pewnie gdyby wywolal mnie do odpowiedzi to nie wydukalbym nic wiecej poza "nieumiem"... A jak to sie stalo, ze na historii nigdy nie bylem przy tablicy? Po prostu Pan Pienkos pytal hurtowo, czyli wyrok nie brzmial: "X do tablicy!" tylko "Dzisiaj karteczki wyjma:(i tu lista nieszczesnikow...)"

Bylbym wdzieczny gdybys napisal cos o Stosi - moim zdaniem najbarwniejszej nauczycielce w LO*, pozniej juz nie bede Cie meczyl ;)

*Swoja droga to troche dziwne, ze Liceum Ogolnoksztalcacym nie ma profilu ogolnego...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pan Pienkos jest juz "niestety" na ostatniej prostej do emerytury. Uczyl mnie w pierwszej klasie, ale teraz zostawil sobie tylko dwie klasy... Dla mnie przez pierwsze polrocze byl takim Vaderem, kiedy to wraz z polowa klasy zagrozeni bylismy jedynkami, ale w drugim przestalem sie juz bac, a zaczalem uczyc i ostatecznie wyciagnalem sie na ta trojke :D

No tak. Generalnie najlepszą taktyką na nauczyciela jest dobre przygotowanie ucznia...

Ja niestety takiej fantazji jak Ty nie mialem i pewnie gdyby wywolal mnie do odpowiedzi to nie wydukalbym nic wiecej poza "nieumiem"... A jak to sie stalo, ze na historii nigdy nie bylem przy tablicy? Po prostu Pan Pienkos pytal hurtowo, czyli wyrok nie brzmial: "X do tablicy!" tylko "Dzisiaj karteczki wyjma:(i tu lista nieszczesnikow...)"

Aaaa, czyli podszedł do tego inteligentnie. Kartkówki. Jakie to szczęście, że człowiek już nie musi do szkoły chodzić. Nie wyobrażam sobie dzisiaj, że mógłbym się w takiej sytuacji podporządkować...

Bylbym wdzieczny gdybys napisal cos o Stosi - moim zdaniem najbarwniejszej nauczycielce w LO*, pozniej juz nie bede Cie meczyl ;)

Uuuu, bracie. Zabrakłoby tego forum. Pani Stosio zawsze była wdzięcznym tematem opowieści. Jej niezwykle barwne narracje graniczące z poezją śpiewaną, jej sprzeczne deklaracje ("nie chodzi o to, żeby ostro zakuć, tylko o to, żeby zrozumieć", a potem klasówka ze złóż mineralnych: gdzie występują jakie... do dzisiaj nie wiem, co to są "boksyty", ale wiedziałem, gdzie występują ;)). Swoją drogą zagoogluję... Bardzo wesoła i barwna osoba, rzeczywiście. Nie brakowało pod jej adresem złośliwości, ale ja nigdy do niej niczego nie miałem...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

pozniej juz nie bede Cie meczyl ;)

A ja jednak pomęczę :)

Jak wspominasz resztę personelu (oprócz nauczycieli)?. Jak w Twojej pamięci zapisały się woźne, woźni, sekretarki? Czy może jakimś cudem powszechnie szanowany p. Jerzy-przyjaciel-młodzieży już wtedy wspinał się po szczeblach kariery konserwatora (tak jest bardziej 'na czasie' niż woźny)? Czy pamiętasz jakieś zabawne sytuacje związane z tymi osobami?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hebronie, trudne zadanie mi dałeś. Nie mogę sobie przypomnieć wożnych i sekretarek. Pamiętam doskonale nauczycielkę od angielskiego (a że znała świetnie rosyjski i była wielkim oryginałem, przezwałem ją "ułybka" - po rosyjsku "uśmiech" i tak już zostało), pamiętam jak robiliśmy kabaret i go wystawialiśmy na akademiach w kinie Narew (i ludzie się śmiali!), profesora Młodyńskiego (czy Modyńskiego), zniesmaczonego, że moja obecna żona siedziała mi na przerwie na kolanach, profesora Krygiera (od fizyki), o, to była postać! Najlepiej o niej świadczy rysunek wyryty przez jednego z nas - galerników na jednostce USS Krygierowafizyka - szubienica, postać, która już wisi, strzałka wskazująca dzieło i podpis: "dowcip". O, profesor Krygier był barwny, nie powiem. Pamiętam jego żonę - panią Krygier, która uczyła nas matematyki i to, jak zgłaszałem się do odpowiedzi na geometrii, żeby złapać kilka piątek, które pracowały na siebie, gdy była arytmetyka, której nie lubiłem. Pamiętam panią profesor Luśtyk - od polskiego - i rysunki, które tworzyliśmy z kumplem zupełnie nie słuchając wywodów, pamiętam... talię dziewczyny, która siedziała przed nami, której imienia tudzież nazwiska nie wspomnę przez przyzwoitość ;), i to, jak ją zaczepialiśmy :D. Pamiętam swoje wywody na temat fortepianu, który sięgnął bruku, od których klasa dostała śmiechowych konwulsji... ale woźnych, niestety, nie.

Pamiętam wreszcie swoją wychowawczynię, panią profesor Bratek, jej konkretne cele, konsekwencję i plotki, które na jej temat krążyły... Profesora Bogdanowicza od łaciny, jego tubalny i miękki głos: "proszę o raport", ale woźnych, jako się rzekło, nie.

Pamiętam na koniec swoje wybryki, które raz skończyły się wizytą (przymusową) u pani psycholog, ale o nich może kiedy indziej...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zniesmaczonego, że moja obecna żona siedziała mi na przerwie na kolanach

Czyli poznałeś swoją żonę w LO? :blink: No to już się nie dziwię czemu tak dobrze wspominasz te czasy :P

Mam jeszcze jedno pytanie.

Kiedy i jak odkryłeś, że pisanie może sprawiać prawdziwą frajdę? Może pisząc sztywno określone opowiadanie z jęz. polskiego pomyślałeś "A, zakombinuje sobie", powstało z tego coś fajnego i postanowiłeś tak 'kombinować' dalej? A, może czytając książkę/opowiadanie/bajkę wpadłeś na pomysł, że miło by było coś takiego skrobnąć? A może było zupełnie inaczej?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...