Skocz do zawartości

Filmy ogólnie


Cardinal

Polecane posty

Dzisiaj mięliśmy w szkole wyjściówkę do kina na "Katyń" i pora podzielić się emocjami, a trochę tego jest, bo na film oczekiwałem z niecierpliwością.

Również byłam na filmie "Katyń", w ostatni piątek. Film przez 90% trwania wydawał się trochę... średni, nudzący - nie wciągający za bardzo w to, co się dzieje(chociaż to może kwestia faktu, że my nie żyliśmy nawet w czasach zbliżonych do tych z filmu.
Musze się z Tobą niestety zgodzić, film przynajmniej wg mnie do ostatnich 5-10 minut jest nudny(no może poza paroma momentami, których było niestety nie wiele).

Film podzielony na pewne etapy, odcinki czasu,wydarzenia pewnych ludzi które były powiązane ze sobą. Najbardziej dla mnie przykrą, a jednocześnie śmieszną i irytującą scena była ta, gdzie chłopak umawia się z dziewczyną do kina, po czym odchodzi i ginie(jak i dlaczego to odsyłam zainteresowanych do recenzji/filmu).

Przyznam jednak, że ostatnia scena była naprawdę przejmująca, i to chyba pierwszy film, po którym wszyscy siedzieli jeszcze chwilę w fotelach po zapaleniu świateł i wychodzili z sali w kompletnej ciszy.
Uważam podobnie, ostatnie sceny, gdzie jest pokazany przebieg tego, co było w tym dzienniczku zapisane. Sceny okrutne, lecz prawdziwe. Gratuluje i zazdroszczę dorosłości i dostatecznej powagi tych, którzy oglądali film razem z Tobą, bo w moim przypadku byli to gimnazjaliści, którzy jak uważam, nie powinni oglądać filmu. Czemu??? Gdyż zachowywali się co najmniej nieodpowiednio. Sorry, ale jak ktoś piszę sobie smsy cały film to jaki jest jego sens przychodzenia do kina???Po to by przeszkadzać innym i uciec od lekcji???Ech żałosne.

Film zaskoczył mnie,gdyż przyznam, że spodziewałem się czegoś innego, ale nie jestem nastawiony negatywnie. Wzbudził mnie do refleksji na temat: czy lepiej było być odważnym, a jednocześnie głupi demonstrując swoje patriotyczne poglądy czy może po cichu walczyć z wrogiem będąc narażanym za uznanie winnym zdrady. Oceniam ten film pozytywnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 2,8k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź
Cały film pompatycznie nadmuchany, a patriotyzm typu "lepsza śmierć niż hańba", "hura, umieramy za ojczyznę" aż się wylewa.
Patos i "walka za naszą i waszą wolność" az wylewała się z ekranu.

Ech, panowie, panowie... a w "Szeregowcu Ryanie" to na o wiele większe stężenie patosu jakoś nikt nie narzekał - zaraz wytłumaczę, dlaczego tak było. Po prostu nastały tak żałośnie śmieszne czasy*, że w zasadzie nie można pod żadnym pozorem pokazywać nawet najmniejszych przejawów szacunku dla ojczyzny (w końcu to dobre dla pisowców i moherowych beretów, co nie panowie Europejczycy? :wink: ) , za to w dobrym smaku jest wyciąganie na wierzch naszych narodowych kompleksów, wałkowanie ich do wyrzygu i brandzlowanie się nad tym, jakim to jesteśmy słabym i durnym narodem. To raz.

Dwa, pamiętajcie, panowie kosmopolici, że bohaterowie prezentują taką, a nie inną postawę nie dlatego, że głosowali na Giertycha i jego Narodowe Wartości, ale dlatego, że żyli w czasach, w których sprawy wyglądały "nieco" inaczej. Prawda jest taka, że wtedy ludzie byli pozbawieni tego śmiesznego poczucia niższości i nieco bardziej cenili sobie swój kraj. Poza tym - szok! - "patriotyzm" to nie to samo co " patos".

Tak naprawdę zgadzam się tylko z dwoma zarzutami: Chyra popełniający samobójstwo i Cielecka odgrywająca Antygonę to postacie "lekko" przesadzone, natomiast zarzuty dotyczące Żmijewskiego. Ciekawe, że nikt nie zauważył postaci Ireny, ale po namyśle to nic dziwnego - nie jest patriotką więc nie ma się czego uczepić. :P

Żmijewski woli zginąć, niż być z rodziną, "bo służy Polsce". Chyra popełnia samobójstwo, bo nie może żyć z kłamstwem o Katyniu. Stenka odmawia Niemcom złożenia zeznania dotyczacego Katynia, mimo iż może trafić do obozu, i zostawić córkę.

Patrz wyżej. Rozumiem, że aby uniknąć zbędnego patosu Żmijewski powinien zdezerterować i wstąpić do partii a Stenka i reszta rodzin oficerów podpisać zeznania i pomagać w tuszowaniu sprawy. Wtedy film byłby w pełni poprawny politycznie.

Poza tym, pamiętaj że oficer grany przez Żmijewskiego nie wiedział, że jedzie na pewną śmierć. Taki drobny szczegół.

* głównie dzieki naszemu Wspaniałemu Przywódcy i jego kopii zapasowej, którzy chcąc pomagać patriotyzmowi, własnoręcznie go mordują, ale to już polityka, więc nie będę rozwijał tematu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Byłem wczoraj w kinie na filmie "Katyń". Muszę jednak stwierdzić, że jest to dość nudna produkcja. Scenariusz nie robi zbyt dużego wrażenia, reżyserka również, choć trzyma przyzwoity poziom. Tak jak ktoś już tutaj wspomniał, warto obejrzeć ten film chociażby dla dwóch bardzo dobrych scen - końcowej oraz tej, gdy śpiewają podczas Świąt w obozie. No cóż, ogólnie wyszło średnio, ale uważam, że nie jest tak źle, a i bardzo się cieszę, że powstał taki film...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

że jest to dość nudna produkcja

Nudna??Cóż to że film jest w realiach IIWŚ to nie znaczy ze bedzie lubudup-tratatata i granaty. :wink:

Zgadzam sie ostatnia scena i scena Wigilijna w obozie-Najlepsze.

Cóż film ogolnie swietny ciesze sie ze na niego poszedlem.

Co do nudów...ten film nie powstal abysmy ogladali bitwy niczym z kompani bracii czy tez wrog u bram.

Film powstal abysmy my Polacy pamietali o Katyniu.

A film nie jest nudy.Trzeba przyznac iz brak wiekszej akcji nie zawsze oznacza nude.

jedyny minus filmu???eee...że sie skończył??

A jeszcze jedno.Spodobało mi sie przy lierkach koncowych brak jakiejkolwiek muzyki,udzie oposzczaja kino w totalnej ciszy,zadumani.Coż wspanialego.

pamiętacie scene w której siostry Porucznika,inżyniera Pilota rozmawiały na temat jego pogrzebu.

Postac grana przez Pania Cielecką chciała posadzić nagrobek a druga się sprzeciwiała.

Moim zdaniem scena "zerżnięta" z "Antygony" a dokładniej pierwwszej sceny Rozmowy Antygony z Ismeną.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja dzisiaj byłem na tym filmie (z szkolnego obowiązku) ale moim zdaniem produkcja ta należy do kategorii filmów, do których po pierwszym obejrzeniu nie chce się już wracać...

Do tego trochę za dużo krwawych scen, ale na szczęście nie było żadnych scen miłosnych, ani łóżkowych, których tak bardzo w filmach nie znoszę.

Oprócz tego klimat najbardziej zbudowało pierwsze 20 minut - czyli reklamy w kinie... :mrgreen:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem scena "zerżnięta" z "Antygony" a dokładniej pierwwszej sceny Rozmowy Antygony z Ismeną.

Ta scena nie jest zerżnięta, ale jest wyraźnym nawiązaniem do tragediii Sofoklesa. Wystarczy się przyjrzeć: w teatrze wiszą afisze o spektaklu, a aktorka wygłasza monolog z "Antygony". Podobnie zresztą rozmowa rotmistrza z żoną w obozie nawiązuje do "Illiady" - pożegnania Hektora i Andromachy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja na "Katyń" nie mam zamiaru się wybrać... miałem okazje, ale nie odmówiłem....

Nie mam zamiaru oglądać nic co jest o drugiej wojnie światowej...

W okresie tym ludzkość stoczyła się na samo dno...

brat bratowi robił piekło....

ludobójstwo... pieprze taką historię...

nie mam zamiaru oglądać nic takiego...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z całym szacunkiem, ale to imho dość głupie podejście. Nie oglądając filmów o II wojnie światowej nie sprawisz, że napalm stanie się płynem do kąpieli, a pepesza motyką.

Wielu stoczyło się wtedy na dno, to prawda, ale wielu dało też dowody niezwykłej wrażliwości i solidarności (vide o. Kolbe czy Polacy ukrywający Żydów).

A - małe czepialstwo polonistycznie - nie "bratowi" a "bratu"

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ponieważ widziałem Death Proof i Planet Terror już po trzy razy, z czego raz w kinie, czuję się dość kompetentny, by się wypowiadać.

NOSZ FAK! Powiedzcie mi, kiedy ostatnio opuszczaliście salę kinową z przeświadczeniem 'czuję się lepszym człowiekiem' oraz 'takie filmy powinno się kręcić'? Pierwsza myśl pojawiła się u mnie po Death Proof. Druga - po Planet Terror. Rodriguez >>> bóg. Tarantino >>> seks.

Nie chcę się tutaj rozwodzić nad technikaliami, powiem więc tylko, że prawdopodobnie jest to obraz, który będzie za 10 lat uznawany za kultowy (w oryginale oba są puszczane razem, co jest oczywiście ukłonem w stronę grindhouse'ów, ale znowu Amerykanie nie zobaczą lap dance'u 8) ). Najlepsze barbeque w Teksasie, ziom! O ile Tarantino zbliżając się do granicy pastiszu zwalnia, puszcza widzowi oczko, o tyle jego uczeń idzie na całość - Planet Terror to już nawet nie pastisz, nie groteska, ale prawdziwa jazda bez trzymanki. Opowiedzenie każdego smaczku mija się z celem, bo cały film jest jednym wielkim rarytasem. Chcę jeszcze! Każdy kto czuje konwencję będzie się bawił jak rzadko.

Ja dodam tylko, że na seansie Planet Terror dwie panienki przede mną zaczęły się lizać. I w ten sposób rzeczywistość w doskonały sposób uzupełniła film. Absolutne 10/10 dla całości Grindhouse'u i pewny brak wpisu do czarnego notatnika pod rubryką 'chicken shit' :)

Czekam na Machete :faja:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja na 'Katyniu' byłem z własnej, nieprzymuszonej woli i miałem szczęście nie trafić na żadne szkolne wycieczki. I tak jakiejś starszej kobiecinie komórka zaczęła dzwonić i przez dłuższy czas nie mogła/umiała jej wyłączyć. Sprawiało to dość kiepskie wrażenie ( ale i tak nie przebija to pewnego mego wypadu na "Jurrasic Park 2", na którym to dwie dziewczyny wyszły do toalety zaraz przed kulminacyjnym momentem i wróciły zaraz po :crazy: ). Ale wracając do filmu, przyznać muszę, że mam mieszane uczucia. Film ogólnie jest dość znośny, ale taki nieco za... prosty z braku lepszego słowa. Jest sporo dobrych momentów, jak choćby te przez was wymieniane, ale sporo kwestii jest zbyt dosłownych. Taka jakby pokazówka do podręcznika, która chciała jak najwięcej podejść ludzkich pokazać i była przez to nieco za bardzo rozbita. Wolałbym skupienie się jeszcze bardziej na jednej osobie/parze, a resztę postaci pokazać tylko w orbicie.

Tak naprawdę zgadzam się tylko z dwoma zarzutami: Chyra popełniający samobójstwo

Dla mnie właśnie był on jedną z ciekawszych postaci i jego samobójstwo mi dobrze się wpasowało.

A tak w ramach małej reklamy i pochwalenie na co mam zamiar się wybrać. Multikino się popisało i organizuje coś, co zwie się Horrorfestiwal. Repertuar dość mieszany - nieco filmów blisko mainstreamu, ale też sporo takich, których nie da się raczej zobaczyć w kinach, a nawet na DVD może być ciężko dostać. Dla chcących wpaść polecam stronę festiwalu, a dla zachęty podaje repertuar dla Bydgoszczy.

Czwartek 25.10 godz. 19:00

· Masters of Horror: Jenifer, Piętno, Opowieść Haeckela, Kobieta Jeleń

· Halloween

Piątek 26.10 godz. 19:00

· Hatchet: Topór

· Ghost Train - Tunel

· Halloween

Sobota 27.10 godz. 20:00

· Cold Prey - Hotel Zła

· Host - Potwór

· The Devil's Chair - Krzesło Diabła

Niedziela 28.10 godz. 18:00

· The Eye

· Rise: Blood Hunter

· Noc żywych trupów 3D

Ogólnie to może być sporo krwi, bo niektóre filmy ( z tego, co czytałem w opisach ) to miłe slashery... Właściwie to wszystko bym sobie zobaczył, ale na razie wiem, że na pewno idę w piątek. Choć 'Noc żywych trupów' w 3D też może być ciekawym doświadczeniem :twisted:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie przepadam za horrorami, prawie zawsze chce mi się śmiać albo płakać nad tandetą jaką widzę. Jedyne dobre horrory: Obcy, ósmy pasażer Nostromo oraz Angel Hearts z Rourke'm. Reszta mnie nie zafascynowała jakoś.

Co do Death Proof to uważam, że damskie gadki o tym, która ma jakiego chłopaka są dosyć nudne...

Natomiast Planet Terror to prawdziwy majsterszyk, dawno się tak nie uśmiałem :)

Teraz Katyń; było kilka fajnych scen, jak już wspominane samobójstwo, lecz brakowało mi scen z obozu oraz z samych rozstrzelań, prawda, było ich kilka, ale jak dla mnie za mało.

Natomiast wszystkie te filmy przebija Czas Apokalipsy oraz...

Salo. Ekranizacja powieści markiza de Sade o treści delikatnie mówiąc kontrowersyjnej. Sam film jest... fascynujący. Kim naprawdę staje się człowiek w warunkach całkowitego rozpasania? Gdy odrzuci wszystkie zasady moralne?

Wszystkim oburzonym chciałbym powiedzieć, że nie propaguję sadyzmu w żadnej formie, a sam film jest bardziej wrażeniem psychologicznym, niż seksualnym, i to bardzo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak piszecie o horrorach to warto wspomnieć o klasykach.

Mało kto pamięta pierwsze cykle Frankenstein'a a są naprawdę bardzo dobre.

Dobrze wspominam też stary już "encyklopedyczny" niemiecki horror "Kabinet doktora Caligari". Nie pamiętam kiedy ten film miał premierę ale na pewno przed drugą wojną światową. Jest niemy, czyli pewne kwestie fabularne czytamy w wyskakujących na ekranie kadrach do tego przeznaczonych.

Film bardzo dobry, polecam!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak piszecie o horrorach to warto wspomnieć o klasykach.

Mało kto pamięta pierwsze cykle Frankenstein'a a są naprawdę bardzo dobre.

/quote]

Jak już klasykę filmów z gatunku horror wspominamy, to polecam sięgnąć do naprawdę odległych czasów. Nosferatu z 1922 roku - to jest film, który każdy miłośnik horrorów powinien obejrzeć koniecznie. Dzieło sztuki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Salo. Ekranizacja powieści markiza de Sade o treści delikatnie mówiąc kontrowersyjnej. Sam film jest... fascynujący. Kim naprawdę staje się człowiek w warunkach całkowitego rozpasania? Gdy odrzuci wszystkie zasady moralne?

Wszystkim oburzonym chciałbym powiedzieć, że nie propaguję sadyzmu w żadnej formie, a sam film jest bardziej wrażeniem psychologicznym, niż seksualnym, i to bardzo.

No prosze, quod capita, tot sententiae...

Ja osobiście uważam, że film jest cholernie nudny, kiepski, monotonny, pozbawiony niemalże w ogóle sensu, kiepsko umieszczony w czasie, napakowany na końcu niepotrzebnymi moralizatorskimi wstawkami... etc. etc. Długo mógłbym wymieniać.

Oglądałem go z moją dziewczyną, i oboje co rusz ziewaliśmy, a ja chyba na moment przysnąłem. Jedyną sceną, na którą się ożywiłem, był akt drugi - jedzenie ekskrementów. Tutaj owszem, lekko mi się ciśnienie podniosło. Ale dalej nastąpił nawał nudy i kiepskich opowiastek, przeplatanych pedalskimi wstawkami, także znowu-m złożył głowę na poduszce.

Generalnie - może w latach 70-tych był takim "shockerem", ale dzisiaj? Sorka, widziałem w horrorach takie wynaturzenia (polecam gorąco wszystkim ciotkom "August Underground Mordum" :*), że na widok "Salo" jedyne, co z siebie wydobyłem, to potężne ziewnięcia.

Ale już nawet pomijając te zarzuty - ta ekranizacja jest po prostu żałosna. Przeniesienie powieści De Sade'a w czasy wojny? Po co? Żeby dorobić jakąś kretyńską moralizatorską ideologię? No cóż, całych "120 dni..." nie czytałem, tylko przeglądałem w księgarni, ale DION opowiadał mi co nieco. W książce pono nie ma w ogóle żadnych tępych gadek prostujących czytelnika. "120 Dni..." jest zapisem tego, jak człowiek przekracza samego siebie, swoje normy moralne, swoje konwenanse. I tyle. Po prostu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chim, ja też nie czytałem książki (jeszcze), ale film mi się podobał. Nie wiem, może nie widziałem jeszcze w życiu tyle co Ty (byłeś na jakiejś wojnie, czy co?), lecz niektóre sceny były naprawdę brutalne, np. ta, w której ten z szalonymi oczyma dał kobiecie ciasto z gwoździami i kazał jeść. Scena jedzenia ekstrementów też nie była lekka. Może podszedłeś do tego filmu ze świadomością, że to wszystko jest udawane, nikomu nie dzieje się krzywda?

Końcówka nie była moralizatorska. Pamiętasz ten żart:

-Co robi bolszewik, gdy nurkuje w Morzu Czerwonym?

-Ha, nie wiesz?

-Robi plum!

To wydało mi się tym bardziej śmieszne, dlatego, że w tym samym czasie jakąś kobietę bodajże skalpowano. Całości również nie odniosłem jako moralizatorskiej przypowiastki. Pedalskie wstawki, jak to nazywasz, nie były takie złe, czego się spodziewałeś, pornola w stylu klasycznym?

Ponadto, film był robiony przez Pasoliniego, Włocha, który biorąc pod uwagę również historię swego kraju, postanowił akurat umieścić akcję tam gdzie mu to najbardziej odpowiadało, czyli w końcówce drugiej wojny światowej. Pojawia się również w filmie zdanie łączące niejako faszyzm i anarchizm: "My Faszyści jesteśmy jedynymi prawdziwymi anarchistami". Film nawet dzisiaj jest mocny, chociażby te słowa:

"Głupotą jest twierdzenie, że jesteśmy winni wszystko własnej matce.

Czyż musimy być jej wdzięczni za chwile przyjemności jakie miała z mężczyzną? To powinno być wystarczającą nagrodą dla niej. Dawno temu zostałem przeklęty matką, która wzbudzała we mnie takie same uczucia jak twoja matka w tobie. Gdy tylko nadarzyła się okazja, wysłałem ją na tamten świat. Czułem niewymowną przyjemność, gdy zamknęła swe oczy na zawsze." Takie stwierdzenie mnie bez mała poruszyło, pierwszy raz usłyszałem takie myśli chorego umysłu.

Nie bierz dzisiejszego okrucieństwa jakim karmi nas TV czy ulica za to samo co w owym filmie i zapewne w książce. Tam było wyrafinowanie i ekstaza, zezwierzęcenie w najczystszej formie. Kim są dzisiejsze "zwierzęta"? Bydlętami, które swoje prawdziwe oblicze ukrywają, a światu pokazują maskę dobrego ojca/żony/sąsiada, są żałośni w najżałośniejszym stopniu, Ci tutaj, prezydenci, trochę od nich odstają.

Radzę Ci, lecz do niczego nie zmuszam, naturalnie, abyś obejrzał ten film raz jeszcze, lecz sam i z napisami, jesli wcześniej oglądałeś wersję z dubbingiem (a może znasz włoski i oglądałeś w czystej formie?). Język włoski mi akurat pasował do pokazanych sytuacji, o wiele lepszy niż oklepany do bólu angielski...

Ja oglądałem film sam i to było chyba najwłaściwsze, zostajesz sam na sam z dziełem. Pier nie chciał również kręcić filmu, którego jedyną siłą byłby skandal jaki by wywołał, jego twórczośc była tak charakterystyczna, że jedno zamieszanie więcej byłoby dla niego niczym. To nie była produkcja stricte komercyjna, bo i kto by się podjął dystrybucji i całego tego marketingu w owych czasach?

Radzę również, abyś różnorakie efekty nie traktował jako jednego z ważniejszych elementów filmu, one są tylko środkiem, medium (?).

Co do Tarantino, we Wściekłych Psach była fajna scena tortur, policjant na krześle, ten bandyta z kanistrem, a w tle muzyka lat 70-tych, miód... ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, może nie widziałem jeszcze w życiu tyle co Ty (byłeś na jakiejś wojnie, czy co?), lecz niektóre sceny były naprawdę brutalne, np. ta, w której ten z szalonymi oczyma dał kobiecie ciasto z gwoździami i kazał jeść. Scena jedzenia ekstrementów też nie była lekka.

Nie, po prostu od ok. 8 roku życia oglądam horrory :)

Dla mnie mocną sceną jest końcówka "Cannibal Holocaust". Mocną sceną jest scena z gaśnicą w "Irreversible". Mocną sceną jest kopulacja przez brzuch torturowanej kobiety w "August Underground Mordum".

No i jest jeszcze japońskie gore, ale tu niestety się nie wypowiadam, bo ciężko dostać i po prawdzie niewiele widziałem... :(

Może podszedłeś do tego filmu ze świadomością, że to wszystko jest udawane, nikomu nie dzieje się krzywda?

Eee... Że przepraszam co? A to do filmów się podchodzi inaczej?

Oczywiście, że jest to fikcja, udawanie, a ekhm... kupy, które jedli to tak naprawdę czekolada z pomarańczową marmoladką.

Chyba nie sądzisz, że miałbym podchodzić do tego filmu tak, jakby to wszystko działo się naprawdę?

To właśnie odróżnia film od snuffu - ten pierwszy to tylko kreacja, ten drugi - rzeczywistość.

Dobrym przykładem jest tutaj "Cannibal Holocaust" - tam np. zwierzęta zabijano naprawdę podczas kręcenia tegoż filmu. I to działa na bańkę.

Całości również nie odniosłem jako moralizatorskiej przypowiastki. Pedalskie wstawki, jak to nazywasz, nie były takie złe, czego się spodziewałeś, pornola w stylu klasycznym?

Nie, spoko, mi to bangla. Zwróciłem na ten fakt uwagę tylko dlatego, że Pasolini też był pedziem.

Takie stwierdzenie mnie bez mała poruszyło, pierwszy raz usłyszałem takie myśli chorego umysłu.

Polecam książkę. W ogóle polecam twórczość markiza... Jak już to poczytasz, sam dojdziesz do wniosku, że film jest niczym - nomen omen - rzadka kupka, w porównaniu z bezeceństwami, jakie są w twórczości De Sade'a

Radzę Ci, lecz do niczego nie zmuszam, naturalnie, abyś obejrzał ten film raz jeszcze, lecz sam i z napisami, jesli wcześniej oglądałeś wersję z dubbingiem (a może znasz włoski i oglądałeś w czystej formie?). Język włoski mi akurat pasował do pokazanych sytuacji, o wiele lepszy niż oklepany do bólu angielski...

Film widziałem w wersji włoskiej oczywiście. Z napisami.

Jedynym pozytywnym doświadczeniem, jakie z niego wyniosłem, to żartobliwy tekst w gronie znajomych, pt. "MANGIA! MANGIA! MANGIA!", gdy mamy coś jeść :P

Ja oglądałem film sam i to było chyba najwłaściwsze, zostajesz sam na sam z dziełem.

A ja wolę oglądać z moją kobietą. Bo gdy siedzę nad czymś takim jak Salo sam, to mi się odechciewa i wyłączam po kilkunastu minutach, ew. przewijam na co ciekawsze kawałki. A jak oglądam coś z nią, to przynajmniej mam tę motywację, żeby zobaczyć coś do końca...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie, po prostu od ok. 8 roku życia oglądam horrory

Dla mnie mocną sceną jest końcówka "Cannibal Holocaust". Mocną sceną jest scena z gaśnicą w "Irreversible". Mocną sceną jest kopulacja przez brzuch torturowanej kobiety w "August Underground Mordum".

W pewnym momencie brutalna przemoc ustępuje wyrafinowaniu...
No i jest jeszcze japońskie gore, ale tu niestety się nie wypowiadam, bo ciężko dostać i po prawdzie niewiele widziałem...
Ja widziałem coś takiego jak Guinea Pig 2, Kwiaty Ciała i Krwi. Szalony Japończyk ćwiartuje kobietę, mocne; to chyba jednak znasz, bo to raczej głośny film.
Eee... Że przepraszam co? A to do filmów się podchodzi inaczej?

Oczywiście, że jest to fikcja, udawanie, a ekhm... kupy, które jedli to tak naprawdę czekolada z pomarańczową marmoladką.

Chyba nie sądzisz, że miałbym podchodzić do tego filmu tak, jakby to wszystko działo się naprawdę?

To właśnie odróżnia film od snuffu - ten pierwszy to tylko kreacja, ten drugi - rzeczywistość.

Dobrym przykładem jest tutaj "Cannibal Holocaust" - tam np. zwierzęta zabijano naprawdę podczas kręcenia tegoż filmu. I to działa na bańkę.

Może nie wyraziłem się precyzyjnie. Zamiast czuć film, zastanawiałeś się gdzie jest ten lateks...
Zwróciłem na ten fakt uwagę tylko dlatego, że Pasolini też był pedziem.
Homoseksualizm swoje początki bierze bodajże z antycznej Grecji, i to raczej jako pewien rodzaj poszukiwania "wrażeń" uprawiano go na początku.
Jedynym pozytywnym doświadczeniem, jakie z niego wyniosłem, to żartobliwy tekst w gronie znajomych, pt. "MANGIA! MANGIA! MANGIA!", gdy mamy coś jeść
Mi też ten tekst zapadł w pamięć, i to bardzo ;) Jeszcze ten: PISSI! (nie wiem jak to się dokładnie pisze, nie znam włoskiego, wymawia się: "piszszi").

No cóż, nie każę na siłę komuś lubić tego filmu, jednakże jego znajomość stawia was trochę wyżej, ponad grono typowych odbiorców pop kultury. Ot, nutka snobizmu.

Faceci w czerni to totalne dziadostwo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj oglądałem film pod tytułem "Od kołyski aż po grób". Już na początku filmu, gdy zobaczyłem twarz Jeta Li to skojarzyłem sobie go z filmem "Romeo musi umrzeć", który wspominam bardzo miło. Ogólnie film przyjemny na sobotni wieczór, więc przyjął się dobrze. Polecam.

Tutaj krótki opis:

Szefowi wyspecjalizowanego gangu złodziei porwano córkę. Aby ją ocalić musi zawrzeć niebywały układ z oficerem Tajwańskiej policji i odnaleźć cenne diamenty, których żądają porywacze. Wkrótce okazuje się, że w czasie poszukiwania diamentów znaleźli się na tropie nowej broni masowego rażenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejny post o filmie w niedługim czasie, ale niestety muszę się podzielić swoimi wrażeniami, które niestety nie są zbyt miłe, ale o tym zaraz. Wy tak wcześniej nawijaliście o horrorach, że mnie natchnęło. No i obejrzałem film pod tytułem: "Halloween: Resurrection" . Za nim odpaliłem go byłem bardzo podekscytowany, bo poprzednia(to jest chyba oryginalna wersja) Halloween bardzo mi się podobała. Niestety po obejrzeniu tej części nie mogę tego powiedzieć. Film dla mnie wyprodukowany z takim sensem jak dodatki do simsów: mający nabić portfele, reprezentując dobrą i znaną markę. Jednakże tutaj trafia się nam grupka studentów biorących udział w reality show(prawie jak Big Brother :twisted: , widziałem podobny motyw też w jakimś horrorze, ale nie pamiętam tytułu, ludzie mięli przeżyć 24 h w nawiedzonym szpitalu), który muszą przetrwać noc w domu Myersa szukając odpowiedzi na jego chorobę(nie wiem jak to nazwać). Tymczasem dzielny Mike robi z nich w swoim domu rzeźnie. Wiele schematycznych i przewidywalnych scenek. Muszę przyznać, że jestem zawiedziony. Może zbyt wiele oczekiwałem, albo pierwsza część postawiła zbyt wysoko poprzeczkę.

Proszę Was polećcie mi taki horror, że będę się bał iść siku :D

(jedyny sukces osiągnął "Noc żywych trupów" zważywszy na mój wtedy skromny wiek :wink: )

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Proszę Was polećcie mi taki horror, że będę się bał iść siku

Jedno słowo - DARKNESS. Hiszpańsko-amerykańska produkcja. A momentami czułem, że jeżą mi się włosy na tyłku. Doskonały horror, jeden z najlepszych jakie widziałem w ciągu ostatnich pięciu lat...

Poza tym, bać się można wielu rzeczy... To zależy, co preferujesz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...