Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Chimaira

Szkoła II

Polecane posty

(...)

Sytuacja w tym kraju jest chora. Wytłumaczcie mi jedno. Dlaczego, podczas gdy i lekarz, i nauczyciel maja za sobą jednakowe studia (chodzi mi o to, że obaj mają tytuł magistra), ten pierwszy ma wśród ludzi poważanie, podczas gdy drugiego traktuje się jak... źle się traktuje. Dlaczego, gdy zarabiający po 5- 10 tyś miesięcznie lekarze, po raz któryś już w tym roku domagają się podwyżek, pacjenci się z nimi "solidaryzują" (wg mnie to wymysł mediów, ale niech będzie...), a gdy podwyżki, po raz pierwszy od kilku lat, głośno domagają się zarabiający od tysiąca do dwóch i pół (więcej zwykły nauczycel nie zarabia, uwierzcie bo wiem) nauczyciele, wszyscy psioczą, że się im nienależy. Przecież to śmieszne!

Mógłbym tak jak Piccolo napisać, że zgadzam się z większością postu, tylko nie z tą, ale moje zdanie minimalnie się różni :).

Może od początku - ja jestem synem lekarki, więc jako taki pogląd na sytuację mam. Nie mogę napisać, że studia medyczne są cięższe od nauczycielskich, mogę jedyne napisać to, że to na nich jest zdaje się najwięcej wkuwania, a do tego dochodzi jeszcze szkolenie się praktycznie przez całe życie. Dodam tylko, że za szkolenia najczęściej lekarze muszą płacić ze swojej kieszeni. Jeśli chodzi o płace lekarzy, to rzeczywiście ostatnimi czasy się poprawiło, ale nieznacznie. Na pewno nie ma pensji po 10 tys. zł, już prędzej te 5 tys, ale to i tak jest okupione codzienną pracą w godzinach 8-18 + dyżury, czasem na 2 etaty.

Jeśli chodzi o płace nauczycieli, to rzeczywiście są one żenujące, przynajmniej jeśli chodzi o publiczne szkoły. Pensja nauczycielki ze stażem +/- 20 lat to jakieś ~2000 zł. Jeśli chodzi o godziny pracy, to owszem, w szkole jest ich te 18 (nie wiem dokładnie) + oczywiście masa pracy w domu. Przy czym wydaje mi się, że ta mała ilość godzin pracy + wolne wakacje jest spowodowana czymś innym. Kiedyś moja była wychowawczyni mówiła nam, że jak nauczyciele mieliby pracować więcej godzin z młodzieżą i nie mieliby tych 2 miesięcy wolnego, to by powariowali :). Coś w tym jest, biorąc pod uwagę to, że do każdej lekcji trzeba się psychicznie przygotować, zwłaszcza do lekcji z tą mniej posłuszną młodzieżą, a oprócz takiego przygotowania jest jeszcze inne, wiadome - w postaci materiałów lekcyjnych itp. itd

No, to chyba tyle, trochę to zagmatwane, ale nic to (:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie mają za sobą jednakowych studiów. Medycyna to dużo cięższe studia niż dajmy na to polonistyka.

Tak czy inaczej, oba zawody kończy się mając tytuł magistra. Czyli teoretycznie dysponując podobnym zakresem wiedzy ze swojej dziedziny. A w zachowaniu społeczeństwa jakos tej równości nie widać.

Wg mnie problem lezy gdzie indziej. Szacunek społeczny idzie w parze z zarobkami. Niegdyś nauczycielowi kłaniano się na ulicach, bo był Panem. Zarabiał dużo, miał wiedzę, uczniowi na lekcji mógł przyrżnąć linijką po rękach. To był ktoś! Teraz, zarabiając te śmieszne pieniądze nie może być uważany za kogoś poważanego. I dlatego to wszystko wygląda, tak jak wygląda....

ci państwowi na pewno nie zarabiają 5 tysięcy

To może w ten sposób... Kim zostają najczęściej dzieci lekarzy? Lekarzami. A kim zostaja dzieci nauczycieli? Kimkolwiek innym... ;]

Ja rozumiem, że lekarze na świetne samochody, domy czy wakacje na drugim końcu świata cięzko pracują po godzinach. Ale, na Boga, robią to bo chcą i mogą. Nie oszukujmy się, nie robia tego z miłości do pacjenta, tylko dla kasy. Więc biadolenie później, ile to taki lekarz nie pracuje jakos do mnie nie przemawia...

Podsumowując, i zostawiając już w spokoju tych lekarzy (bo się ich przyczepiłem jak rzep psiego ogona...) Uważam, że zarobki na poziomie tyś- 2,5 tyś złotych dla osoby z wyższym wykształceniem i tytułem magistra* są śmieszne. Państwo okazuje kompletny brak szacunku dla zawodu nauczyciela, co przekłada się na szacunek społeczny.

*czytałem, że płace doktorskie na państwowych uniwersytetach lekko przekraczają trzy tyś... Czy opłaca się w naszym kraju uczyć?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pytanie A.L.'a jest retoryczne a odpowiedź oczywista. To jasne, że się nie opłaca. Ja teraz pracuję jako student w zwykłym fastfoodzie. I za 180 godzin mogę wyciągnac mniej więcej 1600 zł. To więcej niż dostaje nauczyciel po 10 latach pracy. A do której pracy są wymagane większe kwalifikacje? To chyba z deczka śmieszne, że za pracę, do któej nie potrzeba żadnego doświadczenia i umiejętności (no bądźmy szczerzy) dostaje się więcej niż za ponad 5 lat harówki na studiach i do tego kursy + uzeranie się z dziećmi.

Tak sobie teraz pomyślałem. Aktualnie studiuję historię, ale licząc na pracę w jakimś urzędzie wybrałem archiwistykę jako specjalność. Ale na roku w dalszym ciagu są ludzie, którzy wybrali specjalność nauczycielską. Szanuję ich wybór, jednak powiem szczerze: gdybym miał zarabiać te 1000 zł na miesiąc, to na 100% zdecydowałbym sie na dalsza pracę w fastfoodzie. zarobki dużo lepsze, praca nie jest ciężka, bezstresowa, do tego nie ma problemu z wolnym i ustalaniem sobie godzin pracy. Więc gdzie tu sprawiedliwość?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A jako, że nauczyciele i stopnie są częścią składową szkoły więc IMO masz coś do szkoły. Wiec twój post nie ma zbytniego sensu. Widziałeś kiedyś szkołę bez nauczycieli? Bo bez stopni jeszcze dałoby się przeżyć, chociaż mają one swoistą funkcję motywujacą do nauki, a przez to również są ważną częścią szkoły.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bo bez stopni jeszcze dałoby się przeżyć, chociaż mają one swoistą funkcję motywujacą do nauki, a przez to również są ważną częścią szkoły.

Przyznam, że zawsze marzyła mi się szkoła, w której nie byłoby ocen czy minusów. Uczeń uczyłby się nie dla cyferek w dzienniku i średniej, lecz dla siebie oraz z myślą o sobie i przyszłości...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bzdura, wtedy przestałbyś się uczyć bo nie miałbyś żadnego powodu dla którego miałbyś zacząć się uczyć, bo wiem, że w podstawówce, gimnazjum (w liceum już mniej) nie działa zdanie: "Ucz się to będziesz miał dobrą pracę". Także oceny to zło konieczne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyli IMO uczyłby się znikomy procent, reszta zlewałaby na szkołę jeszcze bardziej. Toż proponujesz raj dla nierobów i idiotów, którzy po prostu przychodziliby na te kilka godzin, pościemniali i poszli do domu, nie martwiąc się nawet zdaniem do następnej klasy. Nauczyciele straciliby ostatni środek perswazji, jaki im został (nikły bo nikły, ale zawsze coś). No chyba że zaproponujesz jakąś alternatywę dla stopni?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W pełni zgadzam się ze stwierdzeniem, że oceny są złem koniecznym, że stanowią jedyny środek perswazji nauczyciela. Oceny są oczywistą motywacją. Zdaję sobie również sprawę z faktu, że wówczas w podstawówce i gimnazjum nauka byłaby ostatnią rzeczą, za którą bym się zabrał. Szkoła bez ocen jest jedynie moją swego rodzaju utopijną wizją. Mam już pewnie pojęcie odnośnie tego, czym chciałbym się w życiu zajmować i mam swoje priorytety. Są przedmioty i zagadnienia, których uczę się z przyjemnością i ze świadomą korzyścią - jest jednak i druga strona medalu, czyli tematy, które nie interesują mnie w najmniejszym stopniu. Będąc uczniem w klasie o profilu historyczno-humanistycznym ponoszę porażkę za każdym razem, gdy próbuję zrozumieć w jaki sposób część z przekazywanej mi wiedzy w jakikolwiek sposób ma pomóc mi w osiągnięciu określonego celu. Fizyka? Część zagadnień z geografii, chemii, biologii? Mam poczucie, że jest to jedynie strata czasu (a także dodatkowe nerwy, biorąc pod uwagę wymagania i nacisk poszczególnych nauczycieli w mojej szkole na przedmioty, które już za rok-dwa w ogóle znikną z mojego planu zajęć, o których rychło zapomnę).
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Będąc uczniem w klasie o profilu historyczno-humanistycznym ponoszę porażkę za każdym razem, gdy próbuję zrozumieć w jaki sposób część z przekazywanej mi wiedzy w jakikolwiek sposób ma pomóc mi w osiągnięciu określonego celu. Fizyka? Część zagadnień z geografii, chemii, biologii? Mam poczucie, że jest to jedynie strata czasu (a także dodatkowe nerwy, biorąc pod uwagę wymagania i nacisk poszczególnych nauczycieli w mojej szkole na przedmioty, które już za rok-dwa w ogóle znikną z mojego planu zajęć, o których rychło zapomnę).

Hehehe najgorsi są nauczyciele którzy traktują swój przedmiot jako najważniejszy nawet jeżeli uczą klasę o zupełnie innym profilu niż ten pasujący do przedmiotu xD. Znam taką w Liceum z mojego miasta, dla niej nawet profile humanistyczne powinny uczyć się przede wszystkim matematyki i koniecznie zdawać ją na maturze mimo iż, później ich matematyka będzie się ograniczała do liczenia pieniędzy w portfelu albo wypełniania pitów (do których są już i tak programy xD).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No tak, ja odpowiem paru osobom. Dziwie sie nauczycielom, ze nie wyjada do Anglii na przyklad. Ja nie mam nawet matury (w tym roku zdaje), a w Anglii dostaje ok. 1000Ł na miesiac bez zadnych nadgodzin. Sam jestem dzieckiem z rodziny nauczycielskiej (co prawda rodzice nie pracuja jako nauczyciele, ale mam skonczyla anglistyke, a tata polonistyke), i zgadzam sie, ze nauczyciel nie pracuje 18h/tydzien. Kiedy mama jeszcze uczyla pamietam, ze samo przygotowanie sie do lekcji z dnia nastepnego to zajmowalo jej ok 2h dziennie. Obowaizek szkolny jest idiotyzmem, podobnie jak jeden sluszny program nauczania. Glupota jest tez zbyt duza ilosc godzin nauczania przedmiotow niekierunkowych. A idiotyzmem do kwadratu jest program do jezyka polskiego w klasach mat-fiz. Tam powinno sie uczniow nauczyc pisac, i czytac ze zrozumieniem po polsku, a nie interpretowac i analozowac wiersze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A idiotyzmem do kwadratu jest program do jezyka polskiego w klasach mat-fiz. Tam powinno sie uczniow nauczyc pisac, i czytac ze zrozumieniem po polsku, a nie interpretowac i analozowac wiersze.

Wybacz, ale osoba wykształcona powinna posiadać podstawową wiedzę z każdego zakresu, a na pewno z czegoś tak niezbędnego jak literatura, język ojczysty [czytanie i pisanie ze zrozumieniem opiera się na umiejętności interpretacji i analizy, chociaż wspominanych wierszy, więc jak ktokolwiek ma się tego nauczyć, bez literatury, czy programu nauczania ?]. Inaczej będziemy mieli drugą Amerykę i wypowiedzi pokroju "Fidel Castro to artysta pop".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A tak mamy sytuacje, gdzie polowa uczniow nie wie jak sie pisze po polsku, i cierpi na dys-... Ponadto nie wiem, czy Ty naprawde wierzysz w to, ze choc 1/10 uczniow naprawde wie, o co chodzi w wierszu, ktory wlasnie sie interpretuje. Oczywiscie, ze powinni poznawac literature, ale zdecydowanie ograniczylbym poezje. Program nauczania moj drogi jest zbedny. Odgorny. Niech kazda szkola ma swoj, i rodzice badz uczniowie starsi niech sobie wybieraja, gdzie maja sie uczyc.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A tak mamy sytuacje, gdzie polowa uczniow nie wie jak sie pisze po polsku, i cierpi na dys-... Ponadto nie wiem, czy Ty naprawde wierzysz w to, ze choc 1/10 uczniow naprawde wie, o co chodzi w wierszu, ktory wlasnie sie interpretuje.

Jeżeli zrozumie nawet co dwudziesty i będzie potrafił wykorzystać tą wiedzę, a będzie to zakres dodatkowy, to nazwę to sukcesem, wszak profesorów, czy wybitnych specjalistów nie ma zbyt wielu [w ogólnym zestawieniu światowym skala jest odrobinę większa niż 1/10, czy 1/20 ;) ]. Programu nie powinno dostosowywać do matołów, leni, tylko do nauczania, ma on wpajać, dostarczać wiedzę, to jest szkoła, a nie obóz wypoczynkowy.

Oczywiscie, ze powinni poznawac literature, ale zdecydowanie ograniczylbym poezje. Program nauczania moj drogi jest zbedny. Odgorny. Niech kazda szkola ma swoj, i rodzice badz uczniowie starsi niech sobie wybieraja, gdzie maja sie uczyc.

Oczywiście, naukę geografii ograniczymy do Europy, po co uczyć się reszty kontynentów ? Uczmy się tylko dodawać, po co komu odejmowanie ?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli zrozumie nawet co dwudziesty i będzie potrafił wykorzystać tą wiedzę, a będzie to zakres dodatkowy, to nazwę to sukcesem, wszak profesorów, czy wybitnych specjalistów nie ma zbyt wielu [w ogólnym zestawieniu światowym skala jest odrobinę większa niż 1/10, czy 1/20 ;) ]. Programu nie powinno dostosowywać do matołów, leni, tylko do nauczania, ma on wpajać, dostarczać wiedzę, to jest szkoła, a nie obóz wypoczynkowy.

Bez sensu jest moim zdaniem przymuszanie ucznia do nauki. Starszego ucznia. Ta 1/20 o ktorej mowisz tak czy inaczej by sie tego nauczyla, zas 19/20 nie bedzie umiala dalej, a na dodatek nie nauczy sie nawet pisac i cyztac poprawnie.

Oczywiście, naukę geografii ograniczymy do Europy, po co uczyć się reszty kontynentów ? Uczmy się tylko dodawać, po co komu odejmowanie ?

Wybacz, ale pozwole sobie przytoczyc przyklad z wlasnego doswiadczenia. Z geografii nie usuwalbym geografii swiata, ale np. dane dotyczace jakze zajmujacej i niezbednej produkcji burakow cukrowych przez poszczegolne kraje. Nie usuwalbym z liceum dodawania, ale np. elementy teorii wzglednosci. I tak 99% uczniow jej nie rozumie, a Ci ambitni i tak by ja poznali sami. Po co wiec katowac reszte

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście, naukę geografii ograniczymy do Europy, po co uczyć się reszty kontynentów ? Uczmy się tylko dodawać, po co komu odejmowanie ?

Wydaje mi się, iż T3tris jasno zaznaczył, iż chodzi mu o program nauczania j. polskiego i ograniczenie poezji, a ty wyciągasz wyssane z palca ograniczenie geografii i PODSTAWOWYCH zasad matematyki. Chciałbym tylko zaznaczyć, ze dogłębne znaczenie jakiegoś wiersza jest sprawą ciut mniej ważną niż znajomość geografii czy matematyki. Sam jestem za większym wyprofilowaniem niz obecnie klas profilowanych. Sam byłem w klasie biol-chem a liczbę godzin mielismy zwiększone tylko o jedną. A co to da? IMO w klasach humanistycznych powinni ograniczyć matematykę (pokroju całek, współczynnika prawdopodobieństwa, silni, a nie odejmowania czy mnożenia, nie popadajmy aż w taką paranoję, Rol3k) a w klasach matematycznych uczniowie powinni mieć zwiękzoną i to kilkukrotnie liczbę godzin matematyki na rzercz j.polskiego. Bądźmy szczerzy, nikt nie idzie do klasy mat-fiz, zeby analizowac wiersze, to tylko zniechęca młodzież. Co prawda sam skończyłem biol-chem a jestem na historii, jednak ten profil w liceum to dzieło czystego przypadku, a że nie różnił sie wiele od profilu ogólnego czy nawet humanistycznego, więc zostałem:P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście, naukę geografii ograniczymy do Europy, po co uczyć się reszty kontynentów?

Podstawowa rzecz, której wiele osób nie rozumie lub nie dostrzega... Geografia Europy, geografia pozostałych kontynentów, świata - innymi słowy, elementarna wiedza. Człowiek kulturalny powinien mieć o tym pewne pojęcie, naturalnie. Są to w końcu aktualne informacje na temat otaczającego nas świata, które nawet człowiek nie zajmujący się niczym bliżej związanym z zagadnieniami geografii mógłby wykorzystać. Podam jednak kilka z podstawowych zagadnień pierwszej klasy licealnej. Teoria tektoniki płyt litosfery? Doprawdy, fascynujące. Charakterystyka reżimów rzecznych? W rzeczy samej, warto wiedzieć, że maksimum przepływów w Duero przypada na okres zimowy. Nie wspominając o genezie, cechach charakterystycznych oraz przykładach występowania poszczególnych typów wybrzeży - szkierowego, riasowego, zalewowego...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, iż T3tris jasno zaznaczył, iż chodzi mu o program nauczania j. polskiego i ograniczenie poezji, a ty wyciągasz wyssane z palca ograniczenie geografii i PODSTAWOWYCH zasad matematyki.

Wybacz, ale jeżeli poezja nie jest podstawową, programową częścią języka polskiego, to co nią jest ? Przecież nie mówimy tu o tworzeniu, a o zapoznaniu się, interpretacją, analizą. To masz w nawet w podstawówce. Tak wiem, że "Słowacki wielkim poetą był!", ale bez przesady, poezja to integralna, nieodłączna część języka polskiego, tak ważna, jak odejmowanie, kontynenty.

Wywalmy wszystko co trudne i niepasjonujące, przecież szkoła to ogromny plac zabaw, biedni uczniowie muszą się uczyć, zastosujmy kolorowe układanki, za każdą dobrą odpowiedź dajemy lizaczka, a program ograniczmy do niezbędnego minimum, przecież wystarczy umieć czytać i pisać, po co komu poezja, literatura, to takie nudne i trudne.

To czego się nauczysz zostaje w pamięci, nawet część, ale jednak zostaje, dzięki czemu jesteś zorientowany w świecie, wydarzeniach, a podczas jakiejś dyskusji [kto wie z kim i gdzie będziesz kiedyś rozmawiał ?] nie wyjdziesz na matoła, może nie powiesz niczego odkrywczego, ale przynajmniej zrozumiesz o czym ludzie mówią, wiesz kim jest Castro, gdzie leży Ameryka, potrafisz zinterpretować tekst, a i zaszłości historyczne nie będą Ci obce, to właśnie jest cecha człowieka wykształconego. Tyle z mojej strony.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ehh, widzę że lubisz rzucać wielkimi propagandowymi zdaniami. Ale jakie masz na nie poparcie w mojej wypowiedzi? Gdzie napisałem, że poezja jest nieważna? Napisałem jedynie o ograniczeniu jej w profilu matematycznym i podobnych, a nie o całkowitym zniesieniu. Zniesienie poezji i literatury nie wchodzi w grę, jednak nie wmówisz mi, że jest ona najważniejsza w wymienionych przeze mnie profilach? Wybacz, ale rezygnacja z (to tylko przykład) jednego wiersza na tydzień, któego analiza zajmuje całą godzinę jakoś nie wpłynie znacząco źle na świadomość klasy? Owych wierszy zostanie jeszcze kilkanaście-kilkadziesiąt, co w zupełnosci wystarczyłoby. Więc proszę o trzymanie się moich wypowiedzi:)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ehh, widzę że lubisz rzucać wielkimi propagandowymi zdaniami. Ale jakie masz na nie poparcie w mojej wypowiedzi? Gdzie napisałem, że poezja jest nieważna?

Czytaj uważnie, wypowiedź na którą odpowiedziałeś, była skierowana do t3trisa, odniosłem się do niej, ponieważ stanowiła podstawę dyskusji.

Kwestia ograniczania, jak ograniczyć coś, co i tak jest maksymalnie ograniczone ? Przecież mat-fiz ma zgoła odmienny [maksymalnie pocięty] program humanistyczny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do T3trisa? Ok niech będzie, ale dlaczego w takim razie cytowałeś moją wypowiedź? Zreszta T3tris napisał ci to samo co ja (albo ja to co on, jakoś tak:P), o ograniczeniu a nie zniesieniu poezji w klasach o profilu ścisłym. Co prawda wyżej wspomniał o, że nie powinno sie uczyć analizowania i interpretowania wierszy, jednak uznam to za skrót myślowy. Cytuj konkretne wypowiedzi tego, do kogo sie odnosisz, z twojego postu niezbyt wynika, że piszesz do T3trisa:P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do T3trisa? Ok niech będzie, ale dlaczego w takim razie cytowałeś moją wypowiedź?

Będzie offtop, ale jakoś wyjaśnić należy. Dyskutowałem z t3trisem, wtrąciłeś się do dyskusji, zacytowałem Ciebie, ponieważ [sam to zauważyłeś] przedstawiłeś podobne argumenty, więc potraktował to jako jeden wspólny argument, na który odpowiedziałem. Zagrywka może i fajna, ale takie zbaczanie z głównego wątku do niczego nie prowadzi.

Jak chcesz ograniczyć coś, co i tak jest ograniczone ? W obecnej chwili widzę to tak, "nie chce mi się uczyć, więc wywalamy, ograniczamy, na co mi wiersze, przecież będę matematykiem", tylko program ustalają dość rozsądni, wykształceni ludzie, mamy cenionych specjalistów, a i uczelnie nie zajmują najgorszych miejsc [a taka ciekawostka, najbardziej porządnym uczniem w USA w roku chyba 2007 jest właśnie polak, który dostał się na 18 renomowanych uczelni, a przyjechał tam pięć-sześć lat temu, nie znając języka angielskiego i raczej polskie szkolnictwo mu nie zaszkodziło].

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzieki Felessan, wlasnie o to mi chodzilo.

Jeszcze raz zaznacze: nie mowie tu o calkowitym zniesieniu poezji (choc jesli jakas szkola mialaby na celu ksztalcenie ucznia wylacznie w jakiejs dziedznie, jaks skzola dla geniuszy matematycznych, lub cos takiego mogloby wogole nie byc polskiego czy historii, uczen jesliby zechcial to by sie sam dowiedzial), a o jej zdecydowanym ograniczeniu na rzecz nauki elementarnych zasad jezyka polskiego. W klasach niehumanistycznych oczywiscie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W prosty sposób, wyciąć z programu te mniej potrzebne rzeczy. Albo nie, inaczej, mam lepszy pomysł. Wg mnie nauczyciele polskiego powinni sami ułożyć program dostosowany do profili ścisłych. Wiem, że byłyby z tym kłopoty, ponieważ wg większości nauczajacych dany przedmiot "wszystko jest ważne i niczego nie da się pominąć" ale to naprawdę dałoby się zrobić. Tak jak nikomu tak naprawde nie jest potrzebna dokładna wiedza o tektonice czy typach wybrzeża (powiedz szczerze, pamiętasz te wszystkie szczególiki i mniej interesujace tematy?) tak humanistom nie potrzeba całek czy macierzy, a ścisłym wszystkich wierszy Słowackiego czy Przerwy-Tetmajera.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W prosty sposób, wyciąć z programu te mniej potrzebne rzeczy.

Które rzeczy są mniej potrzebne i co świadczy o ich przydatności ? Nawet humanistyczny profil nie obejmuje wszystkich wierszy Słowackiego, czy Tetmajera, nie wspominając już o profilach ścisłych.

powiedz szczerze, pamiętasz te wszystkie szczególiki i mniej interesujace tematy?

Nie, pamiętam tylko część, nawet mniejszą, ale nie oznacza to, że należy ograniczyć program, ponieważ to co pamiętam zależy głównie od tego, jak się tego uczyłem, czy mnie to interesowało, ale nie wyklucza to [ograniczenie już tak] możliwości uzyskania tej wiedzy przez innych. Uważam, że lepiej jest dać możliwość, niż ograniczać, zwłaszcza w kwestii edukacji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...