Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

P_aul

Device Masters

Polecane posty

Słysząc krzyk Mio rzuciłam się biegiem do łazienki. Adrenalina jednak opadła, gdy zobaczyłam, że to tak naprawdę tylko Matt? w samym ręczniku.

//No no no. To jest cały wasz dziewczyny!- zachichotała Mary, mówiąc też do Mio.

Zdając sobie sprawę, że stoi przede mną półnagi mężczyzna, również zrobiłam się czerwona na twarzy, jednak równocześnie pojawił się też gniew, z powodu zastałej sytuacji.

Chwyciłam leżące nieopodal mydło w kostce i cisnęłam nim Mattowi prosto w twarz, krzycząc:

- Nauczycie wy się kiedyś zamykać drzwi!!!

Chłopak w porę odwrócił głowę w stronę lustra i zamiast w twarz, dostał nim prosto w potylicę. Po uderzeniu w głowę Matta mydło spadło na ziemię nieopodal Mio(oby ktoś się nie przewrócił ;]).

- Co tak nerwowo? Kobiety... A pukać to nie łaska?- powiedział chłopak próbując obrócić wszystko w żart, jednak jego głos zdradzał szczyptę zdenerwowania lub nawet lekką panikę.

//Fiu? fiu?

Naburmuszyłam się i wyszłam z łazienki, tylko przelotnie rzucając coś do Rin:

- Zajmuję po tym ,,łaskawcu? łazienkę i jeśli mogłabyś?- spojrzałam na Mio i zobaczyłam jej dziwny uśmieszek-? raczej wiesz o co chodzi- skinęłam lekko w stronę młodszej siostry.

Pozostało umyć się i przebrać w swoje stare ubranie, a potem pójść na śniadanie.

//Nie daj mu wyjść tak z łazienki!- krzyknęła Mary do Mio, bo widząc jej uśmieszek domyśliła się o czym może myśleć.

Mary? możesz się wreszcie przymknąć?

//Nie? nie zrobię ci tej przyjemności. Przy okazji pamiętasz o obietnicy?

Wiesz, że jakbym mogła to bym wszystko załatwiła od razu.

//Nie będę czekać wiecznie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Mam nadzieję, że ta klasa S to znaczy coś fajnego i mocnego, co panowie?

Po skończeniu kurczaka Lilith przeciągnęła się i ziewnęła długo. Słuchając dalszego ciągu rozmowy powoli ściągnęła glany i rozsiadła się wygodnie na łóżku. To był długi i ciężki dzień, a do tego jej pierwsza walka na Polu Bitwy. Sama nie zauważyła nawet, kiedy zasnęła opadając bezwładnie na pościel, a następnie zwijając się w kłębek. Sennym ruchem jeszcze tylko ściągnęła słuchawki z szyi i wyłączyła swoje mp3.

Charlie widząc to usiadł na krawędzi łóżka i przykrył ja kołdrą i mamrocząc coś pod nosem zabrał słuchawki z mp3 by spakować do plecaka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spojrzałem tylko na Lilith i westchnąłem lekko.

- Dobranoc.

Rozgościła się tu, nie ma co. Z drugiej strony nie zagarnąłbym przecież łóżka dla siebie. Dlatego zaciskam zęby, sprawdzam, czy nie ma tu jakiegoś zapasowego posłania i rozkładam się na podłodze tak wygodnie, jak tylko mogę. Wcześniej odkładam gdzieś Boo i mówię mu, żeby nie szwendał się nigdzie i nie rzucał w oczy. Ostatecznie kończę leżąc i wpatrując się w sufit. Nieco ciężko mi zasnąć po takim przeładowaniu informacjami. No i gdzieś tam z tyłu głowy czai się lekka ekscytacja wywołana bliskością ładnej, śpiącej dziewczyny... ale odwracam się tylko na bok i zamykam oczy. Dość już kłopotów na dziś.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Charlie patrzył w mroku nocy na śpiące trzy śpiące postacie. Fakt, że ten mały Obcy rozpoznał przynajmniej częściowo jego naturę był niepokojący. Na szczęście uwierzył w drobne kłamstwo. Oby tylko Lilith nie wygadała się ze wspomnieniami, wtedy tłumaczenia będzie nieco więcej. Póki co jednak szło nieźle...

A potem nastał nowy dzień...

***

Każdy kto oglądał przy śniadaniu telewizję mógł usłyszeć szokujące wiadomości. W nocy znaleziono ciało młodej kobiety. Policja ujawniła niewiele szczegółów, ale najpewniej było to morderstwo, a z ciała ofiary spuszczono niemal całą krew.

***

A potem była szkoła. Dla niektórych kolejny dzień, dla innych pierwszy. Dla każdego dzień pełen dodatkowych obowiązków, jak okazało się już z samego rana. Miejscowym studentom przypomniano o obowiązku dopełnienia formalności z nowym rokiem w swoich klubach, natomiast grupka z wymiany została zaproszona do wicedyrektora, który osobiście krótko wyjaśnił o co dokładnie chodzi:

- Nasza szkoła jest dumna z faktu, iż przykładamy się zarówno do rozwoju intelektualnego jak i fizycznego naszych studentów. Dlatego też obowiązkiem każdego studenta jest uczęszczanie do jednego z klubów naukowych lub hobbystycznych które spotykają się w konkretne dni po zwykłych zajęciach. Z tego można się zwolnić po okazaniu zaświadczenia o uczęszczaniu na dodatkowe zajęcia poza naszą szkołą. Ponadto każdy student ma obowiązek uczęszczać na pozalekcyjne zajęcia ogólnorozwojowe lub zapisać się do drugiego klubu na treningi konkretnej dyscypliny sportowej. Nic nie stoi na przeszkodzie by dołączyć do większej liczby klubów, o ile oczywiście jesteście w stanie upchnąć to w swoim harmonogramie. Przez cały tydzień kluby będą miały dni otwarte, możecie zobaczyć czym dokładnie się zajmują, spróbować treningów i tak dalej. W przyszły poniedziałek dostarczcie swoim wychowawcom podpisane przez kierowników klubów zaświadczenia.

***

Jednak nawet nie to było najgorętszym, tematem w trakcie lunchu. Nieco na ostatnią chwilę przyszło oficjalne ogłoszenie. Wbrew wcześniejszym planom młoda gwiazda popu Asami Ryougi zagra w niedzielę koncert. Po długiej trasie koncertowej miała mieć kilka tygodni przerwy, a potem zacząć nagrywać nową płytę, ale ostatecznie zdecydowano, że zagra "koncert powitalny" w Tokio. Bilety będą w sprzedaży od środy i zdobycie kilku będzie graniczyło z cudem...

-----

UWAGA

Przed odpisem przeczytajcie dyskusje!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ha, a więc to są te sławne kluby, w których wszyscy uczestniczą! Miejsca gdzie rodzą się ludzkie marzenia, spełniają pasję, gdzie poznaje się smak zwycięstwa albo oraz porażki! Wspaniale!

Musiałem się powstrzymywać, żeby nie wystrzelić jak torpeda z gabinetu dyrektora na błyskawiczny obchód każdego, choć trochę interesującego, klubu choć w głębi serca - i trzewi Urządzenia spoczywającego obecnie bezpiecznie w domu - wiedziałem doskonale co wybiorę. Nie było innej możliwości. Jasne, klub detektywistyczny albo kółko dramatyczne miało swoje jasne strony a kto wie, ze swoją powalającą charyzmą zagrałbym rolę życia, ale nigdy nie ciągnęło mnie do niczego bardziej jak do muzyki. Me źródło inspiracji, ukojenie oraz moc do kopania tyłków Obcycm i innemu tałatajstwu! O HELL YEAH! Wzdrygnąłem się przez chwilą myśląc, że wydarłem się na cały głos tuż przed obliczem dyrektora. Fałszywy alarm, zachichotałem w duszy już czując świerzbienie w całym ciele. Byłem gotów do działania. Przez moment zastanowiłem się jak poradzi sobie John alias Viktor, ale machnąłem ręką - nie było siły, żeby doświadczony, kosmiczny wojownik, który wprowadził mnie w ten wspaniały świat nie dał sobie rady z tak prostym zadaniem. Nagle przypomniałem sobie lekcję angielskiego. A może?

* * *

Znalezienie klubu muzycznego, kącika dla wszystkich współczesnych bardów szerzących swe pieśni na świat, stało się priorytetem i nie miałem zamiaru czekać ani dnia dłużej, żeby zobaczyć go na własne oczy.

- Gotowi czy nie... - mruknąłem w rodzimym języku pod nosem z szerokim uśmiechem na twarzy. - Nadchodzę.

Słusznie wycelowałem w dłuższe okienko pomiędzy zajęciami. Potrzebowałem kilku ślepych zaułków oraz pomocy innych uczniów, żebym dal radę trafić pod mój własny Olimp. Przywdziewając najlepszy uśmiech i roztaczając tyle uroku osobistego ile byłem w stanie z gracją zachodniego barbarzyńcy wpadłem do środka o mało nie potykając się o niewielki podest jaki wydawał się - po krótkim oglądzie - improwizowaną sceną. Były nawet mikrofony, zestaw głośników a do kompletu można było dodać dwa reflektory zawieszone na przeciwległym końcu sali. Na wybór instrumentów klubowicze nie mogli narzekać. Perkusja w narożniku, bębny, para skrzypiec, nawet jedna harfa, trafiło się także pianino, ale byłem w ich klubie, kiedy nawet jeszcze o tym nie wiedzieli za potrójne combo. Gitara akustyczna, elektryczna i bass. Miód na moje serce.

- Konnichiwa! - rzuciłem niezrażonym i wesołym tonem. - Nie przeszkadzam?

Nie zdążyłem nawet przyjrzeć się dwóm znajdującym się właśnie w pokoju osobom, kiedy pierwsza z nich - dziewczyna o długich, pomarańczowych włosach i urodzie młodszej siostry - obleciała mnie ze wszystkich stron.

- Nada się! - zarekomendowała pewnym siebie tonem.

- E... co? - odparłem lekko zbity z tropu. Nawet ja nie spodziewałem się spotkać naszprycowanego kofeiną chomika. - To znaczy... y... słyszałem, że jest tutaj jakiś klub muzyczny i...

- Chciałbyś do niego dołączyć?! - chwyciła mnie za obie dłonie i wbiła wzrok przypominający psinkę proszącego pana o kość. Normalnie czysta słodycz.

- Ja? E, tak, wiadomo, że tak... zdobyliście mnie już samymi instrumentami. - odparłem po chwili próbując złapać jakiś punkt zaczepienia. Wyciągnąłem rękę na powitanie. - Jestem Matt Grishaw choć zadowolę się wersją Gulishamu a najlepiej to możecie darować sobie moje nazwisko. Uczeń z wymiany, klasa A, wielki fan muzyki przede wszystkim dobrej i chyba... nowy członek waszego klubu. - wyszczerzyłem zęby.

- Wspaniale, wspaniale, wspaniale! - wysoki pisk wystrzeliwany z prędkością Gatlinga wrył mi się w mózg. - Jestem Saki Asachi a ten tam to Mori Gawa. Niech cię nie zwiedzie jego wygląd, na scenie zamienia się w prawdziwą bestię!* - chłopak, mniej więcej mojego wieku, z zapuszczoną grzywką na oczy, na dźwięk swojego imienia lekko podniósł głowę, ale nadal nie mogłem nawet dojrzeć jego wyrazu twarzy. Niezbyt entuzjastycznie pomachał ręką.

- Heh. Wierzę na słowo.

- Nie na długo! Nie na długo! Tak przy okazji... - spojrzała za moje plecy jakby szukając wielkiego żuczka wbitego w moje plecy. - Na czym grywasz?

- Głównie na gitarze. Niedawno zdobyłem swój egzemplarz. - odparłem zadowolony.

- Doskonale! Zaczynamy natychmiast... znaczy jutro!

- E...co? - Cholera, znowu to zrobiła!

- Trzeba kuć żelazo póki gorące! Przychodzisz jutro ze swoim cudeńkiem, poznasz resztę wesołej gromadki i pokażesz wszystkim na co cię stać! - Rany, a sądziłem, że mnie ciężko przebić entuzjazmem! Ta dziewczyna to wulkan!

- Dobrze... super, świetnie... - uśmiechnąłem się promieniście. - Wspaniale!...ale chyba jakaś... nie wiem, wicedyrektor wspominał coś o jakiś dokumentach...

- Szczegóły, szczegóły!

* * *

Pierwszy raz od czasu przybycia do Japonii czułem zmęczenie i nie wynikało to z walki z obcymi cywilizacjami albo innymi, nadnaturalnymi ścierwami. Mogłem być w domu już dwie godziny temu, ale po skończonych zajęciach dopadła mnie Saki i nie odpuściła mi dopóki nie zagrałem paru nut na ich gitarze a kiedy to dostała nie błagała, ale stanowczo domagała się całego kawałka. Co innego mogłem zrobić jak tylko go

? Żeby jeszcze tylko jeden raz...

Westchnąłem ciężko zawieszając na moment wzrok na pomarańczowym, zachodzącym Słońcu, kiedy kątem oka zauważyłem grupkę adeptów kendo ćwiczących na świeżym powietrzu. Przypomniały mi się lekcje samoobrony, które jeszcze pobierałem w domu, ale z czym może się równać ten przejaw samurajskiej natury Japończyków? Nie orientowałem się dokładnie ilu klub miał członków, ale... rany, musiałbym trafić do alternatywnej rzeczywistości, żeby okazało się, że machanie mieczem tak aby rozbić go na łbie przeciwnika nie byłoby popularne.

- Hmm... - może warto by było sprawdzić co mają do zaoferowania? W końcu nie jestem kolejnym, zwykłym studentem w japońskiej szkole z wymiany. Ale nie dzisiaj... nie ma mowy... Pozostało mi liczyć, że jakoś doczołgam się do domu państwa Horaki.

---

*w zamyśle inspirację czerpię z Krausera z Detroit Metal City =]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niesamowite, ledwo jeden dzień a już jestem na nogach. Te urządzenie zaczyna coraz bardziej zachodzić w symbiozę z moim organizmem, teraz bodźce przez nie wysyłane są dużo bardziej... przyjemne, jeśli można to tak w ogóle nazwać. Niema co, po szkole muszę pobawić się tym urządzeniem, nauczyć się nim obsługiwać i robić to dobrze. Dziwne, jakbym wyczuwał w szkole więcej niż tylko Toma...

Tok myślenia Kojo przerwało mu ogłoszenie o wizycie gwiazdy popu w tą niedzielę, burząc naturalny spokój całej szkoły.

Tylko tego mi brakowało w życiu, nastolatek wchodzących w histeryczny szał na przerwach i szepczących nieprzerwanie na lekcjach. I to nie tylko dzisiaj, tak będzie przez przynajmniej dwa tygodnie. Spróbuję jakoś to przeboleć... Eh, prawie zapomniałem, muszę załatwić wszystkie formalności związane z klubami. Jak co roku, klub szermierki i klub kucharski. Z klubem zapaśniczym w tym roku się już bawić nie będę, umiem już wszystko co powinienem i tak jak z szermierką udało mi się przegonić całą szkołę już 3 lata temu, tyle że szermierka przynajmniej daje mi wciąż odrobinę satysfakcji. Obym tylko nie wpadł na Ryojiego, koleś ma obsesje na punkcie pokonania mnie w zapasach, no i te jego przesadzone przyjacielskie podejście...

-SIEMA ZIOMAAAAL!- rozdudnił się krzyk niemal na cały korytarz którym właśnie szedł Kojo. Człowiek który wydobył z siebie ten przeraźliwy ryk stanął za Kojo i niemal położył się na jego ramieniu.

-Hej stary jak dobrze cię widzieć! Rety, ile to już czasu minęło odkąd się ostatnio widzieliśmy?- nawiązał rozmowę dobrze zbudowany atleta.

-9 dni.- odpowiedział z brakiem energii Kojo

-STANOWCZO ZA DŁUGO. Niema co, nadrobimy to dzisiaj na sparringu, hę?-

-Właściwie, to ja chyba się pożegnam z klubem...-

-A-a-a-a-a-ale jak to?!? Nie-nie możesz tak po prostu odejść!- aż odskoczył z wrażenia Ryoji.

-Po tej całej przygodzie na przystanku postanowiłem lepiej zadbać o swoje zdrowie. Przepraszam, ale muszę już iść.- odpowiedział Kojo, po czym wolnym krokiem zniknął z korytarza.

-Ale.... jak ja mam ciebie teraz....-wyszeptał wyjątkowo przygnębiony Ryoji. Resztę dnia Kojo spędził na spisywaniu tego co stracił podczas pierwszego dnia i załatwianiu formalności. Jednak kiedy przyszedł odnowić członkostwo w klubie kucharskim...

-O, SIEMA ZIOMAAAAAL!- jak tylko otworzył drzwi, ten znajomy krzyk wydobył się z wnętrza pomieszczenia.

-Ryoji, co ty tutaj...- próbował zapytać się Kojo, jednak przerwał mu Ryoji.

-Tak się zastanawiałem, skoro widzimy się tak naprawdę tylko w klubie zapaśniczym, a ty postanowiłeś z niego zrezygnować, to postanowiłem że JA dołączę do któregoś z twoich klubów! Czyż to nie genialne?- mówił z błyskiem w oku Ryoji.

-Cudowne wręcz...- odpowiedział dość zmieszany Kojo

-.....tooooooo jakie masz doświadczenie z gotowaniem?- zapytała Ryojiego kierowniczka klubu.

-Absolutnie żadne! Haha!- odpowiedź ta sprawiła że wszyscy w pokoju poza Ryojim poczuli wyjątkowe zmieszanie. Po załatwieniu wszystkich formalności przyszedł czas by poszukać Toma i popytać się o kilka spraw, oczywiście w jakimś ustronnym miejscu.*

Dach szkoły się nada, tam zwykle ludzie omawiają prywatne sprawy.

------------------------

*Jeśli oczywiście Craudin pozwoli się znaleźć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Życie szkolne toczyło się dalej, zupełnie ignorując moją niedawną przygodę. Po zajęciach będę musiał odszukać Kojo, ale póki co mam własne sprawy do załatwienia. Muszę odnowić moje członkostwo w klubie.

Zajęcia minęły jak zwykle. Słuchałem wywodów nauczycieli, podczas gdy Natalia prowadziła swoje własne obliczenia. Prawdę mówiąc, mógłbym poprosić ją o pomoc na lekcjach, ale nigdy tego nie zrobiłem. Nie lubię oszukiwać, a poza tym używanie jej zdolności do czegoś tak przyziemnego wydaje mi się niewłaściwe. Tak więc gdy ja skrobałem w zeszytach, ona zajmowała się swoimi własnymi sprawami. Wystarczyło na chwilę się skoncentrować na naszym połączeniu, bym poczuł strzępy dziwnych równań i ciągów niezrozumiałych dla mnie danych. Może przeprowadza kalibracje?

W każdym razie, czas załatwić robotę papierkową z klubem naukowym. Jak łatwo się domyślić, zajmuje się on przedmiotami ścisłymi, a jego niezbyt liczne szeregi stanowią w większości geeki, którym mało mielenia cyferek.

- Mówię ci, prawda gdzieś tam jest. To nie przypadek. Ta sprawa ma drugie, a może nawet i trzecie dno - Akira powiedział mi konspiracyjnie.

W większości. Nikt tak naprawdę nie wie, co Akira tutaj robi. Jest dobrym uczniem i uczy się dużo, ale ten wysoki, chudy jak szczapa chłopak lepiej pasowałby do kółka reporterskiego, węsząc tam, gdzie nie powinien i zbierając plotki... w przerwach między wypatrywaniem UFO, rozgryzaniem konspiracji i demonstrowaniem swojej niepokojąco obszernej wiedzy o okultyzmie. Chociaż tak szczerze mówiąc, to nie wiem, jaka część jego wizerunku zwolennika teorii spiskowych jest szczera, a jaka jest wyłącznie kolejnym produktem jego dziwnego poczucia humoru. Najgorsze jest to, że w tym przypadku ma rację. Samobójstwa w parku naprawdę nie były zwyczajne. Jego teorie stają się prawdą, a on nawet o tym nie wie.

W końcu udało mi się uwolnić od Akiry i porozmawiać z przewodniczącą klubu w sprawie członkostwa i papierów. Teraz muszę odnaleźć Kojo.*

-------------------------------------------

PP: 4

*Dla oszczędzenia zwłoki możesz założyć, że na siebie wpadliśmy i zaprowadziłeś mnie na dach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po odnalezieniu siebie nawzajem Kojo i Tom wybrali się na dach szkoły, upewniając się przedtem czy nikogo niepożądanego tam niema.

-Dobrze więc, Tom, opowiedz mi więcej o tym co wiesz. Szczególnie mnie interesuje te całe ,,pole bitwy'' i czemu niby nie mogę używać urządzenia poza nim.-

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- To trochę zajmie. Widzisz...

Wyjaśniłem mu, w co dokładnie się wpakował. Opowiedziałem mu o tajemniczych Urządzeniach, które nawiedziły nasz świat i zasadach ich użytkowania, o polach bitwy, o Wieloświecie i zasadach nim rządzących. Starałem się być szczegółowy, ale chcąc nie chcąc podczas opowiadania o multiwersum musiałem ograniczyć się do podstawowych informacji, inaczej siedziałbym tu cały dzień. Osobliwych stworzeń, światów i różnych fenomenów jest po prostu za dużo. A przecież nie jestem jeszcze jakimś ekspertem, dopiero co rozpocząłem naukę o cudach tego Wieloświata.*

- ... I to właściwie wszystko. Pewnie zastanawiasz się, co teraz zrobisz, nie? Odpowiedź jest prosta: cokolwiek zechcesz. Ale ostrzegam, żebyś nie tracił głowy. Jest prawie pewne, że na ziemi istnieją inni posiadacze Urządzeń. Mogą być potężniejsi od ciebie i zapewne nie spodoba im się, jeśli spróbujesz podbić świat czy coś w tym stylu. A przecież są jeszcze różne organizacje, które z pewnością zainteresują się niedawno odpieczętowanym wszechświatem i nie będą się z nami cackać. Tak więc przyszłość zapowiada się interesująco. Nie wiem jak tobie, ale mi to pasuje.

Przerywam na chwilę. Od dawna się tak nie nagadałem, ale tak to jest, jak mówi się o czymś, czym się pasjonujesz.

- Zrobisz, co zechcesz. Teraz możemy pójść swoimi własnymi drogami, uczyć się i rozwijać, przygotowywać na nadchodzące wyzwania. Ale jeśli wpadniesz na coś niezwykłego, nie wahaj się mi powiedzieć. Chętnie pomogę.

-------------------------------

PP: 4

*Innymi słowy, Kojo wie teraz mniej więcej tyle, co pozostali gracze (czyli głównie zawartość posta wprowadzającego w dyskusjach).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Rozumiem.... i nie musisz się martwić, podboju świata nie mam w swoich planach, ale jego ratowania także w nich niema. Tak długo jak nie będziemy wchodzić sobie w drogę nie powinno być problemu. Tak więc do zobaczenia.- zakończył rozmowę Kojo po czym ruszył w swoją stronę. Po powrocie do domu postanowił przeprowadzić swego rodzaju test: po dłuższej medytacji udało mu się stworzyć małe pole bitwy, wyglądające jak sala treningowa w której odbywały się zajęcia szermierki. Aktywował on potem swe urządzenie i zaczął eksperymentować z mocami które posiada, jednocześnie trenując z nimi.

A więc tak się sprawy mają... wciąż, jak dużo ludzi posiada te dziwne bronie? Co planują z nimi zrobić? Nie moja sprawa szczerze mówiąc, ale lepiej wiedzieć zawczasu, szczególnie jeśli planują coś ze mną związanego. Nie wiem czy będzie pasować mi ten nowy styl życia, ale posiadanie takich zdolności może przynieść ze sobą wiele korzyści... na razie będę po prostu trenować, codziennie aż uda mi się rozwinąć moje zdolności na tyle by był z nich jakiś użytek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Leżałem na łóżku w swoim pokoju, czytając podręcznik od geografii. Na podłodze w kupce walały się podręczniki od WoS-u i historii. Miałem sporo do nadrobienia, jeśli chciałem się wtopić w otoczenie jak najlepiej. Pozostałych książek, dotyczących nauki, nie tykałem od czasu sprawdzenia poziomu wiedzy tutejszej cywilizacji i przyswojenia jej nazw dotyczących praw przyrody. Mam nadzieję, że na razie to wystarczy. Od strony komputera słychać było ciche buczenie. Drukarka wchłaniała kolejne zeszyty i wypełniała za mnie prace domowe(miała wprowadzony mój charakter pisma), zaś od leżącego na szafce nocnej S'ardita biegły kable do jednostki centralnej. Postanowiłem wprowadzić do translatora Urządzenia ziemskie symbole naukowe. Nie chciałem wybijać się jako jakiś kiepski uczeń, który myli nawet podstawowe znaki, lecz nie miałem zamiaru marnować czasu na więcej nauki niż potrzeba. Ja już swoje przeszedłem parę lat temu.

Wyglądałem przez okno sali matematycznej i rozmyślałem o tajemniczych morderstwach w parku. Miałem wrażenie, że skądś kojarzę ten sposób morderstwa.* Wtem usłyszałem głos nauczycielki.

- John, co taki rozmarzony? Do tablicy.

Wstałem z ukrywaną niechęcią. Wyraźnie widać było, że to wredne babsko i bez używania telepatii wiedziałem, że chce mi dopiec. Czułem wzbierający się gniew: upaść tak nisko, żeby słuchać takiego słabego babsztyla? Rozumiem infiltrację wrogich organizacji, gdzie "przełożonymi" są osobnicy, których choć trochę szanuję z powodu ich mocy, ale to? Zapisałem ze spokojem treść zadania na tablicy i lekko uśmiechnąłem się. Takie zadanie na pewno byłoby problemem dla kogoś, kto dopiero się uczył, ale ja miałem to już za sobą. Po kilku minutach triumfalnie uśmiechnąłem się do klasy. Nauczycielka spojrzała sceptycznie na moje zapiski i dopiero gdy doszła do podstawienia wartości liczbowych wykwitł na jej twarzy złowrogi uśmiech.

- Tak dobrze kombinujesz, a nie wiesz ile wynosi wartość liczby pi.

- Jak to, trzy dwadzieścia...- zamilkłem i otworzyłem oczy z przerażenia. Umknął mi taki szczegół! Nie sprawdziłem tutejszego pi! Takie błędy, na Pustkę! Uderzyłem dłonią w czoło.- Przepraszam, zapomniałem.

- Dla twojej wiadomości to trzy czternaście i jeden. Siadaj.

- Jeden?

- W dzienniku. Siadaj.

Zdusiłem w sobie krzyk wściekłości na upokorzenie i głupi błąd, który je spowodował. Usiadłem z powrotem w ławce i nie odzywałem się już do końca lekcji.

Z gabinetu wicedyrektora wychodziłem znowu nabuzowany negatywną energią. Mam wtopić się w tłum, chronić całą planetę, znaleźć innych Mistrzów spośród miejscowych oraz załogę i statek, cały czas zachowując przykrywkę, a muszę tracić czas na dodatkowe zajęcia? Może uda mi się sprokurować jakieś zwolnienie? Zanotowałem w pamięci pomysł, lecz wpierw postanowiłem sprawdzić, co szkoła ma mi do zaoferowania i skierowałem się do tablicy ogłoszeń. Może znajdzie się coś, co mnie zainteresuje i obejdzie się bez fałszerstwa?

Spoglądałem na plakat przedstawiający człowieka w płaszczu i kapeluszu, podpisany "Klub Iluzji". Doskonale... Coś, co pozwoli mi zająć myśli, kiedy sytuacja będzie ciężka. Dzisiaj po lekcjach, jeszcze lepiej. Drugą rzeczą, która wpadła mi w oko była reklama kendo, przedstawiająca walkę drewnianymi mieczami. Podniosłem z zadowoleniem brew. Miałem kiedyś do czynienia z podobną sztuką walki. Ciekawe, na jakim poziome stoi tutaj? Dzień wolny jutro... Wpadnę na pewno.

W sali technicznej stało kilka osób. W momencie kiedy otworzyłem drzwi wysoki blondyn podskoczył do trzyczęściowej tablicy i zasłonił wyrysowane na niej plany "magicznego" stołka. Stojąca w kącie klasy dziewczyna przerwała rzucanie nożami wokół przyczepionego do tarczy chomika. Pozostałe dwie osoby wyłączyły tokarki i szlifierki. Wszyscy spojrzeli na mnie spode łba. Wyciągnąłem przed siebie dłoń z monetą o nominale jednego jena. Podrzuciłem ją w górę, złapałem i pokazałem zebranym piątaka.

- Chciałbym się zapisać.

Blondyn uśmiechnął się, podszedł do mnie i wyciągnął dłoń. Poznałem go, to był chyba nauczyciel techniki.

- Witaj, chłopcze. Jestem Matsuda.

- John- uścisnąłem prawicę.

- Fajnie, że przyszedłeś. To Misa, Rayto i Soichiro.

- Miło mi, cześć. Powiedzcie mi, jak z papierami? I mogę zacząć dzisiaj?

- Już ja załatwię te papierki. Teraz powiedz mi, co o tym sądzisz?- powiedział, otwierając tablicę. Spojrzałem z zaciekawieniem na plany.

- A zatem...

Do domu wracałem z trochę lepszym nastrojem, zadowolony, że przez chwilę mogłem zapomnieć o problemach. Rozmyślałem trochę o zapowiadanym koncercie. Wydarzenie masowe, mnóstwo ludzi. Możliwy cel ataku. Przydałoby się jakoś tam dostać i niekoniecznie na widownię. Cóż, mam parę dni, by coś wykombinować.

____

Rzut na Wiedzę o Uniwersum

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to wyjaśnienie Kojo sytuacji mam już za sobą. A teraz... No cóż, tak naprawdę nie mam nic do roboty. Czeka mnie chyba powrót do codziennej rutyny. Słyszałem co prawda coś o nadchodzącym koncercie, ale nie jestem zainteresowany. Muzykę lubię, ale wolę jej słuchać w domowym zaciszu, a nie na koncercie. Nie przepadam też za tłumami.

//Powinieneś pójść.

- Dlaczego? - pytam zdziwiony. Natalia nie przepada za muzyką, tak samo zresztą jak za wszelkimi innymi formami sztuki. Nie oznacza to, że nimi gardzi, po prostu... Nie wydaje mi się, że naprawdę rozumie, o co w nich chodzi. Zna ich teoretyczną, techniczną stronę, ale nie dostrzega w nich żadnego głębszego znaczenia. Jest niezrównana w dziedzinie logiki, ale gdy dochodzi do myślenia abstrakcyjnego, to ja mam przewagę. Nie oznacza to, że nie posiada emocji, po prostu reaguje na inne rzeczy, niż ja. To ma sens. Przecież nie jest człowiekiem.

//Będzie tam dużo ludzi skupionym na stosunkowo niewielkim terenie. To dobry cel ataku. Silne emocje odczuwane przez uczestników mogą też przyciągnąć niebezpiecznych obcych, jak chociażby kolejnego Cienia. Ponadto, inni posiadacze Urządzeń mogą myśleć tak samo i też postarać się tam być. Im więcej rozpoznamy, tym lepiej dla nas.

Mówisz słusznie. Tylko jak zdobędziemy bilety? Najlepiej byłoby znaleźć kogoś, kto ma bilet, ale nie chce lub nie może pójść. Czy taka osoba w ogóle istnieje? Wszystkie nastolatki w okolicy są gotowe przelać krew, by zdobyć i zatrzymać dla siebie prawo wstępu na koncert. No nic, mam czas. Pomyślę o tym jutro.

----------------------------

PP: 4

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejny dzień, kolejne obowiązki. Wczorajszy trening pokazał mi co tak naprawdę mogę zrobić z tą bronią, ale to jeszcze nie koniec potencjału jaki w sobie kryje. Ale tym zajmę się później, powoli, teraz czeka mnie nauka i trochę ćwiczeń na zajęciach kendo. Jak na razie Ryojiego udało mi się uniknąć, jednak kiedy przyjdzie czas na klub kucharski... bylem tylko miał w sobie odpowiednio dużo siły.

Wchodzącego właśnie na teren treningów szermierskich Kojo zaskoczyła nowa twarz rozmawiająca właśnie z trenerem szermierki. Nie z powodu wyglądu, ale faktu iż więcej niż połowa szkoły bała się przychodzić na te zajęcia kiedy Kojo był na nich obecny, to musiał być ktoś zupełnie nowy. Było też coś jeszcze, coś na czym nie mógł położyć palca... nie miał jednak dużo czasu na zastanowienie.

-Oh, Kojo! Doskonałe zgranie w czasie! Chodź no tutaj.- zawołał do Kojo trener Asakawa.

-Ten tutaj zwie się John Smith, jest nowy w naszym klubie I szkole! Będę dzisiaj zajęty papierkową robotą więc zdecydowałem, że jako szczególnie wyróżniający się student pokażesz mu o co mniej więcej chodzi, wytłumaczysz mu, czym tak NAPRAWDĘ JEST KENDO, NA CZYM POLEGA DUSZA WOJOWNIKA I JAK TO JEST KIEDY DWOJE LUDZI JEST ZAMKNIĘTYCH W ŚMIERTELNYM POJEDYNKU O HONOR I ŻY...- chciał dokończyć trener, jednak przerwał kiedy zauważył że Kojo idzie już z Johnem w stronę szatni.

-Nie ma sprawy.- odpowiedział Kojo w połowie drogi do szatni.

-OJ, JA JESZCZE NIE SKOŃCZY...ehh- rzucił w stronę chłopców trener, po czym tylko westchnął i ruszył do swoich papierów.- Ten dzieciak nigdy się nie nauczy szacunku dla starej kultury...- dodał pod nosem.

-Przebieraj się.- powiedział Kojo po rzuceniu Johnowi stroju. Obaj chłopcy po przebraniu ustawili się na macie treningowej.

-Ty stajesz tutaj, ja tutaj, tak trzymasz bambus, ukłon, tak dobywasz broni i taką pozę przybierasz itp itp.- tłumaczył Kojo.

-Dobra, teraz podstawowe techniki, tak blokujesz. Blok może zmieniać się w zależności od rodzaju ataku, takiego jak ten, ten i ten, w taki i taki sposób.- machał bambusem demonstrując Kojo.

-Teraz ja zaatakuję, powoli, spróbuj zablokować.- po tych słowach Kojo przeprowadził proste machnięcie które John zablokował bez problemów.

-Teraz powinienem przeprowadzić kontratak, prawda?- Powiedział z uśmiechem na ustach John.

-Hmm?- ledwo zdołał zablokować nagły kontratak Johna Kojo.

-Powstrzymałeś nagły atak domniemanego nowicjusza. Ostrożny jesteś.- Zareagował John, po czym zajął się blokowaniem ataku Kojo.

-Wygląda na to że kryjesz w sobie wiele niespodzianek.- Odpowiedział Kojo, wciąż żonglując między atakiem a obroną.

-Ty też walczysz lepiej niż mogłem przypuszczać.- odpowiedział John, raz po raz blokując i atakując. Mimo iż obaj chłopcy nie używali 100% swoich możliwości, walczyli oni teraz niemal na śmierć i życie. Intensywność tego pojedynku skupiła na sobie wzrok wszystkich w pobliżu formując istny tłum wokół ich maty, wliczając w to kogoś niespodziewanego...

--------------------------------------

Post napisany po konsultacji z Brylantem i Paulem, kontynuowany w następnym odpisie Brylanta

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Robiło się już jasno, gdy Lilith ocknęła się z nieplanowanej drzemki. Znowu jej się to śniło: bitwa, statek, ból... wszystko takie niewyraźne, obrazy pojawiały się i znikały. Wspomnienia, lecz nie jej.

Rozglądnęła się, ale Charlie najwyraźniej już się zniknął. Ściągnęła opaskę z czoła i przyjrzała jej się po raz setny. Obracała ją w dłoniach, palcami próbowała gładkiego materiału, wzrokiem śledziła pozawijane wzorki. Często się zastanawiała, dlaczego ona, jak to będzie walczyć, co potem... Szybko jednak odganiała od siebie takie myśli, trzeba żyć z tym, co się dostało.

Zsunęła nogi na podłogę i niemal stanęła na Charlesie, który spał zwinięty w kłębek.

Oups, zajęłam mu łóżko, biedactwo. Mógł mnie obudzić, zrobiłabym mu trochę miejsca, mam przecież swój śpiwór w plecaku.

Dziewczyna po cichutku przykryła śpiącego blondyna jeszcze ciepłą kołdrą, zastanawiała się nad wsunięciem mu poduszki pod głowę, ale nie chciała go obudzić, więc zrezygnowała. Na paluszkach wymknęła się do łazienki.

Jakiś czas później Lilith siedziała sama w kuchni zajadając to, co udało jej się znaleźć podczas myszkowania w kuchniach na kilku piętrach. Upiła łyk gorącej herbatki i posmarowała dżemem kolejna kromkę chleba, cały czas zerkając na leżącą przed nią opaskę. Dawno nie zdejmowała jej na tak długo. Lubiła czuć obecność Charliego gdzieś w pobliżu. Nie czuła się wtedy samotna. Ale teraz chciała być przez chwilę sama ze swoimi myślami. Gnębiło ją parę spraw, które tak łatwo nie dawały się odgonić. Czasem nachodziła ją taka refleksja, czy ktokolwiek w Kanadzie w ogóle zauważył, że zniknęła... Nie, żeby ją to interesowało, a skądże. Po prostu... czy ktoś się nią chociaż zainteresował?

Nie, to nie ma sensu, daj sobie spokój, Lil. Nie ma co nawet o tym myśleć. Było minęło, już tam nigdy nie wrócisz. Pocieszyła się w myślach, po czym sięgnęła po opaskę i zawiązała ją głowie, a po chwili Charlie siedział na stołku na przeciwko niej.

- Dzień dobry, Lilith. Widzę, że przygotowujesz się już na swój pierwszy dzień w nowej szkole. Zrobiłaś kanapki na drugie śniadanie? Spakowałaś piórnik i zeszyty?

- Ha! Ha! Ha! Dobre, długo nad tym myślałeś?

- Ale ja nie żartuję. Skoro już się wprowadziłaś do internatu szkolnego, to wypadało by się pokazać na jakiś lekcjach i kontynuować ściemę, że jesteś na wymianie bez papierów. Poza tym czuję tutaj w okolicy inne urządzenia, wydaje mi się, że powinniśmy nieco powęszyć.

- Charlie, nie osłabiaj mnie. Nie po to zwiałam z Kanady, żeby chodzić ze skośnookimi do szkoły i uczyć się krzaczków. Poza tym ja ich w ogóle nie rozumiem. Wiem, że możesz tłumaczyć, ale z odpowiadaniem może być problem, nie? I w ogóle... nie! Nie ma mowy!

- Lilith, nie kłuć się ze mną. Będziesz chociaż miała jakieś zajęcia na te kilka tygodni, które tu spędzimy. A nie zaszkodzi ci trochę edukacji. I nie! Nie mów mi już więcej o pracy - Lilith zamknęła usta i popatrzyła gniewnie na swojego wymyślonego przyjaciela, który kontynuował - Jesteś za młoda i za mała, szkoła ci się bardziej przyda. No, i poznasz tam rówieśników, może ktoś z nich, tak jak Charles, też się natknął na urządzenie... Lepiej, żebyśmy ich pierwsi znaleźli, zanim tamci to zrobią. Aha, i jeszcze jedno: przestań być taka rasistowska, nie wiesz, że Indianie z Ameryki pochodzą od Azjatów? Czyli gdzieś tam wśród przodków masz tych właśnie 'skośnookich'.

- Nie lubię cię, głupi kosmito. Czemu ja cię w ogóle słucham...? Aha, i jeszcze jedno: nie wymądrzaj się, bo ty masz kabelki i druciki wśród przodków, ale ci tego nie wypominam.

Ktoś idzie. Znikam, a ty się zbieraj do szkoły, droga Pani. Charlie rzucił jej ostatnie rozbawione spojrzenie i rozpłynął się w powietrzu.

Lilith szybko dopiła herbatę, poskładała resztki po swoim śniadaniu i wymknęła się z kuchni, zanim ktokolwiek przyłapał ją na spożywaniu cudzego jedzenia.

- Nieeee, to się nie uda. A jak zadzwoni do tej szkoły, z której jest wymiana i się dowie, że nie mają tam takiej uczennicy jak ja?

- Spokojnie, już ja zadbam o to, żeby nawet o tym nie pomyślał. Będziesz tylko kolejną dziewuchą zza granicy. Nic się nie martw. Słuchaj mnie i uśmiechaj się potulnie.

Lilith i Charlie siedzieli na ławce na dziedzińcu przed szkołą. Dziewczyna założyła swoją najlepszą flanelą i spięła ładnie włosy, magiczny chłopak natomiast przybrał postać typowego Japończyka w średnim wieku, miał na sobie czarny, wręcz błyszczący garnitur.

- Jakoś mnie to nie pociesza, a jak wezwie policję?

- A co zwykle robimy, jak widzimy policję?

- Wiejemy?

- Wiejemy. - Chłopak... Mężczyzna uśmiechnął się szeroko i poklepał ją po plecach. - Chodź, nie ma na co czekać.

Lilith odetchnęła głęboko, po czym ruszyła za Charliem, którego teraz rozróżniała od innych 'skośnooków' jedynie ich mentalnym połączeniem.

---------------------------

Mały bazgroł mojej Lilith

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wlepiłam wzrok w moje płatki i niemrawo mieszam je łyżką.

Trzeba by się czymś zająć.

//Nie, żebym była złośliwa, jednak przypominam, iż wszystko co miałaś spłonęło ci w pożarze.

Nieprawda! Mam portfel!

Wyjęłam go z kieszeni i przyjrzałam mu się z bliska, bo wydawał się cieńszy, niż zwykle. Wysypałam z portfela całą zawartość i nagle mina mi zrzedła.

//Co zamierzasz za to kupić? Jedną skarpetkę?

Może byś tak pomogła? Wielkie mi urządzenie, które nie potrafi nawet załatwić swojemu mistrzowi godziwych warunków życia.

//Nie jestem twoją niańką. Dla mnie to równie dobrze możesz umrzeć z głodu.

Z uporem machałam portfelem mając nadzieję, że gdzieś tam w głębi kryje się jakiś pokaźny banknot.

Wtem do kuchni weszła pani Horaki i uśmiechnęła się widząc, co wyprawiam z moim portfelem.

- Słyszałam, że umiesz dobrze rysować Aiko. Jakbyś chciała to mogłabym ci pomóc w znalezieniu możliwości zarobku, bo jak widzę twój portfel świeci pustkami- powiedziała uprzejmie- Tak się składa, że dyrektor uczelni, do której chodzi Mio, jak i Matt, jest moim dobrym znajomym i słyszałam, iż mają wolne miejsce na płatnym stażu dla plastyka.

Popatrzyłam na panią Horaki i moja twarz zrobiła się trochę blada słysząc o tym, że miałabym uczyć, jak się rysuje.

//No nie (xD)! Ja chcę cię widzieć w roli nauczycielki, to będzie dopiero zabawne.

- Spokojnie. Jestem pewna, że dasz sobie radę.

---

- Dobrze, uspokójcie się już i zaczynamy lekcje- powiedział wychowawca klasy.

Chwilę trwało zanim cała klasa się uciszyła, jednak w końcu wszyscy usadowili się na swoich miejscach i skupili twarze na nauczycielu.

- Chciałbym wam przedstawić osobę, która będzie was uczyć przez jakiś czas plastyki, przynajmniej dopóki wasza stara nauczycielka pani Konoe nie wróci z urlopu. Przedstawiam panią. . .

- Aiko Liayu. . . Konichiwa wszystkim?!- powiedziałam niepewnie z lekkim zawstydzeniem.

Męska część klasy wydała z siebie lekki okrzyk zdziwienia pomieszanego z zachwytem, bo w porównaniu ze starą nauczycielką Aiko wyglądała zniewalająco.

Jako, że nie mogła wziąć swoich starych ubrań pani Horaki pożyczyła jej kilka swoich, a te lekko uwydatniały to i owo. Dyrektor upierał się przy tym, by nie nosiła swojej czapki w szkole, jednak Aiko okazała się nad wyraz przekonująca i ostatecznie się zgodził.

- Widzę, że już polubiliście waszą nową panią. Zatem proszę was nie męczcie nowej nauczycielki i zachowujcie się, jak przystało na uczniów naszej szkoły. Zostawiam was, a pani życzę powodzenia.

Zaraz, jak drzwi się za nim zamknęły zapadła głucha cisza. Wszyscy wpatrywali się w nową nauczycielkę i czekali na jej reakcję.

//O! Powiedz coś. Zarzuć kiepskim żartem. . . a może chcesz się rozebrać i robić za modela do rysowania? ?szaleńczy uśmiech i błysk w oku Mary.

Wiesz, co? Mam pomysł.

Podeszłam do biurka i oparłam się o nie zwracając się w kierunku uczniów.

- Jeszcze raz witam was wszystkich. Jestem Aiko Liayu i możecie mi mówić pani Aiko. Jako, że to są lekcje zastępcze plastyki to nie będziemy się zagłębiać np. w teorie rysunku, tylko od razu przejdziemy do praktyki. Tak jak siedzicie odwróćcie się do swoich kolegów i koleżanek z tej samej ławki, a następnie dobierzcie się w pary. Zdecydujcie, kto z was będzie rysował i następnej lekcji zamienicie się rolami. Weźcie ołówki i bloki w ręce, a następnie rysujcie swojego kolegę/koleżankę. Będę do każdej pary po kolei podchodzić i dawać wskazówki. Potraktujcie to jako taką rozgrzewkę i nie bójcie się jeśli nie potraficie rysować. Postarajcie się na tyle na ile umiecie. Chcę by każdy z was coś wyniósł z tych zajęć bez względu na to, czy chcecie w przyszłości robić coś w tym kierunku czy nie. . . a teraz do roboty. Chcę zaraz widzieć wasze bazgroły na kartkach- klasnęłam w ręce i uśmiechnęłam się w kierunku klasy.

Pamiętaj. . . robisz to by trochę zarobić. Nic więcej.

//Co za przemówienie! Zaraz bym się popłakała, bo nagle coś taka opiekuńcza się zrobiłaś. Jeszcze pogłaszcz każdego z nich po główce.

Zamknij się.

---

Przed zakończeniem lekcji Aiko przejrzała wszystkie prace i udzieliła każdemu kilku wskazówek. Została też zaproszona na popołudniową imprezę, jednak pamiętając ostatni raz kiedy się upiła i to, że jest ich nauczycielką grzecznie odmówiła. Po kilku minutach przerwy w końcu odetchnęła, bo pozbyła się ostatnich ,,wielbicieli' '.

Większość z nich to totalne beztalencia i kompletni idioci.

//Pamiętaj, że jeszcze kilka lekcji ;p

A ja już padam. . . ciekawe co będzie, jak wpadnę na Mio lub Matta.

//Mogą się zdziwić. Ja też bym się zdziwiła, że ty możesz posunąć się, aż do takiego aktu desperacji, by prowadzić lekcje plastyki. No ale życie jest pełne niespodzianek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Matto-kun, oto Haru Takekawa, Ikita Fuji oraz Yuki Tafuku! - rozentuzjazmowany głos Saki odbił się donośnym echem od ścian. - Poznaj resztę naszej wspaniałej ekipy, która zamierza zwojować świat!

Skwitowałem to uśmiechem, tak jak zawsze, kiedy Asachi włączał się tryb wybuchającego wulkanu a jego lawa radości, optymizmu i tęczowej radości rozlewała się na wszystkich dookoła. Miałem wrażenie, że jakby postawić ją na zniszczonym, spękanym przez Słońce pustkowiem to w kilka chwil zdołała by stworzyć nowy raj dla ludzkości a może to po prostu bogowie mieliby dosyć jej gadania i okazali się łaskawi tylko po to aby mieć z nią spokój. O mały włos nie wybuchnąłem śmiechem, wolałem jednak się powstrzymać, żeby nie zaczynać nowej znajomości na złej stopie... czy coś w tym rodzaju. Ukłoniłem się z impetem sprawiając wrażenie jakbym miał wbić czoło w podłogę i uściskałem ich wszystkich roztaczając wokół siebie tyle uroku osobistego ile byłem w stanie. Prowadził olśniewający uśmiech.

- Miło mi was wszystkich poznać. - rzuciłem radośnie. - Let's rock'n'roll!

- Również. - pierwszy, z pewną niepewnością, odparł Haru. Kolejny rówieśnik mniej więcej mojej postury z krótko strzyżonymi, brązowymi włosami, niebieskimi oczami oraz absolutnym brakiem cech szczególnych. Może poza zbyt owalną twarzą. - Widzę, że Saki już cię zaraziła.

- Hah! - zaśmiałem się serdecznie. - Coraz dłużej zastanawiam się kto kogo zaraził tym entuzjazmem... - mrugnąłem do Asachi. - Co mogę poradzić? Nam obojgu nie można odmówić zapału.

- Taa... - mruknęła znudzonym tonem Yuki, młodsza o rok koleżanka o długich, czarnych włosach. Przez swoją urodę miała kilku oddanych fanów w szkole. Sprawiała wrażenie jakby chciała znajdować się w zupełnie innym miejscu.

- Nie zaczynaj znowu, Yuki! - pierwszy raz Sachi wyjątkowo się zirytowała. - Najchętniej brząkałabyś tylko na swoim instrumenciku bez żadnej ambicji!

- A kto mi zabroni? To ty masz zawsze problem z jej przerostem.

- Czemu ty zawsze musisz...? Grrr...

- Drogie panie, nie zaczynajcie znowu. - wtrącił się Fuji z pojednawczym tonem. Działał jako prawdopodobnie jedyna bariera przed rozpoczęciem cat fightu. Miły, wysportowany chłopak z bujnymi, kręconymi włosami. Wyglądał mi na kogoś kto muzykę traktował tylko jako przerywnik między kolejnymi sesjami treningowymi w kosza, badmintona albo cokolwiek innego, ale dość szybko przekonałem się, że jest inaczej. Każdy z nich, na swój sposób, kochał muzykę, ale oczekiwał od niej zupełnie czego innego. Chyba także wyobrażenia czym ma zajmować się klub choć sam nie miałem pojęcia na jakich zajęciach spędzają czas, ale byłem bardziej niż chętny, żeby się dowiedzieć. Chcąc rozluźnić atmosferę, bądź ją podgrzać w zależności jak na to patrzeć, zapuściłem

na swojej gitarze i w połowie przerwałem widząc jak wszyscy zgromadzeni się na mnie gapią. Nie no, bez jaj, na pewno nie grałem aż tak dobrze...

- Wow... - westchnęła prawie onieśmielona Yuki.

- Tak wita się nowy członek klubu muzycznego, Matto Gulishamu, nasz nowy talent, który zabłyśnie na estradach całego świata. Może nie od razu, ale najpierw szkolny festiwal, jutro krajowe mistrzostwa a pojutrze kariera światowej gwiazdy!

- Nie napalaj się. - szepnęła Tafuku. - Obiecuje to każdemu... ale... - dodała z pewnym trudem: - I tak dobrze grasz.

- A my razem z nim! Kończymy z obijaniem się, polerujemy instrumenty i dajemy z siebie absolutnie wszystko na scenie! Muzyka to nasza pasja, hobby, ale i styl życia. Pokażemy, że możemy wycisnąć z niego wszystko... właśnie teraz! - krzyknęła uradowana podpinając ostatni kabel a chwilę potem cała scena jakby ożyła. Wzmacniacze, światła i para mikrofonów czekająca na właścicieli. - Matto, dajesz. Pierwsza piosenka należy do ciebie.

Nie musiałem specjalnie odpowiadać. Niemalże wskoczyłem na scenę ze swym instrumentem w łapach, szerokim 'bananem' na twarzy i chęcią zasadzenia najlepszego 'giga' na jaki było mnie stać. Kawałek wpadł mi niemalże od razu do głowy.

- Oto mój wyraz podziękowania za tak wspaniałe powitanie. Jesteście wielcy! - potem przemawiały tylko riffy gitary i mój lekko skrzeczący wokal.

The ground below my feet elevated

Instinctively programmed there for me

No thoughts my visions clear not too complicated

I'm here because you're here

(You've got a problem now)

The speck of fear grows in your eyes

You'll meet your death in no disguise

It may come as a small surprise

There will be no compromise for you

Kątem oka zobaczyłem jak parę osób przyglądało się show z korytarza co było tylko miodem na moje serce, ale w pewnej chwili o mało nie połknąłem strun, kiedy ujrzałem twarz osoby... osoby jakiej się kompletnie nie spodziewałem.

- Aiko?* - rzuciłem pod nosem nie mając pewności czy na pewno widziałem dobrze zwłaszcza, że skupiałem się na zupełnie czymś innym a po ostatnim riffie słyszałem oklaski zarówno od członków klubu jak i paru widzów na zewnątrz. Co miałem robić? Uśmiechnąłem się szeroko, ukłoniłem miliard razy i prawie natychmiast zarzuciłem bisem rzucając rozbawiony do mikrofonu: -

! - kiedy weszła główna część kawałka.

---

*nie dałem rady skontaktować się z Shakerem, więc potencjalne spotkanie jest kwestią otwartą ;p; jeżeli ktoś inny chciałby być jednym z widzów to bardzo zapraszam ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obudziłem się i natychmiast usiadłem, czując, że moja fryzura zamieniła się w coś zupełnie niepodobne do niczego. Mam wrażenie, że śniło mi się coś niepokojącego, ale nie mam pojęcia co. Rzadko pamiętam swoje sny. No cóż, nie ma co tak siedzieć. Przeciągnąłem się ziewając i natychmiast zwróciłem uwagę, że w pokoju jestem sam.

- Wcześnie wstaje - mruknąłem. - Ej, Boo... Boo, wstałeś?

"Chomik" wychynął z jakiegoś zakamarka i pozwolił, żebym uniósł go w dłoni na wysokość twarzy.

- Zdajesz sobie chyba sprawę, że nie mogę cię trzymać przy sobie bez przerwy. Mamy tutaj szkołę, a tam nie wolno przynosić zwierząt.

- To mi nawet pasuje. Muszę przygotować kilka rzeczy do zrobienia komunikatora.

- Rób co chcesz, tylko nie wychylaj się. Ludzie nie są tutaj przyzwyczajeni do gadających chomików majstrujących przy sprzęcie komunikacyjnym.

Po ogarnięciu się, wystrzeliłem do kuchni w tempie ekspresowym, natychmiast chwyciłem kanapkę z czymś (nawet nie przyjrzałem się czym) i ruszyłem do szkoły. Lilith nie było, ale nic dziwnego. Dopiero po spojrzeniu na zegarek zorientowałem się, że prawie zaspałem i teraz naprawdę muszę się sprężać. Nie jestem pewien, gdzie się podziała, ale poradzi sobie. No, mam nadzieję.

Zatrzymałem się przy bramach szkoły dysząc lekko i patrząc na zegarek. Rychło w czas. Dopiero teraz zacząłem się też zastanawiać, czy nic nie zapomniałem. Mam książki, zeszyty, mundurek... Na szyi czułem też schowany pod kołnierzem łańcuszek z Urządzeniem. No, wszystko. Obrzuciłem jeszcze przeciągłym spojrzeniem duży, schludny budynek szkoły i przekroczyłem jego bramy, pewny, że oto otwiera się nowy rozdział w moim życiu, na pewno lepszy od poprzedniego.

A potem zobaczyłem Lilith.

Wyróżniała się na tle tutejszych uczennic, na pewno ubiorem. Towarzyszył jej też jakiś facet w przesadnie wręcz eleganckim garniturze. Przeszli już szkolny dziedziniec i właśnie mieli wejść do głównego budynku, ale pokonałem sprintem dzielącą nas odległość i klepnąłem dziewczynę w ramię, chcąc zwrócić na siebie uwagę.

- Ej, co ty tu robisz?

Rozumiem, że wcześniej skłamałem z tym transferem, ale wkręcenie jej do szkoły NAPRAWDĘ to proszenie się o kłopoty. Duże kłopoty. Już czuję, jak los wymyśla nowe, okrutne sposoby, żeby sobie ze mnie zakpić...

--------------

Jeśli Rysia chce kontynuować, to chyba szybciej będzie ustalić to przez PW.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez kilka minut byliśmy z Kojo zaklęci w tańcu z kijami, które co chwila w siebie uderzały. Obaj wyczuwaliśmy coś dziwnego w stylu walki przeciwnika, lecz tylko ja znałem tego przyczynę. Połowa z ciosów i bloków, których używałem, nie było jeszcze wymyślonych w tym uniwersum i vice versa. Na szczęście mało kto mógł zauważyć te różnice. Jednak irytowało mnie to, że mimo sporego doświadczenia jeszcze go nie pokonałem. Albo miał niezwykły talent, albo mój obecny stan ograniczał moje możliwości.

Odskoczyłem na kilka metrów, zrobiłem młynka kijem w powietrzu i zaszarżowałem. Kojo wziął lekki zamach i uderzył poziomo. Zrobiłem przewrót i jego broń przecięła próżnię. Wyprostowałem się i zamachnąłem się kijem za siebie, przyjmując na niego uderzenie wycelowane w me plecy. Szybki piruet i uderzyłem lekko Kojo w szyję. Stał wyprostowany z bronią skierowaną w moim kierunku. Przesunąłem wzrok po kiju aż zauważyłem, że też dostałem. Jednocześnie podnieśliśmy kije pionowo i ukłoniliśmy się.

- REMIS!- ryknął Asakawa.- Piękna walka doskonale ukazująca więź, jaka tworzy się między walczącymi w śmiertelnym starciu...

Jak zwykle ktoś mu przerwał. Z tłumu otaczającego matę treningową(cholera, nie potrzebna mi taka widownia!) wyskoczył przystojny mężczyzna w garniturze i odepchnął lekko trenera. Wicedyr.

- Chłopcy, przyjdźcie do mego gabinetu jak się przebierzecie, dobra?

Skinąłem głową i ruszyłem do szatni razem z mym niedawnym przeciwnikiem. Namacałem szybko S'ardita na szyi.* Dobrze, że był.

- Nieźle walczysz, Kojo. Jak myślisz, o co mu chodzi?

- Nie wiem, ale lepiej żeby to długo nie trwało.

***

- Chłopcy, to, co wam powiem to ścisła tajemnica, której zachowanie pozwoli uniknąć wam nieprzyjemności oraz zapewni niespodziankę waszym rówieśnikom.- rozpoczął dyrektor.- Zapewne słyszeliście o nadchodzącym koncercie? Asami Ryugi jest w waszym wieku. Nie wiem, czy to z powodu jej domniemanego żądania, czy też to zwykły chwyt marketingowy, ale organizatorzy koncertu postanowili pokazać fanom, że marzenia się spełniają i każdy może tego dokonać. Chcą, by koncert był jak najbardziej młodzieżowy. Poprosili naszą szkołę, byśmy wybrali pewną grupkę uczniów, którzy pomogą w zapewnieniu widowiska. Wy...- wyciągnął z szuflady plik dokumentów- macie zrobić to.

Spojrzałem na dokumenty i przeczytałem nagłówek: "Epicki pokaz szermierki z wykorzystaniem efektów specjalnych jako tło do piosenki <<Happily Ever After>>". Był to scenariusz naszej sceny.

Moja przepustka na koncert. Spojrzałem na Kojo. Pozwoliłem mu przez chwilę się namyślić i kiwnęliśmy wspólnie głowami.

- Doskonale. Zaraz wam to skseruję i poproszę Asakawę o zamkniętą salę treningową. Macie się przygotować. Jakikolwiek brak czasu... walić do mnie, załatwię to. Zbroje i miecze będą czekały na was na miejscu. Nie zawiedźcie.

__

Moja postać zawsze nosi ze sobą swoje Urządzenie. Chciałem to zaznaczyć na przyszłość.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmmm, można niezłego grosza zarobić na tym całym przedsięwzięciu. Muszę tylko uprzedzić szefa że mnie nie będzie w niedziele w pracy. No i, ten gość... John, jako jedyny od kilku dobrych lat zdołał przyprzeć mnie do muru, i do tego używa stylu walki jakiego jeszcze nie widziałem, treningi z nim powinny być interesujące... jednak najtrudniejsza część dnia dopiero przede mną...

Po odebraniu wszystkich dokumentów i omówieniu wszystkich szczegółów w sprawie dat treningów Kojo udał się do klubu kucharskiego, gdzie oczywiście wyczekiwał go Ryoji.

-SIEMA ZIOMAAAAL!- I nagle samobójstwo nigdy nie wyglądało tak obiecująco.

-To jak, pieczemy ten tort?!?- Kontynuował Ryoji

-S-spokojnie, najpierw omówimy podstawy i zajmiemy się czymś lżejszym.- Odpowiedziała mu kierowniczka klubu.

-To jak to będzie Kojo? Kto zrobi najbardziej bombardowe ciasto wygrywa! Kierowniczka może sędziować!- Zignorował ją Ryoji.

-Cz-czy ty w ogóle mnie słuchasz? Chodź no tutaj, ZACZNIEMY OD PODSTAW.- Odciągnęła go za ucho z dala od Kojo kierowniczka klubu. Dzień zbliża się ku końcowi, klub kucharski niemal się skończył, gdy nagle do Kojo podeszła kierowniczka.

-Oooh Kojo, ciągle się ociągasz, czasami myślę że poza dango i pastą naprawdę nic innego ugotować nie potrafisz.- zaczęła rozmowę.

-Wszystko inne nie jest mi potrzebne. - odpowiedział zimno

-Różnorodność nadaje życiu smak, że tak sobie zażartuje, hehe.... wiesz, może mógłbyś, nie wiem, moglibyśmy zorganizować jakieś prywatne korepetycje po lekcjach, za mną...- powiedziała nieco zarumieniona.

-Yukari, naprawdę sam sobie poradzę. Zresztą, Ryojiemu bardziej przyda się pomoc.- Odpowiedział Kojo spoglądając na Ryojiego sprzątającego niewyobrażalny bałagan, który sam zresztą stworzył.

-Zresztą, w tym tygodniu będę zajęty, praca i sprawy prywatne. Weekend praktycznie zapchany.- dokończył Kojo.

-Oh, to znaczy że w niedziele nie będziesz...-chciała zacząć Yukari ale przerwała kiedy zauważyła jak Ryoji tłucze kilka rzeczy podczas sprzątania.

-RYOJI, czy ty nawet sprzątać nie potrafisz?!? Daj, pomogę ci.- powiedziała Yukari. Kojo pożegnał się i ruszył w stronę domu, zahaczając tylko o KFC w którym pracował by uprzedzić o swojej nieobecności. Pod wieczór zaczął swój trening z urządzeniem, wygląda na to że będzie z tego nawyk.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vince gdy tylko wrócił do domu zauważył migającą diodę komunikatora międzywymiarowego. Wiadomość z Instytutu.

"TAJNE/POUFNE

WPROWADŹ KOD BEZPIECZEŃSTWA...

POTWIERDZONY...

TEMAT: Wyniki śledztwa wewnętrznego w sprawie "Almater", nr. rej. (...)

TREŚĆ: Almater był niezależnym pojazdem należącym do prywatnej korporacji (...) Komisja śledcza wykryła szereg zaniedbań i dziwnych zdarzeń związanych z doborem firmy, kapitanem okrętu, oraz ładunkiem. Szczegóły ustaleń znajdują się w Załączniku A. Wszystkie ustalone fakty wskazują na sabotaż. Póki co nie udało się ustalić czy celem było odpieczętowanie Trios Majoras, czy też odebranie Instytutowi kontroli nad przewożonymi Urządzeniami. Fakt, że pełny manifest przewozowy został nieodwracalnie usunięty ze wszystkich dostępnych nam źródeł elektronicznych może wskazywać na ostatnią ewentualność. Śledztwo wykazuje, że wszystkie Urządzenia w ładunku należały do kategorii:

- S

lub

- Dziwnych

W związku z powyższym z momentem otrzymania tej wiadomości wchodzą w życie nowe rozkazy:

- Odnalezienie czarnej skrzynki Almater

- Zabezpieczenie Urządzeń mogących grozić miejscowej populacji

- Śledztwo w poszukiwaniu odpowiedzialnego za katastrofę

- Wysyłanie cotygodniowych raportów z sytuacji na Ziemi

PS. Jeśli potrzebujesz wsparcia, możemy dosłać drugiego agenta w ciągu ok. czterech tygodni Twojego czasu od momentu gdy wyślesz wiadomość. Liczymy na ciebie Vince."

***

Wieczór w niezbyt ostatnio spokojnym domu państwa Horaki. Rin triumfowała.

- HAHA! Udało mi się! Cztery bilety!

Wymachiwała świtkami kolorowego papieru.

- Matto-kun, Aiko-chan i nawet ty moja pustogłowa siostro, idziemy na KONCERT! To pozwoli nam zapomnieć o wszystkich złych rzeczach ostatnich dni! Zobaczycie, będzie super!

Nagle wszyscy zaczęli się zastanawiać skąd wzięły się zadrapania na rękach i twarzy starszej dziewczyny.

- Jaki koncert? - zaryzykowała Aiko.

- Moja szanowna "kuzynko", najlepszy jaki może być! Próbka kultury japońskiej w najczystszej postaci! Koncert jedynej i niepowtarzalnej Asami Ryougi! Niemogesiedoczekać! - ostatnie dokończyła jednym tchem po czym zaczęła ciężko łapać powietrze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałem wiadomość i usiadłem na łóżku, plecami opierając się o ścianę. Zamknąłem oczy i zacząłem rozmyślać. Fakt usunięcia manifestów mógł być jedynie zasłoną dymną kryjącą prawdziwy cel operacji. Co, jeśli ten wszechświat jest czymś innym, niż nam się zdaje? Może to więzienie albo ogromny arsenał? Praktycznie rzecz biorąc nie wiem nic oprócz losu kilku Urządzeń...

Nie, nawet tego nie wiem! Jakkolwiek zareagowała gitara Matta nie podała klasy "S"! To oznacza, że już od początku mam do czynienia z nowymi, nieznanymi jeszcze artefaktami... Muszę to zawrzeć w raporcie.

Na razie czas jednak wziąć się do żmudnej roboty śledczej. Pierwszym celem będzie znalezienie czarnej skrzynki.

- Komputer, znajdź w "Internecie" wszystkie informacje dotyczące dziwnych zjawisk astronomicznych i paranormalnych z ostatnich dwóch miesięcy.

Skrzyneczka zapiszczała i przez kilka minut czekałem na potwierdzenie. Liczba, jaką podał komputer była stanowczo zbyt duża, nawet jeśli chodziło tylko o Tokio. Nic z tego nie wyjdzie. Pozostaje mi na razie żyć jak ziemski nastolatek, od czasu do czasu walcząc w obronie planety i czekać na łut szczęścia. Cholera. Sięgnąłem po S'ardita, otworzyłem go i powiedziałem tylko jedno.

- Jeśli to będzie w pobliżu... Chcę o tym wiedzieć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nastał nowy dzień. Szkolna rutyna jak zwykle. Ale po przyjściu na zajęcia klubu skorzystałem z okazji, by porozmawiać z osobą, której normalnie unikam.

- O co chodzi? Dlaczego mi przeszkadzasz? - niemalże wywarczała niewysoka, chuda dziewczyna z worami pod swoimi przekrwionymi oczyma.

Asagi jest kolejnym dziwnym indywiduum, które znalazło się w klubie naukowym. Co prawda większość jego członków traktuje naukę poważnie, ale ta dziewczyna to wyższa liga. Na pierwszy rzut oka wydaje się stereotypowym zadufanym w sobie jajogłowym, patrzącym z pogardą na ciemny plebs, który ośmiela się oderwać go od książki, ale w niej jest coś więcej. Wystarczy na nią spojrzeć, by stwierdzić, że żyje w ciągłym w stresie. Nie pamiętam ostatniego razu, kiedy przestała sprawiać wrażenie napiętej do granic wytrzymałości struny. Chodzą pogłoski, że wszystko to ma jakiś związek z jej sytuacją w domu, ale nikt nie zna szczegółów. Szczerze mówiąc, żal mi jej. Ciekawe, czy zawsze taka była?

- Widzisz, chodzi o koncert... - zacząłem nieśmiało, ciągle niepewny, co dokładnie powiedzieć. Ten plan nie jest dobry, ale innego nie mam.

- Nie mam czasu na koncerty! Dlaczego pytasz? Chcesz mnie zaprosić ze sobą, czy co?!

- Nie, nigdy w ży-

- Więc chcesz wysępić bilet! Nie zdobyłeś własnego, a frajer taki jak ty nie ma dziewczyny ani przyjaciół, którzy zrobili by to dla ciebie, więc próbujesz go wyżebrać! Pięknie! Bierz go i spadaj, nie mogłabym znieść ciebie jęczącego mi za plecami przez resztę dnia!

Po zakończeniu tej dość jednostronnej konwersacji Asagi odwróciła się gwałtownie i poszła swoją drogą, zostawiając mnie zdezorientowanego. Nie wiem, co bardziej mnie zmieszało: to, że była w jeszcze gorszym stanie niż zwykle albo to, że tak łatwo mnie przejrzała czy może to, że mimo tego rozstała się z biletem. I dlaczego ona w ogóle go miała, i to jeszcze przy sobie? Liczyłem na to, ale nie spodziewałem się, że tak naprawdę będzie.

Na cóż, kolejne pytania bez odpowiedzi. Pozostaje tylko czekać na koncert.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaciekawiona dochodzącą z sali muzyką zajrzałam do niej przez drzwi i zobaczyłam Matta. Stałam na tyle długo słuchając z ekscytacją jego gry, że aż wydałam z siebie lekki okrzyk aprobaty.

Kiedy zobaczyłam, jak wiele oczu zwróciło się w moją stronę to lekko się zmieszałam. Następnie weszłam do sali i szybko zamknęłam za sobą drzwi, by ukryć się przed ich spojrzeniami.

//Wiedziałam, że w końcu z tym wyskoczysz. Naprawdę tak łatwo cię zadowolić?

Nic nie poradzę. Jego gra była zbyt chwytliwa. Aż? nie, nie. Pamiętaj, co tu robisz. Nic więcej się nie liczy.

- Eeeee? cześć?- powiedziałam, kiedy Matt skończył grać i wszystkie oczy skierowały się w moją stronę.

- Aiko? ? rzucił w moją stronę zaskoczonym tonem widząc znajomą twarz, która... zdecydowanie nie wyglądała jak kolejny uczeń. - Miło cię widzieć. - dodał już z typową dla siebie pogodą ducha. - Tak z ciekawości spytam, co tutaj robisz?

- Eeee... tak jakby przechodziłam- powiedziałam speszona tym, iż nadal wzrok wszystkich skupiony jest na mnie.

- Ooooh! - z błyskiem w oku Saki niemalże dopadła do Aiko. - Czyżbyś przyszła zapisać się do naszego klubu?

Robię zakłopotaną minę i uśmiecham się niepewnie.

- Nie, nie. Ja nie uczęszczam do tej szkoły... przynajmniej nie w ten sposób- powiedziałam przecząco machając rękoma.

- Zaraz... - odparła dziewczyna jakby coś świtało jej w głowie.

- Czy chcesz powiedzieć - zaczął Matt z lekką wątpliwością w głosie. - że pracujesz tutaj jako sensei?

Chwyciłam się jedną ręką z tyłu głowy i westchnęłam z ulgą.

- Eh... no tak. Można by tak powiedzieć- powiedziałam z lekkim uśmiechem, nadal speszona bliskim kontaktem z osobą tak nabuzowaną energią, jak ta dziewczyna.

//Whoaaaa! Kim ona jest? Straszna.

- Ła! Naprawdę?! Nie wiedziałam, że nasza szkoła zatrudniła kogoś nowego! - jej entuzjazm jeszcze wzrósł. - I do tego tak młodego...

- Saki. - Matt odezwał się żartobliwym tonem łapiąć ją za barki i odciągając od Aiko. - Deprymujesz sensei. Już my ci nie wystarczymy? - w międzyczasie puszcza do mnie oko i konspiracyjnym szeptem dodaje: - Nie martw się. Ona tak zawsze.

- Ni... nic nie szkodzi. To ja już pójdę- powiedziałam i odwróciłam się w kierunku drzwi - Powodzenia i widzimy się w do...-zdałam sobie sprawę, że lepiej tego jednego słowa nie mówić na głos-... u Horakich.

Lekko się zarumieniłam i spokojnym krokiem wyszłam z sali, aby nikt na korytarzu ponownie nie zwrócił na mnie uwagi.

Wychodząc zauważyłam jeszcze, jak Saki nagabuje Matta, a ten próbuje jej się tłumaczyć i zaczyna się głośno śmiać, najwyraźniej próbując obrócić wszystko w żart.

---

Wieczór dom państwa Horaki.

Rin wyglądała na naprawdę podekscytowaną tym, że udało jej się zdobyć bilety na ten koncert. Jej zadrapania sugerowały, że o wejściówki musiała się bić z tłumem nastolatek morderców? Brrrrr.

//Waleczna z niej dziewczyna przyznaję.

Co się taka życzliwa nagle zrobiłaś?

//Mam dostęp do sieci. Nie masz pojęcia, co szalone nastolatki z wielką determinacją potrafią zrobić blink_prosty.gif Lepiej nawet nie pytaj.

Tak zrobię. . .

- Można się trochę wyluzować. Te dzieciaki w szkole mnie wykończą- powiedziałam chwytając się za czoło i próbując ocenić, czy nie dostałam gorączki.

//Nie. Monitoruję twój stan życiowy, zatem po mimo zmęczenia jesteś zdrowa. ,,Na szczęście? dla ciebie.

A ty zawsze swoje, co?

//Zabierzcie tą nudną marudę, jak będzie koncert, idealnie przed samą scenę, bo ja też chcę sobie posłuchać, a oderwać się od niej nie mogę- zwróciła się do pozostałych posiadaczy urządzeń.

---

Z balkonu Horakich rozciągał się naprawdę piękny widok, a do tego w nocy światło z miasta nie było na tyle uciążliwe, by utrudnić obserwację nieboskłonu.

Opieram się o barierkę i patrzę z nadzieją w niebo pokryte migoczącymi gwiazdami.

- Eh? czemu akurat musiałam tak trafić? Czemu?- szeptałam do siebie cicho.

//Jesteś nieodpowiedzialna i naiwna. Do tego wszystko robisz po swojemu, co mnie chyba wkurza najbardziej.

I dobrze ci tak.

//Odezwał się humanoid jeden.

Rozumiesz, o co mi chodzi. Nie przywykłam do. . . towarzystwa.

//To już twoja sprawa.

Kto by pomyślał, że spędzę tu tyle czasu, co?

//. . . oni?

Nie odpowiedziałam Mary, tylko patrząc w ciemność nade mną pogrążyłam się w rozmyślaniach, odcinając się od wszystkiego.

__________________________________________

btw. uzgodniłem z Blackiem całą rozmowę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szczerze mówiąc to wieczorem w domu Horakich ledwo powstrzymywałem się od uśmiechu i wyjawieniu reszcie wielkiej niespodzianki, że Aiko została nauczycielką w naszej szkole, ale czując w kościach, że może się jej to nie spodobać po prostu się powstrzymałem. Nie chciałem oberwać drugi raz mydłem albo czymś cięższym prosto w twarz, co to to nie. A zresztą... prędzej czy później, przy odrobinie szczęścia bądź pecha w zależności jak na to patrzeć, reszta także się dowie, ale dosyć już o tym... Patrząc na siostrę Mio zastanawiałem się bardziej czy mam cieszyć się z koncertu czy jej współczuć przeżyć jakich musiała doznać w czasie ich zdobywania. My God, wygląda tak jakby przeżyła spotkanie ze stadem wygłodniałych lampartów. W końcu jednak się odezwałem:

- Koncert?! Woo-hoo! - rzuciłem entuzjastycznie i nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby zapytać jaki to będzie koncert. Jeśli przez przypadek wpakowałem się na jakieś techno...nah, chwila... Miałem ochotę palnąć się otwartą dłonią w łeb. Gulishamu czy inny gulaszu, czasami zadziwiasz głupotą nawet samego siebie. A o czym była mowa w telewizji? Na jaki inny koncert mogła odbywać się tak zażarta walka jak nie na tą idolkę popu? Przecież w Japonii mają na ich punkcie fioła! Not bad, not bad choć nie pogardziłbym czymś bardziej...ostrym, ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. W jednym całkowicie się zgadzałem, takie donośne wydarzenie kulturowe powinno nam wszystkim wyjść na zdrowie.

//Zabierzcie tą nudną marudę, jak będzie koncert, idealnie przed samą scenę, bo ja też chcę sobie posłuchać, a oderwać się od niej nie mogę.

Nie ma problemu, odparłem uśmiechnięty w myślach, to nie koncert death metalowej kapeli, żeby przebijać się przez ścianę śmierci albo innego mosh-pit'a. It's gonna be allright. No, a przynajmniej tak podejrzewałem.

* * *

Nazajutrz zdałem sobie sprawę, że termin tyka a ja wciąż znajdowałem się tylko w jednym klubie i nie miałem specjalnie pomysłów ani większych chęci, żeby wkręcić się do klubu kendo. Nie, żeby mi jakoś specjalnie nie pasował, ale...chyba wolałem coś innego niż polerowanie samurajskiego etosu zwłaszcza, że nie byłem z Japonii. Mogłem nie zrozumieć ich całego podejścia do honoru wojownika. Pozostawało mi wykombinować coś innego w przerwach między zajęciami, odganianiem się od wiecznie naładowanej Saki, która męczyła mnie o granie kawałków...a zresztą pomysł z klubem muzycznym był zacny milordzie. Robisz to co lubisz a w dodatku masz idealne wytłumaczenie, dla którego przynosisz gitarę do szkoły a tym samym jeżeli znajdzie się cokolwiek wystarczająco głupiego, żeby zaatakować mnie podczas zajęć gorzko pożałuje. A zajęcia? E tam, patent z toaletą zawsze działał... przynajmniej w anime.

* * *

Westchnąłem zakłopotany siedząc sobie samotnie gdzieś na obrzeżach szkolnych terenów, które odkryłem dokładnie dzisiaj. Nie było to idealne miejsce na sekretną bazę, ale mogłem w spokoju złapać jakiś kij albo coś co go imitowało i poprzypominać sobie kilka ciosów, przeplatać je w sekwencje, robić doskoki i odskoki, żeby nikt ciekawski nie zaczął wypytywać...

Nie zdążyłem się zorientować co się stało, kiedy kij dosłownie wyrwało mi z ręki, ktoś mnie złapał i zrobił błyskawiczny przerzut a ja po chwili leżałem na plecach wpatrując się w nową twarz zasłaniającą mi bezchmurne niebo. W pierwszej chwili nie miałem pojęcia o co chodzi ani co się stało, więc postanowiłem zastosować wybitnie prostolinijną strategię... skoro nie jest obcym i na niego nie wygląda to zamiast aktywować Pole Bitwy - kłopotliwe z tej racji, że instrument jeszcze leżał w pokoju klubu muzycznego - i skopać mu tyłek uśmiechnąłem się szeroko próbując obrócić całe zdarzenie w żart.

- Mógłbyś się odrobinę przesunąć? Opalam się. - rzucił pogodnym tonem do, jak się okazało, kolejne rówieśnika w moim wieku z czerwonymi jak krew irokezem na głowie. Miał dosyć poważny i średnio do odgadnięcia wyraz twarzy, ale tekst jaki zaserwowałem na powitanie przebił jego pancerz. Nie mógł powstrzymać parsknięcia śmiechem.

- Hah! Właśnie widzę! - w jednej ręce trzymał moją prowizoryczną broń. - Czyżbyś tak szybko zmęczył się machaniem tym kawałkiem drewna?

- Yes, indeed. Zapracowanym człowiekiem jestem...klub muzyczny, zajęcia...

- Tsk, to niedobrze. Jak jesteś taka cienka dupa to zastanawiam się czy w ogóle zapraszać cię do naszego klubu. - odparł lekko ironicznym tonem, z którego jednak nie wyczuwałem specjalnie agresji. Może coś w rodzaju...nadziei na zaciętą acz przyjacielską rywalizację? Albo to moja podświadomość za wiele sobie wyobrażała.

- Ale skąd chciałbyś mnie zapraszać do waszego klubu w pierwszym miejscu? - tu go miałem. - A poza tym, z tego co słyszałem, od El Presidente, nie ma jakiś specjalnych ograniczeń... - chcąc czy nie chcąc irokez znów się uśmiechnął. Mimo woli zdawał się odczuwać pewne zakłopotanie.

- Może dla normalnego klubu nie ma, ale nasz klub nie jest normalny! - odparł stanowczo, ale widząc, że zbiera mi się na wybuch śmiechu i ripostę szybko się poprawił. - To znaczy, że nie jest jak wszystkie inne i nie przyjmujemy byle kogo... nie, żeby byle kto miał w ogóle szansę się z nami zadawać. - zgrzytała mi ta wyniosłość, ale przy odrobinie czasu może zdołam go naprostować. I resztę jeśli jest taka sama. - Jestem z klubu samoobrony, miejsca skąd mają wychodzić ludzie nie bojący się największych zabijaków w tokijskich zaułkach.

- Oooookeeey... powiedzmy, że jestem zainteresowany. - cholera, tak naprawdę to byłem aż za nadto zainteresowany. Kto wie, mogłem się od nich wiele nauczyć. Sprawnym ruchem ciała przywróciłem się do pozycji pionowej. - Powiedz mi tylko gdzie, kiedy, co i jak i żebym jeszcze miał odpowiednie papiery dla nauczycieli czy coś i mogę się zabrać do roboty... A tak poza tym - wyciągnąłem rękę. - Jestem Matt Grishaw, jak się pewnie zorientowałeś nie miejscowy.

- Keiji Zaki. - podał dłoń i w tym momencie, choć odrobinę gwałcąc podręcznik do sztuk walki, chwyciłem go i przerzuciłem na plecy.

- Payback time!

-...i, jak zdajesz sobie sprawę, właśnie zagwarantowałeś sobie solidny wycisk na treningach. - wyszczerzył zęby.

- Be my guest! - odwzajemniłem wyraz twarzy mając niemalże pewność, że z nim jako głównym partnerem do sparingów nie będę narzekał na nudę*.

* * *

Gdzieś pod wieczór, będąc w domu, miałem wrażenie, że plecy osiągnęły poziom osobnego bytu i zamierzają dokonać secesji a moje ręce najchętniej same obcięły by się od reszty ciała. Au, moje nogi, au, moje plecy, au, moje wszystko co istnieje i nawet te parę części ciała jakie nie istnieją... jedyne na co miałem siłę to odprawianie litanii wewnątrz mojej głowy. Pain, suffering, pain, suffering... maaaaaaaah gaaaaaaaaaaad.

Mimo wszystko byłem niesamowicie zadowolonym i szczęśliwym z życia nastolatkiem. Co prawda byłem zbyt zmęczony, żeby zmienić swój wyraz twarzy, ale naprawdę byłem. Wszystko zdawało się iść w odpowiednim kierunku a decyzja o przybyciu do Japonii w ramach wymiany rodziła to coraz nowsze i lepsze owoce. Poznałem już masę świetnych osób, mam szansę robić to co lubię, mój kumpel jest kosmitą a sam posiadam urządzenie zdolne do odparcia inwazji obcego imperium, w dodatku widziałem prawdziwego robota bojowego...a nawet dwa. PER-FECT! A teraz...pora spać...

---

*Tym samym moja postać jest w dwóch klubach a swój wkład w free time kończę czekając na koncert. Niemniej, jeśli chce ktoś wykorzystać moją postać do cut-scenek to walcie na PW/gg/skajpaja ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy Lilith była już nieco bardziej przekonana do szalonego pomysły Charliego pojawił się ktoś, kto rozdmuchał jak chmurkę to jej niepewne uczucie.

Najpierw oberwała w ramię, a potem usłyszała niezbyt miłe:

- Ej, co ty tu robisz?

Szarmancki, nie ma co, pomyślała i przybierając obojętny wyraz twarzy zmierzyła Charlesa wzrokiem.

- Jak to co? Zwiedzam okolicę. A co ci do tego? Nie powinieneś być już na zajęciach?

- Ty nie martw się o mnie i nie wykręcaj. Chcesz się tu zapisać, prawda? - mówiąc Charles patrzył bardziej na faceta w garniturze niż dziewczynę.

- Nie będę ci się tłumaczyć. W ogóle skąd ci przyszedł do głowy tak durny pomysł, żebym miała chcieć się zapisywać do skośnookiej szkoły?

-Lilith, prosiłem cię o coś... - odezwał się facet w garniturze wznosząc oczy do nieba. - Nie martw się, chłopcze. Wiem, co robię. - dodał po japońsku zwracając się z uśmiechem do Charlesa.

Chłopak spojrzał na nią bardzo zirytowanym wzrokiem, może nawet wściekłym... ale szybko mu przeszło i westchnął tylko.

- Dobra, rób co chcesz, ale staraj się mnie w to nie wciągać. Może nawet ci się uda z pomocą twojego... kolegi

Lilith już na odchodnym poklepała Charlesa w ramie z uśmiechem.

- Nie martw się, wiem co robię. - powiedziała, nie zdając sobie sprawy, że przed chwilą to samo powiedział do niego Charlie.

Chwilę błądzili, ale robili to z tak pewnymi siebie minami, że nikt nawet by nie pomyślał, że nie powinno ich tu być. Charlie płynnie po japońsku pytał się raz czy dwa o drogę i w końcu wylądowali przed drzwiami władz tej szkoły. Stali tam chwilę ustalając, jak Lilith ma się zachowywać, kilka razy na głos powtórzyła podstawowe zwroty po japońsku, po czym już mieli otwierać drzwi, gdy same się otwarły i wypłynęła stamtąd grupka nie-skośnookiej młodzieży. Twarz Lilith od razu pojaśniała na ten widok. A gdy zobaczyła wśród nich swojego jasnowłosego znajomego nie mogła już powstrzymać szerokiego uśmiechu. Całe zdenerwowanie gdzieś uleciało i swobodnie weszła za Charliem do tego już o wiele mniej przerażającego gabinetu.

Wcale nie było tak źle, wysłał do niej Charlie, gdy wyszli z gabinetu i skierowali się z powrotem na dziedziniec. Nie zadzwonił na policję. A nawet dostałaś plan lekcji od sekretarki. To miło z ich strony.

Jasne. Nie widziałeś, jak mnie lustrował wzrokiem cały czas? Coś mu nie pasowało.

Ale nie wie co, a zaraz i tak o tym zapomni. Była pewna, że na jego twarzy zobaczyłaby teraz uśmiech triumfu, dlatego specjalnie na niego nie patrzyła.

Wyszli na świeże powietrze, pożegnali się oficjalnymi skinięciami i rozeszli. Lilith usiadła na tej samej ławce co poprzednio i patrzyła na oddalającego się 'kuratora', który zniknął gdzieś za rogiem, a po chwili poczuła jego obecność w swojej głowie.

Czyli mam jakiś tydzień, żeby znaleźć sobie ten cały klub, tak? Dobrze zrozumiałam?

Tak. Znaleźć, zapisać się i dostarczyć papiery. A teraz lepiej się zbieraj, żebyś zdążyła znaleźć salę, w której masz następne zajęcia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...